Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37627
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z Uniwersytetu Tokijskiego w ciągu dekady poprzedzającej erupcję wulkanu Ontake wykrywali podwyższone poziomy izotopu helu-3. Niewykluczone, że izotop ten jest związany z przebudzeniem się wulkanu, a jeśli tak, to może być on długoterminowym markerem nadchodzącej erupcji. Niewielkie ilości helu-3 są obecne w płaszczu ziemskim, natomiast w skorupie i w płaszczu powstaje też, wskutek rozpadu radioaktywnego, hel-4. Wyższy stosunek helu-3 do helu-4 wskazuje, że gaz pochodzi z płaszcza. Międzynarodowa grupa badawcza pracująca pod kierunkiem profesora Yuji Sano zauważyła, że pomiędzy czerwcem 2003 roku a listopadem 2014 przy gorących źródłach w pobliżu stożka wulkanicznego znacznie wzrósł stosunek helu-3 do helu-4. Zjawiska takiego nie obserwowano przy bardziej oddalonych źródłach. Co więcej, przy tych źródłach, przy których doszło do zmiany, stosunek obu izotopów był stabilny pomiędzy rokiem 1981 a 2000. Erupcja wulkanu Ontake miała miejsce 27 września 2014. Zginęło 58 osób, a 5 uznaje się za zaginione. Badania profesora Sano sugerują, że zmiana stosunku izotopów helu zapowiada nadchodzącą erupcję freatyczną, która spowodowana jest przez ciśnienie pary wodnej powstającej w kontakcie z magmą. "Chociaż metoda ta nie pozwala na przewidzenie erupcji w krótkim terminie, to jednak może być przydatna przy zarządzaniu ryzykiem i pomocna w unikaniu zagrożeń" - mówi Sano. « powrót do artykułu
  2. Google może wybrać kolejnego prezydenta USA. Wszelkie sondaże wskazują, że walka podczas przyszłorocznych wyborów będzie wyjątkowo wyrównana. A skoro tak, to drobna manipulacja wynikami wyszukiwania może przekonać niezdecydowanych do jednego lub drugiego kandydata. Robert Epstein psycholog z American Institute for Behavioral Research and Technology przeprowadził badania nad niezdecydowanymi wyborcami, którym podsuwano spreparowane wyniki wyszukiwania. Wyświetlając badanym takie wyniki, które stawiały konkretnego kandydata w lepszym świetle od konkurenta badacze byli w stanie spowodować, że ludzie mieli zamiar poprzeć właśnie tę osobę. Wystarczyła jedna 15-minutowa sesja z wyszukiwarką, by osoby niezdecydowane zaczęły lepiej postrzegać danego kandydata, a prawdopodobieństwo, że oddadzą na niego głos wzrastało o 37-63 procent. Wyniki takie uzyskano po pięciu podwójnie ślepych próbach na grupie 4500 niezdecydowanych wyborców z USA i Indii. Google odniósł się do uwag Epsteina stwierdzając, że algorytmy wyszukiwarki zostały pomyślane tak, by udzielać "trafnych odpowiedzi". Naukowca to jednak nie przekonuje. W jaki sposób dostarczanie 'trafnych odpowiedzi' na pytania związane z wyborami wyklucza możliwość faworyzowania jednego z kandydatów przez wyniki wyszukiwarek?, pyta uczony. Zdaniem Epsteina, pokusa wpływania na wynik wyborów jest duża. Uczony przypomina, że już w 1876 roku Rutheford B. Hayes wygrał wybory prezydenckie zaledwie jednym głosem elektorskim, a na ich wynik prawdopodobnie wpłynęły działania firmy Western Union, która go popierała. Przedsiębiorstwo w znacznej mierze zmonopolizowało rynek telegraficzny i miało umowę na wyłączność z Associated Press, której reporterzy korzystali z telegrafów Western Union przekazując teksty do redakcji. Dzięki temu Western Union mogła dopilnować, by na temat Hayesa ukazywały się tylko pozytywne wiadomości. Google średnio raz dziennie dostosowuje swoje algorytmy. Epstein twierdzi, że wystarczy, by któryś z pracowników dokonał drobnych zmian w algorytmach, a może w ten sposób zdecydować o wyniku wyborów. Gdy to czytacie Google może ustawiać wybory na całym świecie - mówi Epstein. « powrót do artykułu
  3. W centrum Mexico City odkryto tzompantli, czyli konstrukcję używaną przez Azteków do prezentowania czaszek jeńców złożonych w ofierze bogom. Jeńcy ci byli chwytani m.in. w czasie wojen kwietnych. W latach 1450-1454 Meksyk dotknęła susza, która spowodowała głód. Kapłani stwierdzili, że należy składać bogom więcej ofiar z ludzi. Dlatego też Tenochtitlan, Tlaxcala i Huexotzengo zawarły ze sobą umowę o toczeniu w ustalonym wcześniej miejscu tzw. wojen kwietnych. Ich celem było schwytanie jak największej liczby jeńców i złożenie ich w ofierze. Jako, że susza ustąpiła, uznano słuszność takiego postępowania. Tzompantli znajdowano już wcześniej, są one też znane ze sztuki azteckiej. Teraz za katedrą w Mexico City znaleziono tzompantli stworzone między rokiem 1485 a 1502. Konstrukcja oryginalnie miała około 34 metrów długości i 12 metrów szerokości, uważa archeolog Raul Barrera, który stał na czele grupy badawczej. Na róno ustawionych palach znajdowały się czaszki setek ludzi złożonych w ofierze. Tzompantli ma swoją specyficzną symbolikę. Chcemy więcej dowiedzieć się o niej dowiedzieć. Spodziewamy sie, że badania wykażą, iż czaszki z tego konkretnego tzompantli należały do wrogów Azteków, stwierdza Barrera. « powrót do artykułu
  4. Badanie sekwencji genów antywirusowych u afrykańskich małp sugeruje, że lentiwirusy blisko spokrewnione z HIV już 16 mln lat temu zakażały tutejsze naczelne. Zespół Welkina Johnsona z Boston College skupił się na genie przeciwwirusowym TRIM5. Kodowane przez ten gen białko bezpośrednio oddziałuje na kapsyd i nie dopuszcza do namnażania wirusa w komórce (stąd nazwa czynnik restrykcji). Ludzkie TRIM5 nie wpływa na HIV, ale u wielu małp występuje wariant proteiny, który neutralizuje w ten sposób wirusa i zapewnia odporność na HIV/AIDS. Ze względu na specyficzność w odniesieniu do retrowirusów (inne czynniki restrykcji mają szersze spektrum oddziaływania) naukowcy dywagowali, że ewolucja TRIM5 u afrykańskich małp mogłaby ujawnić wzorce doboru lentiwirusów blisko spokrewnionych z małpim wirusem niedoboru odporności SIV (od ang. simian immunodeficiency virus). By odtworzyć drzewo filogenetyczne genu TRIM5, Amerykanie przeanalizowali i porównali odpowiednie sekwencje DNA 22 gatunków naczelnych z Afryki. Klaster przystosowawczych zmian unikatowych dla TRMI5 ujawnił się w linii (podrodzinie) Cercopithecinae po oddzieleniu od gerez (Colobinae) ok. 16 mln lat temu. Analiza funkcjonalna zarówno występujących ortologów (genów homologicznych powstałych w wyniku specjacji), jak i zrekonstruowanych białek TRIM5 ujawniła, że klaster przystosowań zapewniał zdolność ograniczania lentiwirusów Cercopithecinae, ale nie miał już żadnego wpływu na pozostałe retrowirusy, w tym na lentiwirusy naczelnych innych niż Cercopithecinae. By to ustalić, autorzy publikacji z pisma PLoS Pathogens stworzyli panel 19 genów TRIM5 (istniejących i ancestralnych) i doprowadzili do ich ekspresji w liniach komórkowych. Wystawiając komórki na działanie 16 wirusów - lentiwirusów i in. - sprawdzali, jakie wersje TRIM5 zapewniały oporność na jakie wirusy. Eksperymenty wykazały, za co odpowiada wykryty wcześniej klaster. Korelacja między przystosowaniami specyficznymi dla linii [ewolucyjnej] a zdolnością ograniczania wirusów endemicznych dla tych samych gospodarzy stanowi poparcie dla hipotezy, że lentiwirusy blisko spokrewnione ze współczesnymi SIV były obecne w Afryce i zakażały przodków naczelnych z podrodziny Cercopithecinae już 16 mln lat temu. Daje to wgląd w ewolucję specyficzności TRIM5. « powrót do artykułu
  5. Powtarzalna stymulacja magnetyczna korzeni krzyżowych (ang. repetitive sacral root magnetic stimulation, rSMS) zmniejsza częstość moczenia nocnego. Naukowcy ze Szpitala Uniwersyteckiego w Asjucie podzielili 41 pacjentów z moczeniem nocnym na dwie grupy. Jedna przechodziła prawdziwą, a druga symulowaną stymulację magnetyczną na tym samym sprzęcie i z wykorzystaniem identycznych procedur. Badanie było podwójnie ślepe, co oznacza, że ani ochotnicy, ani naukowcy nie wiedzieli, kto trafił do jakiej grupy. Każdy z badanych przeszedł 10 sesji; w tygodniu 5 dni przeznaczano na sesje, a 2 dni były wolne. Stymulator umieszczano mniej więcej nad kręgiem krzyżowym S2. Przez 10 s podawano 15-Hz pulsy, później robiono półminutową przerwę (w sumie w czasie sesji na pacjenta działano 1500 pulsami). W procedurze placebo urządzenie modyfikowano w taki sposób, by tylko lekko stymulować leżące poniżej tkanki. Jak opowiadają autorzy raportu opublikowanego na łamach pisma Restorative Neurology and Neuroscience, wszyscy pacjenci przez co najmniej 3 miesiące przyjmowali trójpierścieniowy lek przeciwdepresyjny imipraminę. Choć nie stwierdzono zadowalających rezultatów, w czasie eksperymentu leczenie było kontynuowane. Wydaje się, że część działania rSMS można przypisać bezpośredniemu wpływowi na kontrolę pęcherza. [...] Wcześniej donosiliśmy, że pacjenci z moczeniem nocnym mają patologicznie nasiloną pobudliwość i zmniejszone hamowanie w obrębie kory ruchowej, niewykluczone więc, że stymulacja magnetyczna to skorygowała - wyjaśnia neurolog prof. Enab M. Khedr. W grupie przechodzącej prawdziwe rSMS pod koniec 2-tyg. eksperymentu średnia liczba epizodów moczenia spadła z 5,7 do 0,3 tygodniowo (dla porównania, w grupie kontrolnej odnotowano spadek z 6,5 do 1,8 tygodniowo). Choć w grupie kontrolnej wystąpił efekt placebo, miesiąc później u osób przechodzących prawdziwą powtarzalną stymulację korzeni krzyżowych poprawa nadal się utrzymywała (występował 1 epizod moczenia tygodniowo), podczas gdy grupa kontrolna powróciła do wartości wyjściowych (5,2 epizodu tygodniowo). Wszyscy pacjenci wypełniali wizualną skalę analogową (VAS) i wypełniali kwestionariusz SF-36v2. VAS pozwalał ocenić wpływ moczenia na jakość życia, a SF-36v2 na zdrowie fizyczne i psychiczne. Terapia rSMS poprawiła wyniki uzyskiwane m.in. w zakresie funkcjonowania społecznego czy witalności. « powrót do artykułu
  6. W Stanach Zjednoczonych mieszka około 5% ludności świata, ale w latach 1966-2012 miało tam miejsce 31% wszystkich masakr przeprowadzonych za pomocą broni palnej. Takie informacje przekazano podczas 110 Dorocznego Spotkania Amerykańskiego Towarzystwa Socjologicznego. Stany Zjednoczone, Jemen, Szwajcaria, Finlandia i Serbia to - jak wynika z danych 2007 Small Arms Survey - kraje o największej liczbie sztuk broni palnej w przeliczeniu na mieszkańca. Moje badania dowodzą, że kraje te znajdują się też wśród 15 państw, w których dochodzi do największej liczby masakr w przeliczeniu na mieszkańca. To nie jest przypadek - mówi profesor Adam Lankford z University of Alabama. Uczony przebadał liczne amerykańskie i światowe statystki dotyczące masakr dokonywanych za pomocą broni palnej. Wziął pod uwagę te wydarzenia, podczas których zginęły co najmniej 4 osoby, wykluczył natomiast przypadki przemocy domowej, wojny gangów, strzelaniny z samochodów oraz napady z bronią w ręku i przypadki wzięcia zakładników. Uczonego interesowały tylko strzelaniny w miejscach publicznych, gdy celem sprawcy lub sprawców jest zabijanie. Moje badania, przeprowadzone na przykładzie 171 krajów, przynoszą empiryczne dowody, że liczba sztuk broni palnej będącej w posiadaniu cywilów w przeliczeniu na liczbę mieszkańców to najsilniejszy wskaźnik przypadków publicznych strzelanin. Dotychczas tylko spekulowano na temat związku pomiędzy jednym a drugim. Tutaj widzimy dowód - mówi Lankford. W ramach swoich badań uczony przyjrzał się też broni wykorzystywanej przez zabójców i odkrył, że w poza USA osoby dokonujące masakr z 3,6-krotnie mniejszym prawdopodobieństwem używają wielu rodzajów broni. W stanach Zjednoczonych ponad połowa zabójców używa co najmniej dwóch rodzajów broni, zwykle broni palnej. Biorąc pod uwagę fakt, że w prywatnych rękach w USA jest o ponad 200 milionów sztuk broni więcej niż w jakimkolwiek innym kraju, nie dziwi fakt, że tutejsi zabójcy używają więcej rodzajów broni niż ci z zagranicy. Zdziwiło mnie natomiast, że w innych krajach każdy z tego typu morderców zabija średnio więcej osób (8,31) niż morderca w USA (6,87). Wynika to z faktu, że u nas mamy do czynienia z wieloma takimi atakami, stwierdza uczony. Naukowiec przypuszcza, że mniejsza liczba ofiar na zabójcę wynika w USA z faktu, że tutejsza policja jest lepiej przygotowana na konfrontację z tego typu przypadkami, szybciej więc reaguje i szybciej powstrzymuje mordercę. Badania wykazały również, że atakujący w USA częściej wybierają szkoły, fabryki lub magazyny i budynku biurowe. Z kolei napastnicy za granicą z większym prawdopodobieństwem niż amerykańscy mordercy za cel ataku obierają bazy wojskowe, koszary i punkty kontrolne. Lankford spekuluje, że do dużej liczby ataków w USA dochodzi dlatego, że wiele osób jest tu wychowywanych w kulcie 'amerykańskiego snu". Dowiadują się, że mogą osiągnąć sukces. Część z nich w pewnym momencie osiąga szczyt swoich możliwości, który ich nie satysfakcjonuje lub też mają złe kontakty z szefami, kolegami czy współpracownikami. Jeśli do tego dodamy schizofrenię, paranoję, narcyzm czy depresję to możemy próbować wyjaśnić, dlaczego w USA mamy nieproporcjonalnie dużą liczbę masakr w miejscach publicznych. Oczywiście w innych krajach również są ludzie cierpiący na różne przypadłości, ale tam z mniejszym prawdopodobieństwem rozwija się u nich zawyżona samoocena, którą obserwujemy u wielu morderców w USA. Oczywiście mają też mniejszą szansę na zdobycie broni - stwierdza Lankford. Zdaniem uczonego najlepszą metodą zmniejszenia liczby ataków jest zmniejszenie liczby broni w rękach cywilów. Naukowiec powołuje się tutaj na przykład Australii, gdzie w latach 1987-1996 doszło do czterech dużych ataków. Po tym jak podczas ostatniego z nich napastnik zabił 35 osób rząd Australii wprowadził ograniczenia i zaczął odkupować broń od obywateli. Liczba sztuk broni spadła o 20% i niemal od 20 lat Australia nie doświadczyła podobnego ataku. « powrót do artykułu
  7. Przeżywający problemy Sharp prowadzi negocjacje z firmą Hon Hai Precision Industry (Foxconn). Jak twierdzi japoński dziennik Asahi, rozmowy dotyczą fuzji wydziału wyświetlaczy Sharpa z Foxconnem. Inwestorzy i analitycy od dawna naciskali na Sharpa, by koncern zdecydowanie zmienił zreformował swoje wydziały zajmujące się produkcją wyświetlaczy LCD oraz elektroniki konsumenckiej. Stojący na czele Sharpa Kozo Takahashi początkowo odrzucał wszelkie sugestie zmian, jednak w ubiegłym miesiącu oznajmił, że jest gotowy na duża restrukturyzację, w tym na strategiczne rozmowy dotyczące wydziału LCD. Na razie nie wiadomo, co stanie się z wydziałem LCD Sharpa. Hon Hai może weń zainwestować bądź do odkupić, sprawa jednak nie jest przesądzona, gdyż podobno Sharp rozważa też zwrócenie się o pomoc do rządowego funduszu. Obecnie Sharp i Foxconn mają wspólną fabrykę LCD w miejscowości Sakai w prefekturze Osaka. « powrót do artykułu
  8. Ludzie podróżujący na długie dystanse przyczyniają się do rozprzestrzeniania lekooporności. Naukowcy przyjrzeli się 35 studentom ze Szwecji, którzy polecieli na wymianę do Indii lub środkowej Afryki. Po powrocie w ich mikrobiomie jelitowym odnotowano zwiększoną różnorodność genów antybiotykooporności. Autorzy publikacji z pisma Antimicrobial Agents and Chemotherapy stwierdzili 2,6-krotny wzrost w zakresie genów kodujących oporność na sulfonamidy, 7,7-krotny w przypadku trimetoprymu, a także 2,6-krotny dla antybiotyków beta-laktamowych. Co ważne, stało się tak bez kontaktu z tymi lekami. Przed wyjazdem wymienione geny lekooporności nie były częste w badanej grupie. Dr Anders Johansson z Uniwersytetu w Umei nie wierzy, że za wzrost antybiotykooporności w całości odpowiada nadużywanie tych leków (choć, oczywiście, nie zaprzecza, że nadmierne wykorzystanie stanowi olbrzymi problem). Obecnie pełnię funkcję szefa wydziału kontroli zakażeń i z tej pozycji widać doskonale, że lekooporność nie jest już generowana głównie w szpitalach. Zamiast tego pacjenci przynoszą do szpitala własne bakterie z genami lekooporności - stanowią one część ich mikrobiomu. Dywagowaliśmy, że mikroflora jelit stanowi platformę do przemieszczania się wielu genów lekooporności na duże odległości, nawet gdy nie stosuje się antybiotykoterapii. Szwedzcy naukowcy ustalili, że wzrost liczebności i różnorodności genów oporności wystąpił, mimo że żaden ze studentów nie zażywał antybiotyków ani przed, ani w czasie wyjazdu. Zespół sądzi, że zjawisko to stanowi skutek spożycia skażonych genami lekooporności pokarmów lub wody. Dowodem na potwierdzenie tezy, że liczba/różnorodność genów lekooporności wzrosła w czasie podróży, jest fakt, że przed wyjazdem geny oporności na β-laktamazy o rozszerzonym spektrum działania (ang. extended-spectrum beta-lactamases, ESBL) występowały u 1 osoby na 35, a po powrocie już u 12. Opisując schemat studium, Johansson wyjaśnia, że przed i po podróży studentów poproszono o dostarczenie próbki kału. W odróżnieniu od wcześniejszych badań, zastosowano jednak sekwencjonowanie metagenomiczne. W ten sposób uzyskano przegląd całego mikrobiomu i wszystkich genów lekooporności, a nie genów lekooporności bakterii, które dobrze rosną w laboratorium. Johansson podkreśla, że kluczowe jest zahamowanie dalszego rozprzestrzeniania genów lekooporności po powrocie podróżujących do ich macierzystego kraju. Do tego potrzeba jednak zarówno dobrze poinformowanego społeczeństwa, jak i dobrze funkcjonującego systemu opieki zdrowotnej. « powrót do artykułu
  9. Mozilla zmienia politykę dotyczącą dodatków dla Firefoksa. Różnego typu rozszerzenia to największa siła firmowej przeglądarki. To m.in. dzięki nim Firefox w swoim czasie przełamał dominację Internet Explorera. Jednak w ostatnich latach przewagę zdobył Chrome, który odebrał znaczną część rynku zarówno IE jak i Firefoksowi. Dlatego też Mozilla postanowiła zmienić zasady tworzenia dodatków. Chcemy, by rozwój rozszerzeń bardziej przypominał rozwój witryn. Ten sam kod powinien działać na wielu różnych przeglądarkach. Całość powinna opierać się na standardach, a użytkownik powinien mieć dostęp do szerokiej dokumentacji stworzonej przez twórcę dodatku - napisał na firmowym blogu Kev Needham, jeden z menedżerów odpowiedzialnych za rozwój Firefoksa. Mozilla przegotuje nowe API, które będzie kompatybilne z silnikiem Blink wykorzystywanym przez przeglądarki Chrome oraz Opera.. Dzięki tej kompatybilności programistom będzie znacznie łatwiej przygotować rozszerzenie działające na kilku przeglądarkach. Mozilla oczywiście oficjalnie tego nie przyznaje, jednak można przypuszczać, że to słabnąca pozycja Firefoksa skłoniła firmę do zmiany polityki. Dzięki temu użytkownicy Firefoksa mogą liczyć na to, że mimo jego spadającego znaczenia nadal będą tworzone dodatki. Najnowsza przeglądarka Microsoftu, Edge, nie korzysta obecnie z dodatków. Jednak ma się to zmienić jesienią. Edge będzie wówczas kompatybilna z rozszerzeniami dla Chrome'a. Dzięki temu programiści niewielkim dodatkowym nakładem pracy będą mogli oferować swoje produkty użytkownikom wszystkim najważniejszym przeglądarkom na rynku desktopów. « powrót do artykułu
  10. Windows 10 budzi liczne kontrowersje. Prasa niedawno szeroko rozpisywała się na temat warunków użytkowania systemu czy ilości danych, jakie przekazuje on na serwery Microsoftu. Pomimo tego, że wiele firm i programów działa podobnie i zastrzega sobie podobne prawa odnośnie prywatności, nowy OS znalazł się pod szczególnym ostrzałem. Atmosfera wokół niego spowodowała, że niektóre serwisy z torrentami zablokowały lub mają zamiar zablokować użytkowników Windows 10. Wszystko przez to, że pojawiły się pogłoski, jakoby Microsoft miał zamiar kasować torrenty z komputerów użytkowników. Plotka wzięła się stąd, że w umowie licencyjnej czytamy, iż firma zastrzega sobie prawo do publikacji takich zmian w oprogramowaniu i konfiguracji, które uniemożliwią graczom wykorzystywanie pirackich gier. Właściciele torrentów obawiają się, że podobne działania Microsoft może prowadzić przeciwko pirackim filmom czy muzyce, a strach napędza też obawa, że koncern będzie zbierał szczegółowe dane na temat torrentów i przekazywał je organizacjom antypirackim. Niestety Microsoft zdecydował się całkowicie zrezygnować z ochrony danych i dostarczać informacje, jakie zbierze, stronom trzecim. Jest wśród nich jedna z największych firm antypirackich MarkMonitor. Windows 10 wysyła na ich serwery całą zawartość dysku twardego użytkownika. Sprawy zaszły za daleko i jest to zagrożenie dla takich witryn jak nasza, dlatego też musieliśmy podjąć odpowiednie działania - oświadczyli administratory strony iTS. W rzeczywistości jednak Microsoft od lat współpracuje z MarkMonitor, gdyż obie firmy walczą m.in. ze spamerami. Nie ma też żadnych dowodów na to, by dzieliły się informacjami dotyczącymi piractwa. Jednak wiele witryn z torrentami na wszelki wypadek postanowiło zablokować możliwość łączenia się z ich witryną za pomocą Windows 10. « powrót do artykułu
  11. W ciągu ostatniej dekady pszczoły, od których zależy 1/3 produkcji żywności, doświadczały gwałtownego tajemniczego zjawiska zwanego masowym ginięciem pszczoły miodnej (Colony Collapse Disorder, CCD). Jedną z przyczyn zanikania kolonii pszczół jest prawdopodobnie inwazja pajęczaka Varroa destructor, który żywi się krwią pszczelich larw. W najnowszym numerze Nature Communications międzynarodowy zespół naukowców informuje, że populacja dzikich pszczół w okolicach Ithaca w stanie Nowy Jork jest silna jak nigdy wcześniej. Dzieje się tak pomimo tego, że Varroa destructor atakuje tamtejsze kolonie od połowy lat 90. Otrzymały mocny cios, ale się odrodziły. Wydaje się, że populacja rozwinęła genetyczną odporność - mówi profesor Alexander Mikheyev z Okinawa Institute of Science and Technology Graduate University (OIST). Naukowcy z OIST i Cornell University przeprowadzili badania genetyczne pszczół złowionych w 1977 roku i porównali je z pszczołami z roku 2010. Tego typu badania są niezwykle rzadko prowadzone, gdyż niewiele osób odławia i przechowuje pszczoły, a jeszcze mniej potrafi zrobić to tak, by zachował się materiał genetyczny wystarczająco dobrej jakości. Na szczęście profesor Tom Seeley pisał pracę doktorską o pszczołach, a złowione osobniki przekazywał do Cornell University Insect Collection. Dzięki temu po raz pierwszy można było obserwować zmiany u pszczół przed i po inwazji pajęczaka. Dzięki tym próbkom mogliśmy porównać to, jak sobie wyobrażamy zmiany ewolucyjne z tym, jak rzeczywiście one zachodzą - stwierdził Mikheyev. Naukowcy byli w stanie zauważyć zmiany ewolucyjne, które zaszły w ciągu zaledwie kilku dekad. Okazało się, że doszło m.in. do znacznych zmian w obrębie mitochondriów. Jedną z najbardziej interesujących była zmiana w genie związanym z receptorem dopaminowym odpowiedzialnym za kontrolę uczenia awersyjnego. Z innych badań wiemy, że ten receptor jest prawdopodobnie odpowiedzialny za iskanie się pszczół, podczas którego zwierzęta wynajdują pasożyty i je zjadają. Naukowcy znaleźli też wiele zmian w genach odpowiedzialnych za rozwój. Pasożytnicze pajęczaki żerują na larwach, naukowcy przypuszczają więc, że zmiany mają służyć zakłóceniu tego procesu. Zauważono również zmiany fizyczne. Dzisiejsze pszczoły są mniejsze i mają inny kształt skrzydeł. Naukowcy podkreślają, że zaobserwowanych zmian nie można przypisać pojedynczemu czynnikowi, zauważają jednak, że wiele z nich jest na tyle złożonych, że z pewnością nie są przypadkowymi mutacjami ani nie zostały spowodowane wprowadzeniem genów od innych gatunków pszczół. Mamy tutaj do czynienia ze zmianami, takimi jak te w genie receptora dopaminy, które mogą prowadzić do pojawienia się bardziej odpornych pszczół. Badania sugerują, że bardzo ważne jest utrzymanie dużej różnorodności genetycznej pszczół hodowlanych, co w przyszłości pozwoli pokonać problemy, stwierdza Mikheyev. « powrót do artykułu
  12. Pojedyncza sesja z e-papierosem (w przybliżeniu odpowiadająca wystawieniu na oddziaływanie nikotyny z jednego papierosa tradycyjnego) zmniejsza odruch kaszlu. Naukowcy badali 30 dorosłych, którzy nigdy nie palili i w wywiadzie nie mieli astmy ani innych chorób układu oddechowego. Ochotnicy przeszli testy kaszlowe, które miały wykazać, jak e-papierosy oddziałują na odruch kaszlowy. By wywołać kaszel, zastosowano kapsaicynę. W ten sposób ustalono wyjściową wrażliwość odruchu. Zespół Petera V. Dicpinigaitisa z Montefiore Medical Center sprawdzał, jakie stężenie alkaloidu (C5) wywołuje pięć lub więcej kaszlnięć. Później trzeba się było 30 razy zaciągnąć e-papierosem (odstępy między zaciągnięciami wynosiły 30 s). Kwadrans po zakończeniu sesji ponownie przeprowadzano test z kapsaicyną. Po upływie doby powtarzano go jeszcze raz. Okazało się, że kwadrans po wypaleniu elektronicznego papierosa spadła wrażliwość odruchu (C5 wzrosło). Dobę później C5 wróciło do poziomu wyjściowego. Po ekspozycji na e-papierosa bez nikotyny 8-osobowa grupa z najsilniej zahamowanym uprzednio odruchem kaszlu nie wykazywała żadnych jego spadków. Autorzy publikacji z pisma Chest sądzą, że za zaobserwowane zjawiska odpowiada nikotyna. Wcześniejsze badania wykazały, że bezpośrednio po zażyciu nikotyna wywołuje kaszel, co sugeruje, że alkaloid działa dwojako: natychmiastowo stymuluje, ale później hamuje odruch kaszlu. « powrót do artykułu
  13. Lipiec 2015 roku był najcieplejszym miesiącem w historii pomiarów. Okres styczeń-lipiec 2015 również był najcieplejszy w historii. Amerykańska Narodowa Administracja Atmosferyczna i Oceaniczna (NOAA) informuje, że w lipcu średnia temperatura nad powierzchnią lądów i oceanów była o 0,81 stopnia Celsjusza wyższa niż średnia dla XX wieku. Lipiec był też najcieplejszym miesiącem od 1880 roku. Średnia temperatura w tym miesiącu wyniosła 16,61 stopnia Celsjusza. Średnia temperatura lipca nad lądem była o 0,96 stopnia Celsjusza wyższa od średniej XX-wiecznej, była to 6. rekordowa wysoka temperatura nad lądem dla lipca od 1880 roku. Z kolei średnia temperatura nad oceanami była o 0,75 stopnia Celsjusza wyższa od średniej XX-wiecznej. Była to najwyższa średnia temperatura zmierzona dla jakiegokolwiek miesiąca w latach 1880-2015. Do pobicia rekordu przyczyniły się głównie rekordowo wysokie temperatury nad Oceanami Spokojnym i Indyjskim. Średni zasięg lodu arktycznego lodu morskiego był o 9,5% niższy od średniej z lat 1981-2010. To ósmy najmniejszy zasięg od czasu rozpoczęcia pomiarów satelitarnych w roku 1979, jednocześnie zaś był to największy zasięg od 2009 roku. Z kolei zasięg pływającego lodu antarktycznego był o 3,8% powyżej średniej z lat 1981-2010. Był to 4. największy zanotowany lipcowy zasięg lodu. « powrót do artykułu
  14. Chemicy z George Washington University (GWU) opracowali technologię, która zamienia atmosferyczny dwutlenek węgla w użyteczny materiał. Być może w przyszłości węglowe nanowłókna będziemy pozyskiwać z powietrza, a technika ta będzie jednym z elementów zapobiegania globalnemu ociepleniu. To interesujące, ekscytujące badania, ale musimy pamiętać, że to dopiero pierwszy krok. Jest jeszcze dużo do zrobienia - studzi zapał James Tour z Rice University. Grupa pracująca pod kierunkiem Stuarta Lichta wynalazła technologię nazwaną STEP (Solar Thermal Electrochemical Process). Najpierw naukowcy przepuszczają prąd przez dwie elektrody znajdujące się w tyglu wypełnionym stopionym węglanem litu. Związek ten absorbuje CO2 z powietrza. Dwutlenek węgla przechodzi elektrolizę, a atomy węgla wędrują do anody. Zwykle w takim procesie powstaje zupełnie bezużyteczna forma węgla, jednak uczeni z GWU odkryli, że jeśli węglan litu zostanie wzbogacony przez odpowiednie metale, powstają węglowe nanowłókna. Pierwszym z tych metali jest cynk, który rozpoczyna proces formowania się włókien, następnie inne metale - mogą to być nikiel, miedź, kobalt lub żelazo - działają jak rusztowania, na których włókna rosną. STEP jest wyjątkowo wydajny. Odpowiednie dobranie metali, napięcia i temperatury powodują, że aż 95% prądu wykorzystywanego w tej technologii jest zużywane na reakcję, w której powstają nanowłókna. Lich i jego zespół twierdzą, że po udoskonaleniu STEP pozwoli na tańszą niż dotychczas produkcję węglowych nanowłókien. A przy okazji przyczyni się do oczyszczenia atmosfery. Naukowcy obliczyli, że gdyby STEP był stosowany na powierzchni równej 10% powierzchni Sahary, czyli na powierzchni 940 000 km2 (to trzykrotnie więcej niż powierzchnia Polski), to w ciągu 10 lat można by zmniejszyć ilość atmosferycznego CO2 do poziomu sprzed rewolucji przemysłowej. Tour zauważa, że STEP nie jest jeszcze gotowy do przemysłowego użycia. Na razie produkuje bardzo krótkie nanowłókna. Dopóki twórcy tej technologii nie będą potrafili uzyskać długich włókien nawijanych na szpulę, nie będzie można jej wykorzystać w przemyśle. Andrew Bocarsly, chemik z Princeton University uważa, że nawet jeśli STEP pozwoli na usunięcie z atmosfery 0,01% CO2 emitowanego przez ludzkość, będzie to duży krok naprzód. STEP nie jest rozwiązaniem, ale może być częścią rozwiązania, stwierdza uczony. « powrót do artykułu
  15. Pocałunek romantyczny (czy mający podtekst seksualny) wcale nie jest tak uniwersalny, jak mogłoby się wydawać. W niektórych kulturach jest wręcz postrzegany jako odpychający. By sprawdzić, gdzie całowanie występuje, a gdzie nie, Justin Garcia z Instytutu Kinseya na Uniwersytecie Indiany przyglądał się 168 kulturom z całego świata. Okazało się, że pocałunek romantyczny, definiowany jako przedłużone lub nie zetknięcie warg z wargami, występuje w zaledwie 46% kultur. Dywagowaliśmy, że przedstawiciele niektórych kultur nie będą się angażować w romantyczne pocałunki lub będą je uznawać za dziwny sposób okazywania bliskości, zaskoczył nas jednak fakt, że pod kategorię tę podpadła większość kultur. To sygnał, jak zachodni etnocentryzm może zmienić myślenie o ludzkim zachowaniu. Pocałunki romantyczne (z podtekstem seksualnym) były najbardziej rozpowszechnione na Środkowym Wschodzie; występowały we wszystkich 10 uwzględnionych kulturach. W Ameryce Północnej, Europie i Azji stwierdzono je w, odpowiednio, 55, 70 i 73% kultur. Nie było dowodów na romantyczne pocałunki z Ameryki Środkowej. Nie wspominał o nich również żaden etnograf pracujący z mieszkańcami subsaharyjskiej Afryki lub zbieraczami/rolnikami z Nowej Gwinei czy Amazonii. Garcia i inni natrafili na związki między złożonością kultury a całowaniem: im bardziej złożone i podzielone na warstwy społeczeństwo, tym większa częstość występowania romantycznych pocałunków. Garcia podkreśla, że ostatnimi czasy ponownie wzrosło zainteresowanie rolą bliskiego kontaktu i całowania w życiu uczuciowym i seksualnym i niektórzy naukowcy postulowali uniwersalność pocałunku erotycznego (część uczonych twierdziła, że występuje on w 90% społeczeństw). Szybko jednak zdaliśmy sobie sprawę, że do oceny rzeczywistej częstości zachowania w różnych społecznościach nikt nie stosował metod międzykulturowych [...]. Amerykanin tłumaczy, że całowanie to sposób na poznanie partnera, na wykrycie chemii, ewentualną ocenę stanu zdrowia via smak i zapach, a także ocenę wzajemnego dopasowania. Prawdopodobnie istnieją biologiczne podstawy pocałunku, ponieważ często obejmuje on wymianę feromonów, śliny i patogenów [...]. « powrót do artykułu
  16. Odchudzający się, którzy jedzą w biegu, zwiększają spożycie pokarmów później w ciągu dnia, co grozi dalszym przyrostem wagi. Psycholodzy w Uniwersytetu Surrey przeprowadzili eksperyment z udziałem 60 kobiet (odchudzających się i niebędących na diecie). Panie proszono o zjedzenie zbożowego batonika w 3 okolicznościach. Pierwsza grupa jadła, oglądając 5-min klip z serialu "Przyjaciele", druga chodząc po korytarzu, a trzecia podczas rozmowy z siedzącym naprzeciwko znajomym. Później ochotniczki wypełniały kwestionariusz kontrolny i brały udział w teście smaku (w miseczkach umieszczano czekoladę, pokrojoną w słupki marchew, winogrona i chipsy; po wyjściu danej kobiety z pomieszczenia sprawdzano, ile zjadła). Okazało się, że odchudzające się jadły więcej przekąsek w czasie testu smaku, jeśli wcześniej zjadły batonika, krążąc po korytarzu. Co ważne, panie pochłaniały 5-krotnie więcej czekolady. Jedzenie w biegu może sprawiać, że osoby będące na diecie przejadają się później w czasie dnia - podkreśla prof. Jane Ogden. Może się tak dziać, bo chodzenie to silny rozpraszacz uwagi, który zaburza naszą zdolność do oceny wpływu jedzenia na głód. Niewykluczone też, że spacerowanie, nawet po korytarzu, jest postrzegane jako forma ćwiczenia, która usprawiedliwia późniejsze spełniające funkcje nagrody przejadanie. Choć chodzenie miało największy wpływ, do tycia może prowadzić każda postać rozpraszania, np. jedzenie przy biurku. Kiedy nie koncentrujemy się w pełni na posiłkach i procesie pobierania pokarmu, wpadamy w pułapkę bezmyślnego jedzenia, podczas którego nie śledzimy lub nie rozpoznajemy właśnie spożytego pokarmu. « powrót do artykułu
  17. Gartner informuje, że po raz pierwszy doszło do spadku sprzedaży smartfonów w Chinach. W II kwartale bieżącego roku sprzedaż tych urządzeń była o 4% niższa niż w analogicznym okresie ubiegłego roku. Chiński rynek się nasycił. Teraz napędzają go osoby, które wymieniają stary sprzęt. Jest mniej kupujących pierwszy smartfon - poinformował Anshul Gupta, dyrektor ds. badań. Pomiędzy początkiem kwietnia a końcem czerwca co trzeci sprzedawany na świecie smartfon trafiał w ręce klienta w Chinach. Swoje udziały na rynku smartfonów zwiększył Apple, do którego należy obecnie 14,6% rynku (przed rokiem było to 12,2%). Amerykański koncern sprzedał w Chinach w ciągu kwartału 11,9 miliona iPhone'ów, czyli o 68% więcej niż rok wcześniej. Spadły za to, z 26,2 do 21,9 procent udziały Samsunga w światowym rynku. O sukcesie może za to mówić koncern Huawei, który na rynkach globalnych zanotował aż 46,3-procentowy wzrost sprzedaży swoich urządzeń. « powrót do artykułu
  18. Jednym z nowych mechanizmów bezpieczeństwa w Windows 10 jest Windows Hello, technologia biometryczna, która pozwala m.in. na logowanie się do komputera dzięki rozpoznawaniu twarzy. Korzysta ona z intelowskiej kamery RealSense używającej trzech kamer - działających w podczerwieni, z soczewkami 3D oraz tradycyjnych. Dziennikarze The Australian postanowili sprawdzić, czy Windows Hello może oszukać korzystając z pomocy bliźniąt. Skorzystali z Australian Twin Registry i zaprosili do współpracy sześć par jednojajowych bliźniąt. Jedno z rodzeństwa zakładało konto wykorzystując do tego celu swoje zdjęcie, a następnie drugie z nich usiłowało się na to konto zalogować. W pięciu przypadkach komputer nie dał się oszukać. Zalogować się mogło tylko to z bliźniąt, które było właścicielem konta. Nie pomogły próby oszukania systemu za pomocą zmian fryzury czy okularów. Możliwe za to było utworzenie wspólnego konta dla obu bliźniąt, wgranie zdjęć obu. W przypadku jednej z par, 11-letnich dziewczynek, komputer po utworzeniu konta nie chciał dopuścić doń żadnego z bliźniąt. To jedyny przypadek, gdy Windows Hello i RealSense zawiodły. Dobra wiadomość jest taka, że ani razu do komputera nie została dopuszczona nieuprawniona osoba. Wydaje się zatem, że technologia Intela i Microsoftu dobrze spełnia swoją rolę. Windows Hello to część większego projektu o nazwie Microsoft Passport. Gdy zostaniemy pozytywnie zidentyfikowani przez Windows Hello wówczas Microsoft Pasport ma nas bezpiecznie logować w innych programach czy na stronach internetowych. Usługa ma działać wszędzie tam, gdzie jest wykorzystywany protokół Fast ID Online. W przyszłości. W ramach FIDO Alliance, którego celem jest stworzenie uniwersalnego systemu uwierzytelniania, współpracują ze sobą tacy giganci jak Microsoft, ARM, Google, Alibaba, Intel, MasterCard, NTT DoCoMo, Qulacomm, Samsung czy RSA. W przyszłość uwierzytelniania biometryczne może zastąpić hasła. « powrót do artykułu
  19. Od czasu odkrycia grafenu naukowcy na całym świecie uzyskali dziesiątki dwuwymiarowych materiałów. Jednak w przypadku zdecydowanej większości z nich nie udało się nawet zbadać ich właściwości, gdyż materiały te są niezwykle niestabilne i w kontakcie z powietrzem ulegają błyskawicznej degeneracji. Naukowcy z University of Manchester, uczelni na której odkryto grafen, informują o wynalezieniu metody stabilizowania takich materiałów w warunkach laboratoryjnych. To pozwoli badać ich właściwości oraz prowadzić prace nad ich wersjami wielowarstwowymi czy też nad ich ustabilizowaniem podczas codziennego użytku. Nowa technika polega na chronieniu badanego materiału za pomocą bardziej stabilnych materiałów 2D, takich jak grafen, w izolowanym środowisku wypełnionym obojętnym gazem. Zespół doktora Romana Gorbaczewa wykorzystał nową technikę do ustabilizowania dwóch materiałów, którymi nauka szczególnie się interesuje - czarnego fosforu oraz diselenku niobu. To bardzo ważny przełom w badaniach nad dwuwymiarowymi materiałami. Odkrycie to pozwala nam bowiem na zwiększenie różnorodności materiałów, które możemy poddawać eksperymentom, stwierdził uczony. Im więcej materiałów będziemy mogli zbadać, tym więcej potencjalnych zastosowań się pojawi - mówi Andre Geim, jeden z odkrywców grafenu. « powrót do artykułu
  20. Pacjentów z dną moczanową, którzy uważają, że pomidory wywołują u nich ataki choroby, ucieszy wiadomość, że naukowcy z Uniwersytetu Otago znaleźli biologiczne wskazówki na potwierdzenie tej tezy. Na początku Nowozelandczycy prowadzili wywiady z 2051 pacjentami z potwierdzoną klinicznie dną. Siedemdziesiąt jeden procent ankietowanych wspominało o więcej niż jednym pokarmowym wyzwalaczu epizodów choroby. W 20% przypadków wskazywano pomidory. Jak podkreśla doktorantka Tanya Flynn, pomidory okazały 4. najczęściej wymienianym wyzwalaczem (po owocach morza, alkoholu i czerwonym mięsie). Mając to na uwadze, naukowcy przeanalizowali dane 12.720 kobiet i mężczyzn z trzech długoterminowych amerykańskich studiów zdrowotnych. Dane ujawniły, że spożycie pomidorów wiąże się z wyższymi poziomami kwasu moczowego we krwi, a to główna przyczyna dny. Flynn dodaje, że choć badanie, którego wyniki ukazały się w piśmie BMC Musculoskeletal Disorders, nie było nastawione na udowodnienie, że pomidory wyzwalają ataki dny, to sugeruje ono, że produkt ten może zmienić poziom kwasu moczowego w stopniu porównywalnym do powszechnie akceptowanych i znanych wyzwalaczy. Odkryliśmy, że dodatnia korelacja między spożywaniem pomidorów a stężeniem kwasu moczowego dorównuje korelacjom dla owoców morza, czerwonego mięsa, alkoholu i słodzonych napojów. By ustalić, czy pomidory powinno się dopisać do listy wyzwalaczy, trzeba przeprowadzić badania interwencyjne, lecz opisane studium to pierwszy krok w kierunku potwierdzenia tej hipotezy. « powrót do artykułu
  21. Wg specjalistów, nosorożec sumatrzański (Dicerorhinus sumatrensis) wyginął w Malezji na wolności. Los gatunku, który kiedyś występował w górskich i nizinnych lasach tropikalnych południowo-wschodniej Azji, zależy od 100 lub mniej dzikich osobników z Indonezji, a także 9 okazów trzymanych w niewoli. Jeśli chodzi o te ostatnie, jedno zwierzę mieszka w Cincinnati Zoo (i ma być wkrótce przeniesione do Indonezji), trzy w ośrodkach w stanie Sabah w Malezji, a pięć w Rezerwacie Nosorożców Sumatrzańskich na Sumatrze. Nie wiadomo, ile dokładnie nosorożców zostało. To pokłosie stosowania niedokładnych metod oraz braku funduszy na badania w terenie. Wszystko wskazuje jednak na to, że liczba D. sumatrensis jest mała i ciągle spada. Kilka zwierząt pozostało na Borneo, na Sumatrze występują też 3 małe, ale na szczęście nadal rozmnażające się populacje. Mimo wysiłków, od 2007 r. nie natrafiono w Malezji na żadne ślady D. sumatrensis, poza dwiema samicami, które odłowiono do celów rozrodczych w 2011 i 2014 r. Raport nt. stanu gatunku ukazał się w piśmie Oryx. Choć utworzono obszary chronione i zastosowano inne zabiegi konserwacyjne, w zasięgu występowania gatunku nadal odnotowywano kolejne lokalne wyginięcia. Rozmnażanie w niewoli także nie szło dobrze. Od 1984 r. schwytano do rozrodu 45 nosorożców, ale do 2001 r. nie odnotowano ani jednego sukcesu. Od tej pory rozmnożyły się tylko 2 pary. Trzy młode urodziły się parze z Cincinnati Zoo, a jedno w Rezerwacie Nosorożców Sumatrzańskich. Dla przetrwania gatunku ważne jest, by zachowane nosorożce sumatrzańskie traktować jako metapopulację. To oznacza, że by zmaksymalizować globalny współczynnik urodzeń, wszystkimi powinno się zajmować w ramach jednego [...] programu - podkreśla doktorant Rasmus Gren Havmøller z Centrum Makroekologii, Ewolucji i Klimatu Uniwersytetu Kopenhaskiego. Wg ekspertów, rozwiązaniem są m.in. strefy intensywnego nadzoru czy, inaczej, wzmożonej ochrony przed kłusownikami, gdzie przenoszono by poszczególne nosorożce. W ten sposób zwiększano by liczbę potencjalnych partnerów seksualnych. Za kwestię pilną uznaje się także prace nad zaawansowanymi technikami rozrodu. Na singapurskim Szczycie Antykryzysowym (Sumatran Rhino Crisis Summit, SRCS) na przełomie marca i kwietnia 2013 r. wytypowano działania kluczowe dla ochrony nosorożca sumatrzańskiego, zaś w październiku tego samego roku pięć azjatyckich krajów, w których występują nosorożce (Bhutan, Malezja, Indie, Indonezja i Nepal), podpisało w Bandar Lampung wspólną deklarację dot. nosorożców jawajskich, indyjskich i właśnie sumatrzańskich. Tygrysy w Indiach ocalono dzięki interwencji Gandhiego, który utworzył Projekt Tygrys. Interwencja na tym samym szczeblu prezydenta Indonezji Joko Widody może pomóc odwrócić los nosorożców - podkreśla Christy Williams z WWF-u. « powrót do artykułu
  22. Naukowcy z University of East Anglia (UEA) twierdzą, że przez ponad 10 lat międzynarodowe agencje źle szacowały emisję węgla z terenu Chin. Zdaniem naukowców w latach 2000-2013 Chiny wyemitowały do atmosfery 2,9 miliarda ton węgla mniej niż sądzono. Nowe szacunki chińskiej emisji wykonał międzynarodowy zespół naukowców, w skład którego wchodzili m.in. uczeni z Uniwersytetu Harvarda, UEA, Chińskiej Akademi Nauk, Uniwersytetu Tsinghua i 15 innych instytucji badawczych. Ocenie ponownie poddano emisję ze spalania paliw kopalnych i produkcji cementu z lat 1950-2013. Wiadomo, że w latach 2010-2012 Chiny odpowiadały za niemal 30% całego wzrostu globalnej emisji węgla. Jednak dokładne dane wciąż są przedmiotem sporów spowodowanych niepewnością co do szacunków konsumpcji energii i emisji. Różnice w szacunkach mogą sięgać aż 40% dla danego roku. W przeprowadzonej obecnie analizie za jeden z głównych czynników wzięto jakość paliwa. Zwykle nie bierze się go pod uwagę. Chiny to największy na świecie konsument węgla, jednak spalają one głównie węgiel niskiej jakości, jak np. węgiel brunatny, który ma niższą wartość energetyczną i zawartość węgla niż surowiec spalany w USA i Europie - mówi profesor Dabo Guan, jeden z głównych autorów badań. Chiny to jeden z pierwszych krajów, który przeprowadził całościową analizę jakości używanego węgla. Nasze badania sugerują, że w ostatnich latach znacząco przeszacowano chińską emisję CO2. Jeśli chcemy oceniać postępy, jakie poszczególne kraje czynią w redukcji emisji, to musimy wyjść od dokładnych danych - stwierdza uczony. Z nowych obliczeń wynika, że w latach 2000-2012 konsumpcja energii w Chinach była o 10% wyższa, niż szacowano. Jednocześnie jednak emisja węgla była o 40% niższa, a emisja z produkcji cementu o 45% niższa. Dla roku 2013 globalna emisja węgla z terenu Chin wynosiła 2,49 gigaton, czyli o 14% mniej niż dotychczasowe szacunki wykonywane m.in. przez amerykańskie Carbon Dioxide Information Analysis Centre (CDIAC) czy europejskie Emissions Database for Global Atmospheric Research (EDGAR). CDIAC i EDGAR były oficjalnymi źródłami danych dla najnowszego raportu IPCC. Teraz, dzięki dokładnemu opisowi węgla używanego w Chinach wiemy, że Państwo Środka emituje do atmosfery znacznie mniej CO2 niż sądzono. « powrót do artykułu
  23. Już w przyszłym roku wystartuje kolejna marsjańska misja NASA InSight. Każdy chętny może teraz wysłać na Marsa swoje nazwisko. Wystarczy przed 8 września wejść na prowadzoną przez NASA witrynę i zostawić na niej swoje dane. Trafią one do mikrochipa, który poleci na Czerwoną Planetę. To już druga w historii okazja, by nasze nazwiska poleciały w przestrzeń kosmiczną. W ubiegłym roku można było wysłać swoje dane na pokładzie Oriona podczas jego pierwszego lotu testowego w przestrzeni kosmicznej. Wówczas w projekcie wzięło udział 1,38 miliona osób. Teraz chęć wysłania danych na Marsa zgłosiło nieco ponad 80 000 chętnych. Zadaniem misji InSight (Interior Exploration using Seismic Investigations, Geodesy and Heat Transport) jest zbadanie wnętrza i ewolucji planet skalistych. „Okienko startowe” dla misji otworzy się 4 marca 2016 roku i pozostanie otwarte do 30 marca. NASA przewiduje, że InSight dotrze do Marsa 28 września 2016 roku. Jednym z instrumentów badawczych będzie specjalny próbnik umieszczony na głębokości 3-5 metrów, którego zadaniem będzie badanie przepływu ciepła we wnętrzu planety. Próbnik ten to kluczowy element Heat Flow and Physical Properties Package (HP3) dostarczonego przez Niemieckie Centrum Kosmiczne. Kolejny ważny instrument zostanie umieszczony na powierzchni. To Seismic Experiment for Interior Structure (SEIS) zbudowany przez Francuską Agencję Kosmiczną. Z kolei hiszpańskie Centrum Astrobiologii zbudowało urządzenia do monitorowania pogody i zaburzeń pola magnetycznego. InSight wykorzysta też instrument, który – analizując przepływ fal radiowych pomiędzy łazikiem a znajdującymi się na Ziemi antenami Deep Space Network – ma zbadać odchylenia w ruchu obrotowym Czerwonej Planety, co pozwoli na stwierdzenie, czy jądro Marsa jest płynne czy stałe. Obecnie na Marsie prowadzonych jest rekordowo dużo misji. Najdłużej trwająca to rozpoczęta przez NASA w 2001 roku misja pojazdu Mars Odyssey, który znajduje się na orbicie planety. Od stycznia 2004 roku na Marsie pracuje łazik Opportunity, a od 2006 z orbity bada planetę Mars Reconnaissance Orbiter. Słynny łazik Curiosity znajduje się na Czerwonej Planecie od sierpnia 2012 roku. Od września 2014 na orbicie Marsa pracuje też MAVEN. W sumie na Marsie prowadzonych jest obecnie 6 misji, w tym 1 Europejskiej Agencji Kosmicznej i 5 NASA. Najbliższe planowane misje to przygotowywana przez NASA InSight, która ma rozpocząć się w marcu 2016 roku. Duża misję ExoMars, składającą się z dwóch startów, planują ESA i Roskosmos. W ramach pierwszego startu na orbitę Marsa ma trafić satelita, a na powierzchni planety zostanie umieszczony lądownik. Dwa lata później, w 2018 roku, w ramach drugiej części misji na powierzchni ma zostać umieszczony rosyjski lądownik oraz łazik ExoMars. W 2020 roku NASA rozpocznie misję Mars 2020. « powrót do artykułu
  24. Regularne picie kawy zapobiega nawrotom raka jelita grubego i zwiększa szanse na wyzdrowienie. Wszyscy badani przeszli operację i chemioterapię z powodu raka jelita grubego III stopnia. Największe korzyści odnotowano u pacjentów wypijających 4 bądź więcej kubków kawy dziennie (czyli ok. 460 mg kofeiny). W porównaniu do niepijących kawy, ryzyko wznowy były u nich o 42% niższe, a ryzyko zgonu z powodu nowotworu i wszelkich innych przyczyn o 33% niższe. Jak wyjaśnia dr Charles Fuchs, dyrektor Centrum Nowotworów Żołądkowo-Jelitowych w Dana-Farber, 2-3 kubki kawy dziennie zapewniały umiarkowaną, a 1 i mniej kubków dziennie niewielką ochronę. Studium, którego wyniki ukazały się w Journal of Clinical Oncology, objęło 953 osoby. W czasie i po chemioterapii uzupełniającej wypełniały one kwestionariusz żywieniowy (pytano o częstość spożycia 131 produktów, w tym kawy kofeinowej, kawy bezkofeinowej czy nieziołowej herbaty). Odkryliśmy, że u kawoszy ryzyko wznowy było niższe, a przeżywalność i szanse na wyzdrowienie znacząco wyższe - podkreśla Fuchs, dodając, że przed potwierdzeniem wyników przez kolejne badania nie zaleca, by pacjenci modyfikowali jakoś swoje zachowanie. Jeśli ktoś pije kawę i leczy się na raka jelita grubego, niech nie przestaje. Jeśli jednak tego nie robi i zastanawia się, czy zacząć, powinien się najpierw skonsultować ze swoim lekarzem. To pierwsze studium dotyczące związków między spożyciem kawy kofeinowej i ryzykiem wznowy raka jelita grubego. Warto wspomnieć, że coraz więcej badań sugeruje, że kawa chroni przed szerokim wachlarzem nowotworów; obniża m.in. ryzyko pomenopauzalnego raka piersi, czerniaka, nowotworów wątroby oraz zaawansowanego raka prostaty. Fuchs wyjaśnia, że skupiono się na kawie, ponieważ zmniejsza ona ryzyko cukrzycy typu 2., a czynniki ryzyka cukrzycy - otyłość, siedzący tryb życia, zachodnia dieta bogata w cukry i tłuszcze, a także wysoki poziom insuliny - mają także związek z rakiem jelita grubego. Analizy Amerykanów pokazały, że za obniżone ryzyko wznowy i zgonu w całości odpowiada kofeina. Na razie nie wiadomo, jaki jest mechanizm działania alkaloidu i trzeba to będzie rozstrzygnąć w ramach przyszłych badań. Jedna z hipotez jest jednak taka, że kofeina zwiększa wrażliwość na insulinę, zaś mniejsza ilość hormonu pomaga ograniczyć stan zapalny - czynnik ryzyka zarówno cukrzycy, jak i raka. « powrót do artykułu
  25. Włamanie na witrynę Ashley Madison może mieć poważne, nie tylko osobiste, konsekwencje dla wielu osób. Inni z kolei już zacierają ręce, oczekując zwiększonego ruchu w interesie. Ashley Madison to portal randkowy dla zdradzających, na który dokonano hakerskiego ataku. Cyberprzestępcy ujawnili e-maile 37 milionów klientów, wśród których znajdują się m.in. amerykańscy wojskowi i urzędnicy, urzędnicy z Wielkiej Brytanii czy wysocy rangą menedżerowie. Pierwszą ofiarą jest właściciel witryny, firma Avid Life Media, która bezterminowo odłożyła debiut giełdowy serwisu. Z drugiej strony mamy specjalizującego się w sprawach rozwodowych znanego prawnika Roula Feldera, który mówi, że włamanie do Ashley Madison to - od czasu pojawienia się przykazania "Nie cudzołóż" - najlepsza rzecz, jaka zdarzyła się jego środowisku zawodowemu. Z pewnością wiele pracy będą mieli prawnicy i terapeuci rodzinni. Tym bardziej, że hakerzy od trzech miesięcy straszą ujawnieniem prawdziwych nazwisk, zdjęć czy numerów kart kredytowych ofiar. Część klientów Ashley Madison poniesie jednak dalej idące konsekwencje. Wśród ujawnionych danych znajduje się bowiem kilkanaście tysięcy e-maili członków amerykańskich sił zbrojnych. Zgodnie z prawem zdrada małżeńska w połączeniu z niedozwolonym użyciem wojskowych zasobów (np. komputerów) lub czasu pracy jest przestępstwem i może skończyć się dyscyplinarnym zwolnieniem ze służby lub więzieniem. Obecnie wydaje się, że hakerzy z grupy Impact Team, chcą jak najbardziej zaszkodzić firmie Avid Life Media. Prowadzi ona też takie witryny jak Cougarlife.com i EstablishedMan.com. Nie ma żadnych sygnałów, by hakerzy próbowali z jakikolwiek sposób odnieść korzyści finansowe ze swoich działań. Co więcej, w swoim oświadczeniu hakerzy napisali: Avid Life Media okłamał was i nie dopełnił obowiązków. Podajcie ich do sądu i domagajcie się odszkodowania. A potem uporządkujcie swoje życie. Przyjmijcie tę nauczkę. Teraz jesteście zawstydzeni, ale poradzicie sobie z tym. Obecnie nie wiadomo, ile z ujawnionych danych to informacje prawdziwe. Aby zapisać do Ashley Madison wystarczyło podać adres e-mail, nie trzeba było go nawet weryfikować, możliwe zatem, że znajdą się tam adresy osób, które nigdy z witryny nie korzystały. Brytyjska parlamentarzystka, której adres znalazł się wśród ujawnionych danych, zaprzecza, by kiedykolwiek korzystała ze wspomnianej witryny. Właściciele Ashley Madison twierdzą, że hakerzy nie ukradli pełnych numerów kart kredytowych ani nazwisk ich właścicieli. Firma Avid Life wycenia samą siebie na miliard dolarów. W 2014 roku jej przychody sięgnęły 115 milionów USD, czyli 45% więcej niż rok wcześniej. Działalność hakerów może doprowadzić do upadku firmy, gdyż głównym warunkiem prowadzenia takiego biznesu jest zachowanie dyskrecji. Teraz firma straciła zaufanie klientów. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...