Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Para farmaceutów z Dakoty Północnej - ojciec i córka Jeff i Josslyn Doddsowie - wymyśliła sprej na potwory. Niebieski płyn jest trzymany w aptecznej butelce z pomysłową naklejką (poza nazwą Monster Spray widnieje na niej, oczywiście, potwór). Później przelewa się go do innej buteleczki z atomizerem. Wg instrukcji, roztwór należy rozpylić w dziecięcym pokoju przed snem. Jeśli trzeba, zabieg powtórzyć. Podobno zawartość starcza na 120 pryśnięć. Na etykiecie zamieszcza się także termin przydatności. [Płyn] jest w 100 procentach bezpieczny i wspaniale działa. Naprawdę odstrasza potwory - podkreśla Josslyn. Rodzice, którzy przetestowali "lek", twierdzą, że dzieci przekonuje fachowo wyglądające opakowanie. Choć mikstura istnieje od ok. 5 lat, szersze grono osób dowiedziało się o niej dopiero ostatnio, dzięki zdjęciu zamieszczonemu na Facebooku. « powrót do artykułu
  2. Bukowanie wakacji z pracy może prowadzić do mniej satysfakcjonujących zakupów. W ramach studium specjaliści od marketingu z Rice University i Uniwersytetu Stanowego Iowy przeanalizowali dane z witryny rezerwacji hoteli. Przyglądali się jakości wybranych przybytków i zadowoleniu z pobytu. Byliśmy zainteresowani tym, kiedy ludzie dokonują droższych zakupów i jak wygląda późniejsze zadowolenie - podkreśla Ajay Kalra z Rice. Kalra i Wei Zhang z Uniwersytetu Stanowego Iowy twierdzą, że badanie wykonano w świetnym momencie, bo ludzie zabierają się właśnie do organizowania wakacji. Amerykanie wytypowali 3 zmienne, które wpływały zarówno na wybór hotelu, jak i pozakupową satysfakcję: 1) czas upływający między zakupem a pobytem w hotelu, 2) odległość między miejscem, z którego dokonano rezerwacji, a lokalizacją hotelu i 3) czas zakupu (godziny pracy lub godziny wolne). Później duet włączył je do modelu ekonometrycznego. W badaniu uwzględniono losową próbę 4582 konsumentów, którzy zrobili rezerwację hotelu między styczniem 2008 a październikiem 2009 r. Okazało się, że konsumenci podróżujący dalej i dokonujący rezerwacji w godzinach pracy z większym prawdopodobieństwem wybierali hotele lepszej jakości, ale jednocześnie byli mniej usatysfakcjonowani pobytem niż ludzie, którzy przebywali w tym samym hotelu, ale podróżowali mniej oraz osoby bukujące poza godzinami pracy. To istotne, zważywszy, że ponad 35% badanych kupowało pobyt w godzinach pracy. Spekulujemy, że dzieje się tak, bo ludzie są w pracy bardziej zmęczeni i mają tendencję do kupowania droższych obiektów lub dlatego, że wakacje wydają się wtedy bardziej pociągające. Wstępne dane sugerują, że nie powinniśmy kupować w biurze - twierdzi Kalra. Amerykanie zauważyli także, że konsumenci, którzy bukują i płacą wcześniej, są bardziej skłonni wybierać hotele wyższej jakości i są częściej usatysfakcjonowani niż osoby czekające do ostatniej chwili. Stąd pomysł, pierwotnie nie nasz, że jeśli płacisz wcześniej, ból związany z wydawaniem pieniędzy zmniejsza się z czasem, sprawiając, że w czasie samych wakacji jesteś szczęśliwszy. Koniec końców ustalono, że jeśli obsługa w hotelu jest zła, ból odczuwany w momencie zakupu prawdopodobnie powraca, sprawiając, że konsumenci są mniej usatysfakcjonowani. « powrót do artykułu
  3. Morze Bałtyckie dusi się z niedoboru tlenu. Giną rośliny i zwierzęta, a naukowcy alarmują, że należy natychmiast zmniejszyć ilość nawozów trafiających do Bałtyku. Po wielu latach badań naukowcy z duńskiego Uniwersytetu w Aarhus oraz szwedzkich uniwersytetów w Lund i Sztokholmie doszli do wniosku, że główną przyczyną braku tlenu w naszym morzu jest nadmiar trafiających doń składników odżywczych. W najgłębszych regionach Bałtyku tlenu zawsze brakowało. Jest to spowodowane niewielkim dopływem wody z innych mórz. Jednak wyżej położone warstwy wód były bogate w tlen. Jednak w ciągu ostatniego wieku sytuacja uległa dramatycznemu pogorszeniu. Obszar wód, w których brakuje tlenu zwiększył się z 5000 kilometrów kwadratowych na początku XX wieku do 60 000 km2 obecnie. Przeanalizowaliśmy dane dotyczące temperatury, zawartości tlenu i poziomu zasolenia pochodzące z ostatnich 115 lat. Na tej podstawie możemy stwierdzić, że główną przyczyną braku tlenu są składniki odżywcze pochodzące z lądu - powiedział profesor Jacob Carstensen z Uniwersytetu w Aarhus. Do niedoborów tlenu dochodzi, gdy jego pobór przy dnie jest większy niż dostawy pochodzące z mieszania się wód. Do niedoborów przyczynia się też ocieplający się klimat. Tlen atmosferyczny słabiej rozpuszcza się w wodzie, a jednocześnie zwiększa się jego pobór przez organizmy. Temperatura wody rośnie i będzie rosła w najbliższych latach. Wszystkie kraje leżące nad Morzem Bałtyckim powinny przystąpić do działania i zredukować ilość składników odżywczych trafiających do morza - dodał Carstensen. Brak tlenu przy dnie ma negatywne konsekwencje dla całego ekosystemu. Dno morskie staje się pustynią, na której żyją tylko bakterie zdolne do przetrwania w takich warunkach. Niektóre z nich wytwarzają metan, który uwalnia się do wody wraz z obecną w osadach siarką. Wzburzone osady mogą zabijać ryby zamieszkujące wyżej położone wody. Gdy pojawi się taka przydenna pustynia, powrót dawnego ekosystemu może potrwać nawet kilkadziesiąt lat. Pod warunkiem, że powstaną warunki potrzebne do regeneracji. « powrót do artykułu
  4. Pojawiła się nadzieja na regenerację zniszczonych połączeń nerwowych u osób, które doznały urazu rdzenia kręgowego lub udaru mózgu. Z dzisiejszego Nature Communications dowiadujemy się o badaniach przeprowadzonych przez naukowców z Imperial College London i Hertie-Institut z Uniwersytetu w Tybindze. Wynika z nich, że koaktywator P300/CBP (P300/CBP-associated factor - PCAF) może odgrywać kluczową rolę w uruchamianiu chemicznych mechanizmów reaktywacji nerwów. Naukowcy wstrzyknęli PCAF myszy z uszkodzonym centralnym układem nerwowym i zaobserwowali zwiększenie się liczby odrodzonych włókien nerwowych. Wyniki takie sugerują, że być może będziemy w stanie wywołać odpowiednie zmiany chemiczne wspomagające wzrost nerwów po uszkodzeniu centralnego układu nerwowego. Ostatecznym celem badań powinno być opracowanie farmaceutycznego sposobu na zachęcenie nerwów do wzrostu i naprawy oraz uzyskanie w ten sposób poprawy stanu zdrowia u pacjentów. Jesteśmy podekscytowani naszym odkryciem, ale należy zaznaczyć, że to dopiero wstępne spostrzeżenia - mówi profesor Simone Di Giovanni. Naukowcy chcą sprawdzić, czy mysz leczona PCAF przynajmniej częściowo odzyska funkcje utracone przez uszkodzenie nerwów. Jeśli tak, może to być pierwszy krok ku opracowaniu leku i rozpoczęciu badań klinicznych. Uczeni ciągle nie rozumieją, jak to się dzieje, że aksony obwodowego układu nerwowego są w stanie się regenerować, gdy tymczasem te z centralnego układu nerwowego niemal nie podejmują takich prób. Po uszkodzeniu obwodowego układu nerwowego około 30% nerwów regeneruje się i często dochodzi do odzyskania utraconych funkcji. Naukowcy chcieliby doprowadzić do podobnej sytuacji w przypadku centralnego układu nerwowego. Specjaliści z Londynu i Tybingi przyjrzeli się modelowi mysiemu oraz kulturom komórkowym i porównali odpowiedź obwodowego oraz centralnego układu nerwowego przyglądając się neuronom zwoju korzeni grzbietowych nerwów rdzeniowych. Neurony te łączą oba układy nerwowe. Odkryli, że istnieje mechanizm epigenetyczny, który odpowiada za regenerację nerwów. Gdy dojdzie do uszkodzenia nerwów obwodowego układu nerwowego, wysyłany jest sygnał, który włącza program odbudowy. Uczonym udało się zidentyfikować sekwencję reakcji chemicznych, która powoduje włączenie tego programu i odkryli, że jej kluczowym elementem jest właśnie PCAF. « powrót do artykułu
  5. Choroba wysokościowa to de facto przynajmniej 2 różne choroby - wykazali naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu. Szkoci posłużyli się nową skalą wzrokowo-analogową (ang. Visual Analogue Scale, VAS). Mieszkańców nizin, którzy nagle znaleźli się na wysokościach, proszono o zaznaczenie punktu pomiędzy krańcami odcinków (pytań). Każdy z nich był opisany przeciwstawnymi twierdzeniami, a położenie oznaczenia wskazywało na natężenie objawu. Jak wyjaśniają autorzy artykułu z PLoS ONE, wyniki VAS porównano z wynikami tradycyjnie stosowanej skali samoopisu Lake Louise, gdzie głównym objawom przyporządkowuje się odpowiadające natężeniu punkty od 0 do 3. Wyniki VAS mierzono w milimetrach. Grupy kwestionariuszy z podobnymi profilami objawów zidentyfikowano za pomocą narzędzia do analizy sieci BioLayout Express 3D. Na co dzień jest ono wykorzystywane do wizualizacji klastrów powiązań w obrębie danych ekspresji mikromacierzy (w transkryptomice). Akademicy zastosowali VAS, by odnotować subiektywne symptomy z 1100 osobodni. W sumie uwzględniono 292 ludzi, uczestników 2 ekspedycji; 103 udało się w boliwijskie Andy, a 189 na Kilimandżaro. Pierwsi polecieli do La Paz (3650 m n.p.m.) i po 4-5 dniach aklimatyzacji wjechali w ciągu 1,5 godz. terenówkami na wysokość 5200 m. Czterdzieści jeden osób wylosowano do grupy zażywającej przeciwutleniacze, 20 do grupy zażywającej sildenafil, a reszcie (42) podawano placebo. Nikt nie przyjmował niesteroidowych leków przeciwzapalnych. Druga z analizowanych ekspedycji wspinała się po Kilimandżaro. Sto czterdzieści dziewięć osób obrało standardową trasę Marangu, na której przed dotarciem na szczyt (5895 m) śpi się w bazach na wysokości 2743, 3760 i 4730 m. Pozostali wspinacze (82) zdecydowali się na dodatkowy dzień odpoczynku na wysokości 3760 m albo (40) poszli trasą Rongai, przy której nie ma ustalonych punktów noclegowych. Analiza danych pokazała, że u podłoża bólu głowy i zaburzeń snu leżą różne mechanizmy patofizjologiczne. W sumie naukowcy natrafili na 3 wzorce objawów. O ile zmęczenie było powszechnym symptomem, o tyle zaburzenia snu i ból głowy się wykluczały (gdy występowało jedno, nie było drugiego). W najpopularniejszym wzorcu występowały zmęczenie i zaburzenia snu z niewielkim bądź nieobecnym bólem głowy. Wśród jednostek z silnym bólem głowy 40% nie wspominało zaś o zaburzeniach snu. Generalnie Szkoci zauważyli, że zaburzenia snu słabo korelowały z innymi symptomami choroby wysokościowej. Przez ponad 20 lat myśleliśmy, że choroba wysokościowa to jedna jednostka nozologiczna. Teraz wykazaliśmy, że istnieją co najmniej 2 odrębne zespoły; zdarza się, że występują one u ludzi w zbliżonym czasie. Odrębne ich badanie pozwoli łatwiej wskazać przyczyny i przetestować leczenie - podkreśla dr Ken Baillie. « powrót do artykułu
  6. Pod koniec permu doszło do największego wymierania w dziejach Ziemi. Przed 252 milionami lat z powierzchni naszej planety zniknęło 90% gatunków morskich i 70% lądowych kręgowców. Badacze z MIT-u proponują hipotezę, zgodnie z którą za wymieraniem stały produkujące metan mikroorganizmy. Naukowcy twierdzą, że wymierania nie rozpoczęły, jak dotychczas sugerowano, masowe wybuchy wulkanów, asteroidy czy potężne pożary. Zapoczątkowała je działalność mikroorganizmów z rodzaju Methanosarcina. Ich olbrzymie ilości pojawiły się nagle w oceanach, produkując tyle metanu, że zmianie uległa zarówno chemia wód oceanicznych jak i skład atmosfery. Nowe dowody wskazują, że nagłe namnażanie się Methanosarcina zostało zapoczątkowane przez wykorzystanie przez nie nowych źródeł organicznego węgla oraz pojawienie się potrzebnego im do rozwoju niklu. Oba pierwiastki pochodziły z działalności wulkanicznej, która zwiększyła się właśnie wtedy. Autorami nowej hipotezy są profesor geofizyki Daniel Rothman, doktor Gregory Fournier oraz pięciu innych badaczy z MIT-u i z Chin. Naukowcy oparli swoją hipotezę na trzech niezależnych zbiorach dowodów. Po pierwsze, podczas wymierania permskiego doszło do wykładniczego lub szybszego wzrostu stężenia dwutlenku węgla w oceanach. Po drugie, badania genetyczne ujawniły, że w tym samym czasie doszło do zmian w Methanosarcina, które mogły produkować więcej metanu pobierając z wody węgiel. Po trzecie, z badań osadów wiemy, że pojawiło się wówczas dużo niklu. Już wcześniej wiedziano, że coś spowodowało emisję dwutlenku węgla lub metanu. Sugerowano erupcje wulkaniczne w trapach syberyjskich. Jednak obliczenia wykonane prze uczonych z MIT-u wykazały, że erupcje takie nie uwolniłyby tyle węgla ile znaleziono w osadach. Co więcej, obserwowane zmiany w ilości węgla nie odpowiadały erupcji. W przypadku gwałtownego wyrzutu dwutlenku węgla przez wulkany obserwowalibyśmy stopniowy spadek jego poziomu. Tymczasem widzimy ciągły gwałtowny wzrost - mówi Fournier. To wskazuje na ekspansję mikroorganizmów. Nagły rozrost ich populacji jest jednym z niewielu czynników, które mogą przyczynić się do wykładniczego wzrostu poziomu węgla w środowisku. Wszystko wskazuje na to, że doszło do kilku niezwykłych zbiegów okoliczności. Methanosarcina wymieniły materiał genetyczny z innym mikroorganizmem, co pozwoliło im na gwałtowny rozrost i produkcję metanu z węgla. W tym samym mniej więcej czasie doszło do erupcji w trapach syberyjskich, dzięki czemu w środowisku pojawiło się dużo niklu potrzebnego mikroorganizmom do rozmnażania się. Methanosarcina wykorzystały okazję, zaczęły się mnożyć i produkować metan. To doprowadziło do pojawienia się dwutlenku węgla w oceanach i zakwaszenia wody, co zabiło morskie organizmy, a zwiększenie stężenia metanu w atmosferze doprowadziło do zagłady organizmów lądowych.
  7. Amerykańscy naukowcy odkryli na powierzchni/we wnętrzu dwoinek rzeżączki (Neisseria gonorrhoeae) nowe białka, które będzie można wykorzystać w leczeniu. Jest to o tyle ważne, że tylko jedna cefalosporyna trzeciej generacji nadal wykazuje dobrą skuteczność przeciw bakteriom i obecnie trwa wyścig z czasem, by znaleźć alternatywną ścieżkę terapii. Prof. Aleksandra Sikora z Wydziału Farmacji Uniwersytetu Stanowego Oregonu przekonuje, że dzięki badaniom nad wspomnianymi białkami będzie można pomyśleć o szczepionce, nowych lekach hamujących wzrost dwoinek rzeżączki, a nawet o odnowieniu efektywności starszych antybiotyków. To może być krok milowy w poszukiwaniach rozwiązania globalnego problemu [lekooporności]. Wydaje się, że jedno lub więcej tych białek, albo z osłony komórkowej bakterii, albo z powierzchni, odgrywa kluczową rolę we wzroście i przeżyciu dwoinek. Zespół, którego raport ukazał się w piśmie Molecular and Cellular Proteomics, posłużył się proteomiką (proteomika zajmuje się badaniem budowy białek i zależności między budową danej proteiny a sprawowaną funkcją). Amerykanie natrafili na różne białka rezydujące w osłonie bakteryjnej i jej uwypukleniach - pęcherzykach błonowych. Osłona komórkowa chroni wnętrze N. gonorrhoeae przed środowiskiem i spełnia ważną rolę w przeżyciu oraz zjadliwości. Znajdujące się w niej białka pomagają zdobywać składniki odżywcze, stanowią przenikalną barierę czy hamują reakcję odpornościową. Inne białka na powierzchni bakterii pomagają się jej przyczepiać do gospodarza. Pęcherzyki błonowe powstają z błony zewnętrznej i są sferycznymi strukturami zawierającymi białka i DNA. Angażują się w antybiotykooporność, komunikację bakteryjną oraz dostawę czynników ważnych dla infekcji. Niektóre z poprzednich prób stworzenia szczepionki na rzeżączkę się nie powiodły, bo koncentrowano się na białkach istotnych dla zakażenia, a te są dość niestabilne. Ponieważ ciągle się zmieniają, nie nadają się do wspomnianego celu. Proteiny, które zidentyfikowaliśmy, są o wiele stabilniejszym i wrażliwszym celem - podsumowuje Sikora. Akademicy ocenili już ilość zidentyfikowanych białek osłony i pracują nad rozszyfrowaniem ich funkcji. W przyszłości poszukają związków chemicznych, które by na nie oddziaływały. « powrót do artykułu
  8. Wystawa z Australijskiego Narodowego Muzeum Morskiego (ANMM) pokazuje, że niegdyś przesiadywanie we wnętrzu padłego walenia było uważane za sposób na reumatyzm. Wierzono, że gdy ktoś spędzi w truchle ok. 30 godz., dzięki wysokiej temperaturze i wydobywającym się gazom gnilnym może się uwolnić od bólu nawet na rok. Moda z końca XIX w. rozpoczęła się prawdopodobnie w Eden, centrum wielorybniczym w Nowej Południowej Walii. Dokumentujące ją zdjęcia i grafiki stanowią część obchodów muzealnego sezonu waleni. Chorego opuszczało się do wnętrza zabitego niedawno walenia, tak że na zewnątrz wystawała tylko jego głowa. Ponoć wszystko zaczęło się od przypadku. Jak donoszono 7 marca 1896 r. na łamach Pall Mall Gazette w artykule pt. "A new cure for rheumatism", pewien pijany mężczyzna wdrapał się 2 czy 3 lata wcześniej do truchła wieloryba. Szedł wtedy po plaży z przyjaciółmi i z niewiadomych powodów uznał znalezisko za smaczny kąsek. Zanurkował w tłuszczu i choć znajomi próbowali go uratować, odstraszyły ich fetor i gorąco. Tak jak przypuszczali, po paru godzinach trzeźwy już birbant samodzielnie wychynął ze środka. Niespodzianką było ustąpienie reumatyzmu. Autor tekstu podkreślał, że w Eden znajdował się hotel, w którym zatrzymywali się chorzy na reumatyzm. Wielorybnicy "wykopywali" dla nich w padlinie coś w rodzaju wąskiego grobu. Ludzie leżeli w nim przez 2 godziny jak w łaźni tureckiej, a zwierzęcy tłuszcz zamykał się na ich ciele, tworząc gorący okład. « powrót do artykułu
  9. Oracle stał się drugim największym na świecie producentem oprogramowania, wyprzedzając w tym rankingu IBM-a. Firma Ellisona sprzedała w 2013 roku programy o łącznej wartości 29,6 miliarda USD. Globalne zainteresowanie oprogramowaniem do przetwarzania i analizy olbrzymiej ilości danych oraz inwestycje w aplikacje bazodanowe i chmurowe pomogły Oracle'owi w osiągnięciu sukcesu -powiedział Chad Eschinger, wiceprezes firmy analitycznej Gartner. Największym producentem oprogramowania pozostaje Microsoft, który w ubiegłym roku otrzymał za swój software 65,7 miliarda USD. Wartość oprogramowania IBM-a wyniosła 29,1 miliarda dolarów, a na czwartym miejscu ulokował się SAP, którego wpływy z tytułu sprzedaży programów sięgnęły 18,5 miliarda dolarów. W pierwszej dziesiątce znajdziemy też Symanteka, EMC, Hewlett-Packarda, Vmware, CA Technologies i Salesforce.com. W 2013 roku świat wydał na oprogramowanie 407,3 miliarda USD, czyli o 4,8% więcej niż w roku poprzednim. Największą karierę zrobiło oprogramowanie sprzedawane w modelu SaaS (software as a service). Po raz pierwszy wśród 10 największych sprzedawców software'u znalazła się firma, która sprzedje je wyłącznie w takim modelu. Przychody Salesforce.com z tego tytułu sięgnęły 3,8 miliarda dolarów. « powrót do artykułu
  10. Satya Nadella, nowy dyrektor wykonawczy Microsoftu, poinformował w wywiadzie dla Bloomberga, że wsparcie dla Windows XP zostanie przedłużone do 31 grudnia 2016 roku. Ustąpiliśmy pod naciskiem naszych największych klientów - mówi Nadella. Co prawda wielkie przedsiębiorstwa posiadają grupowe licencje i już dawno pozbyły się przestarzałego OS-u, jednak obawiają się... swoich pracowników. Wielu z nich korzysta w domu z Windows XP. Nie ma sposobu, by uniemożliwić któremuś z tysięcy pracowników podłączenie prywatnego klipsu USB do firmowego komputera - mówi anonimowy menedżer jednego z potężnych światowych koncernów. Rozmawialiśmy z naszymi partnerami z Microsoftu i wyjaśniliśmy im, jak ważne jest, by przedłużyli wsparcie dla Windows XP - dodaje. Z najnowszych danych NetApplications wynika, że z Windows XP wciąż korzysta aż 28,69% posiadaczy komputerów. Zwykle Microsoft kończy wsparcie swoich systemów operacyjnych w ciągu 10 lat od ich premiery. Windows XP zadebiutował w 2001 roku. Wsparcie dla niego zostało już raz przedłużone i miało zakończyć się w kwietniu bieżącego roku. Tym razem Microsoft ugiął się nie pod naciskiem konsumentów, a największych klientów korporacyjnych, którzy boją się o bezpieczeństwo własnych sieci. Dziennikarze Bloomberga nieoficjalnie dowiedzieli się, że koncerny, które naciskały na Microsoft, są skłonne ponieść koszty związane z przedłużeniem wsparcia dla przestarzałego XP. Przedłużenie okresu wsparcia oznacza, że posiadacze Windows XP będą mogli liczyć na bezpłatne poprawki dotyczące bezpieczeństwa. Nie otrzymają żadnych poprawek nie związanych z bezpieczeństwem. « powrót do artykułu
  11. Satya Nadella, nowy dyrektor wykonawczy Microsoftu, poinformował w wywiadzie dla Bloomberga, że wsparcie dla Windows XP zostanie przedłużone do 31 grudnia 2016 roku. Ustąpiliśmy pod naciskiem naszych największych klientów - mówi Nadella. Co prawda wielkie przedsiębiorstwa posiadają grupowe licencje i już dawno pozbyły się przestarzałego OS-u, jednak obawiają się... swoich pracowników. Wielu z nich korzysta w domu z Windows XP. Nie ma sposobu, by uniemożliwić któremuś z tysięcy pracowników podłączenie prywatnego klipsu USB do firmowego komputera - mówi anonimowy menedżer jednego z potężnych światowych koncernów. Rozmawialiśmy z naszymi partnerami z Microsoftu i wyjaśniliśmy im, jak ważne jest, by przedłużyli wsparcie dla Windows XP - dodaje. Z najnowszych danych NetApplications wynika, że z Windows XP wciąż korzysta aż 28,69% posiadaczy komputerów. Zwykle Microsoft kończy wsparcie swoich systemów operacyjnych w ciągu 10 lat od ich premiery. Windows XP zadebiutował w 2001 roku. Wsparcie dla niego zostało już raz przedłużone i miało zakończyć się w kwietniu bieżącego roku. Tym razem Microsoft ugiął się nie pod naciskiem konsumentów, a największych klientów korporacyjnych, którzy boją się o bezpieczeństwo własnych sieci. Dziennikarze Bloomberga nieoficjalnie dowiedzieli się, że koncerny, które naciskały na Microsoft, są skłonne ponieść koszty związane z przedłużeniem wsparcia dla przestarzałego XP. Przedłużenie okresu wsparcia oznacza, że posiadacze Windows XP będą mogli liczyć na bezpłatne poprawki dotyczące bezpieczeństwa. Nie otrzymają żadnych poprawek nie związanych z bezpieczeństwem. « powrót do artykułu
  12. W mediach pojawiły się pogłoski, jakoby Yahoo! planowało uruchomienie serwisu konkurencyjnego dla YouTube'a. Miałby on wystartować w ciągu kilku najbliższych miesięcy. Marissa Mayer, która od niecałych 2 lat jest prezesem Yahoo!, ma najwyraźniej zamiar rzucić rękawicę swojemu byłemu pracodawcy, Google'owi. Koncern Mayer nie komentuje plotek, jednak jeśli Yahoo! chce liczyć się na rynku rozrywki, potrzebuje serwisu wideo. YouTube jest bezpłatny i można w nim znaleźć wszystko, od klipów z kotami, poprzez zajawki filmów po rzeczywiste niepozorowane nagrania. Yahoo! może dostarczyć mniej treści, za to lepszej jakości - mówi analityk Patrick Moorhead. Filmowe plany Yahoo! nie są zaskoczeniem. Niedawno sama Mayer mówiła, że w swojej strategii będzie skupiała się m.in. na rynku wideo. Ponado jakiś czas temu Yahoo! próbowało kupić zajmujący się streamingiem wideo serwis Hulu, którego właściciele ostatecznie zrezygnowali ze sprzedaży. Natomiast w grudniu ubiegłego roku firma kupiła Ptch, przedsiębiorstwo, które produkuje mobilną aplikację pozwalającą użytkownikowi smartfona na łączenie zdjęć i wideo w jeden film. Jeśli Yahoo! chce konkurować z YouTube'em musi dostarczyć użytkownikom coś, czego nie ma serwis Google'a. Portal już wcześniej miał serwis wideo. Yahoo! Screen (znany wcześniej jako Yahoo! Video) wystartował w 2006 roku. Nie odniósł jednak sukcesu. Obecnie znajdują się w nim jedynie treści stworzone przez Yahoo! i partnerów. « powrót do artykułu
  13. Specjaliści z izraelskiego startupu - firmy B-Shoe Technologies - zaprojektowali buty, które zapobiegają upadkom u seniorów. Z wiekiem liczba upadków wzrasta. Tego typu urazy wiążą się z dużą śmiertelnością, są też sporym wydatkiem dla systemów opieki zdrowotnej (w samych tylko Stanach rocznie na leczenie starszych osób po upadkach wydaje się ok. 75 mld dolarów). Analizując dane statystyczne, inżynier Yonatan Manor doszedł do wniosku, że z wiekiem, na tych samych zasadach co słuch czy wzrok, pogarsza się także biomechanika równowagi. Potwierdziwszy tę teorię w rozmowach z fizjoterapeutami i lekarzami, Manor i zespół zmodyfikowali podeszwę buta. Wbudowano w nią wyposażony w czujniki nacisku, ładowalną baterię i mikroprocesor mechanizm napędowy, który gdy zachodzi taka potrzeba, cofa seniora (wykonuje "krok" do tyłu). Czujniki z obcasa wykrywają zmianę położenia środka nacisku. Jeśli w zdefiniowanym krótkim czasie (w ciągu milisekund) nie pojawia się reakcja właściciela, buty zaczynają się przesuwać do tyłu (o 5-7 cm) do momentu odzyskania równowagi. Inteligentne algorytmy gwarantują wczesną detekcję i podejmowanie działań wyłącznie w razie konieczności. Prototyp opatentowanych B-Shoe (od Balancing Shoes) powstawał 6 lat. Niektóre podjednostki testowano w izraelskich szpitalach. Pacjenci, którzy mieli okazję pochodzić w B-Shoe, podkreślają, że automatyczne przesuwanie nie jest straszne i naprawdę pozwala odzyskać równowagę. Firma rozpoczęła ostatnio crowdsourcing i ma nadzieję, że w sprzyjających okolicznościach gotowy produkt trafi na rynek w ciągu 2 lat. « powrót do artykułu
  14. Eksperci z amerykańskiego CDC (Center for Disease Control and Prevention) ze zdumieniem poinformowali, że w latach 2008-2010 liczba diagnozowanych przypadków autyzmu u dzieci zwiększyła się aż o 30%. Jeszcze przed 6 laty jedną z chorób ze spektrum autyzmu (ASD) diagnozowano u 1 na 88 dzieci. Obecnie diagnozuje się je u 1 na 68. Specjaliści nie wiedzą, czy taka zmiana to efekt gwałtownie rosnącej liczby przypadków zachorowań, doskonalszych metod diagnostycznych czy też połączenie obu czynników. Wzrost liczby zdiagnozowanych przypadków nie jest jednak całkowitym zaskoczeniem. Jeszcze w roku 2000 choroby ze spektrum autyzmu rozpoznawano u 1 na 150 dzieci. Od tamtej pory odsetek ciągle się zwiększa. Obecnie około 50% dzieci, u których zdiagnozowano ASD wykazuje się przeciętną lub ponadprzeciętną inteligencją. Jeszcze 10 lat temu takie dzieci stanowiły około 30% przypadków ASD. Zdaniem Sarah Spence, neurolog z Boston Children's Hospital, to wskazuje, że wzrost jest spowodowany udoskonaleniem metod diagnostycznych. Jednak psycholog Catherine Lord z Weill Cornell Medical College, która od lat bada autyzm, doradza ostrożność w interpretowaniu danych. Zauważa, że pomiędzy poszczególnymi regionami istnieje olbrzymia różnica w liczbie zdiagnozowanych przypadków – od 1 na 45 w New Jersey, po 1 na 175 w Alabamie. Jako naukowcowi trudno mi w to uwierzyć. Najwyższy czas, by CDC poważnie przyjrzało się sprawie i spróbowało zbadać, skąd tak duża różnica - mówi Lord. « powrót do artykułu
  15. Użytkownicy MS Worda i Excela stali się celem ataków nowej zaawansowanej rodziny szkodliwego kodu o nazwie Crigent. Szkodniki te trafiają na komputer użytkownika jako zainfekowane pliki Worda lub Excela. Mogą być one wgrane przez inny szkodliwy kod lub też pobrane przez ofiarę. Gdy zostaną otwarte pobierają dwa dodatkowe fragmenty kodu z dwóch znanych serwisów zapewniających anonimowość: Tor i Polipo - informuje Alvin John Nieto z firmy Trend Micro. Szkodliwy kod najpierw atakuje lukę w Windows PowerShell i kradnie stamtąd informacje o systemie, takie jak adres IP, lokalizacja, uprawnienia profili, wersję systemu operacyjnego, dane o architekturze i wykorzystywanym języku oraz o używanej wersji MS Office. Taki sposób ataku jest nietypowy i wskazuje, że cyberprzestępcy przygotowują się do jakiejś szeroko zakrojonej kampanii. Wydaje się, że mamy tutaj do czynienia z atakiem mającym na celu zebranie i przeanalizowanie informacji. Prawdopodobnie chodzi o zdobycie danych do przyszłych ataków. Szczególnie poszukiwana jest informacja na temat wersji aplikacji MS Office. Nietypowym działaniem jest atak na dość rzadko używany język skryptowy PowerShell - stwierdzili eksperci. Dodatkowym powodem do zmartwień jest wykorzystywanie przez przestępców serwisów anonimizujących. To może wskazywać, że ukradzione informacje trafiają w jedno miejsce, a napastnikom zależy na tym, by w spokoju je przeanalizować i prawdopodobnie przygotować kolejne ataki. Na początku marca firma Kaspersky Lab znalazł dowody, że przestępcy przygotowują nowy rodzaj zaawansowanych cyberataków, które będą przeprowadzane za pośrednictwem sieci Tor. « powrót do artykułu
  16. IPCC (Intergovernmental Panel on Climate Change) przygotowuje raport, z którego dowiemy się, że globalne ocieplenie już wpływa negatywnie na życie wiejskich społeczności w krajach rozwijających się. To właśnie ubogie kraje będą najbardziej dotknięte przez zmiany klimatyczne. Na potrzeby raportu przeprowadzono badania wśród mieszkańców Salwadoru, Bangladeszu, Brazylii, Kenii, Malawi, Fiipin i Boliwii. W dyskusji na temat zmian klimatycznych pojawia się też argument mówiący, że jest już za późno, by zmianom zapobiec, powinniśmy zatem zrezygnować z prób ich powstrzymania i skierować wszystkie wysiłki na zaadaptowanie się. Jednak ci, którzy już w tej chwili doświadczają zmian klimatycznych wiedzą, że próby adaptacji to zbyt mało - napisał we wstępie do raportu Rowan Williams, przewodniczący organizacji Christian Aid. W Afryce mieszkańcy wsi doświadczają przedłużonych susz w jednych regionach oraz powodzi w innych. Obie sytuacje zagrażają źródłom pożywienia. W Azji dochodzi do częstszych powodzi na wybrzeżach spowodowanych wzrostem poziomu morze, a coraz bardziej gwałtowne burze zagrażają mieszkańcom małych wysp i obszarów nadmorskich. Z kolei w Ameryce Południowej topniejące andyjskie lodowce powodują, ze pojawia się więcej wody zagrażającej produkcji żywności, rośnie ryzyko powodzi i występowania gwałtownych zjawisk pogodowych. Na Zachodzie mamy system ubezpieczeń, zasoby finansowe, możemy się przeprowadzać, mamy mechanizmy pomagające w odbudowie. Niestety, w krajach, w których pracujemy, społeczności rolnicze nie mają wsparcia, ubezpieczenia i nie mają dokąd pójść - stwierdziła Alison Doig, autorka raportu. Jedną z zagrożonych grup są boliwijscy Indianie. W raporcie przytoczono historię jednego z nich, Alivio Aruquipa. To rolnik, który poinformował o ciągłych problemach z wodą. Czasem jest jej zbyt dużo, czasem zbyt mało. Gdy wody brakuje, uprawy wysychają, gdy jest jej zbyt dużo, rośliny gniją na polach i pojawia się niebezpieczeństwo lawin błotnych. Aruquipa i jemu podobni są uzależnieni od lodowców. Dostarczają one wody do picia, czynności sanitarnych i nawadniania pól. Tymczasem od lat 70. ubiegłego wieku masa andyjskich lodowców zmniejszyła się o 30-50 procent, co miało olbrzymi wpływ na życie milionów ludzi. Pojawiły się konflikty społeczne, a olbrzymia liczba ludzi musiała porzucić swe domy i szukać swojego miejsca gdzie indziej. « powrót do artykułu
  17. Sześć wielkich lodowców Antarktyki Zachodniej porusza się szybciej niż 40 lat temu. Uwalniają przez to do oceanu więcej lodu niż wcześniej. Z artykułu opublikowanego w należącym do Amerykańskiej Unii Geofizycznej Geophysical Research Letters dowiadujemy się, że w latach 1973-2013 ilość lodu traconego przez badane lodowce zwiększyła się o 77%. Najbardziej aktywny z nich to lodowiec Pine Island, który przyspieszył o 75%. Z kolei najszerszym jest lodowiec Thwaites. Był on stabilny przez 10 lat, by w roku 2006 gwałtownie przyspieszyć. Jeremie Mouginot, glacjolog z University of California-Irvine, mówi, że to pierwsze kompleksowe badania lodowców Pine Island, Thwaites, Haynes, Smith, Pope i Kohler, podczas których szacowano ilość uwalnianej przez nie wody. Z tych sześciu lodowców pochodzi połowa światowego wzrostu poziomu oceanów. Lód ze wszystkich trafia do Morza Amundsena. Gdyby lodowce te całkowicie się roztopiły, poziom oceanów wzrósłby o 1,2 metra. W regionie, w którym znajdują się badane lodowce, może dojść do gwałtownych zmian. Dno jest tam nisko położone, zatem występują tam lodowce szelfowe. Ich utrata spowoduje, że wspomniane lodowce jeszcze bardziej przyspieszą. Szczegółowe badania każdego z lodowców ujawniły, że Thwaites przyspieszył od 2006 roku o 0,8 kilometra rocznie. Najszybciej przesuwający się Pine Island poruszał się w roku 1973 z prędkością około 2,5 kilometra rocznie, obecnie jego prędkość wynosi 4 km/rok. Z Pine Island i Thwaites pochodzi około ¾ lodu uwalnianego przez wszystkie badane lodowce. Jednak mniejsze z nich, takie jak Smith i Pope tracą obecnie niemal trzykrotnie więcej lodu niż w 1973 roku. Co istotne, zauważono też, że Pine Island, który sięga 230 kilometrów w głąb lądu, przyspieszył na całej długości. „To pokazuje, że lodowiec 'czuje' to, co dzieje się w dole. Jeśli dochodzi do zaburzeń pokrywy lodowej w pobliżu wybrzeża, cały lodowiec odpowiada, nawet setki kilometrów dalej” - mówi Robert Thomas, glacjolog z NASA. « powrót do artykułu
  18. Google informuje, że tureccy dostawcy internetu przechwytują połączenia z bezpłatnymi publicznymi serwerami DNS Google'a i przekierowują użytkowników do własnych DNS-ów. Robią to prawdopodobnie na polecenie rządu w Ankarze. Turecki rząd już jakiś czas temu rozpoczął kampanię na rzecz zablokowania obywatelom swojego kraju Twittera. Niedawno na celowniku rządu znalazło się też YouTube, gdyż w serwisie ukazała się rozmowa z jednym z tureckich oficjeli rozważających ewentualną interwencję wojsk Turcji w Syrii. Władze Turcji zażądały od YouTube'a, by zablokował dostęp do serwisu obywatelom ich kraju. Poleciły też lokalnym dostawcom internetu, by blokowali YouTube'a na swoich serwerach DNS. Wiele osób ominęło blokadę korzystając z bezpłatnych serwerów DNS udostępnianych przez Google'a. Teraz jednak okazało się, że tureccy ISP przechwytują ruch do tych serwerów i kierują go na swoje DNS, gdzie nieprawomyślne serwisy są blokowane.
  19. Wrona brodata to jedyny poza naczelnymi gatunek, o którym wiemy, że potrafi produkować narzędzia. Teraz Sarah Jelbert z University of Auckland wykazała, że ptaki rozumieją też koncepcję wyporności. Naukowcy przekonali się, że wrona wie, w jaki sposób podnieść poziom wody, by otrzymać smakołyk. Podczas serii eksperymentów wykorzystano sześć dziko żyjących wron. Po krótkim treningu, który miał pokazać ptakom, jaki jest cel ich działań, zauważono, że ptaki uczą się bardzo szybko i rozumieją, jak działa mechanizm wypierania wody. Wszystkie wrony wykonały 4 z 6 zadań. Ptaki wiedziały, że kamienie należy wrzucać do tuby wypełnionej wodą, a nie piaskiem, by podnieść poziom wody i otrzymać nagrodę, wiedziały, że należy wrzucić obiekt, który utonie, a nie będzie się unosił, że należy raczej wybierać obiekty pełne, a nie z dziurami oraz że lepiej wrzucać obiekty do tuby z wysokim poziomem wody, a nie z niskim. Nie udało im się wykonać dwóch bardziej wymagających zadań: jednego, które wymagało zrozumienia szerokości tuby i takiego, w którym miały do czynienia z naczyniami połączonymi. Eksperymenty pokazały, że wrony rozumieją pojęcie wyporności czy też objętości i jej zmian na poziomie dziecka w wieku 5-7 lat. Sarah Jelbert zauważa, że wyniki są jeszcze bardziej imponujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że ptakom nie udało się wykonać zadań sprzecznych z intuicyjnym pojmowaniem przyczynowości, a wykonały zadania zgodne z intuicją. To bowiem oznacza, że rozumieją to, co robią oraz pojmują zależności pomiędzy skutkiem a przyczyną.
  20. Wrona brodata to jedyny poza naczelnymi gatunek, o którym wiemy, że potrafi produkować narzędzia. Teraz Sarah Jelbert z University of Auckland wykazała, że ptaki rozumieją też koncepcję wyporności. Naukowcy przekonali się, że wrona wie, w jaki sposób podnieść poziom wody, by otrzymać smakołyk. Podczas serii eksperymentów wykorzystano sześć dziko żyjących wron. Po krótkim treningu, który miał pokazać ptakom, jaki jest cel ich działań, zauważono, że ptaki uczą się bardzo szybko i rozumieją, jak działa mechanizm wypierania wody. Wszystkie wrony wykonały 4 z 6 zadań. Ptaki wiedziały, że kamienie należy wrzucać do tuby wypełnionej wodą, a nie piaskiem, by podnieść poziom wody i otrzymać nagrodę, wiedziały, że należy wrzucić obiekt, który utonie, a nie będzie się unosił, że należy raczej wybierać obiekty pełne, a nie z dziurami oraz że lepiej wrzucać obiekty to tuby z wysokim poziomem wody, a nie z niskim. Nie udało im się wykonać dwóch bardziej wymagających zadań: jednego, które wymagało zrozumienia szerokości tuby i takiego, w którym miały do czynienia z naczyniami połączonymi. Eksperymenty pokazały, że wrony rozumieją pojęcie wyporności czy też objętości i jej zmian na poziomie dziecka w wieku 5-7 lat. Sarah Jelbert zauważa, że wyniki są jeszcze bardziej imponujące, gdy weźmie się pod uwagę fakt, że ptakom nie udało się wykonać zadań sprzecznych z intuicyjnym pojmowaniem przyczynowości, a wykonały zadania zgodne z intuicją. To bowiem oznacza, że rozumieją to, co robią oraz pojmują zależności pomiędzy skutkiem a przyczyną. « powrót do artykułu
  21. W najnowszym numerze Nature Biotechnology badacze z MIT-u poinformowali, że dzięki zastąpieniu wadliwego genu prawidłowym udało im się wyleczyć rzadką chorobę wątroby u dorosłej myszy. To pierwszy przypadek skutecznego zastosowania techniki edytowania genów, zwanej CRISPR u żywego zwierzęcia. CRISPR pozwala na łatwe usunięcie zmutowanego DNA i zastąpienie go właściwą sekwencją. Udany eksperyment przeprowadzony na MIT daje nadzieję, że można będzie wykorzystywać tę technikę w leczeniu wielu chorób genetycznych. Najbardziej ekscytujący w tej technice jest fakt, że możemy naprawić wadliwy gen u żywego dorosłego zwierzęcia - mówi profesor Danel Anderson, jeden z autorów artykułu w Nature. CRISPR bazuje na mechanizmie, który bakterie wykorzystują do obrony przed wirusami. Naukowcy stworzyli kopię tego mechanizmu i zbudowali maszynerię, która zawiera m.in. tnący DNA enzym Cas9 przyczepiony do krótkiej nici RNA, która zaprogramowana jest tak, by przyczepiać się do konkretnej sekwencji genomu. W ten sposób do Cas9 trafia informacja, gdzie należy wykonać cięcie. Jednocześnie do organizmu wprowadzany jest wzorcowa sekwencja DNA. Gdy komórka naprawia szkody wyrządzone przez Cas9, korzysta przy tym właśnie z wprowadzonego wzorca. Naukowcy mają nadzieję, że w przyszłości taka technika pozwoli na leczenie np. hemofilii czy pląsawicy Huntingtona, czyli tych chorób genetycznych, które spowodowane są pojedynczą mutacją. System CRISPR jest bardzo prosty w skonfigurowaniu i przystosowaniu do konkretnego przypadku - zapewnia profesor Andreson. Podczas eksperymentów naukowcy wykorzystali mysz z tyrozynemią typu I. W chorobie tej mamy do czynienia z brakiem enzymu hydroksylazy fumaryloacetooctanowej (FAH), wskutek czego organizm nie rozkłada tyrozyny. Aminokwas akumuluje się i prowadzi do uszkodzenia wątroby. Na tyrozynemię cierpi średnio 1 osoba na 100 000. Myszy z tyrozynemią dostarczoną nici RNA z genem kodującym Cas9 oraz wzorcowym DNA składającym się ze 199 nukleotydów. Dzięki temu właściwy gen trafił do 0,4% hepatocytów (komórek wątroby). W ciągu 30 dni doszło do proliferacji zdrowych komórek, które w końcu stanowiły 30% wszystkich hepatocytów. To wystarczyło, by mysz, której odstawiono ratujący życie lek NTCB, przeżyła.. Naukowcy podkreślają, że chociaż wykonano bardzo istotny krok, to zanim CRISPR zostanie wykonana na ludziach należy udoskonalić tę technikę. Bardzo pożądane byłoby opracowanie lepszej techniki dostarczania środków leczniczych. W czasie eksperymentu użyto strzykawki wysokociśnieniowej. Profesor Andreson uważa, że można stworzyć bezpieczniejsze i bardziej wydajne techniki. Jego zespół pracuje właśnie nad nimi, w tym nad dostarczaniem komponentów CRISPR np. za pomocą nanocząsteczek. « powrót do artykułu
  22. Fale światła można definiować ze względu na ich długość, polaryzację i kierunek. Fizykom z MIT-u udało się stworzyć system filtrujący światło właśnie ze względu na kierunek. Dotychczas możliwa była filtracja jedynie ze względu na długość fali (kolor) i polaryzację. System, który zbudowano na Massachusetts Institute of Technology przepuszcza fale światła o dowolnej długości, ale tylko wówczas, gdy nadchodzą z wybranego kierunku. Inne są odbijane. Takie urządzenie może doprowadzić do sporego postępu w wielu dziedzinach: od fotowoltaiki poprzez astronomię po systemy bezpieczeństwa. System stworzony przez studenta Yichena Shena, profesora fizyki Marina Soljaćića i ich współpracowników składa się z wielu warstw dwóch różnych ultracienkich materiałów o precyzyjnie kontrolowanej grubości. Gdy mamy dwa materiały to, generalnie rzecz biorąc, na ich styku dochodzi do pewnych odbić. Istnieje jednak magiczny kąt, zwany kątem Brewstera. I gdy światło pada dokładnie pod tym kątem i ma właściwą polaryzację, nie dochodzi do żadnych odbić - wyjaśnia Soljaćić. Na granicy każdej z dwóch warstwa dochodzi do minimalnych odbić, co przy dużej liczbie warstw powoduje całkowite odbicie światła, z wyjątkiem tego, które pada pod konkretnym kątem. Yichen Shen mówi, że dzięki wykorzystaniu około 80 warstw możliwe jest odbicie światła padającego z większości kątów w całym spektrum światła widzialnego. Wcześniej naukowcy potrafili wykonać podobne systemy, jednak działały one w wąskim zakresie długości fali światła. Dzięki wynalazkowi Shena i Soljaćića możliwe będzie np. udoskonalenie ogniw fotowoltaicznych np. poprzez wykorzystanie materiału, który – ogrzewany przez słońce – będzie emitował światło o konkretnej długości fali, a ono będzie z kolei odbierane przez ogniwa fotowoltaiczne dostosowane do jak najlepszego wykorzystania fali o takim właśnie kolorze. Jednak żeby takie ogniwo było naprawdę wydajne, konieczne jest zmniejszenie strat energii wskutek ogrzewania się urządzenia i odbijania światła. Selektywne kontrolowanie kąta padania i odbijania może być tutaj bardzo przydatne. Z kolei astronomowie będą mogli udoskonalić swoje urządzenia tak, by lepiej widzieć słabo świecące obiekty, którym towarzyszy obiekt bardziej jasny. Przyda się to podczas wykrywania planet sąsiadujących z jasnymi gwiazdami. Dzięki precyzyjnemu dobraniu kąta, z którego światło jest przepuszczane można będzie lepiej uwidocznić planetę. Z wynalazku mogą być też zadowoleni dbający o prywatność posiadacze telefonów komórkowych czy tabletów, gdyż to, co znajduje się na ich wyświetlaczach, może być widoczne np. tylko wówczas, gdy patrzy się na nie na wprost. W eksperymentalnym systemie kąt, pod którym światło było przepuszczane wynosił około 10 stopni. Pod takim kątem przepuszczane było niemal 90% światła. « powrót do artykułu
  23. W przypadku osób z niedowagą ryzyko zgonu jest tak samo podwyższone jak u ludzi otyłych. Dotyczy to zarówno dorosłych, jak i płodów. Związek utrzymuje się nawet wtedy, gdy weźmie się poprawkę na potencjalnie istotne czynniki, takie jak palenie czy picie alkoholu, a także wykluczy pacjentów z chorobami terminalnymi. Zespół dr. Joela Raya ze Szpitala św. Michała w Toronto przeprowadził metaanalizę 51 studiów dot. związków między BMI a zgonem z jakiejkolwiek przyczyny. Przyglądał się też danym nt. wagi noworodków i martwych porodów w Ontario. Kanadyjczycy ustalili, że w porównaniu do dorosłych z prawidłowym BMI (18,5-24,9), u osób z niedowagą (BMI poniżej 18,5) ryzyko zgonu było 1,8 razy wyższe. Ryzyko śmierci dla ludzi z otyłością (BMI równym 30-34,9) i otyłością olbrzymią (BMI powyżej 35) okazało się "tylko" 1,2 oraz 1,3 razy wyższe. Autorzy artykułu z Journal of Epidemiology and Public Health wymagali, by w ramach analizowanych studiów śledzono losy badanych przez co najmniej 5 lat. W ten sposób z analizy wykluczano tych, którzy mieli niedowagę z powodu nowotworu, przewlekłej choroby płuc czy niewydolności serca. BMI odzwierciedla nie tylko otłuszczenie ogólne, ale i masę mięśniową. Jeśli chcemy nadal wykorzystywać BMI w opiece zdrowotnej oraz inicjatywach z zakresu zdrowia publicznego, musimy sobie zdać sprawę z tego, że silną i zdrową jednostką jest ktoś, kto ma rozsądną ilość tłuszczu i wystarczająco dużo kości oraz mięśni. Jeśli skupiamy się bardziej na chorobach wywołanych nadmiernym otłuszczeniem, powinniśmy zastąpić BMI właściwą miarą, taką jak obwód talii. Dr Ray zwraca również uwagę na fakt, że skoro jako społeczeństwo walczymy z epidemią otyłości, mamy obowiązek upewnić się, że unikamy tworzenia epidemii dorosłych i płodów z niedowagą [...].
  24. Luke Evans i Josh Lake, dwaj studenci z Kingston University, chcieli w nietypowy sposób pokazać, jak działa nasz układ pokarmowy. Zamiast odwoływać się do endoskopii, postanowili połykać pojedyncze klatki 35-mm błony fotograficznej. Odzyskany (mocno niekiedy nadtrawiony) materiał musieli, oczywiście, umyć, a później fotografowali go pod mikroskopem elektronowym. Po powiększeniu zdjęć powstała seria "I turn myself inside out". Pracując nad pierwszorocznym projektem, panowie zastanawiali się, jak mogliby wykorzystać własne ciała do modyfikowania materiałów. Ostatecznie wybór padł na kliszę. Chcieliśmy eksplorować jej fizyczność: miękką warstwę emulsji, grubość, sposób, w jaki reaguje na dotyk i temperaturę - wyjaśnia Evans. W tym momencie byliśmy naprawdę podekscytowani, bo trudno przewidzieć, jak będą wyglądać wyniki, a w dodatku nie można uzyskać 2 takich samych egzemplarzy. [Zadawaliśmy sobie też pytania], czy żelatyna filmu ulegnie strawieniu przez enzymy, czy kiedykolwiek odzyskamy błonę? Ponieważ lekarze przestrzegali młodych artystów przed ryzykiem perforacji okrężnicy i wystąpieniem niedrożności jelita, studenci zaprojektowali kapsułki, które luźno przytrzymywały film. W ten sposób chronili przewód pokarmowy, a kwasy trawienne nadal miały swobodny dostęp do materiału. Wyniki pracy Evansa i Lake'a będzie można podziwiać 12 i 13 czerwca w londyńskiej Hoxton Gallery. « powrót do artykułu
  25. Eksperci z należącego do NOAA (Narodowa Administracja Oceaniczna i Atmosferyczna) Joint Institute for the Study of the Atmosphere and Ocean ze zdumieniem odkryli, że w niektórych częściach Pacyfiku koncentracja dwutlenku węgla rośnie niezwykle szybko. Współczesne modele klimatyczne nie przewidują tak szybkiego wzrostu. Oznacza to, że wody Pacyfiku zakwaszają się szybciej niż sądzono Naukowcy przypuszczają, że wspomniane zjawisko to efekt działania zarówno sił przyrody jak i człowieka. Trudno jest ocenić, w jakim stopniu przyczynia się do niego człowiek, jednak sądzimy, że większość wzrostu stężenia CO2 w tropikalnych częściach Pacyfiku ma związek z antropogeniczną emisją, stwierdziła Adrienne Sutton, naukowiec NOAA. Pomiary stężenia atmosferycznego CO2 wykazały, że każdego roku zwiększa się ono w powietrzu o 2 części na milion. Tymczasem w tropikalnych obszarach Pacyfiku wzrost stężenia wynosi aż 3,3 ppm rocznie. To olbrzymie zaskoczenie. Nie spodziewaliśmy się, że ten wzrost jest tak szybki - mówi Sutton. Dane uzyskano z siedmiu boi, które zbierają informacje od 1998 roku. W tropikalnych obszarach Pacyfiku występuje wiele zjawisk naturalnych, takich jak np. El Nino czy Dekadowa Oscylacja Pacyfiku, dlatego też naukowcy włożyli sporo wysiłku w oddzielenie rzeczywistych zmian stężenia CO2 od zmian sezonowych, powodowanych zmieniającymi się warunkami. Jednym z powodów, dla którego wyposażyliśmy boje w urządzenia do pomiaru CO2 była chęć uzyskania danych z obszarów cechujących się dużą zmiennością naturalną - wyjaśnia Sutton. Dzięki temu naukowcy zauważyli różnice pomiędzy El Niño i La Niña, a teraz, po zbieraniu danych przez 15 lat widzą, w jaki sposób na stężenie gazu wpływają rzadziej występujące zjawiska jak Dekadowa Oscylacja Pacyfiku. Rosnące zakwaszenie oceanu już szkodzi gospodarce. U wybrzeży USA w niektórych obszarach zmniejszyły się połowy skorupiaków, gdyż bardziej zakwaszone wody utrudniają wykształcanie skorup. Rosnąca kwasowość wód zagraża też rafom koralowym. Sutton i jej koledzy mają zamiar wydłużyć czas swoich badań, zwiększyć zasięg i liczbę wykorzystywanych instrumentów naukowych. Chcą się w ten sposób dowiedzieć, jaka część wspomnianego wzrostu ma związek z naturalnym cyklem, a jaka z działalnością człowieka. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...