Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Cyberprzestępcy opracowali szkodliwy kod atakujący dziurę w Internet Explorerze. Luka, która istniała od czasów premiery Windows 95 została załatana 11 listopada bieżącego roku. Występuje ona we wszystkich wersjach IE od 3.0 do 11. Jeśli użytkownicy nie pobrali odpowiedniej poprawki, to mogą paść ofiarą przestępców, którym dziura pozwala na przejęcie całkowitej kontroli nad systemem. Błąd występuje w module OLE i jest spowodowany sposobem, w jaki IE wykorzystuje pamięć. Dziurę odkryli w maju bieżącego roku specjaliści z IBM-a i przekazali Microsoftowi informację o niej. Dalsze badania wykazały, że błąd istnieje od IE 3.0 na Windows 95. Teraz firma ESET informuje, że na jednej z bułgarskich witryn znalazła szkodliwy kod wykorzystujący wspomnianą dziurę. Zainstalowanie poprawki zabezpiecza przed atakiem. « powrót do artykułu
  2. Peru bada przyczynę zgonu ok. 500 uchatek patagońskich (Otaria flavescens). Ich ciała znaleziono na plaży Anconcillo w regionie Ancash. Wg gubernatora dystryktu Samanco, ssaki zatruli rybacy i hodowcy małży, jednak policja ekologiczna bada inne scenariusze, w tym chorobę i przypadkowe spożycie plastiku. Media donosiły, że padły zarówno młode, jak i stare osobniki. Ze względu na potencjalne zagrożenie dla zdrowia ciała szybko usunięto. Na początku listopada do podobnego zdarzenia doszło w położonym dalej na północ regionie Piua. Woda wymyła tam na brzeg 187 uchatek, 4 delfiny, a także żółwie i dziesiątki pelikanów. « powrót do artykułu
  3. ASML, największy na świecie producent urządzeń do wytwarzania układów scalonych, zapowiedział, że w 2016 roku rozpocznie sprzedaż maszyn do litografii w dalekim ultrafiolecie (EUV) gotowych do seryjnej produkcji układów scalonych. Przemysł półprzewodnikowy od dawna czeka na tego typu urządzenia. Wdrażanie kolejnych, tworzonych w coraz mniejszej skali, podzespołów układów scalonych jest obecnie warunkiem dalszego postępu technicznego. Litografia EUV jest kluczowym elementem pozwalającym na kontynuowanie tego procesu. ASML informuje, że TSMC – największy na świecie producent układów scalonych – zamówił dwa systemy NXE:3300B EUV. Mają być one dostarczone w 2015 roku. Ponadto dwa już używane systemy zostaną udoskonalone i rozbudowane do wersji NXE_3350B. TSMC chce pod koniec 2016 roku przynajmniej częściowo drożyć 10-nanometrowy proces produkcyjny. Obecnie ASML próbuje zwiększyć moc źródła światłą w swoich urządzeniach EUV tak, by były one konkurencyjne wobec wykorzystywanych skanerów Deep UV (DUV). W tej chwili systemy NXE:3300B korzystają z 80-watowego źródła światła, co pozwala na przetwarzanie około 500 plastrów krzemowych na dobę. Holenderska firma chce w najbliższym czasie zwiększyć moc źródła światła do 125 watów, co pozwoli na produkcję 1000 plastrów dziennie. Natomiast w roku 2016 moc zostanie zwiększona do 250W, a system NXE:3300B będzie przetwarzał 1500 plastrów na dobę. To poziom, przy którym można mówić o masowej produkcji. ASML twierdzi, że produkowane przez nią maszyny DUV będą nadal używane we wszystkich najnowocześniejszych procesach produkcyjnych. Firma ma też nadzieję, że do roku 2020 będzie sprzedawała 50-60 systemów EUV rocznie, co przyniesie jej wpływy w wysokości 12 miliardów dolarów. Intel już wcześniej informował, że systemy EUV nie będą gotowe na czas, w związku z czym firma ma zamiar wdrożyć produkcję 10-nanometrowych układów scalonych bez tej technologii. Zapowiada nawet produkcję w technologii 7 nanometrów bez EUV. ASML ma zaś nadzieję, że około 2018 roku Intel wdrażając technologię 7 nanometrów będzie korzystał z jej rozwiązań. « powrót do artykułu
  4. Produkowana głównie przez neurony podwzgórza hipokretyna (oreksyna), która stymuluje mózg do przebudzenia, może stać się celem molekularnym przyszłych terapii choroby Alzheimera. W ostatnich latach naukowcy z Uniwersytetu Jerzego Waszyngtona w St. Louis opisali związek między zaburzeniami snu i alzheimerem. Wykazali, że u ludzi i myszy utrata snu prowadzi do wzrostu blaszek amyloidowych, zwiększając ryzyko demencji. W ramach nowego studium zademonstrowali, że eliminacja hipokretyny wydłuża mysi sen i znacząco spowalnia powiększanie się złogów beta-amyloidu. Blokowanie hipokretyny, by wydłużyć sen u pacjentów z zaburzeniami snu lub by poprawić jego wydajność u osób zdrowych, może być skutecznym sposobem obniżania ryzyka choroby Alzheimera - przekonuje dr David M. Holtzman. W ramach ostatniego studium zespół prowadził badania na myszach zmodyfikowanych genetycznie w taki sposób, by w ich mózgach tworzyły się złogi beta-amyloidu. Kiedy naukowcy skrzyżowali je z gryzoniami pozbawionymi genu hipokretyny (sekwencję kodującą usunięto za pomocą tzw. knock-outu), w porównaniu do gryzoni dysponujących neuropeptydem, ich potomstwo spało dłużej i rozwinęło tylko ok. 50% blaszek. Niski poziom hipokretyny powoduje narkolepsję - chorobę objawiającą się niekontrolowanym zapadaniem w sen. Nic zatem dziwnego, że w 12-godzinnym okresie, gdy zwierzęta z genem hipokretyny stawały się bardziej aktywne, pozbawione jej myszy przesypiały co najmniej jedną dodatkową godzinę. Na liczbę blaszek wpływała nie tyle ogniskowa nadekspresja hipokretyny, co modulacja długości snu. Mając na uwadze, że w hipokampie znajdują się receptory oreksyny, początkowo naukowcy posłużyli się podawanym do tego miejsca lentiwirusowym systemem ekspresyjnym. Nie wywołało to jednak zmian ani w odkładaniu beta-amyloidu, ani w długości snu. Kiedy jednak wektory lentiwirusowe wstrzyknięto do obu podwzgórz, po 6 tyg. zaobserwowano wzmożoną agregację beta-amyloidu w hipokampie i korze, a także znaczące wydłużenie czasu czuwania (porównywań dokonywano z myszami, którym wstrzyknięto wektor kontrolny). Wszystko wskazuje więc na to, że ograniczenie zmian typowych dla alzheimera jest wynikiem wtórnych zmian w czasie snu, wywołanych raczej podwzgórzową ekspresją hipokretyny niż zmianami sygnalizacji oreksynowej w hipokampie oraz innych częściach mózgu. Fakt, że hipokretyna wpływa na blaszki jedynie w sytuacji, gdy oddziałuje również na sen, oznacza, że będziemy musieli dobrze przemyśleć, jak w nią "uderzyć", próbując zapobiec chorobie Alzheimera - podsumowuje Holtzman. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy ze Szkoły Zdrowia Publicznego Uniwersytetu Harvarda odkryli nowy mechanizm prowadzący do cukrzycy typu 2. Wg nich, w przebiegu otyłości nadmierny kontakt między dwiema organellami komórkowymi zaburza metabolizm. O ile dobrze wiadomo, że otyłość generuje stresy komórkowy i molekularny, które prowadzą do nieprawidłowego działania wielu procesów, o tyle mechanizmy tego zjawiska pozostają całkowicie nieznane. Nasze studium pokazało, że jeden z mechanizmów bazuje na wywołanych stresem metabolicznym zmianach strukturalnych w komórkach wątroby, które upośledzają ich funkcje - wyjaśnia Gökhan S. Hotamisligil. Oglądając tysiące hepatocytów szczupłych i otyłych myszy, Amerykanie posłużyli się różnymi technikami, m.in. mikroskopią elektronową. Autorzy raportu z Nature Medicine zliczali miejsca kontaktowe między dwiema organellami: mitochondriami i siateczką śródplazmatyczną (ER). Struktury kontaktowe określa się mianem frakcji błon MAM (od ang. mitochondria associated membranes). Okazało się, że w otyłości ich liczba znacząco wzrasta. W normalnych okolicznościach MAM są konieczne do prawidłowego działania zarówno mitochondriów, jak i siateczki śródplazmatycznej, jednak harvardzki zespół podkreśla, że nasilona łączność skutkuje przekazaniem z ER do mitochondriów nadmiernej ilości jonów wapnia. Efektem tego jest stres mitochondrialny. By udowodnić, że tak się właśnie dzieje, akademicy posłużyli się syntetycznymi cząsteczkami, które zmniejszały odległości między ER a mitochodriami w komórkach oraz w tkance wątroby. W wyniku tego pogorszyło się działanie mysich mitochondriów, a zwierzęta stały się wrażliwsze na insulinooporność i cukrzycę wywołane tłustą dietą. Naukowcy wykazali również, że zaburzenie kontaktów ER i mitochondriów oraz transferu wapnia poprawiało metaboliczny stan zdrowia otyłych myszy z cukrzycą. Okazuje się, że wzmożone tworzenie MAM podpada po powiedzenie "co za dużo to niezdrowo". Proces ten prowadzi do niewydolności wielu organelli oraz nasilenia stresu komórkowego - podsumowuje Hotamisligil. « powrót do artykułu
  6. Blood Sport to system do gier zanurzających, który wg twórców, zrewolucjonizuje krwiodawstwo. Krew jest pobierana od dawcy za każdym razem, gdy straci ją w grze. Kanadyjczycy Taran Chadha i Jamie Umpherson sprawili, że skutki poczynań w grze wpływają na realne życie. Zawsze gdy oberwiesz w grze, z twojej żyły pobierana jest krew. Większość kontrolerów do gier wideo trzęsie się, gdy zostanie się postrzelonym. Trzęsienie oznacza, że do kontrolera został przesłany sygnał elektryczny [...]. My przekierowaliśmy ten sygnał i wykorzystaliśmy do uruchomienia systemu pobierania krwi. Obecnie trwa zbieranie funduszy na Kickstarterze. Chadha i Umpherson potrzebują 250 tys. CAD; na razie 37 osób zaoferowało im 3375 dolarów kanadyjskich. Do końca akcji pozostało jednak 39 dni. Platforma Arduino zapewnia dopływ sygnału do systemu pobierania i pilnuje, ile krwi pobiera się od danej osoby (by takie wyliczenia były możliwe, na początku gracz wprowadza swoje dane: wiek, wagę i ewentualne schorzenia). Wkłucie i czuwanie nad przebiegiem gry to domena personelu medycznego. Blood Sport zaprojektowano w taki sposób, by współpracował ze wszystkimi konsolami. Celem Kanadyjczyków jest stworzenie jednostki dla wielu graczy, którą będzie można przywozić na różne imprezy. Aby się to udało, Chadha i Umpherson chcą nawiązać współpracę z organizacjami medycznymi i zrzeszającymi graczy. Jeśli wszystko pójdzie z planem, premiera Blood Start będzie miała miejsce 17 marca w Toronto przy okazji promocji Battlefield Hardline. « powrót do artykułu
  7. Miłosnicy wspinaczek wysokogórskich wiedzą, z jakim ryzykiem wiąże się dłuższe przebywanie na dużych wysokościach. Życie powyżej 3000 metrów nad poziomem morza nie jest łatwe. Przez rozrzedzone powietrze człowiek łatwo się męczy, może dochodzić do opuchlizny mózgu czy pojawienia się płynu w płucach. Przebywanie na takich wysokościach grozi zatem śmiercią. Tymczasem ludzie zamieszkują wysokie partie Andów czy Płaskowyż Tybetański od tysięcy lat. Co zatem umożliwiło Homo sapiens osiedlenie się tak wysoko w górach. Wydaje się, że zespół naukowców z USA, Wielkiej Brytanii i Chin odpowiedział właśnie na to pytanie. Uczeni przeanalizowali dane z wykopalisk sięgających nawet 40 lat wstecz. W 53 miejscach znajdujących się na różnej wysokości nad poziomem morza zebrano 63 próbki zbóż, które nadawały się do datowania radiowęglowego. Szczegółowe badania ujawniły pewnien interesujący wzorzec. Okazało się, że jeszcze 3600 lat temu górna granica uprawy zbóż nie przekraczała 2500 m.n.p.m, a najczęściej uprawiane było proso, znane już wówczas w całych północnych Chinach. Nagle, około 3600 lat temu rolnicy ruszyli w górę i uprawy zaczęto zakładać nawet na wysokości 3400 m.n.p.m. Tę radykalną zmianę umożliwił jęczmień, który dobrze znosi zimno i szron. Rolnicy z Płaskowyżu Tybetańskiego zaczęli zajmować się tym zbożem właśnie około 3600 lat temu. Ci, którzy zdecydowali się wyruszyć wyżej, radykalnie zmienili swoją dietę. Badania wykazały, że poniżej 2500 metrów niemal nie uprawiano jęczmienia, jednak powyżej tej granicy całkowicie wyparł on proso, a „wysokogórscy” rolnicy czasem wysiewali też pszenicę. Jednak to jęczmień pozwolił na podbicie wysokich gór. Uprawa jęczmienia zapewniła ludziom wyżywienie nawet w zimie. Jęczmień i pszenica zostały po raz pierwszy udomowione na terenie Żyznego Półksiężyca przed około 10 500 laty. Warunki tam panujące różnią się od tych z Płaskowyżu Tybetańskiego - stwierdzili autorzy badań. Fakt, że jęczmień przyjął się też wysoko w górach to szczęśliwy przypadek. Uczeni nie wiedzą, jak zboże to zawędrowało z Żyznego Półksiężyca do Tybetu. To fascynujący przykład zmiany kulturowej mającej na celu przeżycie w trudnych warunkach - mówi Kurt Rademaker z Uniwersytetu w Tybindze, który specjalizuje się w badaniu osadnictwa wysokogórskiego w Andach. Co ciekawe tybetańscy rolnicy zaczęli podbijać wyższe partie gór w czasie, gdy tamtejszy klimat się ochładzał. To z kolei sugeruje – jak zauważa Rademaker – że warunki klimatyczne przestały być barierą nie do pokonania, a przełamano ją właśnie dzięki jęczmieniowi. Z kolei Mark Aldenderfer z Uniwersytetu Kalifornijskiego, który od lat prowadzi wykopaliska w Tybecie, przypomina, że badania genetyczne Tybetańczyków dowiodły, iż zmiany genetyczne pozwalające im na osiedlanie się na dużych wysokościach liczą sobie co najmniej 10 000 lat. Faktem jest jednak, że jeden z genów pozwalających na życie w wysokich górach pojawił się tylko u Tybetańczyków i liczy sobie 2750-5500 lat. Dane z wykopalisk archeologicznym mogą w tym przypadku uściślić datowanie zmian w DNA. « powrót do artykułu
  8. Władza może całkowicie zmienić sposób, w jaki ktoś mówi. Co ważne, inni ludzie potrafią wychwycić charakterystyczne właściwości akustyczne głosu. Nasze odkrycia sugerują, że bez względu na to, czy chodzi o rodziców próbujących podkreślić swój autorytet u niegrzecznego dziecka, targowanie w relacji sprzedawca-klient czy o negocjacje między głowami państw, wynik mogą determinować cechy głosu - podkreśla Sei Jin Ko z San Diego State University. Do badania związków między cechami akustycznymi mowy a władzą zainspirowała psychologów Margaret Thatcher. Nie jest tajemnicą, że Thatcher przeszła obszerne szkolenie wokalne, by jej głos brzmiał bardziej autorytatywnie i władczo. Chcieliśmy zbadać, jak coś tak fundamentalnego jak władza może wywoływać zmiany w głosie i jak zmiany te [...] wpływają na postrzeganie mówcy i zachowanie słuchaczy - wyjaśnia Ko. Ko, jej koleżanka z uczelni Melody Sadler oraz Adam Galinsky z Columbia Business School zaprojektowali 2 eksperymenty. W ramach pierwszego nagrywali 161 studentów, którzy odczytywali głośno fragment tekstu (w ten sposób ustalano podstawowe brzmienie czyjegoś głosu). Później ochotników losowo przypisano do odgrywania pewnej roli w ćwiczeniu negocjacyjnym. Studenci z grupy "wysokiego statusu" mieli rozpocząć rozmowy, wyobrażając sobie, że mają silną ofertę alternatywną, cenną informację poufną lub wysoką pozycję w pracy; ewentualnie przed początkiem negocjacji proszono ich o przypomnienie sobie sytuacji, w której sprawowali władzę. Przedstawicielom grupy "niskiego statusu" mówiono, by wyobrazili sobie, że ich oferta jest słaba, nie dysponują żadną poufną informacją, a w pracy mają niską pozycję. Część musiała sobie przypomnieć sytuację braku wpływu. Po tym wstępnym etapie badani mieli odczytać kolejny urywek, tak jakby prowadzili negocjacje z wyobrażonym przeciwnikiem. W tym czasie nagrywano ich głosy. Wszyscy odczytywali ten sam tekst, dzięki czemu naukowcy byli w stanie zbadać tylko akustyczną część wypowiedzi. Porównując pierwsze i drugie nagranie, naukowcy stwierdzili, że w porównaniu do ludzi z grupy o niskim statusie, głosy studentów z grupy o wysokiej pozycji stały się wyższe i bardziej monotonne, w większym zakresie zmieniała się za to ich głośność. To niesamowite, ale władza wpłynęła na głosy naszych ochotników niemal dokładnie w taki sam sposób, jak głos Thatcher zmienił się po treningu wokalnym - podkreśla Galinsky. W drugim eksperymencie z inną grupą studentów słuchacze z dużą trafnością potrafili stwierdzić, kto miał, a kto nie miał władzy (z władzą kojarzono m.in. wyższe głosy z bardziej zmienną głośnością). Badani uznawali też, że ludzie przypisani w 1. eksperymencie do grupy "wysokiego statusu" z większym prawdopodobieństwem zaangażują się w zachowania przywódcze. « powrót do artykułu
  9. Na aukcji zorganizowanej w Norymberdze przez dom aukcyjny Weidler sprzedano za 130 tys. euro akwarelę Hitlera z 1914 r. Widnieje na niej ratusz z Monachium. Najwyższą stawkę za "Standesamt und Altes Rathaus Muenchen" zaoferował anonimowy licytator ze Środkowego Wschodu. Obraz został wystawiony na sprzedaż przez dwie siedemdziesięciokilkuletnie siostry. Dziewięćdziesiąt osiem lat temu kupił go ich dziadek. Razem z akwarelą oferowano oryginalny rachunek z 25 września 1916 r. Wg dyrektor domu aukcyjnego Kathrin Weidler, to właśnie on wywindował cenę. Starsze panie chcą przekazać 10% zysku na organizację charytatywną opiekującą się niepełnosprawnymi dziećmi. Przedstawiciele domu aukcyjnego ujawnili, że pracą interesowali się licytatorzy z kilku kontynentów. Wcześniej na aukcjach sprzedano 5 innych obrazów Hitlera. Ich cena sięgnęła 5000-80000 euro. « powrót do artykułu
  10. Firma Symantec informuje o odkryciu zaawansowanego spyware'u nazwanego Regin. Od 2008 roku szpieguje on firmy, organizacje rządowe oraz osoby prywatne. Symantec opublikował właśnie analizę techniczną [PDF] Regiina, w której czytamy, że charakteryzuje go struktura świadcząca o rzadko spotykanych umiejętnościach jego twórców. Backdoor.Regin jest dobrze ukrytym, zaszyfrowanym szkodliwym kodem. Proces jego uruchamiania składa się z pięciu etapów. Na każdym z nich odszyfrowywana jest kolejna część kodu. Dopiero odszyfrowanie całości pozwala na analizę kodu. Specjaliści Symanteka dowiedzieli się, że Regin jest kodem modułowym, co pozwala dobrać jego funkcje pod kątem konkretnego celu ataku. Szkodliwy kod rozprzestrzenia się na wiele różnych sposobów. Wiadomo, że w niektórych przypadkach do zarażenia doszło, gdy użytkownicy odwiedzili podrobione wersje znanych serwisów internetowych. Wówczas kod instalował się wykorzystując luki w przeglądarkach lub aplikacjach internetowych. W co najmniej jednym przypadku doszło do zarażenia za pośrednictwem niepotwierdzonej dziury w Yahoo! Instant Messnger. Analiza Regina wykazała, że potrafi on wykonywać zrzuty ekranowe, przechwytywać kliknięcia myszki, kraść hasła, monitorować ruch w sieci oraz odzyskiwać skasowane pliki. Wśród bardziej zaawansowanych funkcji odkryto możliwość monitorowania ruchu w serwerach Microsoft IIS czy śledzenie działań administratorów stacji bazowych telefonii komórkowej. Szkodliwy kod został wyposażony też w mechanizmy broniące go przed analizowaniem ze strony osób niepowołanych – korzysta z wbudowanego zaszyfrowanego wirtualnego systemu plików oraz alternatywnego sposobu szyfrowania, który jest odmianą szyfru blokowego RC5. Do komunikacji z napastnikiem Regin korzysta z ICMP, pinga, ciasteczek HTTP oraz protokołów TCP i UDP. Do około połowy infekcji Reginem doszło z IP należących do dostawców usług internetowych. Zdaniem Symantecka, celem Regina nie są jednak ISP, a ich klienci. Około 28% zainfekowanych firm to przedsiębiorstwa telekomunikacyjne, pozostałe ofiary Regina działają na rynkach energetycznym, lotniczym, naukowym i usług turystycznych. Około połowy celów szkodliwego kodu znajduje się w Rosji i Arabii Saudyjskiej, inne ofiary pochodzą z Meksyku, Irlandi, Indii, Pakistanu, Austrii, Belgii, Afganistanu czy Iranu. « powrót do artykułu
  11. Po ostatniej aktualizacji systemu Windows 8.1 pojawiły się problemy z programem antywirusowym Avast. Użytkownicy tego oprogramowania skarżą się, że ich komputery znacznie spowolniły pracę i niemal nie reagują na wydawane im polecenia. Po odinstalowaniu Avasta sytuacja wraca do normy. Wszystko wskazuje na to, że problemy pojawiają się po zainstalowaniu poprawki KB3000850. Część użytkowników skarży się, że po instalacji komputera nie można zamknąć, inni informują, że nie jest możliwe ponowne uruchomienie Windows. Reinstalacja Avasta nie rozwiązuje problemu. Tylko jego odinstalowanie powoduje, że komputer prawidłowo pracuje. Producent Avasta został poinformowany o problemach i pracuje nad poprawką, która ma rozwiązać problem. Wkrótce zostanie ona udostępniona użytkownikom Avasta. Wygląda więc na to, że błąd tkwi po stronie Avasta. Ostatnio Avast notuje całą serię wpadek. Przed kilkoma dniami okazało się, że program usuwa niektóre rozszerzenia do Firefoksa. Ponadto z Virus Bulletin możemy dowiedzieć się, że Avast jest jednym z dwóch – na 48 testowanych – programów antywirusowych, które nie przeszły testu ochrony Windows 8.1 przed zagrożeniami. « powrót do artykułu
  12. Wielkie wytwórnie muzyczne mogą zostać oskarżone o nękanie Amerykanów. Jeśli zostaną wymienione w złożonym właśnie pozwie zbiorowym, a powodzi wygrają, producentom muzyki będą groziły wielomilionowe kary. Wspomniany pozew został złożony przez Morgana Pietza, prawnika, który był członkiem zespołu walczącego skutecznie z trollem patentowym, firmą Prenda Law. Tym razem na celowniku Pietza znalazła się firma Rithtscorp. Firma oferuje swoim klientom automatyczną usługę polegającą na dzwonieniu do wybranych osób. Na ich zlecenie dzwoniła do ludzi, którzy zostali oskarżeni o nielegalne pobieranie treści chronionych prawem autorskim. W pozwie czytamy, że Rightscorp naruszyła Telephone Consumer Protection Act (TCPA) z 1991 roku, który określa zasady działania automatycznych systemów dzwoniących. Ponadto autorzy pozwu stwierdzają, że Rightscorp spełnia określoną prawem definicję firmy zajmującej się odzyskiwaniem długów, jednak nękała klientów telefonami i łamała przepisy dotyczące ściągania długów. Za każde pojedyncze naruszenie przepisów o ściąganiu długów grozi grzywna w wysokości 1000 USD, a naruszającemu prawo można nakazać pokrycie wynagrodzeń adwokatów poszkodowanych. Z kolei za każde naruszenie TCPA przewidziano grzywnę w wysokości 500 USD, a kwota może ulec potrojeniu, jeśli naruszenie było celowe. To może drogo kosztować Rightscorp. Pietz mówi, że tylko do jednej jego klientki firma Rightscorp dzwoniła niemal codziennie przez wiele miesięcy. Odszkodowanie dla kobiety może więc sięgnąć dziesiątków tysięcy dolarów. A przypadków takich mogą być tysiące. Pozew może doprowadzić Rightscorp do bankructwa. Od założenia w 2011 roku firma straciła 6,5 miliona dolarów, a kurs jej akcji jest bliski historycznego minimum. Jednak Pietz i osoby, które dołączą do pozwu, mają asa w rękawie. W pozwie zaznaczono bowiem, że dotyczy on wielu niewymienionych z nazwy innych podmiotów. Jeśli Pietz wygra sprawę przeciwko Rightcorp to bardzo możliwe, że obowiązek zapłacenia grzywny, na którą nie stać bliskiej bankructwa firmy, spadnie na jej klientów. Wiadomo, że są wśród nich BMG czy Warner Brothers. Pietz podkreśla, że podczas kontaktów z jego klientami Rightscorp domagał się pieniędzy za to, że skorzystali z produktów klientów Rightscorp. Działanie takie można uznać za ściąganie długów. Nie można zaś uznać go za działalność komorniczą, gdyż żadne ze spraw nie trafiła do sądu, a Rightscorp nie miał prawa do występowania do sądu w imieniu klientów. Firma powinna zatem przestrzegać przepisów dotyczących ściągania długów. Tymczasem naruszała je twierdząc, że niezapłacenie wymaganych pieniędzy może skutkować pozwem czy odcięciem połączenia internetowego. Takich działań nie mogła legalnie podjąć, zatem okłamywała ludzi, do których dzwoniła. Naruszała więc przepisy o ściąganiu długów. Naruszenie TCPA polegało zaś na używaniu sprzętu, który automatycznie, bez interwencji człowieka, wybiera numery telefonów komórkowych. « powrót do artykułu
  13. Czy można doświadczalnie stwierdzić, że Ziemia jest kulą? Dlaczego gwiazdy migocą? Skąd się biorą srebrzyste obłoki? Jak obserwować Słońce? Czy Księżyc w ogóle się obraca, skoro wciąż widzimy tę samą jego połowę? Zapraszamy do fascynującej podróży wokół Ziemi. Powtórz obserwacje, które doprowadziły Kopernika do jego odkrycia. Naucz się rozpoznawać planety na rozgwieżdżonym niebie i zaobserwuj ich ruch. Popatrz na świat od nowa, sceptycznie, niezupełnie dowierzając podręcznikowej wiedzy, tak jakbyś poznawał go po raz pierwszy. Zobacz kosmos NA WŁASNE OCZY. Oto książka o przyrodzie w jej największej, astronomicznej skali!
  14. Szwedzki Sąd Apelacyjny podtrzymał decyzję sądu niższej instancji dotyczącą wydania nakazu aresztowania Juliana Assange'a. Są podstawy, by podejrzewać, że Julian Assange dopuścił się gwałtu i innych przestępstw. Istnieje duże ryzyko, że będzie unikał poddania się procesowi sądowemu i karze - napisał sąd apelacyjny w uzasadnieniu. Do Sądu Apelacyjnego wystąpili prawnicy Assange'a, którzy chcieli cofnięcia nakazu aresztowania. Szwedzkie organa ścigania próbują przesłuchać Assange'a od 2010 roku. Mężczyzna nie został o nic formanie oskarżony, jednak jest podejrzewany o to, że dopuścił się gwałtu. Assange od 2012 roku przebywa na terenie ambasady Ekwadoru w Londynie. Ambadasa jest pilnowana przez brytyjską policję, która ma zamiar aresztować Asssange'a i wydać go Szwecji. Sam Assange twierdzi, że obawia się, iż Szwedzi wydadzą go Stanom Zjednoczonym. Może tam zostać jeszcze przez dłuższy czas, gdyż szwedzki Sąd Apelacyjny stwierdził, że nie widzi powodu, by odwołać nakaz aresztowania tylko dlatego, że Julian Assange przebywa na terenie ambasady i z tego powodu nie można obecnie go zatrzymać. Tym bardziej, że, jak stwierdził sąd pozostawanie Juliana Assange'a w ambasadzie nie może przemawiać na jego korzyść, gdyż w każdej chwili może on z niej wyjść. Jednocześnie jednak, sąd stwierdził, że prokuratorzy popełnili błąd nie szukając alternatywnych sposobów przesłuchania Assange. Być może sąd chce w ten sposób zasugerować, że przedstawiciele szwedzkiej prokuratury mogą pojechać do ambasady Ekwadoru i na miejscu przesłuchać podejrzanego. Brytyjskie Ministerstwo Spraw Zagranicznych już w ubiegłym miesiącu zapowiedziało, że jeśli szwedzka prokurator chce przyjechać do Londynu, to brytyjscy urzędnicy jej w tym pomogą. Adwokat Assange'a zapowiedział, że odwoła się do szwedzkiego Sądu Najwyższego. « powrót do artykułu
  15. Jeśli chodzi o rozprzestrzenianie bakterii, suszarki do rąk z publicznych toalet są o wiele gorsze niż ręczniki papierowe. W porównaniu do podajnika papierowych ręczników, liczba bakterii zawieszonych wokół suszarek, gdzie ręce umieszcza się między dwoma dozownikami strumienia powietrza, jest 27 razy wyższa. Brytyjczycy wykazali, że zarówno takie modele, jak i ogrzewające powietrze suszarki uruchamiane przez fotokomórkę wyrzucają bakterie w powietrze, na użytkownika i na stojące w pobliżu osoby. Naukowcy z zespołu prof. Marka Wilcoxa z Uniwersytetu w Leeds nanieśli na ręce nieszkodliwe bakterie z rodzaju Lactobacillus, które normalnie nie występują w łazienkach (odzwierciedlało to sytuację niedokładnego umycia rąk). Późniejsze wykrywanie Lactobacillus w powietrzu miało świadczyć o tym, że do skażenia doszło właśnie przez suszenie dłoni. Próbki powietrza pobierano z okolic suszarek oraz 1 i 2 m od nich. Liczba bakterii w pobliżu suszarek na strumień powietrza (ang. jet air dryer) była 4,5-krotnie wyższa niż wokół suszarek ogrzewających powietrze (ang. warm air dryer) i aż 27-krotnie wyższa niż przy papierowych ręcznikach. Bakterie utrzymywały się przy suszarkach długo po zakończeniu 15-s suszenia; pałeczki nadal wykrywano nawet po kwadransie. « powrót do artykułu
  16. Nowa molekuła może być odpowiedzią na ograniczoną pojemność układów flash. Komponenty MOS (metal-oxide-semiconductor) wykorzystywane do produkcji pamięci flash są ograniczone fizycznym limitem wielkości komórki pamięci. Bardzo trudno bowiem jest je zmniejszyć poniżej 10 nanometrów, co ogranicza liczbę komórek, jakie można umieścić na tradycyjnym krzemowym układzie. Naukowcy od pewnego czasu pracują nad molekułami, które mogłyby zastąpić konwencjonalne rozwiązania. Jednak stworzenie nowych molekuł również jest trudne. Wiele z nich jest nieodporna na zmiany temperatury i charakteryzuje się zbyt dużą opornością. Uczeni z Glasgow University oraz hiszpańskiego Universitat Rovira i Virgili znaleźli możliwe rozwiązanie tego problemu – wykorzystali molekuły POM (polyoxometalate). Tradycyjne układy flash korzystają z tranzytorów, które po wyłączeniu prądu pamiętają, czy były ustawione w stanie włączonym czy wyłączonym. Nam udało się zaprojektować, zsyntetyzować i opisać molekuły POM, które potrafią uwięzić i przechować ładunek, działając jak pamięć RAM typu flash, a jednocześnie wzbogacić swój rdzeń o selen, tworząc rodzaj pamięci, który nazwaliśmy 'write-once-erase' - mówi profesor Lee Cronin z Glasgow. Klastry POM zapewniają stabilność, elektroniczną aktywność, a ich właściwości elektroniczne można odpowiednio dostrajać, co czyni je przydatnymi do produkcji układów pamięci. Jedną z głównych ich zalet jest fakt, że można je produkować za pomocą narzędzi już używanych w przemyśle, zatem klastry POM można wytwarzać bez potrzeby inwestowania w nowe linie produkcyjne. « powrót do artykułu
  17. Intel twierdzi, że dzięki rozwojowi układów 3D NAND będzie w stanie w ciągu dwóch najbliższych lat dostarczyć na rynek napęd SSD o pojemności 10 terabajtów. Jeśli to się uda napędy SSD mogą w końcu stać się konkurencyjne cenowo względem tradycyjnych HDD. Obecnie największym problemem dla rynku SSD jest mniejsza pojemność napędów niż HDD, a szczególnie znacznie wyższa cena w przeliczeniu na jednostkę pojemności. Intel twierdzi jednak, że 3D NAND już w najbliższej przyszłości będą konkurencyjne cenowo względem zwykłych HDD. Kości 3D NAND to wspólne dzieło Intela i Microna. Technologia ta pozwala na układanie wielu warstw pamięci NAND na pojedynczej podstawce. Intel jest obecnie w stanie budować 32-warstwowe kości, co pozwala na osiągnięcie pojemności rzędu 48 GB na jeden układ. « powrót do artykułu
  18. Podczas marzeń i oglądania rzeczywistych scen sygnały przepływają w mózgu w odwrotnym kierunku. Próbując wskazać konkretne obwody neuronalne, amerykańsko-belgijski zespół śledził aktywność elektryczną mózgu osób, który wyobrażały sobie lub oglądały jakieś sceny. Ważnym zagadnieniem w badaniach nad mózgiem jest zrozumienie, jak różne jego części są funkcjonalnie połączone. Jakie obszary się ze sobą kontaktują? Jaki jest kierunek komunikacji? Wiemy, że mózg nie działa jak zestaw niezależnych obszarów, lecz jak sieć współpracujących wyspecjalizowanych rejonów - opowiada prof. Barry Van Veen z University of Wisconsin-Madison. Jak odkryli naukowcy, w czasie wyobrażania wzmagał się przepływ informacji z płata ciemieniowego do płata potylicznego, czyli z rejonu wyższego rzędu, który łączy wejścia z wielu zmysłów, do okolic niższego rzędu. W drugiej z badanych sytuacji informacja wzrokowa z oczu przepływała zaś z płata potylicznego, gdzie znajduje się gros kory wzrokowej, do płata ciemieniowego. W mózgach ludzkich i zwierzęcych występuje dużo kierunkowych procesów; sygnały nerwowe przemieszczają się w konkretnym kierunku, potem zatrzymują się i startują gdzie indziej. Myślę, że to nowy, niebadany dotąd temat. Autorzy publikacji z pisma NeuroImage przetestowali EEG pod kątem możności różnicowania między poszczególnymi częściami sieci mózgowej. Akademicy prosili niektórych ochotników, żeby najpierw obejrzeli krótki film, a później odtworzyli go w myślach, podczas gdy inni mieli na początku ze szczegółami wyobrazić sobie jazdę na magicznym rowerze, a następnie oglądali nagrania przyrody. Dzięki algorytmowi Van Veena naukowcy zdobyli silne dowody na kierunkowy przepływ informacji. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z University of Colorado Boulder i Humboldt State University wykazali, że seniorzy, którzy biegają kilka razy w tygodniu, wydatkują podczas marszu tyle energii, co typowy 20-latek. Seniorzy, którzy nie biegają, ale spacerują dla utrzymania kondycji, zużywają podczas marszu tyle samo energii co ich rówieśnicy i średnio o 22% więcej energii niż 20-latkowie. Z naszych badań wynika, że bieganie pozwala zachować młodość, przynajmniej pod względem wydajności energetycznej - mówi profesor Rodger Kram z CU-Boulder. W PLOS ONE opublikowano wyniki badań, w których wzięło udział 30 zdrowych ochotników (15 kobiet i 15 mężczyzn). Średnia ich wieku wynosiła 69 lat, a badani albo regularnie biegali albo spacerowali dla utrzymania kondycji. Poproszono ich, by przez 6 miesięcy biegali lub chodzili co najmniej 30 minut nie rzadziej niż trzy razy w tygodniu. Zauważyliśmy, że osoby starsze, które regularnie oddają się wysoce aerobowym ćwiczeniom – szczególnie bieganiu – zużywają mniej energii podczas chodzenia niż ich rówieśnicy prowadzący siedzący tryb życia lub jedynie spacerujący dla zdrowia - mówi szef zespołu badawczego profesor Justus Ortega z Uniwersytetu Humboldta. Od dawna wiadomo, że z wiekiem maksymalna wydajność aerobowa obniża się. Jest to prawdziwe także w odniesieniu do biegaczy. Jednak nowym odkryciem jest fakt, że biegający seniorzy utrzymują ekonomię ruchu na dobrym poziomie - dodaje. Wszyscy uczestnicy zostali poddani specjalistycznym badaniom w Locomotion Laboratory prowadzonym przez Krama. Szli po mechanicznej bieżni z prędkością 2,6 km/h, 4,5 km/h i 6,3 km/h. W czasie marszu badano ich zużycie tlenu oraz wydalanie dwutlenku węgla. Dane te porównano z wynikami uzyskiwanymi przez młodych ludzi oraz przez seniorów prowadzących siedzący tryb życia. Zaskoczyło nas, że seniorzy, którzy regularnie biegają, mają lepszą ekonomię marszu niż seniorzy, którzy dla zdrowia maszerują. Wydaje się, że regularne bieganie opóźnia efekty starzenia i pozwala lepiej się poruszać, co zwiększa jakość życia seniorów. Oczywiście spacerowanie również pozytywnie wpływa na zdrowie – chroni przed chorobami serca, cukrzycą, otyłością czy depresją. Wydaje się jednak, że nie poprawia efektywności chodzenia. Jako, że nie znaleźliśmy żadnych zewnętrznych różnic biomechanicznych pomiędzy spacerującymi a biegającymi seniorami, przypuszczamy, że lepsza wydajność energetyczna biegaczy ma związek z komórkami mięśni - mówi Kram. Uczony podejrzewa, że podstawowa różnica tkwi w mitochondriach obu grup i ma zamiar skupić się na ich badaniu. « powrót do artykułu
  20. Otyłość prowadzi do subklinicznego uszkodzenia mięśnia sercowego i zwiększa ryzyko niewydolności serca nawet u osób bez choroby tego narządu. Nadmierna waga ciała działa niezależnie od innych sercowo-naczyniowych czynników ryzyka, takich jak cukrzyca, nadciśnienie czy wysoki poziom cholesterolu. Amerykańscy naukowcy, m.in. z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa, posłużyli się ultraczułym testem krwi. Dzięki temu mogli wykryć białko uwalniane przez kardiomiocyty pod wpływem uszkodzenia. Badanie wykazało, że u otyłych pacjentów występuje podwyższony poziom troponiny T, enzymu uwalnianego przez uszkodzone komórki serca. Co więcej, stężenie białka rosło proporcjonalnie do BMI. Troponinę T wykorzystuje się przy diagnozowaniu ostrego lub niedawnego zawału serca. Test zastosowany w opisywanym studium działa na podobnej zasadzie, co badania wykonywane np. na izbach przyjęć u pacjentów z bólem w klatce piersiowej, ale jest skalibrowany w taki sposób, by wykrywać stężenia troponiny T o wiele niższe niż przy zawale serca. Otyłość to znany współsprawca rozwoju choroby sercowo-naczyniowej, ale nasze badania sugerują, że może również działać jako solista, [...] niezależnie od innych czynników ryzyka, które często występują u ludzi z nadmierną wagą ciała. Bezpośredni związek między otyłością a subklinicznym uszkodzeniem serca jest całkiem silny i naprawdę niepokojący z punktu widzenia zdrowia publicznego, zważywszy, że liczba osób otyłych rośnie zarówno w USA, jak i na świecie - podkreśla dr Chiadi Ndumele. W ramach studium naukowcy mierzyli wskaźnik masy ciała (BMI) i poziom sercowej troponiny T ponad 9,5 tys. niechorujących na serce kobiet i mężczyzn w wieku 53-75 lat. Zespół śledził ich losy przez ponad 12 lat. W tym czasie u 869 osób rozwinęła się niewydolność serca. Ludzie z otyłością II stopnia (z BMI powyżej 35) byli ponad 2-krotnie bardziej zagrożeni niewydolnością serca niż osoby z prawidłową wagą ciała. Ryzyko zwiększało się o 32% na każdy 5-jednostkowy przyrost BMI. Bez względu na wskaźnik masy ciała, u wszystkich ochotników z podwyższonym poziomem troponiny T występowało większe zagrożenie rozwojem niewydolności serca w ciągu dekady. Oznacza to, że nadmierna waga i wysoka troponina T niezależnie sygnalizują wyższe ryzyko choroby serca. Badając łączny wpływ obu tych czynników, akademicy stwierdzili, że osoby z otyłością znaczącą i podwyższoną troponiną T zapadną na niewydolność serca z 9-krotnie wyższym prawdopodobieństwem niż osoby z normalną wagą i niewykrywalną troponiną. Podwyższone ryzyko utrzymywało się nawet po uwzględnieniu innych możliwych przyczyn uszkodzenia serca, w tym cukrzycy, nadciśnienia i wysokiego cholesterolu. Autorzy publikacji z Journal of the American College of Cardiology: Heart Failure zamierzają teraz ustalić mechanizm, za pośrednictwem którego otyłość prowadzi do subklinicznego uszkodzenia mięśnia sercowego. Chcą też sprawdzić, czy spadek wagi może obniżyć ryzyko niewydolności serca. « powrót do artykułu
  21. Wiemy z lekcji fizyki, że elektrony jako cząstki elementarne są niepodzielne. Najnowsze badania uczonych z Uniwersytetu Browna w Providence (USA) uświadamiają nam że owa niepodzielność cząstek może być dość względnym pojęciem. W tym celu uczeni postanowili odwołać się do jednego z eksperymentów przeprowadzanych już od latach 60. ubiegłego wieku. Eksperyment polegał na obserwacji zachowania elektronów w ciekłym helu. Rozpoczynano go od wstrzykiwania elektronów do zbiornika z helem ochłodzonym do temperatury bliskiej zera absolutnego. Ponieważ elektrony i atomy helu będącego w stanie nadciekłym odpychają się, wokół elektronu natychmiast formował się mikroskopijny bąbel o średnicy około 3,6 nanometra, izolujący go od cieczy. Elektrony w ten sposób „podróżowały” z góry zbiornika w kierunku jego dna a czujniki znajdujące się w podstawie rejestrowały moment jego „przybycia”. Zgodnie z teorią wszystkie elektrony są identyczne, więc powinny formować się wokół nich jednakowej wielkości bąble. Opór stawiany przez otaczającą ciecz bąblom tej samej wielkości powinien być również identyczny. W rezultacie wszystkie elektrony powinny docierać do drugiego końca zbiornika w tym samym czasie. Naukowcy podczas tych eksperymentów rejestrowali jednak dość nieoczekiwane wyniki. W czasie badań rejestrowano niezidentyfikowane cząstki docierające do detektora zanim (zgodnie z teorią) powinien pojawić się tam elektron. Przez lata naukowcom powtarzającym ten eksperyment udało się wykryć 14 hipotetycznych cząstek o różnych rozmiarach z których wszystkie poruszały się szybciej niż przewidywany elektron. Oznaczało to jednocześnie, że wszystkie były mniejsze od niego. Fenomen ten próbowano wyjaśnić na kilka sposobów, np. zanieczyszczeniami znajdującymi się w cieczy, czy też pojawianiem się jonów helu które przyłączyły wcześniej dodatkowe elektrony – ich ładunek również byłby wykrywany w detektorze. Nie udało się jednak potwierdzić żadnej z tych hipotez. Profesor Humphrey Maris z Uniwersytetu Browna wraz z kolegami udoskonalili nieco opisany wyżej eksperyment zwiększając jego czułość. Rezultaty ich badań okazały się zaskakujące. Liczba częsciej obserwowanych hipotetycznych cząstek zwiększyła się do 18, ponadto zanotowano kolejne o unikalnej masie, pojawiające się znacznie rzadziej. Maris ostatecznie stwierdził że ich liczba jest nieograniczona, a rozkład ich występowania wydaje się niejednorodny ale ciągły. Co charakterystyczne, wszystkie zarejestrowane obiekty były mniejsze od bąbla wytwarzanego zgodnie z teorią przez elektron. Powyższe obserwacje ostatecznie położyły kres hipotezie o jonach helu - liczba unikalnych cząstek była zbyt duża. Przypomnijmy że w mechanice kwantowej cząstki nie mają określonej pozycji w przestrzeni. Zamiast tego przedstawiamy je za pomocą funkcji falowej, opisującej prawdopodobieństwo z jakim dana cząstka może się znajdować w określonym miejscu w przestrzeni. Aby sprawdzić gdzie znajduje się cząstka używamy aparatury pomiarowej, często osiągającej spore rozmiary. Podczas pomiaru funkcja falowa cząstki elementarnej ulega tzw. kolapsowi – np. poszukiwany elektron jest odnajdywany w określonym miejscu w przestrzeni, zgodnie z prawdopodobieństwem jakie jego funkcja falowa opisywała. Naukowcy sugerują następujące wytłumaczenie rezultatów eksperymentu: istnienie całego spektrum mniejszych bąbli można wyjaśnić zakładając możliwość rozszczepienia funkcji falowej elektronu na mniejsze części. Kiedy elektron wstrzykiwany jest do ciekłego helu, jego funkcja falowa (czyli prawdopodobieństwo znalezienia) jest zamykana w bąblu. Maris i jego koledzy jednak sugerują że funkcja ta może zostać podzielona i (pamiętajmy – funkcja falowa to rozkład prawdopodobieństwa, nie sama cząstka) odseparowana w kilku mniejszych bąblach. Jeden elektron podczas „podróży” w helu może więc znajdować się w kilku mniejszych bąblach jednocześnie. Co ciekawe, eksperyment pokazuje, że zwykła interakcja pomiędzy cząstką a większym systemem fizycznym nie zawsze musi oznaczać przeprowadzenia pomiaru. Tak jest dokładnie w przypadku opisanej tu interakcji elektronów z ciekłym helem (system fizyczny). Gdyby pomiar zachodził, mniejsze bąble z fragmentami funkcji falowej przestawałyby natychmiast istnieć. Wyniki eksperymentu rodzą również pytania z pogranicza nauki I filozofii. Nikt nie jest pewny co konkretnie można uznać za pomiar. […] Jeżeli takie interakcje nie są nim, to co nim jest? Czy potrzebna jest do tego świadomość? Nie wiemy tego – stwierdził Maris. « powrót do artykułu
  22. Niewykluczone, że wkrótce w Jamalsko-Nienieckim Okręgu Autonomicznym milicja będzie patrolować teren z pomocą reniferów. Choć stróżowie prawa dysponują skuterami śnieżnymi, w trudnym terenie zwierzęta często sprawdzają się lepiej. Rozporządzenie Ministerstwa Spraw Wewnętrznych z 2012 r. precyzuje nawet, ile różnych pokarmów przysługiwałoby służbowym reniferom. Mogłyby one liczyć na 0,5 kg owsa, 1 kg siana, 1 kg chleba z mieszanej mąki ryżowej i pszennej oraz 6 kg porostów dziennie. Mamy co prawda skutery, ale każdy wie, że maszyna to maszyna, która może się zepsuć czy utknąć w tundrze. A renifer jest zawsze na chodzie - podkreśla rzeczniczka milicji Irina Pimkina. Na Dalekiej Północy milicja miewa problemy ze zlokalizowaniem podejrzanego, który uciekł w tundrę na własnym reniferze. Niełatwe jest także przetransportowanie kogoś na posterunek. Warto przypomnieć, że w Rosji w specjalnych brygadach górskich służbę pełni już ok. 150 osłów i mułów. Zostały one zakupione przez Ministerstwo Obrony Narodowej. « powrót do artykułu
  23. Po 10 latach współpracy z Google'em Mozilla wybrała nowego partnera, którego wyszukiwarka będzie domyślną w amerykańskiej wersji Firefoksa. Zostało nim Yahoo!. To najważniejsza umowa podpisana przez Yahoo! na najbliższe pięć lat - powiedziała Marissa Mayer, dyrektor wykonawczy firmy. Zmiany w przeglądarce będą widoczne już od grudnia. Co ciekawe, Yahoo! będzie wspierało obecną w Firefoksie technologię „Do not track”, a to oznacza, że użytkownicy, którzy odpowiednio skonfigurują przeglądarkę nie będą śledzeni przez reklamodawców. Rozstanie się z Google'em na terenie USA to bardzo ważna decyzja podjęta przez Mozillę. To właśnie z Google'a pochodzi zdecydowana większość przychodów Mozilli, a miliony użytkowników Firefoksa korzystają z Google'a właśnie za pośrednictwem domyślnego okienka wyszukiwania wbudowanego w przeglądarkę. Prezes zarządu Mozilli, Mitchelle Baker, powiedziała, że jej firma chce odchodzić od umów globalnych, na rzecz regionalnych. Ponadto przyczyną wybrania Yahoo! był fakt, że jest to firma „otwarta na innowacje”. Umowa z Yahoo! jest kolejną umową regionalną. W Chinach domyślną przeglądarką Firefoksa jest Baidu, a w Rosji ponownie Yandex. Obecnie Mozilla nie poszukuje kolejnych partnerów regionalnych. « powrót do artykułu
  24. Zwierzęta wychowane w niewoli wolą spółkować ze sobą niż z dzikimi krewnymi. Jeśli wyniki uzyskane z badania myszy domowych (Mus musculus) przekładają się na zagrożone gatunki, może się okazać, że zwierzęta z hodowli nie są tak skutecznym sposobem zwiększania różnorodności genetycznej dzikich populacji, jak dotąd sądzono. Dr Michael Magrath z Zoos Victoria zastanawiał się, czy życie w niewoli wpływa na preferencje dotyczące partnera. Autorzy publikacji z Current Biology złapali na łące 11 samców i 9 samic (tak powstała kolonia założycielska). Trzecie pokolenie myszy hodowlanych (54 osobniki) i dopiero schwytane myszy (również 54) wypuszczono razem na półnaturalnym wybiegu, na którym znaleziono zwierzęta z kolonii założycielskiej. Po 20 tygodniach biolodzy pobrali próbki tkanki uszu od dorosłych osobników i potomstwa (dzięki temu wiedzieli, kto z kim kopulował). Okazało się, że większość zwierząt współżyła z sobie podobnymi. Tylko 17% potomstwa urodziło się z par mieszanych - podkreśla Magrath. Ustalenia Australijczyków mają spore znaczenie dla programów rozmnażania zagrożonych gatunków. Jeśli tworzy się nową populację i w ogóle nie ma dzikiej populacji, problem nie istnieje, ponieważ wszystkie introdukowane zwierzęta pochodzą z hodowli. Jeśli jednak chodzi o wprowadzenie zwierząt z niewoli, by zwiększyć różnorodność genetyczną istniejącej dzikiej populacji, kłopot, przynajmniej w krótkiej perspektywie czasowej, może się już pojawić. [Zwierzęta] mogą się parzyć ze sobą, zmniejszając w ten sposób integrację swojego materiału genetycznego z dziką populacją. Powstała przez to subpopulacja nie odziedziczyłaby ani nie nauczyłaby się zachowań kluczowych do przeżycia na wolności, np. wystrzegania się drapieżników. Magrath, który bierze udział w programach rozmnażania w niewoli m.in. jamrajów Perameles gunnii, diabłów tasmańskich i pałanek Leadbeatera (Gymnobelideus leadbeateri), podkreśla, że trzeba będzie sprawdzać, czy dobór partnerów nie wpływa przypadkiem na ich przebieg i powodzenie. Gdyby się okazało, że tak, należałoby znaleźć przyczynę opisywanego zachowania. Jedna z hipotez głosi, że zwierzęta kopulują ze swoimi ze względu na różnice w zapachu wywołane dietą i środowiskiem. Niewykluczone również, że do parzenia nie dochodzi, bo hodowlane i dzikie zwierzęta zajmują inne okolice habitatu albo są aktywne w różnych porach dnia. « powrót do artykułu
  25. Xiaomi, niewielka chińska firma, która w ostatnim czasie wyrosła na trzeciego największego producenta smartfonów, chce być światowym liderem. Dyrektor wykonawczy Xiaomi Lei Jun powiedział, że w Chinach jego firma ma ponad 70 milionów użytkowników, a w przyszłym roku ich liczba wzrośnie do 200 milionów. Jun zapowiedział, że w ciągu najbliższych 5-10 lat Xiaomi stanie się największym na świecie producentem smartfonów. W ostatnim czasie Xiaomi weszło na sześć nowych rynków. Produkty firmy pojawiły się w Indiach, Indonezji, Hongkongu, Malezji, Singapurze i na Tajwanie. Główną siłą Xiaomi są niskie ceny. Nie oznaczają one jednak niskiej jakości. Najlepsze modele tej firmy mogą stawać w szranki z wyrobami Apple'a. Przyszłość pokaże, czy Xiaomi będzie w stanie podbić rynki USA i krajów Europy. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...