Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL) obawiają się, że dotychczas niedoszacowywano tempa ocieplania się Ziemi. Uczeni porównali dane z pomiarów bezpośrednich z pomiarami satelitarnymi oraz modelami klimatycznymi i doszli do wniosku, że półkula południowa pochłania dwukrotnie więcej ciepła niż dotychczas sądzono. Szacunki dotyczące półkuli północnej są prawidłowe. Uczeni z LLNL szacują, że od 1970 roku półkula południowa ogrzała się dwukrotnie bardziej niż wynikałoby to z pomiarów bezpośrednich. Błąd wziął się z faktu, że pomiary takie były wykonywane w bardzo ograniczonym zakresie. Jeśli specjaliści z LLNL mają rację, oznacza to, że światowe oceany pochłaniają od 24 do 58 procent więcej energii niż sądzono. Wenju Cai z australijskiego CSIRO, zauważa, że wyniki uzyskanie przez Amerykanów sugerują, iż planeta ogrzewa się szybciej niż sądziliśmy. Z tych badań wynika, że nierównowaga energetyczna systemu jest większa - mówi. W literaturze specjalistycznej rozpowszechniona jest opinia, że nasze dane dotyczące ogrzewania się oceanów półkuli południowej są zaniżone. Nasze badania są pierwszymi, które pozwalają ocenić nam, jak bardzo niedoszacowaliśmy tego zjawiska - stwierdził Paul Durack z LLNL. W przeciwieństwie do półkuli południowej północna część globu została dobrze przebadana przez statki handlowe oraz bogate kraje znajdujące się na północ od równika. Na południu ruch jest mniejszy, a i bogatych krajów mniej, stąd też znacznie mniejsza liczba wykonanych pomiarów. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Rockefeller University zaprezentowali programowalny antybiotyk, który selektywnie obiera na cel szkodliwe mikroorganizmy, zwłaszcza te z genami lekooporności, nie szkodząc przy okazji łagodnym bakteriom. Podczas eksperymentów udało nam się poinstruować enzym bakteryjny [nukleazę DNA] Cas9, by znajdował określoną sekwencję DNA i ją wycinał. Wybiórcze podejście pozostawia nietknięty zdrowy mikrobiom. Badania wykazały, że dzięki temu da się kontrolować lekooporność i zapobiegać wtórnym infekcjom, eliminując 2 poważne problemy, związane z terapią klasycznymi antybiotykami - wyjaśnia Luciano Marraffini. Enzym Cas9 to część szlaku zgrupowanych, regularnie rozmieszczonych krótkich sekwencji palindromowych CRISPR (ang. clustered regularly interspaced short palindromic repeats), czyli systemu obrony bakterii przed egzogennymi elementami genetycznymi, np. bakteriofagami. CRISPR składa się z prostych powtórzeń (ang. direct repeats), rozdzielonych unikatowymi sekwencjami łącznikowymi (ang. spacer). Sekwencje łącznikowe zawierają fragmenty DNA fagów lub plazmidów; w 2007 r. wykazano doświadczalnie, że kawałki DNA fagów, które podczas infekcji fagami zostały włączone do CRISPR jako nowe sekwencje łącznikowe, zapewniają komórkom trwałą odporność na zakażenia konkretnym bakteriofagiem. Enzymy związane z CRISPR wykorzystują sekwencje łącznikowe do identyfikowania i niszczenia najeźdźców. Mając to wszystko na uwadze, Amerykanie przygotowali sekwencje łącznikowe odpowiadające genom konkretnych bakterii i razem z genem Cas9 wprowadzili je do komórek. Resztę pracy wykonywała sama komórka. W zależności od lokalizacji celu, Cas9 może albo uśmiercić całą komórkę, albo tylko wyeliminować wybrany przez naukowców gen. Wcześniej wykazaliśmy, że jeśli Cas9 jest zaprogramowany, by atakować cel z bakteryjnego genomu, zabije bakterię. Bazując na tych pracach, wybraliśmy celowane sekwencje, które pozwoliły nam wybiórczo uśmiercić szczep bakterii z mieszanej populacji - wyjaśnia David Bikard. W początkowych eksperymentach zespół Bikarda wybrał gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) opornego na kanamycynę. Terapia z wykorzystaniem Cas9 programowanego na fragment genu oporności zabiła większość lekoopornego szczepu, nie wpływając na gronkowce wrażliwe na antybiotyk. Zabijanie bakterii to tylko jedna z opcji. W drugiej serii eksperymentów akademicy skierowali bowiem Cas9 na kodujące oporność na tetracyklinę plazmidy wielolekoopornego gronkowca złocistego. W wyniku takiego zabiegu oporne komórki stały się wrażliwe na tetracyklinę. Zaobserwowano też ciekawe zjawisko u wrażliwych komórek, które wydawały się "zaszczepione" i nie wychwytywały plazmidów kodujących oporność. W ostatniej serii eksperymentów Chad Euler potwierdził na myszach wcześniejsze wyniki z badań laboratoryjnych. Gryzoniom ogolono grzbiety i zakażono skórę opornymi na kanamycynę gronkowcami złocistymi. Choć wyniki są obiecujące, należy ulepszyć system dostawy. Do dostarczania zaprogramowanego Cas9 wykorzystywano fagi, ale wirusy te atakują tylko określone rodzaje komórek. Trzeba więc wynaleźć mniej wybiórcza platformę transportu. Marraffini sądzi, że dzięki programowalnym enzymom Cas9 będzie można badać społeczności bakteryjne ludzkiego organizmu. Można by analizować te populacje, eliminując po kolei poszczególne grupy i badając skutki. « powrót do artykułu
  3. Amerykańska Marynarka Wojenna (US Navy) poinformowała, że już wkrótce zacznie używać bezzałogowych łodzi patrolowych, które będą chroniły okręty wojenne poruszające się po niebezpiecznych wodach. Już w sierpniu bieżącego roku Office of Naval Research przeprowadziło pokaz, w ramach którego 13 bezzałogowych łodzi chroniło okręt płynący rzeką James w Virginii. Podczas pokazu pięć łodzi zostało przy okręcie, a 8 przeprowadziło inspekcję podejrzanej jednostki, która zbliżyła się do chronionego okrętu. Otoczyły one jednostkę, dzięki czemu pilnowany przez nie okręt mógł bezpiecznie płynąć dalej. Zrealizowano w ten sposób scenariusz bezpiecznego przepłynięcia przez cieśninę. To mogłaby być Cieśnina Malakka czy Ormuz - mówi kontradmirał Matthew Klunder. Podczas pokazu wykorzystano, chętnie używane przez wojsko, łodzie hybrydowe. Zwykle ich załogę stanowi 3-4 marynarzy. Jednak po wyposażeniu ich w automatyczne systemy 1 osoba może nadzorować pracę 20 łodzi. Automatyczne jednostki zostały przygotowane tak, by w razie zerwania połączenia z ośrodkiem dowodzenia natychmiast przerywały pracę. Dodatkowym zabezpieczeniem są dwa dodatkowe łącza komunikacyjne. Gdyby łódź zaczęła zachowywać się w nieprzewidziany sposób, można je wykorzystać do jej zatrzymania. Autonomiczne łodzie patrolowe mają więcej swobody niż wojskowe drony. W przeciwieństwie do nich nie muszą być ciągle sterowane przez człowieka. Mogą samodzielnie dotrzeć do wyznaczonego celu. Grupa łodzi może synchronizować swoją trasę i podążać nią, automatycznie omijając przeszkody. Admirał Klunder zapewnia, że wykorzystana technologia – nazwana CARACaS (Control Architecture for Robotic Agent Command and Sensing) – jest bardzo tania i można ją z łatwością instalować. Mówimy tutaj o tysiącach dolarów. Nie o milionach. Nie musimy kupować nowych łodzi - wyjaśnia. Wojskowy nie wyklucza stosowania CARACaS na większych jednostkach. « powrót do artykułu
  4. Psychologowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego z Los Angeles (UCLA) przeprowadzili badania, z których wynika, że im bliżej jesteśmy momentu, w którym biali przestaną być większością mieszkańców USA, tym bardziej w grupie tej spada poparcie dla wielokulturowości. W studium wzięło udział 98 białych osób z całego kraju. Połowę stanowili mężczyźni, a połowę kobiety. Średnia wieku badanych wynosiła 37 lat. Badanych losowo podzielono na dwie grupy. Jednej z nich powiedziano, że do roku 2050 biali przestaną być większością [w rzeczywistości niektórzy eksperci twierdzą, iż stanie się tak już w roku 2043], drugą zaś poinformowano, że biali będą większością do co najmniej roku 2050. Następnie obu grupom zadano serię pytań dotyczących ich stosunku do zróżnicowania i wielokulturowości. Biali chłodno podchodzą do koncepcji różnorodności, gdy dowiadują się, że stracą swój większościowy status w USA - mówi profesor Yuen Huo, jeden z autorów badań. Badani mieli na skali od 1 (całkowicie się nie zgadzam) do 7 (całkowicie się zgadzam) ocenić stwierdzenia takie jak: „Jednym z celów naszego państwa powinno być uczenie ludzi różnych narodowości, ras i kultury, jak mieszkać i pracować razem” czy „Amerykanie powinni rozumieć, że różnice kulturowe i doświadczenie życiowe mogą prowadzić do wykształcenia różnych wartości i sposobów myślenia”. W grupie, w której badani sądzili, że biali utrzymają status większości, średnia ocena wynosiła 5,67. Tam, gdzie badanych poinformowano o bliskiej utracie większości średnia ocena wyniosła 5,15. W sytuacji, gdy biali Amerykanie zostają poinformowani o obecnych trendach demograficznych, widzimy wyraźny spadek poparcia dla różnorodności. Większość Amerykanów uznaje różnorodność za pozytywne zjawisko, jednak wielu białych, gdy dowiaduje się, że przestaną być większością, mniej entuzjastycznie popiera różnorodność - mówi główny autor badań, Felix Danbold. Różnice ujawniały się też ze względu na preferencje polityczne. Średnia ocena nadana przez zwolenników Partii Republikańskiej wyniosła 4,5, zwolennicy Demokratów dali średnią ocenę 5,8, a osoby określające się jako niezależne – 5,7. Średnia dla kobiet wyniosła 5,7, dla mężczyzn – 5,1. Naukowcy mówią, że badani nie obawiają się konkurencji ekonomicznej czy zderzenia wartości kulturowych. Dla białych zmiany demograficzne zagrażają poczuciu, że biali Amerykanie najlepiej reprezentują amerykańską tożsamość. Biali od dawna odnoszą korzyści z faktu, że są postrzegani jako ta grupa etniczna, która najlepiej reprezentuje bycie Amerykaninem. Gdy teraz pomyślimy o przyszłości, w której biali nie stanowią już ponad połowy społeczeństwa, widzimy, że zagraża to twierdzeniu, iż biali najlepiej reprezentują amerykańskie wartości. To z kolei powoduje spadek poparcia dla różnorodności i dla przyjmowania emigrantów - wyjaśnia Huo. Danbold dodaje, że w dyskusjach na temat demografii i reakcji na zmiany demograficzne w USA bardzo często pomija się to poczucie zagrożenia tożsamości. Kolejny eksperyment, tym razem z udziałem 194 białych Amerykanów, wykazał, że aż 73% białych uważa, iż to właśnie ich własna grupa etniczna najlepiej reprezentuje amerykańskie wartości i styl życia. « powrót do artykułu
  5. Do listy kancerogenów prowadzonej przez amerykański Departament Zdrowia dodano cztery nowe substancje. To związki chemiczne używane w przemyśle. Do grupy czynników wywołujących nowotwory dopisano orto-toluidynę, substancję dodawaną do wyrobów gumowych, pestycydów i barwników. W jej przypadku udowodniono związek z nowotworami pęcherza u ludzi. Trzy kolejne substancje trafiły do grupy środków, co do których istnieje uzasadnione podejrzenie, iż wywołują nowotwory u ludzi. Te substancje to 1-bromopropan używany do czyszczenia urządzeń optycznych, elektronicznych i metali, środek do konserwacji drewnianych płotów czy słupów energetycznych pentachloropentol oraz kumen, który jest rozpuszczalnikiem farb i lakierów, dodaje się go do paliwa lotniczego, jest też obecny w dymie tytoniowym. Identyfikowanie substancji, które mogą narazić ludzi na rozwój nowotworów pomaga w zapobieganiu tym chorobom. Nasz raport to cenne źródło informacji dla prawodawców oraz agencji badawczych. Dostarcza też przeciętnemu człowiekowi informacji o tym, czego powinien unikać - mówi Linda Birnbaum z National Institute of Environmental Health Sciences. Orto-toluidyna była już od 1983 roku podejrzana o działanie rakotwórcze. Specjaliści z Departamentu Zdrowia uznali, że obecnie istnieje wystarczająco dużo dowodów, by bez wątpienia stwierdzić, iż wywołuje ona nowotwory. Związek ten nie jest produkowany w USA, jednak każdego roku tamtejsze fabryki sprowadzają około 450 ton orto-toluidyny. Na jej działanie narażeni się przede wszystkim pracownicy fabryk chemicznych, które ją wykorzystują. W przypadku pozostałych trzech związków nie ma wystarczających dowodów, by stwierdzić ich kancerogenność u ludzi, istnieją natomiast wystarczające dowody na wywoływanie nowotworów u zwierząt. Podczas eksperymentów laboratoryjnych u gryzoni, które wdychały opary 1-bromopropanu rozwinęły się guzy w wielu organach, zarówno na skórze, w płucach, jak i innych organach wewnętrznych. Z kolei myszy, które wdychały kumen rozwinęły nowotwory płuc i wątroby. Podobne guzy rozwinęły się po ekspozycji na pentachloropentol. « powrót do artykułu
  6. Obecnie stosowane leki na cukrzycę typu 2. eliminują objawy, lecz nie przyczynę choroby. Nowe badania z Rutgers University pokazują jednak, że zmodyfikowany lek przeciwpasożytniczy nikolozamid może trafiać w samo źródło problemu. Jak wyjaśnia prof. Victor Shengkan Jin, taki lek należy znaleźć jak najszybciej, bo jedynym sposobem eliminowania przyczyny jest dziś operacja: technika zwana ominięciem żołądkowo-jelitowym. Można ją jednak wykonać wyłącznie u skrajnie otyłych osób. [Poza tym] jest obciążona poważnym ryzykiem, w tym ryzykiem śmierci, co oznacza, że nie jest realistycznym rozwiązaniem dla większości pacjentów. Liczba chorych z cukrzycą rośnie. Centrum Zwalczania i Zapobiegania Chorobom (CDC) szacuje, że na chorobę tę zapadnie 40% dzisiejszej populacji USA. W cukrzycy typu 2. organizm nie wytwarza wystarczających ilości insuliny albo wykształca się insulinooporność. Jin sądzi, że główną przyczyną tej ostatniej jest akumulacja nadmiaru tłuszczu w wątrobie i tkance mięśniowej. Tłuszcz zaburza proces wchłaniania glukozy przez tkanki. Ponieważ cukier nie ma się gdzie podziać, pozostaje w krwiobiegu i w dużych stężeniach może uszkadzać np. nerki. Celem naszego badania było znalezienie bezpiecznego i praktycznego sposobu na zmniejszenie zawartości tłuszczu w wątrobie. Do przetestowania koncepcji wykorzystaliśmy myszy. Udało nam się usunąć tłuszcz, a to z kolei poprawiło zdolność gryzoni do prawidłowego wykorzystania insuliny i obniżania poziomu cukru we krwi. Dzięki białkom rozprzęgającym z mitochondriów, zmodyfikowany lek przeciwko zakażeniom tasiemcem - etanoloaminowa sól nikolozamidu (ang. niclosamide ethanolamine salt, NEN) - spalał tłuszcz w hepatocytach. Wyobraźmy sobie, że komórka jest jak samochód, a mitochondria jak silnik. To, co robiliśmy, można opisać jako wrzucanie luzu i wciskanie gazu, tak by silnik pracował na pełnych obrotach, ale nie poruszał samochodu. Jako że tłuszcz stanowi nadmiar paliwa komórki, jego spalanie utrzymuje się aż do opróżnienia zbiornika. Pozostaje mieć nadzieję, że bez zakłócającego wpływu tłuszczu cukier będzie normalnie wprowadzany do komórek. Przy prawidłowym wychwycie glukozy można teoretycznie wyleczyć cukrzycę, ale jak podkreśla Jin, na razie wyniki nie są wcale pewne. Amerykański zespół nie przez przypadek wybrał nikolozamid. Zależało nam na bezpiecznym i praktycznym związku, służącym do spalenia tłuszczu z komórek. Przejrzeliśmy literaturę przedmiotu i odkryliśmy zatwierdzony przez Agencję Żywności i Leków [FDA] lek, wywołujący u pasożytów zjawisko, które chcieliśmy ujrzeć w hepatocytach. Choć nie jest to lek stosowany u ludzi, zmodyfikowana wersja substancji cechuje się świetnym profilem bezpieczeństwa u ssaków. Jest więc bardzo prawdopodobne, że u naszego gatunku będzie się zachowywać podobnie. « powrót do artykułu
  7. Nowo odkryty koń trojański, który atakuje system Android, wymazuje dane z karty SD, blokuje aplikacje takie jak WhatsApp, Facebook czy Hangout oraz uniemożliwia korzystanie z domyślnej aplikacji do korzystania z SMS-ów. Sam za to wysyła co 5 sekund SMS-y do wszystkich kontaktów z książki adresowej. W treści SMS-ów czytamy: „Elite has hacked you. Obey or be hacked”. Taka sama wiadomość jest wysyłana też do każdej osoby, która przesłała wiadomość SMS na zarażony telefon. Nawet, jeśli nie znajduje się w książce adresowej. Trojan o nazwie Elite Trojan ukrywa się w aplikacji o nazwie Angry Birds Transformers. Po aktywowaniu rzekomej gry szkodliwy kod prosi o przyznanie mu dodatkowych uprawnień w celu zweryfikowania poprawności instalacji. Gdy użytkownik wyrazi zgodę, trojan uzyskuje dostęp do karty SD, którą formatuje. Następnie szkodliwy kod czeka, aż użytkownik uruchomi aplikację do prowadzenia czatów. Wówczas blokuje ją, a w okienku wyświetla tekst „Obey or be hacked”. « powrót do artykułu
  8. Dziennikarze Wall Street Journal poinformowali, że jeszcze dzisiaj HP ogłosi decyzję o wydzieleniu z firmy wydziałów zajmujących się produkcją drukarek i pecetów. Zostanie z nich utworzone nowe przedsiębiorstwo. HP skupi się na rozwijaniu technologii serwerowych i usług dla biznesu. Koncern ma zatem zamiar bardziej się wyspecjalizować i bezpośrednio konkurować z IBM-em, który przed laty sprzedał firmie Lenovo swój wydział produkujących pecety, a ostatnio pozbył się na jej rzecz także produkcji serwerów x86. Obecnie jest dobry czas na wydzielenie produkcji pecetów z HP. Wydziały odpowiedzialne za tworzenie drukarek oraz komputerów osobistych osiągają dobre wyniki finansowe. Razem przynoszą HP aż połowę z 27,6 miliarda dolarów kwartalnego przychodu. W ostatnim kwartale przychody pecetowego wydziału HP zwiększyły się o 12% rok do roku. Sprzedaż drukarek co prawda spadła, jednak to bardzo dochodowa działalność. Zysk operacyjny z jej prowadzeni wyniósł bowiem 1,03 miliarda dolarów, zysk wydziału produkcji pecetów to 346 milionów USD. Można zatem przypuszczać, że znajdą się chętni by je kupić i zapłacić odpowiednią cenę. Wall Street Journal twierdzi, że operacja wydzielenia obu wydziałów zakończy się w przyszłym roku. W związku z nią zajdą też pewne przetasowania na najwyższych szczeblach zarządzania HP. Dyrektor wykonawcza (CEO) firmy, Meg Whitman, zostanie prezesem zarządu firmy zajmującej się pecetami i drukarkami oraz pozostanie na stanowisku CEO HP. Obecna niezależna dyrektor Patricia Russo, była CEO Alcatela-Lucenta, obejmie stanowisko prezesa zarządu HP. Dyrektorem wykonawczym firmy produkującej pecety i drukarki zostanie Dion Weisler, który obecnie jest wiceprezesem ds. systemów osobistych i drukujących.
  9. W przyszłym roku, wraz z debiutem Windows 10, Microsoft radykalnie zmieni sposób dostarczania poprawek do swojego systemu. Użytkownik będzie miał do wyboru trzy rodzaje aktualizacji i będzie mógł zdecydować, co mu najbardziej odpowiada. Dotychczas koncern z Redmond dostarczał raz w miesiącu biuletyny, zawierające zarówno poprawki bezpieczeństwa, nowe funkcje, jak i poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem. Teraz taki sposób publikacji poprawek będzie tylko jedną z trzech opcji do wyboru. Metodę tę wybierze zapewne większość użytkowników domowych, którzy zwykle akceptują wszystkie dostarczane im poprawki. W jej ramach otrzymamy to, co dotychczas – w tym poprawki bezpieczeństwa, zmiany w interfejsie, nowe funkcje czy większe aktualizacje do kolejnych wersji przejściowych – a biuletyny będą udostępniane natychmiast po tym, jak zostaną przygotowane. W tej chwili nie jest jasne, czy aktualizacje będą publikowane co miesiąc czy też częściej. Tak częste aktualizacje prawdopodobnie nie będą odpowiadały większości przedsiębiorstw. Dlatego też z myślą przede wszystkim o firmach stworzona zostanie inna metoda publikacji poprawek. Publikowane w jej ramach biuletyny będą zawierały tylko i wyłącznie poprawki bezpieczeństwa oraz krytyczne poprawki systemowe. Tutaj nie znajdziemy nowych funkcji czy zmian w interfejsie użytkownika, a jedynie łaty zapewniające bezpieczeństwo, poprawiające wydajność i stabilność systemu. Tym rodzajem poprawek można będzie, jak to jest obecnie, zarządzać za pomocą Windows Server Update Services (WSUS) i innych narzędzi do zarządzania łatami. W końcu trzeci sposób instalowania poprawek będzie pośrednim między oboma już opisanymi. Microsoft opublikuje tutaj duży zestaw poprawek, a użytkownik będzie miał około 4 miesięcy na ich zainstalowanie - wyjaśnia Michael Silver z firmy analitycznej Gartner. Eksperci chwalą plany Microsoftu. Zauważają, że dzięki temu firmy będą mogły np. zdecydować, że na część używanych przez nie komputerów poprawki mają być dostarczane najszybciej jak to tylko możliwe, a z kolei na maszyny krytyczne dla pracy firmy mają trafiać wyłącznie poprawki bezpieczeństwa po sprawdzeniu ich przez administratorów. To właśnie to, czego firmy potrzebują. Chcą, by ich maszyny były aktualizowane, ale nie chcą zmian, które mogą negatywnie wpłynąć na pracę - zauważa Silver.
  10. Czynniki socjoekonomiczne i trendy w modzie wiążą się ze wzrostem częstości przypadków czerniaka złośliwego - twierdzą naukowcy z Wydziału Dermatologii Ronalda O. Perelmana NYU Langone Medical Center. Autorzy artykułu z pisma American Journal of Public Health dywagowali, że wczesna diagnoza i coraz lepsze raportowanie nie wyjaśniają w pełni stałego wzrostu liczby przypadków czerniaka. Z tego powodu Amerykanie przyjrzeli się przeobrażającemu wpływowi trendów socjoekonomicznych od początku XX w. Analizowali style ubierania się, normy społeczne, paradygmaty medyczne, postrzeganie opalonej skóry, trendy ekonomiczne oraz wzorce podróżowania. By móc dokonywać porównań między poszczególnymi okresami, wyliczali procent odsłoniętej powierzchni ciała. Na początku ubiegłego stulecia ludzie byli okryci niemal od stóp do głów. Preferowano porcelanową skórę, bo opalenizna kojarzyła się z pracującą na zewnątrz biedotą. Wg specjalistów, zmianę stosunku do opalania mogło utorować ówczesne podejście lekarzy do słońca. Warto przypomnieć, że na początku XX w. promienie słoneczne uznawano za lekarstwo na wiele przypadłości, w tym krzywicę i gruźlicę. Wspominano również o jego dobroczynnym wpływie na ogólny stan zdrowia - wyjaśnia dr David Polsky. W niepowiązanych z medycyną kręgach twierdzenia te przekładały się na przekonanie, że opalanie jest czymś korzystnym. Zapewne wskutek rozwoju technicznego, ludzie zaczęli mieć więcej czasu wolnego, dlatego częściej wybierali stroje kąpielowe i sportowe, które zakrywały mniej ciała. Głosy wspominające o szkodliwości wystawiania na ultrafiolet generalnie ignorowano. Kolejnym ważnym czynnikiem było odwrócenie stosunku do opalonej skóry, która stała się symbolem przyjemnego stylu życia i dobrego stanu zdrowia klasy wyższej. Wzrost częstości występowania czerniaka z biegiem lat martwi szczególnie ze względu na niższy średni wiek zdiagnozowania i śmierci niż w przypadku innych najczęściej występujących nowotworów. Utrata liczby lat życia jest niemal tak duża jak przy raku piersi - przypomina Polsky. Naukowcy zauważyli pozytywne zjawisko w Australii. Wg nich, niekorzystną modę światowej stolicy nowotworów skóry udało się odwrócić przez społeczną kampanię edukacyjną i zmianę poglądów na opalanie. « powrót do artykułu
  11. W niedalekiej przyszłości do zbadania jelita grubego pod kątem występowania nowotworu nie będzie potrzebna kolonoskopia czy rezonans magnetyczny. Wystarczą... jogurt i badanie moczu. Profesor Sangeeta Bhatia z MIT-u pracuje nad syntetycznymi molekułami, która można wprowadzić do organizmu za pośrednictwem jogurtu. Molekuły te wchodzą w interakcje z komórkami rakowymi, a wynikiem tego procesu jest pojawienie się w moczu biomarkerów nowotworu. Wystarczy zatem zbadać mocz osoby, która spożyła jogurt, by stwierdzić, czy nie cierpi ona na nowotwór jelita grubego. Uczony opracował dotychczas nanocząsteczki, które po wstrzyknięciu do krwi wchodzą w interakcje z nowotworem, a biomarker przenika do moczu. Test Bhatii przeszedł pomyślne próby na myszach, u których pomógł wykryć lub wykluczyć nowotwory jelita grubego oraz marskość wątroby. Teraz naukowiec pracuje nad papierową wersją testu.. Nowy test ma być równie łatwy w użyciu jak standardowy test ciążowy. Do jego wykonania nie będzie potrzebny specjalistyczny sprzęt, zatem można go będzie używać w domu. Wynalazek Bhatii powinien znacznie zmniejszyć umieralność na raka jelita grubego. Aż 90% osób cierpiących na tę chorobę mogłoby przeżyć co najmniej 5 lat, gdyby nowotwór został odpowiednio wcześnie wykryty. Jednak, jak wynika z danych American Cancer Society, jedynie 40% osób jest diagnozowanych wystarczająco wcześnie. W krajach trzeciego świata odsetek ten jest jeszcze niższy. « powrót do artykułu
  12. Facebook próbuje wejść na rynek opieki zdrowotnej. Firma, która zna już naszych znajomych, wie, czym się interesujemy czy jakie mamy poglądy, wkrótce zacznie zbierać też informacje o naszym stanie zdrowia. Koncern eksperymentuje z online'owymi „społecznościami wspierającymi”. Będą one łączyły osoby cierpiące na podobne schorzenia. Trwają też prace na aplikacjami radzącymi użytkownikom, w jaki sposób zmienić swój styl życia na bardziej zdrowy. Od kilku miesięcy napływają informacje jakoby przedstawiciele Facebooka spotykali się ze specjalistami z rynku medycznego oraz przedsiębiorcami, a celem tych spotkań jest stworzenie nowej platformy badawczo-rozwojowej dla aplikacji medycznych. Analitycy Facebooka zauważyli też, że osoby cierpiące na chroniczne choroby często szukają porady w sieciach społecznościowych, a popularność takich serwisów jak PatientsLikeMe pokazuje, że chętnie dzielą się też doświadczeniami z innymi osobami. Na razie nie wiadomo, w jaki sposób Facebook będzie chciał zarobić na online'owym rynku medycznym. Koncern, w obawie o prywatność użytkowników, nie pozwala koncernom farmaceutycznym na reklamowanie leków na receptę. Jednak podobno firma ma kilka pomysłów, w jaki sposób nie wywołać kontrowersji wokół delikatnej kwestii prywatności i zdrowia. Może na przykład oferować aplikacje w taki sposób, by nie kojarzyły się z Facebookiem. Jak bowiem wykazały badania, większość użytkowników nie ma na przykład pojęcia, że serwis Instagram należy do Facebooka. Zaprezentowanie aplikacji pod inną nazwą, hostowanej w innej domenie może zmylić użytkowników i nie będą się oni obawiali, że Facebook wie o nich zbyt dużo. « powrót do artykułu
  13. Choć wyczuwanie wilgoci na skórze czy w powietrzu jest dla ludzi ważne np. z powodu konieczności dostosowania do tego zachowania, nie dysponujemy specjalnymi receptorami skórnymi, które by to umożliwiały. Zgodnie z proponowaną teorią, uczymy się postrzegać wilgoć przy kontakcie skóry z mokrą powierzchnią i poceniu dzięki wielozmysłowej integracji sygnałów termicznych i dotykowych. Dotąd nie potrafiono jednak określić wkładu wskazówek dotykowych i termicznych oraz sposobu ich integrowania przez układ nerwowy. Ostatnio naukowcy zaproponowali hipotezę, że głównym procesem leżącym u podstawy wrażliwości na wilgoć jest centralna integracja zimna i mechanowrażliwości, wspomagana przez aferentne włókna A. Zespół z Uniwersytetu w Loughborough i Oxylane Research dywagował, że skoro owłosiona skóra jest bardziej wrażliwa na bodźce termiczne, może być wrażliwsza na wilgotność niż skóra bezwłosa (np. wnętrza dłoni czy spodu stopy), która bardziej reaguje na bodźce dotykowe. W eksperymentach wzięło udział 13 zdrowych studentów. Wpływ 3 rodzajów mokrych bodźców (zimnych, neutralnych i ciepłych) badano na skórze przedramienia i czubkach palców. Naukowcy przeprowadzali test z i bez blokady nerwów (stosowano nadmuchiwaną opaskę, która uciskała włókna A, zmniejszając ich aktywność). Postrzeganie wilgoci nasilało się ze spadkiem temperatury, co oznacza, że ochotnicy z o wiele większym prawdopodobieństwem wyczuwali zimne mokre bodźce niż bodźce ciepłe i neutralne. Stwierdzono również, że badani byli mniej wrażliwi na bodźce przy zablokowanej aktywności włókien A i że skóra owłosiona była wrażliwsza od bezwłosej. « powrót do artykułu
  14. Amerykańsko-europejski zespół naukowców poinformował o odkryciu tysięcy nowych szczytów górskich na naszej planecie. Dotychczas ich nie zauważono, gdyż góry znajdują się na dnie oceanu. Na wcześniej wykonanych obrazach satelitarnych mogliśmy zauważyć szczyty o wysokości ponad 2000 metrów. Znaliśmy 5000 podmorskich gór. Nowe dane pokazują nam góry, które mają od 1500 merów wysokości. Jeszcze nie skończyliśmy pracy, ale prawdopodobnie poznamy dzięki temu 25 000 nowych szczytów - mówi profesor Dave Sandwell ze Scripps Institution of Oceanography. Informacje o lokalizacji podmorskich gór są ważne z punktu widzenia rybołówstwa i zarządzania zasobami, gdyż życie morskie koncentruje się właśnie wokół gór. Ponadto góry odgrywają bardzo istotną rolę w przepływie prądów morskich oraz mieszaniu wód oceanów. Lepsze zbadanie tych zjawisk pomoże w zrozumieniu transportu ciepła i wpływu oceanów na klimat. Główną przeszkodą w dokładnym poznaniu dna oceanów jest brak odpowiednich technik badawczych. Woda morska jest nieprzezroczysta dla wszystkich standardowych technik wykorzystywanych do badania ukształtowania powierzchni lądów. Dno można badać za pomocą echosond umieszczanych na statkach, jednak wymaga to olbrzymich nakładów pracy, dlatego też dotychczas udało się w ten sposób zbadać mniej niż 10% światowych oceanów. Wiemy znacznie więcej o topografii Marsa niż o dnie ziemskich oceanów - mówi Dietmar Müller z University of Sydney. Większość badań dna morskiego wykonuje się za pomocą satelitów wyposażonych w radarowe wysokościomierze. Jako, że woda podlega działaniu grawitacji, ukształtowanie powierzchni oceanów pozwala na sprawdzenie, czy pod wodą znajdują się góry czy doliny. Możliwe jest bowiem obliczenie teoretycznego położenia powierzchni oceanu i zbadanie odchyleń od tego punktu. « powrót do artykułu
  15. Wielu leków, zwłaszcza białkowych, nie można podawać doustnie, bo zostaną rozłożone w żołądku przed wchłonięciem. Naukowcy z MIT-u i Massachusetts General Hospital (MGH) zaproponowali jednak coś, co może uchronić nas przed zastrzykami - kapsułkę z igłami, która wstrzykuje lek bezpośrednio w wyściółkę żołądka czy dalszych części przewodu pokarmowego. Podczas badań na modelu zwierzęcym Amerykanie zauważyli, że w porównaniu do zastrzyków podskórnych, kapsułka skuteczniej dostarcza insulinę. Nie zaobserwowano również efektów ubocznych podczas jej przemieszczania się przez przewód pokarmowy. To może być sposób na obejście konieczności podawania pacjentowi kroplówki bądź zastrzyku podskórnego - podkreśla Giovanni Traverso. Mimo że testy prowadzono na insulinie, akademicy uważają, że kapsułka będzie najbardziej użyteczna przy dostarczaniu tzw. bioframaceutyków, czyli np. szczepionek i przeciwciał do leczenia nowotworów czy chorób autoimmunologicznych. Naukowcy próbowali zaprojektować mikro- i nanocząstki do dostarczania biofarmaceutyków, ale są one drogie w produkcji i dla każdego leku trzeba projektować nową ich wersję. Mając to na uwadze, Traverso i Carl Schoellhammer postanowili zaprojektować kapsułkę, która będzie uniwersalną platformą, zapobiegnie rozkładowi leków i wstrzyknie swój ładunek bezpośrednio w wyściółkę przewodu pokarmowego. Prototyp z akrylu ma 2 cm długości i 1 cm średnicy. Pokrywają go puste w środku igły ze stali nierdzewnej o długości ok. 5 mm. Wcześniejsze badania nad przypadkowymi połknięciami przez ludzi ostrych obiektów sugerowały, że "zażycie" kapsułki z krótkimi igłami będzie bezpieczne. Dodatkowo, ponieważ w przewodzie pokarmowym nie ma receptorów bólowych, wstrzyknięcie leków nie będzie nieprzyjemne. Testy skuteczności i bezpieczeństwa prowadzono na świniach. Okazało się, że kapsułki z insuliną potrzebowały ponad 7 dni na pokonanie całej długości przewodu pokarmowego. Autorzy raportu z Journal of Pharmaceutical Sciences nie wykryli żadnych śladów uszkodzenia tkanek. Igiełki wstrzyknęły insulinę w wyściółkę żołądka, jelita cienkiego i okrężnicy, dzięki czemu poziom cukru we krwi spadł. Spadek glikemii był szybszy i większy niż po podaniu takiej samej dawki insuliny podskórnie. Teraz planowane są prace nad zmodyfikowaniem kapsułki, tak by wykorzystać perystaltykę jelit do stopniowego wyciskania z niej leku. Akademicy wspominają także o wyprodukowaniu igiełek z biodegradowalnego polimeru i cukru. Odłamywałyby się one i wbite w wyściółkę przewodu pokarmowego, wolno rozkładałyby się, uwalniając lek. « powrót do artykułu
  16. Charlie Harry Francis, wynalazca m.in. lodów z viagrą, i prof. Bruce Drinkwater z Uniwersytetu Bristolskiego opracowali pierwszą na świecie maszynę do lewitowania koktajli. Levitron, bo o nim mowa, bazuje na silnych falach ultradźwiękowych. Ponieważ nie są one słyszalne dla człowieka, serwowanie nie jest groźne dla błony bębenkowej ani barmana, ani jego gości. Niewielkie krople alkoholu zostają zawieszone w powietrzu, skąd można je wylizać czy wyssać. To maszyna o dość dużej mocy. Jak dotąd przygotowaliśmy 35% dżin z tonikiem i zwalającą z nóg 80% Krwawą Mary - opowiada Francis. Levitron to pierwszy etap szerszego projektu, którego celem jest stworzenie np. bezdotykowych sztućców. W najbliższej przyszłości naukowcy zamierzają się zająć popcornem, a nieco później lewitowaniem wprost do ust całych posiłków. Jak sami mówią, muszą też doprowadzić do obniżenia ceny urządzenia. Na filmie poniżej uwieczniono lewitujący dżin z tonikiem: « powrót do artykułu
  17. W szczurzym modelu niewydolności serca kwas oleinowy, który występuje obficie w oliwie czy oleju rzepakowym bezrukowym, przywraca prawidłowy metabolizm paliwa w kardiomiocytach. W przypadku nadciśnienia postępujące zmiany prowadzą do upośledzenia przepływu w naczyniach mikrokrążenia, nagromadzenia oraz przebudowy włóknistej tkanki łącznej i przerostu kardiomiocytów. Niedomagające serca nie potrafią prawidłowo przetwarzać tłuszczów służących za paliwo (są one przechowywane w komórkach w postaci kropli lipidowych). Tłuszcze, które udaje się zmetabolizować, rozkładają się do toksycznych związków pośrednich, które przyczyniają się do postępów choroby serca. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois w Chicago (UIC) obserwowali pracę zdrowych i niewydolnych szczurzych serc po podaniu kwasu oleinowego lub palmitynowego (występującego m.in. w nabiale, tłuszczach zwierzęcych czy oleju palmowym). Kiedy sercu dostarczano kwas oleinowy, widzieliśmy natychmiastową poprawę w zakresie kurczenia i przepompowywania krwi - twierdzi E. Douglas Lewandowski. Zespół Lewandowskiego śledził lokalizację cząsteczek tłuszczu w komórkach chorego serca, znakując je nieradioaktywnym ciężkim izotopem węgla (wykrywano go za pomocą spektroskopii rezonansu magnetycznego in vivo). W ten sposób zauważono, że metabolizm kardiomiocytów uległ normalizacji. Dla odmiany pod wpływem kwasu palmitynowego dochodziło do rozregulowania metabolizmu tłuszczu i komórki walczyły o dostęp do paliwa. Powstawały również toksyczne produkty uboczne. Jak wyjaśnia Lewandowski, w przerośniętych sercach kwas oleinowy nie tylko równoważył metabolizm tłuszczów i ograniczał produkcję toksycznych metabolitów tłuszczu, ale i zwiększał aktywację genów kilku enzymów metabolizujących tłuszcze. W przerośniętych sercach geny te podlegają często supresji. Fakt, że możemy przywrócić korzystną ekspresję genów i bardziej zrównoważony metabolizm, a także zredukować ilość toksycznych metabolitów, po prostu dostarczając sercu kwas oleinowy, popularny jednonienasycony kwas tłuszczowy, jest bardzo ekscytującym odkryciem. « powrót do artykułu
  18. Microsoft został wmieszany w jedną z największych afer korupcyjnych w Rumunii. Miejscowe władze antykorupcyjne prowadzą śledztwo w sprawie odsprzedawania po zawyżonych cenach systemu Windows licencjonowanego dla szkół. W tej chwili Microsoft nie jest podejrzany w sprawie. Podejrzewanych jest za to aż 9 byłych ministrów: trzech ministrów edukacji, czterech ministrów ds. technologii informacyjnych, minister finansów i sekretarz rządu. Śledczy podejrzewają ich o przyjmowanie łapówek za wyrażenie zgody na transakcję, w ramach której system licencjonowany dla szkół kupiono o 30-40 procent drożej niż średnia rynkowa. Ponadto kupiono też inne oprogramowanie oraz sprzęt komputerowy, za które zapłacono nawet o 50% drożej. Jako, że licencje na system operacyjny były kupowane przez agendę rządową Microsoft zaoferował 47% obniżkę. Rabat ten nie został jednak uwzględniony przez pośredników, a urzędnicy rządowi zgodzili się na zawarcie takiej transakcji. Z budżetu państwa wydano 54 miliony dolarów z czego 20 milionów mogło trafić do kieszeni urzędników, którzy pomogli firmie Fujitsu Siemens zawrzeć umowę z rządem. Agencja, która prowadzi śledztwo, zwróciła się do Europarlamentu, parlamentu Rumunii oraz prezydenta kraju o pozbawienie podejrzanych chroniących ich immunitetów. « powrót do artykułu
  19. Twórca pierwszej plastikowej broni palnej, która została wyprodukowana na drukarce 3D, zaprezentował swój najnowszy wynalazek – programowalną maszynę, która pozwala na łatwe wykonanie podstawowych elementów karabinu samopowtarzalnego. W ciągu kilku godzin libertarianin Cody Wilson z Teksasu otrzymał ponad 40 zamówień na maszynę Ghost Gunner. Jego firma Defense Distributed sprzedaje ją w cenie 999 USD. Opisałbym ją jako biurkową maszynę, która obrabia aluminium - stwierdził Wilson. W ubiegłym roku mężczyzna wywołał sporą sensację, prezentując jednorazowy plastikowy pistolet Liberator. Amerykański Departament Stanu wymusił na Wilsonie usunięcie z internetu szczegółowych danych pozwalających na produkcję Liberatora. Materiały te zostały jednak skopiowane przez internautów i znajdują się obecnie na serwerach poza USA. Cyfrowa obrabiarka Ghost Runner produkuje dolną część korpusu karabinu typu AR-15. Znajdują się tam zasadnicze części broni, mechanizm spustowy, magazynek oraz iglica. Urządzenie jest dostarczane wraz z odpowiednim oprogramowaniem oraz instrukcją. Dolna część korpusu, jako najważniejsza część broni, jest najściślej regulowana przez przepisy. Umieszcza się na niej numery seryjne. Resztę broni można dokupić jako części zapasowe. Wilson obiecuje, że pierwsze maszyny Ghost Runner zacznie dostarczać w okolicy Świąt Bożego Narodzenia. W najbliższym czasie chce też zbierać zamówienia z zagranicy.
  20. Tuż pod powierzchnią Księżyca, na terenie Oceanu Burz, odkryto wielką kwadratową strukturę o szerokości 2500 kilometrów. Jest ona zapewne pozostałością po dolinach, które zostały wypełnione lawą. Struktura została odkryta dzięki analizie danych przesłanych w 2012 roku przez sondy GRAIL, które badały pole grawitacyjne Księżyca. Wielkość tej struktury jest zadziwiająca. Pokrywa ona około 17% powierzchni Księżyca - mówi profesor Jeffery Andrews-Hanna z Colorado School of Mines. Uczony i jego współpracownicy zwracają uwagę, że Morze Burz zawiera dużo pierwiastków radioaktywnych. W przeszłości mogły one rozgrzewać powierzchnię Księżyca, a gdy doszło do jej schłodzenia, teren ten zaczął się kurczyć, co doprowadziło do licznych pęknięć i powstania głębokich dolin. Na Ziemi w takim procesie powstają sześciokątne struktury zawierające kąty 120 stopni. Podobnie jest i na Księżycu. Kształt obu ciał niebieskich jest zbliżony do kuli, stąd w czasie rozszerzania się i kurczenia powierzchni powstają takie a nie inne struktury. To, co widzimy, to przykład geometrii sfery. Na strukturach o tak wielkiej skali wielokąt z kątami 120 stopni ma cztery boki, a nie sześć - wyjaśnia Andrews-Hanna.
  21. Naukowcy odkryli cząsteczkę zwalczającą stres oksydacyjny (zaburzenie równowagi między reaktywnymi formami tlenu a wydajnością systemów przeciwutleniających). Stres oksydacyjny może uszkodzić składowe komórki [DNA lub białka], skutkując nadmiernym namnażaniem w przypadku nowotworu albo obumieraniem komórek w przypadku chorób neurodegeneracyjnych [...]. Znalezienie równowagi jest jak chodzenie po linie; nasze studium koncentrowało się na odkryciu metod pozwalających trzymać stres oksydacyjny pod kontrolą - wyjaśnia prof. Mark Hannink z Uniwersytetu Missouri. Hannink nawiązał współpracę z High Point Pharmaceuticals LLC. Zespół profesora analizował grupę obiecujących cząsteczek uzyskanych przez firmę farmaceutyczną. Hannink i Kim Jasmer zidentyfikowali cząsteczkę HPP-4382, która ze względu na swą skuteczność w zwalczaniu stresu oksydacyjnego może znaleźć zastosowanie w lekach. High Point już ją opatentowało. Kim opracował narzędzia potrzebne do zidentyfikowania odpowiednich kandydatów molekularnych. [...] Odkryliśmy właściwą cząsteczkę, która koryguje nierównowagę stresu oksydacyjnego [...]. Dzięki studium lepiej rozumiemy, co takiego robią te związki, by mu przeciwdziałać. Amerykanie ustalili, że HPP-4382 indukuje oksygenazę hemową-1 (a skądinąd wiadomo, że jej skutkiem jest m.in. cytoprotekcja, czyli oporność na stres oksydacyjny). « powrót do artykułu
  22. Rekiny mają osobowości, które wpływają na to, jak chętnie nawiązują kontakt z innymi osobnikami. Brytyjscy naukowcy zauważyli, że rekiny badane w gromadkach składających się z 10 osobników wykazywały stałe zwyczaje społeczne - albo tworzyły (pod)grupy, albo szukały schronienia na własną rękę. Gdy zwierzęta przenoszono do nowego środowiska, poszczególne jednostki nadal wykazywały ten sam wzorzec zachowania. Eksperymenty przeprowadzano w akwariach Marine Biological Association w Plymouth. Brali w nich również udział naukowcy z Uniwersytetu w Exeter. Każdą z 10 grup 10 młodocianych rekinków psich (Scyliorhinus canicula) badano w 3 różnych scenariuszach. Środowiska różniły się pod względem strukturalnej złożoności. Czasem były rozbudowane i zawierały dużo skał i innych elementów, a czasem bardzo proste (dno akwarium po prostu wysypano żwirem). Mimo że liczba i wielkość podgrup zmieniała się między habitatami, rekiny, które wykazywały tendencję do tworzenia dużych grup, nadal to robiły. Na podobnej zasadzie bardziej antyspołeczne ryby nadal radziły sobie same albo w o wiele mniejszych grupach. Społecznie dobrze powiązane osobniki pozostawały dobrze związane w każdym nowym habitacie. Innymi słowy: pozycja w sieci społecznej powtarzała się w różnych środowiskach - wyjaśnia ekolog behawioralny dr David Jacoby. Rezultaty były wynikiem różnych preferencji społecznych [...], które wydawały się odzwierciedlać różne strategie dbania o bezpieczeństwo. Dobrze związane osobniki tworzyły rzucające się w oczy grupy, podczas gdy mniej społeczne ryby miały tendencję do kamuflowania się w pojedynkę, dopasowując się do koloru żwiru na dnia zbiornika. Definiujemy osobowość jako zachowanie powtarzalne w czasie i kontekstach. [...] To studium pokazuje po raz pierwszy, że poszczególne rekiny mają osobowości społeczne. Na wolności młode [rekinki psie] stanowią łatwy łup, nie dziwi więc, że wyewoluowały rozmaite strategie zabezpieczające przed drapieżnikami. Potrzeba jednak większej liczby badań, by rzetelnie przetestować wpływ drapieżników na cechy osobowości społecznej rekinów. Opisywane badanie to pierwszy krok w tym kierunku - podsumowuje prof. Darren Croft. « powrót do artykułu
  23. U osób starszych znaczny spadek czułości węchu jest silnym prognostykiem... zgonu w ciągu najbliższych 5 lat. Z najnowszego numeru PLOS ONE dowiadujemy się, że 39% starszych osób, które nie przeszły prostego testu na czułość węchu zmarło w ciągu 5 lat od wykonania testu. W przypadku osób, u których wystąpił umiarkowany spadek czułości węchu odsetek przypadków śmiertelnych w tym samym czasie wynosił 19%, a spośród osób, które miały zdrowy węch, zmarło 10% badanych. Naukowcy, którzy pracowali pod kierunkiem profesora Jayanta M. Pinto z University of Chicago byli zaskoczeni uzyskanymi wynikami. Znaczny spadek czułości węchu był znacznie silniejszym prognostykiem śmierci niż większość chronicznych chorób. Na jego podstawie ryzyko śmierci można było przewidzieć trafniej niż nawet w przypadku ataku serca, nowotworu czy chorób płuc. Jedynie poważna uszkodzenie wątroby było silniejszym prognostykiem. Uczeni dowiedli również, że u osoby, która już znajduje się w grupie wysokiego ryzyka, upośledzenie węchu zwiększa ryzyko śmierci ponaddwukrotnie. Profesor Pinto, który jest genetykiem specjalizującym się w leczeniu chorób związanych z węchem mówi: Sądzimy, że utrata węchu to odpowiednik kanarka w kopalni. Nie powoduje ona śmierci, ale jest wczesnym ostrzeżeniem, że coś poszło bardzo źle, że zniszczenia już się dokonały. Nasze odkrycie może przyczynić się do powstania testu klinicznego, który w prosty i szybki sposób wskaże najbardziej narażone osoby. Badania Pinto były częścią większego projektu o nazwie National Social Life, Health and Aging Project (NSHAP), w którym wzięły udział osoby w wieku 57-85 lat. W badaniu węchu, podczas którego trzeba było zidentyfikować pięć różnych zapachów, wzięło udział 3005 osób. Zapachy te, według rosnącej trudności identyfikacji, to mięta, ryba, pomarańcza, róża i skóra. Badacze zauważyli, że około 76,5% osób ma prawidłowy węch – 47,5% poprawnie zidentyfikowało wszystkie zapachy, a 29% zidentyfikowało cztery z pięciu zapachów. Umiarkowanie upośledzony węch miało 20% osób, które zidentyfikowały 2-3 zapachy. Pozostałe 3,5% zidentyfikowało jeden (2,4%) zapach lub żadnego (1,1%). Jak się można było spodziewać, czułość węchu spada z wiekiem. Wśród osób w wieku 57 lat wszystkie pięć zapachów zidentyfikowało 64% badanych, wśród 85-latków odsetek ten wynosił 25%. Po pięciu latach od testu węchu badacze sprawdzili, którzy badani wciąż żyją. Okazało się, że w tym czasie zmarło 430 (12,5%) osób, a 2565 żyło. Po uwzględnieniu takich czynników jak wiek, płeć, status społeczno-ekonomiczny, zdrowie i rasa okazało się, że osoby z większą utratą węchu z większym prawdopodobieństwem zmarły w ciągu tych pięciu lat. Węch wpływa na smak jedzenia. Wiele osób z upośledzonym węchem traci radość z posiłków. Źle wybierają jedzenie, przyjmują mniej składników odżywczych. Nie potrafią stwierdzić, czy żywność nie jest zepsuta, nie potrafią wyczuć zapachów zapowiadających niebezpieczeństwo, takich jak gaz czy dym. Mogą nie zauważyć niedociągnięć we własnej higienie osobistej. Ze wszystkich ludzkich zmysłów węch jest najbardziej niedocenianym, do czasu, aż go zbraknie - mówi Pinto. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego utrata węchu jest tak silnym prognostykiem śmierci. Zespół składający się z biopsychologów, lekarzy, socjologów i statystyków rozważa kilka hipotez. Jedna z nich mówi, że nerw węchowy, jedyny nerw czaszkowy wystawiony na bezpośrednie działanie czynników zewnętrznych, może narażać centralny układ nerwowy na kontakt z zanieczyszczeniami, toksynami czy patogenami. Zauważają też, że układ węchowy posiada komórki macierzyste, dzięki którym się regeneruje. Utrata węchu może więc oznaczać, że organizm utracił zdolność do regenerowania swoich kluczowych elementów. « powrót do artykułu
  24. Udokumentowano nową formę niegenowego dziedziczenia. Naukowcy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii (UNSW) wykazali, że u muszek owocowych potomstwo może przypominać pierwszego partnera matki. Idea telegonii, którą można prześledzić aż do czasów starożytnych i Arystotelesa, była szczególnie popularna w XIX w., ale zdyskredytowano ją w XX w. wraz z pojawieniem się i rozwojem genetyki. Wcześniejsze testy na różnych gatunkach nie dostarczyły żadnych dowodów, teorię odrzucono również po statystycznym prześledzeniu podobieństw rodzic-dzieci w ludzkich rodzinach. Podczas najnowszych eksperymentów dr Angele Crean, prof. Russell Bonduriansky i dr Anna Kopps manipulowali rozmiarami samców muszek i przyglądali się ich potomstwu. Okazało się, że rozmiar młodych był zdeterminowany raczej przez pierwszego partnera matki, a nie przez samca, który je spłodził. Australijczycy sugerują, że cząsteczki z płynu nasiennego pierwszego partnera są wchłaniane przez niedojrzałe komórki jajowe samicy i później wpływają na rozwój dzieci jej następnego kochanka. Nasze odkrycie komplikuje pogląd na to, jak różnorodność jest przekazywana z pokolenia na pokolenie. Daje też jednak nowe możliwości i tropy badań. Kiedy tylko zaczynamy myśleć, że już coś rozgryźliśmy, natura rzuca nam podkręconą piłkę i pokazuje, ile jeszcze musimy się nauczyć - podkreśla dr Crean. Podczas badań duże i małe samce owocówki wyhodowano, trzymając larwy muszek na diecie bogatej lub ubogiej w składniki odżywcze. Później zespół doprowadzał do spółkowania niedojrzałych samic z dużym lub drobnym samcem. Kiedy samice dojrzewały, znowu kopulowały z małym lub dużym samcem, a akademicy monitorowali gabaryty ich potomstwa. Stwierdziliśmy, że choć to drugi samiec spłodził potomstwo, rozmiar młodych i tak był zdeterminowany przez to, co poprzedni partner matki jadł jako czerw. O ile wcześniejsze studia wykazały, że samce muszek, które jako czerwie były dobrze karmione, płodzą duże młode, o tyle nowe odkrycia ekipy z UNSW wynoszą to zjawisko na całkiem nowy poziom, demonstrując, że nabyte cechy samca mogą zostać przekazane potomstwu spłodzonemu przez innego samca. Nie wiemy [jednak], czy odnosi się to również do gatunków innych niż owocówki. « powrót do artykułu
  25. W 2014 Living Planet Report przygotowanym przez World Wildlife Fund (WWF) czytamy, że w latach 1970-2010 światowa populacja ssaków, ptaków, gadów, ptaków i ryb zmniejszyła się o 52%. Zanikanie bioróżnorodności jest nieproporcjonalnie duże w krajach o niskich dochodach. Utrata bioróżnorodności to tylko jedna z oznak pogarszającej się kondycji planety. Inne oznaki to rosnące stężenie dwutlenku węgla w atmosferze, wysoka koncentracja azotu w glebie i wodzie. Rosną też problemy z zapewnieniem dostępu do wody pitnej. Zauważono też, że natura zapewnia coraz mniej „usług”. Stopniowo niszczymy możliwość naszej planety do utrzymania naszego sposobu życia. Obecnie posiadamy jednak wiedzę i narzędzia, by uniknąć najgorszego scenariusza. Żyjemy na planecie o ograniczonych zasobach i najwyższy czas, byśmy działali w ramach tych ograniczeń - mówi prezes i dyrektor wykonawczy WWF, Carter Roberts. W naszym raporcie znajduje się olbrzymia ilość danych. Widzimy wyraźne trendy, zniknęło 39% życia lądowego, 39% życia morskiego, 76% życia słodkowodnego, a wszystko w ciągu ostatnich 40 lat - stwierdził Jon Hoekstra, główny naukowiec WWF. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...