Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Nierównowaga bakterii przewodu pokarmowego może prowadzić do stanu zapalnego podobnego do choroby Leśniowskiego-Crohna (ChLC). Gdy mikrobiom przeszczepiano od chorych myszy do przewodu pokarmowego zdrowych gryzoni, w jelicie cienkim tych drugich pojawiały się symptomy ChLC. Chociaż wykorzystaliśmy myszy z podwyższoną genetyczną predyspozycją do stanu zapalnego typu ChLC, objawy pojawiały się dopiero po przeszczepie mikroflory jelitowej chorych osobników - podkreśla prof. Dirk Haller z Technische Universität München (TUM). Co ważne, choroba nie jest wywoływana przez pojedynczy typ bakterii. Mogłoby się wydawać, że dysbiotyczne czy niezrównoważone są pewne kombinacje bakterii, [dlatego] ich właściwości powinny zostać wyjaśnione. Badania niemieckiego zespołu rzuciły też więcej światła na komórki Panetha z dolnych części krypt jelitowych, które biorą udział w reakcjach obronnych jelit i fagocytozie mikroorganizmów. Od pewnego czasu wiadomo było, że obumierają one w przebiegu choroby Leśniowskiego-Crohna, ale nikt nie potrafił powiedzieć, czy zjawisko to prowadzi do nierównowagi w obrębie mikrobiomu. Najnowsze studium autorów publikacji z pisma Gut wskazuje, że utrata funkcji komórek Panetha to raczej skutek, a nie przyczyna stanu zapalnego. Haller dodaje, że wielu chorym leki przynoszą tylko czasową ulgę. W wielu przypadkach stan zapalny powraca po jakimś czasie. Przeszczep mikroflory kałowej (ang. fecal microbiota transplant, FMT) to obiecująca metoda leczenia rozmaitych chorób przewodu pokarmowego. Ustalenia niemieckiego studium powinny pomóc w stworzeniu naukowej podbudowy i zmodyfikowaniu FMT pod kątem ChLC i wrzodziejącego zapalenia jelita grubego. « powrót do artykułu
  2. Witryna WWW projektu Thirty Meter Telescope, w ramach którego u szczytu Mauna Kea powstaje jeden z największych na świecie teleskopów, padła ofiarą cyberataku. Witryna była niedostępna przez około dwie godziny. Nie wiadomo, kto przeprowadził atak, jednak podejrzenie padło na Anonimowych. Dla rdzennych mieszkańców Hawajów szczyt Mauna Kea jest święty. Sprzeciwiają się oni budowie teleskopu. Ostatnio gubernator Hawajów wstrzymał prace, by możliwe było przedyskutowanie spornych kwestii. Do przeprowadzenia ataku przyznaje się blog Operation Green Rights, który twierdzi, że jest powiązany z Anonimowymi. Jego właściciele sugerują, że zaatakowali też witryny stanu Hawaje. Stanowi urzędnicy nie byli w stanie potwierdzić, że do takiego ataku doszło i na wszelki wypadek zarządzili śledztwo. « powrót do artykułu
  3. Jeszcze w niedalekiej przeszłości OpenOffice był najbardziej znaną i najlepiej rozwiniętą alternatywą dla MS Office. Obecnie prace nad opensource'owym pakietem biurowym niemal się zatrzymały. Nad jego rozwojem pracuje zaledwie 16 osób, a w ciągu ostatniego roku w oprogramowaniu wprowadzono 381 zmian. OpenOffice stracił część developerów na rzecz LibreOffice'a. W tym drugim z pakietów wprowadzono w ciągu roku 22 134 zmiany, a pracuje nad nim 268 developerów. Z informacji Apache Foundation wynika, że przed OpenOffice'em przyszłość rysuje się w ciemnych barwach. Nikt nie zarządza tam kolejnymi wydaniami, brakuje osób, które wprowadzałyby nowych developerów. Praktycznie nikt nowy nie dołącza do zespołu pracującego nad tym pakietem. LibreOffice wyłonił się z OpenOffice'a po tym, jak starszy z pakietów został przejęty przez Oracle'a w 2010 roku. W roku 2012 Oracle przekazał OpenOffice'a Apache Foundation. « powrót do artykułu
  4. Nokia zaprzeczyła doniesieniom chińskich mediów, które poinformowały, jakoby fińskie przedsiębiorstwo miało zamiar znowu produkować telefony komórkowe. Nokia odnotowała ostatnie wiadomości prasowe, wedle których firma miała jakoby poinformować o zamiarze produkowania telefonów na rynek konsumencki w jednej ze swoich placówek badawczo-rozwojowych w Chinach. Informacje takie są fałszywe. Nokia nie ma obecnie planów produkcji czy sprzedaży konsumenckich telefonów - czytamy w oświadczeniu koncernu. Wiadomo jednak, że firma ma zamiar udzielać licencji na produkcję telefonów. W ubiegłym roku Nokia sprzedała Microsoftowi swój wydział produkcji telefonów. Zgodnie z umową zawartą pomiędzy obiema firmami, Finowie do końca bieżącego roku nie mogą działać na rynku telefonii komórkowej. « powrót do artykułu
  5. Naukowcy z Uniwersytetów Northwestern i Duke skonstruowali laser plazmonowy, którego parametry pracy można dostosowywać w czasie rzeczywistym. W tradycyjnych laserach maksymalne skupienie wiązki wynosi połowę długości fali światła wykorzystywanego przez laser. To tak zwany limit dyfrakcyjny. Naukowcom udało się jednak obejść to ograniczenie dzięki wynalezieniu laserów plazmonowych. Mają one jednak poważną wadę, gdyż rolę ośrodka czynnego stanowi w nich ciało stałe. Trudno jest zatem dobierać parametry pracy lasera plazmonowego, a zmiana ich w czasie rzeczywistym jest niemożliwa. Amerykańskim uczonym udało się jadnak opracować laser plazmonowy z ciekłym ośrodkiem czynnym, a co z kolei umożliwia dobierania parametrów pracy. W nowym laserze wykorzystano złotą macierz z nanownękami wypełnionymi płynem z rozpuszczonym tuszem, pełniącym rolę ośrodka czynnego. Dzięki temu można na bieżąco zmieniać długość światła emitowanego przez laser, zmieniając indeks refrakcyjny tuszu. Taka architektura ma dwie zalety w porównaniu z laserem ze stałym ośrodkiem czynnym. Po pierwsze tusz można szybko rozprowadzać w różnych rozpuszczalnikach, zmieniając na bieżąco parametry prac lasera. Po drugie, jako że ośrodek czynny jest płynny można go bardzo łatwo dostarczać do lasera. « powrót do artykułu
  6. W Northwestern Memorial Hospital w Chicago 44-letni pacjent dochodził do siebie po przeszczepie płuc. Jego własne zostały zniszczone przez sarkoidozę. Nagle, tydzień po przeszczepie, u pacjenta pojawiło się splątanie i objawy delirium. Obrazowanie mózgu nie wykazało niczego niepokojącego, jednak kolejne badania ujawniły gwałtowny wzrost poziomu amoniaku we krwi. Pomimo prowadzonych dializ pacjent zmarł 40 dni po przeszczepie. Najnowsze badania pokazały, że przyczyną śmierci mężczyzny oraz śmierci inny osób po przeszczepie płuc była bakteria, która w normalnych warunkach zamieszkuje moczowody. Nasze organizmy produkują niewielkie ilości amoniaku, który jest jednak rozkładany do bezpiecznego mocznika i usuwany. Jednak u niektórych osób po przeszczepach dochodzi do hiperamonemii. Pojawia się ona rzadko, jednak, gdy do niej dojdzie skutki są katastrofalne. W końcu pacjenci umierają - mówi pulmonolog Mark Wylam z Mayo Clinic. To właśnie Wylam i jego zespół w 2013 roku znaleźli w krwi i tkankach kobiety, która zmarła na tę przypadłość, bakterie Mycoplasma hominis. Zwykle powodują one łagodne zapalenie organów płciowych u kobiet. Problem jednak w tym, że u wspomnianego mężczyzny nie znaleziono tego mikroorganizmu. Ankit Bharat i jego koledzy z Northwestern University odkryli za to u niego bakterię Ureaplasma urealyticum. Grupa Bharata zbadała następnie materiał pobrany od trzech innych osób - w tym kobiety badanej przez Wylama - które po przeszczepie płuc zmarły na hiperamonemię. U wszystkich znaleziono dowody na infekcję U. urealyticum lub podobnej do niej U. parvum. Z kolei u 20 pacjentów, u których hyperamonemia się nie rozwinęło, nie znaleziono żadnego z trzech wspominanych mikroorganizmów. Zbadano też dwóch pacjentów, którzy mieli hiperamonemię i byli w trakcie leczenia. U jednego z nich znaleziono U. urealyticum, u drugiego zaś – U. parvum. Obaj pacjenci wyzdrowieli po podaniu antybiotyków. Wylam, który nie brał udziału w badaniach Bharaty, uważa, że ich wyniki są przekonujące. Udowodnili, że to U. urealyticum jest odpowiedzialne za nagłe wystąpienie hiperamonemii - mówi. Autorzy badań zalecają, by u osób, u których po przeszczepie płuc pojawia się hiperamonemia przeprowadzać testy pod kątem infekcji U. urealyticum. Zwracają też uwagę, że bakteria ta może zyskać oporność na azytromycynę, zalecają więc kombinację trzech innych rodzin leków. Naukowcy z Chicago podkreślają, że infekcje bakteriami z rodzaju Ureaplasma są trudne w diagnostyce, gdyż słabo namnażają się one w odżywkach standardowo stosowanych w szpitalach. Niewykluczone więc, że są odpowiedzialne za więcej przypadków hiperamonemii, a może nawet inne choroby. Szczególnie narażeni są pacjenci z osłabionym układem odpornościowym i niedożywieni. Okazało się również, że źródłem infekcji nie musi być organizm biorcy. Wspomniane bakterie mogą występować w przeszczepianych płucach. « powrót do artykułu
  7. Kurkumina, żółto-pomarańczowy barwnik z bulw ostryżu długiego, wywiera hamujący wpływ na wirusa brodawczaka ludzkiego (ang. human papillomavirus, HPV), który powoduje raka szyjki macicy czy jamy ustnej. Zespół dr. Aloka Mishry z Emory University po raz pierwszy odnotował wpływ kurkuminy na HPV i komórki raka szyjki macicy w 2005 r. Przeciwutleniacz spowolnił ekspresję HPV, co zasugerowało, że może kontrolować zakres infekcji. Ponieważ liczba przypadków wywołanego HPV raka jamy ustnej rośnie, przetestowaliśmy identyczną hipotezę [również] na nowotworach tego rodzaju. Okazało się, że odkrycia są bardzo interesujące. Amerykanie ustalili, że kurkumina ogranicza ekspresję wirusa w zakażonych komórkach, zmniejszając stężenie czynników transkrypcyjnych AP-1 i NF-κB. « powrót do artykułu
  8. Naukowcy z Uniwersytetu w Huddersfield zaprezentowali nową metodę różnicowania DNA bliźniąt jednojajowych. Dzięki temu śledczy będą mogli powiedzieć, która z sióstr czy który z braci popełnił przestępstwo. Jedną ze stosowanych dotąd metod śledczych jest analiza mutacji, w ramach której sekwencjonuje się cały genom bliźniąt. W ten sposób identyfikuje się mutacje charakterystyczne tylko dla jednej osoby. Gdy u kogoś w konkretnym miejscu genomu zidentyfikuje się jakąś mutację, można jej szukać w próbkach pobranych z miejsca zbrodni. Ponieważ technika ta jest bardzo kosztowna i czasochłonna, mało prawdopodobne, by policję było na nią stać - wyjaśnia dr Graham Williams. Tańsza i szybsza technika Williamsa - analiza krzywej topnienia w wysokiej rozdzielczości (ang. high resolution melt curve analysis, HRMA) - bazuje na metylacji DNA. Z biegiem lat przez coraz bardziej odmienne środowiska genomy (a konkretnie statusy metylacji) bliźniąt jednojajowych coraz bardziej się od siebie różnią. Jedna z osób może na przykład palić, a druga nie, w innych parach pojawiają się zaś różnice dot. zatrudnienia (jeden brat pracuje na dworze, a drugi w biurze). [...] DNA poddaje się działaniu coraz wyższych temperatur, aż do rozpadu wiązań wodorowych w temperaturze topnienia. Im więcej wiązań wodorowych w DNA, tym wyższa temperatura potrzebna do ich rozkładu. W rezultacie jeśli jedna sekwencja DNA jest bardziej metylowana, temperatury topnienia próbek będą różne. Jak przyznaje sam Williams, HRMA ma parę ograniczeń. Problem pojawia się np. wtedy, gdy bliźnięta są młode lub wychowywały się i nadal przebywają w bardzo podobnych środowiskach. Ponadto analiza krzywej topnienia w wysokiej rozdzielczości wymaga próbek świetnej jakości, a znalezienie takich na miejscu zbrodni może okazać się trudne. « powrót do artykułu
  9. Głęboko pod Parkiem Narodowym Yellowstone, który jest jednym z najbardziej aktywnych systemów wulkanicznych, odkryto gigantyczny zbiornik częściowo stopionych skał. Materiału jest tam tak dużo, że można by nim 11-krotnie wypełnić Wielki Kanion Kolorado. Nauka już dawno zidentyfikowała zbiornik magmy, który odpowiadał za potężne erupcje sprzed 2 milionów lat, 1,2 miliona lat i 640 000 lat temu. Nowo odkryty zbiornik jest położony głębiej i jest 4,5-krotnie większy. Obecność drugiej komory z magmą nie oznacza, że wystąpienie wielkich erupcji wulkanicznych jest bardziej lub mniej prawdopodobne. Nie zmienia to ryzyka - mówi Jamie Farrell, sejsmolog z University of Utah. Jednak odkrycie to dostarcza nam nowych informacji na temat przepływu magmy w skorupie ziemskiej. Nowo odkryty zbiornik znajduje się na głębokości 20-45 kilometrów, a jego objętość wynosi 46 000 kilometrów sześciennych. Jest on wypełniony gorącymi skałami, z których znaczna część jest rozmiękczona i przypomina gąbkę, a około 2% jest całkowicie stopione. Naukowcy od dawna podejrzewali istnienie tego zbiornika, jednak dotychczas nie potrafili udowodnić jego istnienia. « powrót do artykułu
  10. Robert Heath, 64-letni programista, oskarża Google'a o dyskryminację ze względu na wiek. W 2011 roku Heath starał się o pracę w Google'u i był na rozmowie kwalifikacyjnej. Nie został przyjęty, mimo tego, iż uznano go za świetnego kandydata, a jego umiejętności i doświadczenie określono jako wysoce przydatne na stanowisku, na które aplikował. Mężczyzna uważa, że nie został zatrudniony z powodu swojego wieku. Google odpowiada, że oskarżenie jest bezpodstawne i ma zamiar się bronić przed sądem. Jednak w pozwie pojawia się dość mocny argument. Prawnik Heatha zauważa, że w latach 2007-2013 zatrudnienie w Google'u wzrosło z 9500 do 28 000 osób, a w roku 2013 średnia wieku pracowników firmy wynosiła 29 lat. Tymczasem średni wiek amerykańskiego programisty to 43 lata. W ogłoszeniu, na które odpowiedział Heath, Google szukało doświadczonych programistów posługujących się językami C/C++ i Javą. Osoba prowadząca rekrutację napisała do mężczyzny e-maila, w którym stwierdziła, że jest on świetnym kandydatem i przydałby się Google'owi. Umówiono się na rozmowę telefoniczną, która – jak mówi Heath – przebiegała bardzo dziwnie. Dzwoniący ze strony Google'a spóźnił się 10 minut, słabo mówił po angielsku i używał zestawu głośnomówiącego, który szwankował. Mimo kilkukrotnych próśb Heatha odmówił skorzystania ze słuchawki telefonu. W efekcie obie strony miały problemy ze wzajemnym zrozumieniem się. Jednym z zadań, jakie postawiono w czasie rozmowy przed Heathem było napisanie krótkiego programu rozwiązującego problem opisany przez osobę rekrutującą. Heath wywiązał się z zadania i zaproponował, że wyśle program za pomocą e-maila lub Google Docs. Zamiast tego rekrutujący poprosił go, by... przeczytał kod przez telefon. Heath twierdzi, że wydawało się, iż jego rozmówca nie rozumie czytanego kodu. Mężczyzna nie dostał pracy. Heath ma licencjant z programowania, pracował dla IBM-a, Compaqa oraz General Dynamics. Przed wystąpieniem do sądu złożył skargi do US Equal Opportunity Commission i California Department of Fair Employment and Housing. Obie instytucje uznały je za zasadne i stwierdziły, że może wystąpić ze skargą do sądu. « powrót do artykułu
  11. Przezroczyste skrzydła motyla Greta oto prawie nie odbijają światła, przez co drapieżne ptaki mają problem ze śledzeniem toru jego lotu. Zespół Hendrika Hölschera z Karlsruher Institut für Technologie (KIT) ustalił, że niskie odbicie to skutek rozmieszczenia na powierzchni skrzydeł nieregularnych nanostruktur. Podczas eksperymentów teoretycznych efekt udało się odtworzyć, dlatego naukowcy już snują plany dotyczące różnych zastosowań, np. w wyświetlaczach telefonów komórkowych czy laptopów. Autorzy publikacji z pisma Nature Communications podkreślają, że u innych zwierząt z przezroczystymi powierzchniami odbicie jest niewielkie, gdy spogląda się na nie pod kątem prostym. Skrzydła naszej rusałki odbijają jednak mało światła także przy oglądaniu pod większymi kątami. W zależności od kąta, odbicie kierunkowe wynosi od 2 do 5% (w przypadku płaskiej szklanej powierzchni zmienia się zaś w granicach 8-100%). Niemcy podkreślają, że skrzydła G. oto cechuje niskie odbicie nie tylko światła widzialnego dla ludzi, ale i podczerwieni czy ultrafioletu. Hölscher i inni badali skrzydła G. oto pod skaningowym mikroskopem elektronowym. Wcześniejsze studia wykazały, że u innych zwierząt za niskie odbicie odpowiadają regularnie rozmieszczone nanosłupki. Choć występowały one także u motyla, nie były jednak rozłożone regularnie i miały losową wysokość. Typowa wysokość nanosłupków zmieniała się w zakresie od 400 do 600 nanometrów, a odległość między nimi wynosiła 100-140 nm. Konstruując model matematyczny, akademicy udowodnili, że niskie odbicie w całym zakresie kątów oglądania to wynik nieregularności rozmieszczenia i wysokości nanosłupków. Odkrywcą efektu jest doktorant Radwanul Hasan Siddique. Eksperymenty z prototypami wzorowanymi na skrzydłach motyla pokazały, że tego typu powłoki są także wodoodporne i wykazują właściwości samoczyszczące. « powrót do artykułu
  12. Microsoft ogłosił, że do 22 czerwca będzie płacił za informacje o lukach w swojej nowej przeglądarce zwanej roboczo Project Spartan. To podobna inicjatywa do tej, z jaką koncern wyszedł przed premierą Windows 8 i IE 11. Celem nowego projektu jest znalezienie i załatanie jak największej liczby dziur w Project Spartan przed jego oficjalnym rynkowym debiutem. Chcemy, by specjaliści ds. bezpieczeństwa poinformowali nas o dziurach jeszcze w czasie gdy dostępna jest wersja Technical Preview, a nie dopiero po debiucie, To zapewni lepszą ochronę użytkownikom - czytamy w oświadczeniu Microsoftu. Koncern zapłaci do 15 000 USD za informację o dziurze i przedstawienie kodu ją atakującego. Na największe pieniądze będą mogli liczyć odkrywcy najpoważniejszych luk, takich które pozwalają na zdalne wykonanie kodu i wyjście poza piaskownicę. Informacje o mniej istotnych lukach będą nagradzane kwotami rzędu 500-6000 dolarów. Microsoft zarezerwował sobie prawo zapłacenia 15 000 dolarów tylko w szczególnych przypadkach. Ze szczegółami programu można zapoznać się na stronach Microsoftu. « powrót do artykułu
  13. Dotąd sądzono, że wybierając partnerkę do kopulacji, samce pawianów bazują na ocenie nabrzmienia jej pośladków, teraz jednak okazuje się, że ważniejszy jest dla nich czas, jaki upłynął od ostatniej ciąży samicy. Pawiany masajskie (Papio cynocephalus) rozmnażają się przez cały rok. W każdym miesiącu tkanka pośladków samicy stopniowo pęcznieje, a po osiągnięciu szczytu w momencie owulacji powraca do wyjściowych rozmiarów. By zmierzyć zachodzące zmiany, Courtney Fitzpatrick z Duke University zmodyfikowała technikę fotograficzną, opracowaną oryginalnie do mierzenia z odległości dużych zwierząt, takich jak słonie czy bizony. Na początku Amerykanka połączyła z teleobiektywem zmiennoogniskowym cyfrową suwmiarkę, która pozwalała jej mierzyć odległość od fotografowanej małpy. Później zliczała piksele w zdjęciu pośladków i przekładając je na milimetry, mogła określić stopień nabrzmienia. Pomiary 34 samic z południa Kenii ujawniły, że jedne nabrzmiewają bardziej, a inne mniej. Najpokaźniejsze pośladki należały do niejakiej Vow (w okresie owulacji powiększały się o 6,5 cala, czyli ok. 16,5 cm), a najmniejsze do samicy o imieniu Lizak (Lollipop). W przypadku tej drugiej do pierwotnego rozmiaru trzeba było dodać tylko 4 cale, czyli ok. 10 cm. Pomiary pośladków zestawiono z długoterminowymi danymi nt. potomstwa. Po wzięciu poprawki na wiek samicy czy jej pozycję w stadzie, zdumieni naukowcy zauważyli, że hojniej wyposażone samice wcale nie były lepszymi matkami (świadczył o tym fakt, że nie miały one większej liczby przeżywających niemowląt). Monitorując zachowania godowe samców, autorzy raportu z pisma Animal Behaviour stwierdzili również, że samice z większymi pośladkami nie były bardziej popularne od samic z mniejszymi pośladkami. Zamiast "łapać się" na duże pośladki, samce wolały bowiem partnerki, od których ostatniej ciąży minęło więcej cykli. Jest niemal tak, jakby samce liczyły - twierdzi Fitzpatrick, dodając, że przynajmniej częściowo, pawiany zamieniły regułę "większe jest lepsze" na "później jest lepiej". Czym można wyjaśnić opisywane zjawisko? Tak jak kobiety, pawianice nie zaczynają jajeczkować od razu po urodzeniu dziecka. Wszystko wraca do normy po odstawianiu oseska od piersi; wcześniej prawdopodobieństwo zajścia w ciążę jest mniejsze. Kolejnym krokiem zespołu ma być ustalenie, czy samice rzeczywiście kopulują częściej po większej liczbie poporodowych cykli menstruacyjnych i czy przekłada się to na większą przeżywalność ich potomstwa. « powrót do artykułu
  14. Zbierając podczas pobytu na Princetone University materiały do napisania pracy na koniec studiów pierwszego stopnia, Evan Saitta z Uniwersytetu w Bristolu przez długi czas badał szczątki stegozaurów z Montany. Dzięki temu mógł przedstawić pierwsze przekonujące dowody dot. dymorfizmu płciowego dinozaurów. Okazuje się, że samce i samice stegozaura różniły się pokrojem płyt grzbietowych. Niektóre osobniki miały szerokie płyty, inne węższe i dłuższe, przy czym te pierwsze były o 45% większe. Pokrój płyt nie był jednak charakterystyczny dla różnych gatunków z rodzaju Stegosaurus, ale dla poszczególnych płci: szerokie i ogólnie większe należały prawdopodobnie do samców, a węższe i smukłe do samic. Młody naukowiec wykluczył hipotezę, że inaczej ukształtowane płyty reprezentują różne stadia rozwoju, ponieważ tomografia komputerowa oraz badanie mikroskopowe wycinków wykazały, że w obu przypadkach wzrost kości został już zakończony. Jako że przeważnie samce więcej inwestują w zdobienia ciała, większe i szerokie płyty pochodziły zapewne od samców. Wysokie płyty samic mogły funkcjonować jako kłujący straszak na drapieżniki. Saitta spędził 6 sezonów letnich na wykopaliskach cmentarzyska stegozaurów w środkowej Montanie. Zyskał w ten sposób niepowtarzalną okazję do przetestowania całego wachlarza hipotez dotyczących morfologii Stegosaurus mjosi. Wyniki wykopalisk wskazywały na koegzystencję dinozaurów, które różniły się tylko płytami. Paleontolodzy uważają, że dymorfizm płciowy nie występował wyłącznie u stegozaurów. Powołują się przy tym na widywane u innych dinozaurów duże grzebienie czy rogi na nosie. « powrót do artykułu
  15. W ubiegłym tygodniu New York Times opublikował raport dotyczący cyberataków prowadzonych przez Iran przeciwko USA. Raport odbił się szerokim echem wśród ekspertów zajmujących się bezpieczeństwem. Teraz jego autorzy są oskarżani o wyolbrzymianie zagrożenia w celu osiągnięcia korzyści osobistych. Raport, autorstwa znanej firmy Norse oraz konserwatywnego think-tanku American Enterprise Institute, został opublikowany w czasie, gdy stosunki irańsko-amerykańskie trafiły na czołówki gazet i trwały przygotowania do największej na świecie komercyjnej konferencji na temat cyberbezpieczeństwa. Jego autorzy twierdzili, że w ubiegłym roku Iran przeprowadził setki tysięcy ataków na amerykańskie systemy kontroli przemysłowej. Ich liczba miała wzrosnąć o 128%. Czytając takie doniesienia można było odnieść wrażenie, że Teheran rozpoczął cyberwojnę przeciwko Waszyngtonowi. Krytycy raportu mówią, że był on niedokładny, motywowany politycznie i chodziło w nim o trafienie na czołówki światowych gazet. Martwi mnie to, że w przemyśle bezpieczeństwa IT istnieje duża potrzeba trafienia na czołówki, mówi Robert Lee z US Air Force, który zajmuje się tam cyberwojną. Lee jest współzałożycielem firmy Dragos Security i jednym z trzech autorów, którzy napisali artykuł krytykujący wspomniany raport. Gdy o firmie piszą agencje informacyjne, w prasie ukazują się artykuły pisane przez jej szefów itp. to wszystko jest dobre dla biznesu. Poza tym inwestorzy lubią, gdy media wspominają o ich przedsiębiorstwach. Fundusze inwestycyjne wywierają nacisk na firmy, by trafiały na czołówki gazet tak często jak to tylko możliwe. Dzięki temu zyskują przewagę nad nieruchawymi, znacznie większymi przedsiębiorstwami - mówi Lee. Krytycy raportu zwracają uwagę, że – aby osiągnąć założone cele – jego autorzy przedefiniowali niektóre pojęcia. Na przykład skanowanie sieci czy wymianę informacji mających na celu ustalenie parametrów połączenia (handshake) uznano za „zaawansowane ataki”. Jeśli je byśmy za takie uznali, to – jak zauważa Lee – każdy z nas codziennie wielokrotnie atakuje Google'a korzystając z wyszukiwarki. Samo skanowanie sieci też trudno uznać za zaawansowaną technikę. W sieci istnieją narzędzia, jak np. Masscan, pozwalające na szybkie przeskanowanie olbrzymich przestrzeni internetu. Jakby tego było mało – w rzeczywistości nie doszło do żadnych ataków na systemy kontroli przemysłowej. Nawet samo przypisywanie takich działań Iranowi jest nadużyciem. Sami autorzy krytykowanego raportu przyznają, że opieranie się na numerze IP w celu określenia źródła ataku jest bardzo zwodnicze. Adresy IP można łatwo podrobić, więc nie są one dobrą wskazówką. Zdaniem Lee największym przewinieniem autorów raportu jest odejście od uznanych standardów akademickich. Stwierdzenie, że 'używamy nietradycyjnych terminów' to nic innego jak stwierdzenie, że nie mamy racji. Nie mogę wypowiadać się na temat intencji Norse, jednak moim zdaniem chodziło tutaj wyłącznie o marketing. Trudno jest sprzedać stwierdzenie 'nasze nirejestrowane adresy IP odkryły przypadki skanowania sieci, które można w pożyteczny sposób połączyć z innymi danymi'. Za to łatwo sprzedać stwierdzenie 'nasza platforma odkryła cyberatak'. Tylko, że to bardzo mylące - mówi Lee. Eksperci krytykują też konkretne stwierdzenia raportu. Na przykład jego autorzy uważają, że przeprowadzony z irańskiego IP atak na Telvnet, firmę produkującą oprogramowanie dla przemysłu energetycznego, to próba zdobycia przyczółków do ataku na amerykańską infrastrukturę. Krytycy mówią jednak, że przypisywanie tego ataku Iranowi to czysta spekulacja. Żaden rząd nie jest na tyle głupi, by prowadzić cyberataki, których źródło w oczywisty sposób wskazuje na ten rząd. Ten rodzaj głupoty istnieje tylko w umysłach specjalistów ds. IT, którzy mają swój interes – najczęściej ekonomiczny – w obwinianiu konkretnego państwa o atak - stwierdza Jeffery Car z firmy Taia Global. Krytyka jest tym bardziej uzasadniona, że wiele firm zauważyło wręcz przeciwne zjawisko – mniej cyberataków prowadzonych przez Iran przeciwko USA. Zdaniem niektórych ich liczba spadała tak bardzo, że są niemal niezauważalne. Motywacje firmy Norse mogą być więc finansowe. Z kolei AEI może być motywowane ideologicznie. To bardzo konserwatywny think-tank, a raport może posłużyć jako kolejny argument przeciwko poprawieniu stosunków pomiędzy USA a Iranem. Jasno widać tutaj celowe działanie. Mamy prywatną firmę, która jest naciskana, by wyniki jej pracy były pokazywane ludziom i by wyglądały interesująco np. na potrzeby marketingu. I mamy think-tank o bardzo określonym profilu politycznym. Współpracują one ze sobą w celu stworzenia wprowadzającego w błąd raportu, który ma bardzo negatywny wydźwięk - mówi « powrót do artykułu
  16. Kapsaicyna, alkaloid papryczek chili, zapobiega powstaniu i postępom uszkodzenia wątroby. W najnowszych badaniach zaprezentowano jej antyzwłóknieniowy potencjał. W modelu mysim kapsaicyna zmniejszała aktywację komórek Ito (aktywowana komórka Ito wytwarza kolagen, co prowadzi do włóknienia miąższu wątroby). Podczas eksperymentu myszy podzielono na dwie grupy. Kapsaicynę podawano z pokarmem po 1) 3 dniach ligacji dróg żółciowych (ang. bile duct ligation, BDL), gdzie zaczopowanie przewodu żółciowego wspólnego prowadzi do akumulacji żółci i włóknienia miąższu wątroby lub 2) przed i w trakcie przewlekłego podawania czterochlorku węgla (CCl4), jednej z najsilniejszych hepatotoksyn. Okazało się, że u zwierząt z grupy BDL kapsaicyna zmniejszała uszkodzenie wątroby i hamowała dalsze jego postępy, a w grupie CCl4 działała dwojako. Zaaplikowana odpowiednio wcześnie nie dopuszczała do uszkodzenia wątroby, ale jeśli podano ją, gdy zwłóknienie już występowało, nie była w stanie go zmniejszyć. « powrót do artykułu
  17. Pentagon po raz pierwszy oficjalnie przyznał, że wśród planów strategicznych uwzględnia prowadzenie cyberwojny. W opublikowanej 33-stronicowej strategii znalazło się stwierdzenie, że Departament Obrony powinien mieć możliwość wykorzystania operacji cyfrowych w celu zniszczenia sieci dowodzenia przeciwnika, infrastruktury wojskowej oraz obniżenia jego zdolności rażenia. Gdy w 2011 roku publikowano wcześniejszą strategię Pentagonu, niemal nie wspominano w niej o konflikcie cyfrowym, chociaż nieoficjalnie było wiadomo, że Amerykanie mają możliwość prowadzenia wirtualnej wojny. Nowy dokument bardziej otwarcie podchodzi do kwestii cyberwojny. Jest to z jednej strony spowodowane większą otwartością dotyczącą tego zagadnienia, a z drugiej – ma działanie odstraszające. Z nowej strategii dowiadujemy się też, znowu po raz pierwszy jest to oficjalna wiadomość, że USA martwią działania cyberszpiegowskie prowadzone przez Chiny. Stany Zjednoczone chcą kontynuować współpracę w Pekinem w celu lepszego zrozumienia i przejrzystości działań obu stron, co miałoby zmniejszyć ryzyko nieporozumień i złej oceny sytuacji. Obecnie amerykański sekretarz obrony, Ash Carter, prowadzi rozmowy z firmami z Doliny Krzemowej, które próbuje przekonać do pomocy w budowaniu możliwości cyberobronnych oraz utrzymania amerykańskiej dominacji technologicznej. Przed politykiem stoi jednak trudne zadanie, gdyż przedsiębiorstwa mają rządowi za złe prowadzenie rozbudowanego programu inwigilacji, a ich głównym celem jest ochrona swoich klientów przed zbytnim zainteresowaniem ze strony rządu. Afera podsłuchowa NSA utrudniła Pentagonowi nie tylko współpracę z przemysłem, ale również rekrutowanie specjalistów z dziedziny IT. Z jej powodu młodzi ludzie przestają postrzegać pracę dla wojska jako coś fajnego, w co warto się zaangażować. « powrót do artykułu
  18. Stosując białko E47, można przekształcić komórki raka trzustki w prawidłowe komórki. E47 wiąże się ze specyficznymi sekwencjami DNA i kontroluje geny biorące udział we wzroście i różnicowaniu. Po raz pierwszy wykazaliśmy, że nadekspresja pojedynczego genu może zmniejszyć potencjał guzotwórczy komórek gruczolakoraka trzustki i reprogramować je w kierunku pierwotnego typu komórek. [Wszystko wskazuje więc na to, że] komórki rakowe zachowują pamięć genetyczną, którą możemy wykorzystać - podkreśla dr Pamela Itkin-Ansari z Sanford-Burnham Medical Research Institute. Amerykanie wyhodowali linie komórek przewodowego gruczolakoraka trzustki, które produkowały większe niż normalnie stężenia E47. Okazało się, że podwyższona ilość E47 powodowała, że komórki zatrzymywały się w fazie G0/G1 cyklu komórkowego i różnicowały z powrotem do fenotypu komórek zrazikowych. Badania na modelu mysim pokazały, że w porównaniu do komórek rakowych niepoddawanych żadnym zabiegom, zdolność reprogramowanych komórek do tworzenia guza była dużo mniejsza. Obecnie groczulakorak trzustki jest leczony cytostatykami, lecz średnie przeżycie zdiagnozowanych pacjentów wynosi zaledwie pół roku, a poprawę mierzy się w dniach. Odkrycie, że możemy różnicować komórki rakowe z powrotem do niezagrażającego fenotypu, jest więc zachęcające - podsumowuje prof. Andrew M. Lowy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego. « powrót do artykułu
  19. Prawdopodobieństwo ugryzienia przez komara można sprowadzić do genów - dowodzą badania na bliźniętach Londyńskiej Szkoły Higieny i Medycyny Tropikalnej oraz współpracowników z Uniwersytetu w Nottingham czy Uniwersytetu Florydzkiego. Atrakcyjność dla komarów wydaje się wiązać z genetyczną kontrolą nad wonią ciała. Autorzy raportu z PLoS ONE podkreślają, że choć ich badania były na razie pilotażowe, mogą pomóc w opracowaniu skuteczniejszych metod kontrolowania komarów i przenoszonych przez nie chorób. Najnowsze studium bazowało na wcześniejszym eksperymencie, który pokazał, że atrakcyjność dla owadów bazuje na różnicach w zapachu ciała. Ludzie mniej atrakcyjni dla owadów wytwarzają naturalne repelenty. Wydaje się, że cecha ta jest kontrolowana genetycznie. Testy na 18 parach bliźniaczek jednojajowych i 19 parach bliźniaczek dwujajowych wykazały, że identyczne pary są bardziej podobne pod względem atrakcyjności dla komarów. Okazało się, że stopień, do jakiego geny odgrywały rolę w byciu atrakcyjnym lub nie dla komarów (0,83), był podobny dla tego wyliczonego dla wzrostu (0,8) oraz ilorazu inteligencji (0,5-0,8). W ramach eksperymentu Aedes aegypti uwalniano w rurce o kształcie litery Y. Komary mogły wybrać odnogę, którą leciały w kierunku zapachu dłoni ochotniczki (w ten sposób ustalano, która z bliźniaczek jest dla nich najbardziej pociągająca). Wybierając ofiarę do ugryzienia, samice komarów wykazują wyraźne preferencje. Kobiety w ciąży są np. bardziej atrakcyjne dla Anopheles gambiae, głównego wektora malarii w Afryce, niż kobiety niespodziewające się dziecka. Zarówno komary, jak i meszki wykazują też pociąg do osób o większej masie ciała. « powrót do artykułu
  20. U użytkowników konopii indyjskich fałszywe wspomnienia tworzą się częściej niż u osób, które nie zażywają cannabis. Takie wyniki dały badania prowadzone przez Instytut Badań Biomedycznych Szpitala Sant Pau i Universitat Autonoma de Barcelona. Opisano je w recenzowanym piśmie Molecular Psychiatry. Problemy z pamięcią to jeden ze znanych skutków używania narkotyków z konopii. Już wcześniej wykazano, że ich nałogowi palacze mają większe problemy z nabywaniem nowych i przypominaniem sobie starych informacji. Teraz dowiadujemy się, że konopie wywołują też zaburzenia, wskutek których u palaczy częściej pojawiają się fałszywe wspomnienia. Fałszywe wspomnienia, czyli pamięć o wydarzeniach, jakie nigdy nie miały miejsca, mogą pojawiać się u każdego. Ich liczba zwiększa się z wiekiem i głównie dotyczą one wydarzeń z dzieciństwa, o których wielokrotnie słyszeliśmy od innych osób. Naukowcy ze szpitala Sant Pau i uniwersytetu w Barcelonie przebadali dwie grupy ludzi: osoby, które regularnie zażywały cannabis oraz osoby niepalące, zdrowe, które stanowiły grupę kontrolną. Najpierw obie grupy uczyły się serii nowych wyrazów. Po kilku minutach badanym pokazywano słowa, które uczestnicy przed chwilą widzieli, wraz z zupełnie nowymi wyrazami. Część z nowych wyrazów była semantycznie związana, a część niezwiązana z oryginalnymi wyrazami. Okazało się, że osoby zażywające cannabis częściej twierdziły, że słowa zupełnie dla nich nowe, ale semantycznie związane z wyrazami, których się uczyły wcześniej, znajdowały się w grupie wyrazów wcześniej uczonych. Obrazowanie mózgu wykonane za pomocą rezonansu magnetycznego wykazało, że u konsumentów narkotyku dochodzi do mniejszej aktywizacji obszarów mózgu odpowiedzialnych za przetwarzanie pamięci oraz kontrolę procesów poznawczych. Problemy z pamięcią występowały pomimo tego, że uczestnicy badania przestali zażywać narkotyk na miesiąc przed rozpoczęciem eksperymentu. Cannabis osłabia jednak działanie hipokampu, struktury odpowiedzialnej za przechowywanie wspomnień, a im więcej narkotyku było zażywane w ciągu życia, tym słabiej pracuje hipokamp. Dla specjalistów to jasny sygnał, że zażywanie cannabis – nawet jeśli zostanie przerwane - dodatkowo przyczynia się do narastania wraz z wiekiem problemów z pamięcią. « powrót do artykułu
  21. Gdy na mrówczych szlakach zwiększa się zagęszczenie ruchu zwierzęta... poruszają się szybciej. Postępują więc inaczej niż ludzie, którzy na zatłoczonych drogach poruszają się wolniej. Naukowcy z Uniwersytetu Halle-Wittenberg w Niemczech przeprowadzili eksperyment, w ramach którego zwiększyli ilość pożywienia dostępnego mrówkom, układając je w pobliżu ścieżek, którymi chodziły. Okazało się, że prędkość poruszania się zwierząt wzrosła o 50% pomimo ponaddwukrotnego zwiększenia się zagęszczenia. Gdy zwiększa się ilość dostępnego pożywienia z mrowiska wysyłanych jest więcej robotnic, które mają je przynieść. Rośnie zagęszczenie ruchu i – jak zaobserwowali uczeni – rośnie też liczba spotkań pomiędzy indywidualnymi osobnikami. Naukowcy sądzą, że spotkania pomiędzy mrówkami wychodzącymi z mrowiska a wracającymi do niego służą wymianie informacji oraz modyfikują ich zachowania. Uczeni zaobserwowali też zasady poruszania się mrówek. Robotnice powracające do mrowiska częściej przechodziły na lewą stronę niż prawą, by uniknąć zderzenia z mrówkami wychodzącymi. W przeciwieństwie do ludzi, którzy ściśle wyznaczyli sobie pasy ruchu, mrówki oddzielają swój ruch tylko w pewnych granicach. Zwierzęta zdążające do mrowiska częściej korzystają z lewej strony. Podczas eksperymentu na 15-centymetrowym wycinku szlaku sfilmowano 1865 zwierząt. Co 50 klatek film był zatrzymywany i liczono mrówki na każdym z „pasów ruchu”. Okazało się, że gdy zagęszczenie ruchu jest małe bądź średnie, mrówki zwykle poruszają się środkiem. Prędkość zwierząt zmierzono w przypadku 496 osobników. Mrówki najwyraźniej lepiej radzą sobie z zarządzaniem ruchem niż ludzie. Pomimo tego, że w miarę jak rosło zagęszczenie ruchu zwiększała się też liczba interakcji pomiędzy mrówkami, nie spowodowało to pojawienia się zatorów. Nawet przy największym zagęszczeniu nie obserwowaliśmy żadnych korków. Mrówki zwiększyły prędkość i przestały korzystać ze środka ścieżki, dzięki czemu zoptymalizowały płynność ruchu - mówi Christiane Honicke, współautorka badań. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy odkryli, że ograniczony wzrost może być genetyczną reakcją na zakwaszenie oceanów, która pozwala organizmom morskim przetrwać wysokie stężenia dwutlenku węgla podczas masowego wymierania. Do badania zagadnienia, jak ślimaki morskie reagują na bardziej kwasowe warunki, międzynarodowy zespół biologów i paleontologów wykorzystał naturalne wulkaniczne wysięki CO2 z Morza Śródziemnego. Miały one symulować okoliczności, jakie powstaną w przyszłości, gdy oceany wchłoną więcej atmosferycznego dwutlenku węgla. Średnie pH wokół wysięku wynosi 7,2, a wartość typowa dla wody morskiej to 8,1. Autorzy publikacji z Nature Climate Change twierdzą, że udało im się wyjaśnić tzw. efekt liliputa, czyli odpowiedzieć na pytanie, czemu gatunki morskie, które przeżyły ostatnie wymieranie, są o wiele mniejsze. Akademicy zauważyli, że w pobliżu kominów wulkanicznych bioróżnorodność była niższa o 30%. Rosnąc w wysiękach CO2 w płytkich wodach, dwa gatunki ślimaka są [1,5 raza] mniejsze niż zwierzęta występujące w normalnych warunkach pH. [...] Zmiany fizjologiczne umożliwiły im podtrzymanie wapnienia, co częściowo zapobiegło rozpuszczaniu muszli - wyjaśnia dr Vittorio Garilli z Paleosofia-APEMA. Próbki społeczności ślimaków przetransportowano do laboratorium. Okazało się, że pomniejszone ślimaki musiały ciężej pracować, by podtrzymać swoją przemianę materii. Liliputy zużywały co najmniej 2-krotnie więcej tlenu na miligram tkanki; prawdopodobnie dlatego, że życie w niskim pH naraża je na większy stres metaboliczny. Co istotne, przez mniejsze gabaryty ogólne zużycie tlenu małych ślimaków było w przybliżeniu o połowę niższe niż u pokaźniejszych okazów. Organizmy, które były w ciągu życia wielu pokoleń wystawione na oddziaływanie podwyższonych stężeń CO2, zapewniają cenny wgląd zarówno w przebieg wydarzeń przy utrzymaniu emisji CO2, jak i w masowe wymieranie z przeszłości - wyjaśnia prof. Jason Hall-Spencer z Uniwersytetu w Plymouth. [Ślimaki] nie tylko demonstrują podobną skalę i kierunek zmian wielkości ciała co organizmy kopalne, ale i ujawniają fizjologiczne korzyści, jakie wynikają z karłowacenia - dodaje prof. Marco Milazzo z Uniwersytetu w Palermo. Pomiary wykazały, że muszle z wody z wysokim stężeniem CO2 są o ok. 1/3 mniejsze niż te z normalnych środowisk. Kolejny parametr - kalcyfikację - oceniano w akwariach Laboratorium Badań Środowisk Morskich Międzynarodowej Agencji Energii Atomowej w Monako. [Ślimaki] rozwinęły zaskakującą zdolność wapnienia i radzenia sobie z rozpuszczaniem przy wartościach pH uchodzących za zbyt niskie do zajścia kalcyfikacji - zaznacza dr Riccardo Rodolfo-Metalpa z Institut de Recherche pour le Développement. Jak opowiada prof. Richard Twitchett z Muzeum Historii Naturalnej, zapis kopalny pokazuje, że masowe wymierania i karłowacenie morskich gatunków z muszlami wiązały się z epizodami ociepleń klimatu. Możliwe, że podobne zmiany będą coraz silniej wpływać na współczesne ekosystemy morskie, zwłaszcza że dzisiejsze tempo zakwaszania oceanów i ocieplenia jest tak duże. « powrót do artykułu
  23. SourceDNA opublikowała raport, z którego dowiadujemy się, że około 1000 aplikacji w Apple iTunes zawiera dziurę, która może zostać wykorzystany do kradzieży haseł, danych finansowych i innych informacji prywatnych. Dziura obecna jest w AFNetworking, opensource'owej bibliotece do obsługi sieci. Pojawiła się ona w wersji 2.5.1 i została załatana w edycji 2.5.2. Znakomita większość autorów aplikacji zaktualizowała swoje programy i większość używa bezpiecznej wersji. Jednak około 1000 programów korzysta z wadliwej biblioteki, a z danych SourceDNA wynika, że zostały one pobrane przez około 2 miliony osób. Tego typu dziury są zwykle wykorzystywane w publicznych hotspotach. Napastnik może tam monitorować połączenie ofiary, podsuwać jej fałszywe certyfikaty i uzyskać w ten sposób dostęp do wrażliwych danych. « powrót do artykułu
  24. NASA rozpoczyna nowy projekt poszukiwania życia na egzoplanetach. W ramach Nexus for Exoplanet System Science (NexSS) Agencja chce zgromadzić ekspertów z różnych dziedzin, którzy pomogą szukać oznak życia poza Układem Słonecznym. Połączenie wielu różnych dziedzin wiedzy pozwoli na lepsze zrozumienie, w jaki sposób różne czynniki występujące na egzoplanetach, ich gwiazdach i planetach sąsiednich wpływają na występowanie bądź nieobecność życia. To projekt, w ramach którego chcemy połączyć wiedzę i doświadczenie najlepszych zespołów badawczych, by określić sposób poszukiwania życia na egzoplanetach. Badania egzoplanet interesują nie tylko astronomów, ale również planetologów i klimatologów - powiedział Jim Green, odpowiedzialny w NASA za wydział Planetary Science. Kluczem do znalezienia sygnałów obecności życia na egzoplanetach jest zrozumienie, w jaki sposób atmosfera, geologia, oceany, wnętrze planety i jej gwiazda oddziałują na biologię. W ramach NExSS rozpocznie się współpraca na niespotykaną dotychczas skalę pomiędzy specjalistami z zakresu nauk o ziemi, planetologami, fizykami Słońca i astrofizykami. Naukowcy pracujący w ramach NexSS nie tylko będą odpowiedzialni za opracowanie systemowego podejścia do analizy danych dotyczących egzoplanetech. Ich zadaniem będzie też położenie fundamentów pod interpretację danych, które zostaną dostarczone przez misje TESS (wystartuje w 2017 roku), JWST (ma zostać wystrzelony w roku 2018) czy Wide-field Infrared Survey Telescope (WFIRST, to koncepcyjny teleskop, który może trafić w przestrzeń kosmiczną w latach 20. obecnego wieku). Na czele NexSS staną Natalie Batalha z Ames Research Center, Dawn Gelino z NASA Exoplanet Science Institute oraz Anthony del Genio z Goddard Institute for Space Studes. W projekcie wezmą też udział członkowie zespołów badawczych z 10 uniwersytetów i dwóch instytutów badawczych. Będą wśród nich naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley i Uniwersytetu Stanforda, którzy w ramach grupy „Exoplanets Unveiled” prowadzonej przez Jamesa Grahama skupią się na odpowiedzi na pytanie: „Jakie właściwości systemów egzoplaneternych, a szczególnie ich tworzenie się i ewolucja, mogą potencjalnie wpływać na pojawienie się życia”. Daniel Apai będzie zaś stał na czele zespołu „Earths in Other Solar Systems” z University of Arizona. Będzie on odpowiedzialny za połączenie danych z obserwacji egzoplanet i tworzących się systemów planetarnych z symulacjami komputerowymi i badaniami mikroskopowymi meteorytów, a celem pracy grupy będzie próba zrozumienia, w jaki sposób tworzą się planety podobne do Ziemi i w jaki sposób trafiają na nie niezbędne do powstania życia molekuły zawierające węgiel, tlen, azot i wodór. Dość podobne zadanie będzie miał zespół z Arizona State University, który pod kierunkiem Stevena Descha określi potencjalną możliwość życia na innych planetach z uwzględnieniem ich chemii. Celem jest opisanie planet pod kątem chemicznym. Badania tej grupy będą istotne dla zespołów modelujących atmosferę egzoplanet. Kolejny zespół powstanie na Hampton University. Zwany „Living, Breathnig Planet Team” będzie miał za zadanie określić, w jaki sposób utrata wodoru i innych gazów z atmosfery wpływa na chemię planet i warunki na nich panujące. Badania te pozwolą m.in. na opisanie przeszłości i przyszłości Marsa czy Wenus oraz określenie szans na to, że w przeszłości istniało bądź w przyszłości będzie na nich istniało życie. Oczywiście badania takie znajdą przełożenie na egzoplanety. Na naszym Układzie Słonecznym skupi się zespół Tony'ego Del Genio, który ma za zadanie opisanie jak w czasie zmieniały się warunki na skalistych planetach Układu Słonecznego. Badania będą prowadzone pod kątem warunków pozwalających na istnienie życia. Badania te będą następnie wykorzystywane do wykrywania i charakteryzowania egzoplanet. Doktor Victoria Meadows stanie na czele zespołu z University of Washington, który – korzystając z tego co wiemy o życiu na Ziemi, z osiągnięć planetologi i astronomii – zbada poszczególne czynniki mające wpływ na zamieszkanie egzoplanet i określi, jakie sygnały mogą świadczyć o istnieniu życia na egzoplaetach. W NExSS będzie uczestniczyło jeszcze kilka innych zespołów badawczych, które mają m.in. rozwijać metody statystyczne służące do badania egzoplanet, badać wpływ, jaki na egoplanety ma pył kosmiczny i gaz wokół młodych gwiazd, skupić się na tworzeniu się planet, badać atmosferę gazowych olbrzymów w rodzaju Jowisza, siły pływowe działające na egzoplanety czy udoskonalać metody analizy danych z Teleskopu Keplera. « powrót do artykułu
  25. Kobiece komórki wątroby, a zwłaszcza komórki kobiet po menopauzie, są bardziej podatne na skutki uboczne leków - twierdzą naukowcy ze Wspólnego Centrum Badawczego. Od dawna wiadomo, że kobiety są bardziej podatne na polekowe skutki uboczne ze strony wątroby, ale dopiero teraz zademonstrowano istnienie międzypłciowych różnic na poziomie komórkowym. W studium wykorzystano 5 leków (diklofenak, chloropromazynę, paracetamol, werapamil i omeprazol, substancją kontrolną była kofeina), w przypadku których wiadomo, że skutki uboczne dot. wątroby są różne u kobiet i mężczyzn. Badano ich wpływ na hodowle hepatocytów obydwu płci. Żeńskie komórki podzielono na grupy przed- i pomenopauzalną (w ten sposób uwzględniono wpływ zmian hormonalnych). Choć ze względu na czas życia komórek okres obserwacyjny trwał zaledwie 5 godzin i tak stwierdzono różnice międzypłciowe. Szczególnie rzucała się w oczy wyższa podatność hepatocytów kobiet w wieku pomenopauzalnym na leki wywołujące rozpowszechnione w tej grupie wiekowej wątrobowe skutki uboczne. Naukowcy podkreślają, że dotąd testy toksyczności leków prowadzono na osobnikach płci męskiej, zakładając, że wyniki w takim samym stopniu odnoszą się do osobników płci żeńskiej. W przypadku eksperymentów na hodowlach komórek w opisach rezultatów często w ogóle nie wspomina się o ich płci. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...