Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Badania laboratoryjne na komórkach raka trzustki wykazały, że wyciąg z aronii wspomaga tradycyjną chemioterapię gemcytabiną. Zespół z Uniwersytetu w Southampton i King's College Hospital wykazał, że gdy zastosowano ekstrakt z aronii i gemcytabinę, umierało więcej komórek niż po samym leku. Brytyjczycy podkreślają, że podczas testów aronia nie wpływała na zdrowe komórki. Naukowcy podejrzewają, że liczbę zmienionych chorobowo komórek mogą zmniejszać polifenole. Wcześniej podobne studium przeprowadzono na komórkach nowotworu mózgu. Musimy przeprowadzić więcej badań, by zrozumieć mechanizm współdziałania jagód i chemioterapii. W tym momencie nie możemy zasugerować ludziom, by poszli kupić suplementy, bo wciąż znajdujemy się na etapie eksperymentalnym - podkreśla Bashar Al Waleed z Uniwersytetu w Southampton. Fundusze na badania pochodzą z malezyjskiego Ministerstwa Szkolnictwa Wyższego oraz amerykańskiej organizacji charytatywnej Have a Chance Inc. « powrót do artykułu
  2. Microsoft wycofał opublikowaną przed tygodniem poprawkę dla Lync Server. Skierowana do przedsiębiorstw platforma komunikacyjna Lync Server daje m.in. możliwość skorzystania z komunikatora internetowego czy organizowania wideokonferencji. W ubiegłym tygodniu Microsoft opublikował biuletyn, w którym poprawił trzy błędy w Lync Server. Użytkownicy szybko zaczęli skarżyć się, że po zainstalowaniu poprawki pojawia się komunikat, iż nie można zweryfikować autora sterownika do Lync Server. Najprawdopodobniej błąd tkwi w certyfikacie bezpieczeństwa. W związku z problemami koncern z Redmond wycofał wadliwy biuletyn i pracuje nad rozwiązaniem problemu. Być może firma ma jednak większy problem niż błąd w biuletynie. W ostatnich tygodniach już dwukrotnie wycofywano wadliwą poprawkę. Jedna poprawka bezpieczeństwa została wycofana przed miesiącem, a w ubiegłym tygodniu wycofano niezwiązaną z bezpieczeństwem poprawkę dla MS Office'a. Każda z poprawek Microsoftu przechodzi przed publikacją olbrzymią liczbę testów. Jest sprawdzana pod kątem zgodności z różnymi programami, konfiguracjami sprzętowymi czy wersjami językowymi. Najwyraźniej jednak coś zaczęło się psuć w tym mechanizmie i przez sito testów przechodzą poprawki, które później sprawiają użytkownikom kłopoty. « powrót do artykułu
  3. Jeszcze przed trzydziestu laty naukowcy obawiali się, że lasy powoli zanikają i wieszczyli koniec wielkich ekosystemów leśnych. Jednak ostatnie badania wskazują, że w rzeczywistości lasy rosną coraz szybciej. Przyczyny tego zjawiska są wciąż przedmiotem sporów w świecie naukowym. Teraz uczeni z Uniwersytetu Technicznego w Monachium odpowiedzieli na kilka pytań związanych z szybszym wzrostem lasów. Ich badania są szczególnie cenne, gdyż bazują na obserwacjach lasów prowadzonych od 1870 roku. Badane obszary są reprezentatywne dla warunków klimatycznych i środowiskowych Europy Środkowej. Niemieccy naukowcy odnotowali szczególnie duży przyrost prędkości wzrostu świerków i buków, drzew typowych dla naszego klimatu. Z ich badań wynika, że obecnie buki rosną o 77% szybciej, a świerki o 32% szybciej niż w roku 1960. Z kolei przyrost masy drzew na danym poziomie drzewostanu jest dla buków o 30%, a dla świerków o 10% większy niż w 1960 roku. Przyrost dla poziomu drzewostanu jest zawsze wolniejszy niż indywidualnych drzew, gdyż większe drzewa potrzebują więcej miejsca, zatem każdy kolejny poziom drzewostanu składa się z mniejszej liczby drzew - wyjaśnia profesor Hans Pretzsch. Zdaniem niemieckich naukowców szybszy wzrost drzew jest związany z globalnym ociepleniem i wydłużonym okresem wegetacji. Kolejnymi korzystnymi dla drzew czynnikami jest większa koncentracja dwutlenku węgla i azotu w atmosferze. Co ciekawe, zaobserwowaliśmy, że kwaśne deszcze tylko czasowo wpłynęły na wzrost naszych eksperymentalnych obszarów leśnych. Wpływ zanieczyszczeń spada znacząco od lat 70. Jednak należy tutaj wziąć poprawkę na fakt, że niewiele z obserwowanych przez nas obszarów znajduje się na krawędziach wysokich gór, gdzie zaobserwowano największe zniszczenia wywołane kwaśnymi deszczami - dodaje uczony. Fakt, że drzewa szybciej rosną i starzeją się, nie wpływa na sam wygląd lasu. Po prostu osiąga on pewien etap rozwoju wcześniej niż lasy w przeszłości. To może być korzystne dla przemysłu drzewnego, gdyż las szybciej wchodzi w wiek optymalny do wycinki. Ponadto można wyciąć więcej drzew bez zaburzania równowagi lasu. Jednak przemysł nie wykorzystał jeszcze wyników najnowszych badań. Wciąż oblicza on przyrost masy jako prostą funkcję wieku na podstawie tradycyjnych danych. Profesor Pretzsch zauważa również, że szybszy wzrost i starzenie się lasów może zagrozić tym gatunkom roślin i zwierząt, które są zależne od konkretnych faz rozwoju i struktur lasu. Gatunki te będą musiały stać się bardziej mobilne, by przetrwać - podkreśla uczony. Badania niemieckich naukowców opierają się na obserwacjach 600 000 indywidualnych drzew, które są przedmiotem badań o 1870 roku. Dzięki tak długotrwałym badaniom można określić tempo wzrostu drzew i zbadać ich odpowiedź na zmieniające się warunki środowiskowe. Nie obserwujemy tych drzew w izolacji. Badamy ich interakcje w sąsiadami. To pozwala nam zrozumieć wpływ poszczególnych drzew na cały drzewostan. Informacje o trendach we wzroście drzewostanu są istotne ze względu na produkcję drewna, pochłanianie dwutlenku węgla i zmiany klimatyczne - dodaje Pretzsch. « powrót do artykułu
  4. W sieci uruchomionych jest już ponad miliard witryn. Przekroczenie granicy miliarda witryn odnotował działający w czasie rzeczywistym online'owy program statystyczny Internet Live Stats. Historyczny moment został odnotowany też na Twitterze przez Tima Bernersa-Lee, uznawanego za ojca WWW. Warto tutaj przypomnieć, że w kwietniu bieżącego roku WWW ukończyła 25 lat. Idea ogólnoświatowej sieci narodziła się w czasie, gdy Berners-Lee pracował w CERN-ie. Jego pomysł pozwolił na łatwe połączenie milionów komputerów i zmienił życie ludzi na całym świecie. « powrót do artykułu
  5. Nabiał sprzyja zdrowiu metabolicznemu i zmniejsza ryzyko chorób metabolicznych, takich jak otyłość czy cukrzyca typu 2. Naukowcy z CHU de Québec Research Center i Laval University badali zależności między jedzeniem nabiału i specyficznymi metabolicznymi czynnikami ryzyka (m.in. poziomem glukozy w osoczu, markerami zapalnymi, ciśnieniem krwi czy profilem lipidowym) w zdrowej populacji. Naukowcy zebrali grupę 133 ludzi (105 mężczyzn i 128 kobiet) z prawidłowym profilem metabolicznym. Analiza wykazała, że przeciętna osoba zjadała 2,5 ± 1,4 porcji nabiału dziennie, w tym 1,6 ± 1,3 porcji nabiału niskotłuszczowego (LF, od ang. low-fat) oraz 0,90 ± 0,70 porcji nabiału tłustego (HF, od ang. high-fat). Mimo to aż 45% próby nie realizowało narodowych wytycznych odnośnie do co najmniej 2 porcji nabiału dziennie. Dane pokazały, że kwas trans-oleopalmitynowy (ang. trans-palmitoleic acid) z osocza może spełniać rolę biomarkera spożycia nabiału HF. Nie jest on syntetyzowany przez organizm, ale występuje w mleku, serze, jogurcie czy maśle. Ogólne spożycie nabiału było odwrotnie związane zarówno z ciśnieniem rozkurczowym, jak i skurczowym, a także z poziomem białka C-reaktywnego oraz glukozy na czczo w osoczu. By upewnić się co do wpływu większego spożycia nabiału na metaboliczny stan zdrowej i chorej [...] populacji, potrzebne są dodatkowe, dobrze zaprojektowane badania interwencyjne - podsumowuje dr Iwona Rudkowska. « powrót do artykułu
  6. Eksperci przeprowadzili sekcję zwłok olbrzymiej kałamarnicy, schwytanej w grudniu zeszłego roku w Morzu Rossa. Ważącego ok. 350 kg mięczaka schwytali marynarze ze statku San Aspiring. Później został on zamrożony w Muzeum Narodowym Nowej Zelandii Te Papa Tongarewa w Wellington. By na czas badania przenieść samicę do zbiornika, trzeba było użyć wózka widłowego. Z doniesień medialnych wynika, że ramiona kałamarnicy mierzyły 3,3 m. « powrót do artykułu
  7. Chorobotwórcze wirusy mogą rezydować na i w organizmie człowieka, nie wywołując kaszlu, kichania czy innych objawów. Zdrowa osoba jest zamieszkiwana średnio przez ok. 5 typów wirusów. Naukowcy ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Waszyngtona w St. Louis jako pierwsi pokusili się o opis bioróżnorodności wirusów u zdrowych osób. Prawie wszyscy są zaznajomieni z ideą istnienia normalnej flory bakteryjnej. Dużo osób pytało, czy istnieje jej wirusowy odpowiednik, ale nie dysponowaliśmy jasną odpowiedzią. Teraz wiemy, że występuje fizjologiczna flora wirusowa i że jest ona bogata i złożona - zaznacza dr Gregory Storch. W badaniach wzięło udział 102 zdrowych dorosłych w wieku od 18 do 40 lat. Pobierano próbki z 5 habitatów: nosa, skóry, jamy ustnej, pochwy i kału. U 92% osób wykryto co najmniej 1 wirusa, a u niektórych osób znaleziono ich 10-15. Byliśmy zaskoczeni liczbą wirusów. Próbkowaliśmy tylko 5 lokalizacji, więc gdyby to zrobić na całym ciele, znaleziono by ich zapewne o wiele więcej - opowiada dr Kristine M. Wylie. Naukowcy pracujący przed kierownictwem dr. George'a Weinstocka zsekswencjonowali DNA wirusów i odkryli, że u każdej osoby występował unikatowy ich zestaw. Około połowy ludzi badano 2- lub trzykrotnie i stwierdzono, że wirusy wywołały stały stan zapalny o niewielkim nasileniu. Nie wiadomo, czy wirusy mają pozytywny, czy negatywny wpływ na ogólny stan zdrowia, ale akademicy spekulują, że w niektórych przypadkach układ odpornościowy uczy się reagować na patogeny, podczas gdy w innych wirusy zwiększają ryzyko choroby. Autorzy publikacji z BMC Biology prowadzili badania przesiewowe, by potwierdzić, że ochotnicy są zdrowi i nie wykazują objawów ostrej infekcji. By dana osoba mogła wziąć udział w studium, w ciągu ostatnich 2 lat nie mogła mieć zdiagnozowanego zakażenia wirusem brodawczaka ludzkiego lub aktywnej opryszczki narządów płciowych. Analizując próbki, Amerykanie odkryli 7 rodzin wirusów, w tym szczepy herpeswirusa (Herpesviridae) nieprzenoszone drogą płciową. Po wymazach z jamy ustnej u 98% osób znaleziono np. herperwirusa typu 6. lub 7. Papillomawirusy wykryto w ok. 75% próbek ze skóry oraz w połowie próbek z nosa. W obu lokalizacjach odkryto nowe odmiany wirusów. Pochwa okazała się zdominowana przez papillomawirusy. Ich występowanie stwierdzono aż u 38% kobiet; u niektórych pań wykryto szczepy wysokiego ryzyka związane z rakiem szyjki macicy. Szczepy te występowały częściej u kobiet z mniejszą liczebnością bakterii z rodzaju Lactobacillus i większą zawartością np. Gardnerella vaginalis. Powszechne w wielu lokalizacjach były także adenowirusy (Adenoviridae). Możliwe, że niektóre wykryte przez naukowców wirusy reprezentują utajone zakażenia sprzed lat. Wiele z nich występowało jednak w płynach ustrojowych, co stanowi wskaźnik aktywnej infekcji (w stadium utajenia materiał genetyczny wirusa jest wbudowany w genom gospodarza). W przyszłości naukowcy chcą się nauczyć rozróżniania aktywnych zakażeń bezobjawowych i prowadzących do choroby. « powrót do artykułu
  8. Microsoft wyprodukował uniwersalną klawiaturę, która współpracuje z systemami Windows, Android oraz iOS. Koncern ma nadzieję, że skorzysta z popularności konkurencyjnych systemów operacyjnych. Mobile Universal Keyboard wyposażono w przełącznik, dzięki któremu klawiaturę możemy uruchomić w trybie odpowiednim dla systemu operacyjnego, z którym ma współpracować. Zawiera ona klawisze opisane w taki sposób, by ułatwić pracę użytkownikom różnych systemów. Miłośnicy Androida znajdą więc klawisz „Home”, a posiadacze urządzeń Apple'a będą mogli skorzystać z klawisza „Command”. Klawiatura komunikuje się z urządzeniami za pomocą łącza Bluetooth. Wyposażono ją w baterie, które – przy standardowym użytkowaniu klawiatury – wystarczy załadować raz na około sześć miesięcy. Wraz z urządzeniem otrzymujemy specjalnie skonstruowaną pokrywę, która chroni klawiaturę w czasie transportu, a w czasie korzystania z klawiatury może służyć jako stojak dla tabletu. Urządzenie zadebiutuje w październiku. Będzie sprzedawane w cenie około 80 dolarów. To spora kwota, dlatego też można spodziewać się, że Universal Mobile Keyboard zainteresuje przede wszystkim te osoby, które korzystają z kilku urządzeń mobilnych z różnymi OS-ami. « powrót do artykułu
  9. Między 1999 a 2012 r. obwód pasa przeciętnego Amerykanina w wieku ponad 20 lat wzrósł o ok. 3 cm. Stało się tak, choć wcześniejsze badania Centrum Kontroli i Zapobiegania Chorobom (US Centers for Disease Control and Prevention; CDC), które opierały się na tej samej bazie danych, wykazały, że w latach 2003-2012 wskaźniki otyłości definiowanej za pomocą wskaźnika masy ciała (BMI) nie zmieniły się w znaczącym stopniu. Zespół doktora Earla Forda z CDC analizował dane dotyczące zdrowia i odżywiania Amerykanów z lat 1999/2000-2011/2012. Studium objęło ponad 32 tys. kobiet i mężczyzn w wieku powyżej 20 lat. Okazało się, że w okresie tym przeciętny obwód pasa wzrósł z 95,5 do 98,5 cm. Przy podziale na płeć stwierdzono, że przeciętny obwód talii mężczyzn i kobiet wynosi teraz, odpowiednio, 101 i 96 cm. Średni wzrost obwodu pasa wyniósł u mężczyzn 2, a u kobiet 3,8 cm. Wskaźnik otyłości brzusznej wzrósł z 46,4% w roku 1999 do 54,2% w roku 2012. Jej rozpowszechnienie wśród panów wynosi obecnie 43,5%, a wśród pań 64,7%. Wg studium, w 2012 r. otyłość brzuszną stwierdzano u ok. 54% przedstawicieli rasy białej, 61% Afroamerykanów i 57% Latynosów. W czasie, gdy częstość występowania otyłości mogła osiągnąć plateau, obwód pasa dorosłych Amerykanów nadal się powiększa - twierdzą autorzy publikacji z pisma JAMA. Choć nie wiadomo dokładnie, czemu obwód pasa się zwiększa, gdy średnie BMI się nie zmienia, naukowcy proponują kilka hipotez. Przypominają, że badania sugerowały, że na rozkład tkanki tłuszczowej w organizmie wpływają pozbawienie snu, określone leki lub związki naśladujące działanie ludzkich hormonów. « powrót do artykułu
  10. NASA ogłosiła program „Launch America”, w ramach którego prywatny biznes na zlecenie Agencji ma wynosić jej astronautów w przestrzeń kosmiczną. Pierwszy taki lot miałby się odbyć w 2017 roku. Od połowy 2011 roku, kiedy to odesłano na emeryturę ostatnie wahadłowce, w dziedzinie lotów załogowych Ameryka jest uzależniona od Rosji. Co prawda już przed trzema laty rozpoczęto program Commercial Crew Vehicle (CCV), jednak nie przyniósł on oczekiwanych wyników. Cięcia budżetowe oraz brak prywatnych przedsiębiorstw, które byłyby w stanie zobowiązać się do wysłania człowieka w kosmos spowodowały, że CCV rozwijał się bardzo powoli. W końcu datę jego realizacji przesunięto na lata 2015-2017. Projekt „Launch America” trzyma się tego terminu. Początkowo NASA myślała o budowie własnych pojazdów kosmicznych, jednak plany te odwołano w 2010 roku wraz z rezygnacją rozwoju rakiety Ares I. Postanowiono, że bliska eksploracja kosmosu znajdzie się w rękach prywatnych firm. Teraz, gdy rośnie napięcia pomiędzy Rosją a Zachodem, NASA jest poddawana coraz większym naciskom na szybkie uniezależnienie się od Rosjan i ich pojazdu Sojuz. Kontrakt w ramach „Lanuch America” przyznano firmie SpaceX Elona Muska. Od pewnego czasu rozwija ona kapsułę DragonX i zapowiada, że na rok 2017 przygotuje DragonX V2, która będzie mogła wynieść 7 osób poza Ziemię. SpaceX może liczyć maksymalnie na 2,6 miliarda dolarów z pieniędzy publicznych. Drugą firmą wybraną do „Launch America” jest Boeing. Koncern od wielu lat współpracuje z NASA Wiadomo, że prowadzi zaawansowane prace nad rakietą nośną BE-3 napędzaną ciekłym wodorem. Prawdopodobnie będzie ona mogła wynieść w przestrzeń kosmiczną rozwijaną przez Boeinga kapsułę Crew Space Transportation-100 (CST-100). Boeing otrzyma dofinansowanie w maksymalnej wysokości 4,2 miliarda USD. Część z tych pieniędzy może trafić do firmy Blue Origin, założonej przez właściciela Amazona, Jeffa Bezosa. Z nieoficjalnych informacji wynika, że Blue Origin buduje silniki dla Boeinga. Kapsuła CST-100 była początkowo rozwijana we współpracy z firmą Bigelow Aerospace, znanej m.in. z projektu rozkładanych modułów mieszkalnych dla astronautów.. Boeing chce, by jego kapsuła mogła spędzić w przestrzeni kosmicznej do dwóch miesięcy, krążąc po orbicie, lub do 7 miesięcy, będąc zadokowaną do stacji kosmicznej. Może ona zabrać na pokład do 7 osób i będzie używana maksymalnie 10 razy. DragonX może być używany więcej razy, ale po 10 lotach będzie musiał przejść remont. CST i DragonX są do siebie podobne. Są też podobne do planowanego niegdyś przez NASA Oriona. « powrót do artykułu
  11. Międzynarodowy zespół znalazł dowody na to, że lud zamieszkujący Teotihuacán wytwarzał niskoprocentowy alkohol pulque już w 200-550 r. n.e. Archeolodzy przeprowadzili na próbkach ceramiki z różnych stanowisk chromatografię gazową i odkryli związki z błon komórkowych bakterii przeprowadzających fermentację alkoholową. Naukowcy posłużyli się chromatografią gazową połączoną ze spektrometrią masową w trybie selektywnego monitorowania jonów (GC/MS-SIM). Ekstrakty lipidowe z ponad 300 fragmentów ceramiki zbadano pod kątem obecności bakteryjnych hopanoidów. Ponieważ składniki napojów alkoholowych są rozpuszczalne w wodzie, w porównaniu do hydrofobowych lipidów mają one niewielkie szanse, by przetrwać w dłuższej perspektywie czasowej. Stąd pomysł na zastosowanie nowej metody i poszukiwanie w naczyniach, które mogły służyć do produkcji czy picia, hopanoidów pochodzących od produkujących etanol bakterii Zymomonas mobilis. Charakterystyczny ich rozkład wykryto w podzestawie 14 odłamków. Do badania wybrano pozostałości amfor, wcześniej datowane na 200-550 r. n.e. Jak wyjaśnia Marisol Correa-Ascencio, doktorantka z Uniwersytetu Bristolskiego, niewielkie cząsteczki lipidów są wchłaniane do macierzy ceramicznej i ulegają enkapsulacji. Pulque wytwarza się do dziś ze sfermentowanego soku maguey pulquero Agave salmiana. W Teotihuacán napój ten zapewniał składniki odżywcze i dawał uczucie sytości, co było szczególnie istotne w chudych latach. « powrót do artykułu
  12. W październiku, po 10 miesiącach podróży, na orbitę Marsa wejdzie indyjska rakieta z próbnikiem na pokładzie. Zadaniem misji jest poszukiwanie śladów życia na Czerwonej Planecie. Jeśli operacja się uda, Indie będą pierwszym krajem, który umieści rakietę na orbicie Marsa. Będą też pierwszym krajem Azji, który osiągnął Czerwoną Planetę - stwierdził Koteswara Rao z Indyjskiej Organizacji Badań Kosmicznych. W najbliższym czasie indyjscy inżynierowie uruchomią silniki rakiety i spowolnią pojazd z obecnych 22,2 km/s do 2,14 m/s, co pozwoli na łagodne wejście w atmosferę. Cały koszt misji to jedynie 70 milionów dolarów, czyli niemal 10-krotnie mniej niż kosztuje misja, w ramach której NASA wysłała na orbitę Marsa swój pojazd. Przybędzie on w okolice Czerwonej Planety kilka dni przed indyjskim.
  13. Udało się zidentyfikować genetyczną mutację sprzed 500 000 lat, która mogła być kluczowym elementem ewolucji ludzkiego języka. Naukowcy z MIT-u i europejskich uczelni wykazali, że ludzka odmiana genu Foxp2 ułatwia przekształcenie nowych doświadczeń w standardowe procedury. Gdy zmodyfikowali genetycznie mysz tak, by dochodziło u niej do ekspresji ludzkiej odmiany Foxp2 zwierzę znacznie lepiej radziło sobie z przejściem labiryntu niż mysz niezmodyfikowana. Odkrycie to sugeruje, że Foxp2 jest kluczowym elementem w nauce języka. Dzięki niemu bowiem, gdy widzimy szklankę i słyszymy wyraz „szklanka” przekładamy sobie to doświadczenie na standardową procedurę, dzięki której później kojarzymy wyraz z przedmiotem. Wszystkie zwierzęta potrafią się ze sobą komunikować, jednak ludzki język jest czymś wyjątkowym. Naukowcy uważają, że Foxp2 to jeden z kilkunastu genów odpowiedzialnych za rozwój zdolności językowych Homo sapiens. Po raz pierwszy zidentyfikowano go u rodziny, której członkowie mieli poważne trudności z wysławianiem się i rozumieniem mowy. Okazało się, że u wszystkich występuje nieprawidłowa mutacja Foxp2. « powrót do artykułu
  14. Zespół Manu Prakasha z Uniwersytetu Stanforda stworzył Foldscope: mikroskop optyczny, który drukuje się i składa z papieru jak origami. Z witryny projektu dowiadujemy się, że zakończyły się zapisy do pierwszej rundy testów beta. Naukowcy wybiorą 10 tys. osób, które poddadzą mikroskop próbie ogniowej i pomogą w stworzeniu opensource'owego podręcznika. Wyprodukowanie Foldscope'u to wydatek nieprzekraczający dolara, a zapewnia on nawet ponad 2000-krotne powiększenie oraz 800-nm rozdzielczość. Mikroskop waży 8,8 g, nie wymaga zasilania zewnętrznego i choć mierzy zaledwie 70x20x2 mm, jest tak wytrzymały, że można go bez większego uszczerbku upuścić z 3-kondygnacyjnego budynku (niestraszne mu również nadepnięcie). By nadać odpowiednią sztywność, papier Foldscope'u pokrywa się warstwą laminatu. Ponieważ celem jest spopularyzowanie nauki i maksymalne uproszczenie aparatury, jeden wydruk zapewnia tylko jedno zastosowanie; dany Foldscope jest np. albo mikroskopem polaryzacyjnym, albo fluorescencyjnym (nigdy nie jest nimi oboma naraz). Każda wersja ma stałą rozdzielczość i powiększenie (zoptymalizowano je pod kątem zastosowania). « powrót do artykułu
  15. Zespół naukowcy odpowiedzialny za misję pojazdu Rosetta wybrał miejsce na jądrze komety 67P/Czuriumow-Gierasimienko, na którym wyląduje próbnik Philae. Lądownik wywierci w jądrze dziurę o głębokości ponad 20 centymetrów i pobierze próbki do analizy. Ich zbadanie powinno uszczegółowić naszą wiedzę na temat roli komet w kształtowaniu się Ziemi i innych planet Układu Słonecznego. Podczas lądowania kluczową rolę odgrywa czas. Philae musi znaleźć się na jądrze komety wówczas, gdy 67P/Czuriumow-Gierasimienko będzie na tyle blisko Słońca, by panele słoneczne próbnika miały skąd czerpać energię. Jednak musi być na tyle daleko naszej gwiazdy, by jej oddziaływanie nie utrudniło zbytnio samego lądowania. Okienko do lądowania otworzy się 11 listopada, kiedy to kometa znajdzie się w odległości około 450 milionów kilometrów od Słońca. Lądowanie Philae będzie trudnym zadaniem. Lądownik musi nie tylko schodzić z odpowiednią prędkością, ale trzeba uwzględnić też rotację jądra, a cała operacja nie może trwać zbyt długo, gdyż po lądowaniu Philae musi pozostać wystarczająco dużo energii, by można było rozłożyć panele słoneczne i instrumenty naukowe. Wybrane przez naukowców miejsce lądowania, zwane Site J, znajduje się na czole jądra komety. Zapasowe lądowisko, Site C, mieści się bliżej środka. « powrót do artykułu
  16. Dr Tristan Rich z Lort Smith Animal Hospital w Melbourne zoperował ostatnio nietypowego pacjenta - 10-letniego karasia chińskiego George'a z guzem mózgu. Nowotwór rozwinął się w ciągu ostatniego roku, przez co George miał kłopoty z poruszaniem się i stał się ofiarą przemocy ze strony innych ryb. W czasie godzinnej operacji weterynarz musiał sobie poradzić z kilkoma problemami. Jednym z nich była utarta krwi, która u tak małego pacjenta może mieć poważne konsekwencje. Przez małą ilość skóry wyzwaniem okazało się także zamknięcie [George'a]. Skrzela ryby przepłukiwano natlenowaną wodą ze zbiornika. Lekarze twierdzą, że przechodzący rekonwalescencję karaś ma się dobrze i pożyje jeszcze ok. 20 lat. Operacja kosztowała właściciela George'a Pipa Joyce'a 200 dolarów. « powrót do artykułu
  17. Telefony Apple'a wciąż biją rekordy popularności. W ciągu pierwszego dnia zbierania zamówień na smartfon iPhone 6 klienci zadeklarowali chęć zakupu aż 4 milionów tych urządzeń. Przed dwoma laty w pierwszym dniu po iPhone'a 5 zgłosiło się 2 miliony klientów. Apple przyznało, że popyt przekroczył liczbę wyprodukowanych urządzeń, dlatego też niektórzy klienci otrzymają swój telefon dopiero w przyszłym miesiącu. Analitycy, na podstawie tego, co działo się w pierwszym dniu przedsprzedaży prognozują, że w ciągu tygodnia klienci zamówią około 10 milionów urządzeń. „Apple sprzeda każdego iPhone'a jakiego wyprodukuje do końca października. Zwykle bowiem sprzedaż w pierwszym tygodniu jest ograniczana podażą, a nie popytem” - mówią analitycy firmy Raymont James. Z informacji umieszczonej na witrynie Apple'a dowiadujemy się, że na 5,5-calowego iPhone'a 6 Plus trzeba będzie czekać nawet miesiąc, natomiast dostawy wersji z 4,7-calowym wyświetlaczem rozpoczną się już 19 września. « powrót do artykułu
  18. Ssaki nie potrafią regenerować utraconych kończyn, ale odrastają u nich spore części utraconych żeber. Regeneracji żeber u ludzi i myszy przyglądały się Marissa K. Srour i Francesca Mariani z Uniwersytetu Południowej Kalifornii oraz Janice Lee z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. Za pomocą tomografii komputerowej panie monitorowały zdrowienie ludzkiego żebra, którego fragment został usunięty przez chirurga. Okazało się, że po pół roku brakujący 8-cm fragment kości i 1-cm odcinek chrząstki częściowo się odtworzyły. Aby lepiej zrozumieć ten proces, Amerykanki wycinały myszom kawałki chrząstki żebrowej wielkości 3-5 milimetrów. Okazało się, że gdy usuwały zarówno chrząstkę, jak i ochrzęstną (łac. perichondrium), brakujące fragmenty nie odtwarzały się nawet po upływie 9 miesięcy. Kiedy jednak specjalistki wycinały chrząstkę bez ochrzęstnej, do całkowitej naprawy dochodziło w ciągu 1-2 miesięcy. Co istotne, ochrzęstna zachowywała zdolność naprawy chrząstki nawet po odłączeniu od żebra i przemieszczeniu do pobliskiej tkanki mięśniowej. Wg zespołu, to kolejny dowód na to, że perichondrium zawiera komórki progenitorowe lub macierzyste. Mariani cieszy się ze stworzenia modelu mysiego, wspominając o palącej potrzebie usuwania skutków urazów szkieletowych i chronicznej choroby zwyrodnieniowej stawów czy rozwiązywania problemów związanych z chirurgią rekonstrukcyjną.
  19. Właśnie skończyły się wakacje, na które wielu z nas poleciało samolotem tanich linii lotniczych. Ich oferta jest niezwykle kusząca, a bilety często kilkukrotnie tańsze niż oferta tradycyjnych przewoźników. Jeśli kiedykolwiek zastanawialiście się, dlaczego bilety tanich linii mają tak niskie ceny, odpowiedź na to pytanie znajdziecie w serwisie PanSamolocik. Klient, płacąc mniej za przelot, musi zrezygnować z niektórych wygód. Jednym z kompromisów, który musi zawrzeć, jest konieczność podróży w bardziej licznym towarzystwie. Tanie linie zagęszczają fotele w samolotach. Standardowo w boeingu 737-300 standardowo montowanych jest 128 foteli. Tymczasem w takich samych maszynach wykorzystywanych przez tanich przewoźników może usiąść 148 osób. Kolejnym źródłem oszczędności jest zwiększona eksploatacja samolotu. Maszyna tanich linii jest gotowa do kolejnego lotu już po 25 minutach od zakończeniu lotu poprzedniego. Tradycyjne linie, korzystające z większych lotnisk potrzebują co najmniej 45 minut, by przygotować samolot do startu. Innym sposobem wykorzystywanym przez tanie linie są loty jak najkrótszą trasą, bez międzylądowań. Drożsi przewoźnicy latają dłuższymi trasami, a podróż może być przerywana na międzylądowanie. Pasażerowie samolotów pasażerskich doskonale wiedzą, że latając tanimi liniami będą startowali i lądowali na mniejszych, tańszych lotniskach z mniejszą liczbą udogodnień dla podróżnych. Tradycyjne linie korzystają z wielkich lotnisk. Są one droższe, ale i mają bogatszą infrastrukturę. Innym sposobem na obniżenie ceny biletów jest ich bezpośrednia sprzedaż pasażerom. Droższe linie korzystają tutaj z całej sieci pośredników i biur podróży. Jeśli regularnie latamy tanimi liniami, z pewnością zauważymy, że podróżujemy zawsze tym samym typem samolotu. Dzięki ujednoliconej flocie tanie linie zmniejszają koszty serwisowania samolotów oraz szkoleń pracowników. Linie, które korzystają z wielu różnych typów samolotów muszą liczyć się ze znacznie wyższymi kosztami. Różnice istnieją nawet w sposobie wynagradzania pracowników. Osoby zatrudnione w tanich liniach lotniczych mają niską podstawową płacę, a ich właściwy dochód to prowizja zależna od liczby przepracowanych godzin i dyżurów. W liniach tradycyjnych pracownicy mogą liczyć na wyższą pracę podstawową. Gdy zdecydujemy się na podróż tanimi liniami musimy pamiętać, że wiele udogodnień, usług dodatkowych i rozrywki zostało obciętych do minimum. Dzięki temu możemy liczyć na tanie bilety. Jeśli zależy nam na szybszej odprawie, wyborze opcji bagażowych, cateringu, rozrywce podczas lotu czy chcemy wykupić klasę biznes, powinniśmy zdecydować się na tradycyjnych przewoźników. « powrót do artykułu
  20. W zdominowanych przez ludzi rolniczych regionach Indii polujące nocą lamparty żywią się głównie... psami. Gdy naukowcy z Wildlife Conservation Society (WCS) zbadali pod kątem obecności nietrawionych resztek, np. pazurów, kopyt czy sierści, 85 próbek odchodów lampartów z dystryktu Ahmednagar, stwierdzili, że 87% ich diety stanowiły zwierzęta domowe. Oznacza to, że choć leopardy uważa się za dzikie, są niemal całkowicie zależne od powiązanych z ludźmi źródeł pokarmu. Najczęstszą zdobyczą okazały się psy, na które przypadało 39% spożywanej biomasy. Domowe koty znaleziono w 15% próbek; stanowiły one 12% masy lamparcich posiłków. Wśród dzikich ofiar lampartów znalazły się przede wszystkim gryzonie, ale również małpy, ptaki, cywety czy mangusty. Choć w badanym rejonie żywego inwentarza było dużo więcej, koty polowały na niego o wiele rzadziej. Dla przykładu 7-krotnie bardziej liczne kozy stanowiły zaledwie 11% diety lampartów. Autorzy opracowania z pisma Oryx dywagują, że przyczyną jest zapewne zamykanie ich na noc w zagrodach (w tym czasie psy są puszczane wolno). Krowy, owce i świnie również były jedzone, ale łącznie tworzyły one mniej niż 20% lamparciej diety. Ponieważ ekonomiczny wpływ żerujących lampartów na wartościowy inwentarz jest niższy niż się spodziewano, ludzko-koci konflikt dotyczy raczej obaw o polowanie w pobliżu domów oraz sentymentalnej wartości psów. « powrót do artykułu
  21. Grupa siedmiu naukowców przeprowadziła nową ocenę wpływu wydobycia gazu łupkowego metodą szczelinowania hydraulicznego na środowisko naturalne. Uczeni wykorzystali podczas swoich badań 165 studiów naukowych i rządowych statystyk. Sprawdzali nie tylko emisję gazów cieplarnianych ale również wpływ szczelinowania na lokalne zanieczyszczenie powietrza, trzęsienia ziemi oraz – przede wszystkim – dostępność wody pitnej. Z pewnością będziemy wykorzystywali coraz więcej gazu i ropy pochodzących ze szczelinowania. Naszym kluczowym zadaniem jest więc maksymalna redukcja kosztów środowiskowych i uzyskanie z całego procesu jak najwięcej korzyści dla środowiska - mówi Robert Jackson, który stał na czele zespołu badawczego. Szczególną uwagę poświęcono kwestii wody pitnej. Podczas szczelinowania wykorzystuje się olbrzymie ilości wody. W miarę wzrostu popularności tej metody zużywa się jej coraz więcej, a jednocześnie coraz częściej na znacznych terenach USA mamy do czynienia z suszami. Przeprowadzone właśnie studium wykazało, że co prawda podczas szczelinowania wykorzystuje się więcej wody niż w czasie konwencjonalnych wierceń, jednak podczas samej produkcji energii z gazu łupkowego używa się mniej wody niż w procesie jej pozyskiwania ze spalania węgla czy z elektrowni atomowych. Jeśli weźmie się pod uwagę cały proces produkcji energii, od wydobywania surowca w kopalniach po jego spalanie, okazuje się, że energetyka węglowa zużywa ponaddwukrotnie więcej wody na każdą megawatogodzinę niż gaz łupkowy. Porównanie gazu łupkowego z odnawialnymi źródłami energii wypada różnie w zależności od źródła. Pozyskiwanie energii ze słońca i wiatru niemal nie wymaga zużycia wody i nie przyczynia się do emisji gazów cieplarnianych. Tutaj gaz wypada gorzej, a mimo to, ze względu na cenę, może wypierać te rodzaje produkcji energii. Z drugiej strony widać ewidentne korzyści z używania gazu łupkowego w porównaniu z etanolem z kukurydzy. W tym przypadku do produkcji jednostki energii z gazu zużywamy ponadstukrotnie mniej wody niż do jej wytwarzania z etanolu. Wpływ szczelinowania na zmiany klimatyczne i lokalne zanieczyszczenie powietrza jest podobny do jego wpływu na zasoby wody. Studnie do szczelinowania emitują więcej zanieczyszczeń niż konwencjonalne odwierty. Jednak gaz łupkowy wypada zdecydowanie lepiej od węgla, gdyż z jego spalaniem wiąże się mniejsza emisja dwutlenku węgla i niemal zerowa emisja rtęci, popiołów i dwutlenku siarki. Naukowcy podkreślają jednak, że obecnie nie są w stanie stwierdzić, czy w skali globalnej gaz łupkowy przynosi ulgę środowisku. Zauważają, że co prawda wykorzystanie gazu i związany z tym spadek zużycia węgla spowodował poprawę jakości powietrza w miastach, do których wiatr zanosił spaliny z elektrowni węglowych, to jednak ciągle nie wiadomo, jak ma się dodatkowa emisja metanu ze studni wydobywczych i rurociągów z gazem to redukcji CO2 przy jego spalaniu. W tej chwili brak danych, by obliczyć korzyści ze zmniejszonej emisji dwutlenku węgla i porównać z kosztami zwiększonej emisji metanu. Uczeni zauważyli też, że na wschodzie USA rosną obawy związane z ryzykiem zanieczyszczenia wody pitnej podczas procesu szczelinowania. Ich zdaniem prawdziwe niebezpieczeństwo stwarzają niedokładne cementowanie odwiertów oraz nieprawidłowe składowanie wody odpadowej w pobliżu powierzchni. Z wcześniejszych badań wiemy, że w zależności od warunków geologicznych i sposobu wykonania studni nieszczelności mają miejsce w 1-10 procent instalacji wydobywczych. Wciąż trwają spory co do tego, czy dochodzi do zanieczyszczeń wód gruntowych. Nowe badania wykazały, że tego typu przypadki mają miejsce, ale nie zdarzają się często. Wciąż nie odpowiedziano też jednoznacznie na pytanie, czy zanieczyszczenie metanem może wtórnie prowadzić do zanieczyszczenia wody arsenem, różnymi solami, uranem czy metalami ciężkimi. W ostatnim czasie pojawiły się badania, które sugerują, że w rzadkich wypadkach może dojść do takich zanieczyszczeń. Autorzy studium zauważają, że jednym z najpoważniejszych problemów jest postępowanie z wodą zanieczyszczoną w czasie szczelinowania. W większości przypadków woda taka jest składowana głęboko pod ziemię. Jednak coraz częściej jest ona oczyszczana na miejscu i powtórnie wykorzystywana podczas szczelinowania lub przesyłana do specjalnie wyposażonych oczyszczalni ścieków, które potrafią sobie z nimi poradzić. Wciąż jednak w kilku stanach prawo pozwala poić tą wodą bydło, wykorzystywać ją do mycia ulic bądź też wysyłać do zwykłych oczyszczalni ścieków. Autorzy badań – naukowcy z Uniwersytetów Stanforda, Duke, Ohio Stae, Newcastle, MIT-u, Los Alamos National Laboratory oraz Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA) mówią, że żadne z takich działań nie powinno mieć miejsca. Powołują się przy tym na wyniki jednego z badań, które wykazały, że woda ze szczelinowania, którą wykorzystywano do podlewania pól, zabiła w ciągu dwóch lat ponad połowę drzew w okolicy. Zwrócono też uwagę na konieczność prawidłowego przeprowadzania procedur przechowywania wody głęboko pod ziemią. Czasem zdarza się, że taka woda powoduje nasiąkanie skał, co prowadzi do trzęsień ziemi. Robert Jackson zwraca też uwagę, że dotychczas nic nie wiemy o wpływie szczelinowania na zdrowie okolicznych mieszkańców. Nikt jeszcze nie przeprowadził odpowiednich badań. « powrót do artykułu
  22. Rozmawiamy z Maciejem Wiśniewskim, współzałożycielem i prezesem firmy AlgaeLabs, która opracowała nową technologię produkcji naturalnej astaksantyny Kiedy powstała AlgaeLabs? Najpierw był pomysł czy najpierw była firma? Najpierw był pomysł. Tak naprawdę jeszcze przed założeniem firmy założyliśmy fundację pod tą samą nazwą. I w fundacji robiliśmy pierwsze bioreaktory i pierwsze wstępne badania, a firmę założyliśmy stricte pod inwestora. Od razu skupiliście się Państwo na astaksantynie? Tak. Później wyszły wątki poboczne, które na razie są schowane na później. Ale na początku skupiliśmy się na astaksantynie i naszym Heamatococcusie czyli zielenicy. Co to jest astaksantyna? To jest tak naprawdę najsilniejszy przeciwutleniacz. Jest to teoretycznie panaceum na wiele chorób. Naprawdę wykorzystuje się ją w medycynie? Musimy odróżnić dwie rzeczy. Suplement diety i środek medyczny. To są dwa różne środki, dwa różne zastosowania. Jako suplement diety astaksantyna jest na rynku co najmniej od początku lat 80. Swego czasu była produkowana przez Cyanotech. To największa firma, która produkuje na Hawajach. Trafiłem na nich w internecie No właśnie. To spółka akcyjna, więc publikują swoje sprawozdania rok po roku. Można robić do nich porównania i zobaczyć, jak się rynek kształtował, jaka była cena astaksantyny. Oczywiście, jeśli komuś chce się czytać 150 stron raportu. Po Cyanotechu była Fuji Chemicals, przy czym Japończycy też zrobili sobie fabrykę na Hawajach. I jeszcze w latach 80. powstał w Szwecji AstaReal. Przy czym AstaReal bardzo się różnił od Cyanotechu i Fuji Chemicals dlatego, że Cyanotech i Fuji produkują w open pondach, czyli tak naprawdę w płytkich stawach, w których namnaża się glony. Dlatego Hawaje są dobrym miejscem, bo praktycznie przez 365 dni w roku temperatura nie spada tam poniżej 20 stopni, nasłonecznienie jest tam też całkiem dobre, a ponadto Hawaje się najbardziej oddalonymi wyspami od zwartego lądu. Nie ma zanieczyszczeń Nie ma zanieczyszczeń, ale przede wszystkim zanieczyszczeń mikrobiologicznych. Dlatego, że jeśli zaszczepimy Haematococcusem staw w Polsce, gdzie w zasięgu ręki są setki innych glonów, które mogą też żyć w tym samym stawie, to Haematococcus zostanie zagłuszony przez inne szczepy. A tam da się to robić w open pondach, bo nie ma tam innych alg, które zagłuszyłyby tą hodowlę w otwartych stawach. « powrót do artykułu
  23. Dzięki współpracy zespołów z Uniwersytetu Stanforda oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley powstał odbiornik radiowy wielkości mrówki. Urządzenie jest tak efektywne, że całą energię potrzebną do pracy czerpie z odbieranego przez siebie sygnału radiowego. Urządzenie zdolne do przeprowadzania obliczeń oraz wykonywania i przekazywania poleceń może stać się pomostem łączącym internet z urządzeniami pracującymi w ramach Internet of Things. Kolejnym przykładem wykładniczego wzrostu liczby połączeń będzie łącznie ze sobą różnych przedmiotów i kontrolowanie ich za pośrednictwem internetu - mówi profesor Amin Arbabian, który zaprezentował nowy układ podczas VLSI Technology and Circuits Symposium. Obecnie istnieje niemal cała infrastruktura potrzebna do stworzenia Internet of Things, mamy ogólnoświatową sieć, komputery i urządzenia przenośne. Tym, czego brakuje jest tani miniaturowy układ scalony, zdolny do odbierania sygnałów radiowych i wykonujący komendy. Koszt odgrywa tutaj kluczową rolę, gdy układy takie będą instalowane w bilionach urządzeń. Prace nad takim układem rozpoczęły się w 2011 roku. Naukowcy wiedzieli, że musi być on mały, tani i niezwykle energooszczędny. Ich nowy układ spełnia wszystkie trzy warunki. Jego zapotrzebowanie na energię jest znikome. Gdybyśmy podłączyli go do baterii AAA zapewniłaby mu ona energię na ponad 100 lat. Zbudowanie takiego radia wymagało całkowicie nowego podejścia do problemu. Każdy element układu musi być mały i charakteryzować się niewielkim poborem energii. Sama antena jest dziesięciokrotnie mniejsza niż standardowa antena Wi-Fi i pracuje z częstotliwością 24 GHz. Standardowe procesory miałyby problemy z przetworzeniem takiego sygnału, dlatego też naukowcy musieli opracować nowe obwody i przemodelować cały schemat elektroniczny. W efekcie powstało urządzenie składające się z anteny odbiorczej, która jednocześnie zapewnia zasilanie z energii przechwytywanych fal elektromagnetycznych, anteny nadawczej działającej na krótki dystans i procesora interpretującego i wykonującego polecenia. Firma STMicroelectronic wyprodukowała 100 prototypowych urządzeń Arbabiana, a naukowcy udowodnili dzięki nim, że ich koncepcja sprawdza się w praktyce. Zgodnie z wizją Arbabiana takie układy typu radio-on-a-chip musiałyby być rozmieszczone w naszych domach w odległości mniej więcej metr od siebie, gdyż sygnały o dużej częstotliwości nie są w stanie pokonać dużych odległości. Tanie, małe, samozasilające się kontrolery radiowe to podstawa Internet of Things - mówi Arbabian. « powrót do artykułu
  24. Już wkrótce wzorowane na śledzionie urządzenie mikroprzepływowe do oczyszczania krwi może zrewolucjonizować leczenie sepsy. Nawet przy najlepszym współczesnym leczeniu pacjenci z sepsą umierają na oddziałach intensywnej terapii w co najmniej 30% przypadków - ujawnia dr Mike Super z Instytutu Bionspirowanej Inżynierii Wyssa. Ponieważ sepsa zabija rocznie na świecie przynajmniej 8 mln osób i jest wiodącą przyczyną zgonów szpitalnych, naprawdę potrzebujemy nowego podejścia [terapeutycznego]. W laboratorium biośledziona oczyszczała ludzką krew lepiej, niż naukowcy się spodziewali. Zwiększała też przeżywalność zwierząt z zakażoną krwią. W ciągu paru godzin może ona odfiltrować z krwi zarówno żywe i martwe patogeny, jak i wytwarzane przez nie toksyny. Zidentyfikowanie patogenu odpowiedzialnego za sepsę może potrwać kilka dni (u większości pacjentów się to nie udaje). Jeśli lekarze nie są w stanie wskazać winnego, leczą chorego antybiotykami o szerokim spektrum działania, które niestety często nie pomagają i wywołują szkodliwe skutki uboczne. Radzenie sobie z sepsą jest coraz trudniejsze ze względu na narastającą lekooporność. Amerykański zespół chciał zbudować przypominające aparaturę do dializy urządzenie pracujące poza organizmem, które usuwałoby żywe i martwe bakterie oraz ich toksyny. Wzorował je na mikroarchitekturze ludzkiej śledziony. Składa się ono z dwóch przyległych kanałów, połączonych ze sobą za pomocą serii szczelin. W jednej z komór znajduje się płynąca krew, w drugiej solanka, która zbiera i usuwa przemieszczające się przez szpary patogeny. Kluczem do sukcesu urządzenia są jednak nanometrowe cząstki magnetyczne, pokryte genetycznie zmodyfikowaną lektyną wiążącą mannozę (ang. mannose binding lectin, MBL). MBL ma rozgałęzioną główkę i pałeczkowaty ogonek. Główka wiąże się z cukrami na powierzchni bakterii, wirusów, grzybów, pierwotniaków i toksyn, a ogon sygnalizuje układowi odpornościowemu, by je zniszczył. Niestety, czasem z ogonkiem wiążą się inne białka immunologiczne, co prowadzi do aktywacji krzepnięcia i uszkodzenia narządu. Super obciął jednak ogon i przeszczepił w to miejsce odpowiednik z przeciwciała (jak można się domyślić, nie powoduje on opisanych wyżej problemów). Amerykanie przyczepili hybrydowe białko do magnetycznych cząstek o średnicy 128 nanometrów, by we krwi chorego z sepsą łączyły się one z patogenami i toksynami bez uprzedniego rozpoznawania ich tożsamości. Biośledzionę wyposażono w magnes, który przeciąga pokryte bakteriami cząstki przez kanał. Podczas eksperymentów z zakażoną ludzką krwią ponad 90% patogenów wiązano i usuwano z krwi przepływającej przez pojedyncze urządzenie z prędkością 0,5-1 l/h. By uzyskać prędkość typową dla dializ, można połączyć ze sobą kilka biośledzion. Na dalszym etapie studium urządzenie przetestowano na szczurach zakażonych pałeczką okrężnicy (Escherichia coli), gronkowcem złocistym (Staphylococcus aureus) oraz toksynami. Podobnie jak przy badaniach z ludzką krwią, po 5 godzinach filtrowania z krwiobiegu gryzoni usunięto ok. 90% bakterii. Nie musieliśmy zabijać patogenów. Po prostu wychwyciliśmy je i usunęliśmy - wyjaśnia Super. Przeżyło 90% zwierząt, w porównaniu do zaledwie 14% w grupie kontrolnej. Co istotne, dzięki zmodyfikowanemu genetycznie MBL nie doszło do nadmiernego pobudzenia układu odpornościowego. « powrót do artykułu
  25. Uczeni z Princeton University pracują nad... skrystalizowaniem światła. Próbują ni mniej ni więcej tylko zamienić światło w kryształ. W ramach prac nad badaniem podstawowych właściwości materii udało im się utrzymać fotony w miejscu. To coś, czego wcześniej nie obserwowaliśmy. Mamy tu do czynienia z zupełnie nowym zachowaniem się światła - mówi profesor Andrew Houck. Jesteśmy zainteresowani zbadaniem, a docelowo kontrolowaniem i kierowaniem, przepływu energii na poziomie atomowym. Naszym celem jest lepsze zrozumienie dostępnych nam materiałów i procesów oraz opracowanie materiałów, których obecnie nie potrafimy stworzyć - wyjaśnia jeden z członków zespołu badawczego, profesor Hakan Türeci. Krystalizacja światła to część prac mających na celu stworzenie narzędzia symulującego zachowanie cząstek subatomowych. Narzędzie takie byłoby nieocenioną pomocą dla współczesnej nauki. Na pewne pytania nie jesteśmy w stanie odpowiedzieć właśnie z powodu braku odpowiednich narzędzi. Symulacje komputerowe nie rozwiązują problemu, częściowo dlatego, że współczesne komputery działają na podstawie klasycznych praw fizyki, natomiast w świecie subatomowym obowiązują zasady fizyki kwantowej. Eksperci uważają, że dopiero komputery kwantowe pozwolą nam na dokładne symulowanie wielu zjawisk. Jednak zbudowanie kwantowej maszyny okazało się znacznie trudniejsze niż przypuszczano. Dlatego też uczeni z Princeton próbują zbudować system, który będzie bezpośrednio symulował zjawiska kwantowe. System taki specjalizowałby się w odpowiedzi na konkretne pytanie, nie byłby maszyną ogólnego przeznaczenia. Uczeni z Princeton stworzyli strukturę z nadprzewodników, która zawiera 100 miliardów atomów działających jak jeden sztuczny atom. Atom ten umieścili w pobliżu nadprzewodzącego kabla zawierającego fotony. Dzięki zjawiskom kwantowym fotony przybrały niektóre z właściwości atomu, dzięki czemu fotony mogły reagować na siebie. Wykorzystaliśmy właściwości fotonów i atomu w taki sposób, że sztucznie stworzyliśmy warunki, w których pomiędzy fotonami dochodzi do silnych interakcji. Interakcje takie doprowadziły do pojawienia się nowego zachowania światła, podobnego do zachowania różnych stanów materii, takich jak płyny czy kryształy - mówi jeden z autorów badań, Darius Sadri. Mamy tutaj sytuację, w której fotony wchodzą w bardzo silne interakcje. W jednym z trybów światło faluje w przód i w tył, jak płyn. W innym trybie, zamarza - dodaje profesor Türeci. To "zamarzanie" pozwala na stworzenie stałego obrazu światła poprzez spowodowanie szybkich oscylacji fotonów w przód i w tył. Prototypowe urządzenie jest dość małe. Tylko w dwóch miejscach sztuczny atom jest powiązany z nadprzewodzącym kablem. Uczeni twierdzą jednak, że ich urządzenie można powiększyć, zwiększając tym samym liczbę miejsc interakcji. W przyszłości naukowcy chcą zbudować urządzenie z setkami punktów interakcji i mają nadzieję obserwować tak egzotyczne stany światła jak płyn nadciekły czy izolator.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...