-
Liczba zawartości
37626 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Wydra z Japonii oficjalnie uznana za wymarłą
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Po ponad 30 latach, jakie minęły, odkąd ostatnio widziano japońską wydrę rzeczną (Lutra lutra whiteleyi), 28 sierpnia br. tamtejsze Ministerstwo Ochrony Środowiska oficjalnie ogłosiło, że podgatunek wydry wyginął. Ostatni egzemplarz sfotografowano w 1979 r. przy ujściu rzeki Shinjō w mieście Susaki. W przeszłości ssak był tak rozpowszechniony, że w latach 80. XIX w. spotykało się go także w Tokio. W latach 30. XX w. populacja nagle się skurczyła. Później zwierzę widziano zaledwie kilkakrotnie. W latach 90. próbowano zlokalizować ocalałe wydry. Zdobyto jednak nieliczne i niezbyt mocne dowody. Yoshihiko Machida, emerytowany profesor Uniwersytetu w Kōchi, powiedział w wywiadzie udzielonym gazecie The Mainichi, że odchody zidentyfikowano jako wydrze tylko raz - w 1999 r. Biolog ma jednak nadzieję, że jakieś L. lutra whiteleyi się jednak ostały i deklaruje, że będzie kontynuować swoją misję poszukiwawczą. Ministerstwo ogłosiło, że poza wydrą rzeczną wyginął też podgatunek pewnego azjatyckiego nietoperza (Rhinolophus pumilus miyakonis); ostatnio widziano go w 1971 r. Poza tym z wyspy Kiusiu zniknął japoński podgatunek niedźwiedzia himalajskiego. Do ostatniego spotkania doszło w 1957 r. (w innych częściach Kraju Kwitnącej Wiśni zwierzę nadal występuje). Na tym, niestety, lista się nie kończy. Trafiły na nią, niewymieniane na konferencji z nazwy, dwa gatunki roślin, jeden ptak i jeden owad. Wydra i nietoperz to pierwsze dwa gatunki ssaków, które zniknęły z powierzchni (japońskiej) ziemi w okresie Shōwa (od 1926 do 1989 r. za panowania cesarza Hirohito). Cztery inne tamtejsze ssaki - 2 podgatunki wilka: wilk z Hokkaido/wilk Ezo (Canis lupus hattai) i karłowaty wilk japoński/karłowaty wilk z Honsiu (Canis lupus hodophilax) oraz 2 nietoperze: rudawka okinawska (Pteropus loochoensis) i Pipistrellus sturdeei - wyginęły podczas Restauracji Meiji (1868-1912; po rządach siogunów pełnię władzy zdobył wtedy cesarz Mutsuhito). -
Dendrolog prof. Francis W.M.R. Schwarze ze Szwajcarskich Federalnych Laboratoriów Materiałoznawstwa i Technologii (Empa) odkrył, że gdy drewno świerka pospolitego i jaworu podda się oddziaływaniu 2 gatunków grzybów - próchnilca długotrzonkowego (Xylaria longipes) i zmiennoporka szklistego (Physisporinus vitreus) - można współczesnym skrzypcom nadać brzmienie stradivariusa. Schwarze nie omieszkał pochwalić się swoimi osiągnięciami na sympozjum, które odbyło się w Berlinie. Drewno jaworowe jest jednym z podstawowych materiałów lutniczych. W przypadku skrzypiec uzyskuje się z niego dno, boki i gryf instrumentu. Ze świerka produkuje się tylko płytę rezonansową. Idealne drewno na skrzypce powinno mieć niską gęstość i wysoki współczynnik sprężystości. Ważne też, by umożliwiało szybkie rozchodzenie się dźwięku. Antonio Stradivari wykorzystywał specjalny surowiec z chłodnego okresu między 1645 a 1715 r. Przy długich zimach i niezbyt ciepłych latach drewno rosło wolno i równo, skutkiem czego była niska gęstość i wysoki współczynnik elastyczności. Normalnie grzyby zmniejszają gęstość drewna, ale, niestety, jednocześnie redukują prędkość przemieszczania się dźwięku [przez modyfikowany materiał]. X. longipes i P. vitreus są wyjątkowe. Stopniowo rozkładają ściany komórkowe, przez co dochodzi do ich pocienienia, ale nawet na późnych etapach butwienia pozostaje sztywna struktura, która może być wykorzystana do przemieszczania się fal dźwiękowych. Co ważne, zabieg nie zmienia współczynnika sprężystości. Gdy grzyby spełnią już swoją rolę, zostają wyeliminowane. Drewno poddaje się oddziaływaniu tlenku etylenu (oksiranu). Żaden grzyb nie może tego przeżyć. W uzyskaniu skrzypiec z mykodrewna (drewna modyfikowanego przez 9 miesięcy za pomocą grzybów) pomogli dendrologowi dwaj lutnicy: Martin Schleske i Michael Rhonheimer. W 2009 r. przeprowadzono testy, w ramach których za kurtyną zawodowy muzyk grał na skrzypcach Szwajcarów i na oryginalnym instrumencie Stradivariusa z 1711 r. Okazało się, że zarówno widownia, jak i członkowie jury mylili mykoskrzypce ze stradivariusem. Obecnie prof. Schwarze pracuje nad procesem, który zapewniałby powtarzalne rezultaty. Dzięki wsparciu finansowemu do 2014 r. ekipa powinna wyprodukować 30 kolejnych instrumentów. Z wcześniejszego raportu opublikowanego w 2008 r. w Nature dowiadujemy się, że P. vitreus infekuje się drewno świerka, a X. longipes zajmuje się jaworową częścią instrumentu.
-
Jeden z najbardziej znanych i cenionych współczesnych amerykańskich powieściopisarzy, Philip Roth, opublikował list otwarty do Wikipedii. Dotyczy on hasła na temat jednej z jego nowel - "Ludzka skaza" (The Human Stain). Wpis zawiera poważny błąd. Chciałbym, by został on usunięty. Dostał się on do Wikipedii nie z wiarygodnego źródła, ale jego źródłem są plotki. Nie ma tam ani słowa prawdy - czytamy w liście Rotha. Pisarz informuje, że próbował poprawić wspomniany błąd oraz dwie inne pomyłki. Dowiedział się wówczas od jednego z administratorów Wikipedii, że nie jest wiarygodnym źródłem. Na uwagi Rotha administrator odpisał: Rozumiem, że uważasz, iż autor jest największym autorytetem odnośnie swojej twórczości. Ale potrzebujemy drugiego źródła. Pisarz chciał, by z hasła dotyczącego jego noweli zniknęła informacja, że historia została zainspirowana życiem pisarza Anatole’a Broyarda. Ta informacja nie ma potwierdzenia w faktach. Pisząc ‚Ludzką skazę’ inspirowałem się raczej pewnym nieszczęśliwym wydarzeniem z życia mojego zmarłego przyjaciela Melvina Tumina, który przez 30 lat był profesorem socjologii na Princeton University. Pewnego dnia 1985 roku profesor Tumin zauważył, że dwóch studentów, którzy byli na liście, nigdy nie pojawiło się na zajęciach. Zapytał więc grupy, czy ci ludzie istnieją, czy ktokolwiek ich zna. Użył przy tym słowa „spook“, które znaczy „zjawa, duch“, ale w dalekiej przeszłości było używane jako pejoratywne określenie Czarnych, nieco łagodniejsze od „nigger“ (czarnuch). Okazało się, że obaj studenci, których Tumin nie widział, byli Murzynami. Przez wiele kolejnych miesięcy trwała nagonka na profesora Tumina. Uczony musiał wielokrotnie przepraszać, kajać się, tłumaczyć. Tak jak profesor Silk z ‚Ludzkiej skazy’ profesor Tumin został w końcu uznany za niewinnego mowy nienawiści, ale musiał niezliczoną ilość razy udowadniać, że nie jest wielbłądem. To było ironiczne, komiczne i bardzo smutne zarazem. Mel zyskał bowiem ogólnonarodowe uznanie jako socjolog, był ceniony przez aktywistów walczących o prawa człowiek po tym, jak w 1959 roku opublikował przełomową pracę ‚Desegregacja: opór i gotowość’, a później w 1967 roku dzieło ‚Stratyfikacja społeczna: formy i funkcje nierówności’, które szybko stała się podstawowym tekstem socjologicznym. Mel, zanim trafił do Princeton był dyrektorem Komisj ds. Relacji Rasowych w Detroid. Zresztą gdy zmarł w 1995 roku The New York Times opublikował nekrolog, w którym czytamy ‚Melvin M. Tumin, 75 lat, specjalista ds. relacji między rasami“. To wszystko jednak nie było ważne dla ludzi, którzy próbowali doprowadzić do usunięcia go ze stanowiska na Princeton - pisze Roth. Z listu otwartego wynika, że utożsamianie profesora Silka z Anatole’em Broyardem jest zupełnie nieuprawnione. Czy służył on w Marynarce Wojennej? W Armii? Był w więzieniu? Uczył w szkole? Był w partii komunistycznej? Miał dzieci? Stał się ofiarą instytucjonalnego prześladowania? Nie mam pojęcia. Ledwo się znaliśmy. Przez trzydzieści lat spotkaliśmy się, zupełnie przypadkowo, trzy lub cztery razy. A w 1990 roku zmarł na raka prostaty. Tymczasem Coleman Silk pada ofiarą zaplanowanego morderstwa, zostaje zabity w celowo wywołanym wypadku drogowym, gdy jedzie ze swoją kochanką Faunią Farley [...] Nic nie wiem, o żadnej kochance Anatole’a Broyarda. [...] Nigdy nie rozmawiałem ani, o ile mi wiadomo, nie przebywałem w towarzystwie kogokolwiek z rodziny Broyarda. Nie wiem nawet, czy miał dzieci - pisze Roth. Po opublikowaniu listu Rotha administratorzy Wikipedii wprowadzili zmiany w spornym haśle.
-
Peter Sunde, jeden ze współzałożycieli The Pirate Bay twierdzi, że zatrzymany ostatnio w Kambodży inny założyciel witryny - Gottfrid Svartholm Warg - nie został aresztowany za prowadzenie pirackiego serwisu. Warg nie jest też przetrzymywany w więzieniu, a w jednym z biur Narodowego Centrum Antyterrorystycznego. Zdaniem Sunde, jego kolega został aresztowany w związku z włamaniem do sieci komputerowej szwedzkiej firmy Logica, która świadczy usługi urzędowi podatkowego. Włamanie miało miejsce w 2010 roku, a hakerzy zdobyli wówczas olbrzymią liczbę danych osobowych. To ma być powód, dla którego Szwecja domaga się ekstradycji Warga. Ponado w dniu aresztowania wygasła kambodżańska wiza mężczyzny, więc Kambodża chce go wydalić ze swojego terytorium. Jak donosi serwis DN.se Warg ma poważne kłopoty zdrowotne, waży jednie 40 kilogramów i jest uzależniony od narkotyków.
-
Apple prowadzi rozmowy ze studiami nagraniowymi. Koncern chce uruchomić własne radio internetowe. Serwis miałby być podobny do Pandory czy iHeartRadio, jednak bez ograniczeń narzucanych przez te usługi. Użytkownik Pandory może ograniczoną ilość razy posłuchać tego samego utworu, istnieją tez ograniczenia co do liczby utworów, które można pominąć. Pandora emituje też reklamy. Można je pominąć płacąc roczny abonament w wysokości 36 USD. Apple chce dać użytkownikom możliwość dowolnego słuchania i pomijania utworów. Jednak najprawdopodobniej reklam nie będzie można pominąć. Producent iPhone’a prowadzi podobno rozmowy między innymi z Sony Music, Warner Music Group i EMI. Na razie nie wiadomo, czy usługa będzie płatna czy bezpłatna, czy będzie można z niej korzystać tylko za pomocą urządzeń przenośnych czy też dostęp do niej będą mieli też użytkownicy komputerów stacjonarnych.
-
Pracownicy Symanteka przygotowali analizę elitarnej grupy hakerów, która wyspecjalizowała się w atakowaniu mniejszych dostawców dla przemysłu obronnego. Wydaje się, że grupa ma nieograniczony dostęp do dziur zero-day - stwierdza Orla Cox z Symanteka. Luki zero-day to dziury w oprogramowaniu, które już zostały upublicznione, a dla których producent nie przygotował jeszcze łaty. Od drugiej połowy 2010 roku hakerzy wykorzystali co najmniej osiem tego typu dziur. Nigdy nie widzieliśmy, by jakaś grupa używała tylu zero-day. Byliśmy zaskoczeni, że Stuxnet korzystał z czterech takich dziur, a ta grupa odkryła ich osiem. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy też, by jakaś grupa była gotowa do przeprowadzenia ataku gdy tylko odkryje nową dziurą. Nikt nigdy nie działał tak szybko - mówi Cox. Ataki przeprowadzana przez grupę nazwano „Elderwood Project“, od używanego przez nią kodu źródłowego. Przeprowadzone przez analizy wskazują, że cyberprzestępcy sami znajdują wspomniane luki, nie kupują ich od innych grup. Najbardziej znanym atakiem grupy był ten z wykorzystaniem trojana Aurora/Hydraq, którego ofiarami padło wiele zachodnich koncernów, w tym Google. Jednak Elderwood specjalizują się w atakowaniu poddostawców dla przemysłu obronnego, którzy produkują podzespoły elektroniczne i mechaniczne na potrzeby większych firm. Jest je łatwiej atakować niż wielkie koncerny. Z analizy Symanteka wynika, że Elderwood wyszukuje dziury zero-day przede wszystkim w Internet Explorerze i Flash Playerze. Celem ataków grupy jest platforma Windows. O grupie wiadomo, że jest bardzo sprawna i dobrze zorganizowana. Działa niezwykle elastycznie, gdy tylko zorientują się, ze eksperci ds. bezpieczeństwa wpadli na trop ich dziury, zaczynają wykorzystywać kolejną. W tym roku w kwietniu użyli zero-day we Flashu, kilka tygodni później mieli już dziurę w IE, tydzień czy dwa później kolejną. Jedna po drugiej - przypomina Cox. Analityczka uważa, że wysiłek, jaki grupa wkłada w wyszukiwanie dziur, tworzenie kodu i przeprowadzanie ataków wymaga od jej członków codziennej, wielogodzinnej pracy. To oznacza, że grupa jest przez kogoś finansowana. Ten ktoś wskazuje im też cele ataku. Analiza pokazała, że niektóre z organizacji są atakowane w różny sposób, a zatem ich zleceniodawca jest nimi szczególnie zainteresowany - stwierdza Cox. Analizę Elderwood Project można pobrać ze strony Symanteka [PDF].
-
Na fińskim Aalto University narodził się pomysł wykorzystania kropli wody do przeprowadzenia... obliczeń komputerowych. Bazuje on na spostrzeżeniu, iz na wysoce hydrofobowej powierzchni krople wody odbijają się od siebie po zderzeniu. W swoich eksperymentach Finowie wykorzystali miedź pokrytą srebrem i chemicznie zmodyfikowanym związkiem zawierającym fluor. Taka powierzchnia jest na tyle mocno hydrofobowa, że po lekkim przechyleniu krople wody nie spływają z niej, a się staczają. Na wspomnianej powierzchni wyżłobiono ścieżki dla kropli. Następnie naukowcy wykazali, że tak przygotowane urządzenie może służyć zarówno do przeprowadzania obliczeń, jak i przechowywania danych. Nośnikiem informacji były krople. Co więcej, gdy do kropli dodano reagujące ze sobą związki chemiczne, możliwe było kontrolowanie reakcji poprzez doprowadzanie do zderzeń kropli. To potencjalnie pozwoli na przeprowadzanie kontrolowanych, programowalnych reakcji, w których kropla wody będzie jednocześnie miniaturowym reaktorem i nośnikiem informacji. Henrikki Mertaniemi, który przed dwoma laty odkrył odbijające się od siebie krople, a teraz brał udział w zbudowaniu wspomnianego układu logicznego mówi, że był zdumiony, gdy stwierdził, że nikt wcześniej nie informował o odbijaniu się kropli wody i nie próbował wykorzystać tego zjawiska. Dodaje, że pierwsze eksperymenty przeprowadzał... u matki w ogródku na liściach roślin, które są naturalnie pokryte substancjami hydrofobowymi. Zapraszamy do obejrzenia dwóch filmów. Pierwszy pokazuje krople wykorzystywane do obliczeń, drugi - krople jako reaktory chemiczne
-
Korea Economic Daily, powołując się na anonimowe źródło twierdzi, że Apple usunęło Samsunga z listy dostawców układów pamięci dla iPhone’a 5. Zdaniem koreańskiej gazety przynajmniej początkowo Apple będzie zamawiało układy DRAM i NAND w Toshibie, Elpida Memory i SK Hynix. Z kolei źródło cytowane przez Reutersa twierdzi, że Samsung nadal jest na liście, ale Apple zredukowało zamówienia. W związku z tym pojawiły się plotki, że zmniejszenie zamówień to efekt pogarszających się stosunków pomiędzy oboma firmami. Prowadzą one ze sobą bardzo ostre spory patentowe. Najprawdopodobniej jednak jest to nie tyle „zemsta“ Apple’a, co chęć uniezależnienia się od potężnego rywala. Samsung dostarcza Apple’owi sporo podzespołów. Koreańska firma jest np. jedynym producentem zaprojektowanych przez Apple’a mikrochipów dla iPhone’a oraz iPada. Umowy o współpracy są na tyle ważne dla obu przedsiębiorstw, że żadne z nich nie chce ich narażać tylko dlatego, że prowadzone są spory patentowe. Apple od pewnego czasu stara się poszerzyć listę dostawców. Znacząco zredukował zamówienia na DRAM i NAND. Zdaniem analityków spadły one tak bardzo, że w bieżącym roku będą stanowiły jednie 2,5% przychodów Samsung. Wcześniej Apple zrezygnowało z baterii Samsunga, a nowymi dostawcami zostały chińska Amperex Technology i japoński Panasonic.
-
Spędzanie czasu na brutalnych grach FPS zapewnia ludziom większą tolerancję na ból - twierdzą psycholodzy z Uniwersytetu w Keele. W brytyjskim studium wzięło udział 40 ochotników. Podczas eksperymentu przez 10 min grali oni zarówno w brutalne, jak i pozbawione przemocy gry. Później musieli włożyć dłoń do lodowatej wody. Okazało się, że po sesji z brutalnym FPS-em wytrzymywali średnio aż o 65% dłużej, co sugeruje, że gra zwiększyła ich tolerancję na ból. Brytyjczycy zaobserwowali też wzrost tętna. Wg autorów artykułu, który ukazał się w piśmie Psychological Reports, wzrost tolerancji na ból i przyspieszenie akcji serca to przejawy reakcji na stres zwanej "walcz lub uciekaj". Aktywuje ona drogę zstępującą hamowania bólu. Badania nad wpływem gier na nocycepcję to kontynuacja studium tego samego zespołu, który odkrył, że przeklinanie łagodzi ból. Założyliśmy, że przeklinanie łagodzi ból, bo wywołuje u uczestników reakcję emocjonalną, najczęściej agresję, a w dalszej kolejności uruchamia mechanizm "walcz lub uciekaj". W ramach ostatniego eksperymentu testowaliśmy to przypuszczenie, próbując podnieść poziom agresji za pomocą brutalnej gry - wyjaśnia dr Richard Stephens. Wszystkie elementy układanki ułożyły się w sensowną całość. Naukowcy zajmujący się bólem już wcześniej próbowali skorzystać z dobrodziejstw wirtualnej rzeczywistości. Zespół z Seattle zachęcał np. dzieci z poważnymi oparzeniami, by podczas zmiany opatrunków eksplorowały zasypany śniegiem krajobraz. Zmniejszało to zarówno dyskomfort, jak i ból.
-
Andrew Leaper, szkocki szyper, znalazł w swoich sieciach butelkę, która zdeklasowała wcześniejszy rekord Guinnessa dot. czasu przebywania w wodzie o ponad 5 lat. Naczynie z wiadomością w środku dryfowało w Morzu Północnym przez 97 lat i 309 dni. Do odkrycia doszło 12 kwietnia br., gdy Leaper pływał łodzią Copious u wschodnich wybrzeży Szetlandów. Co ciekawe, poprzedni rekord ustanowił przed 6 laty jego kolega Mark Anderson, który także zaokrętował się na Copious. Jak widać, jednostka ta działa na szkockie butelki z wiadomościami jak magnes. Naczynie, w którym znajdowała się karta gwarantująca znalazcy nagrodę w wysokości 6 pensów, zostało zwodowane w czerwcu 1914 r. przez kapitana C.H. Browna ze Szkoły Nawigacji w Glasgow. Dzięki partii 1890 specjalnie zaprojektowanych butelek naukowcy z początku ubiegłego wieku chcieli sporządzić mapę prądów morskich wokół Szkocji. W zmierzeniu miały się one zanurzać i unosić w pobliżu dna. Projekt bardzo rozciągnął się w czasie, bo dotąd znaleziono tylko 315 egzemplarzy. Zgodnie z instrukcją, wszystkie powinny trafić do sekretarza Rady Rybołówstwa Szkocji. Butelkę Leapera oznaczono symbolem 646B. Jak w pozostałych przypadkach, na umieszczonym wewnątrz formularzu należało uzupełnić pozycje dot. daty i miejsca znalezienia. Miło nam słyszeć, że ta sama łódź 2-krotnie pomogła pobić rekord najstarszej zabutelkowanej wiadomości. To fascynujący zarówno pod względem historycznym, jak i naukowym rekord - powiedział rzecznik Księgi.
-
Najbardziej znane masowe wymieranie na Ziemi miało miejsce przed 65 milionami lat, gdy z powierzchni naszej planety zniknęły dinozaury. Najnowsze badania przeprowadzone przez zespół z University of Washington wskazują, że nieco wcześniej doszło do innego masowego wymierania - erupcje wulkaniczne zabiły życie na dnie oceanów. Dinozaury zginęły najprawdopodobniej wskutek upadku meteorytu. Krater po tym wydarzeniu można oglądać na Półwyspie Jukatan. Jednak w chwili, gdy ginęły dinozaury życie na dnie morskim również znajdowało się w poważnych tarapatach. Wyginęło ono wskutek potężnych erupcji wulkanicznych, które miały miejsce na Wyżynie Dekan. „Erupcje rozpoczęły się 300-200 tysięcy lat przed upadkiem meteorytu i mogły trwać przez około 100 000 lat“ - mówi Thomas Tobin, doktorant z University of Washington. Erupcje wypełniły atmosferę aerozolami, które początkowo schłodziły planetę, jednak wydobywające się podczas nich gazy cieplarniane doprowadziły następnie do długotrwałego ocieplenia klimatu. „Chłodzący efekt aerozoli utrzymywał się przez 1-10 lat, gdy tymczasem ocieplające działanie dwutlenku węgla można liczyć w setkach do dziesiątkach tysięcy lat“ - stwierdził Tobin. Młody naukowiec prowadził badania na niezwykle bogatej w skamieniałości Wyspie Seymoura u wybrzeży Półwyspu Antarktycznego. Dzięki wykorzystaniu magnetostratygrafii byli w stanie precyzyjnie określić wiek pobranych próbek. „Myślę, że dowody, które tutaj zebraliśmy, wskazują na dwa okresy wymierania oraz dowodzą, że doszło do ocieplenia“ - stwierdził Tobin. Uczony dodaje, że obecnie nie ma żadnych dowodów, by pierwsze wymieranie wpłynęło na drugie, jednak nie wyklucza, iż erupcje osłabiły ekosystem tak bardzo, że wiele gatunków nie było w stanie przetrwać skutków upadku meteorytu.
-
Badacze z Heriot-Watt University pracują nad chmarami drobnych, autonomicznych robotów, które naprawiałyby zniszczone rafy. Miałyby one na nowo dopasowywać i mocować oderwane fragmenty. Jak wyjaśniają Brytyjczycy, pomysł bazuje na zachowaniu naturalnych rojów, np. pszczelich, które wspólnie tworzą złożone struktury. Nad projektem koralbotów, jak je nazwano, pracują dr Lea-Anne Henry, prof. Dadid Corne i dr Neil Robertson. Szkockie rafy koralowe stanowią dom dla wielu różnych zwierząt, w tym rekinów. Niestety, są one niszczone wskutek poławiania ryb włókiem dennym. Obecnie wspomaganiem odnowy i dopasowywaniem oderwanych kawałków zajmują się nurkowie. Nie mogą oni jednak spędzać pod wodą długich godzin, w dodatku nie schodzą poniżej 200 m, gdzie występują pewne korale głębokowodne. Roje czy właściwie ławice koralbotów działałyby według zestawu prostych "mikroreguł". Podstawą jest, oczywiście, to, by umiały odróżniać fragmenty koralowców od innych obiektów, w tym skał, gąbek czy zwykłych śmieci. Dr Henry podkreśla, że roczny wkład koralowców w ekonomię, m.in. dzięki ochronie wybrzeża czy spełnianiu roli atrakcji turystycznej, szacuje się na ok. 40 mln funtów. Prof. Corne dodaje, że fenomen inteligencji roju jest na razie rozpracowywany. Nie wiemy do końca, jak się to dzieje [że proste jednostki budują złożone i funkcjonalne struktury], ale naukowcy dysponują kilkoma wskazówkami i pomysłami. Zamierzamy je wykorzystać do odbudowy rafy. Zastosowanie chmary ma kilka plusów. Redukuje np. wymogi inżynieryjne i wytrzymałościowe. Jeśli jeden z robotów się zepsuje, pozostałe nadal tam będą i ukończą zadanie. Ławicę koralbotów będzie można wypuścić tuż po huraganie albo w rejonie zniszczonym przez trawlery. Rafa zostanie odbudowana na przestrzeni dni-tygodni, a nie lat czy stuleci - podsumowuje Henry.
-
Amazon prezentuje nowe tablety i czytniki książek
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Technologia
Amazon zaprezentował trzy nowe tablety oraz dwa czytniki książek elektronicznych. Nowe urządzenia znacznie uatrakcyjniły firmową ofertę. Rodzinę tabletów Fire wzbogaciły urządzenia Kindle Fire HD 8,9 4G (z łącznością 4G LTE), Kindle Fire HD 8,9 oraz Kindle Fire HD. Wszystkie zostały wyposażone w wyświetlacz HD LCD, dźwięk Dolby Audio i dwupasmową antenę zwiększającą przepustowość łącza Wi-Fi. Dwa pierwsze tablety korzystają z wyświetlacza o przekątnej 8,9 cala i rozdzielczości 1920x1200. Są w stanie wyświetlić obraz 1080p. Kindla Fire HD ma wyświetlacz o przekątnej 7 cali i rozdzielczości 1280x800 (720 HD). Użytkownik Kindle Fire HD 8,9 i Kindla Fire HD będzie mógł wybrać model wyposażony w 16 lub 32 gigabajty pamięci masowej. Jeśli zaś kupi Kindle Fire HD 8,9 4G to wybierze pomiędzy 32- a 64-gigabajtowym modelem. Tablety z 8,9-calowym wyświetlaczem wykorzystują dwurdzeniowy procesor OMAP4470 taktowany 1,5-gigahercowym zegarem. Kindle Fire HD wyposażono w dwurdzeniowy OMAP4460 z zegarem o częstotliwości 1,2 GHz. Za Kindle Fire HD 8,9 4G zapłacimy od 499 (32 GB) do 599 (64 GB) dolarów. Kindle Fire HD 8,9 kosztuje 369 (32 GB) i 299 (16 GB) dolarów. Z kolei Kindle Fire HD wyceniono na 199 (16 GB) i 249 (32 GB) USD. Amazon rozpocznie dostawy tych urządzeń w ciągu najbliższych tygodni. Biorąc pod uwagę dotychczasową politykę firmy można spodziewać się, że początkowo z pełnej oferty będą mogli skorzystać tylko mieszkańcy USA. Na brytyjskiej witrynie Amazona dostępny jest jedynie Kindle Fire HD, a próba zamówienie do Polski z amerykańskiej witryny kończy się informacją, że urządzenie nie może być dostarczone na wskazany adres. Nowe czytniki książek elektronicznych z rodziny Paperwhite charakteryzuje przede wszystkim wykorzystanie jaśniejszego wyświetlacza, o kontraście większym o 25% od wcześniejszych edycji Kindle’a i zwiększonej o 62% rozdzielczości. Kolejną ważną innowacją jest wyposażenie urządzeń we wbudowane w górną krawędź źródło światła. Jest ono skierowane na wyświetlacz, który - jak zapewnia Amazon - zostaje równomiernie oświetlony. Pomimo zastosowania źródła światła Kindle Paperwhite charakteryzuje długi czas pracy na bateriach. Przy ustawieniu światła na maksymalną jasność, wyłączeniu Wi-Fi (oraz 3G w modelu weń wyposażonym) i czytaniu przez pół godziny dziennie pojemność baterii pozwala na 8-tygodniowe korzystanie z Kindle’a. Urządzenia z serii Paperwhite korzystają z 6-calowego wyświetlacza dotykowego. Jest on zatem takiej samej wielkości jak w dotychczasowych Kindle’ach. Jego rozdzielczość do 212 punktów na cal (poprzednie Kindle - 167 ppi). Oba nowe urządzenia wyposażono w 2 gigabajty pamięci. Kindle Paperwhite 3G wyceniono na 199 USD, a Kindle Paperwhite trzeba będzie zapłacić 139 dolarów. Użytkownicy wszystkich urządzeń Amazona mogą bezpłatnie korzystać z firmowej chmury i przechowywać w niej wszystkie treści kupione w Amazonie. -
Zakład pogrzebowy z Pool w hrabstwie Dorset zaproponował pogrążonym w żalu rodzinom i przyjaciołom nową usługę - umieszczanie na tablicy nagrobnej kodu QR. Po jego zeskanowaniu właściciele smartfonów zyskują dostęp do online'owych wspomnień o zmarłym. Cyfrowe epitafium to de facto podstrona, wykupowana w należącej do firmy Chester Pearce domenie QR Memories. Wg Stephena Nimmo i Paula E. Cuttle'a, dzięki kodowi QR można się dowiedzieć o nieboszczyku o wiele więcej, niż kiedy i gdzie się urodził. Na witrynie, do której przekierowywani są hołdujący postępowi technicznemu żałobnicy, znajdują się materiały tworzone nie tylko przez krewnych, ale również przez bliskich znajomych. By zostać edytorem, trzeba po prostu znać hasło. Za wygenerowanie kodu, który może się znaleźć zarówno na nagrobku, jak i na stojącej w pobliżu ławce czy drzewie, trzeba zapłacić ok. 300 funtów. Panowie przekonują, że każdorazowo lokalizacja kodu jest uzgadniania z rodzinami. Zachęcając ludzi do korzystania z nowej usługi, dodają, że QR-y świetnie sobie radzą z kapryśną wyspiarską aurą. Są one przygotowywane z dwóch rodzajów materiału: granitu i metalu (stali). Z informacji prasowej można się dowiedzieć, że kody nie zaburzają harmonii ani nie rujnują walorów estetycznych nagrobka, bo mają powierzchnię zaledwie 9,6 cm2. Zakochani w nowinkach technicznych Japończycy wyprzedzili resztę świata także i w zakresie highendowej sztuki pogrzebowej. Kody QR, często umieszczane na plastrach agatów i zamykane w specjalnych skrzynkach, widywało się na tamtejszych cmentarzach już w 2008 r. W USA idea upamiętniania w ten sposób zmarłych wydaje się dopiero raczkować. W doniesieniach telewizyjnych z początku br. wspominano np. o znakującej nagrobki firmie Allen Monument. Również w Stanach powstał bazujący na kodach QR serwis społecznościowy GraveDATA. Przy grobach umieszczane są akrylowe tabliczki do zeskanowania (kosztują 12 dol.; w cenę nie wliczono kosztów wysyłki). Do Internetu trafiają dane nt. lokalizacji pochówku, nazwisko, krótka biografia, a także zdjęcia - maksymalnie 3. Linki do krewnych pozwalają ponoć odtworzyć drzewo genealogiczne rodziny.
-
Ostateczna decyzja w sprawie Gary’ego McKinnona, który od wielu lat walczy przed brytyjskimi sądami o to, by nie zostać wydanym Stanom Zjednoczonym, zapadnie przed końcem bieżącego roku. Stany Zjednoczone oskarżają McKinnona o włamanie do 97 rządowych komputerów w pomiędzy lutym 2001 a marcem 2002, kopiowanie stamtąd plików i kasowanie danych. System, do którego włamał się Brytyjczyk, wykorzystywany był m.in. do planowania zaopatrzenia amerykańskiej floty operującej na Atlantyku. Korzystała z niego także NASA. Mężczyzna podejrzewany jest o to, że podczas jednego z włamań celowo skasował pliki systemowe i logi serwera, co doprowadziło do awarii 300 komputerów w jednej z amerykańskich baz morskich. Zdarzenie miało miejsce w "krytycznym czasie" – wkrótce po zamachach z 11 września. Oskarżyciele oceniają, że rząd USA poniósł wówczas straty w wysokości 700 tysięcy dolarów. Amerykanie złożyli wniosek o ekstradycję McKinnona z 2005 roku. McKinnon, który używał pseudonimu "Solo", wykorzystywał podczas włamań program "RemotelyAnywhere", który pozwalał mu na uzyskanie dostępu i kontroli nad komputerami. Były administrator amerykańskiego systemu przyznał, że sieci, do których włamał się McKinnon często były źle zabezpieczone i wykorzystywały łatwe do odgadnięcia hasła. Sam mężczyzna twierdzi, że w komputerach Pentagonu i NASA szukał informacji o istnieniu pozaziemskich cywilizacji i je znalazł. Walka McKinnona trwa od wielu lat. W jego sprawie wypowiadały się zarówno brytyjskie sądy jak i Europejski Trybunał Praw Człowieka. Zarówno sądy jak i urzędy stwierdziły, że McKinnon może zostać wydany USA. Przedstawiciele Waszyngtonu oświadczyli, że jeśli zostanie on skazany, to nie trafi do więzienia o zaostrzonym rygorze i zostanie mu zapewniona opieka jakiej wymagają osoby ze zdiagnozowanym zespołem Aspergera. Mężczyzna cierpi bowiem na tę chorobę. Teraz 16 października, lub nieco wcześniej, brytyjski Sekretarz Spraw Wewnętrznych ostatecznie ogłosi, czy McKinnon zostanie wydany USA. Jeśli zapadnie decyzja o ekstradycji w sprawie hakera wypowie się jeszcze brytyjski High Court, który odbędzie posiedzenie w dniach 28-29 listopada. Sąd ten już przed trzema laty stwierdził, że McKinnon nie może się odwołać do nowo utworzonego Sądu Najwyższego (Supreme Court).
-
Interamna Lirenas - rzymska kolonia okiem georadaru
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Interamna Lirenas było rzymską kolonią, zlokalizowaną w pobliżu dzisiejszego Pignataro Interamna. Po opuszczeniu 1500 lat temu miasto zniknęło pod ziemią, jednak dzięki wysiłkom międzynarodowego zespołu naukowców udało się odtworzyć jego topografię. Okazało się, że wbrew obiegowej opinii, wcale nie było zaściankiem. Świadczyła o tym obecność zarówno teatru, jak i dużego forum. Ok. 500 r. n.e. Interamna Lirenas opustoszało, później zaczęła się grabież materiałów budowlanych. Dziś postronny obserwator nie zorientuje się nawet, że pod powierzchnią ziemi rozciąga się osada o powierzchni, bagatela, 25 hektarów. "Znając układ ulic i będąc w stanie wychwycić szczegóły, możemy zacząć odtwarzać plan zagospodarowania przestrzennego osady i sprawdzać, jak funkcjonowała i zmieniała się z czasem" - wyjaśnia prof. Martin Millett z Uniwersytetu w Cambridge. Wszystko wskazuje na to, że Interamna Lirenas tętniło życiem. Dodatkowe analizy okolic wykazały, że równie intensywnie uprawiano tu rolę. Zdjęcia wykonano w ramach projektu, który rozpoczął się w 2010 r. Uczestniczący w nim naukowcy (Millett, a także dr Alessandro Launaro z Akademii Brytyjskiej czy dr Giovanna Rita Bellini z Włoskiej Służby Archeologicznej) mają zamiar odtworzyć losy rzymskich miast, założonych w trakcie podboju Półwyspu Apenińskiego. Interamna Lirenas nie rozrosło się bardzo w szczycie potęgi Imperium Rzymskiego, co oznacza, że zachowało sporo oryginalnych cech. Dzięki badaniom antykwarycznym od dawna wiedziano, że miasto znajdowało się w konkretnej lokalizacji. Nie prowadzono jednak wykopalisk, bo eksperci sądzili, że wszystkie rzymskie kolonie budowano według tego samego wzorca. Obrazy uzyskane za pomocą magnetometrii i georadaru podały jednak w wątpliwość to założenie. Im więcej osad się bada, tym bardziej oczywiste się staje, że nawet 2 kolonie położone w pobliżu siebie mogły się w znacznym stopniu różnić. Niedaleko Interamna Lirenas, także przy Via Latina, powstało np. Fregellae, ale już po pobieżnej analizie dostrzegalne stają się różnice urbanistyczne dotyczące położenia i planu forum. W tym pierwszym dominującą rolę wydawała się spełniać świątynia, do której przylegał mniejszy teatr. Obrazy z Interamna Lirenas uświadamiają, że poszczególne miasta projektowano zgodnie z całą gamą wyobrażeń, jak powinna wyglądać kolonia i jakie priorytety powinny przyświecać danej społeczności. Na początku brytyjsko-włoski zespół wdrożył magnetometrię. W ten sposób odtworzono ogólny plan miasta i znaleziono m.in. forum. Następnie dzięki georadarowi w północnym rogu placu zlokalizowano spory budynek. Analizy ujawniły, że wewnątrz zbudowano kilka ścian o promienistym układzie. Wydzielały one półkolisty obszar z siedzeniami. Biorąc pod uwagę konstrukcję, ustalono, że teatr, bo o nim mowa, powstał na początku I w. n.e. -
Pijąc przed pracą przy biurku kawę, możemy uniknąć uciążliwego bólu szyi. Naukowcy z norweskiego szpitala Sunnaas odkryli, że ludzie wypijający przed 1,5-godzinną sesją przed ekranem komputera kawę uskarżali się na bóle szyi i barków w mniejszym stopniu niż badani stroniący od małej czarnej. Analizowano przypadki 48 pracujących na cały etat osób: 26 zdrowych i 22 z chronicznym bólem szyi bądź barków. Ponieważ badania zaczynały się z samego rana, by zwalczyć senność, ochotnicy mogli się napić kawy lub herbaty. Instruowano ich jednak, by ograniczali się do jednego kubka. Jak ujawnili autorzy artykułu opublikowanego na łamach pisma BMC Research Notes, średnio 1 godz. i 18 min przed rozpoczęciem 90-min symulacji pracy biurowej po małą czarną sięgnęło 19 osób (40% próby). Komputer można było obsługiwać wyłącznie myszką. Podczas wykonywania kolejnych zadań, m.in. jak najdokładniejszej i jak najszybszej korekty literówek w dokumentach, nie wolno było sobie robić przerw. Intensywność bólu szyi i ramion oraz przedramion i nadgarstków oceniano co kwadrans na skali wzrokowo-analogowej. Okazało się, że u osób, które napiły się kawy, bez względu na to, czy należały do grupy z dolegliwościami bólowymi, czy do grupy kontrolnej, ból narastał w mniejszym zakresie. Wyniki kilku badań wskazywały, że po podaniu kofeiny następowało złagodzenie bólu towarzyszącego ćwiczeniom. Nic nam jednak nie wiadomo o jakichkolwiek studiach, w ramach których oceniano by wpływ kawy na naturalny ból pojawiający się w trakcie pracy związanej z niewielką aktywnością mięśni, np. przy komputerze. Norwegowie podkreślają, że w przyszłości należałoby przeprowadzić zakrojone na szerszą skalę badania z podwójnie ślepą próbą kontrolowaną placebo.
-
Grupa uczonych z Uniwersytetu Harvarda stworzyła niezwykle rozciągliwy i wytrzymały żel, który może w przyszłości zastąpić uszkodzone chrząstki stawowe u człowieka. Nowy hydrożel to połączenie dwóch żeli o gorszych właściwościach. Powstała z nich substancja, którą można rozciągnąć aż 21-krotnie, jest wytrzymała, sama się naprawia i jest biokompatybilna. Ma zatem wszystkie cechy konieczne do zastosowania jej w medycynie. Tradycyjne hydrożele są bardzo słabe i miękkie, łyżeczka wchodzi w nie jak w galaretkę. Ale z powodu ich biokompatybilności oraz faktu, że bazują na wodzie, ludzie chcieliby używać ich w bardzo wymagających aplikacjach, takich jak np. zastąpienie chrząstek czy dysków w kręgosłupie. Żel, który miałby zostać tam zastosowany, musi rozciągać się i kurczyć bez przerywania swojej struktury - mówi Jeong-Yun Sun, jeden z głównych badaczy. Nowy żel stworzono z połączenia poliakrylamidu i hydrożelu z kwasu alginowego. Osobno oba są bardzo słabe. Np. żel z kwasu alginowego można rozciągnąć tylko do 1,2 jego oryginalnej długości. Jednak połączenie obu żeli w stosunku 8:1 dało niezwykły efekt. Nowy hydrożel, nawet jeśli zostanie bardzo mocno uszkodzony, nadal można rozciągnąć do długości 17-krotnie większej, niż pierwotna długość. Zachowuje on elastyczność po wielu rozciągnięciach, a jego twórcy uważają, że przyda się nie tylko do produkcji implantów, ale również w robotyce, pozwoli na wyprodukowanie sztucznych mięśni czy wytrzymałych opatrunków na rany.
-
Jak sprawić, by ludzie jedli więcej warzyw i owoców? Zainwestować w reklamę... Efekt nie jest duży, ale mierzalny - opowiada Michael Faupel z University of Arkansas. W USA wiele stanów, m.in. Arkansas, korzysta z reklam, specjalnych opakowań i wyświetlaczy w sklepach, by w ten sposób zachęcać klientów do kupowania świeżych towarów. Często promuje się produkty pochodzące z okolicy. Mając to na uwadze, naukowcy zza oceanu postanowili sprawdzić, czy istnieją różnice w konsumpcji owoców i warzyw między stanami z i bez rolniczego programu marketingowego. Autorzy raportu opublikowanego we wrześniowo-październikowym numerze American Journal of Health Promotion analizowali wyniki sondaży z lat 2000 i 2005; w sumie o nawyki żywieniowe wypytano 237320 osób. W stanach, które w tym przedziale czasowym wdrożyły rolniczy program marketingowy, odsetek badanych zjadających co najmniej 5 porcji warzyw i owoców dziennie wzrósł z 24 do 26,5%. Najsilniej zaznaczone zmiany zaobserwowano wśród kobiet. W ciągu 5 lat w stanach niestosujących reklamy odsetek pań pamiętających o zaleceniach żywieniowych spadł z 27 do 26,1%. W stanach z programem rolniczym nastąpił zaś wzrost z 27,6 do 30,1%. W okresie, gdy w skali kraju konsumpcja świeżych produktów się zmniejszyła, stanom z rolniczymi programami marketingowymi udało się oprzeć temu trendowi: spożycie utrzymało się na dotychczasowym poziomie, a nawet wzrosło.
-
TSMC opóźnia plany produkcji układów scalonych z wykorzystaniem 450-milimetrowych plastrów krzemowych. Jeszcze na początku ubiegłego roku koncern zapowiadał, że w latach 2013-2014 uruchomi pilotażową linię z 450-milimetrowymi plastrami, na której będzie wykorzystywana technologia 20 nanometrów. Teraz firma oświadczyła, że w latach 2014-2015 zostanie przygotowana pełna specyfikacja linii, w roku 2016 lub 2017 zostanie uruchomiona linia pilotażowa, a w roku 2018 rozpocznie się produkcja z wykorzystaniem plastrów o średnicy 450 milimetrów. Przyczyną opóźnienia jest niepewność co do momentu pojawienia się na rynku urządzeń, z których można będzie zbudować tego typu linię produkcyjną
-
Wczoraj Nokia zaprezentowała smartfony Lumia 920 i Lumia 820. Te wyposażone w system Windows Phone 8 urządzenia, oraz ich następcy, mają umożliwić Nokii zdobycie silnej pozycji na rynku smartfonów. Lumia 920 korzysta z dwurdzeniowego procesora Snapdragon S4 taktowanego zegarem 1,5 GHz, 1 gigabajta pamięci RAM i 32 gigabajtów pamięci masowej. Wyposażono go też w 4,5-calowy wyświetlacz o rozdzielczości 1280x768. Lumia 820 ma nieco mniejszy, bo 4,3-calowy wyświetlacz, 8 gigabajtów pamięci masowej i mniej pojemną baterię. Jednak Nokia skupiła się nie tyle na podbijaniu specyfikacji sprzętowej, co na technologii, wyglądzie i możliwościach telefonu. Użytkownicy Lumii będą mogli skorzystać z umieszczonego z tyłu aparatu PureView. Co prawda ma on standardową rozdzielczość 8,7 megapiksela, zatem dużo brakuje mu do 41-megapikselowego PureView z Nokii 808, jednak wykonuje on fotografie znacznie lepszej jakości. Nokia informuje, że nowy aparat rejestruje 5-10 razy więcej światła, zatem pozwoli na robienie dobrych zdjęć w złych warunkach oświetleniowych. W aparacie zastosowano też technologię stabilizacji obrazu. Z przodu znalazła się kamera o rozdzielczości 1,2 megapiksela. Wyświetlacz smartfona skonstruowano tak, by przewijanie obrazu odbywało się bez rozmazywania. Telefon reaguje też na warunki oświetleniowe dostosowując ustawienia wyświetlacza. Z kolei sam wyświetlacz można bez problemu obsługiwać też w rękawiczkach. Lumia 920 może być ładowana bezprzewodowo, za pomocą specjalnej maty, którą będzie oferowała Nokia. Można ją też ładować za pomocą gniazdka microUSB. Telefony Lumia będą sprzedawane wraz z pełnymi wersjami MS Office oraz Outlooka, zą też wyposażone w opcję synchronizacji z chmurą SkyDrive. Nokia nie zdradziła ani ceny, ani daty rynkowego debiutu urządzeń.
-
Intel poinformowało o zakończonych sukcesem testach chłodzenia serwerów, podczas której maszyny są... zanurzone w oleju mineralnym. Prowadzone przez rok badania, w których brało udział siedem dwuprocesorowych serwerów z układami Xeon wykazały, że efektywność zużycia energii (PUE) przy tego typu chłodzeniu wynosi 1,02-1,03. To oznacza, że schłodzenie serwerów wymagało dodatkowych 2-3 watów energii. W typowym centrum bazodanowym PUE wynosi 1,60, czyli na zadanie niezwiązane z samą pracą serwerów - a więc np. na chłodzenie - trzeba zużyć dodatkowo 60 watów na serwer. Jeśli chcesz znacząco powiększyć swoje centrum bazodanowe, maszyny będą gęsto upakowane i nie możesz zapewnić tam dobrego przepływu powietrza, warto, być pomyślał o tej technologii - wyjaśnia Mike Patterson z Intela, który nadzorował testy. Były one prowadzone przez firmę Green Revolution Cooling. Chłodzenie poprzez zanurzanie w oleju mineralnym jest od wielu lat testowane przez Texas Advanced Computing Center. Patterson mówi, że ze względu na różnice technologiczne uzyskiwane są różne rezultaty. Intel testował zanurzanie w dwufazowym płynie, który gotuje się i kondensuje oddając ciepło. Sam koncern nie będzie korzystał z tej technologii, gdyż ma dużo miejsca w swoich centrach bazodanowych i może zapewnić dobry obieg powietrza. Firma ma jednak zamiar prowadzić badania nad opracowaniem gotowej platformy do chłodzenia serwerów olejem.
-
Składnik zielonej herbaty poprawia pamięć przestrzenną
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Zieloną herbatę badano i opisywano dotąd głównie pod kątem zapobiegania chorobom sercowo-naczyniowym. Teraz chińscy naukowcy wykazali, że wchodzący w jej skład flawonoid galusan epigallokatechiny (EGCG) wpływa na neurogenezę, wspomagając w ten sposób pamięć i uczenie przestrzenne (Molecular Nutrition & Food Research). Akademicy z Państwa Środka nie zaprzeczają, że galusan epigallokatechiny jest przeciwutleniaczem, ale wg nich, może on także niwelować skutki związanych z wiekiem chorób degeneracyjnych. Zasugerowaliśmy, że EGCG może poprawiać funkcjonowanie poznawcze, oddziałując na proces powstawania nowych komórek nerwowych, czyli neurogenezę. W ramach naszych badań skoncentrowaliśmy się na hipokampie, a więc części mózgu, która przekształca pamięć krótkotrwałą w długotrwałą - opowiada prof. Yun Bai z Trzeciego Wojskowego Uniwersytetu Medycznego w Chongqing. Okazało się, że EGCG wspomaga wytwarzanie nerwowych komórek progenitorowych, które charakteryzują się multipotencją, tj. zdolnością do różnicowania w różne typy komórek tkanki nerwowej, m.in. neurony. By sprostać wymogom dobrze zaplanowanego eksperymentu, Chińczycy nie tylko hodowali komórki, ale i prowadzili badania in vivo. Jednej grupie zwierząt podawali EGCG, a drugiej nie. Na początku przez 3 dni uczyliśmy myszy odnajdowania w labiryncie dobrze widocznej platformy. Później przez tydzień gryzonie opanowywały sztukę znajdowania ukrytej platformy. Naukowcy zauważyli, że zwierzęta korzystające z dobrodziejstw galusanu epigallokatechiny potrzebowały mniej czasu, by odkryć schowaną platformę. Generalnie poprawie ulegały rozpoznawanie obiektu, a także pamięć przestrzenna. Choć podsumowując dotychczasowy stan wiedzy o zielonej herbacie, Bai ograniczyła się właściwie do stanu układu sercowo-naczyniowego, warto przypomnieć, że w ciągu kilku ostatnich lat odkryto, że sam EGCG wpływa w organizmie na wiele różnych funkcji. Zwiększa np. liczbę tzw. regulatorowych limfocytów T i hamuje wnikanie wirusa zapalenia wątroby typu C (HCV) do hepatocytów. Poza tym w sprytny sposób blokuje zakażenie HIV - wyprzedza wirusy i kiedy jego cząsteczki połączą się z białkami CD4, dla patogenów nie ma już zwyczajnie "miejsca". Jeśli wziąć pod uwagę korzystne działanie innych składników naparu, picie zielonej herbaty wydaje się uzasadnionym prozdrowotnie pomysłem. Ostrożność powinny jednak zachować osoby z anemią, bo EGCG utrudnia wchłanianie żelaza, tworząc z nim w komórkach jelit nietransportowalne kompleksy. -
Firma analityczna IHS iSuppli zauważa oznaki słabnięcia dominacji Wintela. Mianem tym określa się sojusz Intela i Microsoftu, który przez ostatnie dwie dekady nadawał kształt rynkowi komputerowemu. Teraz, gdy rodzi się nowy rynek komputerowy, na który składają się pecety oraz urządzenia przenośne, takie jak smartfony i tablety, udziały obu koncernów będą spadały. iSuppli uważa, że łączny udział Microsoftu w trzech segmentach rynku - pecetów, smartfonów i tabletów - spadnie w roku 2016 do 33%. Obecnie koncern z Redmond jest w posiadaniu 44% tych rynków. Z kolei udziały Intela, wynoszące obecnie 41% zmniejszą się, zdaniem analityków, do 29%. W tym samym czasie rynek sprzętu komputerowego zwiększy się dwukrotnie, przede wszystkim dzięki wzrostowi w segmentach tabletów i smartfonów. Wintel znajdzie się w nieznanej sobie pozycji, w której będzie musiał tańczyć tak, jak mu zagrają inni. Będzie musiał przestrzegać standardów dotyczących wyglądu sprzętu, interfejsu użytkownika, a nawet polityki cenowej narzucanych przez inne firmy. To oznacza, że Microsoft i Intel muszą myśleć niestandardowo, nawet jeśli będzie to wymagało przyjęcia strategii niekorzystnej dla drugiej z firm - mówi Craig Stice, analityk z IHS. Dotychczas na rynku sprzętu warunki dyktował Intel, na rynku oprogramowania - Microsoft. To inni musieli dostosowywać się do nich. Teraz na rynku smartfonów i tabletów dominują procesory ARM, a głównymi platformami programowymi są iOS Apple’a i Android Google’a.
-
Na dwa tygodnie przed rozpoczęciem procesu Bradleya Manninga, żołnierza, którzy przekazał Wikileaks tajne dokumenty, jego adwokat złożył wniosek o odjęcie co najmniej 7 lat więzienia od wyroku, jaki zapadnie. Zdaniem Davida Coombsa kara powinna być skrócona ze względu na niewłaściwe traktowanie, jakiego doświadczył Manning w więzieniu. Coombs argumentuje, że niemal 700 e-maili, które otrzymała obrona, wskazuje, że wojskowe dowództwo więzienia zignorowało opinię psychiatrów, mówiącą, że Manning nie stanowi zagrożenia dla siebie ani dla innych więźniów. W lipcu 2010 roku żołnierz został umieszczony w jednoosobowej celi, gdzie poddawano go działaniom, które przez wielu, w tym ONZ, są uznawane za tortury. Żołnierz przez osiem miesięcy był przetrzymywany w więzieniu znajdującym się na terenie bazy marines w Quantico. Z e-maili dowiadujemy się np., że cela Manninga była monitorowana przez 24 godziny na dobę, mężczyzna przebywał w samotności przez 23 godziny na dobę, ponadto wydano polecenie, by na noc zabierać mu ubrania. Działania takie podjęto w obawie, że mógłby próbować popełnić samobójstwo. Jednak Coombs zwraca uwagę, że specjaliści badający Manninga stwierdzili, iż nie jest on dla siebie groźny. Manning został umieszczony pod specjalnym nadzorem po tym, jak dowódcy więzienia... przeczytali artykuł w New York Times, którego autor twierdził, że może on popełnić samobójstwo. Teraz David Coombs domaga się, by obniżono jego klientowi wyrok o co najmniej 10 dni za każdy z 265 dni spędzonych w szczególnych warunkach w Quantico.