-
Liczba zawartości
37638 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Eksperci z firmy Sensor Tech ostrzegają przed pojawieniem się nowego ransomware, które nie tylko szyfruje pliki wideo, obrazy i dokumenty, ale również pliki systemowe, przez co w ogóle nie można uruchomić Windows. Niezwykle interesującym aspektem działania robaka BadBlocka jest fakt, że... ostrzega on ofiarę o swojej obecności. Zwykle, gdy ransomware zaatakuje nasz komputer dowiadujemy się o tym z informacji wyświetlanej przez szkodliwy kod, który jednak pokazuje ją już po zaszyfrowaniu wszystkich plików. BadBlock działa inaczej. Gdy tylko zostanie aktywowany, a jeszcze zanim zaszyfruje pliki i zacznie nas szantażować, szkodliwy kod pokazuje informację o swoim działaniu, dzięki czemu użytkownik może wyłączyć BadBlocka korzystając z Menedżera zadań. BadBlock domaga się 2 bitcoinów (ok. 1144 USD) za odszyfrowanie plików. Fabian Wosar z Emisoftu stworzył bezpłatne narzędzie, które odszyfrowuje pliki zaszyfrowane przez BadBlocka. « powrót do artykułu
-
Koreańczycy z KAIST i POSTECH opracowali panel OLED, który można zwijać jak gazetę i który wytrzymuje wielokrotne zginanie. Ich prace pozwolą w przyszłości na zastosowanie wyświetlaczy OLED w roli np. ubieralnych monitorów czy czujników. Na czele zespołu badawczego stali profesorowie Yoo Seung-hyup z KAIST oraz Lee Tae-woo z POSTECH. Uczeni opracowali strukturę, która zawiera wiele warstw tlenku tytanu, grafenu i przewodzących polimerów. Zewnętrzna sprawność kwantowa (EQE) OLED wynosi 40,5%, czyli jest o 50% lepsza niż innych OLED. Udało się też zwiększyć jasność panelu. Obecnie "elastyczne" OLED są stosowane w zagiętych krawędziach wyświetlaczy telefonów komórkowych czy telewizorów. W rzeczywistości jednak wyświetlacze nie są elastyczne, gdyż ich kształtu nie można zmienić. « powrót do artykułu
-
Przesilenia słoneczne wbudowane w ogród przed Białym Domem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Profesor Amelia Sparavigna z Politechniki w Turynie odkryła, że w zaprojektowanym w XIX wieku ogrodzie położonym na północ od Białego Domu, tam gdzie znajduje się Lafayette Square, posągi ustawiono tak, by odpowiadały przesileniu letniemu i zimowemu. Uczona dokonała odkrycia wykorzystując w tym celu zdjęcia satelitarne oraz oprogramowanie dla astronomów. W centrum wspomnianego ogrodu znajduje się posąg prezydenta Andrew Jacksona, który ustawiono tam w 1853 roku. Odchodzą od niego cztery ścieżki, na końcu których w latach 1890-1910 wzniesiono posągi czterech generałów z wojny o niepodległość USA - Tadeusza Kościuszki, Friedricha von Steubena, markiza de Lafayete oraz hrabiego de Rochambeau. Gdy staniemy tam, gdzie stoi posąg Jacksona to w czasie przesilenia letniego zobaczymy, iż Słońce wschodzi nad posągiem Kościuszki, a zachodzi nad posągiem von Steubena. Zaś w czasie przesilenia zimowego wschodzi nad pomnikiem Lafayette'a, a zachodzi nad posągiem upamiętniającym de Rochambeau. Nie wiadomo, dlaczego projektant ogrodu, Andrew Jackson Downing, wybrał taki sposób zaprojektowania ogrodu. Profesor Sparavigna już w swoim wcześniejszym artykule zauważyła, że wykorzystanie przesileń słonecznych ułatwiało planowanie ogrodów. "Architekci mają do dyspozycji sześć głównych kierunków. Dwa łączą główne punkty - to osie północ-południe i wschód-zachód, a cztery pozostałe to te, wyznaczane przez wschody i zachody Słońca w czasie przesileń letnich i zimowych" - stwierdziła uczona. Sparavigna zauważa podobieństwa pomiędzy ogrodem w Waszyngtonie, a ogrodami tworzonymi na południu Azji w czasach Wielkich Mogołów. Wiele z nich, także ogrody przy Tadż Mahal, ma prostokątny kształt, ich osie współrzędnych położone są w kierunkach północ-południe, wschód-zachód, a ponadto wykorzystano w nich osie wyznaczane przez przesilenia. Wiadomo jednak, że Downing nigdy nie był na południu Azji. Krótko przed rozpoczęciem projektu na Lafayette Square wybrał się jednak do Europy. « powrót do artykułu -
Polacy pomogą zrozumieć procesy z wnętrza gwiazd
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Polscy fizycy zbudują elementy urządzenia, które będzie najsilniejszym laboratoryjnym źródłem promieniowania gamma. Eksperyment w europejskim ośrodku badawczym ELI-NP ma pomóc m.in. w lepszym zrozumieniu procesów zachodzących we wnętrzach gwiazd, w tym związanych z powstawaniem tlenu – informuje Uniwersytet Warszawski. Już za około dwa lata, w 2018 r., fizycy będą próbowali dokonać eksperymentów laboratoryjnych, które pozwolą zwiększyć naszą wiedzę dotyczącą m.in. procesów astrofizycznych związanych z powstawaniem tlenu. W przyrodzie takie procesy zachodzą we wnętrzach gwiazd. Fizycy co prawda nie odtworzą w laboratorium warunków panujących w gwieździe. Znaleźli jednak inny sposób na zbadanie natury tych procesów. Część aparatury, która to umożliwi, skonstruują fizycy z Uniwersytetu Warszawskiego. Tlen jest pierwiastkiem niezbędnym do życia na Ziemi. Powstał w reakcjach termojądrowych we wnętrzach gwiazd, a potem na skutek wiatrów gwiazdowych i wybuchów supernowych rozprzestrzenił się wśród materii międzygwiazdowej, z której kilka miliardów lat temu powstało Słońce wraz z Ziemią i Układem Słonecznym. Gdy gwiazda w swoim wnętrzu przemieni większość wodoru w hel, to właśnie hel staje się głównym "paliwem" w dalszych reakcjach termojądrowych. Gdy połączą się trzy jądra helu, może powstać jądro węgla, a gdy dołączy do niego kolejne jądro helu, powstaje jądro tlenu i emitowane jest promieniowanie gamma. Tlen to w zasadzie "popiół" z termojądrowego "spalania" węgla. Ale jaki mechanizm powoduje, że węgiel i tlen tworzą się w gwiazdach zawsze w mniej więcej tej samej proporcji: 6 do 10? - zastanawia się dr Chiara Mazzocchi z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego. Naukowiec tłumaczy, że gwiazdy ewoluują etapami. W pierwszym etapie przekształcają wodór w hel, w drugim hel w węgiel, tlen i azot, w kolejnych mogą powstawać jeszcze bardziej masywne pierwiastki. Tlen tworzy się z węgla w fazie spalania helu. Teoretycznie produkcja tlenu mogłaby zachodzić nieco szybciej. Wtedy, gdy w gwieździe zabrakłoby już helu, i przeszłaby ona do kolejnego etapu swej ewolucji, proporcje między ilością węgla i tlenu byłyby inne. Kwestię tę chcą zbadać naukowcy z Uniwersytetu Warszawskiego i innych instytutów z międzynarodowego konsorcjum ELI-NP (Extreme Light Infrastructure – Nuclear Physics). Nie wytworzą jednak warunków panujących we wnętrzu gwiazdy, czyli reakcji termojądrowej przekształcającej węgiel w tlen i fotony gamma. Zamiast tego będą starali się zaobserwować reakcję odwrotną: zderzenie fotonów o dużej energii z jądrem tlenu i rozpad tegoż na jądra węgla i helu. Dobre poznanie tego mechanizmu pozwoli ulepszyć istniejące modele teoretyczne syntezy termojądrowej. Eksperyment będzie przeprowadzony w ośrodku ELI-NP w Rumunii. Polacy przygotowują dla niego detektor eTPC. Już wykonano pierwsze testy wersji demonstracyjnej detektora. Głównym elementem detektora jest komora wypełniona gazem zawierającym dużo jąder tlenu (przykładowo może to być dwutlenek węgla). Taki gaz pełni rolę tarczy, przez którą będzie przenikać wiązka promieniowania gamma. Niektóre fotony gamma zderzą się z jądrami tlenu i wytworzą jądra węgla i helu. Powstałe w ten sposób cząstki będą naładowane elektrycznie i zjonizują gaz. Za pomocą pola elektrycznego, odpowiednich elektrod detekcyjnych i specjalistycznych procesorów FPGA naukowcy chcą odtworzyć tory lotów cząstek w przestrzeni. Według przewidywań, będzie można codziennie rejestrować do 70 zderzeń fotonów z jądrami tlenu. Dla eksperymentu w ELI-NP przygotowujemy detektor eTPC, rodzaj komory dryfowej z projekcją czasu. Detektor ten jest unowocześnioną wersją wcześniejszego detektora, skonstruowanego w Instytucie Fizyki Doświadczalnej FUW i z powodzeniem sprawdzonego przez naszych naukowców m.in. przy pierwszej na świecie obserwacji rzadkiego procesu jądrowego: rozpadu dwuprotonowego - mówi dr Mikołaj Ćwiok z Uniwersytetu Warszawskiego. Projekt realizowany jest wspólnie z naukowcami z ośrodka ELI-NP/IFIN-HH (Magurele, Rumunia) oraz University of Connecticut (USA). W grupie warszawskiej, kierowanej przez prof. Wojciecha Dominika, zaangażowani są fizycy i inżynierowie z Zakładów Cząstek i Oddziaływań Fundamentalnych oraz Fizyki Jądrowej, a także studenci Wydziału Fizyki Uniwersytetu Warszawskiego: Jan Stefan Bihałowicz, Jerzy Mańczak, Katarzyna Mikszuta oraz Piotr Podlaski. Extreme Light Infrastructure (ELI) to projekt badawczy o budżecie 850 mln euro. Został wpisany na Europejską Mapę Drogową Infrastruktury Badawczej. W jego ramach powstaną trzy ośrodki (w Czechach, w Rumunii i na Węgrzech), w których będą odbywały się badania dotyczące oddziaływania światła z materią. Będą stosowane największe moce wiązek fotonów, różne długości fali, a skale czasowe będą na poziomie attosekund, czyli miliardowych części jednej miliardowej sekundy. W ośrodku rumuńskim w Magurele koło Bukaresztu trwają prace nad dwoma źródłami promieniowania. Będą to laser o dużej intensywności promieniowania oraz silne źródło monochromatycznego promieniowania gamma. « powrót do artykułu -
Wszechświat rozszerza się szybciej niż sądzono
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Astronomowie korzystający z Teleskopu Kosmicznego Hubble'a odkryli, że wszechświat rozszerza się od 5 do 9 procent szybciej, niż sądzono. To zaskakujące odkrycie może przynieść odpowiedź, pozwalającą zrozumieć istnienie ciemnej energii i ciemnej materii - mówi kierujący badaniami laureat Nagrody Nobla Adam Riess ze Space Telescope Science Institute i Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Zespół Riessa dokonał wspomnianego odkrycia dzięki opracowaniu innowacyjnej techniki pozwalającej na lepsze określenie odległości pomiędzy dalekimi galaktykami. Dzięki temu margines błędu oceny tempa rozszerzania się wszechświata zmniejszono do 2,4%. Naukowcy przyglądali się galaktykom zawierającym zarówno cefeidy jak i supernowe typu Ia. Cefeidy to gwiazdy zmienne, których zmiany jasności odpowiadają ich prawdziwej jasności (jasność absolutna), co z kolei można porównywać z obserwowaną z Ziemi jasnością pozorną i na tej podstawie określać odległość. Cefeidy jak i supernowe typu Ia to świece standardowe, czyli obiekty o znanej jasności absolutnej, które można wykorzystać do obliczenia odległości. Naukowcy zmierzyli około 2400 cefeid z 19 galaktyk i porównali jasność obu typu gwiazd oraz obliczyli odległość do 300 supernowych typu Ia. Następnie porównali uzyskane odległości z rozszerzaniem się przestrzeni mierzonym dzięki rozciąganiu fali światła z oddalających się galaktyk. Na podstawie tak uzyskanych danych wyliczyli tempo rozszerzania się wszechświata, czyli stałą Hubble'a. Z ich wyliczeń wynika, że stała Hubble'a wynosi 73,225 km/s na megaparsek. Co oznacza, że odległości pomiędzy obiektami kosmicznymi zwiększą się dwukrotnie za 9,8 miliarda lat. Nowa wartość jest od 5 do 9 procent większa, niż ta wyliczona w oparciu o dane z Wilkinson Microwave Anisotropy Probe (WMAP) i satelitę Planck. Obecnie nie wiadomo, skąd bierze się taka różnica w pomiarach. Może ona wynikać z oddziaływania ciemnej energii odpychającej od siebie galaktyki z coraz większą siłą. Inna hipoteza mówi o istnieniu w przeszłości jakiejś formy ciemnego promieniowania. A jeszcze inna - o wpływie niewyjaśnionych właściwości ciemnej materii. Można też przypuszczać, że nasze teorie dotyczące grawitacji nie są pełne. « powrót do artykułu -
Zidentyfikowano minimalny zestaw czynników koniecznych do instruowania rozwoju czerwonych krwinek. Szwedzko-hiszpański zespół jako pierwszy wskazał 4 geny, które pozwalają odblokować kod genetyczny komórek skóry (fibroblastów) i przeprogramować je, by dały początek erytrocytom. Przeprowadziliśmy ten eksperyment na myszach, a wstępne rezultaty wskazują, że przeprogramować można także ludzkie komórki skóry [...]. Jednym z potencjalnych zastosowań tej techniki wydaje się np. wytwarzanie spersonalizowanych erytrocytów do transfuzji. Na razie jednak daleko do zastosowań klinicznych - opowiada Johan Flygare z Uniwersytetu w Lund. Szwedzi i naukowcy z Centrum Medycyny Regeneracyjnej w Barcelonie podkreślają, że wszystkie komórki mają ten sam kod genetyczny, różnią się tylko fragmentem realizowanej instrukcji. Zespół z Lund chciał wiedzieć, jak komórki otwierają rozdział z instrukcjami dot. powstawania erytrocytów. Autorzy publikacji z pisma Cell Biology wykorzystali retrowirusy. Dzięki nim wprowadzali do genomu mysich i ludzkich fibroblastów różne kombinacje ponad 60 genów. Pewnego dnia udało im się przekształcić komórki skóry w indukowane erytroidalne komórki progenitorowe (ang. induced erythroid progenitors/precursors, iEPs). Wystarczyły do tego zaledwie 4 geny: Gata1, Tal1, Lmo2 i c-Myc. To trochę jak skrzynia ze skarbami, w której, by otworzyć wieko, musisz jednocześnie wcisnąć 4 klawisze - twierdzi Sandra Capellera. Sygnatura transkrypcyjna mysich iEPs przypominała w dużym stopniu prymitywne erytroidalne komórki progenitorowe z pęcherzyka żółtkowego, lecz dodanie do koktajlu jednego z dwóch kolejnych genów - Klf1 lub Myb - zapewniało iEPs z bardziej dojrzałym wzorcem ekspresji globiny. Wiedza, jakiej instrukcji potrzebują erytrocyty, jest ważna nie tylko z biologicznego, ale i medycznego punktu widzenia. Starzejąca się populacja oznacza, że w przyszłości będzie się przeprowadzać więcej transfuzji. Będzie także coraz więcej osób z innych krajów z rzadkimi grupami krwi i nie zawsze znajdziemy dla nich krew - podsumowuje Flygare, wspominając także o pacjentach z przewlekłą anemią, którym podaje się krew wielu dawców, co może w końcu doprowadzić do reakcji alergicznej. Znalezienie wykonalnego sposobu pozyskania krwi z komórek danego człowieka rozwiązałoby część problemów tej grupy. « powrót do artykułu
-
Naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego odkryli najstarszą populację komórek macierzystych merystemu (stożka wzrostu) korzeni. Znajduje się ona w skamieniałości sprzed 320 mln lat, należącej do zbiorów uczelnianego herbarium. Prowadząc badania systemów korzeniowych prehistorycznych drzew, analizowałem jeden z preparatów sfosylizowanej gleby z uniwersyteckiego herbarium. Wtem zauważyłem strukturę wyglądającą jak żywy merystem wierzchołkowy korzenia współczesnych roślin. Zacząłem sobie zdawać sprawę, że patrzę na populację komórek macierzystych sprzed 320 mln lat, która została utrwalona w czasie wzrostu. To pierwszy raz, kiedy udało się coś takiego znaleźć. Zyskaliśmy więc unikatowy wgląd w rozwój korzeni setki milionów lat temu - podkreśla doktorant Alexander (Sandy) Hetherington. W skamieniałości sprzed 320 mln lat zidentyfikowano też unikatowy, nieznany wcześniej wzorzec podziału. Oznacza to, że pewne mechanizmy kontroli tworzenia korzeni wymarły i w przeszłości mogły być o wiele bardziej zróżnicowane, niż się wydawało. Autorzy publikacji z pisma Current Biology podkreślają, że najstarsze zachowane korzeniowe stożki wzrostu, w których widoczna jest anatomia komórkowa, występują w tzw. kulach węglowych (ang. coal balls). Są to bryły kalcytu z torfowisk z okresu kredy w Europie i Ameryce Północnej oraz z permu w Chinach. Przeważnie mają ok. 10-20 cm średnicy i są mniej więcej kuliste (stąd nazwa). Należy jednak zaznaczyć, że żaden z opisanych dotąd merystemów nie rósł aktywnie w momencie utrwalenia. Ponieważ organizacja komórkowa merystemu zmienia się, gdy wzrost korzenia się zatrzymuje, do teraz nie dało się porównać dynamiki komórkowej, np. przekształcenia komórek macierzystych w zróżnicowane komórki, taksonów wymarłych i współczesnych. Hetherington, Joseph G. Dubrovsky i Liam Dolan tłumaczą, że rozwój głębokich systemów korzeniowych w pierwszych globalnych lasach tropikalnych przyczynił się po części do jednej z największych zmian klimatu. Nasiliło się bowiem tempo wietrzenia chemicznego minerałów krzemianowych w skałach, co doprowadziło do spadku stężenia CO2 w atmosferze (wietrzenie chemiczne zachodzi na skutek działania wody zawierającej gazy), ochłodzenia i rozpoczęcia epoki lodowej. Hetherington nadał skamieniałym komórkom nazwę Radix carbonica (łac. węglowe korzenie). « powrót do artykułu
-
Relacje łączące ludzi z psami są bardzo szczególne, nic więc dziwnego, że naukowcy od dawna badają kwestię pojawienia się psów w otoczeniu Homo sapiens i spierają się, czy wilki zostały udomowione w Europie czy w Azji. Najnowsza analiza setek psowatych wskazuje, że psy - podobnie jak koty - mogły zostać udomowione dwukrotnie. Raz doszło do tego w Azji, a raz w Europie lub na Bliskim Wschodzie. W czasie wspomnianych badań wykorzystano bardzo szczególny zabytek - liczącą niemal 5000 lat kosteczkę słuchową psa odkopaną w Nawgrange na wschodnim wybrzeżu Irlandii. Genetyk ewolucyjny Laurent Frantz z Uniwersytetu w Oksfordzie zsekwencjonował DNA jądra komórkowego z tej kostki i porównał go z odpowiednim DNA 605 współczesnych psów z całego świata. Następnie zespół Frantza stworzył na tej podstawie drzewo ewolucyjne psów i stwierdził, że istnieje bardzo wyraźny głęboki podział pomiędzy psami europejskimi i azjatyckimi. Nigdy nie dostrzegliśmy tego podziału, gdyż nigdy nie mieliśmy wystarczająco dużej badanej próbki - mówi biolog ewolucyjny Greger Larson. Uczeni, chcąc się dowiedzieć, skąd bierze się ta różnica genetyczna przyjrzeli się kompletnym genomom współczesnych psów i wilków i obliczyli tempo mutacji genetycznych psowatych. Na tej podstawie stwierdzili, że różnice genetyczne pomiędzy wschodem a zachodem pojawiły się pomiędzy 6400 a 14 000 lat temu. Badania ujawniły również, że wśród psów z zachodu doszło do redukcji różnorodności genetycznej, co jest zwykle związane z gwałtownym spadkiem populacji. Do spadku takiego dochodzi np. gdy z większej grupy wydzieli się grupa mniejsza. Podobne zjawisko widać podczas migracji człowieka z Afryki. Badania Frantza sugerują, że ludzie udomowili psa w Azji przed 14 000 lat, a następnie doszło do oddzielenia się niewielkiej grupy psów, które - prawdopodobnie z ludźmi - powędrowały na zachód w kierunku Europy. To sugeruje, że wszystkie współczesne psy pochodzą od azjatyckich przodków. Jest jednak jeden problem. Już wcześniej znaleziono na terenie Niemiec szczątki psa, który mógł żyć przed ponad 16 000 lat. To zaś wskazuje, że psy na terenie Europy udomowiono już w czasie, gdy przybyły tu psy z Azji. Być może u niektórych współczesnych psów można znaleźć ślady tego europejskiego udomowienia, jednak dotychczas nie udało się uzyskać DNA ze szczątków psa z Niemiec. Nie wiemy, czy psy udomowione na terenie Europy były ślepym zaułkiem, ale możemy powiedzieć, że ich spuścizna genetyczna w dużej mierze zniknęła - mówi Frantz. Na razie nie można jednoznacznie stwierdzić, że psy zostały udomowione dwukrotnie. Jednak biorąc pod uwagę fakt, że ludzie dwukrotnie udomowili świnie i koty, także i dwukrotne udomowienie psów wydaje się możliwe. « powrót do artykułu
-
Szwajcarska firma Climeworks buduje pierwszą na świecie komercyjną instalację do przechwytywania dwutlenku węgla z atmosfery. Gaz ma być sprzedawany firmie ogrodniczej, która będzie tłoczyła go do szklarni w celu przyspieszenia wzrostu warzyw. Climeworks wykorzysta podobny proces, za pomocą którego CO2 jest wychwytywany okrętach podwodnych czy załogowych kapsułach kosmicznych. Metoda ta, bezpośrednie przechwytywanie powietrza (DAC), polega na przepuszczaniu powietrza przez specjalny materiał nasączony aminami, które wiążą się z CO2. Po nasyceniu filtra będzie on podgrzewany przez ciepło pochodzące z pobliskiej spalarni śmieci. Wówczas dojdzie do uwolnienia gazu, który zostanie wtłoczony do 4-hektarowej szklarni. Dominique Kronenberg, dyrektor ds. operacyjnych Climaworks mówi, że Amerykańskie Towarzystwo Fizyczne szacuje, iż przy instalacji na dużą skalę koszt przechwycenia tony CO2 wyniesie 600 USD. Mamy nadzieję, że osiągniemy ten poziom lub nawet obniżymy koszt. Jednak przy tym koszcie przechwycenie tony dwutlenku węgla jest droższe niż jego przechwytywanie bezpośrednio z kominów, gdzie jest do 300 razy bardziej skoncentrowany. Zaletą przechwytywania z powietrza jest to, że można taką operacją prowadzić w dowolnym punkcie planety. Nie jest się zależnym od źródła CO2 i nie trzeba ponosić kosztów transportu - dodaje Kronenberg. Fabryka Climeworks otrzyma trzyletnie dofinansowanie od Szwajcarskiego Federalnego Biura Energii. Pieniądze te zostaną przeznaczone na program pilotażowy, w ramach którego instalacja będzie udoskonalana. Po trzech latach zakład ma na siebie zarabiać. Będzie on przechwytywał 2-3 ton dwutlenku węgla dziennie. W przyszłości Climaworks chce też dodać do instalacji specjalne moduły produkujące płynne paliwo z dwutlenku węgla. Pomysł Climaworks ma też swoich krytyków. Howard Herzog, inżynier z MIT Energy Initiative zauważą, że ludzi trudno przekonać do znacznie tańszych rozwiązań, jakim są odnawialne źródła energii, trudno więc przypuszczać, by przyszłe generacje chciały używać kosztownego przechwytywania CO2 z powietrza. « powrót do artykułu
-
Znaleziono najstarsze zabytki pisane Wielkiej Brytanii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W centrum Londynu znaleziono najstarsze na terenie Wielkiej Brytanii zabytki pisane. Archeolodzy odkopali 405 tabliczek datowanych na lata 43-80 po Chrystusie. Rok 43 wyznacza początek rzymskiego podboju Brytanii. Tabliczki pozwalają na poznanie życia Londynu z I wieku, gdyż zawierają pierwsze znane pisemne wzmianki o tym mieście. Przed rzymską inwazją Londyn nie istniał, przypomina historyk Roger Tomlin z Uniwersytetu w Oksfordzie. W miejscu, gdzie obecnie wznosi się miasto istniały rozproszone osady w stylu Dzikiego Zachodu. Dzięki nowo odkrytym zabytkom dowiadujemy się, że założonym przez Rzymian mieście bardzo szybko pojawili się ludzie różnych zawodów - od żołnierzy i kupców, poprzez sędziów, aż po browarnika. Od lat prowadzę wykopaliska wokół Londynu i nigdy nie sądziłam, że pod koniec I wieku miasto miało tak urozmaiconą społeczność - mówi Sophie Jackson, która kieruje wykopaliskami z ramienia Museum of London Archeology. Dotychczas najstarszymi znanymi zabytkami piśmiennictwa w Wielkiej Brytanii były drewniane i woskowe tabliczki odkryte w forcie Vindolanda w pobliżu Muru Hadriana. Są one o co najmniej 40 lat starsze od obecnie znalezionych zabytków. Najnowsze znalezisko to drewniane tabliczki, które w przeszłości były pokryte woskiem. Wosk nie przetrwał, ale drewno - które zachowało się dzięki temu, że zostało pokryte ubogim w tlen mułem - jest w dobrym stanie. Na tabliczkach pozostały ślady pisma, które pozwoliły na ich odczytanie. Dotychczas specjaliści poznali treść 87 z nich. Znajduje się wśród nich najstarszy datowany dokument znaleziony na Wyspach. To zapis finansowy z dnia 8 stycznia 57 roku. Inna tabliczka, datowana na lata 65-80 wspomina o Londynie. Dokument jest więc o 50 lat wcześniejszy niż wzmianka o tym mieście poczyniona przez Tacyta. Z jeszcze innej tabliczki, noszącej datę 21 października 62 roku dowiadujemy się o umowie na dostawę zaopatrzenia z Verulamium (obecnie St. Albans w Hertfordshire) do Lndynu. Transkację zawarto zaledwie rok po stłumieniu powstania Icenów, którzy pod wodzą królowej Boudiki zbuntowali się przeciwko Rzymianom. To świadczy, zdaniem historyków, o szybkim odradzaniu się Londinium po tym, jak miasto zostało spalone przez powstańców. Na tabliczkach można znaleźć nazwiska niemal 100 osób różnych stanów i zawodów, zarówno ludzi wolnych, jak i niewolników. « powrót do artykułu -
Młode nowozelandzkie papugi nestor kaka (Nestor meridionalis) uczą się lepiej niż osobniki starsze. Julia Loepelt, Rachael Shaw i Kevin Burns z Uniwersytetu Wiktorii przeprowadzili serię eksperymentów na 104 ptakach w wieku od 4 miesięcy do 13 lat z Zealandia Sanctuary. Dwadzieścia cztery osobniki wzięły udział we wszystkich 3 eksperymentach. W 1. eksperymencie pod drążkiem karmnika umieszczono drewniany blok. Papugi nie mogły jeść, chyba że odkryły, że drewno można odsunąć. Biolodzy zauważyli, że zadania nie umiał rozwiązać żaden osobnik powyżej 3. r.ż. Radziło sobie z nim natomiast ok. 40% młodszych ptaków. W 2. eksperymencie usuwano drążek, na którym N. meridionalis musiały stanąć, by otworzyła się klapa karmnika. W tym przypadku kaka musiały wpaść na pomysł, by podejść z boku i otworzyć klapę osobiście. Udało się to połowie młodych ptaków i tylko 1 starszemu osobnikowi. W 3. eksperymencie naukowcy mocowywali orzechy nerkowca do nitek, a następnie wiązali je do gałęzi. By dostać się do kąska, trzeba było wciągnąć/zwinąć żyłkę. Na rozwiązanie wpadły wszystkie młodsze papugi i tylko połowa starszych. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the Royal Society B: Biological Sciences podkreślają, że ich badania wykazały, że młodsze kaka lepiej adaptują się do zmian w środowisku (prezentują większą giętkość zachowania, większą wytrwałość i różnorodność wypróbowywanych metod eksploracji). Młode ptaki świetnie dobrze radziły sobie z rozwiązywaniem wszystkich 3 problemów. Sukces dorosłych zależał zaś od kontekstu i dotyczył w zasadzie wyłącznie 3. z opisanych sytuacji, która nie wymagała modyfikacji wyuczonej wcześniej reakcji. « powrót do artykułu
-
Robert Reisz, paleontolog z Uniwersytetu Ontario, przekonuje, że T. rex miał łuskowate wargi. Naukowiec, który podkreśla, że bardzo mało wiadomo o tkankach miękkich dinozaurów, próbował obalić stereotypowy wizerunek prehistorycznego gada z wiecznie odsłoniętymi zębami podczas prelekcji na dorocznej konferencji Kanadyjskiego Towarzystwa Paleontologii Kręgowców. Ponieważ Reiszowi zawsze coś przeszkadzało w wyszczerzonym wyglądzie tyranozaura, postanowił się przyjrzeć żyjącym krewnym teropodów - krokodylom. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że oczekiwania odnośnie do wystających zębów są jak najbardziej uzasadnione. Zęby krokodyli są bowiem w 1/4 zakryte dziąsłami, ale warg nie ma i korony zębów są cały czas odsłonięte. Wszystko się jednak zmienia, gdy zwróci się uwagę na budowę zębów. Jako najtwardsza tkanka kręgowców szkliwo zawiera mało wody i zazwyczaj jest zwilżane przez ślinę. Bez utrzymujących wilgoć w środku warg staje się kruche i bardziej podatne na uszkodzenia. Krokodyle spędzają dużo czasu w wodzie, więc za nawilżenie odpowiada ich habitat. W przypadku żyjących na lądzie teropodów duże zęby mogłyby być zniszczone przez permanentną ekspozycję, dlatego najpewniej, tak jak w przypadku jaszczurek z rodzaju Varanus, musiały być przykryte wargami. W referacie przypominano, że analizy histologiczne wycinków pokazały, że ciosy ssaków nie mają szkliwa. Na początkowych etapach wzrostu jakieś szkliwo może co prawda powstawać, ale krótko po wyrżnięciu ulega starciu i zastąpieniu cementem (kostniwem). To sugeruje, że duże zęby teropodów, które na pewno zawierały szkliwo, nie mogły być stale eksponowane. Powlekały je więc wargi podobne do występujących u łuskonośnych. Reisz i Derek Larson podkreślają, że na korzyść hipotezy o wargach przemawia też stosunek długości czaszki do rozmiarów zębów u różnej wielkości teropodów i jaszczurek z rodzaju Varanus. Okazało się, że zęby dinozaurów podlegają temu samemu wzorcowi co zęby jaszczurek. Kanadyjczycy sądzą, że teropody miały zęby przykryte wargami, bo zęby prehistorycznych gadów nie są większe niż można by się spodziewać u jaszczurki Varanus podobnej wielkości. « powrót do artykułu
-
Przed kilkoma miesiącami informowaliśmy o zdobyciu pośrednich dowodów na istnienie w Układzie Słonecznym dziewiątej, nieznanej jeszcze planety. Teraz naukowcy ze szwedzkiego Uniwersytetu w Lund twierdzą, że 9. planeta nie powstała w Układzie Słonecznym, ale jest egzoplanetą przechwyconą przez Słońce. Symulacje komputerowe przeprowadzone przez Alexandra Mustilla i jego kolegów sugerują, że młode Słońce "ukradło" planetę innej gwieździe. To ironia losu, że potrafimy znaleźć egzoplanety odległe o setki lat świetlnych, gdy tymczasem w naszym układzie prawdopodobnie znajduje się taka nieznana dotychczas egzoplaneta - mówi Mustill. Do narodzin gwiazd dochodzi w gromadach. Tam gwiazdy znajdują się blisko siebie. Symulacje komputerowe wykonane przez Mustilla oraz innych astronomów z Lund i Bordeaux wykazały, że 9. planeta, o ile istnieje, mogła zostać przechwycona przez Słońce gdy doszło do jego zbliżenia z inną gwiazdą. Dziewiąta planeta mogła zostać wyrzucona ze swojej orbity przez inne planety i zyskała nową orbitę, bardzo oddaloną od swojej gwiazdy. Gdy doszło do spotkania tej gwiazdy ze Słońcem, dziewiąta planeta mogła zostać przechwycona przez Słońce. Później obie gwiazdy oddaliły się od siebie, ale planeta pozostała już na orbicie wokół Słońca - stwierdza Mustill. Na razie jednak nie wiemy nawet, czy dziewiąta planeta istnieje. Jeśli tak, to wcześniejsze obliczenia pozwalają przypuszczać, jakiej jest wielkości i jak bardzo odległa jest od Słońca. Jeśli istnieje, to jest to jedyna egzoplaneta do jakiej, patrząc realistycznie, może dolecieć pojazd z Ziemi - mówi Mustill. Artykuł z symulacjami dotyczącymi dziewiątej planety został opublikowany na łamach Monthly Notices of the Royal Astronomical Society. « powrót do artykułu
-
Dym papierosowy i jego składniki sprzyjają tworzeniu biofilmu przez kilka patogenów, w tym gronkowce złociste (Staphylococcus aureus), Streptococcus mutans, Porphyromonas gingivalis, pałeczki zapalenia płuc (Klebsiella pneumoniae) i pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Parę lat temu zespół dr. Davida A. Scotta ze Szkoły Stomatologii Uniwersytetu w Louisville ustalił, że dym papierosowy jest stresorem środowiskowym i sprzyja kolonizacji bakteryjnej oraz inwazji immunologicznej. Ostatni przegląd literatury przedmiotu, który ukazał się na łamach pisma Tobacco Induced Diseases, pokazał także, że dym papierosowy i jego składniki sprzyjają tworzeniu biofilmów kilku patogenów. Autorzy artykułu podkreślają, że choć wiadomo, że czynniki środowiskowe, takie jak żelazo, temperatura i tlen, wywierają głęboki wpływ na bakteryjny fenotyp, zgromadzono zadziwiająco mało informacji o oddziaływaniach na fizjologię mikroorganizmów chemicznie złożonego dymu papierosowego. Kiedy patogen "opancerzy się" w biofilmie, może być trudny do wyeliminowania, gdyż biofilmy stanowią barierę fizyczną dla odpowiedzi odpornościowej gospodarza, bywają też nieprzenikalne dla antybiotyków i stanowią rezerwuar dla uporczywego zakażenia. Ponadto biofilmy pozwalają na przepływ materiału genetycznego [...], co prowadzi do lekooporności i rozprzestrzeniania czynników wirulencji [zjadliwości]. Jednym z najbardziej znanych biofilmów jest płytka nazębna, która może doprowadzić do zapalenia przyzębia. Biofilmy tworzą się też na zastawkach serca, co skutkuje z kolei chorobami tego narządu. Scott podkreśla, że ostatnio na popularności zyskują wielogatunkowe modele biofilmów. Badane są także nowe metody leczenia chorób wywołanych przez biofilmy, ale przed nimi jeszcze długa droga. « powrót do artykułu
-
Wzrost męskości po użyciu dezodorantu. Ale nie u wszystkich...
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Psychologia
Psycholodzy z Uniwersytetu w Stirling odkryli, że mężczyźni postrzegani jako mało męscy mogą to zmienić, stosując dezodorant. Zabieg nie zmieni jednak nic u panów, którzy są już uważani za bardzo męskich. Szkoci oceniali wpływ dezodorantu na ocenę męskości i kobiecości. Sto trzydzieści kobiet i mężczyzn oceniało męskość i kobiecość twarzy, patrząc na fotografie różnych osób. Później 239 kobiet i mężczyzn oceniało próbki zapachowe 40 ochotników przeciwnej płci. Mężczyźni oceniali wszystkie kobiety spryskane dezodorantem jako pachnące bardziej kobieco (w porównaniu do sytuacji nieużywania dezodorantów). Kiedy kobiety oceniały męskość zapachu, bez dezodorantu panowie ocenieni jako wyjątkowo i mało męscy z twarzy otrzymywali bardzo różne oceny. Po dodaniu dezodorantu obie te grupy stawały się jednak nierozróżnialne; za pomocą dezodorantu mężczyźni nisko oceniani w kategorii wyglądu twarzy znacząco zwiększali męskość swojej woni, lecz bardzo męscy z wyglądu panowie nic nie zyskiwali. Wszyscy jesteśmy świadomi, że zapachy są często reklamowane jako kobiece bądź męskie - przypomnijmy sobie np. Old Spice'a, który ostatnio sparodiował ten zabieg za pomocą hipermęskich spotów [...]. Nasze studium wykazało, że kiedy kobieta spryska się dezodorantem, spowoduje to oczekiwany wzrost kobiecości zapachu. Coś innego dzieje się jednak w przypadku męskiej woni ciała i męskich dezodorantów. Po użyciu dezodorantu znaczące wzrosty obserwowano tylko u mężczyzn plasujących się na początku nisko na skali męskości. U panów bardzo męskich już na starcie dezodorant nie wywoływał takiego skutku - wyjaśnia dr Caroline Allen, dodając, że na zaobserwowane zjawiska wpłynęły zapewne preferencje ewolucyjne. Wyniki pokazują, że nie lubimy wysokiego poziomu męskości, co jest często kojarzone z agresją i wrogością, ale nie mamy górnej granicy preferencji kobiecości. « powrót do artykułu -
Testy kliniczne na niewielkiej grupie pacjentów z najbardziej agresywną formą nowotworu mózgu wykazały, że zastosowanie nowatorskiej terapii z wykorzystaniem wirusa niemal dwukrotnie wydłuża życie chorych. Testy prowadzono na grupie 45 osób, a o ich wynikach poinformowano właśnie na łamach Science Translational Medicine. Wirusy były już wcześniej używane do walki z nowotworami. Jednak nowa terapia działa odmiennie od poprzednich. Tutaj wirus nie zabija komórki nowotworowej, a przygotowuje grunt pod działanie leku. Wspomniany wirus, Toca 511, wyszukuje komórki nowotworowe z upośledzonym mechanizmem obronnym i przedostaje się do ich wnętrza. Tam wprowadza do DNA komórki nowe dane, która powodują, że komórka zaczyna produkować enzym o nazwie drożdżowa deaminaza cytozyny (CD - yeast cytosine deaminase). W drugim etapie leczenia pacjentowi podaje się nieaktywną formę leku 5-FU, czyli 5-Fluorouracyl. Środek ten niezwykle skutecznie zabija komórki nowotworowe, jest jednak wysoce toksyczny i niebezpieczny dla pacjentów. Jednak w formie nieaktywnej, wprowadzanej bezpośrednio do mózgu lub do układu krwionośnego, może bezpiecznie krążyć w organizmie, dopóki nie natrafi na komórkę zawierającą enzym CD. Wówczas zamienia się w aktywnego zabójcę. W badaniach wzięli udział pacjenci z najbardziej agresywną formą nowotworu, a grupę kontrolną stanowili pacjenci z innych badań, którzy mieli taki sam nowotwór. Pacjenci z grupy kontrolnej żyli średnio 7,1 miesiąca od chirurgicznego usunięcia guza i wdrożonego po nim standardowego leczenia. Osoby, które po usunięciu guza były leczone Toca 511 i 5-FU żyły średnio 13,6 miesiąca. Co ważne, badania wykazały, że nie wystąpiły żadne skutki uboczne ani wskutek podania wirusa, ani 5-FU. Podczas badań w ciele pacjentów nie znaleziono śladów wirusa, był on obecny jedynie w okolicach guza. To sugeruje, że wirus rzeczywiście atakuje wyłącznie komórki nowotworowe. Pomimo niezwykle obiecujących wyników, musimy pamiętać, że mowa tutaj dopiero o I fazie testów klinicznych. Obecnie trwa II faza testów, w której bierze udział większa liczba pacjentów i sprawdzanych jest więcej aspektów nowej terapii. « powrót do artykułu
-
Jak dowiedzieli się dziennikarze The Wall Street Journal, chiński producent smartfonów, firma Xiaomi, kupi około 1500 patentów od Microsoftu. Przedsiębiorstwo ma zamiar zwiększyć swoje portfolio patentowe i rozpocząć światową ekspansję. W wywiadzie dla gazety Wang Xiang, wiceprezes Xiaomi ds. strategicznych, nie ujawnił wartości transakcji. Xiaomi i Microsoft szanują własność intelektualną. Wierzymy, że dzięki takiej współpracy oraz długoterminowym inwestycjom we własność intelektualną zbudujemy bardzo silne portfolio patentowe, stwierdził. Rynek smartfonów jest niezwykle konkurencyjny. Xiaomi, które ma nadzieję na ekspansję, musi się jakoś odróżnić od konkurentów. Obecnie do firmy należy 4,3% rynku i jest ona jedną z pięciu największych producentów smartfonów na świecie. W pierwszym kwartale bieżącego roku przedsiębiorstwo zanotowało 20-procentowy wzrost sprzedaży w regionie Azji i Pacyfiku. « powrót do artykułu
-
Unikalne akwarele botaniczne Kluzjusza w Ogrodzie Botanicznym UJ
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
Reprodukcje XVI-wiecznych akwarel roślin „Libri Picturati” Karola Kluzjusza – ojca współczesnej botaniki - można oglądać w Krakowie. Plenerowa wystawa będzie otwarta do końca lata na ogrodzeniu Ogrodu Botanicznego UJ. „Libri Picturati” to zbiór 1142 barwnych akwarel, które przedstawiają 1860 okazów roślin. Są one dziełem słynnego flamandzkiego uczonego renesansowego Karola Kluzjusza, jednego z ojców-założycieli nowożytnej botaniki. Oryginały tych obrazów są jednym z największych skarbów w krakowskiej Bibliotece Jagiellońskiej; ich powiększone reprodukcje udostępniono w plenerze – na murze Ogrodu Botanicznego - tworząc wystawę pt. „Ogród malowany". Jak podkreślają organizatorzy wystawy, prace Kluzjusza są ewenementem na skalę światową – to jedna z pierwszych prób systematycznego skatalogowania przyrody, charakteryzująca się wielką dokładnością i skrupulatnością. Akwarele wyróżniają się też pięknem i precyzją wykonania. Wśród akwarel ze zbiorów Jagiellonki można zobaczyć obrazy wielu roślin, które w XVI w. były jeszcze nowością. Sprowadzono je już wtedy do Europy z innych kontynentów lub z odległych zakątków Starego Kontynentu. Pod nadzorem Kluzjusza – autora opisów botanicznych - artyści malowani m.in. słoneczniki, importowane wówczas z Ameryki Północnej czy występujące nad Morzem Śródziemnym i Azji Zachodniej mandragory – uważane niegdyś przez ludzi za rośliny magiczne i przedstawiane z korzeniem w kształcie sylwetki ludzkiej. W kolekcji znajduje się prawdopodobnie pierwsza znana ilustracja tzw. drzewa smoczego, zwanego w Hiszpanii "drago", występującego na Wyspach Kanaryjskich. Nie brakuje też ulubionych przez Kluzjusza tulipanów, których cebulki - także za jego sprawą – sprowadzono do Europy z Persji i Turcji. Wystawę reprodukcji wybranych akwarel, zainstalowaną na murze Ogrodu Botanicznego od strony klinik uniwersyteckich, otwarto jako imprezę towarzyszącą 3. edycji Copernicus Festival zatytułowanej „Piękno". Można ją będzie oglądać w godzinach otwarcia ogrodu do końca lata. Organizatorami wydarzenia są Centrum Kopernika Badań Interdyscyplinarnych oraz dyrekcja Ogrodu Botanicznego UJ. Charles de l’Ecluse (znany w Polsce jako Karol Kluzjusz) (1526–1609) był lekarzem i jednym z najwybitniejszych botaników XVI wieku. Prowadził szczegółowe obserwacje roślin, stworzył dwa fundamentalne dzieła: „Flora Hiszpanii i Portugalii” i „Flora Austrii i Węgier”. Był też dyrektorem ogrodu cesarskiego w Wiedniu. Jako pierwszy w historii stworzył naukowe opisy gatunków roślin. Pod koniec życia przeniósł się do Holandii, gdzie zajmował się m.in. uprawą tulipanów. Stworzył w Lejdzie jeden z pierwszych w Europie ogrodów botanicznych. « powrót do artykułu -
W Indiach wielu pacjentów zaraża się HIV wskutek transfuzji
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
National Aids Control Organisation (NACO), agenda indyjskiego Ministerstwa Zdrowia, poinformowała, że tylko w ciągu ostatnich 17 miesięcy wskutek transfuzji krwi w szpitalu co najmniej 2234 obywateli zaraziło się wirusem HIV. NACO ujawniła te dane na wniosek aktywisty Chetana Kothariego. Najwięcej pacjentów, bo aż 361, zostało zakażonych w stanie Uttar Pradesh. Na drugim i trzecim miejscu z, odpowiednio, 292 i 276 przypadkami uplasowały się stany Gudźarat i Maharasztra. Na 4. miejscu z 264 osobami znalazła się stolica Delhi. To oficjalne dane dostarczone przez rządową NACO. Sądzę, że prawdziwe statystyki są 2-, a nawet 3-krotnie większe - przekonuje Kothari. Prawo zobowiązuje szpitale do badania dawców i ich krwi m.in. pod kątem HIV, wirusa zapalenia wątroby typu B i C czy malarii, ale każdy test kosztuje 1200 rupii [18 dol.], a większość indyjskich szpitali nie ma wyspecjalizowanych laboratoriów. Nawet w wielkich miastach takich jak Mumbaj tylko 3 prywatne szpitale mają ośrodki badania zakażeń HIV. « powrót do artykułu -
Powiedzenie ludziom, że ich opinie bazują na moralności, wzmacnia je i sprawia, że stają się bardziej oporne na kontrargumentację. Jak tłumaczy Andrew Luttrell, doktorant z Uniwersytetu Stanowego Ohio, wyniki pokazują, czemu tak skuteczne jest odwoływanie się do moralności przez polityków czy grupy interesu. Dla wielu ludzi moralność wskazuje na uniwersalność, ostateczną prawdę. To trudne do zmiany przekonanie. [Hasło] moralność może działać jak wyzwalacz - przyczepiasz etykietę do właściwie każdego przekonania i automatycznie zostaje ono wzmocnione - dodaje prof. Richard Petty. Autorzy publikacji z Journal of Experimental Social Psychology przeprowadzili serię 3 eksperymentów. W pierwszym z nich 183 studentów czytało esej dot. przyjęcia konkretnych zasad egzaminacyjnych. Proszono ich o wyrażenie swojej opinii na ten temat, a badacze informowali, że poglądy te opierają się na moralności, tradycji lub równości. Następnie studentów proszono o ocenę chęci podpisania petycji z poparciem dla zasad egzaminacyjnych i umieszczenia ich nazwiska na liście wspierających. Okazało się, że postawy osób, w przypadku których nawiązywano do moralności, pozwalały lepiej prognozować ich zachowanie. Studenci z większym prawdopodobieństwem działali zgodnie ze swoimi opiniami [...], jeśli sądzili, że mają one związek z moralnością - podkreśla Luttrell. Pozostałe dwa eksperymenty miały związek z recyklingiem. W jednym znów wzięli udział studenci, w drugim starsi dorośli. Najpierw ochotnicy czytali wprowadzenie do zagadnienia recyklingu, a potem mieli wyrazić swoją opinię na ten temat. Psycholodzy powiedzieli im, że ma ona związek z moralnością albo odnosi się do praktyczności. Kiedy Amerykanie zapytali o postawę wobec recyklingu, niemal we wszystkich przypadkach była ona pozytywna, dlatego na dalszym etapie badanym polecono, by przeczytali krótką rozprawkę z kontrargumentami przemawiającymi przeciwko segregacji i ponownemu wykorzystywaniu. Stwierdzono, że osoby, którym powiedziano, że ich poglądy opierają się na moralności, rzadziej zmieniały zdanie niż ochotnicy przekonani o praktyczności swoich pobudek. Ludzie trzymali się swoich opinii moralnych w sposób, jakiego próżno szukać w przypadku innych badanych wartości, np. tradycji, równości czy praktyczności. Symptomatyczne, jak łatwo było sprawić, by myśleli, że ich poglądy opierają się na zasadach moralnych - podsumowuje Luttrell. « powrót do artykułu
-
Otaczające Antarktykę wody oceaniczne to prawdopodobnie ostatnie ziemskie środowisko, które nie doświadczyło jeszcze globalnego ocieplenia. Badania przeprowadzone przez naukowców z University of Washington i Massachusetts Institute of Technology wyjaśniają, dlaczego wody antarktyczne nie ogrzewają się, przez co znaczna część Antarktyki wydaje się odporna na globalne ocieplenie. Obserwacje i modele klimatyczne wykazały, że unikatowy rozkład prądów morskich wokół Antarktyki ciągle wypycha na powierzchnię zimne wody, które ostatni raz miały kontakt z atmosferą setki lat temu, przed epoką rewolucji przemysłowej. Rosnące stężenie dwutlenku węgla powinno prowadzić do ocieplania się obu biegunów, jednak ociepla się tylko jeden z nich. Musimy mieć zatem do czynienia z jakimś dodatkowym mechanizmem. Wykazaliśmy, że przyczyną takiego stanu rzeczy są prądy oceaniczne - mówi główny autor badań, profesor Kyle Armour. Wiatry wiejące ciągle wokół Antarktyki wypychają wodę powierzchniową na północ, przyczyniając się do wynurzania się wody z głębin. Woda ta przybyła tam z tak wielkich odległości i była zanurzona tak długo, że nie miała kontaktu z atmosferą po rewolucji przemysłowej. Na innych szerokościach geograficznych również dochodzi do wynurzania się wody z głębin, ale jest to woda z głębokości kilkuset metrów. Ocean Południowy jest unikatowy, gdyż wynurza się tam woda z dużych głębokości, sięgających nawet 3 kilometrów. To głęboka, stara woda znajdująca się wokół całego kontynentu - mówi Armour. Woda to ostatni raz miała kontakt z atmosferą gdy znajdowała się na północnym Atlantyku. Później zanurzyła się i przez setki, a nawet tysiące lat, wędrowała po światowych oceanach, by w końcu wynurzyć się w Antarktyce. W Arktyce i Antarktyce zachodzą więc różne zjawiska. Ogrzane powierzchniowe wody wędrują na północ, gwałtownie ocieplając Arktykę, podczas gdy Antarktyka jest schładzana wynurzającymi się zimnymi wodami sprzed setek i tysięcy lat. Nie możemy bezpośrednio porównywać ocieplania się obu biegunów, gdyż działają tam bardzo różne prądy oceaniczne. Oceany przyspieszają ocieplanie się Arktyki i spowalniają ocieplanie Antarktyki - stwierdził Armour. « powrót do artykułu
-
Brytyjscy naukowcy zidentyfikowali część mózgu odpowiedzialną za uaktualnianie informacji w czasie uczenia. Jest to przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza (ang. mediodorsal thalamus, MD). Autorami publikacji z pisma eLife są naukowcy z Uniwersytetu Oksfordzkiego oraz Imperial College. Wiedzieliśmy już, że przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza bierze udział w uczeniu i podejmowaniu decyzji, ale nie rozumieliśmy w pełni jego roli. [...] Informacje przetwarzamy za pomocą rozległej sieci, dlatego dobrze jest skupić się na wkładzie poszczególnych obszarów. W tym przypadku postanowiliśmy sprawdzić, jak przyśrodkowa część grzbietowego wzgórza wspiera optymalne przetwarzanie podczas uczenia i podejmowania decyzji - wyjaśnia dr Anna Mitchell. Eksperymenty prowadzano na makakach królewskich, które pracowały z ekranami dotykowymi. Za nauczenie się nowych informacji i podejmowanie dobrych wyborów małpy dostawały nagrody (smaczne kąski). Testy powtarzano po operacji MD. Zwierzęta, które nie mogły wykorzystać swoich MD, w mniejszym stopniu potrafiły zareagować na zmiany (wymagały one przystosowania zachowania, by nadal podejmować dobre decyzje i maksymalizować nagrody). Miały też większe problemy z wyborem, gdy prezentowano im kilka różnie nagradzanych opcji. Wcześniej niektórzy sądzili, że małpy będą po prostu powtarzać wcześniejsze wybory. My zauważyliśmy [jednak], że były w stanie różnie wybierać, ale miały problem ze zintegrowaniem informacji dot. wyników ostatnich wyborów, tak by optymalnie pokierować swoimi decyzjami. Studium pokazało, że MD odgrywa kluczową rolę w szybkim scalaniu nowych informacji [...]. Zdolność ta jest kluczowa dla codziennych czynności, takich jak prowadzenie samochodu czy nawet chodzenie po zatłoczonej ulicy. Przyszłe badania mają wykazać, jak MD oddziałuje z innymi częściami mózgu. « powrót do artykułu
-
Związki zanieczyszczenia powietrza z nadciśnieniem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Zdrowie i uroda
Z rozwojem nadciśnienia wiąże się zarówno krótko-, jak i długoterminowa ekspozycja na niektóre zanieczyszczenia powietrza związane ze spalaniem węgla czy spalinami. Analizując 17 opublikowanych wcześniej badań, odkryliśmy znaczące ryzyko rozwoju nadciśnienia wskutek ekspozycji na zanieczyszczenia powietrza. Ludzie powinni ograniczyć ekspozycję w dni z wyższymi poziomami zanieczyszczenia. Dotyczy to zwłaszcza chorych z nadciśnieniem, u których nawet krótkotrwały kontakt może pogorszyć stan i nasilić objawy - podkreśla dr Tao Liu z Instytutu Zdrowia Publicznego Prowincji Guangdong. Analizując wpływ długo- i krótkotrwałej ekspozycji na zanieczyszczenia powietrza na nadciśnienie, Chińczycy skupili się na 1) dwutlenku siarki (SO2), który pochodzi głównie ze spalania paliw kopalnych, 2) tlenkach azotu (NOx) z paliw kopalnych spalanych w elektrowniach i spalin samochodowych oraz 3) pyle (PM10 i PM2,5). Pył PM10 zawiera cząstki o średnicy mniejszej niż 10 mikrometrów, które mogą docierać do górnych i dolnych dróg oddechowych, zaś pył PM2,5 składa się z cząstek o średnicy poniżej 2,5 mikrometra, które mogą docierać do górnych dróg oddechowych i płuc oraz przenikać do krwi. Okazało się, że nadciśnienie znacząco wiązało się z krótkotrwałą ekspozycją na SO2, PM2,5 i PM10, a także z długoterminową ekspozycją na dwutlenek azotu (NO2) i PM10. Wg autorów publikacji z Hypertension: Journal of the American Heart Association, kwestia związków ozonu i tlenku węgla z nadciśnieniem wymaga dalszych badań. Z pierwotnie wytypowany 5.687 badań dot. zanieczyszczenia powietrza ostatecznie wybrano 17. Objęły one 108 tys. pacjentów z nadciśnieniem i 220 tys. zdrowych osób z grup kontrolnych. Nadciśnienie definiowano jako ciśnienie skurczowe powyżej 140 mmHg i/lub ciśnienie rozkurczowe powyżej 90 mmHg lub zażywanie leków na nadciśnienie. Ekspozycję na zanieczyszczenia oceniano, uśredniając dane z najbliższej stacji monitoringu albo za pomocą złożonych modeli transportu czy modeli regresji przestrzennej. Wśród mechanizmów, za pośrednictwem których zanieczyszczenie powietrza wywołuje nadciśnienie, Liu wymienia stan zapalny i stres oksydacyjny (mogą one prowadzić do zmian w naczyniach). « powrót do artykułu -
W Szwecji, kraju w którym wręcz obsesyjnie dąży się do zrównania szans kobiet i mężczyzn, zauważono nowe niespodziewane zjawisko. Po raz pierwszy od 1749 roku, w którym to zaczęto dokładnie badać demografię kraju, liczba mężczyzn jest większa niż liczba kobiet. To zaskakujące zjawisko demograficzne, gdyż niemal w każdym kraju Zachodu liczba kobiet jest większa od liczby mężczyzn. To coś nowego w Europie - mówi demograf Francesco Billari z Uniwersytetu w Oksfordzie. Po raz pierwszy zjawisko to zauważono w marcu ubiegłego roku, kiedy okazało się, że w Szwecji liczba mężczyzn jest o 277 większa niż kobiet. Od tamtego czasu różnica wzrosła do 12 000. Tomas Johansson, ekspert ds. populacji w szwedzkiej narodowej agencji statystycznej mówi, że nie będzie zaskoczeniem, jeśli w przyszłości Szwecja będzie miała znacznie więcej mężczyzn niż kobiet. Zwykle w Europie rodzi się nieco więcej chłopców niż dziewczynek (105:100), jednak, jako że panie żyją dłużej, liczba kobiet w społeczeństwie jest większa. Od pewnego czasu obserwuje się jednak, że stosunek liczby mężczyzn do kobiet powoli w Europie rośnie, a w niektórych krajach Europy północnej i centralnej wzrost ten jest szybki. W 2011 roku w Norwegii zauważono przewagę mężczyzn nad kobietami, a w Danii i Szwajcarii stosunek obu płci jest bliski 1:1. W Niemczech, gdzie po dwóch wojnach światowych było znacznie mniej mężczyzn niż kobiet również dochodzi do zmian. Jeszcze w 1960 roku było tam 87 mężczyzn na 100 kobiet. W roku ubiegłym było już 96:100. Wzrost widoczny jest też w Wielkiej Brytanii, gdzie prognozuje się, iż mężczyźni będą stanowili większość przed rokiem 2050. Naukowcy nie wiedzą, jaki wpływ będzie miała przewaga mężczyzn na życie społeczne. Jedni twierdzą, że będzie to korzystne dla kobiet, gdyż będą miały większy wybór partnerów, inni zauważają, iż może dojść do większej liczby aktów przemocy ze strony mężczyzn niemogących znaleźć partnerki. Zachodzące ostatnio szybkie zmiany w demografii Szwecji mogą być z jednej strony spowodowane rosnącą długością życia mężczyzn, ale duże znaczenie ma też emigracja i napływ do tego kraju tysięcy samotnych nastolatków z Azji czy Afryki. Największa nierówność pomiędzy płciami panuje w grupie wiekowej 15-19 lat, gdzie jest 108 chłopców na 100 dziewcząt. Potwierdza to tezę o wpływie emigracji, gdyż do Szwecji przybyło wielu samotnych nastolatków płci męskiej. Specjaliści spodziewają się, że w bieżącym roku nierówności w tej grupie wiekowej wzrosną do 115:100, gdyż w roku ubiegłym przybyło do Szwecji ponad 35 000 samotnych nastolatków. Valerie Hudson z Texas A&M University, która specjalizuje się w zagadnieniach dotyczących kobiet, pokoju i bezpieczeństwa ostrzega, że Szwedzi powinni zacząć się martwić, gdyż z jej badań wynika, iż w Indiach i Chinach zachwianie proporcji pomiędzy liczbą mężczyzn a kobiet doprowadziło do zwiększonej przestępczości i większej liczby przypadków przemocy wobec kobiet. Komentując sytuację w Szwecji Hudson stwierdziła, że to jedna z najbardziej dramatycznych zmian demograficznych w tak krótkim czasie. Zdaniem Hudson zmiany te mogą zniweczyć równościową politykę Szwecji. Z jej opinią nie zgadzają się inni badacze. Annick Wibben z University of San Francisco mówi, że nie można porównywać Szwecji do Indii czy Chin, gdyż w Szwecji równość płci jest głęboko zakorzeniona w kulturze. A Jacqui True z Monash University dodaje, iż od demografii ważniejsza jest kultura i stosunek społeczeństwa do przemocy czy hierarchii. W samej Szwecji, poza niektórymi środowiskami feministycznymi, nie dyskutuje się o zmianie demograficznej. Jest ona bowiem powiązana z migracją, bardzo drażliwym tematem w szwedzkiej polityce. W ubiegłym roku w całej Unii Europejskiej było o 12 milionów więcej kobiet niż mężczyzn. Eurostat prognozuje, że w roku 2080 różnica ta spadnie poniżej 1 miliona. Jeszcze w 2003 roku szwedzkie biuro statystyczne twierdziło, że przewaga liczby mężczyzn nad liczbą kobiet nie będzie miała miejsca przed rokiem 2050. « powrót do artykułu
-
Marijn Heule z University of Texas, Oliver Kullmann ze Swansea University oraz Victor Marek z University of Kentucky - były pracownik Uniwersytetu Warszawskiego, a obecny współpracownik Instytutu Podstaw Informatyki PAN - użyli superkomputera do przeprowadzenia pojedynczego matematycznego dowodu, uzyskując w ten sposób największy matematyczny dowód w historii. Jego zapisanie zajęło 200 terabajtów przestrzeni dyskowej. Uczeni postawili przed maszyną zadanie rozwiązania problemu pokolorowania trójek pitagorejskich. To problem sformułowany w latach 80. przez Ronalda Grahama. Trójki pitagorejskie to liczby a, b, c spełniające równanie a2+b2=c2. Graham zapytał, czy da się pokolorować wszystkie liczby naturalne za pomocą niebieskiego i czerwonego tak, by żadna z trójek pitagorejskich nie była jednobarwna, czyli by w równaniu występowały oba kolory. Problem ten rozwiązali dopiero Heule, Kullmann i Marek. Zaprzęgli oni do pracy superkomputer, którego zadaniem byłó analizowanie wszystkich możliwych kombinacji kolorowania liczb. Okazało się, że do liczby 7824 możliwe było takie kolorowanie liczb, by tworzone z nich trójki pitagorejskie były dwubarwne. Jednak już przy 7825 co najmniej jedna trójka pitagorejska miała wszystkie liczby w tym samym kolorze. Zadanie było niewykonalne dla człowieka, ale i superkomputer miał z nim poważne problemy. By rozwiązać je w rozsądnym czasie naukowcy ograniczyli do biliona liczbę kombinacji, jaki może sprawdzać maszyna. Mimo to korzystający z 800 procesorów komputer pracował nad rozwiązaniem przez 48 godzin. Wyniki uzyskane przez maszynę zostały następnie zweryfikowane za pomocą innego oprogramowania, które je potwierdziło. Powstaje jednak pytanie, czy, jako że dowód zajmuje 200 terabajtów i nikt nie jest w stanie go przeczytać, Graham powinien wypłacić obiecane przez siebie 100 dolarów za rozwiązanie problemu. « powrót do artykułu