Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Bywa, że wizyta za granicą wyczerpuje jednostkowe możliwości językowe, o czym przekonali się na własnej skórze Amerykanie Momo Miyazaki i Andrew Spitz. Nie będąc w stanie wymówić nazw duńskich ulic, projektanci przygotowali interaktywne rozwiązanie WTPh? (What the Phonics). Elektroniczny odczytywacz z układem Arduino wypowiada trudne słowa dokładnie, sylaba po sylabie, co z pewnością bardzo ułatwia naukę. Zanim uwspółcześnione gadające drzewka (kiedyś potocznie mówiono tak o drogowskazach) zawisły w turystycznych rejonach Kopenhagi, Spitz i Miyazaki nagrali Dunkę z dobrą dykcją. Później do tabliczek z nazwami ulic dołączono głośniczki. Ich podniesienie uruchamia odtwarzanie nagrania. Jak w karaoke, podczas wymawiania nad odpowiednią sylabą pojawia się sygnał świetlny. Po przesylabizowaniu lektorka odczytuje cały wyraz. Sądząc po reakcjach przechodniów, pomysł się spodobał. Teraz pozostaje czekać na rozpowszechnienie wynalazku.
  2. Histony to zasadowe białka, na które nawija się łańcuch DNA. Okazuje się, że na tym ich rola się nie kończy, bo wykazują one silnie właściwości przeciwbakteryjne i najwyraźniej stanowią część odporności wrodzonej. Jeśli ustalimy, jak manipulować systemem, by zwiększyć zawartość histonów, być może pewnego dnia będziemy w stanie leczyć w ten sposób pacjentów z poważnymi infekcjami bakteryjnymi - podkreśla prof. Steven Gross z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine. Gross podkreśla, że pewne dowody wskazują, że sekrecja histonów z komórek chroni przed bakteriami znajdującymi się w ich otoczeniu. Wiele bakterii wnika jednak do środka, gdzie unikając ataków układu odpornościowego, można się spokojnie namnażać. Histony wydają się ważnym elementem zabezpieczenia wewnętrznego, choć przez wiele lat sądzono, że to nieprawdopodobne, gdyż histony z nawiniętym na nie DNA tkwią w jądrze komórkowym, podczas gdy bakterie pozostają w cytozolu. Dodatkowo wolne histony mogą działać na komórki uszkadzająco, dlatego u większości gatunków powstały mechanizmy wykrywania i degradowania ich w cytoplazmie podstawowej. W ramach wcześniejszych badań naukowcy zaobserwowali histony związane z cytozolowymi kroplami lipidów (ang. cytosolic lipid droplets, LDs). W normalnych warunkach tworzą one kompleksy, lecz w warunkach in vitro w obecności bakteryjnego lipopolisacharydu (LPS) lub kwasu lipotejchojowego (LTA) dochodzi do oddzielenia obu składowych. Amerykanie zauważyli, że połączenia histony-LDs działają też in vivo. Gdy do zarodków Drosophila melanogaster wstrzyknięto bakterie, w grupie pozbawionej tego systemu mikroorganizmy szybko się namnażały, a w grupie dysponującej kompleksami obumierały (naukowcy posługiwali się 4 gatunkami bakterii: 3 Gram-dodatnimi i jednym Gram-ujemnym; za każdym razem wprowadzano zbliżoną ich liczbę). W artykule opublikowanym w piśmie eLife ujawniono, że zarodki muszek ostrzykiwano Staphylococcus epidermidis, Listeria monocytogenes, laseczkami siennymi (Bacillus subtilis) oraz szczepem E. coli DH5a. Później trafiały one do inkubatora, gdzie śledzono przeżywalność w temperaturze 25 st. Celsjusza. W eksperymentach uwzględniano 2 grupy owadów: typu dzikiego i z określoną mutacją. Amerykanie wykorzystali odkryte niedawno na powierzchni LDs receptory histonów jabba. U mutantów Jabba krople lipidów występują, ale nie ma przy nich histonów. Po zakończeniu badań na zarodkach zespół skoncentrował się na dorosłych muszkach i myszach. Uzyskano podobne rezultaty, co oznacza, że mamy do czynienia z bardziej rozpowszechnionym mechanizmem.
  3. TSMC jest prawdopodobnie kolejną firmą, która na miejsce budowy swojej najnowszej fabryki wybiera nie jeden z azjatyckich krajów, a Stany Zjednoczone. Niedawno informowaliśmy, że podobno Foxconn nosi się z planami budowy fabryk w USA. W październiku pojawiły się pogłoski, jakoby duży producent układów scalonych zlecił firmie konsultingowej Deloitte Touche znalezienie lokalizacji dla fabryki o powierzchni niemal 30 000 metrów kwadratowych. Teraz wyszło na jaw, że zleceniodawcą jest prawdopodobnie tajwańskie TSMC, a fabryka może powstać w Luther Forest Technology Campus w stanie Nowy Jork. Ma to być jeden z pierwszych na świecie zakładów, który będzie wykorzystywał plastry krzemowe o średnicy 450 milimetrów. Znajdzie w nim podobno zatrudnienie około 1000 osób. A to oznacza, że będziemy mieli do czynienia z wielkim, supernowoczesnym zakładem przemysłowym, którego zbudowanie pochłonie wiele miliardów dolarów. Obecnie w Luther Forest Technology Campus dobiega końca budowa Fab 8 firmy Globalfoundries. Lokalizacja fabryki nie została jeszcze przesądzona. Oprócz Nowego Jorku brane są pod uwagę także Kalifornia i Teksas. Ostateczna decyzja w sprawie wyboru miejsca ma zapaść przed końcem bieżącego roku, a negocjacje dotyczące zakupu gruntów mają zakończyć się przed marcem 2013. Dotychczas TSMC budowało swoje zakłady przede wszystkim na Tajwanie. Jednak stan Nowy Jork ma liczne zalety. Skupiają się w nim jedne z najnowocześniejszych na świecie fabryk procesorów. Ponadto 2011 roku na University of Albany, który znajduje się w stolicy stanu Nowy Jork, powstało Global 450 Consortium (G450C). Skupia ono pięć koncernów zainteresowanych rozwojem technologii wykorzystujących 450-milimetrowe plastry krzemowe - IBM-a, Intela, Globalfoundries, Samsunga i TSMC.
  4. Z nieoficjalnych źródeł wiadomo, że FBI i SEC (Komisja Giełd i Papierów Wartościowych) prowadzą śledztwo w sprawie możliwego fałszerstwa ksiąg rachunkowych, wkutek którego koncern HP mógł stracić miliardy dolarów. Śledztwo związane jest z zakupem przez HP brytyjskiej firmy Autonomy. W 2011 roku przedsiębiorstwo zostało przejęte przez HP, a obecnie podejrzewa się, że podczas negocjacji dotyczących przejęcia pokazano Amerykanom fałszywe dane, co znacznie podbiło wartość Autonomy. Firma została założona w 1996 roku i specjalizuje się w produkcji oprogramowania do inteligentnego przetwarzania informacji z dużych biznesowych baz danych. Jej klientami są wielkie koncerny, takie jak BP, Halliburton, Shell, BAE Systems oraz organa rządowe, jak amerykańskie Departament Obrony czy Departament Bezpieczeństwa Wewnątrznego. W ubiegłym roku ówczesny prezes HP, Leo Apotheker, doprowadził do przejęcia Autonomy za kwotę 10,3 miliarda USD. Co prawda analitycy ostrzegali, że cena jest co najmniej dwukrotnie zawyżona, jednak Apotheker miał wizję zamiany HP na firmę podobną do niemieckiego giganta SAP, który specjalizuje się w produkcji oprogramowania dla biznesu. Apotheker, zanim został zwerbowany na stanowisko prezesa HP, kierował właśnie SAP-em. Jednak nie tylko jego można obciążać odpowiedzialnością za skandal wokół przejęcia Autonomy. Prawdopodobnie obowiązków nie dopełniła ani rada nadzorcza, ani obecna prezes, Meg Whitman, za której kadencji dokończono przejęcie. HP nie przeprowadziło odpowiedniej analizy due diligence przejmowanej firmy. Teraz amerykański koncern uznał, że przepłacił za Autonomy aż 8,88 miliarda USD. Firma bierze na siebie odpowiedzialność za 3,88 miliarda USD. Uznała, że taką kwotę straciła wskutek własnych błędów. Jednak pozostałe 5 miliardów dolarów zawyżonej wartości to, jak sądzi, skutek prawdopodobnych kryminalnych "nieprawidłowości" ze strony władz Autonomy. Przedstawiciele HP poinformowali o swoich podejrzeniach SEC, która z kolei miała zawiadomić FBI. Po ujawnieniu skandalu wokół przejęcia Autonomy akcje HP spadły na zamknięciu giełdy o 12% do kwoty 11,71 USD. Tak tanie nie były od października 2002 roku.
  5. W byłej kopalni złota w Południowej Dakocie zakończono prace nad najbardziej czułym wykrywaczem ciemnej materii. Ich ostatnim etapem było opuszczenie wykrywacza do znajdującego się 1478 metrów pod ziemią zbiornika zawierającego prawie 265 000 litrów wody. Warty 300 milionów dolarów projekt o nazwie Large Underground Xenon (LUX) zostanie uruchomiony już w lutym przyszłego roku. Jego celem jest odnalezienie bezpośrednich dowodów na istnienie ciemnej materii. Obecnie o jej istnieniu wiemy z obserwacji pośrednich, jesteśmy w stanie zaobserwować jej oddziaływanie grawitacyjne. Wciąż jednak brakuje bezpośredniego dowodu na to, że ciemna materia, która stanowi około 25% masy wszechświata, naprawdę istnieje. Prace nad zbudowaniem LUX-a rozpoczęły się w 2003 roku, gdy ostatecznie zamknięto kopalnię złota Homestake w Górach Czarnych. Kopalnia działała przez ponad 100 lat, od 1876 roku kiedy to w Górach Czarnych wybuchła gorączka złota. Po jej zamknięciu przez wiele lat zbierano pieniądze i prowadzono prace konieczne do uruchomienia Large Underground Xenon. W kopalni stworzono laboratorium Stanford Underground Research Facility. W lipcu rozpoczął się ostatni etap budowy. Jego pierwszą częścią była trwająca dwa dni podróż LUX-a w głąb Ziemi. Później przez ponad dwa miesiące urządzenie wielkości budki telefonicznej było ostrożnie zanurzane z zbiorniku o wysokości 6 i średnicy 7,6 metra. Zbiornik jest wypełniony wodą chroniącą detektor przed promieniowaniem kosmicznym. Woda jest przepuszczana przez filtry, które w procesie odwrotnej osmozy dejonizują ją i oczyszczają. Obecnie trwa pieczętowanie zbiornika, co ma zapobiec zanieczyszczeniu wody. Później detektor zostanie wypełniony ciekłym i gazowym ksenonem, który będzie bez przerwy filtrowany. Etap budowy jest za nami. Teraz rozpoczynamy etap uruchamiania systemu - mówi Jeremy Mock z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis, który od pięciu lat pracuje nad LUX-em. Gdy detektor zostanie uruchomiony - co planowane jest na luty 2013 roku - naukowcy przez kilka tygodni będą go dostrajali, aż stanie się on najbardziej czułym wykrywaczem tego typu. Uczeni będą wówczas mogli przekonać się, czy uzyskają dzięki niemu dane, jakich nigdy wcześniej nie otrzymali.
  6. Dr Jack Berdy, nowojorski specjalista od medycyny estetycznej, umieścił w swej ofercie coś dla karciarzy, którzy mają problem z zachowaniem pokerowej twarzy. Program Pokertox obejmuje wstrzykiwanie botoksu i wypełniaczy. Wszystko zaczyna się od konsultacji z graczem, który opowiada o "zdradliwych" elementach mimiki. Dostając dobrą lub złą kartę, jedni unoszą brwi, a drudzy nie panują nad mrużeniem oczu czy unoszeniem kącików ust. Po konsultacji wybrany obszar jest ostrzykiwany, by zminimalizować niepożądaną reakcję. Berdy podkreśla, że jego program można też wykorzystać do zwiększenia skuteczności blefowania. Możemy wprowadzić toksynę botulinową w wybranym obszarze, tak by wydawało się, że gracz ma konkretną "wskazówkę". Ponieważ efekty utrzymują się 3-4 miesiące, procedurę trzeba powtarzać. Choć lekarz, który sam jest zagorzałym karciarzem, wiąże z Pokertoksem duże nadzieje, na razie brakuje chętnych. Pokerzyści ze światowej ligi uważają wręcz, że Berdy powinien wyjść ze swoją propozycją 10-15 lat wcześniej. Teraz odchodzi się bowiem od blefowania, a gra staje się bardziej analityczna. Poza tym, ze względu na wysokie koszty, oferta wydaje się skierowana do osób raczej majętnych albo przynajmniej liczących na duże wygrane. Kolejnym minusem jest fakt, że niektórych reakcji i zachowań nie da się w ten sposób wyeliminować, bo po zastrzyku nabrzmiała żyła na szyi będzie nadal pulsować, a w przypadku nieświadomego sięgania po żetony czy niepohamowanej gadatliwości przy dobrej karcie lepiej skonsultować się z psychologiem.
  7. Należący do Europejskiej Agencji Kosmicznej teleskop Planck odkrył "most" z gorącego gazu, łączący dwa klastry galaktyk. Struktura rozciąga się na odległośc 10 milionów lat świetlnych. Głównym zadaniem Plancka jest obserwacja mikrofalowego promieniowania tła (CMB). To promieniowanie reliktowe, pozostałość po wczesnych etapach powstawania wszechświata. Gdy CMB wchodzi w interakcje z wielkimi chmurami gazu, fotony kosmicznego promieniowania tła rozpraszają się na wysokoenergetycznych elektronach. Mamy do czynienia z efektem Suniajewa-Zeldowicza. To właśnie dzięki tej zmianie dystrybucji energii w CMB możliwe było odnalezienie wspomnianego "mostu". Naukowcy sądzą, że nie odnaleźliśmy jeszcze znakomitej większości gazu pochodzącego z początków wszechświata. Uważają jednocześnie, że najłatwiej będzie go znaleźć właśnie pomiędzy klastrami galaktyk, gdzie gaz jest kompresowany i podgrzewany. Planck odkrył wspomianą chmurę gazu pomiędzy klastrami Abell 399 i Abell 401. Okazało się, że temperatura "mostu" jest podobna do temperatury gazu wewnątrz obu galaktyk i wynosi około 80 milionów stopni Celsjusza.
  8. Jak poznać historię gatunku? Istnieją różne sposoby, ale prof. Blair Hedges z Uniwersytetu Stanowego Pensylwanii wybrał bodaj najbardziej oryginalny. Skupił się na białych kropkach w drzeworytach. Zwykle białe plamy kojarzą się z lukami w wiedzy, tutaj jednak okazały się "skamieniałościami śladowymi", dokumentującymi poczynania pewnych chrząszczy. Jak wyjaśnia Hedges, większość dziur powstała w wyniku działalności nie larw, tylko dorosłych osobników, które wychynęły na powierzchnię, wypychając zatyczkę. To jednak ostatni etap. By doszło do "szczęśliwego" zakończenia, najpierw dorosły owad musi wylądować na kawałku suchego drewna i złożyć w pęknięciach czy naturalnych zagłębieniach jaja. Larwa spędza 3-4 lata na drążeniu tuneli, żywiąc się celulozą. Potem udaje się do powiększonej komory, by się przepoczwarczyć. Po jakimś czasie na powierzchnię wychodzi imago, odbywa się kopulacja i cały cykl zaczyna się od nowa. Przegryzanie przez drewno trochę trwa, dlatego otwory pojawiały się często w już gotowej matrycy. Artystom szkoda było wyrzucać owoc mozolnej pracy, przez co odbitki znaczą wiele mówiące białe plamy. Hedges zdecydował się analizować odbitki, ponieważ nawet teraz znajdą się amatorzy starego drewna i nie wiadomo, kiedy dokładnie powstał dany ślad, a w przypadku książek/reprodukcji podaje się nie tylko miejsce, ale i datę publikacji. Jeśli wydrukowany otwór pojawia się np. w odbitce z Bambergu w Niemczech z 1462 r., wiemy, że chrząszcz, który zrobił dziurkę w bloku, musiał żyć tam lub w pobliżu w tym właśnie czasie. Otwory mogą nam zatem dość dokładnie powiedzieć, gdzie gatunek występował ponad 500 lat temu, a to naprawdę zadziwiające. Amerykanin przyjrzał się 3200 otworom, które powstały w latach 1462-1899. Zauważył, że te z północnej Europy (Skandynawii, Holandii, Niemiec i Wielkiej Brytanii) były okrągłe i przeciętnie osiągały średnicę 1,4 mm. Otwory z Europy Południowej (Francji, Włoch, Hiszpanii i Portugalii) miały średnicę 3,2 mm i inny kształt - ukośne położenie sugerowało, że na trasę drążenia wpłynął układ słojów. Wg Hedgesa, są one dziełem 2 gatunków: na północy kołatka domowego (Anobium punctatum), a na południu Oligomerus ptilinoides. Skąd taki wniosek? Tylko one robią dziurki odpowiedniej wielkości, gustują w drewnie użytym do wykonania matrycy i występują na właściwym kontynencie. Jak widać, nie wystarczy być dobrym entomologiem, uzdolnienia detektywistyczne są również mile widziane. Wszystkie informacje odnośnie do dystrybucji pochodzą z otworów. Nie dysponowaliśmy okazami w słoikach czy gablotkach. Zaczynaliśmy od zera [czyli białych plam]. Drobne niedociągnięcia [czytaj otoczone tuszem białe kropki] są skamieniałościami śladowymi. Nie są samymi zwierzętami, lecz dowodami ich istnienia. Pokazują, że konkretny kawałek drewna został zainfekowany, nawet jeśli samego bloku już nie ma. Przed odkryciem Hedgesa historyczne rozmieszczenie obu gatunków pozostawało owiane tajemnicą. Teraz, dzięki reprodukcjom z czterech wieków, wiadomo, że kołatek domowy występował jedynie na obszarze na północ od północnej Francji, Szwajcarii oraz Austrii, a O. ptilinoides wyłącznie na południe od tej linii demarkacyjnej. To zaskakujące, ponieważ oznacza, że zasięgi występowania 2 gatunków znajdowały się blisko siebie, ale się nie nakładały. Wrażliwszy na wyższe temperatury i niską wilgotność kołatek domowy przegrywał na południowych obszarach konkurencję z O. ptilinoides. Obecnie zakresy występowania obu chrząszczy się pokrywają. W międzyczasie rozwinął się bowiem handel meblami, materiałami budowlanymi itp., a domy ze stabilną temperaturą i wilgotnością stały się idealnymi schronieniami dla pasażerów na gapę. Zachęcony pierwszymi wynikami Hedges, chce przeanalizować drzeworyty z innych części świata: Azji (Japonii i Chin) oraz Ameryk. Wspomina też, że metoda mogłaby się sprawdzić w odniesieniu do wcześniejszych okresów. Wg biologa, z przechowywanych w muzeach klocków dałoby się wyekstrahować DNA chrząszczy.
  9. Nerwiak płodowy to najczęściej występujący złośliwy nowotwór u niemowląt. Dzieci, które go przeżyją, mają później poważne problemy ze zdrowiem, gdyż podczas terapii wykorzystywane są duże ilości środków chemicznych. Dlatego też każde rozwiązanie, które pozwoli na zmniejszenie dawek leków jest bardzo pożądane. Naukowcy z Australijskiego Centrum Nanomedycyny należącego do Uniwersytetu Nowej Południowej Walii stworzyli nanocząstki, które pięciokrotnie poprawiają efektywność chemioterapii w leczeniu nerwiaka płodowego. Nanocząstki dostarczają i uwalniają tlenek azotu w określonych komórkach ciała. Australijczycy poinformowali na łamach Chemical Communications o zakończonych sukcesem testach in vitro. Gdy wstrzyknęliśmy lekarstwo do komórek nerwiaka płodowego, które wcześniej zostały potraktowane naszymi nanocząstkami z tlenkiem azotu, do uzyskania pożądanych efektów potrzebowaliśmy pięciokrotnie mniej lekarstwa - mówi doktor Cyrille Boyer. Dzięki pięciokrotnemu zmniejszeniu dawki leku możemy znacząco zmniejszyć efekty uboczne - dodaje uczona. Efekt synergii, jaki powstaje pomiędzy NO a lekami do chemioterapii zauważono też w przypadku innych nowotworów, jednak dotychczas nikt nie potrafił stworzyć nośników NO, które nie byłyby albo toksyczne, albo niestabilne. Opracowane przez uczonych z UNSW nanocząstki nie są toksyczne i zachowują stabilność przez ponad dwa tygodnie. Tlenek azotu to niezwykle ważna molekuła sygnalizacyjna. Jej niedobór w komórkach wiązany jest ze zwiększoną podatnością na nowotwory, cukrzycę, choroby sercowo-naczyniowe, choroby neurodegeneracyjne i zwłóknienie wątroby. Dlatego też, jak zauważa Boyer, jeśli dzięki tym nanocząstkom będziemy mogli przywrócić normalny poziom NO to będzie miało to znaczenie dla wszystkich chorób związanych z niedoborem tej molekuły. Najtrudniejszym zadaniem jest dostarczenie odpowiednich dawek w odpowiednie miejsca, bez wywoływania efektów ubocznych. W najbliższym czasie Australijczycy będą testowali swoje nanocząstki na komórkach raka płuc i odbytu. Przygotowują się też do eksperymentów in vivo.
  10. Opinia publiczna jest przekonana, że nowe gatunki roślin i zwierząt odkrywane są, gdy tylko naukowcy napotkają je w środowisku naturalnym. Jednak w rzeczywistości pomiędzy zabraniem ze środowiska przedstawiciela danego gatunku i umieszczeniem go w formie eksponatu w uniwersyteckiej lub muzealnej gablocie, a rozpoznaniem w nim nieznanego dotychczas gatunku mija średnio aż... 21 lat. W przypadku rzadkich gatunków może to oznaczać, że zostaną zniszczone przez człowieka mimo, iż można było je uratować. W 1856 roku na Samoa zastrzelono pewnego nietoperza, obdarto go ze skóry, zakonserwowano w alkoholu i przesłano do Stanów Zjednoczonych. Eksponat spędził 153 lata na półce w Akademii Nauk Naturalnych Drexler University. W 2009 roku Kristofer Helgen, specjalista ds. nietoperzy, zwiedzał Akademię i rozpoznał w nim nieznany dotychczas gatunek. Niestety w międzyczasie ludzie wyniszczyli nietoperze na Samoa i eksponat z Drexler University jest jedynym egzemplarzem Pteropus allenorum. Podobny los spotkał chrząszcza Meligethes savan z włoskich Alp. W 1912 roku jeden z przedstawicieli tego gatunku trafił do frankfurckiego Senckenberg Museum. Zwierzę opisano dopiero w 2003 roku. W ciągu tych 91 lat dolina, w której znaleziono chrząszcza, została zniszczona przez budowę hydroelektrowni. Poszukiwania zwierzęcia w pobliskich dolinach nie przyniosły żadnych rezultatów. Chrząszcz prawdopobodnie wyginął. Banoit Fontaine z Muzeum Historii Naturalnej w Paryżu wybrał przypadkowych 600 gatunków spośród 17 000 opisanych w 2007 roku. Zwierzęta pochodziły ze wszystkich królestw domeny życia. Z badań francuskiego uczonego wynika, że gatunek spędza średnio 20,7 roku na półce zanim zostanie formalnie opisany. Niechlubny rekord naukowej nieuwagi należy do jednego z indonezyjskich grzechotnikowatych, który na opis czekał przez 206 lat. Fontaine dokonał kilku interesujących spostrzeżeń. Okazuje się, że organizmy morskie są szybciej opisywane od lądowych, a najlepiej opisane grupy organizmów spędzają na półkach więcej czasu niż te słabiej opisane. Tutaj przyczyną może być fakt, że jednostki badawcze są pełne przedstawicieli dobrze opisanych grup, więc dotarcie do konkretnego egzemplarza trwa dłużej. Z podobnych powodów w krajach rozwiniętych gatunki dłużej czekają na opisanie, niż w krajach rozwijających się, a amatorzy szybciej opisują gatunki niż zawodowcy. Ponadto amatorzy mogą zyskać sławę opisując nowy gatunek, co dodaje im motywacji do pracy, gdy tymczasem naukowcom bardziej zależy na publikacji w renomowanym czasopiśmie niż na medialnym rozgłosie. Fountain proponuje, by w celu rozwiązania problemu z długim czasem oczekiwania na opis, wykształcić więcej specjalistów od opisywania gatunków i prowadzić więcej prac w terenie. Większość taksonomów nie opisze bowiem nowego gatunku na podstawie jednego osobnika. Musimy mówić o tym, jak ważna jest taksonomia, bo kończy się nam czas. Z ostrożnych szacunków wynika, że nie opisaliśmy jeszcze około 80% gatunków, a wiele z nich może wyginąć w ciągu najbliższych dziesięcioleci. Mamy sytuację alarmową. Jeśli nie zrobimy tego teraz, to nigdy już nie będziemy mogli badać, poznawać i cieszyć się bioróżnorodnością - mówi uczony.
  11. Andrew Farrugia ustanowił rekord Guinnessa w kategorii "najdłuższa struktura z czekolady". Pociąg artysty mierzy nieco ponad 34 m (34,05 m) i waży 1250 kg. Prace nad lokomotywami i oddanymi ze szczegółami wagonami zajęły Maltańczykowi aż 700 godzin. Podczas wywiadu rekordzista powiedział, że zastanawiając się nad wyborem obiektu, szybko postawił na pociąg, bo można go dowolnie wydłużać. Tak też było w jego przypadku. Zaczęło się od krótszego składu, ale potem pojawiały się kolejne "ostatnie" wagony. Farrugia zademonstrował swoje dzieło na Brukselskim Tygodniu Czekolady. Tworząc skład marzeń czekoladoholika, nie korzystał, oczywiście, z gotowych form. Na podstawie wstępnych szkiców powstawały plany wagonów, a później zaczynało się żmudne rzeźbienie. Maltańczyk ujawnił, że podczas transportu dzieła, nomen omen koleją, właściwie cudem udało się uniknąć katastrofy. Na szczęście czekoladowy model przetrwał trudy podróży i dotarł w oryginalnej liczbie kawałków do stacji Południowa Bruksela. Naprawa drobnych uszkodzeń nie nastręczała większych trudności. Część wagonów wzorowano na współczesnych pociągach belgijskich, reszta przypomina egzemplarze muzealne. Oficjalne mierzenie odbyło się w poniedziałek (19 listopada). Słodkiego ładunku można spróbować, a przynajmniej pozwolono na to dziennikarzom.
  12. Spalanie gazu ziemnego, który w znacznej mierze składa się z metanu, jest bardziej korzystne dla środowiska niż spalanie węgla. Jednak, jako że metan jest wielokrotnie potężniejszym gazem cieplarnianym niż CO2, zasadniczym warunkiem osiągnięcia korzyści ekologicznych dzięki jego użyciu jest niedopuszczenie do wycieków CH4 do atmosfery. W ostanich latach gwałtownie rośnie zainteresowanie gazem łupkowym, co naturalnie rodzi pytania o bezpieczeństwo ekologiczne tej metody. Badania mające na celu sprawdzenie, czy nie dochodzi do wycieków, prowadzi się zwykle przy samych odwiertach. Tym razem rząd Australii zlecił grupie naukowców zbadanie emisji metanu na całym polu wydobywczym. Damien Maher i jego zespół z Southern Cross University w Queensland postanowili sprawdzić, czy metan nie przecieka przez grunt. Uczeni odkryli, że nad polem Tara występuje podwyższony poziom metanu. W niektórych miejscach zanotowano 6,89 części metanu na milion. To ponaddtrzykrotnie więcej niż naturalny poziom emisji. Naukowcy podejrzewają, że metoda szczelinowania hydraulicznego zmienia strukturę gleby, prowadząc do zwiększenia wycieków. Uczeni zauważają, że jeśli zwiększona emisja metanu jest spowodowana wyciekami z urządzeń, to sytuację będzie łatwo opanować. Gorzej, jeśli szczelinowanie tak zmienia naturalne warunki, iż metan sam wydostaje się ze złóż. Obecnie wyniki uzyskane wyniki są weryfikowane przez inny zespół naukowy.
  13. Walcząc z bezsennością, ludzie sięgają po ciepłe mleko, melatoninę czy tabletki zapisane przez lekarza. Po zakończeniu pilotażowych badań klinicznych specjaliści z Wake Forest Baptist Medical Center przekonują jednak, że rozwiązaniem może być nie określona substancja, lecz równoważenie aktywności mózgu za pomocą dźwięków. Mózg składa się z [...] półkul, współpracujących ze sobą jak równoległe procesory. Kiedy ktoś doświadcza urazu lub działa na niego silny stresor, uruchamiają się autonomiczne reakcje ukierunkowane na przetrwanie. Mózg staje się niezrównoważony. Jeśli ta nierównowaga się utrzymuje, mogą się pojawić objawy w rodzaju bezsenności. [by temu zaradzić], testowaliśmy nową technologię, która sprzyja większej harmonii częstotliwości mózgowych - wyjaśnia prof. Charles H. Tegeler. Bazujące na rezonansie odzwierciedlanie elektroencefaliczne w wysokiej rozdzielczości (ang. high-resolution, relational, resonance-based, electroencephalic mirroring, HIRREM) jest częściej nazywane optymalizacją fal mózgowych. HIRREM pomaga mózgowi autoskalibrować wzorce symetrii półkulowej i mocy widma. W ramach nieinwazyjnej procedury częstotliwości mózgowe są odzwierciedlane za pomocą dźwięków. Sygnał zwrotny jest dynamicznie modyfikowany niemal w czasie rzeczywistym, tak aby odzwierciedlić częstotliwości EEG, które dominują w ciągle zmieniającym się przedziale środkowym spektrum. Kluczowym zjawiskiem jest rezonans między dźwiękami a wzorcami aktywności elektrycznej. W ramach studium Amerykanie posługiwali się Skalą Nasilenia Bezsenności (Insomnia Severity Index, ISI). Składa się on z 7 pytań. Za odpowiedź można uzyskać od 0 do 4 punktów. Wynik 0-7 oznacza brak bezsenności, 8-14 to insomnia podprogowa, 15-21 bezsenność kliniczna o umiarkowanym nasileniu, a 22-28 głęboka bezsenność. W badaniach zespołu Tegelera wartość środkowa (mediana) wynosiła prawie 19. Podczas eksperymentu wykazano, że w grupie HIRREM wskaźnik bezsenności spadał o 10,3 pkt. Ludzie lepiej spali, a w klinicznym rozumieniu oznaczało to przejście do kategorii "brak bezsenności" lub "bezsenność podprogowa". Przedstawiciele grupy kontrolnej, którzy kontynuowali dotychczasowe leczenie, nie uczestnicząc w dopasowaniu mózgowym, nie wykazywali żadnych zmian w ISI. Kiedy jednak zaczęli brać udział w sesjach HIRREM, ich wyników nie dało się odróżnić od tych uzyskanych przez oryginalną grupę HIRREM (Amerykanie odwołali się do badania klinicznego typu crossover study, gdzie każdy pacjent przechodzi w losowej kolejności poszczególne warianty terapii). W studium wzięło udział 20 osób - 14 kobiet i 6 mężczyzn. Na początku u wszystkich oceniono symetrię rozkładu amplitudy, mierzono też ciśnienie krwi. Poza tym ochotnicy byli badani za pomocą baterii testów neuropsychologicznych. Osoby z grupy HIRREM uczestniczyły w 8-12 sesjach, które trwały od 60 do 90 minut. Pacjent układał się w fotelu antygrawitacyjnym (zero gravity chair), a do skóry głowy przymocowywano mu elektrody. Dźwięk podawano przez słuchawki. Jak przyznają sami akademicy, studium ma kilka poważnych mankamentów. Po pierwsze, próba była bardzo mała. Po drugie, nie zastosowano grupy z fałszywą stymulacją. Oznacza to, że zaobserwowane zmiany mogły mieć związek z efektem placebo. Co więcej, sesja HIRREM obejmuje kontakt społeczny i relaksację, co sprzyja zachodzeniu korzystnych zmian, ale Amerykanie uważają, że stopień poprawy i czas jej utrzymywania (4 tyg. po ostatniej sesji) przemawiają jednak za działaniem optymalizacji fal mózgowych.
  14. Światowa Organizacja Meteorologiczna (WMO) poinformowała, że w 2011 roku koncentracja gazów cieplarnianych w atmosferze Ziemi osiągnęła rekordowy poziom. Poziom dwutlenku węgla wyniósł 390,9 ppm. Z 2011 Greenhouse Gas Bulletin dowiadujemy się, że od początku rewolucji przemysłowej w 1750 roku ludzie wyemitowali do atmosfery około 375 miliardów ton węgla w postaci CO2. Największym źródłem emisji jest spalanie paliw kopalnych. Około połowy wyemitowanego CO2 nadal jest obecna w atmosferze. Reszta została zaabsorbowana przez oceany i roślinność lądową. Te miliardy ton dodatkowego dwutlenku węgla pozostaną w atmosferze przez wieki, ogrzewając planetę i wpływając na wszelkie aspekty życia. Przyszła emisja tylko pogorszy sytuację - mówi sekretarz generalny WMO Michel Jarraud. Dotychczas oceany i biosfera absorbują około połowy ludzkiej emisji CO2. Jednak nie wiadomo, czy tak będzie w przyszłości. Już teraz można zaobserwować, że rozpuszczający się w oceanach węgiel zakwasza wodę, wpływając na życie tamtejszych organizmów. WMO informuje też, że w latach 1990-2011 wymuszenia radiacyjne, spowodowane obecnością CO2 i innych gazów cieplarnianych, wzrosło o 30%. Terminem "wymuszenie radiacyjne" określa się zmianę bilansu netto promieniowania pomiędzy różnymi warstwami atmosfery. Dodatnie wymuszenie radiacyjne oznacza ogrzewanie się systemu, ujemne - jego schładzanie się.
  15. Łazik Curiosity prawdopodobnie odkrył na Marsie coś niezwykle istotnego. Te dane przejdą do historii - mówi John Grotzinger z NASA, jeden z głównych naukowców marsjańskiej misji. Niestety, na razie nie dowiemy się, co to za niezwykłe informacje. Grotzinger poinformował jedynie, że chodzi o dane uzyskane za pomocą instrumentu SAM. To niewielkie laboratorium chemiczne, które znajduje się na Curiosity. Ostatnio SAM przeanalizował fragment marsjańskiego gruntu, a uzyskane dane wstrząsnęły naukowcami. Ci jednak nie chcą zdradzić o co chodzi, zanim się nie upewnią, iż nie doszło do pomyłek czy zafałszowania próbek. Grotzinger przyznaje, że niedawno już mieli do czynienia z niezwykłymi danymi, które mogły przerodzić się w jedną z największych naukowych wpadek. Wówczas SAM analizował skład marsjańskiej atmosfery i odkrył w niej ślady metanu. To byłaby sensacja, gdyż metan mógłby pochodzić od żywych organizmów. Wówczas jednak naukowcy wstrzymali się z ogłoszeniem wyników badań i postanowili sprawdzić, czy metan nie pochodził z ziemskiego powietrza, które mogło zanieczyścić instrumenty. Pomiary wykonano zatem ponownie i wówczas ślady metanu zniknęły. Grotzinger mówi, że minie kilka tygodni zanim NASA zweryfikuje i ewentualnie ogłosi sensacyjną informację. W tej chwili członkowie jego zespołu nie zdradzają jej ani dziennikarzom, ani innym pracownikom NASA.
  16. Brazylijczyk Juracy Viera nie bez powodu bywa nazywany Diodakiem Newtoniuszem. W disneyowskiej serii o kaczorze Donaldzie postać ta uchodziła za wynalazcę wszystkiego, a nasz bohater spawa, konstruuje, a w międzyczasie zbiera ze swoim osłem miód. Boneco nieszczególnie przepada za strojem ochronnym, ale cierpliwie znosi zabiegi właściciela. Viera mieszka w Itatirze w stanie Ceará i jest jednym z tamtejszych 120 pszczelarzy. To dobry sposób zarobkowania na sawannie kolczastej, gdzie suchy klimat utrudnia uprawę roli. Ponoć uniformem Boneco zainteresowało się Stowarzyszenie Producentów Miodu, ale na razie Juracy zastanawia się, czy zrealizuje zamówienie dla organizacyjnych zwierząt.
  17. IBM, brazylijski bank BNDES oraz firma EBX Group należąca do miliardera Eike Batisty wybudują na południu Brazylii fabrykę układów scalonych. Zakład SIX Semiconductors będzie kosztował około 500 milionów dolarów i powstanie w Ribeirão das Neves, należącym do obszaru metropolitalnego Belo Horizonte. Zakład, w którym będą powstawały chipsety oraz układy na zamówienie, ma rozpocząć pracę w 2014 roku i zatrudni 300 osób. Połowa pieniędzy przeznaczonych na budowę fabryki będzie pochodziła z budżetu państwa. Zostaną one przekazane za pośrednictwem banku BNDES. Państwo za pośrednictwem BNDESPAR będzie miało 33% udziałów w przedsięwzięciu, kolejne 33% obejmie SIX Soluções Intelligentes, które jest spółką-córką EBX Group. Reszta przypadnie IBM-owi, lokalnym bankom i innym firmom uczestniczącym w przedsięwzięciu. W zamian za udziały amerykański koncern zapewni prawdopodobnie technologię, która zostanie wykorzystana w fabryce. Rodrigo Kede, szef brazylijskiego oddziału IBM-a zapewnił, że fabryka będzie najnowocześniejszym tego typu zakładem na półkuli południowej.
  18. Budowniczowie ozdobili dach gotyckiej Katedry Narodzin św. Marii w Mediolanie 135 sterczynami. Teraz wieżyczki czekają na "adopcję". By przeprowadzić renowację w podstawowym zakresie, trzeba zebrać 25 mln euro. Sponsorzy, którzy przekażą 100 tys. euro, mogą liczyć na upamiętnienie w formie grawerunku. Przedstawiciele Veneranda fabbrica del Duomo, organu odpowiedzialnego za zachowanie zabytku, ujawniają, że niektóre sterczyny są w takim stanie, że mogą zacząć się kruszyć. Niestety, czwarta co do wielkości katedra świata padła ofiarą kryzysu i wdrażanych w związku z nim programów oszczędnościowych. Ze szczegółami projektu można się zapoznać na witrynie Get Your Spire. Jej twórcy przypominają, że budowa katedry zawsze bazowała na hojności dużych rodzin i mecenasów. Ponieważ sterczyny są delikatnymi i kruchymi elementami architektonicznymi, wymagają stałej opieki i kompleksowych interwencji. Sponsorzy, którzy przekażą 100 tys. euro, wybiorą sobie pinakiel. Ich nazwisko pozostanie wygrawerowane przez 50 lat (to minimalny okres). Jak dotąd akcję najczęściej wspierają Włosi (77), za nimi uplasowali się Francuzi (8) i Hiszpanie (4).
  19. Astronomowie korzystający z Subaru Telescope na Hawajach wykonali zdjęcie największej planety pozasłonecznej, którą udało się dotychczas bezpośrednio zobrazować. Jest ona tak olbrzymia, że niewiele dzieli ją od najlżejszych z gwiazd. Planeta Kappa Andromedae b okrąża gwiazdę Kappa Andromedae. Jej masę oszacowano na 12,8 większą niż masa Jowisza. Zgodnie z konwencjonalnymi modelami formowania się planet Kappie Andromedae b niewiele brakuje do rozpoczęcia fuzji, co oznaczałoby, że musielibyśmy ją zakwalifikować jako brązowego karła, a nie planetę - mówi Michael McElwain z Goddard Space Flight Center. Jednak jej klasyfikacja nie jest ostateczne i inne cechy mogą spowodować, że zostanie ona uznana ostatecznie za brązowego karła - dodaje. Masywne planety powoli wypromieniowują ciepło, które nagromadziło się w czasie ich formowania się. Na przykład Jowisz emituje dwukrotnie więcej ciepła niż otrzymuje ze Słońca. Jeśli jednak obiekt jest wystarczająco masywny, to może sam produkować energię dzięki fuzji deuteru. Teoretyczną granicą poza którą może rozpocząć się fuzja deuteru wynosi 13 mas Jowisza. Taka jest zatem masa najlżejszych brązowych karłów. Odkrycie Kappa Andromedae b (Kappa And b) pozwoli na przetestowanie teorii, która mówi, że istnieje teoretyczna granica powstawania wielkich planet wokół wielkich gwiazd. Im bardziej masywna jest bowiem gwiazda, tym jest cieplejsza i jaśniejsza. Emitowana przez nią energia może być tak olbrzymia, że uniemożliwi formowanie się planet. Istnienie tego obiektu dowodzi, że gwiazdy tak duże jak Kappa Andromedae, o masie 2,5-krotnie większej od masy Słońca, mogą posiadać wielkie planety - stwierdził Joseph Carson z Instytutu Maksa Plancka.
  20. Amerykańskie Biuro Gospodarowania Ziemią (Bureau of Land Management) oferuje 1000 dol. nagrody każdemu, kto udzieli informacji prowadzących do aresztowania i skazania wandali, którzy ukradli i zniszczyli petroglify ze świętego miejsca Indian na klifach wschodniej części Sierra Nevada. Petroglify przetrwały wiele lat w trudnych warunkach atmosferycznych, ale nie oparły się młotom i piłom łańcuchowym. Władze federalne poinformowały, że ukradziono co najmniej 4 płaskorzeźby, piąta została oszpecona głębokimi cięciami z trzech stron, a 6. uszkodzono po wycięciu i porzucono. Na kilkudziesięciu innych petroglifach znaleziono ślady pozostawione przez narzędzia. Zuchwała kradzież wymagała ogromnego wysiłku logistycznego. Sprawcy musieli przetransportować drabiny, prądnice i resztę sprzętu w okolice Bishop. Pracując na wysokości 4,5 m, wycinali bloki skalne o wymiarach 60 na 60 cm. Zniszczenia zostały wykryte przez zwiedzających 31 października. Przedstawicielka Biura Bernadette Lovato przekazała złe wieści starszyźnie plemienia Pajutów. Władze przyznają, że choć rzeźby nie mają dużej wartości czarnorynkowej (za jedną można uzyskać od 500 do 1500 dol.), dla Indian są bezcenne. David Whitley, archeolog, dzięki któremu stanowisko z petroglifami wpisano do National Register of Historic Places (NRHP), oficjalnego rejestru cennych zasobów kulturowych Stanów Zjednoczonych, zastanawia się nad strategią postępowania z kruchym dziedzictwem. Czy lepiej utrzymywać lokalizację w tajemnicy, by nikt zabytków nie niszczył, czy też raczej uczynić z odwiedzających strażników dóbr kulturowych? Co grozi złodziejom? Jeśli ktoś wszedł w konflikt z prawem po raz pierwszy, może zostać skazany na rok więzienia i 20 tys. dol. grzywny. W przypadku recydywistów maksymalna długość wyroku wzrasta do 5 lat, a grzywna zwiększa się 5-krotnie.
  21. Badania stalaktytów z jaskini w pobliżu Morza Czerwonego pozwoliły nie tylko dokładnie określić zmiany światowego poziomu mórz, ale pokazały, że dotychczasowe przewidywania były błędne. Zmiany poziomu oceanów szczególnie interesują naukowców, gdyż mogą być jedną z najgorszych konsekwencji globalnego ocieplenia. Już teraz odczuwają je nadbrzeżne miasta, takie jak Nowy Jork. Badania zmian z przeszłości mogą zaś wskazać, jak będzie zmieniał się poziom oceanu w przyszłości. Profesor Eelco Rohling i jego zespół z University of Southampton określili z olbrzymią dokładnością zmiany poziomu Morza Czerwonego na przestrzeni ostatnich 150 000 lat. Dzięki badaniom osadów, które zweryfikowano w oparciu o dane ze stalaktytów jednej z izraelskich jaskiń uczonym udało się określić zmiany z dokładnością do 200 lat. To największa rozdzielczość dotycząca poziomu mórz jaką dotychczas uzyskano. Zespól Rohlinga datował stalaktyty na podstawie rozpadu uranu w tor. Jako, że skład chemiczny stalaktytów zmieniał się w ten sam sposób, w jaki zmieniał się skład osadów, dane uzyskane z obu źródeł można było bezpośrednio porównać. Niektóre współcześnie przeprowadzane symulacje mówią, że w przyszłości można spodziewać się wzrostu poziomu mórz liczonego w wielu metrach na 100 lat. Jednak z danych uzyskanych przez Rohlinga wynika, że wzrost rzędu 1 metra na 100 lat jest bliski maksimum. Problemem nie będzie tempo wzrostu, ale czas, w jakim poziom oceanów będzie się zwiększał. Wprawiliśmy w ruch pociąg towarowy i teraz bardzo trudno będzie go spowolnić - mówi Rohling. Z jego badań wynika, że pod koniec okresów zlodowaceń w ciągu ostatnich 150 000 lat poziom oceanów rósł w tempie 1,2 metra na 100 lat. Być może wynosił nawet 2 metry. A miało to miejsce w czasach, gdy pokrywy lodowe były znacznie większe niż obecnie. Stąd też obecne tempo wzrostu będzie powolniejsze.
  22. Jeden z najważniejszych europejskich satelitów uległ poważnej awarii. Francuska agencja kosmiczna CNES poinfromowała, że 2 listopada doszło do awarii systemu komputerowego satelity CoRoT (Convection, Rotation and Planetary Transits). Pojazd nadal działa, jednak nie jest w stanie zebrać informacji ze swojego teleskopu. Urządzenie o średnicy 30 centymetrów służyło do poszukiwania planet pozasłonecznych. Wystrzelony w 2006 roku CoRoT monitorował tysiące gwiazd w poszukiwaniu spadków ich jasności, co mogło wskazywać na istnienie planet krążących wokół nich. Stał się pierwszym instrumentem kosmicznym, który wykrył nowe planety na podstawie przejść na tle tarczy gwiazdy macierzystej. Jego możliwości były nieporównywalnie mniejsze niż teleskopu kosmicznego Keplera, którego średnica lustra wynosi 95 centymetrów, jednak CoRoT zostanie zapamiętany ze względu na swoje wyjątkowe osiągnięcia. Ronald Gilliland z Pennsylvania State University, który pracuje z Keplerem, mówi, że dwa najważniejsze osiągnięcia CoRoTa to odkrycie, że czerwone giganty oscylują w sposób, jakiego teoretycy wcześniej nie przewidzieli oraz odkrycie pierwszej skalistej superziemi - CoRoT-7b, skalistej planety o średnicy 1,7 raza większej od średnicy Ziemi. CoRoT przetrwał już jedną awarię systemu komputerowego. W 2009 roku zepsuł się główny komputer i od tego czasu satelita korzystał z zapasowego systemu. Teraz i on odmówił posłuszeństwa. Specjaliści spróbują jeszcze w grudniu dokonać restartu systemu. Nie poddajemy się, ale to ostatnia rzecz, którą możemy zrobić - mówi Fabienne Casoli z CNES. W najbliższym czasie Malcolm Fridlund z Europejskiej Agencji Kosmicznej opublikuje artykuł, w którym poinformuje o odkryciu przez CoRoT 5 kolejnych egzoplanet. Tym samym liczba planet pozasłonecznych odnalezionych przez satelitę wzrośnie do 31. Ponadto na potwierdzenie czeka jeszcze około 200 potencjalnych egzoplanet, których istnienie mógł zauważyć CoRoT.
  23. Szympansy i orangutany doświadczają kryzysu wieku średniego. Międzynarodowy zespół naukowców doszedł do tego wniosku, testując hipotezę, że wzorce ludzkiego dobrostanu w ciągu życia wyewoluowały u wspólnych przodków człowiekowatych. Okazało się, że podobnie jak u Homo sapiens, u orangutanów i szympansów krzywa szczęścia przybiera kształt litery "U": osiąga wysokie wartości w młodości, a potem opada, by ponownie wzrosnąć na starość. Naukowcy badali 508 człowiekowatych z ogrodów zoologicznych i rezerwatów w USA, Japonii, Kanadzie, Australii oraz Singapurze. Dobrostan małp był oceniany przez opiekunów, wolontariuszy i badaczy, którzy dobrze je znali. Wykorzystywano przystosowane do tego celu kwestionariusze samoopisu dla ludzi. Mieliśmy nadzieję znaleźć odpowiedź na słynne naukowe pytanie: dlaczego krzywa naszego zadowolenia z życia przypomina literę U? Skończyliśmy z wynikami, które pokazują, że nie dzieje się tak z powodu hipoteki, rozpadu małżeństwa, telefonów komórkowych czy innych akcesoriów współczesnego świata. U małp także występuje zaznaczony kryzys wieku średniego, a nie korzystają przecież z tych gadżetów - podkreśla prof. Andrew Oswald z Uniwersytetu w Warwick. Badacze, których raport ukazał się w piśmie PNAS, podkreślają, że ich wyniki nie wykluczają, że w przypadku ludzi kształt krzywej może być po części wynikiem działania czynników ekonomicznych i/lub kulturowych czy społecznych. Brytyjsko-japońsko-amerykański zespół proponuje jednak, by zwrócić szczególną uwagę na biologiczne wyjaśnienia tego zjawiska. Jednostki bardziej usatysfakcjonowane na etapach życia, kiedy trudno byłoby zdobyć więcej, z mniejszym prawdopodobieństwem angażują się bowiem w sytuacje, które mogłyby zaszkodzić im czy rodzinom.
  24. W 1977 r. grupa lekarzy zaapelowała, by zrezygnować z używania eponimicznej nazwy zespół Reitera. Hans Conrad Julius Reiter był niemieckim bakteriologiem, który zarażał więźniów obozu koncentracyjnego w Buchenwaldzie riketsjami tyfusu. Wskutek jego działań zmarło ponad 250 osób, dlatego specjaliści woleli, by zespół objawów występujących po zapaleniu cewki moczowej lub jelit nazwać raczej reaktywnym zapaleniem stawów. Choć minęło wiele lat, problem z upamiętnianiem osiągnięć nazistowskich lekarzy nadal istnieje i bynajmniej nie kończy się na zespole Reitera. Kontynuując wątek z lat 70., w 2000 r. doktorzy Daniel J. Wallace i Michael Weisman opublikowali w Journal of Clinical Rheumatology artykuł nt. podwójnego życia Reitera i sensu upamiętniania nazwą jego wątpliwych pod względem etycznym dokonań. Panowie słusznie zauważyli, że opis syndromu poprzedza prace Niemca aż o kilkaset lat; wzmianki pojawiały się co najmniej od początku XVI w. Poza tym liczni badacze trafnie opisywali tę jednostkę nozologiczną przed Reiterem. Co więcej, Reiter popełnił poważny błąd. Początkowo wywnioskował, że zespół wywołują krętki (znalazł je bowiem u pewnego chorego wojskowego; ukuł nawet nazwę spirochetosis arthritis). Wniosek? Reiter nie zasługuje na "własny" zespół. Na fali rozważań Wallace'a i Weismana, także w 2000 r., Spondylitis Association of America, grupa wsparcia pacjentów z zespołem Reitera, zarządziła głosowanie nad zmianą nazwy. W 2003 r. grupa wydawców periodyków reumatologicznych zdecydowała, by przestać używać eponimu. Cztery lata później w sprawie wypowiedział się m.in. Ephraim P. Engleman, który w artykule z 1942 r. zasugerował z dr. Walterem Bauerem, aby w anglojęzycznej literaturze medycznej posługiwać się terminem zespół Reitera. Choć Reiter nigdy nie został za nic skazany (po części dlatego, że trudno było o dowody, gdyż dwaj inni lekarze, z którymi planował eksperymenty w Buchenwaldzie, popełnili w 1945 r. samobójstwo), ogólnie dyskutanci zgadzają się w ocenie jego działań. Wcielenie postanowień w życie to jednak druga sprawa. Kiedy w 2005 r. naukowcy z Uniwersytetu Pensylwanii pokusili się o analizę częstotliwości stosowania w latach 1998-2003 eponimicznej nazwy z i bez adnotacji o negatywnych konotacjach, okazało się, że czas robi swoje, ale powoli. W porównaniu do 1998 r., w 2003 roku nazwy bez "sprostowania" używano rzadziej (57 vs. 34%), przy czym do zaleceń w większym stopniu zastosowały się magazyny z wyliczonym współczynnikiem wpływu, jednak zważywszy, że kampania dot. zmiany nazwy rozpoczęła się w latach 70., postępy trudno uznać za znaczne. Jak słusznie zauważył w 2000 r. autor publikacji z The New York Timesa dr Lawrence K. Altman, na wykorzystanie eponimów medycznych warto też spojrzeć z narodowościowego punktu widzenia. Te same choroby noszą w różnych państwach niejednakowe nazwy i być może da się z tego zrobić użytek w procesie przemianowania. Reiterowi nie podobało się np., że Francuzi posługiwali się nazwą zespół Fiessingera-Leroya, od nazwisk 2 francuskich lekarzy, którzy opisali przypadki choroby kilka tygodni po jego pierwotnym raporcie z 1916. Od 1977 r. wypłynęły sprawy kolejnych eponimów z Trzeciej Rzeszy rodem. Warto wspomnieć m.in. o komórkach Clary (nieorzęsionych, nieśluzowaciejących komórkach sekrecyjnych z oskrzelików). Po raz pierwszy zostały one opisane w 1937 r. przez austriackiego anatoma Maxa Clarę. W 1935 r. objął on katedrę anatomii na Uniwersytecie w Lipsku. Uważa się, że na przebieg jego kariery zawodowej wpływało, przynajmniej po części, poparcie dla nazistów. Wiele badań histologicznych w Lipsku, z opisem komórek Clary włącznie, bazowało na próbkach tkanek, które pobrano od więźniów straconych w pobliskim Dreźnie. Ciekawa publikacja na ten temat ukazała się w 2010 r. w European Respiratory Journal. W 2006 r. A. Woywodt i E.L. Matteson zajęli się sprawą ziarniniaka Wegenera - martwiczego zapalenia małych tętnic. Fridrich Wegener dołączył do SA we wrześniu 1932 r., a 1 maja 1933 r. zapisał się do NSDAP. W 1939 r. trafił do Łodzi, gdzie miał być wojskowym patologiem. Później wykonywał też autopsje dla tutejszego Gesundheitsamt. Akta Wegenera trafiły ponoć do Komisji Narodów Zjednoczonych ds. Zbrodni Wojennych (United Nations War Crimes Commission). Choć był popularnym i uzdolnionym nauczycielem oraz kolegą, nasze dane rodzą zastrzeżenia co do jego zachowania się na gruncie zawodowym. Woywodt i Matteson wspominają np. o problematycznym zainteresowaniu Wegenera aeroembolizmem.
  25. Naukowcy z Rice University informują o opracowaniu rewolucyjnej technologii, która wykorzystuje nanocząstki do zamiany energii słonecznej w parę wodną. Efektywność nowej technologii, nazwanej roboczo "parą słoneczną, wynosi aż 24%. To dwukrotnie więcej niż efektywność fotowoltaicznych ogniw słonecznych. Twórcy wynalazku sądzą, że w pierwszej kolejności będzie on wykorzystywany nie do pozyskiwania energii elektrycznej, ale oczyszczania wody w krajach rozwijających się. Tu chodzi o dużo więcej niż tylko elektryczność. Dzięki tej technologii myślimy o energii słonecznej w zupełnie nowy sposób - mówi profesor Naomi Halas, która stała na czele zespołu badawczego. Uczeni z Rice wykorzystali nanocząstki ogrzewające się pod wpływem światła słonecznego. Gdy zostają zanurzone w wodzie, nawet bardzo zimnej, ogrzewają się tak szybko, że błyskawicznie powstaje para wodna. Przechodzimy od ogrzewania wody w skali makro do ogrzewania w skali nano. Nasze cząstki są bardzo małe, nawet mniejsze od długości fali światła, a to oznacza, że mają niezwykle małą powierzchnię oddającą ciepło. Tak intensywne ciepło pozwala na lokalne generowanie pary wodnej, dokładnie na powierzchni cząstki. Lokalne tworzenie pary wodnej jest sprzeczne z intuicją - stwierdziła profesor Halas. Podczas swoich pokazów uczeni prezentowali wodę bliską punktowi zamarzania, z wprowadzonymi doń nanocząstkami. Po skupieniu na wodzie światła słonecznego niemal natychmiast pojawiła się para. Woda to jeden z najszerzej używanych płynów w przemyśle. Około 90% energii jest produkowanych dzięki parze wodnej. Para wykorzystywana jest też np. do sterylizacji narzędzi i odpadów medycznych, w procesie przygotowywania żywności czy oczyszczania wody. Większość pary na potrzeby przemysłu produkowana jest w olbrzymich boilerach. Nowy wynalazek pozwoli na jej efektywną produkcję w znacznie mniejszych instalacjach. Nowa technologia powstała właśnie z myślą o takich zastosowaniach. Studenci Halas już zaprezentowali autoklaw, który dzięki energii Słońca sterylizuje narzędzia chirurgiczne. Urządzenie przyda się tam, gdzie nie ma dostępu do elektryczności. Halas otrzymała też grant przyznany w ramach programu Grand Challenges Fundacji Billa i Melindy Gatesów. Pieniądze zostaną przeznaczone na stworzenie ultrakompaktowego systemu odkażania ludzkich odchodów, który ma trafić w te regiony świata, gdzie nie ma elektyczności i systemu kanalizacji. Para słoneczna jest istotna dzięki swojej wydajności. Do jej wykorzystania nie potrzebujemy hektarów luster czy paneli słonecznych. Instalacja może być bardzo mała. W naszym autoklawie okienko, przez które wpada światło, ma zaledwie kilka centymetrów kwadratowych - stwierdziła Oara Neumann, współautorka badań. Nowa technologia znajdzie też zastosowanie w hybrydowych systemach klimatyzacji i ogrzewania. Uczeni przeprowadzili również eksperymenty nad destylacją i stwierdzili, że "para słoneczna" jest 2,5-krotnie bardziej efektywna niż obecnie stosowane kolumny destylacyjne. Profesor Naomi Halas jest jednym z najbardziej znanych współczesnych chemików. Wraz z zespołem specjalizuje się w tworzeniu i badaniu cząstek aktywowanych światłem. Wśród jej osiągnięć warto wymienić stworzenie złotych nanosfer, które są obecnie testowane pod kątem zwalczania nowotworów. Na potrzeby "słonecznej pary" Halas i Neumann stworzyły nanocząstki, które reagują na jak najszersze spektrum światła słonecznego - zarówno widzialne jak i niewidzialne. Nie zmieniamy praw termodynamiki. Po prostu gotujemy wodę w inny sposób - podkreśla uczona.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...