Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Brytyjscy naukowcy wykorzystali piezoelektryczną drukarkę atramentową do drukowania "tuszem" z dojrzałymi komórkami nerwowymi siatkówki. Po dopracowaniu metodę będzie można zastosować w produkcji sztucznej tkanki do przeszczepu oraz podczas badań nad leczeniem ślepoty. Na razie zespół, którego artykuł ukazał się właśnie w Biofabrication, udowodnił, że można drukować 2 typami komórek siatkówki dorosłych szczurów: komórkami zwojowymi i glejowymi. Wykazano także, że użyte komórki pozostają zdrowe oraz zachowują zdolność do przeżycia i wzrostu w hodowli. Utrata komórek nerwowych siatkówki jest cechą wielu chorób oczu związanych ze ślepotą. Siatkówka to znakomicie zorganizowana struktura, gdzie precyzyjne ustawienie komórek w stosunku do siebie jest krytyczne dla efektywnego działania wzrokowego - podkreślają prof. Keith Martin i dr Barbara Lorbe z Uniwersytetu w Cambridge. Podczas eksperymentów posłużono się drukarką, która po przyłożeniu impulsu elektrycznego wyrzucała komórki przez dyszę o średnicy nieprzekraczającej milimetra. Akademicy nagrywali przebieg zdarzeń szybką kamerą o dużej rozdzielczości. Dzięki temu mogli optymalizować procedurę. By ciecz zachowywała się prawidłowo na głowicy drukującej, jej właściwości, w tym lepkość i napięcie powierzchniowe, muszą się mieścić w wąskim zakresie wartości. Dodanie do płynu komórek wiele zmienia - wyjaśnia dr Wen-Kai Hsiao. Po wydrukowaniu naukowcy prowadzili testy. Sprawdzali, ile komórek zwojowych/glejowych przeżyło proces i jak to wpłynęło na ich zdolność przeżycia oraz wzrostu. Planujemy rozszerzyć badania na inne typy komórek i sprawdzić, czy da się drukować fotoreceptorami. Prof. Martin dodaje, że zespołowi zależy na takim rozwinięciu technologii, by dało się zastosować w przypadku wielodyszowych głowic komercyjnych. « powrót do artykułu
  2. Neandertalczycy grzebali swoich zmarłych - ustalił międzynarodowy zespół archeologów po 13 latach badań szczątków znalezionych w południowo-zachodniej Francji. Wyniki opublikowane w piśmie PNAS potwierdzają, że pochówki miały miejsce w zachodniej Europie przed przybyciem współczesnych ludzi. Stanowisko odkryto w 1908 r. w La Chapelle-aux-Saints. Dobrze zachowane kości sprawiły, że ówcześni specjaliści założyli, że mają do czynienia z cmentarzyskiem poprzedników wczesnych ludzi. Ich wnioski wzbudzały jednak kontrowersje w środowisku naukowym: sceptycy uważali bowiem, że doszło do niewłaściwej interpretacji i pochówki nie miały charakteru celowego. W 1999 r. William Rendu z Center for International Research in the Humanities and Social Sciences w Nowym Jorku i jego współpracownicy rozpoczęli wykopaliska 7 innych jaskiń w rejonie. Do 2012 r. znaleziono szczątki dwojga dzieci i jednej osoby dorosłej, a także kości bizona i renifera. Choć w miejscu odkrycia szkieletu w 1908 r. nie odkryto śladów narzędzi ani innych dowodów na kopanie, analiza geologiczna obniżenia terenu, w którym leżało ciało, pokazała, że nie była to naturalna cecha budowy dna jaskini. Badanie kości odkopanych na początku XX w. zademonstrowało, że neandertalskie kości były pęknięte w kilku miejscach, ale nie nosiły znamion wygładzenia przez wietrzenie ani niszczenia przez zwierzęta. Stosunkowo dziewiczy stan kości sprzed 50 tys. lat sugeruje, że zostały one przykryte niedługo po śmierci, co stanowi silne poparcie dla naszej konkluzji, że neandertalczycy z tej części Europy podejmowali kroki zmierzające do grzebania zmarłych. Mimo że nie wiemy, czy ta praktyka była częścią rytuału czy czysto pragmatycznym posunięciem, odkrycie skraca behawioralny dystans między nimi a nami. « powrót do artykułu
  3. Specjaliści uważają, że powinniśmy przestać marnować pieniądze na suplementy diety czy multiwitaminy, które nie tylko nie przynoszą żadnych korzyści, ale mogą też zaszkodzić. Takie zalecenie znalazło się w nocie edytorskiej do artykułów opublikowanych w najnowszym numerze Annals of Internal Medicine. Artykuły dotyczyły dwóch nowych badań klinicznych oraz przeglądu 27 starszych badań przeprowadzonych przez U.S. Preventive Services Taks Forces. W czasie żadnego ze wspomnianych badań nie znaleziono dowodów, by codzienne przyjmowanie multiwitamin bądź minerałów zapobiegało czy spowalniało rozwój chorób związanych ze spadkiem zdolności poznawczych czy chorób chronicznych, takich jak nowotwory lub choroby serca. Autorzy artykułów podkreślają, że apel o niemarnowanie pieniędzy dotyczy przede wszystkim osób, u których nie występuje niedobór składników odżywczych, czyli większości osób przyjmujących suplementy. Badanie po badaniu pokazuje, że przyjmowanie suplementów nie przynosi żadnych korzyści, a mimo to ludzie spożywają ich coraz więcej - mówi profesor medycyny i epidemiologii Edgar Miller z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Jego zdaniem duża część osób przyjmuje suplementy i multiwitaminy z powodów czysto psychologicznych. Wiedzą, że źle się odżywiają, więc usprawiedliwiają swoje postępowanie przyjmując sztuczne dodatki. Najnowsze badania nie tylko potwierdziły brak korzyści z przyjmowania suplementów i multiwitamin. Badania prowadzone na dziesiątkach tysięcy osób sugerują, że beta karoten, wytamina E oraz - prawdopodobnie - duże dawki witaminy A mogą zwiększać śmiertelność w populacji. Suplementy i multiwitaminy są coraz bardziej popularne w USA. Na początku lat 90. ubiegłego wieku przyjmowało je 40% mieszkańców tego kraju. W połowie ubiegłego dziesięciolecia odsetek ten wzrósł do około 50%. Szczęśliwie po doniesieniach o możliwym związku z nowotworami płuc i zwiększonym ryzykiem śmierci spadło spożycie beta karotenu i witaminy E. Jednak inne suplementy i multiwitaminy sprzedają się wyśmienicie. W 2010 roku Amerykanie wydali na nie 28 miliardów dolarów. Nic zatem dziwnego, że producenci przekonują społeczeństwo, że współczesna dieta nie zapewnia wszystkich składników odżywczych. Przemysł próbuje stworzyć wrażenie, że brakuje nam niektórych składników, ale zrandomizowane badania wykazują, że nie mamy braków i nie odnosimy korzyści ze spożywania suplementów - zauważa profesor Miller. Podczas wspomnianych na wstępie licznych badań wzięto pod uwagę dane 450 000 starszych osób. Nie znaleziono dowodów, by suplementy miały korzystny wpływ na występowanie nowotworów i chorób serca. W pierwszym z nowych badań uczestniczyło 6000 mężczyzn w wieku 65 lat i starszych. Osoby te przez 12 lat codziennie spożywały suplementy i witaminy, w tym A, witaminy z grupy B, C, E i beta karoten. Po zakończeniu badań zdolności poznawcze i pamięć językowa tych osób w niczym nie różniły się od uczestników, którzy przyjmowali placebo. W czasie drugiego z nowych badań postanowiono sprawdzić, czy przyjmowanie dużych dawek multiwitamin i minerałów zapobiega atakom serca, udarom i śmierci u 1700 osób, które już wcześniej przeszły zawał. Po pięciu latach okazało się, że nie ma żadnej różnicy pomiędzy grupą badaną a grupą kontrolną, która nie przyjmowała suplementów. O możliwym szkodliwym wpływie niektórych witamin i suplementów pisaliśmy już przed sześcioma laty.
  4. Metoda znieczulania pacjentów i kontrolowania bólu przy okazji usuwania prostaty z powodu gruczolakoraka może wpływać na długoterminowe rokowania. Opiody, które są często używane podczas i po operacji, mogą hamować zdolność układu odpornościowego do zwalczania komórek rakowych. Wyniki badań zespołu z Mayo Clinic sugerują, że uzupełnienie znieczulenia ogólnego znieczuleniem dokręgosłupowym przed radykalną prostatektomią ogranicza potrzebę podawania choremu opiodów po operacji. To z kolei, jak dowodzą Amerykanie na łamach British Journal of Anaesthesia, wiąże się z niższym ryzykiem wznowy. Siła układu odpornościowego jest szczególnie ważna w chirurgii onkologicznej, bo manipulowanie przy guzie może rozprzestrzenić komórki nowotworowe, tymczasem system immunologiczny bywa upośledzony przez znieczulenie ogólne, stres i pooperacyjne wykorzystanie opoidów. Naukowcy zauważyli, że rokowania pacjentów, u których zastosowano znieczulenie ogólne i dokręgosłupowo podano któryś z długo działających opiodów, np. morfinę, były lepsze niż chorych poddanych wyłącznie znieczuleniu ogólnemu. Odkryliśmy znaczący związek między tą oszczędzającą opiody techniką a zmniejszoną progresją guza prostaty i ogólną śmiertelnością - podkreśla dr Juraj Sprung. W ramach studium akademicy analizowali rejestr prostatektomii, anestezjologiczną bazę danych oraz elektroniczną dokumentację medyczną. W ten sposób zidentyfikowali mężczyzn, którym między styczniem 1991 a grudniem 2005 r. operowano prostatę z powodu gruczolakoraka. Raporty na temat wznowy, przerzutów i zgonów konsultowano z lekarzami pacjentów. Mimo że wyniki są obiecujące, trzeba je przetestować na próbie losowej. « powrót do artykułu
  5. Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy, że Andy Rubin, jeden z twórców Androida, przestał zajmować się rozwojem tego systemu. Niedawno okazało się, że Google kupił siedem nowo założonych firm zajmujących się robotami, a nowe zadanie Rubina będzie polegało właśnie na rozwoju robotów. Jeśli jednak ktoś zastanawia się, po co Google'owi roboty, to musi wiedzieć, że sprawy przyjęły jeszcze bardziej tajemniczy obrót. Otóż okazuje się, że Google kupił też firmę... Boston Dynamics. Przedsiębiorstwa tego w żaden sposób nie można uznać za młode i niedoświadczone. Istnieje ono od 20 lat i ma na swoim koncie takie urządzenia jak Precision Urban Hopper, AlphaDog, BigDog, LS3 czy WildCat. Boston Dynamics produkuje przede wszystkim na zamówienie wojska. Nie wiadomo, jakie są plany Gooogle'a względem Boston Dynamics. Czy firma nadal będzie starała się o rządowe zamówienia i kontynuowała prace nad wspomnianymi wcześniej robotami, czy też dostanie nowe zadania. Z dotychczasowych doniesień prasowych wynika, że Google dokończy prace w ramach obecnych zleceń, jednak nie ma zamiaru zostać dostawcą dla wojska. « powrót do artykułu
  6. Wydaje się, że Polinezyjczycy zamieszkujący wyspę Mangareva "wynaleźli" system binarny przed jego opracowaniem przez Leibniza. Przypomnijmy, że system binarny wykorzystuje kolejne potęgi cyfry 2 oraz ich pozycję w zapisie. Andrea Bender i Sieghard Beller z norweskiego Uniwersytetu w Bergen badają język z Mangarevy, którego historia sięga co najmniej 1500 roku naszej ery. Uczeni zauważyli, że w języku tym istnieją wyrazy na określenie cyfr od 1 do 9. Poza tym występują osobne wyrazy na liczby 10, 20, 40 i 80, czyli na kolejne potęgi dwójki pomnożone przez 10. Polinezyjczycy dodają cyfry w zakresie 1-9 podobnie jak my, natomiast do liczenia większych jednostek wykorzystują system binarny. Gdy w systemie dziesiętnym dodajemy liczby 73 i 80, najpierw dodajemy dziesiątki, a następnie jednostki. Natomiast w języku z Mangarevy dodaje się "czterdzieści, dwadzieścia, dziesięć, trzy" do "osiemdziesiąt". Wynikiem takiego dodawania jest "osiemdziesiąt czterdzieści dwadzieścia dziesięć trzy". Dzięki takiemu połączeniu systemu dziesiętnego z binarnym dodawanie może być łatwiejsze, gdyż wystarczy zapamiętać wynik dodawania czterech cyfr (1, 2, 4, 8) by dodawać dziesiątki. Pani Bender sugeruje, że taki system mógł się pojawić, gdyż wyspiarze wykształcili kulturę, w której rzeczy ważne - takie jak np. orzechy kokosowe - układa się w grupy po 1, 2, 4 i 8. Mieszkańcy Mangarevy prowadzili długodystansowy handel wożąc swoje towary aż na Hawaje, mogli zatem potrzebować metody dodawania dużych liczb. Mangarewiańczycy znaleźli wyjątkowy sposób na skompensowanie niedogodności systemu dwójkowego mieszając go z systemem dziesiętnym, dzięki czemu osiągnęli dużą zręczność w liczeniu na zaawansowanym poziomie - mówi Bander. Obecnie językiem z Mangarevy mówi około 600 osób. Jego współcześni użytkownicy nie korzystają już z tradycyjnego sposobu liczenia. « powrót do artykułu
  7. Chińscy lekarze ocalili odciętą rękę młodego mężczyzny, przeszczepiając ją na kostkę. Xiao Wei stracił prawą dłoń w listopadzie w wypadku w pracy. Ponieważ tuż po nim nie można jej było przymocować do przedramienia, by utrzymać ją przy życiu, zastosowano "podpięcie" do tętnic lewej nogi. Warto dodać, że mężczyzna odniósł poważne obrażenia: poza ranami szarpanymi doszło także do spłaszczenia tkanek przedramienia. Po miesiącu chirurdzy przenieśli dłoń w pierwotne miejsce. Lekarze z Changsha podkreślają, że choć trzeba jeszcze przeprowadzić kolejne operacje, liczą na pełne odzyskanie sprawności przez pacjenta. Chirurdzy komentujący ten przypadek podkreślają, że Chińczycy mają spore doświadczenie w mikrochirurgii. Dziwią się może jedynie wyborowi kostki, bo zazwyczaj lekarze wolą ze względu na ukrwienie dół pachowy. Xiao Wei wiele zawdzięcza kolegom z pracy, którzy zatrzymali maszynę i wydobyli z niej dłoń. « powrót do artykułu
  8. Wielu rodziców twierdzi, że gdy urodziło im się kolejne dziecko, mieli wrażenie, że starsze nagle sporo urosło, czasem w ciągu zaledwie jednej nocy. Studium przeprowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Technicznego Swinburne'a rzuciło nieco światła na zjawisko "iluzji dziecka", przez którą matki i ojcowie postrzegają najmłodsze dziecko jako mniejsze, niż jest w rzeczywistości. Do czasu przyjścia na świat kolejnego potomka... Dr Jordy Kaufman podkreśla, że w badanym fenomenie nie chodzi wyłącznie o fakt, że starsze dziecko wygląda na większe w porównaniu do młodszego brata czy siostry. To skutek tego, że [kiedyś] rodzice ulegli wrażeniu, że ich pierwsze dziecko jest mniejsze niż w rzeczywistości. Narodziny młodszego członka rodziny przełamują [jednak] zaklęcie i wtedy matki i ojcowie zaczynają postrzegać starsze dziecko we właściwych proporcjach. Podczas badań prowadzonych w Internecie z 747 matek aż 70% twierdziło, że ich najmłodsze dziecko nagle stało się większe po narodzinach kolejnego dziecka. Później Australijczycy zebrali grupę 70 matek. Prosili o zaznaczenie na czystej ścianie wzrostu któregoś z dzieci w wieku 2-6 lat. Oszacowania były porównywane do rzeczywistej wielkości. Stwierdzono, że wzrost najmłodszych pociech był niedoszacowany średnio o 7,5 cm, podczas gdy oceny dotyczące starszych dzieci okazały się zasadniczo dokładne. Wielu matkom najmłodsze dziecko wydawało się o ponad 10 cm niższe niż w rzeczywistości. Bez względu na wiek, wyolbrzymienie maleńkości najmłodszych dzieci pomaga rodzicom zwracać na nie większą uwagę. « powrót do artykułu
  9. W ręce ekspertów trafił rzadko spotykany meteoryt, który nierozpoznany przeleżał 140 lat w Holandii. Obiekt, którego wiek oceniono na 4,6 miliarda lat, a zatem uformował się wkrótce po powstaniu Układu Słonecznego, spadł 27 października 1873 roku w pobliżu wsi Diepenveen. Dwóch świadków tego wydarzenia wydobyło kamień i przekazało go dyrektorowi miejscowej szkoły. Meteoryt leżał w szkolnej gablocie do 2009 roku, kiedy to podarowano go osobie zbierającej meteoryty. W ubiegłym roku skałę zauważył i rozpoznał astronom-amator Henk Nieuwenhuis. Przed kilkoma dniami meteoryt oficjalnie przekazano Naturalis Biodiversity Center w Leiden. Diepenveen, bo tak nazwano prezent, to zaledwie piąty meteoryt znaleziony na terenie Holandii. Okazał się jednak wyjątkowy. To niezwykle rzadki bogaty w węgiel chondryt węglisty z grupy CM. Do grupy tej należy mniej niż 1% wszystkich znanych meteorytów. Chondryty węgliste CM zawierają do 2% węgla, często w postaci mikroskopijnych diamentów. Można w nich znaleźć też aminokwasy, przez co niektórzy sądzą, że to właśnie takie meteoryty zapoczątkowały życie na Ziemi. Pierwsze badania Diepenveena przeprowadzono w Wolnym Uniwersytecie w Amsterdamie. Teraz jego fragmenty są badane również w USA i Szwajcarii. « powrót do artykułu
  10. Na karaibskiej wyspie St. Martin zanotowano przypadki infekcji wirusem chikungunya. Pochodzący z Afryki wirus przed ośmiu laty opuścił Czarny Ląd i pojawił się w Eurazji. Teraz dotarł do Ameryki. Chikungunya wywołuje chroniczne bolesne zapalenie stawów. W Azji zaraził miliony osób. Ludzie są bezbronni, gdyż nasz układ odpornościowy nie radzi sobie z chikungunya, a na rynku nie ma leków zwalczających wirusa. Niewykluczone zresztą, że chikungunya jest znacznie bardziej rozpowszechniony niż się uważa. Zasięg epidemii może być większy, gdyż w obu Amerykach tylko Brazylia, USA, Kanada oraz terytoria francuskie są w stanie wykryć wirusa. Diagnozę utrudnia fakt, że objawy choroby są bardzo podobne do rozpowszechnionej w Ameryce Środkowej i Południowej dengi. Chikungunya jest roznoszony przez komary i, jak ostrzega Peter Hotez z Baylor College of Medicine w Teksasie, na największe ryzyko narażeni są ubodzy, gdyż większość lekarzy nie ma odpowiednich testów, jest mało prawdopodobne by wpadli na pomysł sprawdzenia obecności egzotycznego wirusa, a ponadto ubodzy są słabiej chronieni przed komarami. Wirusa roznoszą komarowate z rodzaju Aedes. Niewykluczone, że to rozpowszechniony w cieplejszych częściach Ameryk Aedes aegypti przyczynił się do zachorowań na St. Martin. Specjalistów martwi jednak fakt, że chikungunya może być przenoszona też przez Aedes albopictus, który żyje w chłodniejszym klimacie i zauważono go aż w Connecticut. Komar ten występuje również w Europie. Eksperci wątpią, czy uda się powstrzymać nowego wirusa. Dotychczas nie udawało się zapobiec rozprzestrzenianiu wirusów przenoszonych przez insekty. Dość wspomnieć, że wirus Zachodniego Nilu, który pojawił się w USA w 1999 roku jest już uważany za endemiczny. Ostatnio w Nowym Jorku wykryto pierwszy przypadek zarażenia dengą. « powrót do artykułu
  11. Shamees Aden z Londynu stworzyła prototyp butów do biegania, które drukuje się na drukarce 3D z syntetycznego materiału parabiologicznego. By się zregenerowały, wystarczy je włożyć na noc do specjalnego płynu. Wg projektantki, takie "quasi-żyjące" obuwie może się stać rzeczywistością do 2050 r. Buty Protocell mają idealnie pasować do stopy użytkownika i reagować na jej ruch, pęczniejąc w miejscach, gdzie przez zwiększone ciśnienie potrzebna będzie dodatkowa amortyzacja. Wdrażając swój pomysł w życie, Brytyjka współpracowała z prof. Martinem Hanczycem z Uniwersytetu Południowej Danii, który specjalizuje się technologii protokomórkowej. [Wykorzystane] komórki wykazują zdolność do rozdymania się i spłaszczania w odpowiedzi na ciśnienie, dostosowując się do biegania po różnym terenie. Wskutek biegania wyczerpuje się energia materiału, stąd konieczność umieszczania go w specjalnym płynie. Zabarwienie cieczy na wybrany kolor gwarantuje, że podczas regeneracji obuwie zostanie zafarbowane. Gdy [w przyszłości] zabierze się takie adidasy do domu, trzeba będzie o nie dbać jak o roślinę, upewniając się, że mają naturalne zasoby potrzebne do odnowy komórek. « powrót do artykułu
  12. Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne ostrzega, że jeśli USA będzie traciła elektrownie atomowe w takim tempie jak obecnie, to do roku 2030 w Stanach Zjednoczonych ubędzie 60% źródeł czystej energii. Tylko w bieżącym roku zapowiedziano zamknięcie 4 elektrowni atomowych. Ich właściciele zdecydowali, że wolą je zamknąć, niż starać się o przedłużenie licencji na ich użytkowanie. Operatorzy zastanawiają się obecnie nad losem kolejnych 38 reaktorów w 23 stanach. W USA działa obecnie około 100 reaktorów. Elektrownie atomowe zapewniają krajowi źródło czystej energii w czasie, gdy technologie słoneczne i wiatrowe nie są jeszcze gotowe, by wypełnić ewentualną lukę po utracie energetyki atomowej. Właściciele elektrowni powinni rozważyć przedłużenie licencji na elektrownie, które - w przeciwieństwie do siłowni węglowych czy gazowych - nie emitują żadnych istotnych zanieczyszczeń wymienionych w Clean Air Act - mówi Roy Schwitters, który był odpowiedzialny za prace nad raportem. Energetyka jądrowa przeżywa problemy po wypadku w Fukushimie, a coraz powszechniejsze wykorzystywanie energii z gazu łupkowego spowodowało, że w USA pojawia się coraz więcej wątpliwości dotyczących ekonomicznego uzasadnienia istnienia elektrowni atomowych. Niedawno czterech wpływowych naukowców specjalizujących się w badaniach nad klimatem i energią wystosowało otwarty list, wzywający światowych polityków do wspierania energetyki jądrowej. Mimo, że teoretycznie możliwe jest ustabilizowanie klimatu bez energetyki jądrowej, to jednak w rzeczywistości nie istnieje żaden realny plan dokonania tego bez znaczącego udziału energii atomowej, czytamy w liście podpisanym przez Kena Caldeirę, Kerry'ego Emanuela, Jamesa Hansena i Toma Wigleya. Autorzy wspomnianego na wstępie raportu przypominają, że obecnie amerykańska NCR (Nuclear Regulatory Commission) wydaje licencje na 60 lat, które można przedłużyć o kolejne 20 lat. Zauważają przy tym, że nie istnieją żadne technologiczne powody, by elektrownie nie mogły pracować przez 80 lat. « powrót do artykułu
  13. By zwiększyć świadomość społeczną narastającego problemu bezdomności w Wielkiej Brytanii, londyńska agencja WCRS rozpoczęła "The Wrap Up Project" i zaproponowała 3 wersje papieru do pakowania prezentów z podobiznami wirusami. Wybrano te, które najczęściej zagrażają śpiącym pod gołym niebem, w tym wywołujące przeziębienie rynowirusy, a także wirus grypy. W nazwie przedsięwzięcia wykorzystano grę słów, bo "wrap up" oznacza zarówno pakowanie, jak i ubieranie się ciepło. Na eBayu dostępne są opakowania z 3, 5 bądź 10 arkuszami w środku. Ich cena wynosi, odpowiednio, 8, 12,5 i 24 GBP. Z opisu na serwisie aukcyjnym dowiadujemy się, że papier w 100% pochodzi z recyklingu. Jeśli ktoś nie wie, jaki wykorzystano motyw, z powodzeniem może uznać, że to płatki śniegu. Cały dochód ze sprzedaży zostanie przekazany organizacji charytatywnej St Mungo. « powrót do artykułu
  14. Uiszczając do 31 grudnia roczną opłatę subskrypcyjną w wysokości 200 dolarów, można zostać sponsorem jednej ze 139 czaszek z Kolekcji Hyrtla w Muzeum Müttera w Filadelfii. Od ponad 100 lat czaszki są stale wystawiane i przez wibracje wywołane ruchami tysięcy zwiedzających uległy uszkodzeniom. Kuratorka Anna Dhody podkreśla, że naprawdę potrzebują pomocy. Stąd pomysł na akcję "Save Our Skulls" (Ocal nasze czaszki). Składka zostanie przeznaczona na czyszczenie, naprawę i ponowne osadzenie czaszki. Tabliczka z imieniem i nazwiskiem sponsora trafi na 12 miesięcy w okolice żuchwy, a darczyńca otrzyma zdjęcie eksponatu. Zbiór czaszek to odpowiedź wiedeńskiego anatoma Josefa Hyrtla na twierdzenia frenologów, którzy utrzymywali, że istnieje związek między kształtem czaszki a zdolnościami umysłowymi/właściwościami psychicznymi i że różne ludzkie rasy są de facto innymi gatunkami. Kolekcjonując głównie czaszki osób białych, Hyrtl zademonstrował stopień ich zróżnicowania - opowiada Dhody. Gdy wskazał na niedokładność wyroków ferowanych przez frenologów, zmuszono go do przejścia na wcześniejszą emeryturę. Hyrtl włączał do swojej kolekcji także czaszki ukradzione z grobów. Pochodziły one z obszarów rozsianych po dużym obszarze świata, w tym z Egiptu, Bałkanów, Niemiec i dzisiejszych Włoch. Austriak sprzedał zbiór muzeum w 1874 r. Kolekcja ma dużą wartość historyczną, ale przydaje się także współczesnym naukowcom. Skany czaszek są przechowywane w bazach danych wykorzystywanych do celów medycznych czy podczas projektowania kasków rowerowych. « powrót do artykułu
  15. Mikrobiolodzy już od pewnego czasu wiedzą, że wraz z dietą zmienia się flora bakteryjna układo pokarmowego. Dotychczas jednak tego typu badania prowadzono na myszach, przez co związek pomiędzy dietą a florą bakteryjną u człowieka nie był ostatecznie przesądzony. Najnowsze badania wykazały, że u człowieka flora bakteryjna jelit może zmieniać się zadziwiająco szybko. Wystarczy, że zmienimy dietę, by po 3-4 dniach zaszły dramatyczne zmiany w przewodzie pokarmowym. Bakterie, które zamieszkują ludzkie wnętrzności niezwykle szybko odpowiadają na zmiany - mówi jeden z autorów badań, profesor Lawrence David z Duke Institute for Genome Sciences and Policy. W ciągu zaledwie kilku zauważyliśmy nie tylko różnice w populacji różnych bakterii, ale również w ekspresji ich genów - dodaje. Jednym z najważniejszych spostrzeżeń jest stwierdzenie, że zmiany, których spodziewaliśmy się po dniach, tygodniach lub latach, rozpoczynają się po godzinach - mówi zdumiony profesor gastroenterologii Eugene Chang z University of Chicago. Zmiany zachodzą też w kwasach żółciowych, a bakterie obecne w pożywieniu, jak np. te wykorzystywane do produkcji sera, są niezwykle odporne na zmiany w kwasach i szybko kolonizują przewód pokarmowy, współistniejąc tam z naszym mikrobiomem. Specjaliści zauważają, że tak błyskawiczne zmiany miały olbrzymie znaczenie ewolucyjne. Łowcy-zbieracze mogli dzięki temu szybko zmieniać swoją dietę. Po tygodniach czy miesiącach żywienia się korzonkami i orzechami mogli jeść mięso, a organizm szybko przystosowywał się, dzięki czemu pozyskiwał z nowej diety maksimum składników odżywczych. Naukowcy przeprowadzili badania na grupie 10 ochotników. Podzielono ich na dwie grupy. Pierwsza zmieniła dietę roślinną na zwierzęcą, druga porzuciła produkty zwierzęce na rzecz roślinnych. W grupie, która zmieniła dietę na produkty zwierzęce zauważono znaczny wzrost Bilophila wadsworthia w przewodzie pokarmowym. To bakteria, która jest odpowiedzialna za zapalenia okrężnicy i pęcherza u myszy. Autorzy badań podkreślają jednak, że nie jest to dowód, iż osoby spożywające np. sery szkodzą sobie. Aby to stwierdzić konieczne byłoby przeprowadzenie badań, które połączyłyby zwiększenie obecności B. wadsworthia z zachorowaniami. Profesor Chang, który badał związek bakterii z zapaleniami okrężnicy u myszy zgadza się z takim wnioskiem i zauważa, że kwestia ta wymaga osobnych badań. Uczeni zapowiadają, że chociaż prowadzili swoje badania nad zmianą flory bakteryjnej wskutek zmiany diety na małej grupie, to nie zamierzają powtarzać ich na dużej grupie. Wyniki były bowiem zgodne dla każdego z ochotników, zatem zwiększanie badanej grupy służyłoby jedynie zwiększeniu statystycznej pewności. Ponadto jest dość trudno namówić nawet 10 osób do radykalnej zmiany diety i szczegółowego jej pilnowania, mówi profesor David. Uczony uważa, że przyszłe badania powinny raczej skupiać się na tym, w jaki sposób różne techniki przygotowywania żywności wpływają na florę bakteryjną jelit. « powrót do artykułu
  16. Zawodowi hokeiści, którzy trenowali z okularami stroboskopowymi (pozwalającymi na widzenie przebiegu zdarzeń jedynie okresowo), odnotowali 18-proc. poprawę umiejętności. W grupie kontrolnej nie zaszły żadne zmiany. W okularach wykorzystano soczewki przełączające się między wersją przezroczystą i matową. W ramach wcześniejszych studiów nad zastosowaniem okularów stroboskopowych w czasie treningu wykazano, że poprawiają one widzenie, uwagę wzrokową oraz zdolność przewidywania czasowania ruchu obiektów. Teraz po raz pierwszy badano jednak, czy zjawiska ta mają jakieś odniesienie do wyników na boisku. Jak wyjaśnia dr Stephen Mitroff z Duke University, okulary stroboskopowe zmuszają system wzrokowy do trenowania w trudnych warunkach (można to porównać do biegacza ćwiczącego z obciążeniem kostek). Podczas eksperymentów stosowano różną prędkość przełączania między dwoma stanami: soczewki zawsze były przezroczyste przez 1/10 s, a matowe w okresach od 67 milisekund do 9/10 s. Mitroff współpracował z hokeistami z drużyny Carolina Hurricanes i trenerami podczas 16-dniowego obozu przed rozpoczęciem sezonu. Wyodrębniono 2 grupy: 5-osobową kontrolną i 6-osobową interwencyjną. Pierwsza trenowała tak jak zwykle, a druga z okularami Nike SPARQ Vapor Strobe. Wyniki były oceniane zarówno przed, jak i po. Napastnicy musieli wykonać trudny manewr przed strzałem na bramkę, a obrońcy jeździć w kółko przed długim podaniem. Choć 18-procentowa poprawa to dużo jak na zawodowych graczy, Mitroff zaznacza, że wyniki są na razie wstępne, bo badania przeprowadzano na małej próbie. Przy większej mogłoby się okazać, że istotny statystycznie efekt nadal występuje, lecz zwyżka osiągnięć nie jest wyrażona za pomocą aż tak dużej liczby. « powrót do artykułu
  17. Pewna południowoamerykańska papuga doczekała się reklasyfikacji, co może ocalić ją od zagłady. Zamiast być uznawana za podgatunek, obecnie cieszy się statusem gatunku. Dzięki pracy doktora Marka Pilgrima z Zoo w Chester wiadomo, że pozostało jedynie ok. 600 okazów ekwadorskiej papugi amazońskiej. Tempo wymierania zwierząt jest obecnie większe niż kiedykolwiek w historii. W obliczu tego kryzysu i braku odpowiednich zasobów, by móc mu zaradzić, nie jest specjalnie zaskakujące, że podgatunki traktuje się jako jednostki mniej istotne konserwacyjnie niż gatunki. Fakt ten podkreśla znaczenie oceny taksonomicznej zagrożonych zwierząt, ponieważ mylne klasyfikowanie gatunku jako podgatunku będzie oznaczać nieprzyznanie odpowiedniego priorytetu ochronnego - wyjaśnia Chester. Pracując w latach 80. jako opiekun ptaków [...], byłem zafascynowany małą zieloną papugą [...] o łacińskiej nazwie Amazona autumnalis lilacina. W owym czasie mieliśmy w zoo tylko 2 takie papugi, które trafiły do nas po tym, jak zostały zarekwirowane przez brytyjskich celników. Szybko zacząłem uważać, że są inne od 3 innych, bardziej rozpowszechnionych podgatunków Amazona autumnalis, z którymi je zgrupowano. Dr Pilgrim postanowił sprawdzić, czy A. a. lilacina są na tyle różne od reszty podgatunków A. autumnalis, by uznać je za odrębny gatunek. Między 1992 a 2013 r. odwiedzał muzea, ptasie parki i zoo w Europie. Na początku przyglądał się różnicom morfologicznym - kształtowi ciała i ubarwieniu. W muzeach Pilgrim znalazł 60 okazów. Zdjął z nich miarę, określając m.in. długość skrzydeł, ogonów i wygląd dziobów. Na jego nieszczęście niezbyt liczne egzemplarze znajdowały się daleko od siebie, a ich stan pozostawiał często wiele do życzenia. Poza tym miał do dyspozycji 17 papug z ogrodu w Chester. Korzystał z każdej okazji, by zbadać ptaki znieczulane z powodów weterynaryjnych. W kolejnym etapie studium Brytyjczyk zajął się genetyką. W laboratorium Liverpool John Moores University udało mu się wyekstrahować DNA z piór. Źródłem materiału genetycznego były świeżo zrzucone lotki pierwszo- i drugorzędowe oraz sterówki. Pióra pochodziły z ogrodów zoologicznych i od prywatnych hodowców. Wszystkie pozyskano wg z góry ustalonego protokołu. Szukając możliwych różnic w zakresie zalotów, obmyśliłem ostatecznie etogram - sposób katalogowania repertuaru zachowań ptaków. Po latach badań Pilgrim zdobył tyle morfologicznych, genetycznych i behawioralnych dowodów, by uprawomocnić uznanie A. a. lilacina za odrębny gatunek. Sytuacja papugi oznacza, że Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody i Międzynarodowa Rada Ochrony Ptaków uznają ją za zagrożoną (prawdopodobieństwo, że wyginie w ciągu 20 lat jest większe niż 50%). O ile wcześniej A. a. lilacina należała do grupy podgatunków, której łączną liczebność szacuje się na 5 mln, o tyle teraz populacja nowo wyodrębnionego gatunku "skurczyła" się do zaledwie 600 osobników. W europejskich ogrodach zoologicznych w ramach konserwacyjnego programu rozrodczego hoduje się 80 ekwadorskich papug amazońskich (to niemal 1/5 wszystkich tych ptaków). Zawsze bałem się, że spóźnię się z wynikami badań, lecz nadal jest czas, by ocalić tę papugę i to właśnie próbujemy zrobić. Obecnie ogród zoologiczny w Chester organizuje wyprawę do lasu Cerro Blanco w południowo-zachodnim Ekwadorze. Jedenastoosobowy zespół będzie m.in. sprawdzać, na jakich drzewach żerują papugi, jakie inne zwierzę może konkurować z nimi o pokarm i gdzie A. a. lilacina gniazdują. Dodatkowo chcemy zliczyć pogłowie - w ten sposób dokładnie ustalimy, ile ptaków zostało i czy oraz ewentualnie jak szybko populacja się zmniejsza. O ile A. autumnalis potrzebują do życia tylko jednego, szeroko dostępnego habitatu - lasów nizinnych - o tyle A. a. lilacina bazują na 2 zagrożonych habitatach: wycinanych pod farmy krewetek namorzynach (tu ptaki spędzają noce), i suchych lasach, gdzie przelatują w ciągu dnia, by żerować. « powrót do artykułu
  18. Amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) poinformowała, że efektywność produkowanych w USA samochodów spalinowych jest na rekordowo wysokim poziomie. EPA określa średnią efektywność dla wszystkich pojazdów wychodzących z fabryki. To oznacza, że producent może sprzedawać paliwożerne monstra, jednak - aby utrzymać dopuszczoną średnią - musi też sprzedaż niewielkie oszczędne pojazdy. W roku 2012 w porówaniu z rokiem 2004 efektywność wszystkich ciężarówek i samochodów osobowych zwiększyła się aż o 22% i wyniosła 23,6 mili na galon. Oznacza to średnie spalanie rzędu 9,96 litra na 100 kilometrów. Jeszcze w roku 2011 średnie spalanie amerykańskich samochodów wynosiło 10,5 litra na 100 kilometrów. Zmniejszone spalanie osiągnięto z jednej strony dzięki lepszym układom napędowym, a z drugiej dzięki wzrostowi cen paliw, co skłoniło klientów do poszukiwania bardziej oszczędnych samochodów. Najbardziej efektywna okazała się flota Mazdy, której średnie spalanie wyniosło 8,68 litra na 100 km, czyli spadło o ponad 0,7 litra w porównaniu z rokiem 2011. Na drugim miejscu znajdziemy Hondę z wynikiem 8,84 litra na 100 km, a na trzecim Toyotę - 9,2 l/100 km. Amerykańscy producenci, Ford i GM, zajęli dopiero ósme i dziewiąte miejsce. Flota Forda spala średnio 10,3 litra na 100 km, a GM - 10,8 litra. Na usprawiedliwienie tych producentów trzeba dodać, że najpopularniejszymi ich samochodami są ciężarówki. W rankingu nie uwzglęniono Kia i Hyundaia, gdyż śledztwo wykazało, że obie firmy fałszowały dane dotyczące spalania. « powrót do artykułu
  19. Google może wkrótce rozpocząć prace projektowe nad własnym procesorem serwerowym. Układ, który prawdopodobnie wykorzystywałby architekturę ARM, pozwoliłby Google'owi na lepsze zarządzanie sposobem, w jaki firmowe oprogramowanie współpracuje ze sprzętem. Żadne decyzje nie zapadły, jednak jeśli Google zdecyduje się na produkcję własnych procesorów może to mieć istotny wpływ na rynek. Trzeba bowiem wiedzieć, że wyszukiwarkowy koncern jest jednym z największych na świecie kupców procesorów serwerowych. Z przeprowadzonych przez Bloomberga analiz łańcucha dostaw wynika, że Google to piąty pod względem wielkości klient Intela, który zapewnia mu około 4,3% całości wpływów. Obecnie do Intela należy ponad 95% rynku procesorów serwerowych. Google już wcześniej sygnalizował zainteresowanie rynkiem sprzętu komputerowego. Przed kilkoma miesiącami firma dołączyła do stworzonego przez IBM-a konsorcjum licencjonującego technologie wykorzystywane w centrach bazodanowych. W konsorcjum bierze też udział Nvidia czy Mellanox Technologies, przedsiębiorstwo specjalizujące się w przyspieszaniu transferu danych. « powrót do artykułu
  20. Chiny stały się trzecim, po ZSRR i USA, państwem, które dokonało miękkiego lądowania na Księżycu. Eksperci chwalą osiągnięcie Państwa Środka, podkreślając, że pokazuje ono jak bardzo zaawansowany jest Pekin w dziedzinie podboju kosmosu. Miękkie lądowanie na innym ciele niebieskim niż Ziemia wymaga dużego zaawansowania technicznego. Szczególnym wyzwaniem jest lądowanie na Księżycu, który praktycznie nie posiada atmosfery, więc uzycie spadochronów nie jest możliwe i lądujący pojazd musi hamować za pomocą silnika. Pierwszym stworzonym przez człowieka obiektem, który wylądował na Księżycu był radziecki pojazd Luna 9. Został on umieszczony na Srebrnym Globie 3 lutego 1966 roku. Wcześniej ludzkość potrafiła jedynie dokonać twardego lądowania (rozbicia) pojazdów o powierzchnię ziemskiego satelity lub też dochodziło do katastrof podczas prób lądowania. Kilka godzin po lądowaniu, z pojazdu Chang'e-3 wyjechał łazik Yutu. Jego zadaniem jest zbadania struktury geologicznej Księżyca oraz substancji znajdujących się na jego powierzchni. Łazik przez trzy miesiące będzie poszukiwał zasobów naturalnych. Tymczasem pojazd Chang'e-3 będzie pracował przez rok, badając miejsce swojego lądowania. Jest on pierwszym pojazdem, który zbada obszar o nazwie Sinus Iridium. Wiadomo, że od setek milionów lat nie zachodziły tam żadne procesy geologiczne.
  21. Już wkrótce osoby, które potrzebują rozrusznika serca, nie będą musiały poddawać się operacji. Lekarze w Austrii wszczepili właśnie pierwszy rozrusznik, który został dostarczony do serca pacjenta od strony uda poprzez żyłę główną. Medtronic, producent urządzenia, mówi, że to najmniejszy rozrusznik na świecie. Urządzenie ma 24 milimetry długości i 0,75 centymetra sześciennego objętości. Jest zatem dziesięciokrotnie mniejsze niż standardowy rozrusznik. Medtronic nie jest jedynym producentem miniaturowych rozruszników. Niedawno firma St. Jude Medical kupiła firmę Nanostim i oferuje w Europie rozrusznik długości 41 milimetrów i objętości 1 cm3. Lekarze mogą wprowadzać takie urządzenia za pośrednictwem dużych żył, wykorzystując przy tym cewnik. Oba wspomniane rozruszniki znajdują się obecnie w fazie testów klinicznych. Ich producenci mówią, że baterie mogą pracować od 8-10 lat z pełnym wymaganym obciążeniem. Dodatkową zaletą rozruszników jest fakt, że nie wykorzystują długich elektrod prowadzących do serca. Są umieszczane w sercu. Dzięki niewielkim rozmiarom i pozbyciu się długich elektrod zmniejszono ilość potrzebnej energii i wyeliminowano jedno z głównych źródeł awarii rozruszników. « powrót do artykułu
  22. W Bukareszcie otworzono pierwszy na świecie supermarket, w którym wszystko zrobiono z lodu. Klienci wyglądają tu często jak zwiedzający, a dzieci wydają się szczególnie zafascynowane wystawkami z zatopionymi w lodzie opakowaniami. Obiekt znajduje się na placu George'a Enescu i należy do sieci Profi Romania. Na budowie przydały się zarówno piły spalinowe, jak i żelazka, którymi roztapiano lód m.in. nad logo właściciela. Sklep o powierzchni 150 m2 waży 80 ton. By Ice Store nie rozpuścił się na oczach klientów, utrzymuje się tam temperaturę poniżej 5 stopni Celsjusza. Chętni do obejrzenia marketu powinni dotrzeć do stolicy Rumunii najpóźniej w Wigilię, bo później zostanie zamknięty, a może pozostawiony na pastwę losu (czytaj: pogody). « powrót do artykułu
  23. Astronomowie z University College London są pierwszymi, którzy w przestrzeni kosmicznej odkryli gaz szlachetny. Znaleziono go w Mgławicy Kraba. Odkrycia dokonała grupa pod kierunkiem profesora Mike'a Barlowa, który obserwowała mgławice w dalekiej podczerwieni. Zauważyli dzięki temu jony wodorku argonu. Podczas prac uczeni wykorzystali należące do Europejskiej Agencji Kosmicznej Obserwatorium Kosmiczne Herschela, czyli największy w dziejach teleskop kosmiczny. Instrumenty teleskopu są wyspecjalizowane w wykrywaniu niewidocznej dla ludzkiego oka dalekiej podczerwieni. Za pomocą Herschela obserwowaliśmy pozostałości różnych supernowych, a wśród nich Mgławicę Kraba. Odkrycie jonów wodorku argonu było zaskoczeniem, gdyż nie spodziewaliśmy się, że gazy szlachetne jak argon tworzą molekuły i nie spodziewaliśmy się znaleźć ich w tak trudnym środowisku jak pozostałości po supernowej - mówi Barlow. Chłodne obiekty, takie jak pył w mgławicach, emitują przede wszystkim podczerwień. Jest to zakres blokowany przez atmosferę Ziemi. Chociaż mgławice możemy obserwować w świetle widzialnym, to światło to pochodzi z gorących gazów, chłodne gazy i pyły są niewidoczne w zakresie światła widzialnego. « powrót do artykułu
  24. Znalezione na Cyprze przedmioty dowodzą, że wyspa była zamieszkana o 1000 lat wcześniej niż sądzono. Podczas wykopalisk prowadzonych przez specjalistów z University of Toronto, Cornell University oraz Uniwersytetu Cypru odkryto m.in. najstarszą figurkę przedstawiającą człowieka. Dzięki datowaniu radiowęglowemu wiemy, że znaleziska pochodzą z lat 8800-8600 przed Chrystusem, czyli z poczatku neolitu. Dzięki temu wiemy, że Cypr był częścią rewolucji neolitycznej, w której doszło do znaczącego rozprzestrzenienia się rolnictwa i udomowienia zwierząt. Dzięki rolnictwu ludzie stali się bogatsi, mieli więcej żywności i więcej wolnego czasu. Dzięki temu mogli poświęcić się innym zajęciom, takim jak np. tworzenie figurek - mówi Sally Stewart z University of Toronto. Znaleziona figurka przedstawia kobietę. Obok niej odkopano liczne kamienne przedmioty, w tym dwa płaskie kamienne narzędzia, z których jedno zawierało wiele cząstek czerwonej ochry. Odkrycie narzędzi dowodzi, że produkcja kamiennych przedmiotów zbytku była istotna dla miejscowej ludności oraz, że potrafiła ona przetwarzać ochrę. Nie mniej istotne jest miejsce, w którym znaleziono wspomniane przedmioty. Odkryto je w pobliżu złóż kredy i związków siarki. Specjaliści od dawna uważali Cypr za miejsce, które zostało zasiedlone później niż otaczające go wybrzeża Morza Śródziemnego. Później też zawitało tam rolnictwo. Jednak, jako że wyspę dzieli od wybrzeży niecałe 100 kilometrów, mieszkańcy dzisiejszej Turcji, Syrii czy Libanu mogli łatwo przedostać się na wyspę. Ludzie mogli widzieć góry i przyciągały ich złożami rogowca. Oni już używali rogowca do produkcji kamiennych narzędzi i mogli chcieć wykorzystać tamtejsze złoża - mówi Stewart. « powrót do artykułu
  25. Dr Phil Bell z Uniwersytetu Nowej Anglii odkrył w pobliżu Grande Prairie w Kanadzie zmumifikowanego hadrozaura Edmontosaurus regalis z zachowanym grzebieniem z tkanki miękkiej. Wg biologów, przypominał on grzebień kogutów. Tego typu strukturę zidentyfikowano u dinozaurów po raz pierwszy. Może to oznaczać konieczność zrewidowania wielu popularnych wizerunków tych gadów. Dr Bell podkreśla, że nikt nie podejrzewał, że dinozaury mogły mieć grzebień, bo tkanka miękka ulega zazwyczaj rozkładowi przed fosylizacją. Słoniowa trąba bądź koguci grzebień mogą nigdy nie skamienieć, bo nie ma w nich kości. To odkrycie stanowi odpowiednik stwierdzenia po raz pierwszy, że natura wyposażyła słonie w trąby. Dysponujemy wieloma czaszkami edmontozaurów, ale dotąd nie było żadnych wskazówek, które by sugerowały, że mogły one mieć grzebienie. "Nie ma powodu, by inne dziwne struktury nie występowało u całej gamy dinozaurów, w tym u dobrze znanych tyranozaura czy triceratopsa". Dr Bell podkreśla, że nie wiadomo, do jakich ewolucyjnych celów służyły grzebienie, ale podobne wyrostki u kogutów oraz innych samców ptaków służą do zdobywania samic. Możemy sobie wyobrazić parę edmontozaurów, które oceniają się nawzajem, pokrzykują i demonstrują swoje grzebienie, by pokazać, kto jest samcem dominującym i kto obejmie władzę nad stadem.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...