Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

Rekomendowane odpowiedzi

Badania przeprowadzone na University of Glasgow wykazały, że 90% influencerów zajmujących się dietetyką i odchudzaniem udziela fałszywych porad. Naukowcy przyjrzeli się tym brytyjskim influencerom, którzy posiadają co najmniej 80 000 fanów w co najmniej jednym medium społecznościowym i zajmują się dietą odchudzającą.

Stwierdziliśmy, że większość takich osób przekazuje informacje, które nie mogą zostać uznane za wiarygodne, często przedstawiają opinie jako fakty, a ich porady nie są zgodne z uznawanymi standardami odpowiedniego odżywiania się. To potencjalnie szkodliwe, gdyż docierają oni do szerokiej rzeszy odbiorców, mówi główna autorka badań, Christina Sabbagh.

Naukowcy sprawdzali, czy zalecenia influencerów były jasne, wiarygodne, zgodne z obecnym stanem wiedzy i czy opierały się na dowodach naukowych. Uznawano, że influencer przeszedł test, jeśli spełniał co najmniej 70% kryteriów. Dla każdej z wziętych pod uwagę gwiazd mediów społecznościowych szczegółowo przeanalizowano ostatnie 10 przepisów. Badano je pod kątem kalorii, zawartości węglowodanów, tłuszczów, białek, białek nasyconych, włókien, cukru i soli. Okazało się, że 8 na 9 influencerów nie spełniało nawet 70% kryteriów.

Aż pięciu z nich przedstawiało opinie jako fakty naukowe lub też nie dostarczyło dowodów na poparcie swoich twierdzeń. Porady żadnego z influencerów nie były zgodne z zasadami zdrowego odżywiania się.

Test, z wynikiem 75% przeszedł tylko jeden influencer, któy był z zawodu dietetykiem. Najmniej wiarygodny, z wynikiem 25%, był influencer, który nie miał żadnych kwalifikacji zawodowych do udzielania porad dietetycznych.

Blogi influcerów nie są wiarygodnym źródłem informacji na temat utrzymania prawidłowej wagi. W obliczu epidemii otyłości uważamy, że influencerzy powinni mieć obowiązek spełniania odpowiednich kryteriów naukowych i medycznych by móc udzielać online'owych porad, napisali autorzy badań.

To kolejny dowód na destrukcyjną siłę mediów społecznościowych. Każdy Tom, Dick czy Harry może napisać co mu ślina na język przyniesie i znajdzie ludzi, którzy mu uwierzą. Szczególny problem stanowi fakt, że mleko już się rozlało i narzucenie jakichkolwiek standardów jest mało prawdopodobne. Blogerzy będą bronili swojego prawa do wolności słowa, ale publikowanie bezwartościowych porad jest nie do obrony, skomentował Tam Fry, przewodniczący National Obesity Forum.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Ten sam influencer będzie podawał wiadomości o bardzo różnej wiarygodności:

…a wynika to najczęściej z tego, że jedni zrzynają od drugich, publikując to, co jest aktualnie chodliwe, bez specjalnego zastanawiania się nad prawdziwością swoich doniesień

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, KopalniaWiedzy.pl napisał:

Badania przeprowadzone na University of Glasgow wykazały, że 90% influencerów zajmujących się dietetyką i odchudzaniem udziela fałszywych porad.

Ano. Spędziłem trzy bite miesiące przekopując się przez te stosy 'bro science'. Każdą podaną prawdę objawioną próbowałem potem weryfikować na pubmedzie. Kiedy już miałem wszystko ustawione przyszedł bodajże @dajmon i posprzątał linkiem do artykułu o (nie) prawdziwości badań naukowych. Także trzy miechy grzebania w łajnie poszło jak psu w... z powodu p-hackingu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Pytanie JAK rozwiązać ten problem, bo jest on powszechny i nie dotyczy tylko diet. Uważam że odpowiednią metodą nie jest kara i ograniczenia, które spowodują jedynie odsianie najmniej sprytnych, a danie influencerom SZANSY na rozwój (z pewnym przymusem),  tak aby podnosić ich kwalifikacje.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Metody są. Edukacja społeczeństwa i nauczenie go weryfikacji informacji, a także tworzenie godnych zaufania instytucji krzewiących wiedzę w danej dziedzinie. Zakaz udzielania porad to jakiś totalitarny pomysł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

„influencer” to określenie analogiczne do „jestem blogerkom modowom”. Pusto w głowie, zareklamuję wszystko, za co zapłacicie. Bez wyjątku.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
W dniu 10.05.2019 o 17:43, KopalniaWiedzy.pl napisał:

W obliczu epidemii otyłości uważamy, że influencerzy powinni mieć obowiązek spełniania odpowiednich kryteriów naukowych i medycznych by móc udzielać online'owych porad, napisali autorzy badań.

Czytaj: Najlepiej niech płacą za dopuszczenie do udzielania porad i pisania blogów po zdaniu u nas egzaminów. 100  funtów od łebka i papier damy.

W dniu 11.05.2019 o 03:15, Ergo Sum napisał:

Uważam że odpowiednią metodą nie jest kara i ograniczenia, które spowodują jedynie odsianie najmniej sprytnych,

Absolutnie nie. Odsieją jedynie tych co nie zapłacą :D
Jak to było?

 

Cytat

Autorytet, sir John zaleca pijawki na każdą chorobę.
A czy nie jest on przypadkiem największym hodowcą pijawek w Europie?
Tak, to dokładnie ten sam.

 

W dniu 10.05.2019 o 21:16, Jajcenty napisał:

Spędziłem trzy bite miesiące przekopując się przez te stosy 'bro science'. Każdą podaną prawdę objawioną próbowałem potem weryfikować na pubmedzie. Kiedy już miałem wszystko ustawione przyszedł bodajże @dajmon i posprzątał linkiem do artykułu o (nie) prawdziwości badań naukowych.

Jedz co chcesz byle nie za dużo i nie jawnie rakotwórcze było. Większy wpływ na zdrowie będzie miał tryb życia.
Aktywność ruchowa, ale też bez schizy. 15 minut wysiłku intensywnego rano. Pół godziny umiarkowanego (szybki spacer wracając z pracy wystarczy) kiedy chcesz. I 15 minut intensywnego wieczorem :)
Tzn. z tym rano to już dla emeryta. Pracujący musi raczej wieczorem nadrobić.

W jedzeniu: dla łatwości ustal sobie coś co będzie miało powtarzalny rdzeń i dużo drobnych rzeczy na uzupełnienie braków. I tyle.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jestem ciekawy, jak te statystyki wyglądałyby w Polsce

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 10.05.2019 o 21:16, Jajcenty napisał:

Ano. Spędziłem trzy bite miesiące przekopując się przez te stosy 'bro science'. Każdą podaną prawdę objawioną próbowałem potem weryfikować na pubmedzie. Kiedy już miałem wszystko ustawione przyszedł bodajże @dajmon i posprzątał linkiem do artykułu o (nie) prawdziwości badań naukowych. Także trzy miechy grzebania w łajnie poszło jak psu w... z powodu p-hackingu.

Bardzo ciekawy temat! Wiedziałem o tych błędach metodologicznych, ale nie wiedziałem, że nazywa się to p-hacking. Lecz mimo to bez obaw - metoda naukowa to nadal najlepsza metoda odsiewania/wykrywania fałszu :) W dużej mierze te błędy są redukowane przez weryfikacje wyników przez innych badaczy, lub za pomocą metaanaliz. 

W dniu 11.05.2019 o 13:02, Flaku napisał:

Metody są. Edukacja społeczeństwa i nauczenie go weryfikacji informacji, a także tworzenie godnych zaufania instytucji krzewiących wiedzę w danej dziedzinie. Zakaz udzielania porad to jakiś totalitarny pomysł.

Pełna zgoda :) Pozostaje "tylko" kwestia metod tej edukacji i nauczania :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Śmieszne, albo straszne jest to, że gdyby ktoś chciał zrobić z tego artykułu film w stylu nowoczesnego yt, to trwałby chyba pół godziny. Licząc żebranie o łapki i subskrypcje. Yt poza kilkoma kanałami nie ma dużej wartości. Poza tym, za prawdziwą merytoryczną treść trzeba płacić. Niestety nikt za darmo nie dzieli się wynikami i szczegółami badań naukowych. Kupuje o wielu lat czasopisma naukowe, a kiedyś kupowałem czasopisma specjalistyczne. Nigdzie w internecie nie znalazłem takich treści. Ludzie nie rozumieją że internet to tylko narzędzie do wymiany informacji. Powstał przecież do tych celów. Dobre jest to, że można kupić tanio za parę złotych starsze wydania wielu specjalistycznych pism i mieć jakieś pojęcie na dany temat. Czytanie niektórych chyba boli, co widać na filmach yt w stylu pokazu slajdów, gdzie w ciągu 20 minut jest pięć zdań. Podsumowując. Duża strata czasu dla małej ilości treści i to miernej jakości.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Specjalistyczne czasopisma są głównie dla specjalistów, a tu potrzeba kanałów popularnonaukowych. Niestety żeby w taki sposób przekazywać wiedz trzeba być nie tylko dobrym specjalistą ale posiadać umiejętność przekazywania wiedzy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
Napisano (edytowane)
4 godziny temu, Warai Otoko napisał:

Metody są. Edukacja społeczeństwa i nauczenie go weryfikacji informacji

W podręcznikach chyba są takie metody. Problem w tym że gro społeczeństwa podręczników nie czyta.

W teorii to jest piękne. W praktyce do d...
Trzeba się pogodzić z tym że ludzie są jacy są a nie szukać n-tego sposobu na zmianę ludzi.
Akceptacja zamiast nachalnej propagandy jacy to ludzie nie powinni być.

Edytowane przez thikim

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Z pewnością znacie to uczucie, gdy po obfitym posiłku czujecie się najedzeni i nachodzi Was ochota na coś słodkiego. Naukowcy z Instytutu Badań nad Metabolizmem im. Maxa Plancka w Kolonii odkryli, że tajemnica tego zjawiska tkwi w mózgu. Okazało się bowiem, że te same komórki nerwowe, które informują nas, że już jesteśmy najedzeni, są też odpowiedzialne za nasze późniejsze pożądanie słodkości.
      I u myszy, i u ludzi chęć zjedzenia czegoś słodkiego jest aktywowane przez uwolnienie peptydu opioidowego o nazwie beta-endorfina. Zablokowanie jej szlaku sygnałowego może być przydatne w leczeniu otyłości.
      Uczeni z Kolonii, chcąc sprawdzić, dlaczego po obfitym posiłku chcemy zjeść coś słodkiego, badali reakcję myszy na cukier. Odkryli, że najedzone myszy wciąż jadły desery. Badania ich mózgów wykazały, że odpowiedzialne za to są niektóre neurony POMC, które aktywowały się natychmiast, gdy myszy zyskiwały dostęp do cukru. Gdy myszy były najedzone i jadły cukier neurony POMC uwalniały molekuły sygnałowe, które nie tylko informowały o sytości, ale stymulowały też beta-endorfinę. Ta z kolei działała na komórki nerwowe z receptorami opioidowymi, uruchamiając poczucie nagrody, co powodowało, że myszy jadły cukier nawet, gdy były już przejedzone. Szlak opioidowy był aktywowany tylko wówczas, gdy zwierzęta zjadały dodatkowy cukier, ale nie wtedy, gdy zjadały zwykłe pożywienie lub tłuszcz. Gdy naukowcy zablokowali ten szlak, myszy nie chciały jeść dodatkowego cukru. Zjawisko takie miało miejsce tylko  u najedzonych myszy. Gdy zwierzęta były głodne zablokowanie beta-endorfiny nie powodowało, że nie chciały jeść.
      Co ciekawe, mechanizm ten uruchamiał się gdy tylko myszy wyczuły cukier, nawet gdy jeszcze nie zaczynały go jeść. Co więcej, opiat był uwalniany także w mózgu myszy, które nigdy wcześniej nie miały z cukrem do czynienia. A gdy tylko pierwsza porcja cukru trafiła do pyska myszy, beta-endorfina trafiała do neuronów POMC, wzmacniając zapotrzebowanie na cukier.
      Autorzy badań postanowili sprawdzić, czy taki sam mechanizm działa u ludzi. Badanym podawali roztwór cukru przez rurkę, jednocześnie skanując ich mózgi. W ten sposób stwierdzili, że doszło do zwiększonej aktywności w tym samym regionie mózgu, co u myszy. To region, który zawiera wiele receptorów opioidowych położonych blisko neuronów informujących o najedzeniu się. Z ewolucyjnego punktu widzenia, ma to sens. Cukier rzadko występuje w naturze, ale błyskawicznie dostarcza energię. Mózg jest więc zaprogramowany tak, by korzystać z cukru, gdy tylko to możliwe, mówi kierujący badaniami Henning Fenselau.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Przodek człowieka, żyjący 3,5 miliona lat temu australopitek, był wegetarianinem. Do takich wniosków doszli naukowcy z Instytutu Chemii im. Maxa Plancka w Niemczech oraz University of Witwatersrand w RPA. Badania izotopów azotu zawartych w szkliwie skamieniałych zębów siedmiu australopiteków ujawniły, że nie jedli oni w ogóle mięsa lub spożywali jego minimalne ilości.
      W powszechnej opinii konsumpcja białka zwierzęcego, szczególnie mięsa, była tym czynnikiem, który stanowił punkt zwrotny w historii człowieka. To właśnie dostęp do tego typu żywności miał umożliwić ewolucję dużego mózgu. W przyswojeniu białka miało zaś pomagać opanowanie ognia. Jednak przekonanie, że mięso miało odegrać olbrzymią rolę w rozwoju ludzkiego mózgu, opiera się bardziej na hipotezach, niż dowodach. Te bowiem bardzo trudno zdobyć. Podobnie zresztą jak jakiekolwiek dowody na konkretną dietę naszych przodków. Poszukiwanie w kolagenie dowodów starszych niż 200 000 lat jest bowiem bardzo trudne. Ostatnio zresztą pojawiły się badania, których autorzy stwierdzają, że do wyewoluowania dużego mózgu nie przyczyniło się zwiększenie dostępności składników odżywczych za pomocą opanowania ognia, a dzięki kiszeniu żywności.
      Uczeni z RPA i Niemiec dostarczyli właśnie dowodów, że australopiteki – a to od nich prawdopodobnie pochodzi rodzaj Homo – które żyły na południu Afryki 3,7–3,3 miliona lat temu, żywiły się wyłącznie lub niemal wyłącznie roślinami.
      Badacze przeanalizowali stabilne izotopy ze szkliwa zębów siedmiu australopiteków, którzy zamieszkiwali jaskinie Sterkfontein w pobliżu Johannesburga, stanowiące część Kolebki ludzkości. Porównali dane izotopowe z ich zębów z izotopami ze szkliwa współczesnych im zwierząt, w tym małp, antylop, hien czy wielkich kotów.
      Szkliwo to najtwardsza tkanka organizmów ssaków. Może przez miliony lat przechowywać informacje o diecie zwierzęcia, mówi główna autorka badań, geochemiczka Tina Lüdecke. Informacja te przechowywana jest w postaci stabilnych izotopów azotu, 14N i 15N. Im zwierzę znajduje się wyżej w łańcuchu pokarmowym, tym większy jest w jego organizmie stosunek cięższego 15N do lżejszego 14N. U zwierząt mięsożernych jest on więc wyższy, niż u zwierząt roślinożernych.
      Stosunek obu izotopów azotu jest od dawna używany do badania diety ludzi i zwierząt z przeszłości. Jednak dotychczas jego badanie było możliwe dla kilkudziesięciu tysięcy lat wstecz. Lüdecke wykorzystała nowatorską technikę opracowaną w laboratorium Alfredo Martíneza-Garcíi w Instytucie Chemii im. Maxa Plancka. Pozwala ona na badanie stosunku izotopów azotu w szkliwie sprzed milionów lat.
      Badacze odkryli, że stosunek wspomnianych izotopów w szkliwie zębów australopiteków był różny, ale u wszystkich niski, podobny do izotopów ze szkliwa współczesnych im roślinożerców i znacznie niższy od wyników uzyskanych ze szkliwa mięsożerców. Na tej podstawie naukowcy doszli do wniosku, że dieta australopiteków oparta była wyłącznie lub prawie wyłącznie na roślinach. Nie można jednoznacznie wykluczyć, że australopiteki okazjonalnie jadły białko zwierzęce – jajka czy owady – jednak z pewnością nie polowały regularnie na większe zwierzęta.
      Lüdecke i jej zespół planują poszerzyć zakres swoich badań. Chcą zebrać więcej informacji o diecie różnych gatunków homininów, z różnych miejsc i różnego czasu. Chcieliby się dowiedzieć, kiedy w diecie naszych przodków pojawiło się mięso, jak zmieniało się jego spożycie oraz czy i jaką rolę odegrało ono w ewolucji człowieka.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od niemal 100 lat kolejne badania laboratoryjne pokazują, że zwierzęta, które jedzą mniej lub jedzą rzadziej, żyją dłużej. Naukowcy próbują zrozumieć zarówno mechanizm tego zjawiska, jak i opracować metody najlepszego zaimplementowania go u ludzi. Na łamach Nature opublikowano właśnie wyniki ważnych badań, jakie naukowcy z The Jackson Laboratory i ich współpracownicy, przeprowadzili na niemal 1000 myszach, które były karmione różnymi dietami. Myszy dobrano tak, by były genetycznie różnorodne, co miało oddawać zróżnicowanie genetyczne ludzkiej  populacji.
      Badania pokazały, że spożywanie mniejszej liczby kalorii ma większy wpływ na długość życia niż okresowe głodówki. Naukowcy stwierdzili, że spożywanie niewielkiej ilości kalorii wydłużało życie myszy niezależnie od ich poziomu glukozy i odsetka tłuszczu w organizmie. Co zaskakujące, najdłużej żyły te zwierzęta, które na restrykcyjnej diecie straciły najmniej na wadze. Myszy, które najbardziej schudły, miały mniej energii, osłabione układy rozrodczy oraz odpornościowy i żyły krócej niż te, które schudły najmniej.
      Nasze badania pokazują, jak ważna jest odporność. Najbardziej odporne zwierzęta utrzymały wagę nawet w obliczu ograniczenia liczby kalorii i one żyły najdłużej. Uzyskane przez nas wyniki sugerują, że umiarkowane ograniczenie kalorii może być dobrym sposobem na uzyskanie równowagi pomiędzy zachowaniem zdrowia i wydłużeniem życia, mówi główny autor badań, profesor Gary Churchill.
      Uczony i jego zespół podzielili badane przez siebie samice myszy do pięciu grup. W pierwszej z nich zwierzęta mogły jeść ile chciały i kiedy chciały, druga z grup otrzymywała 60%, a trzecia 80% dawki kalorii typowej dla myszy. Kolejnym dwóm grupom nie podawano w ogóle jedzenia przez jeden lub dwa następujące po sobie dni w tygodniu, a w pozostałe dni mogły jeść ile chciały.
      Okazało się, że zwierzęta, które mogły jeść ile chciały żyły średnio 25 miesięcy. Te, którym urządzano głodówkę żyły średnio 28 miesięcy. W grupie, która spożywała 80% kalorii średnia długość życia wyniosła 30 miesięcy, a w grupie spożywającej 60% kalorii było to 34 miesiące. W każdej z grup zaobserwowano też bardzo duży rozrzut długości życia. Na przykład w tej, gdzie zwierzęta spożywały najmniej kalorii myszy żyły od kilku miesięcy po 4,5 roku.
      Gdy naukowcy sprawdzili, skąd tak wielki różnica, okazało się, że czynniki genetyczne mają większy wpływ na długość życia niż dieta. Te wciąż niezidentyfikowane czynniki odgrywały też decydującą rolę we wpływie diety na długość życia. Te myszy, które były najbardziej odporne, które pomimo stresu i zmniejszonej liczby przyjmowanych kalorii utrzymały wagę, odsetek tkanki tłuszczowej i zdrowy układ odpornościowy oraz te, które na starość nie straciły tkanki tłuszczowej, żyły najdłużej. Jeśli chcesz żyć długo, możesz kontrolować pewne elementy, takie jak dieta. Jednak tym, co naprawdę zapewnia długie życie są geny po bardzo starej babci, mówi Churchill.
      Wyniki badań podają w wątpliwość tradycyjne poglądy na to, dlaczego niektóre diety wydłużają życie. Okazuje się bowiem, że takie czynniki jak masa ciała, odsetek tkanki tłuszczowej, poziom glukozy we krwi i temperatura nie wyjaśniają związku pomiędzy ograniczeniem liczby kalorii a długością życia. Z badań wynika, że z dłuższym życiem są w większym stopniu powiązane zdrowie układu odpornościowego oraz cechy charakterystyczne czerwonych krwinek. To zaś sugeruje, że badania nad długością ludzkiego życia – podczas których często stosuje się pomiary wskaźników metabolicznych – mogą pomijać ważne aspekty zdrowego starzenia się.
      O ile ograniczenie kalorii wydłuża życie, to nasze badania wskazują, że utrata wagi w wyniku ograniczenia kalorii jest niekorzystna dla długości życia. Okazuje się zatem, że jeśli prowadzimy badania nad lekami wydłużającymi życie i widzimy, że przyjmujący je ludzie tracą wagę oraz mają lepszy profil metaboliczny, może to nie być dobrym prognostykiem dotyczącym ich przyszłej długości życia, wyjaśnia Churchill.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      W średniowieczu religia odgrywała dużą rolę w różnych aspektach życia. Większość informacji na ten temat pochodzi z dokumentów, które w znacznej mierze opisują życie elit ówczesnych społeczeństw. Na szczęście współczesne metody badawcze pozwalają zarówno na zweryfikowanie tego co wiemy i wnioskujemy z dokumentów oraz zdobycie nowych informacji. Jedną z takich metod jest badanie izotopów w szkieletach zmarłych osób, co pozwala na przykład określić ich dietę.
      Grupa francuskich naukowców postanowiła porównać dietę osób o różnym statusie społecznym: pochowanych na cmentarzu dla elity w Saint-Jean de Todon oraz osób z niższych klas społecznych, które spoczęły w Saint-Victor-la-Coste. Oba cmentarze były używane pomiędzy IX a XIII wiekiem.
      W IX/X wieku zachodni monastycyzm przeżywał poważny kryzys. Klasztory były zależne od lokalnych możnych, którzy wykorzystywali swoją pozycję, traktując zarówno klasztory jak i kościoły jako majątki rodzinne, obsadzając tam swoich krewnych, którzy żyli na podobieństwo stanu rycerskiego. Duchowieństwo bardziej zajmowało się gromadzeniem majątku, polityką i wojnami niż sprawami Kościoła. Na porządku dziennym było posiadanie przez księży rodzin, kupno urzędów kościelnych, prowadzenie praktycznie świeckiego trybu życia. Sytuację postanowił zmienić papież Sylwester II. Wsparli go benedyktyni z założonego w 910 roku klasztoru w Cluny. Z czasem ruch kluniacki stał się jedną z największych sił religijnych Europy, a reforma kluniacka doprowadziła do skupienia się klasztorów na pracy, modlitwie i opiece nad ubogimi.
      W ramach reformy zmieniono wiele aspektów życia klasztornego, w tym dietę, a zmiany te dotyczyły również – z odpowiednimi zmianami – także innych duchownych oraz osób świeckich. Zakonnikom zabroniono spożycia mięsa z wyjątkiem mięsa ryb, ograniczono ilość chleba, wina i warzyw, jakie mogły jeść kościelne elity. Ograniczenia narzucono też świeckim. Mogli oni jeść mięso z wyjątkiem dni postnych, chociaż nie dotyczyło to osób starych, chorych i dzieci.
      Autorzy badań – opierając się na danych historycznych – wysunęli hipotezę, że osoby z elity miały bardziej zróżnicowaną dietę, bogatą w białko zwierzęce, dieta mnichów była głównie wegetariańska z regularnym dostępem do ryb, natomiast dieta przeciętnego człowieka opierała się głównie na warzywach, z okazjonalnym spożywaniem ryb lub mięsa innych zwierząt.
      Analizy stabilnych izotopów wykazały, że członkowie elity z Saint-Jean de Todon jedli głównie owies, jęczmień, żyto, pszenicę, ale mieli też regularny dostęp do białka zwierzęcego. Badacze zauważyli tez, że kobiety spożywały zwykle mniej białka zwierzęcego, niż mężczyźni, co jest zgodne z założeniami reformy kluniackiej, która dzieliła dietę w zależności od płci, wieku i statusu społecznego. Okazało się również, że niezależnie od tego, czy zmarła osoba została pochowana w grobie oznaczonym czy nieoznaczonym – co może wskazywać na różny status społeczny – dieta badanych z Saint-Jean de Todon była podobna.
      Nieco inne wyniki dała analiza szczątków osób z Saint-Victor-la-Costa. Tam wszyscy, niezależnie od płci czy innych czynników, spożywali podobną dietę, opartą głównie na zbożach i warzywach.
      Bardzo interesujące zjawisko zauważono natomiast w przypadku dzieci. Okazało się, że dzieci pochowane na cmentarzu Saint-Jean de Tondon były karmione piersią lub odstawiane od piersi w wieku 2-4 lat. Natomiast dzieci z cmentarza Saint-Victor-la-Coste były odstawiane od piersi już w wieku 1-2 lat.
      Uzyskane przez nas dane można porównać z zapiskami historycznymi i sprawdzić, czy i w jakim stopniu reguły określone przez Kościół były przestrzegana w różnych regionach, parafiach czy klasach społecznych, stwierdzają autorzy badań. Obecnie prowadzą oni podobne analizy na innych pobliskich cmentarzach, by lepiej zrozumieć związek pomiędzy statusem społecznym a zasadami religijnymi. Planują też przetestować kolejne osoby z obu wspomnianych cmentarzy, by sprawdzić, jak dieta okolicznej ludności zmieniała się w czasie.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Pająki są uznawane za klasyczne drapieżniki owadożerne, tymczasem okazuje się, że ich dieta jest o wiele bardziej złożona i od czasu do czasu decydują się one nawet na posiłek wegetariański.
      Naukowcy już od jakiegoś czasu zdawali sobie sprawę, że niektóre pająki starają się wzbogacać menu rybami, żabami, a nawet nietoperzami. Teraz zespół z Uniwersytetu w Bazylei, Brandeis University oraz Uniwersytetu w Cardiff wykazał, że stawonogi te jadają również rośliny. Biolodzy przejrzeli pod tym kątem literaturę przedmiotu. Dzięki ich systematycznemu przeglądowi udowodniono, że różnego rodzaju rośliny (np. storczyki, drzewa, trawy czy paprocie) wchodzą w skład diety aż 10 rodzin pająków. Zjadane są różne ich elementy: nektar, pyłek, nasiona, tkanka liści, spadź i sok mleczny.
      Najważniejszą grupą pająków o wegetariańskich zwyczajach są skakunowate (Salticidae). To im przypisano aż 60% przypadków roślinożerności udokumentowanych w studium. Takim zwyczajom wydaje się sprzyjać kilka czynników: życie wśród roślin, mobilność, a także świetna zdolność wykrywania odpowiedniego pożywienia roślinnego.
      Pająki żywiące się roślinami występują na wszystkich kontynentach poza Antarktydą. Opisywane zachowanie jest jednak częściej dokumentowane w cieplejszych strefach. Autorzy publikacji z Journal of Arachnology dywagują, że może się tak dziać, bo spora liczba doniesień o wegetariańskiej diecie dotyczy nektaru, a rośliny produkujące duże jego ilości są tam bardziej rozpowszechnione.
      Zdolność pająków do pozyskiwania składników odżywczych z roślin poszerza ich bazę pokarmową. Może to być mechanizm, który pozwala przetrwać okresy niedoboru owadów. Ponadto dywersyfikacja jest korzystna z żywieniowego punktu widzenia, bo optymalizuje podaż dietetyczną - podsumowuje Martin Nyffeler z Uniwersytetu w Bazylei.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...