Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Po raz pierwszy w historii układy flash NAND charakteryzują się większą gęstością zapisu niż dyski HDD. Podczas 2016 IEEE International Solid State Circuits Conference Micron przedstawił dane, z których wynika, że w układach NAND można na tej samej powierzchni zapisać więcej danych niż w tradycyjnych HDD. Jeszcze w 2015 roku Samsung informował, że układy 3D NAND osiągnęły gęstość zapisu rzędu 1,19 Tb/in2 i obiecywał, że w roku 2016 zostanie osiągnięta gęstość 1,69 Tbpsi (terabitów na cal kwadratowy). Teraz Micron informuje, że posiada laboratoryjny prototyp układu 3D NAND o gęstości zapisu sięgającej 2,77 Tbpsi. Tymczasem gęstość zapisu współczesnych HDD nie przekracza 1,3 Tbpsi. Warto jednak zauważyć, ze producenci HDD nie poddają się. Pomiędzy III kwartałem 2014 a III kwartałem 2015 gęstość zapisu na HDD wzrosła o około 60%. Daleko jej jednak do gęstości zapisu układów NAND. Tradycyjne dyski twarde mają jednak tę zaletę, że są znacznie tańsze w produkcji i będą znacznie tańsze od układów flash pod względem ceny za jednostkę pojemności. Różnica w cenie może być ogromna. Dość wspomnieć, że japońska firma Fixstars rozpoczyna sprzedaż 13-terabajtowego SSD, którego cena za gigabajt będzie wynosiła 1 USD. Dysk będzie zatem kosztował 13 000 dolarów. Tymczasem 8-terabajtowy HDD wypełniony helem można kupić już za 515 dolarów. Na wysoką cenę układów flash wpływ m.in. koszt budowy fabryki, w której są one produkowane. Zakład wytwarzający nowoczesne układy 3D NAND może kosztować nawet 10 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  2. Naukowcy z Uniwersytetu Stanforda oraz SLAC National Accelerator Laboratory opracowali technologię, która umożliwi stworzenie efektywnej krzemowej anody. Taka anoda może potencjalnie przechowywać 10-krotnie więcej energii niż współczesne anody. Problem jednak w tym, że podczas ładowania akumulatorów cząstki krzemu powiększają się, pękają i rozpadają. Ponadto wchodzą w reakcje z elektrolitem, co powoduje tworzenie się na nich powłoki, która negatywnie wpływa na ich wydajność. Uczeni ze Stanforda i SLAC opisali prosty, trzystopniowy proces, pozwalający na stworzenie mikroskopowych grafenowych klatek, w których umieszczane są cząstki krzemu. Klatki są na tyle duże, że pozwalają krzemowi na zwiększanie objętości i na tyle elastyczne, że popękane kawałki krzemu przylegają do siebie, zostaje więc zachowany przepływ ładunków. Ponadto blokują reakcję z elektrolitem, nie dopuszczając do formowania się niekorzystnej powłoki. Profesor Yi Cui i jego zespół mówi, że podobną technikę można zastosować do innych materiałów wykorzystywanych w elektrodach i stworzyć lekkie akumulatory o dużej pojemności. Początkowo Cui i jego współpracownicy tworzyli anody z krzemowych nanokabli i nanocząstek, które są na tyle małe, że się nie rozpadają. Później zaczęli eksperymentować z różnymi sposobami zamykania krzemowych nanocząstek w strukturach ochronnych. W końcu wykorzystali grafenowe klatki. Nowa metoda pozwala na użycie znacznie większych cząstek krzemu. Takich o średnicy 1-3 mikrometów. Są one tanie i łatwo dostępne. Cząstki, których użyliśmy, są bardzo podobne do odpadów przemysłu półprzewodnikowego. Tej wielkości cząstki nigdy nie sprawowały się dobrze w anodach. Jesteśmy więc niezwykle podekscytowani, że znaleźliśmy praktyczne rozwiązanie problemu - mówi Cui. Grafenowe klatki, by spełnić swoją rolę, muszą mieć wielkość dopasowaną do każdej z nanocząstek. Naukowcy najpierw pokryli nanocząstki niklem. Grubość jego warstwy łatwo jest dobrać. Następnie na jego powierzchni hodowali grafen. Nie było to trudnym zadaniem, gdyż nikiel jest katalizatorem wzrostu grafenu. W końcu pozbyli się niklu za pomocą kwasu, a dzięki temu wewnątrz grafenowej klatki pozostała odpowiednia ilość miejsca, by umożliwić rozszerzanie się cząstek krzemu. Wcześniej próbowano różnych powłok, jednak wszystkie one zmniejszały efektywność anody. Grafenowe klatki to pierwsze powłoki, które nie zmniejszają wydajności, a cały proces ich produkcji przebiega w stosunkowo niskiej temperaturze - mówi jeden z naukowców, Kai Yan. « powrót do artykułu
  3. Wolontariusze z grupy Coolum and North Shore Coast Care znaleźli na plaży Castaways na Słonecznym Wybrzeżu (Sunshine Coast) w Queensland bardzo rzadkiego młodego żółwia zielonego-albinosa. Australijczycy oglądali w niedzielę gniazdo, w którym 2 dni wcześniej doszło do wylęgu. Byli przekonani, że poza skorupkami niczego w nim nie ma, tymczasem spotkała ich spora niespodzianka... Nigdy wcześniej [...] nie widzieliśmy czegoś takiego, wszyscy byliśmy więc trochę zaskoczeni - opowiada Linda Warneminde, szefowa grupy. Albinos leżał na karapaksie, łapami do góry. Miał czerwone oczy i lekko zaróżowione brzegi kończyn. Poza tym był idealnie biały. Ochotnicy natrafili na niego, gdy zliczali skorupki jaj, by ustalić, ile dokładnie żółwi się wykluło. Okazało się, że poza albinosem, 121. Młode żółwie-albinosy są skrajnie rzadkie; zdarzają się w jednym przypadku na kilkaset tysięcy złożonych jaj - podkreśla dr Col Limpus, naukowiec z Wydziału Zagrożonych Gatunków rządu Queensland. Warneminde tłumaczy, że przeżywalność młodych Chelonia mydas jest bardzo niska. [...] Tylko jeden na tysiąc wyklutych żółwików dożyje dorosłości, a dr Limpus dodaje, że przeżywalność albinosów jest jeszcze mniejsza. Brakuje im odpowiedniego ubarwienia, które pozwoli wtopić się w otoczenie i częściej padają ofiarą drapieżników. Ku uciesze zgromadzonych na plaży, Alby, jak go pieszczotliwie nazwano, zdołał dotrzeć do wody. « powrót do artykułu
  4. Gwałtowne ochłodzenie klimatu mogło przyczynić się do wielu dramatycznych wydarzeń, które miały miejsce w VI i VII wieku naszej ery. Badania pierścieni drzew ujawniły, że w tym czasie doszło do znaczącego ochłodzenia, które mogło wywołać głód, migracje czy wojny. Międzynarodowy zespół naukowy przeanalizował ponad żywych 150 drzew oraz ponad 500 martwych drzew z Gór Ałtaj. Na tej podstawie zrekonstruował klimat w latach 359 przed Chrystusem do roku 2011. Z badań wynika, że w ciągu ostatnich 2 mileniów 20 najzimniejszych okresów lata przypada na VI wiek, po roku 536. Niedawne badania rdzeni lodowych wykazały, że w 536 roku gdzieś na półkuli północnej doszło do potężnej erupcji wulkanicznej. Niedługo później, w roku 540 i 547, miały miejsce kolejne silne erupcje, które wzmocniły efekt, jaki wywarła ta pierwsza. Wybuchy wulkanów spowodowały, że lata 40. VI wieku były najchłodniejszą dekadą od ponad 2300 lat. Uczeni obliczyli, że średnia roczna temperatura wynosiła wówczas 11,8 stopnia Celsjusza. Dla porównania warto zauważyć, że średnia roczna temperatura w roku 2015 wynosiła 14,8 stopnia. Pyły i gazy wyrzucone przez trzy silne erupcje wulkaniczne trafiły do atmosfery i odbijały promienie słoneczne, przyczyniając się do wychłodzenia powierzchni planety. Ochłodzenie pociągnęło za sobą zwiększenie pokrywy lodowej na biegunie północnym, a chłodzący efekt został dodatkowo wzmocniony niezwykle małą aktywnością Słońca w połowie VII wieku. Naukowcy uważają więc, że w latach 536-660 miała miejsce Późna Antyczna Epoka Lodowa. Jej pojawienie się mogło być jednym z czynników, który wywołał dramatyczne zmiany, jakie wówczas zaszły. Na początku lat 40. VI wieku doszło do epidemii dżumy Justyniana, która mogła zostać spowodowana migracjami z obszarów, gdzie dżuma występowała. Ochłodzenie klimatu mogło przyczynić się do klęsk nieurodzaju i migracji ze stepów azjatyckich oraz Półwyspu Arabskiego (pojawienie się i rozprzestrzenienie islamu), migracji Słowian, niepokojów politycznych w Chinach czy upadku imperium Sasanidów. « powrót do artykułu
  5. Nasze badania dowiodły, że pyłki roślinne - materiał odnawialny - mogą posłużyć do stworzenia węglowej anody - mówi profesor Vilas Pol z Purdue University. We współczesnych bateriach litowo-jonowych anody są przeważnie wykonane z grafitu. Naukowcy z Purdue badali pyłki roślinne, które są materiałem szeroko dostępnym, pod kątem wykorzystania w bateriach zawartego w nich węgla. Pod uwagę wzięli pyłek zbierany przez pszczoły oraz pyłek pałki. Pyłek zbierany przez pszczoły to mieszanina pyłków różnych roślin. Z kolei pyłek pałki charakteryzuje się identycznym kształtem. Współpracownik Pola, doktorant Jialiang Tang, mówi: zacząłem przyglądać się pyłkom, gdy przed dwoma laty mama powiedziała mi, że się na nie uczuliła. Zafascynowało mnie piękno i różnorodność struktur pyłków. Jednak na pomysł wykorzystania ich w bateriach wpadłem dopiero, gdy zacząłem pracować nad bateriami i zdobywałem wiedzę na temat karbonizacji biomasy. Pyłek najpierw poddawano pirolizie w wysokiej temperaturze w obecności argonu, a następnie materiały wyjściowy podgrzewano do temperatury około 300 stopni Celsjusza w obecności tlenu, tworząc pory w węglowej strukturze. Badania wykazały, że tak uzyskaną anodę można ładować z różną szybkością. Po 10 godzinach jest ona w pełni naładowana, jednak już po godzinie jest naładowana a ponad 50%. Pyłkowa anoda charakteryzuje się też dobrą pojemnością. Teoretyczna pojemność grafitu wynosi 372 mAh na gram. My po godzinie ładowania osiągnęliśmy 200 mAh na gram, poinformował profesor Pol. Anody poddawano też testom w różnych temperaturach i wykazały one, że pyłek pałki sprawuje się lepiej niż pyłek zbierany przez pszczoły. Uczeni wciąż rozwijają swoją koncepcję. W przyszłości chcą swoją anodę połączyć ze standardową katodą i sprawdzić, jak będzie sprawowała się taka bateria. Niewykluczone zatem, że za jakiś czas na rynek trafią baterie z anodą z pyłku roślinnego. « powrót do artykułu
  6. Ciemniejące skórki banana mogą pomóc w określeniu stadium czerniaka złośliwego. Na skórkach dojrzewających bananów pojawiają się brązowe plamy. Są one wywoływane przez enzym tyrozynazę. W komórkach czerniaka aktywność enzymu jest podwyższona, co skutkuje wzmożoną produkcją barwnika melaniny. Tzu-En Lin z Politechniki Federalnej w Lozannie współtworzyła technikę obrazowania, która pozwala mierzyć poziom tyrozynazy i jej dystrybucję w skórze. Na początku badania prowadzono na dojrzałych owocach, a później na próbkach tkanki nowotworowej. Okazało się, że stężenie i rozkład tyrozynazy wskazują na zaawansowanie choroby. W czerniaku in situ poziom enzymu jest niski. W stadium inwazyjnym, gdy guz sięga skóry właściwej, występuje go dużo i jest on równomiernie rozłożony. W stadium, kiedy guz dociera do krwiobiegu, stężenie ponownie jest niższe, a rozkład heterogenny (nierównomierny). Wszystko wskazuje więc na to, że enzym jest wiarygodnym markerem rozwoju czerniaka. Plamy na ludzkiej skórze i skórce bananów są z grubsza tej samej wielkości. Pracując z owocem, byliśmy więc w stanie rozwinąć i przetestować metodę diagnostyczną przed wypróbowaniem jej na ludzkich biopsjach - wyjaśnia dr Hubert Girault z Laboratorium Elektrochemii Fizycznej i Analitycznej. Szwajcarzy skonstruowali skaner z mikroelektrodami ustawionymi w rzędzie jak zęby grzebienia (giętkością przypominają one ludzkie palce). W trakcie badania przesuwają się po nierównościach skóry, nie uszkadzając jej. Mierzą reakcję elektrochemiczną na obszarze kilku milimetrów kwadratowych. Elektrody wyliczają ilość i rozkład tyrozynazy, co pozwala określić stadium rozwoju czerniaka. Kolejnym krokiem będzie zastosowanie skanera do zobrazowania guza i zniszczenia go. Wstępne testy laboratoryjne pokazały, że nasze urządzenie można wykorzystać do zniszczenia [zmienionych chorobowo] komórek - podsumowuje Girault. « powrót do artykułu
  7. Drzewa sadzone w Europie od 1750 r. zwiększają globalne ocieplenie. Naukowcy sądzą, że główną przyczyną jest zastępowanie drzewostanu liściastego gatunkami iglastymi. Sosny czy świerki są bowiem ciemniejsze i pochłaniają więcej ciepła niż np. dąb i brzoza. Między 1750 a 1850 r. okrywa leśna Europy zmniejszyła się aż o 190 tys. km2. Wykorzystanie paliw kopalnych spowolniło wyrąb i od 1850 r. po współczesność lasy Starego Kontynentu powiększyły się o 386 tys. km2 i obecnie zajmują o 10% większy obszar niż przed rewolucją przemysłową. Biolodzy podkreślają jednak, że w przeszłości europejskie lasy rosły dziko, a obecnie aż ok. 85% zarządzają ludzie. Podejście do zalesienia stało się bardziej naukowe: sadzi się szybciej rosnące i wartościowe komercyjnie gatunki, takie jak sosna zwyczajna (Pinus sylvestris) czy świerk pospolity (Picea abies). Szybkie ponowne zalesianie dużych powierzchni uznawano za dobrą strategię - drzewa miały być magazynem węgla. Okazało się jednak, że pozytywny wpływ nowych drzew na klimat był zdecydowanie przeceniany. Zespół dr Kim Naudts, która prowadziła badania, pracując w Laboratorium Klimatologii i Nauk o Środowisku w Gif-sur-Yvette, zrekonstruował 250 lat zarządzania lasem w Europie. Naukowcy ustalili, że sposób gospodarowania sprawił, że drzewa zmagazynowały o wiele mniej węgla, niż miałoby to miejsce, gdyby las rósł dziko. Zorganizowane wycinanie skutkuje uwolnieniem węgla, który w innych okolicznościach pozostałby w glebie, ściółce leśnej i butwiejącym drewnie. Ponadto wybór drzew iglastych, a nie liściastych zmienia albedo i ewapotranspirację. Nawet dobrze zarządzane współczesne lasy magazynują mniej węgla niż ich naturalne odpowiedniki z 1750 r. - podkreśla Naudts. Wskutek zwrotu ku gatunkom iglastym latem temperatura w warstwie granicznej atmosfery wzrosła o 0,12 K; drzewa iglaste są bowiem ciemniejsze i absorbują więcej promieniowania. Nasze wyniki sugerują, że w dużych częściach Europy program sadzenia drzew mógłby zrównoważyć emisję. Nie ma jednak mowy o ochłodzeniu planety, zwłaszcza w przypadku zalesiania gatunkami iglastymi. Autorzy publikacji z pisma Science podejrzewają, że podobne zjawiska występują w innych rejonach świata, gdzie zastosowano podobny program. Wiele krajów uznało sadzenie drzew za kluczowy element radzenia sobie ze zmianą klimatu. Chiny tworzą np. wielki zielony mur, który po ukończeniu ma zajmować ok. 400 mln hektarów. Naudts i inni doradzają, by lepiej przyglądać się zarówno typowi sadzonych drzew, jak i gospodarce leśnej. Sądzą, że wycinane drzewa iglaste dobrze byłoby zastępować liściastymi. « powrót do artykułu
  8. Holenderscy producenci i dystrybutorzy filmowi zagrozili swojemu rządowi pozwem sądowym za niedopełnienie ciążącego na nim obowiązku egzekwowania prawa. Jeśli dojdzie do procesu producenci i dystrybutorzy zrzeszeni w organizacji Vereniging van Speelfilm Ondernemers (VSO) będą domagali się 1,2 miliarda euro odszkodowania za to, że rząd niedostatecznie przykłada się do walki z piractwem. Organizacja VSO dała rządzącym czas do 19 lutego na wzięcie na siebie odpowiedzialności rozpoczęcie rozmów o wysokości odszkodowania. W przeciwnym razie sprawa trafi do sądu. Rząd Holandii od roku utrzymuje, że pobieranie treści z nielegalnych źródeł jest dozwolone. W wyniku tego cała generacja ludzi sądzi, że może oglądać filmy nie płacą za nie - mówią przedstawiciele VSO. Piractwo jest w Holandii tolerowane, a producenci i dystrybutorzy otrzymują pieniądze z tzw. opłaty reprograficznej, czyli podatku nałożonego m.in. na urządzenia, na których można odtwarzać muzykę czy filmy. W kwietniu 2014 roku Trybunał Sprawiedliwości UE zwrócił Holandii uwagę na kwestię piractwa i od tej pory jest ono nielegalne w Holandii. Zdaniem VSO rząd nie egzekwuje jednak przepisów prawa w tym zakresie. « powrót do artykułu
  9. Naukowcy z Wielkiej Brytanii i Włoch zademonstrowali, w jaki sposób, nie naruszając integralności komórki, stworzyć bezpośredni interfejs grafen-neuron. Zespół uważa, że uzyskane wyniki można wykorzystać w budowie elektrod grafenowych do bezpiecznej implantacji w mózgu. Wspomina też o odnowie funkcji u osób z paraliżem czy po amputacji, a także pacjentów z zaburzeniami motorycznymi, np. chorobą Parkinsona. Wcześniej inne ekipy wykazały, że do oddziaływań z neuronami można wykorzystać modyfikowany grafen. W przypadku takich interfejsów stosunek sygnału do szumu był jednak bardzo niski. Opracowując metody bazujące na niemodyfikowanym grafenie, badacze zachowali przewodność elektryczną i uzyskali lepszą elektrodę. Po raz pierwszy stworzyliśmy bezpośredni interfejs grafenu i neuronów. Później testowaliśmy zdolność komórek nerwowych do generowania sygnałów elektrycznych [...] i stwierdziliśmy, że nie uległa ona zmianie. To pierwsze badanie funkcjonalne aktywności synaptycznej za pomocą niepowlekanych materiałów grafenowych - podkreśla prof. Laura Ballerini z Uniwersytetu w Trieście. Wszczepiane elektrody muszą być bardzo wrażliwe na impulsy elektryczne. Powinny też być stabilne i nie zmieniać poddawanej pomiarom tkanki. Niestety, bazujące na wolframie czy krzemie elektrody z interfejsu często tracą z czasem sygnał (niekiedy całkowicie). Dzieje się tak przez utworzenie wokół nich tkanki bliznowatej. Wykazano, że doskonałym rozwiązaniem tych problemów może być giętki, biokompatybilny, stabilny i cechujący się świetnym przewodnictwem grafen. Na podstawie eksperymentów przeprowadzonych w hodowlach szczurzych neuronów naukowcy zademonstrowali, że grafenowe elektrody dobrze oddziałują z komórkami. Badanie pod mikroskopem elektronowym i za pomocą immunofluorescencji pokazało, że neurony pozostają zdrowe i przekazują normalne impulsy elektryczne. Nie zaobserwowano niekorzystnych reakcji prowadzących do bliznowacenia. W przyszłości naukowcy zamierzają sprawdzić, jak na neurony wpływają różne formy grafenu - od wielo- po jednowarstwowy. Chcą też ustalić, czy dostrajanie właściwości grafenu może zmienić synapsy i pobudliwość neuronów w nieznany dotąd sposób. Wstępne wyniki pokazują, że jeśli chodzi o potencjał grafenu i materiałów pokrewnych w biozastosowaniach i medycynie, odkryliśmy zaledwie czubek góry lodowej - podsumowuje prof. Andrea Ferrari, dyrektor Centrum Grafenu w Cambridge. « powrót do artykułu
  10. Naukowcy z MIT założyli firmę Mapdwell, która tworzy mapy opłacalności stosowania paneli słonecznych. Na uruchomionej już witrynie wystarczy odnaleźć swój budynek i kliknąć na nim, by otrzymać informacje na temat kosztów instalacji, oszczędności energii i pieniędzy oraz wpływu na środowisko paneli fotowoltaicznych, które chcielibyśmy zainstalować na dachu. Na razie na witrynie Mapdwell znajduje się osiem miast z USA, w tym Nowy Jork, San Francisco i Boston oraz kilka miejscowości z Chile. Do końca roku Mapdwell chce rozszerzyć swoją usługę na wszystkie główne metropolie Stanów Zjednoczonych. Profesor Christoph Reinhart, szef MIT Sustainable Desing Lab i jeden z twórców technologii używanej przez Mapdwell mówi, że w miastach, które dotychczas umieszczono w Mapdwell instalowanie paneli słonecznych jest przeważnie opłacalne w dłuższym okresie. Na przykład w Cambridge [stan Massachusetts - red.] instalacja na dobrym dachu zwraca się w ciągu 7 lat - informuje uczony. Pod pojęciem "dobrego dachu" kryje się wiele czynników branych pod uwagę przez Mapdwell, takich jak np. nachylenie dachu czy obecność drzew. Latem chcesz mieć drzewa przy domu, gdyż zmniejszają one koszt klimatyzacje. Ale jeśli w dużej mierze zacieniają one dach, to nie jest to dobre dla pozyskiwania energii słonecznej - mówi Reinhart. Mapdwell dostarcza też przydatne informacje władzom miast. Oblicza bowiem potencjał energetyczny miejscowości. Z witryny możemy się dowiedzieć np. że niewykorzystany potencjał Bostonu wynosi około 1,5 GW, dla San Francisco 3 GW, a dla Nowego Jorku aż 11 GW. Gdyby na przykład Nowy Jork wykorzystywał cały dostępny potencjał energii słonecznej, to emisja węgla zmniejszyłaby się o tyle, ile wchłania go 185 milionów drzew. Mapdwell korzysta z map lotniczych tworzonych za pomocą systemów LiDAR oraz z danych geograficznych i pogodowych. Na tej podstawie tworzony jest trójwymiarowy obraz każdego dachu oraz przypisywane mu są indywidualne dane. Każdy dach pokryty jest różnokolorowymi kropkami reprezentującymi dostępne miejsca instalacji paneli słonecznych wraz z informacjami o nasłonecznieniu. Dla każdego z pokolorowanych obszarów dostępna jest informacja o kosztach instalacji, średnich miesięcznych i rocznych oszczędnościach, czasie zwrotu całej inwestycji oraz o ewentualnych ulgach podatkowych czy dopłatach. Otrzymujemy tez informacje środowiskowe, takie jak oszczędność energii w przeliczeniu na zasadzone drzewa, zmniejszenie emisji węgla, wydajność paneli i wiele wiele innych. Profesor Reinhart zaczął pracować nad technologią leżącą u podstaw Mapdwell w 2011 roku, gdy dowiedział się, że istnieją tego typu narzędzia dla kilku miast. Jeśli przyjrzało się tym mapom dokładniej, wychodziły na jaw różne śmieszne rzeczy - mówi uczony. Stosowane algorytmy były błędne lub wykorzystywały błędne lub przestarzałe dane. Reinhart i jego zespół otrzymali dofinansowanie z Narodowej Fundacji Nauki i stworzyli technologię opisującą szczegółowo całe miasta. Rozpoczęli od Cambridge, siedziby MIT. Pokazali wyniki swojej pracy władzom miasta. Wynikało z nich, że gdyby panele słoneczne zainstalować na wszystkich 17 000 budynków w mieście, to zaspokoiłoby to 30% jego zapotrzebowania na energię elektryczną. Profesor zauważył też potencjał biznesowy stworzonej technologii. Nawiązał więc współpracę ze swoim dawnych kolegą z Uniwersytetu Harvarda, Eduardo Berlinem, który specjalizuje się w badaniach nad modelami informacyjnymi dla rynku nieruchomości. Wspólnie stworzyli technologię i witrynę, z której korzystać może każdy właściciel nieruchomości. Nowa platforma zdała swój pierwszy test już w 2014 roku, gdy w Wellfleet's Solarize Campaign firmy instalujące panele słoneczne mogły skorzystać z Mapdwell, by określić gdzie opłaca się instalować panele słoneczne. Wyposażeni w takie dane instalatorzy mogli odwiedzić właścicieli nieruchomości już z gotowymi wyliczeniami dotyczącymi kosztów i oszczędności. Ponad połowa właścicieli podpisała umowy na instalację paneli fotowoltaicznych. Korzyść z Mapdwell odnoszą więc obie strony, gdyż firmy oferujące panele wiedzą, gdzie warto się udać z ofertą, w właściciele budynków mogą z łatwością sprawdzić, czy przedstawiona im oferta jest korzystna. Teraz profesor Reinhart tworzy model, który pozwoli na określenie godzinowego zapotrzebowania na energię dla każdego z budynków w mieście. « powrót do artykułu
  11. Zain Habib Alhindi z Uniwersytetu w Manchesterze zademonstrował, że nawet niewielkie stężenia miodu medycznego Surgihoney niszczą grzyby z rodzaju Fusarium, które wytwarzają toksyny szkodliwe dla ludzi. Surgihoney uwalnia do ran tlen, wzmacniając zdolność organizmu do zwalczania zakażenia i zdrowienia. Stosuje się go w terapii trudno gojących się, przewlekłych ran, w tym oparzeń czy odleżyn. Alhindi badał wpływ różnych stężeń miodu na grzyby. Okazało się, że już przy najniższych badanych stężeniach Surgihoney w znaczącym stopniu rozkładał ściany komórkowe Fusarium. Przewlekłe zakażenia, takie jak te występujące w trudno gojących ranach, stanowią ok. 60-80% chorób infekcyjnych u ludzi. [...] Wiemy, że biofilmy [...] przyczyniają się do ciężkości stanu i opóźnionego gojenia przewlekłych ran. W moich badaniach chciałem wykazać potencjał miodu w zakresie przełamywania [bariery] biofilmu i wspomagania procesu zdrowienia. Zaskoczyło mnie, że miód działa lepiej niż część leków grzybobójczych. [Choć] miód był wykorzystywany do leczenia różnych chorób już od czasów starożytnych, niewiele badań dotyczyło jego wpływu na patogenne grzyby. [uzyskane wyniki] torują drogę dalszym pracom nad zastosowaniem miodu do wielu zakażeń grzybiczych [...] - podsumowuje prof. Malcolm Richardson. « powrót do artykułu
  12. W Goddard Space Flight Center zakończono składanie lustra Teleskopu Kosmicznego Jamesa Webba. Dzięki ukończeniu lustra przybliżyliśmy się do chwili, w której będziemy mogli prowadzić niedostępne dotychczas obserwacje wszechświata - stwierdził John Grunsfeld, odpowiedzialny w NASA za Science Mission Directorate. Lustro składa się z 18 segmentów, z których każdy ma nieco ponad 1,3 metra średnicy i waży 40 kilogramów. Po rozłożeniu w przestrzeni kosmicznej całość będzie pracowała jak jedno lustro o średnicy 6,5 metra. Złożenie lustra to niezwykle ważny moment i punkt kulminacyjny ponad dekady prac projektowych, produkcyjnych oraz testów. Nad lustrem pracował olbrzymi zespół ludzi z całego kraju - mówi Lee Feinberg, odpowiedzialny za optykę teleskopu. Teraz, po zakończeniu prac nad lustrem rozpocznie instalowanie innych elementów optycznych i przeprowadzimy testy całości, by upewnić się, że teleskop przetrwa start z Ziemi. To świetny sposób na rozpoczęcie 2016 roku - cieszy się Bill Ochs menedżer projektu JWST. Teleskop Kosmiczny Jamesa Webba to następca Teleskopu Hubble'a. Ma zostać wystrzelony w 2018 roku. Będzie najpotężniejszym w historii teleskopem kosmicznym. « powrót do artykułu
  13. Na University of South Australia w Future Industries Institute powstało prototypowe polimerowe pokrycie dla soczewek kontaktowych, które przewodzi prąd w sposób bezpieczny dla noszącego soczewki. Zdaniem autorów prac, nowy polimer może mieć olbrzymi wpływ na to, w jaki sposób będziemy używać elektronicznych gadżetów. Zawsze wiedzieliśmy, że nasze pokrycia mogą znaleźć wiele zastosowań, a teraz dokonaliśmy ważnego kroku naprzód opracowując biokompatybilny przewodzący polimer, który wyhodowaliśmy bezpośrednio na soczewkach kontaktowych. Płyny na gałce ocznej są dobrymi wskaźnikami stanu zdrowia, więc naszym celem jest stworzenie umieszczenie czujników na soczewkach kontaktowych, które na bieżąco będą badały stan zdrowia - mówi profesor Drew Evans. Następnym wielkim krokiem naprzód będzie stworzenie technologii, która pozwoli na odczytywanie informacji przekazywanych przez przewodzące polimery - dodaje uczony. « powrót do artykułu
  14. Naukowcy przez lata analizowali szczątki osób pogrzebanych w neolicie w pobliżu słynnego Stonehenge. Wyniki badań każą zrewidować nasz pogląd na temat społeczeństwa epoki kamienia. Szczegółowe analizy wykazały bowiem, że tam, gdzie chowano miejscową elitę spoczęło więcej kobiet niż mężczyzn. To zaś sugeruje, że kobiety miały wówczas takie same prawa, co mężczyźni. Dotychczas w neolitycznych miejscach pochówku na południu Wielkiej Brytanii znajdowano więcej szczątków mężczyzn niż kobiet. Odkrycie w Stonehenge wspiera teorię, że było to miejsce pochówku elity. W całym Stonehenge w późnym neolicie i w epoce miedzi pochowano 100-200 osób. Autorzy najnowszych badań skupili się na stanowisku Aubrey Hole 7. Fakt znalezienia tam dużej liczby kości kobiet świadczy o tym, że już około 2000 roku przed Chrystusem panie należały do miejscowej elity. Dotychczasowe badania wskazują, że kobiety były tam równie ważne, co mężczyźni - mówi Mike Pitts, wydawca British Archeology. Jego zdaniem w Stonehenge chowano o wysokim statusie społecznym wynikającym z urodzenia, umiejętności bądź wiedzy. Stanowisko Aubrey Hole 7 zostało odkryte w latach 20. ubiegłego wieku przez Williama Hawleya, który znalezione szczątki ponownie pogrzebał, w nadziei, iż w przyszłości będzie można przeprowadzić badania, jakich wówczas się nie udało. Hawley przemieszał jednak szczątki, co spowodowało, że współcześni archeolodzy musieli spędzić wiele czasu na przypisaniu kości do konkretnych osób. W sumie wydobyto 45 kilogramów skremowanych kości. Naukowcy analizowali każdy fragment, przypisywali go konkretnej osobie i określali jej płeć. W ten sposób stwierdzono, że w spoczęło tam 14 kobiet i 9 mężczyzn. Płeć określono na podstawie rozmiarów przewodu słuchowego zewnętrznego, który z kolei określono dzięki rozmiarom fragmentu kości skroniowej. Jest to gęsta wytrzymała kość, która często była w stanie przetrwać neolityczną kremację i była możliwa do zidentyfikowania. Datowanie radiowęglowe ujawniło, że pochówków dokonywano w latach 3100-2140 p. Ch. Specjaliści zauważają, że status kobiet zaczął prawdopodobnie obniżać się w 3. tysiącleciu przed Chrystusem. Dowody historyczne i archeologiczne wskazują, że w przeszłości w różnych okresach status kobiet ulegał znaczącym zmianom - stwierdzają autorzy najnowszych badań. « powrót do artykułu
  15. Może istnieć związek między różnymi zaburzeniami psychicznymi a cukrzycą typu 2. Naukowcy odkryli bowiem, że gen DISC1, odgrywający pewną rolę w schizofrenii, zaburzeniu afektywnym dwubiegunowym i niektórych formach depresji, wpływa także na działanie komórek beta wysp trzustkowych. Zespół dr Rity Bortell ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Massachusetts badał funkcje DISC1, porównując 2 grupy myszy. W pierwszej przeprowadzono manipulację genetyczną, która zaburzała działanie genu tylko w komórkach beta wysp trzustkowych. Druga służyła jako grupa kontrolna. Okazało się, że u zwierząt z 1. grupy występowało wzmożone obumieranie komórek beta, uwalniało się też mniej insuliny, co przekładało się na gorszą kontrolę glikemii. Amerykanie zauważyli, że DISC1 kontroluje aktywność GSK3β, białka krytycznego dla przeżycia i działania komórek beta. Autorzy publikacji z The FASEB Journal ustalili, że u myszy z grupy eksperymentalnej hamowanie GSK3β zwiększyło przeżywalność komórek β i przywracało prawidłową tolerancję glukozy. Warto przypomnieć, że w ramach wcześniejszych badań zmiany w obrębie DISC1 powiązano z podwyższonym ryzykiem schizofrenii. W kolejnych studiach natrafiono także na związki z chorobą afektywną dwubiegunową i tzw. dużą depresją. « powrót do artykułu
  16. Zmiany w mikrobiomie pomagają niedźwiedziom brunatnym hibernować. Badania próbek kału 16 dzikich niedźwiedzi wykazały, że latem skład mikroflory jelit jest bardziej dostosowany do odkładania tłuszczu, a zimą do spalania go. Kiedy u myszy wykonano przeszczep bakterii kałowych (ang. fecal microbiota transplant, FMT) niedźwiedzi, letnie zestawy powodowały większy przyrost wagi od zimowych. Wiemy, że mikrobiom silnie reaguje na to, czym się żywimy. Jeśli więc niedźwiedź je dużo latem i nie je zimą, powinno dojść do zmiany mikroflory. [Najważniejszy] wniosek z naszego studium jest taki, że zmieniony mikrobiom może się przyczyniać do zmienionego otłuszczenia - wyjaśnia prof. Fredrik Bäckhed z Uniwersytetu w Göteborgu. Nie sądzę, by wyniki badania miały bezpośredni wpływ na podejście do otyłości, ponieważ letni mikrobiom będzie sprzyjał dalszemu tyciu, a zimowy insulinooporności. Prof. dywaguje jednak, że letnia mikroflora może dostarczyć wskazówek co do leczenia niedożywienia, a także pomagania pacjentom z anoreksją czy kacheksją nowotworową. Naukowcy współpracowali z zespołem ze Skandynawskiego Projektu Badania Niedźwiedzi Brunatnych (Scandinavian Brown Bear Research Project). Ekipa namierzała gawrę hibernującego niedźwiedzia, pobierała próbki kału i zakładała zwierzęciu obrożę GPS. Wg Bäckheda, obroża była bardzo istotna, bo pozwalała namierzyć tego samego niedźwiedzia latem i porównać skład mikroflory jelit z obu pór roku. Oprócz tego autorzy publikacji z pisma Cell Reports wykonali FMT u myszy, które od urodzenia nie zetknęły się z żadnymi bakteriami. Wiedząc, że jedynymi obecnymi bakteriami są te wprowadzone, odkryliśmy, że kolonizacja letnim mikrobiomem niedźwiedzia prowadziła do większego otłuszczenia (w porównaniu do kolonizacji kałem tego samego niedźwiedzia z zimy). Co ważne, tak jak tyjące rokrocznie niedźwiedzie, myszy z niedźwiedzimi bakteriami z lata pozostawały metabolicznie zdrowe. Choć nabierały większej masy tłuszczowej, nie miało to wpływu na tolerancję glukozy. « powrót do artykułu
  17. Około 14 500 lat temu na terenie Europy doszło do gwałtownego ocieplenia. Lodowce zaczęły się wycofywać, w ciągu zaledwie 500 lat poziom oceanów wzrósł o 16 metrów. Środowisko przyrodnicze musiało dostosować się do gwałtownych zmian. Gdy minęła epoka lodowa skład ludnościowi Europy nie był taki sam, jak wcześniej. Naukowcy przeanalizowali mitochondrialne DNA 35 osób zamieszkujących Europę 35-7 tysięcy lat temu. Mitochondrialne DNA jest bez zmian dziedziczone w linii matki, pozwala więc określić pokrewieństwo. Dwie osoby z tej samej linii macierzystej będą miały niemal identyczne mitochondrialne DNA, nawet jeśli dzieliły je tysiące lat. Ten fragment DNA bardzo powoli ewoluuje. Od dawna wiadomo, że mniej więcej 55 000 lat temu z Afryki wyszły dwie linie ludzi, nazwane kladem M i N. Ludzie ci przeszli przez Eurazję, niektórzy trafili do Australii. Na terenie Europy stało się jednak coś dziwnego. Obecni Europejczycy są potomkami kladu N. Na terenie Starego Kontynentu klad M wyginął. Tymczasem w Azji, Australii i obu Amerykach znajdziemy wielu potomków obu kladów. Jeszcze do niedawna naukowcy sądzili, że Europę zasiedlili jedynie przedstawiciele kladu N. Jednak najnowsze badania wykazały, że jeszcze 25 000 lat temu w Europie mieszkali przedstawiciele obu kladów. Jednak pomiędzy 25 a 14,5 tysiącami lat temu zniknęli oni z terenu Starego Kontynentu. Wymieniony okres to czas maksimum ostatniej epoki lodowej. W Europie panowały wówczas bardzo trudne warunki. Było niewiele pożywienia, wcześniej dostępne habitaty stały się niezdatne do życia. Ludzie, którzy wcześniej wędrowali po otwartych przestrzeniach zostali zamknięci w niewielkich niezamarzniętych obszarach. Naukowcy sądzą, że przedstawiciele kladu M, którzy mieszkali bardziej na północ, stopniowo wymierali, a gdy lodowiec się wycofał, ich niedobitki zostały całkowicie wyparte przez ludzi z kladu N. « powrót do artykułu
  18. Przewodniczący amerykańskiego Sądu Najwyższego, John Roberts, pozbył się wszystkich akcji Microsoftu. Roberts posiadał akcje o wartości 250 000 - 500 000 USD. Ich sprzedaż oznacza, że sędzia będzie mógł brać udział w sprawie o rzekome błędy w konsoli Xbox 360 Microsoftu. Przed kilkoma tygodniami Sąd Najwyższy zgodził się zająć tą sprawą. Sprzedaż przez Robertsa akcji Microsoftu to największa od dekady tego typu transakcja wykonana przez przedstawiciela Sądu Najwyższego. Ostatnio Microsoft stawał przed Sądem Najwyższym w 2011 roku. Wówczas koncern bronił się przed oskarżeniami o naruszenie patentów wysuwanymi przez małą kanadyjską firmę i4i. Sędziowie stosunkiem głosów 8:0 przyznali rację Kanadyjczykom i amerykański koncern musiał zapłacić 290 milionów dolarów odszkodowania. Sędzia Roberts, jako posiadacz akcji Microsoftu, wycofał się wówczas ze sprawy. Obecnie trzech sędziów Sądu Najwyższego posiada akcje. Są to Samuel Alito, Stephen Breyer i właśnie Roberts. Z posiadaniem papierów zwykle wiążą się pytania o konflikt interesów, dlatego też sędziowie muszą publicznie deklarować, jakich firm akcje posiadają oraz określać ich wartość w zdefiniowanych wcześniej zakresach. Sędzia Alito musiał na przykład wycofać się ze sprawy, w którą była zaangażowana spółka-córka firmy Johnson Controls, gdyż posiada akcje tej firmy o wartości do 15 000 USD. Niewiele brakowało, a doszło by do skandalu z udziałem sędziego Breyera. Dopiero telefon od reportera Bloomberga uświadomił mu, że i jego żona posiada akcje Johnson Controls. Kobieta szybko je sprzedała i Breyer mógł uczestniczyć w rozprawie. Odpowiedniej staranności nie dochował jednak przewodniczący Roberts, który w październiku ubiegłego roku głosował przeciwko przyznaniu firmie Texas Instruments prawa do apelacji. Gdy okazało się, że Roberts posiada akcje TI rzecznik prasowy sądu stwierdził, że sędzia nie powinien brać udziału w głosowaniu. Wiadomo, że Roberts posiada obecnie akcje kilkunastu spółek giełdowych. « powrót do artykułu
  19. Wg badaczy z Liverpoolskiej Szkoły Medycyny Tropikalnej, dziedziczny niedobór, predysponujący ludzi do rozedmy i innych schorzeń dróg oddechowych, można powiązać z wikingami. Wykopaliska latryn wikingów z Danii wykazały, że populacje te cierpiały na poważne parazytozy. Zmiany genetyczne, które rozwinęły się, by chronić narządy wewnętrzne przed skutkami zapasożycenia, we współczesnych czasach mogą prowadzić do chorób płuc u palaczy. Przewlekła obturacyjna choroba płuc (POChP) i rozedma występują u ok. 300 mln osób (u ok. 5% światowej populacji). Jedynym dziedzicznym czynnikiem ryzyka jest niedobór alfa1-antytrypsyny (A1AT), białka osocza będącego jednym z najsilniejszych inhibitorów proteaz serynowych. Ryzyko POChP wzrasta, jeśli dana osoba pali. A1AT chroni płuca i wątrobę przed enzymami zwanymi proteazami, wytwarzanymi przez komórki odpornościowe, ale i pasożyty. Pod nieobecność A1AT proteazy mogą rozłożyć tkankę płuc, prowadząc do rozedmy i przewlekłej choroby obturacyjnej. Niedobór A1AT wiąże się z mutacją, która jest szczególnie częsta w Skandynawii. Wikingowie jedli skażone pokarmy. Pasożyty migrowały do różnych narządów, w tym płuc i wątroby, gdzie uwalniane przez nie proteazy mogły wywoływać chorobę - wyjaśnia prof. Richard Pleass. Brytyjczycy wykazali, że polimeryczne postaci A1AT wiążą się z immunoglobulinami E (IgE), które są bardzo istotne w obronie przeciwpasożytniczej, bo po związaniu z antygenem indukują wydzielanie mediatorów stanu zapalnego, głównie histaminy. Związanie z A1AT zapobiega rozłożeniu IgE przez proteazy. Zmienione A1AT mogły chronić niepalących, krótko żyjących wikingów przed pasożytami. Dopiero w ostatnim stuleciu współczesna medycyna pozwoliła ludziom wyeliminować wywołujące choroby pasożyty. W konsekwencji [polimeryczne] formy A1AT, które kiedyś chroniły przed pasożytami, teraz mogą [...] powodować rozedmę i POChP. « powrót do artykułu
  20. Mozilla oświadczyła, że przerywa prace nad dalszym rozwojem systemu Firefox OS dla smartfonów. Zaplanowana na bieżący rok edycja 2.6 będzie ostatnią wersją Firefox OS. Firma stwierdziła, że nie jest w stanie konkurować z iOS-em i Androidem. Jak już mówiliśmy w grudniu, sytuacja, w której istnieje wiele popularnych systemów operacyjnych i ekosystemów aplikacji oznacza, że ciągle musimy ich gonić. Sytuacja nie sprzyja Mozilli - stwierdził John Bernard. Firma porzuca marzenia o systemie operacyjnym dla smartfonów, ale ma zamiar wejść na rynek Internet of Things (IoT). Na razie nie wiadomo, w jaki sposób Mozilla chce zaistnieć na tym rynku. Decyzja o zaprzestaniu prac nad Firefox OS oznacza, że od czerwca bieżącego roku żaden pracownik Mozilli nie będzie zajmował się tym systemem w ramach swoich obowiązków zawodowych. Jednak Firefox OS jest systemem otwartym, może więc być nadal rozwijany przez skupioną wokół niego społeczność. « powrót do artykułu
  21. Toshiba informuje o zmniejszeniu liczby modeli HDD. Koncern chce skupić się na głównych modelach, pracach badawczo-rozwojowych i nie wyklucza, że w ogóle porzuci rynek HDD i skupi się wyłącznie na SSD. Obecnie Toshiba przechodzi restrukturyzację, która ma poprawić kondycję finansową koncernu. Tymczasem na rynku pecetów zauważalny jest spadek popytu na HDD. Tradycyjne dyski twarde cieszą się jednak dużym zainteresowaniem na rynku biznesowym. Dlatego też Toshiba ma obecnie zamiar skupić się właśnie na dyskach dla przedsiębiorstw. Zmiany będą szczególnie widoczne w Ameryce Północnej, gdzie japońska firma zminimalizuje zaangażowanie w rynek B2C. Część zasobów, wykorzystywanych obecnie w biznesie HDD Toshiba przeniesie do wydziału zajmującego się SSD. W ten sposób koncern przygotowuje się do ewentualnej całkowitej rezygnacji z produkcji HDD. W wyniku przeprowadzanych zmian na wcześniejsze emerytury zostanie wysłanych około 150 pracowników zatrudnionych obecnie w Japonii przy produkcji HDD. Zmiany pozwolą obniżyć koszty działu HDD o 10 miliardów jenów. Ostatnimi czasy koncern nie radzi sobie najlepiej. Analitycy oczekują, że w marcu firma ogłosi, że w ostatnim roku podatkowym jej strata netto wyniosła 710 miliardów jenów, czyli 6 miliardów dolarów. « powrót do artykułu
  22. Niemieccy naukowcy uruchomili właśnie eksperyment, który ma pomóc w rozwoju fuzji jądrowej. Po dziewięciu latach przygotowań specjaliści z Instytutu Fizyki Plazmy im. Maxa Plancka w Greifswald wstrzyknęli niewielką ilość wodoru w urządzenie o kształcie torusa i całość potraktowali mikrofalami. Powstała plazma, która co prawda istniała przez ułamek sekundy, ale było to wystarczająco długo, by potwierdzić udany początek eksperymentu. Dzisiaj wszystko poszło świetnie. Gdy ma się do czynienia z tak skomplikowanym systemem, trzeba upewnić się, że wszystko działa perfekcyjnie. Zawsze istnieje ryzyko niepowodzenia - mówi Robert Wolf, jeden z naukowców zaangażowanych w prace przy projekcie. Uczony mówi, że jednym z poważnych wyzwań było opracowanie systemu chłodzenia magnesów koniecznych do utrzymania plazmy na miejscu. Niemieccy naukowcy szczegółowo przyglądali się więc uruchamianiu Wielkiego Zderzacza Hadronów, by nie popełnić tym samych błędów. Urządzenie w Greifswald to stellarator, którego koncepcję opracował w 1950 roku Amerykanin Lyman Spitzer. Ma on podobny kształt do tokamaka, ale korzysta z systemu magnesów, a nie z pola elektrycznego do utrzymania plazmy w miejscu. Thomas Klinger, szef projektu, mówi, że stellarator powinien utrzymywać plazmę znacznie dłużej tokamak. Procesy zachodzące w stellaratorze są bardziej spokojne. Urządzenie to jest znacznie trudniej zbudować niż tokamak, ale jest łatwiejsze w obsłudze, stwierdza. Urządzenie znane jako Wendelstein 7-X (W7-X) zostało próbnie uruchomione w grudniu. Wówczas jednak użyto helu, który jest znacznie łatwiej podgrzać niż wodór. Ponadto hel ma tę zaletę, że usuwa najmniejsze nawet zanieczyszczenia powstałe podczas budowy. Zadaniem W7-X nie jest wyprodukowanie nadmiarowej energii. Niemieccy naukowcy chcą w nim powoli zwiększać temperaturę plazmy oraz utrzymać stabilną plazmę przez 30 minut. Jeśli uda się to osiągnąć do 2025 roku, to będzie dobrze. Jeśli wcześniej, to jeszcze lepiej - mówi Wolf. Profesor David Anderson z University of Wisconsin mówi, że W7-X wygląda bardzo obiecująco. Już na wstępie maszyna osiągnęła imponujące wyniki. To zwykle trudny pracochłonny proces. Szybkość, z jaką zbudowany W7-X to dowód na wysoką jakość prac i bardzo dobry prognostyk dla samej koncepcji stellaratora. Uruchomienie W7-X to znaczące osiągnięcie - stwierdza. Stellarator jest współfinansowany m.in. przez Polskę. Obecnie na świecie działa kilkanaście stellaratorów, jednak W7-X jest pierwszym, którego wydajność może dorównać tokamakom. « powrót do artykułu
  23. Luksemburg, który ma rozwinięty przemysł satelitarny, chce być liderem w dziedzinie wydobycia surowców naturalnych z asteroid. Rząd tego kraju ogłosił właśnie, że rozpoczyna prace nad stworzeniem rozwiązań prawnych dotyczących działalności górniczej w przestrzeni kosmicznej i zaprosił do współpracy zagraniczne firmy oraz rządy innych państw. Luksemburg to pierwszy europejski kraj, który podjął kroki prawne w kierunku kosmicznego górnictwa. Państwo idzie więc w ślady USA, gdzie w listopadzie ubiegłego roku prezydent Obama podpisał Commercial Space Launch Competitiveness Act, dający amerykańskim firmom tytuł prawny do minerałów wydobytych w przestrzeni kosmicznej. Naszym celem jest uzyskanie dostępu do zasobów niezamieszkałych skał znajdujących się w przestrzeni kosmicznej - mówi Etienne Schneider, minister gospodarki Luksemburga. Amerykańskie firmy Deep Space Industries i Planetary Resources, które są zainteresowane działalnością górniczą w kosmosie, wyraziły zadowolenie z decyzji Luksemburga. Prawdopodobnie będą chciały współpracować z tamtejszym rządem. Kosmiczne górnictwo wciąż może wydawać się pomysłem z gatunku fantastyki naukowej, musimy jednak pamiętać, że asteroidy mogą zawierać wiele cennych pierwiastków, a łatwo dostępne ziemskie złoża są w dużej mierze wyeksploatowane. Tymczasem do rozwoju współczesnych technologii wciąż potrzebujemy dużej ilości egzotycznych pierwiastków. Minerały takie mogą być na asteroidach łatwiej dostępne niż na Ziemi. W miarę ochładzania się planety cenne pierwiastki wędrowały w dół i są położone na znacznych głębokościach. Pas asteroid pomiędzy Marsem a Jowiszem jest prawdopodobnie pozostałością planety, która rozpadła się na kawałki. Cenne pierwiastki powinny zatem być łatwo dostępne. Obecnie NASA zidentyfikowała około 1500 asteroid, które określa mianem łatwo dostępnych. Eksperci mówią, że szybki postęp technologiczny powoduje, iż działalność przemysłowa na asteroidach staje się możliwa. W 1967 roku podpisano Traktat o Przestrzeni Kosmicznej. Przewiduje on m.in., że eksploatacja kosmosu powinna służyć dobru całej ludzkości. Rodzi to pytanie, czy możliwe jest zatem sprywatyzowanie zasobów znajdujących się w kosmosie. « powrót do artykułu
  24. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Davis opracowali sposób, by wykorzystać kapsyd wirusa zapalenia wątroby typu E (HEV od ang. Hepatitis E Virus) do przenoszenia leków albo szczepionek. Technikę przetestowano na gryzoniach będących modelami raka piersi. Akademicy wyszli od tego, że transmisja HEV jest fekalno-oralna, dlatego wirus przetrwa podróż przez układ pokarmowy. Bazując na białkach HEV, Marie Stark, prof. Holland Cheng i współpracownicy przygotowali wirusopodobne cząstki. Ponieważ nie zawierają one DNA, nie mogą się namnażać i powodować infekcji. Cząstki takie można by wykorzystać jako szczepionki dostarczane z pokarmem lub napojami. Po przejściu przez żołądek, byłyby one wchłaniane w jelicie cienkim. By użyć ich w walce z nowotworami, Amerykanie pomanipulowali białkami w taki sposób, by na zewnątrz znajdował się aminokwas - cysteina. Później grupy cysteinowe można wiązać chemicznie z różnymi cząsteczkami. Zespół z Davis pracował z wiążącą się z komórkami raka piersi cząsteczką LXY-30. Stosując fluorescencyjny marker, Amerykanie wykazali, że wirusopodobne cząstki połączone z LXY-30 (LXY30-HEV VLP) nie tylko obierają na cel komórki rakowe z hodowli i w modelu mysim, ale i nie wywołują reakcji ze strony przeciwciał przeciw HEV (udało się to dzięki modyfikacji epitopu, czyli fragmentu antygenu, który łączy się z przeciwciałem). Autorzy publikacji z pisma Nanomedicine zademonstrowali, jak wyprodukować kapsułkę teranostyczną, a więc taką, która ma właściwości zarówno diagnostyczne, jak i terapeutyczne. Wystarczy zmodyfikować powierzchnię wysoce stabilnej wirusopodobnej nanocząstki. « powrót do artykułu
  25. Podwyższanie poziomu naturalnie wytwarzanego białka - tristetraproliny (TTP) - zmniejsza albo chroni myszy przed stanem zapalnym. Wyniki sugerują, że różne związki, które skutkują podwyższeniem stężenia TTP, mogą stanowić skuteczną metodę leczenia chorób zapalnych, np. reumatoidalnego zapalenia stawów, łuszczycy czy stwardnienia rozsianego. Zespół dr. Perry'ego Blacksheara z National Institute of Environmental Health Sciences zmodyfikował myszy genetycznie, tak by wytwarzały więcej niż zwykle TTP. Później zarówno te gryzonie, jak i gryzonie typu dzikiego wykorzystano jako eksperymentalne modele reumatoidalnego zapalenia stawów, łuszczycy i stwardnienia rozsianego. Myszy z wyższym poziomem TTP były oporne na stan zapalny towarzyszący modelom tych chorób. Zdobyliśmy też dowody na to, jak tristetraprolina zapewnia ochronę. TTP obiera na cel matrycowe RNA (mRNA) cytokin prozapalnych i destabilizuje je. Skutkuje to mniejszym stężeniem cytokin, a więc i lżejszym stanem zapalnym. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...