Znajdź zawartość
Wyświetlanie wyników dla tagów 'grupa' .
Znaleziono 26 wyników
-
Pingwiny cesarskie (Aptenodytes forsteri) są w stanie przetrwać trudną antarktyczną zimę, ponieważ zbijają się w ciasne grupy. Naukowców od lat zastanawiało jednak, co z osobnikami pozostającymi na flankach: przecież nie może im być równie ciepło jak ptakom stojącym w samym centrum. Nagranie poklatkowe ujawniło jednak, że pingwiny niepostrzeżenie się przemieszczają i w związku z tym struktura grupy stale się przebudowuje. Naukowcy porównali to zjawisko do fali meksykańskiej. Nagranie powstało na Ziemi Królowej Maud, gdzie temperatury spadają niekiedy do -45 stopni Celsjusza, a wiatry osiągają prędkość 180 km/h. Gdy panują takie warunki pogodowe, pingwiny cesarskie zbijają się w grupy. Nie chodzi przy tym wyłącznie o ogrzanie, ponieważ A. forsteri są jedynymi kręgowcami, które rozmnażają się w czasie arktycznej zimy i muszą wtedy wysiadywać jaja. Zanim naukowcy z międzynarodowego zespołu opublikowali wyniki opisywanego studium, sądzono, że pingwiny są zbyt ciasno upakowane, by jakikolwiek ruch był w ogóle możliwy. Kamery, które przez kilka godzin wykonywały zdjęcia co 1,3 s, ujawniły jednak, że to nieprawda. Przez większość czasu kolonia pozostawała w bezruchu, ale co 30-60 sekund jeden pingwin bądź grupa ptaków zaczynała się przemieszczać - tylko nieznacznie - tłumaczy dr Daniel Zitterbart z Friedrich-Alexander-Universität Erlangen-Nürnberg. Ruchy te rozprzestrzeniały się po całej kolonii jak fala. Akademicy podkreślają, że skoordynowany ruch jest tak subtelny, że w czasie rzeczywistym nie można go dostrzec. Nie da się jednak ukryć, że w dłuższej perspektywie ma on ogromny wpływ na strukturę grupy. Gdy ptaki przesuwają się naprzód, mniejsze osobniki mogą skorzystać z okazji i np. wniknąć pomiędzy większe. Na nagraniu widać też, że gdy fala dociera do czoła kolonii, niektóre pingwiny odrywają się od reszty i przechodzą na tył grupy.
- 1 odpowiedź
-
Korzystanie z telefonu komórkowego sprawia, że chwilę potem ludzie stają się mniej prospołeczni. Prof. Anastasiya Pocheptsova i Rosellina Ferraro oraz student Ajay T. Abraham z University of Maryland przeprowadzili serię eksperymentów, w których ustalili, że po krótkim okresie korzystania z telefonu komórkowego badani wykazywali mniejszą chęć zostania wolontariuszem w lokalnej służbie społecznej, gdy ich o to poproszono. Poza tym szybciej przestawali się zajmować rozwiązywaniem zagadek słownych, mimo że wiedzieli, że poprawne odpowiedzi przekładają się na datek dla organizacji charytatywnej. Ograniczenie tendencji do skupiania się na innych następowało nawet wtedy, gdy uczestników studium proszono o narysowanie własnych telefonów komórkowych i pomyślenie o korzystaniu z nich. W eksperymentach wzięło udział kilka grup studentów college'u, a więc kobiety i mężczyźni tuż po dwudziestce. Możemy się [jednak] spodziewać podobnych efektów w innych grupach wiekowych. Biorąc pod uwagę coraz większe rozpowszechnienie komórek, należy się liczyć ze skutkami społecznymi na szeroką skalę - uważa Ferraro. Skąd bierze się spadek tendencji prospołecznych? Telefon komórkowy bezpośrednio wywołuje uczucie łączności z innymi, zaspokajając podstawową ludzką potrzebę przynależności. Później nie trzeba więc już podejmować wysiłków, by funkcjonować jako część społeczności czy pomagać innym. Psycholodzy ustalili, że łączność jest tu kluczem. Kiedy w jednym z eksperymentów porównywano użytkowników telefonów oraz Facebooka, okazało się, że za pośrednictwem komórki ludzie czuli się bardziej związani z otoczeniem.
- 1 odpowiedź
-
- telefon komórkowy
- komórka
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Małpy Nowego Świata (szerokonose) mają bardziej skomplikowany wzór na pysku, jeśli żyją w małych grupach lub dzielą obszar występowania z większą liczbą innych gatunków, co oznacza stosunkowo niewielkie prawdopodobieństwo spotkania swoich, a wysokie obcych, którzy mogą być przecież groźni. Ukari szkarłatne, których stada składają się niekiedy nawet ze 100 osobników, mają charakterystyczne jednolicie czerwone pyski, natomiast ponocnica mirikina, która żyje w małych grupach rodzinnych z partnerem i potomstwem, ma wokół oczu białe obwódki. Widać je tym lepiej, że usadowiły się na ciemnym tle. Wg Sharlene Santany z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles, u małp tworzących niewielkie stada rozbudowany wzór pomaga w odróżnianiu gatunków, zaś u małp tworzących duże grupy jednolite twarze ułatwiają rozpoznawanie poszczególnych osobników, o zwiększeniu skuteczności komunikacji za pomocą mimiki nie wspominając. Amerykanie sfotografowali pyski 129 gatunków małp szerokonosych. Uszeregowali je pod względem złożoności barwnego wzoru, pigmentacji skóry, a także długości i barwy włosów. Zestawili to z danymi dotyczącymi życia społecznego i ekologii każdego gatunku, uwzględniając związki ewolucyjne, które mogły doprowadzić do powstania podobnego wzoru u dwóch spokrewnionych gatunków. Tak jak przewidywano, habitat określał ubarwienie i owłosienie pyska, bo małpy żyjące w mrocznych, wilgotnych lasach Amazonii miały ciemniejsze brody i włosy na obwodzie mózgoczaszki. Naukowcy sądzą, że pomaga to we wtopieniu się w otoczenie. Dla odmiany małpy występujące na obszarach intensywnego promieniowania ultrafioletowego odznaczały się ciemniejszymi wzorami wokół oczu ("okularami"), co chroniło je przed szkodliwym wpływem UV. Pyski zwierząt zajmujących oddalone od równika chłodniejsze habitaty porastały za to dłuższymi włosami. W kontekście presji ewolucyjnej związanej z kontaktami społecznymi naukowcy wspominają o kontrastowym ubarwieniu pyska sajmiri boliwijskiej (Saimiri boliviensis) z jasną oprawą oczu i ciemną kufą. Ponieważ małpy te nieczęsto się spotykają, charakterystyczny wygląd pozwala od razu wypatrzeć rozsianych rzadko po lesie pobratymców. Dla małp tworzących duże stada od wzoru i koloru ważniejsze są kształty i rozmiary poszczególnych elementów pyska - bo tym właśnie różnią się od siebie poszczególni członkowie grupy. Poza tym mniej skomplikowane wzory eksponują mimikę, a bez właściwego jej odczytywania trudno mówić o harmonii i przestrzeganiu zasad życia społecznego. W przyszłości zespół Santany zamierza się przyjrzeć ewentualnemu wpływowi życia społecznego na wygląd pysków innych małp i ssaków.
-
- małpy Nowego Świata
- szerokonose
-
(i 8 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Wyobraźmy sobie następującą sytuację. Zgubiony wagon towarowy pędzi na pięciu ludzi, którzy nie mają jak uciec. Bohater historii może jednak zmienić bieg wydarzeń i wagonu, kierując go na tor, gdzie znajduje się tylko jedna osoba. Okazuje się, że mając taki wybór, ok. 90% badanych poświęci jednostkę dla grupy. Psycholodzy z Uniwersytetu Stanowego Michigan (MSU), którzy pracowali pod przewodnictwem Carlosa Davida Navarrete, przedstawili ochotnikom taki właśnie dylemat moralny. Oglądane przez okulary do rzeczywistości wirtualnej, wszystko wyglądało bardzo realistycznie. Poruszając dżojstikiem, można było skierować pociąg na drugi tor, po którym poruszał się jeden, a nie pięciu autostopowiczów. Bardzo szybko okazało się, że większość badanych decyduje się na pogwałcenie normy moralnej, jeśli oznacza to mniejsze zło. Dylemat wagonika (nazywany też dylematem zwrotnicy) to eksperyment myślowy w etyce. Został wprowadzony przez Philippę Foot. Później zajmowało się nim wielu filozofów, a obecnie także neurobiolodzy. Psycholodzy z MSU jako pierwsi zdecydowali się na eksperyment behawioralny w środowisku wirtualnym, z widokami, odgłosami i konsekwencjami działań [...]. Ochotnicy wkładali hełmy z okularami 3D, a do ich palców przymocowywano czujniki pozwalające zmierzyć stopień pobudzenia emocjonalnego. Każdy z badanych siedział koło zwrotnicy i widział przed sobą rozgałęziające się tory. Po prawej w uniemożliwiającym ucieczkę wąskim żlebie szło 5 osób, a po lewej, także w wąskim korytarzu, tylko jedna. Gdy na horyzoncie pojawiał się wyładowany węglem wagonik, badany mógł nie zrobić nic i pozwolić, by wagon zabił 5 piechurów albo pociągnąć wajchę, przypieczętowując los jednego podróżnego. Na 147 badanych aż 133 (90,5%) sięgało po dżojstik. Czternastu decydowało, że wagonik ma uderzyć w 5 ludzi: 11 nie przestawiało zwrotnicy, a 3 przestawiało, a potem powracało do pierwotnego ustawienia. Ochotnicy, którzy nie ratowali grupy, byli silniej pobudzeni emocjonalnie. Navarette uważa, że dla niektórych perspektywa wyrządzenia komuś krzywdy była tak przytłaczająca, że ostatecznie trudno było zrobić cokolwiek. Sądzę, że ludzie mają wrodzoną awersję do krzywdzenia innych, którą trzeba czymś znieść, usprawiedliwić. Da się to zrobić za pomocą racjonalizacji - np. myśląc o ocalonych osobach. Dla niektórych wzrost lęku może być jednak tak silny, że nie mogą podjąć utylitarnego wyboru dla mniejszego zła. Warto dodać, że eksperyment w świecie wirtualnym dał podobne rezultaty jak wcześniejsze badania.
- 26 odpowiedzi
-
- dylemat wagonika
- dylemat zwrotnicy
- (i 5 więcej)
-
Porzucenie instynktownej rywalizacji na rzecz współpracy przynosi samcom delfinów butlonosych korzyści w postaci większej liczby samic, z którymi uprawiają seks. Jo Wiszniewski z Macquarie University zaobserwował, że te samce, które podejmują współpracę z innymi, tworząc grupy w celu poszukiwania samic, odnoszą większe sukcesy. To pokazuje, że delfiny mogą współpracować w celu zmaksymalizowania korzyści reprodukcyjnych - mówi Wiszniewski. Naukowiec informuje, że grupy liczą od 2 do 4 samców. Niektóre „sojusze" są zawierane na jeden sezon, inne trwają całymi latami. Zawieranie tego typu sojuszy jest bardzo złożonym procesem, gdyż wymaga wysokiego poziomu wzajemnej tolerancji, współpracy i koordynacji działań. Już wcześniej obserwowano takie zachowania wśród ssaków, jednak nie było wiadomo, dlaczego podejmują one współpracę. Odkryliśmy, że większość samców, którzy zostali ojcami, była członkami współpracujących grup - mówi Wiszniewski. Takiego poziomu współpracy jak u delfinów nie obserwujemy u większości zwierząt. Te badania pokazują nam, jak działają tego typu związki - dodaje uczony.
-
- seks
- współpraca
-
(i 2 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nie tylko samice słoni afrykańskich tworzą stada. W latach, kiedy mało pada i brakuje wody, również niektóre samce tworzą grupy ze ściśle wyznaczoną hierarchią. Kiedy wody jest pod dostatkiem, męskie "paczki" także powstają, ale liczą mniej osobników, a i hierarchia nie jest już tak jasno ustalona. Do takich wniosków doszła Caitlin O'Connell-Rodwell z Uniwersytetu Stanforda, obserwując w Namibii służące za wodopój wysychające bajorko. Podobne zjawisko opisano wśród samców po raz pierwszy. Uderzające jest to, że w latach mokrych, kiedy zasobów nie brakuje, cała struktura się rozpada i już nie widać tej linearnej hierarchii. Kiedy znowu nadchodzi susza, grupa się reaktywuje, a poszczególne osobniki zajmują w niej dokładnie tę samą pozycję, co w poprzednim suchym okresie. O'Connell-Rodwell opisała swoje odkrycia w periodyku Ethology Ecology & Evolution. Amerykanie prowadzili badania w półpustynnym środowisku Parku Narodowego Etoszy. Od 2005 r. przez cztery kolejne pory suche obserwowali dzienne i nocne ruchy wokół wodopoju na terenie zamkniętym dla turystów. Każdej nocy przychodziły stada samic, w dzień przybywały samce. Ponieważ samice zjawiały się w porze aktywności lwów, były nerwowe i nie zabawiały długo przy bajorku. Dla odmiany samce tkwiły przy nim godzinami, dlatego można było dokładnie poznać strukturę grupy. Ponieważ co roku przybywały te same osobniki, nabierało się pojęcia o stabilności tych hierarchii. W czasie badań naukowcy obserwowali przy wodopoju 150 różnych samców. W pierwszym roku, który były bardziej suchy niż zwykle, zauważono 12 samców w różnym wieku, które stale przychodziły jako grupa. Zwierzęta ustawiały się do wody w pojedynczej kolejce. Kolegów zawsze przyprowadzał i odprowadzał dominujący samiec Greg. Jeśli pojawiając się na przecince wokół wodopoju, samce nie były uszeregowane według szczebli w hierarchii, przyjmowały odpowiedni szyk po drodze nad lustro wody. W drugim roku badań w Parku Narodowym Etoszy odnotowano największe opady deszczu od 30 lat, przez co w porze suchej utworzyło się więcej oczek z wodą niż zwykle. Nie obserwowano już struktur społecznych jak w 2005 r. Razem przybywały nad wodę góra 2-3 samce, a nie jak wcześniej procesja 8-12 osobników. Kolejność picia była taka jak przed rokiem, ale zdarzało się więcej potyczek. Rok 2007 był suchy i biolodzy ponownie zauważali hierarchię z 2005 r. W 2008 r. silne deszcze doprowadziły do powodzi półwiecza i grupy znowu zniknęły. Nasze studium przypadło na bardzo szczególne 4 lata, gdzie dwa szczególnie mokre przeplatały się z dwoma dość suchymi. Ten wzorzec warunków pogodowych pokazał nam zachowania, które mają związek z ekstremami. W latach mokrych obserwowaliśmy o wiele więcej agresji, a w latach suchych więcej zachowań afiliacyjnych. O'Connell-Rodwell uważa, że studia wskazujące, że samce słoni są samotnikami, prowadzono po prostu w bardziej mokrych lokalizacjach, gdzie konkurencja o wodę nigdy nie jest tak intensywna jak w Etosha. W bardzo suchym klimacie, takim jak mamy w Namibii, struktura społeczna jest różna niż, dajmy na to, w Parku Narodowym Amboseli. Tam każdy samiec ma jednego bliskiego kolegę, a nie 3 do 5, a nawet 7, jak to widzieliśmy w Parku Narodowym Etoszy. Nawet w półpustynnym Etosha nie wszystkie samce przyłączają się jednak do męskich grup. Naukowcy widywali czasem osobniki, które znały samce ze stada, ale zawsze przychodziły i odchodziły same. Amerykanie podkreślają, że stawianie się w roli takiego satelity było wyjątkiem, nie normą. Od czasu do czasu dochodziło do testowania porządku grupy. Działo się tak zwłaszcza wśród młodych słoni zajmujących średnie i niskie szczeble w hierarchii. Ogólne "ustawienia" pozostawały jednak niezmienne.
-
- Park Narodowy Etoszy
- opady
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nietoperze odpoczywają w gronie najlepszych znajomych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Nietoperze wolą odpoczywać koło dobrych znajomych niż obcych osobników. Naukowcy z Center for Ecology & Hydrology stwierdzili, że choć nietoperze co jakiś czas zmieniają miejsce grzędowania, przenoszą się z grupą najlepszych znajomych. Tom August, który przemawiał na dorocznej konferencji Brytyjskiego Stowarzyszenia Ekologicznego, ujawnia, że biolodzy wykorzystali fakt, że w lasach hrabstwa Oxfordshire zaobrączkowane nietoperze zasiedliły ponad 1000 ptasich budek lęgowych. Odwołano się też do technik analitycznych, które zwykle wykorzystuje się do badania związków międzyludzkich. Chiropterolodzy skupili się na 2 gatunkach nietoperzy: nocku rudym (Myotis daubentonii) i nocku Natterera (Myotis nattereri). Badano zwierzęta, które w ciągu 5 lat uczyniły sobie z ptasich budek lęgowych letnie gniazdowiska. Na wysokości kości ramiennej umieszczono cienkie aluminiowe opaski z numerami. Dzięki temu stwierdzono, że choć nietoperze co kilka dni zmieniają miejsce odpoczynku, prawie zawsze przebywają w stałym gronie, tworząc zażyłe związki. Nasze studium pokazuje, że mimo częstych ruchów między gniazdowiskami, nietoperze tworzą długoterminowe przyjaźnie z innymi osobnikami i że towarzysze są członkami utrzymujących się przez wiele lat zamkniętych grup społecznych – wyjaśnia August. Kiedyś badanie grup społecznych nietoperzy było trudne ze względu na ich ruchliwość. Obecnie bardzo pomogło obrączkowanie i upodobanie latających ssaków do ptasich budek. W ten sposób wykazano, że populacje składają się z wielu grup z zastrzeżonym członkostwem i że terytorium każdej z grup w niewielkim stopniu nakłada się na terytoria innych grup. Doktorant z Uniwersytetu w Exeter uważa, że wyniki jego studium będzie można wykorzystać zarówno w ramach ochrony zagrożonych gatunków, jak i do zarządzania rozprzestrzenianiem się chorób, którymi ludzie mogą się zarazić od nietoperzy. -
Wg ludzi, typowy przedstawiciel grupy jest podobny do nich. I nie ma znaczenia, czy zadanie badanych polega na wybieraniu do jego opisu najbardziej adekwatnych słów (nazw cech), czy też na wskazaniu najlepiej pasującego do niego zdjęcia. Niemiecko-holendersko-portugalski zespół pracował pod przewodnictwem Ronalda Imhoffa z Uniwersytetu w Bonn. Psycholodzy badali dwie grupy ochotników: jedną z Niemiec i drugą z Portugalii. W ramach eksperymentu podczas 20-minutowej sesji na komputerze ludziom demonstrowano 770 par zdjęć. Na fotografiach widniała ta sama męska twarz (uzyskana przez nałożenie na siebie wizerunków wielu osób), ale naukowcy zmieniali ją komputerowo, by na różne sposoby zaburzyć wygląd. W każdej parze należało wskazać twarz wyglądającą bardziej europejsko. Na koniec uśredniono wszystkie fizjonomie wybrane w danej grupie, by uzyskać jedną przeciętną twarz z Niemiec i jedną z Portugalii. Okazało się, że uśredniona twarz z grupy portugalskiej była ciemniejsza i miała szerzej rozstawione oczy. Fizjonomia z grupy niemieckiej miała jaśniejsze włosy i wg powszechnej opinii, bardziej przypominała Niemca. Gdy poproszono inne grupy ludzi o ocenę dwóch uśrednionych fotografii, ponownie Niemcy za bardziej europejską uznawali twarz utworzoną na podstawie wskazań swoich rodaków, a Portugalczycy powtarzali wybór swoich krajanów. Imhoff uważa, że wyniki jego studium mogły ujawnić skróty myślowe używane podczas myślenia o pojęciach abstrakcyjnych, takich jak europejskość, azjatyckość czy amerykańskość. Poza tym już wcześniej psycholodzy podejrzewali, że wywyższamy własną grupę, twierdząc, że jest szczególnie typowa, a z takim zjawiskiem psycholodzy mieli tu prawdopodobnie do czynienia.
-
Niskie zróżnicowanie genetyczne rysia iberyjskiego (Lynx pardinus), najbardziej zagrożonego wyginięciem europejskiego drapieżnika, może nie zmniejszać szans gatunku na przeżycie. Genetycy z Wielkiej Brytanii, Danii i Hiszpanii badali DNA wyekstrahowane ze skamieniałości rysi iberyjskich i stwierdzili, że w ciągu ostatnich 50 tys. lat gatunek stale wykazywał niewielkie zróżnicowanie genetyczne, czyli w jego przypadku małe, utrzymujące się przez dłuższy czas populacje są normą (Molecular Ecology). Wcześniej ekolodzy obawiali się, że małe zróżnicowanie genetyczne położy kres rysiom iberyjskim w wyniku chowu wsobnego i obniżonej zdolności przystosowywania się do zmian środowiskowych. Co ciekawe, podobny spadek różnorodności genetycznej widywany u innych kotowatych, np. gepardów czy lwów z Ngorongoro, można wyjaśnić tzw. efektem wąskiego gardła. U podłoża efektu wąskiego gardła leży kataklizm/katastrofa; często w tym kontekście wspomina się np. o skutkach działalności człowieka. W przypadku rysiów iberyjskich liczebność populacji można do pewnego stopnia wytłumaczyć czymś innym niż poczynania człowieka czy zmiany klimatu. W końcu była ona niska od zawsze, a kiedyś człowiek nie mógł przykładać do tego ręki. W przeszłości występowało po prostu więcej niezbyt dużych populacji. Naukowcy z 3 wymienionych na wstępie krajów wyekstrahowali DNA z kości i zębów rysia iberyjskiego (wiek skamieniałości pozwalał na ocenę stanu populacji tego zwierzęcia na przestrzeni ok. 50 tys. lat). Analiza zazwyczaj bardzo zmiennego mitochondrialnego DNA pokazała, że różnorodność genetyczna L. pardinus zawsze była niewielka. Początkowo wyniki wydawały się bardzo zaskakujące [potem wszystko ułożyło się w spójną całość]. Niewielka różnorodność genetyczna wśród żyjących przedstawicieli gatunku to nic niezwykłego, ale kiedy ludzie przyglądali się DNA skamieniałości – zwłaszcza starszych niż 10 tys. lat – zazwyczaj różnorodność była o wiele wyższa – tłumaczy szef zespołu naukowców Ricardo Rodríguez from the Instituto de Salud Carlos III w Madrycie. Dzięki współpracy ze specjalistami z Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL) udało się znaleźć wytłumaczenie zaobserwowanego wzorca. Tak małe zróżnicowanie genetyczne w tak długim okresie wskazuje, że wielkość populacji była umiarkowana. Skoro małe populacje mogły tak długo istnieć z małą różnorodnością genetyczną, powinno nam to coś powiedzieć o przeżywalności podobnych zagrożonych wyginięciem gatunków we współczesnych czasach – wyjaśnia prof. Mark Thomas z UCL. Ryś iberyjski, zwany też rysiem lamparcim lub pardelem, jest uznawany przez Międzynarodową Unię Ochrony Przyrody za krytycznie zagrożony gatunek. Kiedyś zamieszkiwał cały Półwysep Iberyjski, jednak i tutaj zadziałał w końcu efekt wąskiego gardła i obecnie w południowej Hiszpanii żyją 2 izolowane populacje, które obejmują łącznie nie więcej niż 279 osobników. Zmniejszenie pogłowia tych rysi stanowi konsekwencję zniszczenia habitatów, ograniczenia liczebności głównej ofiary – królika europejskiego, a także nadmiernych polowań. Co najważniejsze, wyniki pokazują, że niska różnorodność genetyczna rysia iberyjskiego nie jest wskaźnikiem kryzysu populacyjnego – podsumowuje dr Love Dalén ze Szwedzkiego Muzeum Historii Naturalnej.
-
- Półwysep Iberyjski
- populacja
- (i 5 więcej)
-
Choć narcyz wydaje się świetnym szefem, w rzeczywistości wcale nim nie jest. Jego chęć do błyszczenia hamuje bowiem swobodny przepływ informacji i pomysłów w grupie. Doktorantka Barbora Nevicka i jej koleżanki z Uniwersytetu Amsterdamskiego Femke Ten Velden, Annebel De Hoogh oraz Annelies Van Vianen zwerbowały 150 ochotników i podzieliły ich na 3-osobowe grupy z losowo wybieranym liderem. Badanych poinformowano, że mogą udzielać rad, ale ostateczną decyzję ws. zatrudnienia kandydata na dane stanowisko podejmie szef. Z 45 informacji dotyczących aplikanta niektóre udostępniono wszystkim trzem członkom zespołu, a inne tylko jednej osobie. Holenderki tak zaplanowały eksperyment, by wybór oparty na udostępnionych wszystkim danych nie był optymalny. Wyłącznie współdziałanie i dzielenie się informacjami ujawnionymi tylko jednej osobie z grupy gwarantowało zatrudnienie najlepszego fachowca. Po ukończeniu zadania ochotnicy wypełniali kwestionariusze. W przypadku lidera pytania pozwalały oszacować nasilenie narcyzmu, a pozostali członkowie zespołu punktowali skuteczność i autorytet przywódcy. Poza tym wszyscy odznaczali znane im stwierdzenia z 45-elementowego zestawu informacji i oceniali wymianę informacji w grupie. W ramach analizy panie psycholog zliczyły znane wszystkim fakty, dokonały obiektywnej oceny jakości podjętej decyzji i zestawiły to z poziomem narcyzmu lidera. Okazało się, że badani uznawali najbardziej narcystycznych przywódców za najbardziej skutecznych, ale obiektywnie takie osoby działały najbardziej egoistycznie i wybierały najgorszego kandydata. Narcystyczni liderzy mieli wyjątkowo negatywny wpływ na wyniki. Z powodu skoncentrowania na sobie i autorytaryzmu hamowali komunikację. O ile w organizacji narcyz się nie sprawdzi, może odegrać pozytywną rolę jako osoba konsolidująca ludzi w sytuacjach kryzysowych. Ktoś zdecydowany i przejmujący kontrolę zmniejszy bowiem niepewność i poziom stresu.
- 2 odpowiedzi
-
- podejmowanie
- decyzja
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Dwie osoby uczą się ze sobą współpracować intuicyjnie – bez komunikowania i bez świadomego zamiaru kooperacji. Większe grupy muszą ze sobą jednak rozmawiać (Cognitive Psychology). Prof. Andrew Colman i doktorzy Briony Pulford, David Omtzigt i Ali al-Nowaihi z University of Leicester przeprowadzili serię eksperymentów z grupami różnej wielkości. Dzięki temu udało się opracować matematyczny model procesu intuicyjnego uczenia. Uczestnicy zyskiwali lub tracili finansowo po naciśnięciu na komputerze jednego z dwóch guzików. Nie mieli przy tym pojęcia, że wynik nie zależał od ich własnego wyboru, lecz od wyboru sąsiada. Po wielu powtórzeniach zyski stopniowo przewyższały straty w grupach dwuosobowych, ale już nie trzy- i więcej osobowych. Oto prosty przykład obrazujący podstawową ideę. Codziennie rano Alf decyduje, czy dać synowi do pogryzania w ciągu dnia rodzynki, czy serowe paluszki. Podobnie Beth wybiera, czy dać swojej córce popcorn, czy orzeszki ziemne. Dzieci się ze sobą przyjaźnią i dzielą przekąskami w szkole, choć rodzice o tym nie wiedzą. Syn Alfa jest uczulony na orzeszki, a córka Beth na ser i źle się czuje, jeśli poczęstuje się serowymi paluszkami kolegi. Skutek jest taki, że choć wybór przekąskowy każdego z rodziców nie ma wpływu na samopoczucie własnego dziecka, w każdym przypadku jedna z opcji jest dobra dla drugiego dziecka i jego rodzica, podczas gdy druga alternatywa im szkodzi. Z czasem dochodzi do wzajemnego intuicyjnego dostosowania i wszystko przebiega gładko, dopóki nie wtrąci się ktoś trzeci. Wtedy bez skutecznego planowania i reguł się nie obejdzie. Małżeństwa lub pary partnerów biznesowych mogą do pewnego stopnia polegać na tym rodzaju intuicyjnej współpracy, ale większe grupy potrzebują jednoznacznej komunikacji i planowania. Intuicyjna współpraca jest domeną dwóch towarzyszy, ale trójka to już tłum – podsumowuje Colman.
- 6 odpowiedzi
-
Ludzie nie są w stanie znieść osób, które zawsze jako pierwsze zgłaszają się na ochotnika do realizacji najuciążliwszych zadań czy podejmują się czegoś, z czym nikt nie chciał się zmierzyć choćby z powodu przytłaczającej monotonii. Przykładów odrzucenia nie trzeba daleko szukać, ale psycholodzy z Washington State University jako pierwsi wyjaśnili, dlaczego się tak właściwie dzieje (Journal of Personality and Social Psychology). Craig Parks i Asako Stone stwierdzili, że bezinteresowni koledzy byli wykluczani z grupy, ponieważ podnosili poprzeczkę obowiązującą wszystkich. W rezultacie współpracownicy takiego kogoś czuli, że nowy standard stawia ich w złym świetle. Nieważne, że interesy grupy miały się lepiej, a bieżące zadanie wykonano sprawniej dzięki czyjemuś poświęceniu. To, co jest obiektywnie dobre, postrzegamy jako subiektywnie złe – objaśnia Parks. Amerykanie ustalili także, że ludzie uznają dobroczyńców na ochotnika za dewiantów łamiących reguły i rozdających np. pieniądze podczas gry w Monopol, by ktoś mógł nie odpaść. W ramach eksperymentów studentom przyznawano pewną pulę punktów, które można było zachować lub wymienić na kupony na jedzenie. Wszystkich poinformowano, że dokonywanie wymiany zwiększa szanse całej grupy na otrzymanie nagrody pieniężnej. Badani współpracowali w fikcyjnych 5-osobowych zespołach. Większość nieistniejących innych oferowała jeden punkt za jeden voucher, lecz pewien osobnik zachowywał się dziwacznie: brał dużo kuponów, nie pozbywając się w ogóle punktów albo dla odmiany oferował wiele punktów, a korzystał z niewielu karnetów. Większość studentów powiedziała, że nie chciałaby potem pracować z zachłannym kolegą (tego się spodziewano na podstawie wyników wcześniejszych badań). Wielu wolontariuszy przyznało jednak, że nie odpowiadałabym im również współpraca z osobą bezinteresowną. Tłumacząc swoje decyzje, ludzie wspominali m.in. o stawianiu w złym świetle. Poza tym społecznika podejrzewano o ukryte motywy. W przyszłości Parks chce zbadać, jak ktoś bezinteresowny reaguje na wykluczenie z grupy. Choć niektórzy rzeczywiście zatajają coś przed otoczeniem, reszta pracuje na rzecz organizacji czy zespołu. W przypadku tych ostatnich odrzucenie może więc prowadzić do załamania albo, co bardziej prawdopodobne, zintensyfikowania wysiłków. Akademicy z WSU podkreślają, że rezultaty ich badań odnoszą się do firm, oddziałów wojskowych czy organizacji charytatywnych.
- 8 odpowiedzi
-
- bezinteresowny
- ochotnik
-
(i 10 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Lokalne tradycje nie są wyłącznie ludzką domeną. Po trwających dekadę badaniach surykatek (Suricata suricatta) dr Alex Thornton i zespół z Instytutu Zoologii Uniwersytetu w Cambridge odkryli, że niektóre grupy zawsze wstają rano później od innych populacji, a zwyczaj ten jest najwyraźniej przekazywany z pokolenia na pokolenie. Badanie tradycji społecznych u dzikich zwierząt to prawdziwe wyzwanie, ponieważ trudno wykazać, że obserwowane różnice w zachowaniu to wynik społecznego uczenia, a nie genów lub czynników środowiskowych. W ramach brytyjskiego studium po raz pierwszy analizowano tradycyjne wzorce dziennego zachowania poza laboratorium. Wyniki ukazały się w piśmie Proceedings of the Royal Society B. Studiowanie zwierzęcych tradycji jest kluczowe dla zrozumienia biologicznych źródeł ludzkiej kultury. Ponieważ autorzy większości wcześniejszych badań testowali zachowania grup zwierząt, które dzieliła duża odległość, niesamowicie trudno było rozstrzygnąć, czy odmienności behawioralne rzeczywiście stanowiły tradycję, czy też można je było lepiej wyjaśnić różnicami genetycznymi lub różnicami warunków ekologicznych. Dr Thornton pracował na obszarze pustyni Kalahari zamieszkanym przez 15 grup surykatek. Terytoria zwierząt częściowo się pokrywały, dlatego różnic w zakresie godziny porannej pobudki nie dało się wyjaśnić lokalnymi warunkami. Ponieważ S. suricatta zawsze rozmnażają się poza grupą, w której przyszły na świat, dochodzi do wymieszania genów między populacjami. Trudno zatem obstawać przy tym, że podstawą obyczajów są geny charakterystyczne wyłącznie dla danej społeczności. Odkryliśmy, że imigranci przyswajali sobie zachowania nowej grupy, a różnice między populacjami utrzymywały się mimo zmiany ich wielkości i struktury, gdy starsze osobniki umierały, a rodziły się nowe.
-
- Alex Thornton
- populacja
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Szarańcze skupione w chmarach potrzebują większych mózgów. Badacze z Uniwersytetu w Cambridge pracowali z koloniami owadów reprezentujących fazę stadną. Trzymając je przez 3 pokolenia w izolacji, udało im się przekształcić część zwierząt w formę samotną. Kiedy doktorzy Swidbert Ott i Stephen Rogers porównali rozmiary i kształty mózgu, stwierdzili, że zaszła niezwykła zmiana. Choć szarańcze stadne są mniejsze od prowadzących osiadły tryb życia, ich mózgi były o 30% większe. Co więcej, okazało się, że obszary odpowiedzialne za różne zadania miały u obu form inne rozmiary. U owadów fazy samotniczej proporcjonalnie większe były rejony związane ze wzrokiem i zapachem, co zapewne pozwala wyryć słabe bądź odległe bodźce. U formy stadnej rozrastały się zaś okolice zaangażowane w uczenie i przetwarzanie złożonych informacji. Wszystko po to, by radzić sobie z wyzwaniami napotykanymi po drodze, np. oceną przydatności do spożycia widzianego po raz pierwszy w życiu produktu, a także z konkurencją w dużej grupie. Kto pierwszy dostaje się do jedzenia, ten wygrywa, a jeśli ktoś nie będzie się miał na baczności, sam może się stać pokarmem innych szarańczy. Krótko mówiąc, musisz być sprytny, gdy chcesz tego dokonać w tłumie, jakim jest chmara owadów – tłumaczy Ott. Wyzwania związane z życiem w dużych grupach oraz znajdowaniem zróżnicowanych i nieprzewidywalnych źródeł pokarmu stanowią wytłumaczenie nie tylko dla rozrostu mózgu szarańczy stadnej, ale także niektórych kręgowców. Ponieważ jednak niepozorna szarańcza pustynna (Schistocerca gregaria) może stać się owadem stadnym, który wygląda i zachowuje się zupełnie inaczej, naukowcy zyskują niepowtarzalną okazję badania związku między trybem życia zwierzęcia, jego zachowaniem a budową mózgu. Wyniki studium opublikowano w piśmie Proceedings of the Royal Society B. Na serwisie Flickr można obejrzeć pokaz slajdów (prawa autorskie do zdjęć należą do dr. Otta). Po lewej widać formę samotną, po prawej stadną. Na mikroskopowych fotografiach mózgu w tym samym powiększeniu kolorem turkusowym, cytrynowym i czerwonym oznaczono obszary odpowiedzialne za analizę wzrokową. Niebieskie są związane z węchem i u obydwu form mają zbliżoną wielkość. W oczy rzucają się natomiast rozwinięte w dużo większym stopniu u formy stadnej rejony biorące udział w kojarzeniu pokarmu z zapachem (na zdjęciu pomarańczowe i żółte).
-
Po ponad stu latach od właściwego odkrycia międzynarodowy zespół naukowców ponownie wpadł na ślad jedynej znanej populacji nocnego lemurka Cheirogaleus sibreei. To gatunek endemiczny dla wschodniego Madagaskaru, a grupa dostrzeżona przez biologów składa się z ok. 1000 osobników (Molecular Phylogenetics and Evolution). Gatunek opisano w 1896 r., ale przez cały XX wiek w ogóle go nie badano. Ponieważ leśny habitat zwierzęcia został zniszczony, nie było wiadomo, czy małpiatki nadal występują na wolności. Sprawdzenia tego podjęli się Mitchell Irwin z McGill University oraz jego współpracownicy z Centrum Prymatologicznego w Getyndze, Université d’Antananarivo oraz University of Massachusetts. Kanadyjczyk po raz pierwszy obserwował lemurki w 2001 r. w Tsinjoarivo, tuż po założeniu terenowego ośrodka badawczego. Już wtedy wiedzieliśmy, że są niezwykłe. Nasz lemurek nie przypominał bowiem gatunków z lasów deszczowych, jakie spodziewaliśmy się ujrzeć, lecz raczej gatunki znane z suchych lasów na zachodzie. Z jedną tylko różnicą: był dużo większy. W 2006 roku Irwin nawiązał współpracę z Mariną Blanco z University of Massachusetts, która łapała lemurki w kilku miejscach w okolicach Tsinjoarivo. Okazało się, że obok siebie żyły dwa morfologicznie odmienne gatunki. Genetyk Linn Groeneveld z Getyngi wykazała, że jeden to popularniejszy Cheirogaleus crossleyi, a drugi to Cheirogaleus sibreei. Tajemnicze lemurki okazały się bardzo podobne do jedynego egzemplarza lemurka Sibree'a, przechowywanego w Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Dalsze analizy genetyczne unaoczniły, że tajemnicza małpiatka w znacznym stopniu różni się od innych znanych gatunków. Spośród wszystkich, a jest ich zaledwie kilku, przedstawicieli rodzaju Cheirogaleus najprawdopodobniej w największym stopniu przypomina wspólnego praprzodka. Zespół ma nadzieję, że po ponownym odkryciu lemurki doczekają się odpowiedniej ochrony. Oby się nie mylili...
-
Im większa liczba zdających egzamin, tym niższa średnia ocena. Badacze z Uniwersytetu w Hajfie i University of Michigan odkryli, że współzawodnictwo w dużej grupie osłabia zarówno motywację, jak i wyniki. Dobrze udowodniony jest fakt, że na naszą motywację do ścigania się z innymi wpływają czynniki subiektywne. Nasze ostatnie badania wykazały, że czynniki obiektywne, takie jak wielkość współzawodniczącej grupy, także oddziałują na motywację – opowiada dr Avishalom Tor. Tor i dr Stephen Garcia obmyślili serię eksperymentów, w ramach których sprawdzali, czy duża liczba uczestników może wpływać na chęci i wyniki indywidualnych osób, nawet jeśli liczba współzawodniczących nie oddziałuje na przewidywaną wartość wygranej. W pierwszym badaniu akademicy przyglądali się wynikom testów SAT (Scholastic Assessment Test). Liczbę osób przystępujących do egzaminów w danym stanie podzielono przez liczbę miejsc, w których odbywał się sprawdzian. Wzięto pod uwagę międzystanowe różnice w zmiennych socjoekonomicznych. Okazało się, że im niższa średnia liczba uczniów podchodziła do egzaminu, tym wyższą przeciętną oceną mógł się pochwalić dany stan. W drugim badaniu wzięło udział 1383 studentów University of Michigan, którzy rozwiązywali psychologiczny Cognitive Reflection Test. Dane gromadzono w ciągu trzech lat, łącznie na 22 sesjach. Naukowcy wiedzieli, ile osób uczestniczy w spotkaniach, jakie kto osiągnął wyniki i jakie są jego cechy demograficzne. Tutaj także okazało się, że im mniejsza liczba uczestników, tym lepsze przeciętne wyniki. W trzecim eksperymencie 74 studentów miało wziąć udział w kwizie, siedząc samotnie w pomieszczeniu. Połowa sądziła, że stanowi część 10-osobowej grupy, reszta, że 100-osobowej. Wszystkim powiedziano, że pierwszym 20% badanych, którzy skończą test, dbając o poprawność udzielonych odpowiedzi, zostaną rozdane nagrody pieniężne w wysokości 5 dolarów. Osoby, które sądziły, że współzawodniczą z 9 konkurentami, kończyły kwiz dużo szybciej od tych, które były przekonane, że ścigają się z 99 przeciwnikami. Trafność odpowiedzi obu grup się nie różniła. Dodatkowe eksperymenty wykazały, że zmienność w motywacji i wynikach to bezpośredni skutek spadku ważności przypisywanej porównaniom społecznym.
- 5 odpowiedzi
-
- Avishalom Tor
- wyniki
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nissan pokazał robota-zabawkę, który może przyczynić się do zmniejszenia liczby wypadków samochodowych. Robot Eporo może poruszać się w grupie 7 podobnych urządzeń i jest w stanie unikać zderzenia z innymi robotami. Każdy z nich używa laserów do pomiaru odległości pomiędzy przeszkodami, a informacje są na bieżąco wymieniane pomiędzy urządzeniami. Dzięki temu, gdy jedno z urządzeń gwałtownie zmieni kierunek, inne poruszają się tak, by uniknąć zderzenia z nim. Toshiyuki Andou z Nissana zdradza, że jego zespół wzorował się na ławicach ryb. Każde ze zwierząt ma tam zapewnioną pewną swobodę ruchu i poziom bezpieczeństwa, który gwarantuje, że przy gwałtownych zmianach kierunku poruszania się, nie wpadnie na inną rybę z ławicy. W przyszłości rozwiązania zastosowane w Eporo mogą zostać użyte w produkowanych seryjnie samochodach.
-
Grupy ludzi, którzy zamawiają w restauracji jedzenie i napoje, postępują wg ustalonego schematu. Psycholodzy ujawniają, że początkowo wybierają z karty bardzo różne pozycje, potem ich decyzje zaczynają się ujednolicać, by na koniec znów się od siebie oddalić (Journal of Consumer Research). Nasze studium empirycznie pokazuje, że konsumenci ulegają zarówno tendencjom konformistycznym, jak i potrzebie poszukiwania różnorodności. Chcą się wyróżnić z rosnącej w siłę mniejszości bądź przytłaczającej większości, w międzyczasie zachowując się konformistycznie – wyjaśniają Pascale Quester z Uniwersytetu w Adelajdzie i Alexandre Steyer z Sorbony. Naukowcy przeprowadzili w laboratorium eksperyment z batonikami, a potem przenieśli się do restauracji Flam w Paryżu. Przyglądali się sytuacji, kiedy napój był dołączany do zestawu trzy w jednym (przystawka, danie główne plus deser). Przy takim scenariuszu cena nie odgrywała roli. Co więcej, ludzie mieli swój napój, więc się nim nie dzielili. Psycholodzy stwierdzili, że wybór napojów przed jedzeniem najlepiej pokaże, czy i jak na indywidualne decyzje wpłyną wskazania innych, które zostaną upublicznione z powodu kolejnego zamawiania u kelnera. Panowie przeanalizowali dane z 70 stolików, przy których siedziało dwóch lub więcej stałych klientów. Na stolik przypadało od 2 do 18 klientów (wszyscy brali zestaw Plus). Okazało się, że ludzie zamawiali różne rzeczy, dopóki decyzje innych, dotyczące tego samego produktu, nie prowadziły do osiągnięcia progu grupowej jednomyślności. Kiedy na daną alternatywę decydowało się 30% zebranych, poszukiwanie różnorodności ulegało osłabieniu. Powyżej 60-70% zanikało całkowicie i zebrani zachowywali się konformistycznie. Kiedy jednak alternatywa stawała się dominująca (wybierało ją 80-90% ogółu) ponownie uruchamiało się poszukiwanie różnorodności.
- 2 odpowiedzi
-
- konformizm
- grupa
-
(i 4 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Badając miłośników gier FPS, psycholodzy wpadli na trop ciekawego zjawiska. Okazało się bowiem, że u zwycięskich graczy pojawia się przypływ testosteronu, ale tylko wtedy, gdy pokonanym jest ktoś obcy. Jeśli zmiażdżony zostanie znajomy bądź przyjaciel, poziom hormonu spada (Evolution and Human Behavior). Wszystko wskazuje więc na to, że gry wieloosobowe wykorzystują mechanizmy ujawniające się na prawdziwym polu walki, gdzie testosteron reguluje poziom agresji. Powstrzymywanie się w kontaktach z obcymi nie zapewnia korzyści, stąd ostra i czasem mordercza (i to dosłownie) rywalizacja. W poważnej rywalizacji poza własną grupą możesz zabić wszystkich konkurentów i dobrze na tym wyjdziesz. Nie możesz jednak zrażać partnerów z własnej grupy, ponieważ ich potrzebujesz – wyjaśnia David Geary, psycholog ewolucyjny z University of Missouri. Naukowcy wiedzieli, że zwycięstwo w rozgrywkach sportowych powoduje skok stężenia testosteronu. Ponieważ wysiłek fizyczny działa podobnie, niełatwo było oddzielić wpływ jednego czynnika od drugiego. Geary i Jonathan Oxford wzięli się jednak na sposób i wykorzystali aktywność niewyczerpującą fizycznie, ale nadal bazującą na współzawodnictwie - grę Unreal Tournament 2004. Psycholodzy posłużyli się dwiema misjami Unreal Tournament: Onslaught, w ramach której dwa trzyosobowe zespoły mają zdobyć flagę, oraz Death Match, gdzie stacza się walkę na śmierć i życie. Amerykanie podzielili 42 studentów na 14 trzyosobowych grup. Na początku ochotnicy się nie znali, więc by stworzyć między nimi więź, zespołom polecono ćwiczyć grę przez tydzień po 6 godzin dziennie. "Podstęp" zadziałał i mężczyźni zaczęli nawet nadawać swoim zespołom nazwy. Po 7 dniach prób połowa zespołów wzięła udział w półgodzinnych rozgrywkach Onslaught. Grupy przebywały w oddzielnych pomieszczeniach, ale mogły się słyszeć. Tydzień później członkowie grup zmierzyli się podczas indywidualnych pojedynków na śmierć i życie. Druga połowa zespołów również uczestniczyła w misjach Onslaught i Death Match, lecz w odwrotnej kolejności. Zwycięskie zespoły otrzymywały 45 dolarów, a przegrani tylko 15. Takie same stawki obowiązywały w stosunku do rozgrywek indywidualnych: wygrywający (ten, kto przeżył) dostawał 45 dol., a pozostali dwaj członkowie grupy 15. Geary i Oxford zaobserwowali, że w misji Onslaught tuż po zwycięstwie następowała zwyżka stężenia testosteronu, zwłaszcza u mężczyzn, którzy bezpośrednio przyczynili się do zwycięstwa. Kiedy jednak panowie walczyli z członkami swej drużyny, "samiec alfa" wytwarzał mniej hormonu płciowego od pokonanych kolegów.
- 6 odpowiedzi
-
- grupa
- przyjaciel
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Nieświadome naśladowanie jest najlepszą formą przypodobania się i zaprzyjaźniania z obcymi. Naukowcy wierzą, że zachowanie to zostało utrwalone w toku ewolucji, dlatego występuje u wszystkich naczelnych żyjących w grupach. Zespół z amerykańskich Narodowych Instytutów Zdrowia i Uniwersytetu w Parmie oraz włoskiego Komitetu Badań Naukowych przeprowadził eksperyment z kapucynkami i odkrył, że małpy chętniej przebywały z naukowcami naśladującymi ich zachowanie niż z tymi, którzy tego nie robili. Badacze wiedzieli, że ludzie lubią, gdy inni nienachalnie naśladują ich gesty i pozostałe formy ekspresji. Obserwowanie, jak naśladownictwo sprzyja tworzeniu więzi u naczelnych, może dać wgląd w zaburzenia, w przypadku których upośledzone jest zarówno naśladowanie, jak i przywiązanie, np. autyzm – przekonuje dr Duane Alexander. Międzynarodowa ekipa zauważa, że ludzie często naśladują partnerów, z którymi wchodzą w kontakt. Przeważnie żadna ze stron nie zdaje sobie z tego sprawy: ani naśladowany, ani imitator. Ci pierwsi odczuwają jednak w stosunku do naśladowcy sympatię, są bardziej skłonni mu pomóc i przy spełnieniu pewnych warunków bywają bardziej hojni, np. zostawiają wyższe napiwki. Takie zachowanie stanowi bazę przywiązania w ramach grupy. Dotąd nikt nie sprawdzał, czy inne naczelne także stosują podobne triki. Do eksperymentu wybrano kapucynki, ponieważ tworzą one silne więzi w stadzie złożonym z 30-40 osobników. Każda małpa dostawała piłkę. Umieszczano ją w środkowej z 3 połączonych ze sobą klatek. W klatkach po bokach znajdowali się dwaj eksperymentatorzy, którzy stawali na krańcu swojego pomieszczenia naprzeciw zwierzęcia. Jak opowiada dr Annika Paukner, zasadniczo zwierzęta bawiły się piłką na trzy sposoby: kozłowały nią, wsadzały sobie do ust bądź toczyły po ziemi. Każdy człowiek miał swoją piłkę. Jeden losowo kozłował, toczył bądź lizał piłkę, a drugi naśladował kapucynkę. Po kilku minutach przyglądania się towarzyszom, małpy spędzały 2-krotnie więcej czasu na wpatrywaniu się w naśladującego je człowieka. Co więcej, przez mniej więcej 38% testu siedziały zwrócone wprost na niego, w porównaniu do 27% w przypadku drugiego eksperymentatora. Gdy ludzie zamieniali się klatkami, kapucynka się przesiadała. Naśladowane małpy częściej wchodziły w kontakt ze swoimi imitatorami. Kiedy później ludzie stawali obok klatki i dawali zwierzętom kawałki pianek marshmallow w zamian za plastikowe żetony, na 10 prób naśladowcy dostawali token średnio w 6 przypadkach, a nienaśladujący w 5. Wg Paukner, oznacza to, że małpy czują się bardziej komfortowo z naśladowcami. Nie ma pewności, jak to się przekłada na zachowanie kapucynek w naturze, ale wiadomo przecież, że dzikie małpy synchronizują swoje zachowania, np. podczas wspólnych wypraw po jedzenie.
-
Choć kury nie są ptakami kojarzonymi z mądrością (to raczej domena kruków i sów), wygląda na to, że już jako 3-4-dniowe pisklęta potrafią dodawać i odejmować w podstawowym zakresie. Zespół Rosy Rugani z Centrum Nauk o Umyśle i Mózgu na Uniwersytecie w Trydencie przeprowadził prosty test z dokładaniem i zabieraniem obiektów umieszczonych za ekranami. Bez żadnego treningu ptaki doskonale radziły sobie ze śledzeniem zachodzących zmian i działaniami 4 – 2 = 2 oraz 1 + 2 = 3. Rugani podkreśla, że po raz pierwszy udało się zademonstrować istnienie umiejętności liczbowych u młodych zwierząt innych niż ludzkie dzieci. Wcześniej zdolność tę uznawano za część repertuaru zachowań dorosłych osobników, np. naczelnych i psów. Eksperyment Włochów to świetny dowód na istnienie wrodzonego systemu wiedzy. Skonstruowanie testu matematycznego dla kurcząt wymagało przemyślenia zagadnienia. W końcu naukowcy z Trydentu postanowili wykorzystać tendencję piskląt do zbijania się w stada. Gdy młode zostanie samo, szybko przyłącza się do największej z pobliskich grup rówieśniczych. Po wykluciu piskląt badacze wkładali do klatki plastikowe kulki lub kawałki kolorowego papieru i młode zaczynały je uznawać za inne pisklęta. Podczas właściwego testu dołączały do większego zbioru kapsułek bądź skrawków. Na początku Włosi stwierdzili, że ptaki odróżniają od siebie 2- i 3-elementowe zbiory. Przyciągała je liczebność, a nie ogólna ilość czy kształt obiektów. Kiedy kurczęta mogły wybierać między 3 małymi kawałkami czerwonego papieru a papierem o tej samej powierzchni, który podzielono na 2 większe fragmenty, w większości przypadków "opowiadały się" za pierwszym zbiorem. W ramach trudniejszego zadania eksperymentator na oczach ptaka umieszczał za dwoma ekranami określoną liczbę obiektów. Potem część z nich wyjmował i przekładał za drugie przepierzenie. Aby podbiec do większego zbioru, pisklę musiało pilnie śledzić przebieg wydarzeń. Ku zaskoczeniu obecnych, maluchy trafiały w 75% przypadków. W sytuacji, kiedy za pierwszym ekranem umieszczono początkowo 4 plastikowe kapsułki, a za drugim dwa, lecz później dwie z czterech przemieszczono do sąsiedniego zbioru, prawie wszystkie ptaki wędrowały za drugie przepierzenie.
-
- stado
- odejmowanie
-
(i 6 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Pesymiści zaczynają spekulować, że Albert Einstein był ostatnim lub jednym z ostatnich geniuszy. Do tej pory to jednostki dokonywały wiekopomnych odkryć, ślęcząc w swoich pracowniach i laboratoriach. Tak pracowali Kopernik i Tesla czy Rentgen i Galileusz. W ostatnich latach pojawił się jednak i umocnił inny trend: zakładania dużych instytucji. Za przełomową datę uznaje się wprowadzenie na orbitę pierwszego Sputnika. Kolektywnym, rzecz jasna, wysiłkiem dokonali tego obywatele Związku Radzieckiego (International Journal of Design & Nature and Ecodynamics). Skutkiem masywnych przemian jest nie tylko instytucjonalizacja nauki (razem łatwiej przecież zdobyć fundusze na badania). Coraz ciężej się wybić i osiągnąć naukową maestrię, przez co wzrasta wiek noblistów. W XX wieku średnia wieku nagrodzonych badaczy podniosła się aż o 6 lat. Bardzo wiele już odkryto i by dojść do przełomu, trzeba po prostu pracować dłużej. Autorem prezentowanej koncepcji jest Adrian Bejan, inżynier z Duke University. Wg niego, najlepszym wariantem jest równowaga między podejściem indywidualnym oraz instytucjonalnym, gdy samoczynnie powstają duże grupy, a "samotni" naukowcy podrzucają im tylko genialne pomysły. Bejan podkreśla, że wystrzelenie przez Rosjan Sputnika 1 skłoniło Stany Zjednoczone do tworzenia dużych grup badawczych wewnątrz istniejących instytucji naukowych. Z tego samego modelu zaczęły również korzystać mniejsze podmioty. Amerykanin nie twierdzi jednak, że geniusze zniknęli już z mapy świata. Zamiast tego od 1996 roku pracuje nad teorią konstruktalną, która ma wyjaśnić postronnym obserwatorom, co i jak się właściwie dzieje. Systemy przepływowe ewoluują w taki sposób, by zminimalizować niedoskonałości oraz zmniejszyć tarcia czy inne formy oporu. Dzięki temu spada ilość trwonionej energii. Jako przykład Bejan podaje meandrującą rzekę. Teoria inżyniera obejmuje dwa typy przepływu: 1) pomysłów (odkryć naukowych) oraz 2) wsparcia: funduszy i przestrzeni badawczej, np. laboratoriów. Samotni myśliciele pojawiali się zawsze na przestrzeni dziejów, ponieważ to naturalne – nauka jest dobra dla umysłu badacza i służy dobrostanowi społeczeństwa. Mimo że obecny trend to kreowanie większych grup badawczych, będą się oni pojawiać nadal. Poza tym niegdysiejsi geniusze nie pracowali de facto samotnie. Jak przyznawał sam Izaak Newton, nigdy nie stworzyłby swoich praw dynamiki, gdyby nie wspieranie się na barkach gigantów. Ideałem, wg Bejana, jest taka sytuacja, gdy jednostka wpada na świetny pomysł, zdobywa fundusze, a wokół idei formuje się przyklaskująca jej grupa. Do pierwszego zespołu dołączają kolejne, a każdy przyczynia się w jakiś sposób do wyników całości. Ekstremalne scenariusze nie są, jak zwykle, korzystne. Zbitki indywidualistów nie stworzą prawdziwych grup. Będzie wiele pomysłów, ale nikt ich nie podchwyci. Duża grupa będzie mieć za to sporo pieniędzy, ale za mało osób zainteresowanych badaniem.
- 4 odpowiedzi
-
Mimo że tak się wcześniej wydawało, duże nieloty południowych kontynentów, np. emu, kiwi, kazuary czy strusie, nie mają jednego wspólnego przodka. Każdy gatunek odszczepił się od innego mającego zdolność do lotu poprzednika (Proceedings of the National Academy of Sciences). Edward Braun i zespół z Uniwersytetu Florydzkiego zaczęli badać bezgrzebieniowce (Ratitae), gdy zauważyli podczas analiz genetycznych, że nie tworzą one naturalnej jednolitej grupy. Zamiast tego należą do spokrewnionych, lecz odrębnych grup, obejmujących także ptaki latające, m.in. kusacze. Wcześniej bezgrzebieniowce stanowiły podręcznikowy przykład specjacji allopatrycznej, a więc powstawania nowych gatunków w wyniku odseparowania geograficznego. Bariera utrudnia wtedy fizyczny kontakt między populacjami, które ewoluują niezależnie. Sądzono, że praprzodek nielotów żył na Gondwanie, superkontynencie, z którego wyłoniły się m.in. Afryka, Indie, południowo-wschodnia Azja, Ameryka Południowa, Australia i Nowa Zelandia. Populacje, które trafiły na inne "kawałki" lądu, rozwijały się niezależnie i tak pojawiły się emu, strusie itp. Dysponując nowymi danymi, Braun uważa jednak, że było zgoła inaczej. Przodkowie bezgrzebieniowców sami przenieśli się, a konkretnie przefrunęli na południowe kontynenty już po rozpadzie Gondwany. Trzeba pamiętać, że proces rozchodzenia się płyt był powolny i ptaki nie musiały pokonywać ogromnych odległości. Odkrycie Amerykanów oznacza przeorganizowanie systematyki. Okazuje się, że emu są bliżej spokrewnione z latającymi kusakami niż z innymi nielotami. Poza tym bezgrzebieniowce to efekt ewolucji równoległej. Różne gatunki, które zamieszkiwały odmienne środowiska, zaczęły się zmieniać w bardzo podobny sposób. Czemu tak się stało? Aby to sprawdzić, trzeba zbadać geny leżące u podłoża ścieżek rozwojowych poszczególnych bezgrzebieniowców.
-
Blogowanie to nie tylko przelewanie na ekran komputera swoich myśli czy ćwiczenia z płynności wypowiedzi lub kreatywności. Badacze ze Swinburne University of Technology w Melbourne twierdzą, że tego typu aktywność sprawia, że czujemy się mniej wyizolowani i silniej związani ze społecznością. Ponadto czujemy większą satysfakcję z kontaktów sieciowych i w tzw. realu. Wg Jamesa Bakera i Susan Moore, wystarczą dwa miesiące zamieszczania postów i regularnego aktualizowania kontentu witryny, co ma zachęcać odwiedzających do komentowania, by zacząć odczuwać silniejsze wsparcie otoczenia i cieszyć się rosnącą liczbą znajomych. W ramach studiów blogujących porównywano z osobami nieprowadzącymi takiej działalności w Internecie. Australijczycy przeprowadzili dwa powiązane ze sobą eksperymenty. Jeden z nich opisano w artykule opublikowanym w ostatnim numerze CyberPsychology and Behaviour. Skupiono się na zdrowiu psychicznym sieciowych pamiętnikarzy. Do 600 użytkowników serwisu społecznościowego MySpace wysłano wiadomość z prośbą o udział w sondażu. Kwestionariusz wypełniły 134 osoby (84 prowadziły blog). Odkryliśmy, że [...] blogerzy byli mniej usatysfakcjonowani swoimi przyjaźniami i czuli się słabiej zintegrowani ze społeczeństwem. Nie czuli się częścią grupy w takim samym stopniu jak ludzie niezainteresowani blogowaniem. Dlatego też jako sposób radzenia sobie z tym stanem wybrali wyrażanie emocji w Internecie – wyjaśnia Moore. W drugim studium badacze z antypodów wykazali, że taki wentyl bezpieczeństwa naprawdę działa i daje wymierne korzyści. Po dwóch miesiącach ponownie wysłano e-maile do tych samych użytkowników MySpace'a. Tym razem odpowiedziało tylko 59. Okazało się, że blogerzy poczuli przynależność do grupy podobnie myślących osób, ponadto zyskali większą pewność, iż mogą liczyć na pomoc innych. Bez względu na to, czy respondenci pisali internetowy pamiętnik, czy nie, stali się mniej lękowi, zestresowani i depresyjni, co oznacza, że uczestnictwo w działalności serwisów społecznościowych dobrze na nich wpłynęło. Naukowcy nie wykluczają, że poprawa nastroju to wynik nawiązania większej liczby kontaktów.
- 1 odpowiedź
-
- James Baker
- Susan Moore
-
(i 7 więcej)
Oznaczone tagami:
-
Kiedy w przyszłości ludzie trafią do szpitala i okaże się, że konieczna jest transfuzja, grupa krwi nie będzie miała znaczenia. Naukowcy wykorzystali bowiem dwa enzymy, usuwające antygeny z powierzchni erytrocytów. W ten sposób powstaje grupa krwi 0, którą można podać niemal każdemu. To przełomowe odkrycie, ponieważ lekarze muszą się ciągle zmagać z niedoborami w bankach krwi. Antygeny to wielocukry. U jednych osób występują (czasami nawet oba, wtedy mówimy o grupie krwi AB), u innych nie (grupa krwi 0). Jeśli komuś przetoczy się krew z niewłaściwymi antygenami, zostaje uruchomiona reakcja obronna organizmu. Po pewnym czasie następuje zgon. Tego rodzaju błędy zdarzają się średnio w 1 transfuzji na 15 tysięcy. W latach 80. badacze z Nowego Jorku wykazali, że enzym uzyskiwany z zielonych ziaren kawy może usuwać z erytrocytów antygen B. Niestety, pomysł okazał się niepraktyczny. Henrik Clausen i zespół z Uniwersytetu Kopenhaskiego postanowili przyjrzeć się enzymom bakteryjnym i otrzymywanym z grzybów. Zróżnicowanie w królestwie grzybów jest dużo większe — tłumaczy Duńczyk. Ostatecznie skupiono się na dwóch enzymach. Jeden, pochodzący od bakterii jelitowych Bacteroides fragilis, usuwa antygeny B. Drugi, z Elizabethkingia meningosepticum, "odcina" antygeny A. E. meningosepticum to drobnoustroje oportunistyczne, atakujące osłabiony ustrój. Oczyszczone enzymy wykazały się ponoć dużą efektywnością. Enzym z B. fragilis jest np. używany w 1/1000 stężenia koniecznego w przypadku enzymu z zielonych ziaren kawy. Duńczycy współpracują z amerykańską firmą ZymeQuest. W niedalekiej przyszłości mają się rozpocząć testy kliniczne skuteczności i bezpieczeństwa pozbawionej antygenów krwi.
- 1 odpowiedź
-
- ZymeQuest
- Elizabethkingia meningosepticum
- (i 8 więcej)