Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37603
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Prowadząc w Lanuvium wykopaliska term willi Antoninusa, archeolodzy z Montclair State University odkryli prywatny amfiteatr Kommodusa. To tutaj cesarz miał zabijać dzikie bestie, przez co ochrzczono go Herkulesem. Owalna arena z II w. n.e. jest całkiem spora: ma 61 m długości i ok. 40 m szerokości. Najpierw w pobliżu term zobaczyliśmy niewielki fragment łukowatej struktury. Za pomocą georadaru zmapowaliśmy fundamenty, ujawniając nowe spektakularne łuki - opowiada dr Deborah Chatr Aryamontri. Arena mogła pomieść do 1300 widzów. Była bogato zdobiona kostką mozaikową. Wśród bardzo licznych kawałków marmuru o różnej grubości i wielkości znajdują się zarówno egzemplarze białe, jak i wybarwione - np. żółte giallo antico [...]. Trafiły tu [...] ozdobne odmiany importowane z Afryki Północnej i regionu egejskiego. Archeolodzy uważają, że na blokach z peperino (takim mianem Włosi określają szare tufy wulkaniczne) mocowano velarium - płócienną osłonę chroniącą przed słońcem. Podziemny kanał biegnący wokół areny sugeruje, że aranżowano tu bitwy morskie. Elementy scenografii oraz zwierzęta były prawdopodobnie dowożone windami.
  2. NSA przyznała, że jej pracownicy przeglądają w ramach programu PRISM jedynie 0,00004% ruchu sieciowego. Z raportu The National Security Agency: Missions, Authorities, Oversight and Partnerships dowiadujemy się, że codzinnie w internecie przesyłanych jest 1826 petabajtów danych. Na potrzeby działań wywiadowczych NSA zbiera 1,6% z całości, a do analizy kierowane jest 0,025% zebranych danych. W sumie analitycy NSA przeglądają 0,00004% światowego ruchu internetowego. To mniej niż jedna część na milion. Jeślibyśmy światową komunikację w internecie porównali wielkością do standardowego boiska do koszykówki, to NSA analizuje powierzchnię mniejszą niż dziesięciocentówka. Raport został opublikowany, by uspokoić opinię publiczną po tym, jak Edward Snowden poinformował, iż w ramach programu PRISM Agencja ma dostęp do olbrzymich ilości danych udostępnianych przez Microsoft, Google'a, Yahoo! czy Facebooka. W dokumencie zapewniono, że PRISM jest niezwykle ważnym narzędziem w walce z terroryzmem, a ataki z września 2001 roku pokazały, iż takie narzędzie jest niezbędne. Po atakach Al Kaidy na World Trade Center i Pentagon okazało się, że rząd USA nie był w stanie zidentyfikować i połączyć informacji, które umożliwiłyby odkrycie planu zamachu. Teraz wiemy, że Khalid al-Mihdhar, który był na pokładzie lotu American Airlines 77, który rozbił się w Pentagonie, mieszkał w Kalifornii przez sześć miesięcy 2000 roku. Mimo iż NSA przechwyciła niektóre rozmowy Mihdhara z osobami przebywającymi w kryjówce Al Kaidy w Jemenie, Agencja nie miała jego amerykańskiego numeru telefonu ani żadnej informacji wskazującej, że dzwoni on z San Diego. NSA nie miała narzędzi ani baz danych, które pozwoliłyby na zidentyfikowanie połączeń i przekazanie tych informacji FBI. Wątpliwe, by raport NSA uspokoił osoby i organizacje obawiające się, że rządowa inwigilacja jest zbyt szeroko zakrojona. Ostatnio firmy Lavabit i Silent Circle, które nie chciały zdradzać rządowi informacji o swoich klientach, zrezygnowały z dostarczania usług bezpiecznej poczty elektronicznej. Zostałem zmuszony do podjęcia trudnej decyzji: czy mam popełnić przestępstwo przeciwko obywatelom USA czy też zrezygnować z 10 lat ciężkiej pracy i zamknąć Lavabit. Po namyśle zdecydowałem się na zamknięcie firmy - oświadczył Ladar Levison, właściciel Lavabit. Wiadomo, że do jego firmy wpłynęły wnioski o udostępnienie danych, gdyż z usług Lavabit korzystał Snowden. Chciałbym zgodnie z prawem poinformować opinię pulbliczną o tym, co skłoniło mnie do podjęcia takiej decyzji. Myślę, że zasługujecie na to, byb wiedzieć co się dzieje. Pierwsza Poprawka powinna gwarantować mi wolność wypowiedzi. Niestety, Kongres przegłosował ustawy, które mówią co innego. W sytuacji takiej jak obecna, nie mogę powiedzieć o tym, co wydarzyło się przez ostatnie sześć miesięcy, mimo, że dwukrotnie wnioskowałem o zgodę - dodał. Levison stara się obecnie przed sądem o uchylenie zakazu udzielania informacji. Z kolei Jon Callas z Silent Circle powiedział, że jego firma nie otrzymała żadnych nakazów, ale na wszelki wypadek zrezygnowała z prowadzenia usługi Silent Mail, żeby chronić swoich klientów w przyszłości. Usługi Silent Phone, Silent Text i Silent Eyes będą kontynuowane, gdyż w ich ramach nie archiwizowano żadnych danych.
  3. Self Expiring to materiał na opakowania leków, który stopniowo zmienia kolor, gdy zbliża się termin przydatności do spożycia. Dodatkowo na blistrze czy pudełku pojawiają się symbole, np. duże okręgi z krzyżykami w środku. To czytelny komunikat dla starszych ludzi, nieradzących sobie z napisami drobnym druczkiem... Autorami koncepcji są Kanupriya i Gautam Goelowie. Pomysł na materiał zrodził się, gdy para pomagała dziadkom opróżnić apteczkę z przeterminowanych leków. Drukowana na opakowaniu data ważności jest najczęściej bardzo mała. Dodatkowo producent może się posługiwać nieczytelnym rodzajem czcionki. Jak poza tym zauważają lekarz i projektantka, nie wszyscy znają angielski, a napis z pudełka się czasami ściera. Self Expiring składa się z 2 warstw informacyjnych: wierzchniej z nazwą leku i spodniej, gdzie ukryto wiadomość dotyczącą przeterminowania medykamentu. Są one przedzielone kolejnymi przepuszczalnymi warstwami, przez które stopniowo przenika tusz z "tła". Odliczanie rozpoczyna się od momentu ukończenia pakowania. Poza Zachodem świadomość koncepcji przeterminowania leków jest bardzo mała - podkreślają Goelowie. W momencie, gdy lek nie jest sprzedawany w oryginalnym opakowaniu, lecz na sztuki, a czarny rynek farmaceutyczny prężnie się rozwija, ludzkie zdrowie znajduje się w poważnym niebezpieczeństwie. Poszarzałe za sprawą napisów "przeterminowane" i poprzekreślane krzyżykami opakowanie to tylko przykład. Blistry i pudełka mogą ulegać zaczerwienieniu, a zamiast iksów będą się np. pokazywać trupie czaszki. Wybór konkretnych wzorów i barw(y) zależy od tego, jakimi symbolami zagrożenia posługują się mieszkańcy danego kraju/regionu.
  4. System Windows 8.1 zostanie udostępniony w połowie października. Microsoft już wcześniej potwierdził, że do końca sierpnia dostarczy swój system producentom sprzętu. Kilka tygodni, jakie upłyną pomiędzy przesłaniem Windows 8.1 producentom a jego premierą rynkową mają pozwolić na przetestowanie i załatanie każdej znalezionej w międzyczasie luki. Ponadto producenci sprzętu będą mieli czas, by zoptymalizować go pod kątem współpracy z nowym systemem. Z nieoficjalnych informacji wynika również, że subskrybenci MSDN czy TechNetu nie będą mieli wcześniejszego dostępu do ostatecznej wersji OS-u. W Windows 8.1 przywrócono przycisk Start, poprawiono współpracę z urządzeniami o małych wyświetlaczach, zróżnicowano rozmiary kafelków ekranu startowego, a z wersji, która wyciekła wynika, że dołączono doń również samouczek ułatwiający przyzwyczajenie się do zmienionego interfejsu.
  5. W zbiorach biblioteki Uniwersytetu Iowy można znaleźć ponad 4 tys. miniaturowych książek (Charlotte Smith Collection of Miniature Books). W zeszłym tygodniu na facebookowym fanpage'u uniwersyteckich kolekcji specjalnych oraz archiwów pojawił się wpis dotyczący Biblii wielkości biedronki (4x4 mm). Colleen Theisen natknęła się na książeczkę, przeglądając zawartość pudła z napisem "mikrominiatury". Post z serwisu społecznościowego przyciągnął uwagę konserwatorki Giselle Simón, która powiedziała koleżance, że od jakiegoś czasu biblioteka dysponuje mocnym mikroskopem. Dotąd Biblii nie dało się zidentyfikować, bo specjaliści nie byli w stanie odpowiednio powiększyć strony z danymi wydawcy. Theisen robiła zdjęcia wnętrza książeczki, korzystając ze szkieł powiększających, lecz tekst nadal pozostawał nieczytelny. Dzięki skomunikowaniu działów biblioteki udało się ustalić, że miniatura to fragment Księgi Rodzaju z Biblii Króla Jakuba. Sprzedawano ją z identyczną większą wersją, która mierząc 3,5x3,5 cm, z technicznego punktu widzenia także była miniaturą. Toppan Printing Company wydała zestaw z okazji Wystawy Światowej w Nowym Jorku w 1964/65 r. W bibliotece Uniwersytetu Iowy znajdowały się obie bliźniacze pozycje, ale gdyby nie ostatnie śledztwo, nadal by ich ze sobą nie łączono. Biblia wielkości biedronki była kiedyś umieszczana w opakowaniu z kółkiem, tak by dało się ją nosić jak breloczek przy kluczach czy pasku. Co ciekawe, Toppan nadal istnieje i nadal nie przestaje zadziwiać klientów. W marcu br. tokijska firma pobiła rekord miniaturyzacji, prezentując światu 22-stronicową pozycję Shiki no Kusabana (Kwiaty 4 pór roku). Książeczka wielkości ucha igielnego przedstawia rysunki japońskich kwiatów z podpisami (czcionka ma średnicę 0,01 mm). Dowiedziawszy się, kto był wydawcą, Theisen dotarła do opisu procesu produkcyjnego. W artykule z Miniature Book News Julian I. Edison zdradził nieco szczegółów. Mikroskop pomógł także stwierdzić, w jaki sposób doszło do uszkodzenia Biblii. Pierwotnie sądzono, że zniszczenia powstały podczas prób odczytywania, Simón uważa jednak, że w grę wchodzą skaza papieru albo błąd drukarski.
  6. W londyńskim City, w miejscu, w którym płynęła niegdyś rzeka, odkopano tak olbrzymią liczbę rzymskich zabytków, że archeolodzy nazwali to miejsce "Pompejami północy". Falliczne talizmany na szczęście, drewniane budynki, bursztynowy amulet gladiatora czy dokumenty to tylko część niezwykłego znaleziska. Przez pół roku archeolodzy usunęłi 3500 ton ziemi i odkryli około 10 000 zabytków z całego okresu pobytu Rzymian w Londinium. Imperium władało tymi terenami od około 40 roku n.e. do początku V wieku. Miejsce wykopalisk zyskało miano "Pompejów północy" przede wszystkim dlatego, że znaleziono tam zabytki, które rzadko są w stanie przetrwać próbę czasu - skórzane przemioty i wciąż stojące drewniane ściany. Jednym z najbardziej intersujących obiektów jest tajemniczy kawałek skóry na którym przedstawiono gladiatora walczącego z mitycznym potworem. Specjaliści przypuszczają, że mógł on stanowić ozdobę rydwanu. W stolicy Wielkiej Brytanii odkopano też dobrze zachowane ubrania i dokumenty. Wykopaliska prowadzone są na obecnym Bloomberg Place. W przeszłości było to centrum Londinium, w którym stało wzniesione w III wieku mitreum (świątynia Mitry).
  7. Najnowsze studium naukowców z Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz Princeton University wykazało, że od tysięcy lat duże zwierzęta spełniają funkcję transporterów składników odżywczych dla fauny i flory. Autorzy artykułu z Nature Geoscience posługują się nawet porównaniem do układu krwionośnego. Aby wyliczyć środowiskowo-glebowy wpływ masowego wymierania dużych zwierząt 12 tys. lat temu (studium koncentrowało się na lasach Amazonii), zespół posłużył się modelem matematycznym. Akademicy szacują, że wymieranie ograniczyło rozprzestrzenianie fosforu nawet o ponad 98%, a część skutków tego zjawiska obserwujemy do dziś. Za pomocą tego samego modelu można przewidywać, co by się stało w długiej perspektywie czasowej, gdyby zniknęły współczesne zagrożone gatunki dużych zwierząt z Azji i Afryki. W Ameryce Południowej większość składników odżywczych powstaje w Andach. Docierają one do lasów za pośrednictwem sieci rzecznej. Na lądzie jest ich niewiele i tu do akcji wkraczają zwierzęta: małe transportują cenne pierwiastki na mniejsze odległości, duże mają pod tym względem większe możliwości. Gdy ok. 12 tys. lat temu wyginęła megafauna Ameryki Południowej, np. naziemne leniwce czy pancernikopodobne stwory wielkości małego samochodu, zniknęła jedna z głównych dróg transportu składników odżywczych gleby. Przez to pojawiły się niedobory np. fosforu, które w pewnych okolicach tego regionu są odczuwalne do dziś. Naukowcy opracowali model matematyczny, który przypomina modele wykorzystywane przez fizyków do wyliczania dyfuzji (przewodzenia) ciepła. Dysponując danymi nt. sfosylizowanych szczątków, wyciągnięto wnioski dotyczące masy, a później na tej podstawie szacowano, ile zwierzę jadło i wydalało, po jakim obszarze się poruszało i jakie odległości pokonywało. Model pozwala wyliczyć zdolność do dystrybuowania składników odżywczych w dowolnym czasie w jakimkolwiek miejscu na Ziemi, wystarczy znać przeciętną wagę gatunku i jego dystrybucję. Badacze są w stanie ocenić zarówno wpływ wymierań z przeszłości, jak i potencjalnych zdarzeń z przyszłości (mogą np. wyliczyć, jak bardzo spadnie żyzność gleby, gdy wyginą słonie afrykańskie). Zespół stwierdził, że wymieranie megafuny 12 tys. lat temu doprowadziło do wyłączenia "pompy" składników odżywczych, które nie były już roznoszone po regionie i pozostawały skoncentrowane na obszarach graniczących z równinami zalewowymi oraz innymi żyznymi terenami. Mimo że upłynęło tyle lat, basen Amazonki nadal nie odrodził się po tej zmianie... Choć 12 tys. lat może być okresem wymykającym się rozumieniu większości ludzi, za pośrednictwem tego modelu pokazaliśmy, że ówczesne wymieranie oddziałuje na zdrowie naszej planety po dziś dzień. Mówiąc wprost: im większe zwierzę, tym większą rolę odgrywa ono w rozprowadzaniu składników wzbogacających środowisko - wyjaśnia dr Christopher Doughty. Dziś dopływ składników odżywczych do gleby zależy od osadów rzecznych i substancji pochodzących z powietrza. [Nasza] analiza sugeruje jednak, że w Amazonii, a niewykluczone, że i w wielu innych rejonach świata, możemy mieć do czynienia ze szczególną fazą powymieraniową. Uważamy, że kiedyś duże zwierzęta odgrywały ważną rolę w użyźnianiu krajobrazu, dlatego naturalnie występujące skały osadowe były mniej istotne. Jeśli ludzie przyczynili się do wyginięcia megafauny 12 tys. lat temu, sugeruje to, że jako gatunek zaczęliśmy wpływać na środowisko w globalnej skali na długo przed świtem rolnictwa - podsumowuje dr Adam Wolf z Princetone University.
  8. Profesor Yuan Ping i jego zespół z Laboratory for Laser Energetics University of Rochester przeprowadzili serię eksperymentów, podczas których poddali żelazo ciśnieniu 5,6 miliona atmosfer. To rekordowe ciśnienie, jakie udało się osiągnąć w żelazie. Naukowcy wykorzystali technikę kompresji za pomocą wielokrotnego poddawania próbki działaniu fali uderzeniowej. Taka technika utrzymuje entropię na niskim poziomie, a jednocześnie kompresuje materiał. Dzięki temu możliwe jest utrzymywanie temperatury poniżej punktu topnienia. Podczas eksperymentów wykorzystano technikę EXAFS (extended X-ray absorption fine structure). Narzędzie to jest często używane w materiałoznawstwie, jednak jego wykorzystanie do badania materiałów poddanych działaniu ekstremalnych warunków jest dopiero w powijakach. Naukowcy zauważyli pewną zaskakującą właściwość. Otóż okazało się, że przy maksymalnej kompresji żelazo rozgrzewa się bardziej niż wynikałoby to z samej kompresji. Dodatkowe ciepło jest generowane przez nieregularności budowy struktury krystalicznej. Opracowanie eksperymentalnej plafromy zajęło nam dwa lata. Teraz można ją skalować do użytku z mocnejszymi laserami, takimi jak na przykład używane w National Ignition Facility, by dzięki nim osiągnąć jeszcze wyższe ciśnienie - powiedział profesor Ping.
  9. By upamiętnić 1. rocznicę lądowania Curiosity na Marsie, NASA nawiązała współpracę z producentem Barbie - firmą Mattel. W efekcie powstała lalka w kombinezonie astronauty. Oficjalna premiera Mars Explorer Barbie miała miejsce 5 sierpnia. Poza lalką w pudełku można znaleźć różowy plecak i hełm. Na opakowaniu uwieczniono marsjańskie pejzaże oraz pojazd (gdyby ktoś jeszcze miał wątpliwości, spieszymy z wyjaśnieniem, że zautomatyzowane laboratorium także ozdobiono różowymi akcentami). Na horyzoncie widnieje zielono-niebieska Ziemia. Wg Mattela, dopisując się do listy ponad 130 różnych wcieleń lalki, Mars Explorer Barbie inspiruje dziewczynki do odważnego poznawania świata. Na opakowaniu zamieszczono garść informacji o Amerykankach będących badaczkami kosmosu. Chętnych do poszerzenia wiedzy na ten temat odesłano do witryny Women@NASA. Mimo że lalki w strojach astronauty są pojawiają się w ofercie Mattela już od 48 lat - pierwsza, Barbie Miss Astronaut, ujrzała światło dzienne w 1965 r. - Mars Explorer Barbie jest pierwszym modelem wyprodukowanym we współpracy z NASA.
  10. W mieście Silver Spring w stanie Maryland znajduje się największy na świecie magazyn surowicy krwi. W siedmiu chłodniach o powierzchni boiska do koszykówki każda, w temperaturze -30 stopni Celsjusza przechowywanych jest 55,5 miliona próbek pobranych od 10 milionów osób. Kolejne 4 puste wyłączone chłodnie czekają na zapełnienie. Właścicielem magazynu jest Departament Obrony (DoD), a próbki pochodzą głównie od żołnierzy, weteranów i kandydatów na żołnierzy. Zaczęto je gromadzić przed 28 laty, gdy Pentagon wprowadził badania na HIV. Krew służyła też standardowym testom zdrowia, a później zamrażano ją na potrzeby przyszłych badań zdrowotnych. DoD wykorzystuje magazyn w celu sprawdzania ogólnego stanu zdrowia członków sił zbrojnych, śledzenia rozprzestrzeniania się chorób zakażnych i udoskonalania swojej polityki zdrowotnej. Ten olbrzymi zbiór przydaje się przy wyjątkowych projektach naukowych. Dzięki niemu uczeni mogą np. poszukiwać biomarkerów stresu pourazowego (PTSD). Badając krew sprzed rozpoczęcia służby wojskowej oraz próbkę pobraną od żołnierza, u którego zdiagnozowano PTSD i porównując wyniki z resztą populacji, uczeni mają nadzieję znaleźć ślady, które pozwolą sprawdzić, w jaki sposób rozwija się PTSD na poziomie genetycznym, jak wpływa na DNA i czy nie da się go leczyć np. wyciszając ekspresję konkretnych genów. Inni naukowcy skupiają się na microRNA i tam szukają śladów choroby. W ramach jeszcze innych eksperymentów serum badane jest pod kątem związków pomiędzy pourazowym uszkodzeniem mózgu (TBI), a metylacją DNA u żołnierzy, którzy służyli w Iraku i Afganistanie. Badania te prowadzone są na próbie 150 żołnierzy, u których zdiagnozowano od łagodnego po poważne TBI oraz na 50 pacjentach kontrolnych. Jak mówi autorka badań, Jennifer Rusiecki, łagodna forma TBI może rozwijać się u wielu osób, nie tylko u żołnierzy, i nie dawać objawów. Zidentyfikowanie jej biomarkera pozwoliłoby na wczesne postawienie diagnozy i rozpoczęcie leczenia. Rusiecki dodaje, że swoich badań nie mogłaby prowadzić bez próbek z magazynu DoD. Nic mi nie wiadomo o innych bankach, które dysponowałyby takimi danymi - stwierdziła uczony. Dzięki próbkom z Silver Spring przeprowadzono już około 75 opublikowanych badań naukowych i o wiele więcej niepublikowanych. Olbrzymią zaletą magazynu jest fakt, że próbki nie zostaną zniszczone nawet wówczas, gdyby przerwano wszystkie badania naukowe z ich udziałem. Oczywiście istnienie magazynu budzi też pewne kontrowersje. Około 4% próbek należy do osób, które zgłosiły się do służby, ale nigdy jej nie rozpoczęły. W magazynie znajdują się też próbki członków rodzin wojskowych. Tych, którzy korzystali z wojskowej opieki medycznej - kobiet, których ciążę prowadzili wojskowi ginekolodzy, czy osób, które zgłosiły się do wojskowych poradni wenerologicznych. Przechowywane są też próbki osób, które już od lat w wojsku nie służą. Ponadto Pentagon nie informuje, że będzie przez lata przechowywał pobraną krew. Zapewne dlatego dotychczas mniej niż 10 osób zwróciło się z wnioskiem o zniszczenie ich próbek. DoD stara się też, by próbki nie zostały wykorzystane w niewłaściwy sposób. Dlatego jednym z warunków skorzystania z nich jest udział wojskowego naukowca w badaniach, w których są one używane. Ponadto uczony chcący skorzystać z próbek musi przedstawić zgodę komisji etycznej swojej instytucji macierzystej.
  11. Danio pręgowany często gości w laboratoriach naukowców, którzy wykorzystują fakt, że udało się dobrze poznać genom tej ryby, a na wczesnych etapach rozwoju jej ciało jest przezroczyste. Dodatkowo gatunek szybko się rozmnaża, nic więc dziwnego, że stał się organizmem modelowym, pozwalającym na badanie interakcji środowiska i genów, np. emocji (w tym zaburzeń o podłożu lękowym). Proste mózgi Danio rerio są [bardzo] użyteczne w procesie wyjaśniania pewnych fundamentalnych aspektów emocji - twierdzą akademicy z Polytechnic Institute of New York University oraz Istituto Superiore di Sanità w Rzymie, dodając, że danio pręgowane wydają się świetnym uzupełnieniem dla studiów na szczurach. By przestraszyć małą rybkę, wystarczy jej pokazać drapieżnika. Posługiwanie się żywymi czaplami siodłatymi (Ardeola grayii) bądź nandusami birmańskimi (Nandus nandus) jest niewygodne, poza tym oznacza wprowadzanie do eksperymentu dodatkowych zmiennych (drapieżnik sam może przeżywać emocje, poza tym jego zachowanie nie musi wcale być spójne ani stałe). Chcąc zapanować nad sytuacją, amerykańsko-włoski zespół postanowił przetestować 2 roboty: jednemu nadano postać N. nandus, a drugi wyglądał jak głowa czapli. Jak tłumaczą autorzy artykułu z pisma PLoS ONE, poruszającego ogonem mechanicznego nandusa pomalowano najpierw sprejem na beżowo, a później ręcznie dodano charakterystyczne brązowe łaty. Na końcu do głowy przyklejono miniaturowe oczka. By kontrolować wpływ koloru maszyny, stworzono 2 dodatkowe repliki. Pierwszą pomalowano w całości na beżowo, drugą w całości na brązowo. Ponieważ na zachowanie danio mogła także wpływać prędkość ruchów ogona drapieżnika, biolodzy przeprowadzili 2 dodatkowe eksperymenty, podczas których ogon maszyny referencyjnej (beżowo-brązowej) uderzał z częstotliwością 0 lub 0,4 Hz. Roboty beżowy i brązowy machały ogonem z częstotliwością 0,2 Hz. Oceniając, czy atrapa drapieżnika zadziała na danio jak żywy myśliwy, naukowcy aranżowali spotkania w akwarium. W przypadku sztucznego nandusa akwarium dzielono płytami z pleksi na trzy części: dużą środkową i 2 mniejsze boczne. Sztucznego drapieżnika umieszczano w jednym z 2 przedziałów, trzeci zawsze pozostawał pusty. W ramach eksperymentu z czaplą głowę o długości 17 i szerokości ok. 2,7 cm spuszczano nad powierzchnię wody (danio mogły się schować w części zbiornika z zadaszeniem z pleksi). Badacze zauważyli, że danio unikały mechanicznych nandusów, bez względu na częstotliwość uderzania ogonem. Gdy robot był nieruchomy, rybki nie wykazywały preferencji dot. którejś ze stron akwarium. Gdy czapla przeprowadzała atak z powietrza, danio zmykały do niby-norki. Aby upewnić się, że danio zachowywały się tak ze strachu, zespół Simone'a Macrìego zastosował substancję znoszącą lęk - etanol. Powtórzywszy badania, stosując wodę z dodatkiem różnych stężeń alkoholu (0,0, 0,25, 0,50 i 1,0%), naukowcy zauważyli, że danio z grupy 1,0% bały się robotów w znacznie mniejszym stopniu niż rybki z grupy kontrolnej (0,0%).
  12. Naukowcy z chińskiego Uniwersytetu Fudan opisali w magazynie Science technologię umożliwiającą przyspieszenie tranzystorów. Chińczycy wpadli na pomysł połączenia tranzysotrów MOSFET z tunelowymi tranzystorami polowymi (TFET). Taka hybryda ma zużywać mniej prądu, a przy tym pracować szybciej. Obecnie w większości komputerów stosuje się tranzysotry MOSFET (metal-oxide-semiconductor field-effect transistor) lub ich odmianę z pływającą bramką. Takie tranzystory składają się z trzech warstw - krzemu, tlenku metalu i metalu. Wszystkie warstwy są niezwykle cienkie i zbliżamy się do granicy ich fizycznych możliwości. Z drugiej strony mamy tranzystory TFET, używane przede wszystkim w urządzeniach o małej mocy. Chińczycy stworzyli TFET, którego zadaniem jest kontrolowanie pracy elektrod MOSFET, a konkretnie pracy pływającej bramki. Stwierdzili bowiem, że jeśli spowodują, by bramka szybciej się otwierała i zamykała, to szybciej będzie pracował cały tranzystor. W obecnie używanych MOSFET zamknięcie i otwarcie bramki wymaga nagromadzenia odpowiedniego ładunku. Jednak, jako, że TFET pracują przy niższych napięciach, ładunek przy jakim operują jest mniejszy, zatem jego gromadzenie trwa krócej. Chińczycy zbudowali prototypową hybrydę i okazało się, że mieli rację. MOSFET z dołączonym TFET pracował szybciej i zużywał mniej energii. Dodatkową zaletą wynalazku jest to, że tworzenie MOSFET i TFET jest dobrze opanowane, zbudowanie hybrydy nie wymaga zatem opracowywania nowych materiałów czy zmiany podstaw budowy tranzystorów. Dzięki temu produkcja hybryd mogłaby rozpocząć się bardzo szybko i nowe tranzystory już wkrótce mogą trafić do urządzeń elektronicznych.
  13. Należący do Europejskiego Obserwatorium Południowego Very Large Telescope zaobserwował w Wielkim Obłoku Magellana dwie nieznane dotychczas chmury gazu. Dopiero zauważone obiekty to różowa NGC 2014 i świecąca na niebiesko NGC 2020. W Wielkim Obłoku Magellana ciągle powstają nowe gwiazdy. Niektóre z tych regionów aktywnej produkcji można zauważyć gołym okiem, a najbardziej znanym z nich jest Mgławica Tarantula. Są też mniejsze obszary, które można dostrzec za pomocą teleskopu. Należą do nich też NGC 2014 i NGC 2020. Świecąca na różowo NGC 2014 składa się głównie z wodoru. Wewnątrz znajduje się gromada młodych gwiazd. Promieniowanie z tych gwiazd pozbawia atomy wodoru elektronu, co powoduje ich charakterystyczne świecenie. Ponadto obecność gwiazd przyczynia się do powstawania silnych wiatrów, które rozpraszają chmurę. Niedaleko gromady widać pojedynczą bardzo jasną i gorącą gwiazdę, która otoczona jest podobną do bąbla strukturą NGC 2020. Niebieski kolor chmury to wynik jonizowania tlenu przez gwiazdę. Jak wyjaśniają specjaliści, różne kolory NGC 2014 i NGC 2020 to wynik zarówno różnic w składzie chemicznym gazu jak i temperatury gwiazd. Rolę odgrywają też odległości pomiędzy gwiazdami i chmurami. Wielki Obłok Magellana znajduje się w odległości zaledwie 163 000 lat świetlnych od Drogi Mlecznej. Ma masę 10-krotnie mniejszą od masy naszej galaktyki, a jego średnica wynosi około 14 000 lat świetlnych.
  14. NSA oznajmiła, że zwolni 90% pracujących w agencji administratorów sieci. Ich zadania przejmą automatyczne systemy, które będą zarządzały infrastrukturą IT. Dyrektor NSA, generał Keith Alexander, oświadczył, że poprawi to bezpieczeństwo i przyspieszy działanie sieci wewnątrznej. Obecnie w NSA pracuje około 1000 administratorów. Ludzie ci mają dostęp do olbrzymiej ilości danych i, co pokazała sprawa Edwarda Snowdena, mogą stać się słabym ogniwem w łańcuchu bezpieczeństwa. NSA informuje, że decyzja o zastąpieniu administratorów automatami zapadła zanim jeszcze Edward Snowden ujawnił istnienie programów PRISM i XKEYSCORE. Jednak teraz zdecydowania przyspieczono prace nad projektem redukcji liczby administratorów..
  15. MiCasa Lab stworzyło dywan, który dzięki 6 parom magnesów neodymowych lewituje na wysokości 7 cm nad podłogą. Na razie prototyp może unieść w powietrze małe, bo maksymalnie 2,4-kg zwierzęta. Bohaterem obiegających media zdjęć jest mops Daniel. Jak widać, nie przeszkadza mu utrata gruntu pod łapami... W przyszłości powstanie ponoć dywan dla zwierząt o wadze do 10 kg. Ulepszona wersja nie tylko radziłaby sobie z większą masą pasażera, ale i pozwalałaby na osiągnięcie "pułapu" 20 cm. Ostatnim krokiem miałoby być opracowanie latającego chodnika dla ludzi. W wystartowaniu laboratorium pomagał szwajcarskiej firmie MiCasa Per Cromwell - współzałożyciel szwedzkiej agencji reklamowej Studio Total. Głównym celem laboratorium jest eksperymentowanie. [...] Przed uniesieniem [na dywanie] człowieka trzeba będzie jeszcze trochę popracować. Inżynierowie z MiCasa Lab nie poprzestali, oczywiście, na lewitującym dywanie. Zademonstrowali także fotel na biegunach do ładowania iPada czy plastikową kulę, w której znajduje się w pełni wyposażona kuchnia.
  16. Microsoft podpisał umowę o partnerstwie z MakerBot. W jej ramach drukarki MakerBot Replicator 2 będą sprzedawane w 18 sklepach Microsoftu na terenie USA. Wraz z nimi rozprowadzane będą wkłady z biodegradowalnym polilaktydem, który jest używany w procesie drukowania. Dotychczas drukarka MakerBot była sprzedawana jedynie w nowojorskim sklepie producenta. Osoby zainteresowane kupnem urządzenia będą mogły na miejscu zapoznać się z jej obsługą i przyjrzeć się jak pracuje. Specjalne pokazy przeprowadzono już w sklepach w Seattle, San Francisco i Palo Alto. W ubiegłym rokou w Londynie, podczas wystawy 3D Printshow dyrektor firmy MakerBot Bra Pettis mówił, że tanie drukarki 3D oznaczają, że ludzie, podobnie jak przed rewolucją przemysłową, będą zajmowali się produkcją w domach. W USA drukarki 3D można kupić w coraz większej liczbie sklepów. Po raz pierwszy pojawiły się w sieci Staples, można je też kupić w UPS Store. Z kolei w Wielkiej Brytanii rozprowadza je sieć Maplin.
  17. Naukowcy z Uniwersytetu w Hamburgu są pierwszymi, którym udało się zapisać i usunąć pojedynczy skyrmion. W przyszłości osiągnięcie to można będzie wykorzystać do dalszej miniaturyzacji urządzeń pamięci masowej. Skyrmiony to osobliwości punktowe, przypominające wiry struktury magnetyczne, które po raz pierwszy udało się bezpośrednio zaobserwować przed trzema laty, chociaż ich istnienie postulowane jest od ponad 20 lat. Postępująca miniaturyzacja powoduje, że wkrótce magnetyczne nośniki danych osiągną kres swoich możliwości fizycznych. Obecnie dane są przechowywane w postaci magnetycznych bitów składających się z wielu atomów. Im mniejszy nośnik i im bardziej upakowane poszczególne bity, tym większe niebezpieczeństwo, że pola magnetyczne poszczególnych komórek z danymi będą na siebie wpływały i niszczyły zapisane informacje. Ponadto małe komórki magnetyczne są mniej odporne na wahania temperatury, co znane jest jako limit superparamagnetyczny. Sposobem na poradzenie sobie z tymi problemami może być wykorzystanie innych struktur magnetycznych, takich jak właśnie skyrmiony. Obecność lub brak skyrmionu może być interpretowane jako "1" i "0". Zespół profesora Rolanda Wiesendangera z Hamburga wykorzystał dwuatomową warstwę skłądająca się z palladu i żelaza, którą umieszczono na krysztale irydu. Pod wpływem odpowiednio dobranego pola magnetycznego na próbce pojawił się skyrmion o średnicy kilku nanometrów. Można go było obserwować pod skaningowym mikroskopem elektronowym. Za pomocą niewielkiego prądu przepuszczanego przez końcówkę mikroskopu uczeni mogli tworzyć i usuwać skyrmion. Jako, że skyrmion objawia się jako typ ładunku, w którym momenty magnetyczne są skierowane do środka w jeden punkt, zapisanie i wymazanie skyrmiona polegało na manipulacji momentami magnetycznymi. W końcu opracowaliśmy system magnetycznym, który mogliśmy lokalnie przełączać pomiędzy zwykłym porządkiem ferromagnetycznym a złożoną konfiguracją spinów - stwierdziła doktor Kirsen von Bergmann.
  18. Sól kuchenna (NaCl) obniża koszty produkcji nanostruktur krzemowych. Topiąc się i absorbując ciepło w krytycznym momencie redukcji magnezotermicznej, sól nie dopuszcza do zapadania się porów i zbijania się domen krzemowych w duże kryształy. Po wszystkim sól można wymyć wodą i ponownie wykorzystać. Prof. David Xiulei Ji z Uniwersytetu Stanowego Oregonu uważa, że dzięki soli tania i zakrojona na skalę przemysłową produkcja wysokiej jakości nanostruktur krzemowych powinna się stać rzeczywistością. Dotychczasowe metody były kosztowne i pozwalały na uzyskanie niewielkiej liczby nanostruktur. Tańsze technologie się nie sprawdziły, bo wymagały zastosowania wysokich temperatur. Nanostruktury mogą znaleźć zastosowanie choćby w fotonice, obrazowaniu biologicznym, czujnikach, dostarczaniu leków, magazynowaniu energii czy w materiałach termoelektrycznych. Ji uważa, że na pierwszy ogień pójdą baterie, których czas życia będzie niemal 2-krotnie dłuższy niż ich dzisiejszych odpowiedników. Podczas eksperymentów Ji mieszał NaCl i magnez z ziemią okrzemkową. Przy 801 st. Celsjusza zaczynało się topnienie soli (a więc i pochłanianie ciepła). Co istotne, NaCl niczego nie zanieczyszczał. Amerykanie podkreślają, że przeskalowanie procesu do poziomu komercyjnego wydaje się wykonalne. W analogiczny sposób z mieszanych tlenków SiO2/GeO2 uzyskano kompozyt Si/Ge. Będzie go można zastosować w produkcji półprzewodników czy materiałów termoelektrycznych.
  19. Dzięki Teleskopowi Hubble'a udało się w końcu określić źródło Strumienia Magellanicznego. To odkryty przed 40 laty strumień HVC (chmura o dużej prędkości) łączący Wielki i Mały Obłok Magellana. Najnowsze badania wykazały, że większość Strumienia pochodzi z Małego Obłoku Magellana. Ta jego część powstała około 2 miliardy lat temu. Mniejsza i młodsza część Strumienia ma swoje źródło w Wielkim Obłoku Magellana. Pochodzenie Strumienia określono dzięki urządzeniu Cosmic Origins Spectrograph oraz dodatkowym badaniom przeprowadzonym przez Very Large Telescope Europejskiej Agencji Kosmicznej. Oba urządzenia pozwoliły na zbadanie obecności ciężkich pierwiastków w sześciu miejscach Strumienia. Okazało się, że w większej części Strumienia występuje niewielka ilość tlenu i siarki. Odpowiada ona poziomowi tych pierwiastków w Małym Obłoku Magellana sprzed około 2 miliardów lat, gdy uformował się Strumień. Naukowców najbardziej jednak zaskoczyła obecność znacznie większych ilości siarki w obszarach bliskich Wielkiemu Obłokowi. Skład wewnętrznego obszaru Strumienia jest bardzo podobny do składu Wielkiego Obłoku Magellana, co wskazuje,że niedawno wyłonił się on z tej galaktyki - mówi Andrew Fox ze Space Telescope Science Institute. Odkrycie jest sprzeczne z modelami komputerowymi, które sugerowały, że cały Strumień pochodzi z Małego Obłoku, gdyż grawitacja mniejszego obiektu jest mniejsza, zatem gaz łatwiej się z niego uwalnia. Wszystkie pobliskie galaktyki satelitarne Drogi Mlecznej straciły już większość swojego gazu. Obłoki Magellana to wyjątek, gdyż są bardziej masywne niż inne satelity. Jednak Obłoki poruszają się w kierunku Drogi Mlecznej i otaczającego ją gorącego gazu. Gaz ten wywiera ciśnienie na obie galaktyki i to właśnie on prawdopodobnie wypycha z Obłoków Magellana ich własny gaz, przez co powstaje Strumień Magellaniczny. Badanie Strumienia jest istotne dla astronomii, gdyż w przyszłości może on uformować własną galaktykę. To ważnay krok, w kierunku zrozumienia, w jaki sposób galaktyki uzyskują gaz i tworzą nowe gwiazdy - stwierdził Fox.
  20. Po raz pierwszy naukowcy bezpośrednio obserwowali wydarzenia, które prowadziły do powstania aberracji chromosomowej występującej często w komórkach nowotworowych - translokacji. Wyniki studium zespołu z National Cancer Institute (NCI) ukazały się w piśmie Science. Choć od dawna wiadomo, że translokacja, przemieszczenie fragmentu chromosomu w inne miejsce tego samego albo innego chromosomu, odgrywa istotną rolę w różnych nowotworach - jest przyczyną m.in. białaczki szpikowej - sam proces jej formowania pozostawał owiany tajemnicą. By lepiej zrozumieć przebieg wydarzeń, Amerykanie wywoływali pęknięcia DNA różnych chromosomów żywych komórek. Dzięki zaawansowanej technice obrazowania wizualizowali później w czasie rzeczywistym prawidłowe i nieprawidłowe łączenie zakończeń (pęknięcia oznaczano zielonymi bądź czerwonymi fluorescencyjnymi białkami). Wykazano, że translokacje występują w ciągu kilku godzin od uszkodzenia obu nici (ang. double-strand breaks, DSBs) i są niezależne od cyklu komórkowego. Na kolejnych etapach eksperymentu zespół z NCI hamował kluczowe elementy maszynerii naprawy DNA i sprawdzał, jak to wpływa na naprawę uszkodzeń i tworzenie translokacji. Ustalono, że inhibicja kinazy DNA-PK niemal 10-krotnie zwiększała częstość występowania translokacji.
  21. Dzieci, które przychodzą na świat w wyniku cesarskiego cięcia (CC), częściej cierpią na alergie niż dzieci urodzone naturalnie. Szwedzko-szkocki zespół podejrzewa, że powodem może być mniej zróżnicowana mikroflora przewodu pokarmowego. Naukowcy do 2. r.ż. śledzili rozwój mikrobiomu 24 dzieci z szwedzkich prowincji Östergötland i Småland (w 9 przypadkach przeprowadzono cesarskie cięcie). Zespół Andersa Anderssona z KTH Royal Institute of Technology stwierdził, że w pierwszych 2 latach życia mikroflora jelitowa dzieci, które przyszły na świat w wyniku CC, była mniej różnorodna niż jej odpowiednik u dzieci urodzonych naturalnie. Szczególnie rzucała się w oczy niewielka różnorodność w grupie Bacteroidetes, a jak wynika z wcześniejszych obserwacji naukowców, odpowiada ona za ochronę przed alergiami. Niekiedy cesarskie cięcie jest konieczne. Ważne jednak, by [każdorazowo] matka i lekarze mieli świadomość, że taki poród może wpłynąć na zdrowie dziecka [poza alergiami, w grupie tej częściej stwierdza się również cukrzycę i zespół jelita drażliwego] - podkreśla prof. Maria Jenmalm z Uniwersytetu w Linköping. Wszystko wskazuje na to, że do narodzin przewód pokarmowy dziecka jest całkowicie sterylny. Kolonizacja przez różne bakterie wydaje się konieczna, by w pierwszych latach życia układ odpornościowy mógł się prawidłowo rozwijać i dojrzewać. Jeśli tak się nie stanie, istnieje ryzyko, że będzie nadmiernie reagować na nieszkodliwe antygeny, np. pokarmowe. Podczas porodu naturalnego dziecko styka się z bakteriami występującymi w kanale rodnym matki, a to dobry początek budowania własnego mikrobiomu. W przypadku maluchów urodzonych w wyniku CC konieczne wydaje się opracowanie strategii "pomocowych". Być może półroczne karmienie wyłącznie piersią nie jest w ich przypadku takie dobre. Wcześniejszy kontakt z [...] pokarmami stałymi może stymulować większą różnorodność mikrobiomu - zaznacza Jenmalm. W Portoryko testowane jest dodatkowo bardziej radykalne podejście. U kobiet przed planowanym CC wykonuje się skryning mikroflory pochwy. Po porodzie położne nasączają okład wydzieliną pochwową matki i przecierają twarz noworodka. W ten sposób ważne bakterie mają zostać przeniesione na malucha. Podobny eksperyment jest planowany w Szwecji. Poza bardziej zróżnicowaną florą jelitową w osoczu krwi dzieci urodzonych naturalnie stwierdzono wyższy poziom substancji powiązanych z limfocytami Th1. To istotne, bo mogą one hamować alergiczną reakcję odpornościową.
  22. W prowadzonym przez Smithsonian Institution National Zoo w Waszyngtonie urodziły się dwa tygrysy sumatrzańskie. To wielkie wydarzenie i duży sukces ekspertów walczących o zachowanie tego krytycznie zagrożonego gatunku. Na wolności żyje mniej niż 500 tygrysów sumatrzańskich. Mogę się tylko uśmiechać, bo naszemu zespołowi udało się rozmnożyć krytycznie zagrożony gatunek tygrysa - mówi biolog Craig Saffoe. Matką młodych jest 4-letnia Damai, a ojcem 12-letni Kavi. Ostatecznie ciążę u Damai potwierdzono 21 czerwca i zaczęto przygotowywania do mającego nastąpić wkrótce porodu. Kociaki, którze przyszły na świat 5 sierpnia, spędzają teraz całe dni pod opieką matki. To jej pierwsze dzieci. Odwiedzający National Zoo będą mogli zobaczyć młode prawdopodobnie dopiero jesienią.
  23. Ogniwa fotowoltaiczne stworzone z powszechnego na Ziemi materiału, mogą być równie wydajne jak ogniwa krzemowe, a przy tym dużo tańsze. Naukowcy dopiero zaczynają rozumieć potencjał nowego materiału, który daje nadzieję na przełom w pozyskiwaniu energii ze Słońca. Zdaniem amerykańskiego Departamentu Energii ogniwa fotowoltaiczne musiałyby kosztować 50 centów za wat, by móc konkurować z paliwami kopalnymi. Obecnie kosztują 75 centów/wat. Tymczasem ogniwa z perowskitów, bo o nich właśnie mowa, mogłyby kosztować 10-20 centów za wat. Jeszcze niedawno specjaliści zajmujący się ogniwami słonecznymi musieli decydować się albo na tanie i mało wydajne, albo na bardziej wydajne ale drogie urządzenia. Perowskity mogą pozwolić na stworzenie tanich wydajnych ogniw. Martin Green z australijskiego University of New South Wales to jeden z największych światowych autorytetów w dziedzinie badań nad ogniwami fotowoltaicznymi. Uczony mówi, że postęp dziedzinie badań nad wykorzystaniem perowskitów jest zdumiewający. Stworzone z nich ogniwa mogą być wykonane w bardzo prostej i potencjalnie bardzo taniej technologii, a ich wydajność dramatycznie rośnie. Znane od ponad 100 lat perowskity dopiero niedawno zwróciły na siebie uwagę uczonych zajmujących się fotowoltaiką. Nic dziwnego. Badania wykazały, że o ile konwencjonalne krzemowe ogniwo wykorzystuje warstwę materiału o grubości około 180 mikrometrów, to w przypadku perowskitów wystarczy mniej niż 1 mikrometr, by przechwycić tyle samo światła słonecznego. Eksperci pracujący pod kierunkiem Michael Grätzela, innej znanej postaci ze świata badań nad fotowoltaiką, stworzyli najbardziej wydajne jak dotychczas ogniwa perowskitowe. Zamieniają one w energię elektryczną aż 15% przechwyconego światła. Żadne inne tanie ogniwa nie mogą pochwalić się takimi osiągnięciami. Jednak grupa Grätzela nie powiedziała ostatniego słowa. Uczeni zapewniają, że łatwo zwiększą wydajność do 20-25 procent. Taką wydajność uda się uzyskać w laboratorium. W codziennych zastosowaniach będzie niższa. Jednak w przypadku perowskitów podawanie wartości laboratoryjnych ma większy sens, niż w przypadku innych materiałów. Grätzel twierdzi, że wydajność masowo produkowanych perowskitowych paneli słonecznych będzie niewiele odbiegała, dzięki prostocie produkcji, od wydajności urządzeń z laboratorium. Ogniwa słoneczne z perowskitów można będzie produkować natryskując je na szkło lub metalową folę pokryte kilkoma innymi warstwami materiałów ułatwiającymi ruch elektronów. Co prawa jest bardzo mało prawdopodobne, że kiedykolwiek będziemy mogli po prostu kupić w sklepie puszkę ze "słoneczną farbą", ale proces produkcyjny nowych paneli będzie równie banalny jak malowanie - mówi Henry Snaith z Oxford University. Badania nad perowskitami nabierają przyspieszenia. Pierwsze ogniwa słoneczne wykorzystujące te materiały powstały w 2009 roku. Ich wydajność wynosiła zaledwie 3,5%, a wytrzymałość była żałośnie niska. Elektrolit tak szybko rozpuszczał perowskity, że naukowcy ledwo nadążali z przeprowadzeniem testów ogniw. Jednak w ubiegłym roku doszło do przełomu. Powstał elektrolit w formie stałej i rozpoczął się wyścig badaczy. W latach 2009-2012 opublikowano jedną pracę naukową na temat wykorzystania perowskitów w ogniwach fotowoltaicznych. Później badania ruszyły z kopyta. Wydajność ogniw zwiększono dwukrotnie, a później znowu dwukrotnie. Wszystko w ciągu zaledwie roku. Mimo entuzjazmu naukowców przyszłość perowskitowych ogniw nie jest pewna. Będą musiały bowiem konkurować z ogniwami krzemowymi, a te ciągle tanieją. Niekŧórzy analitycy uważają, że cena krzemowych ogniw spadnie do 25 centów za wat, a to wyeliminuje główną zaletę ogniw perowskitowych i biznes będzie mniej chętny do inwestowania w nową technologię. Dotychczas od momentu opracowania nowej technologii na rynku paneli słonecznych do momentu jej rozpowszechnienia się mijało około 10 lat. Za 10 lat w dziedzinie ogniw krzemowych może dokonać się olbrzymi postęp. Naukowców to jednak nie martwi. Zdaniem Greena perwoskity mogą zwiększać możliwości krzemu. Uczony nie wyklucza, że będą one np. nakładane na tradycyjne ogniwa krzemowe, zwiększając w ten sposób ich wydajność i zmniejszając cenę za wat. To może być znacznie łatwiejsza strategia rynkowa niż próba wprowadzenia zupełnie nowych ogniw. Na razie jedyną przeszkodą rysującą się przed perowskitami jest obecność w nich niewielkich ilości ołowiu. Konieczne będzie zatem przeprowadzenie testów na toksyczność.
  24. Biolodzy od lat zastanawiali się, czemu króliczy ogon jest tak jasny w porównaniu do reszty ciała. Kiedyś sądzono, że jest wykorzystywany w czasie godów lub do ostrzegania innych zwierząt, ale ostatecznie Dirk Semmann z Uniwersytetu w Getyndze wykazał, że rozprasza on drapieżniki. Niemiec wyjaśnia, że polujące zwierzę koncentruje się na rzucającej się w oczy jasnej plamie, ignorując resztę potencjalnego obiadu. Kiedy jednak królik ostro skręca, biała kulka nagle znika i trzeba się skupić na zapewniającym kamuflaż futrze. Chwilę później białawy punkt pojawia się w innym miejscu, co wymaga ponownego przeniesienia uwagi. W czasie gdy drapieżnik się "przeprogramowuje", królik zwiększa dystans, a zatem i swoje szanse na przeżycie. Przypuszczenia co do wprowadzającej w błąd natury króliczego ogona zagościły w głowie biologa podczas biegania. Semmann spotkał wtedy królika, który co rusz wykonywał nagłe zwroty. By sprawdzić, jak "miganie" jasnym zadem wpływa na orientację myśliwych, naukowiec zebrał grupę 24 ochotników i zaprosił ich do udziału w grze komputerowej. Wymagała ona podążania za skręcającym to w prawo, to w lewo królikiem. Jedno z wirtualnych zwierząt miało biały ogon, drugie nie. Zadaniem graczy było wskazanie, gdzie po skręcie znajdował się królik i w jakim kierunku zmierzał. Choć w obu wersjach gry badani byli w stanie podjąć poprawną decyzję w ciągu 0,5 s, to w obecności białej plamy liczba dobrych odpowiedzi znacząco spadała.
  25. Przeanalizowawszy słownictwo z ponad 1,5 mln amerykańskich i brytyjskich książek z lat 1800-2000, badaczka z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles ujawniła, jak bardzo zmieniły się wartości kulturowe. Jak tłumaczy prof. Patricia Greenfield, wybrane 200-lecie cechuje się wzrostem urbanizacji i zależności od technologii, a także upowszechnieniem dostępu do edukacji. Wzrosty lub spadki częstości użycia konkretnych słów pokazują, w jaki sposób zjawiska te wpłynęły na ludzką psychologię. Okazuje się, że w tym czasie częstotliwość posługiwania się słowami "dostać" (get) i "wybierać" (choose) znacząco wzrosła, zaś wyrazami "zobowiązany" (obliged) i "dawać" (give) znacząco spadła. Wg Greenfield, trend dotyczący wyrazów "dostać" i "wybrać" "wskazuje na indywidualizm i wartości materialistyczne, które są przystosowawcze w bogatszych warunkach miejskich", zaś słowa "zobligowany" i "dawać" "odzwierciedlają odpowiedzialność społeczną przystosowawczą w przypadku życia na wsi". Amerykanka dodaje, że częstość użycia czasownika "dostać" spadła między rokiem 1940 a latami 60., by ponownie wzrosnąć w latach 70. Pani profesor uważa, że w ten sposób zamanifestowały się spadek zainteresowania sobą podczas II wojny światowej oraz wpływ ruchu na rzecz praw obywatelskich. Greenfield zaobserwowała również stopniowy wzrost częstości użycia słowa "czuć" (feel) i spadek częstości użycia wyrazu "działać" (act). Badaczka zinterpretowała to jako zwrot ku psychice i życiu wewnętrznemu. Ponieważ w latach 1800-2000 coraz częściej posługiwano się słowami "dziecko", "unikatowy", "jednostka" i "ja", Greenfield uznała to za przejaw nasilającego się skoncentrowania na sobie. W tym samym czasie mniej istotne stawały się religia, związki społeczne i posłuszeństwo wobec autorytetu/władzy. Wniosek ten wysnuto w oparciu o spadek popularności wyrazów "posłuszeństwo", "autorytet/władza", "(przy)należeć" oraz "modlitwa". Dyskutowany ostatnio wzrost indywidualizmu nie jest świeżym zjawiskiem, ale czymś, do czego dochodziliśmy na przestrzeni stuleci [...]. Podczas studium Greenfield skorzystała zarówno z bazy książek (Google Books), jak i narzędzia analitycznego Google'a (w ciągu sekund Ngram Viewer określa częstość wykorzystania słów w milionach książek). Autorka artykułu, który niebawem ukaże się w internetowym wydaniu Psychological Science, wzięła na tapet ok. 1160000 publikacji z USA i ok. 350 tys. książek z Wielkiej Brytanii. W literaturze obu krajów wyodrębniono takie same trendy (Greenfield zreplikowała wyniki, posługując się brytyjskim synonimami amerykańskich słów kluczowych). Uzyskanie analogicznych rezultatów pokazuje, że "zmieniała się nie tyle częstość użycia wyrazów, co waga leżących u ich podłoża konceptów". W przyszłości Amerykanka zamierza się zabrać za hiszpańskie, francuskie, rosyjskie i chińskie książkowe bazy danych Google'a.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...