Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naturalne diamenty zawsze zawierają zanieczyszczenia. Najlepiej zbadanymi z nich są pary azot-dziura. W takiej konfiguracji w danym miejscu diamentu brakuje dwóch atomów węgla. Jeden z nich zostaje zastąpiony atomem azotu, a miejsce po drugim pozostaje puste. Zanieczyszczenia takie można wykorzystać jako niezwykle wrażliwe czujniki lub też jako nośniki danych w komputerach kwantowych. Dane takie są danymi optycznymi i dotychczas nikomu nie udało się odczytać ich w sposób elektroniczny. Jednak właśnie powstała odpowiednia technika. Jej autorami są profesor Alexander Holleitner z Uniwersytetu Technicznego w Monachium oraz profesor Frank Koppens z barcelońskiego Instytutu Nauk Fotonicznych. Ich technika polega na bezpośrednim transferze energii z pary azot-dziura do pobliskiej warstwy grafenu. Gdy oświetlimy laserem nanodiament, w zanieczyszczeniach dochodzi do wzbudzenia elektronów przez fotony. System składający się ze wzbudzonego elektronu i dziury w stanie podstawowym możemy opisać jako dipol. Dipol ten powoduje powstanie w grafenie drugiego dipola składającego się z elektronu i dziury - mówi profesor Holleitner. W przeciwieństwie do nanodiamentu, w którym poszczególne zanieczyszczenia się od siebie odizolowane, grafen przewodzi prąd i możliwe jest zmierzenie ładunku wywołanego pojawieniem się pary elektron-dziura. Dla powodzenia eksperymentu kluczowa jest szybkość pomiaru, gdyż wygenerowana w grafenie para elektron dziura zanika po kilku pikosekundach (biliardowa część sekundy). Laboratorium Holleitnersa wyposażone jest w urządzenia pozwalające na przeprowadzenie tego typu pomiaru, naukowcy mogli więc obserwować cały proces. Fakt, że proces ten zachodzi niezwykle szybko jest olbrzymią zaletą. Jeśli uda się go wykorzystać w praktyce, to w przyszłości powstaną czujniki pozwalające na obserwację szybko zachodzących zjawisk, a komputery kwantowe będą korzystały z zegarów, których częstotliwość pracy będzie liczona w terahercach. « powrót do artykułu
  2. Z najnowszego numeru Current Biology dowiadujemy się, że możliwa jest przemysłowa wycinka drzew przy jednoczesnym zachowaniu bioróżnorodności lasów tropikalnych. Autorzy artykułu stwierdzają, że rozwiązaniem problemów związanych z wycinaniem lasów jest zastosowanie zasad wycinki o zmniejszonym oddziaływaniu (reduced-impact logging RIL). Jake Bicknell z University of Kent wyjaśnia, że RIL to taka technika pozyskiwania drewna, która pozostawia jak najmniej śladów w otoczeniu. Do zasad RIL należą m.in. dobre zaplanowanie dróg wywozu drewna, takie wycinanie drzewa, by upadając nie uszkadzało ono drzew, które mają pozostać oraz wcześniejsze obcinanie pnączy, by padające drzewo nie łamało drzew, z którymi jest połączone pnączami. Na podstawie metaanalizy badań porównujących tradycyjne metody wycinki z RIL zespół Bicknella zauważył, że na obszarach, gdzie stosowano RIL dochodziło do mniejszego spadku bioróżnorodności niż na obszarach tradycyjnej wycinki. RIL mniej szkodzi ptakom, ssakom – przede wszystkim nietoperzom - i stawonogom. Wyniki badań są szczególnie pocieszające w świetle innych badań, które wykazały, że już wycinka na niewielką skalę może nieść ze sobą poważne zniszczenia ekosystemu. Okazuje się bowiem, że to nie intensywność wycinki, ale spowodowane nią zniszczenia uboczne mogą mieć decydujący wpływ. Bicknell jest optymistą. Co prawda obecnie mniej niż 5% drzewa pozyskuje się zgodnie z zasadami RIL, ale, jak zauważa, zasady są opracowane, istnieją odpowiednie techniki, więc firmy pozyskujące drewno nie mogą się tłumaczyć niemożnością. Z ekonomicznego punktu widzenia RIL może być bardziej opłacalny dla firm niż tradycyjna wycinka, chociaż początkowe wydatki mogą być nieco wyższe w przypadku RIL. « powrót do artykułu
  3. Noworodkom myszy wstrzyknięto ludzkie komórki progenitorowe gleju. W mózgu rozwinęły się one do astrocytów. W ten sposób zespół Steve'a Goldmana z Centrum Medycznego University of Rochester uzyskał chimery - myszy z po części ludzkim mózgiem. Do której części mózgu nie wprowadzano by komórek, z biegiem czasu ludzki glej zastąpi mysi, ale neurony nadal będą tylko mysie. Trzysta tysięcy wstrzykniętych komórek namnożyło się w przodomózgowiu aż do 12 mln, tak że w ciągu roku ludzkie komórki glejowe całkowicie wyparły mysie. Wypustki astrocytów wpływają na przekazywanie sygnału przez synapsę. Ludzkie astrocyty mają ok. 20 razy większą objętość, występuje też w nich więcej wypustek niż w mysim odpowiedniku. Oznacza to sprawniejszą kontrolę sygnałów nerwowych w okolicy, co Goldman porównuje do zwiększenia mocy komputera. Testy pamięci oraz innych funkcji poznawczych wykazały, że myszy ze zmodyfikowanymi mózgami wypadają lepiej od gryzoni z grupy kontrolnej. W teście mierzącym zdolność zapamiętania dźwięku skojarzonego z łagodnym porażeniem prądem, słysząc sygnał, te pierwsze zastygały na 4-krotnie dłuższy czas. Wg Goldmana, oznacza to 4-krotnie lepszą pamięć. Naukowcy komentujący doniesienia z pisma The Journal of Neuroscience podkreślają, że warto byłoby sprawdzić, czy u myszy astrocyty funkcjonują tak samo jak u ludzi, a także ustalić, jakie cechy są determinowane przez same komórki, a jakie przez środowisko. Kiedy w równoległym eksperymencie Goldman przeprowadzał przeszczepy u noworodków myszy z niedoborami mieliny, w porównaniu do myszy dzikiego typu, więcej komórek różnicowało się do oligodendrocytów. Sugeruje to, że komórki wykryły defekt i go skompensowały. Amerykanie sądzą, że zjawisko to można by wykorzystać w leczeniu chorób, w przebiegu których dochodzi do uszkodzenia osłonki mielinowej, np. stwardnienia rozsianego (SR). Goldman ubiega się właśnie o pozwolenie na podanie pacjentom z SR progenitorowych komórek glejowych. Jeśli wszystko się uda, testy powinny się zacząć najpóźniej za 15 miesięcy. Już teraz prowadzone są badania na inteligentniejszych od myszy szczurach. « powrót do artykułu
  4. Wbrew nadziejom naukowców i obrońców przyrody, Archipelag Arktyczny może nie zapewnić przetrwania niedźwiedziom polarnym. Z najnowszych badań wynika bowiem, że jeszcze przed końcem obecnego wieku zamieszkującym go niedźwiedziom grozi głód i załamanie się populacji. Wcześniejsze prace naukowe dawały nadzieję, że niedźwiedzie polarne, dla których globalne ocieplenie jest śmiertelnym zagrożeniem, będą do końca wieku dobrze radziły sobie na Archipelagu. Składa się on z około 30 000 wysp, a lód morski jest tam bardziej trwały niż w innych miejscach. Badania prowadzone przez naukowców z kanadyjskich uniwersytetów wykazały jednak, że siedem tamtejszych populacji niedźwiedzi, a Archipelag jest zamieszkiwany przez 25% przedstawicieli tego gatunku, będzie musiało mierzyć się z poważnym zagrożeniem już po roku 2050. W okolicy będzie coraz mniej lodu, a wody będą wolne od niego przez coraz dłuższy czas. Naukowcy oparli swoje badania na symulacjach zasięgu pokrywy lodowej, głębokości śniegu i grubości lodu oraz na informacjach o ilości kalorii, jakie potrzebują niedźwiedzie. Specjaliści wiedzą, że jeśli przez 180 dni w roku morze jest wolne od lodu, to głód grozi od 9 do 21 procentom dorosłych samców. Inne grupy są jeszcze bardziej narażone. Na przykład jeśli latem dojdzie do zbyt wczesnego zanikania lodu, to wszystkie ciężarne samice mogą stracić młode. Będą bowiem musiały przenieść się na ląd, a tam nie mogą żerować. Niedźwiedzie polarne polują przede wszystkim na nerpy i foki wąsate. Do obu gatunków mają dostęp z lodu, a nie z lądu - mówi Stephen Hamilton z University of Alberta. Tymczasem do końca bieżącego wieku aż cztery z siedmiu populacji mogą doświadczyć pięciu miesięcy rocznie wolnych od lodu. Inne populacje, które obecnie żyją w regionach, gdzie lód utrzymuje się przez cały rok, doświadczą 2-4 miesięcy wolnych od lodu. Ponadto wcześniej będzie dochodziło do pękania lodu, co zagrozi ciężarnym samicom. Uczeni ocenili, że w roku 2070 na ponad 80% obszaru Archipelagu będzie dochodziło do pękania lodu przed lipcem. Problemem będzie też głębokość pokrywy śnieżnej. Foki potrzebują około 20 centymetrów, tymczasem przewiduje się, że śniegu będzie o połowę mniej niż dotychczas. Do roku 2100 wszystkie populacje niedźwiedzi mogą znaleźć się w punkcie, poza którym nie będzie już dla nich ratunku - mówi Hamilton. Jego zdaniem jest mało prawdopodobne, by gatunek przystosował się do życia na lądzie. W przeszłości niedźwiedzie polarne zamieszkiwały np. na Morzu Bałtyckim. Wyginęły po zakończeniu ostatniej epoki lodowej. Zagłada grozi też innym populacjom. W ciągu pierwszych 10 lat obecnego wieku populacje u wybrzeży Alaski i na zachodzie Kanady zmniejszyły się o co najmniej 25%. Pewną nadzieję można pokładać w fakcie, że kanadyjscy naukowcy przyjęli na potrzeby swoich badań, że do końca wieku średnie temperatury wzrosną o 3 stopnie Celsjusza. To możliwe, jednak jest to najgorszy przewidywalny scenariusz, podkreślił pracownik amerykańskiej Służby Geologicznej David Douglas, biolog specjalizujący się w badaniu niedźwiedzi polarnych. « powrót do artykułu
  5. Wystarczy kilka minut surfowania po sieci, by przekonać się, że istnieje cały przemysł "treningu poznawczego", zwanego potocznie "treningiem mózgu". Firmy oferujące różnego typu gry zapewniają, że zwiększają one możliwości poznawcze, polepszają pamięć i chronią przed degeneracją związaną ze starzeniem się. Dla osób korzystających z tego typu technik niemiłym zaskoczeniem będzie oświadczenie opublikowane przez Uniwersytet Stanforda i Instytut Ludzkiego Rozwoju im. Maksa Plancka w Berlinie. Dokument został podpisany przez około 70 czołowych badaczy zajmujących się psychologią i neurologią. Naukowcy z amerykańskich, kanadyjskich, szwedzkich, niemieckich, szwajcarskich, holenderskich i brytyjskich uczelni stwierdzają, że niżej podpisani zgadzają się z poglądem, że literatura specjalistyczna nie daje podstaw do stwierdzenia, by tego typu 'gry mózgowe' zmieniały funkcjonowanie neuronów w sposób, który poprawiałby zdolności poznawcze w codziennym życiu lub też by spowalniały one pogarszanie się zdolności poznawczych lub chroniły przed chorobami. Sygnatariusze, a są wśród nich pracownicy naukowi czołowych światowych uczelni, zauważają, że firmy sprzedające tego typu usługi często powołują się na różne prace naukowe, jednak w rzeczywistości prace te są bardzo luźno związane z twierdzeniami wysuwanymi przez te firmy. Różne techniki poprawy inteligencji zyskały na popularności na początku obecnego wieku. Przełomowy dla nich był rok 2008, kiedy to ukazały się badania Susanne Jaeggi. Wówczas była ona pracownikiem naukowym na University of Michigan, obecnie jest profesorem na Uniwersytecie Kalifornijskim w Irvine. Zespół Jaeggi przeprowadził eksperyment, w którym – podczas krótkiej sesji treningowej – wykazano możliwość znacznego poprawienia ludzkiej inteligencji. Poprawa była na tyle duża, że mogła wpłynąć na całe życie. Badania Jaegii zyskały olbrzymi rozgłos. W ciągu ostatnich 6 lat były cytowane w literaturze fachowej ponad 800 razy. Niektórzy specjaliści, jak Robert Sternberg, autor ponad 1500 publikacji na temat inteligencji, uznali je za niezwykle ważne. Inni nie byli do końca przekonani. Najbardziej bowiem zaskakująca była skala postępu. Wcześniejsze badania pokazywały bowiem, że polepszenie inteligencji o pojedyncze punkty wymaga lat intensywnych treningów. Tymczasem Jaeggi i jej zespół uzyskali zwiększenie IQ o 6 punktów w zaledwie kilka godzin. Badaniom wytknięto liczne błędy, przez które trudno jest interpretować ich wyniki. Próby powtórzenia eksperymentu spełzły na niczym. Metaanalizy wielu eksperymentów nie dają podstaw do stwierdzenia, że Jaeggi uzyskała prawidłowe wyniki. Mimo to badania uczonej odbiły się szerokim echem i wspomogły rozwój przemysłu „treningu poznawczego”. Obecna wiedza naukowa nie daje jednak podstaw, by wierzyć firmom sprzedającym różnego rodzaju gry które mają trenować mózg. Tym bardziej, że nauka zidentyfikowała czynniki wpływające na lepszy rozwój mózgu. Jednym z nich jest aktywność fizyczna. Jak wykazał m.in. Arthur Kramer z University of Illinois, ćwiczenia aerobowe poprawiają funkcjonowanie poznawcze. Innym rodzajem aktywności polepszającym funkcjonowanie mózgu jest uczenie się nowych rzeczy, niezależnie od tego, czy będzie to nauka gry na pianinie czy też umiejętność gotowania nowego dania. Sprzedawane przez przemysł różnego typu gadżety mające poprawić nasze funkcjonowanie nie są tanie. W bieżącym roku rynek ten będzie warty 1,3 miliarda dolarów. Warto więc zastanowić się, czy wierzymy firmom sprzedającym gry rozwijające zdolności poznawcze, czy też naukowcom z Harvarda, Oxfordu, Karolinska Institutet czy Szwajcarskiego Federalnego Instytutu Technologicznego. Tym bardziej, że wśród sygnatariuszy wspomnianego dokumentu jest również profesor Suzanne Jaeggi. « powrót do artykułu
  6. Międzynarodowa Unia Ochrony Przyrody (IUCN) ogłosiła, że węgorz amerykański jest w wysokim stopniu zagrożony wyginięciem. Ryba trafiła właśnie do Czerwonej Księgi Zwierząt, gdzie zajęła miejsce obok zagrożonego węgorza japońskiego i skrajnie zagrożonego węgorza europejskiego. W ciągu kilku ostatnich dekad liczebność węgorza amerykańskiego zmniejszyła się o około 50%. Spowodowane jest to odławianiem tej ryby na potrzeby rynków azjatyckich. Popyt na tę rybę gwałtownie wzrósł po 2011 roku, kiedy to tsunami zniszczyło japońskie hodowle, a rok później Europa zakazała eksportu ryby. Wpisanie gatunku do Czerwonej Księgi Zwierząt nikogo prawnie nie wiąże, jednak pojawiła się nadzieja dla węgorza. W ubiegłym miesiącu amerykańskie władze federalne podjęły szereg działań mających na celu ochronę ryb. Zmniejszyły m.in. kwoty połowu narybku (leptocefali), co szczególnie dotknęło rybaków ze stanu Maine. Dotychczas wolno było rocznie odłowić niemal 5 ton bardzo młodych węgorzy, a w stanie Maine w ogóle nie istniały ograniczenia. Teraz dozwolony połów będzie mniejszy o około 600 kg. W ostatnich latach amerykańscy rybacy bardzo wzbogacili się właśnie dzięki połowom larw węgorzy. Sprzedawali je bowiem Azjatom w cenie około 5500 USD za kilogram. Oczywiście rybacy zaprotestowali. Władze poszły im częściowo na rękę. Oznajmiono bowiem, że będzie można zwiększyć kwoty połowowe pod warunkiem odrodzenia się amerykańskich habitatów. Oznacza to, że władze poszczególnych stanów, jeśli chcą, by ich mieszkańcy wzbogacali się na połowie węgorzy, będą musiały zadbać o czystość rzek i usunąć tamy tam, gdzie przeszkadzają one węgorzom w ich wędrówkach. Specjaliści zaznaczają jednak, że odrodzenie populacji węgorzy będzie trudne. Wiadomo, że jest ona niszczona przez nadmierny połów, tamy na rzekach, zanieczyszczenie wody i pasożyty. Nie wiadomo jednak, jaki jest wpływ każdego z tych czynników z osobna. Jakby tego było mało, globalne ocieplenie możne przyczynić się do zmiany prądów oceanicznych, a nikt nie wie, w jaki sposób się one zmienią i co będzie to oznaczało dla ryb. Węgorz amerykański jest uzależniony od stałych prądów, które przynoszą młode z Morza Sargassowego do wybrzeży Ameryki Północnej i do ujścia rzek, w których węgorze dojrzewają. « powrót do artykułu
  7. By lepiej zrozumieć polimery pierścieniowe, dwaj włoscy naukowcy Davide Michieletto i Matthew S. Turner udali się do kuchni. Z 2 jaj i 200 g pszennej mąki uzyskali nowy rodzaj makaronu o nazwie anelloni, który po ugotowaniu i wrzuceniu do naczynia plącze się bardzo podobnie do polimerów pierścieniowych. W przypadku zwykłego spaghetti łatwo wyciągnąć lub wyssać pojedynczą nitkę, z anelloni się to jednak nie uda... Praca z makaronem była zabawną częścią studium, jednak Włosi dość szybko zajęli się symulacjami komputerowymi. Wykazali, że jeśli cząsteczki polimeru są odpowiednio duże, istnieje duże prawdopodobieństwo, że splączą się ze sobą do tego stopnia, że będą sprawiały wrażenie zastygłych. Jeśli komputerowe spostrzeżenie potwierdzi się w realnym życiu, a pewne dowody wskazują, że tak właśnie będzie, Michieletto i Turner odkryli nowy stan skupienia materii - "szkło topologiczne". Zwykłe szkło powstaje w wyniku schłodzenia lepkiej cieczy (jej cząsteczki przestają się poruszać). Stan szklisty charakteryzuje się nieuporządkowaną strukturą cieczy i mechanicznymi właściwościami ciała stałego. W przypadku szkła topologicznego poszczególne cząsteczki nie zwalniają wyłącznie pod wpływem spadku temperatury. Na zjawisko to ma również wpływ długość pierścienia. Michieletto i Turner uważają, że wiedza ta zainspiruje powstanie nowych materiałów. Istotne w szkle topologicznym jest to, że jego właściwościami można zarządzać wyłącznie za pośrednictwem topologii, a nie typowych dla układu cech chemicznych, które często wpływają na to, kiedy i jak szkła się tworzą. Fizycy lubią tego typu uniwersalne zachowania [...]. By jeszcze bardziej zaawansować symulacje polimerów pierścieniowych, Włosi czekają na przyznanie dodatkowego czasu na superkomputerze. « powrót do artykułu
  8. Wbrew temu, co możemy przeczytać w podręcznikach anatomii czy biologii, ludzkie oko jest w stanie zobaczyć światło podczerwone. Znajduje się ono co prawda poza spektrum widzialnym, jednak naukowcy z Washington University dowiedli, że w pewnych szczególnych warunkach nasze oczy mogą je zarejestrować. Uczeni wykorzystali komórki z siatkówki myszy i ludzi oraz silne lasery emitujące impulsy w podczerwieni. Okazało się, że przy dużej częstotliwości pracy lasera do siatkówki może dotrzeć na tyle duża ilość energii podczerwonej, że światło zostanie zarejestrowane. Dzięki temu, czego dowiedzieliśmy się podczas naszych eksperymentów spróbujemy opracować nowe narzędzia do badań wzroku. Mamy nadzieję, że nasze odkrycie będzie skutkowało bardzo praktycznymi zastosowaniami - powiedział profesor oftalmologii Vladimir J. Kefalov. Naukowcy zaczęli eksperymenty nad możliwością rejestrowania podczerwieni przez ludzkie oczy gdyż sami zauważyli, że czasem, gdy pracują z podczerwonym laserem, widzą błyski zielonego światła. Członkowie naszego zespołu byli w stanie zobaczyć światło, które normalnie powinno znajdować się poza zakresem światła widzialnego. Chcieliśmy więc sprawdzić, czy można zobaczyć to, co powinno być niewidzialne - wyjaśnia jeden z głównych autorów badań, doktor Frans Vinberg. Eksperymentowaliśmy z impulsami laserowymi o różnej długości, które zawierały taką samą ilość fotonów. Okazało się, że im krócej trwający impuls, tym większe prawdopodobieństwo, że go zobaczymy. Chociaż przerwy pomiędzy impulsami były zbyt krótkie, by oko mogło je zarejestrować, to istnienie impulsów było warunkiem koniecznym - wyjaśnia Vinberg. W normalnych warunkach foton jest absorbowany przez siatkówkę, która tworzy molekułę o nazwie fotopigment, a ta zamienia światło na obraz. Pojedyncza molekuła absorbuje pojedynczy foton. Jednak gdy mamy do czynienia z olbrzymią liczbą fotonów w krótkim impulsie laserowym, może dojść do sytuacji, w której pojedyncza molekuła zaabsorbuje dwa fotony. Absorbuje tym samym na tyle dużo energii, że może dojść do powstania obrazu tego, co zwykle nie jest widoczne. Spektrum światła widzialnego rozciąga się od 400 do 720 nanometrów. Jednak gdy do fotopigmentu docierają dwa fotony z fali o długości 1000 nm, to dostarczają one tyle energii co pojedynczy foton z fali 500 nm, czyli taki, który znajduje się w spektrum widzialnym. Dlatego możemy zobaczyć podczerwień. Naukowcy pracują teraz nad dwufotonowym oftalmoskopem, który miałby pozwolić na badanie oczu w niedostępny obecnie sposób. « powrót do artykułu
  9. Dwudziestodziewięcioletnia delfinica butlonosa przeszła terapeutyczną bronchoskopię, która miała pomóc w leczeniu zwężenia oskrzela. Rok po zabiegu delfinica, która na co dzień pracuje jako zwierzę terapeutyczne w ośrodku dla dzieci niepełnosprawnych psychicznie i fizycznie, czuje się dobrze. Wiele zabiegów i procedur dla ludzi opracowano i przetestowano na zwierzętach i z wielu korzysta się u jednych i u drugich. Nasz przypadek jest sławny nie tylko ze względu na zaangażowanie zwierzęcia, ale i współpracę specjalistów z bardzo odległych dziedzin - podkreśla dr Andrew R. Haas. U samicy występował kaszel, który początkowo reagował na leki przeciwgrzybiczne, później jednak problemem stał się przedłużony czas otwarcia otworów nosowych w czasie pływania. Delfinica trafiła do miejscowego szpitala, gdzie tomografia i bronchoskopia diagnostyczna potwierdziły zwężenie prawego oskrzela głównego i tchawiczego. Weterynarze skonsultowali się z interwencyjnym zespołem pulmonologicznym z doświadczeniem w złożonych ludzkich zaburzeniach dróg oddechowych. Ponieważ giętki ludzki bronchoskop był za krótki, żeby dało się go wykorzystać w drogach oddechowych waleni, by zwizualizować stenozę, posłużono się panendoskopem. Balonikowanie poprawiło cykl oddechowy i delfinica wróciła do normalnego życia. W przedsięwzięciu wzięli udział specjaliści od ssaków morskich, w tym weterynarz ogólny, anestezjolog i radiolog, pulmonolodzy ludzccy, trener, który uspokajał zwierzę, oraz opiekunowie dbający o prawidłowe ułożenie ciała i nawilżenie skóry. Co prawda donoszono już o stosowaniu bronchoskopii u zwierząt morskich, tutaj mamy jednak do czynienia z pierwszym wykorzystaniem terapeutycznej bronchoskopii w takim schorzeniu. « powrót do artykułu
  10. W największym starożytnym grobowcu odkrytym na terenie Grecji znaleziono monety z podobizną Aleksandra Wielkiego. Naukowcy wciąż nie wiedzą, kto został pochowany w Amfipolis. Pochodzący z IV wieku p.n.e. grobowiec nadal stanowi zagadkę. Archeolodzy odkryli już w nim świetnie zachowane rzeźby, piękne mozaiki oraz szkielet. Biorąc pod uwagę skalę budowli można przypuszczać, że spoczęła tam osoba zajmując bardzo wysoką pozycję społeczną. Kierująca pracami Katerina Peristeri zwraca uwagę na wspaniale wykonane rzeźby oraz wielkość budowli, której średnica wynosi aż 500 metrów. Jej zdaniem grobowiec zbudowano dla jednego z generałów Aleksandra. O istnieniu grobowca, którego wysokość wynosi 30 metrów, wiedziano od lat 60. ubiegłego wieku. Prace wykopaliskowe rozpoczęto jednak dopiero w roku 2012. Specjaliści wciąż spekulują, dla kogo powstała wspaniała budowla. Jedni mówią, że spoczęła tam matka Aleksandra, Olimpias. Zdaniem innych to miejsce pochówku jego żony, Roksany. Jeszcze inni mówią o jednym z generałów. « powrót do artykułu
  11. Historyk sztuki Gergely Barki stwierdził, że w filmie "Stuart Malutki" z 1999 r. jako rekwizyt wykorzystano zaginiony w latach 20. XX w. obraz "Śpiąca kobieta z czarną wazą" Róberta Berényego. Barki rozpoznał obraz, oglądając w 2009 r. telewizję ze swoją córką Lolą. "Nie mogłem uwierzyć własnym oczom, kiedy na ścianie za Hugh Laurie'em dostrzegłem zaginione dzieło sztuki. Prawie zrzuciłem Lolę z kolan. Badacz zawsze powinien być w pracy, nawet oglądając w domu filmy bożonarodzeniowe". Historyk błyskawicznie i bezbłędnie rozpoznał dzieło, mimo że widział jedynie wyblakłe czarno-białe zdjęcie z wystawy w 1928 r. Węgier zasypał emailami pracowników Sony Pictures i Columbia Pictures i po 2 latach dostał odpowiedź od scenograf "Stuarta". Powiedziała, że obraz wisiał u niej na ścianie. Kupiła za go bezcen w sklepie z antykami w Pasadenie, myśląc, że jego awangardowa elegancja idealnie pasuje do salonu "Stuarta Malutkiego". Po odejściu z Sony kobieta sprzedała dzieło prywatnemu kolekcjonerowi, który przywiózł je do Budapesztu na aukcję, która odbędzie się 13 grudnia. Licytacja w domu aukcyjnym Virag Judit rozpocznie się od ceny wyjściowej ok. 110 tys. euro. « powrót do artykułu
  12. Wstępne testy szczepionki przeciwko rakowi piersi wykazały, że jest ona bezpieczna i prawdopodobnie wspomaga układ odpornościowy w walce z chorobą, spowalniając jej postęp. Testy były prowadzone na University of Washington na niewielkiej grupie pacjentek z zaawansowanym nowotworem, który dał przerzuty. Szczepionka skłania układ odpornościowy do ataku na komórki zawierające mammoglobinę-A. To proteina występująca niemal wyłącznie w tkance piersi. Nie wiadomo, jaką rolę pełni ona w zdrowym organizmie, jednak w komórkach nowotworowych ma miejsce jej niezwykle duża ekspresja. „Możliwość zaatakowania mammoglobiny jest niezwykle obiecująca, gdyż do jej do jej ekspresji dochodzi w 80% przypadków nowotworów piersi, ale w innych tkankach występuje w niewielkich ilościach. Teoretycznie oznacza to, że leczenie będzie można stosować u wielu pacjentów, a skutków ubocznych powinno być mniej niż przy tradycyjnym leczeniu” - mówi profesor William E. Gillanders, główny autor badań. W I fazie badań klinicznych wzięło udział 14 pacjentek. U wszystkich kobiet nowotwór dał przerzuty. U wszystkich doszło do ekspresji mammoglobiny-A. Zadaniem pierwszej fazy jest przede wszystkim ocena bezpieczeństwa nowego leku. Po zaszczepieniu pacjentek zaobserwowano osiem różnych efektów ubocznych, które zaklasyfikowano od łagodnych po umiarkowane. U pacjentek pojawiła się wysypka, tkliwość oraz objawy przypominające łagodną grypę. Nie zaobserwowano ciężkich czy zagrażających życiu skutków podania leku. Wyniki wstępnych badań sugerują też, że szczepionka wspomogła układ odpornościowy, nawet u tych pacjentek, które miały go znacznie osłabiony z powodu postępów choroby i chemioterapii. W przypadku około połowy z pacjentek zauważono, że przez rok po zaszczepieniu choroba nie poczyniła postępów. W grupie kontrolnej składającej się z 12 kobiet postępów choroby nie zanotowano u 20%. Różnica jest zatem statystycznie znacząca. Doktor Gillanders i jego zespół planują teraz przeprowadzenie szerzej zakrojonych testów. Tym razem szczepionka ma zostać podana osobom, u których niedawno zdiagnozowano nowotwór. Układ odpornościowy takich osób powinien być – teoretycznie – silniejszy niż u osób z zaawansowaną chorobą, które były poddawane intensywnemu leczeniu. Jeśli podamy szczepionkę osobom, które dopiero rozpoczęły leczenie, to będziemy mieli do czynienia z osobami, których układ odpornościowy nie powinien być tak bardzo osłabiony. Dzięki temu uzyskamy więcej informacji na temat reakcji układu odpornościowego. Obecnie mamy mocne dowody wskazujące na to, że szczepionka jest bezpieczna. Przetestowanie jej u dopiero co zdiagnozowanych pacjentów pozwoli nam lepiej określić efektywność terapii - stwierdził uczony. « powrót do artykułu
  13. Wieloryby biskajskie południowe (Eubalaena australis) bronią się wszelkim sposobami przed rozdziobaniem żywcem przez mewy południowe (Larus dominicanus). Żerując, L. dominicanus wykorzystują nadarzające się okazje. Czasem zjedzą rybę, a czasem odpadki z wysypiska. Niestety, wokół półwyspu Valdés upodobały sobie wynurzające się wale. Między czerwcem a grudniem wieloryby gromadzą się tu tysiącami na gody. Kiedy wynurzają się, by zaczerpnąć powietrza, mewy podlatują do nich i wyrywają im kawałki skóry i tkanki tłuszczowej. Czasem powstają przez to 20-cm rany. Bywa, że na jednego ssaka napada nawet 8 ptaków. Po raz pierwszy takie zachowanie mew udokumentowano w 1972 r. Wtedy zjawisko było rzadkie, później stopniowo przybierało na sile. Do 2008 r. rany wywołane przez mewy występowały już u ok. 77% E. australis. Naukowcy uważają, że powodem był m.in. rozrost populacji mew wskutek żerowania na wysypiskach. W grę wchodzi również uczenie. Rany mogą ulegać zakażeniu, zwłaszcza jeśli mewa grzebała wcześniej w śmieciach. Poza tym zachowanie ptaków rozprasza wieloryby, które nawet 1/4 dnia spędzają na unikaniu ptaków. Najbardziej zagrożone są młode. Specjaliści szacują, że w ok. 80% przypadków ataki są wymierzone w pary matka-dziecko. Ostatnio problemem zajęły się lokalne władze. W dużej mierze wymusiła to na nich opinia publiczna: turyści i operatorzy wycieczek. Wale są chronione na wszelkie możliwe sposoby: od zabijania atakujących mew po zamykanie wysypisk i ograniczanie składowania odpadów podtrzymujących duże populacje L. dominicanus. Nie mając wyboru, wieloryby postawiły na samoobronę: energiczne otrząsanie i wyginanie ciała w łuk, tak że ogon i głowa się przybliżają, a plecy zanurzają (biolodzy nazywają ten układ ciała pozycją galeonu). W 2009 r. zespół Any Fazio z argentyńskiej instytucji CONICET zaobserwował nowe zachowanie. O ile wcześniej wale wynurzały się całe, unosząc się równolegle do powierzchni wody, o tyle teraz część z nich wynurzała się pod kątem 45 stopni, odsłaniając tylko głowę do otworów nosowych. Co więcej, oddechy ssaków były krótsze i głębsze niż zwykle, po czym zwierzęta szybko znikały pod wodą. Technika ta została przez Argentyńczyków nazwana "oddychaniem pod skosem". Jest ona szczególnie popularna na stanowisku El Doradillo, gdzie ataki mew są częste. O ile w 2010 r. oddychanie pod skosem występowało tylko u 3% wali w El Doradillo, o tyle do 2013 r. można je było zaobserwować u 70% osobników; zachowanie rozprzestrzeniało się także po okolicy. Biolodzy podkreślają, że ostatnio technikę wykorzystują nawet nieatakowane wieloryby. Prawdopodobnie jest to środek zapobiegawczy albo część nauk pobieranych przez młode. Fazio podkreśla, że choć skuteczne, oddychanie pod skosem jest dla E. australis trudne. Na powierzchni morza wale są naturalnie pływalne, aby więc utrzymać sporą część ciała pod powierzchnią, muszą zainwestować energię. Trik wydaje się szczególnie problematyczny dla młodych, dlatego autorzy publikacji z pisma Marine Biology podejrzewają, że w połączeniu z atakami mew pozwoliłoby to wyjaśnić większą od spodziewanej śmiertelność cieląt w okolicach półwyspu Valdés. « powrót do artykułu
  14. Na Uniwersytecie Stanforda opracowano rewolucyjny materiał, który może chłodzić budynki bez potrzeby uruchamiania klimatyzacji. Cienka, wielowarstwowa powłoka ułatwia transfer energii z budynku w postaci promieniowania podczerwonego, a jednocześnie niezwykle efektywnie odbija światło słoneczne. Na ocieplającej się Ziemi pasywne systemy chłodzenia będą na wagę złota. Już w tej chwili w USA nawet 15% energii używanej przez budynki jest wykorzystywana przez system klimatyzacyjny. Wynalazcy nowego materiału mają nadzieję, że w przyszłości będzie można natryskiwać go na ciała stałe. Nowy system, nazwany przez jego twórców radiacyjnym chłodzeniem fotonicznym, został precyzyjnie skonstruowany tak, by energia, emitowana przezeń w postaci promieniowania podczerwonego, nie była zatrzymywana przez atmosferę i nie ogrzewała otaczającego powietrza. Ma ona przechodzić przez atmosferę i wypromieniowywać w przestrzeń kosmiczną. Pomyślcie o tym jak o oknie w kosmos - mówi profesor Shanhui Fan, który stoi na czele zespołu badawczego. Jednak samo wypromieniowywanie energii nie wystarczy. Powłoka ze Stanforda jest też niezwykle efektywnym lustrem, odbijającym 97% promieniowania słonecznego. Stworzyliśmy radiator, który jest również doskonałym lustrem - mówi jeden z członków zespołu badawczego, Aaswath Raman. Dzięki starannie dobranym właściwościom nowa powłoka jest o 5 stopni Celsjusza chłodniejsza niż otaczające ją powietrze. Materiał złożony z siedmiu warstw dwutlenku krzemu i tlenku hafnu ułożonych na warstwie srebra ma zaledwie 1,8 mikrometra grubości. Jest zatem cieńszy niż najcieńsza folia aluminiowa. Poszczególne warstwy nie mają jednakowej grubości. Każda z nich została dobrana tak, by wypromieniowywać podczerwień o takiej długości fali, która nie zostaje zablokowana przez atmosferę. Prace grupy Fana zdobyły uznanie kolegów po fachu. To wspaniały przykład potęgi nanofotoniki - mówi profesor Marin Soljacic z MIT-u. Zespół pokazał, w jaki sposób można pasywnie chłodzić różne struktury wypromieniowując ciepło w zimną przestrzeń kosmiczną - zachwyca się noblista i emerytowany profesor Stanforda Burton Richter. Zastosowanie pracy grupy Fana w praktyce wymaga rozwiązania co najmniej dwóch problemów. Pierwszym z nich jest stworzenie systemu efektywnego transferu ciepła z wnętrza budynku do powłoki. Drugi to skalowanie produkcji. Prototyp ma wielkość pizzy. Do praktycznego zastosowania konieczna będzie produkcja wielkich paneli. Uczeni ze Stanforda mówią jednak, że na świecie istnieją fabryki, które są w stanie wyprodukować panele odpowiedniej wielkości. « powrót do artykułu
  15. Nike Dattani z uniwersytetów w Kioto i Oksfordzie oraz Nathaniel Bryans z Microsoftu i Uniwersity of Calgary ustanowili rekord kwantowej faktoryzacji. Obaj uczeni rozłożyli na czynniki pierwsze liczbę 58 153. Wcześniejszy rekord faktoryzacji ustanowiono w 2012 roku, kiedy to udało się rozłożyć liczbę 143. Rozkładu liczby 58 153 dokonano za pomocą tej samej techniki, to rozkładu 143. Dattani i Bryans wykorzystali pracujący w temperaturze pokojowej atomowy rezonans magnetyczny. Faktoryzacji dokonano za pomocą algorytmu wykorzystującego 4 kubity (bity kwantowe). Uczeni wykazali też teoretycznie, że ich algorytm pozwoli na wykorzystanie zaledwie 6 kubitów do faktoryzacji liczby 291 311. Obliczenia kwantowe były przez dziesięciolecia zaledwie ciekawostką, która zajmowali się fizycy teoretyczni. Sytuacja uległa gwałtownej zmianie w 1994 roku gdy Peter Shor opracował algorytm faktoryzacji, czyli rozkładu wielkich liczb na czynniki pierwsze. To pokazało, że komputery kwantowe mogą błyskawicznie dokonać faktoryzacji. Błyskawiczny rozkład wielkich liczb oznaczałby złamanie wielu nowoczesnych szyfrów. Prace nad obliczeniami kwantowymi ruszyły więc z kopyta, gdyż z jednej strony rozpoczął się wyścig o to, kto pierwszy złamie szyfry przeciwnika, a z drugiej – istniała obawa o bezpieczeństwo własnych szyfrów. Prace to idą jednak dość powoli. Największą liczbą sfaktoryzowaną za pomocą algorytmu Shora jest 21. Dattani i Bryans wykorzystali inny algorytm, który został opracowany w 2001 roku i jest ciągle udoskonalany. To za jego pomocą dokonano faktoryzacji liczby 143 (11 x 13), a obecnie 56 153 (241 x 233). Mimo tak olbrzymiego sukcesu kwantowe urządzenia liczące są wciąż daleko w tyle za klasycznymi komputerami. Najdłuższym szyfrem RSA sfaktoryzowanym za pomocą klasycznego komputera jest RSA-768, który składa się z 768 bitów. Faktoryzacja zajęła dwa lata - mówi Dattani. Szyfry RSA to olbrzymie liczby, które składają się z iloczynu dwóch wielkich liczb pierwszych. Są szczególnie trudne do złamania, dlatego powszechnie wykorzystują je rządy czy banki. Liczba 56 153 to liczba 16-bitowa. Jednak to dwukrotnie dłuższa liczba niż te faktoryzowane przez algorytm Shora. Co więcej do faktoryzacji potrzebowaliśmy zaledwie 4 kubitów, podczas gdy sfaktoryzowanie 21 za pomocą akgorytmu Shora wymagało 10 kubitów - zaznacza Dattani. « powrót do artykułu
  16. Enzymy, które normalnie odpowiadają za naprawę DNA, w pewnych sytuacjach mogą je uszkadzać. Wg naukowców ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Stanforda, opisywane ustalenia mogą pomóc w zrozumieniu przyczyn niektórych typów nowotworów i chorób neurodegeneracyjnych. Amerykanie wyjaśniają, że hybrydy DNA/RNA, które powstają, gdy transkrypty nie odłączają się od DNA, przyciągają endonukleazy. Enzymy tną zaś DNA jak nożyce, prowadząc do jego uszkodzenia. Naukowcy prowadzili eksperymenty na hodowlach ludzkich komórek. Ponieważ wyłączali specyficzne geny, pozwoliło im to zmusić komórko do tworzenia hybryd DNA/RNA. Później zespół sprawdzał, co dzieje się po inhibicji różnych enzymów. Odkryliśmy, że po "wyeliminowaniu" tych endonukleaz nie dochodziło do uszkodzeń. Gdy nukelazy były obecne, cięły DNA w hybrydzie - wyjaśnia dr Karlene Cimprich. Co interesujące, te same enzymy naprawiają uszkodzenia DNA. Biorą udział w naprawie uszkodzeń DNA wywołanych światłem słonecznym i pewnymi związkami chemicznymi, takimi jak te z dymu papierosowego. Struktury tworzone przez hybrydy DNA i RNA przypominają te, które powstają w komórkach uszkodzonych przez ultrafiolet. Wg nas, maszyneria naprawcza nieprawidłowo rozpoznaje wspomniane struktury i je wycina. Zespół Cimprich prowadzi właśnie dalsze eksperymenty, które pozwolą lepiej zrozumieć zachodzące zjawiska. mRNA jest znane jako nośnik informacji służącej do budowy białek. My jednak odkryliśmy, że jeśli nie jest prawidłowo odłączane od matrycy, niszczy DNA, które pierwotnie stanowiło dla niego wzór. Kiedy [w przeszłości] myśleliśmy o tym, co powoduje uszkodzenia DNA w komórkach, skupialiśmy się na problemach z replikacją i naprawą DNA. Teraz zaczynamy dostrzegać, że problemy z RNA mogą również wpływać na DNA. Dr Julie Sollier podkreśla, że ostatnie badania powiązały hybrydy z chorobami neurodegeneracyjnymi, takimi jak zespół łamliwego chromosomu X, choroba Friedreicha i stwardnienie zanikowe boczne typu 4. « powrót do artykułu
  17. Niedawne lądowanie próbnika Philae na komecie 67P/Czuriumow-Gierasimienko było olbrzymim sukcesem, jednak nie oznacza to, że w ESA wszystko działa jak należy. Zbiurokratyzowane struktury Europejskiej Agencji Kosmicznej zaczynają przegrywać konkurencję z amerykańskim prywatnym przemysłem kosmicznym na polu komercyjnego wystrzeliwania satelitów. Karim Michel Sabbagh, dyrektor wykonawczy operatora satelitów, firmy SES, mówi, że jeśli do 2 grudnia nie zapadną zdecydowane decyzje, to Europa może stracić tak duży dystans, którego nie uda się już nadrobić. Tymczasem ESA, którą tworzy 20 państw Starego Kontynentu, od 2 lat nie potrafi podjąć decyzji na temat skutecznego konkurowania z takimi firmami jak SpaceX. Ostatnio jednak pojawiło się światełko nadziei. Niemcy przestały się bowiem upierać przy pomyśle modernizacji rakiet Ariane 5. Możliwe zatem, że ESA podejmie w końcu decyzję o pracach nad Ariane 6, która miałaby taniej niż jej poprzedniczka wynosić satelity w przestrzeń kosmiczną. Gra, w której zdecydowanie wybijają się prywatne amerykańskie firmy, toczy się o olbrzymie kwoty, a – jeśli weźmiemy pod uwagę fakt, że prywatny przemysł kosmiczny dopiero raczkuje – możemy z całą pewnością stwierdzić, że w przyszłości kwoty te będą coraz większe. Tymczasem ESA ograniczana przez rozbudowaną biurokrację, może wypaść z wyścigu o przyszłość. Już jutro – 2 grudnia - w Luksemburgu rozpocznie się jednodniowe spotkanie, na którym może zapaść decyzja o pracach nad Ariane 6. Stworzenie nowej rakiety wydaje się niezbędne, jeśli ESA chce konkurować z prywatnymi firmami. Dość wspomnieć, że SpaceX oferuje swoje usługi wynoszenia satelitów na orbitę już za 50 milionów euro. Te same usługi w przypadku Ariane 5 kosztują aż 130 milionów euro. Dzięki Ariane 6 ich cena ma spaść do 70-90 milionów. Jednak nawet jeśli zapadnie decyzja o budowie Ariane 6, nie rozwiąże ona problemów, z jakimi boryka się ESA. Przedstawiciele europejskiego przemysłu kosmicznego mówią, że potrzebna jest gruntowna reforma i odbiurokratyzowanie Agencji. Inaczej nie będzie ona w stanie konkurować z amerykańskimi firmami, a to oznacza, że z czasem i europejskie przedsiębiorstwa będą szukały za oceanem partnerów, którzy umieszczą ich urządzenia na orbicie. Na coraz bardziej konkurencyjnym rynku usług kosmicznych pochodzenie firmy wystrzeliwującej satelity liczy się wyłącznie przy kontraktach związanych z obronnością. Podczas jutrzejszego spotkania ma zapaść też inna ważna decyzja. Będzie ona dotyczyła przyszłości Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Stany Zjednoczone ogłosiły, że chcą utrzymywać ją co najmniej do 2024 roku. Rosja podtrzymuje wcześniejsze stanowisko o wycofaniu się z ISS w 2020 roku, gdyż chce budować własną stację kosmiczną. Jeśli ESA pójdzie w ślady Rosji USA mogą nie chcieć samodzielnie finansować ISS po roku 2020. Warto tutaj przypomnieć, że ESA dysponuje znacznie mniejszymi środkami niż NASA. Tegoroczny budżet Europejskiej Agencji Kosmicznej to 5,12 miliarda USD. NASA ma do dyspozycji 17,6 miliarda. Część z pieniędzy NASA mogłoby trafić do ESA, gdyż amerykańska agencja ma zamiar wycofać się z bliskiej przestrzeni kosmicznej i zlecać prace na niej firmom prywatnym. ESA mogłaby liczyć na zlecenia, o ile będzie w stanie konkurować ze SpaceX. « powrót do artykułu
  18. Naukowcy z Universitat Politècnica de València opracowali przeciwdrobnoustrojową powłokę do miękkich serów, która wydłuża czas ich przydatności do spożycia. Film jest całkowicie jadalny, a w jego skład wchodzą 2 olejki eteryczne - z oregano i rozmarynowy - oraz chitozan, pozyskiwany w procesie chemicznej deacetylizacji chityny pancerzyków skorupiaków. Jak tłumaczy Chelo González, sery potraktowane natamycyną mogą być przechowywane w chłodzie ok. 21 dni. Głównymi przyczynami psucia są wysuszenie powierzchni oraz wzrost mikroorganizmów, np. grzybów [...], który prowadzi do powstania dziwnego smaku lub zapachu, obślizgłej tekstury oraz znaczącej zmiany wyglądu. Hiszpanie podkreślają, że ich powłoka to doskonała alternatywa zarówno dla natamycyny, jak i niejadalnej plastikowej warstwy octanu poliwinylu. Specjaliści uważają, że ich wynalazek uda się również wykorzystać podczas dojrzewania. Powłoka ograniczy wnikanie grzybów do środka serów z pęknięciami powstałymi podczas prasowania. Jak można się domyślić, oznacza to mniejsze straty dla mleczarni. Z wykorzystanych olejków najskuteczniejszy był olejek oregano, który hamował wzrost grzybów w podobny sposób jak natamycyna. Testy z panelem ponad 100 sędziów pozwoliły Hiszpanom dostosować stężenie olejków, tak by hamowały one wzrost grzybów, nie psując przy tym smaku, a nawet go ulepszając. Oceniając smak i zapach, de facto sędziowie dawali serom pokrytym olejkami wyższe noty niż serom bez filmu. Szczegółowe wyniki zostaną opublikowane w International Journal of Food Studies. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy zdobyli pierwszy dowód na to, że w okolice Czernobyla powróciły niedźwiedzie brunatne. Na jednej z fotografii wykonanych przez aparat-pułapkę widać prawdopodobnie przedstawiciela tego gatunku. Niedźwiedzi nie widziano w okolicy od ponad 100 lat, chociaż czasem pojawiały się ślady, sugerujące ich obecność. Teraz mamy prawdopodobnie pierwszy namacalny dowód. Nasz ukraiński kolega, Siergiej Gaszczak, uruchomił w ostatnich miesiącach kilkanaście aparatów-pułapek w samym centrum zamkniętej strefy wokół elektrowni w Czernobylu. Chciał w ten sposób sprawdzić, jakie zwierzęta tam żyją - mówi Mike Wood z University of Salford. Na dwóch zdjęciach prawdopodobnie widać niedźwiedzia brunatnego. Badamy hipotezę, zgodnie z którą jeśli z jakiegoś obszaru usuniemy ludzi, a zatem usuniemy związane z ich obecnością niebezpieczeństwo, to każdy gatunek, który będzie mógł przedostać się na ten teren, skorzysta z okazji - dodaje Wood. Zamknięty obszar wokół elektrowni w Czernobylu jest od lat przedmiotem intensywnych badań naukowych. Wypadek w elektrowni atomowej dał możliwość zbadania, jaki wpływ na środowisko przyrodnicze ma długotrwała ekspozycja na promieniowanie. Możliwe też stało się zbadanie, jak środowisko odradza się po tego typu katastrofie przemysłowej i co się dzieje, gdy z jakiegoś obszaru usuniemy ludzi. Uczeni badają też, jak zwierzęta dostosowują się do życia w skażonym środowisku. W wielu przypadkach nie mogą bowiem korzystać z tych zasobów, z których korzystały wcześniej. Wood i jego zespół planują też wyposażenie zwierząt żyjących wokół Czernobyla w nadajniki GPS oraz urządzenia mierzące rzeczywisty poziom promieniowania jakie zwierzęta otrzymują. To z kolei pozwoli na zbadanie skutków konkretnych dawek promieniowania na zdrowie organizmów żywych. « powrót do artykułu
  20. Rozpoczęła się rejestracja do III edycji ogólnopolskiego konkursu astronomicznego „Astrolabium”, organizowanego przez Fundację dla Uniwersytetu Jagiellońskiego oraz Fundację „Akademia Astronomii”. Konkurs skierowany jest do uczniów szkół podstawowych, gimnazjów oraz liceów ogólnokształcących. Będzie się on składał z dwóch etapów: - Wykonanie doświadczeń konkursowych przez uczniów samodzielnie, w grupie lub z pomocą nauczyciela - Rozwiązanie testu jednokrotnego wyboru Etap testowy konkursu odbędzie się w marcu 2015 roku w siedzibie każdej zgłoszonej szkoły. Zwycięzcy otrzymają wartościowe nagrody, a uczniowie, którzy zajmą wysokie miejsca będą mogli, oprócz otrzymania nagród rzeczowych i dyplomów, indywidualnie zwiedzić Obserwatorium Astronomiczne Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie. W szkołach, które zgłoszą największą ilość uczniów odbędą się bezpłatne warsztaty astronomiczne prowadzone przez pracowników Obserwatorium UJ. Każda szkoła może zgłosić dowolną ilość uczniów. Opłata za jednego ucznia wynosi 8 zł. Rejestracja potrwa do końca lutego 2015 roku. Regulamin konkursu, doświadczenia z poprzednich edycji oraz inne informacje są dostępne na stronie konkursu www.astrolabium.edu.pl Koordynator konkursu – Urszula Sawicka, tel. 797 614 714 « powrót do artykułu
  21. Nowojorska High Line, znana też jako High Line Park, przyciąga olbrzymią liczbę odwiedzających. To wyjątkowy teren zielony założony na długiej na ponad 2 kilometry nieczynnej estakadzie kolejki miejskiej. Sukces High Line zachęcił grupę prywatnych inwestorów do podjęcia jeszcze bardziej śmiałego wyzwania – stworzenia pierwszego na świecie podziemnego terenu zielonego. Inwestorzy zastanawiają się, czy nie udałoby się stworzyć takiego terenu na nieczynnej od dziesięcioleci stacji metra Williamsburg Bridge znajdującej się pod Delancey Street na nowojorskim Lower East Side. Stacja działała w latach 1904-1948, a od ponad 60 lat służy za magazyn. Pomysłodawcy projektu Lowline chcą wbudować na poziomie ulicy szereg świetlików, które skierują światło słoneczne kilka metrów w dół i pozwolą na stworzenie podziemnego ogrodu. Miałyby znaleźć się tam place zabaw, miejsce na galerię sztuki i koncerty. Lowline to jeden z wielu pomysłów na rewitalizację Lower East Side. Ta część Nowego Jorku ma za sobą bogatą historię. Było to miejsce, w którym osiedlali się świeżo przybyli imigranci z Niemiec, Włoch czy Irlandii. W przeszłości wiele osób za wszelką cenę starało się wyrwać z Lower East Side. Teraz ich wnuki starają się tutaj wrócić - mmówi Mark Miller, którego rodzina mieszka w okolicy od XIX wieku. Pomysłodawcy Lowline to ludzie, którzy mieszkali lub mieszkają na Lower East Side. Co ważne, podkreślają, że ich projekt nie ma na celu wymazania przeszłości tej części miasta. Jest ona zbyt ważna dla amerykańskiej historii. Lower East Side zamieszkiwały takie osobistości jak kompozytor i dwukrotny zdobywca Oskara Irving Berlin, aktor i laureat Oskara George Burns czy Lucky Luciano, twórca nowoczesnej przestępczości zorganizowanej. Pomysłodawcy oceniają, że realizacja podziemnego ogrodu pochłonie około 60 milionów dolarów. Mają to być głównie pieniądze prywatne. Już udało się zebrać ponad milion USD, które zostaną wydane na stworzenie projektu. « powrót do artykułu
  22. Neotoma albigula, gryzoń z rodziny chomikowatych z USA, traktuje kolce roślin jak reklamę wartościowego pożywienia. W toku ewolucji kolce powstały, by odstraszać szkodniki, na nowiki N. albigula działają jednak odwrotnie: mając wybór, zwierzęta te zawsze zdecydują się na kaktusy z kolcami. Podczas eksperymentów Amerykanie zorganizowali dla gryzoni bufet z przekąskami. Niektórym po prostu odcięliśmy kolce i przyglądaliśmy się częstości ich wybierania w porównaniu do naturalnie kłujących kaktusów - wyjaśnia Kevin Kohl z Uniwersytety Utah. Wyniki były bardziej niż oczywiste. Wszystkie zwierzęta wolały kaktusy z kolcami [...]. Powód wydaje się prosty: generalnie miąższ kaktusów z kolcami zawiera więcej białka i mniej błonnika. Nasze wyniki dokumentują pierwszy przykład roślinożernego ssaka, wabionego przez struktury obronne "ofiar" - podkreśla Kohl. Wg autorów raportu z pisma Oikos, ustalenia rzucają nieco światła na mechanizm znajdowania odżywczego posiłku przez roślinożerców. Wiadomo, że oceniając wartość potencjalnej ofiary, mięsożercy posługują się wskazówkami wzrokowymi, np. wielkością, jednak w przypadku zwierząt roślinożernych dotąd zakładano, że przed podjęciem decyzji pokarmowej muszą po prostu czegoś spróbować. Niewykluczone jednak, że biolodzy się mylą. Inni roślinożercy, dzicy lub udomowieni, mogą wykorzystywać sygnały, których nie rozumiemy lub nie doceniamy. Poza napełnianiem żołądka, N. albigula ma jeszcze jeden powód, by wyprawiać się na kaktusy. Ich igły stanowią obronę przed drapieżnikami, np. wężami. Sprytne gryzonie wyścielają nimi zarówno wejście do gniazda, jak i korytarze nory. « powrót do artykułu
  23. Globalne ocieplenie będzie miało niekorzystny wpływ na … linie lotnicze. W piśmie Weather, Climate and Society wydawanym przez Amerykańskie Towarzystwo Meteorologiczne ukazał się artykuł poruszający problem lotnisk i wyższych temperatur. Jako, że cieplejsze powietrze jest mniej gęste charakteryzuje je mniejsza siła nośna. Oznacza to, że ten sam samolot startujący z lotniska gdzie panują wyższe temperatury potrzebuje dłuższego pasa startowego, by się odpowiednio rozpędzić i wzbić w powietrze. Tam, gdzie pas jest zbyt krótki konieczne jest zmniejszenie ciężaru samolotu, co można uzyskać poprzez zmniejszenie liczby pasażerów i bagażu. Grupa specjalistów postanowiła zbadać, z jakimi ograniczeniami będą musiały mierzyć się lotniska w obliczu rosnących temperatur powietrza. Analizę wykonano dla portów lotniczych w Phoenix, Nowym Jorku, Denver i Waszyngtonie oraz dla samolotu Boeing 737-800. Wykazała ona, że w latach 2050-2070 liczba dni, w których swoboda startów zostanie ograniczona zwięĸszy się od 50 do 200 procent. Obecnie w Phoenix niemal nie zdarza się, by z powodu temperatury trzeba było zmniejszać obciążenie samolotu. Za kilkadziesiąt lat w ciągu roku będzie co najmniej 20 dni z ograniczeniami. Z kolei w Denver, Nowym Jorku i Waszyngtonie, gdzie obecnie przydarza się kilkadziesiąt dni rocznie, kiedy to trzeba ograniczać wagę samolotu, takich dni będzie co najmniej dwukrotnie więcej. W podsumowaniu naukowcy zauważają, że, aby skompensować niekorzystne warunki atmosferyczne, linie lotnicze będą musiały albo ograniczyć liczbę pasażerów i ładunek, albo liczyć na to, że zostaną opracowane samoloty o lepszej aerodynamice lub też że lotniska wydłużą pasy startowe. « powrót do artykułu
  24. Profesor James Watson zamierza sprzedać złoty medal Nagrody Nobla. Przypomnijmy, że Watson dostał Nagrodę w dziedzinie fizjologii za opracowanie z Francisem Crickiem i Maurice'em Wilkinsem przestrzennej budowy podwójnej helisy DNA. Ponieważ to pierwszy licytowany medal żyjącej osoby, wg specjalistów cena może sięgnąć 2,5-3,5 mln dol. Pod młotek trafią też dokumenty Watsona: notatki do przemowy wygłoszonej podczas odbierania Nagrody, które dom aukcyjny Christie's wycenia na 300-400 tys. dol., oraz manuskrypt i poprawione szkice wykładu noblowskiego (ich wartość szacuje się na 200-300 tys. dol.). Watson podkreśla, że część dochodu ze sprzedaży trafi do Uniwersytetu Chicagowskiego, Clare College Uniwersytetu w Cambridge, Cold Spring Harbor Laboratory czy Long Island Land Trust. Aukcja odbędzie się 4 grudnia w Nowym Jorku. Złoty medal zmarłego w 2004 r. Cricka sprzedano w zeszłym roku za 2,2 mln dol. « powrót do artykułu
  25. Tworzywa sztuczne są tanie, lekkie, wytrzymałe i elastyczne. Mają jednak poważną wadę, która ogranicza ich zastosowanie – źle przewodzą ciepło. Z tego też powodu w przemyśle lotniczym, elektronicznym czy motoryzacyjnym w wielu miejscach, gdzie pożądane byłoby użycie plastiku, wykorzystuje się metale. Wkrótce może się to zmienić dzięki pracom naukowców z University of Michigan (U-M), których tworzywo sztuczne przewodzi ciepło 10-krotnie lepiej niż podobne materiały. Dotychczasowe próby zwiększenia przewodnictwa cieplnego tworzyw sztucznych polegały na integrowaniu ich z metalami, ceramiką bądź na rozciąganiu. Jednak metody te trudno się skaluje, są drogie, mogą zwiększać wagę plastiku i zmieniać np. jego przewodnictwo czy sposób odbijania światła. Tworzywo z U-M jest pozbawione tych wad. Energia cieplna przepływa przez materię w formie wibracji molekuł. Do efektywnego transferu ciepła konieczna jest jak najbardziej prosta, ciągła ścieżka z silnie powiązanych atomów i molekuł. Jeśli jej nie ma, ciepło pozostaje uwięzione w materiale, który się nagrzewa. W większości tworzyw sztucznych łańcuchy polimerów przypominają spaghetti. Są długie i nie łączą się dobrze ze sobą. Gdy przyłożymy źródło ciepła do jednego końca tworzywa sztucznego, molekuły zaczynają wibrować, ale wibracje te nie przenoszą się dalej, gdyż polimery są ze sobą luźno powiązane - mówi profesor Kevin Pipe z U-M. Profesor Pipe i jego zespół opracowali metodę stworzenia solidnych połączeń pomiędzy długimi łańcuchami polimerów kwasu poliakrylowego (PAA), a krótkimi łańcuchami poliakryloilu piperidyny (PAP). Udoskonaliliśmy te połączenia tak, że energia cieplna znajduje niezakłóconą drogę przez materiał. Wciąż mamy wiele do zrobienia, ale to ważny krok ku zrozumieniu, w jaki sposób należy pracować z plastikami, by przewodziły ciepło. Mimo dziesięciokrotnego zwiększenia przewodnictwa jest ono wciąż znacznie mniejsze niż w większości metali, jednak otworzyliśmy możliwość kolejnych udoskonaleń - mówi jeden ze współpracowników Pipe'a. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...