Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37629
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W sklepie Google Play ukazała się aplikacja SkyDrive dla Androida. To oprogramowanie... Microsoftu pozwalające użytkownikowi smartfona na korzystanie z usługi SkyDrive, która pozwala na przechowywanie swoich danych w chmurze. Oczywiście Microsoft wolałby, żeby użytkownicy korzystali ze SkyDrive za pomocą smartfonów z Windows Phone. Koncern nie może jednak pozwolić sobie na zlekceważenie olbrzymiej rzeszy potencjalnych klientów, którzy wybrali platformę Apple’a lub Google’a. Dlatego też, po udostępnieniu SkyDrive w Windows Phone Marketplace i Apple App Store przyszła kolej na użytkowników Androida. SkyDrive pozwala na bezpłatne przechowywanie w chmurze do 7 gigabajtów danych.
  2. Ogranicznikiem długości ludzkiej ciąży nie jest, jak dotąd sądzono, rozmiar kanału rodnego, lecz metabolizm matki. Ludzie różnią się od innych naczelnych dwiema podstawowymi cechami: dużym mózgiem (ukrytym w sporych rozmiarów czaszce) oraz dwunożnym sposobem poruszania się. Duża głowa utrudnia pokonanie kanału rodnego, lecz z kolei poszerzenie miednicy mogłyby uniemożliwić poruszanie się w pozycji wyprostowanej. Do tej pory naukowcy sądzili, że odpowiedzią natury na tzw. dylemat położniczy jest skrócenie czasu ciąży, tak by dzieci rodziły się, nim ich głowy staną się zbyt duże. Wskutek tego, w porównaniu do innych naczelnych, ludzkie niemowlęta są bezradne i słabiej rozwinięte ruchowo. Wszystkie te fascynujące fenomeny w ludzkiej ewolucji - dwunożność, ciężki poród, rozłożyste kobiece biodra, duże mózgi i relatywnie bezradne dzieci - tradycyjnie wrzucano razem do worka pt. dylemat położniczy. Na kursach antropologii uczono o tym od dziesięcioleci, ale gdy zaczęłam szukać twardych dowodów, musiałam po kolei wykreślać poszczególne składowe - opowiada Holly Dunsworth z University of Rhode Island. Nie udowodniono przede wszystkim, że biodra na tyle szerokie, by wydać na świat bardziej rozwinięte dziecko, przeszkadzałyby w jakikolwiek sposób w chodzeniu. Chcąc uzupełnić tę lukę w wiedzy, dr Anna Warrener z Uniwersytetu Harvarda, współautorka artykułu, który ukazał się pod koniec sierpnia w Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS), prowadziła eksperymenty bieżni. Ustaliła, że nie ma związku między szerszymi biodrami a pogorszeniem ekonomii ruchu. To podaje w wątpliwość założenie, że dwunożność ogranicza wielkość kanału rodnego. Szerokie biodra nie oznaczają, że nie możesz chodzić wydajnie - podkreśla Dunsworth. Gdy Amerykanka szukała dowodów na to, że w porównaniu do reszty naczelnych i ssaków, ludzka ciąża uległa skróceniu, natrafiła na dobrze udokumentowane badania, że jest dokładnie na odwrót. Biorąc poprawkę na rozmiary matki, ludzka ciąża jest nieco dłuższa, a nie krótsza, w porównaniu do innych naczelnych. Dzieci też są trochę większe niż oczekiwano. Choć się tak zachowują, nie są urodzone [za] wcześnie. W przypadku ssaków, a więc i ludzi, długość ciąży i rozmiary potomstwa da się przewidzieć na postawie gabarytów matki. Ponieważ wielkość ciała stanowi dobre przybliżenie tempa metabolizmu, Dunsworth zaczęła dywagować, czy metabolizm nie byłby lepszym wyjaśnieniem czasowania ludzkiego porodu niż miednica. By wyjaśnić tę kwestię, zwróciła się z prośbą o pomoc do Petera Ellisona z Uniwersytetu Harvarda i Hermana Pontzera z Hunter College w Nowym Jorku (obaj panowie są ekspertami od ludzkiej fizjologii i energetyki). Wspólnie naukowcy opracowali nową hipotezę timingu porodu i nazwali ją EGG (od ang. energetics, gestation, growth, czyli energetyka, ciąża i wzrost). Zgodnie z EGG, dziecko rodzi się, kiedy się rodzi, bo matka nie jest w stanie zainwestować więcej energii w ciążę i wzrost płodu. Głównym ewolucyjnym ograniczeniem jest metabolizm matki, nie wymiary jej bioder - wyjaśnia Dunsworth. Wykorzystując dane metaboliczne ciężarnych, naukowcy wykazali, że kobiety rodzą, kiedy znajdują się o krok od metabolicznej strefy zagrożenia. Istnieje granica liczby kalorii, które nasze ciało może spalić w ciągu doby. W czasie ciąży kobiety zbliżają się do energetycznego szklanego sufitu i rodzą tuż przed zderzeniem z nim - opowiada Pontzer. Bez względu na budowę kości miednicznej urodzenie bardziej rozwiniętego dziecka byłoby fizjologicznie niemożliwe - podsumowuje Dunsworth.
  3. Lexmark wycofuje się z rynku drukarek atramentowych. Firma od dawna rywalizuje na nim z większymi konkurentami - Canonem i HP. Teraz zdecydowała, że do końca przyszłego roku zakończy prace nad rozwojem tego typu urządzeń, a do roku 2015 zamknie swoją fabrykę na Filipinach. Wdrożenie tego planu będzie oznaczało zwolnienie 1700 osób i pozwoli na zaoszczędzenie rocznie nawet 95 milionów dolarów. Całkowity koszt restrukturyzacji przed opodatkowaniem wyniesie 160 milionów USD. W ciągu ostatnich kilku lat Lexmark poczynił postępy w technologii druku atramentowego, jednak nadal pozostaje daleko w tyle Canonem i HP, zarówno pod względem jakości urządzeń jak i wielkości sprzedaży.
  4. Dla ludzi nadmierne opalanie może się skończyć nowotworem skóry, lecz dla Boisea rubrolineata, owada z rodziny wysysowatych, przebywanie na słońcu to gwarancja zwalczenia sporów grzybów. B. rubrolineata, które upodobały sobie klony jesionolistne, gromadzą się na słońcu. Wydzielają wtedy intensywnie pachnące monoterpeny. Wcześniej sądzono, że pełnią one jakąś rolę w rozmnażaniu lub odstraszaniu drapieżników, jednak najnowsze studium entomologów z Simon Fraser University wskazuje, że chodzi raczej o względy higieniczno-zdrowotne. Słońce uruchamia syntezę monoterpenów, które dosłownie opakowują spory grzybów na powierzchni ciała pluskwiaków. Zostaje zapoczątkowana lawina niekorzystnych dla patogenów zdarzeń. Konidia Beauveria bassiana nie są w stanie wykiełkować i penetrować w głąb organizmów owadów, a u tych, którym się to udało, dochodzi do zatrzymania wzrostu. Takie zabezpieczenie jest bardzo przystosowawcze u roślinożernych owadów, z definicji podatnych na infekcje mikrobami bytującymi na powierzchni liści i w mikrohabitacie podczas zimowania. Jeśli nie polegając na bakteryjnych symbiontach [...], [b. rubrolineata] wykorzystują energię słońca do zasilania produkcji związków chemicznych, możemy to uznać za niesamowity wyczyn w świecie zwierząt - podkreśla prof. Gerhard Gries, jeden z autorów artykułu opublikowanego w piśmie Entomologia Experimentalis et Applicata. Niewykluczone, że podobne zjawisko występuje u innych owadów.
  5. Ziemia gości mniej życia, niż sądziliśmy. Najnowsze analizy wykazały, że żywej biomasy jest o 10-45 procent mniej, niż wskazywały na to wcześniejsze szacunki. Nowe wyliczenia ukazały się na łamach PNAS. Według wcześniejszych ustaleń w organizmach żywych na Ziemi znajduje się bilion ton węgla, z czego około 30% jest zawartych w jednokomórkowcach żyjących na dnie oceanów, a około 55% w roślinach lądowych. Mniej więcej połowa oceanów jest niezwykle uboga w składniki odżywcze. Od 10 lat podejrzewałem, że biomasa na dnie morskim została przeszacowana - mówi doktor Jens Kallmeyer, jeden z autorów badań. Dane wykorzystane podczas poprzednich szacunków zostały pobrane z kilkudziesięciu bogatych w życie lokalizacji. Teraz Kallmeyer oraz jego współpracownicy z Uniwersytetu w Poczdamie oraz University of Rhode Islands pobrali i zbadali rdzenie z obszarów oddalonych od wybrzeży. Sześcioletnie badania wykazały, że na obszarach ubogich w życie ilość biomasy może być nawet 100 000 razy mniejsza niż na obszarach bogatych. Nowe obliczenia pokazują, jak bardzo przeszacowano morską biomasę. Według Kallmeyera podmorskie organizmy jednokomórkowe zawierają nie 300 a zaledwie 4 miliardy ton węgla. To oznacza, że ogólną ilość biomasy na Ziemi należy zmniejszyć o około 30%. Nasze nowe badania pokazują, że musimy również dokonać korekty innych obliczeń, np. ilości węgla znajdującego się głęboko pod powierzchnią - mówi Kellmeyer. Projekt „Deep Biosphere“ ciągle jest prowadzony. Żywe organizmy można znaleźć nawet kilometr pod powierzchnią gruntu, a to pokazuje, że jeszcze sporo nie wiemy o życiu na Ziemi.
  6. Klej do mocowania płatka rogówki poprawi w przyszłości bezpieczeństwo refrakcyjnych operacji laserowych oczu. W ramach metody LASIK (Laser-Assisted in situ Keratomileusis) w pierwszym etapie wykonuje się niepełne nacięcia rogówki. Płatek jest odchylany, przez co można za pomocą lasera korygować kształt głębszych warstw. Po zakończeniu procedury pole rogówki jest dokładnie płukane i płatek wraca na swoje pierwotne miejsce. Trzyma się tam wyłącznie dzięki napięciu powierzchniowemu. W większości przypadków to wystarczy, lecz jeżeli przed wygojeniem dojdzie do urazu tępego, np. w wyniku uderzenia piłką tenisową czy poduszką powietrzną, płatek może się ponownie odwarstwić, grożąc zakażeniem i przeszczepem rogówki. Choć przeszczep rogówki jest rutynowym zabiegiem ambulatoryjnym, musimy zrobić wszystko, by go uniknąć - podkreśla Stacy Littlechild z Uniwersytetu Stanowego Kansas. Mając to na uwadze, zespół skupił się na kleju, wykorzystywanym obecnie przy operacjach zaćmy. Produkuje się go z fibrynogenu i ryboflawiny (witaminy B2). Co ważne, jest on nietoksyczny, biodegradowalny i nie pozostawia blizn. Podczas eksperymentów białka i klej łączono w wyniku naświetlania ultrafioletem. Littlechild jest autorką dwóch studiów, w ramach których testowano nowy protokół. W czerwcowym wydaniu Investigative Ophthalmology & Visual Science (IOVS) ukazał się artykuł nt. zdolności wiązania przez klej powierzchni rogówkowych. W jednym z kolejnych numerów IOVS pojawi się zaś tekst traktujący o mechanizmach molekularnych adhezji. Podczas początkowych testów zespół Littlechild z sukcesami mocował płatki rogówki odcięte u królików i koleniowatych. W drugim podejściu dociekliwa pani naukowiec analizowała oddziaływania molekularne, które odpowiadają za przyleganie. Okazało się, że w grę wchodzą wiązania kowalencyjne i niekowalencyjne mechanizmy przyłączania z cynkiem w roli głównej. Amerykanie uważają, że klej nadaje się do zespalania tkanek, które pod względem budowy chemicznej i molekularnej przypominają rogówkę. Wymieniają np. wolno gojące się ścięgna.
  7. Długotrwałe nałogowe używanie marihuany przed 18. rokiem życia ma trwały negatywny wpływ na inteligencję, możliwość skupienia uwagi i pamięć. Do takich wniosków doszedł międzynarodowy zespół naukowców, który zbadał ponad 1000 obywateli Nowej Zelandii. Niektórzy z nich zaczęli palić marihuanę we wczesnej młodości i używali jej przez lata. Gdy wykonano im testy na inteligencję okazało się, że w wieku 38 lat ich IQ było średnio o 8 punktów niższe niż wówczas, gdy mieli lat 13. Doktor Madeline Meier z Duke University mówi, że późniejsze rzucenie nałogu nie spowodowało odwrócenia niekorzystnego trendu i powrotu do normalnego poziomu inteligencji. Grupa pracowała pod kierunkiem znanej pary psychologów Terrie Moffitt i Avshaloma Caspi, którzy są pracownikami naukowymi Duke University i King’s College London. Uczeni wykorzystali dane długoterminowego Dunedin Multidisciplinary Health and Development Study. Studium to śledziło losy 1037 dzieci urodzonych w latach 1972-1973 w miejscowości Dunedin. Około 5% z grupy stanowiły osoby uzależnione od marihuany lub takie, które przed 18. rokiem życia paliły co najmniej raz w tygodniu. Gdy badani osiągnęli 38 lat, wszyscy zostali poddani testom psychologicznym, na podstawie których oceniono ich pamięć, prędkość przetwarzania informacji, wnioskowanie i przetwarzanie danych wzrokowych. Osoby, które jako nastolatkowie mieli częsty kontakt z marihuaną, wypadły znacznie gorzej w większości testów. Co więcej, przyjaciele i członkowie rodzin takich osób znacznie częściej niż w przypadku osób niepalących informowali o występowaniu u palaczy problemów ze skupieniem uwagi i zapamiętywaniem. Profesor Moffitt dodaje, że zauważonego spadku IQ nie można tłumaczyć używaniem alkoholu, innych narkotyków bądź gorszym poziomem wykształcenia. A spadek poziomu inteligencji o 8 punktów może zaważyć na całym życiu. Osoba, która jako nastolatek traci 8 punktów IQ może przez kolejne lata być w gorszej sytuacji życiowej niż jej rówieśnicy - mówi Meier. Z wyższym IQ wiąże się zwykle lepsze wykształcenie, lepsza praca, wyższe dochody, lepsze zdrowie i dłuższe życie. Laurence Steinberg, psycholog z Temple University, który nie brał udziału w pracach grupy Moffit, mówi, że to jedne z pierwszych badań, które pozwalają na odróżnienie problemów poznawczych, które mogły wystąpić przed zetknięciem z marihuaną od problemów spowodowanych przez narkotyk. Pojawienie się tego typu problemów było badane na zwierzętach i wiadomo, iż wystawienie ich w czasie gdy mózg jest jeszcze niedojrzały na działanie nikotyny, alkoholu i kokainy prowadzi do długoterminowych zmian w mózgu. Bardzo rzadko udaje się przeprowadzić tego typu badania na ludziach. To studium wskazuje, że młody wiek jest czynnikiem ryzyka. Wyniki badań są jasne, to nie samo nałogowe zażywanie powoduje problemy, ale nałogowe zażywanie w młodym wieku - mówi Steinberg. Meier podkreśla, że studium nie daje odpowiedzi na pytanie, w jakim wieku można zażywać marihuanę bez obaw o jej negatywny wpływ na mózg, ani też czy uszkodzenia są powodowane przez konkretną dawkę. Prosta prawda jest taka, że ta substancja nie jest bezpieczna dla dzieciaków. I stwierdzenie to jest prawdziwe dla nikotyny, alkoholu i marihuany - stwierdził Avshalom Caspi.
  8. Po niedawnym zwycięstwie w sporze patentowym z Samsungiem Apple zabrało się do przekuwania orzeczenia sądu w konkrety. Koncern złożył wniosek o wydanie zakazu sprzedaży ośmiu urządzeń naruszających jego patenty. Te urządzenia to Galaxy S 4G, Galaxy S2 AT&T, S2 Skyrocket, S2 T-Mobile, S2 Epic 4G, Galaxy S Showcase, Droid Charge oraz Galaxy Prevail. Co prawda sąd stwierdził, że patenty Apple’a naruszane są przez 24 urządzenia Samsunga, jednak znaczna część z nich nie jest już sprzedawana. Apple, wiedząc, że sędzia Koh nie lubi gdy marnuje się jej czas, skupiła się zatem tylko na najistotniejszych urządzeniach. Wyrok sądu nie dotyczy najnowszych urządzeń Samsunga, jednak analitycy uważają, że w najbliższym czasie Apple wniesie do sądu pozew, w którym i one zostaną wymienione. „Firmy, takie jak Samsung, które bardzo szybko podążają śladami wielkich graczy, postrzegane przez przemysł raczej jako zdolne do szybkiego przystosowania się do najnowszych trendów, a nie zdolne do wprowadzenia fundamentalnych innowacji“ - mówi jeden z analityków.
  9. Podczas snu nie tylko dochodzi do konsolidacji świeżych śladów pamięciowych. Okazuje się, że śpiąc, możemy się także uczyć. Co więcej, zachowujemy zdobyte umiejętności na jawie. Specjaliści z Instytutu Nauki Weizmanna odkryli, że jeśli określone zapachy są prezentowane w czasie snu tuż po dźwiękach, to gdy później zarówno w śnie, jak i po przebudzeniu odtwarzany jest sam ton, ludzie zaczynają poszukiwać woni albo reagują awersyjnie. Jak widać, uśpionych można poddać warunkowaniu klasycznemu. Eksperymenty związane z uczeniem w czasie snu są trudne. Badacze muszą np. być pewni, że ochotnicy zasnęli i pozostają uśpieni przez całą lekcję. Jak dotąd najbardziej rygorystyczne testy sennego uczenia słownego nie wykazały, by zachodziło jakiekolwiek przyswajanie informacji. Prof. Noam Sobel, Anat Arzi oraz eksperci ze Szpitala Loewensteina i Academic College of Tel Aviv–Jaffa wybrali pary dźwięk-zapach z kilku powodów. Po pierwsze, prezentacja nie skutkuje wybudzeniem, a mózg przetwarza bodźce i może na nie reagować. Po drugie, reakcje na zapach są takie same podczas snu i na jawie: zaciągamy się głębiej w odpowiedzi na przyjemny aromat i wstrzymujemy oddech, kiedy zapach jest nieprzyjemny (zmienność w węszeniu można nagrywać zarówno w dzień, jak i w nocy). Po trzecie wreszcie, choć tego typu warunkowanie może wydawać się proste, angażuje niektóre z wyższych obszarów mózgu, np. biorący udział w tworzeniu wspomnień hipokamp. Gdy ochotnicy spali w laboratorium, odtwarzano dźwięk, po którym pojawiał się zapach (przyjemny bądź nieprzyjemny). Później puszczano inny dźwięk, a po nim zapach z przeciwnego końca skali przyjemności. Po jakimś czasie demonstrowano same dźwięki. Okazało się, że śpiący reagowali na nie, jakby związana z nimi woń była nadal obecna, czyli głęboko się zaciągając albo spłycając oddech. Następnego dnia czuwającym tym razem badanym znowu prezentowano same dźwięki. Chociaż ludzie nie pamiętali, że słyszeli je w nocy, wzorce oddechowe świadczyły o czymś innym. Gdy prezentowano dźwięki skojarzone z miłymi aromatami, ochoczo wciągali powietrze, a gdy do ich uszu docierały tony kojarzone ze smrodem, oddech stawał się płytszy. Izraelczycy zastanawiali się, czy warunkowanie ma jakiś związek z fazą snu. W drugiej fazie studium prowadzili uczenie albo tylko w fazie REM (snu paradoksalnego), albo tylko w fazie NREM. Stwierdzili, że o ile reakcja była o wiele silniej zaznaczona w fazie REM, o tyle transfer skojarzenia ze snu na jawę wydawał się oczywisty wyłącznie po uczeniu w fazie NREM. Sobel i Arzi dywagują, że w czasie fazy REM jesteśmy co prawda bardziej podatni na bodźce z zewnątrz, ale tzw. amnezja marzeń sennych wpływa także na warunkowanie prowadzone na tym etapie snu. Faza NREM odgrywa za to ważną rolę w konsolidacji śladów pamięciowych, stąd efekty widoczne na jawie.
  10. Ostatnio w Kalifornii znaleziono 13 muszek owocówek z gatunku Bactrocera dorsalis. Ich obecność na tyle przestraszyła stanowych urzędników, że wydano oficjalne ostrzeżenie i nie wykluczono, że olbrzymie obszary upraw zostaną poddane kwarantannie. Reakcja, wbrew pozorom, nie jest przesadzona. Te pochodzące z Południowo-Wschodniej Azji owady to jedne z najgorszych szkodników upraw warzyw i owoców, gdyż żywią się na szerokim spektrum roślin, mają duży zasięg i są bardzo inwazyjne - wyjaśnia Gary Steck, entomolog z Wydziału Rolnictwa stanu Floryda. Gąsienice Bactrocera dorsalis żerują na 230 gatunkach roślin, a zaatakowane przez nie uprawy obumierają, co przyczynia się do wielomiliardowych strat. Na Tajwanie, gdzie Bactrocera dorsalis występują w środowisku naturalnym, opracowano nową metodę walki z nimi, dzięki której być może uda się uniknąć niepotrzebnych radykalnych kroków, a jednocześnie będzie można ocalić zbiory. Tradycyjnie na wyspie specjaliści ustawiają pułapki, które są sprawdzane co 10 dni. Na tej podstawie badana jest populacja, jej rozprzestrzenienie i czynione są przewidywania, co go ewentualnych skoków jej liczebności. Od niedawna testowane są znacznie nowocześniejsze wersje pułapek. Zostały one wyposażone w fotokomórki, które notują każde pojawienie się owada w pułapce. Dane co 30 minut są bezprzewodowo przesyłane do komputera. Otrzymuje on też z pułapek informacje o lokalnej temperaturze, wilgotności, opadach i prędkości wiatru. wszystkie te dane służą odpowiednim algorytmom do przewidzenia, kiedy należy spodziewać się wzrostu populacji muszek. Obecnie na Tajwanie alarm ogłasza się, gdy w ciągu 10 dni w pułapkach znajdą się więcej niż 1024 owady. Twórcy nowego systemu mają nadzieję, że będzie on w stanie przedstawić obraz sytuacji na poziomie lokalnym, co pozwoli uniknąć np. niepotrzebnej kwarantanny upraw oraz określić, kiedy należy rozpylić środki owadobójcze. To z kolei pozwoliłoby na ograniczenie strat w uprawach nawet o 50%. Działanie systemu zostało już przetestowane na danych historycznych i okazało się, że był on w stanie w 88% przypadków dobrze przewidzieć moment wysypu owadów.
  11. Pracownicy z Muzeum Natury i Nauki w Denver w nietypowy sposób upamiętnili 1933. rocznicę zniszczenia Pompejów (nastąpiło to 24 sierpnia 79 r.). Opisali wybuch Wezuwiusza na Twitterze z punktu widzenia Pliniusza Starszego, rzymskiego historyka i pisarza, który zginął w chmurze wulkanicznego pyłu, gdy jako dowódca eskadry okrętów pospieszył na pomoc ofiarom katastrofy. Jak przystało na ekspertów, muzealnicy świetnie stopniowali napięcie. Początkowo Pliniusz skupiał się na podawaniu faktów, później relacja stawała się coraz bardziej emocjonalna. Rzymianin stwierdzał np., że podróż mająca zaspokoić ciekawość przekształciła się w próbę odwagi. W ostatnich ćwierknięciach lakonicznie podawał, że powietrze zgęstniało od popiołu, a oddychanie stało się niemożliwością. Relacja zaciekawiła sporą rzeszę internautów (poczynania użytkownika Elder_Pliny śledziły aż 4542 osoby). Poza zapisem na Twitterze ekipa z Muzeum Natury i Nauki w Denver zaprojektowała całą witrynę poświęconą wydarzeniu z początku naszej ery. Za pomocą mapki Google'a można np. zwiedzić miejsca, w których podczas erupcji pojawił się Pliniusz Starszy.
  12. W zwykłym świetle dziennym południowoamerykański karaczan Lucihormetica luckae wygląda całkiem przeciętnie. W świetle fluorescencyjnym wszystko się jednak zmienia - na przedpleczu pojawiają się 3 rozjarzone punkty (dwa duże i jeden mały). Pracami naukowców kierował Peter Vršanský ze Słowackiej Akademii Nauk. W artykule, który ukazał się w Naturwissenschaften, panowie podkreślają, że bioluminescencja jest powszechnym mechanizmem komunikacyjnym i obronnym u organizmów morskich, natomiast przypadki wśród fauny lądowej zdecydowanie należą do rzadkości. Światło wytwarzają np. tylko 3 grupy owadów, w tym odkryte stosunkowo niedawno karaczany z rodzaju Lucihormetica. Gdy zespół przyjrzał się charakterystykom L. luckae i jego kuzynów, okazało się, że długość emitowanych fal świetlnych odpowiada parametrom osiąganym przez zamieszkującego te same okolice toksycznego sprężyka. Biolodzy zdobyli więc dowody na istnienie mimikry z wykorzystaniem światła (ponieważ zwierzęta bezbronne upodobniają się tu do zwierzęcia zdolnego do obrony, chodzi o mimikrę batesowską). Jak wyjaśnił nam Vršanský, w publikacji z 1999 r. sugerowano, że karaczany zawdzięczają luminescencję bakteriom, jednak teraz okazało się, że sygnał uzyskany dzięki dwufotonowemu mikroskopowi fluorescencyjnemu jest niemal identyczny jak w przypadku sprężyków i dość podobny do świetlików. W takiej sytuacji mało prawdopodobne, by jego źródłem były bakterie. By raz na zawsze rozstrzygnąć wątpliwości, trzeba by jednak wyizolować i oczyścić cały system luminescencyjny tej grupy, a to wymaga, oczywiście, wielu lat badań.
  13. Po wyroku sądu, który przyznał Apple’owi rację w sporze z Samsungiem cena akcji tego ostatniego spadła na koreańskiej giełdzie niemal o 8%. Jednocześnie o prawie 9% zdrożały akcje Nokii, która wraz z Microsoftem, może być drugim - obok Apple’a - wygranym tego procesu. Jestem pewien, że sprzedawcy oferujący urządzenia z systemem Android zastanaiwają się teraz, kiedy staną się celem Apple’a. To może zachęcić niektórych z nich do zwrócenia się w stronę systemu Windows Phone 8, a ci - jak HTC i Samsung - którzy już wcześniej zapowiedzieli urządzenia z WP 8 mogą teraz zechcieć zainwestować w nie więcej niż zamierzali - mówi Carolina Milanesi, analityk z firmy Gartner. Ostatnio w europejskich i amerykańskich sądach zapadło sporo wyroków niekorzystnych dla producentów urządzeń z systemem Android. Głównym beneficjentem takiej sytuacji może być Microsoft, który od dawna ma kłopoty z nakłonieniem wielkich graczy, by bardziej zainteresowali się jego systemem. Owszem, wielu z nich ma w ofercie smartfony z Windows Phone, ale są to pojedyncze modele, podczas gdy jednocześnie sprzedają dziesiątki modeli z Androidem. Teraz na wadze zyskuje argument Microsoftu, który od dawna mówi, że Android, wbrew pozorom, nie jest dla producentów darmowy. Co prawda Google oferuje go bezpłatnie, jednak koncern Page’a i Brina dysponuje słabszym od konkurencji portfolio patentów. Microsoft każe sobie płacić za Windows Phone, jednak jego partnerzy są znacznie lepiej chronieni, więc prawdopodobieństwo, że zostaną uznani winnymi naruszenia patentów jest znacznie mniejsze. Profesor Mark Lemley ze Wydziału Prawa Uniwersytetu Stanforda podkreśla, że najważniejsza jest tutaj odpowiedź na pytanie, czy wyrok - który w pełni poznamy w przyszłym tygodniu - przerwie świetną passę Androida. Google uważa, że tak się nie stanie, gdyż wiele z oskarżeń o naruszenie patentów nie dotyczy samego Androida. Jeśli nawet Android nie straci bezpośrednio, to ewentualny zakaz sprzedaży urządzeń Samsunga uderzy bezpośrednio w system Google’a. W najbliższych miesiącach spodziewane są premiery licznych urządzeń Nokii, a dzięki tymczasowego zniknięciu z amerykańskiego rynku Samsunga fińska firma będzie miała ułatwione zadanie.
  14. Brytyjsko-szwedzko-amerykański zespół naukowców odkrył, że polimer polietylenoimina (PEI) jest świetnym adiuwantem, ponieważ podany razem z testowymi szczepionkami przeciw wirusom grypy, HIV i opryszczki nasila odpowiedź immunologiczną w stosunku do antygenów. Badania prowadzono na myszach. Ich wyniki ukazały się w piśmie Nature Biotechnology. Gryzonie, którym donosowo zaaplikowano pojedynczą dawkę szczepionki przeciw grypie z PEI, były całkowicie chronione przed śmiertelną dawką wirusa. To znaczna poprawa, w porównaniu do zwierząt zaszczepionych preparatem bez adiuwantu lub z innymi adiuwantami. Obecnie akademicy z Uniwersytetu Oksfordzkiego planują eksperymenty z fretkami, które stanowią lepszy model zwierzęcy do badania grypy. Zamierzają także ustalić, jak długo ochrona się utrzymuje. Nabywanie 100-proc. ochrony po jednym szczepieniu jest czymś niezwykłym (nawet w studiach z udziałem myszy). [...] PEI ma więc potencjał, by stać się silnym adiuwantem w szczepionkach przeciw wirusom [...], lecz trzeba pokonać jeszcze wiele etapów, nim zastosuje się go u ludzi - tłumaczy prof. Quentin Sattentau. Adiuwanty to substancje zwiększające lub modulujące odpowiedź immunologiczną przeciw antygenom. Choć o potrzebie ich stosowania mówi się od ok. 100 lat, mechanizm działania zrozumiano dopiero ostatnio. Skutek? W obecnych szczepionkach stosuje się jedynie niewielki zestaw adiuwantów (często z powodów historycznych). Nic więc dziwnego, że istnieje potrzeba opracowania nowych adiuwantów, wydobywających ze szczepionki najwłaściwszą odpowiedź immunologiczną. Kiedy PEI dodano do szczepionek z białkami wirusów HIV, grypy lub opryszczki, u gryzoni pojawiła się silna reakcja odpornościowa przeciw wirusowi. Była ona wydatniejsza niż w przypadku innych testowanych obecnie adiuwantów. Zespół wykazał, że polietylenoimina działa podobnie na króliki, co sugeruje, że efekt jest ogólniejszy i nie ogranicza się wyłącznie do myszy. Na korzyść PEI przemawia fakt, że sprawdza się jako adiuwant w szczepionkach podawanych na błony śluzowe. Wyeliminowanie igieł to duży plus w przypadku pacjentów z trypanofobią, ale na tym nie koniec, bo gdy weźmie się pod uwagę mechanizm zakażenia, w przypadku wszystkich 3 analizowanych wirusów bramą są właśnie błony śluzowe. Wirusy grypy obierają na cel śluzówkę dróg oddechowych, a HIV i wirus opryszczki - genitaliów.
  15. Zespół z California Institute of Technology (Caltech) stworzył pierwsze w historii urządzenie mechaniczne pozwalające mierzyć masę pojedynczej cząsteczki. Urządzenie takie może pomóc lekarzom w diagnozowaniu pacjentów, ułatwi badanie wirusów i działanie komórek. Niewykluczone też, że pozwoli na lepsze badanie nanocząsteczek i zanieczyszczenia powietrza. Głównym elementem urządzenia jest wibrująca struktura podobna do mostka. Gdy znajdzie się na nim cząsteczka, można ją zważyć badając zmiany w częstotliwości drgań „mostka“. Urządzenie bazuje na technice, którą Michael Roukes i jego zespół rozwijają przez ostatnie 12 lat. W 2009 roku naukowcy wykazali, że rezonator oparty na systemach nanoelektromechanicznych może posłużyć do pomiaru wagi molekuł, które zostaną rozpylone nad urządzeniem. Trudność polegała jednak na tym, że zmiany w częstotliwości zależą od miejsca na „mostka“ na którym znajdzie się cząsteczka. Jako,że nie można było dokładnie określić tego miejsca, konieczne było przeprowadzenie około 500 pomiarów identycznych cząsteczek, by określić ich wagę. Teraz naukowcom udało się pokonać ten problem dzięki szczegółowej analizie rodzaju drgań, w które wpada „mostek“ po zetknięciu z molekułą. Uczeni spostrzegli, że wystarczy zbadać zmiany w zaledwie dwóch rodzajach drgań (jednym, w którym cały cały „mostek“ przesuwa się tak samo oraz w drugim, gdy dwa jego końce odchylają się w przeciwne strony tworząc literę S) by określić pozycję i masę cząsteczki. Dzięki pracom uczonych z Caltechu możliwe będzie teraz precyzyjne określanie masy ciężkich obiektów, jak wirusy czy proteiny. Najpopularniejszą metoda pomiarową jest obecnie spektroskopia masowa, która wykorzystuje pole elektromagnetyczne. Jako, że masywne cząsteczki słabo z nim oddziałują, ich pomiar jest mniej dokłady.
  16. Lądowanie łazika Curiosity z pewnością przejdzie do historii podboju kosmosu. Teraz, dzięki wytężonej pracy jednego z internautów, możemy obejrzeć to wydarzenie na dwuminutowm filmie HD odtworzonym z prędkością 25 klatek na sekundę. Początkowo NASA pokazała serię zdjęć, ułożonych w filmową sekwencję. Następnie Agencja udostępniła film w wysokiej rozdzielczości. Składało się nań 666 klatek odtwarzanych z prędkością 4fps. Hahahaspam, użytkownik serwisu YouTube, postanowił zrobić z tego film odtwarzany z prędkością 25 fps. Poniżej można podziwiać efekt jego czterodniowej pracy.
  17. Sąd Okręgowy dla Północnego Dystryktu Kalifornii uznał, że Samsung naruszył liczne patenty należące do Apple’a i nakazał koreańskiej firmie zapłacenie 1,05 miliarda dolarów odszkodowania. Niemal we wszystkich przypadkach sąd stwierdził, że do naruszenia doszło świadomie. A to bardzo zła wiadomość dla Samsunga. Jednak konieczność zapłaty miliarda dolarów nie jest tym, co najbardziej martwi koreańską firmę. Sędzia Lucy Koh nie przygotowała jeszcze wyroku wraz z uzasadnieniem, jednak jest bardzo prawdopodobne, że znajdzie się w nim zakaz sprzedaży urządzeń Samsunga na terenie USA. Koreańczycy nie będą mogli rozprowadzać swoich smartfonów i tabletów dopóty, dopóki nie usuną z nich technologii naruszających prawa Apple’a. Dla Samsunga oznacza to, że może ponieść straty wielokrotnie przekraczające wartość nałożonej grzywny. Co gorsza, firma może stracić rynek. Obecnie Samsung i Apple to dwaj najważniejsi gracze na rynku smartfonów. Niedawna gwiazda tego rynku, HTC, przeżywa coraz większe kłopoty. Problemy Samsunga mogą stać się początkiem zmian na rynku. Jeśli z amerykańskich sklepów na jakiś czas znikną urządzenia Samsunga klienci mogą zwrócić większą uwagę na ofertę Nokii i system Windows Phone, co z kolei umocniłoby pozycję Microsoftu.
  18. W sobotę 25 sierpnia zmarł Neil Armstrong, pierwszy człowiek, który postawił stopę na Księżycu. Legendarny astronauta miał 82 lata. Rodzina zmarłego poinformowała, że śmierć nastąpiła wskutek komplikacji po operacji serca, którą Armstrong przeszedł w bieżącym miesiącu. Armstrong był dwukrotnie w przestrzeni kosmicznej. Po raz pierwszy w 1966 roku, gdy został dowódcą misji Gemini 8. Wyprawa niemal zakończyła się katastrofą, gdyż doszło do awarii jednego z silników. Armstrong zachował zimną krew i udało mu się wylądować. Jednak misją, wraz z którą Armstrong przeszedł do historii była wyprawa Apollo 11. Wtedy to, w lipcu 1969 roku, wraz z Buzzem Aldrinem i Michaelem Colinsem polecieli na Księżyc i po czterech dniach podróży pierwszy człowiek w historii - Neil Armstrong - stąpał po Srebrnym Globie. W sześć godzin po wylądowaniu lądownika „Eagle“, 20 lipca 1969 roku liczący sobie 38 lat astronauta zszedł na powierzchnię Księżyca. Wtedy też Armstrong wypowiedział słynne słowa: To mały krok dla człowieka, a wielki krok dla ludzkości. Armstrong spacerował po Srebrnym Globie przez 2 godziny i 32 minuty. Buzz Aldrin, który opuścił lądownik po nim, przebywał na Księżycu o 15 minut krócej. Wyprawa Apollo 11 miała olbrzymie znacznie nie tylko z punktu widzenia nauki i techniki. Miła też kolosalne znacznie psychologiczne, gdyż uświadomiła Amerykanom, że ich kraj jest w stanie pokonać Związek Radziecki. Neil był jednym z największych amerykańskich bohaterów, nie tylko swoich czasów, ale w ogóle. Gdy on i jego koledzy wystartowali w 1969 roku na pokładzie Apollo 11 nieśli ze sobą aspiracje całego narodu. Mieli pokazać światu, że amerykański duch może przekraczać granice wyobraźni, że jeśli się ma wystarczająco dużo zapału i pomysłowości, można dokonać niewyobrażalnego - oświadczył prezydent Obama na wieść o śmierci Armstronga. Po historycznej misji Armstrong został odznaczony Prezydenckim Medalem Wolności, najwyższym cywilnym odznaczeniem w USA. Później do 1971 roku pracował dla NASA, a przez następną dekadę był wykładowcą inżynierii na University of Cincinnati. Neil Armstrong urodził się 5 sierpnia 1930 roku w Wapakoneta w stanie Ohio. Licencję pilota zdobył w wieku 16 lat. Studiował inżynierię lotniczą na Purdue University i University of Southern California. Był pilotem Marynarki Wojennej i odbył 78 misji bojowych podczas wojny w Korei.
  19. Astrocyty stanowią zrąb dla układu nerwowego. Dodatkowo ich wypustki otaczają synapsy, by nie dopuścić do "wycieku" neuroprzekaźników. Ostatnimi czasy neurolodzy rozpoznają kolejne funkcje tych komórek. Do coraz dłuższej listy można teraz dopisać kontrolę powstawania nowych neuronów z nerwowych komórek macierzystych. Wcześniej prof. Milos Pekny z Sahlgrenska Academy wykazał, że astrocyty ograniczają uszkodzenie tkanki mózgowej po udarze i że integrację przeszczepianych nerwowych komórek macierzystych da się znacznie poprawić, modulując aktywność największych komórek glejowych. W ramach najnowszego studium Szwedzi zademonstrowali, w jaki sposób astrocyty kontrolują neurogenezę. W mózgu astrocyty kontrolują, ile nowych neuronów powstanie z nerwowych komórek macierzystych i ile przeżyje, by zintegrować się z istniejącymi sieciami neuronalnymi. Dokonują tego, wydzielając specyficzne cząsteczki, ale także za pomocą bezpośrednich interakcji komórka-komórka, które są o wiele słabiej poznanym zjawiskiem. Astrocyty pozostają w fizycznym kontakcie z nerwowymi komórkami macierzystymi. Wykazaliśmy, że wykorzystują szlak receptora Notch [i ligand Jagged-1], by zasygnalizować nerwowym komórkom macierzystym, że powinny utrzymać wskaźnik powstawania nowych neuronów na niskim poziomie. Zademonstrowaliśmy również, że ważnym regulatorem tego procesu jest system filamentów pośrednich astrocytów. Wydaje się [więc], że filamenty pośrednie można by obrać za cel w ramach prób nasilenia neurogenezy. Pekny podkreśla, że dopiero zaczynamy rozumieć komórkowe i molekularne mechanizmy kontrolne neurogenezy. Neurogeneza to jedna ze składowych plastyczności mózgu, bez której nie moglibyśmy się uczyć czy regenerować po urazach lub udarach. Opisywane studium pozwala zrozumieć, jak w przyszłości terapeutycznie promować te reakcje.
  20. Biolog ewolucyjny Quentin Atkinson z nowozelandzkiego University of Auckland wykorzystał zaawansowane narzędzia obliczeniowe do wykreślania drzewa ewolucji, by za ich pomocą ostatecznie rozwiązać zagadkę pochodzenia języków indoeuropejskich. Obecnie w lingwistyce dominują dwie teorie na temat miejsca i czasu narodzin języka praindoeuropejskiego. Pierwsza, bardziej rozpowszechniona, mówi, że powstał on przed około 5000 lat na stepach rozciągających się na północ od Morza Czarnego. Jego twórcami mieliby być wojujący koczownicy, używający rydwanów podczas podboju części Europy i Azji. Według alternatywnej teorii, języki te powstały przed 9000 lat wśród rolniczych ludów Anatolii. Atkinson i jego współpracownicy opublikowali w Science artykuł, w którym stwierdzają, że ich analiza dowodzi słuszności teorii o anatolijskim pochodzeniu języków indoeuropejskich. Naukowcy rozpoczęli swoje badania od zestawu słów, o których wiadomo, iż są odporne na zmiany. Te wyrazy to zaimki, nazwy części ciała oraz nazwy relacji pomiędzy członkami rodziny. Współczesne słowa zostały porównane z ich prawdopodobnym przodkiem z języka praindoeuropejskiego. Na przykład słowa „matka“, „mother“ (ang.), „mutter“ (niem.), „mat’“ (ros.), „mater“ (łac.), „madar“ (pers.) pochodzą od praindoeuropejskiego „mehter“. Uczeni stworzyli takie zestawy dla 103 języków. Następnie nadawali poszczególnym wyrazom punktację. Wyraz pokrewny pochodzący od praindoeuropejskiego otrzymywał 1 punkt. Tam, gdzie wyraz pokrewny został zastąpiony innym, niezwiązanym wyrazem, przyznawano 0 punktów. W ten sposób przedstawiono pokrewieństwo pomiędzy 103 językami. Oprogramowanie zostało wzbogacone też o informacje dotyczące dobrze znanych z historii dat, w których zaczynało dochodzić do wyodrębniania się języków. Na przykład język rumuński i języki mu pokrewne zaczęły wyodrębniać się z łaciny po roku 270 n.e., kiedy Rzymianie wycofali się z Dacji. Na podstawie podobnych danych komputer miał obliczyć przybliżony czas wyodrębniania się innych języków. Maszyna dysponowała też informacjami dotyczącymi współczesnego zasięgu poszczególnych języków. Jej zadaniem było określenie drogi oraz czasu ewolucji poszczególnych języków ze wspólnego praindoeuropejskiego pnia. Po przeprowadzeniu obliczeń komputer wskazał na Anatolię jako najbardziej prawdopodobne miejsce powstania języka praindoeuropejskiego. Jednak badania Atkinsona nie przekonują zwolenników teorii stepowej. Ich najmocniejszym argumentem jest stwierdzenie, że w języku praindoeuropejskim istniały słowa na określenie rydwanu i poszczególnych jego części. Wiadomo to stąd, że w wielu językach indoeuropejskich występują słowa pokrewne, a to oznacza, że nie znalazły się one w nich niezależnie, ale pochodzą od wspólnego pnia. Najstarsze znane nam rydwany są datowane na mniej więcej rok 3500 p.n.e., a to wyklucza teorię o anatolijskim pochodzeniu. Ponadto, jak mówią zwolennicy teorii stepowej, w praindoeuropejskim istniały też słowa na określenie konia i pszczoły oraz wiele wyrazów zapożyczonych z prauralskiego, przodka języka fińskiego i węgierskiego. Najlepszym zaś miejscem, by spotkać konie, pszczoły i użytkowników prauralskiego były stepy na północ od Morza Czarnego i Kaspijskiego. Pomiędzy 5. a 3. tysiącleciem przed naszą erą były one zamieszkane przez budowniczych kurhanów i to oni prawdopodobnie są twórcami języka praindoeuropejskiego. Zwolennik teorii o stepowym pochodzeniu tego języka, doktor David Anthony, wymienia kilka słabości tkwiących w teorii o pochodzeniu anatolijskim. Wskazuje on np., że nie wiadomo, w jaki sposób języki tocharskie, którymi mówiono na północy dzisiejszych Chin, miałby z Anatolii trafić w miejsce, gdzie były używane. Tymczasem, jak podkreśla, istnieją archeologiczne dowody na migrację budowniczych kurhanów ze stepów w region gór Ałtaj. Tam właśnie mogły z czasem wyodrębnić się, wymarłe dzisiaj, tocharskie. Doktor Anthony, który - podobnie jak Atkinson - nie jest lingwistą, uważa, że błędem nowozelandzkich badaczy jest to, że pod uwagę wzięli jedynie pokrewieństwo pomiędzy słowami, pomijając gramatykę i zmiany w ich brzmieniu. Atkinson, odpierając zarzuty odpowiada, że swoją symulację uruchomił też na oprogramowaniu stworzonym przez lingwistę Dona Ringe’a z University of Pennsylvania i również w tym wypadku komputer wskazał na Anatolię.
  21. Środkową część Ameryki Północnej nazywano przed laty morzem traw. Prerie przemierzały wielkie stada bizonów, które później zostały niemal doszczętnie wybite. Krajobraz także się zmienił: jak okiem sięgnąć ciągną się tu obecnie otoczone drutem pola i pastwiska. Organizacja American Prairie Reserve zamierza przywrócić dawny stan rzeczy, skupując po kolei rancza. Docelowo miałby powstać obszar chroniony o powierzchni ponad 12 tys. km2 ze swobodnym przepływem zwierząt (widłorogów, drapieżników i nawet 10 tys. bizonów), stąd porównania do afrykańskiego Serengeti. South Ranch o powierzchni 150 tys. akrów zostało założone w Montanie przez polujących na bizony dwóch weteranów wojny secesyjnej, którzy postanowili zająć się rolą po wybiciu interesującej ich zwierzyny. Teraz wieloletni właściciele zdecydowali się na sprzedaż. Przez 12 lat Page Whitham Land and Cattle będzie dzierżawić teren (po upływie tego terminu istnieje możliwość przedłużenia umowy), jednak partner Page Whitham Steve Page podkreśla, że ograniczenia dotyczące publicznego wypasu, wzrost podatków oraz perspektywa powstania pomnika narodowego sprawiają, że opłacalność przedsięwzięcia spada. Przejęcie South Ranch, 13. rancza od 2004 r., ponad 2-krotnie zwiększa powierzchnię prywatnych i publicznych ziem zarządzanych przez American Prairie Reserve. Znajdują się one na północ od rezerwatu im. Charlesa Mariona Russella. Hojną ręką inicjatywę wspomogli John i Adrienne Marsowie (kojarzeni, i słusznie, z firmą Mars Incorporated). Dzięki nim American Prairie Reserve wzbogaciło się o 5 mln dolarów. W sumie organizacji udało się uzbierać aż 48 mln dol. Realizacja marzeń o bezbrzeżnej prerii wymaga wieloletniego koordynowania działań i współpracy z urzędnikami federalnymi oraz sąsiadami. Szczególnie ważny wydaje się punkt wymieniany na końcu, bo farmerzy z dziada pradziada postrzegają działania American Prairie Reserve jako zagrożenie dla swojego stylu życia.
  22. Microsoft zaprezentował swoje nowe logo. Po raz pierwszy jest ono wielokolorowe. W przededniu premiery jednych z najważniejszych produktów w historii Microsoftu, prezentujemy nowe logo firmy. Minęło 25 lat odkąd aktualizowaliśmy logo, teraz jest doskonały czas na zmianę - czytamy w informacji prasowej. Nowe logo składa się ze znaku graficznego i logotypu. Kolory w znaku graficznym symbolizują różne produkty koncernu. W logotypie wykorzystano znaną już czcionkę Segoe. To piąta zmiana logo w 40-letniej historii Microsoftu.
  23. Peruwiańska policja skonfiskowała ponad 16 tys. suszonych koników morskich, które miały być nielegalnie wyeksportowane do Azji, gdzie przygotowywany z nich proszek uchodzi za lek na astmę i afrodyzjak. Podczas obławy handlarze porzucili towar na ulicy w pobliżu lotniska w Limie. W wywiadzie udzielonym BBC szef policji Victor Fernandez poinformował, że za granicą cena ładunku - 3 skrzyń o łącznej wadze 27,5 kg - mogłaby sięgnąć 250 tys. dolarów. Poławianie pławikoników jest w Peru zabronione od 2004 r., lecz jak widać, potencjalny zysk utrudnia wyeliminowanie tego procederu. Wiele ryb z rodzaju igliczniowatych (Syngnathidae) jest zagrożonych wyginięciem, a mimo to w zeszłym roku na świecie zarekwirowano 20 t suszonych koników, w tym 0,5 t w Peru.
  24. Dotąd sądzono, że kluczowe dla samoświadomości są 3 obszary - wyspa, przedni zakręt obręczy i przyśrodkowa kory przedczołowa. Ostatnie badania naukowców z University of Iowa, w których wziął udział tzw. pacjent R z obustronnym uszkodzeniem wszystkich wymienionych rejonów, sugerują jednak, że świadomość siebie to raczej domena wielu rozproszonych szlaków. Pacjent R skończył edukację na poziomie college'u. Obecnie ma 57 lat. Podczas eksperymentów mężczyzna przeszedł wszystkie standardowe testy na samoświadomość. Umiał też rozpoznać siebie zarówno w lustrze, jak i na zdjęciach wykonanych na różnych etapach życia. Nasze badania pokazują, że samoświadomość odpowiada procesowi mózgowemu, którego nie da się zlokalizować w pojedynczym regionie. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, stanowi ona wynik o wiele bardziej rozproszonych interakcji pomiędzy sieciami obszarów mózgu - podkreśla David Rudrauf. Autorzy artykułu, który ukazał się w PLoS ONE, uważają, że w samoświadomości pewną rolę odgrywają pień mózgu czy wzgórze. Amerykanie zauważyli, że zachowania i sposoby komunikowania pacjenta R odzwierciedlają głębię i wgląd w siebie. Podczas rozmów wykazywał on rozbudowaną zdolność do introspekcji. Kiedy zapytałam go, jak opisałby siebie innym, stwierdził, że jest normalną osobą ze złą pamięcią - wspomina dr Carissa Philippi. Co ważne, R był w stanie uznawać różne działania za konsekwencje własnych intencji. Ponieważ mężczyzna przez rok oceniał swoją osobowość w kwestionariuszach, można pokusić się o stwierdzenie, że wykazywał stałą zdolność do myślenia o sobie i postrzegania siebie. W związku z uszkodzeniem płatów skroniowych cierpi on jednak na amnezję, która nie pozwala mu na wciąganie do autobiograficznego ja nowych wspomnień. Spotykając R po raz pierwszy, większość ludzi nie ma pojęcia, że coś jest z nim nie tak. Widzą normalnie wyglądającego mężczyznę w średnim wieku, który chodzi, mówi, słucha i zachowuje się jak przeciętna osoba. Wg poprzednich badań, ten mężczyzna powinien być zombi, a my wykazaliśmy, że to nieprawda. Naukowcy zaczęli kwestionować rolę wyspy w samoświadomości już w 2009 r., gdy okazało się, że pacjent R, członek słynnego Iowa Neurological Patient Registry, wyczuwa bicie serca (jest to przejaw świadomości interoceptywnej). Wyspa leży w dole bocznym mózgu, który oddziela płat czołowy od skroniowego. Co istotne, w korze wyspowej znajdują się ośrodki wisceromotoryczne i wiscerosensoryczne. Specjaliści z University of Iowa szacują, że w wyspie R pozostało ok. 10% tkanki, a w przednim zakręcie obręczy ok. 1%. Badania obrazowe zademonstrowały, że resztkowa tkanka jest w dużej mierze nieprawidłowo zbudowana i odłączona od reszty mózgu.
  25. Rosną zapasy układów DRAM w magazynach producentów pecetów. Przeciętny OEM dysponuje obecnie zapasami pozwalającymi zaspokoić 8-12 tygodni produkcji. Jeszcze niedawno zapasy wystarczały na 4-6 tygodni. Zalegające w magazynach układy to efekt słabnącej sprzedaży pecetów. Konsumenci wstrzymują się z zakupem komputera, gdyż czekają na premierę systemu Windows 8. Ci producenci, w których spowolnienie najbardziej uderzyło zgromadzili już taką liczbę układów DRAM, że wystarczyłoby im to na 20-24 tygodnie produkcji. W trzecim kwartale roku tradycyjnie klienci kupują sporo komputerów, w związku z czym producenci OEM składają duże zamówienia u producentów układów pamięci. Tym razem jednak widać wyraźne spowolnienie sprzedaży, z specjaliści upatrują jego przyczyny przede wszystkim w oczekiwaniu na Windows 8. Rosnące zapasy to dobra wiadomość dla konsumentów. Można się bowiem spodziewać dalszego spadku cen układów pamięci. Będzie on miał miejsce mimo iż niektórzy producenci zapowiedzieli zmniejszenie produkcji. Podobno Elpida i Rexchip Electronics już produkują o 25-30 procent kości mniej, chcąc w ten sposób powstrzymać spadek cen. Natomiast Samsung i Hynix przekierowały część mocy na produkcję układów dla urządzeń innych niż pecety.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...