Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Podobnie jak wargi opuszki palców są bardzo wrażliwe na dotyk. By stały się jeszcze czulsze, wynaleziono giętkie urządzenie półprzewodnikowe, które przypomina przezroczysty naparstek z wbudowanym obwodem. Naukowcy mają nadzieję, że to pierwszy krok w kierunku zaawansowanych rękawiczek chirurgicznych. Pracami amerykańsko-chińskiego zespołu z University of Illinois w Urbana-Champaign, Northwestern University i Dalian University of Technology kierował John Rogers. Najważniejszą częścią wynalazku są warstwy złotych elektrod o grubości zaledwie kilkuset nanometrów, które by powstała nanobłona, poprzeplatano warstwami poliimidu. Całość umieszcza się na tubie z gumy silikonowej. W ten sposób jedna ze stron obwodu wchodzi w bezpośredni kontakt z palcem. Po drugiej znajdują się zaś czujniki mierzące nacisk, temperaturę czy np. rezystancję. Wykazano, że urządzenie reaguje z dużą precyzją na naprężenia związane z dotykiem i ruchami palców. Naprężenia na czubku palca są mierzone dzięki określaniu zmiany w pojemności elektrycznej pomiędzy parami elektrod w obwodzie. Przyłożenie sił zmniejsza odległości w skórze, przez co pojemność wzrasta. Osoba nosząca nanonaparstek podlega stymulacji elektrodotykowej. Delikatne mrowienie jest wywołane przyłożeniem do skóry niewielkiego napięcia. Wartość napięcia jest kontrolowana przez czujniki i zależy od właściwości dotykanego obiektu. Prof. Rogers tłumaczy, że rękawiczki wyposażone w nanomembranę mogłyby na podstawie właściwości elektrycznych wyczuwać grubość lub skład tkanki. Na tym jednak nie koniec: posługując się przymocowaną do nadgarstka baterią, dzięki której za pośrednictwem nanomembrany podawano by prąd zmienny o dużej częstotliwości (HFAC), wykonywano by np. zabiegi ablacji tkanki. Alternatywnie lub dodatkowo przeprowadzano by USG. Komercjalizowana dzięki firmie MC10 technologia znalazła zastosowanie nie tylko w chirurgii, ale i innych dziedzinach medycyny. Trwają bowiem np. testy na zwierzętach, gdzie serce owija się nanobłoną, która tworzy trójwymiarowe mapy aktywności elektrycznej. MC10 współpracuje też ponoć z Reebokiem. Do końca roku miałby zadebiutować produkt dla osób uprawiających sporty kontaktowe.
  2. Przed trzema dniami w powietrze wzbił się prototyp najnowszego pojazdu latającego, który w przyszłości chcą wykorzystywać amerykańscy wojskowi. Tym razem jednak nie chodzi o supernowoczesny myśliwiec, a o sterowiec. Pojazd Long Endurance Multi-Intelligence Vehicle (LEMV) odbył 90-minutowy lot nad Lakehurst Naval Air Station w New Jersey. Jak zapewnia jego producent, firma Northrop Grumman, to „największy, najbardziej wytrzymały pojazd lżejszy od powietrza, który można opcjonalnie pilotować“. Niemal 100-metrowy LEMV ma w przyszłości unosić się na wysokości do 6 kilometrów nad interesującym wojsko terenem. Pojazd będzie wyposażony w 1100 kilogramów sprzętu służącego obserwacji i łączności, co znakomicie ułatwi działania wojska. Ma pozostawać w powietrzu przez trzy tygodnie. Sterowiec wyposażono w cztery silniki diesla. Armia na nadzieję, że dzięki sterowcom nie tylko będzie mogła skuteczniej zbierać różnego typu informacje, ale liczy też na obniżenie kosztów takich działań. Godzinna misja myśliwca to koszt nawet 10 000 dolarów. Tymczasem Northrop Grumman zapewnia, że trzy tygodnie lotu LEMV będą kosztowały około 20 000 USD. Zaprojektowanie i zbudowanie prototypu kosztowało 154 miliony dolarów.
  3. Wydawałoby się, że niedobór snu nie wpływa korzystnie na formę, a więc i na zdolności reprodukcyjne, jednak naukowcy z Niemiec i Szwajcarii wykazali, że samce biegusów arktycznych (Calidris melanotos), które śpią mniej, płodzą najwięcej piskląt. Okres godowy tych ptaków, które zamieszkują tundrę od Tajmyru po zachodnie wybrzeża Zatoki Hudsona, przypada na maj-czerwiec. Prowadząc badania w pobliżu Barrow na Alasce, prof. Bart Kempenaers, dyrektor Grupy ds. Snu Ptaków z Instytutu Ornitologii Maxa Plancka, zauważył, że niektóre samce są aktywne prawie przez całą dobę (umiejscowienie tych terenów oraz pora roku sprawiają, że dzień jest bardzo długi). By stwierdzić, co się dzieje, posłużyliśmy się wieloma metodami. Na grzbiecie biegusów umieściliśmy nadajniki, które mogły wskazać, kiedy ptaki się poruszają. Dzięki temu przez kilka tygodni nagrywaliśmy wzorce [aktywności] z 24 godzin - tłumaczy dr Niels Rattenborg. Analiza danych dot. poruszania się i EEG ujawniła, że niektóre samce C. melanotos były ekstremalnie aktywne przez całą dobę, podczas gdy inne spotykały się z kilkoma samicami, a później po prostu spały. Zebraliśmy wszystkie jaja z badanego stanowiska, inkubowaliśmy je, a po wylęgu pobraliśmy DNA od piskląt. W ten sposób dowiedzieliśmy się, ile młodych spłodził każdy z samców. Później oddaliśmy małe matkom. Okazało się, że samce aktywne przez 95% doby spłodziły najwięcej piskląt. Ornitolodzy uważają, że opisane zachowanie ma związek z poligamią biegusów arktycznych. Obserwowaliśmy, że gnieżdżące się dokładnie w tym samym rejonie monogamiczne gatunki biegusów stawały się nieaktywne w najciemniejszym okresie doby. Wydaje się, że wtedy spały, podczas gdy niektóre C. melanotos angażowały się w niemal stałą aktywność - podkreśla dr Rattenborg. Naukowców zaskoczył fakt, że superczynne samce nie odchorowywały swojego zachowania. W kolejnym roku w całkiem dobrej formie powracały do miejsca lęgowego z zimowiska w środkowej Ameryce Południowej. Rattenborg opowiada, że prowadzi się sporo badań nad wpływem deprywacji sennej na kondycję różnych zwierząt. Często wykazywano, że nawet nieznaczna utrata snu, zaledwie kilkugodzinowa, ma niekorzystny wpływ na zdolność wykonywania różnych zadań. W artykule opublikowanym na łamach Science autorzy przypominają, że funkcje snu nadal nie są dobrze poznane. Jedna z teorii kładzie nacisk na jego właściwości regeneracyjne, inna sugeruje, że adaptacyjna nieaktywność w okresie, gdy aktywność byłaby nieproduktywna, pozwala oszczędzać cenną energię. Sugeruje to, że gdyby wymogi ekologiczne faworyzowały czuwanie, zwierzęta mogłyby ewoluować umiejętność czasowego zawieszania snu. Niemiecko-szwajcarski zespół rzeczywiście wykazał, że w 3-tygodniowym okresie silnego współzawodnictwa samców panowie są w stanie utrzymać intensywną aktywność neurobehawioralną, znacznie redukując czas przeznaczany na sen.
  4. JapońskaSłużba Meteorologiczna informuje, że zebrane dane wskazują na pojawienie się El Niño. Anomalia może potrwać do zimy, a specjaliści obawiają się, że spowoduje ona wzrost już i tak wysokich cen żywności. W ciągu ostatnich dwóch miesięcy, z powodu katastrofalnej suszy w USA, cena kukurydzy zwiększyła się o ponad 60%. Z kolei susza w Ameryce Południowej przyczyniła się do mniejszych zbiorów soi. Trwający El Niño może przyczynić się do spadków plonów od Indii i Afrykę po Australię. Jeśli będzie intensywny i długotrwały, czeka nas kolejny skok cen żywności. Sytuacja już i bez tego jest niepokojąca. Przed kilkoma dniami Organizacja Żywności i Rolnictwa (FAO) ostrzegła przed powtórką kryzysu żywnościowego z 2008 roku. Obecnie trudno przewidywać, jak rozwinie się sytuacja. Tym bardziej, że zjawisko niekorzystne dla jednych regionów, może korzystnie wpłynąć na inne. Susza może negatywnie odbić się na plonach w Australii, Afryce, Indiach i Azji Południowo-Wschodniej, ale jednocześnie mniejsza ilość opadów może być zbawienna dla chińskich upraw kukurydzy i soi, które jesienią potrzebują mniej wody. Z powodu El Niño może też dojść do większej ilości opadów w Ameryce Południowej, co zwiększy plony soi i kukurydzy. Jednak w takim scenariuszu ucierpią plantacje kawy, kokosów, ryżu i cukru w Azji. Dane o El Niño potwierdzają też Amerykanie. Zdaniem należącego do NOAA U.S. Climate Prediction Center jest niemal pewne, że El Niño pojawi się w ciągu najbliższych dwóch miesięcy. Wpływ tego zjawiska na światowe rolnictwo będzie zależał od momentu jego pojawienia się, rozwoju oraz intensywności. W Japonii i USA może przynieść więcej opadów, jednak może przyjść zbyt późno, by pomóc uprawę zdziesiątkowanym przez suszę. Z kolei indonezyjscy meteorolodzy twierdza, że wpływ El Niño na ich kraj będzie niewielki. Problem za to mogą mieć Indie, jeden z największych producentów i konsumentów żywności. Tam spodziewane są niższe opady i niższe plony. Przed trzema laty, gdy El Niño opóźnił pojawienie się monsunu, światowe ceny cukru osiągnęły najwyższą od 30 lat wartość, gdyż to właśnie Indie są drugim największym na świecie jego producentem. El Niño prowadzi też do zmniejszenia liczby sztormów na Atlantyku i w Zatoce Meksykańskiej, co jest dobrą wiadomością dla przemysłu naftowego i jego platform wiertniczych.
  5. Coraz częściej nowe gatunki są odkrywane w nietypowym dla nich środowisku - Internecie. W maju 2011 r. dr Shaun Winterton, entomolog z California Department of Food & Agriculture, przeglądał zdjęcia na Flickrze i przy jednym ze zbliżeń złotooka zorientował się, że owad wygląda inaczej niż wszystko, co dotąd znał - z tyłu skrzydeł widać było czarną kratkę z błękitnymi wypełnieniami. Gdy Winterton wysłał zdjęcia kilku swoim kolegom, ci potwierdzili jego przypuszczenia - to nieznany gatunek. Zaaferowany naukowiec wystosował maila do autora zdjęcia Gueka Hocka Pinga. Okazało się, że ten zauważył insekta, wędrując po dżungli malezyjskiego stanu Selangor. Tuż po uwiecznieniu obiekt odfrunął, co stanowiło dla Amerykanina duży zawód. Bez nietkniętego egzemplarza nie ma bowiem mowy o potwierdzaniu istnienia nowego gatunku i wskazywaniu holotypu. Rok później Winterton dostał maila od fotografa, który wrócił do dżungli i spotkał kolejnego złotooka z tym samym wzorem na skrzydłach. Powiedział, że ma go w pojemniku na kuchennym stole i zapytał, co ma z nim zrobić. Zgodnie z instrukcją, okaz został wysłany do Stephena Brooksa z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie. Ten potwierdził, że to nowy gatunek, w dodatku dopasował go egzemplarza, który niesklasyfikowany znajdował się w muzealnych zbiorach od kilkudziesięciu lat. Flickrowemu odkryciu nadano nazwę Semachrysa jade. Zostało ono opisane w branżowym periodyku ZooKeys. Winterton, Guek i Brooks pracowali nad artykułem każdy ze swojego kontynentu, posługując się online'owym pakietem biurowym Google'a. W końcu jak internetowo, to do końca...
  6. Zespół archeologów, którzy prowadzili prace wykopaliskowe w pałacu w Awaris, stolicy Hyksosów, władców starożytnego Egiptu z XV i XVI dynastii, znalazł szkielety 16 prawych dłoni. Dotąd o tradycji wymiany dłoni zwyciężonych wrogów na nagrodę - złoto - wiedziano tylko z hieroglifów, teraz pojawił się namacalny dowód. Szefem projektu był Manfred Bietak, emerytowany profesor egiptologii na Uniwersytecie Wiedeńskim. Jak ujawnili naukowcy, dłonie leżały w 4 dołach. W dwóch zlokalizowanych naprzeciw pomieszczenia, które było prawdopodobnie komnatą tronową, umieszczono po jednej dłoni. Dwie pozostałe jamy powstały nieco później i znajdowały się na zewnątrz pałacu. Większość to dość duże dłonie, niektóre z nich są nawet bardzo duże - podkreśla Bietak. Każda jama reprezentuje pojedynczą ceremonię. Datowanie ujawniło, że ręce mają ok. 3600 lat. W czasie, gdy je pogrzebano, w pałacu rezydował król Chian. O zwyczaju prezentowania przez żołnierza odciętej prawej dłoni wroga i wymianie na złoto wspominano w sztuce i pismach. Jednym z przykładów jest inskrypcja na nagrobku Amosa, syna Ibana, Egipcjanina, który walczył w kampanii przeciwko Hyksosom. Warto dodać, że napis jest o ok. 80 lat młodszy od 16 dłoni z Awaris. Pozbawianie wrogów prawej dłoni nie tylko ułatwiało zliczanie, ale i miało zapewne wymiar symboliczny. Tak jak Samson stał się słabszy po obcięciu włosów, także i tutaj siła ulatniała się wraz z prawą ręką. Przeciwnicy byli pozbawiani mocy po wsze czasy. Nie wiadomo, do kogo należały odcięte dłonie: być może do Egipcjan, a być może do przedstawicieli ludów, z którymi Hyksosi walczyli na Lewancie. Obcinanie dłoni praktykowali zarówno Hyksosi, jak i Egipcjanie. Naukowcy nie są pewni, kto zapoczątkował ten zwyczaj. Brak wzmianek, by Hyksosi postępowali tak w swej domniemanej ojczyźnie północnym Kanaanie, niewykluczone więc, że i w tym przypadku postąpili jak zwykle i zaadaptowali istniejący porządek rzeczy (oznaczałoby to, że przyjęli zwyczaj egipski). Być może zwyczaj pochodził w ogóle skądinąd.
  7. Google wprowadza zmiany w swoich algorytmach wyszukiwania. Ich celem jest utrudnienie dostępu do pirackich treści i lepsze wyszukiwanie legalnych dostawców. Od przyszłego tygodnia w algorytmach Google’a zostaną uwzględnione żądania usunięcia odnośników do nielegalnych materiałów, które przysyłają właściciele legalnych treści. Im więcej tego typu żądań trafi do Google odnośnie danej witryny, tym niżej w wynikach wyszukiwania będzie ona prezentowana. Taka zmiana powinna pomóc użytkownikom w łatwiejszym dotarciu do legalnych treści wysokiej jakości,niezależnie od tego, czy jest to utwór muzyczny na witrynie NPR, program telewizyjny na Hulu czy strumień audio na Spotify - oświadczyli przedstawiciele Google’a. Koncern poinformował jednocześnie, że obecnie każdego dnia otrzymuje i przetwarza więcej żądań dotyczących usunięcia linków do nielegalnych materiałów, niż otrzymał ich w całym 2009 roku. W ciągu ostatnich 30 dni takich skarg napłynęło ponad 4,3 miliona. Firma nie ogranicza się tylko do spełniania życzeń właścicieli praw autorskich. Witryna, do której odnośnik jest usuwany, zostaje o tym poinformowana, dzięki czemu, w razie pomyłki, można przywrócić go do wyników wyszukiwania. Przemysły filmowy i nagraniowy z zadowoleniem powitały nową inicjatywę Google’a.
  8. W bieżącym tygodniu w Nature pojawi się artykuł, w którym badacze IBM-a poinformują o dokonaniu ważnego przełomu w spintronice. Spintronika stara się wykorzystać w elektronice spin elektronu. Jego kontrolowanie jest niezwykle trudne. W naturalnych warunkach spin pozostaje w stałej pozycji przez około 100 pikosekund. To zbyt krótko, by wykonać jakiekolwiek operacje logiczne. Specjaliści z IBM Research oraz ETH Zurich informują za pośrednictwem Nature, że udało im się zsynchronizować spiny elektronów i utrzymać je w ten sposób przez 1,1 nanosekundy. To wystarczająco długo, by układ taktowany 1-gigahercowym zegarem mógł z tego spinu skorzystać. Gian Salis, współautor badań, informuje, że wraz z kolegami wykorzystali bardzo krótkie impulsy laserowe do badania spinów tysięcy elektronów, które umieszczono na bardzo małej przestrzeni. Zwykle spiny przybierają przypadkowe ciągle zmieniające się wartości. Jednak naukowcom z IBM-a i ETH udało się, jako pierwszym, ułożyć spiny w regularne, przypominające paski, wzorce. Salis przypomina, że już w 2003 roku pojawiła się idea podobnego rozwiązania, jednak nigdy wcześniej nie zaobserwowano bezpośrednio, by komuś udało się osiągnąć pożądane rezultaty. Kierunek rotacji spinów był zupełnie przypadkowy. Teraz go zsynchronizowaliśmy, więc spin nie tylko utrzymuje się przez dłuższy czas, ale elektrony obracają się synchronicznie, jak w tańcu. Udowodniliśmy, że dokładnie rozumiemy, co się tam dzieje i wykazaliśmy, że teoria jest prawdziwa - dodaje Salis. Naukowcy będą teraz próbowali wydłużyć 30-krotnie czas, w którym spin pozostaje niezmienny. Na razie praktyczne wykorzystanie odkrycia specjalistów z IBM-a i ETH jest niemożliwe. Swoje eksperymenty prowadzili oni bowiem w temperaturze -233 stopni Celsjusza.
  9. Naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Lejdzie opracowali metodę ultrastrukturalnego mapowania wycinków komórek i tkanek o powierzchni ok. mm2 z nanometrową rozdzielczością. Nazwali ją wirtualną nanoskopią. Jak tłumaczą Holendrzy, których artykuł ukazał się w Journal of Cell Biology, ich podejście łączy ze sobą elektronową mikroskopię transmisyjną (TEM), automatyczne gromadzenie danych oraz sklejanie wielu zdjęć, by uzyskać duże slajdy. Wg nich, wirtualna nanoskopia ułatwia studia bazujące na mikroskopii korelacyjnej (ang. correlative light-electron microscopy, CLEM), stanowiącej połączenie obrazowania w mikroskopie konfokalnym i mikroskopie elektronowym transmisyjnym. Dzieje się tak, bo pozwala bezpośrednio odnosić budowę do funkcji, np. opisać wzajemne powiązania między zdarzeniami molekularnymi i komórkowymi. Metodę wypróbowano na kilku przykładach, w tym na przekroju strzałkowym 5-dniowego embrionu danio pręgowanego (Danio rerio). Naukowcy wykonali 26434 elektronowe mikrofotografie. W sumie uzyskali obraz o rozdzielczości 281 gigapikseli, gdzie pojedynczy piksel odpowiada 1,6 nm rzeczywistego obrazu. Jak tłumaczy Frank G.A. Faas, demonstrowana seria zdjęć skupia się na bakteriach w jelicie płodu ryby. Ziemniakowate struktury to bakterie, a mniejsze okrągłe i eliptyczne twory wokół to mikrokosmki (microvillus), które wystają do światła przewodu pokarmowego, zwiększając powierzchnię wchłaniania substancji odżywczych. Na każdy skok powiększenia przypada 2-krotny wzrost rozdzielczości. Na witrynie poświęconej projektowi można pooglądać nie tylko jelito, ale też resztę rozwijającego się organizmu. Tkankę chrzęstną oznaczono kolorem ciemnoniebieskim, mózg - ciemnozielonym, tkankę mięśniową - łososiowym, wątrobę - czerwonobrązowym, jelito - ciemnym khaki, trzustkę - śliwkowym, przewód pranercza - żółtym, a żółtko - turkusowym. Za pomocą przycisków da się sterować obrazem. Minus oznacza spadek powiększenia i rozdzielczości, plus wzrost. Strzałki pozwalają przesunąć okienko, w obrębie którego zachodzi przeskalowywanie.
  10. W Microsoft Research trwają prace nad KinÊtre - realistyczną animacją dowolnych obiektów, którą może przygotować każdy laik. Eksperci z Redmond wykorzystują w tym celu urządzenie Kinect. Najpierw za jego pomocą skanujemy interesujący nas obiekt, by trafił on do pamięci komputera. Następnie wykorzystujemy Kinect do filmowania naszych ruchów. Wystarczy, że ustawimy się w takiej pozycji, by nasza sylwetka pokryła się z wirtualnym przestawieniem obiektu, z którym chcemy przeprowadzić interakcję. O tym, jak pomysł inżynierów Microsoftu sprawdza się w praktyce możemy przekonać się, oglądając poniższy film.
  11. Specjaliści z MIT-u, Uniwersytetu Harvarda i Narodowego Uniwersytetu Seulskiego stworzyli, na zlecenie DARPA, autonomicznego miękkiego robota, który przemieszcza się podobnie jak np. dżdżownica. Urządzenie jest nie tyle ciche, ale również wytrzymałe. Nadepnięte czy uderzone młotkiem potrafi dalej wędrować. O przydatności Meshworma nie trzeba nikogo przekonywać. Dzięki możliwości cichego poruszania się po zróżnicowanym terenie i wśliźnięcia się w bardzo ciasne przejścia, przyda się on zarówno wojsku i służbom specjalnym podczas misji zwiadowczych, jak i służbom ratunkowym do np. przeszukiwania gruzowisk. Meshworm napędzany jest przez „sztuczny mięsień“ zbudowany z kabli niklowo-tytanowych. Taki stop posiada „pamięć kształtu“ i rozciąga się oraz kurczy pod wpływem ciepła. Kabel owinięto wokół tworzącej „ciało“ miękkiej tuby, dzieląc ją w ten sposób na segmenty. Odpowiednie podawanie napięcia na kabel prowadziło do kurczenia się i rozciągania segmentów, co pozwalało na poruszanie urządzenia. Badania nad robotami poruszającymi się jak dżdżownice trwają od wielu lat. Urządzenia takie muszą być miękkie, co umożliwia poruszanie oraz zapobiega celowym bądź przypadkowym uszkodzeniom. Poważny problem stanowi ich napęd. Naukowcy próbowali używać np. sprężonego powietrza, to jednak wymagało użycia sporych kompresorów, a zintegrowanie mikrokompresorów z autonomicznym robotem jest trudne. Sangok Seok, Cagdas Denizel Onal, Kyu-Jin Cho, Robert Wood i Daniela Rus postanowili wziąć za wzór dzieła natury. Stwierdzili, że zwierzęta poruszające się w interesujący ich sposób mają dwie główne grupy mięśni. Jedne otulają ich ciało wokół, a drugie są rozciągnięte wzdłuż niego. Ich współpraca pozwala na sprawne poruszanie się. Uczeni najpierw stworzyli polimerową siatkę zbudowaną z naprzemiennie ułożonych włókien, które mogą rozciągać się i kurczyć. Później rozpoczęli odpowiedniego materiału na „mięśnie napędowe“. Ich uwagę zwrócił stop niklu i tytanu. To bardzo dziwny materiał. Jego właściwości ulegają dramatycznej zmianie w zależności od stosunku obu składowych - mówi Kim. Gdy odpowiednio dobierzemy skład stopu, będzie on w bardzo interesujący sposób reagował na temperaturę. Powyżej pewnej temperatury znajdzie się w stanie zwanym austenitem. Będzie regularną strukturą, która, nawet po znacznym odkształceniu, wraca do oryginalnego kształtu. Poniżej zaś pewnej temperatury stanie się martenzytem i pozostanie w kształcie jaki został mu nadany. Naukowcy owinęli polimerową siatkę kablem niklowo-tytanowym, a do jej wnętrza włożyli małą baterię i układ scalony. Odpowiedni algorytm dbał o precyzyjne rozgrzewanie i chłodzenie poszczególnych segmentów „ciała“ Meshworma, co pozwoliło na jego poruszanie się. Kable ułożono też wzdłuż robota, a ich kurczenie się i rozciągnie umożliwiało na wykonywanie zakrętów. Mimo, że ciało tego robota jest znacznie bardziej proste niż prawdziwego zwierzęcia - składa się tylko z kilku segmentów - ma niezwykłe możliwości. Myślę, że w następnej dekadzie zmieniające kształt sztuczne 'mięśnie’ trafią do wielu urządzeń - telefonów komórkowych, komputerów przenośnych czy samochodów - mówi profesor Kellar Autumn z Lewis and Clark College, który specjalizuje się w rozwijaniu robotów poruszających się jak zwierzęta.
  12. Jak u innych owadów, stopy chrząszczy są zakończone pazurkami. Na pazurkach znajdują się włoski (setae), które czasem są pokryte lepką oleistą substancją. Dzięki tym wszystkim trikom utrzymanie na gładkiej - dodajmy suchej - powierzchni to betka. Kałdunica zielona (Gastrophysa viridula) bije jednak wszystkich na głowę, bo dzięki bąblom powietrza między włoskami potrafi także spacerować po dnie zbiorników wodnych. Naoe Hosoda z Narodowego Instytutu Materiałoznawstwa w Tsukubie nawiązała współpracę ze Stanisławem Gorbem z Uniwersytetu w Kiel. Duet schwytał 29 dzikich chrząszczy i pozwolił im zejść po kładce na dno pojemnika z wodą. O dziwo, mimo zmiany środowiska kałdunice nie przerwały marszu. Poruszały się całkiem sprawnie, a ich mięśnie generowały znaczną siłę. Japońsko-niemiecki zespół zmierzył ją, przyczepiając owady do siłomierza za pomocą ludzkiego włosa. Kałdunice nie toną, bo dysponują naturalną pływalnością. Na czym więc polega sztuczka? Pokryte olejem owłosione poduszeczki przytrzymują bąble powietrza, które w kontakcie z hydrofobowym podłożem przesuwają cząsteczki wody, miejscowo je osuszając i wytwarzają adhezję kapilarną. Między stopą a podłożem powstają ciekłe mostki. Mimo że przebywają nad dnie zbiornika lub pokonują zalane pochylnie, G. viridula funkcjonują więc jak podczas spaceru po liściu skąpanym w promieniach słońca. W skrócie można powiedzieć, że przywieranie chrząszczy do materiałów hydrofilowych jest pod wodą słabsze niż na powierzchni, a do powierzchni hydrofobowych porównywalne. Dodając do wody detergentu, naukowcy udowodnili, że dla umiejętności kałdunic zielonych kluczowe są bąble powietrza. Tuż po tej manipulacji chrząszcze odrywały się bowiem od dna i unosiły ku powierzchni. Ponieważ Hosoda pracuje w Instytucie Materiałoznawstwa, jej badania dotyczyły biomimetyzmu. Zależało jej na stworzeniu materiału o tych samych właściwościach, co stopy G. viridula. W efekcie powstał krzemowy polimer z kolumienkami, pomiędzy którymi gromadzą się bąble powietrza. Jeśli w płytce nie ma filarów, nie przywiera do dna. Im większe się jednak zastosuje, tym większe bąble powietrza zatrzymuje i tym większą trzeba przyłożyć siłę, by ją oderwać od podłoża.
  13. Obliczenia wykonywane podczas badań nad nowymi lekami należą do najbardziej czasochłonnych zadań stawianych przed komputerami. Czasami wystarczy jednak nieco zmodyfikować algorytm i zastosować inny sprzęt, by zaoszczędzić olbrzymią ilość czasu. Naukowcy z chińskiego uniwersytetu Shanghai Jia Tong korzystają z kompilatora OpenACC firmy CAPS do wykonywania obliczeń genomicznych. Tego typu oprogramowanie stosuje się podczas badań nad nowymi terapiami chorób genetycznych, jak np. zespół Downa czy mukowiscydoza. Teraz okazało się, że dzięki zastosowaniu procesora Tesla Nvidii oraz zmodyfikowaniu pod jego kątem kompilatora - co wymagało uzupełnienia programu o zaledwie cztery linie kodu - pozwoliło na 16-krotne przyspieszenie obliczeń. Z tego typu rozwiązań korzystają nie tylko ośrodki uniwersyteckie, ale również komercyjne firmy, jak np. Roche. Trend polegający na coraz częstszym łączeniu procesorów (CPU) z procesorami graficznymi (GPU), widoczny np. na liście najpotężniejszych superkomputerów świata, pojawił się również na znacznie słabszych maszynach. Zastosowanie takiego hybrydowego rozwiązania daje bowiem olbrzymie korzyści zarówno podczas projektowani CAD, obliczeń inżynierii materiałowej czy chemii kwantowej. Poświęcając kilka lub kilkanaście godzin pracy na zmodyfikowanie używanego dotychczas systemu można osiągnąć wielokrotne przyspieszenie wykonywanych przez komputer zadań.
  14. U osób z syllogomanią, które odczuwają przymus zbierania zbędnych przedmiotów i zagracania nimi domu, dwie części obwodu odpowiadającego za podejmowanie decyzji są zbyt słabo aktywowane podczas obcowania z cudzą własnością i nadmiernie pobudzone, gdy chodzi o rozporządzanie swoimi dobrami (Archives of General Psychiatry). Skany z funkcjonalnego rezonansu magnetycznego (fMRI) ujawniły nieprawidłową aktywację przedniej kory obręczy (aCC) i wyspy, które odpowiadają za przetwarzanie informacji związanych z monitorowaniem błędów, ważeniem wartości przedmiotów, oceną ryzyka, nieprzyjemnymi emocjami oraz decyzjami o charakterze emocjonalnym. W studium finansowanym przez Narodowy Instytut Zdrowia Psychicznego (NIMH) wzięło udział 43 pacjentów z syllogomanią. Wyniki obrazowania ich mózgów podczas podejmowania decyzji, czy wyrzucić, czy zostawić własną albo cudzą niechcianą pocztę i gazety, porównywano z 31 chorymi z zaburzeniem obsesyjno-kompulsyjnym (ZOK) i 33 zdrowymi dorosłymi. Kiedy decyzja dotyczyła własnych rzeczy, aCC i wyspa zbieraczy rozświetlały się mocniej niż w grupie z ZOK czy u osób zdrowych. Gdy decydowano o losie czyichś obiektów, te same obszary wydawały się działać słabiej niż u reszty. Świadomość tego, kto jest właścicielem segregowanej korespondencji/prasy, nie różnicowała aktywności mózgu chorych z ZOK. Naukowcy zauważyli, że nasilenie objawów syllogomanii i samoocena niezdecydowania korelują ze stopniem zaburzenia aktywności centrów sieci wydatnej (salience network), która łączy pola korowe przedniej części wyspy oraz przedniego zakrętu obręczy z jądrami podkorowymi: jądrem migdałowatym, jądrami wzgórza, istotą czarną, a także obszarem brzusznym nakrywki. Amerykańskie odkrycie ma duże znaczenie, bo wskazana sieć odpowiada za identyfikowanie najważniejszych bodźców wewnętrznych (z organizmu) i międzypersonalnych. A wszystko po to, by precyzyjnie i odpowiednio pokierować zachowaniem.
  15. NASA przygotowuje się do aktualizacji oprogramowania łazika Curiosity. To ryzykowna operacja, która zajmie kilka dni. Jeśli coś pójdzie źle, kontakt z pojazdem może zostać na zawsze utracony. To musi zadziałać. Nikt nie chce być tym, kto jako ostatni coś robił przy łaziku zanim stracono z nim kontakt -mówi Steve Scandore, jeden z inżynierów odpowiedzialnych za oprogramowanie Curiosity. Michael Watkis, menedżer systemów misji, wyjaśnia, że oprogramowanie, które pozwalało na lądowanie łazika zostanie zastąpione oprogramowaniem odpowiedzialnym za pracę na powierzchni Marsa. Zaktualizowany program został wgrany do pamięci Curiosity jeszcze przed jego startem z Ziemi. Teraz musi zostać uruchomiony i zainstalowany. Wcześniej jednak trzeba przeprowadzić szczegółowe testy obu komputerów pojazdu, by sprawdzić, czy wszystko jest gotowe do aktualizacji. Inżynierów czekają nerwowe chwile. Jutro wydadzą polecenie rozpoczęcia aktualizacji. Przez osiem godzin nie będą mieli kontaktu z Curiosity. Później łazik się wyłączy i ponownie włączy następnego dnia. Inżynierowie przeprowadzą wówczas testy, sprawdzające przebieg aktualizacji. Następnie cała procedura zostanie powtórzona dla komputera zapasowego. Mimo tego, że próby aktualizacji oprogramowania były wielokrotnie wykonywane na Ziemi i w końcu stały się rutynową czynnością, Scandore jest zdenerwowany. To nie jest zwykła zdalna aktualizacja. Po drugiej stronie nie ma nikogo. Łazik jest zdany sam na siebie. Nie możemy poprosić nikogo o pomoc, nikt niczego dla nas nie sprawdzi. Możemy tylko wysyłać polecenia i czekać - mówi. Aktualizacja oprogramowania to bardzo poważne zadanie. Ale nawet codzienna praca z łazikiem nie jest zajęciem prostym. Nad odpowiednim działaniem Curiosity czuwa zespół około 100 programistów. Codziennie piszą oni praktycznie nowe programy, testują je wysyłają łazika, który dzięki nim wykonuje swoje zadania. To jak codzienny sprint, dzięki któremu pojazd może działać i wypełniać stawiane przed nim zadania - mówi Andy Mishkin, szef misji.
  16. Nokia sprzedała 500 swoich patentów, a ich kupiec już zapowiada, że rozpocznie pozywanie firm, które je naruszają. Patenty opisujące bezprzewodowe algorytmy trzeciej i czwartej generacji stały się własnością firmy Vringo. Powstała ona w 2006 roku i specjalizowała się w produkcji oprogramowania na rynek mobilny. Jednak w 2012 roku połączyła się z Innovate/Protect Inc., która specjalizuje się w pozywaniu przedsiębiorstw naruszających własność intelektualną. W 2011 roku wygrała sprawy sądowe m.in. z Google’em, AOL-em, Gannett Comp., których oskarżyła o naruszenie patentów zakupionych od witryny Lycos. Vringo wydała na patenty Nokii 22 miliony dolarów. Z 500 patentów 109 zarejestrowanych jest w USA. Vringo szacuje, że na patentach kupionych od Nokii zarobi nawet 31,2 miliona dolarów, transakcja przyniesie jej zatem niemal 50-procentowy zysk.
  17. W procesie, który mógł stworzyć niebezpieczny precedens, nastąpił nagły zwrot. Sędzia rozpatrujący pozew firmy Mformation przeciwko Research In Motion, producentowi BlackBerry uznał, że ława przysięgłych została wprowadzona w błąd i unieważnił jej orzeczenie. Wcześniej ława przysięgłych orzekła, że RIM naruszył patent Mformation i nakazała zapłacenie 8 dolarów odszkodowania za każde naruszające prawo urządzenie. To kolosalna kwota. Owszem, może się zdarzyć, że np. producent smartfonu z Androidem będzie płacił np. Microsoftowi 8 USD od urządzenia, ale kwota ta to opłata za kilkadziesiąt czy kilkaset patentów wykorzystywanych przez smartfon. Tymczasem orzeczenie Mformation vs. RIM dotyczyło pojedynczego naruszenia. Ława przysięgłych orzekła, że RIM ma zapłacić w sumie 147,2 miliona USD. Ekspertom wynajętym przez kanadyjską firmę udało się jednak przekonać sędziego, że patent - mimo iż wydaje się solidny - został niewłaściwie opisany, w związku z czym nie powinien zostać przyznany. Jednak nawet gdyby sędzia nie dał się przekonać, to z pewnością kwota odszkodowania zostałaby znacznie zredukowana. RIM wykazał bowiem, że odpowiedzialne za znaczną część naruszeń serwery - a mowa tutaj o BlackBerry Enterprise Server - znajdują się poza granicami USA, nie podlegają zatem prawu patentowemu Stanów Zjednoczonych. Sama firma Mformation przyznała w jednej ze swoich opinii, że część naruszających przepisy serwerów znajduje się poza USA, ale uważała, że część jest umiejscowionych w USA. Opinii tej nigdy jednak nie przedstawiła ławie przysięgłych.
  18. W resocjalizacji więźniów coraz częściej wykorzystuje się niecodzienne metody. Były już joga, czytanie i pisanie esejów nt. wybranych dzieł klasycznych, teraz przyszedł czas na hodowanie zagrożonych motyli. Ostatnie z zadań powierzono niewielkiej grupie kobiet z Mission Creek Corrections Center for Women w Belfair w USA. Panie wędrują do szklarni umiejscowionej tuż za płotem ośrodka i rozmnażają tam należące do rodziny rusałkowatych motyle Euphydryas editha taylori. Największym zagrożeniem dla przyszłości tych owadów jest utrata preriowych habitatów wskutek ludzkiego osadnictwa. Z artykułów, które ukazały się w majowej prasie, można się było dowiedzieć, że na uwolnienie czekało wtedy ok. 1800 imago. Wszystkie miały znaleźć nowy dom na terenach wokół Joint Base Lewis-McChord - bazy Sił Powietrznych USA. Kiedyś E. editha taylori występowały od nizin Kolumbii Brytyjskiej po środkowy Oregon, obecnie pozostały 4 małe populacje w Oregonie i Waszyngtonie. Składają jaja na introdukowanych bananach zwyczajnych. Nie wiadomo, co było przedtem, ale gdy więźniarki dawały dorosłym motylom wybór - banany albo dwa rodzime gatunki Castilleja taedifera i Castilleja levisecta - miejscowe opcje wygrywały. Naukowcy podejrzewają, że pierwotnymi gospodarzami mogły być C. levisecta, ale te również są zagrożone. Przyszłe wysiłki ekologów będą zatem zmierzać w kierunku jednoczesnego chronienia motyli i roślin. W pierwszej grupie motyli osiągnięto bardzo wysoką, bo aż 93-proc. przeżywalność. Pod jej wrażeniem pozostawali m.in. pracownicy Oregońskiego Zoo. Więźniarki wyhodowały ponad 3600 gąsienic do przyszłorocznych wypuszczeń. Belfair to jedno z wielu centrów ze stanu Waszyngton, które biorą udział w Projekcie Podtrzymywania Środowiska Naturalnego w Więzieniach (Sustainability in Prisons Project, SPP). Po wejściu na witrynę SPP od razu rzuca się w oczy hasło "Łączymy więzienia z naturą". Skazani są traktowani raczej jak współpracownicy niż siła robocza. Składają podania o pracę (dane stanowisko), są szkoleni, otrzymują też niewielkie wynagrodzenie. Jak dotąd pomagali w ochronie zagrożonych motyli, oregońskich żab Rana pretiosa, ptaków, pszczół czy mchu. Carri LeRoy, jedna z szefowych SPP, podkreśla, że projekt zmniejsza wskaźnik recydywy. Korzystają też na nim koordynujący działania więźniów studenci, którzy nabywają doświadczenia związane z zarządzeniem zespołem.
  19. Łazik Curiosity to najbardziej zaawansowane laboratorium naukowe, jakie ludzkość kiedykolwiek wysłała na Marsa. Tym większe zdziwienie musi budzić informacja, że korzysta on z aparatów wykonujących zdjęcia o rozdzielczości zaledwie 2 megapikseli. Wiele współczesnych smartfonów jest wyposażonych w aparaty o kilkukrotnie większej rozdzielczości. Mike Ravine, menedżer ds. zaawansowanych projektów w Malin Space Science Systems wyjaśnia w wywiadzie dla serwisu dpreview.com, dlaczego łazik używa takich właśnie aparatów. Wpływ na ich wybór miały m.in. ograniczona prędkość transmisji danych z łazika oraz to, że naukowcy projektujący Curiosity dobrze znają matryce, które zostały wykorzystane w aparatach. Jednak najważniejszą przyczyną był fakt, że specyfikacja Curiosity powstała w 2004 roku. Nie można ot tak po prostu zaproponować jakiegoś projektu, a później w trakcie budowy go zmienić i stworzyć coś innego. Ponadto 2 megapiksele i 8 gigabajtów pamięci flash to nie była taka zła konfiguracja w 2004 roku - stwierdził Ravine. Eksperci zastanawiając się nad wyborem matrycy dla aparatu najpierw wzięli pod uwagę ilość tworzonych przezeń danych. Co prawda Curiosity korzysta z trzech różnych metod przekazywania danych, ale tylko łączność UHF nadaje się do przesyłania obrazków. Antena UHF łączy się z krążącym wokół Czerwonej Planety Mars Recoinnessance Orbiterem, który przekazuje dane na Ziemię. Umożliwia ona przesłanie do 250 megabitów danych dziennie, a jej pasmo jest współdzielone z wieloma innymi instrumentami wysyłającymi zbierane przez siebie informacje. Dla danych z aparatów nie zostaje zbyt wiele miejsca - mówi Ravine. Kolejnym czynnikiem wpływającym na wybór rozdzielczości była konieczność zastosowania takich samych matryc w czterech kamerach (MAHLI, dwóch Mastcam i MARDI). W takim projekcie bardzo ważną rolę odgrywają cena i ryzyko, zarówno to rzeczywiste jak i przewidywane. Co prawda te kamery różnią się wykorzystaną optyką, ale dzięki temu, że wszystkie bazują na tej samej platformie, nie musieliśmy wykonywać testów i uzyskiwać certyfikatów dla wielu platform. To czyni całość tańszym i bardziej niezawodnym rozwiązaniem, niż gdybyśmy mieli różne platformy - wyjaśnia ekspert. Dodaje, że specjalistom szczególnie zależało na tym, by kamera MARDI, która jest skierowana w dół i wykonywała fotografie podczas lądowania Curiosity, pracowała z jak największą prędkością. Układ KAI-2020 był najmniejszym chipem Kodaka zdolnym do wykonywania ujęć wideo HD w rozdzielczości 720p. Zastanawialiśmy się też nad 4-megapikselowym czujnikiem, ale pracował on dwukrotnie wolniej. A matryce CMOS dostępne w 2004 roku nie były wystarczająco dobre. Teraz stanowiłyby interesujące rozwiązanie, ale nie wówczas - stwierdził. Ponadto, jak wyjaśnił, NASA ma kilkadziesiąt lat doświadczeń z układami Kodaka i wykorzystaną w Curiosity linią Truesense. Eksperci agencji wiedzą jak je oprogramować i jak odpowiednio ustawić ich taktowanie.
  20. Prof. Kimberley Scharf z Uniwersytetu w Warwick odkryła, że im szersza sieć znajomych na serwisie społecznościowym, w tym większym stopniu ludzie polegają na innych, jeśli chodzi o rozpowszechnianie wiadomości o możliwości wsparcia akcji charytatywnej. Ekonomistka przypomina, że osoby wykorzystujące w ten sposób sytuację nazywa się free-riderami (od ang. free ride - jazda na gapę) i sugeruje, że tego typu zachowanie może się rozciągać również na dawanie. W artykule pt. "Private Provision of Public Goods and Information Diffusion in Social Groups" Brytyjka przedstawiła ekonomiczny model dawania w przypadku nakładania na siebie indywidualnych sąsiedztw społecznych. Transmisja informacji nt. okazji do dawania jest podkopywana przez bodźce freeridingowe - liczę, że zrobią to za mnie moi znajomi. Jeśli przepływ danych o tym, kto jest najlepszą organizacją charytatywną, podlega ograniczeniom, nie wszystkie datki trafiają do wiodących instytucji, przez co nie mogą one świadczyć tylu usług lub zmniejszają ilość dostarczanych dóbr. Na równi z poleganiem na innych w zakresie przekazywania wiadomości może się też rozwijać zjawisko cedowania na nich obowiązku dawania datków. Scharf ustaliła, że bardziej skłonni do ponoszenia ewentualnych kosztów dzielenia informacją są członkowie mniejszych, ściśle powiązanych grup, których łączą wspólne cele/zainteresowania. Tym, co naprawdę się liczy, jest stopień zacieśnienia kontaktów społecznych: duże, słabo powiązane grupy dzielą się informacjami mniej skutecznie od grup małych i dobrze zintegrowanych. Ekonomiści tradycyjnie postrzegali dawanie jako indywidualny wybór. Nadszedł czas na przemyślenie tej kwestii - mamy spore opóźnienia, jeśli chodzi o stawianie pytań odnośnie do wpływu powiązań społecznych na dobroczynność [czy inaczej mówiąc - altruizm].
  21. Meksykańscy archeolodzy znaleźli w znajdującej się w Mexico City Templo Mayor niezwykły grób. Na głębokości 4,5 metra odkryto szczątki młodej kobiety, które były otoczone 1789 ludzkimi kośćmi wbitymi pionowo w ziemię. To pierwszy tego typu odnaleziony pochówek aztecki. W przeciwieństwie do Majów Aztekowie nie mieli w zwyczaju składania masowych ofiar przy okazji pogrzebu osób z klas rządzących. Znane są nieliczne przypadki azteckich pochówków połączonych ze składaniem ofiar. Zwykle też Aztekowie kremowali zmarłych członków elity. Na niektórych ze znalezionych kości widoczne są ślady nacięć, które mogły powstać podczas rytualnego usuwania serca. Jednak prawdopodobnie osoby, do których należały kości, nie zostały poświęcone podczas ceremonii pogrzebowej. Kości zostały bowiem porozdzielane i przemieszane. Znaleziono np. czaszki siedmiu dorosłych i trójki dzieci, które były ułożone razem. W innym miejscu zgromadzono długie kości, a w innym żebra. Antropolog Perla Ruiz przypuszcza, że kości zostały wydobyte z wcześniejszych grobów i pochowane wraz młodą kobietą. Niektóre kultury dokonywały tego typu ponownych pochówków, traktując to jako formę kultu przodków. Nie wiadomo jednak czy Aztekowie postępowali podobnie. Na podstawie poziomu Templo Mayor, w którym dokonano pochówku, archeolodzy ocenili, że młoda kobieta zmarła pomiędzy rokiem 1481 a 1486.
  22. Tęcze fascynują naukowców i obserwatorów już od czasów Arystotelesa. Ponieważ są złożonym zjawiskiem, dotąd nie udało się ich w pełni zrozumieć. Dzięki symulacjom komputerowym międzynarodowego zespołu okazało się, że za tzw. tęcze bliźniacze odpowiada zmieszanie kropli o niesferycznym (np. burgeroidalnym) i sferycznym kształcie. Tęczy bliźniaczej, która wygląda jak łuk rozdzielający się od postawy na dwa, nie należy mylić z tęczą podwójną. W przypadku tej ostatniej mamy bowiem do czynienia z dwoma oddzielnymi i koncentrycznie ułożonymi łukami. Niekiedy tęcza bliźniacza współwystępuje z tęczą podwójną. By wyjaśnić fenomen rzadkiej tęczy bliźniaczej, dr Wojciech Jarosz z Disney Research w Zurychu i współpracownicy z Uniwersytetów w Saragossie i Horley oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego odwołali się do symulacji komputerowych. Pod uwagę brano zarówno różne kształty kropel, jak i wpływ korpuskularno-falowej natury światła. Wcześniejsze symulacje zakładały, że krople deszczu są sferyczne. O ile można w ten sposób łatwo wyjaśnić tęczę, a nawet tęczę podwójną, o tyle w przypadku tęczy bliźniaczej już się to nie uda - tłumaczy Jarosz. Spadając, wskutek tarcia powietrza krople ulegają spłaszczeniu. Najlepiej widać to na dużych kroplach. Co bardziej okazałe kończą jako przypominające hamburgery twory, dlatego też ukuto określenie burgeroidy. Czasem 2 przelotne deszcze się łączą. Kiedy składają się na nie krople o różnej wielkości, każdy z zestawów wytwarza lekko zdeformowane tęcze, które w sumie dają [...] tęczę bliźniaczą. Zespołowi udało się zaprojektować oprogramowanie odtwarzające te warunki w symulacji. Uzyskane wyniki pasowały do bliźniaczych tęcz z fotografii. Sukcesem zakończyły się też symulacje innych rodzajów tęcz. Pierwotnym celem projektu było lepsze odzwierciedlanie tęcz w bajkach animowanych i grach. Naukowcy szybko zorientowali się, że ani nauka, ani tym bardziej dotychczasowe symulacje nie są w stanie wyjaśnić niektórych ich typów. Jak można przeczytać w abstrakcie raportu naukowców, wykorzystana przez nich technika bazuje na śledzeniu promieni (uwzględniano m.in. rozszczepienie, polaryzację, interferencję i dyfrakcję). W przypadku kropli sferycznych model zespołu Jarosza pasuje do rozwiązania Mie. Co ważne, pozwala też jednak na dokładne symulowanie niesferycznych cząstek.
  23. Energetyka atomowa w USA może wkrótce przeżywać kryzys. A jego przyczyną nie będą tradycyjne obawy o bezpieczeństwo, a niska cena gazu ziemnego. Jeffrey Immelt, dyrektor wykonawczy General Electric, wywołał w ubiegłym miesiącu burzę, gdy powiedział, że trudno jest usprawiedliwić inwestycje w energię jądrową, gdy ceny gazu są tak niskie. Jako, że GE działa na rynku energetyki i jest jednym z producentów sprzętu wykorzystywanego w elektrowniach jądrowych, słów Immelta nie można lekceważyć. Dzięki nowym technikom wydobywczym i korzystaniu ze złóż w łupkach, cena gazu błyskawicznie spada. Jeszcze w 2008 roku cena miliona BTU (British Thermal Unit) rosła i wynosiła około 13 dolarów. Obecnie spadła do około 3 USD. W okresie wzrostu cen gazu różne firmy planowały budowę na terenie USA około 30 nowych elektrowni atomowych. Obecnie, jak oblicza Nuclear Energy Institute, do roku 2020 powstanie jedynie 5 nowy elektrowni. A zostaną one zbudowane tylko i wyłącznie dzięki preferencyjnym warunkom finansowym oraz możliwości obciążania klientów kosztami ich budowy już teraz. Na przykład w stanie Georgia powstają obecnie dwa reaktory, które budowane są dzięki pożyczce w wysokości 8,33 miliarda USD udzielonej przez Departament Energii. Nie wiadomo, jak będzie wyglądał rozwój energetyki jądrowej po zakończeniu prowadzonych obecnie projektów. Perspektywy nie są dobre - mówi Revis James, jeden z dyrektorów Electric Power Research Institute. Sytuacja poza USA wygląda odmiennie, chociaż i tam naturalny gaz zyskuje na znaczeniu. Obecnie na całym świecie budowanych jest 70 elektrowni atomowych. Gaz nie stanowi aż takiej konkurencji jak w USA, gdyż jego wydobycie nie jest tak bardzo zaawansowane. Ponadto w grę wchodzą nie tylko czynniki ekonomiczne. Francja, której firmy są bardzo mocno zaangażowane w przemysł jądrowy, zakazała wydobycia gazu łupkowego obawiając się niekorzystnego wpływu na środowisko. W USA sytuacja z czasem również może ulec zmianie. Podaż zaczyna przewyższać popyt, ceny gazu są niezwykle niskie, przez co jego wydobycie może stać się nieopłacalne. To z kolei spowoduje zmniejszenie podaży i zwiększenie cen. Ponadto, jak przewidują specjaliści. tani gaz skłoni coraz większą liczbę producentów energii do korzystania z niego, co zwiększy popyt oraz ceny. Firmy budujące elektrownie atomowe upatrują też nadziei w rozwoju mniejszych i tańszych elektrowni. Takich, których budowa będzie trwała nie 10, a 3 lata.
  24. Przeprowadzone przy użyciu kamer badania wykazały, że koty domowe w USA zabijają znacznie więcej zwierząt niż dotychczas sądzono. Naukowcy z University of Georgia we współpracy z National Geographic wybrali do badań około 60 rodzin posiadających koty. Byli to mieszkańcy miejscowości Athens w Georgii. Przez 4-6 godzin i 7-10 dni właściciele przyczepiali kotom miniaturowe kamery, które miały rejestrować ich aktywność. Badacze nie podali danych liczbowych, ale poinformowali, że poluje 30% z 74 milionów amerykańskich kotów domowych. Jednak liczba ich ofiar jest znacznie większa niż sądzono. Wcześniejsze badania dotyczące tego tematu brały pod uwagę tylko te zwierzęta, które koty przyniosły do domu. Dzięki kamerom dowiedziano się, że około 49% ofiar jest przez koty pozostawiane na miejscu. Kolejne 30% zwierzęta zjadają, a do domu przynoszą nieco mniej niż 25% zdobyczy. Największy odsetek ofiar kotów - 41% - stanowią jaszczurki, węże i żaby, 25% to ssaki (małe gryzonie), 20% zabijanych zwierząt to różnego rodzaju insekty, a 12% to ptaki. To właśnie polowania urządzane przez koty domowe są jednym z powodów, dla których 33% amerykańskich ptaków to gatunki zagrożone.
  25. Już od jesieni zestresowane obecnością wilków górskie owce szwajcarskie będą mogły wysłać do właściciela SMS-a. A wszystko dzięki specjalnej obroży monitorującej tętno. Opracował ją dr Jean-Marc Landry z organizacji Kora. Ofiarą drapieżników padają głównie owce z małych stad, których właścicieli nie stać na psa pasterskiego. Nawet gdy zwierzęta przeżywają atak, niszczą ogrodzenia i w popłochu pokonują wiele kilometrów. Szwajcarię nękają wilki z Włoch. Prototypy obroży z monitorami tętna przetestowano na 12 owcach z okolic miejscowości Les Diablerets w Alpach Berneńskich. W eksperymentach wzięły też udział 2 wilczaki czechosłowackie. Choć należą one do grupy psów pasterskich i zaganiających, z wyglądu przypominają wilki, stąd pomysł na wykorzystanie ich do straszenia. Ustalono, że tętno spoczynkowe owcy to ok. 60-80 uderzeń na minutę, lecz gdy zwierzę się denerwuje, puls wzrasta niemal 3-krotnie. Landry twierdzi, że pierwsze obroże zostaną wyprodukowane jesienią. Owce mają być chronione na 3 sposoby: 1) gdy tętno wzrośnie, chip wyśle właścicielowi wiadomość tekstową, 2) obroża może też emitować głośny dźwięk lub 3) rozpylać substancje drażniące. Jeśli wszystko pójdzie z planem, niewykluczone, że obroże pojawią się też w innych krajach. Wstępne zainteresowanie wyraziły już Francja i Norwegia.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...