Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37631
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Superkomputery kojarzą się z urządzeniami pozwalającymi na na badanie wnętrza gwiazd, służącymi do symulacji pogody i pomagającymi w szukaniu lekarstwa na raka. Tymczasem naukowcy z University of Edinburgh wykorzystali maszynę Cray XT5 do... symulowania lodów. Z czasem stwierdzili, że 200 000 procesorów zapewnia zbyt małą moc i rozpoczęli symulacje na Crayu XK6, który korzysta z połączonych mocy CPU i GPU. Każdy z węzłów tej supermaszyny składa się z 16-rdzeniowego procesora AMD Opteron 6200, który ma do dyspozycji do 32 gigabajtów pamięci DDR3. Opteron wspomagany jest przez układ Nvidia Tesla X2090 z 6 gigabajtami pamięci GDDR5. W sumie naukowcy mają do dyspozycji 1872 procesory (936 CPU i 936 GPU). Symulacja lodów to część większego programu, w ramach którego prowadzone są badania nad miękkimi materiałami, takimi jak właśnie lody, sosy, lubrykanty czy farby. Dzięki superkomputerom można „zajrzeć“ wewnątrz tych materiałów i sprawdzić, jakie procesy tam zachodzą, co pozwoli na uniknięcie niepożądanych zjawisk, jak np. tworzenie się kryształów tam, gdzie ich nie powinno być.
  2. Morski Dron (Marine Drone) to urządzenie do lokalizowania i zbierania pływających w oceanach śmieci, głównie plastikowych butelek i toreb. Jak tłumaczą projektanci, studenci Międzynarodowej Szkoły Designu, maszyna ma być napędzana wodoodpornymi bateriami i cichym silnikiem elektrycznym. Gdy komora drona całkowicie wypełni się odpadkami, skieruje się on do specjalnego pływającego doku, gdzie grupa ludzi dokona przeładunku. Jak wynika z symulacji, odpadki są przechowywane w sieci, a ich ciężar równoważą boje w kształcie pierścienia. Ryby i inne stworzenia nie powinny wpływać w pułapkę, ponieważ urządzenie wyposażono w nadajnik emitujący drażniące infradźwięki. Co istotne, drony komunikują się ze sobą i stacją bazową za pomocą sonaru. System może pozostać pod wodą do 2 tyg. Na statku, przy którym pływa stacja dokująca, musi się, oczywiście, znajdować dźwig. Choć młodzi Francuzi pomyśleli o wielu szczegółach techniczno-logistycznych, np. podwójnej konstrukcji skorupowej boi przywlotowej (na stali znajduje się warstwa materiału kompozytowego), nie wiadomo, w jaki sposób odpadki mają być zatrzymywane w sieci. W opisie koncepcyjnego urządzenia nie pojawia się wzmianka o żadnym zamknięciu ani o tym, że np. dron zawsze ustawia się pod prąd. Wydaje się jednak, że na jednym ze schematycznych rysunków widnieje filtr i to on mógłby zapobiegać cofaniu śmieciowej zawartości.
  3. Apple odnosi coraz więcej sukcesów w sądowej walce z Samsungiem. Koncernowi udało się uzyskać wstępne zakazy sprzedaży smartfonu Nexus i tabletu Galaxy Tab 10.1. Teraz zanotował kolejne małe zwycięstwo. Sędzia okręgowy w Kalifornii uznał, że Samsung niszczył dowody, które mogły być istotne dla sprawy. Samsung zbudował swój własny centralny system pocztowy, który automatycznie kasuje e-maile po dwóch tygodniach. Już w przeszłości sądy miały o to pretensje do koncernu. Podczas obecnego procesu amerykańska Komisja Handlu Międzynarodowego uznała, że Samsung zachował się odpowiedzialnie, gdyż nakazał swoim pracownikom archiwizowanie e-maili. Jednak sędzia Paul Grewal z sądu okręgowego ma inną opinię na ten temat i uznał działania Samsunga za niszczenie dowodów. Koreański koncern ma zamiar się odwołać, jeśli jednak apelacja nie zostanie uznana, to może wpłynąć na opinię ławy przysięgłych, gdy proces się rozpocznie. Apple ma do Samsunga pretensje o naruszenie jego patentów. Uważa też, że koreańskie produkty za bardzo przypominają jego własne projekty. Amerykański koncern przedstawił w sądzie dokumenty, z których wynika, że Google już w 2010 roku ostrzegał Samsunga, iż Galaxy Tab i Galaxy Tab 10.1 są zbyt podobne do produktów Apple’a. Co więcej, Koreańczycy wynajęli znanych niezależnych projektantów, by ci wydali opinię i również oni stwierdzili, że podobieństwa są zbyt duże. Apple domaga się od Samsunga odszkodowania w wysokości 2,52 miliarda dolarów.
  4. Pentagon został zmuszony do wyłączenia części swojego systemu pocztowego, zawierającego 1500 kont. Na serwerach wykryto bowiem włamanie. Rzecznik prasowy Pentagonu zapewnia, że e-maile, do których miał dostęp cyberprzestępca, nie zawierały żadnych tajnych informacji dotyczących operacji wojskowych. Część niezawierającego tajemnic systemu poczty elektroniczej została wyłączona z powodu wykrycia włamania – powiedział Sekretarz Obrony, Robert Gates. Serwery Pentagonu doświadczają codziennie setek ataków. Na temat tego udanego niewiele wiadomo. Nie wiadomo nawet, czy atakującemu udało się przechwycić jakiekolwiek informacje. Pentagon zapewnia, że pracownicy, których konta wyłączono, wkrótce odzyskają do nich dostęp. Gates pytany, czy jego skrzynka pocztowa też została wyłączona, stwierdził: nie mam e-maila. Słabo orientuję się w nowoczesnej technologii.
  5. Biolodzy zauważyli, że coraz częściej zwierzęta zaczynają wykorzystywać obecność ludzi. Okazało się np., że staliśmy się osobistymi ochroniarzami łosi z parku Yellowstone. Kiedy ciężarna samica zaczyna rodzić, przemieszcza się w okolice dróg, by w ten sposób ochronić młode przed atakami niedźwiedzi. Naukowcy ze Stowarzyszenia Ochrony Dzikiego Życia (Wildlife Conservation Society) zorientowali się, że tak właśnie jest, śledząc przez 10 lat (od 1995 do 2004 r.) poczynania łosi i niedźwiedzi brunatnych. W tym czasie liczba niedźwiedzi gwałtownie wzrosła, najprawdopodobniej w wyniku działań obrońców przyrody. W tej samej dekadzie rodzące łosze przesuwały się rocznie średnio o 125 m w kierunku utwardzonych dróg. Jak powiedział biolog ze Stowarzyszenia Joel Berger, rekordzistka rodziła tylko 46 metrów od drogi. W normalnych warunkach samice starają się na czas porodu nie podchodzić bliżej niż na 1000 metrów. To doskonały wybieg, ponieważ niedźwiedzie unikają ludzkich szlaków komunikacyjnych, zachowując odstęp ok. 500 metrów. Dotyczy to nie tylko Yellowstone, ale także wszystkich innych obszarów występowania tego gatunku. Podobną przykrywką staliśmy się dla zwierząt z zupełnie innych części globu, m.in. kenijskich werwet, które starają się przebywać bliżej siedzib strażników, aby umknąć lampartom, czy podchodzących do ośrodków turystycznych jeleni aksis (czytali) z Nepalu, broniących się w ten sam sposób przed tygrysami (Biology Letters). Nie oznacza to, że powinniśmy przestać zwiedzać parki narodowe lub chodzić po górach, ale musimy być bardziej świadomi naszego wpływu na zachowanie miejscowej fauny.
  6. Naukowcom udało się znaleźć sposób na ochronę kultur bakterii wykorzystywanych do produkcji serów przed atakiem niszczących je wirusów. Odkrycie oznacza, że przemysł spożywczy będzie ponosił mniejsze straty, ponieważ rzadziej będzie się zdarzało, że mleko, które miało stać się serem, skończy jako zepsute mleko. Ataki wirusów to spory problem dla firm takich jak Danisco, której kultury bakterii wykorzystywane są w niemal połowie lodów i serów produkowanych na świecie. Bakteriofagi to jeden z najpoważniejszych problemów przemysłu spożywczego, szczególnie mleczarskiego. Powodują one olbrzymie straty. Wirusy te działają na bakterie z siłą bomby atomowej. Przedostają się do ich komórek, gdzie błyskawicznie się namnażają niszcząc bakterię od wewnątrz. Philippe Horvath i jego zespół pracujący w laboratorium Danisco opracowali sposób na wzmocnienie mechanizmów obronnych bakterii, czyniąc je odpornymi na atak fagów. Ich odkrycie być może pozwoli również na wyjaśnienie mechanizmu działania powtórzeń CRISPR. To powtarzające się w DNA bakterii i archeowców sekwencje DNA o długości od 24 do 48 par bazowych. Są one podobne do fragmentów DNA bakteriofagów. Naukowcy dzięki komputerowej symulacji znaleźli sposób na nakłonienie bakterii do "zapożyczenia” fragmentu kodu genetycznego wirusa i wzmocnieniu dzięki temu swojego potencjału obronnego. Nasze badania po raz pierwszy wykazały, że sekwencje CRISPR pozwalają bakteriom obronić się przed fagami – mówi Horvath. Uczeni sprawdzili swoją teorię na bateriach Streptococcus thermophilus, szeroko używanych w przemyśle mleczarskim. Genetycznie zmanipulowane organizmy rzeczywiście były w stanie odeprzeć atak wroga. Takich bakterii nie będzie jednak można wykorzystać, gdyż wiele krajów zabrania dodawania do żywności genetycznie zmodyfikowanych organizmów. Dla Danisco nie jest to jednak problemem. Firma ma bowiem zamiar wyodrębnić z naturalnych populacji bakterii osobniki oporne i tylko je przeznaczyć do dalszego namnażania.
  7. Czkawkę miewamy wszyscy. Najczęściej przechodzi sama po kilku minutach. Niekiedy tak się jednak nie dzieje. Uporczywa lub nawracająca czkawka bywa wskaźnikiem określonych chorób, np. nowotworu przełyku czy refluksu żołądkowo-przełykowego. Aby pomóc osobom zadręczanym przez tę nieprzyjemną dolegliwość, Philip Charles Ehlinger Junior wynalazł urządzenie, które pomaga w jej zwalczaniu. Ehlinger wspomina o trzech rodzajach czkawki: trwającym do 48 godzin napadzie, czkawce przewlekłej/długotrwałej (trwającej powyżej dwóch dni, ale krócej niż miesiąc) oraz wreszcie o czkawce uporczywej, nieustępującej przez ponad miesiąc. Uporczywe czkawki wpływają niekorzystnie nie tylko na samego pacjenta, ale i na jego rodzinę. Człowiek odczuwa duże zmęczenie, dyskomfort, chudnie, cierpi na bezsenność oraz depresję. Urządzenie Amerykanina z wyglądu przypomina połączenia kubka z anteną. Metalowy pojemnik łączy za pomocą pojedynczej elektrody policzek chorego ze skronią. Kiedy kubek wypełniony jest wodą, a delikwent zaczyna pić, tworzy się zamknięty obwód elektryczny. W ten sposób stymulowane są dwa nerwy: błędny i przeponowy. Dochodzi do przerwania łuku odruchowego czkawki.
  8. Redaktorzy serwisu Techgage przeprowadzili testy wydajności Windows Visty, by sprawdzić, jak najnowszy system operacyjny Microsoftu sprawuje się podczas korzystania z popularnych gier. Uruchamiane przez Techgage gry to Half-Life 2, Call of Duty 2, Quake IV, Ghost Recon: Advanced Warfighter (GRAW) oraz Oblivion. Wydajność systemu sprawdzono również testem 3D Mark. Testy uruchomiono na komputerze wyposażonym w dwurdzeniowy procesor Intel E6300 taktowany zegarem o częstotliwości 1,86 GHz, płytę główną ASUS P5N-E SLI, dwa gigabajty pamięci Corsair PC2-9136 (DDR2-1066). Za obróbkę grafiki odpowiedzialna była karta graficzna ASUS EN7900GT 256 MB. W komputerze znalazł się również dysk twardy Seagate Barracuda 7200.10, system chłodzenia wodnego, nagrywarka DVD i karta Wi-Fi. Generalnie testy wypadały na korzyść Windows XP. W Half-Life 2 przy rozdzielczości 1680x1050 Vista potrafił średnio wyświetlić 61 klatek na sekundę, a XP – 73. Po zmniejszeniu rozdzielczości do 1280x1024 liczba klatek gry wyświetlanych podczas rozgrywki pod kontrolą Visty wynosiła 82 na sekundę, a XP – 96. Podobnie sytuacja wyglądała podczas gry w Call of Duty 2. Przy rozdzielczości 1680x1050 Vista pokazywała 28 klatek, a XP – 38. Zmniejszenie rozdzielczości do 1280x1024 przyspieszyło grę (Vista – 41, XP – 47). W przypadku pozostałych trzech gier różnice między oboma systemami były minimalne. W GRAW najnowszy OS pokazywał 56 klatek w ciągu sekundy, a starszy – 60. Oblivion obciążał oba systemy tak samo, różnica wynosiła zaledwie 1,5 klatki na korzyść XP. Windows Vista sprawował się za to minimalnie lepiej w przypadku gry Quake IV. Tutaj XP wyświetlał średnio 60 klatek, a Vista – 61. Bardzo interesujące rezultaty dał test systemów programem 3D Mark. Gdy wykorzystano najnowszą jego edycję – 3D Mark 06 – różnica w wydajności obu systemów była niemal niezauważalna. XP Pro uzyskał 4892 punkty, a Vista Ultimate 4868. Taki wynik może sugerować, że gdy pojawią się programy i gry zoptymalizowane pod kątem współpracy z najnowszym OS-em Microsoftu, system powinien sprawować się co najmniej tak samo dobrze, jak Windows XP. Olbrzymia, bo aż 50% różnica była widoczna podczas testów 3D Markiem z 2001 roku. Vista uzyskała tutaj 20293 punkty, a XP – 30271. Oznacza to najprawdopodobniej, że starsze gry nie będą działały pod kontrolą Visty tak sprawnie, jak pod kontrolą XP. Trudno wyciągnąć jednoznaczne wnioski z testów, gdyż zbyt wiele czynników ma na nie wpływ. Wydaje się jednak pewne, że w chwili obecnej Vista, przynajmniej dla graczy, jest gorszym wyborem niż XP. Miłośnicy cyfrowej rozrywki powinni poczekać, aż producenci kart graficznych czy płyt głównych udostępnią sterowniki napisane z myślą o Viście, a producenci gier zoptymalizują swoją ofertę pod kątem najnowszego systemu Microsoftu. Redaktorzy Techgage’a stwierdzili, że gracz, przesiadając się z XP na Vistę ma wrażenie, jakby zmieniał Toyotę Celicę na Ferrari 599 GTB Fiorano. Problem w tym, że to Ferrari wyposażone jest w silnik Toyoty. W chwili obecnej Vista wydaje bardzo dobrym systemem operacyjnym dla osób, które komputer wykorzystują głównie do pracy. Pod warunkiem, że dysponują nowym, wydajnym sprzętem. Gracze powinni jednak poczekać kilka miesięcy z jej instalowaniem. Czytaj również: Debiut Windows Visty Windows Vista: opinie
  9. Na co dzień Brian Joseph Davis jest mieszkającym na Brooklynie scenarzystą i artystą. Czasami musi się w nim odzywać instynkt śledczy, stąd pomysł na posłużenie się oprogramowaniem do sporządzania portretów pamięciowych do rekonstrukcji wyglądu bohaterów słynnych powieści, np. hrabiego Drakuli Brama Stokera. Amerykanin stworzył kilkadziesiąt takich portretów. Pracę zaczyna, oczywiście, od opisu czyjejś twarzy. Choć nam Drakula kojarzy się przeważnie z kreacją Béli Lugosiego z 1931 r. (bladą twarzą, gładko zaczesanymi czarnymi włosami, wysokimi kośćmi policzkowymi i demonicznie pomalowanymi oczami), sam Stoker wyobrażał sobie kogoś zupełnie innego. Wysokiego starszego mężczyznę z długimi siwymi wąsami, którego natura obdarzyła orlą twarzą i nosem z wysokim mostkiem oraz dziwnie ukształtowanymi nozdrzami. Cechami charakterystycznymi były też wysklepione czoło, grube, prawie zrośnięte brwi, okrutne usta, blada cera i spiczasto zakończone uszy. Gdy dodamy do tego mocno zarysowaną brodę i zmienione wściekłością niebieskie oczy, powstanie fizjonomia porażająca ukrytym gniewem. Kolekcjonując twarze, najchętniej fikcyjne, Davis uwzględnia sugestie czytelników i po przedyskutowaniu obiekcji wprowadza do portretów odpowiednie poprawki. Zachęcając do uczestnictwa w projekcie, prosi o podsyłanie co barwniejszych opisów. Poza Drakulą, "rozgryzał" też Emmę Bovary z Pani Bovary Gustawa Flauberta, Humberta Humberta z Lolity Nabokova, Annie Wilkes z horroru Misery Stephena Kinga, profesora Jamesa Moriarty'ego z opowiadań o Sherlocku Holmesie czy Lisbeth Salander z Dziewczyny z tatuażem Stiega Larssona. Komentatorzy poczynań Davisa żartobliwie stwierdzają, że przychodzi z pomocą ludziom, którzy reprezentują raczej pojęciowy niż obrazowy styl myślenia. Trzeba przyznać, że coś w tym jest...
  10. Wyrazy twarzy pojawiające się i znikające w mgnieniu oka nie muszą być rejestrowane świadomie, by mózg zareagował na nie odpowiednim ostrzeżeniem na poziomie podświadomości. O ile jest to przydatne w normalnych warunkach, pozwalając uniknąć ukrytych zagrożeń, o tyle wyrażone zbyt silnie może prowadzić do zaburzeń lękowych. Wśród studentów zebrano grupę wolontariuszy. Na ekranie komputera pokazano im 70 różnych twarzy. Wszystkie wyrażały zdumienie. Bezpośrednio przed pojawieniem się każdej zaskoczonej buzi przez 30 milisekund wyświetlano inną twarz. Połowa to fizjonomie ludzi zadowolonych, połowa przestraszonych. Podczas tego eksperymentu zespół Kena Pallera z Northwestern University obserwował aktywność mózgu badanych. Do skóry ich głowy przymocowano elektrody. Mimo że studenci nie byli świadomi, że widzieli jakiekolwiek dodatkowe twarze, ich mózg to zarejestrował. Kiedy wolontariusze mieli ocenić jakąś twarz jako pozytywnie zaskoczoną (np. po przyjeździe niespodziewanego, lecz miłego gościa) lub negatywnie zdumioną (np. po nagłej brutalnej napaści), buzie poprzedzone przestraszonymi twarzami były częściej uznawane za należące do 2. grupy (Journal of Cognitive Neuroscience). Nasze wyniki pokazują, że nieświadomie postrzegany sygnał zagrożenia, taki jak milisekundowy błysk czyichś emocji, może nadal mimowolnie wpływać na oceny społeczne i nasze zachowanie – wyjaśnia Wen Li, współpracownik Pallera. Przed rozpoczęciem eksperymentu każdy jego uczestnik wypełniał kwestionariusz nt. częstości przeżywania lęku, zwłaszcza w kontaktach społecznych. Ludzie obdarzeni osobowością lękową reagowali silniejszym lękiem na podprogowo prezentowane przestraszone twarze. Wg Pallera, ich mózgi mogą być wyczulone na subtelne wskazówki świadczące o zagrożeniu, co z kolei wywołuje nadmierny niepokój. Obserwacje Amerykanów wiele wnoszą do rozumienia fobii, zaburzeń obsesyjno-kompulsywnych i zaburzeń lękowych uogólnionych. Nie wiadomo, czy podatność na oddziaływanie tzw. mikroekspresji ma duży wpływ na osądy społeczne i zachowanie. Powody, dla których kogoś lubimy lub nie, mogą być w przeważającej części świadome, a nie nieświadome.
  11. Czy to możliwe, że żona Johanna Sebastiana Bacha Anna Magdalena stworzyła część przypisywanych mu utworów? Wkrótce się o tym przekonamy, ponieważ Martin Jarvis, profesor Uniwersytetu Karola Darwina, już w przyszłym tygodniu przedstawi swoją kontrowersyjną teorię na branżowej konferencji kryminologów w Melbourne. Swojemu multidyscyplinarnemu podejściu badawczemu nadał nawet nazwę. Wg niego, jest to antropomuzykologia sądowa. Naukowiec twierdzi, że choć Annę Magdalenę przedstawiano jako prostą kobietę, która mogła się spełnić jedynie przy wychowywaniu dzieci i przepisywaniu manuskryptów swojego genialnego męża, naukowe dowody wskazują, że ich relacje były zupełnie inne. Jarvis nie może mieć pewności, że jego wyjaśnienia są w stu procentach prawidłowe, ale jest do nich mocno przekonany. Pierwsze wątpliwości zaczął mieć już w latach 70., gdy studiował w Królewskiej Akademii Muzycznej. Dzisiejszy dyrektor Orkiestry Symfonicznej Darwina wyczuwał podskórnie, że suity wiolonczelowe nie brzmią jak Bach. Oliwy do ognia dolało też odkrycie adnotacji na okładce suit: Napisane przez panią Bach, jego żonę, co większość osób uznawała za dowód, że Anna Maria odegrała tu rolę zwyczajnej kopistki. Jednak nie wg Jarvisa. Gdy profesor zaczął dogłębnie analizować suity, odnalazł 18 muzycznych powodów, czemu nie pasują one do wyrazu artystycznego i metod pracy Bacha. Poprosił o pomoc grafologów, którzy pomogli mu przy pracach nad manuskryptami. Manuskrypty przypisywane Bachowi porównano z próbkami odręcznego pisma Anny Marii. W wielu Bachowskich notatkach wykryto wkład jego żony. Anna była córką przyjaciela Bacha, który grał na trąbce. Przyszli małżonkowie spotkali się po raz pierwszy na naukach kompozycji, gdy dziewczyna miała zaledwie 12 lat. Wg Jarvisa, miało to miejsce w 1713 roku, a więc o 7 lat wcześniej, niż się oficjalnie przyjmuje. Gdy w 1720 tajemniczo zmarła pierwsza żona Bacha, Anna wprowadziła się do swojego mistrza. Zapiski Anny w notatnikach najstarszego syna Bacha Wilhelma Friedemanna świadczą o tym, że była jego nauczycielką. W serii sztambuchów znajduje się zapis ewolucji stylu kompozytorskiego Anny. Notes z 1725 roku zawiera napisaną jej ręką arię, której nie sygnowano imieniem i nazwiskiem żadnego innego kompozytora. Bach wykorzystał ją na początku i na końcu Wariacji Goldberga. Wielu specjalistów uważało i uważa, że nie pasuje ona do wyrazu artystycznego Johanna. Jarvis sądzi, że posłużenie się arią Anny to oryginalny dowód miłości i uznania.
  12. Laboratorium Badawcze Lotnictwa Wojskowego Stanów Zjednoczonych sponsoruje badania nad baterią, która byłaby w stanie zasilać laptopa przez... 30 lat. Bateria wykorzystuje... energię nuklearną. Batawoltaiczna bateria wykorzystuje promieniowanie beta, podczas którego neutron rozpada się na proton i elektron beta. Rozpad może trwać latami, zasilając niewielkie przenośne urządzenia. Energia elektryczna produkowana gdy promieniowanie beta trafia na elektrodę, podnosząc w ten sposób jej potencjał. Elektroda uzyskuje więc ładunek elektryczny, a izotop – ładunek przeciwny. Różnica potencjałów powoduje powstanie prądu elektrycznego. Sama bateria jest znacznie mniejsza i cieńsza, niż obecnie wykorzystywane urządzenia. W porowatym krzemie zamknięty jest izotop wodoru – tryt. Jego połowiczny okres rozpadu wynosi ponad 12 lat. Dodatkową zaletą baterii betawoltaiczych jest fakt, iż nie grzeją się one, co ma olbrzymie znacznie w przypadku urządzeń takich jak laptopy czy telefony komórkowe. Baterie betawoltaiczne konstruuje się od lat, jednak ich wydajność była bardzo mała. W 2005 roku udało się zwiększyć ją kilkukrotnie. Obecnie prace nad nią są na tyle zaawansowane, że może trafić ona na półki sklepowe jeszcze przed końcem bieżącej dekady. Podczas pracy baterii oraz po jej zużyciu nie pozostają żadne niebezpieczne odpady. Powstaje jednak pytanie, jak na ewentualne pojawienie się takich baterii zareaguje te firmy, które ze sprzedaży baterii czerpią olbrzymie zyski.
  13. Na University of Washington prowadzony jest projekt o nazwie MobileASL, którego celem jest opracowanie bezprzewodowej technologii, która umożliwiałaby kontakty pomiędzy osobami niesłyszącymi. W USA mieszka ponad milion osób, które nie słyszą w ogóle lub słyszą bardzo słabo. Telefonia komórkowa jest w obecnej chwili dla nich niedostępna. Uczeni mają jednak nadzieję, że dostępne już obecnie większe wyświetlacze oraz zdolność PDA czy telefonów do rejestrowania klipów pozwoli na ich wykorzystanie do pomocy nieslyszącym. Głownym problemem jest obecnie zbyt słaby transfer danych. Nie pozwala on na przesłanie w czasie rzeczywistym obrazu o jakości wymaganej do rozmowy za pomocą języka migowego. Konieczne jest opracowanie nowych metod kompresji wideo, która nadawałaby się do użytku w sieciach bezprzewodowych. Właśnie nad nimi pracują amerykańscy naukowcy. Mają być one kompatybilne z obecnym standardem H.264. Projekt finansowany jest przez Narodową Fundację Nauki.
  14. KopalniaWiedzy.pl

    Niewidomy mężczyzna, który doświadcza déjà vu. Brzmi nieprawdopodobnie, a jednak... Pierwsze tego typu studium przypadku zrewolucjonizowało teorię opisywanego zjawiska. Do tej pory uważano, że obrazy z jednego oka docierają do mózgu z minimalnym opóźnieniem (liczonym w mikrosekundach). Stąd wrażenie stykania się z czymś po raz drugi. Naukowcy z University of Leeds po raz pierwszy opisali jednak przypadek niewidomego mężczyzny, który doświadczał déjà vu za pośrednictwem węchu, słuchu i dotyku. Wymieniony wyżej uniwersytet jest światowym liderem w zakresie badań nad déjà vu. To tutaj zajmowano się np. chronicznym déjà vu, kiedy dana osoba bez przerwy ma wrażenie, że "już tu kiedyś była". Na łamach pisma Brain and Cognition Akira O\'Connor i Chris Moulin opisali, w jaki sposób codzienne doświadczenia wywoływały déjà vu u niewidomego mężczyzny. Pewien fragment muzyki wiązał się z odsuwaniem zamka błyskawicznego, a trzymanie talerza w stołówce uczelnianej przypominało urywek rozmowy. W literaturze naukowej po raz pierwszy odnotowano takie zjawisko. To bardzo pomocne, ponieważ opis konkretnego przypadku przeczy teorii odwołującej się do opóźnienia przewodzenia obrazu — mówi O\'Connor. Chcemy także zebrać większą grupę niewidomych osób i dokładniej wszystko zbadać, ponieważ nie mamy powodów, by przypuszczać, że doświadczenia naszego pierwszego "obiektu" są nienormalne lub różnią się od doświadczeń innych ociemniałych. O\'Connor przyznaje, że osoby doświadczające déjà vu mają wrażenie niewytłumaczalności tego zjawiska. I ponieważ jest ono tak subiektywne, psychologia, dążąc do obiektywizmu, unikała podjęcia tego tematu. Skoro jednak psychologom udało się wyjaśnić zjawisko określane mianem "mam to na końcu języka", ale nie umiem sobie tego za żadne skarby przypomnieć, można uczynić to samo w odniesieniu do déjà vu. O\'Connor ma swoją własną teorię, która zostanie ostatecznie potwierdzona lub obalona w przyszłym roku. Chce przetestować eksperymentalne wywoływanie déjà vu z wykorzystaniem hipnozy. Uważamy, że déjà vu powstaje, gdy zostanie zakłócona praca obszaru mózgu zarządzającego uczuciem znajomości. W pierwszym eksperymencie studentów proszono o zapamiętanie zestawu słów. Następnie podczas hipnozy sugerowano, że mają one zostać zapomniane. Po przebudzeniu badanym ponownie pokazywano te same wyrazy, aby wywołać wrażenie znajomości. Mniej więcej połowa studentów twierdziła, że wytworzyło się u nich uczucie podobne do déjà vu, a połowa z tych 50% twierdziła, iż to z pewnością déjà vu. Marzeniem O\'Connora jest uchwycenie, np. podczas badania MRI, spontanicznie powstającego déjà vu.
  15. Naukowcy, którzy zbadali geny odpowiedzialne za schizofrenię, doszli do zaskakujących wniosków. Ich zdaniem, są one preferowane w toku ewolucji, co oznacza, iż z jakiegoś powodu ich obecność jest korzystna dla właściciela. Steve Dorus, genetyk ewolucyjny z brytyjskiego University of Bath wyjaśnia, że mamy tu do czynienia z paradoksem. Z jednej bowiem strony osoby cierpiące na schizofrenię mniej chętnie nawiązują kontakty seksualne, a z drugiej, odsetek osób chorych wciąż utrzymuje się na tym samym poziomie. Dorus jest współautorem artykułu na temat ewolucji genów wiązanych ze schizofrenią. Po przeanalizowaniu DNA z różnych populacji na całym świecie oraz genomu naczelnych i sprawdzeniu historycznych zmian w genomie, prowadzących aż do wspólnego przodka człowieka i małp, okazało się, że badane geny są poddawane pozytywnej selekcji w toku ewolucji. Na przestrzeni tysiącleci pozostały niemal niezmienione. Występowanie schizofrenii wiązane jest z wariacjami w wielu genach. Na potrzeby swoich badań uczeni skupili się na 76 odmianach genów silnie związanych z chorobą. Akademików bardzo zaskoczył fakt, że pozytywną selekcję przechodziły też te geny, które były najmocniej związane z występowaniem schizofrenii, jak na przykład DISC1. Uczeni nie wiedzą, dlaczego geny schizofrenii nie zanikają w toku ewolucji. Istnieje sporo teorii dotyczących faktu, że choroba ta charakteryzuje się wyjątkowo dużą odpornością na zmiany ewolucyjne. Jedna z nich mówi, że jest ona pewnym rodzajem „zaburzeń języka”, ceną, którą ludzie płacą za rozwój mowy i kreatywności. Można myśleć o schizofrenii jako o cenie, którą chorzy płacą za zdolności poznawcze i językowe gatunku ludzkiego. U chorych występuje zbyt wiele wariacji. Osobno mogą one mieć pozytywny wpływ, jednak gdy są razem – szkodzą – mówi Dorus. Uczeni chcą się teraz skupić na 28 genach, które są w grupie ewolucyjnie najbardziej preferowanych. Mają nadzieję, że ich zbadanie przyczyni się do opracowania metod leczenia schizofrenii.
  16. Pójdźka ziemna (Athene cunicularia), mały ptak z rodziny puszczykowatych, który zamieszkuje Amerykę Północną, Środkową i Południową, wyściela swoje podziemne gniazda odchodami innych zwierząt (m.in. krów, koni czy psów). Wabi w ten sposób owady i inne ofiary. Sowa albo sama wykopuje norę, albo wykorzystuje już istniejące jamy, np. piesków preriowych czy susłów. Sowy ziemne są nietypowe pod kilkoma względami. Po pierwsze, prowadzą dzienny tryb życia. Po drugie, tworzą kolonie. Po trzecie, jak już wspomnieliśmy, do wyściełania swoich gniazd używają dużych ilości zwierzęcego kału. Matthew Smith i Courtney Conway z Uniwersytetu w Arizonie wykluczyli dwie hipotezy wyjaśniające niecodzienne zachowanie pójdziek. Pierwsza postulowała, że ptaki korzystają ze smrodu fekaliów, by zamaskować zapach jaj oraz piskląt i ochronić je w ten sposób przed wężami, szopami czy innymi drapieżnikami. Wyniki badania pokazują jednak, że gniazda z odchodami są plądrowane równie często jak gniazda niezabezpieczone zapachowo. Naukowcy obalili także teorię, że samce używają fekaliów, by zwabić partnerkę do swojego gniazda. Dokonali tego, udowadniając, że pan sowa wyściela jamę po, a nie przed stosunkiem seksualnym. Amerykanie przetestowali ostatecznie kolejną hipotezę, tym razem zakładającą, że pójdźki wabią smrodem owady. W tym celu skonstruowali pułapki z 450 plastikowych kubków. Do każdego nalano wody z mydłem, a w środku umieszczono lejek. Niektóre wyścielono odchodami, inne nie. Pułapki z fekaliami zawierały o ok. 69% więcej owadziej biomasy niż kubki bez wabika. Wyniki badaczy z Arizony są spójne z rezultatami uzyskanymi przez naukowców z University of Florida (2004). Wtedy udało się wykazać, że sowy ziemne żyjące w gniazdach z odchodami zjadają 10 razy więcej żuków gnojarzy niż ptaki zamieszkujące ładniej pachnące nory. Badacze z Arizony zajęli się na koniec czwartą hipotezą: że samce pójdziek ziemnych wyścielają gniazdo kałem, by zawiadomić inne samce, iż dana nora jest już zajęta. W ten prosty sposób można by zapobiec wielu konfliktom. Okazało się, że pan sowa rzeczywiście mniej chętnie myśli o perspektywie wprowadzenia się do śmierdzącego gniazda, ale dostrzeżona prawidłowość jest nieistotna statystycznie. Na łamach pisma Animal Behavior akademicy zaczęli przekonywać, że sygnalizowanie własności i wabienie ofiar nie są przecież wykluczającymi się wzajemnie funkcjami. Dlatego też np. początkowo wyścielanie gniazda kałem mogło służyć do komunikacji z innymi sowami ("ja tu mieszkam"), a potem okazało się, że pomaga w zdobyciu pożywienia.
  17. Mark Zuckerberg, założyciel popularnego serwisu społecznościowego Facebook, został po raz kolejny podany do sądu. Trójka byłych studentów Harvardu twierdzi, że Zuckerberg ukradł im pomysł oraz kod źródłowy serwisu. Facebook wystartował w lutym 2004 roku, miesiąc po tym, jak Zuckerberg nawiązał współpracę z firmą Harvard Connection (obecnie ConnectU), której miał pomóc w dokończeniu witryny społecznościowej. Cameron Winklevoss, Tyler Winklevoss i Divya Narendra twierdzą, że już w listopadzie 2003 roku prowadzili z Zuckerbergiem rozmowy dotyczące współpracy przy ich projekcie serwisu społecznościowego. Po raz pierwszy złożyli oni pozew przeciwko twórcy Facebooka w marcu bieżącego roku. Został on jednak oddalony z powodu błędów technicznych. Pozew został poprawiony i złożony ponownie. Gra toczy się o wielką stawkę, gdyż rynkowa wartość Facebooka wyceniana jest na 2 miliardy dolarów. Kradzieże kodów źródłowych i sekretów handlowych stają się coraz bardziej popularne. W 2003 roku cyberprzestępcy ukradli część gry Half-Life 2 a w roku 2004 sąd skazał na dwa lata więzienia mężczyznę, który usiłował sprzedać kod źródłowy systemu Windows 2000.
  18. Lasy stanu Meghalaya w północno-wschodnich Indiach to jedno z najwilgotniejszych miejsc na świecie. Tradycyjnie budowane mosty nie sprawdziłyby się w takich warunkach, ponieważ prędzej czy później zardzewiałyby bądź uległy erozji. Miejscowa ludność poradziła sobie z tym fantem, hodując mocne kładki z zaplatanych korzeni przybyszowych figowców sprężystych (Ficus elastica), zwanych potocznie fikusami. Pomiędzy wzniesieniami płyną liczne bystre potoki i rzeczki. Na szczęście na stokach Gór Asamskich (Gāro-Khāsī-Jayntiyā) rosną figowce, których korzenie można wykorzystać, by przekroczyć głazy leżące na brzegach i sam ciek wodny. Powstała też unikatowa konstrukcja piętrowa. Gdy przedstawiciele ludu Khasi chcą, by korzenie fikusa rosły w danym kierunku, korzystają z pni palmy betelowej (areka katechu). Są one nacinane wzdłuż i wydrążane, tworząc coś w rodzaju prowadnic. Korzenie figowca nie mogą rosnąć półkoliście, kierują się więc prosto, jak "nakazuje" pień palmy. Kiedy dotrą na przeciwległy brzeg, pozwala im się zagłębić w ziemi. Wbrew pozorom mosty wcale nie są krótkie, niektóre mają ponad 30 m. By nadawały się do użytku i były bezpieczne, muszą rosnąć przez 10-15 lat. Są na tyle mocne, że mogą wytrzymać ciężar 50 osób naraz. Po przekroczeniu strumienia żywe mosty nie przestają rosnąć, więc w odróżnieniu od mostów budowanych przez człowieka, z czasem stają się coraz bardziej wytrzymałe. Szacuje się, że część mostów skonstruowanych w wioskach w okolicy miasta Czerapuńdżi może mieć nawet ponad 500 lat.
  19. Codzienne jedzenie grejpfruta może zwiększyć ryzyko zachorowania na nowotwór piersi niemal o jedną trzecią (30%). Amerykańscy naukowcy doszli do takiego wniosku po przebadaniu 50 tysięcy kobiet w wieku pomenopauzalnym. Co ważniejsze, nie trzeba było zjadać dużych ilości tych soczystych owoców. Wystarczyła konsumowana dzień w dzień jedna czwarta grejpfruta... Najprawdopodobniej owoce te powodują wzrost stężenia estrogenów w organizmie, a to z kolei zwiększa częstość zachorowań na hormonozależne nowotwory piersi (British Journal of Cancer). Zarówno autorzy studium, jak i inni eksperci zgadzają się co do tego, że aby potwierdzić te rewelacje, trzeba przeprowadzić dalsze szczegółowe badania. Naukowcy z kilku hawajskich i południowokalifornijskich uniwersytetów prosili kobiety o wypełnienie kwestionariuszy, w których pytano m.in. o częstość i wielkość spożywanych porcji grejpfruta. Dzięki temu zaobserwowali, że panie, które codziennie zjadały jedną czwartą lub więcej owocu, chorowały na raka częściej niż te, które w ogóle nie uwzględniały ich w swojej diecie. Ich poziom estrogenu był również podwyższony. Wcześniejsze badania wykazały, że w metabolizm estrogenu jest zaangażowany pewien związek: cytochrom P450 3A4 (CYP3A4). Blokując jego działanie, grejpfrut może zwiększać stężenie hormonu. Wyniki trzeba potwierdzić chociażby dlatego, że uwzględniono w nich tylko konsumpcję owoców, ale już nie soków.
  20. Na angielskiej prowincji znaleziono fortepian, na którym podczas swojego ostatniego tournée w 1848 roku grał Fryderyk Chopin. Na jego ślad natrafił pewien szwajcarski muzyk. Właściciel, kolekcjoner Alec Cobbe, był zaskoczony tym, jaki skarb nabył 20 lat temu za jedyne 2 tysiące funtów. Wszelki słuch o instrumencie zaginął na ponad 150 lat, dopóki profesor Jean-Jacques Eigeldinger nie dotarł do ksiąg rachunkowych Francuza Camille\'a Pleyela. W XIX wieku był ona znanym producentem pianin i fortepianów. Chopina i Pleyela łączyła duża zażyłość. Historycy muzyki twierdzą, że instrumenty marki Pleyel były wytwarzane pod słynnego polskiego kompozytora. To on wypróbowywał nowe rozwiązania konstrukcyjne paryżanina. Gdy przyjeżdżał do Francji w odwiedziny, dawał w zakładzie produkcyjnym przyjaciela nieformalne koncerty, na które schodziły się całe rzesze ludzi. Eigeldinger i Cobbe po raz pierwszy spotkali się na konferencji poświęconej Chopinowi. Następnie Szwajcar przyjechał do Wielkiej Brytanii z danymi na temat, komu i do jakiej miejscowości Pleyel sprzedał fortepiany. Po numerze seryjnym zidentyfikował instrument Cobbe\'a jako ten, który podróżował z Chopinem po Anglii podczas pożegnalnej trasy koncertowej. To naprawdę wyjątkowy moment. Znane są tylko 3 inne fortepiany, które należały w przeszłości do Chopina. Jeden znajduje się w Paryżu, drugi na Majorce, a ostatni w Warszawie — emocjonuje się Cobbe. Po zakończeniu tournée z 1848 roku Chopin sprzedał instrument brytyjskiej arystokratce, lady Trotter. Ona zapisała go jednemu ze swoich krewnych i koniec końców fortepian "wylądował" w wiejskim pałacyku. Potem trafił na aukcję, na której został sprzedany Cobbe\'owi przez handlarza antycznymi instrumentami. Fortepian Chopina jest częścią dużo większej kolekcji. Zwiedzający mogą ją zobaczyć, udając się do rezydencji Hatchlands. Naprawdę warto to uczynić, ponieważ znajdują się tam instrumenty, na których grali lub które należały m.in. do Purcella, Bacha, Mozarta oraz Mahlera.
  21. Węgierscy naukowcy znaleźli grupę szesnastu cypryśników sprzed 8 milionów lat. Mają nadzieję, że dostarczą im one cennych wiadomości na temat panującego wtedy na Ziemi klimatu. Okazy zachowały się na terenie kopalni odkrywkowej węgla brunatnego. Ponieważ nie skamieniały, geolodzy mogą je badać tak jak próbki drzewa odcinane od żywej rośliny. To niesamowite odkrycie, gdyż wiele drzew zachowało się w swoim pierwotnym położeniu i to w jednym miejscu – opowiada dr Alfred Dulai, geolog z Węgierskiego Muzeum Historii Naturalnej. Ale prawdziwą rzadkością jest fakt, że... zachowało się oryginalne drewno. One nie zamieniły się w kamień. Cypryśniki miały 4-6 metrów wysokości i aż 1,5-3 metry średnicy. Odkryto je, gdy górnicy z kopalni w Bukkabrany na północnym wschodzie Węgier przystąpili do usuwania warstwy piasku, by dostać się do pokładów lignitu. Drzewa datuje się na późny miocen. W tym czasie Basen Karpacki, czyli dzisiejsze Węgry, był słodkowodnym jeziorem otoczonym przez bagna. Zdjęcia wspaniałych roślin można podziwiać m.in. na Reuterze.
  22. Naukowcy włoscy donoszą, że do podlewania pomidorów można z powodzeniem używać rozcieńczonej wody morskiej. Co więcej, uzyskano owoce z wysoką zawartością antyutleniaczy, znacznie większą niż w roślinach uprawianych tradycyjnie. Kontrolowane użycie alternatywnych źródeł wody, takich jak woda morska, może być istotnym narzędziem w walce z suszą w rejonie śródziemnomorskim — piszą badacze w tekście publikowanym w dwutygodniku Journal of Agricultural and Food Chemistry. Włosi podkreślają, że pomidory zawierają najwięcej antyoksydantów, gdy zrywa się je w postaci dojrzałej (z czerwoną skórką), a wcześniej krzaki podlewa się 10-proc. wodą morską. Dla rośliny stanowi to stres o średnim natężeniu, a jak pisaliśmy już kiedyś, zestresowane rośliny wytwarzają więcej związków zwalczających wolne rodniki. Riccardo Izzo i zespół hodowali rozmaite odmiany pomidorów, łącznie z tymi używanymi powszechnie w sałatkach. Podlewali je wodą o różnym stopniu zasolenia, a następnie analizowali skład chemiczny plonów.
  23. Nowy, zaskakujący sposób komunikacji pomiędzy komórkami odkryli naukowcy z Centrum Zdrowia Uniwersytetu McGill oraz Uniwersytetu w Toronto. Badacze dowiedli, że komórki nowotworowe potrafią wydzielać do swojego otoczenia specjalne pęcherzyki, które nazwano onkosomami. W środku tych struktur, przypominających nieco krople tłuszczu w wodzie, znajdują się stymulujące rozwój guza (lub fachowo: onkogenne) białka, które są w stanie "zmusić" zdrowe komórki do niekontrolowanych podziałów. Odkrycie to można uznać za przełomowe, gdyż dotychczas podobny aspekt funkcjonowania tkanki nowotworowej nie był znany, a jego występowanie może mieć ogromne znaczenie dla poszukiwania nowych, skuteczniejszych terapii ograniczających rozwój nieprawidłowej tkanki. Od dłuższego czasu wiadomo, że na powierzchni komórek niektórych nowotworów mózgu znajduje się nieprawidłowa wersja białka służącego jako receptor (czyli "odbiornik") białkowego sygnału płynącego z otoczenia i stymulującego podział komórek. Sygnał ten, zwany nabłonkowym czynnikiem wzrostu, jest niezbędny dla zdrowego funkcjonowania tkanek, lecz komórki nowotworowe często nadmiernie nań reagują i przez to dzielą się szybciej, niż miałoby to miejsce w zdrowej tkance. Dotychczas jednak nie udawało się do końca wyjaśnić niektórych zjawisk związanych z obecnością tego białka w guzie. Badaczom udało sie ustalić, że w wyniku mutacji może dojść do uwalniania z powierzchni komórek małych pęcherzyków, w których zamknięte są cząsteczki receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu (EGFRvIII, od ang. Epidermal Growth Factor Receptor version III - trzecia wersja receptora dla nabłonkowego czynnika wzrostu). Co ciekawe, te mikroskopijne ciałka mają zdolność do wiązania się z otaczającymi komórkami, a przekazane w ten sposób białko funkcjonuje w nich identycznie jak w komórce, w której powstały. Jeżeli komórka "odbierająca" taki pęcherzyk jest w stadium przednowotworowym lub nowotworu łagodnego, obecność dodatkowych cząsteczek EGFRvIII może spowodować jej nadmierną stymulację do podziałów. Grozi to bezpośrednio powstaniem guza złośliwego. Biorący udział w projekcie naukowiec polskiego pochodzenia, dr Janusz Rak, wyjaśnia istotę odkrycia: Uzbrojeni w tę wiedzę możemy wyobrazić sobie, że zmutowane białko niekoniecznie musi działać w tej samej komórce, w której powstało. Możliwa jest także migracja takiej proteiny i jej rozprzestrzenianie jako zawartości pęcherzyka, przez co wokół guza powstaje twór, który moglibyśmy nazwać "przestrzenią onkogenną [tzn. tworzącą nowotwór - przyp. red.]". Widzimy dzięki temu, że nowotwór to niezwykle złożona struktura, w której komórki intensywnie wymieniają się informacjami. Wykracza to poza klasyczny model guza powstającego z jednej zmutowanej komórki, która zaczyna mnożyć się bez jakiejkolwiek kontroli. To odkrycie otwiera nowe drogi dla badań, ale mamy nadzieję, że przyniesie także korzyści dla pacjentów. Być może poszukiwanie we krwi pęcherzyków zawierających EGFRvIII (a być może także inne białka, jeśli te zostaną odkryte w innych rodzajach onkosomów) mogłoby stać się ważnym elementem badania charakteru rozwijającego się guza, a w efekcie być może pozwalałoby na optymalizację terapii. Obecnie diagnostyka nowotworów mózgu i pobieranie z nich materiału jest bardzo ograniczone ze względu na utrudniony dostęp do tego organu. Ewentualne badanie oparte na poszukiwaniu receptora opierałoby się prawdopodobnie na niewielkiej próbce krwi lub płynu mózgowo-rdzeniowego, które są znacznie łatwiejsze do pobrania. Mogłoby to przynieść ogromne korzyści dla pacjenta w postaci lepszego scharakteryzowania nowotworu oraz lepszego dostosowania terapii.
  24. Naukowcy szacują, że metan powstający w krowich jelitach podczas trawienia stanowi ok. 4% emitowanych do atmosfery gazów cieplarnianych. Profesor Winfried Drochner z University of Hohenheim w Stuttgarcie, który zajmuje się żywieniem zwierząt, wynalazł ograniczającą odbijanie się tabletkę dla bydła. To skuteczny sposób zwalczania efektu cieplarnianego — cieszy się Niemiec. Tabletka wielkości pięści (tzw. bolus), połączona ze specjalną dietą i ścisłymi porami karmienia, ma wpłynąć na ilość powstającego metanu. Drochner chce w ten sposób polepszyć warunki życia zwierząt, a także rozsądniej wykorzystać energię powstałą w procesie fermentacji trawy (do tej pory była ona po prostu marnotrawiona). Moglibyśmy wykorzystać energię do wspomożenia krowiego metabolizmu. Pomysł jest prosty: zamiast wydalać metan, zwierzę mogłoby go użyć do wytworzenia glukozy. To z kolei nasiliłoby laktację, a każdy rolnik ucieszy się z dodatkowych litrów mleka. Spore rozmiary tabletki oznaczają, że mogłaby się ona powoli rozpuszczać w żołądku i uwalniać substancje mikrobiotyczne nawet przez kilka miesięcy.
  25. W najbliższy poniedziałek, 12 listopada, specjalista z Google’a weźmie udział w demonstracji kontrowersyjnego "kwantowego komputera” kanadyjskiej firmy D-Wave. O powstaniu tej maszyny i związanych z nią kontrowersjach pisaliśmy na początku bieżącego roku. Doktor Hartmut Neven, pracujący dla Google’a specjalista ds. technologii rozpoznawania obrazów, pokaże algortym rozpoznający grafiki, który będzie działał właśnie na komputerze firmy D-Wave. Demonstracja odbędzie się podczas konferencji nt. superkomputerów SC07 w Reno. Komputery kwantowe Na początek wyjaśnijmy ideę działania komputerów kwantowych. Najmniejszą cząstką informacji wykorzystywaną w komputerach jest bit. Jest on reprezentowany przez 0 lub 1. We współczesnych maszynach informacja, czyli ciąg bitów, przekazywana jest dzięki przepływowi elektronów. Tranzystory w procesorach posiadają przełączniki, które mogą zostać ustawione w pozycji „0” (brak elektronu) lub „1” (elektron obecny). Tak więc za pomocą na przykład trzech bitów możemy stworzyć 8 różnych kombinacji: 1-1-1, 0-1-1, 1-0-1, 1-1-0, 0-0-0, 1-0-0, 0-1-0 oraz 0-0-1. Jednak w danej chwili w tych trzech bitach można zapisać tylko jedną z ośmiu kombinacji. Komputery kwantowe mają bazować na zjawisku z mechaniki kwantowej, która przewiduje, że ta sama cząsteczka może jednocześnie znajdować się w różnych miejscach, czyli jednocześnie przyjmować obie pozycje 0 i 1. Tak więc trzy kwantowe bity, zwany qbitami, mogą jednocześnie przechowywać wszystkie osiem kombinacji i wykonać na nich operacje. Z tego wynika, że trzybitowy komputer kwantowy będzie ośmiokrotnie bardziej wydajny, niż obecnie stosowane komputery. Obecnie coraz powszechniej stosowane są komputery 64-bitowe. A kwantowy komputer operujący jednocześnie na 64 bitach byłby nawet około 18 000 000 000 000 000 000 razy szybszy od współcześnie wykorzystywanej maszyny. Orion Maszyna Orion, kanadyjskiej firmy D-Wave, nie jest tak wydajna. Początkowo operowała na 16 bitach, a więc, jeśli rzeczywiście jest kwantowym komputerem, to jednocześnie przeprowadza 64 000 operacji. Sama firma D-Wave jest finansowana przez kilka funduszy inwestycyjnych. W lutym bieżącego rok pokazała ona Oriona, pierwszy, jak twierdzi, komputer kwantowy. Naukowcy jednak wątpią, czy jest to maszyna takiego typu. Przez 9 miesięcy, które minęły od zademonstrowania Oriona D-Wave nie udowodniło, że wykonuje on kwantowe obliczenia. Wśród sceptyków znajduje się Scott Aaronson, teoretyk komputerowy z Instytutu Obliczeń Kwantowych na University of Waterloo. Jego zdaniem Orion to 16-bitowy komputer, który co prawda operuje na qubitach, ale zachowują się one w jego przypadku jak klasyczne bity. Geordie Rose, główny technolog D-Wave, twierdzi jednak, że Orion w żadnym wypadku nie jest klasycznym komputerem. Poinformował jednocześnie, że maszyna została rozbudowana i obecnie operuje na 28 bitach (na obudowie nowego procesora widać napis Leda, być może więc demonstrowana w poniedziałek maszyna będzie nosiła taką właśnie nazwę). A dowodem na to, w jaki sposób przeprowadza obliczenia, ma być jej wydajność. Jeśli będzie ona znacząco wyższa od analogicznej klasycznej maszyny, ma to być dowód na wyjątkowość Oriona. D-Wave obiecała też już w lutym, że do końca 2008 roku Orion zostanie rozbudowany do 1000 qubitów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...