Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Najbogatsze przyrodniczo regiony Ziemi to jednocześnie obszary występowania największej liczby... języków. Do takich wniosków doszli uczeni z Pennsylvania State University oraz Oxford University. Wyniki badań pokazują, że takie regiony charakteryzują się też różnorodnością języków. Występuje w nich 70% wszystkich języków występujących na Ziemi. Co więcej, wiele z nich to języki specyficzne dla danego regionu, często zagrożone wyginięciem - czytamy w PNAS. Biolodzy szacują, że obecne tempo wymierania gatunków jest wielokrotnie szybsze niż naturalne. Z kolei lingwiści twierdzą, iż do końca bieżącego wieku zniknie 50-90 procent języków używanych przez ludzi. Paul Ehrlich porównał utratę gatunków do utraty nitów na skrzydłach samolotu. Ile nitów można usunąć, zanim skrzydło się rozleci i samolot spadnie na ziemię? Jak wiele gatunków może zniknąć, zanim załamie się ekosystem. Niestety, zatrzymanie utraty gatunków na planecie zamieszkanej przez 7 miliardów ludzi to niezwykle trudne zadanie. Przeprowadziliśmy nasze badania po to, by dowiedzieć się więcej o ludziach żyjących na terenach istotnych dla zachowania bioróżnorodności - powiedział profesor Larry J. Gorenflo z Penn State. Już wcześniejsze badania sugerowały, że istnieje związek pomiędzy bioróżnorodnością a występowaniem wielu języków, jednak dane były bardzo nieprecyzyjne. Teraz Gorenflo i Suzanne Romaine z Oxford University we współpracy z organizacją Conservation International wykorzystali najnowsze globalne dane na temat występowania 6900 języków oraz bazę danych bioróżnorodności skompletowaną przez Conservation International. Naukowcy zidentyfikowali 35 najważniejszych obszarów bioróżnorodności.Zajmują one zaledwie 2,3% powierzchni naszej planety, ale żyje w nich ponad połowa roślin naczyniowych i 43% lądowych kręgowców. Obszary te są zamieszkiwane przez ludzi mówiących w sumie 3202 językami. Znajdują się na wszystkich kontynentach z wyjątkiem Antarktydy. Uczeni sprawdzili też pięć dzikich regionów o wysokiej bioróżnorodności, które w sumie zajmują 6,1% powierzchni Ziemi, żyje w nich 17% roślin naczyniowych i 6% lądowych kręgowców. Zamieszkujący je ludzie mówią 1622 językami. Utrata bioróżnorodności jest ściśle związana z utratą języków i związanych z nimi ludzkich kultur. Gdy tracimy różnorodność językową, tracimy wiele małych grup ludności stosujących tradycyjne rozwiązania ekonomiczne. Miejscowe języki są zastępowane językami związanymi z wykorzystaniem nowoczesnej ekonomii przemysłowej, a to z kolei pociąga za sobą takie zmiany jak np. wprowadzenie piły łańcuchowej - uważa Gorenflo. Nie tylko utrata bioróżnorodności jest niebezpieczna dla ekosystemu. Gdy tracimy języki, tracimy też powiązane z nimi kultury i informacje o środowisku. Dlatego też, zdaniem uczonego, należy walczyć o zachowanie zarówno bioróżnorodności jak i tradycyjnych kultur. W wielu przypadkach te same czynniki, które prowadzą do wymierania gatunków, prowadzą też do wymierania języków - stwierdza naukowiec. Uczeni nie wiedzą, dlaczego bioróżnorodność jest powiązana z występowaniem dużej liczby języków. Być może tradycyjne kultury wytwarzają warunki pomagające w przetrwaniu ekosystemu. Chcemy rozpocząć badania, które pozwolą nam na zbadanie związku pomiędzy wysoką różnorodnością biologiczną i lingwistyczną - mówi Gorenflo.
  2. Zapewne od zarania dziejów ludzie zastanawiają się, o czym pies myśli, patrząc na nich, jednak dopiero specjaliści z Emory University zdołali sprawdzić, jak psi mózg reaguje na gesty właścicieli. Dwa psy wytrenowano, by leżały spokojnie w skanerze do funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI), a wyniki eksperymentu opublikowano w piśmie PLoS ONE. Prof. Gregory Berns opowiada, że dowiedziawszy się, że psy wchodziły w skład oddziału SEAL, który zabił Osamę bin Ladena, pomyślał, iż skoro da się nauczyć psa skakać z helikoptera, da się zapewne nakłonić go, by wszedł do skanera i pozostał tam bez ruchu ze słuchawkami na uszach. Tak zaczęła się przygoda jego laboratorium z 2 czworonogami: 2-letnią Callie (feist) i 3-letnią McKenzie (border collie). Naukowcy zamierzają odkodować procesy umysłowe psa, nagrywając, które rejony mózgu zwierzęcia aktywują się pod wpływem różnych bodźców. Ostatecznie chcą odpowiedzieć na pytania, czy psy są zdolne do empatii, czy wiedzą, czy ich właściciel jest smutny, czy szczęśliwy i jaką część naszego języka naprawdę rozumieją. W pierwszym eksperymencie psy nauczono, by reagowały na gesty. Jeden sygnał (lewa dłoń skierowana w dół) oznaczał, że pies dostanie przysmak, drugi (dłonie skierowane ku sobie w poziomie) - że nie ma co na niego liczyć. Okazało się, że pod wpływem sygnału oznaczającego nagrodę zarówno u Callie, jak i u McKenzie rozświetlało się jądro ogoniaste, które także u człowieka stanowi część układu nagrody. Nie uaktywniało się ono pod wpływem sygnału oznaczającego, że przekąski nie będzie. Wyniki wskazują, że psy zwracają baczną uwagę na ludzkie sygnały i że sygnały te mogą stanowić klucz do psiego układu nagrody. Berns dodaje, że psy są wyjątkowe pod kilkoma względami: 1) zostały udomowione jako pierwsze, poza tym 2) mogły wpływać na ewolucję człowieka. By uzyskać zdjęcia dobrej jakości, Callie, suczkę Bernsa, i McKenzie trzeba było nauczyć leżenia w konkretnej pozycji: z głową wspartą na ławeczce. Podczas tresury wykorzystywano makietę skanera.
  3. Amerykańskie siły specjalne będą wykorzystywały komputerowy system treningowy, który powstał z myślą o.... zawodowych sportowcach. NeuroTracker, opracowany w laboratorium doktora Jocelyna Fauberta, jest obecnie używany przez zespoły z NFL i NHL oraz przez centra olimpijskie w kilku krajach. Teraz US Special Operations Command (SOCOM) ogłosiła, że zakupi system na potrzeby elitarnych oddziałów specjalnych. NeuroTracker nie ćwiczy mięśni, a mózg. Zadaniem programu jest poprawienie uwagi, spostrzegawczości oraz zdolności do szybkiego podejmowania decyzji i jednoczesnego śledzenia wielu szybko przebiegających wydarzeń. Obecnie NeuroTracker składa się z ośmiu różnych gier. We wszystkich podstawową rolę odgrywa osiem poruszających się kul. Gracz najpierw siada przed ekranem 3D, a jego zadaniem jest śledzenie przez około 8 minut ruchu 4 z kul i ignorowanie 4 pozostałych. To pozwala na wstępną ocenę zdolności do skupienia uwagi, śledzenia wielu obiektów jednocześnie oraz przewidywania trajektorii i złożonych wzorców poruszania się kul. Po takiej ocenie bierzemy udział w kilku podobnych odmianach gry, zwiększających różne umiejętności. Mamy np. do czynienia z rozgrywką, której celem jest śledzenie kul, które poruszają się bardzo szybko w nieprzewidywalny sposób. Dla mózgu jest to niezwykle intensywny wysiłek. Inny rodzaj rozgrywki to mierzenie się z drugim człowiekiem i porównywanie, kto lepiej śledzi kule. Jak widać NeuroTracker różni się od innych wirtualnych programów treningowych. Nie symuluje realne świata i pola bitwy, a skupia się na zwiększeniu pewnych wybranych zdolności mózgu. Twórcy systemu zapewniają, że wskutek intensywnej i powtarzalnej stymulacji w odpowiednich obszarach mózgu zwiększa się liczba połączeń, dzięki czemu doskonalimy pożądane umiejętności.
  4. Wbrew obiegowej opinii, płynąc w stronę jajeczka, plemniki rzadko poruszają się środkiem. Wolą posuwać się wzdłuż ścian dróg rodnych, co w praktyce oznacza liczne kolizje i zmagania z lepkimi substancjami. Aby przestudiować zachowanie plemników w zamkniętej przestrzeni, dr Petr Denissenko z Uniwersytetu w Warwick oraz Jackson Kirkman-Brown z Uniwersytetu w Birmingham wprowadzili męskie gamety do mikrokanałów o szerokości ludzkiego włosa. Kiedy kanał ostro zakręca, plemniki mijają róg, płynąc naprzód aż do uderzenia w ścianę naprzeciwko. Kąt zejścia jest modulowany przez lepkość cieczy. Specyficzny kształt ścian preferencyjnie kieruje ruchliwe komórki [w danym kierunku]. Pływanie koło rogów oznacza, że obszar zajmowany przez gamety staje się zasadniczo jednowymiarowy. Skutkuje to częstymi kolizjami [...]. Jak podkreśla Denissenko, plemniki przesuwające się wzdłuż ścian są jednym z tych przypadków, gdy złożony system biologiczny rządzi się bardzo prostymi zasadami mechanicznymi. Kirkman-Brown przypomina, że wcześniejsze badania wykazały, że kształt główki plemnika może delikatnie wpływać na sposób pływania. Biorąc to pod uwagę, Brytyjczycy twierdzą, że w przyszłych studiach in vitro trzeba będzie łącznie rozpatrywać reologię oraz architekturę 3D dróg rodnych i samych gamet.
  5. Zakończywszy modelowanie, naukowcy uważają, że przez wiatry roślinożerne dinozaury mogły doprowadzić do ocieplenia i tak ciepłego klimatu. Emisja metanu w ich przypadku mogłaby konkurować ze zsumowanymi wszystkimi współczesnymi źródłami (naturalnymi i sztucznymi). Dave Wilkinson z Uniwersytetu im. Johna Mooresa w Liverpoolu, Euan Nisbet z Royal Holloway, University of London oraz Graeme Ruxton z University of St Andrews zajmowali się biologią zauropodów, kiedy do głowy przyszło im pewne pytanie: skoro dziś krowy, a właściwie mieszkające w ich żwaczu bakterie, produkują wystarczająco dużo metanu, by zwracać na siebie uwagę klimatologów, to co powiedzieć o o wiele większych dinozaurach, których trawienie zachodziło na podobnej zasadzie? Wyliczenia pokazały, że zjawisko to musiało wpływać na klimat mezozoiku. Akademicy przyjrzeli się produkcji metanu przez różne współczesne zwierzęta. Dzięki temu wypracowali równanie, które pozwalało na wyliczenie produkcji CH4 na podstawie wagi. Później wzięli pod uwagę zauropody o wadze ok. 20 t, a w różnych wariantach gęstość populacji wynosiła od kilku do kilkudziesięciu dorosłych osobników na kilometr kwadratowy. Koniec końców okazało się, że globalna emisja metanu zauropodów powinna oscylować wokół 520 mln t rocznie. Dla porównania: przed erą przemysłową roczna emisja metanu sięgała ok. 200 mln t rocznie, a wkład dzisiejszych przeżuwaczy szacuje się na 50-100 mln t CH4 rocznie. Podsumowując, nasze wyliczenia sugerują, że przez emisję metanu zauropody mogły potencjalnie odegrać ważną rolę w kształtowaniu klimatu. Nawet jeśli nasze 520 Tg jest 2-krotnie przeszacowane, sugeruje to, że globalna emisja metanowa samych mezozoicznych zauropodów była w stanie podtrzymać stosunek zmieszania [udział cząsteczek danej substancji w całkowitej liczbie cząsteczek powietrza] w wysokości 1-2 ppm. Nasze wyliczenia mogą też być niedoszacowane o podobny rząd wielkości, wskazując raczej na 4 ppm metanu. W gorącym i wilgotnym świecie mezozoiku, obszary podmokłe, pożary lasów i wycieki ze złóż gazowych mogły dodawać do atmosfery kolejne 4 ppm CH4. Bardzo prawdopodobne staje się więc, że stosunek zmieszania wynosił wtedy 6-8 ppm. Choć dinozaury były unikatowe, jeśli chodzi o wielkość, w przeszłości mogło się zdarzać, że metan produkowany przez zwierzęta w znacznym stopniu przyczyniał się do globalnego składu gazów środowiskowych. Spekulowano np., że towarzyszącemu skolonizowaniu Ameryk wyginięciu megafauny dałoby się przypisać spadek poziomu atmosferycznego metanu. Artykuł Wilkinsona, Nisbeta i Ruxtona pt. "Czy metan wytwarzany przez zauropody mógł pomóc w napędzeniu mezozoicznego ocieplenia klimatu?" ukazał się w piśmie Biology Current.
  6. Fundusz Third Point, który odkrył, że nowy szef Yahoo! nie posiada, jak podano w jego oficjalnym życiorysie, wykształcenia informatycznego, domaga się ustąpienia Scotta Thompsona. Third Point dał zarządowi Yahoo! czas do wczoraj na zwolnienie Thompsona. Jako, że nie stracił on stanowiska, przedstawiciele Third Point żądają ujawnienia dokumentów związanych z jego zatrudnieniem. Uważamy, że w interesie akcjonariuszy i pracowników Yahoo! jest jak najszybsze rozwiązanie tego problemu - stwierdzili przedstawiciele Third Point. Chcą oni zbadać, czy przy zatrudnianiu Thompsona nie doszło do nieprawidłowości.
  7. Brzmi jak science fiction, ale naukowcom naprawdę udała się ta sztuka: za pomocą fal radiowych zdalnie aktywowali w żywej myszy geny, które wdrożyły produkcję insuliny. Jeffrey Friedman, genetyk molekularny z Rockefeller University, a zarazem główny autor studium, podkreśla, że to nowy sposób na nieinwazyjne manipulowanie komórkami, a w przyszłości na leczenie różnych chorób. Amerykanie pokryli nanocząstki tlenku żelaza przeciwciałami, które wiązały się ze zmodyfikowanym receptorem waniloidowym TRPV1 (TRPV1 jest kanałem kationowym, aktywowanym przez temperaturę i kapsaicynę). Nanocząstki wstrzykiwano do znajdujących się pod skórą zwierząt guzów ksenogenicznych i podgrzewano za pomocą urządzenia przypominającego mały skaner do rezonansu, które emitowało fale elektromagnetyczne o częstotliwości radiowej. Później nanocząstki oddawały ciepło, ogrzewając kanał do temperatury 42 stopni Celsjusza, a więc do temperatury aktywacji. Po otwarciu do wnętrza komórki napływały kationy Ca2+, włączając stworzony przez naukowców wapniowrażliwy gen odpowiedzialny za produkcję insuliny. Gwoli ścisłości, wapniowrażliwy był promotor, czyli odcinek DNA znajdujący się zazwyczaj powyżej sekwencji kodującej genu. Po jego połączeniu z polimerazą RNA rozpoczyna się transkrypcja. Po półgodzinnej ekspozycji poziom insuliny wzrastał, a stężenie glukozy w osoczu spadało. W kontrolnych testach akademicy wykazali, że fale radiowe podgrzewały, nie zabijając, jedynie komórki z nanocząstkami. Eksperymentowano również z hodowlami komórek, które zmodyfikowano genetycznie w taki sposób, by same wytwarzały nanocząstki białka ferrytyny. Okazało się, że da się je pobudzić do wydzielania insuliny, ale reakcja jest słabsza niż w przypadku cząstek wstrzykiwanych. Friedman twierdzi, że nie chodziło mu o wynalezienie metody leczenia cukrzycy, bo w tym przypadku byłaby to maszyna Rube'a Goldberga (skomplikowane urządzenie, które wykonuje zadanie możliwe do rozwiązania w dużo prostszy sposób). Insulina i glukoza są po prostu dobrymi wskaźnikami, czy system w ogóle działa.
  8. Jak dowiedzieli się dziennikarze serwisu CNET FBI rozmawia z przedsiębiorstwami, by te nie sprzeciwiały się planom wprowadzenia zmian do ustawy, które zobowiązywałaby firmy takie jak Microsoft, Facebook czy Google do wprowadzania do własnego kodu tylnych drzwi. Byłyby one wykorzystywane przez agendy rządowe do śledzenia użytkowników. Podczas spotkania z przedstawicielami biznesu, Białego Domu oraz Senatu wysocy rangą urzędnicy FBI przekonywali, że rosnąca popularność internetu powoduje, iż coraz trudniej jest podsłuchiwać osoby podejrzewane o popełnianie przestępstw. Dlatego też FBI chce zaproponować ustawę, która wymagałaby od witryn społecznościowych, dostawców telefonii internetowej (VoIP), komunikatorów oraz e-maili wprowadzenie do swoich produktów kodu umożliwiającego podsłuch. Ustawa miałaby dotyczyć tylko tych produktów, które zyskały pewien określony w niej stopień popularności. Proponowana przez FBI ustawa rozszerzałaby zakres działania Communications Assistance for Law Enforcement Act (CALEA) z 1994 roku, która dotyczy firmy telekomunikacyjne, a w 2004 roku została rozszerzona o dostawców sieci szerokopasmowych. FBI od kilkunastu miesięcy ostrzega, że wraz z rozwojem technologicznym traci możliwości prowadzenia takich działań przeciwko podejrzanym, jakie mogło prowadzić przed laty. Coraz bardziej rośnie przepaść pomiędzy prawnymi a praktycznymi możliwościami prowadzenia podsłuchu za zgodą sądu. FBI sądzi, że jeśli przepaść ta nadal będzie rosła, to istnienie ryzyko, że rządowe agendy ‚ogłuchną’, co zwiększy ryzyko dla bezpieczeństwa narodowego i publicznego - powiedział w rozmowie z CNET przedstawiciel FBI. Biuro twierdzi, że rozszerzenie zakresu działania CALEA nie będzie oznaczało zwiększonej inwigilacji, gdy założenie podsłuchu nadal będzie wymagało zgody sądu. Na razie jednak do swojego pomysłu FBI nie przekonało nawet Departamentu Sprawiedliwości, któremu podlega.
  9. Sieci połączeń w mózgu mogą uniknąć przeciążenia i korków na najruchliwszych trasach, wykorzystując komunikację w różnych częstotliwościach. W wielu zaburzeniach neurologicznych i psychiatrycznych mamy prawdopodobnie do czynienia z problemami z sygnalizacją w sieciach neuronalnych. Badanie z tej perspektywy czasowych właściwości aktywności mózgowej może być szczególnie przydatne w zrozumieniu [...] depresji czy schizofrenii, w przypadku których brakuje markerów strukturalnych - wyjaśnia dr Maurizio Corbetta z Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis. Rezonans magnetyczny jest użytecznym narzędziem, ale ma też swoje ograniczenia. Umożliwia jedynie pośrednie śledzenie aktywności neuronów, w dodatku nie pozwala na badanie przy częstotliwościach powyżej 0,1 herca [...]. [skądinąd] wiemy, że niektóre sygnały w mózgu oscylują z częstotliwością nawet 500 herców [...]. Najnowsze studium z udziałem 43 zdrowych ochotników przeprowadzono w Universitätsklinikum Hamburg-Eppendorf. Posłużono się magnetoencefalografią (MEG), która wykrywa bardzo drobne zmiany w polu magnetycznym mózgu. Stwierdziliśmy, że poszczególne sieci tykały z różną częstotliwością, jak zegarki chodzące z różną prędkością - wyjaśnia dr Joerg Hipp. Związane z pamięcią sieci obejmujące hipokamp działały z częstotliwością ok. 5 herców, natomiast sieci, w których skład wchodziły obszary czuciowo-ruchowe, "upodobały" sobie częstotliwości 32-45 herców. Wiele innych sieci aktywowało się w częstotliwościach od 8 do 32 herców. Wykonano wiele badań funkcjonalnym rezonansem magnetycznym [fMRI], które zademonstrowały przestrzenne zmiany organizacji sieci mózgowych pacjentów z depresją i schizofrenią. Studia MEG dają wgląd w o wiele bogatszą strukturę czasową. W przyszłości może to zaowocować nowymi testami diagnostycznymi i metodami monitorowania skuteczności interwencji [...] - podsumowuje Corbetta.
  10. Kolor oczu może wskazywać na ryzyko rozwinięcia się chorób skóry. Do takich wniosków doszli naukowcy z Wydziału Medycyny University of Colorado. Ich zdaniem osoby z niebieskimi oczami z mniejszym prawdopodobieństwem chorują na bielactwo nabyte, z kolei ludzie o brązowych oczach mogą mniej obawiać się czerniaka. Naukowcy przebadali niemal 3000 osób z bielactwem, których przodkowie byli Europejczykami niehiszpańskiego pochodzenia. Zidentyfikowali u nich 13 genów, które prawdopodobnie mają związek z tą chorobą. Okazało się, że 27% chorych miało niebieskie oczy, u 43% stwierdzono brązowe oczy, a 30% stwierdzono zielone bądź piwne oczy. Te wyniki znacznie różnią się od koloru oczu całej populacji Amerykanów, których przodkowie byli Europejczykami, ale nie mieli hiszpańskich korzeni. Niebieskie oczy spotyka się u około 52% takich osób, 22% ma oczy zielone lub piwne, a 27% ma oczy brązowe. Richard Spritz, dyrektor Human Medical Genetics and Genomics Program wyjaśnia, dlaczego skupiono się na bielactwie i czerniaku. Z genetycznego punktu widzenia bielactwo i czerniak to przeciwieństwa. Niektóre mutacje genetyczne powodujące zwiększone ryzyko bielactwa zmniejszają jednocześnie ryzyko czerniaka. Dzieje się tak też w drugą stronę. Bielactwo to choroba autoimmunologiczna, podczas której system odpornościowy atakuje komórki pigmentu. Sądzimy, że bielactwo to rodzaj nadaktywności procesu immunologicznego, w czasie którego organizm wyszukuje i niszczy też komórki czerniaka - stwierdził uczony. Osoby z bielactwem oraz ich krewni, nawet gdy nie rozwinęła się u nich choroba, są narażeni na wiele innych chorób autoimuunologicznych - cukrzycę typu 1, toczeń czy artretyzm.
  11. Młodzi mężczyźni, którzy co najmniej 4 godziny tygodniowo poświęcają na uprawianie sportów siłowych, np. siatkówki czy koszykówki, zwiększają swoją masę kostną o tyle, że może ich to w przyszłości chronić przed osteoporozą (Journal of Bone and Mineral Research). Mężczyźni, którzy zwiększali swoją aktywność siłową w wieku 19-24 lat [...], mieli większe kości od mężczyzn prowadzących w tym samym okresie siedzący tryb życia - podkreśla dr Mattias Lorentzon z Uniwersytetu w Göteborgu. Osteoporoza wydaje się rozpoczynać w wieku ok. 25 lat, gdy pojawia się utrata tkanki kości. Nasze studium jest więc ważnym komunikatem dla młodych mężczyzn: im więcej się ruszasz, tym większy przyrost masy kostnej sobie zapewnisz. Ochronę przeciwosteoporozową zapewniają sporty związane ze skokami, szybkimi startami i zatrzymaniami, które zwiększając obciążenie kości, zmuszają organizm do tworzenia nowej tkanki. Na czele listy najkorzystniejszych dyscyplin uplasowały się koszykówka i siatkówka, a zaraz po nich piłka nożna i tenis. Lorentzon i inni zbadali 833 mężczyzn, którzy na początku studium mieli 18-20 lat. Zmierzono ich masę kostną, zebrano też dane nt. aktywności ruchowej. Po 5 latach ponownie wykonano densytometrię i wypytano o uprawianie sportów. Okazało się, że badani, którzy na początku studium zaczęli wykonywać ćwiczenia siłowe i zwiększali ich natężenie, mieli większe szanse na zbudowanie masy kostnej niż mężczyźni prowadzący siedzący tryb życia albo ograniczający tempo. Szwedzi ustalili, że u ochotników przeznaczających na uprawianie sportów siłowych 4 lub więcej godzin tygodniowo gęstość biodra wzrastała o 1,3%. Mężczyźni nieaktywni w ciągu 5 lat studium utracili ok. 2,1% masy kostnej tej samej okolicy.
  12. Już ponad 100 firm zarezerwowało sobie miejsce w pływającym mieście Blueseed. Miasto powstanie w przyszłym roku na wodach międzynarodowych w pobliżu Doliny Krzemowej. Jego celem jest stworzenie inkubatora przedsiębiorczości dostępnego dla wszystkich chętnych, którzy są w stanie zapłacić 1200 do 3000 dolarów miesięcznie za wynajęcie przestrzeni biurowej oraz mieszkalnej. Blueseed powstanie na pokładzie zezłomowanego luksusowego wycieczkowca. Pomysłodawcy projektu sądzą, że przystosowanie jednostki będzie kosztowało 10-25 milionów dolarów. Liczą na to, że znajdzie się około 1000 chętnych osób i przedsiębiorstw, które zamieszkają na Blueseed. Już w tej chwili spośród zgłoszonych chętnych aż 20,3% pochodzi z USA, kolejne 10,5% stanowią startupy z Indii, a 6% - z Australii. Przedstawiciele Blueseed szacują, że co roku w USA studia magisterskie i doktoranckie na wydziałach nauk komputerowych kończy około 7000 obcokrajowców, a wielu z nich nie może uzyskać prawa stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych i są zmuszeni wracać do swoich krajów. Blueseed pozwoli im na legalne prowadzenie interesów niedaleko Krzemowej Doliny.
  13. Badacze z MIT i Georgia Institute of Technology znaleźli sposób, by zautomatyzować proces wyszukiwania i nagrywania danych z neuronów w żywym mózgu. Opracowali ramię robota, którego ruchami kieruje wykrywający komórki algorytm komputerowy. Podczas testów wykazano, że w przypadku neuronów z mysiego mózgu zautomatyzowany próbnik pracuje z większą dokładnością niż ludzki eksperymentator. Nowa metoda eliminuje konieczność wielomiesięcznego trenowania. Za jej pomocą akademicy mogą klasyfikować tysiące różnych typów komórek w mózgu, mapować, jak są ze sobą połączone i określać, czym komórki chore różnią się od zdrowych. W ramach projektu współpracowały ze sobą multidyscyplinarne zespoły prof. Eda Boydena z MIT oraz Craiga Foresta z Georgia Tech. Artykuł nt. wyników badań ukazał się w piśmie Nature Methods. Boyd przekonuje, że robot będzie szczególnie użyteczny przy badaniu schizofrenii, choroby Parkinsona, autyzmu i padaczki. We wszystkich tych przypadkach molekularny opis komórki, zintegrowany z jej właściwościami elektrycznymi i obwodowo-przewodzącymi, pozostawał nieuchwytny. Gdybyśmy potrafili opisać, jak choroby zmieniają cząsteczki w specyficznych komórkach żywego mózgu, moglibyśmy się przyczynić do znalezienia lepszych celów dla leków. Amerykanie zautomatyzowali "patch clamping" całej komórki, w ramach którego po zassaniu mikropipetą wykrywa się przepływ prądu. Kiedy byłem w tym dość dobry, uświadomiłem sobie, że mimo iż jest to forma sztuki, da się ją sprowadzić do zestawu stereotypowych zadań i decyzji, które mogłyby być wykonane przez robota - opowiada student Foresta Suhasa Kodandaramaiah. Zespół skonstruował ramię robota, które z mikrometrową dokładnością opuszcza mikropipetę na mózg znieczulonej myszy. Podczas przesuwania pipeta monitoruje impedancję, uogólnienie oporu elektrycznego. Gdy w pobliżu nie ma komórek, prąd przepływa i opór jest mały. Gdy czubek pipety natrafia na komórkę, przepływ prądu ulega zahamowaniu i rośnie impedancja. Pipeta wykonuje "kroczki" o rozpiętości 2 mikrometrów, mierząc impedancję 10 razy na sekundę. Po wykryciu komórki natychmiast się zatrzymuje. Po zassaniu elektroda przebija się przez błonę i można mierzyć wewnętrzną aktywność elektryczną komórki. Zrobotyzowane ramię wykrywa komórki z 90-proc. dokładnością i w 40% przypadków ustanawia z nimi połączenie. Naukowcy wykazali, że ich metoda nadaje się również do określania kształtu komórek. Wystarczy wstrzyknąć barwnik i gotowe. Obecnie trwają prace nad ekstrahowaniem zawartości komórek, by zbadać ich profil genetyczny (profil genów działających w danym momencie). Aby skomercjalizować rozwiązanie, panowie założyli firmę Neuromatic Devices. Teraz koncentrują się na zwiększeniu liczby elektrod, tak by monitorować wiele neuronów naraz. Dzięki temu można by badać połączenia między różnymi częściami mózgu. Ich kolejnym celem jest sklasyfikowanie komórek nerwowych mózgu nie tylko według kształtu, ale także na podstawie aktywności elektrycznej i profilu genetycznego. To dałoby bardziej całościowy obraz pracującego mózgu.
  14. Obrońcy środowiska obawiają się, że coraz większe otwarcie Myanmaru na świat zagrozi przyrodzie tego kraju. Dawna Birma uważana jest za jeden z ostatnich bastionów bioróżnorodności w Azji. Przykładem może być tutaj jeden z gatunków kurtaczek (Pitta gurneyi). W Myanmarze żyje około 40 000 tych ptaków. Natomiast za granicą, w Tajlandii zostało już tylko 5 par, które są dzień i noc strzeżone przed wężami i kłusownikami. Rządząca Myanmarem wojskowa junta na dziesięciolecia odizolowała kraj od świata. Zacofanie spowodowało, że została tam zachowana bioróżnorodność. Kraj jednak coraz bardziej się otwiera. Napływa doń coraz więcej inwestycji, a biorąc pod uwagę olbrzymią korupcję, brak praw dotyczących ochrony przyrody i zniszczone społeczeństwo można się obawiać, że zagrożony zostanie jeden z ostatnich bastionów azjatyckiej bioróżnorodności. Dlatego też zarówno obrońcy przyrody jak i osoby i organizacje o poglądach demokratycznych starają się wywierać nacisk na rządzących, by pomyśleli o chronieniu przyrody zanim będzie zbyt późno. Zagrożeniem może być zarówno budowa zakładów przemysłowych, ośrodków turystycznych jak i zakładanie plantacji i wycinka lasów. Przemysł rozprzestrzenia się bardzo szybko, a społeczeństwo obywatelskie powoli przekonuje się o jego wpływie na środowisko - mówi Pianporn Deetes ze znajdującego się w USA International Rivers Network. Przypomina, że najczęściej w takich przypadkach dochodzi nie tylko do niszczenia środowiska, ale również masowego naruszania praw tubylców. Przyroda Myanmaru jest niezwykle bogata. Jedynie trzy kraje - Brazylia, Indie i Kongo - mogą pochwalić się większymi połaciami lasu tropikalnego. W Myanmarze żyje 1099 z 1324 gatunków ptaków występujących w Azji. Jednocześnie w kraju znajdują się nieeksploatowane dotychczas złoża ropy naftowej i minerałów. Ich rabunkowe wydobycie może zdewastować niezwykle bogatą przyrodę. Niestety, nie ma powodów do optymizmu. Część zasobów Myanmaru jest eksploatowanych przez przedsiębiorstwa powiązane z wojskowymi i ich rodzinami. I prowadzą one rabunkową gospodarkę. Przed 11 laty władze Myanmaru, pod wpływem nacisków ze świata, utworzyły rezerwat przyrody w dolinie Hukaung. Nie przeszkodziło im to jednak w wydawaniu koncesji na wydobycie złota i uprawę trzciny cukrowej w rezerwacie. Nie ma zatem najmniejszych podstaw by sądzić, iż cokolwiek powstrzyma generałów przed zezwoleniem bogatym firmom na dewastowanie kolejnych przyrodniczo cennych regionów kraju. Jonathan Eames z BirdLife International mówi, że dotychczasowe próby objęcia ochroną Pitta gurneyi spełzły na niczym, gdyż generałowie chcą wyciąć las, w którym mieszkają te zagrożone ptaki, by założyć tam plantacjetrzciny cukrowej. Na razie wskutek nieudolności miejscowych przedsiębiorstw wycinanie lasu nie idzie tak sprawnie, jak zaplanowano. Eames obawia się jednak, że pojawienie się ekspertów z Malezji, Indonezji i Tajlandii spowoduje, że las zostanie szybko zniszczony. Wielkim zagrożeniem są przedsiębiorstwa z Tajlandii. W ich własnym kraju władze wprowadzają coraz bardziej surowe prawa chroniące przyrodę, dlatego też firmy przenoszą swoją działalność do Myanmaru i odgrywają tam coraz większą rolę. Pojawiają się już pierwsze protesty miejscowej ludności oraz raporty o masowych naruszeniach praw człowieka - wysiedlaniu i przymusowej pracy. Oficjalnie władze twierdzą, że mają zamiar dbać o środowisko naturalne. W ubiegłym roku powołano nawet Ministerstwo Leśnictwa i Ochrony Środowiska. Dotychczas jednak nie powstał w nim wydział ochrony środowiska. Ponadto Myanmar jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. Z danych International Rivers Network wynika, że żaden z około 50 dużych projektów hydrologicznych, które są obecnie prowadzone w Myanmarze, nie spełnia żadnych międzynarodowych norm.
  15. Inżynierowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego symulowali trzęsienie ziemi o dużej intensywności w 5-kondygnacyjnym budynku wypełnionym sprzętem medycznym. Budynek skonstruowano na specjalnej platformie wibracyjnej, nazywanej inaczej stołem sejsmicznym. W ten sposób naukowcy chcieli sprawdzić, czy szpitale posadowione na laminowanych łożyskach gumowych są w stanie pracować po trzęsieniu ziemi. Projekt, którego realizacja kosztuje 5 mln dol., ma też pomóc w ustaleniu, czy płynność działania zostanie zachowana w innych ważnych strategicznie miejscach, np. w wyposażonych w komputery centrach bazodanowych. Łożyska odłączają budynek od ruchów ziemi w czasie trzęsienia. To tak, jakby umieścić konstrukcję na wrotkach - tłumaczy prof. Tara Hutchinson. Amerykanka podkreśla, że większość dotychczasowych badań koncentrowała się na strukturalnej integralności budynku po wstrząsach, mało uwagi poświęcono zaś zagadnieniu, jak sprawują się ważne elementy wyposażenia, np. windy czy schody. Szpital testowany przez zespół Hutchinson wyposażono w oddziały chirurgii oraz intensywnej terapii. Znalazły się tu komputery i inne urządzenia elektroniczne, schody, a także działająca winda. Podczas budowy korzystano z dwóch popularnych materiałów: betonu prefabrykowanego i tynku. Nie zapomniano też o dużej wieży ciśnień i systemie grzewczo-wentylacyjnym na dachu. Pierwsze eksperymenty przeprowadzono na początku kwietnia. Budynek poddano wstrząsom o sile jak podczas trzęsienia ziemi Northridge w Los Angeles (6,7 st. w skali Richtera) oraz w Chile (8,8 st. w skali Richtera). Okazało się, że gumowe łożyska skutecznie ochroniły windy, schody, komputery i sprzęt medyczny. Odnotowane uszkodzenia miały charakter wyłącznie kosmetyczny. Teraz łożyska zostały usunięte i przez najbliższe 3 tygodnie inżynierowie będą porównywać skutki trzęsień z zabezpieczeniem i bez.
  16. Kanadyjsko-hiszpańskie badania obrazowe ujawniły, że płody kur budzą się w jajkach, słysząc sygnał alarmowy własnego gatunku. Mózg nie reaguje jednak na równie głośne, ale pozbawione dla ptaków znaczenia dźwięki (zastosowano dźwięki zbliżone spektralnie i czasowo). Eksperymenty pokazały, że mózg płodu może funkcjonować w trybie czuwania o wiele wcześniej niż dotąd zakładano [...]. Jak dorosłe mózgi, mózgi płodów dysponują obwodami, które monitorują środowisko, by wybiórczo wybudzać je podczas ważnych wydarzeń - tłumaczy Evan Balaban z McGill University. Przez początkowe 80% życia płodowego embriony znajdują się w stanie, który nie jest ani snem, ani czuwaniem (można go porównać do śpiączki lub znieczulenia ogólnego). Potem wszystko się zmienia i przez resztę czasu w jaju (20%) obserwujemy utajony, ale możliwy do wywołania stan czuwania. Pojawiają się też wzorce snopodobne. Taka kolej rzeczy jest bardziej niż sensowna, ponieważ początkowo lepiej, by mózg pozostawał w stanie "zawieszonego ożywienia". Dzięki temu można oszczędzać tlen. Przy zbyt dużej aktywności mózg wyczerpałby zapasy O2 i doprowadził do samouszkodzenia. Naukowcy posłużyli się m.in. pozytonową tomografią emisyjną mózgu w rozdzielczości poniżej milimetra (ok. 0,7 mm) oraz tomografią szkieletu (tak oceniano etap rozwoju płodowego). Do badań wybrano kurczaki, ponieważ w odróżnieniu od myszy, w jaju są całkowicie izolowane od wpływu matczynych hormonów. Do embrionów wprowadzono znakowaną radioaktywnymi izotopami glukozę (zużywając ją, neurony uwalniały znacznik wykrywany przez PET). W ten właśnie sposób ustalono, że mózg pozostawał w zawieszeniu przez 80% czasu. Potem zaczął zużywać cukier w regularnych cyklach. Autorami nowoczesnej aparatury do obrazowania są Juan-José Vaquero i Manuel Desco z Universidad Carlos III de Madrid. Potrafi ona wykryć śladowe ilości znacznika i powiązać go z niewielkim rejonem mózgu. Akademicy próbowali budzić niewyklute kurczęta, odtwarzając im głośne dźwięki. Płody je ignorowały. Reagowały jednak natychmiast na kwokę informującą o niebezpieczeństwie (pojawiały się wtedy wzorce skorelowanej aktywności pnia mózgu i wyższych ośrodków, które przypominały te widywane u czuwających zwierząt po wylęgu). Balaban porównuje te dwie sytuacje do przejeżdżającej w pobliżu ciężarówki i wołania śpiącej osoby po imieniu czy nazwisku.
  17. Nad niezwykłymi zabytkami Timbuktu zawisło olbrzymie niebezpieczeństwo. Islamscy fanatycy zapowiedzieli zniszczenie zabytkowych grobowców oraz zgromadzonych w mieście manuskryptów. I już przystąpili do dzieła. W ostatni piątek, 4 maja, fanatycy rozpędzili wiernych i spalili mauzoleum Sidiego Amara, sufickiego świętego męża, otoczonego najwyższą czcią przez mieszkańców miasta. Timbuktu postało prawdopodobnie na przełomie XI i XII wieku, a w XVI wieku przeżywało swój Złoty Wiek. Było wówczas prężnym ośrodkiem akademickim, w którym mieszkało 25 000 studentów. W Timbuktu, zarówno w większych zbiorach jak i w rękach prywatnych, znajduje się prawdopodobnie około 150 000 manuskryptów. Niektóre z nich pochodzą z XIII wieku. Znajdziemy wśród nich dzieła matematyczne, medyczne, astronomiczne, literackie, prawne czy traktaty polityczne, korespondencję handlową czy dzieła o muzyce andaluzyjskiej. Specjaliści oceniają, że w pobliżu Timbuktu, pod piaskami pustyni znajduje się jeszcze około miliona manuskryptów. Od kilku lat RPA, Norwegia i Stany Zjednoczone próbują chronić dziedzictwo Timbuktu przed handlarzami, wandalami, złodziejami i nieubłaganym działaniem czasu. Niestety ostatnie miesiące przynoszą same złe informacje. Pod koniec marca miasto zostało zajęte przez tuareskich partyzantów, którzy proklamowali powstanie niepodległego państwa na północy Mali. Wśród partyzantów doszło do rozłamu i władze przejęli tam powiązani z Al-Kaidą islamiści. Do Timbuktu zaczęli ściągać fanatycy różnej maści - od Arabów po Nigeryjczyków z ruchu Boko Haram czy czarnoskórych islamistów, którzy chcą zrównoważyć wpływy Arabów w Al-Kaidzie. Jak dowiadujemy się z Rzeczpospolitej, mauretański wywiad donosi, iż karty w Timbuktu rozdaje niejaki Abu Jahja Hamame z Al-Kaidy Maghrebu, a tuarescy partyzanci utracili kontrolę nad miastem. Islamskim fanatykom nie podoba się, że miejscowi modlą się do świętych mężów. Zapowiadają, że zniszczą wszystkie z ponad 300 mauzoleów i spalą manuskrypty. Wojskowi, którzy przejęli w marcu władzę w Mali, nie są w stanie pokonać Tuaregów, którzy dysponują bronią ukradzioną z libijskich magazynów. Zachodnioafrykańska Wspólnota Gospodarcza chce wysłać do Mali 3000 żołnierzy, którzy mieliby zaprowadzić porządek na północy. Jednak rządzący krajem wojskowi nie zgadzają się na to, gdyż obawiają się, iż zagraniczny kontyngent odbierze im władzę.
  18. Eksperci z amerykańskiego Center for Disease Control and Prevention (CDC) podejrzewają, że zmarły w ubiegłym tygodniu 25-letni naukowiec padł ofiarą bakterii, nad którą pracował w laboratorium. Richard Din zmarł w ciągu mniej niż 24 godzin od pojawienia się pierwszych objawów choroby. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci były zaburzenia pracy wielu narządów i wstrząs septyczny. Kilkudziesięciu osobom, z którymi miał styczność zmarły, prewencyjnie podano antybiotyki. Harry Lampiris, szef wydziału chorób zakaźnych w San Francisco Veterans Affairs Medical Centre, w którym prowadził badania Din, poinformował, że zmarły pracował z Neisseria meningitidis. To bakterie powodujące choroby meningokokowe, prowadzące do zapalenia opon mózgowych i zakażenia krwi. Dopóki nie udowodnimy czegoś innego, musimy przyjąć, że śmierć miała związek z jego pracą w laboratorium - stwierdził Lampiris. Szczepionki przeciwko niektórym meningokokom istnieją już od 50 lat. Jednak w San Francisco od 20 lat bezskutecznie próbuje się opracować szczepionkę przeciwko szczepowi B, z którym pracował Din. Młody naukowiec, którego współpracownicy opisali jako utalentowanego, pracowitego i zaangażowanego, zmarł niedługo po tym, jak pojawiła się u niego wysoka gorączka, ból głowy, sztywność karku, wymioty, wysypka, zmęczenie i utrata orientacji. W USA co roku na choroby meningokokowe cierpi około 1000 osób, a 10-15 procent z nich umiera. Nie wiadomo, ile z nich to ofiary szczepu B. Specjaliści z CDC muszą teraz wykonać biopsję i porównać znalezione u Dina bakterie z tymi w laboratorium. Dopiero wówczas będzie można jednoznacznie stwierdzić, czy to właśnie mikroorganizmy z laboratorium zabiły młodego naukowca.
  19. W ubiegłym roku uczeni z MIT-u rozpoczęli badania, których celem było lepsze zrozumienie wyników, które wcześniej uzyskali naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Jednak specjaliści z MIT-u zauważyli pewien niespodziewany efekt spożywania jogurtu przez myszy. Na Harvard University badano wpływ jogurtu na otyłość. Susan Erdman, która specjalizuje się w biologii nowotworów, oraz genetyk ewolucyjny Eric Alm, oboje z MIT-u, postanowili powtórzyć wyniki tych badań. Zaangażowali do nich 40 samic i 40 samców myszy. Część z nich karmili bogatą w tłuszcze, a ubogą w błonnik i składniki odżywcze dietą, symulującą „śmieciowe“ jedzenie. Druga grupa spożywała pokarmy typowe dla myszy. Później części zwierząt z każdej z grup zaczęli uzupełniać dietę jogurtem. Najpierw Alm i Erdman zauważyli, że futro zwierząt spożywających jogurt stało się niezwykle błyszczące. Bliższe badania ujawniły, że myszy te miały 10-krotnie więcej aktywnych mieszków włosowych niż zwierzęta nie spożywające jogurtu. Jednak to nie wszystkie niespodzianki, jakie sprawił jogurt. Uczeni spostrzegli, że u samców spożywających mleczny pokarm jądra stały się większe. Były o 5% cięższe niż u samców na normalnej diecie i o 15% cięższe niż u samców jedzących „śmieciowe“ pokarmy. Jądra pracowały też wydajniej. Samce z większymi jądrami zapładniały samice szybciej i miały więcej potomstwa. Z kolei samice, które jadły jogurt rodziły większe młode i lepiej potrafiły je wykarmić. Erdman i Alm przypuszczają, że obecne w jogurtach mikroorganizmy probiotyczne powodują, że zwierzęta są zdrowsze, co pozytywnie wpływa na ich funkcje seksualne. Niewykluczone, że podobny mechanizm działa też u ludzi. Epidemiolog Jorge Chavarro z Harvarda prowadzi właśnie badania, w ramach których szuka związku pomiędzy spożywaniem jogurtu a jakością nasienia u mężczyzn. Nasze wstępne wyniki są zgodne z tym, co zaobserwowano na myszach - stwierdził Chavarro.
  20. Prezydent Massachusetts Institute of Technology (MIT) Susan Hockfield oraz prezydent Harvard University Drew Faust ogłosiły rozpoczęcie współpracy obu instytucji w ramach przedsięwzięcia o nazwie edX. To inicjatywa edukacyjna dzięki której każdy internauta na świecie uzyska bezpłatny dostęp do zajęć prowadzonych na obu uczelniach. edX ma jednak służyć przede wszystkim studentom obu szkół. Prezydent Hockfield opisała program jako „wspólną wyprawę badawczą w poszukiwaniu granic cyfrowej edukacji“. To, co odkryjemy pozwoli nam robić lepiej to, co robimy - bardziej efektywnie i kreatywnie pobudzać życie intelektualne na naszych uczelniach - a w tym samym czasie dać szansę uczniom i wykładowcom na całym świecie - dodała pani prezydent. Edukacja online to nie wróg edukacji stacjonarnej, a inspirujący i dający więcej wolności sprzymierzeniec - powiedziała. Mamy przywilej ogłaszać rozpoczęcie nowego rodzaju współpracy pomiędzy dwoma spośród wspaniałych światowych uniwersytetów. Współpracy, która zmieni naukę i nauczanie oraz przyniesie korzyści naszym studentom oraz studentom na całym świecie - stwierdziła prezydent Faust. Na czele przedsięwzięcia edX stanął Anant Agarwal, dyrektor Laboratorium Nauk Komputerowych i Sztucznej Inteligencji z MIT-u, który jest też zaangażowany w pilotażowy kurs prowadzony w ramach inicjatywy MITx. W swoim przemówieniu Agarwal nawiązał do doświadczeń, które już zdobył. Poinformował, że kurs „Obwody i elektronika“ ma 120 000 zarejestrowanych słuchaczy z całego świata. Jest wśród nich co najmniej jeden 80-latek. Na ten jeden kurs prowadzony online przez najsłynniejszą uczelnię techniczną na świecie zapisało się zatem nieco mniej osób, niż jest obecnie wszystkich żyjących absolwentów MIT-u.
  21. Choć samice nartników Rheumatobates rileyi starają się jak mogą, jeśli samcowi uda się na nie wspiąć, nie unikną kopulacji. Niezbyt delikatny partner przytrzyma je bowiem za... oczy. Locke Rowe z Uniwersytetu w Toronto bada nartnikowate od prawie 20 lat. Samce wielu gatunków wyewoluowały struktury, które dawały im przewagę podczas "miłosnych" przepychanek z samicami. Cechy, które badałem wcześniej, były raczej proste - wyrostek tu lub tam. W przypadku R. rileyi o prostocie nie ma jednak mowy. Samice R. rileyi mają zwykłe czułki, a samce zostały przez naturę wyposażone w "spektakularnie zmodyfikowane urządzenia chwytające. Są duże, muskularne i uzbrojone w kolce [...]". Rowe, Abderrahman Khila i Ehab Abouheif przyglądali się spółkującym nartnikom za pomocą mikroskopu elektronowego, wykorzystali też tzw. szybką fotografię. Okazało się, że na czułkach samców znajdują się 4 struktury ułatwiające przytrzymywanie samic: 1) przez wygięcie do tyłu czułek przypomina klucz francuski dopasowany do oczu samicy, 2) na członie tuż przy głowie znajdują się włoski zespolone w kolec, 3) pokryta włoskami poduszka idealnie przylega do spodniobocznej części oka samicy, zapewniając amantowi przyczepność, 4) koniec końców czułek jest zakończony haczykiem z niewielkimi guziczkami, które wpasowują się w rowki na głowie samicy (przesuwając czułek od rowka do rowka samiec może się dobrze ustawić na grzbiecie samicy). Przez większą część rozwoju larwalnego czułki panów wyglądają jak czułki samicy. Charakterystyczne elementy wyposażenia powstają dopiero w czasie ostatniego linienia. Khila zrobił spis genów aktywowanych w czułkach, gdy samce i samice zbliżają się do fazy imago. Szczególnym zainteresowaniem badaczy cieszył się dll, który odpowiada za kontrolę wzrostu owadzich odnóży i włosków. Wyłączenie ekspresji dll przed ostatnim linieniem za pomocą interferencji RNA pozbawiło samce wielu ważnych elementów czułków. W skrajnych przypadkach czułków samczych nie dało się odróżnić od czułków samic. W innych "przytrzymywacze" były po prostu mniejsze niż zwykle. Jak łatwo się domyślić, samce z najbardziej zredukowanymi strukturami najgorzej radziły sobie z kopulacją. Nie wiadomo, w jaki sposób dll doprowadza do powstania wypustek i czemu działa tak tylko u samców. Za wskazówkę należy uznać fakt, że gen dll jest u R. rileyi o wiele krótszy niż u nartników z prostszymi czułkami. Co ważne, późno w czasie rozwoju dll zajmuje się niewieloma rzeczami lub nie robi nic poza modyfikowaniem czułków, przez co nie może wprowadzić zamieszania w innych częściach ciała powstających pod jego kontrolą.
  22. Gdy przed dwoma laty okazało się, że samochody Google’a biorące udział w wykonywaniu fotografii do Street View, zbierały dane z niezabezpieczonych urządzeń Wi-Fi, kolekcjonując przy tym prywatne informacje użytkowników, wyszukiwarkowy gigant mówił o niezamierzonym błędzie. Jednak ujawnione przez Federalną Komisją Komunikacji dokumenty dowodzą, iż koncern celowo zbierał prywatne informacje, gdyż uznano, że mogą się one przydać podczas tworzenia innych serwisów. Inżynierowie Google’a zaangażowani w tworzenie Street View zdali sobie sprawę, że samochody można wykorzystać również do określania położenia routerów Wi-Fi. Takie informacje mogą wzbogacić serwis i pomóc użytkownikom urządzeń przenośnych w łatwym znalezieniu miejsca, z którego mogą połączyć się z internetem. Samo odnotowywanie położenia routerów nie budzi zastrzeżeń. Jednak Google, w przeciwieństwie do innych firm lokalizujących na swoje potrzeby routery, nie ograniczyło się tylko do określenia ich położenia. Stworzono oprogramowanie, które zbierało dane przechodzące przez niechronione routery. W ręce Google’a wpadły hasła, nazwy użytkownika, treści listów elektronicznych, historia odwiedzanych witryn i wiele innych prywatnych danych. W samych Stanach Zjednoczonych w latach 2008-2010 Google zebrało 200 gigabajtów takich danych. Przestano je kolekcjonować dopiero wówczas, gdy sprawa wyszła na jaw. Google twierdzi, że intencją firmy nie było zbieranie takich informacji, ani szpiegowanie użytkowników. Zdaniem koncernu za wszystko odpowiada jeden człowiek, który został już zwolniony z pracy. Prasa zidentyfikowała byłego pracownika Google’a jako Mariusa Milnera, programistę, który jest autorem Network Stumblera, popularnego programu do wykrywania obecności sieci Wi-Fi. Google podkreśla, że Milner na własną rękę stworzył kod szpiegujący użytkowników, przez co samochody koncernu kolekcjonowały dane, których nie powinny. Jednak w dokumentacji stworzonego oprogramowania Milner stwierdza, że jest ono przeznaczone do zbierania prywatnych danych oraz zaznacza, iż może to budzić obawy o prywatność. Zespół odpowiedzialny w Google’u za kwestie prywatności nie przyglądał się oprogramowaniu Milnera, ale wiadomo, że jego kod badało wielu inżynierów Google’a pracujących przy Street View. Z korespondencji służbowej wynika również, że o oprogramowaniu wiedział bezpośredni przełożony Milnera. Niewykluczone zatem, że zbieranie prywatnych danych użytkowników było inicjatywą Milnera, a jego współpracownicy nie przywiązywali do tego większej wagi. Taka beztroska pracowników może jednak sporo koncern kosztować. Firma i tak znajduje się pod ostrzałem obrońców prywatności, nie potrzeba jej zatem kolejnych kłopotów. Co prawda Federalna Komisja Komunikacji uznała, że działania Google’a nie były nielegalne, gdyż koncern przechwytywał informacje z nieszyfrowanych sieci, jednak w niektórych państwach samo zbieranie prywatnych danych jest przestępstwem, więc niewykluczone, iż Google będzie musiało tłumaczyć się przed sądami. Firma, chcąc uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji, przeszkoliła wszystkich swoich inżynierów w zakresie ochrony danych użytkowników, a menedżerowie poszczególnych zespołów są zobowiązani do ciągłego nadzorowania i raportowania o działaniach ich podwładnych dotyczących obchodzenia się z danymi użytkowników.
  23. Regularny jogging zwiększa długość życia mężczyzn o 6,2, a kobiet o 5,6 roku. Najnowsze wyniki studium Copenhagen City Heart zostały przedstawione przez Petera Schnohra na konferencji EuroPRevent2012, odbywającej się od 3 do 5 maja w Dublinie. Naukowiec przekonywał zgromadzonych, że optymalne korzyści z punktu widzenia długowieczności osiąga się, biegając 1-2,5 godz. tygodniowo w wolnym lub umiarkowanym tempie. Wyniki naszego badania pozwalają definitywnie odpowiedzieć na pytanie, czy jogging jest dobry dla zdrowia. Możemy powiedzieć z całkowitą pewnością, że bieganie zwiększa długość życia. Pocieszające jest to, że by osiągnąć korzyści, nie trzeba robić zbyt wiele. Dyskusja dotycząca joggingu rozpoczęła się jeszcze w latach 70., gdy kilku mężczyzn w średnim wieku zmarło w czasie biegania. Zaczęto wtedy sugerować, że jogging może być zbyt wyczerpujący dla zwykłych ludzi z tej grupy wiekowej. Prospektywne badanie populacyjne Copenhagen City Heart rozpoczęło się w 1976 r. Objęło ok. 20 tys. kobiet i mężczyzn w wieku od 20 do 93 lat. W ramach podstudium dotyczącego joggingu śmiertelność 1116 biegających mężczyzn i 762 biegających kobiet porównano ze śmiertelnością niebiegających osób z głównej populacji. Pytano o czas przeznaczany tygodniowo na bieganie oraz ocenę tempa. Przy uczestnikach o takiej rozpiętości wieku uznaliśmy, że subiektywna skala intensywności będzie najwłaściwszym podejściem. Dane zbierano 4-krotnie: między 1976 a 1978 r., a także w latach 1981-1983, 1991-1994 i 2001-2003. Maksymalny okres śledzenia losów badanych wynosił 35 lat. Wśród niebiegających odnotowano 10.158 zgonów, a w grupie biegaczy tylko 122. Optymalne okazało się bieganie 1-2,5 godz. tygodniowo w 2 lub 3 sesjach. Najlepiej w wolnym lub umiarkowanym tempie. Związek przypomina zależność wyznaczoną dla spożycia alkoholu. Śmiertelność wśród osób wspominających o umiarkowanym natężeniu biegania jest mniejsza niż w grupach niebiegającej lub ćwiczącej bardzo intensywnie. Idealne tempo można osiągnąć, wprowadzając się w stan lekkiej zadyszki.
  24. Analitycy od dłuższego już czasu przewidują, że dyski SSD zyskają masową popularność, gdy cena za gigabajt pojemności spadnie do 1 USD. OCZ Tehnology ogłosiło, że dzięki spadkowi cen pamięci NAND oraz ulepszeniu kontrolera, obniży ceny gigabajta SSD do 0,65 USD. Co więcej, firma zapowiedziała, że wykorzystanie kości NAND TLC (triple-level cell) produkowany w technologii 10 nanometrów pozwoli w przyszłości na dalsze obniżanie cen. „Dzięki obniżce cen pamięci NAND byliśmy w stanie zaoferować produkty w cenie około 0,65 USD za gigabajt bez szkody dla naszego marginesu zysku“- powiedział Ryan Petersen, prezes OCZ. Decyzja o obniżeniu cen to jeden z efektów wojny cenowej, jaką giganci wypowiedzieli małym producentom SSD.
  25. W oficjalnym życiorysie prezesa Yahoo!, Scotta Thompsona, umieszczono nieprawdziwe informacje na temat jego wykształcenia. Sprawę ujawnił fundusz hedgingowy Third Point, który posiada 5,8% akcji Yahoo! i chce, by w zarządzie internetowego koncernu zasiadali jego przedstawiciele. Fundusz domaga się dla siebie 4 miejsc w zarządzie. Ostatnio zaoferowano mu 2, z zastrzeżeniem, iż w zarządzie Yahoo! nie może zasiadać Daniel Loeb, szef Third Point, gdyż nie ma odpowiednich umiejętności i wykształcenia. W odpowiedzi na to Loeb napisał do zarządu Yahoo! list, w którym informuje, że Scott Thompson uzyskał tytuł magistra księgowości, a nie, jak twierdzi oficjalna strona Yahoo!, księgowości i informatyki. Co więcej, okazało się, że w czasie gdy Thompson kończył Stonehill College uczelnia ta w ogóle nie oferowała dyplomów z informatyki. Zarząd Yahoo! stwierdził, że informacje o wykształceniu Thompsona, umieszczone na witrynie, to „nieumyślny błąd“ i obiecał wyjaśnić sprawę.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...