Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Suplementacja oligofruktozą (jedną z frakcji błonnika pokarmowego) zmniejsza przyrost wagi u szczurów na wysokotłuszczowej i wysokocukrowej diecie. Nasze studium pokazuje, że prosta interwencja dietetyczna z prebiotykiem w postaci oligofruktozy [OFS] zmniejsza przyrost wagi. W dłuższej perspektywie czasowej może też pomóc utrzymać niższą wagę - twierdzi dr Keith Sharkey z Hotchkiss Brain Institute (HBI). Jak tłumaczą Kanadyjczycy, mimo stałego dostępu do pokarmu bogatego w tłuszcze i cukry, szczury jedzące oligofruktozę przytyły o ok. 1/3 mniej niż zwierzęta z grupy kontrolnej. Efekt był widoczny bez względu na genetyczne predyspozycje do otyłości (podobne rezultaty uzyskiwano ze szczurami podatnymi na otyłość oraz bardziej opornymi i relatywnie szczuplejszymi). Uderzającym odkryciem było, że obie grupy zwierząt tyły w o wiele mniejszym stopniu niż przedstawiciele grupy kontrolnej - opowiada dr Nina Cluny. W ramach eksperymentu dorosłym samcom szczurów z otyłością wywołaną dietą i opornym na otyłość przez 6 tygodni podawano karmę bogatą w tłuszcz i sacharozę (ang. high-fat/high-sucrose, HFS) lub stosowano dietę HFS uzupełnioną 10% oligofruktozą. Badano skład ciała, spożycie pokarmu, mikroflorę przewodu pokarmowego, zawartość hormonów przewodu pokarmowego w osoczu oraz ekspresję receptorów kanabinoidowych CB1 w zwojach guzkowych nerwu błędnego. Oligofruktoza zmniejszyła wagę, pobór energii i masę tłuszczową obu badanych fenotypów. Ponadto, jak podkreśla Cluny, pod wpływem OFS mikroflora przewodu pokarmowego otyłych zwierząt upodobniła się do mikrobiomu gryzoni szczupłych. O ile suplementacja OFS nie zmieniła stężenia greliny w osoczu ani ekspresji CB1 w zwojach guzkowych, o tyle spowodowała spadki w zakresie glukozozależnego peptydu insulinotropowego (GIP) oraz wzrosty peptydu YY. Sharkey, Cluny i dr Raylene Reimer zaznaczają, że oligofruktoza nie powinna być postrzegana jako alternatywa dla ruchu i diety, które zapewniają dodatkowe korzyści zdrowotne poza spadkiem wagi. Wg nich, należy ją raczej traktować jako jedno z wielu narzędzi do walki z rosnącym problemem otyłości. « powrót do artykułu
  2. Szczegółowa analiza aktywności Państwa Islamskiego (ISIS) na Twitterze ujawnia sposób, w jaki islamiści rządzą podbitymi terytoriami. W marcu organizacja Brookings Institution z Waszyngtonu opublikowała raport, z którego dowiadujemy się, że ISIS i jego zwolennicy założyli na Twitterze ponad 40 000 kont. Większość z nich jest bezużyteczna dla badaczy, mówi Aymenn Al-Tamimi z filadelfijskiego think tanku Middle East Forum, który bada tweety ISIS od kwietnia 2013 roku. Al-Tamimi interesuje się kontami, które są obsługiwane z terytoriów zajętych przez ISIS i które publikują dokumenty dające wgląd w działanie Państwa Islamskiego. Dzięki nim Al-Tamimi trafił na dokumenty dotyczące programu nauczania na Uniwersytecie w Mosulu. Wynika z nich, że islamiści usunęli z programu zajęcia z filozofii, angielskiego, literatury francuskiej czy turystyki. Z innego konta, obsługiwanego przez ISIS z Iraku, dowiadujemy się, że za wyrzucenie śmieci z jadącego samochodu grozi kara w wysokości 5000 dinarów (ok. 17 pln), a za wyrzucanie śmieci na dzikich wysypiskach trzeba zapłacić 25 000 dinarów grzywny. Niektóre wpisy mogą budzić zdziwienie. Na jednym z kont należących do ISIS znalazła się tabela z rozpiską terminów szczepień dzieci. Analizując wpisy Al-Tamimi trafił też na program szkolny w Rakce, nieformalnej stolicy Państwa Islamskiego. Dowiedział się z niego np. że dla nauczycieli zorganizowano kursy szariatu. Z innych postów wynika, że ISIS nie jest w stanie zapewnić wszędzie dostaw energii elektrycznej, że brakuje również leków. Zdaniem Al-Tamimiego wysiłki ISIS na rzecz utworzenia funkcjonujących struktur państwowych pokazują, że organizacja ta jest bardziej zaawansowana niż się sądzi. Wyjaśniają też, dlaczego zdobyła ona przewagę nad innymi organizacjami. Proponowany przez nich model przynosi porządek w miejsce wojny domowej. Dlatego też nie mają oni poważnej lokalnej konkurencji - mówi Al-Tamimi. Zdaniem analityka Zachód powinien się dobrze zastanowić, jeśli chce uzbroić lokalne grupy do walki z ISIS. W Syrii miejscowa ludność nie będzie przychylna lokalnej rebelii jeśli rebelianci nie przyniosą ze sobą jakiejś działającej formy rządu. Nie poskutkują też naloty. Nie możesz ich [iSIS -red.] po prostu stamtąd wyrzucić, musisz zaoferować spokój i porządek. Zrównanie jakichś miejsc z ziemią nie pomoże - mówi Al-Tamimi. J. M. Berger z Brookings Institution przestrzega jednak przed zbytnim poleganiem na mediach społecznościowych. Możemy się z nich wiele nauczyć o ISIS, ale musimy podchodzić do nich ostrożnie. Żadna inna organizacja ekstremistyczna nie wkładała tyle wysiłku w propagandę w mediach społecznościowych. Żadna nie działała w tak skoordynowany sposób. Jednak to, co widzimy w mediach społecznościowych może być fałszywym obrazem, tworzonym po to, by przedstawić ISIS potężniejszą niż naprawdę jest. « powrót do artykułu
  3. Po dziesięcioleciach bezskutecznej walki z kłusownictwem na horyzoncie pojawiła się iskierka nadziei. Rządy i organizacje pozarządowe w końcu postanowiły zwrócić uwagę na popyt napędzający przestępczość. Podczas konferencji w Botswanie delegacje z 32 krajów wezwały do lepszego zrozumienia sił rynkowych stojących za nielegalnym handlem dzikimi zwierzętami. To olbrzymi postęp, bo jeszcze rok wcześniej nie udało się wypracować żadnej metody zredukowania popytu na takie produkty jak np. rogi nosorożców. Dotychczas w ogóle nie skupiano się na stronie popytowej. Możemy wydać olbrzymie kwoty na walkę z kłusownictwem, jeśli jednak nie zmienimy zachowania klientów, nie uzyskamy żadnych korzyści - mówi Grace Ge Gabriel z International Fund for Animal Welfare (IFAW). Głównym rynkiem dla czarnorynkowego obrotu zwierzętami i produktami zwierzęcymi są Chiny. Co więcej, dochodzi tam do poważnych zmian. Jeszcze do niedawna handel napędzała tzw. tradycyjna chińska medycyna. Obecnie napędza go rosnący rynek dóbr luksusowych. Chińczycy bardzo szybko się bogacą, w Państwie Środka jest coraz liczniejsza klasa średnia. Produkty, które wcześniej używano w medycynie, np. żółć niedźwiedzi, są obecnie stosowane w luksusowym przemyśle kosmetycznym. Tymczasem świadomość Chińczyków jest niezwykle niska. IFAW przeprowadził w Państwie Środka badania i okazało się, że aż 70% respondentów nie wiedziało, iż kość słoninową pozyskuje się z martwych zwierząt. Aż 83% osób, które kupiły produkty z kości słoniowej stwierdziło, że nie kupiłoby ich, gdyby wiedzieli, że by ją pozyskać zabito zwierzęta - mówi Gabriel. Kampanie uświadamiające Chińczykom, jak wielkie cierpienie zwierząt i spustoszenie w przyrodzie wiąże się z ich upodobaniem do niektórych produktów dopiero się rozpoczynają, jednak już wydają się odnosić efekt. Adam Roberts z Born Free USA zwraca uwagę, że rząd Chin każdego roku sprzedaje część kości słoniowej przejętej na czarnym rynku. Ostatnio jednak nabywców znalazło jedynie 80% tego, co próbowano sprzedać. Może to świadczyć o spadającym zapotrzebowaniu na kość słoniową. Zauważono też pierwsze oznaki spadku zapotrzebowania na płetwy rekinów. Prowadzona jest bowiem kampania na rzecz rezygnacji z zupy z tego specjału. Zaangażowało się w nią wielu studentów, którzy namówili licznych restauratorów do wycofania tej pozycji z menu. Najnowsze badania wykazały, że spada połów rekinów. Prowadzone w Chinach działania uświadamiające i spadające zapotrzebowanie na różne produkty mogą cieszyć, gdyż dają nadzieję na ocalenie wielu gatunków. Jednak dla niektórych zwierząt może być już zbyt późno. Liczba nosorożców zmniejsza się w zastraszającym tempie i nie wiadomo, czy zwierzęta te przetrwają kolejne kilkadziesiąt lat. Potrzeba bowiem być może nawet dwóch pokoleń, by popyt na rogi nosorożców spadł na tyle, żeby nie opłacało się na nie polować. « powrót do artykułu
  4. Chiny nawet przez 2 lata będą przechowywać dowody niecywilizowanego zachowania swoich turystów. Poinformował o tym Narodowy Urząd Turystyki Chińskiej Republiki Ludowej, który próbuje walczyć z rujnującą wizerunek państwa falą zawstydzających zdarzeń za granicą. Jak napisano na witrynie internetowej instytucji, obraz Chin został już zszargany. Za złe zachowanie uznaje się pogwałcenie obyczajów, niszczenie publicznej infrastruktury i stanowisk historycznych, zakłócanie działania transportu publicznego, a także korzystanie z hazardu i prostytucji. Narodowy Urząd Turystyki stwierdza, że obywatele źle zachowujący się za granicą powinni dostać nauczkę, ale nie precyzuje, na czym miałaby polegać kara. Tropiąc niewłaściwe zachowanie, władze będą korzystać z doniesień mediów czy lokalnych biur turystycznych. Po tym, jak chińskich turystów przyłapano na suszeniu bielizny w świątyni, kopaniu dzwonu w kapliczce i myciu nóg w publicznej toalecie, władze wydały w lutym podręcznik do etykiety. Uzupełniając obraz sytuacji, warto dodać, że wg danych Światowej Organizacji Turystyki Narodów Zjednoczonych, od 2012 r. to Chińczycy są turystami, którzy najwięcej wydają w czasie zagranicznych podróży. « powrót do artykułu
  5. Badanie XVIII-wiecznych mumii z krypty kościoła dominikanów w Vácu na Węgrzech pozwoliło ujawnić kilka tajemnic prątków gruźlicy (Mycobacterium tuberculosis). Naukowcom, m.in. z Uniwersytetu w Warwick, zależało na ustaleniu, jak się mają szczepy i wzorce zakażania w szczycie zachorowań na gruźlicę do tego, co widzimy współcześnie. Okazało się, że w mumiach występowało aż 14 genomów M. tuberculosis. Analizy mikrobiologiczne współczesnych próbek wskazują zazwyczaj na pojedynczy szczep prątków na osobę. Dla odmiany w pięciu na osiem badanych przez nas ciał występował więcej niż jeden genotyp, a u jednej osoby zdobyliśmy dowody na trzy różne szczepy - opowiada prof. Mark Pallen ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu w Warwick. Stosując podejście metagenomiczne, znaleźliśmy dowody na ścisły związek między szczepami pozyskanymi od matki w średnim wieku i jej dorosłej córki, co sugeruje, że obie zmarły wskutek wyniszczającej infekcji - dodaje Gemma Kay. Wszystkie historyczne genotypy przynależą do tzw. 4. linii (europejsko-amerykańskiej). Analiza bayesowska umiejscowiła najpóźniejszego wspólnego jej przodka w schyłkowym okresie rzymskim. « powrót do artykułu
  6. Podczas publicznego panelu dyskusyjnego, który odbył się niedawno w Waszyngtonie, naukowcy z NASA rozmawiali o możliwości odkrycia pozaziemskiego życia w Układzie Słonecznym. Uważam, że w najbliższej dekadzie znajdziemy mocne przesłanki, a w ciągu najbliższych 10-20 lat będziemy mieli dowód na istnienie życia poza Ziemią - mówi Ellen Stofan, główny naukowiec NASA. Dyskusja specjalistów z NASA miała związek z ostatnimi odkryciami. Okazuje się, że nie tylko na Europie, księżycu Jowisza, może być woda. Prawdopodobnie oceany znajdują się też na innym z księżyców Jowisza, Ganimedesie oraz na księżycu Saturna, Enceladusie. To jednak wierzchołek góry lodowej. Na wielu księżycach i planetach karłowatych prawdopodobnie znajdują się duże ilości wody, a w przypadku niektórych z nich istnieje prawdopodobieństwo powstania tam życia. Znalezienie życia na którymś z księżyców czy planet karłowatych będzie oznaczało, że musimy porzucić hipotezę, jakoby mogło ono istnieć tylko w ekosferze gwiazd. Hipoteza ta zakłada, że do istnienia życia konieczna jest obecność wody w stanie ciekłym, a ta z kolei może istnieć tylko w pewnej odległości od gwiazdy. Tymczasem już teraz wiemy, że ciekła woda istnieje na Europie. Dzieje się tak, gdyż oddziaływanie grawitacyjne Jowisza powoduje powstawanie takiego tarcia, że pod lodową powierzchnią księżyca występuje wystarczająco wysoka temperatura, by woda była w stanie ciekłym. Teraz wiemy, że ekosfera występuje nie tylko wokół gwiazd, ale również wokół wielkich planet. Układ Słoneczny to naprawdę mokre miejsce - stwierdził jeden z naukowców biorących udział w panelu. « powrót do artykułu
  7. Na kambodżańskiej wyspie Cheutal Touch znaleziono martwą samicę delfina krótkogłowego. Jej śmierć oznacza, że w Laosie pozostało jedynie 5 tych słodkowodnych ssaków. Samica ważąca 223 kilogramy i mierząca 2,3 metra długości była jednym z 6 delfinów zamieszkujących rozlewisko na pograniczu laotańsko-kambodżańskim. Miejscowi zauważyli ją przed tygodniem i natychmiast zawiadomili władze. Zwłoki zwierzęcia przetransportowano do miejscowości Kratie, gdzie zostanie wykonana sekcja. Przyczyna śmierci nie jest jeszcze znana, jednak niewykluczone, że padła ze starości. W Laosie pozostało pięć delfinów krótkogłowych. To kolejny sygnał ostrzegawczy. Gatunek ten może wyginąć zarówno w Laosie jak i w całym dorzeczu Mekongu - mówi Thomas Gray z WWF. Delfiny zamieszkujące rzekę Wang Paa Khaa są narażone na szczególne niebezpieczeństwo Rybacy coraz częściej używają tam nielegalnych metod połowu. Zdobywają ryby dzięki materiałom wybuchowym oraz truciznom. Jednak większym zagrożeniem dla delfinów są sieci skrzelowe. Zaplątanie się w nie to główna przyczyna śmierci delfinów. Tymczasem w ostatnich latach rybacy coraz częściej po nie sięgają. W związku z zagrożeniem dla delfinów Kambodża całkowicie zakazała używania takich sieci na terenach ich występowania. Laos natomiast zabrania ich używania jedynie w najgłębszych wodach rozlewiska. Najpoważniejszym zagrożeniem dla delfinów jest jednak planowana budowa elektrowni wodnej Don Sahong w Laosie. Ma ona powstać zaledwie 3 kilometry od miejsca, w którym żyje 5 ostatnich delfinów. Budowa hydroelektrowni będzie wiązała się z użyciem materiałów wybuchowych i przemieszczaniem milionów ton skał i ziemi. Eksplozje mogą uszkodzić delikatny słuch delfinów. Mała liczebność populacji oraz wysoka śmiertelność młodych oznacza, że przyszłość tych rzadkich, pięknych zwierząt stoi pod znakiem zapytania. Jednak wciąż jest dla nich nadzieja. Konieczna jest jednak współpraca obu krajów - mówi Teak Seng z WWF. Naukowcy wiedzą, że historycznie ze wspomnianego rozlewiska korzystało 40-50 delfinów. W połowie lat 90. ich liczba spadła do około 25 sztuk. Zachowanie gatunku przynosi miejscowym znaczne korzyści, gdyż co roku delfiny przyciągają około 20 000 turystów, którzy chcą je zobaczyć. W Mekongu żyje około 85 delfinów krótkogłowych. Większość z nich zamieszkuje Kambodżę. Kluczową kwestią jest współpraca pomiędzy Laosem a Kambodżą. Najwyższy czas, by skończyć z używaniem nielegalnych metod połowu i ograniczyć używanie sieci skrzelowych oraz regulować ruch na rzece. To jedyna szansa, by delfiny przetrwały w Laosie i Mekongu - mówi Seng. « powrót do artykułu
  8. Niektóre rośliny mogą pochłaniać nikotynę z dymu papierosowego i z zanieczyszczonej gleby. Odkrycie zespołu Dirka Selmara z Uniwersytetu Technicznego w Brunszwiku wyjaśnia, przynajmniej częściowo, skąd zanieczyszczenie wysokimi stężeniami alkaloidu w przyprawach, herbatkach ziołowych czy roślinach leczniczych, mimo że nikotyna jako insektycyd jest w Unii Europejskiej zakazana. Autorzy publikacji z pisma Agronomy for Sustainable Development prowadzili eksperymenty na mięcie pieprzowej, która zawiera śladowe ilości nikotyny. Niemcy zastosowali fumigację (okadzanie) oraz mulczowanie tytoniem z papierosów przez ponad 9 dni. Po okadzaniu dymem papierosowym wykrywano skrajnie podwyższone poziomy nikotyny - podkreśla Selmar. Naukowcy jako pierwsi zademonstrowali także, że mięta pieprzowa wychwytuje nikotynę ze skażonej gleby. Wykrywane stężenia były kilkakrotnie wyższe od maksymalnego poziomu pozostałości, który został wyznaczony przez UE. Naukowcy zauważyli, że stężenie alkaloidu spadało z czasem. Działo się tak prawdopodobnie dlatego, że nikotyna była wychwytywana przez korzenie, a potem ulegała rozkładowi w liściach. Ustalenia zespołu mają duże znaczenie nie tylko dla przemysłu spożywczego. Udowadniają bowiem, że substancje takie jak alkaloidy mogą być po obumarciu jednej rośliny przekazywane do kolejnej. Horyzontalny transfer naturalnych produktów rzuca nieco światła na dotychczas niewyjaśniony sukces pewnych praktyk rolniczych, np. płodozmianu lub wspólnej uprawy różnych roślin. « powrót do artykułu
  9. Niewielka wyspa Higashijima, położona 1000 kilometrów od południowych wybrzeży Japonii nie byłaby miejscem, o którym warto wspominać, gdyby nie fakt, że znaleziono na niej nowy gatunek ptaka. Burzyk siodłaty (Puffinus bryani) został odkryty przed zaledwie czterema laty, gdy naukowcy przeanalizowali okazy zebrane 50 lat temu na Hawajach i atolu Midway. Testy DNA dowiodły, że to, co wcześniej uważano za próbki należące do burzyka małego w rzeczywistości pochodzą od innego gatunku. W 2012 roku, gdy naukowcy posiadali już genetyczne i morfologiczne opisy burzyka siodłatego, okazało się, że zwłoki sześciu ptaków, które w latach 1997-2011 znaleziono na archipelagu Ogasawara należą właśnie do tego gatunku. Pozytywnej identyfikacji dokonano, mimo że pięć z sześciu okazów zostało poważnie uszkodzonych przez inwazyjne szczury. Jednak nie natrafiono na żadne ślady burzyka siodłatego pochodzące z okresu po roku 2011. Specjaliści obawiali się, że gatunek wyginął zanim dowiedzieliśmy się, że istnieje. Teraz okazało się, że gatunek przetrwał. W lutym bieżącego roku grupa japońskich naukowców z Instytutu Badań nad Leśnictwem i Produkcją Leśną (FFPRI) odwiedziła wyspę Higashijima w archipelagu Ogasawara. Gdy usłyszeli nieznane sobie ptasie trele postanowili bliżej się temu przyjrzeć. Mieli dość łatwe zadanie, gdyż wyspa ma powierzchnię zaledwie kilku hektarów. Uczeni znaleźli 10 burzyków siodłatych, z których jeden siedział w podziemnym gnieździe. Specjaliści złapali 4 ptaki, które po dokonaniu pomiarów wypuścili. Nagrali też kilkusekundowy film. Wydaje się, że Higashijima jest dość bezpiecznym miejscem dla burzyka. Japońskie Ministerstwo Ochrony Środowiska zakończyło tam ostatnio program tępienia inwazyjnych szczurów. Pojawiło się jednak nowe zagrożenie. Naukowcy z FFPRI zauważyli tam inwazyjne gatunki roślin i obawiają się, że mogą zdominować one rodzimą roślinność, od których zależy los burzyka. FFPRI planuje usunąć obce rośliny z wyspy. Tymczasem specjaliści poszukują burzyka na innych wyspach archipelagu Ogasawara. Zastanawiają się również, czy burzyk podejmuje coroczną migrację na oddalone o 4000 kilometrów Midway oraz w jaki sposób można chronić nowo odkryty gatunek. « powrót do artykułu
  10. Trzmiele różnicują kwiaty zorganizowane w poziomie, lecz nie w pionie. Naukowcy ze Szkoły Nauk Biologicznych i Chemicznych Queen Mary University of London uczyli trzmiele odróżniać dwa rodzaje karmników (tylko jeden z nich zawierał pokarm). Okazało się, że owady szybko opanowywały, który karmnik zawiera pokarm, gdy pojemniki ustawiano w poziomie. Nie udawało im się to jednak przy pojnikach zawieszonych na ścianie; popełniały wtedy znacząco więcej błędów. Biolodzy są pewni, że trzmiele były tak samo zdolne odróżnić karmniki w obu zaprezentowanych układach, lecz po prostu nie marnowały swoich możliwości na układ w pionie. Jak tłumaczą, na łące kwiaty nagradzające i nienagradzające rosną obok siebie, a owady odnoszą korzyść z odwiedzenia kwiatów podobnych do tych, które wcześniej zapewniły im pokarm. Dla odmiany kwiaty zorganizowane w pionie, takie jak te pokrywające krzewy bądź drzewa, są zazwyczaj identyczne, zatem zwracanie uwagi na ich cechy nie jest potrzebne. To rzadki przykład zapylacza, który jest w stanie odróżnić kwiaty, ale decyduje się tego nie robić - podsumowuje dr Stephan Wolf. « powrót do artykułu
  11. Suche powietrze nie służy śpiewakom operowym. Gdy struny głosowe są zbyt suche stają się mniej elastyczne i trudno jest uzyskać właściwe dźwięki. Caleb Everett, zajmujący się antropologią lingwistyczną na University of Miami, zaczął się zastanawiać, czy środowisko mogło mieć wpływ na rozwój języków tonalnych, takich jak mandaryński czy czirokeski. W językach tych te same sylaby wymawiane różnym tonem mają różne znaczenie. Everett i jego zespół przyjrzeli się ponad 3700 językom i odkryli, że rzeczywiście te o rozbudowanej tonalności występują częściej na obszarach wilgotnych niż suchych. Na przykład ponad połowa z setek języków z Afryki subsaharyjskiej to języki, w których występują złożone dźwięki. Tak zróżnicowana tonalność nie występuje natomiast w żadnym z dwudziestu języków używanych na Saharze. Badania zespołu z Miami wykazały, że na obszarach suchych występuje 30-krotnie mniej złożonych języków tonalnych niż na obszarach wilgotnych. Jednocześnie występuje tam co trzeci język nietonalny. Robert Ladd, lingwista z University of Edinburgh, zwraca uwagę, że twierdzenia amerykańskich uczonych przeczą przyjętej w tradycyjnej lingwistyce tezie jakoby struktura języka była niezależna od środowiska naturalnego. Zauważa przy tym, że naukowcy z Miami będą jeszcze musieli udowodnić, że posługiwanie się językiem tonalnym wymaga precyzyjnej kontroli tonu. W następnym kroku Everett chce przeprowadzić eksperymenty, podczas których będzie mierzył, jak ludzie radzą sobie z wydawaniem złożonych dźwięków w obecności suchego powietrza. Nie możemy, co prawda, badać ewolucji języków tonalnych na przestrzeni ostatnich setek czy tysięcy lat, jednak przeprowadzenie eksperymentów w kontrolowanych warunkach i ewentualne wykazanie różnic fizjologicznych doda wagi hipotezie uczonych z Miami. « powrót do artykułu
  12. Microsoft zmienia swoje procedury rekrutacyjne tak, by umożliwić zdobycie pracy osobom z autyzmem. Niedawno firma rozpoczęła pilotażowy program, w ramach którego zatrudnia takie osoby. Jest on prowadzony we współpracy z duńską organizacją Specialisterne. Jego celem jest dotarcie do utalentowanych osób cierpiących na jedną z chorób ze spektrum autyzmu. Osoby takie często charakteryzują się bardzo dobrą pamięcią, dbałością o szczegóły, cierpliwością i innymi poszukiwanymi umiejętnościami. Mary Ellen Smith, jedna z menedżerek Microsoftu, napisała ostatnio na blogu, że „każda osoba jest inna, niektóre mają wyjątkowe zdolności do dokładnego szczegółowego przetwarzania informacji czy też uzdolnienia w kierunku matematyki lub kodowania. Chcemy takich utalentowanych ludzi ściągnąć do Microsoftu”. Koncern z Redmond nie jest pierwszą firmą, która sięga po autyków. Przed dwoma laty informowaliśmy, że osoby z tym schorzeniem rekrutuje też niemiecki SAP. « powrót do artykułu
  13. Sąd w Nowym Jorku dał pewnej kobiecie z Brooklynu prawo do przedłożenia swojemu mężowi dokumentów rozwodowych za pośrednictwem... Facebooka. Ellanora Arthur Baidoo od wielu lat próbuje rozwieść się z mężem. Jednak ani ona ani jej adwokat nie są w stanie zlokalizować miejsca pobytu Victora Sena Blood-Dzarku. Kobieta dzwoniła do niego i dowiedziała się, że nie ma on ani stałego miejsca zamieszkania, ani nigdzie na stałe nie pracuje. Odmówił też spotkania się w celu doręczenia mu dokumentów rozwodowych - czytamy w pozwie sądowym. W związku z tym adwokat pani Baidoo, Andrew Spinnell, złożył do sądu wniosek o zgodę na dostarczenie dokumentów w inny sposób, niż tradycyjnie wymagany. Sędzia Matthew Cooper, uzasadniając swoją decyzję, stwierdził, że „powszechność mediów społecznościowych” oznacza, że stały się one „forum, za pośrednictwem którym można przedkładać wezwania sądowe”. Decyzja nie została jednak wydana automatycznie. Zanim sąd zgodził się na przekazanie dokumentów za pośrednictwem Facebooka pani Baidoo musiała udowodnić, że wskazane przez nią konto rzeczywiście należy do jej męża. Jeśli pan Blood-Dzuraku nie odpowie na wezwanie, sąd będzie mógł uznać, że zgadza się on na rozwód i pani Baidoo znów stanie się panną. « powrót do artykułu
  14. Wziewne środki znieczulające ogólnie są wykrywane nawet nad Antarktydą. Wg autorów raportu z pisma Geophysical Research Letters, w ciągu ostatniego dziesięciolecia stężenie desfluranu, izofluranu i sewofluranu wzrosło na całym świecie. Akademicy podkreślają, że gazy anestetyczne mają o wiele wyższy potencjał tworzenia efektu cieplarnianego (ang. global warming potential, GWP) niż dwutlenek węgla. Jak tłumaczy Martin Vollmer, chemik atmosfery z Eidgenössische Materialprüfungs- und Forschungsanstalt, kilogram desfluranu jest pod tym względem odpowiednikiem aż 2500 kg CO2. Vollmer i inni ustalili, że w 2014 r. atmosferyczne stężenie desfluranu wynosiło 0,30 ppt. Dla izofluranu, sewofluranu i halotanu stężenia te sięgały, odpowiednio, 0,097, 0,13 i 0,0092 ppt. Z wartością rzędu 400 ppm dwutlenek węgla jest o wiele bardziej rozpowszechniony. W swoich analizach naukowcy nie uwzględnili będącego popularnym anestetykiem tlenku azotu, ponieważ ma on szereg innych zastosowań, a więc i źródeł emisji. Autorzy raportu pozyskiwali próbki powietrza z odległych lokalizacji półkuli północnej już od 2000 r. Próbki pobrano również w czasie ekspedycji lodołamacza Araon na północnym Pacyfiku w 2012 r. oraz w stacji polarnej King Sejong na Wyspie Króla Jerzego w Antarktyce. Od 2013 r. co 2 godziny mierzono także stężenie gazów anestetycznych w obserwatorium z przełęczy Jungfraujoch. Monitoring powietrza jest nadal prowadzony na poziomie dachu na przedmieściach Zurychu. By przekształcić wyniki pozyskane z próbek w oszacowania globalnej emisji, Szwajcarzy wprowadzili dane do dwuwymiarowego komputerowego modelu transportu i chemii atmosferycznej. Jodi Sherman, recenzentka artykułu, zaznacza, że wg jednego badania, [opieka zdrowotna] generuje 8% amerykańskich gazów cieplarnianych. Gdy połączy się to z faktem, że zmiana klimatu została przez Światową Organizację Zdrowia uznana za problem zdrowotny numer jeden XXI w., wypadałoby się lepiej zająć kwestią emisji. Choć niektórzy anestezjolodzy się z nią nie zgadzają, Sherman optuje za porzuceniem stosowania desfluranu. « powrót do artykułu
  15. Z przeprowadzonych w obu Amerykach badań wynika, że coraz częściej ataki hakerskie są nastawione na wywołanie zniszczeń czy zakłóceń w funkcjonowaniu firm lub społeczeństw. Widoczna jest zmiana priorytetów – ze zdobywania informacji czy testowania zabezpieczeń na sianie zamętu. Badania zostały zlecone przez Organizację Państw Amerykańskich (OAS). Przeprowadzono je wśród osób odpowiedzialnych za IT w rządach 35 państw Ameryki Północnej i Południowej. W ankiecie uczestniczyło w sumie 575 ekspertów. Jedynie 60% z nich poinformowało, że wykryło próbę kradzieży danych z krytycznej infrastruktury. Aż 40% mówiło o odkryciu ataku, którego celem było unieruchomienie sieci przemysłowych, a 54% miało do czynienia z próbami zdalnej manipulacji infrastrukturą przemysłową, np. sprzętem w rafineriach naftowych. Opinia publiczna, przyzwyczajona do informacji o cyberprzestępcach kradnących dane o kartach kredytowych czy zajmujących się szpiegostwem przemysłowym, nie zdaje sobie sprawy z ataków na infrastrukturę. Tymczasem, jak informuje Chris Black, szef Information Sharing and Analysis Center, do takich ataków dochodzi bez przerwy. W raporcie przygotowanym na zlecenie OAS znalazły się też przykłady takich właśnie ataków. Eksperci wspominali na przykład o banku, z którego nie tylko ukradziono pieniądze, le wykasowano też dane o kontach klientów. Cyberprzestępcy zaatakowali też firmę z sektora paliwowego i manipulując jej wyposażeniem doprowadzili do „przekierowania zasobów”. W przygotowaniu raportu swój udział mieli specjaliści z firmy Trend Micro. Jej wiceprezes, Tom Kellerman, mówi, że z raportu jasno wynika, iż jesteśmy coraz bliżej chwili, gdy cyberatak na ważną prywatną firmę bądź organizację będzie wymagał militarnej odpowiedzi zainteresowanego rządu. Stoimy przed realnym zagrożeniem, że jacyś niezwiązani z żadnym rządem cyberprzestępcy przeprowadzą atak, którego celem będzie dokonanie zniszczeń. Wówczas zainteresowany rząd odpowie akcją wojskową - uważa Kellerman. Pentagon już przed czterema laty ostrzegał, że cyberatak na amerykańską infrastrukturę może spotkać się z odpowiedzią militarną. Na razie nie jest jednak jasne, w jaki sposób i na jakich zasadach taki kontratak mógłby mieć miejsce. « powrót do artykułu
  16. W rzadkich przypadkach po przetoczeniu preparatów krwiopochodnych dzieci mogą rozwinąć reakcję anafilaktyczną na pokarmy, które wcześniej tolerowały. Nie codziennie identyfikuje się kogoś, kto doświadczył biernego transferu alergii z preparatów krwiopochodnych [np. koncentratu krwinek płytkowych]. Co istotne, zjawisko to ma świetne prognozy i zazwyczaj mija po kilku miesiącach - podkreśla dr Julia Upton z The Hospital for Sick Children (SickKids) w Toronto. Do perparatów krwiopochodnych mogą się dostać skierowane przeciw alergenom immunoglobuliny E (IgE) dawców. Choć to rzadkie, rodzice i lekarze powinni mieć świadomość, że czasem się tak dzieje, zwłaszcza gdy gwałtowna reakcja występuje po spożyciu tolerowanych wcześniej orzeszków ziemnych, innych orzechów czy ryb. Kiedy zdiagnozuje się bierny transfer alergii, internista powinien przez kilka miesięcy współpracować z rodziną, by dobrze zaplanować moment ponownego wprowadzenia czasowych alergenów do diety dziecka. « powrót do artykułu
  17. Windows 10 jeszcze nie zadebiutował, a już pojawiły się pogłoski, że Microsoft przygotowuje trzy duże aktualizacje tego systemu. Jedna zostanie opublikowana najbliższej jesieni, a dwie w przyszłym roku. Sam Windows 10 ma trafić do użytkowników latem bieżącego roku. Przypomnijmy, że wraz z Windows 8 Microsoft zrezygnował z nieregularnie wydawanych Service Packów. Zamiast tego firma publikuje mniejsze wersje przejściowe pomiędzy dużymi kolejnymi edycjami. Na razie nie wiadomo, czy planowane wersje zostaną nazwane 10.1, 10.2 i 10.3. Jeśli obecnie dostępne informacje są prawdziwe, to pierwsza z nich ukaże się jesienią bieżącego roku, a kolejne latem i jesienią roku przyszłego. Edycja tegoroczna ma ponoć nazwę kodową „Threshold”, czyli taką samą jak nazwa kodowa Windows 10, a wersje przyszłoroczne nazwano podobno „Redstone”. Oczywiście koncern z Redmond nadal będzie każdego miesiąca publikował poprawki bezpieczeństwa i poprawki niezwiązane z bezpieczeństwem. Wspomniane większe wersje mają za zadanie poszerzać możliwości systemu poprzez, na przykład, dodawanie doń obsługi nowych klas urządzeń. « powrót do artykułu
  18. Dzięki promieniowaniu UV i oprogramowaniu do edycji graficznej prof. Paul Russell i doktorantka Myriah Williams z Uniwersytetu w Cambridge odkryli ostatnio niewidoczne gołym okiem rysunki i adnotacje z marginesów "Czarnej księgi z Carmarthen". Obecnie wchodzi ona w skład zbiorów Narodowej Biblioteki Walijskiej i jest najstarszym zachowanym manuskryptem, napisanym w całości w języku walijskim. Księgę datuje się na ok. 1250 r. Występują w niej jedne z najstarszych wzmianek o Arturze i Merlinie. Williams i Russell sądzą, że marginalia, rysunki i dodatkowe wersy (czyli "komentarze" czytelników z kilku stuleci) usunął XVI-wieczny właściciel księgi Jaspar Gryffyth. Pasuje on do ram czasowych wymazania, które jak wiemy, nastąpiło pod koniec XVI w. Możemy jednak tylko spekulować, że Gryffyth wziął na siebie to zadanie - opowiada Williams. Gdy Brytyjczycy posłużyli się ultrafioletem i oprogramowaniem do edycji zdjęć, zobaczyli widmowe twarze oraz fragmenty poezji, które wydają się kontynuacją wiersza z poprzedniej strony i znajdują się w "stopce". W porównaniu do tego, co dałoby się zobaczyć w miarę ulepszania metod obrazowania, nasze odkrycia mogą się okazać zaledwie czubkiem góry lodowej. Manuskrypt jest bardzo cenny i ważny i niewykluczone, że wielu rzeczy jeszcze o nim nie wiemy - dywaguje Russell. Naukowcy sądzą, że 54-stronicowa "Czarna księga" jest dziełem życia pojedynczego skryby. Zawartość odpowiada różnym gatunkom, od religijnych, przez poezję pochwalną, po krótkie poematy. « powrót do artykułu
  19. Na Uniwersytecie Stanforda powstał pierwszy wysoko wydajny akumulator aluminowy. Można go szybko ładować, jest wytrzymały i tani. Jego wynalazcy mówią, że może on zastąpić wiele współcześnie wykorzystywanych akumulatorów, takich jak akumulatory alkaliczne, które są szkodliwe dla środowiska naturalnego czy litowo-jonowe, które czasami zapalają się. Nasz akumulator nie zapłonie, nawet jeśli wywiercimy w nim otwór - mówi profesor Hongjie Dai. Specjaliści na całym świecie od dziesięcioleci starali się wyprodukować skuteczne akumulatory aluminiowe. Największym problemem było uzyskanie odpowiedniego napięcia po wielu cyklach ładowania/rozładowania. Nowy akumulator korzysta z aluminiowej anody i grafitowej katody. Próbowano katod z różnych materiałów. Przypadkowo odkryliśmy, że najlepiej jest użyć grafitu. Zidentyfikowaliśmy kilka jego typów, które zapewniają bardzo dobrą wydajność - zapewnia Dai. Eksperymentalne urządzenie składa się też a płynu jonowego pełniącego rolę elektrolitu. Nasz elektrolit to po prostu sól płynna w temperaturze pokojowej. Jest to więc bardzo bezpieczne rozwiązanie - mówi współautor badań, Ming Gong. Podczas swoich badań uczeni wiercili dziury w pracującym akumulatorze. Urządzenie nie zaczynało się palić. Akumulatory litowe mogą zachowywać się nieprzewidzianie. Wyprodukowaliśmy urządzenie nie tylko bezpieczne, ale i o dobrej wydajności - mówi Dai. Uczeni twierdzą, że ich prototyp można załadować w ciągu zaledwie minuty. Ich kolejnym wielkim osiągnięciem jest wydłużenie trwałości urządzenia. Dotychczas budowane akumulatory aluminiowe przestawały pracować po około 100 cyklach ładowania/rozładowywania. Urządzenie ze Stanforda przetrwało 7500 cykli bez widocznego spadku pojemności. Tymczasem typowy akumulator litowo-jonowy nie nadaje się do pracy po około 1000 cyklach. Kolejną zaletą naszego akumulatora jest elastyczność. Można go zginać, zatem będzie można go używać w elastycznej elektronice. Ponadto aluminium jest tańsze od litu - mówi Gong. Największą słabością nowych akumulatorów jest dostarczane napięcie. Nie przekracza ono 2 woltów. To co prawda więcej, niż jakiekolwiek inne podobne urządzenie, ale dwukrotnie mniej niż zapewniają akumulatory litowo-jonowe. Udoskonalenie materiału katody pozwoli na uzyskanie wyższego napięcia i lepszej gęstości energetycznej. Poza tą niedoskonałością nasza bateria ma wszystko, o czym można marzyć: tanie elektrody, jest bezpieczna, szybko się ładuje, jest wytrzymała i elastyczna - zapewnia profesor Dai. « powrót do artykułu
  20. Aż 70% lodowców Kolumbii Brytyjskiej i Alberty może zniknąć do roku 2100. Wywoła to olbrzymie problemy w ekosystemie, produkcji energii i wody pitnej, uważają naukowcy z University of British Columbia. Wkrótce nasze góry mogą wyglądać jak góry w Kolorado czy Kalifornii, nie będzie w nich zbyt wiele lodu - mówi profesor Garry Clarke z Wydziału Nauk o Ziemi, Oceanie i Atmosferze. W Brytyjskiej Kolumbii i Albercie występuje obecnie ponad 17 000 lodowców. Zapewniają one wodę pitną, napędzają hydroelektrownie, są niezwykle ważne dla górnictwa i rolnictwa. W lecie topią się zapewniając duże ilości chłodnej, słodkiej wody. Te lodowce działają jak termostaty dla ekosystemu wodnego. Gdy ich zabraknie wody staną się cieplejsze i zajdą w nich duże zmiany. Mogą nas czekać nieprzyjemne niespodzianki dotyczące np. populacji łososia - mówi Clarke. Zdaniem uczonego sytuację mogą w pewnym stopniu złagodzić większe opady, które mogą mieć miejsce w ocieplającym się klimacie. Jednak będą one pomocne jedynie w pobliżu wybrzeży i na północnym zachodzie Kolumbii Brytyjskiej. W tych obszarach, właśnie dzięki opadom, zniknie „jedynie” połowa lodowców. Tymczasem w bardziej suchym interiorze Gór Skalistych ilość lodu może zmniejszyć się nawet o 90%. Kanadyjscy naukowcy prowadzili symulacje dotyczące zmian zasięgu lodowców biorąc różne scenariusze zarysowane przez IPCC. Naukowcy mówią, że zanikanie lodowców może być niewidoczne na pierwszy rzut oka. Sama powierzchnia może się nie zmieniać, jednak co roku lodowce tracą około 1 metra grubości. Większość z naszych lodowców ma grubość 100-200 metrów. Tracą objętość, ale na razie słabo to widać - mówi Clarke. « powrót do artykułu
  21. Koktajl z granatów i daktyli zmniejsza ryzyko miażdżycy - twierdzi zespół prof. Michaela Avirama z Rambam Medical Center w Hajfie. Przystępując do najnowszego studium, Izraelczycy wiedzieli o korzyściach zapewnianych przez granaty i daktyle z osobna. Granaty zawierają hydrolizujące garbniki (czyli będące polifenolami taniny), a daktyle kwasy fenolowe. Aviram zakładał, że skoro w skład owoców wchodzą inne przeciwutleniacze, być może uda się uzyskać efekt synergiczny. Eksperymenty na hodowlach komórek ścian naczyń i myszach wykazały, że najlepszą ochronę przed miażdżycą rzeczywiście zapewnia połączenie soku z granatów, ekstraktu z daktyli oraz wyciągu z pestek tych ostatnich; stres oksydacyjny w ścianie aorty zmniejszał się bowiem aż o 33%, znacznie spadał też poziom cholesterolu i trójglicerydów w surowicy. Autorzy publikacji z pisma Food Funct. zalecają, by osoby z grupy ryzyka choroby sercowo-naczyniowej, a nawet zdrowe codziennie wypijały pół szklanki soku z granatów, uzupełniając napój trzema daktylami. Pestki warto by zemleć na pastę i również zjeść, ale nawet bez tego połączenie obu owoców zapewni więcej korzyści niż spożycie tylko jednego z nich. « powrót do artykułu
  22. Badacze z National Center for Atmospheric Research (NCAR) odkryli, że aktywność naszej gwiazdy zmienia się mniej więcej w dwuletnich cyklach. Cykle te wpływają na dobrze znany cykl 11-letni. Uczeni mówią, że nowo odkryte cykle są prawdopodobnie napędzane przez zmiany w polu magnetycznym obu słonecznych półkul. Te same zmiany wpływają na dłuższe cykle. Szukamy odpowiedzi na pytanie, co napędza burze słoneczne. Dzięki lepszemu zrozumieniu sposobu, w jaki sposób dochodzi do zmian w polu magnetycznym Słońca i jak wpływają one na zmienność gwiazdy, chcemy lepiej przewidywać kosmiczną pogodę - mówi Scott McIntosh, główny autor badań i dyrektor High Altitude Observatory. Dotychczas jego zespół zauważył, że najpierw przez około 11 miesięcy aktywność Słońca rośnie, a później przez tyle samo czasu się zmniejsza. Zdaniem uczonych te mniej więcej roczne zmiany mogą być związane ze zmianami na tych obszarach Ziemi, które doświadczają dwóch pór roku – suchej i mokrej. W ubiegłym roku na łamach Astrophysical Journal McIntosh i jego zespół informowali o odkryciu dwóch pasów pola magnetycznego o przeciwnej polaryzacji, które przemieszczają się od biegunów ku równikowi Słońca. Gdy się spotkają, znikają. Cały proces trwa niemal 22 lata. Teraz piszą, że te migrujące pasy przyczyniają się do powstawania niezależnych cykli na każdej z półkul. Zmiany aktywności Słońca są wówczas tak duże jak w czasie 11-letniego cyku. Zmiany te destabilizują powierzchnię gwiazdy i to właśnie one są, zdaniem uczonych z NCAR, przyczyną pojawiania się ponad 95% flar i koronalnych wyrzutów masy. « powrót do artykułu
  23. Thiovulum majus - szybko pływające bakterie z bagien - tworzą dwuwymiarowe siatki krystaliczne, złożone z obracających się komórek. Jak tłumaczą naukowcy, to pierwszy znany przypadek bakterii, które spontanicznie formują taki wzorzec. Regularny, powtarzalny układ komórek bakteryjnych przypomina geometrię atomów wewnątrz kryształu mineralnego. Dynamika jest jednak zupełnie inna, bo kryształy bakteryjne stale się poruszają i reorganizują w wyniku mocy generowanej przez indywidualne komórki - wyjaśnia prof. Albert Libchaber. Odwołując się do ruchu pojedynczych komórek, który doprowadza do wciągnięcia innych organizmów i powstania kryształu, a później zasila ruch kryształów, naukowcy zaczęli się posługiwać terminem "mikroskopijne tornado". Szybko obracające się T. majus potrafią pokonać do 60 długości ciała na sekundę. W naturalnym habitacie nie pływają jednak zbyt dużo i po przytwierdzeniu do podłoża wykorzystują wić do naganiania składników odżywczych, w tym zawierającej związki siarki gnijącej materii organicznej i tlenu. Ponieważ za pomocą wici organizmy te potrafią wytworzyć dużą siłę, byliśmy ciekawi, co się stanie, gdy pływać ze sobą będzie wiele bakterii. Kiedy umieściliśmy [...] hodowlę Thiovulum pod mikroskopem, naszym oczom ukazała się ta piękna struktura - opowiada Xiao-Lun Wu z Uniwersytetu w Pittsburgu. Bakterie pływały w górę lub w dół i po zderzeniu ze szkiełkiem podstawowym czy nakrywkowym kontynuowały ruch. Dr Alexander Petroff porównuje to zjawisko do prób ucieczki muchy przez zamknięte okno. Pływając w miejscu, bakterie przyciągają wodę do siebie, a następnie w górę i dookoła, tworząc coś w rodzaju tornada. Nurt wciąga pobliskie bakterie, które tworzą 2-wymiarową siatkę, przypominającą 3-wymiarowy wzorzec kryształów. W obrębie takiej siatki każdy "węzeł" ma 6 bezpośrednich sąsiadów. Kryształ bakteryjny stale się reorganizuje. Siłą napędową jest ruch obrotowy poszczególnych komórek, które zamieniają się ze sobą miejscami. Akademicy porównują to do opadania ziaren piasku z pryzmy pod wpływem grawitacji. Nie wiadomo, czemu T. majus tworzą kryształy ani czy robią to jeszcze gdzieś poza szkiełkiem mikroskopowym. « powrót do artykułu
  24. Przed siedmiu laty amerykańskie media obiegła wiadomość, że w Południowym Los Angeles, w imię walki z otyłością, zakazano uruchamiania nowych restauracji fast-food. Teraz dowiadujemy się, że administracyjne działania nie przyniosły zamierzonych efektów. Rand Corp. opublikowała raport, w którym czytamy, że w latach 2007-2012 w Los Angeles odsetek osób z nadwagą i otyłych zwiększył się. Do szczególnie dużego wzrostu doszło w... Południowym Los Angeles. Radny Bernard C. Parks, który wraz z byłą radną Jan Perry był autorem wspomnianego zakazu, mówi, że nie jest zdziwiony raportem Rand Corp. Nigdy nie twierdziliśmy, że sytuacja zmieni się z dnia na dzień - mówi. Jego zdaniem zakaz otwierania nowych restauracji fast-food miał być częścią strategii, w ramach której istniejące fast-foody miały zostać zastąpione przez sklepy warzywne czy targi z produktami rolnymi. Jednak tej drugiej części nie udało się zrealizować. Południowe Los Angeles to jedynie część miasta, jednak na obszarze tym mieszka aż 700 000 osób. Gdyby była to osobna miejscowość trafiłaby na listę 20 największych miast USA. Raport Rand Corp. sfinansowany przez National Cancer Institute wykazał, że odsetek nowych restauracji fast-food w Południowym Los Angeles był po 2008 roku taki sam jak w innych częściach kraju. Być może stało się tak dlatego, że zakaz dotyczył tylko specyficznego typu jadłodajni. Nie wolno bowiem otwierać osobnych restauracji z ograniczonym menu przygotowywanym zawczasu lub na poczekaniu, bez stolików. Możliwe jest zatem np. otwieranie restauracji w centrach handlowych. Analitycy z Rand zauważyli, że w latach 2008-2012 na obszarze objętym zakazem powstało 17 nowych restauracji należących do różnych sieci. Żadna z nich nie była osobną restauracją. W tym czasie w Południowym LA odsetek osób z nadwagą bądź otyłych zwiększył się z 63 do 75 procent. W pozostałych częściach hrabstwa wzrósł z 57 do 58 rocent. « powrót do artykułu
  25. Dotąd sądzono, że tuż przed śmiercią wszystkie narządy wyłączają się po ustaniu pracy serca i przepływu krwi. Nowe badanie Szkoły Medycznej Uniwersytetu Michigan pokazuje jednak, że zaskakującą rolę w destabilizowaniu funkcji serca może odgrywać rozpaczliwa próba uratowania go przez mózg. Zespół dr Jim Borjigin badał serce i mózg szczurów w czasie eksperymentalnej asfiksji (uduszenia). Amerykanie udokumentowali natychmiastowe uwolnienie ponad 12 neuroprzekaźników oraz aktywację łączności korowo-sercowej. Po ostrym spadku tętna sygnały mózgowe silnie zsynchronizowały się z biciem serca (zwizualizowano to za pomocą nowej techniki laboratorium Borjigin - elektrokardiomatriksu). Autorzy raportu z pisma PNAS stwierdzili, że blokowanie sygnału docierającego do serca znacząco odraczało migotanie komór. Mimo dalszego braku tlenu dłużej wykrywano również samą aktywność korową. Wszystko wskazuje więc na to, że asfiksja aktywuje burzę mózgu, która przyspiesza przedwczesną śmierć zarówno serca, jak i mózgu. Studium sugeruje, że farmakologiczna blokada mózgowego połączenia z sercem w czasie zatrzymania krążenia może zwiększyć szanse pacjentów na przeżycie. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...