Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Spożywanie dużych ilości czerwonego mięsa może prowadzić do chorób serca, mimo iż zawiera ono mało tłuszczu i cholesterolu. Specjaliści dowiedli, że odpowiedzialne za chorobę są bakterie z przewodu pokarmowego zmieniające jeden ze składników czerwonego mięsa w związek, który przyspiesza odkładanie się blaszek miażdżycowych w arteriach. Zdaniem współautora badań, doktora Stanleya Hazena z Cleveland Clinic, skład flory bakteryjnej jelit może być równie ważny, co właściwości diety. Bakterie tworzą z naszego pożywienia wiele różnych molekuł i molekuły te mogą mieć olbrzymi wpływ na procesy metaboliczne - stwierdził uczony. Hazen i jego zespół zwerbowali 77 ochotników. Przeprowadzone wraz z nimi badania miały dać odpowiedź na pytanie, dlaczego spożywanie czerwonego mięsa, nawet jeśli kontroluje się poziom tłuszczu i cholesterolu, jest związane ze zwiększonym ryzykem śmierci z powodu chorób serca. W badaniej grupie znajdowały się osoby jedzące mięso oraz 26 wegan i wegetarian. Badania wykazały, że spożywanie l-karnityny, która jest dość powszechna w mięśniach, prowadzi do zwiększenia poziomu tlenku trimetyloaminy we krwi (TMAO). Związek ten zmienia metabolizm cholesterolu i spowalnia jego usuwanie z arterii. Okazało się jednak, że nawet gdy weganom i wegetarianom podawano suplementy l-karnityny, w ich krwi tworzyło się mniej TMAO. Dopiero badania odchodów wyjaśniły tę zagadkę. Osoby jedzące mięso miały inną florę bakteryją niż pozostający na diecie bezmięsnej. Zdaniem Hazena, spożywanie mięsa prawdopodobnie wspomaga rozwój bakterii przetwarzających l-karnitynę w TMAO. Uczeni sprawdzili następnie poziom l-karnityny u niemal 2600 przypadkowych osób, którym wykonywano badania serca. Potwierdzili w ten sposób swoje przypuszczenia, gdyż sam wysoki poziom l-karnityny nie wiązał się z różnicą w ryzyku zapadnięcia na choroby serca. Dopiero wysoki poziom l-karnityny i TMAO zwiększały ryzyko. Ostateczne potwierdzenie zyskano, prowadząc badania na myszach. L-karnitynę podawano dwóm grupom zwierząt - jednej z normalną florą bakteryjną i drugiej, której jelita zostały oczyszczone z bakterii za pomocą antybiotyków. W pierwszej grupie ryzyko tworzenia się płytek miażdżycowych wzrosło dwukrotnie. W drugiej nie odnotowano żadnych zmian w tym zakresie. Wyniki powyższych badań są istotne nie tylko dla miłośników mięsa. Powinny je wziąć sobie do serca także i te osoby, które przyjmują suplementy z l-karnityny, które są reklamowane jako środki pomagające w utracie wagi, zwiększeniu wydajności organizmu i sił witalnych. Skuteczność takich suplementów nie została w żaden sposób udowodniona, a teraz wiadomo, że l-karnityna może zwiększać ryzyko chorób serca.
  2. Prawdopodobnie już 21 maja Microsoft oficjalnie zdradzi szczegóły na temat następcy Xboksa 360. Znany bloger Paul Thurrot twierdzi, że pierwotnie konferencję zaplanowano na 24 kwietnia, ale przesunięto je na maj. Informacje o nowym Xboksie, którego nazwa kodowa brzmi Durango, krążą już od pewnego czasu. Podobno konsola będzie wymagała podłączenia do internetu. Nie wiadomo dokładnie, co to ma oznaczać. Być może bez podłączenia do sieci konsoli nie będzie można używać. Podobno samo urządzenie ma kosztować aż 500 USD. Taniej, bo 300 dolarów, zapłacą osoby, które kupią wersję wraz z subskrypcją usług Microsoftu. Niewykluczone też, że Microsoft przygotowuje różne wersje konsoli. Podobno, w końcu, nowa konsola ma trafić do sprzedaży w listopadzie bieżącego roku. Koncern z Redmond nie zdradza żadnych szczegółów i oficjalnie odmówił komentowania "spekulacji i plotek".
  3. Alaskańska wioska Igiugig będzie pierwszą, która wypróbuje nowy typ elektrowni wiatrowej. W jej poliżu staną turibny wiatrowe według pomysłu profesora Johna Dabiriego, o którego koncepcji informowaliśmy przed niemal 2 laty. Od lat przemysł energii wiatrowej zwiększa turbiny, gdyż pozwala to zwiększyć wydajność i obniżyć koszty. Tymczasem profesor Dabiri uważa, że znacznie lepszym rozwiązaniem jest budowa niewielkich VAWT (vertical-axis wind turbines). Są one znacznie mniejsze niż tradycyjne turbiny, a cała tajemnica tkwi w starannym wyborze rozmieszczenia urządzeń. Dabiri otrzymał od Gordon and Betty Moore Foundation oraz Departamentu Obrony granty o łącznej wysokości 6 milionów dolarów. Dzięki temu jeszcze w bieżącym roku w okolicach wioski stanie 10 pierwszych turbin. Docelowo ma być ich 50-70 i mają zastąpić używane obecnie generatory prądu. Profesor Dabiri prowadzi też prace nad swoimi turbinami na farmie badawczej w Kalifornii. Turbulencje powietrza generowane przez tradycyjne turbiny powodują, że urządzenia szybciej się zużywają, a ponadto niekorzystnie wpływają na sąsiednie turbiny, zmniejszając produkcję tych, które ustawione są dalej na drodze wiatru. Dabiri wierzy, że zmiany w przepływie powietrza powodowane przez turbiny VAWT będą korzystnie wpływały na sąsiednie turbiny. Konieczne jest jednak ich bardzo precyzyjne rozmieszczenie. Wiatraki Dabiriego mają jedynie 10 metrów wysokości i generują 3-5 kW. Uczony twierdzi, że mniejsze konstrukcje są tańsze i łatwiejsze w produkcji, montażu i utrzymaniu. Generatory znajdują się na dole, a nie na samej górze, dzięki czemu są łatwiej dostepne. Ponadto zabijają mniej ptaków i generują znacznie mniejszy hałas. Instalacja w pobliżu Igiugig pozwoli na zweryfikowanie twierdzeń profesora. Technologia VAWT ma też i wady. Turbiny tego typu przez połowę czasu obracają się pod wiatr i nie generują wówczas energii, a dodatkowo się zużywają. Ponadto, jako że produkują mniej energii, trzeba instalować ich więcej. W końcu, przez ostatnie kilkadziesiąt lat udowodniono, że możliwe jest obniżanie kosztów przy już istniejących projektach turbin. To oznacza, że pomysłowi Dabiriego naprawdę trudno będzie wykazać zdecydowaną wyższość od dotychczasowych rozwiązań.
  4. Młode tułacze hawajskie (Ocypode ceratophthalmus) zmieniają jasność ubarwienia, by lepiej wtapiać się w tło. Porównując aparycję dzienną i nocną, czasem trudno zgadnąć, że to te same osobniki. Dr Martin Stevens z Uniwersytetu w Exeter prowadził badania we współpracy z biologami z Narodowego Uniwersytetu Singapuru. Kraby idealnie pasują do piasku, na którym żyją. W ten sposób chowają się przed drapieżnikami, takimi jak ptaki czy naczelne. Potrafią odzwierciedlać nawet kolor konkretnych ziaren z plaży [...]. Naukowcy wpadli na trop transformacji ubarwienia, przeglądając zdjęcia wykonane o różnych porach doby. Hipotezę badawczą przetestowano w laboratorium na krabach zebranych na singapurskim wybrzeżu. Obserwując zwierzęta przez 24 godziny, biolodzy zauważyli, że nocą O. ceratophthalmus były najciemniejsze, a najbardziej "rozświetlone" stawały się w okolicach południa. Po umieszczeniu w ciemnym akwarium kraby nie zmieniały wyglądu, ale były jaśniejsze, gdy ustawiało się je na białej powierzchni (zespół Stevensa porównywał wygląd na białych i czarnych płaszczyznach). Brytyjczyk uważa, że nie chodzi o prostą reakcję na oświetlenie otoczenia. Skorupiaki wydają się raczej koordynować naturalny rytm zmiany koloru w ciągu doby z odpowiedzią na barwę zamieszkiwanej powierzchni. Dr Stevens podkreśla, że gdyby kraby po prostu stawały się ciemniejsze w cieniu, np. po wejściu do norki, po opuszczeniu schronienia byłyby widoczne jak na dłoni. Co ciekawe, zmiana ubarwienia występuje wyłącznie u osobników młodocianych. Dorośli prawdopodobnie nie zmieniają swojego ubarwienia w aż takim stopniu, bo gdy krab dorasta, pancerz staje się gruby i wysycony pigmentem. Nie mam pewności, dlaczego się tak dzieje.
  5. Sędzia Lucy Koh, która prowadziła spór patentowy pomiędzy Samsungiem a Apple'em, będzie rozstrzygała kolejną niezwykle interesującą sprawę. Pani sędzia wydała zgodę na złożenie pozwu zbiorowego przeciwko firmom Intel, Apple, Google, Pixar, Adobe, Lucasfilm oraz Intuit. Koncerny podejrzane są o to, że umówiły się, iż nie będą podkupować sobie nawzajem pracowników. Zdaniem pani sędzi, przedstawione jej dowody są na tyle mocne, że uzasadniają zgodę na rozpoczęcie procesu. Koh nakazała prawnikom powodów, by dokonali takich zmian w złożonych przez siebie dokumentach, które umożliwiałyby rozpoczęcie pozwu zbiorowego. Gdy to zrobią, sędzia rozpocznie proces. Powodzi mają nadzieję, że do ich akcji dołączy się nawet 100 000 pracowników wymienionych firm. Pozew nie powinien być zaskoczeniem. Przedsiębiorstwa mogły się go spodziewać, gdyż od dłuższego czasu są podejrzewane o zawarcie umowy, która ograniczała przepływ pracowników. Departament Sprawiedliwości prowadził przeciwko nim śledztwo antymonopolowe i koncerny zawarły z nim ugodę. Teraz czeka je proces cywilny. Jeśli do procesu dojdzie, a firmy go przegrają, może on kosztować je fortunę. Dzięki nielegalnemu porozumieniu osiągnęły bowiem olbrzymie oszczędności, gdyż ograniczając zatrudnionym możliwość znalezienia pracy u konkurencji, nie musiały wydawać dodatkowych pieniędzy na podwyżki pensji mające na celu zatrzymanie cennych pracowników.
  6. Windows XP ciągle nie chce odejść w niepamięć. Po ponad 11 latach od premiery do tego systemu wciąż należy niemal 39% rynku. Tymczasem eksperci ostrzegają, że przedsiębiorstwa, które nadal używają XP narażają się na poważnie niebezpieczeństwo. Równo za rok wygaśnie rozszerzony okres wsparcia dla Windows XP. Po 8 kwietnia 2014 roku Microsoft przestanie dostarczać poprawki bezpieczeństwa. Mimo to wiele firm nie wzięło sobie tego do serca. Tylko 42% przedsiębiorstw rozpoczęło migrację, mimo że Microsoft radzi, by na proces ten przeznaczyć 18-30 miesięcy - informuje firma Camwood. Jej pracownicy przeprowadzili ankiety wśród 250 szefów firm. Okazało się, że wiele przedsiębiorstw planuje wykorzystywać XP nawet po zakończeniu wsparcia. Prawdopodobnie najbardziej martwiącym faktem jest to, że niemal 20% osób odpowiedzialnych za decyzje dotyczące IT mówi, że będą korzystali z tego systemu po zakończeniu wsparcia. Narażą przez to swoją firmę na cyberataki, włamania i kradzieże - mówią przedstawiciele Camwooda. Z wnioskami Camwooda zgadzają się też inni eksperci. Ich zdaniem firmy, które jeszcze nie rozpoczęły migracji z XP na inny system, nie zdążą jej zakończyć przed upłynięciem okresu wsparcia.
  7. Dotąd sądzono, że nos ma monopol na receptory węchowe. Czas jego hegemonii najwyraźniej się jednak kończy, o czym świadczą m.in. doniesienia doktora Petera Schieberlego z Uniwersytetu Technicznego w Monachium. Nasz zespół odkrył ostatnio, że receptory węchowe występują nie tylko w komórkach w nosie [w rzęskach neuronów węchowych], ale i w komórkach krwi. W nosie receptory te wykrywają substancje zwane odorantami i przekładają je na woń, którą na poziomie mózgu interpretujemy jako przyjemną bądź nie. Co ciekawe, naukowcy gromadzą coraz więcej dowodów, że takie same receptory występują w sercu, płucach i wielu innych narządach nieczuciowych. Gdy jemy, składniki pożywienia przenikają z żołądka do krwioobiegu. Czy to jednak oznacza, że np. serce potrafi "wywąchać", że właśnie spałaszowaliśmy stek? Na razie nie umiemy odpowiedzieć na to pytanie. Ekipa Schieberlego stwierdziła, że wyizolowane z próbek pierwotne komórki krwi (komórki macierzyste) są przyciągane do cząsteczek odorantów. W jednym z eksperymentów naukowcy posłużyli się komorą z wieloma zagłębieniami. Gdy na jednym z jej końców umieścili atraktant (wabiącą substancję zapachową), a na drugim komórki krwi, komórki zaczęły się przemieszczać w kierunku woni.
  8. NASA rozważa budowę pojazdu kosmicznego, który przechwyci niewielką asteroidę i "zaparkuje" ją w pobliżu Księżyca. Posłużyłaby ona astronautom do badań i ćwiczenia eksploracji takich obiektów. Senator Bill Nelson zdradził, że wspomniany pojazd miałby w 2019 roku przechwycić 500-tonową asteroidę o średnicy około 8 metrów. W roku 2021 asteroida miałaby po raz pierwszy zostać odwiedzona przez ludzi, którzy przybyliby na pokładzie pojazdu Orion. Senator Nelson, który jest przewodniczącym podkomitetu ds. nauki i kosmosu zdradził, że rząd przeznaczył 100 milionów dolarów na przyspieszenie programu badań nad asteroidami. Pieniądze te mają zostać wydatkowane na znalezienie odpowiedniej kandydatki do przechwycenia. Jeśli misja dojdzie do skutku, będzie to pierwsza w historii próba manipulacji przez człowieka tak dużym obiektem w kosmosie. To wspaniałe połączenie możliwości ludzi i robotów. Właśnie tym powinna zajmować się NASA w bieżącym stuleciu - powiedział profesor Robert Braun z Georgia Institute of Technology, który w przeszłości był dyrektorem NASA ds. technologicznych. Donald Yeomans z NASA, szef programu obserwacji obiektów bliskich Ziemi, mówi, że zadanie nie będzie łatwe. Wymagałoby bowiem przeprowadzenia operacji podobnej do obwiązania liną, następnie trzebaby podłączyć do obiektu moduł napędowy, który wyhamowałby ruch obrotowy asteroidy i przetransportował ją w wyznaczone miejsce. Ekspert zapewnia, że umieszczenie 8-metrowej asteroidy w pobliżu Ziemi nie będzie stanowiło żadnego zagrożenia. Nawet jeśli plan by się nie powiódł i asteroida podąży w kierunku naszej planety, to spłonie w atmosferze. Zdaniem senatora Nelsona, opisywany powyżej projekt mógłby posłużyć NASA do treningów przed załogową wyprawą na Marsa. Może też, ewentualnie, przydać się do opracowania planów awaryjnych, gdyby w przyszłości niebezpieczna asteroida zmierzała w kierunku naszej planety.
  9. Wg naukowców, kompost zmieszany z moczem gwarantuje lepsze plony niż mineralny nawóz. W 2011 r. na polu w pobliżu Katmandu badano wpływ stosowania różnych kombinacji moczu, kompostu i mocznika na paprykę roczną (Capsicum annuum). Mocz pozyskiwano z przenośnych toalet, a kompost wytwarzano z krowich placków. Nepalczycy posłużyli się układem losowanych bloków (w sumie utworzyli 8 "działek"). Eksperyment 3-krotnie powtarzano. Okazało się, że najlepsze wyniki - najwyższe rośliny (54,7 cm) z największą liczbą owoców (9,1) - zapewniała mieszanka moczu i kompostu. Autorzy artykułu z pisma Scientia Horticulturae uważają, że efekt synergiczny można wyjaśnić kilkoma czynnikami, w tym ograniczeniem utraty azotu oraz zwiększoną dostępnością organicznego węgla z gleby. Debendra Shrestha z Uniwersytetu Tribhuvana, główny autor badania, podkreśla, że połączenie uryny z kompostem minimalizuje ryzyko akumulacji soli w glebie. Dr Surendra Pradhan z Międzynarodowego Instytutu Zarządzania Wodą w Ghanie także odwoływał się do podobnych metod. Próbując rozwiązać problem składowania odpadów sanitarnych, testował mieszanie moczu z odchodami drobiu i ludzkimi fekaliami. Sam mocz nie jest długoterminowym rozwiązaniem. Brakuje w nim ponoć materiału organicznego, który mógłby podtrzymać wzrost roślin przez więcej niż parę lat. Idealnym rozwiązaniem wydaje się połączenie moczu z kompostem: mocz zapewnia bowiem szybko uwalniane składniki, a kompost - z wyższą zawartością składników organicznych i mikroorganizmów - odpowiada za część procesu realizowaną w wolniejszym tempie. Pradhan widzi co najmniej 2 czynniki, które nie ułatwią komercjalizacji jego rozwiązania: 1) bariery kulturowe i 2) dotowanie nawozów sztucznych.
  10. Brytyjscy archeolodzy z University of Manchester rozpoczęli wykopaliska w miejscu dużego budynku, który - jak sądzą - liczy sobie około 4000 lat. Zespół profesora Stuarta Campbella, doktor Jane Moon i niezależnego archeologa Roberta Killicka uważa, że mają do czynienia z budynkiem administracyjnym obsługującym jedne z najstarszych miast na świecie. Strukturę najpierw zauważono na zdjęciach satelitarnych. Badania terenowe wykazały, że mamy do czynienia z budynkiem o powierzchni około 80 metrów kwadratowych. Znajduje się on w odległości zaledwie 20 kilometrów od Ur. Ta okolica, teraz pustynna i bezludna, była przed 5000 lat miejscem narodzin miast i cywilizacji, domem Sumerów i późniejszych Babilończyków - mówi Campbell. Budynek wstępnie datujemy na rok około 2000 przed Chrystusem, gdy doszło do splądrowania miasta i upadku ostatniej sumeryjskiej dynastii - dodaje profesor. Jak dotychczas jednym z najważniejszych znalezisk jest 9-centymetrowa gliniana tabliczka przedstawiająca wiernego zbliżającego się do świętego miejsca. Naukowców bardzo cieszy fakt, że po niemal 30 latach znowu mogli podjąć badania w Iraku. Uczeni chcą przeanalizować znalezione w okolicy szczątki roślinne i zwierzęce, co pozwoli im na określenie warunków środowiskowych i ekonomicznych z okresu, gdy odkryty budynek był wykorzystywany.
  11. Naukowcy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej odkryli w przewodzie pokarmowym termitów 2 symbionty i nadali im łacińskie nazwy nawiązujące do postaci z mitologii Howarda Phillipsa Lovecrafta. Cthulhu macrofasciculumque i Cthylla microfasciculumque są jednokomórkowymi protistami. Ich książkowymi pierwowzorami byli Cthulhu oraz jego córka Cthylla (oboje mieli ośmiornicopodobne kształty i skrzydła). C. macrofasciculumque i C. microfasciculumque pomagają termitom w trawieniu drewna. Są drobne, dlatego nikt ich wcześniej nie dostrzegł. Kiedy po raz pierwszy zobaczyliśmy je pod mikroskopem, poruszały się w ten swój dziwny sposób. Wyglądały prawie jak płynące ośmiornice - opowiada Erick James. C. macrofasciculumque i C. microfasciculumque uznano za gatunki typowe dwóch nowych rodzajów. Pierwszy z nich ukrywał się w jelicie Prorhinotermes simplex, a drugi u Reticulitermes virginicus. Na fotografiach ze skaningowego mikroskopu elektronowego widać, że zarówno u Cthulhu, jak i u Cthylli z przodu występuje pęczek wici. U imiennika potwora-ojca jest on większy. Składając się z ok. 20 sztuk, stanowi mniej więcej 4-krotność wyposażenia Cthylli.
  12. Teleskop Hubble'a znalazł najstarszą znaną nam supernową typu Ia. Tego typu obiekty to "kosmiczne świece", służące do wykonywania pomiarów wszechświata. Supernowa nazwana UDS10Wil eksplodowała ponad 10 miliardów lat temu. Ten nowy rekordzista pod względem odległości od Ziemi pozwala nam zajrzeć do początków wszechświata i dostarcza ważnych danych dotyczących eksplozji tego typu gwiazd - stwierdził David O. Jones, astronom z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. UDS10Wil (zwana SN Wilson, na cześć prezydenta Wilsona) została odkryta w ramach trwającego od 2010 roku programu poszukiwania odległych supernowych Ia oraz badania, w jaki sposób zmieniają się w czasie. Obiekt odnalazł zespół pracujący pod kierunkiem Adama Riessa ze Space Telescope Science Institute. Riess i jego koledzy odkryli dotychczas ponad 100 supernowych różnych typów, liczących sobie od 2,4 do ponad 10 miliardów lat. Osiem z nich ma więcej niż 9 miliardów lat. SN Wilson jest o zaledwie 4% starsza od odkrytej przed trzema miesiącami poprzedniej rekordzistki, jednak oznacza to różnicę aż 350 milionów lat. Dzięki odkrywaniu tak wiekowych supernowych dowiadujemy się więcej o procesie ich powstawania. Jedna z teorii mówi, że supernowe powstają w wyniku połączenia dwóch białych karłów. W drugiej teorii biały karzeł stopniowo wysysa materię z towarzyszącej mu gwiazdy, aż w końcu eksploduje. Wstępne badania zespołu Riessa sugerują, że w okresie pomiędzy ponad 10 a 7,5 miliardów lat temu pojawiało się znacznie mniej supernowych Ia niż później. To z kolei wskazuje, że prawdziwa może być teoria o połączeniu się dwóch karłów, gdyż we wczesnym wszechświecie większość gwiazd mogłaby być zbyt młoda, by utworzyć supernową. Eksplozje wczesnych supernowych były niezwykle ważnymi wydarzeniami w historii wszechświata, gdyż to dzięki nim powstały cięższe pierwiastki. Ocenia się, że połowa żelaza pochodzi właśne z supernowych.
  13. Na dachu Palais Bourbon, siedziby francuskiego Zgromadzenia Narodowego, ustawiono 3 ule w barwach flagi. W ten sposób tamtejsza władza ustawodawcza zamierza promować wolny od pestycydów miód. Pszczoły mają zostać przeprowadzone, gdy zrobi się cieplej. Parlamentarzyści liczą na 150 kg miodu rocznie. Szczycą się też tym, że ich kolonie zapylą rośliny w stolicy i okolicach. Trend ustawiania uli na dachach przybiera na sile nie tylko w Europie, ale i w USA. Jego zwolennicy podkreślają, że pszczoły łatwo przystosowują się do miejskich warunków, korzystając z wyższych temperatur i dłuższych okresów kwitnienia. Sądzimy, że to wspaniała okazja, by edukować ludzi - tak opinię publiczną, jak i parlamentarzystów - odnośnie do roli spełnianej przez pszczoły - wyjaśnia Thierry Duroselle, szef Stowarzyszenia Francuskich Pszczelarzy. Ule postawiono na podeście w tylnej części dachu. Do opieki nad nimi zgłosiło się 6 ochotników. Lewicowy poseł Laurence Dumont powiedział w wywiadzie udzielonym Reuterowi, że zebrany miód będzie rozdawany dzieciom zwiedzającym niższą izbę parlamentu oraz organizacjom charytatywnym. Francuski minister rolnictwa już od jakiegoś czasu prowadzi akcję pszczelej rewitalizacji Paryża. By ożywić dawne rzemiosło i zapoczątkować uniezależnienie kraju od importowanego miodu, ule postawiono wcześniej na dachach opery Garnier oraz restauracji Tour d'Argent.
  14. Teleskop kosmiczny Keplera zarejestrował zaginanie światła jednej gwiazdy przez drugą w układzie gwiazd podwójnych. To jedna z pierwszych tego typu obserwacji w historii. Teleskop zauważył, jak światło czerwonego karła jest zaginane przez białego karła. Biały karzeł, mimo iż mniejszy od czerwonego karła, jest znacznie bardziej masywny. "Ten biały karzeł jest wielkości Ziemi, ale ma masę Słońca. Jest tak masywny, że czerwony karzeł, mimo iż większy, krąży wokół niego" - mówi Phil Muirhead z California Institute of Technology (Caltech). Głównym zadaniem Keplera jest poszukiwanie pozasłonecznych planet. Teleskop notuje zmiany jasności gwiazd, które mają miejsce, gdy planeta przechodzi pomiędzy gwiazdą, a obserwującym ją teleskopem. To tak, jakbyśmy rejestrowali obecność pchły na tle żarówki znajdującej się w odległości 4800 kilometrów od nas - wyjaśnia Avi Shporer z Caltechu. Muihead i jego koledzy często korzystają z publicznie dostępnych danych Keplera. Poszukują planet krążących wokół czerwonych karłów. Gdy po raz pierwszy przejrzeli dane dotyczące KOI-256 sądzili, że mają do czynienia z gazowym gigantem przesłaniającym światło z czerwonego karła. Zauważyliśmy coś, co zinterpretowaliśmy jako olbrzymie spadki jasności gwiazdy. Sądziliśmy, że są one spowodowane obecnością wielkiej planety, rozmiarów Jowisza, przechodzącej na tle gwiazdy - wyjaśnia Muirhead. Uczeni, chcąc bliżej przyjrzeć się systemowi, wykorzystali Hale Telescope z Palomar Observatory. Zauważyli, że czerwony karzeł "drga", a ruchy te są zbyt duże, by mogła spowodować je obecność planety. Domyślili się, że mają do czynienia w systemem podwójnym, w którym czerwonemu karłowi towarzyszy biały karzeł. Astronomowie skorzystali z kolejnego instrumentu - teleskopu kosmicznego GALEX (Galaxy Evolution Explorer), który umożliwia mierzenie aktywności gwiazd. Okazało się, że czerwony karzeł jest niezwykle aktywny. Mając takie informacje, powrócili do danych z Keplera i ze zdziwieniem spostrzegli, że gdy biały karzeł przechodzi na tle czerwonego karła ma miejsce wyraźne zagięcie światła. Tylko Kepler mógł zarejestrować tak słaby efekt. Ale dzięki temu mamy przykład, jak działa ogólna teoria względności Einsteina w odległym systemie gwiazd - cieszy się Doug Hudgins, jeden z naukowców pracujących przy misji Keplera. Zaginanie światła w wyniu oddziaływania grawitacyjnego masywnych obiektów, czyli zjawisko mikrosoczewkowania grawitacyjnego, jest bardzo często wykorzystywane w astronomii. W tym przypadku pozwoliło na określenie wielkości i masy obu obserwowanych gwiazd.
  15. Studium przeprowadzone na magotach (Macaca sylvanus) ujawniło, że małpy zajmujące pośrednie miejsce w hierarchii doświadczają najsilniejszego stresu społecznego. Wg naukowców z Uniwersytetów w Liverpoolu i Manchesterze, jego źródłem jest konflikt z osobnikami ważniejszymi i podległymi. Brytyjczycy twierdzą, że w ten sposób można próbować wyjaśnić sytuację i kondycję ludzkich menedżerów średniego szczebla. Katie Edwards z Instytutu Biologii Porównawczej w Liverpoolu spędziła prawie 600 godz. na obserwowaniu samic magotów z Trentham Monkey Forest. Studium zaplanowano w taki sposób, by przez całą dobę monitorować pojedynczą samicę, odnotowując zachowania 1) agonistyczne (grożenie, klapsy czy uganianie się za kimś), 2) wyrażające uległość (przesuwanie się, pokrzykiwanie i wykrzywianie) oraz 3) afiliacyjne (zgrzytanie zębami, obejmowanie się czy iskanie). Nazajutrz odchody tej samej małpy badano pod kątem poziomu fekalnego metabolitu glukokortykoidu (ang. fecal glucocorticoid metabolite, FGM). Co zrozumiałe, najwyższy poziom FGM stwierdzano dzień po zachowaniach agonistycznych. Nie natrafiliśmy jednak na związek między niższymi stężeniami FGM a zachowaniami afliacyjnymi, np. iskaniem. Wcześniej biolodzy przyglądali się przez dłuższy czas grupie, wyznaczając przeciętne zachowania i poziomy hormonów. My postąpiliśmy inaczej - zestawialiśmy zachowania konkretnych małp z indywidualnymi próbkami hormonów z odpowiadającego im okresu. Jak podkreśla Edwards, każdorazowo odnotowywano pozycję samicy w hierarchii stada. Okazało się, że u małp ze środka drabiny społecznej poziom hormonów stresu był najwyższy. Zauważyliśmy, że osobniki te były uwikłane w konflikty zarówno z małpami o wyższej, jak i niższej pozycji. W porównaniu do samic ze szczytu, "średniaczki" częściej rzucały wyzwania innymi i częściej musiały reagować na prowokacje/niesubordynację reszty. W tym samym czasie przedstawicielki nizin dystansowały się od konfliktów - wyjaśnia dr Susanne Shultz z Uniwersytetu w Manchesterze. Edwards podejrzewa, że uzyskane wyniki da się odnieść do innych społecznych gatunków, w tym ludzi. [Ambitni] kierownicy średniego szczebla mogą mieć wyższy poziom hormonów stresu od swoich szefów lub swoich podwładnych. Marzy im się dostęp do stylu życia wyższych sfer, co oznacza konieczność zmierzenia się z większą liczbą wyzwań, a w dodatku nadal powinni oni dbać o zachowanie autorytetu wśród pracowników niższego szczebla.
  16. Przed kilkoma milionami lat, w pliocenie, pomiędzy Indonezją, Afryką a Ameryką Południową rozciągał się obszar gorących wód oceanicznych. Jego obecność może wskazywać na to, że współczesne modele klimatyczne źle przewidują zmiany, jakie w związku z ocieplaniem klimatu mogą zajść w tropikach. Obecność takiej masy ciepłych wód mogła znacząco wpływać na opady, niewykluczone, że prowadziła ona do przesunięcia monsunu, a jej zanikanie i związane z tym wysychanie Wschodniej Afryki mogło mieć wpływ na ewolucję człowieka. Międzynarodowy zespół naukowców, w skład którego wchodzili m.in. uczeni z University College London i Yale University, zebrał wszystkie dostępne dane dotyczące temperatury powierzchni oceanów z okresu ostatnich pięciu milionów lat i przetestował je na współczesnych modelach klimatycznych. Okazało się, że żaden z nich nie potrafi symulować zjawisk, jakie wówczas mogły zachodzić. Przyjrzeliśmy się pliocenowi i znaleźliśmy tam zmiany we wzorcach temperatury powierzchni oceanów. Przeanalizowaliśmy wszystkie obecne teorie, by wyjaśnić istnienie tego obszaru ciepłej wody i żadna z nich - a nawet ich kombinacje - nie wyjaśniały jego istnienia - mówi doktor Chris Brierly. Pliocen jest bardzo interesujący z punktu widzenia współczesnej klimatologii. Miał on miejsce od 5 do 3 milionów lat temu i jest ostatnim okresem, w którym klimat był cieplejszy, a poziom dwutlenku węgla w atmosferze wyższy niż przed rewolucją przemysłową. Dlatego też naukowcy chcieliby dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Pliocen może być bowiem modelem, który wskaże, w jakim kierunku będą szły zmiany klimatyczne. Obecność wspomnianego obszaru gorących wód oceanicznych sugeruje, że zmiany w tropikach mogą być bardziej dramatyczne, niż sądzimy. Klimat tropików w pliocenie charakteryzują trzy podstawowe cechy: maksymalna temperatura powierzchni oceanów nie była znacząco wyższa, różnice temperatur na linii wschód-zachód były mniejsze, a w tropikach mniejsze były też różnice na linii północ-południe. Żadne z obecnych modeli klimatycznych nie pozwalają na wyjaśnienie tych zjawisk. Bardzo ważne jest, byśmy odpowiedzieli na pytanie, jak bardzo ewolucja klimatu z przeszłości powinna wpływać na nasze przewidywania przyszłości. Z tych obserwacji widzimy, że klimat może podlegać znaczącym zmianom nawet wówczas, gdy zewnętrzne parametry, takie jak obecność dwutlenku węgla, niewiele się zmienią. Dlatego też wyjaśnienie różnic pomiędzy naszymi symulacjami a rzeczywistymi zjawiskami zachodzącymi w pliocenie jest bardzo ważne dla udoskonalania modeli klimatycznych - dodaje Brierley.
  17. U pewnego Austriaka po uderzeniu pięścią w oko utworzyła się zaćma w kształcie gwiazdy. Pięćdziesięciopięcioletni mężczyzna zgłosił się do lekarza, bo w ciągu pół roku jego wzrok stopniowo się pogarszał. W oko został uderzony 9 miesięcy wcześniej. Najczęściej zaćmy pourazowe powstają po uderzeniu pięścią lub piłką, ale zdarza się, że proces chorobowy zapoczątkowuje wybuchająca poduszka powietrzna. Podczas wypadku przez gałkę oczną przemieszcza się fala uderzeniowa. Zmętnienie - niekiedy w kształcie gwiazdy czy rozety - może wystąpić w korze lub w jądrze soczewki. Pacjent, którego przypadek opisano w New England Journal of Medicine, został zoperowany przez lekarzy z Uniwersytetu Medycznego w Innsbrucku. Poddano go fakoemulsifikacji (soczewkę rozdrobniono za pomocą ultradźwięków, usunięto przez kilkumilimetrowy otwór i tą samą drogą wprowadzono implant).
  18. W odległych północnych regionach Sri Lanki zidentyfikowano nowy gatunek gigantycznej tarantuli. Olbrzymi pająk, którego długość wraz z odnóżami wynosi 20 centymetrów, został znaleziony przez naukowców z organizacji Biodiversity Education and Research (BER). Naukowcy po raz pierwszy mieli z nim do czynienia przed trzema laty, gdy wieśniacy przynieśli im zabitego przez siebie samca. Specjaliści szybko zorientowali się, że mają do czynienia z nieznanym gatunkiem i postanowili znaleźć żywe osobniki. Pająki odkryto w... byłym gabinecie lekarskim w wiejskim szpitalu. Nowy gatunek nazwano Poecilotheria rajaei, na cześć oficera policji, który był przewodnikiem zespołu naukowego po niebezpiecznej dżungli północnej Sri Lanki. Uczeni mówią, że nowy gatunek jest rzadki, lubi stare drzewa, jednak szybko postępujące wylesianie powoduje, iż zasiedla też nieużywane budynki. Tarantula jest kolorowa, szybka i jadowita. Naukowcy z BER podkreślają, że żadna z zamieszkujących Sri Lankę tarantul nie jest niebezpieczna dla człowieka. Poecilotheria rajaei jest prawdopodobnie w stanie zabić mysz, jaszczurkę, małego ptaka czy węża.
  19. Chcąc zwiększyć bezpieczeństwo i wygodę stosowania twardych urządzeń medycznych, np. sond, które często przechodzą przez tkanki miękkie, amerykańscy naukowcy skorzystali z nietypowego wzoru - dzioba kałamarnicy. Struktura ta ma charakterystyczną budowę: jej czubek jest twardszy od ludzkiego zęba, a konsystencja postawy przypomina galaretę. Opisując dziób, naukowcy mówią o gradiencie mechanicznym, w kierunku czubka wzrasta bowiem gęstość sieciowania. Dzięki temu zwierzę może atakować ryby, bo dziob zadziała jak pochłaniacz wstrząsów. Zespół opracował nanokompozyt, który naśladuje zarówno architekturę, jak i właściwości naturalnego materiału (w oryginale włókna chitynowe są zakotwiczone w sieciowanych białkach strukturalnych). Badacze uważają, że znajdzie on zastosowanie np. w czujnikach glukozy czy protezach kończyn. Podczas eksperymentu jako wypełniacz wykorzystano nanokryształy celulozowe osłonic (ang. cellulose nanocrystals, CNCs). Jak można wyczytać w artykule opublikowanym na łamach Journal of the American Chemical Society, naukowcy odwołali się do funkcjonalizowania, czyli mocowania wybranych grup organicznych - tutaj grup allilowych. Światło uruchamiało tzw. reakcje thiol-ene - reakcje addycji do podwójnego wiązania - przez co w materiale mającym postać filmu tworzyło się sieciowanie. W stanie suchym, gdy CNCs silnie ze sobą oddziałują, zaobserwowano tylko niewielki mechaniczny kontrast między usieciowanymi i nieusieciowanymi próbkami. W kontakcie z wodą, która "wyłączyła" niekowalencyjne interakcje nanokryształów, te same filmy zachowywały się jednak zupełnie inaczej. Aby zwiększyć sztywność w miarę przesuwania się ku czubkowi, Amerykanie dzielili film na segmenty. Część podstawna nie była w ogóle naświetlana, a dalsze fragmenty traktowano coraz większymi dawkami promieniowania UV. Im dłuższa ekspozycja, tym silniejsze sieciowanie. Obecnie ekipa pracuje nad zwiększeniem gradientu mechanicznego w filmie. O ile bowiem w dziobie kałamarnicy czubek jest 100-krotnie twardszy od najbardziej miękkiej części, o tyle w nanomateriale różnica jest zaledwie 5-krotna.
  20. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) uznała, że spalanie hybrydowego Chevroleta Volt wynosi 98 MPG, czyli 2,4 litra na 100 kilometrów. Tymczasem General Motors, producent Volta, informuje, że wiele osób korzystających z tego pojazdu donosi o jeszcze mniejszym spalaniu. Z badań GM wynika, że przeciętny użytkownik Volta odwiedza stację benzynową po przejechaniu około 900 mil (1448 kilometrów). Są jednak chlubne wyjątki. Jednym z nich jest Brent Waldrep z Michigan. Kupił on Chevroleta Volt przed 21 miesiącami i przejechał w tym czasie 23 500 mil (37 820 km). Tankował... dwukrotnie. Ostatni raz byłem na stacji w sierpniu 2012 roku i ciągle mam w baku 65% paliwa. Pomiędzy tankowaniami przejeżdżam 9-10 tysięcy mil - mówi mężczyzna. GM podaje kilka podobnych przykładów. Zdaniem producenta, użytkownicy Volta są najbardziej zadowolonymi klientami posiadającymi elektryczne hybrydy. W 2012 roku GM sprzedał 20 000 Voltów.
  21. Na Virginia Tech powstała bardzo obiecująca technologia produkcji wodoru. Pozwala ona na pozyskanie dużych ilości gazu z dowolnych roślin. Zespół profesora Y.H. Percivala Zhanga wykorzystał ksylozę do osiągnięcia w praktyce rezultatów, które dotychczas były możliwe tylko teoretycznie. Nowa metoda opiera się na naturalnych źródłach odnawialnych, nie wykorzystuje się w niej drogich metali i jest związana z emisją niewielkich ilości gazów cieplarnianych. Kluczem do sukcesu jest użycie przez Zhanga drugiego najbardziej rozpowszechnionego w roślinach cukru, dzięki któremu uzyskał wodór. To olbrzymia zaleta. Dzięki temu zmniejszył się koszt pozyskania wodoru z biomasy - mówi Jonathan R. Mielenz z Oak Ridge Laboratory. Jego zdaniem opracowana przez Zhanga technologia może trafić na rynek już w ciągu trzech lat. Dotychczas główną przeszkodą w rozpowszechnieniu się komercyjnej produkcji wodoru z biomasy były wysokie koszty oraz niska jakość pozyskiwanego gazu. Zhang uważa, że zaradził obu tym problemom. Wraz ze swoim zespołem jest w stanie pozyskać wysokiej czystości gaz w temperaturze 50 stopni Celsjusza i przy normalnym ciśnieniu atmosferycznym. Używanymi podczas reakcji biokatalizatorami są enzymy wyizolowane z różnych mikroorganizmów. Naukowcy z Virginia Tech stworzyli z nich "koktail", jaki nie występuje w naturze. Po połączeniu enzymów z ksylozą i polifosforanami dochodzi do uwolnienia dużych ilości wodoru z ksylozy. Pozyskuje się go trzykrotnie więcej niż w innych metodach, w których do produkcji wodoru wykorzystywane są mikroorganizmy. Cała reakcja przebiega w niskiej temperaturze i dostarcza większą ilość energii w postaci wodoru niż ilość energii chemicznej zawarta w ksylozie i polifosforanie. To pierwszy niskotemperaturowy proces produkcji wodoru, którego efektywność przekracza 100%, zatem otrzymuje się więcej energii niż się weń wkłada. Inne technologie zamiany cukrów w biopaliwa zawsze mają wydajność energetyczną mniejszą niż 100%. Obecnie rynek wodoru wart jest około 100 miliardów USD. Wodór jest pozyskiwany głównie z gazu ziemnego, co jest kosztowne i mocno zanieczyszcza środowisko. Uzyskany wodór jest wykorzystywany do produkcji amoniaku w przemyśle nawozów sztucznych oraz do rafinacji w przemyśle petrochemicznym. Pojawienie się na rynku taniego wodoru pozyskiwanego ze źródeł odnawialnych może doprowadzić do poważnych zmian. Używanie nieodnawialnych źródeł do produkcji wodoru nie ma sensu. Sądzimy, że nasze odkrycie zmieni reguły gry w świecie energii alternatywnej - mówi Zhang.
  22. Międzynarodowy zespół naukowy odpowiedzialny za Alpha Magnetic Spectrometer poinformował o zarejestrowaniu nadmiaru pozytonów w promieniowaniu kosmicznym. AMS przez półtora roku pracy zanotował 25 miliardów zdarzeń, a wśród nich 400 000 pozytonów o energiach od 0,5 d0 350 GeV (gigaelektronowoltów). To największy w historii zbiór cząstek antymaterii złapanych w przestrzeni kosmicznej. Znajdujący się na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej AMS został zbudowany kosztem 2 miliardów dolarów. Na podstawie danych z urządzenia wiemy, że udział pozytonów w promieniowaniu kosmicznym gwałtownie wzrasta w zakresie 10-250 GeV. Dane wykazały również, że liczba pozytonów nie zmienia się znacząco w czasie i nie zależy od kierunku. Wyniki takie są zgodne z teorią o anihilacji cząstek ciemnej materii w kosmosie. To najbardziej precyzyjne pomiary pozytonów w promieniowaniu kosmicznym. Pokazują one możliwości AMS. W ciągu najbliższych miesięcy AMS da nam ostateczną odpowiedź na pytanie, czy pozytony te to dowód na istnienie ciemnej materii, czy też pochodzą z innego źródła - mówi Samuel Ting, rzecznik prasowy eksperymentu AMS. Celem AMS jest badanie promieniowania kosmicznego zanim wejdzie ono w interakcję z atmosferą Ziemi. Przed około 20 laty zauważono, że w promieniowaniu kosmicznym znajduje się nadmiarowa antymateria. Jej pochodzenie pozostaje jednak tajemnicą. Zgodnie z teorią supersymetrii pozytony powstają, gdy dochodzi do zderzenia i anihilacji dwóch cząstek ciemnej materii. Rozkład pozytonów zarejestrowanych przez AMS jest zgodny z przewidywaniami tej teorii. Jednak nie wyklucza to innej teorii, która mówi, że pozytony powstają w pulsarach. Gdy uruchamiamy nowy precyzyjny instrument, zwykle otrzymujemy dużo nowych danych. Mamy nadzieję, że to pierwsze z całej serii informacji. AMS to pierwszy eksperyment, który z 1-procentową dokładnością bada te zagadnienia. Dzięki takiej precyzji będziemy w stanie powiedzieć, czy zarejestrowane pozytony pochodzą z ciemnej materii czy z pulsarów - dodaje Ting.
  23. U pacjentów doświadczających nawrotu schizofrenii zakażenia układu moczowego (ZUM) są 29-krotnie częstsze niż u zdrowych psychicznie ludzi. Dr Brian J. Miller, psychiatra z Medical College of Georgia, skupił się na 57 pacjentach hospitalizowanych z powodu nawrotu schizofrenii, 40 chorych leczonych ambulatoryjnie oraz 39 zdrowych osobach. Gdy porównywał odsetek ZUM, okazało się, że w pierwszej grupie infekcja dróg moczowych występowała aż u 35% badanych. Dla porównania, ZUM stwierdzono u, odpowiednio, 5 i 3% przedstawicieli pozostałych grup. Na razie nie wiadomo, co pojawia się jako pierwsze: ZUM czy nawrót ostrej schizofrenii. Z jednej strony przez urojenia schizofrenicy mogą mniej pić i nie dbać o higienę, z drugiej jednak Miller zaobserwował, że u jego pacjentów stan psychiczny poprawiał się po podaniu antybiotyków na ZUM. Amerykanin podkreśla, że podobną zależność między zakażeniem a nawrotem objawów zaobserwowano także w przypadku demencji. Okazało się bowiem, że ZUM występują u znacznego odsetka chorych z narastającą agresją czy pogarszającymi się symptomami psychotycznymi. Dzieci matek, które w ciąży przeszły poważną infekcję, np. grypę, o wiele częściej zapadają na schizofrenię. Naukowcy podejrzewają, że zakażenie w jakiś sposób przeprogramowuje układ odpornościowy, przez co jego reakcje stają się ekstremalne - zbyt słabe lub zbyt silne (stąd zwiększona podatność na infekcje i choroby autoimmunologiczne). Jak wylicza Miller, schizofrenicy umierają o 15-20 lat wcześniej niż członkowie populacji generalnej. W ich przypadku ryzyko śmierci z powodu zapalenia płuc wzrasta 8-krotnie, a z powodu wszystkich chorób zakaźnych o ok. 5%. W przypadku większości pacjentów Miller dysponował wyłącznie wynikami ogólnego badania moczu. Przymierza się jednak do badania prospektywnego, w ramach którego wykonywano by posiewy. Psychiatra chce też sprawdzić, czy gdy osobom z epizodem psychotycznym w wywiadzie poda się antybiotyki, zmniejszy to częstotliwość nawrotów. Co istotne, po powtórzeniu studium na większej grupie odnotowano podobną korelację jak w badaniach opisanych w najnowszym numerze Journal of Clinical Psychiatry.
  24. Zjawisko ciągu elektrohydrodynamicznego znane jest od lat 60. ubiegłego wieku. Pojawia się ono w postaci "wiatru jonowego" gdy pomiędzy dwiema elektrodami przepływa prąd. Wówczas w oddzialającym je powietrzu pojawia się wspomniany wiatr. Od 50 lat "wiatrem jonowym" interesują się głównie amatorzy, którzy umieszczają w internecie filmy prezentujące lekkie obiekty latające, które unoszą się w powietrzu i latają tym sprawniej im większe napięcie jest podawane. Prowadzono niewiele badań naukowych, a niektórzy uczeni spekuklowali, że teoretyczne silniki jonowe byłyby bardzo nieefektywne, gdyż wymagałyby olbrzymich ilości energii. Uczeni z MIT-u przeprowadzili swoje własne badania i stwierdzili, że silnik jonowy byłby znacznie bardziej efektywny od obecnie wykorzystywanych silników odrzutowych. Naukowcy odkryli, że "wiatr jonowy" generuje 110 niutonów ciągu na każdy kilowat energii. Współczesny silnik odrzutowy generuje jedynie 2 niutony na kilowat. Profesor Steven Barrett z MIT-u uważa, że silniki jonowe byłyby idealnym rozwiązaniem dla lekkich pojazdów latających. Są wydajne, ciche i niewidoczne w podczerwieni. Wyobraźmy sobie całą gamę rozwiązań z dziedziny wojskowości czy bezpieczeństwa opierających się na cichym napędzie, który nie daje żadnego sygnału w podczerwieni - mówi uczony. Podstawowy napęd jonowy składa się z bardzo cienkiej elektrody miedzianej, grubszej tuby aluminiowej i znajdującego się pomiędzy nimi powietrza. Po podaniu napięcia do elektrody, gradient pola elektrycznego powoduje, że dochodzi do jonizacji molekuł powietrza. Molekuły są silnie przyciągane przez aluminiową tubę. Gdy się poruszają, uderzają w obojętne molekuły i je popychają, tworząc "wiatr jonowy". Badania uczonych z MIT-u wykazały, że taki system jest najbardziej efektywny przy wytwarzaniu niewielkiego ciągu. Przy szybko poruszającym się "wietrze jonowym" mamy do czynienia z olbrzymimi stratami energii kinetycznej. Całość działa najbardziej efektywnie przy najwolniejszym możliwym do uzyskania "wietrze", który jednak jest wystarczający, by uzyskać ciąg odpowiedni do napędzenia pojazdu. Profesor Barret mówi, że wspomniana technologia ma jedną poważną wadę. Napęd jonowy zależy od "wiatru" powstającego pomiędzy elektrodami. Im większa odległość między nimi, tym większy ciąg. Uniesienie niewielkiego samolotu i jego źródł energii wymaga dużej odległości pomiędzy elektrodami. Druga wada to konieczność zapewnienia dużego napięcia przy starcie. Uczony szacuje, że niewielki samolot niosący na pokładzie instrumenty oraz źródło zasilania będzie potrzebował setek lub tysięcy kilowoltów. Wady te nie przekreślają napędu jonowego. Ned Allen, główny naukowiec Lockheed Martin mówi, że napęd ten ma tyle zalet, że jego firma jest nim zainteresowana.
  25. Naukowcy z Uniwersytetu w Guelph badają wydzielinę śluzic (Myxini). Mają nadzieję, że kiedyś uzyskiwany z niej materiał zastąpi syntetyczne włókna, np. nylon. Myxini wydzielają śluz, by bronić się przed drapieżnikami, np. rekinami. Przy próbie ugryzienia "śluz i znajdujące się w nim włókna zapychają skrzela [napastnika]. Choć może to prowadzić do uduszenia, zazwyczaj po prostu zniechęca do dalszego polowania". Kanadyjczycy wyjaśniają, że śluzice mają ok. 100 gruczołów śluzowych. W zetknięciu z wodą morską początkowo mlecznobiała wydzielina rozszerza się i staje się przezroczysta. Kanadyjczycy hodują śluzice na terenie kampusu. W pewnym sensie przypominają dojących rano krowy rolników, bo codziennie lekko odciskają swoje podopieczne. Szef projektu Douglas Fudge tłumaczy, że gdy włókna rozciągnie się w wodzie, a później wysuszy, nabierają właściwości [pajęczego] jedwabiu. Białkowe włókna są cieniuteńkie i niesamowicie wytrzymałe. Co prawda dotąd nikt nie uzyskał szpulki śluzicowej nici, ale badacze z Guelph uważają, że w przyszłości z tego typu protein (źródeł odnawialnych) będą wytwarzane ekoubrania czy nawet kamizelki kuloodporne. Biolodzy nie zamierzają przedłużać dojenia w nieskończoność, zwłaszcza że hodowla śluzic nie należy do łatwych (nikomu nie udało się ich rozmnożyć w niewoli). Zamiast tego chcą produkować włókna w laboratorium. Dr Atsuko Negishi, która wyciąga nici za pomocą szczypczyków, ochoczo demonstruje dziennikarzom szalki Petriego z pływającym na wierzchu białkowym "kożuchem". Inni członkowie zespołu zajmują się genetycznie zmodyfikowanymi bakteriami, produkującymi białka Myxini.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...