Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Microsoft udostępnił opcjonalną aktualizację, którą opisał jako dającą Windows Update dodatkowe możliwości powiadamiania użytkownika o pojawieniu się nowych aktualizacji. Redaktorzy serwisu myce.com przyjrzeli się nowej aktualizacji i odkryli, że w rzeczywistości jest to program do pobierania systemu Windows 10. Poinformuje on użytkowników Windows 7 i Windows 8.1 o pojawieniu się najnowszej wersji OS-u i możliwości jego bezpłatnej instalacji. Aktualizacja KB3035583, bo o niej mowa, jest opcjonalna, zatem użytkownik musi ręcznie zaznaczyć, że chce ją zainstalować. W wyniku instalacji w folderze System32 pojawia się folder GWX zawierający 9 plików oraz folder Download. Z pliku GWXUXWorker.EXE możemy się dowiedzieć, że całość służy pobraniu Windows 10. W katalogu znajdziemy też plik config.xml. Zawiera on kilka adresów internetowych, które na razie nie działają. W pliku tym opisane jest również zachowanie się obecnego systemu operacyjnego. W fazie nazwanej „AnticipationUX” użytkownikom prawdopodobnie podczas startu komputera będzie wyświetlała się reklama Windows 10, a na pasku zadań może pojawić się ikonka. Użytkownik będzie informowany o kolejnych stadiach dostępności nowego systemu, od edycji RTM (Release To Manufacturing) do GA (General Availability). Warto przypomnieć, że użytkownicy Windows 7 oraz Windows 8.1 będą mieli rok na pobranie bezpłatnego Windows 10. Microsoft najwyraźniej chce przekonać do takiego ruchu jak największą liczbę osób. « powrót do artykułu
  2. Google opublikował raport Android Security 2014 Year in Review. Firma chwali się niewielkim odsetkiem infekcji urządzeń z Androidem. Zdaniem koncernu mniej niż 1% takich urządzeń jest zainfekowanych malware'em, a szkodliwy kod dostał się nań głównie za pośrednictwem aplikacji firm trzecich oraz pirackiego oprogramowania. Jeśli weźmiemy pod uwagę urządzenia, których właściciele pobierają programy wyłącznie z Google Play, to odsetek infekcji wynosi zaledwie 0,15%. Z raportu dowiadujemy się również, że Google regularnie sprawdza zainstalowane na smartfonach aplikacje za pomocą Verify Apps. To mechanizm, który raz w tygodniu skanuje wszystkie programy obecne na urządzeniu z Androidem. Verify Apps istnieje od kilku lat, a od ubiegłego roku przeprowadza nie tylko skanowanie programów z oficjalnego sklepu Google'a, ale sprawdza wszystko, co zainstalowaliśmy na smartfonie. Google zapewnia, że podczas skanowania zbiera jedynie dane koniecznie do zapewnienia użytkownikowi bezpieczeństwa. Wykorzystywany przez Google'a system sam się uczy, co pozwala mu na odkrycie wzorców i stworzenie powiązań niewidocznych dla ludzi. Google Play analizuje miliony danych i powiązań, dzięki czemu może tworzyć precyzyjny system bezpieczeństwa. Verify Apps istnieje od kilku lat, a w 2014 roku dodaliśmy doń Safety Net, który skanuje wszystkie programy, niezależnie od ich pochodzenia. Do końca 2014 roku każdego dnia skanowaliśmy ponad 200 milionów urządzeń, stwierdza Google. Użytkownik może wyłączyć skanowanie w menu Ustawienia->Bezpieczeństwo. « powrót do artykułu
  3. Microsoft zakończył ostatnią fazę masowych zwolnień, które zapowiedział w ubiegłym roku. W związku z przejęciem wydziału produkcji telefonów komórkowych Nokii oraz restrukturyzacją koncernu pracę straciło około 18 000 osób. To największe zwolnienia w historii Microsoftu. Pracę stracili przede wszystkim byli pracownicy Nokii. Spośród 18 000 zwolnionych stanowili oni aż 12 500. Jak poinformował rzecznik prasowy firmy, Jim DuBois, zwolnienia miały na celu redukcję powtarzających się stanowisk i funkcji oraz nadanie koncernowi nowego kształtu organizacyjnego. « powrót do artykułu
  4. Szczęśliwych, rodzinnych Świąt Wielkiej Nocy, spokoju, uśmiechu i obfitego dyngusa, życzą Ania, Jacek i Mariusz « powrót do artykułu
  5. Pod Uniwersytetem w Cambridge odsłonięto średniowieczny cmentarz. Szacuje się, że znajduje się na nim ok. 1300 pochówków. Archeolodzy zyskali szansę na przeprowadzenie wykopalisk jednego z największych przyszpitalnych cmentarzy w Wielkiej Brytanii przy okazji odnowy Old Divinity School w latach 2010-12. Odkryto ponad 400 pochówków oraz dowody na więcej niż 1000 kolejnych grobów. O istnieniu i lokalizacji cmentarza historycy wiedzieli od co najmniej połowy XX w., jednak nikt nie zdawał sobie sprawy z jego wielkości. Większość szkieletów pochodzi z XIII-XV w. Na cmentarzu chowano zmarłych ze Szpitala św. Jana Ewangelisty. Przybytek został założony przez mieszczan ok. 1195 r. i stał naprzeciw nekropolii do 1511 r. Od niego zresztą pochodzi nazwa college'u, którego częścią jest zbudowana w latach 1877-79 Old Divinity School (St John's College). Mimo pogłosek, że na cmentarzu pochowano ofiary czarnej śmierci, na żadnym ze szkieletów nie znaleziono śladów dżumy. Nie natrafiono również na duże mogiły zbiorowe z lat 1348-50. W późniejszych wiekach ofiary dżumy w Cambridge grzebano na pastwiskach, np. Midsummer Common, możliwe więc, że podobnie postępowano w średniowieczu. Szkielety były rozmieszczone w rzędach, część znajdowała się w kostnicy. Archeolodzy znaleźli wysypane żwirem ścieżki, studnię oraz nasiona różnych kwiatów. Niewykluczone więc, że w średniowieczu ludzie również odwiedzali swoich zmarłych. Dotąd dokładnie zbadano 400 osób. Dzięki temu wiadomo, że większość pochówków miała miejsce bez trumien, a nawet całunów, co sugeruje, że cmentarz służył głównie biednym. Biżuteria i osobiste przedmioty były obecne w bardzo nielicznych przypadkach. Ich niejednoznaczne rozmieszczenie sprawia, że dr Craig Cessford dywaguje, że równie dobrze mogą one stanowić pozostałość wcześniejszej aktywności na [tym] stanowisku. Na cmentarzu nie ma właściwie młodych kobiet i niemowląt. Wśród zidentyfikowanych szczątków panuje względna równowaga płci, przy czym większość stanowią osoby w wieku ok. 25-45 lat. Naukowcy podejrzewają, że ma to związek ze szpitalnym rozporządzeniem z 1250 r., które precyzowało, że instytucję zaprzątają biedni naukowcy oraz inni nędzarze i wykluczało z opieki ciężarne. Co zaskakujące, ciała nie noszą śladów poważnych chorób czy przypadłości wymagających pomocy medycznej. Wg autorów raportu, może to odzwierciedlać podstawową funkcję szpitala, czyli właśnie sprawowanie opieki nad biednymi i słabymi. « powrót do artykułu
  6. NASA ma zamiar wykorzystać Exploration MissNASA ma zamiar wykorzystać Exploration Mission-1 nie tylko w celach testowych, ale i użytkowych. Przypomnijmy, że EM-1 będzie pierwszym bezzałogowym lotem systemu SLS (Space Launch System) z doczepionym doń pojazdem Orion. Teraz amerykańska agencja kosmiczna zdecydowała, że przy okazji wyniesie 11 niewielkich satelitów. W ramach EM-1 SLS wyniesie pojazd Orion, który okrąży Księżyc i powróci na Ziemię. W module łączącym Oriona z systemem nośnym ma znaleźć się 11 satelitów wielkości pudełka na buty każdy. Chcemy wykorzystać okazję i przeprowadzić nie tylko test, ale również badania naukowe. Zadaniem SLS jest umożliwienie przeprowadzania misji poza orbitą Ziemi, jednak przy okazji możemy zwiększyć nasze możliwości badawcze i umieścić tam dodatkowy ładunek składający się z satelitów klasy CubeSat - mówi Jody Singer z Marshall Space Flight Center. Plan misji przewiduje, że około 10 minut po starcie Orion oddzieli się od SLS i uda się w podróż w kierunku Księżyca. Satelity z pokładu SLS będą uwalniane stopniowo, gdy Orion będzie w bezpiecznej odległości. Każdy z satelitów będzie ważył mniej niż 14 kilogramów. W sumie ich wyniesienie nie będzie wymagało zapewnienia SLS dodatkowego paliwa, zatem NASA odniesie same korzyści. Organizowanie osobnego startu na potrzeby tych satelitów byłoby bowiem kosztownym przedsięwzięciem, podobnie jak dołączenie ich do innej misji wynoszącej satelity. Niewykluczone, że podobne działania staną się standardem przy misjach SLS. Trzeba bowiem pamiętać, że będzie to najpotężniejsza rakieta nośna w historii, zatem dołożenie niewielkiego dodatkowego ładunku nie powinno stanowić problemu. Wiele wydziałów NASA złożyło już wnioski o to, by SLS zabrał właśnie ich urządzenia. To pokazuje, że nawet w ramach jednej agencji istnieje spore zapotrzebowanie na wynoszenie urządzeń na orbitę. « powrót do artykułu
  7. Najnowsze szwedzkie badania potwierdzają, że spożycie nabiału wiąże się ze zmniejszonym ryzykiem cukrzycy typu 2. Sugerują też, że stoi za tym głównie nabiał wysokotłuszczowy. W przypadku osób, które jadły najwięcej wysokotłuszczowego nabiału, ryzyko rozwoju cukrzycy typu 2. było o 23% niższe niż w grupie jedzącej najmniej tego typu produktów. Bez względu na zawartość tłuszczu, wysokie spożycie mięsa wiązało się zaś z podwyższonym ryzykiem cukrzycy typu 2. - opowiada Ulrika Ericson z Uniwersytetu w Lund. Naukowcy przyglądali się nawykom żywieniowym 27 tys. osób w wieku 45-74 lat. Na początku lat 90. XX w. (w latach 1992-96) uczestnicy Malmö Diet Cancer wypełniali kwestionariusze częstości spożycia pokarmów. Okazało się, że gdy po 15 latach (w okresie 2007-09) przeprowadzano ponowne badania, z pobieraniem krwi włącznie, cukrzycę miało ponad 10% próby (2860 osób). Celem studium było sprecyzowanie znaczenia tłuszczu dla ryzyka rozwoju cukrzycy typu 2. Zamiast skupić się na ogólnym spożyciu tłuszczów nasyconych, naukowcy analizowali poszczególne ich źródła. Tłuszcze nasycone znajdują się zarówno w mięsie, jak i w nabiale, lecz pewne nasycone kwasy tłuszczowe częściej wchodzą w skład nabiału. Może to wyjaśniać, czemu większość studiów pokazuje, że mięsożercy są bardziej zagrożeni cukrzycą typu 2., a miłośnicy nabiału mniej. Gdy badaliśmy częstość spożycia nasyconych kwasów tłuszczowych występujących nieco częściej w nabiale niż w mięsie, zaobserwowaliśmy związek ze zmniejszonym ryzykiem cukrzycy. Nie wykluczyliśmy jednak możliwości, że do uzyskania opisanych wyników przyczyniają się inne składniki nabiału. W ramach analizy wzięliśmy poprawkę na wiele czynników dietetycznych i dot. trybu życia, w tym fermentację, [zawartość] wapnia i witaminy D czy aktywność fizyczną. Ponownie jednak mogą działać inne wspólne dla jedzących dużo wysokotłuszczowego nabiału czynniki, których nie byliśmy w stanie zmierzyć. Co więcej, różne składniki pokarmów mogą na siebie wpływać. W jednym badaniu wykazano np., że nasycony tłuszcz z sera podnosił poziom cholesterolu w mniejszym stopniu niż nasycony tłuszcz z masła. « powrót do artykułu
  8. W USA zakończyła się licząca 5500 kilometrów podróż autonomicznego samochodu. Już teraz wiadomo, że tego typu pojazdy są lepsze od ludzi w co najmniej jednym aspekcie. Przestrzegają ograniczeń prędkości. Wspomniany pojazd to Audi Q5 wyposażony przez firmę Delphi Corp. w radar, kamery i czujniki laserowe. Samochód podróżował pomiędzy San Francisco a Nowym Jorkiem. Przez 99% czasu jechał całkowicie samodzielnie. W tym czasie ani razu nie przekroczył dopuszczalnej prędkości, czym zdenerwował kilku innych użytkowników drogi. Kierowca, który nadzorował pracę samochodu, musiał dwukrotnie interweniować. Pierwszy raz gdy pojazd natrafił na fragment ruchu wahadłowego wokół miejsca budowy i po raz drugi, gdy samochód nie chciał samodzielnie zjechać na zatłoczony lewy pas by ominąć radiowóz, który zablokował prawy pas. Pojazd miał też niewielkie kłopoty z utrzymaniem odpowiedniej odległości, gdy obok znajdowała się ciężarówka z chwiejącą się przyczepą. Jeff Owens, odpowiedzialny w Delphi za sprawy technologiczne, jest bardzo zadowolony z wyników eksperymentu. Spodziewaliśmy się, że przez większość czasu samochód będzie jechal samodzielnie. Jednak samodzielna podróż przez 99% czasu to miła niespodzianka. Wszystkie urządzenia działały bez zarzutu - mówi. W czasie testu zebrano niemal 3 terabajty danych, które teraz będą szczegółowo analizowane. Specjaliści już wiedzą, że będą musieli poprawić system rozpoznający linie wyznaczające pasy ruchu. W czasie podróży samochód natrafił bowiem na szerokie białe linie, wąskie żółte, na linie oznaczone dodatkowo światłami odblaskowymi i odbojnikami, na świeżo naniesione oznaczenia oraz na takie, które były już starte i słabo widoczne. Wykorzystane kamery były też częściowo oślepiane przez jasne słońce oraz słabiej sprawowały się w deszczu. Zawsze jednak dodatkowych informacji dostarczał świetnie działający radar. Radził on sobie nawet na metalowych mostach, gdzie spodziewano się zakłóceń jego pracy. Mamy już bardzo zaawansowaną technologię. Wkrótce jej wykorzystanie pozwoli na znaczne zmniejszenie liczby wypadków - mówi Owens. « powrót do artykułu
  9. Specjaliści ze Szkoły Medycyny Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego zademonstrowali, że wystawione na działanie dymu papierosowego metycylinooporne gronkowce złociste (ang. methicillin-resistant Staphylococcus aureus, MRSA) stają się jeszcze bardziej oporne na działania układu immunologicznego. [Dotąd] wiedzieliśmy, że palenie papierosów uszkadza ludzkie komórki oddechowe i odpornościowe, teraz wykazaliśmy, że palenie może także zestresować inwazyjne bakterie i sprawdzić, że będą bardziej agresywne - opowiada prof. Laura E. Cortty Alexander. Zespół Crotty Alexander zainfekował makrofagi MRSA. Część bakterii hodowano w zwykłych warunkach, a część z ekstraktem dymu papierosowego. Okazało się, że zdolność wychwytywania MRSA przez makrofagi była taka sama, jednak trudniej im było uśmiercić gronkowce wystawione na działanie wyciągu. Próbując ustalić czemu, Amerykanie oceniali podatność bakterii na poszczególne mechanizmy stosowane przez makrofagi. W ten sposób zauważyli, że już wewnątrz komórek odpornościowych MRSA potraktowane ekstraktem z dymu papierosowego były bardziej oporne na próby uśmiercania przez reaktywne formy tlenu (RFT) oraz peptydy antydrobnoustrojowe. Co istotne, efekt był zależny od dawki: z im większą ilością wyciągu MRSA się zetknęły, tym bardziej oporne się stały. Autorzy studium stwierdzili, że MRSA wystawione na działanie ekstraktu z dymu lepiej przywierały i skuteczniej atakowały ludzkie komórki z hodowli. W modelu mysim wykazywały zaś większą przeżywalność i wywoływały zapalenia płuc z wyższym wskaźnikiem umieralności. Dane sugerują, że dym papierosowy wzmacnia MRSA, zmieniając ich ściany komórkowe w taki sposób, że lepiej radzą sobie z odpieraniem peptydów antydrobnoustrojowych i innych naładowanych cząstek. « powrót do artykułu
  10. Google udostępnił interesujące rozszerzenie dla desktopowej wersji Chrome'a. Dzięki niemu użytkownicy systemów Windows, OSX czy Linux mogą korzystać z aplikacji napisanych dla Androida. Nowe rozszerzenie uruchamia środowisko Arc. Zawiera ono m.in. Google Play Services, dzięki czemu możliwe jest korzystanie ze wspomnianych aplikacji. Oczywiście programy dla smartfonów nie będą działały identycznie na pecetach. Nie skorzystamy z kamer, żyroskopów czy czujników zbliżeniowych. Obecna wersja rozszerzenia jest edycją testową, nie zawiera Play Store, zatem użytkownicy chcący korzystać z programów dla Androida będą musieli samodzielnie dodawać pliki .APK. Ponadto niektóre aplikacje w ogóle nie współpracują z nowym rozszerzeniem. Nie wiadomo, kiedy Google opublikuje jego ostateczną wersję. « powrót do artykułu
  11. Microsoft ogłosił, że udostępni aplikację Office Lens dla iPhone'a i Androida. Office Lens to program typu OCR. Pozwala on na wykonanie fotografii tekstu i zamianie jej na plik tekstowy. Dzięki niej smartfon zmienia się w skaner. Plik można przechowywać w formacie Worda, PowerPointa lub PDF, a jego tekst można edytować. Microsoft coraz częściej oferuje międzyplatformowe rozwiązania na rynku mobilnym. Jego Windows Phone ma minimalny udział w rynku, zatem koncern szuka innych sposobów by na nim zaistnieć. Jednym z nich jest udostępnienie czy to pakietu MS Office czy to jego poszczególnych składowych i narzędzi użytkownikom innych platform niż Windows. « powrót do artykułu
  12. Gen łysienia można odziedziczyć również po matce, ludzie mają tyle samo włosów co szympansy, a przeciętna osoba traci codziennie około kilkudziesięciu włosów – poznaj kilka fascynujących faktów na temat ludzkiego owłosienia. Mamy tyle samo włosów co szympansy Czy pomyślelibyście, że ludzie posiadają taką sama ilość włosów jak szympansy? Choć na co dzień nie zdajemy sobie z tego sprawy, niemal całe nasze ciało, z wyjątkiem ust, powiek, podeszew stóp i wewnętrznej strony dłoni, pokryte jest delikatnym meszkiem. Różnica między nami a szympansami polega jedynie na tym, że włosy tych zwierząt są dłuższe, grubsze i przez to bardziej widoczne. Łysienie typu męskiego dotyka także kobiety Mogłoby się wydawać, że łysienie typu męskiego (jak sama nazwa wskazuje) jest dolegliwością doświadczaną wyłącznie przez mężczyzn. Okazuje się jednak, że problem ten stosunkowo często dotyka również przedstawicielki płci pięknej. Łysienie zazwyczaj doświadczane jest przez kobiety w okresie menopauzy. Łysienie można odziedziczyć po matce Większość ludzi jest świadomych faktu, że wypadanie włosów to dolegliwość genetyczna. Nie wszyscy zdają sobie jednak sprawę z tego, że gen łysienia bardzo często przekazywany jest także kobietom. Można go zatem odziedziczyć zarówno od ojca, jak i matki. Kobiety mogą mieć brody Dolegliwość objawiająca się nadmiernym owłosieniem twarzy i ciała nosi nazwę hirsutyzm. Rozwój tej przypadłości związany z podwyższonym poziomem androgenu, czyli męskiego hormonu płciowego. Nadmierne owłosienie ciała jest problemem dotykającym zarówno kobiety, jak i mężczyzn. Włosy ciągle wypadają Wypadanie włosów jest całkowicie naturalnym procesem. Szacuje się, że każda osoba traci około 50 - 100 włosów dziennie. Każdy z nich przechodzi fazę wzrostu (mogącą trwać od 2 do 6 lat), a następnie fazę spoczynku, podczas której włos obumiera i wypada. W jego miejscu wyrasta natomiast kolejny. Broda rośnie bardzo szybko Męski zarost rośnie o wiele szybciej niż włosy na głowie. Szacuje się, że przeciętny mężczyzna poświęca na golenie łącznie 5 miesięcy swojego życia. Niegolona broda może osiągnąć długość nawet 9 metrów. Najpowszechniejszym kolorem włosów jest czarny Przyglądając się naszemu społeczeństwu, mogłoby się wydawać, że posiadanie kruczoczarnych włosów jest przywilejem jedynie nielicznych. Należy jednak pamiętać, że jaśniejsze owłosienie jest rzadkością w większości rejonów świata. Wystarczy pomyśleć o Afryce, Azji, Ameryce Południowej lub południowych rejonach Europy. « powrót do artykułu
  13. Mieniące się w świetle księżyca w pełni krople słodkiej cieczy wabią do żeńskich kwiatów przęśli Ephedra foeminea nocnych zapylaczy, np. ćmy. Zachwycona pokazem świetlnym Catarina Rydin z Uniwersytetu w Sztokholmie podkreśla, że roślina nie dysponuje innymi środkami przyciągania owadów. Nie pachnie ani nie ma jaskrawobiałych kwiatów, które nocą dobrze odcinałyby się od tła. Rydin prowadziła badania ze swoją doktorantką Kristiną Bolinder. Panie chciały sprawdzić, jak rozmnażają się dwa europejskie gatunki z rodzaju przęśl (Ephedra): przęśl dwukłosowa, zwana też ostrą (E. distachya) oraz E. foeminea. Po krótkim czasie Bolinder była już tak zaznajomiona z wiatropylną przęślą dwukłosową, że wg schematu jej zapylania mogła zaplanować podróże do Grecji. E. foeminea okazała się jednak nieprzewidywalna. Myliłyśmy się właściwie co roku - opowiada Rydin. Mentorka i studentka jechały na miejsce tylko po to, by stwierdzić, że nie ma ani śladu kropli. Zawsze musiały czekać... W lipcu 2014 r. sytuacja się powtórzyła. Rydin poczytała o owadach nawigujących w oparciu o światło księżyca. Obejrzała też zdjęcia z 2012 r., z jedynej wyprawy, kiedy badaczkom udało się zjawić o czasie. Mimo że zauważyła jasne światło pełni i nawet rozmawiała o tym z Bolinder, chwila olśnienia nadeszła dopiero w czasie wspólnej kolacji. Przejrzawszy stare wzmianki, zarówno z własnych podróży, jak i literatury naukowej do 1910 r. wstecz, badaczki zauważyły, że E. foeminea zawsze wydziela krople podczas pełni. Najbliższa pełnia miała być dosłownie za parę dni, bo 12 lipca, by się więc ostatecznie upewnić, Szwedki zaczekały i voilà - miały niezbity dowód. Pojawił się księżyc, a krzaczki rozbłysły licznymi "diamencikami". Autorki artykułu z pisma Biology Letters podkreślają, że nawet gdy kwiaty żeńskie dojrzeją wcześniej, kroplę wydzielają dopiero w czasie pełni. Co więcej, nawet gdy któryś kwiat nie zdąży dojrzeć, roślina i tak sprawia, że na jego powierzchni pojawia się wabik. Wiatropylna przęśl dwukłosowa jest niezależna od faz Księżyca; krople pojawiają się z grubsza o tej samej porze roku. Szwedki uważają, że E. foeminea jest w stanie wykryć małe zmiany w intensywności światła. Wybiera pełnię z dwóch względów: nie tylko nasz satelita wydaje się wtedy najjaśniejszy, ale i jego światło jest najdłużej widoczne. Tylko w czasie pełni owady mają księżyc przez całą noc, by wykorzystać go do nawigacji. Mechanizm ten jest pomysłowy, ale i przysparza E. foeminea kłopotów. By pojawiły się zakłócenia, wystarczą chmury lub zanieczyszczenie światłem pochodzenia antropogenicznego. Niewykluczone, że właśnie z tego powodu E. foeminea rośnie dalej od osad ludzkich niż przęśl dwukłosowa. « powrót do artykułu
  14. Na Queen's University w Belfaście powstał specjalny system uwalniania zapachów perfum. Powoduje on, że im bardziej się pocimy, tym intensywniej pachną użyte przez nas perfumy. Naukowcy z Quenn's University Ionic Liquid Laboratories (QUILL) zamknęli zapach perfum w cieczy jonowej. Sama ciecz nie ma zapachu, jednak pod wpływem wilgoci (np. potu) uwalnia ona coraz więcej zapachu. Co więcej płyn jonowy przyciąga, wiąże i w ten sposób „unieszkodliwia” tiole, a to one odpowiadają za nieprzyjemny zapach potu. Nowa technika może cieszyć się dużym zainteresowaniem ze strony przemysłu kosmetycznego. Badacze z QUILL już współpracują z jedną z firm kosmetycznych. „To bardzo interesujące osiągnięcie, które wykorzystuje nowo odkryte systemy cieczy jonowych do uwalniania substancji w sposób kontrolowany. Ta technika może być wykorzystana nie tyko w perfumach i kremach, ale również w innych dziedzinach nauki, jak chociażby tam, gdzie zależy nam na powolnym uwalnianiu konkretnych substancji” - mówi doktor Nimal Gunaratne, główny autor badań. « powrót do artykułu
  15. W przypadku sów ryzyko wystąpienia cukrzycy, zespołu metabolicznego i sarkopenii jest wyższe niż dla skowronków. Dzieje się tak nawet przy porównywalnej ilości snu. Aktywność w późniejszych godzinach nocnych często wiąże się, wg autorów publikacji z Journal of Clinical Endocrinology & Metabolism, z utratą snu, kiepską jego jakością i jedzeniem o niewłaściwych porach. Ostatecznie może to prowadzić do zmian metabolicznych. Bez względu na tryb życia, ludzie aktywni o późniejszych porach są bardziej zagrożeni rozwojem problemów zdrowotnych, np. cukrzycy lub zmniejszonej masy mięśniowej, niż osoby, które wstają rano [i wcześniej się kładą]. Może to być spowodowane przez tendencję sów do gorszej jakości snu, a także niezdrowe zachowania, takie jak palenie i jedzenie w nocy [...] - wyjaśnia dr Nan Hee Kim z Korea University College of Medicine. Naukowcy przyjrzeli się zwyczajom dot. snu i metabolizmowi 1620 uczestników Korean Genome Epidemiology Study (KoGES). Mieli oni od 47 do 59 lat i wypełniali kwestionariusze nt. cyklu snu i czuwania, jakości snu, a także stylu życia, w tym aktywności fizycznej. By ocenić stan zdrowia metabolicznego, pobrano im krew. Za pomocą tomografii komputerowej określano ilość tłuszczu wisceralnego. Przeprowadzono też densytometrię kostną. W oparciu o dane z kwestionariuszy 480 osób przypisano do chronotypu porannego, a 95 do chronotypu wieczornego. Cykl snu i czuwania pozostałych przełączał się między tymi typami. Okazało się, że choć ludzie z wieczornego chronotypu byli generalnie młodsi, zawartość tłuszczu w ich organizmie i poziom trójglicerydów we krwi były wyższe. Sowy z większym prawdopodobieństwem cierpiały też na sarkopenię. Mężczyźni z chronotypem wieczornym częściej mieli cukrzycę bądź sarkopenię, a kobiety więcej tłuszczu brzusznego i wyższe ryzyko zespołu metabolicznego. « powrót do artykułu
  16. W Nature opublikowana badania dotyczące zmian w bioróżnorodności na przestrzeni ostatnich 500 lat. Dowiadujemy się z niego, że do roku 2005 zmiany w użytkowani ziemi doprowadziły średnio do 14% spadku liczby gatunków w lokalnych ekosystemach. Większość tego spadku miała miejsce w ciągu ostatnich 100 latach. Jednak, zdaniem naukowców, niekorzystne trendy można, przynajmniej częściowo, odwrócić. By jednak zapobiec dalszemu spadkowi bioróżnorodności konieczne jest podjęcie działań na skalę globalną. Działań, których celem byłaby walka z globalnym ociepleniem i zwrócenie szczególnej uwagi na tereny o największej bioróżnorodności. Wspomniane badania zostały przeprowadzone przez brytyjskie Muzeum Historii Naturalnej, ONZ-owski Environment Programme World Conservation Monitoring Centre (UNEP-WCMC) i brytyjskie uniwersytety. Naukowcy zebrali dane z ponad 70 krajów i wzięli pod uwagę 26 593 gatunki. Zauważyli, że średnio w skali globalnej doszło do 14% spadku bioróżnorodności w lokalnych ekosystemach. Niektóre z ekosystemów pozostały nietknięte, a w innych, w tym w ekosystemach Europy Zachodniej, spadek bioróżnorodności wyniósł 20-30 procent. W tym miejscu dochodzimy do niebezpiecznego poziomu utraty gatunków. Specjaliści uważają, że utrata 20% oznacza przekroczenie punktu, poza którym zagrożone są zasoby żywności czy możliwość radzenia sobie przez ekosystem z epidemiami. Gdy spada bioróżnorodność zwiększa się prawdopodobieństwo wybuchu epidemii wśród roślin uprawnych. Możemy oczywiście częściej stosować różne środki ochrony roślin i wydawać pieniądze na redukowanie ryzyka, jednak w ten sposób marnujemy zasoby na coś, co wcześniej natura zapewniała za darmo - mówi Andy Purvis, ekspert ds. bioróżnorodności. Specjaliści postanowili też sprawdzić różne scenariusze na przyszłość. W tym celu użyli czterech modeli opracowanych przez IPCC, w których proponowane są działania mające na celu zapobieżenie dalszemu ocieplaniu się klimatu. Analizy nie wypadły w większości pomyślnie. Jeśli ludzkość nie podejmie zdecydowanych działań, grozi nam dalszy spadek bioróżnorodności. Oszacowano go na 3,4%. Najbardziej dotknięte będą najuboższe i najbardziej obecnie bioróżnorodne obszary planety. Jeśli nic nie zrobimy, to do roku 2100 liczba gatunków w lokalnych ekosystemach zmniejszy się o niemal 3,5%. Jeśli jednak podejmiemy odpowiednie działania to do końca bieżącego wieku możemy naprawić to, co zepsuliśmy przez ostatnie 50 lat - mówi Purvis. « powrót do artykułu
  17. W dużym dole na odpadki w Tulln an der Donau w Dolnej Austrii archeolodzy odkopali kompletny szkielet wielbłąda. Znalezisko datuje się na wojnę austriacko-turecką (koniec XVII w.). Wykopaliska przeprowadzono przed budową centrum handlowego. Odkryto duże części średniowiecznego i wczesnonowożytnego miasta. Pewien zespół budynków zidentyfikowano jako wspominaną w źródłach historycznych tawernę Auf der Rossmühle z okolic dużego placu targowego. Szkielet dużego zwierzęcia znaleziono w związanej z tą parcelą piwnicy. Początkowo sądzono, że to duży koń bądź krowa, później jednak Alfred Galik stwierdził z całą pewnością, że to wielbłąd. Datowane od czasów rzymskich kości wielbłądów były znajdowane w Europie, ale kompletny szkielet na terenie centralnej Europy należy uznać za unikat. Choć większości materiału z dołu z odpadkami jeszcze w pełni nie przeanalizowano, metalowe znaleziska pozwoliły zawęzić okres, z którego mógł pochodzić szkielet. Monetę (Rechenpfennig) z wizerunkiem króla Ludwika XIV wybito między 1643 a 1715 r., zaś ołowiana buteleczka z teriakiem z wiedeńskiej Apteki pod Złotą Koroną (Apotheke zur Goldenen Krone) pochodzi z circa 1628/1665 r. Charakterystyczne cechy szkieletu smukłego samca wskazują, że nie był on zwierzęciem jucznym, ale cennym okazem do jazdy. Analizy anatomiczne i morfometryczne sugerowały, że był on hybrydą. Potwierdziły to badania starożytnego DNA (ang. ancient DNA, aDNA), które wykazały, że matka była dromaderem, a ojciec baktrianem. Takie krzyżowanie nie było w owych czasach niczym niezwykłym. Hybrydami łatwiej się zajmować, poza tym były one bardziej wytrzymałe i większe od rodziców. Nadawały się one szczególnie do służby wojskowej - podkreśla Galik. « powrót do artykułu
  18. Specjalistom z CERN udało się naprawić obwód, który doprowadził do krótkiego spięcia w diodzie jednego z magnesów Wielkiego Zderzacza Hadronów. Eksperci, po zlokalizowaniu miejsca, w którym wystąpił problem, i dokonaniu precyzyjnych pomiarów, zdecydowali się na stopienie fragmentu metalu. Następnie na kilka milisekund podali tam prąd o natężeniu 400 amperów, co doprowadziło do dezintegracji uszkodzonego fragmentu. Kolejne pomiary wykazały, że spięcie już się nie pojawia. Obecnie prowadzone są testy kwalifikujące naprawiony fragment do ponownej pracy. Gdy zostaną one zakończone specjaliści przeprowadzą ostatnie działania mające na celu odbiór akceleratora gotowego do pracy. LHC powinien ponownie ruszyć w ciągu najbliższych dni. « powrót do artykułu
  19. Za miesiąc, 1 maja, specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego opublikują raport, z którego dowiemy się, że ponad 5% internautów korzystających z usług Google'a ma komputery zainfekowane adware'em. Z tej grupy na ponad 50% maszyn zainstalowane są co najmniej 2 różne fragmenty szkodliwego kodu. Adware to poważny problem dla użytkowników systemów Windows i Mac OS X. Cyberprzestępcy zarażają tym rodzajem kodu zarówno Internet Explorera, Firefoksa jak i Chrome'a. Adware jest często dołączone do innych programów. Google informuje, że od stycznia bieżącego roku otrzymało od użytkowników Chrome'a ponad 100 000 skarg na adware. Tego typu szkodliwy kod to najczęstsza przyczyna skarg internautów. Specjaliści z Uniwersytetu Kalifornijskiego odkryli 192 oszukańcze rozszerzenia dla Chrome'a. Ich głównym celem jest instalacja adware'u. Aż 14 milionów internautów zainstalowało te rozszerzenia. « powrót do artykułu
  20. Karpieniec pustynny (Cyprinodon macularius) potrafi wstrzymać oddech nawet na 5 godzin. To odpowiedź gatunku na kurczenie się habitatu. Frank van Breukelen i Stanley D. Hillyard z Uniwersytetu Nevady w Las Vegas podkreślają, że zmiana metabolizmu C. macularius to przykład plastyczności fizjologicznej. W niedalekiej przeszłości Południowy Zachód USA był o wiele wilgotniejszy. Zaledwie 10 tys. lat temu Dolinę Śmierci pokrywało 100 m wody; zwano ją wtedy jeziorem Manley. Nazwa Mojave jest zresztą skróconą formą słowa Hamakhaave [endonimu z języka Indian Mohave], oznaczającego "przy wodzie". Kiedy wody się wycofały, karpieniec został odizolowany w swoich obecnych habitatach, z których gros stanowią gorące źródła. Zasadniczo ryba ta spędziła większość swojej historii ewolucyjnej w chłodniejszych wodach, aż trafiła do wód o temperaturze nawet 35°C - opowiada van Breukelen. Jeden z mechanizmów przystosowawczych polega na przełączaniu między korzystaniem z tlenu a obchodzeniem się bez niego. Podczas oddychania anaerobowego metabolizm karpieńca nasila się 15-krotnie, co nieco zaskakuje w środowisku ubogim w pożywienie. Mitchondria to główne miejsca wykorzystania tlenu w komórce. W wyniku oddychania komórkowego powstaje tu większość nośnika energii - ATP. Nasze dane pokazują, że ryba wyłącza mitochondria, by uniknąć produkcji reaktywnych form tlenu wskutek wysokiej temperatury. Stosowanie strategii metabolicznej, która jest 15-krotnie mniej wydajna, nie jest może ideałem, ale okoliczności komórkowe mogą tego wymagać. Amerykanie sądzą, że etanol powstający w wyniku metabolizmu beztlenowego w jeszcze większym stopniu zmniejsza zależność od tego pierwiastka. Sądzimy, że ryba wytwarza etanol, który sprzyja zamknięciu mitochondrialnych kanałów do transportu substratów. Zjawisko to dalej ogranicza wykorzystanie tlenu. « powrót do artykułu
  21. Malowidło "Gęsi z Meidum", znalezione ponoć w 1871 r. w grobowcu zlokalizowanym w pobliżu piramidy Snofru w Meidum, jest XIX-wiecznym fałszerstwem. Dzieło nazywane przez niektórych egipską Mona Lizą może jednak skrywać autentyk sprzed kilku tysięcy lat. Dotąd sądzono, że Luigi Vassalli odkrył "Gęsi" w mastabie syna Snofru - Nefermaata - a konkretnie w kaplicy jego żony Atet. Malowidło znajduje się w zbiorach Muzeum Egipskiego w Kairze. Prof. Francesco Tiradritti z Università Kore di Enna badał malowidło przez wiele miesięcy. Włoch wykorzystał m.in. fotografie w wysokiej rozdzielczości. Wyniki jego dociekań ukażą się na dniach w Giornale dell'Arte i The Art Newspaper. Jedyną rzeczą, jaką, w mojej opinii, powinno się jeszcze zrobić, jest ustalenie, co było lub jest namalowane pod gęśmi. Należy się, oczywiście, posłużyć nieinwazyjnymi metodami badawczymi. Pierwszą wskazówką, jaka naprowadziła Tiradrittiego na trop fałszerstwa, była przynależność gatunkowa 2 uwiecznionych ptaków. Biorąc pod uwagę miejsca ich występowania, nie mogły raczej znaleźć się nad Egiptem. Mural przedstawia 6 ptaków, trzy zwrócone w lewo i trzy w prawo: dwie gęsi białoczelne (Anser albifrons), dwie gęsi zbożowe (Anser fabalis) i wreszcie dwie bernikle rdzawoszyje (Branta ruficollis). A. fabalis rozmnażają się w tundrze oraz tajdze i zimują na północy Hiszpanii, Grecji i Turcji, zaś B. ruficollis zamieszkują zachodnią Syberię i z rzadka zimują daleko na południu, tj. na egejskim wybrzeżu Grecji i Turcji. O ile sama przynależność gatunkowa ptaków może jeszcze nie być ostatecznym dowodem fałszerstwa, o tyle kolejne wskazówki wywołały już reakcję łańcuchową. Tiradritti stwierdził np., że w malowidle pojawiły się kolory niewykorzystywane przez starożytnych artystów. Niektóre barwy, zwłaszcza beżowy [...], są rzadkie w egipskiej sztuce. Nawet odcienie bardziej popularnych kolorów, np. pomarańczowego i czerwonego, nie są porównywalne do tych samych barw wykorzystanych w innych fragmentach malowidła z kaplicy Atet. Profesor zwraca też uwagę na sposób namalowania ptaków. Ich wielkość ma wyglądać na zbliżoną, co jest niezwykłe, bo starożytni Egipcjanie różnicowali rozmiary poszczególnych obiektów w zależności od znaczenia. Nie pasuje nawet wzór pęknięć (ten powstały w czasie zdejmowania ze ściany wyglądałby inaczej). "Gęsi z Meidum" zostały wykonane na innym malowidle, które zresztą częściowo wyziera spod spodu. Tło ["Gęsi"] namalowano niebieskoszarą farbą. W oryginale wykorzystano [zaś] bardziej kremowy odcień, nadal widoczny w części muralu, szczególnie w prawym górnym rogu i po prawej stronie [szyi] obu bernikli. Tiradritti sądzi, że autorem malowidła jest sam Vassalli, kurator z Egipskiego Muzeum Starożytności (z czasów, gdy znajdowało sie ono w Bulak), a także artysta, który studiował malarstwo w Accademia di Brera w Mediolanie. Choć to Vassallemu przypisywano znalezienie i usunięcie malowidła z kaplicy, nigdy nie opublikował on nawet słowa na ten temat. To bardzo dziwne, zważywszy, że bardzo lubił opowiadać o swoich egipskich odkryciach i zwykł wspominać o nich nawet po upływie wielu lat. Czemu Vassalli posunął się do fałszerstwa? Profesor dywaguje, że malowidło mogło być potrzebne w Muzeum Starożytności. Dopuszcza też możliwość, że Vassalli zrobił to dla żartu. Badając fragment malowidła w kaplicy Atet, Włoch natknął się na rysunki sępa i koszyka. Gdyby uznać je za hieroglify, kosz tłumaczyłoby się jako "G", a sępa jako "A". Litery te odpowiadają inicjałom drugiej żony Vassallego (G od Gigliati i A od Angiola). « powrót do artykułu
  22. Najnowsze analizy dotyczące szczelinowania hydraulicznego i jakości wody pitnej sugerują, że szczelinowanie nie ma znaczącego wpływu na zanieczyszczenie wody metanem. Ich wyniki są sprzeczne z wnioskami, jakie wyciągnięto podczas głośnych badań z roku 2011 i 2013. Wówczas zbadano wodę z, odpowiednio, 60 i 141 domów. Stwierdzono, że im bliżej odwiertów wykorzystywanych podczas szczelinowania, tym większa ilość metanu w wodzie. Najnowsze badania również przeprowadzono w Pennsylvanii, ale zbadano 11 309 punktów poboru wody i stwierdzono, że poziom metanu w wodzie pitnej nie ma związku z lokalizacją odwiertów. Moim zdaniem ponad 10 000 punktów z danymi daje nam lepszy obraz niż wcześniej - mówi hydrogeolog Donald Siegel z nowojorskiego Syracuse University, który stał na czele grypy badawczej. Jej prace finansowała firma Chesapeake Energy Corp., właściciel wielu odwiertów, z których wydobywa się ropę i gaz. Firma dała uczonym dostęp do swojej bazy danych, a jest to największa na świecie tego typu kolekcja danych. W Pennsylvanii gaz łupkowy wydobywa się przede wszystkim z formacji Marcellus. To rozciągająca się na niemal 1000 kilometrów formacja o grubości do 270 metrów pochodząca ze środkowego dewonu. Jest ona jedną z pierwszych formacji, z których wydobywano gaz metodą szczelinowania. Dlatego też specjaliści badający kwestie związane ze szczelinowaniem hydraulicznym często przyglądają się właśnie temu, co dzieje się w okolicach formacji Marcellus. Szczelinowanie budzi liczne kontrowersje, a jedną z najgłośniejszych kwestii jest obecność metanu w wodzie pitnej. Co prawda rozpuszczony w wodzie gaz nie jest toksyczny i w wielu krajach, w tym w USA, nie istnieją sztywno określone normy określające maksymalne dopuszczalne stężenie. Jest to jednak marne pocieszenie dla mieszkańców, gdyż zbyt duże stężenie metanu grozi eksplozją. Autorzy obecnych badań uważają, że obecność metanu w wodzie nie ma związku z wydobyciem gazu łupkowego. Analizując udostępnione im dane nie znaleźli związku pomiędzy stężeniem metanu, a odległością od żadnego z 661 odwiertów. Naukowcy nie zaprzeczają, że lokalnie mogą występować problemy związane z nieprawidłowo wykonanymi pracami przy uszczelnianiu odwiertów, jednak nie jest to problem systemowy. Siegel uważa, że wcześniejsze badania były obarczone błędem polegającym na zbadaniu zbyt małej liczby ujęć wody i skupieniu się na tych miejscach, o których wiadomo, że występują w nich problemy. Robert Jackson, autor wcześniejszych badań, o których mówi Siegel, nie składa jednak broni. Jego zdaniem wybranie przez Siegela większej próby niekoniecznie pokazuje dokładniejszy obraz. Z dostępnych informacji nie wynika bowiem jednoznacznie, w którym miejscu były pobierane próbki wody. Czy badano wodę w miejscu ujęcia, wodę w domach (z której część metanu mogła się ulotnić) czy też wodę po przejściu przez filtry oczyszczające. Zwraca też uwagę, że próbki pobierano techniką „odwróconej butelki”. Wiele laboratoriów jej nie stosuje, gdyż wiadomo, że przy wysokich stężeniach metanu daje zafałszowane, zaniżone wyniki. Oni wykorzystali całą serię metod, które wprowadziły dużo zakłóceń do wyników - mówi Jackson. Uczony przypomina też, że w 2011 roku prosił Chesapeake Energy Corp. o dostęp do jej bazy danych i mu odmówiono. Naukowcy stojący po obu stronach barykady zgadzają się co do tego, że samo szczelinowanie prawdopodobnie nie prowadzi do migracji gazów. Problemem mogą być źle zabezpieczone odwierty. Kością niezgody jest określenie odsetka takich odwiertów. Siegel powołuje się na dane z 2014 roku, z których wynika, że w przypadku zaledwie 0,24% z tysięcy odwiertów w północno-wschodniej Pennsylvanii władze wystosowały do ich właścicieli pisma ostrzegające, że metan z odwiertów przedostaje się do wód gruntowych. Z kolei Anthony Ingraffea z Cornell University mówi, że oficjalne pisma to jedynie czubek góry lodowej. Z przeprowadzonych przezeń badań wynika bowiem, że aż w 9% odwiertów, jakie powstały od 2009 roku, istnieją nieszczelności. Z czasem sytuacja będzie się pogarszała, gdyż w starzejących się odwiertach będzie występowało coraz więcej pęknięć. To dopiero początek - mówi Ingraffea. Terry Engelder, geolog z Pennsylvania State university, jeden z pierwszych specjalistów, którzy zwrócili uwagę na potencjał ekonomiczny formacji Marcellus, mówi, że wiercenia i spory wokół nich mają co najmniej jedną niepodważalną wartość. O chemii wód gruntowych w północno-wschodniej Pennsylvanii wiadomo więcej, niż o jakichkolwiek wodach na świecie. Prowadzone są tam bardzo intensywne badania, nie tylko pod kątem występowania metanu. Mają one olbrzymią wartość. « powrót do artykułu
  23. Historia depresji zwiększa ryzyko cukrzycy ciążowej (ang. Gestational Diabetes Mellitus, GDM) - twierdzą naukowcy z Loyola University Chicago Marcella Niehoff School of Nursing. By określić występowanie depresji u 135 ciężarnych, wykorzystano Edinburgh Postnatal Depression Screen (EPDS). Cukrzycę ciążową zdiagnozowano u 65 kobiet. Okazało się, że miały one historię depresji 3,79 razy częściej niż panie bez cukrzycy ciążowej. Poza tym istotne objawy depresji stwierdzono u 20% kobiet z cukrzycą ciążową i 13% ochotniczek bez cukrzycy. W obu grupach prognostykami depresji były lęk i postrzegany stres. Związki łączące depresję i cukrzycę są złożone. Początkowo klinicyści sądzili, że depresja u diabetyków to skutek realiów życia z przewlekłą chorobą. Współcześnie sugeruje się raczej, że depresja może poprzedzać początek cukrzycy typu 2. Dlatego też, jeśli depresja występuje przed ciążą, ważne, by przyglądać się rozwojowi sytuacji pod kątem wystąpienia GDM. Co ważne, depresja może się przyczyniać do złej samokontroli cukrzycy ciążowej i potencjalnie zwiększać ryzyko powikłań. Musimy nadal zgłębiać relacje cukrzycy i depresji, by pomóc w [...] poprawie opieki prenatalnej oraz rokowań matek i dzieci - podsumowuje dr Sue Penckofer. « powrót do artykułu
  24. Ślady wielkiego ataku DDoS, w wyniku którego serwis GitHub był wyłączony przez ponad 5 dni, prowadzą do Chin. Do takiego wniosku doszli niezależnie od siebie specjaliści z dwóch organizacji. Celem ataku były dwie konkretne witryny – antycenzorska GreatFire.org oraz mirror chińskiego wydania The New York Timesa. Ucierpiała jednak cała sieć GitHuba. Eksperci ze szwedzkiej firmy Netresec przeanalizowali fragmenty kodu JavaScript, którymi cyberprzestępcy zarazili komputery biorące udział w ataku. Zauważyli, że kod najpierw został wstrzyknięty na serwery korzystające z narzędzi analitycznych chińskiego serwisu Baidu. Stamtąd trafił na komputery ofiar. Nie łączył się jednak z siecią Baidu, ale otrzymywał polecenia z innych serwerów. Atak pokazuje, jak aktywna i pasywna infrastruktura znana jako Wielki Chiński Firewall, może zostać wykorzystana do przeprowadzenia potężnego ataku DDoS. Wielki Firewall nie może być zatem postrzegany jedynie jako narzędzie do nadzorowania i cenzurowania ruchu w chińskim internecie, ale również jako platforma służąca do przeprowadzania ataków DDoS za pośrednictwem komputerów niewinnych ludzi, którzy odwiedzają chińskie witryny - stwierdzili eksperci z Netreseca. Zauważyli oni, że oprócz pakietów wysyłanych przez Baidu, których TTL wynosił 42, pojawiają się też pakiety o TTL 227, 228 oraz 229. Kolejnych dowodów dostarczyli specjaliści z GreatFire. Ich zdaniem taki sposób opisania ataku był możliwy tylko dzięki wykorzystaniu chińskiej sieci szkieletowej. W przygotowanym przez nich raporcie czytamy: Jeśli nawet to nie CAC (Cyberspace Administration of China) przeprowadziła atak, to są oni odpowiedzialni za to, co się dzieje w chińskim internecie i nie jest możliwe, by o ataku nie wiedzieli. Atak odbył się za zgodą CAC i Lu Weia, którzy zwiększyli siłę tego ataku. Wielki Firewall został przełączony z trybu pasywnego filtra w tryb aktywnej agresywnej infrastruktury. To przerażające działania, a wyniki tych działań wykraczają poza zwykłą kontrolę informacji. Jednym szybkim ruchem chińskie władze są w stanie przełączyć infrastrukturę z trybu cenzurowania internetu w Chinach na cenzurę ogólnoświatową. CAC może szybko i łatwo przeprowadzać podobne ataki, a ma zasoby techniczne i finansowe, by przeprowadzić atak DDoS na dowolną witrynę na świecie - czytamy w raporcie GreatFire. « powrót do artykułu
  25. Wzrastające temperatury oceanów spowalniają rozwój rybich larw w okolicach równika. Biolodzy z Uniwersytetu Jamesa Cooka analizowali ryby schwytane na obszarze od subtropikalnych rejonów południowej Wielkiej Rafy Koralowej po północną Papuę-Nową Gwineę. Odkryliśmy, że tam, gdzie temperatury oceanu przekroczyły wartość ok. 29 stopni [...], tempo rozwoju larw spadało - wyjaśnia dr Ian McLeod. Australijczycy przypominają, że większość oceanicznych ryb przechodzi przez etap larwy żyjącej w otwartym oceanie (pelagialu), która jest bardziej narażona na ataki drapieżników. Co istotne, im dłużej to trwa, tym mniejsze prawdopodobieństwo przeżycia. Te populacje mogą być szczególnie podatne na skutki globalnego ocieplenia - podkreśla prof. Philip Munday. By przeanalizować historię wczesnego życia ryb, naukowcy przyglądali się ich otolitom, które podczas rozwoju tworzą przywodzące na myśl słoje drzew pierścienie. To przypomina czytanie dziennika. Możemy dowiedzieć się czegoś nt. tempa ich wzrostu, ile czasu im zajął, możemy wreszcie obliczyć rozmiary zwierząt w momencie osiedlenia na rafie - opowiada McLeod. Wielu ludzi z rejonów równikowych, np. Papui-Nowej Gwinei, polega na rybach jako głównym źródle białka, dlatego uzyskane wyniki budzą obawy o bezpieczeństwo tutejszych zasobów pokarmowych - podsumowuje prof. Geoffrey Jones. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...