Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Podczas snu nie tylko dochodzi do konsolidacji świeżych śladów pamięciowych. Okazuje się, że śpiąc, możemy się także uczyć. Co więcej, zachowujemy zdobyte umiejętności na jawie. Specjaliści z Instytutu Nauki Weizmanna odkryli, że jeśli określone zapachy są prezentowane w czasie snu tuż po dźwiękach, to gdy później zarówno w śnie, jak i po przebudzeniu odtwarzany jest sam ton, ludzie zaczynają poszukiwać woni albo reagują awersyjnie. Jak widać, uśpionych można poddać warunkowaniu klasycznemu. Eksperymenty związane z uczeniem w czasie snu są trudne. Badacze muszą np. być pewni, że ochotnicy zasnęli i pozostają uśpieni przez całą lekcję. Jak dotąd najbardziej rygorystyczne testy sennego uczenia słownego nie wykazały, by zachodziło jakiekolwiek przyswajanie informacji. Prof. Noam Sobel, Anat Arzi oraz eksperci ze Szpitala Loewensteina i Academic College of Tel Aviv–Jaffa wybrali pary dźwięk-zapach z kilku powodów. Po pierwsze, prezentacja nie skutkuje wybudzeniem, a mózg przetwarza bodźce i może na nie reagować. Po drugie, reakcje na zapach są takie same podczas snu i na jawie: zaciągamy się głębiej w odpowiedzi na przyjemny aromat i wstrzymujemy oddech, kiedy zapach jest nieprzyjemny (zmienność w węszeniu można nagrywać zarówno w dzień, jak i w nocy). Po trzecie wreszcie, choć tego typu warunkowanie może wydawać się proste, angażuje niektóre z wyższych obszarów mózgu, np. biorący udział w tworzeniu wspomnień hipokamp. Gdy ochotnicy spali w laboratorium, odtwarzano dźwięk, po którym pojawiał się zapach (przyjemny bądź nieprzyjemny). Później puszczano inny dźwięk, a po nim zapach z przeciwnego końca skali przyjemności. Po jakimś czasie demonstrowano same dźwięki. Okazało się, że śpiący reagowali na nie, jakby związana z nimi woń była nadal obecna, czyli głęboko się zaciągając albo spłycając oddech. Następnego dnia czuwającym tym razem badanym znowu prezentowano same dźwięki. Chociaż ludzie nie pamiętali, że słyszeli je w nocy, wzorce oddechowe świadczyły o czymś innym. Gdy prezentowano dźwięki skojarzone z miłymi aromatami, ochoczo wciągali powietrze, a gdy do ich uszu docierały tony kojarzone ze smrodem, oddech stawał się płytszy. Izraelczycy zastanawiali się, czy warunkowanie ma jakiś związek z fazą snu. W drugiej fazie studium prowadzili uczenie albo tylko w fazie REM (snu paradoksalnego), albo tylko w fazie NREM. Stwierdzili, że o ile reakcja była o wiele silniej zaznaczona w fazie REM, o tyle transfer skojarzenia ze snu na jawę wydawał się oczywisty wyłącznie po uczeniu w fazie NREM. Sobel i Arzi dywagują, że w czasie fazy REM jesteśmy co prawda bardziej podatni na bodźce z zewnątrz, ale tzw. amnezja marzeń sennych wpływa także na warunkowanie prowadzone na tym etapie snu. Faza NREM odgrywa za to ważną rolę w konsolidacji śladów pamięciowych, stąd efekty widoczne na jawie.
  2. Ostatnio w Kalifornii znaleziono 13 muszek owocówek z gatunku Bactrocera dorsalis. Ich obecność na tyle przestraszyła stanowych urzędników, że wydano oficjalne ostrzeżenie i nie wykluczono, że olbrzymie obszary upraw zostaną poddane kwarantannie. Reakcja, wbrew pozorom, nie jest przesadzona. Te pochodzące z Południowo-Wschodniej Azji owady to jedne z najgorszych szkodników upraw warzyw i owoców, gdyż żywią się na szerokim spektrum roślin, mają duży zasięg i są bardzo inwazyjne - wyjaśnia Gary Steck, entomolog z Wydziału Rolnictwa stanu Floryda. Gąsienice Bactrocera dorsalis żerują na 230 gatunkach roślin, a zaatakowane przez nie uprawy obumierają, co przyczynia się do wielomiliardowych strat. Na Tajwanie, gdzie Bactrocera dorsalis występują w środowisku naturalnym, opracowano nową metodę walki z nimi, dzięki której być może uda się uniknąć niepotrzebnych radykalnych kroków, a jednocześnie będzie można ocalić zbiory. Tradycyjnie na wyspie specjaliści ustawiają pułapki, które są sprawdzane co 10 dni. Na tej podstawie badana jest populacja, jej rozprzestrzenienie i czynione są przewidywania, co go ewentualnych skoków jej liczebności. Od niedawna testowane są znacznie nowocześniejsze wersje pułapek. Zostały one wyposażone w fotokomórki, które notują każde pojawienie się owada w pułapce. Dane co 30 minut są bezprzewodowo przesyłane do komputera. Otrzymuje on też z pułapek informacje o lokalnej temperaturze, wilgotności, opadach i prędkości wiatru. wszystkie te dane służą odpowiednim algorytmom do przewidzenia, kiedy należy spodziewać się wzrostu populacji muszek. Obecnie na Tajwanie alarm ogłasza się, gdy w ciągu 10 dni w pułapkach znajdą się więcej niż 1024 owady. Twórcy nowego systemu mają nadzieję, że będzie on w stanie przedstawić obraz sytuacji na poziomie lokalnym, co pozwoli uniknąć np. niepotrzebnej kwarantanny upraw oraz określić, kiedy należy rozpylić środki owadobójcze. To z kolei pozwoliłoby na ograniczenie strat w uprawach nawet o 50%. Działanie systemu zostało już przetestowane na danych historycznych i okazało się, że był on w stanie w 88% przypadków dobrze przewidzieć moment wysypu owadów.
  3. Pracownicy z Muzeum Natury i Nauki w Denver w nietypowy sposób upamiętnili 1933. rocznicę zniszczenia Pompejów (nastąpiło to 24 sierpnia 79 r.). Opisali wybuch Wezuwiusza na Twitterze z punktu widzenia Pliniusza Starszego, rzymskiego historyka i pisarza, który zginął w chmurze wulkanicznego pyłu, gdy jako dowódca eskadry okrętów pospieszył na pomoc ofiarom katastrofy. Jak przystało na ekspertów, muzealnicy świetnie stopniowali napięcie. Początkowo Pliniusz skupiał się na podawaniu faktów, później relacja stawała się coraz bardziej emocjonalna. Rzymianin stwierdzał np., że podróż mająca zaspokoić ciekawość przekształciła się w próbę odwagi. W ostatnich ćwierknięciach lakonicznie podawał, że powietrze zgęstniało od popiołu, a oddychanie stało się niemożliwością. Relacja zaciekawiła sporą rzeszę internautów (poczynania użytkownika Elder_Pliny śledziły aż 4542 osoby). Poza zapisem na Twitterze ekipa z Muzeum Natury i Nauki w Denver zaprojektowała całą witrynę poświęconą wydarzeniu z początku naszej ery. Za pomocą mapki Google'a można np. zwiedzić miejsca, w których podczas erupcji pojawił się Pliniusz Starszy.
  4. W zwykłym świetle dziennym południowoamerykański karaczan Lucihormetica luckae wygląda całkiem przeciętnie. W świetle fluorescencyjnym wszystko się jednak zmienia - na przedpleczu pojawiają się 3 rozjarzone punkty (dwa duże i jeden mały). Pracami naukowców kierował Peter Vršanský ze Słowackiej Akademii Nauk. W artykule, który ukazał się w Naturwissenschaften, panowie podkreślają, że bioluminescencja jest powszechnym mechanizmem komunikacyjnym i obronnym u organizmów morskich, natomiast przypadki wśród fauny lądowej zdecydowanie należą do rzadkości. Światło wytwarzają np. tylko 3 grupy owadów, w tym odkryte stosunkowo niedawno karaczany z rodzaju Lucihormetica. Gdy zespół przyjrzał się charakterystykom L. luckae i jego kuzynów, okazało się, że długość emitowanych fal świetlnych odpowiada parametrom osiąganym przez zamieszkującego te same okolice toksycznego sprężyka. Biolodzy zdobyli więc dowody na istnienie mimikry z wykorzystaniem światła (ponieważ zwierzęta bezbronne upodobniają się tu do zwierzęcia zdolnego do obrony, chodzi o mimikrę batesowską). Jak wyjaśnił nam Vršanský, w publikacji z 1999 r. sugerowano, że karaczany zawdzięczają luminescencję bakteriom, jednak teraz okazało się, że sygnał uzyskany dzięki dwufotonowemu mikroskopowi fluorescencyjnemu jest niemal identyczny jak w przypadku sprężyków i dość podobny do świetlików. W takiej sytuacji mało prawdopodobne, by jego źródłem były bakterie. By raz na zawsze rozstrzygnąć wątpliwości, trzeba by jednak wyizolować i oczyścić cały system luminescencyjny tej grupy, a to wymaga, oczywiście, wielu lat badań.
  5. Po wyroku sądu, który przyznał Apple’owi rację w sporze z Samsungiem cena akcji tego ostatniego spadła na koreańskiej giełdzie niemal o 8%. Jednocześnie o prawie 9% zdrożały akcje Nokii, która wraz z Microsoftem, może być drugim - obok Apple’a - wygranym tego procesu. Jestem pewien, że sprzedawcy oferujący urządzenia z systemem Android zastanaiwają się teraz, kiedy staną się celem Apple’a. To może zachęcić niektórych z nich do zwrócenia się w stronę systemu Windows Phone 8, a ci - jak HTC i Samsung - którzy już wcześniej zapowiedzieli urządzenia z WP 8 mogą teraz zechcieć zainwestować w nie więcej niż zamierzali - mówi Carolina Milanesi, analityk z firmy Gartner. Ostatnio w europejskich i amerykańskich sądach zapadło sporo wyroków niekorzystnych dla producentów urządzeń z systemem Android. Głównym beneficjentem takiej sytuacji może być Microsoft, który od dawna ma kłopoty z nakłonieniem wielkich graczy, by bardziej zainteresowali się jego systemem. Owszem, wielu z nich ma w ofercie smartfony z Windows Phone, ale są to pojedyncze modele, podczas gdy jednocześnie sprzedają dziesiątki modeli z Androidem. Teraz na wadze zyskuje argument Microsoftu, który od dawna mówi, że Android, wbrew pozorom, nie jest dla producentów darmowy. Co prawda Google oferuje go bezpłatnie, jednak koncern Page’a i Brina dysponuje słabszym od konkurencji portfolio patentów. Microsoft każe sobie płacić za Windows Phone, jednak jego partnerzy są znacznie lepiej chronieni, więc prawdopodobieństwo, że zostaną uznani winnymi naruszenia patentów jest znacznie mniejsze. Profesor Mark Lemley ze Wydziału Prawa Uniwersytetu Stanforda podkreśla, że najważniejsza jest tutaj odpowiedź na pytanie, czy wyrok - który w pełni poznamy w przyszłym tygodniu - przerwie świetną passę Androida. Google uważa, że tak się nie stanie, gdyż wiele z oskarżeń o naruszenie patentów nie dotyczy samego Androida. Jeśli nawet Android nie straci bezpośrednio, to ewentualny zakaz sprzedaży urządzeń Samsunga uderzy bezpośrednio w system Google’a. W najbliższych miesiącach spodziewane są premiery licznych urządzeń Nokii, a dzięki tymczasowego zniknięciu z amerykańskiego rynku Samsunga fińska firma będzie miała ułatwione zadanie.
  6. Brytyjsko-szwedzko-amerykański zespół naukowców odkrył, że polimer polietylenoimina (PEI) jest świetnym adiuwantem, ponieważ podany razem z testowymi szczepionkami przeciw wirusom grypy, HIV i opryszczki nasila odpowiedź immunologiczną w stosunku do antygenów. Badania prowadzono na myszach. Ich wyniki ukazały się w piśmie Nature Biotechnology. Gryzonie, którym donosowo zaaplikowano pojedynczą dawkę szczepionki przeciw grypie z PEI, były całkowicie chronione przed śmiertelną dawką wirusa. To znaczna poprawa, w porównaniu do zwierząt zaszczepionych preparatem bez adiuwantu lub z innymi adiuwantami. Obecnie akademicy z Uniwersytetu Oksfordzkiego planują eksperymenty z fretkami, które stanowią lepszy model zwierzęcy do badania grypy. Zamierzają także ustalić, jak długo ochrona się utrzymuje. Nabywanie 100-proc. ochrony po jednym szczepieniu jest czymś niezwykłym (nawet w studiach z udziałem myszy). [...] PEI ma więc potencjał, by stać się silnym adiuwantem w szczepionkach przeciw wirusom [...], lecz trzeba pokonać jeszcze wiele etapów, nim zastosuje się go u ludzi - tłumaczy prof. Quentin Sattentau. Adiuwanty to substancje zwiększające lub modulujące odpowiedź immunologiczną przeciw antygenom. Choć o potrzebie ich stosowania mówi się od ok. 100 lat, mechanizm działania zrozumiano dopiero ostatnio. Skutek? W obecnych szczepionkach stosuje się jedynie niewielki zestaw adiuwantów (często z powodów historycznych). Nic więc dziwnego, że istnieje potrzeba opracowania nowych adiuwantów, wydobywających ze szczepionki najwłaściwszą odpowiedź immunologiczną. Kiedy PEI dodano do szczepionek z białkami wirusów HIV, grypy lub opryszczki, u gryzoni pojawiła się silna reakcja odpornościowa przeciw wirusowi. Była ona wydatniejsza niż w przypadku innych testowanych obecnie adiuwantów. Zespół wykazał, że polietylenoimina działa podobnie na króliki, co sugeruje, że efekt jest ogólniejszy i nie ogranicza się wyłącznie do myszy. Na korzyść PEI przemawia fakt, że sprawdza się jako adiuwant w szczepionkach podawanych na błony śluzowe. Wyeliminowanie igieł to duży plus w przypadku pacjentów z trypanofobią, ale na tym nie koniec, bo gdy weźmie się pod uwagę mechanizm zakażenia, w przypadku wszystkich 3 analizowanych wirusów bramą są właśnie błony śluzowe. Wirusy grypy obierają na cel śluzówkę dróg oddechowych, a HIV i wirus opryszczki - genitaliów.
  7. Zespół z California Institute of Technology (Caltech) stworzył pierwsze w historii urządzenie mechaniczne pozwalające mierzyć masę pojedynczej cząsteczki. Urządzenie takie może pomóc lekarzom w diagnozowaniu pacjentów, ułatwi badanie wirusów i działanie komórek. Niewykluczone też, że pozwoli na lepsze badanie nanocząsteczek i zanieczyszczenia powietrza. Głównym elementem urządzenia jest wibrująca struktura podobna do mostka. Gdy znajdzie się na nim cząsteczka, można ją zważyć badając zmiany w częstotliwości drgań „mostka“. Urządzenie bazuje na technice, którą Michael Roukes i jego zespół rozwijają przez ostatnie 12 lat. W 2009 roku naukowcy wykazali, że rezonator oparty na systemach nanoelektromechanicznych może posłużyć do pomiaru wagi molekuł, które zostaną rozpylone nad urządzeniem. Trudność polegała jednak na tym, że zmiany w częstotliwości zależą od miejsca na „mostka“ na którym znajdzie się cząsteczka. Jako,że nie można było dokładnie określić tego miejsca, konieczne było przeprowadzenie około 500 pomiarów identycznych cząsteczek, by określić ich wagę. Teraz naukowcom udało się pokonać ten problem dzięki szczegółowej analizie rodzaju drgań, w które wpada „mostek“ po zetknięciu z molekułą. Uczeni spostrzegli, że wystarczy zbadać zmiany w zaledwie dwóch rodzajach drgań (jednym, w którym cały cały „mostek“ przesuwa się tak samo oraz w drugim, gdy dwa jego końce odchylają się w przeciwne strony tworząc literę S) by określić pozycję i masę cząsteczki. Dzięki pracom uczonych z Caltechu możliwe będzie teraz precyzyjne określanie masy ciężkich obiektów, jak wirusy czy proteiny. Najpopularniejszą metoda pomiarową jest obecnie spektroskopia masowa, która wykorzystuje pole elektromagnetyczne. Jako, że masywne cząsteczki słabo z nim oddziałują, ich pomiar jest mniej dokłady.
  8. Lądowanie łazika Curiosity z pewnością przejdzie do historii podboju kosmosu. Teraz, dzięki wytężonej pracy jednego z internautów, możemy obejrzeć to wydarzenie na dwuminutowm filmie HD odtworzonym z prędkością 25 klatek na sekundę. Początkowo NASA pokazała serię zdjęć, ułożonych w filmową sekwencję. Następnie Agencja udostępniła film w wysokiej rozdzielczości. Składało się nań 666 klatek odtwarzanych z prędkością 4fps. Hahahaspam, użytkownik serwisu YouTube, postanowił zrobić z tego film odtwarzany z prędkością 25 fps. Poniżej można podziwiać efekt jego czterodniowej pracy.
  9. Sąd Okręgowy dla Północnego Dystryktu Kalifornii uznał, że Samsung naruszył liczne patenty należące do Apple’a i nakazał koreańskiej firmie zapłacenie 1,05 miliarda dolarów odszkodowania. Niemal we wszystkich przypadkach sąd stwierdził, że do naruszenia doszło świadomie. A to bardzo zła wiadomość dla Samsunga. Jednak konieczność zapłaty miliarda dolarów nie jest tym, co najbardziej martwi koreańską firmę. Sędzia Lucy Koh nie przygotowała jeszcze wyroku wraz z uzasadnieniem, jednak jest bardzo prawdopodobne, że znajdzie się w nim zakaz sprzedaży urządzeń Samsunga na terenie USA. Koreańczycy nie będą mogli rozprowadzać swoich smartfonów i tabletów dopóty, dopóki nie usuną z nich technologii naruszających prawa Apple’a. Dla Samsunga oznacza to, że może ponieść straty wielokrotnie przekraczające wartość nałożonej grzywny. Co gorsza, firma może stracić rynek. Obecnie Samsung i Apple to dwaj najważniejsi gracze na rynku smartfonów. Niedawna gwiazda tego rynku, HTC, przeżywa coraz większe kłopoty. Problemy Samsunga mogą stać się początkiem zmian na rynku. Jeśli z amerykańskich sklepów na jakiś czas znikną urządzenia Samsunga klienci mogą zwrócić większą uwagę na ofertę Nokii i system Windows Phone, co z kolei umocniłoby pozycję Microsoftu.
  10. W sobotę 25 sierpnia zmarł Neil Armstrong, pierwszy człowiek, który postawił stopę na Księżycu. Legendarny astronauta miał 82 lata. Rodzina zmarłego poinformowała, że śmierć nastąpiła wskutek komplikacji po operacji serca, którą Armstrong przeszedł w bieżącym miesiącu. Armstrong był dwukrotnie w przestrzeni kosmicznej. Po raz pierwszy w 1966 roku, gdy został dowódcą misji Gemini 8. Wyprawa niemal zakończyła się katastrofą, gdyż doszło do awarii jednego z silników. Armstrong zachował zimną krew i udało mu się wylądować. Jednak misją, wraz z którą Armstrong przeszedł do historii była wyprawa Apollo 11. Wtedy to, w lipcu 1969 roku, wraz z Buzzem Aldrinem i Michaelem Colinsem polecieli na Księżyc i po czterech dniach podróży pierwszy człowiek w historii - Neil Armstrong - stąpał po Srebrnym Globie. W sześć godzin po wylądowaniu lądownika „Eagle“, 20 lipca 1969 roku liczący sobie 38 lat astronauta zszedł na powierzchnię Księżyca. Wtedy też Armstrong wypowiedział słynne słowa: To mały krok dla człowieka, a wielki krok dla ludzkości. Armstrong spacerował po Srebrnym Globie przez 2 godziny i 32 minuty. Buzz Aldrin, który opuścił lądownik po nim, przebywał na Księżycu o 15 minut krócej. Wyprawa Apollo 11 miała olbrzymie znacznie nie tylko z punktu widzenia nauki i techniki. Miła też kolosalne znacznie psychologiczne, gdyż uświadomiła Amerykanom, że ich kraj jest w stanie pokonać Związek Radziecki. Neil był jednym z największych amerykańskich bohaterów, nie tylko swoich czasów, ale w ogóle. Gdy on i jego koledzy wystartowali w 1969 roku na pokładzie Apollo 11 nieśli ze sobą aspiracje całego narodu. Mieli pokazać światu, że amerykański duch może przekraczać granice wyobraźni, że jeśli się ma wystarczająco dużo zapału i pomysłowości, można dokonać niewyobrażalnego - oświadczył prezydent Obama na wieść o śmierci Armstronga. Po historycznej misji Armstrong został odznaczony Prezydenckim Medalem Wolności, najwyższym cywilnym odznaczeniem w USA. Później do 1971 roku pracował dla NASA, a przez następną dekadę był wykładowcą inżynierii na University of Cincinnati. Neil Armstrong urodził się 5 sierpnia 1930 roku w Wapakoneta w stanie Ohio. Licencję pilota zdobył w wieku 16 lat. Studiował inżynierię lotniczą na Purdue University i University of Southern California. Był pilotem Marynarki Wojennej i odbył 78 misji bojowych podczas wojny w Korei.
  11. Astrocyty stanowią zrąb dla układu nerwowego. Dodatkowo ich wypustki otaczają synapsy, by nie dopuścić do "wycieku" neuroprzekaźników. Ostatnimi czasy neurolodzy rozpoznają kolejne funkcje tych komórek. Do coraz dłuższej listy można teraz dopisać kontrolę powstawania nowych neuronów z nerwowych komórek macierzystych. Wcześniej prof. Milos Pekny z Sahlgrenska Academy wykazał, że astrocyty ograniczają uszkodzenie tkanki mózgowej po udarze i że integrację przeszczepianych nerwowych komórek macierzystych da się znacznie poprawić, modulując aktywność największych komórek glejowych. W ramach najnowszego studium Szwedzi zademonstrowali, w jaki sposób astrocyty kontrolują neurogenezę. W mózgu astrocyty kontrolują, ile nowych neuronów powstanie z nerwowych komórek macierzystych i ile przeżyje, by zintegrować się z istniejącymi sieciami neuronalnymi. Dokonują tego, wydzielając specyficzne cząsteczki, ale także za pomocą bezpośrednich interakcji komórka-komórka, które są o wiele słabiej poznanym zjawiskiem. Astrocyty pozostają w fizycznym kontakcie z nerwowymi komórkami macierzystymi. Wykazaliśmy, że wykorzystują szlak receptora Notch [i ligand Jagged-1], by zasygnalizować nerwowym komórkom macierzystym, że powinny utrzymać wskaźnik powstawania nowych neuronów na niskim poziomie. Zademonstrowaliśmy również, że ważnym regulatorem tego procesu jest system filamentów pośrednich astrocytów. Wydaje się [więc], że filamenty pośrednie można by obrać za cel w ramach prób nasilenia neurogenezy. Pekny podkreśla, że dopiero zaczynamy rozumieć komórkowe i molekularne mechanizmy kontrolne neurogenezy. Neurogeneza to jedna ze składowych plastyczności mózgu, bez której nie moglibyśmy się uczyć czy regenerować po urazach lub udarach. Opisywane studium pozwala zrozumieć, jak w przyszłości terapeutycznie promować te reakcje.
  12. Biolog ewolucyjny Quentin Atkinson z nowozelandzkiego University of Auckland wykorzystał zaawansowane narzędzia obliczeniowe do wykreślania drzewa ewolucji, by za ich pomocą ostatecznie rozwiązać zagadkę pochodzenia języków indoeuropejskich. Obecnie w lingwistyce dominują dwie teorie na temat miejsca i czasu narodzin języka praindoeuropejskiego. Pierwsza, bardziej rozpowszechniona, mówi, że powstał on przed około 5000 lat na stepach rozciągających się na północ od Morza Czarnego. Jego twórcami mieliby być wojujący koczownicy, używający rydwanów podczas podboju części Europy i Azji. Według alternatywnej teorii, języki te powstały przed 9000 lat wśród rolniczych ludów Anatolii. Atkinson i jego współpracownicy opublikowali w Science artykuł, w którym stwierdzają, że ich analiza dowodzi słuszności teorii o anatolijskim pochodzeniu języków indoeuropejskich. Naukowcy rozpoczęli swoje badania od zestawu słów, o których wiadomo, iż są odporne na zmiany. Te wyrazy to zaimki, nazwy części ciała oraz nazwy relacji pomiędzy członkami rodziny. Współczesne słowa zostały porównane z ich prawdopodobnym przodkiem z języka praindoeuropejskiego. Na przykład słowa „matka“, „mother“ (ang.), „mutter“ (niem.), „mat’“ (ros.), „mater“ (łac.), „madar“ (pers.) pochodzą od praindoeuropejskiego „mehter“. Uczeni stworzyli takie zestawy dla 103 języków. Następnie nadawali poszczególnym wyrazom punktację. Wyraz pokrewny pochodzący od praindoeuropejskiego otrzymywał 1 punkt. Tam, gdzie wyraz pokrewny został zastąpiony innym, niezwiązanym wyrazem, przyznawano 0 punktów. W ten sposób przedstawiono pokrewieństwo pomiędzy 103 językami. Oprogramowanie zostało wzbogacone też o informacje dotyczące dobrze znanych z historii dat, w których zaczynało dochodzić do wyodrębniania się języków. Na przykład język rumuński i języki mu pokrewne zaczęły wyodrębniać się z łaciny po roku 270 n.e., kiedy Rzymianie wycofali się z Dacji. Na podstawie podobnych danych komputer miał obliczyć przybliżony czas wyodrębniania się innych języków. Maszyna dysponowała też informacjami dotyczącymi współczesnego zasięgu poszczególnych języków. Jej zadaniem było określenie drogi oraz czasu ewolucji poszczególnych języków ze wspólnego praindoeuropejskiego pnia. Po przeprowadzeniu obliczeń komputer wskazał na Anatolię jako najbardziej prawdopodobne miejsce powstania języka praindoeuropejskiego. Jednak badania Atkinsona nie przekonują zwolenników teorii stepowej. Ich najmocniejszym argumentem jest stwierdzenie, że w języku praindoeuropejskim istniały słowa na określenie rydwanu i poszczególnych jego części. Wiadomo to stąd, że w wielu językach indoeuropejskich występują słowa pokrewne, a to oznacza, że nie znalazły się one w nich niezależnie, ale pochodzą od wspólnego pnia. Najstarsze znane nam rydwany są datowane na mniej więcej rok 3500 p.n.e., a to wyklucza teorię o anatolijskim pochodzeniu. Ponadto, jak mówią zwolennicy teorii stepowej, w praindoeuropejskim istniały też słowa na określenie konia i pszczoły oraz wiele wyrazów zapożyczonych z prauralskiego, przodka języka fińskiego i węgierskiego. Najlepszym zaś miejscem, by spotkać konie, pszczoły i użytkowników prauralskiego były stepy na północ od Morza Czarnego i Kaspijskiego. Pomiędzy 5. a 3. tysiącleciem przed naszą erą były one zamieszkane przez budowniczych kurhanów i to oni prawdopodobnie są twórcami języka praindoeuropejskiego. Zwolennik teorii o stepowym pochodzeniu tego języka, doktor David Anthony, wymienia kilka słabości tkwiących w teorii o pochodzeniu anatolijskim. Wskazuje on np., że nie wiadomo, w jaki sposób języki tocharskie, którymi mówiono na północy dzisiejszych Chin, miałby z Anatolii trafić w miejsce, gdzie były używane. Tymczasem, jak podkreśla, istnieją archeologiczne dowody na migrację budowniczych kurhanów ze stepów w region gór Ałtaj. Tam właśnie mogły z czasem wyodrębnić się, wymarłe dzisiaj, tocharskie. Doktor Anthony, który - podobnie jak Atkinson - nie jest lingwistą, uważa, że błędem nowozelandzkich badaczy jest to, że pod uwagę wzięli jedynie pokrewieństwo pomiędzy słowami, pomijając gramatykę i zmiany w ich brzmieniu. Atkinson, odpierając zarzuty odpowiada, że swoją symulację uruchomił też na oprogramowaniu stworzonym przez lingwistę Dona Ringe’a z University of Pennsylvania i również w tym wypadku komputer wskazał na Anatolię.
  13. Środkową część Ameryki Północnej nazywano przed laty morzem traw. Prerie przemierzały wielkie stada bizonów, które później zostały niemal doszczętnie wybite. Krajobraz także się zmienił: jak okiem sięgnąć ciągną się tu obecnie otoczone drutem pola i pastwiska. Organizacja American Prairie Reserve zamierza przywrócić dawny stan rzeczy, skupując po kolei rancza. Docelowo miałby powstać obszar chroniony o powierzchni ponad 12 tys. km2 ze swobodnym przepływem zwierząt (widłorogów, drapieżników i nawet 10 tys. bizonów), stąd porównania do afrykańskiego Serengeti. South Ranch o powierzchni 150 tys. akrów zostało założone w Montanie przez polujących na bizony dwóch weteranów wojny secesyjnej, którzy postanowili zająć się rolą po wybiciu interesującej ich zwierzyny. Teraz wieloletni właściciele zdecydowali się na sprzedaż. Przez 12 lat Page Whitham Land and Cattle będzie dzierżawić teren (po upływie tego terminu istnieje możliwość przedłużenia umowy), jednak partner Page Whitham Steve Page podkreśla, że ograniczenia dotyczące publicznego wypasu, wzrost podatków oraz perspektywa powstania pomnika narodowego sprawiają, że opłacalność przedsięwzięcia spada. Przejęcie South Ranch, 13. rancza od 2004 r., ponad 2-krotnie zwiększa powierzchnię prywatnych i publicznych ziem zarządzanych przez American Prairie Reserve. Znajdują się one na północ od rezerwatu im. Charlesa Mariona Russella. Hojną ręką inicjatywę wspomogli John i Adrienne Marsowie (kojarzeni, i słusznie, z firmą Mars Incorporated). Dzięki nim American Prairie Reserve wzbogaciło się o 5 mln dolarów. W sumie organizacji udało się uzbierać aż 48 mln dol. Realizacja marzeń o bezbrzeżnej prerii wymaga wieloletniego koordynowania działań i współpracy z urzędnikami federalnymi oraz sąsiadami. Szczególnie ważny wydaje się punkt wymieniany na końcu, bo farmerzy z dziada pradziada postrzegają działania American Prairie Reserve jako zagrożenie dla swojego stylu życia.
  14. Microsoft zaprezentował swoje nowe logo. Po raz pierwszy jest ono wielokolorowe. W przededniu premiery jednych z najważniejszych produktów w historii Microsoftu, prezentujemy nowe logo firmy. Minęło 25 lat odkąd aktualizowaliśmy logo, teraz jest doskonały czas na zmianę - czytamy w informacji prasowej. Nowe logo składa się ze znaku graficznego i logotypu. Kolory w znaku graficznym symbolizują różne produkty koncernu. W logotypie wykorzystano znaną już czcionkę Segoe. To piąta zmiana logo w 40-letniej historii Microsoftu.
  15. Peruwiańska policja skonfiskowała ponad 16 tys. suszonych koników morskich, które miały być nielegalnie wyeksportowane do Azji, gdzie przygotowywany z nich proszek uchodzi za lek na astmę i afrodyzjak. Podczas obławy handlarze porzucili towar na ulicy w pobliżu lotniska w Limie. W wywiadzie udzielonym BBC szef policji Victor Fernandez poinformował, że za granicą cena ładunku - 3 skrzyń o łącznej wadze 27,5 kg - mogłaby sięgnąć 250 tys. dolarów. Poławianie pławikoników jest w Peru zabronione od 2004 r., lecz jak widać, potencjalny zysk utrudnia wyeliminowanie tego procederu. Wiele ryb z rodzaju igliczniowatych (Syngnathidae) jest zagrożonych wyginięciem, a mimo to w zeszłym roku na świecie zarekwirowano 20 t suszonych koników, w tym 0,5 t w Peru.
  16. Dotąd sądzono, że kluczowe dla samoświadomości są 3 obszary - wyspa, przedni zakręt obręczy i przyśrodkowa kory przedczołowa. Ostatnie badania naukowców z University of Iowa, w których wziął udział tzw. pacjent R z obustronnym uszkodzeniem wszystkich wymienionych rejonów, sugerują jednak, że świadomość siebie to raczej domena wielu rozproszonych szlaków. Pacjent R skończył edukację na poziomie college'u. Obecnie ma 57 lat. Podczas eksperymentów mężczyzna przeszedł wszystkie standardowe testy na samoświadomość. Umiał też rozpoznać siebie zarówno w lustrze, jak i na zdjęciach wykonanych na różnych etapach życia. Nasze badania pokazują, że samoświadomość odpowiada procesowi mózgowemu, którego nie da się zlokalizować w pojedynczym regionie. Według wszelkiego prawdopodobieństwa, stanowi ona wynik o wiele bardziej rozproszonych interakcji pomiędzy sieciami obszarów mózgu - podkreśla David Rudrauf. Autorzy artykułu, który ukazał się w PLoS ONE, uważają, że w samoświadomości pewną rolę odgrywają pień mózgu czy wzgórze. Amerykanie zauważyli, że zachowania i sposoby komunikowania pacjenta R odzwierciedlają głębię i wgląd w siebie. Podczas rozmów wykazywał on rozbudowaną zdolność do introspekcji. Kiedy zapytałam go, jak opisałby siebie innym, stwierdził, że jest normalną osobą ze złą pamięcią - wspomina dr Carissa Philippi. Co ważne, R był w stanie uznawać różne działania za konsekwencje własnych intencji. Ponieważ mężczyzna przez rok oceniał swoją osobowość w kwestionariuszach, można pokusić się o stwierdzenie, że wykazywał stałą zdolność do myślenia o sobie i postrzegania siebie. W związku z uszkodzeniem płatów skroniowych cierpi on jednak na amnezję, która nie pozwala mu na wciąganie do autobiograficznego ja nowych wspomnień. Spotykając R po raz pierwszy, większość ludzi nie ma pojęcia, że coś jest z nim nie tak. Widzą normalnie wyglądającego mężczyznę w średnim wieku, który chodzi, mówi, słucha i zachowuje się jak przeciętna osoba. Wg poprzednich badań, ten mężczyzna powinien być zombi, a my wykazaliśmy, że to nieprawda. Naukowcy zaczęli kwestionować rolę wyspy w samoświadomości już w 2009 r., gdy okazało się, że pacjent R, członek słynnego Iowa Neurological Patient Registry, wyczuwa bicie serca (jest to przejaw świadomości interoceptywnej). Wyspa leży w dole bocznym mózgu, który oddziela płat czołowy od skroniowego. Co istotne, w korze wyspowej znajdują się ośrodki wisceromotoryczne i wiscerosensoryczne. Specjaliści z University of Iowa szacują, że w wyspie R pozostało ok. 10% tkanki, a w przednim zakręcie obręczy ok. 1%. Badania obrazowe zademonstrowały, że resztkowa tkanka jest w dużej mierze nieprawidłowo zbudowana i odłączona od reszty mózgu.
  17. Rosną zapasy układów DRAM w magazynach producentów pecetów. Przeciętny OEM dysponuje obecnie zapasami pozwalającymi zaspokoić 8-12 tygodni produkcji. Jeszcze niedawno zapasy wystarczały na 4-6 tygodni. Zalegające w magazynach układy to efekt słabnącej sprzedaży pecetów. Konsumenci wstrzymują się z zakupem komputera, gdyż czekają na premierę systemu Windows 8. Ci producenci, w których spowolnienie najbardziej uderzyło zgromadzili już taką liczbę układów DRAM, że wystarczyłoby im to na 20-24 tygodnie produkcji. W trzecim kwartale roku tradycyjnie klienci kupują sporo komputerów, w związku z czym producenci OEM składają duże zamówienia u producentów układów pamięci. Tym razem jednak widać wyraźne spowolnienie sprzedaży, z specjaliści upatrują jego przyczyny przede wszystkim w oczekiwaniu na Windows 8. Rosnące zapasy to dobra wiadomość dla konsumentów. Można się bowiem spodziewać dalszego spadku cen układów pamięci. Będzie on miał miejsce mimo iż niektórzy producenci zapowiedzieli zmniejszenie produkcji. Podobno Elpida i Rexchip Electronics już produkują o 25-30 procent kości mniej, chcąc w ten sposób powstrzymać spadek cen. Natomiast Samsung i Hynix przekierowały część mocy na produkcję układów dla urządzeń innych niż pecety.
  18. W berlińskim zoo zmarł wiekowy samiec pandy wielkiej Bao Bao. "Miś" urodził się w 1978 r. w Państwie Środka. Do Niemiec trafił w 1980 r. w ramach tzw. niedźwiedziej dyplomacji. Wraz z samicą Tjen Tjen został podarowany kanclerzowi Helmutowi Schmidtowi przez chińskiego przywódcę Hua Guofenga. Samiec, obwołany przez berliński ogród zoologiczny najstarszym panem pandą na globie, nie doczekał się potomstwa. Tjen Tjen zdechła w lutym 1984 r. Później - w latach 1991-93 - Bao Bao wypożyczono do Londynu, ale ze związku z samicą Ming Ming również nic nie wyszło. Po wizycie premiera Li Penga w 1995 r. do Berlina przysłano kolejną pandzicę Yan Yan. Niestety, znowu nie urodziły się młode. Stan zdrowia Bao Bao pogarszał się stopniowo przez kilka ostatnich miesięcy. Przyczynę zgonu ma ujawnić sekcja zwłok. ,/p>
  19. Badania 345-metrowego rdzenia lodowego z Wyspy Jamesa Rossa znajdującej się w pobliżu Półwyspu Antarktycznego dowodzą, że temperatura na Półwyspie rośnie od około 600 lat. Natomiast od około 100 lat region ociepla się coraz szybciej. Celem badań prowadzonych przez British Antarctic Survey wraz z kolegami z Australii i Francji jest zbadanie historycznych zmian temperatury w rejonie Półwyspu Antarktycznego. Wspomniany rdzeń daje wgląd w 50 000 lat zmian temperatury. Uczeni skupili się szczególnie na ostatnich 15 000 lat. Specjalistyczne analizy wykazały, że od ostatniej epoki lodowcowej tamtejszy klimat ocieplił się o 6 stopni Celsjusza. Przed 11 000 lat średnie temperatury w regionie były o 1,3 stopnia wyższe od dzisiejszej średniej. Następnie lokalny klimat ochłodził się w dwóch fazach, osiągając minimum około 600 lat temu. Od tamtej pory dochodzi do powolnego ocieplenia. Od mniej więcej 50-100 lat temperatura rośnie znacznie szybciej. W ciągu ostatnich 50 lat zwiększyła się ona aż o 2 stopnie Celsjusza. Obecnie Półwysep Antarktyczny jest jednym z najszybciej ocieplających się regionów naszej planety.
  20. Centrum Lotów Kosmicznych imienia Roberta H. Goddarda działa od 1 maja 1959 r. Przez 60 lat z okładem naukowcy z NASA byli do tego stopnia zafascynowani zagadkami kosmosu, że nie zauważyli intrygującego śladu ziemskiego życia pod swoimi stopami - odciśniętego w kredowym błocie śladu nodozaura. Ok. 110 mln lat temu roślinożerny gad wyczuł niebezpieczeństwo i przyspieszając kroku, zostawił w ziemi głęboki odcisk. W zeszły piątek (17 sierpnia) ceniony tropiciel dinozaurów Ray Stanford podzielił się swoim odkryciem z dyrekcją Centrum Lotów oraz dziennikarzami z Washington Post. To był duży [4,6-6-m], pokryty mozaiką kostnych tarczek i płyt dinozaur. Można go porównać do czołgu na 4 nogach. Doskonałe zakonserwowanie śladu, niemal jak w betonie, zawdzięczamy związaniu piasku przez hematyt. W prehistorycznym błocie odbiła się tylna prawa stopa nodozaura. O tym, że się spieszył, świadczy niepełne opuszczenie pięty. Autentyczność tropu z Centrum Goddarda potwierdził przed oficjalnym piątkowym spotkaniem dr David Weishampel z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Analiza ziaren pyłku z materiału z tej samej kredowej skały osadowej pozwoliła oszacować jej wiek na ok. 110-112 mln lat. By opracować plan udokumentowania i zachowania znaleziska, NASA skonsultuje się z władzami stanu Maryland oraz paleontologami.
  21. Hipoteza mówiąca, że antybiotyki mogą przyczyniać się do otyłości zyskała mocne poparcie w postaci wyników dwóch badań naukowych. Jedno z nich wykazało, że u myszy, którym podawano antybiotyki, wystąpiły znaczące zmiany w populacji zasiedlających ich ciała mikrorganizmów odpowiedzialnych za przetwarzanie żywności i procesy metaboliczne. Z drugiego badania dowiadujemy się, że dzieci są tym grubsze, im bardziej były wcześniej wystawione na działanie antybiotyków. Mikrobiolog Martin Blaser z New York University, który prowadził wspomniane badania na dzieciach mówi,że wystawienie we wczesnym dzieciństwie na działanie antybiotyków prowadzi do zmian mikrobiomu i jego zdolności metabolitycznych. Zmiany te mają wpływ na metabolizm, w tym na geny odpowiedzialne za przechowywanie energii. Blasera zaintrygowało, dlaczego zwierzęta hodowlane, którym regularnie podawane są antybiotyki - a trzeba wspomnieć, że farmy hodowlane są konsumentem aż 80% wszystkich antybiotyków używanych w USA - przybierają na wadze szybciej, niż zwierzęta nie mające kontaktu z antybiotykami. Blaser wraz z zespołem przeprowadzili badania na myszach, podając im dawki antybiotyków odpowiadające dawkom przyjmowanym przez zwierzęta hodowlane. Co ciekawe, myszy nie przybrały na wadze, ale ilość tłuszczu w ich ciałach zwiększyła się o 15%. Badania mikrobiomu wykazały, że ma on znacznie różny skład od grupy kontrolnej. Zauważono też zmiany w profilu genetycznym zwierząt, a szczególnie niezwykłą aktywność genów związanych z rozkładem węglowodorów i regulacją poziomu cholesterolu. Kolejne studium zostało przeprowadzone przez Blasera i Leonarda Trasande’a. Przyjrzeli się oni 11 000 brytyjskich dzieci i odkryli, że u dzieci, które przed 6. miesiącem życia były wystawione na działanie antybiotyków, można zauważyć w kolejnych lata niewielki, ale stały przyrost masy. Wydaje się, że antybiotyki zmieniły metabolizm tych dzieci w sposób podobny do tego, co obserwujemy u myszy i zwierząt hodowlanych.
  22. Zabierając się samodzielnie za odnowienie, osiemdziesięciokilkuletnia kobieta zniszczyła XIX-wieczny fresk Ecce Homo z Sanktuarium Miłosierdzia Bożego w Borja koło Saragossy. Jego autorem jest słynący z delikatnych pociągnięć pędzla Elías García Martínez. Teraz z muralu spogląda na wiernych postać wyglądająca jak małpa w habicie. Większość szczegółów, np. korona cierniowa, zginęła pod ogromną ilością brązowej i czerwonej farby. Sprawa wyszła na jaw, gdy kilka tygodni temu jedna z wnuczek malarza wspomogła finansowo Centro de Estudios Borjanos, które prowadzi archiwum lokalnych malowideł o treści religijnej (co istotne, zdjęcia są regularnie uaktualnianie). Pracownicy udali się wtedy na inspekcję i zauważyli, że fresk z Borja został potwornie oszpecony. Na fotografii z 2010 r. na muralu widać zaledwie kilka białych kropek. Na zdjęciu, które zrobiono w lipcu br., gdy staruszka najprawdopodobniej zaczęła już swoje prace, postać Chrystusa w koronie cierniowej znaczą duże białe plamy. Jedna z teorii głosi, że konserwatorka amatorka zeskrobała po prostu starą farbę. Juan María Ojeda, doradca ds. kultury w Borja, powiedział agencji informacyjnej Efe, że niedługo na miejscu ma się zjawić zespół historyków sztuki. Będą oni obradować, co zrobić w zaistniałej sytuacji; chcą m.in. zapytać staruszkę, jakich materiałów użyła podczas renowacji. Fresk ma niewielką wartość artystyczną i nie jest częścią większego malowidła lub ołtarza, ale należy pamiętać o jego wartości sentymentalnej. Jeśli muralu nie uda się odtworzyć, na jego miejscu zawiśnie zdjęcie oryginalnego dzieła Martíneza.
  23. Tajwański producent smartfonów, HTC, który w ciągu ostatnich lat błyskawicznie podbijał rynek, ma coraz większe kłopoty. Pojawiły się nawet informacje, że Tajwański Bank Centralny zaoferował firmie pomoc finansową. Co prawda HTC ciągle przynosi zyski, ale konkurencja ze strony Samsunga i Apple’a wyraźnie naruszyła jego pozycję. HTC została założona w 1997 roku. Przez 10 lat firma powoli budowała swoją pozycję, oferując przede wszystkim urządzenia z systemem Windows Mobile. Szerzej znana stała się w 2008 roku, gdy wielką karierę zrobił HTC Dream, smartfon z systemem Android. Później były kolejne wielkie przeboje - Hero, Desire i Evo 4G. W 2011 roku tajwańska firma znalazła się w światowej czołówce producentów telefonów, a jej produkty - dzięki wysokiej jakości i dobremu oprogramowaniu - cieszyły się bardzo dobrą opinią. Jednak już pod koniec 2011 roku okazało się, że zyski HTC spadają, a kolejne modele smartfonów nie cieszą się tak olbrzymią popularnością jak wcześniejsze. Tajwańczycy wydali 300 milionów dolarów na przejęcie 51% firmy Beats Audio. Jednak zintegrowanie jej technologii ze smartfonami okazło się trudniejsze niż sądzono i obecnie firma wycofuje się stopniowo z Beats Audio, tracąc na tym pieniądze. Wcześniej 300milionów USD przeznaczono na zakup znanego niegdyś producenta układów graficznych S3 Graphics. Wydaje się, że i ta inwestycja nie przyniosła spodziewanych rezultatów. Niedawno zaś HTC ogłosiło stratę w wysokości 40 milionów USD spowodowaną kłopotami i restrukturyzacją firmy OnLive. Na razie HTC nie ma pomysłu na wyjście z impasu spowodowanego przede wszystkim postępami Samsunga i Apple'a. W bieżącym roku firma postanowiła skupić się na marketingu i sprzedaży smartfonów z rodziny One X. Pomimo tego, że w maju i kwietniu główni rywale koncernu - Samsung i Apple - nie mieli w ofercie żadnych nowych modeli, zainteresowanie One X było poniżej oczekiwań. HTC notuje ciągły spadek sprzedaży i coraz mniejsze zyski.
  24. Paucidentomys vermidax to nowo odkryty gatunek szczura. Zamieszkuje Indonezję i jako jedyny gryzoń na świecie w ogóle nie ma zębów trzonowych. Zwierzę żyje w mokrym, wysoko położonym lesie, który dzięki obfitości mchów wygląda naprawdę zachwycająco. Na razie nie wiadomo, z jak rozpowszechnionym gatunkiem mamy do czynienia, bo P. vermidax trudno złapać. Podczas badań na Celebes dr Jacob Esselstyn z McMaster University schwytał zaledwie 2 okazy. W ziemię wkopano wiadra, których brzeg znajdował się dokładnie na poziomie gruntu. Brak trzonowców to przystosowanie do diety, na którą wydają się składać głównie albo wyłącznie dżdżownice. Taki wniosek nasunął się po przeanalizowaniu zawartości żołądka - u jednego ze szczurów nie znaleziono niczego poza pierścieniowatymi segmentami. Jak podkreślają autorzy artykułu z Biology Letters, każdy odkryty dotąd gryzoń miał komplet siekaczy do obgryzania i zębów trzonowych do rozcierania (funkcjonalnie i przestrzennie rozdzielała je diastema). P. vermidax jest inny, nie ma trzonowców, a to, co pozostało, to również nie typowe siekacze. Są dwudzielne, zamiast przybierać kształt klinów. Dziwne zęby mogą służyć do siekania lub rozdzierania dżdżownic, ale na razie nie wiemy, jak to naprawdę działa. Prawdopodobny najbliższy krewny P. vermidax ma trzonowce, co wskazuje, że nowo opisany mieszkaniec Indonezji musiał je utracić na pewnym etapie ewolucji.
  25. Jeszcze dzisiaj łazik Curiosity odbędzie swoją pierwszą podróż. Pojazd przejedzie 5 metrów do przodu, skręci w prawo, a następnie wycofa się i zatrzyma na lewo od swojej obecnej pozycji. Manewr ma na celu sprawdzeni układów odpowiedzialnych za przemieszczanie łazika. NASA już częściowo przetestowała układ jezdny, skręcając cztery z sześciu kół Curiosity. Agencja poinformowała też o awarii jednego z czujników badających siłę wiatru (REMS). Jedną z możliwych przyczyn awarii jest uderzenie kamyków podczas lądowania łaziku. Musimy zatem ostrożniej używać drugiego czujnika, dzięki któremu znamy prędkość i kierunek wiatru - mówi Ashwin Vasavada z Jet Propulsion Laboratory. Z danych przekazanych przez Curiosity wiemy, że w kraterze Gale, gdzie wylądował pojazd, temperatura atmosfery waha się w ciągu doby w zakresie od -2 do -75 stopni Celsjusza. Wahania temperatury gruntu są jeszcze większe i wynoszą od 3 do -91 stopni. Dostarczony przez Rosję instrument szuka wody do głębokości 1 metra. Podobne instrumenty są wykorzystywane podczas poszukiwań ropy naftowej. Nigdy jednak nie wysyłano ich na inną planetę. Curiosity wystrzeliwuje neutrony w grunt. Obserwując ich rozpraszanie możemy określić ilość wodoru w glebie - wyjaśnił Igor Mitrofanov z moskiewskiego Instytutu Badań Kosmicznych, który jest głównym naukowcem odpowiedzialnym za pracę Dynamicznego Albedo Neutronów (DAN). Najbardziej prawdopodobnym źródłem wody na Marsie mogą być uwodnione minerały, w których zostały uwięzione cząsteczki wody.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...