-
Liczba zawartości
37588 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Oracle stał się drugim największym na świecie producentem oprogramowania, wyprzedzając w tym rankingu IBM-a. Firma Ellisona sprzedała w 2013 roku programy o łącznej wartości 29,6 miliarda USD. Globalne zainteresowanie oprogramowaniem do przetwarzania i analizy olbrzymiej ilości danych oraz inwestycje w aplikacje bazodanowe i chmurowe pomogły Oracle'owi w osiągnięciu sukcesu -powiedział Chad Eschinger, wiceprezes firmy analitycznej Gartner. Największym producentem oprogramowania pozostaje Microsoft, który w ubiegłym roku otrzymał za swój software 65,7 miliarda USD. Wartość oprogramowania IBM-a wyniosła 29,1 miliarda dolarów, a na czwartym miejscu ulokował się SAP, którego wpływy z tytułu sprzedaży programów sięgnęły 18,5 miliarda dolarów. W pierwszej dziesiątce znajdziemy też Symanteka, EMC, Hewlett-Packarda, Vmware, CA Technologies i Salesforce.com. W 2013 roku świat wydał na oprogramowanie 407,3 miliarda USD, czyli o 4,8% więcej niż w roku poprzednim. Największą karierę zrobiło oprogramowanie sprzedawane w modelu SaaS (software as a service). Po raz pierwszy wśród 10 największych sprzedawców software'u znalazła się firma, która sprzedje je wyłącznie w takim modelu. Przychody Salesforce.com z tego tytułu sięgnęły 3,8 miliarda dolarów. « powrót do artykułu
-
Satya Nadella, nowy dyrektor wykonawczy Microsoftu, poinformował w wywiadzie dla Bloomberga, że wsparcie dla Windows XP zostanie przedłużone do 31 grudnia 2016 roku. Ustąpiliśmy pod naciskiem naszych największych klientów - mówi Nadella. Co prawda wielkie przedsiębiorstwa posiadają grupowe licencje i już dawno pozbyły się przestarzałego OS-u, jednak obawiają się... swoich pracowników. Wielu z nich korzysta w domu z Windows XP. Nie ma sposobu, by uniemożliwić któremuś z tysięcy pracowników podłączenie prywatnego klipsu USB do firmowego komputera - mówi anonimowy menedżer jednego z potężnych światowych koncernów. Rozmawialiśmy z naszymi partnerami z Microsoftu i wyjaśniliśmy im, jak ważne jest, by przedłużyli wsparcie dla Windows XP - dodaje. Z najnowszych danych NetApplications wynika, że z Windows XP wciąż korzysta aż 28,69% posiadaczy komputerów. Zwykle Microsoft kończy wsparcie swoich systemów operacyjnych w ciągu 10 lat od ich premiery. Windows XP zadebiutował w 2001 roku. Wsparcie dla niego zostało już raz przedłużone i miało zakończyć się w kwietniu bieżącego roku. Tym razem Microsoft ugiął się nie pod naciskiem konsumentów, a największych klientów korporacyjnych, którzy boją się o bezpieczeństwo własnych sieci. Dziennikarze Bloomberga nieoficjalnie dowiedzieli się, że koncerny, które naciskały na Microsoft, są skłonne ponieść koszty związane z przedłużeniem wsparcia dla przestarzałego XP. Przedłużenie okresu wsparcia oznacza, że posiadacze Windows XP będą mogli liczyć na bezpłatne poprawki dotyczące bezpieczeństwa. Nie otrzymają żadnych poprawek nie związanych z bezpieczeństwem. « powrót do artykułu
-
Satya Nadella, nowy dyrektor wykonawczy Microsoftu, poinformował w wywiadzie dla Bloomberga, że wsparcie dla Windows XP zostanie przedłużone do 31 grudnia 2016 roku. Ustąpiliśmy pod naciskiem naszych największych klientów - mówi Nadella. Co prawda wielkie przedsiębiorstwa posiadają grupowe licencje i już dawno pozbyły się przestarzałego OS-u, jednak obawiają się... swoich pracowników. Wielu z nich korzysta w domu z Windows XP. Nie ma sposobu, by uniemożliwić któremuś z tysięcy pracowników podłączenie prywatnego klipsu USB do firmowego komputera - mówi anonimowy menedżer jednego z potężnych światowych koncernów. Rozmawialiśmy z naszymi partnerami z Microsoftu i wyjaśniliśmy im, jak ważne jest, by przedłużyli wsparcie dla Windows XP - dodaje. Z najnowszych danych NetApplications wynika, że z Windows XP wciąż korzysta aż 28,69% posiadaczy komputerów. Zwykle Microsoft kończy wsparcie swoich systemów operacyjnych w ciągu 10 lat od ich premiery. Windows XP zadebiutował w 2001 roku. Wsparcie dla niego zostało już raz przedłużone i miało zakończyć się w kwietniu bieżącego roku. Tym razem Microsoft ugiął się nie pod naciskiem konsumentów, a największych klientów korporacyjnych, którzy boją się o bezpieczeństwo własnych sieci. Dziennikarze Bloomberga nieoficjalnie dowiedzieli się, że koncerny, które naciskały na Microsoft, są skłonne ponieść koszty związane z przedłużeniem wsparcia dla przestarzałego XP. Przedłużenie okresu wsparcia oznacza, że posiadacze Windows XP będą mogli liczyć na bezpłatne poprawki dotyczące bezpieczeństwa. Nie otrzymają żadnych poprawek nie związanych z bezpieczeństwem. « powrót do artykułu
-
W mediach pojawiły się pogłoski, jakoby Yahoo! planowało uruchomienie serwisu konkurencyjnego dla YouTube'a. Miałby on wystartować w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Marissa Mayer, która od niecałych 2 lat jest prezesem Yahoo!, ma najwyraźniej zamiar rzucić rękawicę swojemu byłemu pracodawcy, Google'owi. Koncern Mayer nie komentuje plotek, jednak jeśli Yahoo! chce liczyć się na rynku rozrywki, potrzebuje serwisu wideo. YouTube jest bezpłatny i można w nim znaleźć wszystko, od klipów z kotami, poprzez zajawki filmów po rzeczywiste niepozorowane nagrania. Yahoo! może dostarczyć mniej treści, za to lepszej jakości - mówi analityk Patrick Moorhead. Filmowe plany Yahoo! nie są zaskoczeniem. Niedawno sama Mayer mówiła, że w swojej strategii będzie skupiała się m.in. na rynku wideo. Ponado jakiś czas temu Yahoo! próbowało kupić zajmujący się streamingiem wideo serwis Hulu, którego właściciele ostatecznie zrezygnowali ze sprzedaży. Natomiast w grudniu ubiegłego roku firma kupiła Ptch, przedsiębiorstwo, które produkuje mobilną aplikację pozwalającą użytkownikowi smartfona na łączenie zdjęć i wideo w jeden film. Jeśli Yahoo! chce konkurować z YouTube'em musi dostarczyć użytkownikom coś, czego nie ma serwis Google'a. Portal już wcześniej miał serwis wideo. Yahoo! Screen (znany wcześniej jako Yahoo! Video) wystartował w 2006 roku. Nie odniósł jednak sukcesu. Obecnie znajdują się w nim jedynie treści stworzone przez Yahoo! i partnerów. « powrót do artykułu
-
Specjaliści z izraelskiego startupu - firmy B-Shoe Technologies - zaprojektowali buty, które zapobiegają upadkom u seniorów. Z wiekiem liczba upadków wzrasta. Tego typu urazy wiążą się z dużą śmiertelnością, są też sporym wydatkiem dla systemów opieki zdrowotnej (w samych tylko Stanach rocznie na leczenie starszych osób po upadkach wydaje się ok. 75 mld dolarów). Analizując dane statystyczne, inżynier Yonatan Manor doszedł do wniosku, że z wiekiem, na tych samych zasadach co słuch czy wzrok, pogarsza się także biomechanika równowagi. Potwierdziwszy tę teorię w rozmowach z fizjoterapeutami i lekarzami, Manor i zespół zmodyfikowali podeszwę buta. Wbudowano w nią wyposażony w czujniki nacisku, ładowalną baterię i mikroprocesor mechanizm napędowy, który gdy zachodzi taka potrzeba, cofa seniora (wykonuje "krok" do tyłu). Czujniki z obcasa wykrywają zmianę położenia środka nacisku. Jeśli w zdefiniowanym krótkim czasie (w ciągu milisekund) nie pojawia się reakcja właściciela, buty zaczynają się przesuwać do tyłu (o 5-7 cm) do momentu odzyskania równowagi. Inteligentne algorytmy gwarantują wczesną detekcję i podejmowanie działań wyłącznie w razie konieczności. Prototyp opatentowanych B-Shoe (od Balancing Shoes) powstawał 6 lat. Niektóre podjednostki testowano w izraelskich szpitalach. Pacjenci, którzy mieli okazję pochodzić w B-Shoe, podkreślają, że automatyczne przesuwanie nie jest straszne i naprawdę pozwala odzyskać równowagę. Firma rozpoczęła ostatnio crowdsourcing i ma nadzieję, że w sprzyjających okolicznościach gotowy produkt trafi na rynek w ciągu 2 lat. « powrót do artykułu
-
Eksperci z amerykańskiego CDC (Center for Disease Control and Prevention) ze zdumieniem poinformowali, że w latach 2008-2010 liczba diagnozowanych przypadków autyzmu u dzieci zwiększyła się aż o 30%. Jeszcze przed 6 laty jedną z chorób ze spektrum autyzmu (ASD) diagnozowano u 1 na 88 dzieci. Obecnie diagnozuje się je u 1 na 68. Specjaliści nie wiedzą, czy taka zmiana to efekt gwałtownie rosnącej liczby przypadków zachorowań, doskonalszych metod diagnostycznych czy też połączenie obu czynników. Wzrost liczby zdiagnozowanych przypadków nie jest jednak całkowitym zaskoczeniem. Jeszcze w roku 2000 choroby ze spektrum autyzmu rozpoznawano u 1 na 150 dzieci. Od tamtej pory odsetek ciągle się zwiększa. Obecnie około 50% dzieci, u których zdiagnozowano ASD wykazuje się przeciętną lub ponadprzeciętną inteligencją. Jeszcze 10 lat temu takie dzieci stanowiły około 30% przypadków ASD. Zdaniem Sarah Spence, neurolog z Boston Children's Hospital, to wskazuje, że wzrost jest spowodowany udoskonaleniem metod diagnostycznych. Jednak psycholog Catherine Lord z Weill Cornell Medical College, która od lat bada autyzm, doradza ostrożność w interpretowaniu danych. Zauważa, że pomiędzy poszczególnymi regionami istnieje olbrzymia różnica w liczbie zdiagnozowanych przypadków – od 1 na 45 w New Jersey, po 1 na 175 w Alabamie. Jako naukowcowi trudno mi w to uwierzyć. Najwyższy czas, by CDC poważnie przyjrzało się sprawie i spróbowało zbadać, skąd tak duża różnica - mówi Lord. « powrót do artykułu
-
Użytkownicy MS Worda i Excela stali się celem ataków nowej zaawansowanej rodziny szkodliwego kodu o nazwie Crigent. Szkodniki te trafiają na komputer użytkownika jako zainfekowane pliki Worda lub Excela. Mogą być one wgrane przez inny szkodliwy kod lub też pobrane przez ofiarę. Gdy zostaną otwarte pobierają dwa dodatkowe fragmenty kodu z dwóch znanych serwisów zapewniających anonimowość: Tor i Polipo - informuje Alvin John Nieto z firmy Trend Micro. Szkodliwy kod najpierw atakuje lukę w Windows PowerShell i kradnie stamtąd informacje o systemie, takie jak adres IP, lokalizacja, uprawnienia profili, wersję systemu operacyjnego, dane o architekturze i wykorzystywanym języku oraz o używanej wersji MS Office. Taki sposób ataku jest nietypowy i wskazuje, że cyberprzestępcy przygotowują się do jakiejś szeroko zakrojonej kampanii. Wydaje się, że mamy tutaj do czynienia z atakiem mającym na celu zebranie i przeanalizowanie informacji. Prawdopodobnie chodzi o zdobycie danych do przyszłych ataków. Szczególnie poszukiwana jest informacja na temat wersji aplikacji MS Office. Nietypowym działaniem jest atak na dość rzadko używany język skryptowy PowerShell - stwierdzili eksperci. Dodatkowym powodem do zmartwień jest wykorzystywanie przez przestępców serwisów anonimizujących. To może wskazywać, że ukradzione informacje trafiają w jedno miejsce, a napastnikom zależy na tym, by w spokoju je przeanalizować i prawdopodobnie przygotować kolejne ataki. Na początku marca firma Kaspersky Lab znalazł dowody, że przestępcy przygotowują nowy rodzaj zaawansowanych cyberataków, które będą przeprowadzane za pośrednictwem sieci Tor. « powrót do artykułu
-
IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) przygotowuje raport, z którego dowiemy się, że globalne ocieplenie już wpływa negatywnie na życie wiejskich społeczności w krajach rozwijających się. To właśnie ubogie kraje będą najbardziej dotknięte przez zmiany klimatyczne. Na potrzeby raportu przeprowadzono badania wśród mieszkańców Salwadoru, Bangladeszu, Brazylii, Kenii, Malawi, Fiipin i Boliwii. W dyskusji na temat zmian klimatycznych pojawia się też argument mówiący, że jest już za późno, by zmianom zapobiec, powinniśmy zatem zrezygnować z prób ich powstrzymania i skierować wszystkie wysiłki na zaadaptowanie się. Jednak ci, którzy już w tej chwili doświadczają zmian klimatycznych wiedzą, że próby adaptacji to zbyt mało - napisał we wstępie do raportu Rowan Williams, przewodniczący organizacji Christian Aid. W Afryce mieszkańcy wsi doświadczają przedłużonych susz w jednych regionach oraz powodzi w innych. Obie sytuacje zagrażają źródłom pożywienia. W Azji dochodzi do częstszych powodzi na wybrzeżach spowodowanych wzrostem poziomu morze, a coraz bardziej gwałtowne burze zagrażają mieszkańcom małych wysp i obszarów nadmorskich. Z kolei w Ameryce Południowej topniejące andyjskie lodowce powodują, ze pojawia się więcej wody zagrażającej produkcji żywności, rośnie ryzyko powodzi i występowania gwałtownych zjawisk pogodowych. Na Zachodzie mamy system ubezpieczeń, zasoby finansowe, możemy się przeprowadzać, mamy mechanizmy pomagające w odbudowie. Niestety, w krajach, w których pracujemy, społeczności rolnicze nie mają wsparcia, ubezpieczenia i nie mają dokąd pójść - stwierdziła Alison Doig, autorka raportu. Jedną z zagrożonych grup są boliwijscy Indianie. W raporcie przytoczono historię jednego z nich, Alivio Aruquipa. To rolnik, który poinformował o ciągłych problemach z wodą. Czasem jest jej zbyt dużo, czasem zbyt mało. Gdy wody brakuje, uprawy wysychają, gdy jest jej zbyt dużo, rośliny gniją na polach i pojawia się niebezpieczeństwo lawin błotnych. Aruquipa i jemu podobni są uzależnieni od lodowców. Dostarczają one wody do picia, czynności sanitarnych i nawadniania pól. Tymczasem od lat 70. ubiegłego wieku masa andyjskich lodowców zmniejszyła się o 30-50 procent, co miało olbrzymi wpływ na życie milionów ludzi. Pojawiły się konflikty społeczne, a olbrzymia liczba ludzi musiała porzucić swe domy i szukać swojego miejsca gdzie indziej. « powrót do artykułu
-
Sześć wielkich lodowców Antarktyki Zachodniej porusza się szybciej niż 40 lat temu. Uwalniają przez to do oceanu więcej lodu niż wcześniej. Z artykułu opublikowanego w należącym do Amerykańskiej Unii Geofizycznej Geophysical Research Letters dowiadujemy się, że w latach 1973-2013 ilość lodu traconego przez badane lodowce zwiększyła się o 77%. Najbardziej aktywny z nich to lodowiec Pine Island, który przyspieszył o 75%. Z kolei najszerszym jest lodowiec Thwaites. Był on stabilny przez 10 lat, by w roku 2006 gwałtownie przyspieszyć. Jeremie Mouginot, glacjolog z University of California-Irvine, mówi, że to pierwsze kompleksowe badania lodowców Pine Island, Thwaites, Haynes, Smith, Pope i Kohler, podczas których szacowano ilość uwalnianej przez nie wody. Z tych sześciu lodowców pochodzi połowa światowego wzrostu poziomu oceanów. Lód ze wszystkich trafia do Morza Amundsena. Gdyby lodowce te całkowicie się roztopiły, poziom oceanów wzrósłby o 1,2 metra. W regionie, w którym znajdują się badane lodowce, może dojść do gwałtownych zmian. Dno jest tam nisko położone, zatem występują tam lodowce szelfowe. Ich utrata spowoduje, że wspomniane lodowce jeszcze bardziej przyspieszą. Szczegółowe badania każdego z lodowców ujawniły, że Thwaites przyspieszył od 2006 roku o 0,8 kilometra rocznie. Najszybciej przesuwający się Pine Island poruszał się w roku 1973 z prędkością około 2,5 kilometra rocznie, obecnie jego prędkość wynosi 4 km/rok. Z Pine Island i Thwaites pochodzi około ¾ lodu uwalnianego przez wszystkie badane lodowce. Jednak mniejsze z nich, takie jak Smith i Pope tracą obecnie niemal trzykrotnie więcej lodu niż w 1973 roku. Co istotne, zauważono też, że Pine Island, który sięga 230 kilometrów w głąb lądu, przyspieszył na całej długości. „To pokazuje, że lodowiec 'czuje' to, co dzieje się w dole. Jeśli dochodzi do zaburzeń pokrywy lodowej w pobliżu wybrzeża, cały lodowiec odpowiada, nawet setki kilometrów dalej” - mówi Robert Thomas, glacjolog z NASA. « powrót do artykułu
-
Google informuje, że tureccy dostawcy internetu przechwytują połączenia z bezpłatnymi publicznymi serwerami DNS Google'a i przekierowują użytkowników do własnych DNS-ów. Robią to prawdopodobnie na polecenie rządu w Ankarze. Turecki rząd już jakiś czas temu rozpoczął kampanię na rzecz zablokowania obywatelom swojego kraju Twittera. Niedawno na celowniku rządu znalazło się też YouTube, gdyż w serwisie ukazała się rozmowa z jednym z tureckich oficjeli rozważających ewentualną interwencję wojsk Turcji w Syrii. Władze Turcji zażądały od YouTube'a, by zablokował dostęp do serwisu obywatelom ich kraju. Poleciły też lokalnym dostawcom internetu, by blokowali YouTube'a na swoich serwerach DNS. Wiele osób ominęło blokadę korzystając z bezpłatnych serwerów DNS udostępnianych przez Google'a. Teraz jednak okazało się, że tureccy ISP przechwytują ruch do tych serwerów i kierują go na swoje DNS, gdzie nieprawomyślne serwisy są blokowane.
-
Wrona brodata to jedyny poza naczelnymi gatunek, o którym wiemy, że potrafi produkować narzędzia. Teraz Sarah Jelbert z University of Auckland wykazała, że ptaki rozumieją też koncepcję wyporności. Naukowcy przekonali się, że wrona wie, w jaki sposób podnieść poziom wody, by otrzymać smakołyk. Podczas serii eksperymentów wykorzystano sześć dziko żyjących wron. Po krótkim treningu, który miał pokazać ptakom, jaki jest cel ich działań, zauważono, że ptaki uczą się bardzo szybko i rozumieją, jak działa mechanizm wypierania wody. Wszystkie wrony wykonały 4 z 6 zadań. Ptaki wiedziały, że kamienie należy wrzucać do tuby wypełnionej wodą, a nie piaskiem, by podnieść poziom wody i otrzymać nagrodę, wiedziały, że należy wrzucić obiekt, który utonie, a nie będzie się unosił, że należy raczej wybierać obiekty pełne, a nie z dziurami oraz że lepiej wrzucać obiekty do tuby z wysokim poziomem wody, a nie z niskim. Nie udało im się wykonać dwóch bardziej wymagających zadań: jednego, które wymagało zrozumienia szerokości tuby i takiego, w którym miały do czynienia z naczyniami połączonymi. Eksperymenty pokazały, że wrony rozumieją pojęcie wyporności czy też objętości i jej zmian na poziomie dziecka w wieku 5-7 lat. Sarah Jelbert zauważa, że wyniki są jeszcze bardziej imponujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że ptakom nie udało się wykonać zadań sprzecznych z intuicyjnym pojmowaniem przyczynowości, a wykonały zadania zgodne z intuicją. To bowiem oznacza, że rozumieją to, co robią oraz pojmują zależności pomiędzy skutkiem a przyczyną.
-
Wrona brodata to jedyny poza naczelnymi gatunek, o którym wiemy, że potrafi produkować narzędzia. Teraz Sarah Jelbert z University of Auckland wykazała, że ptaki rozumieją też koncepcję wyporności. Naukowcy przekonali się, że wrona wie, w jaki sposób podnieść poziom wody, by otrzymać smakołyk. Podczas serii eksperymentów wykorzystano sześć dziko żyjących wron. Po krótkim treningu, który miał pokazać ptakom, jaki jest cel ich działań, zauważono, że ptaki uczą się bardzo szybko i rozumieją, jak działa mechanizm wypierania wody. Wszystkie wrony wykonały 4 z 6 zadań. Ptaki wiedziały, że kamienie należy wrzucać do tuby wypełnionej wodą, a nie piaskiem, by podnieść poziom wody i otrzymać nagrodę, wiedziały, że należy wrzucić obiekt, który utonie, a nie będzie się unosił, że należy raczej wybierać obiekty pełne, a nie z dziurami oraz że lepiej wrzucać obiekty to tuby z wysokim poziomem wody, a nie z niskim. Nie udało im się wykonać dwóch bardziej wymagających zadań: jednego, które wymagało zrozumienia szerokości tuby i takiego, w którym miały do czynienia z naczyniami połączonymi. Eksperymenty pokazały, że wrony rozumieją pojęcie wyporności czy też objętości i jej zmian na poziomie dziecka w wieku 5-7 lat. Sarah Jelbert zauważa, że wyniki są jeszcze bardziej imponujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że ptakom nie udało się wykonać zadań sprzecznych z intuicyjnym pojmowaniem przyczynowości, a wykonały zadania zgodne z intuicją. To bowiem oznacza, że rozumieją to, co robią oraz pojmują zależności pomiędzy skutkiem a przyczyną. « powrót do artykułu
-
W najnowszym numerze Nature Biotechnology badacze z MIT-u poinformowali, że dzięki zastąpieniu wadliwego genu prawidłowym udało im się wyleczyć rzadką chorobę wątroby u dorosłej myszy. To pierwszy przypadek skutecznego zastosowania techniki edytowania genów, zwanej CRISPR u żywego zwierzęcia. CRISPR pozwala na łatwe usunięcie zmutowanego DNA i zastąpienie go właściwą sekwencją. Udany eksperyment przeprowadzony na MIT daje nadzieję, że można będzie wykorzystywać tę technikę w leczeniu wielu chorób genetycznych. Najbardziej ekscytujący w tej technice jest fakt, że możemy naprawić wadliwy gen u żywego dorosłego zwierzęcia - mówi profesor Danel Anderson, jeden z autorów artykułu w Nature. CRISPR bazuje na mechanizmie, który bakterie wykorzystują do obrony przed wirusami. Naukowcy stworzyli kopię tego mechanizmu i zbudowali maszynerię, która zawiera m.in. tnący DNA enzym Cas9 przyczepiony do krótkiej nici RNA, która zaprogramowana jest tak, by przyczepiać się do konkretnej sekwencji genomu. W ten sposób do Cas9 trafia informacja, gdzie należy wykonać cięcie. Jednocześnie do organizmu wprowadzany jest wzorcowa sekwencja DNA. Gdy komórka naprawia szkody wyrządzone przez Cas9, korzysta przy tym właśnie z wprowadzonego wzorca. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości taka technika pozwoli na leczenie np. hemofilii czy pląsawicy Huntingtona, czyli tych chorób genetycznych, które spowodowane są pojedynczą mutacją. System CRISPR jest bardzo prosty w skonfigurowaniu i przystosowaniu do konkretnego przypadku - zapewnia profesor Andreson. Podczas eksperymentów naukowcy wykorzystali mysz z tyrozynemią typu I. W chorobie tej mamy do czynienia z brakiem enzymu hydroksylazy fumaryloacetooctanowej (FAH), wskutek czego organizm nie rozkłada tyrozyny. Aminokwas akumuluje się i prowadzi do uszkodzenia wątroby. Na tyrozynemię cierpi średnio 1 osoba na 100 000. Myszy z tyrozynemią dostarczoną nici RNA z genem kodującym Cas9 oraz wzorcowym DNA składającym się ze 199 nukleotydów. Dzięki temu właściwy gen trafił do 0,4% hepatocytów (komórek wątroby). W ciągu 30 dni doszło do proliferacji zdrowych komórek, które w końcu stanowiły 30% wszystkich hepatocytów. To wystarczyło, by mysz, której odstawiono ratujący życie lek NTCB, przeżyła.. Naukowcy podkreślają, że chociaż wykonano bardzo istotny krok, to zanim CRISPR zostanie wykonana na ludziach należy udoskonalić tę technikę. Bardzo pożądane byłoby opracowanie lepszej techniki dostarczania środków leczniczych. W czasie eksperymentu użyto strzykawki wysokociśnieniowej. Profesor Andreson uważa, że można stworzyć bezpieczniejsze i bardziej wydajne techniki. Jego zespół pracuje właśnie nad nimi, w tym nad dostarczaniem komponentów CRISPR np. za pomocą nanocząsteczek. « powrót do artykułu
-
Fale światła można definiować ze względu na ich długość, polaryzację i kierunek. Fizykom z MIT-u udało się stworzyć system filtrujący światło właśnie ze względu na kierunek. Dotychczas możliwa była filtracja jedynie ze względu na długość fali (kolor) i polaryzację. System, który zbudowano na Massachusetts Institute of Technology przepuszcza fale światła o dowolnej długości, ale tylko wówczas, gdy nadchodzą z wybranego kierunku. Inne są odbijane. Takie urządzenie może doprowadzić do sporego postępu w wielu dziedzinach: od fotowoltaiki poprzez astronomię po systemy bezpieczeństwa. System stworzony przez studenta Yichena Shena, profesora fizyki Marina Soljaćića i ich współpracowników składa się z wielu warstw dwóch różnych ultracienkich materiałów o precyzyjnie kontrolowanej grubości. Gdy mamy dwa materiały to, generalnie rzecz biorąc, na ich styku dochodzi do pewnych odbić. Istnieje jednak magiczny kąt, zwany kątem Brewstera. I gdy światło pada dokładnie pod tym kątem i ma właściwą polaryzację, nie dochodzi do żadnych odbić - wyjaśnia Soljaćić. Na granicy każdej z dwóch warstwa dochodzi do minimalnych odbić, co przy dużej liczbie warstw powoduje całkowite odbicie światła, z wyjątkiem tego, które pada pod konkretnym kątem. Yichen Shen mówi, że dzięki wykorzystaniu około 80 warstw możliwe jest odbicie światła padającego z większości kątów w całym spektrum światła widzialnego. Wcześniej naukowcy potrafili wykonać podobne systemy, jednak działały one w wąskim zakresie długości fali światła. Dzięki wynalazkowi Shena i Soljaćića możliwe będzie np. udoskonalenie ogniw fotowoltaicznych np. poprzez wykorzystanie materiału, który – ogrzewany przez słońce – będzie emitował światło o konkretnej długości fali, a ono będzie z kolei odbierane przez ogniwa fotowoltaiczne dostosowane do jak najlepszego wykorzystania fali o takim właśnie kolorze. Jednak żeby takie ogniwo było naprawdę wydajne, konieczne jest zmniejszenie strat energii wskutek ogrzewania się urządzenia i odbijania światła. Selektywne kontrolowanie kąta padania i odbijania może być tutaj bardzo przydatne. Z kolei astronomowie będą mogli udoskonalić swoje urządzenia tak, by lepiej widzieć słabo świecące obiekty, którym towarzyszy obiekt bardziej jasny. Przyda się to podczas wykrywania planet sąsiadujących z jasnymi gwiazdami. Dzięki precyzyjnemu dobraniu kąta, z którego światło jest przepuszczane można będzie lepiej uwidocznić planetę. Z wynalazku mogą być też zadowoleni dbający o prywatność posiadacze telefonów komórkowych czy tabletów, gdyż to, co znajduje się na ich wyświetlaczach, może być widoczne np. tylko wówczas, gdy patrzy się na nie na wprost. W eksperymentalnym systemie kąt, pod którym światło było przepuszczane wynosił około 10 stopni. Pod takim kątem przepuszczane było niemal 90% światła. « powrót do artykułu
-
Niedowaga podwyższa ryzyko zgonu bardziej niż otyłość
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
W przypadku osób z niedowagą ryzyko zgonu jest tak samo podwyższone jak u ludzi otyłych. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i płodów. Związek utrzymuje się nawet wtedy, gdy weźmie się poprawkę na potencjalnie istotne czynniki, takie jak palenie czy picie alkoholu, a także wykluczy pacjentów z chorobami terminalnymi. Zespół dr. Joela Raya ze Szpitala św. Michała w Toronto przeprowadził metaanalizę 51 studiów dot. związków między BMI a zgonem z jakiejkolwiek przyczyny. Przyglądał się też danym nt. wagi noworodków i martwych porodów w Ontario. Kanadyjczycy ustalili, że w porównaniu do dorosłych z prawidłowym BMI (18,5-24,9), u osób z niedowagą (BMI poniżej 18,5) ryzyko zgonu było 1,8 razy wyższe. Ryzyko śmierci dla ludzi z otyłością (BMI równym 30-34,9) i otyłością olbrzymią (BMI powyżej 35) okazało się "tylko" 1,2 oraz 1,3 razy wyższe. Autorzy artykułu z Journal of Epidemiology and Public Health wymagali, by w ramach analizowanych studiów śledzono losy badanych przez co najmniej 5 lat. W ten sposób z analizy wykluczano tych, którzy mieli niedowagę z powodu nowotworu, przewlekłej choroby płuc czy niewydolności serca. BMI odzwierciedla nie tylko otłuszczenie ogólne, ale i masę mięśniową. Jeśli chcemy nadal wykorzystywać BMI w opiece zdrowotnej oraz inicjatywach z zakresu zdrowia publicznego, musimy sobie zdać sprawę z tego, że silną i zdrową jednostką jest ktoś, kto ma rozsądną ilość tłuszczu i wystarczająco dużo kości oraz mięśni. Jeśli skupiamy się bardziej na chorobach wywołanych nadmiernym otłuszczeniem, powinniśmy zastąpić BMI właściwą miarą, taką jak obwód talii. Dr Ray zwraca również uwagę na fakt, że skoro jako społeczeństwo walczymy z epidemią otyłości, mamy obowiązek upewnić się, że unikamy tworzenia epidemii dorosłych i płodów z niedowagą [...]. -
Co wewnątrz, to i na zewnątrz. Czarno na białym...
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Luke Evans i Josh Lake, dwaj studenci z Kingston University, chcieli w nietypowy sposób pokazać, jak działa nasz układ pokarmowy. Zamiast odwoływać się do endoskopii, postanowili połykać pojedyncze klatki 35-mm błony fotograficznej. Odzyskany (mocno niekiedy nadtrawiony) materiał musieli, oczywiście, umyć, a później fotografowali go pod mikroskopem elektronowym. Po powiększeniu zdjęć powstała seria "I turn myself inside out". Pracując nad pierwszorocznym projektem, panowie zastanawiali się, jak mogliby wykorzystać własne ciała do modyfikowania materiałów. Ostatecznie wybór padł na kliszę. Chcieliśmy eksplorować jej fizyczność: miękką warstwę emulsji, grubość, sposób, w jaki reaguje na dotyk i temperaturę - wyjaśnia Evans. W tym momencie byliśmy naprawdę podekscytowani, bo trudno przewidzieć, jak będą wyglądać wyniki, a w dodatku nie można uzyskać 2 takich samych egzemplarzy. [Zadawaliśmy sobie też pytania], czy żelatyna filmu ulegnie strawieniu przez enzymy, czy kiedykolwiek odzyskamy błonę? Ponieważ lekarze przestrzegali młodych artystów przed ryzykiem perforacji okrężnicy i wystąpieniem niedrożności jelita, studenci zaprojektowali kapsułki, które luźno przytrzymywały film. W ten sposób chronili przewód pokarmowy, a kwasy trawienne nadal miały swobodny dostęp do materiału. Wyniki pracy Evansa i Lake'a będzie można podziwiać 12 i 13 czerwca w londyńskiej Hoxton Gallery. « powrót do artykułu -
Eksperci z należącego do NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) Joint Institute for the Study of the Atmosphere and Ocean ze zdumieniem odkryli, że w niektórych częściach Pacyfiku koncentracja dwutlenku węgla rośnie niezwykle szybko. Współczesne modele klimatyczne nie przewidują tak szybkiego wzrostu. Oznacza to, że wody Pacyfiku zakwaszają się szybciej niż sądzono Naukowcy przypuszczają, że wspomniane zjawisko to efekt działania zarówno sił przyrody jak i człowieka. Trudno jest ocenić, w jakim stopniu przyczynia się do niego człowiek, jednak sądzimy, że większość wzrostu stężenia CO2 w tropikalnych częściach Pacyfiku ma związek z antropogeniczną emisją, stwierdziła Adrienne Sutton, naukowiec NOAA. Pomiary stężenia atmosferycznego CO2 wykazały, że każdego roku zwiększa się ono w powietrzu o 2 części na milion. Tymczasem w tropikalnych obszarach Pacyfiku wzrost stężenia wynosi aż 3,3 ppm rocznie. To olbrzymie zaskoczenie. Nie spodziewaliśmy się, że ten wzrost jest tak szybki - mówi Sutton. Dane uzyskano z siedmiu boi, które zbierają informacje od 1998 roku. W tropikalnych obszarach Pacyfiku występuje wiele zjawisk naturalnych, takich jak np. El Nino czy Dekadowa Oscylacja Pacyfiku, dlatego też naukowcy włożyli sporo wysiłku w oddzielenie rzeczywistych zmian stężenia CO2 od zmian sezonowych, powodowanych zmieniającymi się warunkami. Jednym z powodów, dla którego wyposażyliśmy boje w urządzenia do pomiaru CO2 była chęć uzyskania danych z obszarów cechujących się dużą zmiennością naturalną - wyjaśnia Sutton. Dzięki temu naukowcy zauważyli różnice pomiędzy El Niño i La Niña, a teraz, po zbieraniu danych przez 15 lat widzą, w jaki sposób na stężenie gazu wpływają rzadziej występujące zjawiska jak Dekadowa Oscylacja Pacyfiku. Rosnące zakwaszenie oceanu już szkodzi gospodarce. U wybrzeży USA w niektórych obszarach zmniejszyły się połowy skorupiaków, gdyż bardziej zakwaszone wody utrudniają wykształcanie skorup. Rosnąca kwasowość wód zagraża też rafom koralowym. Sutton i jej koledzy mają zamiar wydłużyć czas swoich badań, zwiększyć zasięg i liczbę wykorzystywanych instrumentów naukowych. Chcą się w ten sposób dowiedzieć, jaka część wspomnianego wzrostu ma związek z naturalnym cyklem, a jaka z działalnością człowieka. « powrót do artykułu
-
Debby Elnatan, matka chłopca z porażeniem mózgowym z Izraela, zaprojektowała uprząż Upsee, która pomaga dziecku uczestniczyć w życiu rodziny. Ubraną w nią osobę przypina się do pasa opiekuna, który nosi specjalne sandały. Dzięki temu możliwe staje się niemal naturalne chodzenie, a nawet gra w piłkę. Produkcją uprzęży na masową skalę zajęła się irlandzka firma Leckey. Od 7 kwietnia będzie ją można kupić online, a między 1 a 3 kwietnia odbędą się bezpłatne seminaria, podczas których zostaną ujawnione szczegóły dotyczące rozmiarów i cen. Na razie wiadomo, że Upsee ma kosztować ok. 540 dol. (do tego trzeba doliczyć koszt dostawy) i będzie pasować na dzieci w wieku od 3 do 8 lat. Conor Mckeran, menedżer ds. marketingu Upsee, podkreśla, że już teraz zainteresowanie produktem jest olbrzymie. Przez 3 ostatnie miesiące uprząż była testowana przez 20 rodzin z całego świata. « powrót do artykułu
-
Przychodzi Budda do baru. Pokoleniowy przewodnik życiowy
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Książki
1) Jesteś uduchowiony (ale niekoniecznie religijny)? 2) Rozczarował Cię świat i otaczająca Cię rzeczywistość? 3) Chcesz pogłębić relacje z ludźmi w świecie pozafacebookowym? Jeśli chcesz czerpać z życia pełnymi garściami i szukasz dla siebie najlepszej drogi, ta książka będzie Twoim przewodnikiem po wyboistych ścieżkach. Poznaj proste techniki medytacyjne, by wykorzystać pełną moc swojego umysłu i ciała. Odkryj filozofię życiową, która otworzy Ci oczy na nowe, nieznane dotąd możliwości. Przeżywaj każdy dzień intensywnie i z niesłabnącą energią. Naucz się metod przejmowania pełnej kontroli nad własnym mikrokosmosem. Świat tylko czeka, byś ruszył śmiało przed siebie i odkrywał go kawałek po kawałku. Lodro Rinzler jest praktykiem medytacji i nauczycielem buddyzmu szambali. Przez ostatnie dziesięć lat prowadził liczne warsztaty w ośrodkach medytacyjnych i kampusach uniwersyteckich na terenie całych Stanów Zjednoczonych. Jego felietony zatytułowane What Would Sid Do? ukazują się regularnie w "Huffington Post" oraz "Interdependence Project". « powrót do artykułu -
Badacze z Wielkiej Brytanii i Szwajcarii opracowali nową technikę obrazowania, która pozwoliła wykonać czasowo rozdzielczą mikrotomografię lecącej plujki pospolitej (Calliphora vicina). Jak wyjaśniają naukowcy na łamach pisma PLoS ONE, uderzenie skrzydeł plujki jest 50-krotnie krótsze niż mrugnięcie ludzkiego oka. Zawiadują nim liczne mięśnie, a warto pamiętać, że niektóre są cieńsze od naszego włosa. Zespół próbował zwizualizować ich ruchy i towarzyszące im deformacje otaczającego egzoszkieletu. Do nagrania szybkich zdjęć rtg. wykorzystano akcelerator cząstek. Kolejnym etapem było rekonstruowanie trójwymiarowych tomogramów 10 etapów uderzenia skrzydła. Promieniowanie rentgenowskie było skoncentrowane na niewielkim obszarze, co było konieczne, by osiągnąć wysoką rozdzielczość tak małego obiektu. Tułów plujki ma ok. 4 mm długości - podkreśla dr Simon Walker z Uniwersytetu Oksfordzkiego. Biolodzy przymocowywali plujki do pionowego bolca, który obracał się w trakcie badania. Podczas eksperymentów wykorzystano fakt, że automatycznie zaczynają one latać po oderwaniu stóp od podłoża. Nad owadem umieszczaliśmy małą dmuchawę, która zapewniała stałe działanie bodźca w czasie nagrania. Na zdjęciach widać mięśnie zasilające (mają one barwę od żółtego po czerwony) i sterujące (te z kolei są zielone i niebieskie). Dr Walker twierdzi, że najbardziej zdumiewające jest to, jak bardzo ciało plujki odkształca się w czasie lotu - dosłownie wszystko się wygina. Wrażenie robi również to, jak duży wpływ mają tak drobne mięśnie. Mięśnie sterujące stanowią zaledwie 3% masy ciała, a wywołują bardzo duże i szybkie zmiany kierunku. Naukowcy mają nadzieję, że ich ustalenia przydadzą się podczas projektowania biomimetycznych latających robotów. « powrót do artykułu
-
Amerykański sąd uznał, że chińska wyszukiwarka Baidu nie łamie prawa cenzurując informacje o prodemokratycznych inicjatywach. Pozew przeciwko Baidu wniosło w 2011 roku ośmiu działaczy społecznych z Nowego Jorku. Ich zdaniem wyszukiwarka łamie amerykańskie przepisy chroniące wolność wypowiedzi. Ocenzurowane wyniki widzą nie tylko mieszkańcy Państwa Środka, ale również np. osoby z Nowego Jorku korzystające z Baidu. Sędzia Jesse Furman z Sądu Okręgowego dla Południowego Dystrykty Nowego Jorku uznał jednak, że nakazywanie Baidu, by pokazywał w wynikach wyszukiwania informacje o prodemokratycznych inicjatywach byłoby przekroczeniem amerykańskich przepisów dotyczących wolności wypowiedzi. Furman porównał działania Baidu z wyborem przez gazetę treści, które chce opublikować. Pierwsza Poprawka daje Baidu prawo do opowiedzenia się po stronie innego systemu niż system demokratyczny (w Chinach czy gdziekolwiek indziej), tak samo jak daje powodom prawo do opowiedzenia się po stronie demokracji - napisał sędzia w uzasadnieniu wyroku. Furman dodał, że Baidu nie blokuje Amerykanom możliwości wyszukiwania treści prodemokratycznych w innych wyszukiwarkach. Firma prawnicza reprezentująca chińskie przedsiębiorstwo z zadowoleniem zauważyła, że wyrok to zwycięstwo wolności słowa. Pokazuje on, że nasze sądy chronią prawa wszystkich mediów do wyboru tego, co publikują. Prawa te rozciągają się zarówno na media internetowe, jak i na media drukowane. I w równym stopniu chronią media chińskie, jak i media amerykańskie - stwierdził adwokat Carey Ramos. « powrót do artykułu
-
Dell jest kolejną firmą, która będzie wnosiła na rzecz Microsoftu opłaty z tytułu sprzedaży urządzeń z systemem Android i przeglądarką Chrome. Przedsiębiorstwa takie jak Samsung, LG czy HTC już od dawna płacą Microsoftowi za patenty giganta z Redmond wykorzystywane w Androidzie czy Chrome. Wykupienie licencji chroni je przed pozwami o naruszenie praw patentowych. Nasza umowa z Dellem pokazuje, co można osiągnąć, gdy firmy dzielą się swoją własnością intelektualną. Od wielu lat zamiast spierać się w sądzie podpisujemy podobne umowy z producentami i sprzedawcami nowoczesnych - mówi Horacio Gutierrez odpowiedzialny z Microsofcie za plracę Innovation and Intellectual Property Group. Już w 2012 roku Microsoft informował, że czerpie korzyści finansowe z 70% smartfonów sprzedawanych na terenie USA. « powrót do artykułu
-
Układ Słoneczny wzbogacił się właśnie o nowego członka. Obiekt 2012 VP113 to najodleglejsze znane ciało krążące wokół Słońca. Prawdopodobnie jest to planeta karłowata. Kelly Fast z prowadzonego przez NASA Planetary Astronomy Program stwierdziła: mimo, że istnienie Obłoku Oorta jest jedynie hipotezą, to najnowsze odkrycie pomoże zrozumieć, w jaki sposób mógł się on uformować. Obserwacje 2012 VP113 prowadził zespół pod kierunkiem Chadwicka Trujillo z Gemini Observatory na Hawajach i Scotta Shepparda z Carnegie Institution w Waszyngtonie. Odkrycie 2012 VP113 pokazuje, że zewnętrzne krawędzie Układu Słonecznego nie są pustkowiem, jak wcześniej sądzono. Odkryliśmy wierzchołek góry lodowej, który wskazuje, że w Obłoku Oorta znajduje się wiele obiektów czekających na odnalezienie. To pokazuje też, jak mało wiemy o najodleglejszych obszarach Układu Słonecznego i jak wiele jest tam do odkrycia - mówi Trujillo. Dotychczas wiedzieliśmy, że poza Plutonem znajduje się jeden niewielki obiekt o nazwie Sedna, który w momencie największego oddalenia od Słońca znajduje się w odległości nawet 937 jednostek astronomicznych. Zbliża się do Słońca na nie więcej niż 76 jednostek astronomicznych. Tymczasem 2012 VP113 znajduje się jeszcze dalej. Naukowcy oceniają, że nie przybliża się do śłońca bardziej niż na 80 j.a. Sheppard i Trujillo szacują, że może istnieć około 900 obiektów podobnych do Sedny i 2012 VP113 o średnicy większej niż 1000 kilometrów. Jeśli Obłok Oorta istnieje, to w jego skład wchodzi olbrzymia liczba obiektów, a niektóre z nich mogą być zbliżone wielkością do Marsa czy Ziemi. « powrót do artykułu
-
Wydrukowali implant 3D sklepienia czaszki i wszczepili go pacjentce
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
U 22-letniej Holenderki z rzadkim schorzeniem kości, wskutek którego grubość czaszki powiększyła się z 1,5 do 5 cm, upośledzając widzenie, ograniczając mimikę i powodując bóle głowy, neurochirurdzy z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Utrechcie usunęli sklepienie czaszki i zastąpili je wydrukowanym na drukarce 3D implantem. Jak można się domyślić, operacja była trudna i trwała prawie dobę (23 godziny). Ponoć czaszka była tak gruba, że gdyby jej nie zmodyfikowano, w niedalekiej przyszłości doszłoby do poważnego uszkodzenia mózgu lub zgonu. Po operacji objawy ustąpiły, a pacjentka odzyskała wzrok i wróciła do pracy. Na razie nie wiadomo, czy implant wystarczy na całe życie, czy trzeba go będzie kiedyś wymienić. Plastik przymocowano do zostawionych kości. Lekarze usunęli kobiecie część mózgoczaszki sięgającą od linii włosów po szyję i od ucha do ucha. Dr Bon Verweij opowiada, że choć wcześniej podejmował próby rekonstruowania czaszek w 3D, dotąd nie ukończono jeszcze tak dużego implantu. Co istotne, organizm kobiety go nie odrzucił. Operację przeprowadzono 3 miesiące temu, ale Uniwersytet w Utrechcie poinformował o tym dopiero ostatnio. Holendrzy mają nadzieję, że technikę uda się wykorzystać w innych chorobach układu kostnego, a także u osób po wypadkach lub czaszkami uszkodzonymi przez nowotwór. « powrót do artykułu -
Znajdujący się w Układzie Słonecznym obiekt o nazwie Chariklo jest pierwszym poza wielkimi planetami ciałem, u którego odkryto pierścienie. Dotychczas znaliśmy pierścienie otaczające Jowisza, Saturna, Urana i Neptuna. Felipe Braga-Ribas z Obserwatorium Narodowego w Rio de Janeiro mówi, że odkrył pierścienie Chariklo przez przypadek i był całkowicie zaskoczony ich obecnością. Chariklo należy do klasy centaurów, czyli niewielkich ciał znajdujących się pomiędzy Jowiszem a Neptunem i poruszających się wokół Słońca po niestabilnych orbitach. Chariklo ma zaledwie 250 kilometrów średnicy, zatem odkrycie pierścieni było olbrzymim zaskoczeniem, gdyż dotychczas sądzono, że jedynie duże obiekty o odpowiednio silnej grawitacji mogą utrzymać pierścienie. Braga-Ribas mówi, że jego zespół zaobserwował pierścienie przypadkiem 3 czerwca 2013 roku, gdy Chariklo przesłonił widoczną z Ziemi odległą gwiazdę. Gdy Chariklo przechodził na tle gwiazdy astronomowie, tak jak się spodziewali, zauważyli spadek jej jasności. Zaobserwowano jednak coś więcej. Cztery inne spadki jasności. Dwa, zanim Chariklo przeszedł na tle gwiazdy, i dwa później. Uczeni zebrali dane z 7 teleskopów rozsianych po całej Ameryce Południowej i na tej podstawie doszli do wniosku, że centaur ma dwa pierścienie. Jeden o szerokości 7, a drugi 3 kilometrów. Brazylijski uczony mówi, że odkrycie pierścieni wyjaśnia pewną zagadkę związaną z Chariklo. Wcześniejsze obserwacje wykazywały, że skład tego centaura zmienia się w czasie. Obecność pierścieni składających się z lodu, które czasem były ustawione tak, iż było je widać, a czasem tak, że były niemal niewidoczne, wyjaśnia te zmiany. Z opinią taką zgadza się Francesca DeMeo z Harvard-Smithsonian Center for Astrophysics. Byłoby bardzo trudno wytłumaczyć ten fenomen w inny sposób, mówi. Znacznie trudniej wyjaśnić samo istnienie pierścieni. Mogły one utworzyć się, gdy jakieś inne ciało uderzyło w Chariklo, mogły powstać z materiału, który oderwał się od obracającego się centaura, może być to też materiał z Chariklo, który uwalnia się – podobnie jak ma to miejsce w kometach – podczas jego podróży. Wielką niewiadomą jest natomiast, w jaki sposób Chariklo utrzymuje pierścienie przy sobie. « powrót do artykułu