Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37634
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Inżynierowie z MIT-u stworzyli magnetyczną proteinową nanocząstkę, która może być używana do śledzenia komórek lub interakcji pomiędzy nimi. Jest ona odpowiednikiem naturalnej proteiny ferrytyny. Ferrytyna tak naprawdę nie ma właściwości magnetycznych. To właśnie wyjaśniamy w naszej pracy. Manipulowaliśmy proteiną tak, by wzmocnić jej właściwości - mówi profesor Alan Jasanoff. Nowa białkowa nanocząstka może być stworzona wewnątrz komórki, dzięki czemu możliwe jest obrazowanie komórek czy ich sortowanie. To eliminuje potrzebę oznaczania komórek za pomocą syntetycznych cząstek. Naukowcy od dawna tworzą sztuczne nanocząstki magnetyczne, które mają służyć do obrazowania komórek i ich śledzenia. Trudno jest jednak wprowadzić te cząstki do interesujących nas komórek. Uczeni z MIT-u spróbowali innego podejścia. Dostarczyli do docelowej komórki gen, który pobudza komórkę do produkcji magnetycznej proteiny. Zamiast wytwarzać nanocząstkę w laboratorium i dostarczać ją do komórki, wystarczy, że wprowadzimy gen kodujący odpowiednią proteinę, stwierdza Jasanoff. Za wzór dla swojej nanocząstki uczeni wykorzystali ferrytynę, której zadaniem jest utrzymywanie żelaza w dostępnej i nieszkodliwej dla komórek formie. Stworzyli około 10 milionów odmian ferrytyny i testowali je na komórkach drożdży. Gdy już wyłonili najbardziej obiecującą odmianę, stworzyli z niej czujnik magnetyczny zbudowany ze zmodyfikowanej ferrytyny wzbogaconej o proteinę wiążącą się z białkiem o nazwie streptoawidyna. To pozwalało wykrywać, czy streptoawidyna jest obecna w komórkach drożdży. W podobny sposób można wykrywać inne związki obecne w komórkach. Zmodyfikowana proteina ma tę przewagę nad ferrytyną, że jest bardziej bogata w żelazo, ma zatem znacznie silniejsze właściwości magnetyczne, dzięki czemu powinna dawać bardzo dobry obraz na rezonansie magnetycznym. Naukowcy mówią, że genetycznie modyfikowana ferrytyna może zostać przygotowana tak, by komórki, które mają ją wytwarzać, produkowały ją po otrzymaniu konkretnego sygnału, np. gdy zaczynają się dzielić lub różnicują się w inny typ komórek. To pozwoliłoby na precyzyjne śledzenie takich zjawisk. Profesor Jasanoff ma nadzieję, że nowa proteina przyda się również w terapiach z użyciem komórek macierzystych. Tego typu terapie stają się coraz popularniejsze, potrzebujemy zatem nieinwazyjnych narzędzi pozwalających na śledzenie i ocenę postępów leczenia, stwierdza. Bez takich narzędzi trudno byłoby stwierdzić, jaki wpływ terapia ma na organizm, czy też dlaczego nie zadziałała. Obecnie naukowcy pracują nad zaadaptowaniem użycia magnetycznych protein w komórkach ssaków. « powrót do artykułu
  2. Osiemdziesiąt cztery lata temu hollywoodzki aktor John Barrymore zrobił sobie pamiątkę ze słupa totemowego należącego do alaskańskiego plemienia Tlingit. Po długim okresie tułania się po ogródkach kalifornijskich rezydencji i leżenia w magazynie muzeum na Hawajach totem ma zostać zwrócony Indianom. Prawie 12-m obiekt dotrze na Alaskę 6 listopada. Barrymore musiał przymocować słup do swojego 36,5-m jachtu i kontynuował rejs na północ - opowiada emerytowany profesor Uniwersytetu Alaskańskiego Stephen J. Langdon. Wg Langdona, w opublikowanej w 2001 r. książce znajdowało się zdjęcie ekipy Barrymore'a, która ładowała słup totemowy na łódź. Podpis głosił, że aktor kupił go na Wyspie Księcia Walii. Profesor twierdzi jednak, że żadne z indagowanych źródeł nie potwierdzało, że obiekt został przejęty legalnie. John, dziadek Drew Barrymore, zainstalował totem w ogrodzie swojej kalifornijskiej rezydencji. W 1944 r. odkupił go inny amerykański aktor Vincent Price. Słup stał w kolejnym ogródku do 1981 r., kiedy to Price i jego żona Coral Browne postanowili podarować rzeźbę Muzeum Sztuki w Honolulu. Langdon zlokalizował słup w muzeum, gdy natknął się na zdjęcie Price'a przy totemie. Na zlecenie plemienia profesor udał się w 2013 r. na Hawaje. Z jego śledztwa wynikało niezbicie, że słup totemowy to święty obiekt, część dziedzictwa kulturowego [Tlingitów], dlatego niezwłocznie zdecydowaliśmy, że powinien wrócić do domu - podkreśla Stephan Jost, dyrektor Muzeum Sztuki w Honolulu. Pod koniec października kilku przedstawicieli plemienia przyjechało do Honolulu na ceremonię przekazania. Słup trafi do centrum dziedzictwa, a w wiosce Klawock zostanie zainstalowana jego replika. « powrót do artykułu
  3. Większość czujników, dzięki którym nasze urządzenia domowe zyskały miano "inteligentnych", pracuje dzięki temu, że wykrywa zmiany w oporności elektrycznej w obecności pola magnetycznego. Zwykle urządzenia takie (zwane w skrócie MR) są wykonane z krzemu. Teraz naukowcy z Narodowego Uniwersytetu Singapuru stworzyli MR z grafenu i azotku boru. Jest ono 200-krotnie bardziej czułe od urządzeń krzemowych. Azotek boru został umieszczony na płachcie grafenu i w ten sposób powstał materiał, przez który elektrony mogą przepływać bardzo szybko. Całość jest bardzo czuła na obecność pola magnetycznego zarówno o wysokim, jak i niskim natężeniu. Co więcej zmiana temperatury nie wpływa negatywnie na jego właściwości. To dodatkowa zaleta w porównaniu z krzemowymi MR, które przestają pracować gdy temperatura przekroczy 127 stopni Celsjusza. Nowy układ zachowuje się odwrotnie. Im wyższa temperatura, tym jest bardziej czuły. Gdy sięgnie ona 127 stopni Celsjusza jest 8-krotnie bardziej czuły niż wówczas, gdy pracuje w temperaturze pokojowej. Profesor Yang Hyunsoo, jeden z twórców nowego chipa mówi, że oznacza to, iż z czujników MR można będzie wyeliminować kosztowne układy korygujące temperaturę, które są konieczne np. gdy czujnik jest montowany w samochodzie. Co więcej, odpowiednio manipulując napięciem można decydować o mobilności elektronów w czujniku, dobierając tym samym jego właściwości. « powrót do artykułu
  4. Rozpowszechnienie się autonomicznych samochodów ma - w założeniu - znacząco zmniejszyć liczbę wypadków i ofiar na drogach. Jednak z nowego raportu wynika, że obecnie jazda takimi pojazdami jest... znacznie bardziej niebezpieczna niż poruszanie się samochodami kierowanymi przez ludzi. Brandon Schoettle i Michael Sivak z University of Michigan Transportation Research Institute (UMTRI) przeanalizowali dane dotyczące podróży autonomicznych samochodów Google'a, Delphi Automotive i Volkswagena. Naukowcy stwierdzili, że pomiędzy początkiem 2012 roku a wrześniem roku 2015 autonomiczne pojazdy brały udział w 11 wypadkach drogowych. Dwa z nich skończyły się zranieniem ludzi. Pojazdy przejechały w tym czasie 1,9 miliona kilometrów, co daje 5,5 wypadku na każdy milion kilometrów. Dobra wiadomość jest taka, że autonomiczny samochód nie był winnym żadnego z wypadków. Mimo to odsetek zdarzeń drogowych z ich udziałem jest znacznie wyższy niż samochodów kierowanych przez ludzi. Według policyjnych statystyk w tym samym czasie średnia wypadków dla całych Stanów Zjednoczonych wynosiła 1,2 na milion kilometrów. Porównując te statystyki trzeba jednak brać pod uwagę kilka istotnych czynników. Po pierwsze, firmy testujące autonomiczne pojazdy informują władze o każdym wypadku czy stłuczce. Tymczasem US National Highway Traffic Safety Administration szacuje, że kierowcy nie informują o 60% stłuczek i 24% wypadków, w których ktoś zostaje ranny. Jeśli skorygujemy dane o te informacje, może szacować, że samochody kierowane przez ludzi biorą udział w 2,5 wypadku na milion kilometrów. To ciągle dwukrotnie mniej niż pojazdy autonomiczne. Po drugie, Schoettle i Sivak uważają, że statystyki mogłyby być jeszcze mniej korzystne dla pojazdów autonomicznych. Przypominają, że tego typu samochody nie były testowane w najbardziej wymagających warunkach. Na przykład nie jeździły w okresie występowania opadów śniegu. Ponadto wszystkie testowano w Kalifornii, która ma lepsze i bezpieczniejsze drogi i dochodzi tam do mniejszej liczby śmiertelnych wypadków niż średnia dla USA. Naukowcy z Michigan nie badali kwestii, dlaczego pojazdy autonomiczne brały udział w większej liczbie wypadków. Być może ich widok rozprasza innych kierowców, być może pojazdy te jeżdżą w inny sposób niż samochody z ludźmi za kierownicą, zastanawia się psycholog-behawiorysta Anuj Pradhan. Autorzy badań podkreślają również, że na razie po drogach jeździ bardzo mało autonomicznych samochodów i przejechały one niewiele kilometrów, zatem w ich przypadku statystyki mogą być obdarzone sporym błędem. Dopiero kolejne testy i miliony przejechanych kilometrów pokażą, jak jest naprawdę. « powrót do artykułu
  5. Urodzony w USA 8-letni samiec krytycznie zagrożonego nosorożca sumatrzańskiego (Dicerorhinus sumatrensis) poleciał właśnie do Indonezji, do Rezerwatu Way Kambas. Specjaliści liczą na to, że Harapan i tamtejsze samice przypadną sobie do gustu i z nowego związku urodzą się jakieś młode. Harapan (dosł. Nadzieja) był ostatnim nosorożcem sumatrzańskim na półkuli zachodniej. Jego siostra Suci, także z Cincinnati Zoo, zmarła w zeszłym roku w wyniku choroby. Samiec pokonał ponad 16 tys. km. Podróżował po lądzie, samolotem (wylądował w Dżakarcie) i promem (to ostatni środek lokomocji, którym dostał się na Sumatrę). Przed wyprawą ok. 816-kg Harapan przeszedł badania. Nauczono go także wchodzenia i wychodzenia ze specjalnej skrzyni podróżnej. Jak donosił jeszcze przed eskapadą ogród zoologiczny, nosorożec dobrze się czuje w swojej pace i z własnej woli sobie w niej stoi. W podróży towarzyszyli zwierzęciu opiekun Paul Reinhart i weterynarz Jenny Nollman. Wyjazd Harapana stanowi ukoronowanie programu rozrodczego nosorożców sumatrzańskich w Cincinnati Zoo. Warto przypomnieć, że to jedyny poza Indonezją program rozmnażania tych zwierząt w niewoli. Harapan osiągnął dojrzałość płciową i dołączy w Rezerwacie Way Kambas do swojego starszego brata Andalasa. W ośrodku mieszka córka Andalasa Andatu, która urodziła się w 2012 r. Wszyscy liczą na to, że Harapan, zwany też Harrym, będzie spółkował z którąś z 3 pozostałych samic. Na szczęście dla zagrożonego gatunku we wrześniu okazało się, że w maju urodzi się kolejny potomek 14-letniego Andalasa. Szczęśliwą matką jest Ratu (to z nią Andalas spłodził wcześniej Andatu). « powrót do artykułu
  6. Naukowcy z Lawrence Livermore National Laboratory (LLNL) we współpracy z kolegami z Indii, Niemiec, Japonii i Rosji odkryli pięć nieznanych dotychczas izotopów. Ekspertom udało się uzyskać po jednym izotopie berkelu (Bk 233), neptunu (Np 219), uranu (U 216) i dwa izotopy ameryku (Am 223, Am 229). Każdy z nowych izotopów ma mniej neutronów i jest lżejszy od wsześniej znanych izotopów odpowiednich pierwiastków. Obecnie znamy 114 pierwiastków i ponad 3000 ich izotopów. Naukowcy oceniają, że do odkrycia pozostało jeszcze ponad 4000 izotopów. Ich badania pozwalają lepiej poznać budowę jądra atomu i rozwijać coraz bardziej precyzyjne modele teoretyczne ją opisujące. Uzyskane przez nas wyniki przesuwają granice tego, co wiemy o strukturze atomu w kierunku nuklidów, którym brakuje neutronów. Gdy zdamy sobie sprawę, że występujący w stanie naturalnym uran ma 146 neutronów, a nowy izotop ma ich zaledwie 124, to widzimy, jak wiele musimy się jeszcze dowiedzieć o jądrze atomowym i siłach, które trzymają je razem - mówi Dawn Shaughnessy. Uczeni z LLNL nie tylko odkryli teraz nowe izotopy, ale opracowali też nową metodę ich wytwarzania. W ramach swoich eksperymentów strzelali atomami wapnia w 300-nanometrowej grubości folię z kiuru. Gdy atomy obu pierwiastków się zetknęły powstał złożony system, który przetrwał około jednej sekstylionowej sekundy (1/1036). Zanim się rozpadł jądra wapnia i kiuru wymieniały się protonami i neutronami, tworząc m.in. nieznane wcześniej izotopy berkelu, neptunu, uranu i ameryku. Izotopy te przetrwały od kilku milisekund do kilku sekund. LLNL to zasłużona jednostka badawcza. Od czasu założenia w 1963 roku jej pracownicy brali udział w odkryciu sześciu nowych pierwiastków o liczbach atomowych 113, 114 (flerow), 115, 116 (liwermor), 117 i 118. « powrót do artykułu
  7. Ludzie używają swoich smartfonów ok. 5 godzin dziennie, a więc przez 1/3 okresu czuwania. Brytyjscy psycholodzy ustalili też, że sprawdzają je circa 85 razy dziennie. Akademicy z Uniwersytetów w Lancaster i Lincoln, Uniwersytetu Zachodniej Anglii i Nottingham Trent University, których artykuł ukazał się w piśmie PLoS ONE, porównali ilość czasu, przez jaką badani myśleli, że korzystają ze smartfonów, z rzeczywistym czasem użytkowania. Okazało się, że prawdziwa częstość wykorzystania była 2-krotnie większa od szacunków badanych. Badając ilościowo aktywność telefoniczną ochotników, psycholodzy zazwyczaj polegają na danych dostarczanych przez samych zainteresowanych. Nasze studium sugeruje jednak, że powinny one być interpretowane ze sporą dozą ostrożności - podkreśla dr David Ellis. Psycholodzy poprosili 23 ochotników w wieku 18-33 lat, by ocenili, ile czasu zajmują się smartfonami. Na telefonach zainstalowano też aplikację, która przez 2 tygodnie zapisywała wszystkie działania na urządzeniach, w tym sprawdzanie godziny, przeglądanie powiadomień o nowych wiadomościach lub alertów z serwisów społecznościowych, rozmowy i odtwarzanie muzyki. Zespół stwierdził, że zazwyczaj wykorzystanie smartfona ograniczało się do krótkich "impulsów"; ponad połowa sesji trwała mniej niż pół minuty. « powrót do artykułu
  8. Volvo testuje w Australii technologię... unikania kangurów. Producent samochodów sądzi, że nowa technologia pomoże uniknąć 20 000 wypadków rocznie. Obecnie Volvo filmuje kangury w pobliżu Canberry, gdzie dochodzi do szczególnie dużej liczby kolizji z kangurami. Filmy będą następnie analizowane pod kątem zachowań zwierząt. Dzięki analizom ma powstać oprogramowanie pomagające uniknąć kolizji. Każdego roku w Australii dochodzi do 20 000 kolizji, a ubezpieczyciele wypłacają z ich tytuło ponad 75 milionów dolarów. Volvo prowadziło już podobne badania w Szwecji. Tam jednak technologia miała pomóc w unikaniu zderzeń ze znacznie większymi i wolniejszymi zwierzętami - łosiami i krowami. Kangury są mniejsze, a ich zachowanie jest mniej przewidywalne. Dlatego też musimy przetestować naszą technologię w warunkach polowych i skalibrować ją z uwzględnieniem kangurów. To bardzo nieprzewidywalne zwierzęta i trudno jest uniknąć zderzenia z nimi, ale sądzimy, że możemy tak dopracować naszą technologię, by nie dochodziło do wypadków - mówi inżynier Martin Magnusson. System unikania zderzeń z kangurami to część większego projektu prowadzonego przez Volvo. Firma zakłada, że po roku 2020 osoby jeżdżące jej samochodami nie będą ponosiły śmierci czy odnosiły ran w wypadkach. « powrót do artykułu
  9. Zażywanie witaminy D pomaga w zwiększeniu poziomu sprawności i zmniejszeniu ryzyka choroby serca. Wcześniejsze badania wykazały, że witamina D blokuje działanie enzymu 11-βHSD1, który jest konieczny do wytworzenia kortyzolu (hormonu stresu podnoszącego ciśnienie przez zwężenie naczyń). Obniżając ilość krążącego kortyzolu, witamina D może teoretycznie zwiększyć tolerancję wysiłku i obniżyć ryzyko chorób sercowo-naczyniowych. W ramach studium przez 2 tygodnie zespół z Uniwersytetu Królowej Małgorzaty w Edynburgu podawał 13 zdrowym dorosłym 50 μg witaminy D lub placebo. Uczestników dopasowano pod względem wieku i wagi. Okazało się, że w porównaniu do przedstawicieli grupy kontrolnej, osoby zażywające witaminę D miały niższe ciśnienie i mniejsze stężenie kortyzolu w moczu. Testy sprawnościowe zademonstrowały, że grupa przyjmująca witaminę mogła w 20 min pokonać na rowerze 6,5 km (na początku eksperymentu było to tylko 5 km). Co istotne, mimo zwiększenia odległości o 30% naukowcy zaobserwowali mniej oznak zmęczenia. Ludzie z naszej strefy klimatycznej często miewają niedobory witaminy D. Dane dla Anglii pokazują, że latem niedobory występują u 1 na 10 dorosłych osób, a w zimie u 2 na 5. Ponieważ ciemna skóra mniej skutecznie wykorzystuje słońce do produkcji tej witaminy, zimą niedobory wśród ciemnoskórych są jeszcze częstsze - występują u 3 na 4 dorosłych. Nasze pilotażowe studium pokazuje, że przyjmując suplementy witaminy D, można zwiększyć poziom sprawności i zmniejszyć natężenie czynników ryzyka chorób serca, np. wartości ciśnienia krwi. Naszym następnym krokiem będzie przeprowadzenie większych [...] testów klinicznych. Obejmą one zarówno zdrowych amatorów, jak i duże grupy sportowców, np. rowerzystów czy biegaczy długodystansowych - podkreśla dr Raquel Revuelta Iniesta. Niedobór witaminy D to ukryty zespół powiązany z insulinoopornością, cukrzycą, reumatoidalnym zapaleniem stawów i wyższym ryzykiem pewnych nowotworów. Jak wcześniej zebrane dowody, nasze studium potwierdza znaczenie walki z tym problemem - podsumowuje dr Emad Al-Dujaili. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z University of Cambridge pokazali, jak pokonać kilka problemów uniemożliwiających obecnie znaczne udoskonalenie akumulatorów. Stworzyli akumulator litowo-powietrzny, który charakteryzuje się bardzo wysoką gęstością energetyczną, jego wydajność wynosi ponad 90% i wytrzymuje ponad 2000 cykli ładowania/rozładowania. Z akumulatorami litowo-powietrznymi wiąże się duże nadzieje, gdyż ich teoretyczna gęstość energetyczna jest aż 10-krotnie większa od gęstości akumulatorów litowo-jonowych. Jest tak wysoka, że można ją porównać z gęstością energetyczną paliw płynnych. Taki akumulator byłby pięciokrotnie tańszy i pięciokrotnie lżejszy niż obecne, a na pojedynczym ładowaniu można by przejechać około 700 kilometrów. Uczonym z Cambridge udało się właśnie zbudować laboratoryjną wersję takiego akumulatora. Wykorzystali przy tym wysoce porowatą elektrodę z grafenu oraz specjalne dodatki, które zmieniają reakcje zachodzące w akumulatorze, dzięki czemu jest on bardziej stabilny i wydatki. Mimo, iż wstępne wyniki są niezwykle obiecujące, naukowcy przyznają, że minie jeszcze 10 lat zanim na rynek trafią wysoko wydajne akumulatory litowo-powietrzne. Osiągnęliśmy olbrzymi postęp, dzięki temu pojawiły się nowe pola badawcze. Nie rozwiązaliśmy jednak wszystkich problemów związanych z chemią takich urządzeń, jednak uzyskane przez nas wyniki pokazują drogę, którą należy podążać - mówi profesor Clare Grey. Brytyjscy uczeni wykorzystali w swoim akumulatorze wodorotlenek litu w miejsce zwykle stosowanego nadtlenku. Dzięki dodatkowi wody i użyciu jodków w akumulatorze zachodzi znacznie mniej reakcji niszczących jego komórki, jest on bardziej stabilny i wytrzymuje więcej cykli ładowania/rozładowania. Precyzyjne dobranie struktury elektrody i zmiany w kompozycji chemicznej elektrolitu pozwoliły zaś na zmniejszenie różnicy napięcia pomiędzy ładowaniem a rozładowywaniem do 0,2 woltów. Im mniejsza różnica, tym większa wydajność. We wcześniejszych wersjach akumulatorów litowo-powietrznych różnica ta wynosiła 0,5-1 wolta. Teraz jest bliska różnicy w akumulatorach litowo-jonowych. Wysoce porowata elektroda umożliwiła też zwiększenie pojemności prototypu, ale tylko przy pewnych wartościach ładowania i rozładowywania. To jeden z problemów, które w przyszłości należy rozwiązać. Uczeni muszą też opracować sposób na zapobieżenie formowania się litowych dendrytów, które mogą doprowadzić do zwarcia i eksplozji akumulatora. « powrót do artykułu
  11. Cyberprzestępcy zdobyli dane niemal 2000 klientów firmy Vodafone. Nie wiadomo, w jaki sposób informacje dostały się w ich ręce, jednak z pewnością hakerzy mają do nich dostęp, gdyż próbowali logować się do sieci Vodafone UK używając tych danych. Przedstawiciele koncernu poinformowali organa ścigania. Sprawdzono też zabezpieczenia sieci i stwierdzono, że nie doszło do włamania. Dane klientów najprawdopodobniej ukradziono z firmy trzeciej, współpracującej z Vodafone. Wiadomo, że przestępcy uzyskali dostęp do 1827 kont. Dzięki temu mogli potencjalnie ukraść ich nazwiska, numery telefonów komórkowych, 4 ostatnie cyfry kont bankowych oraz ich numery rozliczeniowe. Na szczęście przestępcy nie zdobyli numerów kart płatniczych klientów, a dane, które ukradli nie mogą posłużyć do uzyskania dostępu do kont bankowych ofiar. Konta poszkodowanych zablokowano, a sami użytkownicy zostali poinformowali o problemie. Vodafone poinformował też banki. « powrót do artykułu
  12. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) wydała firmie Amgen zgodę na sprzedaż lekarstwa Imlygic, którego składnikiem aktywnym jest wirus Talimogene laherparepvec (T-VEC). Decyzja ma znaczenie nie tyle dla samej firmy - eksperci sądzą, że całkowita wartość rocznej sprzedaży nowego leku wyniesie jedynie około 200 milionów dolarów - ile dla medycyny w ogóle. Imlygic to pierwszy z nowej klasy leków przeciwnowotworowych. Imlygic to wirus onkolityczny, czyli wirus zmodyfikowany tak, by odnajdował i zabijał komórki nowotworowe. W przypadku Imlygicu posłużono się wirusem opryszczki. Odpowiednio zmodyfikowany wirus zmniejsza guzy i pobudza układ odpornościowy do walki z nimi. Kilka grup badawczych pracuje nad wirusami onkolitycznymi, ale to właśnie Amgen jest pierwszą firmą, która rozpocznie sprzedaż leku na nich opartego. Imlygic stanie się więc odnośnikiem dla innych zespołów naukowych i pozwoli stwierdzić, jak wirusy onkolityczne będą stosowane w całościowej terapii przeciwnowotworowej. Imlygic jest wstrzykiwany bezpośrednio do guzów czerniaka. Zabija komórki nowotworowe i pobudza układ odpornościowy do walki z nimi. Wirus opryszczki, podobnie jak wiele innych wirusów, potrafi przenikać do komórek nowotworowych i je zabijać. Naukowcy z firmy Amgen tak zmodyfikowali wirusa, by zawierał on cytokinę o nazwie czynnik stymulujący tworzenie kolonii granulocytów i makrofagów (GM-CSF), to właśnie ona ściąga uwagę układu odpornościowego na komórki nowotworu. Zaledwie kilka dni przed zatwierdzeniem nowego leku przez FDA Europejska Agencja Medyczna wydała pozytywną opinię na jego temat, co otwiera drogę do jego zatwierdzenia przez Komisję Europejską. "Dający przerzuty czerniak to jeden z najtrudniejszych nowotworów do leczenia. Zwykle trzeba stosować przeciw niemu wiele strategii. Pomimo postępow medycyny, szanse na przeżycie pięciu lat po zdiagnozowaniu tego nowotworu są bardzo małe. To pokazuje, jak bardzo potrzebne są dodatkowe sposoby walki z tą chorobą. Firma Amgen zajęła się wirusami onkolitycznymi w 2011 roku, kiedy to za 425 milionów dolarów kupiła firmę Biovex, wynalazcę leku Imlygic. Umowa przewiduje, że jeśli prace nad Imlygicem zakończą się powodzeniem, Amgen musi dopłacić byłym właścicielom Bioveksu kolejne 575 milionów USD. FDA wdrożyła szybką ścieżkę rejestracji leku, jednak w międzyczasie na rynek trafiło kilka doskonalszych niż dotychczas tradycyjnych leków i osiągi Imglica nie wydawały się już takie imponujące. W porównaniu z samym GM-CSF lek wydłużał życie pacjentów średnio o 4,4 miesiąca. Lekowi groziło usunięcie z szybkiej ścieżki. Na szczęście podczas obrad komisji, która miała zdecydować, do dalej, przedstawiciele Amgenu zaprezentowali nowe dane. Poinformowali, że u pacjentów, którzy w pierwszym roku terapii dobrze zareagowali na lek, ryzyko śmierci zmniejszyło się o 95%. Zniknęła niemal połowa z 2116 guzów czerniaka, w które wstrzyknięto lek oraz 212 guzów, w które lek nie został wprowadzony. Prawdopodobnie zostały one zniszczone przez pobudzony lekiem układ odpornościowy. Podczas obrad zeznawał też pacjent Randy Russel, któremu kończyły się już możliwości leczenia. Imyglic spowodował, że choroba ustąpiła. Najlepsze wyniki lekarstwo daje u pacjentów w fazie III choroby, kiedy to czerniak daje przerzuty do niewielkiej liczby węzłów chłonnych. Specjaliści wiążą największe nadzieje w terapiach kombinowanych z użyciem nowego lekarstwa. Jeden z nowych leków, Yervoy, to tzw. inhibitor punktu kontrolnego. Blokuje on bowiem sygnały, które powodują, że układ odpornościowy nie atakuje komórek nowotworowych. Połączenie leczenia inhibitorami punktu kontrolnego z terapią wirusami onkolitycznymi pozwoli na zaatakowanie raka z wielu różnych stron. Amgen przeprowadził już testy połączonych terapii Imlygicu i Yarvoya. Wykazały one, że taka terapia jest bardziej skuteczna niż leczenie tylko jednym z tych środków. Amgen ogłosił, że Imylgic trafi na rynek w ciągu tygodnia. Szacowana cena terapii wyniesie średnio 65 000 USD. « powrót do artykułu
  13. W ubiegłym miesiącu amerykańska Agencja Ochrony Środowiska (EPA) odkryła, że Volkswagen fałszował dane dotyczące emisji spalin ze swoich pojazdów. Odpowiednie oprogramowanie wykrywało, kiedy prowadzony jest test emisji i włączało wówczas mechanizmy kontroli spalania. Poza sytuacją testową pojazdy Volkswagena przekraczały amerykańskie normy emisji nawet 40-krotnie Teraz zespół z MIT-u przeprowadził badania, których celem było stwierdzenie, jak takie postępowanie firmy wpłynęło na zdrowie publiczne w USA. W Stanach Zjednoczonych sprzedano ponad 482 000 pojazdów fałszujących normy emisji. Naukowcy szacują, że ich obecność na amerykańskich drogach przyczyniła się bezpośrednio do 60 przypadków przedwczesnej śmierci. W skład zespołu naukowego wchodzili eksperci z MIT-u i Uniwersytetu Harvarda. Z artykułu opublikowanego przez nich na łamach Environmental Research Letters dowiadujemy się, że samochody Volkswagena o 10-20 lat skróciły życie 60 osób. Uczni wyliczyli też, że jeśli Volkswagenowi uda się do końca 2016 roku wymienić wszystkie wspomniane pojazdy, to można będzie uniknąć ponad 130 przedwczesnych zgonów. Jeśli zaś tego nie zrobi, liczba dodatkowych zgonów sięgnie 140. Oprócz liczby zgonów uczeni oszacowali również, że wspomniane pojazdy przyczynią się do powstania 31 dodatkowych przypadków chronicznego zapalenia oskrzeli oraz 34 przyjęć do szpitali z powodu chorób serca i układu oddechowego. Ponadto z powodu dodatkowej emisji dojdzie do zmniejszenia produktywności (w tym absencji w pracy), którą oceniono na 130 000 dni roboczych. W sumie dodatkowe wydatki systemu opieki zdrowotnej i społecznej oceniono na 450 milionów dolarów. Jeśli samochody zostaną wycofane do końca przyszłego roku, uniknie się dodatkowych kosztów w wysokości 840 milionów USD. Profesor Steven Barrett z MIT-u, specjalista w dziedzinie aeronautyki i astronautyki, główny autor artykułu, mówi, że tego typu obliczenia pozwalają na lepszą oceną skutków działań Volkswagena. Na potrzeby obliczeń wzięto pod uwagę emisję z samochodu, jego przewidywany czas pracy, liczbę przejechanych kilometrów oraz całkowitą nadmiarową emisję ponad przewidzianą przepisami. Opracowano też metodę oceny wpływu emisji pyłów oraz związków chemicznych z silników diesla, a także produktów ich reakcji z atmosferą na zdrowie ludzkie. W czasie życia jesteśmy narażeni na wiele czynników ryzyka, a zanieczyszczenia powietrza to jeden z wielu takich drobnych czynników - mówi profesor Barrett. Uczony mówi, że w przeliczeniu na każdy przejechany kilometr ryzyko związane z dodatkowym zanieczyszczeniem stanowi około 20% ryzyka związanego ze śmiercią w wypadku samochodowym. « powrót do artykułu
  14. Parlament Europejski, stosunkiem głosów 285:281 wezwał kraje członkowskie UE do oddalenia wszelkich zarzutów kryminalnych przeciwko Edwardowi Snowdenowi, zapewnienie mu ochrony i uniemożliwienie ekstradycji. Taka uchwała oznacza uznanie Snowdena za obrońce praw człowieka. Ned Price, rzecznik prasowy amerykańskiej Rady Bezpieczeństwa Narodowego stwierdził: Nasze stanowisko nie uległo zmianie. Pan Snowden jest oskarżony o przekazanie tajnych informacji i w USA czeka go proces karny. Powinien zostać poddany ekstradycji do USA, gdzie czeka go proces. Snowden przebywa obecnie w Rosji, która udzieliła mu azylu. W USA jest oskarżony na podstawie Espionage Act z 1917 roku. Ustawa traktuje ujawnienie tajemnicy państwowej jako przestępstwo kryminalne. Snowden nie mógłby broniąc się argumentować, że popełnione przez niego przestępstwo przysłużyło się dobru publicznemu. « powrót do artykułu
  15. Wg zespołu z Centrum Badań nad Nowotworami im. Freda Hutchinsona, nawet bez chemio- czy radioterapii, specjalny rodzaj immunoterapii zwiększa przeżywalność myszy z rakiem trzustki o ponad 75%. Wyniki okazały się tak obiecujące, że już na przyszły rok planowane są testy kliniczne z udziałem ludzi. Doktorzy Sunil Hingorani i Phil Greenberg prowadzili testy na zmodyfikowanych genetycznie myszach, u których rozwijały się guzy bardzo podobne do ludzkich raków trzustki. Jak wyjaśnia Hingorani, raki trzustki bardzo trudno leczyć, bo wykorzystują naturalne mechanizmy organizmu do stworzenia fizycznej bariery wokół guzów i ukrycia ich przed komórkami układu odpornościowego. Guzy trzustki potrafią przetrwać przy znacznie ograniczonym ukrwieniu. Wskutek tego podawane zwykle dożylnie chemioterapeutyki nie mają się jak do nich dostać. Na łamach pisma Cancer Cell uczeni opowiadają, że zastosowana przez nich metoda terapii narusza fizyczną oraz immunologiczną ochronę guzów. Zastosowano zmodyfikowane limfocyty T, które nauczono rozpoznawania i atakowania raków trzustki. Terapia T-limfocytarna wydaje się obiecująca w przypadku kilku rodzajów nowotworów krwi, ale zwalczanie w ten sposób litych guzów jest trudniejsze. Jak podkreśla Hingorani, problemem jest brak dostępu do komórek guza, bo podobnie jak w chemii i tutaj stosuje się wlew dożylny. Naukowcy nie sądzili, że same zmodyfikowane limfocyty T poradzą sobie z rakiem trzustki, musieli jednak od czegoś zacząć. Ku ich zaskoczeniu, limfocyty zmodyfikowane w taki sposób, by rozpoznawać i zabijać komórki z mezoteliną (białkiem produkowanym w dużych ilościach przez niemal wszystkie guzy trzustki), dostawały się do zmian nowotworowych i zaczynały je atakować. Zwierzęta, którym podano limfocyty T skierowane przeciw mezotelinie, żyły średnio 96 dni (78% dłużej). Przygotowując się do testów klinicznych, zespół stworzył już ludzką wersję specjalnego limfocytarnego białka, które rozpoznaje mezotelinę. W ciągu roku Amerykanie zamierzają ocenić bezpieczeństwo terapii u pacjentów z zaawansowanym rakiem trzustki. « powrót do artykułu
  16. Po kilku poważnych wypadkach w laboratoriach przechowujących groźne patogeny Biały Dom zarządził w sierpniu ubiegłego roku raportu i nowych zaleceń dla tego typu placówek. Prezydencki doradca ds. naukowych, John Holdren oraz asystentka prezydenta ds. bezpieczeństwa wewnętrznego i antyterroryzmu, Lisa Monaco, właśnie przesłali raport i zalecenia do instytucji federalnych. W 2014 roku doszło do kilku poważnych naruszeń zasad bezpieczeństwa w federalnych laboratoriach. Naruszono procedury dezaktywacji wąglika, znaleziono zapomniane fiolki z ospą i innymi niebezpiecznymi substancjami, a w 2012 roku zmarł pracownik naukowy jednego z centrów medycznych, który podczas eksperymentów zaraził się niezwykle niebezpieczną bakterią. W przesłanym właśnie raporcie zaleca się zmianę, o którą część ekspertów walczyła od lat - pracownicy laboratoriów będą teraz mogli anonimowo informować o niedociągnięciach w placówkach. Nie będą musieli obawiać się zatem represji ze strony przełożonych. Ponadto laboratoria federalne zostały zobowiązane do informowania opinii publicznej o tym, jakie patogeny przechowują oraz upubliczniać informacje o wypadkach. Laboratoria nienależące do rządu federalnego nie będą miały takiego obowiązku, jednak będą zachęcana do wdrożenia tego typu praktyk. Ponadto co roku będzie publikowany raport podsumowujący wszystkie wypadki w laboratoriach. Obecnie taki raport ukazuje się raz na kilka lat. W raporcie wezwano też do utworzenia odpowiedniej liczby laboratoriów o wysokim stopniu bezpieczeństwa. Po roku 2001, kiedy to w USA doszło do ataków z użyciem wąglika, Stany Zjednoczone zwiększyły nakłady na walkę z bioterroryzmem. Powstało wiele nowych placówek badawczych, a im więcej z nich zajmuje się niebezpiecznymi patogenami, tym większe prawdopodobieństwo wypadku czy celowego przestępczego działania któregoś z pracowników. Niektórzy ze specjalistów są zawiedzeni faktem, że raport pozostawia nadzór nad pracami z niebezpiecznymi patogenami w rękach CDC (Centers for Disease Control and Prevention) oraz Departamentu Rolnictwa. Ich zdaniem powinna powstać niezależna federalna agencja kontrolna, która jednocześnie - w przeciwieństwie do CDC i Departamentu Rolnictwa - nie będzie sama prowadziła badań z patogenami. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy z Brigham Young University (BYU) wskazują prostą metodę odchudzania - licząc, ile razy ugryzło się pokarm w ciągu doby, a następnie zmniejszając tę liczbę na miesiąc o 20-30%, można schudnąć 4 funty (ok. 1,8 kg). Nie trzeba nic zmieniać w dotychczasowym sposobie odżywiania czy aktywności fizycznej. To studium potwierdza zasadę, którą już znamy: jedzenie mniejszych ilości pożywienia robi różnicę. Nie zachęcamy ludzi, by się głodzili, usiłujemy ich tylko przekonać, by jedli mniej niż dotychczas - podkreśla Josh West. West, Ben Crookston i Cougar Hall uważają, że w przypadku osób z nadmierną wagą ciała w pierwszym rzędzie należy się zająć ilościowymi, a nie jakościowymi aspektami diety. W ramach eksperymentu Amerykanie poprosili 61 ochotników, by liczyli, ile razy podnoszą pokarm do ust i biorą łyk napoju innego niż woda. Pod koniec każdego dnia statystyki należało przesłać e-mailem do naukowców. Do końca testu dotrwało 41 osób. Wg Crookstona, wyniki są zachęcające, ale trzeba badań zakrojonych na większą skalę, by ocenić skuteczność strategii na dłuższą metę. Biorąc pod uwagę krótki czas trwania studium, byliśmy zadowoleni z wielkości utraty wagi. Teraz powinniśmy dalej śledzić losy ochotników, by ustalić, czy utrzymają niższą wagę lub stracą jeszcze więcej [zbędnych] kilogramów. Amerykanie dodają, że ludziom, którzy nie ukończyli badania, nie udało się wdrożyć w liczenie. Mając na uwadze, że innym może to także sprawiać trudność, Wydział Nauk Komputerowych BYU stworzył specjalny algorytm zliczający. Koncesja na algorytm została przekazana lokalnemu start-upowi - firmie SmartBites. Tamtejsi specjaliści pracują nad jego udoskonaleniem, a konkretnie nad aplikacją na urządzenia przenośne. « powrót do artykułu
  18. Organizacja Electronic Frontier Foundation (EFF) ujawniła, że umieszczane przy drogach USA kamery do rozpoznawania numerów rejestracyjnych z łatwością mogą stać się celem ataku. Policja nie zabezpiecza ich odpowiednio. Udany atak na system kamer znany jako Automatic Number Plate Recognition (ANPR) oznacza, że włamywacz może poznać wszystkie dane właściciela pojazdu, którego numer rejestracyjny został nagrany. EFF informuje, że z bazy można uzyskać np. takie informacje jak dane o lekarzu rodzinnym właściciela, jego miejscu pracy, wyznaniu czy miejscu zamieszkania. EFF sprawdziła zabezpieczenie ponad 100 kamer działających w wielu miejscach w USA. Zostały one dostarczone przez firmę PIPS Technology, która jest własnością koncernu 3M. Przedstawiciele koncernu zostali poinformowani o problemie i twierdzą, że poważnie podchodzą do sprawy. Podczas testów eksperci EFF stwierdzili, że dostęp do kamer można uzyskać przez internet za pomocą powszechnie używanych interfejsów. Z kamerami można było łączyć się zarówno za pomocą protokołu Telnet jak i HTTP. Tylko w niektórych przypadkach urządzenia były chronione hasłem. Tych kamer nie atakowano. Czasem jednak hasło można było odczytać z konfiguracji Telnetu. « powrót do artykułu
  19. Wang Sijun, profesor z University of Electronic Science and Technology of China (UESTC) w Syczuanie, wpadł na pomysł, jak skutecznie zniechęcić studentów do spóźniania. Każe im wykaligrafować 1000 razy znak "biang", najbardziej skomplikowany z obecnie używanych znaków pisma chińskiego. Jego nakreślenie wymaga 56 lub, jak twierdzą niektórzy, 57 pociągnięć długopisem. Nauczyciela zainspirowała nazwa rodzaju makaronu z prowincji Shaanxi - Biángbiáng miàn. Dotąd sroga kara miała spotkać 2 osoby. Pierwsza studentka poddała się po przepisaniu 200 znaków. Poprosiła profesora o zmianę kary i obiecała, że nigdy więcej się nie spóźni. Drugi student wolał narysować 400 terakotowych żołnierzy. Szkicowanie zajęło mu ponad 4 godziny. Kara - przez część studentów określana mianem kreatywnej - okazała się skuteczna. Ani pani Cheng, ani pan Zhou Feng nigdy się już nie spóźnili... « powrót do artykułu
  20. NASA testuje elementy silnika, który w przyszłości może zostać użyty do lądowania na Marsie. Paliwem nowego silnika jest metan. Nigdy wcześniej NASA nie używała go do napędu pojazdów kosmicznych. W obecnej konfiguracji silnik może współpracować z małym lądownikiem. Dzięki danym uzyskanym podczas testów będziemy mogli skalować tę technologię do silników wykorzystywanych podczas podróży czy w dużych lądownikach - mówi Steve Hanna, inżynier odpowiedzialny za Advanced Exploration Systems w Marshall Space Flight Center. Metan to bardzo obiecujące paliwo. Jest znacznie bardziej stabilny niż powszechnie obecnie używany płynny wodór, jest łatwiejszy w przechowywaniu, może być też w przyszłości wytwarzany z lokalnych marsjańskich zasobów. Jako, że temperatura przechowywania metanu jest podobna do temperatury przechowywania płynnego tlenu, zbiorniki z oboma substancjami nie będą musiały być oddzielane tak grubą warstwą izolacji jaką oddziela się tlen i wodór. Mniej izolacji to mniejsza waga pojazdu, a jako, że metan jest gęstszy od wodoru, zbiorniki z nim będą mogły być mniejsze, co dodatkowo obniża wagę całości. Już w czasie misji Mars 2020 NASA ma zamiar przeprowadzić testy technologii ISRU, która ma pozwolić na produkowanie paliwa i tlenu ze składników marsjańskiej atmosfery. Obecnie testowany jest silnik o ciągu 4000 funtów. Do większych lądowników konieczne będzie stworzenie silnika o ciągu 25 000 funtów. Inżynierowie z Marshalla pracują też nad silnikiem z pompą, która będzie wykorzystywała turbinę obracającą się z prędkością do 95 000 obrotów na minutę i dostarczała metan do komory spalania, pozwalając na osiągnięcie większego ciągu. Dotychczas turbopompa została przetestowana z płynnym wodorem. Jeszcze w bieżącym roku będzie testowana z użyciem metanu. « powrót do artykułu
  21. W Niemczech pojawił się nowy typ szkodliwego kodu szantażującego ofiary (ransomware). Oprogramowanie nie tylko szyfruje pliki, ale też blokuje dostęp do systemu operacyjnego i grozi opublikowaniem w internecie wrażliwych danych oraz zdjęć i filmów znalezionych na komputerze. Szkodliwy program o nazwie Chimera atakuje przede wszystkim firmy. Plik rozprzestrzenia się za pośrednictwem fałszywych ogłoszeń o pracę i ogłoszeń o poszukiwaniu partnera biznesowego. W treści ogłoszenia jest prośba o pobranie i otwarcie pliku z Dropboksa. Jeśli użytkownik to zrobi, dochodzi do infekcji i zaszyfrowania wszystkich plików na komputerze. Chimera poszukuje też dysków sieciowych i je również szyfruje. Następnie blokuje system i wyświetla instrukcję, w jaki sposób można odzyskać dostęp do plików. Ofiarom nakazuje się zapłacić 2,452 bitcoina, co równa się 700 dolarom. Chimera to pierwsze oprogramowanie typu ransomware, które grozi publikacją danych w internecie. Na razie nie wiadomo, czy grożby takie są spełniana. Twórcy Chimery mają też ofertę dla innych przestępców. Ci, którzy zarażą kogoś Chimerą, mogą liczyć na prowizję od wpływów pieniędzy wpłaconych przez ofiarę. « powrót do artykułu
  22. Ludzie świetnie sobie radzą z identyfikacją czyichś emocji wyłącznie w oparciu o ruchy głowy (bez dostępu do dźwięków i mimiki). Odkrycia zespołu z McGill University powinny wspomóc rozwój automatycznych systemów rozpoznania emocji czy robotów wchodzących w interakcje z ludźmi, np. pracujących w recepcjach czy z seniorami. Steven R. Livingstone i Caroline Palmer posłużyli się sprzętem do śledzenia ruchów głowy w 3 wymiarach. Zaprezentowali ochotnikom nagrania mówiących i śpiewających wokalistów, wyłączyli jednak dźwięk i zamaskowali mimikę. Widoczne były tylko ruchy głowy. Badanych proszono o zidentyfikowanie przekazywanej emocji. Odkryliśmy, że kiedy ludzie mówią, wyrażają swoje emocje za pośrednictwem ruchów głowy. Stwierdziliśmy także, że ludzie wyjątkowo trafnie identyfikują uczucia mówiącego wyłącznie na postawie ruchów jego głowy - opowiada Palmer. Ruchy głowy związane ze szczęściem i smutkiem są inne, ale [motoryczny] wzorzec wyrażania obu emocji pozostaje taki sam bez względu na to, czy się mówi, czy śpiewa [...] - dodaje Livingstone. Pomysł na studium pojawił się w hałaśliwym, zatłoczonym pubie. Livingstone był tam z kolegami z laboratorium. Znajomy zaczął do mnie mówić. Choć nie rozumiałem, co mówi i nie widziałem dobrze jego twarzy, wiedziałem, że jest podekscytowany. Nagle zorientowałem się, że domyśliłem się, co mi chciał przekazać, opierając się na ożywionych kiwnięciach głowy. « powrót do artykułu
  23. Australijska minister spraw zagranicznych, Julie Bishop, poinformowała, że jej kraj prowadzi z Nową Zelandią rozmowy na temat rezygnacji z fizycznych paszportów i przechowywania "cyfrowych paszportów" obywateli w chmurze obliczeniowej. Osoby podróżujące pomiędzy oboma krajami nie musiałyby posiadać przy sobie paszportu. Byłyby identyfikowane na podstawie danych biometrycznych. To sposób na poradzenie sobie z kradzieżami i zagubieniami paszportów. Każdego roku 38 000 Australijczyków zgłasza utratę tego dokumentu. Minister Bishop przyznaje, że istnieje sporo przeszkód związanych z bezpieczeństwem nowego rozwiązania. Wiele wątpliwości budzi np. przechowywanie w chmurze danych biometrycznych obywateli. Jeśli uda się spełnić odpowiednie wymagania, w tym dotyczące zabezpieczeń, to chcielibyśmy tego spróbować. Australia szczyci się jednymi z najlepiej zabezpieczonych paszportów na świecie. Dzięki nowym technologiom moglibyśmy być jeszcze lepsi - mówi Bishop. Biometryczna baza danych wszystkich obywateli kraju byłaby niewątpliwie magnesem przyciągającym cyberprzestępców oraz służb specjalnych innych krajów, które np. chciałyby włamać się do bazy i stworzyć fałszywe tożsamości dla swoich agentów. W Australii od 10 lat używane są elektroniczne paszporty. Zawierają one układ scalony z zapisanymi danymi właściciela. Dzięki temu możliwe jest szybkie przechodzenie przez odprawę na granicy. Elektroniczne bramki przepuszczają automatycznie zweryfikowane osoby. « powrót do artykułu
  24. Nowe studium naukowców z Uniwersytetu w Montrealu pokazało, że niemowlęta uspokajają się na 2-krotnie dłuższy czas, gdy słuchają śpiewu, a nie mowy. Wiele badań dotyczyło wpływu śpiewu i mowy na uwagę niemowlęcia, lecz my chcieliśmy sprawdzić, jak oddziałują one na samokontrolę emocjonalną dziecka. U niemowląt samokontrola emocjonalna nie jest jeszcze, oczywiście, rozwinięta. Sądzimy, że śpiewanie pomaga dzieciom wykształcić tę umiejętność - wyjaśnia prof. Isabelle Peretz. W kanadyjskim studium wzięło udział 30 dzieci w wieku 6-9 miesięcy. Wyniki ukazały się w piśmie Infancy. Ludzie naturalnie reagują na muzykę; u dorosłych i starszych dzieci przejawia się to potupywaniem czy potrząsaniem głową. Niemowlęta nie synchronizują swojego zachowania z muzyką, ponieważ brakuje im wymaganych zdolności fizycznych bądź psychicznych. Częścią naszego studium było ustalenie, czy występują u nich [odpowiednie] dyspozycje psychiczne. Wyniki pokazują, że muzyka "porywa" niemowlęta [...]. Naukowcy upewnili się, że na reakcję dzieci nie wpłynęły inne czynniki, np. wrażliwość na głos matki. Zarówno prezentowana mowa (ze zdrobnieniami i kierowana do dorosłych), jak i śpiew pochodziły z tureckiego, a więc języka nieznanego dzieciom. W dodatku śpiewająca wykonywała utwory tureckie, a nie zachodnie. Ponadto dzieci nie wystawiano na oddziaływanie żadnych innych bodźców. Choć rodzice byli w pomieszczeniu, siedzieli za dziećmi, więc ich wyraz twarzy nie mógł na nie wpłynąć. Poza tym maluchom prezentowano [...] nagrania, a nie wykonania na żywo, by upewnić się, że dla wszystkich są one takie same i że ma społecznych interakcji wykonawca-dziecko - wyjaśnia Mariève Corbeil. Gdy dziecko było spokojne, rodzic siadał z tyłu i zaczynał się eksperyment. Nagrania odtwarzano do momentu, aż u niemowlęcia pojawiał się grymas związany z płaczem (opuszczone brwi, uniesione policzki i rozciągnięte na boki kąciki ust). Słuchając tureckiej piosenki, niemowlęta pozostawały spokojne przez średnio 9 min. W przypadku mowy, nieważne jakiej, czas ten był z grubsza o połowę krótszy. Mowa naśladująca gaworzenie i mowa kierowana do dorosłych sprawiały, że dziecko nie płakało, odpowiednio, przez nieco ponad 4 min i nieco mniej niż 4 min. Brak znaczącego rozróżnienia między oboma rodzajami mowy nas zaskoczył - zaznacza Corbeil. W dalszej części studium akademicy wystawiali różne grupy niemowląt na nagrania matek śpiewających piosenki w znanym języku (francuskim). Efekty były identyczne jak wcześniej (piosenka uspokajała średnio na 6 min). Nasze ustalenia nie pozostawiają żadnych wątpliwości co do skuteczności śpiewania rymowanek w celu podtrzymania spokoju dziecka przez dłuższy czas. Nawet w stosunkowo sterylnym środowisku pomieszczenia testowego - przy czarnych ścianach, przytłumionym oświetleniu, braku zabawek, a także stymulacji wzrokowej czy dotykowej - dźwięki śpiewającej kobiety przedłużały pozytywne lub neutralne okresy i hamowały negatywny nastrój. Kanadyjczycy uważają, że ich ustalenia są bardzo ważne, zważywszy, że matki z naszego kręgu kulturowego częściej mówią, niż śpiewają dzieciom. « powrót do artykułu
  25. Fenomen gotującej się wody jest wykorzystywany w większości elektrowni elektrycznych, systemach chłodzenia i ogrzewania czy w instalacjach do odsalania wody morskiej. Teraz - po raz pierwszy w historii - naukowcy z MIT-u wykazali, że są w stanie kontrolować pęcherzyki powietrza w gotującej się wodzie. Kontrola nad procesem gotowania się wody pozwoli m.in. na usprawnienie generowania energii. Twórcami nowego systemu są profesor Evelyn Wang oraz Jeremy Cho i Jordan Mizerak. Profesor Wang mówi, że nigdy wcześniej nie udało się uzyskać tak dużej niezależnej od temperatury kontroli nad procesem gotowania. Istnieją systemy kontroli gotowania się, ale wymagają one użycia innych płynów niż woda oraz tysiąckrotnie wyższego napięcia prądu elektrycznego niż w systemie zespołu Wang. To czyni je nieopłacalnymi w większości zastosowań. Przełomu dokonano dzięki dodaniu do wody surfaktantów. Utworzony w ten sposób wodę z mydlinami. Molekuły surfaktantu, które są nośnikiem ładunków elektrycznych, mogą być przyciągane do lub odpychane od metalowej powierzchni. Wystarczy zmienić polaryzację przyłożonego doń prądu. W ten sposób metalowa powierzchnia zmienia stan pomiędzy hydrofilowym a hydrofobowym. Gdy dodajemy surfaktant powierzchnia staje się bardziej hydrofobowa i zwiększa się tempo formowania się pęcherzyków powietrza. Jednak wystarczy odpowiednia zmiana ładunku elektrycznego, by powierzchnia stała się hydrofilowa i tworzyło się nawet 10-krotnie mniej pęcherzyków. Ważną cechą nowego systemu jest fakt, że wykorzystuje on zwykły metal, nie wymaga odpowiedniej struktury powierzchni w nanoskali. Możliwość kontrolowania tempa formowania się pęcherzyków pozwala na kontrolowanie tempa przepływu ciepła pomiędzy metalem a płynem. To z kolei daje nadzieję na stworzenie bardziej wydajnych bojlerów do elektrowni i bardziej elastyczne zarządzanie całym procesem produkcji energii. Podobnie ma się sprawa z chłodzeniem elektroniki, gdyż można będzie odpowiednio dobierać tempo odbioru ciepła z układu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...