-
Liczba zawartości
37626 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Borderea chouardii, zagrożona wyginięciem roślina rodem z trzeciorzędu, jest prawdziwym wyczynowcem. Żyje na ścianach dwóch pirenejskich klifów na wysokości ok. 850 m n.p.m., a w zapylaniu i rozprowadzaniu nasion pomagają jej mrówki: Lasius grandis i L. cinereus są zapylaczami, a Pheidole pallidula zjada i przy okazji roznosi nasiona. María Garcia z Hiszpańskiego Narodowego Komitetu Badań Naukowych wyjaśnia, że na kilometrze kwadratowym skały żyje ok. 10 tys. B. chouardii. To cała światowa populacja. Tropikalny relikt odkryto w 1952 r. Na zlecenie władz Aragonii w 1993 r. rozpoczęto jego badanie. Jak ujawnili naukowcy w artykule opublikowanym w PLoS ONE, B. chouardii jest dwupienna, co oznacza, że męskie i żeńskie organy rozrodcze występują na różnych osobnikach. Po 4-letnich studiach dot. rozsiewania i 17 latach śledzenia losów siewek zawdzięczających swe istnienie różnym czynnikom Hiszpanie ustalili, że w 2/3 przypadków dochodzi do samozasiewania, a zwabione elajosomem mrówki roznoszą pozostałą 1/3. Grawitacja odgrywa niewielką rolę w tym procesie. Co ciekawe, samozasiew i roznoszenie przez mrówki skutkują identycznym wskaźnikiem przeżywalności siewek. Autorzy raportu podkreślają, że podwójny mutualizm (za zapylenie i roznoszenie nasion odpowiadają w końcu różne gatunki mrówek) jest ryzykowną strategią rozrodczą, jednak B. chouardii radzi sobie z tym m.in. za pomocą długowieczności. Okazuje się, że niektóre osobniki żyją ponad 300 lat. O tym, że roślina nie jest rockmanem, tj. nie żyje krótko i szybko, świadczy choćby fakt, że w ciągu 17 lat Hiszpanie doliczyli się zaledwie 139 siewek. Dodatkowo ten przedstawiciel rodziny pochrzynowatych występuje w niedostępnym dla roślinożerców stabilnym klimatycznie habitacie. W jaki sposób stwierdzono, że B. chouardii nie są wiatropylne? Garcia ustawiła obok lepkie szkiełka podstawowe, a gdy postanowiła sprawdzić, czy przykleiły się do nich jakieś ziarna pyłku, żadnych nie znalazła. Później pani biolog zainteresowała się owadami. Po 76 godzinach obserwacji doszła do wniosku, że kwiaty odwiedzają przede wszystkim mrówki L. grandis i L. cinereus. Morfologia kwiatów B. chouardii sprzyja zapylaniu przez mrówki, ponieważ znajdują się one nisko. Choć znajdowano B. chouardii wyrastające z gniazd L. grandis i L. cinereus, głównym roznosicielem nasion okazał się inny gatunek mrówek P. pallidula. Garcia wytropiła amatorów nasion, wsypując je do przyklejanych do klifu plastikowych fiolek. Okazało się, że tylko P. pallidula do nich wchodziły, a następnie transportowały ładunek do szczelin w skałach. P. pallidula woli nasiona reliktu od nasion spokrewnionych gatunków, dlatego zjada 2/3 tego, co zbierze (szczególnie interesujący jest obfitujący w lipidy elajosom; po odgryzieniu można nim np. karmić larwy). Nienaruszone i odrzucone po zużyciu tzw. mrówczego ciałka nasiona mogą wykiełkować w zacisznym miejscu.
-
Jak pamiętamy, w Windows 8 Microsoft wprowadził znaczne zmiany w interfejsie użytkownika. Znany z Windows 7 i podobny do klasycznego menu interfejs Aero został zmieniony przez Metro. Jeszcze niedawno możliwe było przywrócenie starego menu Start w Windows 8. Jednak Microsoft w kolejnych wersjach usunął stary kod z Windows 8, uniemożliwiając przywrócenie dawnego wyglądu interfejsu. Okazało się jednak, że i ten problem można obejść. Jeden z internautów znalazł sposób na uruchomienie w Windows 8 pliku explorer.exe z Windows 7. Dzięki temu możemy odzyskać stare menu Start i związane z nim niektóre rozwiązania, takie jak wstążka czy sposób kopiowania plików. Niestety, nie ma róży bez kolców. Po zastosowaniu opisanych zmian nie będzie można uruchomić żadnych programów wymagających do działania interfejsu Metro, użytkownik musi liczyć się z większą liczbą ostrzeżeń i zapytań wyświetlanych przez UAC (User Account Control), z paska zniknie wskaźnik domyślnego języka, nie będą działały niektóre skróty klawiaturowe i możliwe jest też wystąpienie problemów we współpracy z wieloma monitorami. Użytkownicy powinni zatem dobrze się zastanowić, czy gra jest warta świeczki.
-
Naukowcy z Uniwersytetu w Groningen wykazali, że reakcja na odrażające bodźce ulega u kobiet znaczącemu osłabieniu, jeśli podczas kontaktu z nimi są one pobudzone seksualnie. Holendrzy podkreślają, że choć wydzieliny ciała, np. ślina, pot i sperma, należą do bodźców, które wzbudzają najsilniejszy wstręt, ludzie nadal uprawiają udany seks. Wg nich, jest to możliwe właśnie dzięki czasowemu stłumieniu obrzydzenia przez podniecenie. Testując swoją hipotezę, zespół podzielił ochotniczki na 3 grupy. Jedna z nich oglądała film erotyczny, druga relację dot. sportów ekstremalnych, np. wspinaczki wysokogórskiej czy raftingu, a trzecia neutralny obraz z różnymi pejzażami. Później panie miały do wykonania 16 zadań; dzięki nim mierzono siłę reakcji unikania. Eksperymentatorzy prosili np. o napicie się soku z kubka, w którym pływał duży owad (w rzeczywistości insekt był plastikową atrapą), wyjęcie zużytego papieru toaletowego ze słoika i włożenie go tam z powrotem (papier był pobrudzony słodkim chlebem), ugryzienie ciastka, które leżało obok żywego robaka, nawilżenie wibratora (wibrator był czysty), wyjęcie z torby i przyciśnięcie do siebie koszuli noszonej przez pedofila w czasie gwałtu, potrzymanie przez 5 sekund kości (kość była psim smakołykiem do czyszczenia zębów; dla zwiększenia dramatyzmu powleczono ją czerwonym barwnikiem), wbicie igły w krowie oko, potarcie policzka w tę i we w tę zużytą wykałaczką czy o włożenie palca do miski ze zużytymi prezerwatywami i dotknięcie jednej z nich (kondomy były nowe, a zmoczono je za pomocą lubrykantu). Okazało się, że w porównaniu do reszty, badane, które oglądały porno, uznawały bodźce związane i niezwiązane z seksem za mniej obrzydliwe (wykonały większy odsetek poruczonych zadań). Brak pobudzenia seksualnego może kolidować z funkcjonalnym seksem, ponieważ nie dochodzi do wygaszenia odrazy i związanych z nią tendencji unikowych - podsumowuje szefowa zespołu badawczego Charmaine Borg.
-
Intel poinformował, że jest w stanie wykorzystać litografię zanurzeniową do produkcji układów scalonych w 10-nanometrowym procesie technologicznym. Wykorzystujące go układy zadebiutują nie wcześniej niż w 2015 roku. Mark Bohr, dyrektor w intelowskiej grupie technologii i produkcji powiedział, że opracowana przez koncern metoda będzie co prawda wymagała czterokrotnego naświetlania niektórych masek, ale mimo to jest ekonomicznie opłacalna. Intel nie zdradza szczegółów swojego pomysłu. Bohr nie chciał też mówić o szczegółach dotyczących 14-nanometrowego procesu produkcyjnego, który zadebiutuje już w przyszłym roku. W tym procesie niektóre maski będą naświetlane dwukrotnie. Wzrost kosztów plastra krzemowego powodowany wielokrotnym naświetlaniem będzie niwelowany zwiększającą się gęstością poszczególnych elementów, tak więc koszt produkcji w przeliczeniu na pojedynczy tranzystor wciąż będzie spadał - powiedział Bohr. Jeszcze do niedawna sądzono, że do produkcji 14- czy 10-nanometrowych układów zostanie wykorzystana litografia w ekstremalnie dalekim ultrafiolecie (EUV). Sam Intel jest bardzo zainteresowany rozwojem tej technologii. Niedawno koncern zainwestował 1,4 miliarda USD w holenderską firmę ASML, która produkuje narzędzia i urządzenia litograficzne. Jednak mimo dużych nakładów pracy i pieniędzy EUV nie jest jeszcze gotowa. EUV pojawi się później, niż bym chciał i nie mogę być jej pewny - stwierdził Bohr. Dlatego też Intel postanowił dostosować litografię zanurzeniową do kolejnego procesu technologicznego. Prawdopodobnie jesteśmy ostatnią firmą, która jest w stanie wdrażać nowy proces technologiczny co dwa lata - powiedział Bohr.
-
Zaprezentowany wczoraj iPhone 5 jest lżejszy, cieńszy i ma większy wyświetlacz od swojego poprzednika. Z większości zmian fani Apple’a powinni być zadowoleni, ale jedna z nich może spowodować, że na firmę z Cupertino posypią się gromy. Nowy telefon Apple’a korzysta z wyświetlacza o przekątnej 4 cali, jest o 18% cieńszy i o 20% lżejszy od iPhone’a 4S. Urządzenie w całości wykonano ze szkła i aluminium. Jego użytkownicy będą mogli skorzystać też z szybkiego łącza 4G. Zamówienia na smartfona będzie można składać od jutra. Trzeba będzie tylko zdecydować się na wersję kolorystyczną - z białym lub czarnym aluminium - oraz ilość dostępnej pamięci. Za smartfona z 16 gigabajtami użytkownik zapłaci 199 dolarów, wersja 32-gigabajtowa będzie kosztowała 299 USD, a 64-gigabajtowa została wyceniona na 399 dolarów. iPhone 5 korzysta z ulepszonego procesora A6, który, jak twierdzi Apple, jest dwukrotnie szybszy od wcześniejszej wersji. Producent ulepszył też dźwięk, znacząco poprawił czas pracy na bateriach i wprowadził ponad 200 nowych w systemie iOS 6. Najpoważniejszym zastrzeżeniem, jakie można mieć do nowego smartfona jest zmiana rozmiarów gniazda pozwalającego na podłączanie różnych akcesoriów do telefonu. Apple nie zmieniał go od 2003 roku, więc użytkownicy kolejnych wersji smartfonów tej firmy mogli bez problemu podłączyć do nich akcesoria ze starszych modeli. Nowe gniazdo, nazwane Lightning, jest o 80% mniejsze od poprzedniego. Pozwoliło ono na zmniejszenie rozmiarów telefonu, ale jednocześnie uniemożliwi podłączenie do iPhone’a 5 starszych akcesoriów. Apple przygotowało przejściówkę, rozwiązującą ten problem. Nie wiadomo, czy będzie ona dodawana bezpłatnie, czy też trzeba będzie wydać na nią dodatkowe pieniądze. Lightning już zwrócił na siebie uwagę analityków. Zauważają oni, że zarówno Apple, jak i producenci akcesoriów zarobią na zmianie łącza. Czas zaś pokaże, czy wszyscy fani koncernu wybaczą mu tę niespodziewaną zmianę.
-
Bierne palenie uszkadza pamięć prospektywną, która dotyczy czegoś, co ma być wykonane w przyszłości. W eksperymencie naukowców z Northumbria University wzięły udział 83 osoby. Dwudziestu siedmiu palaczy porównywano z 2 grupami niepalących ochotników. Przedstawiciele jednej (27) regularnie kontaktowali się z palaczami: mieszkali z nimi lub spędzali w ich towarzystwie sporo czasu. Jak wyliczyli Brytyjczycy, oznaczało to bierne palenie przez 25 godzin tygodniowo średnio na przestrzeni 4,5 roku. Reszta (29) nie miała nigdy kontaktu z dymem tytoniowym. W ramach Testu Pamięci Prospektywnej Cambridge (Cambridge Prospective Memory Test, CAMPROMPT) wszyscy stykali się z zadaniami opartymi na czasie (w ramach których trzeba pamiętać, by zrobić coś, np. wyjść z domu, po upływie jakiegoś czasu) i na czynności (odnoszą się one do pamięci przyszłych intencji i działań, np. "Obejrzę po południu mecz, ale najpierw muszę napisać esej"). Podczas analiz psycholodzy brali poprawkę na wiek, iloraz inteligencji, inne stosowane używki/leki oraz nastrój. Okazało się, że w porównaniu do biernych palaczy, 100-proc. "abstynenci" przypominali sobie znacząco większą liczbę zadań bazujących na czasie. Z kolei bierni palacze wypadali lepiej od aktywnych palaczy. Jeśli chodzi o zadania oparte na czynności, nie odnotowano istotnych statystycznie różnic między niepalącymi grupami, jednak zarówno bierni palacze, jak i w ogóle niepalący znowu zdeklasowali palaczy.
-
Opublikowano tegoroczny ranking najlepszych uczelni wyższych na świecie. Ponownie na pierwszym miejscu w zestawieniu QS World University Rankings najlepsza okazała się szkoła z Cambridge. Tym jednak razem nie chodzi o brytyjskie, a o amerykańskie miasto o tej nazwie. Za najlepszą światową uczelnię wyższą został uznany amerykański Massachusetts Institute of Technology. Zaraz za nim znajdziemy brytyjski University of Cambridge, a na trzecie miejsce trafił Uniwersytet Harvarda, który w latach 2004-2009 zajmował pierwsze miejsce w zestawieniu. Wysoka pozycja MIT-u zbiega się w czasie z widocznym na całym świecie zwiększonym zainteresowaniem naukami ścisłymi i technicznymi. Aż 9 z 10 najlepszych uczelni technicznych poprawiło swoją pozycję. Wśród nich znajduje się koreański KAIST (63. pozycja), który jeszcze w ubiegłym roku uplasował się na 90. miejscu. Warto też zauważyć imponujący awans Hongkońskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (HKUST). Założony w 1991 roku HKUST został uznany za... 33. najlepszą uczelnię świata. To imponujące osiągnięcie, gdyż musimy pamiętać, że w zestawieniu bierze się pod uwagę reputację uczelni, opinię o jej pracownikach, liczbę cytowań i liczbę zagranicznych studentów. HKUST błyskawicznie wyrobił sobie świetną opinię, która, jak widzimy po liczbie cytowań, nie jest bezpodstawna. Spośród uwzględnionych w rankingu 700 szkół wyższych aż 130 pochodzi z USA. W pierwszej 10 znajdziemy 6, a w pierwszej dwudziestce 13 amerykańskich uniwersytetów. Niezwykle silną pozycję mają uczelnie z Wielkiej Brytanii. Wśród sześciu najlepszych uczelni aż 4 pochodzą z tego kraju. Oprócz znajdującego się na drugim miejscu University of Cambridge są to University College London (miejsce 4.), University of Oxford (5.) oraz Imperial College London (6.). Twórcy rankingu podkreślają też sukces Kanady, która, po raz pierwszy w historii, umieściła dwie uczelnie wśród 20 najlepszych. Są to McGill University (18.) i University of Toronto (19.). Dużym sukcesem może pochwalić się też Szwajcaria. Aż pięć spośród ośmiu uwzględnionych uczelni poprawiło znacząco swoją pozycję. Szwajcarski Federalny Instytut Technologii w Zurichu (ETH Zurich) oraz Politechnika Federalna w Lozannie (EPFL) zajęły, odpowiednio, 13. i 29. miejsce, stając się jednocześnie dwiema najlepszymi uczelniami technicznymi Europy. Nasz kraj ponownie nie ma się czym pochwalić. Najwyżej uplasowaną polską szkołą wyższą jest Uniwersytet Warszawski, zajmujący 398. miejsce. Na dalszych miejscach znalazły się Uniwersytet Jagielloński (miejsca 401-450), Uniwersystet Łódzki (miejsce poza 601.) i Politechnika Warszawska (poza 601.). Polskie uczelnie lepiej wypadają w ocenach cząstkowych, niż ogólnych. Uniwersytet Warszawski w zestawieniu nauk społecznych i nauk o zarządzaniu zajął 250. pozycję, w naukach przyrodniczych 170., a w naukach humanistycznych i sztuce - 203. miejsce. Z kolei Uniwersytet Jagielloński w klasyfikacji nauk społecznych i nauk o zarządzaniu ma 367. miejsce, w naukach przyrodniczych miejsce 218., naukach biologicznych i medycznych - 327., a w sztuce i naukach humanistycznych - 259. Widoczne jest również wyraźne pogarszanie się klasyfikacji polskich uczelni. W roku 2005 Uniwersytet Warszawski zajmował 326. miejsce, dwa lata później był na miejscu 345., później awansował na 342., by w roku 2009 spaść na pozycję 349. Kolejne lata to kolejne spadki. Rok 2010 i pozycja 364., rok 2011 - miejsce 401-450. W roku bieżącym jego pozycja się poprawiła. Jeszcze gorzej widzie się Jagiellonce. Uczelnia w latach 2005-2006 utrzymywała się na 287. pozycji, by w 2007 roku spaść na miejsce 331. Później był awans na pozycję 300., a następnie spadki - 302. (2009), 304. (2010), 393. (2011) i w końcu 401-450 (2012). Z całym zestawieniem można zapoznać się na stronie TopUniversities.
-
W Japonii powstaje robot, który ma być zdolny do zdania egzaminu na najlepszą krajową uczelnię wyższą. Naukowcy z Fujitsu i Narodowego Instytutu Informatyki pracują nad urządzeniem, które do roku 2021 będzie w stanie uzyskać dobre oceny w czasie egzaminu na Uniwersytet Tokijski - jedną z czołowych uczelni świata. W najnowszym zestawieniu THE-QS wspomniany Uniwersytet zajmuje 30. miejsce na świecie. Podczas egzaminów wstępnych kandydaci na studentów muszą wykazać się wiedzą zarówno dotyczącą matematyki, jak i języków obcych. Robot będzie musiał przeanalizować pytania i zamienić je na zrozumiałe dla siebie twierdzenia i równania, które następnie będzie musiał rozwiązać metodami matematycznymi - mówi Hidenao Iwane z Fujitsu Laboratories. Zanim jednak robot otrzyma do rozwiązania zadania z egzaminu wstępnego będzie musiał wziąć udział w testach dopuszczających do przystąpienia do egzaminu na uczelnię wyższą. Testy takie przechodzą wszyscy japońscy uczniowie, którzy chcą zostać studentami. Ostatecznym celem uczonych jest stworzenie technologii, która pozwoli każdemu na łatwe używanie zaawansowanych narzędzi do analizy matematycznej - stwierdził Iwane.
-
Pieśce, zwane inaczej lisami polarnymi, są znane ze swego zamiłowania do epickich wędrówek po lodzie. Ich wyprawy mogłyby się stać kanwą serii ciekawych filmów przyrodniczych, wydaje się jednak, że w dość nieodległej przeszłości, bo podczas małej epoki lodowcowej (MEL), odegrały o wiele ważniejszą rolę - sprawiły, że co odważniejsze drapieżne ssaki z Arktyki udały się na rekonesans Islandii i zostały. Skoro pojawiła się możliwość w postaci lodowego mostu, należało ją wykorzystać... Ostatnie badania nad genetyką lisów polarnych wykazały, że na Islandii istnieje co najmniej pięć unikatowych grup (haplotypów). Kiedy jednak Greger Larson z Uniwersytetu w Durham zbadał mitochondrialne DNA z tysiącletnich kości z różnych islandzkich stanowisk archeologicznych, okazało się, że wszystkie wzięte pod uwagę osobniki należały do jednego z 5 wyodrębnionych haplotypów. Milenium to zbyt krótki czas, by pozostałe 4 haplotypy wyewoluowały, uważa Larson. Wg naukowca, lisy polarne wspomogła mała epoka lodowcowa. Glacjologicznie okres ten trwał od 1300 do 1850 r., natomiast klimatycznie od 1570 do 1900 r. Ochłodzenie doprowadziło do zamarznięcia sporych połaci arktycznych mórz, a że lisy lubią się przechadzać po lodzie, nie trzeba ich było namawiać do zwiedzania. W ten sposób islandzka pula genetyczna znacznie się wzbogaciła. W artykule opublikowanym na łamach pisma Proceedings of the Royal Society B biolodzy podkreślają, że już wcześniejsze badania wskazywały, że obecność lodu morskiego stanowi ważny czynnik ułatwiający migrację i określający stopień izolacji genetycznej współczesnych populacji pieśców. Wiedząc, że oblodzenie zależy od globalnych temperatur, Larson i inni doszli do wniosku, że znaczne ochłodzenie mogło wiele zmienić zarówno w zakresie kontaktów, jak i zróżnicowania genetycznego gatunku. Testując swoją hipotezę, akademicy skupili się na sekwencjach regionu kontrolnego mtDNA 17 drapieżników, których kości wykopano z 2 stanowisk z północnego wschodu Islandii (stanowiska są datowane na koniec dziewiątego-początek dwunastego w. n.e., co oznacza, że zwierzęta zmarły przed MEL). Zauważyli, że wszystkie badane osobniki należały do jednego haplotypu. Wyniki symulacji sugerowały, że szybki wzrost zróżnicowania haplotypów musiał być wynikiem powstania mostu lodowego w czasie małej epoki lodowcowej.
-
Świat naukowy uznaje odkrycie bozonu Higgsa
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Naukowcy pracujący przy eksperymentach ATLAS i CMS opublikowali wyniki swoich badań w piśmie Physics Letters B. Pojawienie się obu artykułów w recenzowanym specjalistycznym piśmie naukowym to oficjalne uznanie istnienia bozonu Higgsa. To najważniejsze prace naukowe opublikowane dotychczas przez osoby pracujące na Wielkim Zderzaczu Hadronów. Opisane odkrycia są fundamentalnymi osiągnięciami fizyki cząstek - powiedział rzecznik eksperymentu CMS Joe Incandela. Dzięki ponad 20-letnim badaniom całej światowej społeczności fizyków cząstek zbudowano niespotykane wcześniej instrumenty o niezwykłym zaawansowaniu technicznym, złożoności i wydajności. Są to LHC i związane z nim urządzenia - dodała Fabiola Gianotti, rzecznik prasowy ATLASa. -
Ludzie powinni zwracać baczniejszą uwagę na ilość zjadanych przez siebie niezdrowych pokarmów. Dzięki temu szybciej odczują sytość, co, oczywiście, będzie sprzyjało odchudzaniu. Z drugiej strony nie należy się skupiać na ilości zdrowych produktów, bo to działanie wbrew własnemu interesowi. W ten sposób trudno osiągnąć cel w postaci zmiany diety na lepszą. Mimo że samokontrola jest zazwyczaj postrzegana jako walka między siłą woli a pokusami, kontrolując odżywianie, konsumenci nie mogą całkowicie polegać na sile woli. Muszą doprowadzać do sytuacji, w których tracą zainteresowanie jedzeniem. Jednym ze sposobów wydaje się lepsze śledzenie ilości pochłanianych niezdrowych produktów - twierdzą Jospeh P. Redden z University of Minnesota i Kelly L. Haws z Texas A&M University. Amerykańscy psycholodzy przeprowadzili serię eksperymentów. W pewnym studium badani zjadali jedną z dwóch przekąsek (wybrano opcję prozdrowotną i niezbyt korzystną z dietetycznego punktu widzenia). Dodatkowo niektórych poproszono o liczenie przełkniętych kęsów. Okazało się, że osoby, które sumowały odgryzane kawałki, szybciej odczuwały sytość, nawet jeśli na co dzień miały problemy z samokontrolą. Można zatem powiedzieć, że monitorowanie spożycia sprawiało, że konsumenci ze słabą samokontrolą zachowywali się jak ludzie z dobrą samokontrolą. Jak dowiedzieliśmy się od J. Reddena, to losowanie decydowało, czy dana osoba dostanie zdrową, czy niezdrową przekąskę. Później można było jednak wybierać z minizestawu produktów danej kategorii, tak by każdy zjadł coś, co naprawdę lubi (w przypadku zdrowych towarów alternatywami były np. orzeszki ziemne i rodzynki).
-
Google dodało The Pirate Bay do czarnej listy mechanizmu Instant and Autocomplete. Oznacza to, że wyszukiwarka nie będzie uzupełniała adresu pirackiego serwisu. Użytkownicy będą musieli wpisać go samodzielnie. Jeszcze do niedawna wystarczyło w Google’u wpisać literę „p“, by wyszukiwarka zaproponowała adres The Pirate Bay. Teraz koncern zapowiedział, że obniży ranking TPB oraz innych witryn ułatwiających nielegalne dzielenie się plikami. Przedstawiciele TPB oświadczyli, że zmiana polityki Google’a nie wpłynęła na ruch w ich serwisie. Bardzo mało osób przychodzi do nas z wyszukiwarek takich jak Google. Gdy się o tym pomyśli, to przyczyna staje się jasna - jesteśmy ich konkurencją. TPB jest wyszukiwarką, podobnie jak Google. Specjalizujemy się po prostu w innych metodach i treściach. To, że Google obniża nam ranking jest dla nas korzystne. Będziemy mieli więcej odniesień bezpośrednich, bo ludzie nie będą poszukiwali nas przez Google’a. Przejdą od razu na naszą witrynę. Obniżenie rankingu TPB ma uchronić Google’a przed ewentualnymi pozwami ze strony organizacji chroniących prawa autorskie.
-
Wyniki uzyskane w eksperymencie BaBar, który prowadzony jest w Stanford Linear Accelerator Center, nie zgadzają się ani z Modelem Standardowym, ani z teorią supersymetrii. Co prawda są one obarczone dużym stopniem niepewności, jednak podobne dane uzyskali wcześniej uczeni pracujący przy Belle Collaboration w Japonii. Eksperyment BaBar został zaprojektowany do badania fizyki kwarków b. Naukowcy skupili się na rozpadzie, w wyniku którego powstaje mezon D lub D’, lepton i neutrino. Do grupy leptonów należą elektron, neutrino elektronowe, mion, neutrino mionowe, taon i neutrino taonowe. Model Standardowy przewiduje, że gdy w czasie rozpadu kwarka b pojawi się mezon D to w 20% przypadków leptonem będzie taon. Gdy zaś pojawi się mezon D’, to w 23% przypadków leptonem będzie taon. Najnowsze dane z eksperymentu BaBar wskazują jednak, że dla mezonu D taon pojawia się w 31% przypadków, a dla D’ - w 25% przypadków. Jednym z możliwych wyjaśnień tego nadmiaru jest wprowadzenie do Modelu Standardowego dodatkowego bozonu Higgsa. Co jednak nie znaczy, że w ten sposób potwierdzenie znajduje teoria supersymetrii. Postuluje ona co prawa istnienie czterech bozonów Higgsa, jednak dane z BaBar nie są zgodne z supersymetrią. Pewność nowo uzyskanych danych wynosi 3 sigma. To oznacza, że odkrycie jest istotne, ale nie ostateczne. Musimy zatem poczekać na kolejne eksperymenty, by przekonać się, czy i jak należy uzupełnić istniejące teorie.
-
Młode żarłacze cytrynowe (Negaprion brevirostris) uczą się nowych umiejętności od bardziej doświadczonych osobników. Biolodzy z Macquarie University uważają, że udało im się dowieść, że stereotyp bezmózgiego i prowadzącego samotniczy tryb życia zwierzęcia jest dla rekinów bardzo krzywdzący. Pracując w Bimini Biological Field Station, akademicy umieścili w zagrodzie 18 młodych żarłaczy cytrynowych. Niektóre z nich przeszły prosty trening. Jeśli rekin wpłynął do określonej części okólnika, po przeciwległej jego stronie pokazywał się cel. Gdy się go dotknęło, pojawiała się nagroda - smaczna ryba. W kolejnej fazie eksperymentu nieszkolone N. brevirostris łączono w pary albo z równie niedoświadczonym, albo z trenowanym zwierzęciem. Zadanie nieco ułatwiano, pokazując rybę, gdy tylko rekin wpłynął do strefy znacznikowej. Porównując osiągane rezultaty, Australijczycy zauważyli, że żarłacze pracujące ze szkolonymi partnerami kończyły zadanie szybciej i z większymi sukcesami. Studium jako pierwsze zademonstrowało istnienie uczenia społecznego u ryb chrzęstnoszkieletowych.
-
Uczeni z University of Delaware i Uniwersytetu Stanforda stwierdzili, że turbiny wiatrowe mogą zaspokoić połowę przyszłego zapotrzebowania ludzkości na energię przy minimalnym wpływie na środowisko. Jednak głównym celem prowadzonych przez nich obliczeń było określenie maksymalnej teoretycznej ilości dostępnej energii wiatrowej. Specjaliści postanowili znaleźć punkt w którym dokładanie turbin nie spowoduje zwiększenia ilości produkowanej energii. Poszukiwaniem tzw. punktu nasycenia turbinami zajęli się Cristina Archer (UD) i Mark Jacobson (Stanford). Dokładanie kolejnych turbin powoduje, że początkowo ilość pozyskiwanej energii proporcjonalnie rośnie, później jednak zyski są coraz mniejsze i z czasem osiąga się punkt, w którym dodatkowe ilości energii nie są produkowane. Dzieje się tak, gdyż każda turbina odbiera wiatrowi nieco jego energii, zmniejszając ilość dostępną dla innych. Archer i Jacobson wykorzystali bardzo szczegółowy model komputerowy i wyliczyli, że wykorzystując nowoczesne 100-metrowej wysokości turbiny z całej planety, nie biorąc pod uwagę kosztów ekonomicznych ani środowiskowych takiego przedsięwzięcia, można uzyskać ponad 250 terawatów mocy. Gdyby zaś turbiny ustawić tylko na lądzie oraz wodach przybrzeżnych do wykorzystania jest 80 TW. To wielokrotnie więcej niż zapotrzebowanie całej ludzkości. Wyniki badań pokazują, że nie istnieje fundamentalna bariera, która uniemożliwiłaby uzyskanie wielokrotnie więcej mocy niż potrzeba - stwierdził Jacobson. Uczeni postanowili też sprawdzić praktyczne możliwości wykorzystania energii wiatru. Z ich obliczeń wynika, że wykorzystując 4 miliony turbin rozsianych po całym świecie można uzyskać do 7,5 TW mocy. To ponad połowa energii, jaką będzie w 2030 roku zużywała ludzkość. Jednocześnie wykazali, że rozrzucenie tych turbin po całym świecie, w odpowiednio dobranych lokalizacjach, będzie bardziej efektywne, pozwoli zminimalizować koszty i wpływ instalacji na środowisko w porównaniu z umieszczeniem wszystkich turbin w niewielu miejscach. Badania potwierdzają, że wiatr może zapewnić znacznie więcej energii niż wskazywały poprzednie badania. Odpowiednie inwestycje pozwoliłby pozyskać aż 7,5 terawata przy minimalnym wpływie na środowisko. Wszystko kosztuje, ale cena energii wiatrowej jest bardzo niska jeśli bierzemy pod uwagę jej wpływ na środowisko - mówi Archer.
-
Naukowcy z Fraunhofer Institute opracowali tkaninę, która może służyć jako system antywłamaniowy. Tkanina wyposażona jest w przewodzące włókna połączone z mikrokontrolerem. Ten jest w stanie określić, w którym miejscu tkaniny nastąpiło jej przerwanie oraz wszcząć alarm. Materiał może posłużyć zarówno do ochrony budynków, jak i samochodów. Dla przewoźników poważnym problemem są kradzieże towarów z ciężarówek stojących nocą na parkingach. Nowy materiał, zastosowany jako plandeka, natychmiast po naruszeniu wszcząłby alarm. Wspomniana tkanina może nie tylko alarmować w przypadku naruszenia jej integralności. Po połączeniu jej z czujnikami nacisku może np. zabezpieczać całe sale muzealne, gdyż położona na podłodze mogłaby uruchomić alarm gdyby w określonych godzinach ktoś wszedł do chronionej sali. Olbrzymią zaletą tego rozwiązania jest możliwość precyzyjnego określenia miejsca pojawienia się intruza. Istniejące obecnie podobne rozwiązania zakładają użycie złożonego systemu włókien optycznych, co powoduje, że są one bardzo drogie. Tkanina korzysta ze standardowych materiałów i procedur produkcji, co umożliwia jej tanią masową produkcję. W celu sprawdzenia niezawodności nowego materiału, a przede wszystkim trwałości jego systemu elektrycznego, został on poddany rygorystycznym testom. Tkaninę prano w temperaturze 40 stopni Celsjusza, wystawiano przez 1000 godzin na działanie temperatury 85 stopni Celsjusza przy wilgotności 85% oraz przeszła ona 1000-krotną zmianę temperatury w zakresie od -40 do 85 stopni. Po takich „torturach“ materiał sprawował się znakomicie, wszystko działało jak należy, nie odnotowano żadnych zakłóceń jego pracy.
-
Naukowcy ze Szkoły Medycznej Case Western Reserve University odkryli, w jaki sposób przechowywać różne rodzaje sztucznych wspomnień krótkotrwałych w izolowanej tkance hipokampa gryzoni. Na razie ślad utrzymuje się przez kilka-kilkanaście sekund, ale poczynione postępy i tak są olbrzymie. Jak tłumaczy dr Ben W. Strowbridge, bezpośrednio w tkance mózgowej przechowywano informacje o sekwencji czasowej i wzorcu bodźców. Amerykanie skupili się na jednym z rodzajów pamięci - pamięci krótkotrwałej deklaratywnej (dzięki niej zapamiętujemy np. podany przed chwilą numer telefonu). Zespół zademonstrował, że można utworzyć ślad pamięciowy dotyczący tego, który z 4 wzorców stymulacji zastosowano. Obwody neuronalne z wycinków hipokampa przechowywały wspomnienie przez ponad 10 s. Widać to było na podstawie zmian w aktywności neuronów. Aktywność indukowana w izolowanych wycinkach mózgu przypominała wyniki uzyskiwane przez innych naukowców u małp przetrenowanych w rozwiązywaniu zadań angażujących pamięć krótkotrwałą - tłumaczy Robert A. Hyde. W obu przypadkach ślady pamięciowe utrzymywały się przez 5-10 s. W kolejnym etapie eksperymentu naukowcom udało się też stworzyć wspomnienia specyficznych kontekstów: wycinek "wiedział", czy dana ścieżka była aktywowana samodzielnie czy jako część sekwencji bodźców. Zmiany w aktywności neuronów zakrętu zębatego formacji hipokampa pozwalały prawidłowo odróżnić 2 sekwencje czasowe. Okazało się, że było to nadal możliwe po zmodyfikowaniu interwałów między bodźcami. Najnowsze studium, opublikowane w online'owej wersji pisma Nature Neuroscience, bazowało na odkryciach zespołu Strowbridge'a z 2010 r. Wtedy udowodniono, że wycinki hipokampa są w stanie przechować przez chwilę informacje o tym, które z 2 wejść stymulowano. Teraz wykazano, że te same obwody neuronalne odpowiadają za pamięć krótkotrwałą kontekstu. Amerykanie mają nadzieję, że ich ustalenia skierują uwagę świata naukowego na półksiężycowate komórki ziarniste zakrętu zębatego.
-
Nasze badania to pierwszy w historii dowód, że możliwe jest opracowanie bezpiecznej i skutecznej szczepionki przeciwko dendze - mówi doktor Derek Wallace z firmy Sanofi Pasteur. Denga to jedna z najbardziej rozpowszechnionych chorób przenoszonych przez komary. Zdaniem WHO na kontakt z nią narażona jest połowa ludzkości. Jeszcze przed rokiem 1970 ciężkie epidemie dengi występowały jedynie w 9 krajach. Obecnie choroba ta stała się endemiczna w ponad 100 państwach. Denga przeważnie daje objawy podobne do grypy, jednak może prowadzić też do poważnych komplikacji i śmierci. Obecnie nie istnieje szczepionka przeciwko tej chorobie. Prace nad nią utrudniają dwa czynniki. Po pierwsze, jest ona powodowana nie przez jednego, a przez cztery różne wirusy (DENV 1, 2, 3 i 4). Po drugie, denga atakuje tylko ludzi, zatem nie jest możliwe przeprowadzenie testów na zwierzętach. Uczeni na całym świecie pracują nad kilkoma potencjalnymi szczepionkami, jednak to zespół z Francji i Tajlandii doniósł o pierwszym ważnym osiągnięciu. Szczepionka CYD-TDV została przetestowana na 4002 dzieciach z Tajlandii. Miały one od 4 do 11 lat. Testy przeprowadzono w okolicy, w której denga często występuje, a mieszkańcy dobrze znają chorobę i jej objawy. Podczas prób 2669 dzieciom podano CYD-TDV, a 1333 otrzymało placebo. Badania wykazały, że nie ma statystycznie istotnej różnicy pomiędzy grupą zaszczepioną a niezaszczepioną. Z tej pierwszej zachorowało 76 osób (2,8%), a z tej drugiej 58 osób (4,4%). Jednak druga tura testów wykazała, że szczepionka jest skuteczna przeciwko wirusom DENV 1, 3 i 4, zmniejszając liczbę zarażonych nimi o 60-90%. Nie działa jedynie przeciwko DENV 2. Co więcej okazało się, że CYD-TDV jest dobrze tolerowana przez organizm, nie zauważono żadnych poważnych skutków ubocznych. Oczywiście naukowcy zalecają ostrożność podkreślając, że faza 2b była prowadzona na ograniczonym terytorium, jednak jej wyniki pokazały, iż dokonano znacznego postępu w walce z dengą. Wiadomo, że szczepionka może być skuteczna, że zwalcza dengę o łagodnym przebiegu. To daje nadzieję, iż możliwe jest opracowanie szczepionki uniemożliwiającej rozwinięcie się ciężkich przypadków dengi.
-
Najintensywniej lśniącymi żywymi obiektami na Ziemi są owoce pewnej rośliny z subsaharyjskiej Afryki. Pollia condensata, bo o niej mowa, oszukuje swym wyglądem. Po pierwsze, we wnętrzu tak zachwalanych jagód kryją się jedynie suche nasiona o niedużej wartości odżywczej. Po drugie, metaliczny błękit nie jest wynikiem zastosowania jakichś szczególnych barwników. Podobnie jak u motyli czy ptaków, mamy tu do czynienia z barwą strukturalną, czyli złudzeniem powstającym dzięki odbiciu światła o określonej długości. Rozwiązanie zagadki zawdzięczamy Silvii Vignolini z Uniwersytetu w Cambridge. Pani doktor wchodziła w skład zespołu Ullricha Steinera, który poszukiwał wśród roślin gatunków ciekawie zakrzywiających światło. Pod wpływem sugestii Roberta Fadena ze Simthsonian Institution Vignolini zainteresowała się właśnie P. condensata. W uzyskaniu próbki pomogła jej Paula Rudall z Królewskich Ogrodów Botanicznych w Kew. Mimo że owoce zebrano w Ghanie w 1974 r. nadal były intensywnie niebieskie. Podczas badań mikroskopowych Vignolini zauważyła, że w zewnętrznej część owocu (egzokarpie) znajdują się 3-4 warstwy grubościennych komórek. W ścianach pojedynczych komórek można było wyodrębnić ułożone helikoidalnie mikrowłókna celulozowe. Błękitna barwa to skutek tzw. refleksu braggowskiego. Jagody wydają się cętkowane, ponieważ grubość warstw w poskręcanych stosikach różni się z komórki na komórkę. Włókna celulozowe są ułożone równolegle, ale każda kolejna warstwa ulega obróceniu o pewien kąt. Wskutek tego, kiedy na owoc pada światło, część wiązki odbija się od powierzchni, a część dochodzi głębiej, by "zawrócić" po spotkaniu z niżej położonymi warstwami. Odbite wiązki wzmacniają się wzajemnie, stąd intensywny kolor jagód. Ponieważ wielowarstwowe helisy są zarówno prawo-, jak i lewoskrętne, wydaje się, że światło odbijane przez komórki skórki może być spolaryzowane kołowo prawo- lub lewoskrętnie. Dzięki badaniom zespołu Steinera wiemy, że zaszła konwergencja, bo zwierzęta i rośliny wyewoluowały barwy strukturalne niezależnie od siebie. Po co tyle kolorystycznego zachodu? Jak wspomnieliśmy na początku, P. condensata nie ma zbyt wiele do zaoferowania potencjalnemu konsumentowi. Musi jednak jakoś rozprowadzić swoje nasiona. Na szczęście w tym samym rejonie występuje Psychotria peduncularis, która wytwarza błękitne, a jakże, owoce. Upodobniając się do czegoś, co może dobrze smakować, sprytna roślina zwiększa prawdopodobieństwo przetrwania. Niewykluczone też, że ptaki wykorzystują jagody P. condensata do dekorowania gniazd. Gdy coś pięknie się mieni, pozwoli wyróżnić się z tłumu...
-
W cichym zwykle świecie matematyki panuje spore poruszenie. Wywołał je Shinichi Mochizuki z Kyoto University, który, jak twierdzi, udowodnił prawdziwość hipotezy ABC. W 500-stronicowym dokumencie japoński naukowiec wykazuje związek pomiędzy liczbami naturalnymi, co z kolei jest bardzo istotne dla równań diofantycznych. Hipoteza ABC, jeśli zostanie udowodniona, pozwoli na rozwiązanie wielu znanych równań diofantycznych, w tym wielkiego twierdzenia Fermata. Jeśli dowód Mochizukiego jest prawdziwy, stanie się on jednym z największych osiągnięć matematycznych dwudziestego pierwszego wieku - stwierdził Dorian Goldfeld, matematyk z Columbia University. W swojej pracy Mochizuki podchodzi do problemu zajmując się krzywymi eliptycznymi. Jednak tutaj kończą się podobieństwa pomiędzy nim, a innymi matematykami. Japończyk korzysta bowiem z technik, które niewielu naukowców w pełni pojmuje. Zajmuje się m.in. „obiektami“, czyli abstrakcyjnymi bytami, których przykładami mogą być obiekty geometryczne, permutacje czy macierze. Obecnie jest on prawdopodobnie jedynym, który to wszystko pojął - mówi Goldfeld. Brian Conrad ze Stanford University zauważa, że dowód Mochizukiego jest niezwykle rozbudowany i będzie wymagał dużego wysiłku oraz znacznej ilości czasu, by go zrozumieć. Jednak, jak podkreśla Conrad, wcześniejsze osiągnięcia japońskiego naukowca są tak imponujące, że warto poświęcić czas, by zrozumieć jego prace.
-
Grupa uczonych z Norweskiego Uniwersytetu Nauki i Technologii (NTNU) w Trondheim opatentowała i ma zamiar skomercjalizować technikę hodowania na grafenowym podłożu nanokabli z arsenku galu. Nowy materiał ma świetne właściwości optoelektroniczne, zapewnił profesor Helge Weman. Nasza nowa elektroda łączy niski koszt produkcji, przezroczystość i giętkość - dodał uczony. Wraz ze swoimi współpracownikami założył firmę CrayoNano, której zadaniem jest komercjalizacja wynalazku. To nie jest gotowy produkt. To szablon nowej metody produkcji w przemyśle półprzewodnikowym. Sądzimy, że pierwsi skorzystają z niego producenci paneli słonecznych i LED-ów - mówi Weman. Naukowiec dodaje, że nowy sposób produkcji nie wymaga zmiany obecnie stosowanych narzędzi. Bardzo łatwo mogą go więc zaadaptować tacy giganci jak IBM czy Samsung. Norweska technologia pozwala na tworzenie elastycznej elektroniki, którą można zintegrować z bardzo różnymi materiałami. Profesor Weman widzi jej przyszłość w elastycznej elektronice osobistej, obecnej w ubraniach, notatnikach czy smartfonach.
-
Archeolodzy z Izraelskiej Służby Starożytności odkryli w Jerozolimie zbiornik na wodę, z którego prawdopodobnie korzystali pielgrzymi przybywający na Wzgórze Świątynne. Naukowcy ujawnili, że cysterna mogła pomieścić 250 metrów sześciennych cieczy, co czyni ją największą tego typu strukturą z okresu Pierwszej Świątyni. Pierwsza Świątynia powstała w X w. p.n.e. za czasów króla Salomona, a została zniszczona przez wojska króla Nabuchodonozora II w 587 lub w 586 r. p.n.e. Teraz jest już absolutnie pewne, że konsumpcja wody w okresie Pierwszej Świątyni nie bazowała tylko i wyłącznie na źródle Gihon, ale również na publicznych zbiornikach - podkreśla Eli Shukron. Zbiornik odkryto podczas wykopalisk prowadzonych w Ogrodzie Archeologicznym Ofel u stóp Łuku Robinsona. Stanowiły one część projektu odsłaniania dużego kanału drenażowego z okresu Drugiej Świątyni. Tunel biegnie na północ: od sadzawki Siloam do punktu znajdującego się pod wzmiankowanym Łukiem. Poprowadzono go przez środek Doliny Tyropeonu, in. Doliny Serarzy, która ciągnie się równolegle do Wzgórza Świątynnego. Archeolodzy szybko zdali sobie sprawę, że podczas prac starożytni inżynierowie musieli usuwać napotykane po drodze starsze konstrukcje i że często korzystali z już wydrążonych w skale instalacji. Ściany imponującego zbiornika były pokryte licznymi warstwami tynku. Badając dno kanału drenażowego, zauważyliśmy wyrwę w skale macierzystej. Prowadziła ona do dużego zbiornika na wodę - opowiada Shukron. Jak dodaje dr Tvika Tsuk, naczelny archeolog z Israel Nature and National Parks Protection Authority, wiek znaleziska oszacowano w oparciu o podobieństwa. Wzięto np. pod uwagę, że zbiornik z dwiema cysternami w pobliżu wyglądał jak inne pierwszoświątynne rezerwuary, np. z Beit Szemesz. Tynk ze ścian do złudzenia przypominał jasnożółty materiał wykorzystywany w okresie Pierwszej Świątyni. W dodatku, tak jak w Tel Arad czy Tel Beer Szewie, widać na nim było powstałe podczas prac wykończeniowych ślady dłoni. Prawdopodobnie zbiornik był wykorzystywany do codziennych prac. Przydawał się też pielgrzymom, którzy musieli skądś czerpać wodę do kąpieli i picia.
-
Ryszard III zajmuje w historii Anglii miejsce szczególne. Nie tylko był ostatnim władcą z rodu Plantagenetów, ale jest też jedynym królem, którego miejsce pochówku nie jest znane. To jednocześnie drugi i ostatni król Anglii,który zginął na polu bitwy. Przed dwoma tygodniami naukowcy z University of Leicester rozpoczęli poszukiwania jego grobu i właśnie poinformowali o odniesieniu pierwszego poważnego sukcesu. Ryszard zginął w 1485 roku podczas bitwy pod Bosworth. To ostatnia znacząca bitwa Wojny Dwóch Róż. Pod tą nazwą znana jest seria wojen dynastycznych, które toczyły się w latach 1455-1485 na terenie Anglii, Walii i Francji. Przeciwko sobie stanęły dwie gałęzie rodu Plantagenetów - Yorkowie (mieli w herbie białą różę) i Lancasterowie (w ich herbie widniała czerwona róża). W 1485 roku Henry Tudor, daleki krewny rodu Lancasterów, pobił Ryszarda III pod Bosworth. Ryszard zginął w bitwie, a zwycięski wódz został królem jako Henryk VII i zapoczątkował dynastię Tudorów. Po bitwie ciało Ryszarda było wystawiane na widok publiczny, następnie zostało pochowane przez franciszkanów. Mnisi pochowali władcę w swoim kościele, a kilka lat później postawili mu pomnik nagrobny. W roku 1534 syn zwycięzcy spod Bosworth, Henryk VIII założył kościół anglikański, ogłosił się jego głową i zerwał stosunki z papiestwem. Król wykorzystał to do rozprawienia się z przeciwnikami politycznymi oraz... zdobycia pieniędzy. Skonfiskowano dobra mniejszych klasztorów. Kościół, w którym pochowano Ryszarda III został zburzony, a zakon stracił ziemie. W XVII i XVIII wieku rozrastające się Leicester zajęło tereny należące niegdyś do zakonników, a pozostałości kościoła zniknęły pod nowszą zabudową. W 1612 roku niejaki Christopher Wren odwiedził burmistrza Leicester Robert Herricka. Wren pozostawił po sobie zapiski, z których dowiadujemy się, że w ogrodzie burmistrza stoi metrowej wysokości kamienna kkolumna z wyrytym napisem „Tu leży ciało Ryszarda III, swego czasu króla Anglii“. W 1711 roku potomkowie Herricka sprzedali posiadłość. W latach 70. XIX wieku znajdujące się tam budynki zburzono, a na ich miejsce postawiono budynki władz miasta. Miejsce, w którym znajdował się burmistrz pozostawało niezagospodarowane do lat 30. lub 40. ubiegłego wieku. Wówczas utwardzono je, a obecnie służy za parking. Naukowcy rozpoczęli swoje prace właśnie od parkingu znajdującego się przed siedzibą władz Leicester. Wykopaliska odsłoniły wyłożoną kamiennymi płytami ścieżkę. Znaleziono również ślady średniowiecznej budowli - podłogę, dachówki oraz ścianę, które mogą być pozostałościami po kościele franciszkanów. Uczeni nie potwierdzili jeszcze daty ułożenia wspomnianych kamiennych płyt, ale przypuszczają, że stanowiły one część ogrodu Herricka. Co ciekawe, na XVIII-wiecznej mapie Leicester widzimy w tym miejscu ogród i ścieżki prowadzące do centralnego punktu - mówi Richard Buckley, szef zespołu archeologów. Naukowcy znaleźli też resztki witraża. Przypuszczają, że pochodzą one ze wschodniej strony kościoła, z miejsca w pobliżu ołtarza. Niedaleko tego samego ołtarza znajdował się chór, gdzie został pochowany Ryszard III. Skoro pokonaliśmy już główną trudność, czyli znaleźliśmy kościół to jesteśmy, jak sądzę, na wyciągnięcie ręki od znalezienia chóru. To będzie moment przełomowy, który, jak sądziłem zanim zaczęliśmy wykopaliska, może być nieosiągalny - dodaje Buckley. Jeśli ciało króla zostanie zlokalizowane, jego szczątki spoczną w katedrze w Leicester. Przez całe wieki Ryszard III cieszył się złą opinią. Historię piszą zwycięzcy, a Tudorom zależało na pognębieniu zwyciężonej dynastii także w pamięci potomnych. Duży wpływ na kształtowanie się ludzkiej świadomości miał William Shakespeare, którego kronika „Ryszard III“ przedstawia władcę w złym świetle. O władcy, który panował zaledwie dwa lata, krążyło też wiele niepochlebnych plotek, które jednak nie wytrzymują konfrontacji z pracami historyków. W samym Leicester jest sporo śladów Ryszarda. Przed bitwą król zatrzymał się w miejscowym zajeździe Blue Boar Inn, w mieście znajdziemy pomnik władcy, pamiątkową tablicę w pobliżu odkrytego właśnie kościoła czy pub The Last Plantagenet (Ostatni Plantagenet). Teraz miasto może zyskać ciało władcy.
-
Kto sobie przyświeca, ten zostanie namierzony
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
W jaki sposób niestosujące echolokacji drapieżniki morskie namierzają swoje ofiary w ciemnych wodach? Wydaje się, że wykorzystują zdolności bioluminescencyjne swoich kąsków. Samice słoni morskich południowych (Mirounga leonina) mają wzrok przystosowany do światła o niskiej intensywności. Największą wrażliwość wykazują na światło niebieskie o długości fali rzędu 485 nm. Jak tłumaczy Jade Vacquié-Garcia z Centre d'Études Biologiques de Chizé (CEBC) w Villiers-en-Bois, można to dopasować do długości fal emitowanych w ramach bioluminescencji przez różne organizmy morskie, np. lubiane przez słonie ryby świetlikowate. Podczas badań terenowych Francuzi postanowili sprawdzić, czy bioluminescencja pozwala M. leonina trafnie przewidzieć obecność ofiar. W tym celu 4 osobniki wyposażono w urządzenia do pomiaru czasu i głębokości nurkowania. Co 2 sekundy nagrywano też natężenie oświetlenia. W sumie przeanalizowano 3386 nurkowań. Model wykrywał zdarzenia świetlne, w przypadku których natężenie światła przewyższało wartości wyznaczone dla otoczenia, a więc np. bioluminescencję. Następnie zdarzenia bioluminescencyjne odnoszono do wskaźnika intensywności żerowania podczas nurkowania na głębokość wystarczającą do wyeliminowania wpływu innych źródeł światła. Okazało się, że zarówno w dzień, jak i w nocy występowanie bioluminescencji ujemnie korelowało z głębokością (im głębiej, tym rzadziej się to zdarzało). Dla odmiany przez całą dobę intensywność żerowania była dodatnio związana z bioluminescencją. -
Serwer Apache ignoruje ustawienia Internet Explorera
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Spór o technologię DNT, o którym informowaliśmy przed kilkoma tygodniami, staje się coraz ostrzejszy. Opensource’owy serwer HTTP Apache zyskał łatkę, dzięki której ignoruje ustawienia DNT w Internet Explorerze 10. Autor łaty, pracownik firmy Adobe Roy T. Fielding, wyjaśnia, że została ona zainstalowana, gdyż Internet Explorer ignoruje zarys propozycji standardu dotyczący korzystania z DNT. W propozycji standardu, której to edytorem jest Fielding, przewidziano, że producent przeglądarki nie powinien ustawiać domyślnych wartości i to użytkownik powinien aktywnie zdecydować, czy chce być śledzony czy też nie. Tymczasem w IE 10 domyślnie ustawiono wartość „1„, która informuje witryny, że użytkownik nie życzy sobie, by go śledziły. Poprzednia wersja propozycji standardu, opublikowana w marcu 2011, nie określała tej kwestii. Dopiero 7 września bieżącego roku pojawiła się kolejna wersja, która zakazuje ustawiania wartości nagłówka dla technologii DNT. Postępowanie Fieldinga spotkało się z ostrą krytyką. Został on oskarżony o forsowanie siłą własnej opinii. Zauważono też, że w krajach UE można będzie oskarżyć serwer Apache o łamanie prawa, gdyż będzie ignorował ustawienia przeglądarki. Przeciwnicy Microsoftu twierdzą jednak, że postawa firmy może mieć skutki odwrotne od zamierzonych. Ich zdaniem firmy rozpowszechniające reklamę z internecie zaakceptują DNT jako standard tylko wówczas, gdy uznają, że większość internautów i tak nie będzie korzystała z tej technologii.