Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zdaniem ekspertów pracujących pod kierunkiem uczonych z Uniwersytetu Harvarda 38 amerykańskim parkom narodowym grozi przenawożenie związkami azotu. Specjaliści z dziedziny jakości powietrza, chemii atmosfery i ekologii śledzili losy związków azotu, który trafia do środowiska z elektrowni, rur wydechowych samochodów czy rolnictwa. Nadmiarowy azot przedostający się do środowiska naturalnego zaburza obieg substancji odżywczych, ułatwia wzrost alg i zmniejsza pH wody, co w konsekwencji prowadzi do zmniejszenia liczby gatunków. Zdecydowana większość, bo 85% azotu pochodzi z działalności człowieka. Zredukowanie tego rodzaju wpływu na środowisko jest całkowicie w naszym zasięgu - mówi profesor Danel J. Jacob, główny autor badań. Istniejące regulacje dotyczące czystości powietrza mają zmniejszyć emisję tlenków azotu, nie uwzględniają natomiast amoniaku (NH3). Amoniak jest dość lotny. Gdy używamy nawozu, tylko około 10% azotu trafia do żywności. Cała reszta ucieka, a większość trafia do atmosfery - wyjaśnia Jacob. W skład grupy badawczej wchodzili, obok uczonych z Harvarda, specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine, Służby Parków Narodowych, Służby Leśnej oraz Agencji Ochrony Środowiska. Z przedstawionych dowodów wynika, że nadmiarowy azot już w tej chwili zagraża chronionym terenom. Na przykład w strefie umiarkowanej, w której leży m.in. Great Smoky Mountains National Park, najbardziej wraźliwym na azot elementem ekosystemu są drzewa okrytonasienne (np. lipa, klon), którym szkodzi nawożenie azotem w ilości 3-8 kilogramów rocznie na hektar. Tymczasem do wspominanego parku na każdy hektar trafia 13,6 kilograma azotu rocznie. Z kolei w Mount Rainier National Park najbardziej wrażliwe na azot są porosty. Dla nich szkodliwy poziom wynosi 2,5-7,1 kg azotu na rok na hektar. Obecnie są narażone na ekspozycję rzędu 6,7 kg/ha/rok. Komuś spacerującemu w parku porosty mogą nie wydawać się szczególnie ważne, jednak są istotną częścią wszystkiego, co od nich zależy - komentuje Raluca A. Ellis. Naukowcy zauważają, że o ile w USA emisja tlenków azotu powinna znacząco zmniejszyć się do roku 2050 i podobny trend widać na świecie, chociaż w tym przypadku może być on wolniejszy w związku z rozwojem przemysłowym krajów słabo uprzemysłowionych, o tyle w przypadku amoniaku trend będzie odwrotny. Uczeni prognozują znaczący wzrost zagęszczenia terenów rolniczych, co z kolei będzie wymagało zwiększenia nawożenia. Zjawisko takie przewidują prognozując rosnącą liczbę ludności oraz coraz większe zapotrzebowanie na biopaliwa. Nawet jeśli emisja antropogenicznych tlenków azotu spadnie do zera, to aby uniknąć przenawożenia parków narodowych azotem musielibyśmy aż o 55% zmniejszyć antropogeniczną emisję amoniaku - stwierdzili uczeni w swoim raporcie. Problem w tym, że w nadchodzących dekadach nie ochronimy parków narodowych za pomocą samej tylko redukcji tlenków azotu. Aby je ochronić musimy kontrolować emisję amoniaku - dodaje Ellis. Wykazaliśmy, że większość azotu trafiającego do parków narodowych na terenie USA powstaje w naszym kraju. Nie pochodzi on z Chin czy z Kanady - to coś, z czym my sami musimy sobie poradzić, ale musimy to zrobić na poziomie ogólnokrajowym - podkreślił Jacob.
  2. Organiczne cząsteczki krwiopochodne mogą przetrwać w skamieniałościach przez kilkadziesiąt milionów lat. Odkryto je bowiem w ostatnim posiłku komara, który zmarł 46 mln lat temu w środkowym eocenie. Odkrycie hemoglobinopochodnych porfiryn to przekonujący dowód na to, że komar wysysał krew tuż przed zgonem. Fosylizacja wypełnionego krwią komara to, wg zespołu doktora Ralpha Harbacha z Muzeum Historii Naturalnej w Londynie, skrajnie nieprawdopodobne wydarzenie. Po pierwsze, komar musiał się pożywić krwią i zginąć dosłownie chwilę później, zanim posiłek został strawiony. Później samica musiała wpaść do odpowiedniej wody czy błota i zostać dość szybko przykryta nanosem. Następnie musiały zaistnieć właściwe warunki kompresyjne i temperaturowe. Komarzyca żyła w wilgotnym, ciepłym środowisku na teranie dzisiejszej północno-zachodniej Montany. Zachowała się w łupku roponośnym. Naukowcy wykazali, że w jej odwłoku występował niezwykle wysoki poziom żelaza. Dzięki spektrometrii mas zidentyfikowano cząsteczki porfiryn, pochodzące z prostetycznych grup hemowych hemoglobiny. W próbkach otaczających skał i u samca nie znaleziono ani wysokiego stężenia żelaza, ani wskazówek świadczących o obecności hemoglobiny. Choć nie określono rodzaju krwi, wiadomo, że współczesny najbliżej spokrewniony komar żeruje na ptakach. Harbach i Dale Greenwalt z Instytutu Smithsona zamierzają poszukać innych zachowanych cząsteczek organicznych, np. pigmentów. Myślimy o zajrzeniu w oczy komara, by zorientować się, czy znajdziemy tam barwniki. Autorzy artykułu z PNAS podkreślają, że zapis kopalny owadów żywiących się krwią jest bardzo skąpy i w dużej mierze obejmuje gatunki zaliczone do hematofagów na podstawie taksonomicznych powiązań ze współczesnymi owadami. Bezpośrednie dowody na hematofagię ograniczają się do 4 skamieniałości owadów, u których znaleziono świdrowce lub zarodźce malaryczne (Plasmodium). Komarzyca z Montany to pierwszy okaz ze sfosylizowanym krwistym posiłkiem.
  3. 3,3’-diindolilometan (DIM), związek powstający w organizmie po spożyciu roślin krzyżowych, np. kapusty czy kalafiora, chroni przed skutkami kontaktu ze śmiertelnymi dawkami promieniowania gamma. Choć naukowcy z Georgetown University prowadzili eksperymenty na gryzoniach, zaznaczają, że DIM jest bezpieczny również ludzi. Wg nich, DIM mógłby zabezpieczać prawidłowe tkanki podczas radioterapii onkologicznej. Znalazłby też zapewne zastosowanie w zapobieganiu lub zmniejszaniu nudności wywołanych ekspozycją na promieniowanie (np. podczas katastrofy nuklearnej). Autorzy artykułu z pisma PNAS podkreślają, że wcześniej wiedziano o przeciwnowotworowej aktywności 3,3’-diindolilometanu. Od lat badano DIM jako czynnik prewencyjny w przypadku choroby nowotworowej, ale to pierwsza wskazówka, że 3,3’-diindolilometan może także działać jako substancja chroniąca przed promieniowaniem - podkreśla prof. Eliot Rosen. W ramach studium szczury naświetlano śmiertelnymi dawkami promieniowania gamma. Później codziennie przez 2 tygodnie podawano im zastrzyki z DIM. Wszystkie nieleczone zwierzęta zmarły, lecz 30 dni po naświetleniu nadal żyła dobrze ponad połowa szczurów z grupy DIM. DIM zapewniał ochronę bez względu na to, czy pierwszy zastrzyk podano 24 godziny przed, czy do 24 godzin po napromieniowaniu. Wykazaliśmy także, DIM chroni naświetlone śmiertelną dawką myszy. Co istotne, u myszy z iniekcjami z 3,3’-diindolilometanu dochodziło do mniejszego spadku poziomu czerwonych i białych krwinek oraz płytek.
  4. W Amazonii odkryto nowe gatunki arapaimy. Znalezienie tak wielkiego zwierzęcia każe zadać sobie pytanie, na ile dobrze znamy tamtejszą faunę i jakie zagrożenia związane są z nieświadomym niszczeniem habitatów nieznanych jeszcze gatunków. Arapaima to największa słodkowodna ryba Ameryki Południowej. Długość jej ciała może dochodzić do 2,5 metra, a waga do 200 kilogramów. Od 160 lat wszyscy mówili, że istnieje tylko jeden gatunek arapaimy. Wiemy teraz, że jest ich więcej, w tym niektóre dotychczas nieznane. W przypadku każdego nowego gatunku musimy teraz przeprowadzić analizę dotyczącą najskuteczniejszych sposobów jego ochrony - mówi odkrywca nowych gatunków, doktor Donald Stewart z SUNY College of Environmental Science and Forestry. Arapaima to od dwóch wieków jedna z najważniejszych ryb Amazoniii. Ma ona dużą wartość ekonomiczną, kulturową i naukową, ale dotychczas nie przyglądano się jej zróżnicowaniu - mówi Stewart. Już w połowie XIX wieku uznano istnienie 4 gatunków arapaimy. Jednak w 1868 roku Albert Gunther z Brytyjskiego Muzeum Historii Naturalnej, opublikował pracę, w której stwierdził, że wszystkie ryby to w rzeczywistości jeden gatunek, Arapaima gigas. Z czasem taka opinia stała się obowiązującą. Mogą ją zmienić dopiero badania Stewarta, który studiował arapaimy z Gujany i Brazylii. Jeśli chcesz zajmować się biologią ochrony środowiska, musisz być pewien, że badania taksonomiczne zostały przeprowadzone prawidłowo. Jeśli na każdym z obszarów badań występują inne gatunki, to nie możesz wyników z jednego obszaru używać do zarządzania populacją na innym obszarze - wyjaśnia uczony. Stewart rozpoczął swoje prace od przejrzenia XIX-wiecznej literatury naukowej i zbadania okazów z paryskiego Narodowego Muzeum Historii Naturalnej. Stwierdził, że opisane w XIX wieku cztery gatunki arapaimy są od siebie różne. Nie mogą być zatem tym samym gatunkiem. Na początku bieżącego roku naukowiec wybrał się na badania terenowe i opisał szczegółowo jeden z gatunków oraz bardziej ogólnie trzy pozostałe. Teraz, po badaniach egzemplarza z Instituto Nacional de Pesquisas de Amazonia (Narodowy Instytut Rybołówstwa Amazonii) w brazylijskim Manaus, uczony doszedł do wniosku, że istnieje co najmniej 5 gatunków arapaimy. Badane zwierzę zostało złowione w 2001 roku u zbiegu rzek Solimoes i Purus w stanie Amazonas. Od pozostałych czterech gatunków różni je szereg cech, w tym ubarwienie czy obecność płaszcza chroniącego częściowo płetwę grzbietową. Nowy gatunek został nazwany Arapaima leptosoma. Nierozpoznanie, że mamy do czynienia z wieloma gatunkami ma dalekosiężne konsekwencje. Pojawia się na przykład coraz więcej hodowli arapaimy. Ryby są łapane i hodowane w stawach, skąd czasem uciekają. Gatunek, który na swoim terenie jest zagrożony może stać się gatunkiem inwazyjnym w innym habitacie. Uważam, że nie powinniśmy przenosić dużych drapieżnych ryb, dopóki nie poznamy dobrze wszystkich gatunków i ich naturalnego rozprzestrzenienia - mówi Stewart. Uczony zauważa też, że od co najmniej 100 lat arapaima jest rabunkowo odławiana. Arapaimy już niemal nie występuje w wielu miejscach, gdzie niegdyś występowała w olbrzymiej liczbie. Wpływ nadmiernego odławiania na różnorodność gatunków nie jest prawdopodobnie dobry - mówi doktor Leandro Castello, brazylijski ekspert specjalizujący się w badaniu arapaimy. Stewart informuje, że odkryty przez niego gatunek jest pokazywany w akwartim na Ukrainie, gdzie został opisany jako Arapaima gigas. To oznacza, że został on już wywieziony poza Amerykę Południową.
  5. NSA zajmuje się nie tylko podsłuchiwaniem komunikacji elektronicznej, ale prowadzi szczegółową analizę książek adresowych właścicieli kont pocztowych czy komunikatorów. Jak dowiedział się The Washington Post, NSA przechwytuje codziennie setki tysięcy list kontaktów pochodzących z Yahoo!, Google'a, Facebooka i Hotmaila oraz około pół miliona list z czatów. Dane te są analizowane pod kątem wyszukiwania połączeń pomiędzy ludźmi i mają pomóc dotrzeć do osób, którymi Agencja się interesuje. W USA największe kontrowersje budzi możliwość śledzenia przez NSA Amerykanów. Zbieranie list kontaktów byłoby nielegalne, gdyby odbywało się na terenie Stanów Zjednoczonych. Dlatego też, jak twierdzi The Washington Post, Agencja uzyskuje listy z infrastruktury znajdującej się poza USA, a dostęp do nich ma dzięki umowom z zagranicznymi operatorami telekomunikacyjnymi. Oczywiście w ten sposób w ręce NSA wpadają też dane obywateli USA, których nie wolno zbierać bez nakazu sądowego. To kolejne potwierdzenie, że NSA pod pozorem 'zbierania za granicą danych wywiadowczych' gromadzi informacje na temat przeciętnych Amerykanów. Zbieranie wszelkich dostępnych informacji na temat niewinnych ludzi nie może być uzasadniane względami bezpieczeństwa i stanowi poważne zagrożenie dla wolności obywatelskich - mówi Alex Abdo z Amerykańskiej Unii Wolności Obywatelskich (ACLU).
  6. Badacze z University of St Andrews zademonstrowali, że wbrew powszechnemu mniemaniu, można widzieć w trójwymiarze za pomocą tylko jednego oka. Wystarczy patrzeć przez małą dziurkę. Odkrycie zespołu doktora Dhanraja Vishwanatha ma duże znaczenie dla osób z jednym okiem lub problemami w widzeniu dwuocznym. Obecnie uważa się, że obrazy z obojga oczu po połączeniu w korze wzrokowej dają wrażenie głębi, a to z kolei leży u podłoża efektu 3D. Studium Szkotów sugeruje jednak, że do doświadczenia 3D nie trzeba wcale dwojga oczu. Mimo że o efekcie [spoglądania na zwykły obraz jednym okiem przez okrągłe wycięcie] wiedziano od dawna, dotąd zazwyczaj go lekceważono. Teraz wykazaliśmy, że jest on jak najbardziej realny, a wyniki percepcyjne są dokładnie takie same jak przy stereoskopii [...]. [...] Wstępne wyniki sugerują, że nasza metoda może być wykorzystana do tego, by pozwolić osobom z zezem doświadczyć, jak to jest widzieć w trójwymiarze. W konsekwencji może też zachęcić je do rozpoczęcia terapii, by odzyskać dwuoczne widzenie 3D (zapewniające najsilniejszy efekt 3D w życiu codziennym). Obecnie Vishwanath testuje metodę na dużej grupie pacjentów z tą wadą wzroku. Vishwanath sugeruje, że realne doświadczenie 3D da się wywołać przez zwiększenie rozdzielczości (np. używając sprzętu UHDTV, ang. ultra-high definition TV). Co istotne, takie sposoby są nie tylko tańsze, ale i pozwalają uniknąć problemów związanych ze stereoskopowym 3D, np. nudności czy bólów głowy.
  7. Co kieruje naszymi działaniami? Czy istnieje wolna wola? W jaki sposób i na ile samodzielnie podejmujemy decyzje? Na te i wiele innych pytań odpowiada najnowsza książka Michaela S. Gazzanigi Kto tu rządzi – ja czy mój mózg?, która 21 października ukaże się nakładem wydawnictwa Smak Słowa. Współczesna nauka utrwala w nas przekonanie, że żyjemy w świecie rządzonym przez procesy fizyczne, a ludzie jako część tego świata również są im podporządkowani. Naukowcy mówią, że istnieją niezależne od nas reguły, które wpływają na zachowanie i podejmowane decyzje. Jak mantrę powtarzają zdanie – wolna wola nie istnieje. Wybitny psycholog specjalizujący się w badaniach nad mózgiem – Michael S. Gazzaniga odrzuca ten pogląd. I na kartach swojej najnowszej książki Kto tu rządzi – ja czy mój mózg? Neuronauka a istnienie wolnej woli prowokuje: gdyby wszechświat działał zgodnie z ustalonymi prawami moglibyśmy bezkarnie ściągać na egzaminie i tłumaczyć się, że i tak nie mamy nad tym kontroli, albo otruć kłótliwego małżonka i twierdzić, że to niezależne od nas siły wszechświata kazały nam pozbawić go życia. Prawdą jest, że gdy rano słyszymy dźwięk budzika mamy dwa wyjścia – możemy natychmiast wstać i zacząć się gimnastykować albo przewrócić się na drugi bok i zostać w łóżku. Decyzja jest kwestią naszego wyboru. Podobnie w sklepie, to my decydujemy czy wsunąć coś ukradkiem do kieszeni czy też powstrzymać się i zapłacić za drobiazg w kasie. Gazzaniga udowadnia, że człowiek jest czymś więcej niż tylko skomplikowanym ciałem-maszyną uwikłanym w prawa fizyki i wszechświata. Na przekór opiniom naukowców pokazuje, że każdy z nas jest w pełni odpowiedzialną istotą i musi brać odpowiedzialność za swoje czyny. Tym samym zabójca czy złodziej nie może bronić się słowami „to nie ja zabiłem, ukradłem – to mój mózg.” Książka Gazzanigi powstała w oparciu o wystąpienia autora w ramach tzw. wykładów Gifforda – serii odczytów dotyczących religii, nauki i filozofii, które przed 125 laty zainicjował szkocki sędzia i adwokat lord Adam Gifford. Kto tu rządzi – ja czy mój mózg? porusza ważne problemy, dotykając różnych dziedzin z zakresu psychologii, etyki czy prawa. Książka została napisana błyskotliwym i przystępnym językiem. Autor nie stroni od anegdot, a w swoje rozważania wplata wiele obrazowych odniesień do świata kultury i popkultury. Jak ujął to jeden z recenzentów książki – wybitny psycholog społeczny Jonathan Haidt, lektura K” jest niczym kilkugodzinna pogawędka z przyjacielem. Pogawędka, po której wstajemy z fotela z poczuciem, że dużo głębiej rozumiemy naturę ludzką i zagadnienie wolnej woli. Michael S. Gazzaniga (ur. 1939 r.) – doktor psychobiologii na California Institute of Technology, profesor psychologii na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara, dyrektor Centrum Badania Umysłu SAGE w Santa Barbara. Autor publikacji poświęconych ludzkiemu umysłowi m.in. uznanej za jedną z 10 najlepszych publikacji naukowych roku 2008 Istoty człowieczeństwa.
  8. Endogenny układ opioidowy aktywuje się nie tylko pod wpływem urazów fizycznych, ale i odrzucenia społecznego. Dr David T. Hsu z Uniwersytetu Michigan podkreśla, że nowe badanie nad odrzuceniem społecznym bazuje na wynikach ostatnich badań innych osób, które wykazały, że szlaki aktywowane w mózgu pod wpływem bólu fizycznego i społecznego są podobne. W ramach eksperymentu 18 dorosłych poproszono o obejrzenie zdjęć i fikcyjnych profili setek innych dorosłych. Spośród nich należało wybrać osobę, którą byliby najbardziej zainteresowani pod kątem stworzenia romantycznego związku (przypominało to działanie portalu randkowego). Kiedy jednak badani przebywali w aparacie do pozytonowej tomografii emisyjnej (PET), informowano ich, że wybrany kandydat nie jest nimi zainteresowany. Skany wykazały, że w tych momentach dochodziło do uwalniania opioidów (zjawisko mierzono, przyglądając się dostępności receptorów opioidowych mu). Efekt okazał się największy w prążkowiu, ciele migdałowatym czy istocie szarej okołowodociągowej, a więc w rejonach mających związek również z fizycznym bólem. Hsu dodaje, że osobowość ochotników wpływała na wielkość reakcji układu opioidowego. "Ludzie, którzy zdobywali dużo punktów w skali dot. giętkości [zespołu umiejętności pozwalających na skuteczne radzenie sobie z dużym stresem], wydawali się zdolni do silniejszego wydzielania opioidów, zwłaszcza w ciele migdałowatym. To sugeruje, że uwalnianie opioidów w tej strukturze podczas odrzucenia społecznego może być ochronne lub przystosowawcze". Im więcej uwalniało się opioidów w przedniej części zakrętu obręczy (usytuowanej do przodu od kolana spoidła wielkiego), w tym mniejszym stopniu badani wspominali o wprawieniu w zły humor przez wiadomość o odrzuceniu. Akademicy sprawdzali dodatkowo, co się stanie w przypadku społecznej akceptacji (po usłyszeniu, że wybrana przez ochotnika osoba także okazała zainteresowanie). W tym przypadku niektóre regiony mózgu również uwalniały więcej opioidów. Układ opioidowy jest znany ze swej roli przy redukowaniu bólu i sprzyjaniu przyjemności. Nasze studium pokazuje, że podobne zjawiska zachodzą w odniesieniu do wydarzeń dotyczących środowiska społecznego. Możliwe, że osoby z depresją lub lękiem społecznym mają problem z wydzielaniem opioidów w czasie społecznego dystresu i dlatego nie regenerują się tak szybko lub w pełni po negatywnych doświadczeniach. [...] Ludzie ci mogą także uwalniać mniej opioidów w czasie pozytywnych interakcji społecznych [...] - przypuszcza Hsu. Amerykanin dywaguje także, że nowy nieuzależniający lek opioidowy mógłby się okazać skuteczny w terapii zarówno depresji, jak i lęku społecznego. Choć na razie takowego nie ma, rosnąca liczba dowodów na neurologiczne pokrywanie się fizycznego i społecznego bólu sugeruje, że istnieje szansa na połączenie badań nad leczeniem chronicznego bólu i zaburzeń psychicznych.
  9. Microsoft opublikował narzędzie IE11 Blocker Toolkit, które ma zablokować automatyczną instalację przeglądarki Internet Explorer 11. To znak, że przeglądarka zostanie udostępniona w ciągu najbliższych tygodni. Narzędzie powstało przede wszystkim z myślą o przedsiębiorstwach, które chcą, by ich pracownicy używali starszych wersji Explorera. Zawiera ono skrypt, który można uruchomić lokalnie oraz oprogramowanie, które administratorzy mogą wykorzystać w ramach Group Policy do zablokowania instalacji na większej liczbie komputerów. Z narzędzia mogą skorzystać też osoby indywidualne, bez konieczności wprowadzania zmian automatycznych aktualizacjach. IE11 Blocker Toolkit przeznaczony jest dla systemów Windows 7 i Windows Server 2008 R2. Już wcześniej Microsoft udostępniał podobne narzędzia przed premierami wersji 7, 8, 9 i 10 swojej przeglądarki.
  10. Craig Mundie, jeden z najwyższych rangą menedżerów Microsoftu, uważa, że niesławny DRM (Digital Rights Management) może pomóc chronić... naszą prywatność. Mundie podzielił się swoimi spostrzeżeniami podczas konferencji EmTech organizowanej przez pismo MIT Technology Review. Jego zdaniem system DRM może zostać wykorzystany tam, gdzie internauci dzielą się swoimi danymi z przedsiębiorstwami. Obecnie dane takie są udostepniane na wiele różnych sposób, a wiele z nich nie jest koniecznych do przeprowadzenia konkretnej transakcji, na potrzeby której użytkownik przekazał dane. Jesteśmy po prostu śledzeni, czy to dla celów komercyjnych czy jakichkolwiek innych i potrzebujemy nowego modelu - powiedział Mundie. Jego zdaniem system taki jak DRM może dać użytkownikowi kontrolę nad danymi. Powinniśmy mieć system pozwalający nam kontrolować sposób, w jaki używane są nasze dane. Jednym ze sposobów jest wykorzystanie kryptograficznych 'opakowań' kontrolujących dostęp do danych. Zdaniem Mundiego system powinien działać w ten sposób, że aplikacje czy usługi, chcąc uzyskać dostęp do naszych danych osobowych, czy to będzie nasz genom czy aktualna lokalizacja, będą musiały rejestrować się w prowadzonym przez rząd centralnym rejestrze, który będzie wydawał im klucze kryptograficzne dające możliwośc skorzystania z danych w taki sposób, na jaki pozwolił właściciel tych danych. Szyfrowanie danych miałoby zapobiec ich wykorzystaniu w sposób, jakiego sobie nie życzymy. Oczywiście należy w prawie przewidzieć też kary za łamanie zabezpieczeń chroniących takie dane. Traktowałbym to w kategorii zbrodni - mówi Mundie. Mundie podaje przykład mobilnej aplikacji, która stara się o zgodę na dostęp do danych geolokalizacyjnych użytkownika. Obecnie aplikacja nie musi wyjaśniać, po co jej te dane. Jeśli musiałaby zdradzić, co będzie robiła z tymi informacjami, wówczas mógłbyś podjąć bardziej świadomą decyzję o tym, czy chcesz z niej korzystać czy też nie - wyjaśnia. Przypomina, że podobnie można chronić dane medyczne, tym bardziej, że coraz ważniejsze dla medycyny są informacje o genomie poszczególnych osób. Mundie twierdzi, że z rozmów jakie toczono podczas Światowego Forum Ekonomicznego wynika, iż wiele krajów zaakceptowałoby takie rozwiązanie. Nie zdradził jednak czy Microsoft lub jakaś inna firma pracuje nad tego typu systemem.
  11. Desmond Manatsa z Uniwersytetu Bindura w Zimbawe doszedł do wniosku, że dziura ozonowa nad Antarktyką przyczyniła się do wzrostu temperatur na południu Afryki. Naukowcy nie wykluczają, że w związku z jej zmniejszaniem się wspomniany region świata czeka ochłodzenie. Manatsa i jego zespół przeanalizowali dane z lat 1979-2010 i zauważyli, że rozmiary dziury ozonowej miały prawdopodobnie wpływ na rozkład wiatrów i spowodowały, iż wczesnym latem temperatury były wyższe niż w latach poprzednich. Do przeprowadzenia analizy Mantasę skłoniło zauważenie gwałtownego, skokowego wzrostu temperatur. Były one znacznie wyższe niż wcześniej i widać było, że nie doszło do stopniowego wzrostu, a do jakiejś poważnej zmiany - mówi uczony. Ted Shepherd z brytyjskiego University of Reading przypomina, że dziura ozonowa jest niezwykle ważnym czynnikiem wpływającym na klimat Półkuli Południowej. Początkowo sądziliśmy, że jej wpływ jest ograniczony do wyższych i średnich szerokości, jednak coraz bardziej jasne staje się, że wpływa on również na niskie szerokości. Już wcześniejsze badania wykazały, ze dziura wpływa na klimat Antarktydy, Oceanu Południowego, Nowej Zelandii, południa Australii i Patagonii. Z badań Mantasy wynika, że zmiany są odczuwalne znacznie dalej. Uczeni z Zimbabwe zauważyli, że zmiany rozmiarów dziury ozonowej ścisle korelują z systemem niskiego ciśnienia znad Angoli, który przynosi ciepłe powietrze z niższych szerokości, zwiększając temperaturę powietrza przy powierzchni planety. Dziura ozonowa od lat zmniejsza się, chociaż nie jest to zjawisko jednostronne i regularne. W ciągu ostatnich 10 lat największe rozmiary zanotowano w 2006 roku, a w roku ubiegłym była rekordowo mała. Jesli Manatsa ma rację, to południe Afryki może czekać ochłodzenie w dobie globalnego ocieplenia.
  12. Elektrownia słoneczna Solana, położona w pobliżu Gila Bend w Arizonie pomyślnie przeszła serię testów. Wykazały one, że elektrownia może dostarczać energię przez 6 godzin po zachodzie słońca. Elektrownia o mocy 280 megawatów to jeden z największych na świecie zakładów tego typu. Wykorzystuje ona koncentratory skupiające promienie słoneczne, a nadmiarową energię przechowuje w postaci ciepła. Położona na powierzchni niemal 8 kilometrów kwadratowych wykorzystuje system 2700 parabolicznych luster, które podgrzewają olej znajdujący się w rurach. Płyn ogrzewa boilery z wodą, w których powstaje para napędzająca dwie 140-megatawowe turbiny. Firma Abengoa, operator Solany zapewnia, że przez sześć godzin po zachodzie słońca elektrownia pracuje pełną mocą, co w zupełności wystarczy na dostarczenie energii w szczytach późnym wieczorem i wczesnym rankiem. Energia produkowana przez Solanę wystarczy do zaopatrzenia 70 000 gospodarstw domowych. Władze stanowe zatwierdziły budowę kolejnych trzech elektrowni tego typu. Arizona Public Service, który kupuje energię z Solany, informuje, że do końca bieżącego roku będzie korzystał ze 750 MW energii słonecznej, co wystarczy do zapewnienia dostaw dla 185 000 klientów.
  13. Elektrownia słoneczna Solana, położona w pobliżu Gila Bend w Arizonie pomyślnie przeszła serię testów. Wykazały one, że elektrownia może dostarczać energię przez 6 godzin po zachodzie słońca. Elektrownia o mocy 280 megawatów to jeden z największych na świecie zakładów tego typu. Wykorzystuje ona koncentratory skupiające promienie słoneczne, a nadmiarową energię przechowuje w postaci ciepła. Położona na powierzchni niemal 8 kilometrów kwadratowych wykorzystuje system 2700 parabolicznych luster, które podgrzewają olej znajdujący się w rurach. Płyn ogrzewa boilery z wodą, w których powstaje para napędzająca dwie 140-megatawowe turbiny. Firma Abengoa, operator Solany zapewnia, że przez sześć godzin po zachodzie słońca elektrownia pracuje pełną mocą, co w zupełności wystarczy na dostarczenie energii w szczytach późnym wieczorem i wczesnym rankiem. Energia produkowana przez Solanę wystarczy do zaopatrzenia 70 000 gospodarstw domowych. Władze stanowe zatwierdziły budowę kolejnych trzech elektrowni tego typu. Arizona Public Service, który kupuje energię z Solany, informuje, że do końca bieżącego roku będzie korzystał ze 750 MW energii słonecznej, co wystarczy do zapewnienia dostaw dla 185 000 klientów.
  14. Nowa duńska restauracja Rug og Stub oferuje klientom dania przygotowane ze składników wyrzuconych przez supermarkety. W ten sposób jej właściciele zamierzają ograniczyć ilość śmieci i zebrać pieniądze na cele charytatywne. Jak dotąd restauracja z Aarhus mogła zapewnić bardzo duży wybór dań: od kotletów jagnięcych i kaczych piersi po duże opakowania winogron i nabiału - wyjaśnia Sophie Sales, współzałożycielka Rug og Stub. Duńczycy korzystają przy tym z uprzejmości 2 supermarketów należących do sieci Coop Danmark. Założyciele Rug og Stub zainspirowali się przykładem freegan. Stwierdzili, że to nietypowy pomysł na prowadzenie restauracji. Tendencja do poszukiwania najświeższych i najładniej wyglądających produktów mocno wpływa na strategię sklepów, które pozbywają się nadal zdatnych do spożycia towarów z estetycznymi wadami. Opinie na temat restauracji okazały się różne. Niektórzy krytycy zarzucali właścicielom, że chcą w łatwy sposób zarobić. Ci jednak odparowali, że z wyjątkiem koordynatorki i kucharki Iriny Bothmann, wszyscy są wolontariuszami i że ewentualny dochód zostanie rozdzielony między 3 organizacje charytatywne ze Sierra Leone. Choć media podkreślają, że Rug og Stub podaje śmiecie, Sales się z tym nie zgadza, ponieważ jedzenie jest zdobywane, zanim minie data ważności. Co ciekawe, pojawił się też problem związany z oporem marketów przed przekazywaniem towarów, przez co Rug og Stub musiała podpisać kontrakt z dostawcami. Nie mamy jeszcze pewnego kontaktu z dilerami czy supermarketami - głównie dlatego, że jak sądzę, nie rozumieją [naszej] koncepcji - opowiada Sales. Niektórzy reprezentanci supermarketów chcieli, by im płacić. Próbujemy przekonywać, by przekazywano nam żywność, którą tak czy siak by wyrzucono [...] - dodaje Bothmann.
  15. Astrofizycy z uniwersytetów w Warwick i Cambridge znaleźli pierwsze dowody na istnienie bogatego w wodę skalistego ciała poza Układem Słonecznym. Naukowcy wykorzystali Teleskop Hubble'a i teleskopy z Keck Observatory do analizy odłamków skał i pyłu otaczających białego karła GD61 położonego w odległości 170 lat świetlnych. Analizy wykazały nadmiar tlenu, a obliczenia wykazały, że woda stanowiła aż 26% masy ciała niebieskiego, z którego pochodzą badane szczątki. Dla porównania woda stanowi jedynie 0,0023% masy Ziemi. Już wcześniej znajdowano dowody na istnienie wody poza Układem Słonecznym, jednak pochodziły one przede wszystkim z atmosfery gazowych giganŧów. Obecne badania są pierwszymi, które wskazują na istnienie wody na obiekcie skalistym. Brytyjscy uczeni sądzą, że woda wokół białego karła GD61 pochodzi z niewielkiego obiektu o średnicy co najmniej 90 kilometrów. GD61 był w przeszłości większy od Słońca i posiadał własny system planetarny. Około 200 milionów lat temu gwiazda stała się białym karłem. Część jej układu planetarnego przetrwała. Niewielki bogaty w wodę obiekt został wybity ze swej orbity i znalazła się blisko gwiazdy, gdzie został rozerwany przez olbrzymie oddziaływanie grawitacyjne. Naukowcy sądzą, że mały obiekt utracił swoją pierwotną orbitę wskutek oddziaływania dotychczas nie odkrytej, planety. Ze skalistego obiektu został obecnie kurz i szczątki, które krążą na orbicie umierającej gwiazdy. Jednak ten planetarny grobowiec jest pełen informacji o swojej przeszłości. W szczątkach znajdują się chemiczne sygnatury wskazujące na istnienie obiektu bogatego w wodę. Te dwa składniki, skaliste podłoże i woda, są kluczowymi elementami za jakimi się rozglądamy w poszukiwaniu życia poza Układem Słonecznym - mówi profesor Boris Gänsicke z University of Warwick. Jay Farihi, główny autor badań z Cambridge dodaje: znalezienie wody na wielkiej asteroidzie oznacza, że w systemie GD61 istniały, a może wciąż istnieją, planety nadające się do zamieszkania. Podobne obiekty mogą istnieć wokół podobnych gwiazd.
  16. Naukowcy wyizolowali białko, którego poziom rośnie podczas treningu wytrzymałościowego. Gdy podano je niećwiczącym myszom, doszło do włączenia genów sprzyjających zdrowiu mózgu i wzrostowi nowych nerwów/synaps zaangażowanych w pamięć i uczenie. Zespół, którego artykuł ukazał się w piśmie Cell Metabolism, uważa, że opisywane odkrycia pomogą wyjaśnić zdolność treningu wytrzymałościowego do poprawy funkcjonowania poznawczego, zwłaszcza u starszych osób. Jeśli dałoby się uzyskać stabilną formę białka i stworzyć z tego lek, można by to wykorzystać do ulepszenia terapii demencji w przebiegu starzenia oraz chorób neurodegeneracyjnych. Ekscytujące jest to, że do krwioobiegu może być podawana naturalna substancja, która naśladuje pewne oddziaływania ćwiczeń wytrzymałościowych na mózg - podkreśla dr Bruce Spiegelman z Dana-Farrber Cancer Institute i Harvardzkiej Szkoły Medycznej. Ekipa Spiegelmana wykazała wcześniej, że białko FNDC5 jest produkowane podczas wysiłku mięśniowego i uwalniane do krwiobiegu jako wariant zwany iryzyną. W najnowszym eksperymencie trening wytrzymałościowy (przez miesiąc myszy dobrowolnie biegały w kołowrotku) zwiększał aktywność regulatora metabolizmu PGC-1α w mięśniach, co z kolei prowadziło do wzrostu stężenia proteiny FNDC5. Wzrost FNDC5 nasilał ekspresję neurotropowego czynnika pochodzenia mózgowego (ang. brain-derived neurotrophic factor, BDNF) w zakręcie zębatym hipokampa, a więc w części mózgu związanej z pamięcią i uczeniem. Warto dodać, że BDNF należy do rodziny czynników wzrostów nerwów. Wykazawszy, że FNDC5 jest molekularnym łącznikiem między ćwiczeniami i zwiększonym poziomem BDNF w mózgu, naukowcy zaczęli się zastanawiać, czy sztuczne zwiększanie stężenia FNDC5 pod nieobecność ćwiczeń będzie mieć ten sam skutek. Do dostarczenia białka wykorzystano wirusy. Po tygodniu zbadano mysie mózgi i zaobserwowano znaczące wzrosty BDNF w hipokampie. Być może najbardziej ekscytujące jest to, że peryferyjne dostarczenie FNDC5 za pomocą wektora adenowirusowego wystarczy, by wywołać centralną ekspresję Bdnf i innych genów z potencjalnymi funkcjami neuroochronnymi lub zaangażowanych w uczenie i pamięć. Spiegelman przestrzega, że potrzeba dalszych badań, by ustalić, czy podawanie FNDC5 naprawdę poprawia funkcje poznawcze u zwierząt. Naukowcy nie mają też pewności, czy białko, które dociera do mózgu, jest samym FNDC5 czy iryzyną lub innym wariantem proteiny.
  17. Grafen, uznawany za najbardziej wytrzymały materiał znany człowiekowi, nie zdążył wejść do masowej produkcji, a został zdetronizowany przez swojego węglowego krewniaka - karbin. Nowy, teoretycznie przewidywany, materiał to prosty łańcuch pojedynczych atomów, a mimo to przewyższa wszystkie inne materiały. Obliczenia wykazały, że karbin ma dwukrotnie większą wytrzymałość na rozciąganie niż grafen, a jego sztywność rozciągania jest trzykrotnie większa niż diamentu. Karbin jest stabilny w temperaturze pokojowej, a gdy jego nici przechowywane są razem, krzyżują się w sposób przewidywalny. Karbin tworzą powtarzające sekwencje atomów węgla utrzymywanych przez naprzemienne pojedyncze i potrójne wiązania. Taki układ nazywany jest strukturą jednowymiarową, gdyż nic innego nie jest dołączone do nici grubości pojedynczego atomu. Grafen, który istnieje w płachtach, jest dwuwymiarowy, ponieważ ma długość i szerokość, ale grubość płachty wynosi jeden atom. Dotychczas przeprowadzone badania sugerują, że najbardziej wytrzymałą formą karbinu byłyby dwie splątane ze sobą nici. Karbin wydaje się materiałem stabilnym w temperaturze pokojowej, który można będzie wykorzystać w praktyce. Dotychczas nie są znane właściwości elektryczne karbinu. Jak pamiętamy, grafen jest uważany za następcę krzemu. Wciąż nie wiadomo, czy karbin będzie można wykorzystać w elektronice. Uczeni zauważyli już jedną, nieprzewidzianą, bardzo obiecującą właściwość karbinu. Materiał może tworzyć wiązania z bocznymi łańcuchami, a proces tworzenia i rozrywania tych wiązań może zostać wykorzystany do przechowywania i uwalniania energii. Tym samym karbin może być niezwykle kompaktowym materiałem do przechowywania energii, gdyż jego molekuły mają średnicę pojedynczego atomu, a wytrzymałość materiału sugeruje, że możliwe będzie wielokrotne tworzenie i rozrywanie wiązań bez ryzyka rozpadu samej molekuły. Wszystko wskazuje na to, że rozciąganie czy skręcanie karbinu zmienia jego właściwości elektryczne. Teoretycy zaproponowali nawet umieszczenie na końcach molekuły specjalnych "uchwytów", które pozwoliłyby na szybkie i łatwe zmienianie przewodnictwa czy szerokości pasma wzbronionego karbinu. Trzeba przy tym pamiętać, że rozciąganie karbinu będzie trudniejsze niż rozciąganie diamentu. Niestety wszystkie znane i nieznane jeszcze wspaniałe właściwości karbinu nie zdadzą się na nic, jeśli materiału nie będziemy potrafili łatwo i tanio produkować w dużych ilościach. Dopiero kolejne miesiące i lata pokażą, czy wykorzystamy potencjał tego materiału. Dotychczas niektóre laboratoria naukowe donosiły o uzyskaniu karbinu, jednak materiał był niezwykle niestabilny. Część chemików uważa też, że jeśli zetkniemy ze sobą dwie nici karbinu, dojdzie do eksplozji. By się o tym przekonać musimy poczekać, aż uda się uzyskać przewidzianą teoretycznie stabilną formę karbinu.
  18. Anonimowe źródła zdradziły dziennikarzom Bloomberga, że jeszcze przed końcem bieżącego roku Microsoft chce wyłonić następcę Steve'a Ballmera. Zespół szukający nowego dyrektora koncernu przeprowadził już wstępne rozmowy z kilkoma potencjalnymi kandydatami. Niektórzy, w tym dyrektor EBaya John Donahoe, nie wyrazili zainteresowania zmianą pracy. Wiadomo, że rozmawiano z Alanem Mulallym z Forda oraz Stephenem Elopem. TEn drugi tak czy inaczej przejdzie do Microsoftu gdy zakończy się proces związany z zakupem przez Amerykanów części Nokii. Rozmawiano też z byłym wysokim rangą menedżerem Microsoftu Paulerm Maritzem, który obecnie kieruje firmą Pivotal, oraz Tonym Batesem z Microsoftu. Następcę Ballmera poznamy, gdy zostaną omówione wszelkie szczegóły zatrudnienia nowego dyrektora. Nie oznacza to jednak, że obejmie on obowiązki jeszcze w bieżącym roku. Niektórzy z kandydatów, np. Mulally, pracują w innych firmach i Microsoft, w razie wyboru takiego dyrektora, będzie musiał poczekać, aż skończy mu się kontrakt. Tempo, w jakim działa Microsoft, pokazuje, jak ważny jest czas. Koncern z Redmond musi mierzyć się z Apple'em i Google'm, nie może zatem pozwolić sobie na zbyt długi okres zawieszenia. Nowy dyrektor będzie musiał dokończyć rozpoczętą przez Ballmera duża restrukturyzację firmy oraz zintegrować z nią wydział produkcji telefonów komórkowych Nokii. W swojej 38-letniej historii Microsoft miał jedynie dwóch dyrektorów wykonawczych. Nie musiał też szukać drugiego z nich, gdyż Steve Ballmer był naturalnym następcą Billa Gatesa. Teraz, po 13 latach na stanowisku CEO Ballmer odchodzi i firma musi rozejrzeć się za kimś, kto go zastąpi.
  19. Porównując wpływ prozy i poezji, naukowcy z Uniwersytetu w Exeter zauważyli, że słowo pisane jako takie aktywuje w mózgu "sieć czytania", ale w przypadku poezji rozświetlają się także ośrodki, które zwykle reagują na muzykę. Obszary, zlokalizowane głównie w prawej półkuli, powiązano w przeszłości ciarkami przechodzącymi po plecach pod wpływem emocjonalnej reakcji na muzykę. Kiedy ochotnicy czytali urywki ulubionych wierszy, zespół z zauważył, że obszary mózgu związane z pamięcią były aktywowane silniej niż rejony czytania, co wskazuje, że czynność ta stanowi rodzaj wspominania. Psycholodzy stwierdzili, że poezja uaktywnia obszary, takie jak tylna część kory zakrętu obręczy czy przyśrodkowy płat skroniowy, które mają związek z introspekcją. W studium badaniu funkcjonalnym rezonansem magnetycznym (fMRI) poddano 13 ochotników - pracowników uniwersytetu i studentów filologii angielskiej. Porównywano aktywność ich mózgów w czasie czytania fragmentów instalacji grzewczej, emocjonalnych urywków powieści, trudnych i łatwych sonetów oraz ulubionych wierszy.
  20. Gregory Jaczko, do 2012 roku przewodniczący amerykańskiej NRC (Nuclear Regulatory Commision), której zadaniem jest nadzorowanie bezpieczeństwa energetyki jądrowej, uważa, że jesteśmy świadkami zmierzchu takiego sposobu pozyskiwania energii z rozszczepienia atomu. Jego zdaniem Stany Zjednoczone odwracają się od energetyki jądrowej i z czasem zrobi to reszta świata. Jaczko zwraca uwagę, że 104 komercyjne reaktory działające obecnie w USA starzeją się i nawet te, które otrzymały zgodę na wydłużenie pracy o 20 lat, a zatem mogą działać aż będą liczyły sobie 60 lat, zostaną wyłączone wcześniej. Wrogiem energetyki jądrowej jest, zdaniem Jaczko, ekonomia. Udoskonalenia i naprawy reaktorów są coraz droższe i urządzenia takie przegrywają konkurencję z tanim gazem. Potwierdzeniem tego trendu ma być niedawna decyzja firmy Entergy Corporation, która zdecydowała o zamknięciu z przyczyn ekonomicznych elektrowni Vermont Yankee. W oświadczeniu prasowym operator elektrowni, która zostanie wyłączona w IV kwartale przyszłego roku, stwierdził, że zakład nie może konkurować z energią pochodzącą z gazu oraz dodal, że od 2002 roku zainwestował w utrzymanie zakładu ponad 400 milionów dolarów. Całkowite koszty związane z zamknięciem elektrowni mogą sięgnąć nawet 240 milionów dolarów. To już kolejny zakład, który przegral konkurencję z gazem. Ten przemysł odchodzi w przeszłość. W ostatnim czasie wybudowano cztery nowe reaktory, ale nie ma ani pieniędzy ani woli, by budować kolejne. Tak więc w ciągu nastepnych 20-30 lat w kraju pozostanie bardzo mało elektrowni atomowych - takie są fakty - mówi Jaczko. Były szef NCR rozmawiał z dziennikarzami wkrótce po zakończeniu spotkania przeciwników energetyki jądrowej w Nowym Jorku. W spotkaniu brał też udział były premier Japonii Naoto Kan, który stał na czele rządu, gdy miał miejsce wypadek w elektrowni Fukushima Daiichi. Zdaniem Jaczko takie wydarzenia jak w Fukushimie są nie do uniknięcia przy współczesnej technologii. A, jego zdaniem, społeczeństwa nie zaakceptują elektrowni podatnych na takie wypadki. Elektrownia atomowa, jeśli ma zostać uznana za bezpieczną, nie powinna dopuszczać do takich wypadków. Przez 'nie powinna' nie rozumiem małego prawdopodobieństwa, ale rozumiem zerowe prawdopodobieństwo. Opinia publiczna wyraziła to całkiem jasno. Jeśli energetyka jądrowa ma się rozwijać, musimy opracować uwzględniające ten warunek nowe standardy bezpieczeństwa - stwierdził.
  21. By zwiększyć szanse, że przed aparatem pułapkowym przejdzie jaguar (Panthera onca), pracując w Nikaragui, Miguel Ordeñana z Muzeum Historii Naturalnej w Los Angeles stosuje nietypowy wabik - wodę kolońską Obsession Calvina Kleina dla mężczyzn. Ordeñana tłumaczy, że badacz z Bronx Zoo przetestował kiedyś różne zapachy i odkrył, że jaguary naprawdę lubią produkt Calvina Kleina. By zwabić wielkiego kota w zasięg aparatu pułapkowego, wystarczy więc spryskać perfumami gałęzie wybranego drzewa. Co pociąga jaguary w zapachu Obsession? W jego skład wchodzą m.in. cyweton i ekstrakt z wanilii - wyjaśnia Ordeñana. Sądzimy, że cyweton [występujący naturalnie w cywecie, wydzielinie niektórych ssaków z rodziny wiwerowatych] przypomina pewne metody oznaczania terytorium przez jaguary, dlatego kot reaguje, pozostawiając na wierzchu własny zapach. Wanilia wydaje się zaś wyzwalać kocią ciekawość.
  22. W Europie Środkowej miejscowe społeczności łowiecko-zbierackie przez ponad 2000 lat mieszkały obok napływowych grup rolników. W końcu łowcy-zbieracze wymarli lub zajęli się rolnictwem. Do takich wniosków doszli badacze z Insytutu Antropologii Uniwersytetu Johannesa Gutenberga w Moguncji. Powszechnie uznaje się, że w Europie Środkowej łowcy-zbieracze zniknęli bardzo szybko po przybyciu rolników. Jednak nasze badania wykazały, że potomkowie żyjących w mezolicie Europejczyków przez co najmniej 2000 lat zachowali łowiecko-zbieracki tryb życia i żyli obok społeczności rolniczych. Grupy łowiecko-zbierackie wymarły w Europie Środkowej około 5000 lat temu, znacznie później niż sądzono - mówi profesor Joachim Burger, którego zespół badał kości z jaskini Blätterhötle w pobliżu Hagen. W jaskini tej chowano zarówno rolników, jak i łowców-zbieraczy. Pierwsi ludzie współcześni przybyli do Europy około 45 000 lat temu. Jeszcze około 7500 lat temu centralna część Starego Kontynentu była zamieszkana wyłącznie przez łowców-zbieraczy. W tym mniej więcej czasie, jak wynika z wcześniejszych badań genetycznych profesora Burgera, na tereny te zaczęły migrować pierwsze społeczności rolnicze. Wkrótce po tym z dowodów archeologicznych szybko zaczynają znikać ślady świadczące o obecności łowców-zbieraczy, stąd też przypuszczenie, że społeczności te szybko wymarły lub zostały wchłonięte przez rolników. Dotychczas nauka słabo rozumiała relacje pomiędzy społecznościami rolników i łowców-zbieraczy. Teraz antropolodzy z Moguncji stwierdzili, że grupy te żyły blisko siebie. Na tyle blisko, że chowały swoich zmarłych w tej samej jaskini. Kobiety ze społeczności łowiecko-zbierackich czasem wychodziły za mąż za rolników. Jednak brak jest śladów genetycznych wskazujących na to, by kobiety rolników wychodziły za mąż za łowców-zbieraczy. Ten wzorzec znany jest z wielu innych badań nad współczesnymi społecznościami ludzkimi. Kobiety z grup rolniczych uznają ożenek z łowcą-zbieraczem za społeczną degradację, być może dlatego, że wśród rolników rodzi się więcej dzieci - mówi Burger. Zespół z Moguncji badał DNA uzyskane z kości w jaskini Blätterhötle. Znajdujący się tam materiał pozwala na stwierdzenie obecności łowców-zbieraczy na przestrzeni 5000 lat. Przez długi czas uczeni nie potafili wyjaśnić wyników badań. Dopiero wykonane przez Kanadyjczyków analizy izotopów w kościach umożliwiły ułożenie całej układanki. Wykazaliśmy, że łowcy-zbieracze utrzymali się w Europie Środkowej i Północnej dzięki wysoce wyspecjalizowanej diecie zawierającej m.in. ryby. I byli obecnie jeszcze około 5000 lat temu - mówi doktor Ruth Bollongino. Eksperci podkreślają, że współcześni mieszkańcy Centralnej Europy są potomkami zarówno łowców-zbieraczy jak i rolników. Kwestią otwartą pozostaje pytanie, w jakim stopniu obie grupy złożyły się na tę pulę genetyczną.
  23. Szef pekińskiego Biura Spraw Zagranicznych Zhao Huimin wprawił internautów w zdumienie, oświadczając na konferencji prasowej, że chińskie metody gotowania mają niemały wkład w zanieczyszczenie pyłem zawieszonym PM2,5. Stwierdził też, że ufa, że mieszkańcy mogą zrobić więcej w kwestii współpracy z rządem, by oczyścić powietrze. Warto przypomnieć, że władze Państwa Środka od lat próbują walczyć ze szkodliwym dla zdrowia smogiem. Bezskutecznie. Po usłyszeniu wypowiedzi Huimina mikroblogerzy rzucili się do komentowania. Na serwisie Sina Weibo opublikowano ponad 150 tys. postów na ten temat. Internauta z Shenzhen zasugerował, że w takim razie ludzie powinni jeść wyłącznie zimne pokarmy. Lokalne media od razu zareagowały na kpiny blogerów, przytaczając dane z raportu Chińskiej Akademii Nauk, że dymowi/wyziewom powstającym przy gotowaniu można przypisać do 20% zanieczyszczenia cząsteczkami stałymi nad Pekinem.
  24. Słonie afrykańskie (Loxodonta africana) rozumieją bez uprzedniego treningu jeden z ludzkich gestów - wskazywanie. Wyniki badań Anny Smet i Richarda Byrne'a z University of St Andrews ukazały się właśnie w piśmie Current Biology. Naukowcy chcieli sprawdzić, czy szare olbrzymy reagują na wskazywanie i ku ich zdziwieniu odpowiedziały już przy pierwszej próbie. W naszym studium odkryliśmy, że słonie afrykańskie spontanicznie rozumieją ludzkie wskazywanie [...]. To zademonstrowało, że zdolność do rozumienia tego gestu nie jest unikatowo ludzka, ale wyewoluowała w linii zwierząt bardzo odległej od naczelnych. Podobnie jak ludzie, słonie tworzą złożone sieci społeczne, w których wsparcie, empatia i pomoc odgrywają bardzo ważną rolę. Akademicy twierdzą, że tylko w takiej społeczności zdolność podążania za wskazywaniem może mieć wartość przystosowawczą. Kiedy ludzie chcą gdzieś skierować czyjąś uwagę, poczynając od bardzo wczesnego wieku, naturalnie wykorzystują wskazywanie. Wskazywanie to najbardziej bezpośredni sposób, jakim dysponujemy, by kierować uwagą innych - wyjaśnia prof. Byrne. Większość innych zwierząt nie wskazuje, nie rozumieją one również tych gestów. Nawet nasi najbliżsi krewni, przedstawiciele rodziny człowiekowatych, zazwyczaj nie pojmują wskazywania, gdy posługują się nim opiekunowie. Dla odmiany pies domowy, przystosowany do pracy z ludźmi na przestrzeni tysięcy lat i niekiedy selektywnie hodowany, by podążać za wskazywaniem, jest w stanie zareagować na ten gest - to zdolność, którą psy prawdopodobnie opanowują podczas wielokrotnych interakcji twarzą w twarz z właścicielami. Podczas badań Brytyjczycy pracowali ze słoniami wożącymi turystów w Zimbabwe. Zwierzęta były wytrenowane w zakresie komend głosowych, ale nie zaznajamiano ich ze wskazywaniem. Zawsze mieliśmy nadzieję, że nasze słonie, których praca polega na zabieraniu turystów na wycieczki w pobliże Wodospadów Wiktorii, będą w stanie opanować podążanie za ludzkim wskazywaniem. Ku naszemu dużemu zaskoczeniu nie musiały się one niczego uczyć. Na początku rozumiały wszystko równie dobrze jak na końcu. Nie mogliśmy znaleźć oznak uczenia w trakcie eksperymentu - opowiada Smet. Słonie regularnie wykonują wyraźne gesty trąbą, np. gdy jeden z osobników wykryje zapach groźnego drapieżnika. Trzeba jednak sprawdzić, czy te ruchy spełniają w społeczności słoni funkcję pokazywania. Naukowcy uważają, że ich ostatnie spostrzeżenia pozwalają wyjaśnić, czemu słonie wydają się nie potrzebować udomowienia, aby móc skutecznie pracować z ludźmi.
  25. Międzynarodowy zespół naukowy odkrył planetę, która nie krąży wokół gwiazdy. Samotna planeta oznaczona PSO J318.5-22 znajduje się w odległości 80 lat świetlnych od Ziemi, a jej masa jest zaledwie sześciokrotnie większa od masy Jowisza. Planeta jest bardzo młoda, liczy zaledwie 12 milionów lat. Jej odkrycie, to kolejne potwierdzenie teorii mówiącej, że we wszechświecie mogą znajdować się miliardy planet samotnie przemierzających przestrzen kosmiczną. Nigdy wcześniej nie zaobserwowaliśmy tak wyglądającego obiektu, który swobodnie przemierzałby przestrzeń kosmiczną. Ma on wszystkie cechy charakterystyczne młodych planet krążących wokół gwiazd, z tym, że podróżuje samotnie. Zawsze zastanawiałem się, czy takie obiekty istnieją, i teraz wiemy, że tak - mówi doktor Michael Liu z Instytutu Astronomii Uniwersytetu Hawajskiego. PSO J318.5-22 to jeden z najlżejszych znanych swobodnie poruszających się obiektów w przestrzeni kosmicznej, być może najlżejszy. Jego masa, kolor i uwalniana energia odpowiadają cechom planet, które udało się bezpośrednio zobrazować. Planety odkryte dzięki bezpośredniemu obrazowaniu są niezwykle trudne do badania, gdyż znajdują się w pobliżu znacznie jaśniejszej gwiazdy. PSO J318.5-22 nie krąży wokół gwiazdy, dzięki czemu łatwiej będzie ją badać. Będziemy mieli wspaniały obraz gazowego giganta wkrótce po jego narodzinach - mówi doktor Niall Deacon z niemieckiego Instytutu Astronomii im. Maksa Plancka. Nową planetę zauważono podczas poszukiwań brązowych karłów. Gwiazdy tego typu świecą bardzo słabo, a ich barwa jest intensywnie czerwona. Liu i jego zespół przeglądali fotografie wykonane przez teleskop PS1, który wyposażono w aparat tak czuły, że wykrywa sygnatury brązowych karłów. W ten sposób zauważono obiekt, którego czerwień jest znacznie bardziej intensywna od najbardziej czerwonych brązowych karłów. Do pracy zaprzęgnięto wówczas inne teleskopy z Hawajów, a zebrane przez nie dane pozwoliły stwierdzić, że najlepszym wyjaśnieniem dla niezwykłej sygnatury jest stwierdzenie, iż to obiekt młody o niewielkiej masie.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...