Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Japońscy prymatolodzy zaobserwowali, że starsze samice bonobo przychodzą z pomocą młodszym samicom, gdy te padają ofiarą agresywnych samców. Nahoko Tokuyama i Takeshi Furuichi z Uniwersytetu w Kioto obserwowali bonobo z Wamba w Demokratycznej Republice Konga. Samice naczelnych nawiązują czasem sojusze, by atakować innych. Zazwyczaj koalicje tworzą się między krewnymi, które w ten sposób chronią przed obcymi cenne zasoby. U bonobo w okresie dojrzewania samice opuszczają jednak grupę urodzenia, dlatego generalnie samice w stadzie nie są ze sobą spokrewnione. Mimo to często tworzą sojusze. Głównym celem naszego badania było zbadanie dynamiki grupowej leżącej u podłoża formowania takich koalicji - wyjaśnia Tokuyama. Po 4 latach obserwacji okazało się, że wszystkie koalicje samic powstawały, by atakować samce, zazwyczaj po tym, jak samiec zachowywał się agresywnie w stosunku do jednej bądź większej liczby samic. Starsze samice miały większe szanse, by wygrać z samcem w walce dwóch osobników. Gdy samice tworzyły koalicje, zawsze wygrywały z samcami. Co istotne, bliskość stosunków starszych i młodszych samic nie miała wpływu na tworzenie koalicji (prawdopodobieństwo udzielenia pomocy). Wg Tokuyamy, tworzenie koalicji samic bonobo mogło wyewoluować jako sposób radzenia sobie z molestowaniem. Młode samice stoją niżej w hierarchii niż samce, ale ochrona ze strony starszych samic wydaje się pozwalać młodym samicom przyłączyć się do grupy bez ryzyka ataku ze strony samców. Kontrolując w ten sposób agresję samców, samice utrzymują ogólną nadrzędność w hierarchii społecznej. Jest to korzystne również dla starszych samic, ponieważ w nadziei na ochronę młode samice zaczynają spędzać z nimi więcej czasu, a dzięki temu synowie starszych małp mają większe szanse na kopulację z młodszymi partnerkami. « powrót do artykułu
  2. Na University of Illinois at Urbana-Champaign udało się odpowiedzieć na postawione przed 70 laty pytanie o granice czułości ludzkiego wzroku. Okazało się, że jesteśmy w stanie wykryć pojedynczy foton. W końcu odpowiedzieliśmy na pytanie, czy człowiek może zobaczyć pojedynczy foton - tak, może - cieszy się Paul Kwiat, specjalista ds. optyki kwantowej. Najbardziej zadziwiające jest, że nie tyle widzimy to światło, co je czujemy. To coś na granicy wyobraźni - mówi Alipasha Vairi, fizyk z Rockefeller University, który stał na czele grupy badawczej i prowadził eksperymenty również na sobie. Technika wykorzystana podczas badań może posłużyć również do sprawdzenia, w jaki sposób właściwości kwantowe, takie jak np. jednoczesna obecność fotonu w dwóch miejscach, wpływają na systemy biologiczne. Naukowcy wiedzieli od pewnego czasu, że komórki pręcików oczu żaby reagują na pojedyncze fotony. Jednak, jako że siatkówka filtruje szum z obrazu, nie było jasne, czy reakcja pręcika na foton wytworzy sygnał, który jest w stanie dotrzeć do mózgu. W ubiegłym roku Rebecca Holmes, która współpracuje z Kwiatem, przeprowadziła badania (jeszcze nieopublikowane), z których wynikało, że ludzkie oczy reagują na zestaw trzech fotonów. Teraz Vaziri przeprowadził eksperyment z pojedynczym fotonem. W eksperymencie wzięło udział trzech ochotników. Najpierw przez 40 minut siedzieli oni w kompletnych ciemnościach. Następnie mieli się patrzeć w specjalny system optyczny. Gdy naciskali guzik słyszeli dwa sygnały dźwiękowe, które następowały sekundę jeden po drugim. Czasem jednemu z tych sygnałów towarzyszyła emisja pojedynczego fotonu. Zadaniem badanych było stwierdzenie, kiedy foton został wyemitowany i określenie, w skali 1-3, na ile są pewni, że do emisji doszło. W sumie wszyscy trzej ochotnicy mieli do czynienia z 2400 próbami, w czasie których foton wyemitowano i ze znacznie większą liczbą takich, podczas których foton się nie pojawił. W wielu przypadkach się mylili, co nie jest zaskakujące, biorąc pod uwagę fakt, że ponad 90% fotonów docierających do naszych oczu nigdy nie trafia do pręcików, gdyż są absorbowane lub odbijane od innych części oka. Jednak liczba prawidłowych odpowiedzi była wyższa niż wynikałoby to tylko z przypadkowego zgadywania, a tam, gdzie odpowiedź była prawidłowa badani oceniali ją jako bardziej pewną niż tam, gdzie się mylili. Nie wszyscy naukowcy są przekonani do powyższego eksperymentu. Leonid Krivitskiy z singapurskiej Agencji Nauki, Technologii i Badań mówi, że w eksperymencie powinno wziąć udział więcej osób i nie powinni być to wyłącznie mężczyźni, gdyż wzrok kobiet i mężczyzn nieco się różni. Przyznaje jednak, że eksperyment został dobrze zaprojektowany i może dać odpowiedź na pytanie o możliwość wyłapania pojedynczego fotonu przez ludzkie oko. Vaziri planuje teraz przeprowadzenie eksperymentów badających, w jaki sposób oczy reagują na fotony znajdujące się w różnych stanach kwantowych. Szczególnie interesuje go superpozycja. Chce odpowiedzieć na pytanie, czy ludzki mózg jest w stanie ją zarejestrować. « powrót do artykułu
  3. Toshiba ogłosiła, że w trzecim kwartale bieżącego roku rozpocznie produkcję pierwszych 64-warstwowych układów 3D NAND. To wyzwanie rzucone Samsungowi, który podobne układy będzie produkował kwartał później. Pierwsze kości 3D NAND powstały w 2013 roku w fabrykach Samsunga. W układach tego typu komórki pamięci są ułożone warstwami, co poprawia pojemność oraz tempo transferu danych. Toshiba zaczęła wytwarzać 3D NAND dopiero w ubiegłym roku. Korzysta jednak przy tym z technologii SONOS (semiconductor-oxide-nitride-oxide-semiconductor, półprzewodnik-tlenek-azotek-tlenek-półprzewodnik) podczas gdy Samsung wykorzystuje TANOS (Titanium, Alumina, Nitride, Oxide, Silicon - tytan, tlenek glinu, azotek, tlenek, krzem). Technika Toshiby pozwala łatwiej zwiększać liczbę warstw, jest jednak ogólnie bardziej skomplikowana i mniej produktywna. « powrót do artykułu
  4. Amerykańskie badania wykazały, że składając zamówienie bezpośrednio przed jedzeniem, ludzie wybierają bardziej kaloryczne dania. Jeśli zamówienie jest składane godzinę przed posiłkiem lub jeszcze wcześniej, dania są mniej kaloryczne. Nasze badania pokazują, że zamawianie dań, gdy jest się już głodnym i gotowym do jedzenia, prowadzi do ogólnego wzrostu energetyczności wybieranych potraw i sugerują, że zamawianie z wyprzedzeniem znacząco zmniejsza prawdopodobieństwo ulegania pokusom - podkreśla dr Eric M. VanEpps z Uniwersytetu Pensylwanii. Wiele wskazuje na to, że restauracje oraz inni dostawcy jedzenia mogą zadbać o zdrowie swoich klientów, oferując im możliwość składania zamówień zawczasu. Naukowcy przyglądali się online'owym zamówieniom 690 pracowników w firmowej restauracji, a także 195 studentom, wybierającym z menu dostarczanych lunchów. We wszystkich 3 badaniach stwierdzono, że zawartość kalorii była wyższa, gdy między zamówieniem a jedzeniem upływał krótszy czas albo konsumpcja następowała właściwie od razu. W ramach 1. studium analizowano ponad 1000 online'owych zamówień. Można je było składać po siódmej rano i odbierać o dowolnej porze między jedenastą a czternastą. W ramach 2. losowo przypisywano uczestników do składania zamówień przed dziesiątą albo po jedenastej. W 3. losowano studentów do grup, które zamawiały lunch przed lub po zajęciach (posiłki dostarczano tuż po zajęciach). W 1. badaniu zauważono, że każda dodatkowa godzina między złożeniem zamówienia a odbiorem gotowego posiłku (średni czas wynosił 105 minut) oznaczała spadek energetyczności o ok. 38 kalorii. W 2. badaniu stwierdzono, że w porównaniu do ludzi, którzy złożyli zamówienie bliżej pory lunchu ze średnim odroczeniem rzędu 40 min, średnie zmniejszenie kaloryczności w przypadku osób, które złożyły zamówienie z wyprzedzeniem (średnio 168 minut wcześniej), sięgało 30 kcal (kaloryczność posiłku to 568 vs. 598 kcal). Trzecie studium zademonstrowało, że studenci, którzy składali zamówienie z wyprzedzeniem, wybierali mniej kaloryczne dania (średnio 890 kcal) niż osoby zamawiające w porze lunchu (średnio 999 kcal). We wszystkich trzech badaniach niższa kaloryczność nie ograniczała się do jakiejś specyficznej podgrupy. Na stwierdzoną korelację nie wpływało pomijanie śniadania. Nie zauważono też różnic w zadowoleniu z posiłków zamawianych z wyprzedzeniem i niedługo przed jedzeniem. Badania dostarczają kolejnych dowodów, że decyzje podejmowane pod wpływem chwili nie są tak dalekowzroczne jak te podejmowane z wyprzedzeniem - dodaje dr George Loewenstein z Carnegie Mellon. Autorzy publikacji z Journal of Marketing Research podkreślają, że w ramach przyszłych badań należałoby ustalić, czy ludzie nie nadrabiają mniejszej kaloryczności lunchów podczas innych posiłków lub podjadając między nimi. Ponieważ w firmowej restauracji ceny były obniżone, a lunche studentów darmowe, warto też sprawdzić, jak ludzie by się zachowywali, płacąc za dania pełne stawki. « powrót do artykułu
  5. W Watykanie zdigitalizowano ocalałe fragmenty manuskryptu Vergilius Vaticanus. Zawiera on jedną z najstarszych znanych wersji Eneidy. Księga powstała około roku 400, a w jej tworzeniu brał udział skryba i trzech iluminatorów. Niezwykły zabytek udostępniono w internecie. Digitalizacja Vergilius Vaticanus to część większego projektu prowadzonego od lat przez Digita Vaticana, organizację założoną przy Bibliotece Watykańskiej. Jej celem jest digitalizacja znajdujących się tam manuskryptów. Bibliotekę Watykańską zaczął tworzyć w 1451 roku papież Mikołaj V, wielki miłośnik książek. Chciał, by była to biblioteka publiczna, przyciągająca uczonych do Stolicy Apostolskiej. Papież zebrał kodeksy ze zbiorów swoich poprzedników oraz swoje własne, zatrudnił tłumaczy, którzy przekładali greckie dzieła na łacinę. Dzięki niemu ocalało wiele cennych zabytków literatury. W 1455 roku zbiory biblioteki liczyły już 1200 ksiąg. Niestety, Mikołaj V zmarł w tym samym roku, co wstrzymało prace nad uczynieniem biblioteki publiczną. Jego dzieło dokończył w 1475 roku Sykstus IV, który oficjalnie otworzył Bibliotekę Palatyńską. W 1481 roku zbiory liczyły 2527 ksiąg. Była to największa biblioteka w świecie zachodnim. Vergilius Vaticanus, obok Eneidy, zawiera też fragmenty Georgik Wergiliusza, dzieła o rolnictwie i walce człowieka z naturą. Obecnie Vergilius Vaticanus składa się z 76 stron z 50 ilustracjami. Zaginął niemal cały początek księgi. Jeśli rzeczywiście zawierała ona najważniejsze dzieła Wergiliusza, to początkowo musiała składa się z około 440 stron i 280 ilustracji. W swoim dziele digitalizacji manuskryptów Digita Vaticana współpracuje z japońską firmą NTT DATA. Używany jest specjalistyczny sprzęt, który ma ochronić cenne zabytki przed uszkodzeniem. Podczas skanowania specjaliści korzystają ze źródła światła, które nie emituje ultrafioletu, a księgi leżą na specjalnych kołyskach pozwalających na skanowanie bez pełnego ich otwierania. Jako, że mamy do czynienia z niezwykle cenną i delikatną materią cały projekt zeskanowania 80 000 manuskryptów potrwa 15 lat i pochłonie 50 milionów euro. Digita Vaticana zbiera fundusze m.in. oferując drukowaną reprodukcję Vergilius Vaticanus pierwszym 200 osobom, które wpłacą co najmniej 500 euro. « powrót do artykułu
  6. Zmiany klimatyczne, głównie ciepłe zimy, przyczyniają się do zwiększenia liczebności kleszczy - wskazuje większość naukowców. Kwestia kleszczy, choć poważna, jest jednak często wyolbrzymiana i powoli staje się problemem psychologicznym - mówi zoolog Krzysztof Dudek. Obecny rok jest kolejnym, w którym sezon na kleszcze zaczął się dość wcześnie. Większość naukowców wskazuje, że zmiany klimatyczne - głównie ciepłe zimy - przyczyniają się do zwiększenia liczebności kleszczy. Jest to powodowane głównie przez ich większą przeżywalność zimą, ale też wydłużenie ich aktywności w sezonie, a co za tym idzie - większą szansę na znalezienie żywicieli i reprodukcję - mówi PAP Krzysztof Dudek z Instytutu Zoologii Uniwersytetu Przyrodniczego (UP) w Poznaniu. Przypomina badania, zgodnie z którymi zmienia się zasięg występowania różnych gatunków kleszczy. Coraz bardziej na północ rozprzestrzeniają się gatunki ciepłolubne. Np. w Skandynawii, gdzie na północy pojawiają się gatunki obecne dotychczas bardziej na południu. To oznacza, że na nasze tereny równie dobrze mogą napływać gatunki kleszczy z południa Europy - mówi zoolog. W całej Polsce występuje kleszcz pospolity, natomiast na wschód od Wisły coraz częściej można spotkać kleszcza łąkowego, uznawanego właśnie za gatunek bardziej ciepłolubny - zauważa Krzysztof Dudek. Zdaniem zoologa kwestia kleszczy - choć poważna - jest jednak ostatnio często wyolbrzymiana i powoli staje się problemem psychologicznym. Naukowiec sugeruje, by informacje na temat kleszczy czerpać nie tylko z mediów i reklam, ale przede wszystkim ze źródeł naukowych. Ostatnio często obserwuję wywoływanie paniki wśród ludzi, a zwłaszcza wśród właścicieli psów i kotów. W skrócie: mówi się im, że jeżeli nie będą stosować profilaktyki przeciw kleszczom, to ich pupilom na pewno stanie się coś złego. Oczywiście zakażenie boreliozą czy babeszjozą może skończyć się nawet śmiercią zwierzęcia, jednak nie możemy mówić, że są to choroby bardzo częste i spacery z psem po lesie na pewno skończą się zarażeniem. Jednocześnie coraz więcej firm sprzedaje repelenty, specjalne obroże, płyny itp. przy jednoczesnych akcjach marketingowych posługujących się nie do końca naukowymi argumentami. A ludzi, którzy znaleźli u siebie lub swojego zwierzęcia kleszcza, namawia się, żeby po wyciągnięciu wysyłali go na badanie genetyczne, kosztujące 200-300 zł. Ale jeśli nawet badania wykażą obecność patogenów - to prawdopodobieństwo, że uległo się zakażeniu, przy prawidłowym usunięciu kleszcza, wciąż jest niewielkie - uspokaja. Tymczasem - zauważa Dudek - wpajany przez producentów repelentów strach przed kleszczami powoduje, że ludzie zaczynają unikać kontaktu z przyrodą. Sam znam przypadki, gdy rodzice nie przyprowadzają dzieci do przedszkola, bo tego dnia planowana jest wycieczka do lasu. Takie postępowanie na dłuższą metę może mieć znacznie gorsze skutki zdrowotne dla społeczeństwa, związane np. z otyłością, niż choroby odkleszczowe - uważa. Duża liczba przypadków boreliozy wykrywanych wśród ludzi nie musi też oznaczać, że aż tak gwałtownie przybywa zakażeń - dodaje. Niekoniecznie musimy mieć do czynienia z prostym przełożeniem: jeśli coraz więcej osób choruje na boreliozę, to znaczy, że ma ją więcej kleszczy lub że więcej osób się nią zaraża. Dawniej ludzie też chorowali na boreliozę, ale nawet o tym nie wiedzieli, gdyż choroba ta daje nieswoiste objawy. Jeśli ktoś zdejmie z siebie kleszcza, a za jakiś czas ma objawy grypopochodne i pójdzie do lekarza, to dziś często lekarz nawet rutynowo zleca badanie w kierunku boreliozy. Kiedyś tak nie postępowano, a leczeniem obejmowano najczęściej tylko osoby, u których w okolicy ugryzienia pojawił się rumień wędrujący, niestety występuje on tylko u ok. jednej trzeciej zakażonych. Większa liczba zachorowań w ostatnich latach może wynikać nie tylko ze wzrostu liczby zakażeń, ale też z coraz lepszej diagnostyki tej choroby - mówi Krzysztof Dudek. Borelioza jest chorobą najczęściej przenoszoną przez kleszcze. Według danych Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny liczba notowanych w Polsce przypadków zakażenia tą chorobą od kilku lat rośnie. W 2012 r. było ich 8 806, w 2013 r. - 12 760, w 2014 r. - 13 886, a w 2015 - prawie 14 tys. przypadków. Kleszcze przenoszą też chorobę ośrodkowego układu nerwowego, kleszczowe zapalenie mózgu (ZKM). Wywołującym ją wirusem zakażonych jest 3-15 proc. populacji kleszczy w Polsce. Do zachorowania na ZKM w ostatnich latach dochodzi u ok. 200 osób rocznie. Najwięcej przypadków było w 2009 r. - prawie 350; w 2014 r. zachorowało prawie 200 Polaków. Ryzyko zachorowania na KZM w Polsce jest rozłożone nierówno, największe jest w północno-wschodniej części kraju i na południu. Przeciwko kleszczowemu zapaleniu mózgu (KZM) można się szczepić. Jeśli chodzi o boreliozę, najskuteczniejszą metodą zapobiegania jest unikanie ukąszenia kleszczy. Kleszcze żyją głównie w lasach liściastych i mieszanych, na obszarach trawiastych, w gęstych zaroślach, paprociach, a także w parkach miejskich i na obrzeżach osiedli mieszkaniowych otoczonych terenami zieleni. Przyciąga je biały kolor, ciepło, ruch powietrza i zapach kwasu masłowego obecnego w pocie. Zaleca się, aby przed wyjściem do lasu czy parku założyć obcisłe spodnie, zakryte buty, a na głowę kapelusz. Po powrocie do domu dokładnie należy się obejrzeć, sprawdzić każde miejsce na ciele, a szczególnie te, które najbardziej upodobały sobie pasożyty - pod pachami, w zgięciach kolanowych, łokciowych, za uszami. Jeśli już dojdzie do wkłucia się kleszcza, należy go jak najszybciej wyjąć z ciała. « powrót do artykułu
  7. W pierwszej połowie 2016 r. jakość powietrza w Pekinie się poprawiła. Jak poinformowało Miejskie Biuro Ochrony Środowiska, poziom pyłu PM2,5, zawierającego cząstki o średnicy poniżej 2,5 mikrometra, które mogą docierać do górnych i dolnych dróg oddechowych oraz przenikać do krwi, spadł w porównaniu do tego samego okresu roku 2015 o 17,9%. Liczba dni, w których jakość powietrza uznawano za dobrą, wzrosła o o19 (do 107), zaś liczba dni z dużym zanieczyszczeniem spadła o 2 (do 14). Poprawę przypisano paru zjawiskom, w tym zamykaniu 174 najbardziej zanieczyszczających pekińskich fabryk, zamianie węgla na alternatywne źródła energii w 463 społecznościach, wycofaniu dziesiątków tysięcy zanieczyszczających powietrze pojazdów oraz wprowadzeniu 6803 pojazdów wyłącznie elektrycznych. Najważniejszym źródłem zanieczyszczenia powietrza w Chinach jest spalanie węgla. Państwo Środka jest obecnie największym emitentem gazów cieplarnianych na świecie (Stany Zjednoczone wyprzedzają je jednak pod względem emisji per capita). Naukowcy z Instytutu Maxa Plancka oszacowali, że smog prowadzi tu do 1,4 mln przedwczesnych zgonów rocznie. Wg kalifornijskiej Berkeley Earth, statystyki są jeszcze gorsze i sięgają nawet 1,6 mln. « powrót do artykułu
  8. Teleskop Keplera, pomimo poważnej awarii, jakiej uległ przed 3 laty, wciąż pomaga odkrywać egzoplanety. Z The Astrophysical Journal Supplement Series dowiadujemy się, że połączeniu danych z misji K2 z obserwacjami z teleskopów Gemini, Automated Planed Finder oraz Large Binocular Telescope odkryto ostatnio ponad 100 nowych planet pozasłonecznych. Jest wśród nich pierwszy znany system planetarny składający się z czterech planet podobnych do Ziemi. Podczas swojej pierwotnej misji Kepler obserwował mały wycinek nieba, gdyż jego zadaniem było przeprowadzenie 'spisu demograficznego' planet różnego typu. To oznaczało, że do badań Keplera włączona była niewielka liczba najjaśniejszych i najbliższych czerwonych karłów. W ramach obecnej misji, K2, liczba małych czerwonych karłów wzrosła 20-krotnie - mówi Ian Crossfield z University of Arizona. Jednym z najważniejszych z najnowszych odkryć jest zauważenie systemu składającego się z czterech potencjalnie skalistych planet wielkości 120-150 procent wielkości Ziemi, które okrążają gwiazdę o połowę mniejszą i słabiej świecącą niż Słońce. Okres orbitalny tych planet wynosi od 5,5 do 24 ziemskich dni. Dwie z nich mogą otrzymywać od swojej gwiazdy tyle energii, co Ziemia od Słońca. Obserwowanie małych gwiazd i ich systemów planetarnych z większym prawdopodobieństwem pozwoli nam odkryć planetę, na której istnieje życie. Mniejsze gwiazdy powszechnie występują w Drodze Mlecznej. Niewykluczone więc, że życie pojawia się w ich systemach planetarnych częściej niż wokół gwiazd podobnych do Słońca - mówi Crossfield. « powrót do artykułu
  9. Dzięki odmiennemu przetwarzaniu informacji wzrokowych kolibry mogą sprawnie latać z dużymi prędkościami (niekiedy szybciej niż 50 km/h). Ptaki latają szybciej niż owady, dlatego w przypadku zderzenia z różnymi obiektami, niebezpieczeństwo jest większe. Chcieliśmy [więc] sprawdzić, jak unikają kolizji [...] - opowiada dr Roslyn Dakin z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Kanadyjczycy umieszczali kolibry w 5,5-m tunelach i wyświetlali na ścianach różne wzory. Trajektorię lotu ptaków w tunelu śledzono za pomocą 8 kamer. Wykorzystaliśmy pociąg kolibrów do słodzonej wody. Po jednej stronie tunelu umieściliśmy żerdź, a po drugiej pojnik. Ptaki latały w tę i z powrotem przez cały dzień. To pozwoliło nam przetestować różne bodźce wzrokowe - wyjaśnia prof. Douglas Altshuler. Niewiele wiadomo o tym, jak ptaki posługują się wzrokiem w czasie lotu. Wiadomo jednak, że i pszczoły, i ludzie przetwarzają odległość, oceniając, jak szybko obiekt przesuwa się przez ich pole widzenia. Zauważając podczas jazdy samochodem, że słupy telefoniczne przemieszczają się szybko, a budynki wolniej, nasz mózg stwierdza np., że te pierwsze znajdują się bliżej, a te drugie - dalej. Kiedy w tunelu symulowano kolibrom takie właśnie informacje, nie reagowały. Zespół Dakin zauważył jednak, że określając odległość, ptaki polegały na wielkości obiektu. Oznacza to, że gdy coś staje się większe, kolibry otrzymują sygnał, że się do tego zbliżają, gdy zaś maleje, stwierdzają, że odległość rośnie. Powiększanie obiektu wskazuje, ile czasu zostało do zderzenia; nie trzeba przy tym nawet wiedzieć, jak duży jest ten obiekt. Być może pozwala to ptakom precyzyjniej unikać kolizji w wykorzystywanym przez nie szerokim zakresie prędkości lotu. « powrót do artykułu
  10. Podróże kształcą. I, jak się okazuje, nie tylko ludzi. Szympansy, które podróżują więcej, częściej używają narzędzi - wynika z badań przeprowadzonych przez Uniwersytety w Neuchatel i Genewie. Naukowcy obserwowali zwierzęta żyjące w Lesie Budongo w Ugandzie. Opisują przykład Hawy, szympansa, który lubi wędrować, a energię do podróży czerpie jedząc miód. Z kolei jego przyjaciel, Squibs, nie zapuszcza się zbyt daleko, nie nauczył się korzystania z wysoko energetycznego miodu. Taki wzorzec zaobserwowano u wielu zwierząt. Nasze badania wykazały, że częstsze podróże wiążą się z częstszym używaniem narzędzi wśród szympansów. Być może to wędrówki były siłą napędową postępu technologicznego u wczesnych ludzi - mówi doktor Thibaud Gruber z Uniwersytetu w Genewie. Naukowcy, chcąc potwierdzić swoje wstępne obserwacje, przeprowadzili wieloletnie badania na 70 dzikich szympansach. Uczeni skupili się na szympansie zachodnim (Pan troglodytes schweinfurthii), o którym wiadomo, że praktycznie nie używa narzędzi. Jedynymi narzędziami, z jakich małpy te korzystają, by się pożywić, są liście, którymi czerpią wodę oraz mech, który nasączają minerałami z glinianek i wysysają. Szympansy chętnie jedzą też miód, ale do jego wydobywania wykorzystują wyłącznie palce, co rzadko kończy się sukcesem. Naukowcy porozkładali więc w lesie kawałki drewna z wydrążonymi otworami częściowo wypełnionymi miodem i przystąpili do obserwacji zachowań zwierząt. Gdy po wielu latach eksperymentu zebrali wystarczającą liczbę danych o tym, które zwierzęta skutecznie zdobyły miód, jakich narzędzi do tego używały oraz jak dużo każde ze zwierząt podróżowało, poddali dane te analizie. Wyniki były zaskakujące. Wyraźnie było widać, że te zwierzęta, które więcej podróżowały, częściej używały narzędzi. Nie sądziliśmy, że podróżowanie odgrywa tak duża rolę. Byliśmy zaskoczeni faktem, że miało ono większy wpływ niż zmniejszenie spożycia ich ulubionych przejrzałych owoców - mówi Gruber. Naukowcy doszli do wniosku, że dłuższe wędrówki wymagają więcej energii. Tę z kolei zapewnia trudno dostępny miód, co skłania zwierzęta do innowacyjności. Badania ujawniły też wpływ lokalnego środowiska na innowacyjność. Las Budongo zapewniał szympansom bardzo dobre warunki życia, co może wyjaśniać rzadkie używanie narzędzi przez zwierzęta. Jednak w ciągu kilku ostatnich dziesięcioleci źródła pożywienia stawały się trudniej dostępne. Niewykluczone zatem, że innowacyjność i użycie narzędzi u ludzi zostały spowodowane z jednej strony wędrówkami, a z drugiej - zmieniającymi się warunkami środowiskowymi. To wymuszało innowacyjność. « powrót do artykułu
  11. Symptomy zespołu przewlekłego zmęczenia (ZPZ) mogą być prowokowane przez lekkie-umiarkowane napinanie mięśni oraz nerwów. W eksperymencie naukowców z Uniwersytetu Alabamy w Birmingham i Szkoły Medycznej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa wzięło udział 60 osób z zespołem przewlekłego zmęczenia i 20 osób bez ZPZ. Podczas 15 minut ćwiczeń - podnoszenia i przytrzymywania nogi w górze podczas leżenia na plecach na kozetce albo markowanego uniesienia, które nie powodowało napięcia mięśni - ochotników co 5 minut pytano o natężenie zmęczenia, bólu mięśni, zawrotów i bólu głowy, a także problemów z koncentracją uwagi. Z badanymi kontaktowano się dobę później i znów wypytywano o objawy. W porównaniu do ludzi z ZPZ, u których zastosowano procedurę placebo, osoby z ZPZ, u których naprawdę dochodziło do napinania mięśni i nerwów, donosiły o większym bólu mięśni i problemach z koncentracją w czasie procedury. Po 24 godzinach te same osoby wspominały o większym natężeniu zawrotów głowy (ogólne nasilenie objawów także było wyższe); porównań dokonywano do osób bez ZPZ. Uzyskane wyniki pomagają zrozumieć, czemu ćwiczenia i codzienna aktywność są w stanie wywołać objawy ZPZ. Skoro może je sprowokować zwykłe przytrzymywanie nogi, które powoduje lekkie-umiarkowane napięcie, to zdarzające się w ciągu dnia przedłużone napięcie mięśni lub napięcie wykraczające poza zwykły zakres ruchów także zadziała w ten sposób - wyjaśnia dr Kevin Fontaine z Uniwersytetu Alabamy. Napięcie wzdłużne przyłożone do mięśni i nerwów nóg do 24 godzin zwiększa intensywność objawów u pacjentów z ZPZ, co wskazuje, że podwyższona wrażliwość mechaniczna przyczynia się do epizodów choroby - podsumowuje dr Peter Rowe z Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. « powrót do artykułu
  12. Koncerny motoryzacyjne rozwijające autonomiczne samochody zakładają, że w razie awarii człowiek przejmie kontrolę nad pojazdem. Niestety, doświadczenia z innych środków transportu pokazują, że założenie to może być błędne. Osoby prowadzące półautonomiczne pojazdy podejmują katastrofalne decyzje. Jeśli będziemy polegali na człowieku, który miałby podjąć działanie w czasie krótszym niż kilkanaście sekund, dojdzie do wypadków, jakich już byliśmy świadkami - mówi Missy Cummings dyrektora Humans and Autonomy Laboratory na Duke University. Dekady lat badań psychologów dowodzą, że ludzie mają poważne trudności z wypełnianiem nużących zadań, takich jak monitorowanie systemów, które rzadko ulegają awarii i niemal nigdy nie wymagają ich interwencji. Ludzki mózg potrzebuje stymulacji. Jeśli jej nie otrzyma, będzie poszukiwał czegoś, co go zajmie. Im bardziej więc niezawodny jest system, który człowiek ma monitorować, tym mniejsze skupienie uwagi. Przypomnijmy tutaj niedawny śmiertelny wypadek w samochodzie Tesli z włączonym autopilotem. Automatyczny kierowca potrafi zwalniać i przyspieszać, zmieniać pasy ruchu, unikać zderzeń z innymi pojazdami czy wyszukiwać miejsca parkingowe. Usypia więc czujność. Autopilot Tesli ostrzega kierowcę, gdy ten zdejmie dłonie z kierownicy. Człowiek powinien więc, dla własnego dobra, ciągle kontrolować urządzenie. Mimo to Joshua Brown zginął w swoim samochodzie. Fakt, że samodzielnie nie zahamował świadczy o tym, że albo w ogóle nie zauważył ciężarówki, albo zauważył ją zbyt późno. To pokazuje, że nie był skupiony. Co więcej, kierowca ciężarówki zeznał, że w po wypadku słyszał w samochodzie Browna dialogi z filmu o Harrym Potterze. Rob Molloy, główny śledczy ds. wypadków drogowych w Narodowej Radzie Bezpieczeństwa Transportu (NTSB) mówi, że piloci, maszyniści czy kierowcy mogą stracić czujność gdy zawierzają automatom. Przypomina katastrofę lotu 447 Air France, który w 2007 roku leciał z Brazylii do Francji. W samolocie doszło do awarii systemu mierzącego prędkość powietrza, co spowodowało, że autopilot się wyłączył. Piloci byli tym faktem tak zaskoczeni, że w pełni sprawny samolot spadł do Atlantyku. Zginęło 228 osób. Tego typu sytuacje mają miejsce, mimo że automatyka do prowadzenia samolotu czy pociągu jest powszechnie używana od dziesiątków lat. Jednym z problemów jest zbyt duże zaufanie do automatyzacji. Wkrótce po pojawieniu się autopilota w samochodach Tesli do sieci trafiły filmy, na których widzimy, jak autopilot prowadzi samochód, a na miejscu kierowcy nie ma nikogo. Ludzie przejadą się raz w takim samochodzie i stwierdzają, że skoro przez 10 minut nie mieli wypadku, to system jest doskonały - mówi profesor Bryant Walker Smith z Uniwersytetu Karoliny Południowej. Naukowcy obawiają się, że z ludzkim skupieniem uwagi i możliwością monitorowania autonomicznych systemów jest coraz gorzej. Coraz bardziej zaawansowane smartfony powodują, że szukający stymulacji mózg bardzo szybko ją odnajduje. Wystarczy pójść do Starbucksa. Nikt nie potrafi cierpliwie zaczekać w kolejce na kawę. Wszyscy grzebią w smartfonach. To żałosne - mówi Cummings. Producenci autonomicznych systemów do kierowania pojazdami prezentują skrajne podejście. General Motors pracuje nad systemem "Super Cruise", który dzięki kamerom i radarom utrzyma samochód na pasie ruchu w bezpiecznej odległości od poprzedzającego samochodu. Ma on jednak być przeznaczony do użytku wyłącznie na autostradach o fizycznie wydzielonych pasach ruchu. Tymczasem Google pracuje nad samochodem, który nie będzie posiadał ani kierownicy ani pedału hamulca. « powrót do artykułu
  13. Chińskiemu konsorcjum inwestycyjnemu, na czele którego stoi Golden Brick, nie udało się przejąć Opera Software. Na wartą 1,2 miliarda USD nie zgodziły się urzędy regulujące rynek. W związku z tym Golden Brick i zarząd Opery uzgodniły, że Chińczycy zakupią tylko niektóre części norweskiej firmy. Za kwotę 600 milionów dolarów Chińczycy przejmą wersję mobilną oraz desktopową przeglądarki, aplikacje służące zwiększeniu wydajności i prywatności, dział zajmujący się licencjonowaniem technologii Opery oraz udziały Opery w chińskiej firmie nHorizon. Transakcja nie obejmuje Opera Mediaworks, Opera Apps & Games, Opera TV. Obie strony mają nadzieję, że zamkną transakcję w drugiej połowie trzeciego kwartału bieżącego roku. Do jej zakończenia potrzebna jest m.in. zgoda odpowiednich urzędów. « powrót do artykułu
  14. Krzyżacy wznosili zamki na ziemi chełmińskiej od 2. poł. XIII do 2. poł. XIV wieku. Wówczas służyły one do celów politycznych, militarnych, gospodarczych i propagandowych, obecnie są charakterystycznymi punktami w krajobrazie. Do tej pory nie wiemy jednak wszystkiego nt. ich funkcji czy rozwiązań architektonicznych. Właśnie ruszył szeroko zakrojony projekt badawczy dotyczący zamków krzyżackich. Nowe badania krzyżackich twierdz realizuje od czerwca dr hab. Marcin Wiewióra z Zakładu Archeologii Architektury Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu (UMK) wraz z zespołem. Badania prowadzone są dzięki środkom z grantu Narodowego Programu Rozwoju Humanistyki. W ciągu trzech lat naukowcy przeprowadzą interdyscyplinarne prace w obrębie pięciu zamków, które nie doczekały się do tej pory tak zaawansowanych analiz. Właśnie rozpoczęliśmy pierwsze badania nieinwazyjne, prowadzone przez naukowców z Uniwersytetu Warszawskiego, na zamkach i przedzamczach w Starogrodzie i Unisławiu - poinformował PAP dr Wiewióra. Skupiamy się na takich zamkach, które mogą udzielić nam odpowiedzi na kluczowe pytania - mówi. Jak wylicza archeolog, do dziś nie wiadomo m.in., kiedy dokładnie Krzyżacy rozpoczęli budowę zamków, czy ich wzniesienie było poprzedzane - jak sugerują niektóre przekazy źródłowe – wcześniejszym osadnictwem obronnym (pruskim, słowiańskim). Czy może raczej, o czym z kolei świadczą wyniki badań archeologicznych przeprowadzonych już w części z nich, zamki powstawały w miejscach do tej pory nie zasiedlonych? Niektóre z zamków zachowały się w złym stanie, bądź w ogóle nie widać ich na powierzchni ziemi. Badacze chcą poznać ich pierwotny wygląd. Dotychczasowe wyniki badań są bardzo intrygujące. W czasie badań geofizycznych w obrębie zamku w Unisławiu aparatura najprawdopodobniej zarejestrowała zachowane pozostałości murów, które nie są widoczne w terenie - opowiada dr hab. Wiewióra. Podobne odkrycia towarzyszyły pracom w Starogardzie. Dzięki wykorzystaniu drona (wielowirnikowca) eksperci wykonali już mapowanie terenu na zamkach w Bierzgłowie, Starogrodzie i Unisławiu. Latem i późną jesienią przeprowadzone zostaną dalsze badania nieinwazyjne na nie rozpoznanych do tej pory zamkach w Lipienku, Bierzgłowie i domniemanym drugim przedzamczu zamku w Papowie Biskupim. Od lat podejmowane są próby całościowego spojrzenia na problematykę zamków krzyżackich, jednak stan naszej wiedzy jest niewystarczający. Dotyczy to szczególnie chronologii kolejnych etapów prac budowlanych, topografii i układu przestrzennego zamków, funkcji poszczególnych elementów zabudowy - wskazuje badacz. Dodaje, że sposób wznoszenia zamków - mimo prób rozpoznania, podejmowanych przez kilku ekspertów - wymaga korekt i weryfikacji. Zakończenie projektu planowane jest na 2019 r., zwieńczy je publikacja. Więcej na temat przedsięwzięcia można znaleźć na stronie internetowej www.projektumk.wix.com/castra-terrae « powrót do artykułu
  15. Naukowcy z Massachusetts General Hospital (MGH) wykazali, że wbrew temu, co pisze się w podręcznikach, narządem, w którym eliminowane są uszkodzone bądź naturalne postarzałe erytrocyty, nie jest śledziona, ale wątroba. Zachodzi w niej również recykling żelaza. Wg Amerykanów, nowo zdobyta wiedza może m.in. poprawić leczenie lub zapobieganie anemii. Podręczniki mówią nam, że czerwone krwinki są eliminowane przez wyspecjalizowane makrofagi ze śledziony, ale nasze badanie pokazuje, że to wątroba, a nie śledziona stanowi główne miejsce usuwania erytrocytów i recyklingu żelaza. [...] Zidentyfikowaliśmy [też] przejściową populację komórek szpikopochodnych do spraw recyklingu - opowiada Filip Swirski. Średnia długość życia zdrowego erytrocytu wynosi 120 dni. Może ona ulegać skróceniu przez sepsę czy niedokrwistość sierpowatą. Komórki mogą też zostać uszkodzone podczas pomostowania aortalno-wieńcowego lub dializ. Niekiedy przetaczana krew także zawiera erytrocyty uszkodzone podczas pobierania, przechowywania czy podawania. Uszkodzone erytrocyty uwalniają hemoglobinę, co przez hemoglobinurię skutkuje uszkodzeniem nerek. Wskutek anemii tkanki nie otrzymują wystarczającej ilości tlenu. Problemem bywa też toksyczny poziom żelaza. Podczas badań Amerykanie wykorzystali różne modele uszkodzenia erytrocytów. Eksperymenty na myszach ujawniły, że obecność uszkodzonych erytrocytów w osoczu prowadziła do szybkiego zwiększenia populacji pewnych monocytów, które wychwytywały czerwone krwinki i transportowały je do śledziony i wątroby. Parę godzin później niemal wszystkie uszkodzone erytrocyty znajdowały się jednak w obrębie populacji makrofagów w wątrobie. Wypełniwszy swoją rolę, komórki te znikały. Jak tłumaczy Swirski, monocyty ze szpiku fagocytują uszkodzone erytrocyty i przemieszczają się do wątroby, gdzie stają się zajmującymi się recyklingiem żelaza makrofagami. Autorzy publikacji z pisma Nature Medicine wykazali, że fagocytujące czerwone krwinki monocyty są kierowane do wątroby dzięki ekspresji chemokin. Zablokowanie opisanego procesu prowadziło do toksycznych poziomów żelaza, nagromadzenia wolnej hemoglobiny w osoczu, a także objawów uszkodzenia nerek i wątroby. Mechanizm, który opisaliśmy, może być albo pomocny, albo szkodliwy. Wszystko zależy od warunków. Jego nadmierna aktywność prowadzi do usuwania nadmiernej liczby erytrocytów, ale spowolnienie czy upośledzenie w inny sposób skutkuje za wysokim poziomem żelaza. Dalsze badania pokażą nam, kiedy mechanizm się uruchamia i pomogą zrozumieć, jak wykorzystać lub zahamować go w różnych warunkach. « powrót do artykułu
  16. Biolodzy z Uniwersytetu Nowej Południowej Walii proponują, by na zadach afrykańskiego bydła malować oczy, które dzięki psychologicznym oddziaływaniom mają zapobiec atakom lwów. To z kolei ograniczy zabijanie kotów w odwecie. Już wkrótce prowadzone będą testy rozwiązania w Botswanie. Obszary chronione są coraz mniejsze i lwy coraz częściej stykają się ludzkimi populacjami, które rozszerzają się aż do granic rezerwatów i parków - podkreśla dr Neil Jordan. Nie dysponując innymi środkami obrony przed atakami drapieżników, farmerzy uciekają się do śmiertelnych metod: trutek i broni palnej. Jeśli malowane oczy się sprawdzą, ocali to kotom życie. Lwy afrykańskie są uznawane za gatunek narażony na wyginięcie. Liczba dorosłych osobników wynosi dziś 23-39 tys., podczas gdy jeszcze w latach 90. Botswana Predator Conservation Trust (BPCT) szacowało liczebność populacji na ponad 100 tys. Dr Jordan wpadł na pomysł malowania oczu na zadach bydła, gdy w pobliżu wioski, gdzie mieszkał w Botswanie, zabito dwie lwice. Patrząc na polowanie lwów na impale, Australijczyk zauważył coś interesującego. Lwy polują z zasadzki, dlatego śledzą ofiarę i podkradają się do niej niezauważone. W tym przypadku ofiara dostrzegła jednak drapieżnika. Kiedy lew zdał sobie sprawę, że został zdemaskowany, zarzucił polowanie. Wiadomo, że w naturze bycie zauważonym często wyklucza polowanie, dlatego np. wzory oczu na skrzydłach motyli odstraszają ptaki. W Indiach przez długi czas drwale nosili zaś na tyle głowy maski, by odpędzić polujące na ludzi tygrysy. Jordan postanowił wykorzystać to zjawisko. W zeszłym roku pracował nad nową strategią (zwaną iCow) z BPCT i lokalnymi rolnikami. Naukowcy ostemplowali wzorem oczu zady 1/3 z 62 sztuk bydła. Każdej nocy liczono powracające zwierzęta. Dziesięciotygodniowy test pokazał, że lwy zabiły 3 niepomalowane krowy i nie zabiły ani jednej krowy z oczami na zadzie. Jordan podkreśla, że na razie próba była zbyt mała, by wykluczyć przypadek. Dlatego biolodzy wracają do Botswany w połowie lipca. Za pośrednictwem platformy do crowdfundingu Experiment.com udało się zabrać ponad 8 tys. dolarów australijskich na zakup 10 obroży GPS dla krów i 1 obroży dla lwa. Zespół Jordana namaluje oczy na zadach ok. połowy stada złożonego z 60 zwierząt. Później naukowcy będą monitorować ruchy obu gatunków i miejsca ich spotkań. To zapewni nam informacje nt. ryzyka drapieżnictwa w przypadku krów pomalowanych i kontrolnych, a także rozmieszczenia punktów zapalnych konfliktu. « powrót do artykułu
  17. Ludzie z autoimmunologicznym zespołem niedoczynności wielogruczołowej typu 1. (zespołem APECED) wytwarzają przeciwciała, które korelują ze zmniejszoną częstością występowania cukrzycy typu 1. W ramach studium pobrano próbki od 81 osób z APECED. Mutacja w genie AIRE sprawia, że nie może on spełniać funkcji regulatora pomagającego oczyścić organizm z autoreaktywnych limfocytów T. APECED jest rzadką, słabo poznaną chorobą autoimmunologiczną. Defekt genu regulatorowego powinien prowadzić do zagrożenia całym szeregiem chorób autoimmunologicznych, w tym cukrzycą typu 1., stwardnieniem rozsianym (SR), toczniem i reumatoidalnym zapaleniem stawów, w przebiegu których nieoczyszczony z autoreaktywnych komórek układ odpornościowy atakuje własne narządy. Chorzy z APECED bardzo rzadko zapadają jednak na SR czy toczeń i większość z nich nie choruje na cukrzycę typu 1. [...] Zastanawialiśmy się, czy od tych pacjentów można by się dowiedzieć [czegoś] więcej o podstawach ludzkiej immunologii i o tym, jak układ odpornościowy nie dopuszcza do rozwoju tych chorób - opowiada prof. Adrian Hayday z Królewskiego College'u Londyńskiego. Autorzy publikacji z pisma Cell odkryli, że u osób z APECED zwiększonej autoreaktywności limfocytów T towarzyszyła podwyższona autoreaktywność limfocytów B, a limfocyty B odpowiadają za humoralną odpowiedź odpornościową, czyli wytwarzanie przeciwciał. Okazało się, że autoreaktywne limfocyty B produkowały przeciwciała, które obierały na cel białka organizmu, głównie interferony i interleukiny. Każdy z 81 pacjentów miał we krwi ok. 100 różnych przeciwciał, ale ponieważ u poszczególnych chorych były to inne przeciwciała, w sumie odkryto przeciwciała przeciwko tysiącom ludzkich białek. By sprawdzić, czy przeciwciała od chorych z APECED mają potencjał terapeutyczny, przeprowadzono testy na myszach z łuszczycą. Okazało się, że wstrzykiwanie gryzoniom przeciwciał hamowało rozwój choroby. Gdy to zauważyliśmy, pomyśleliśmy, że być może przeciwciała aktywnie ograniczają chorobę u samych pacjentów z APECED. Niewykluczone, że dlatego byli mniej chorzy, niż powinni być. Wśród przeciwciał wytwarzanych przez osoby z APECED znajdują się stanowiące marker cukrzycy tupu 1. przeciwciała przeciwko dekarboksylazie kwasu glutaminowego (anty-GAD, anti-glutamic acid decarboxylase autoantibody). Mając to na uwadze, akademicy byli zaskoczeni, że cukrzyca występuje tylko u 10-20% tych pacjentów. Naukowcy postanowili więc porównać próbki krwi 8 osób z APECED i cukrzycą typu 1. oraz 13 pacjentów z APECED, którzy mieli przeciwciała anty-GAD, ale nie chorowali na cukrzycę. Stwierdzono, że pacjenci bez cukrzycy wytwarzali przeciwciała całkowicie upośledzające aktywność wytwarzanego przez leukocyty prozapalnego interferonu alfa (IFN-α). Przeciwciała te nie występowały u pacjentów z cukrzycą. Tak uderzających korelacji z cukrzycą typu 1. nie stwierdzono w przypadku innych naturalnie występujących przeciwciał antyinterferonowych lub antyinterleukinowych, co zapewnia najsilniejsze jak dotąd dowody, że u ludzi IFN-α spełnia krytyczną rolę w rozwoju cukrzycy typu 1. By potwierdzić związek przyczynowo-skutkowy, potrzeba dalszych badań [...]. « powrót do artykułu
  18. Południowoafrykański radioteleskop MeerKAT pokazał, na co go stać. W dniu uruchomienia, gdy pracował na 25% mocy wykrył 1300 galaktyk w miejscu, w którym dotychczas znaliśmy zaledwie 70 z nich. Galaktyki zostały zarejestrowane przez 16 włączonych odbiorników MeerKAT. Docelowo urządzenie będzie składało się z 64 odbiorników. Wszystkie zostaną uruchomione w przyszłym roku, a całość będzie zintegrowana z międzynarodowym Square Kilometere Array (SKA), który ma być najpotężniejszym radioteleskopem na Ziemi. Fernando Camilo, dyrektor ds. naukowych południowoafrykańskiej części SKA stwierdził, że obraz przekazany przez MeerKAT "jest znacznie lepszy niż się spodziewaliśmy. A to oznacza, że teleskop ten już teraz, mimo iż pracuje na 1/4 swoich możliwości, jest najlepszym teleskopem na południowej półkuli". Wspomniany już SKA ma osiągnąć pełną moc w przyszłej dekadzie. Będzie się on składał z 3000 czasz anten rozproszonych w wielu krajach. Łączna powierzchnia czasz wyniesie kilometr kwadratowy. SKA będzie 10 000 razy bardziej czuły niż najnowocześniejsze teleskopy i ma pozwolić zajrzeć do początków wszechświata. MeerKAT, zbudowany w regionie Karoo, będzie jedną z dwóch głównych części SKA, druga powstaje w Australii. W projekcie SKA bierze udział ponad 20 krajów, a siedziba główna znajduje się w Wielkiej Brytanii. Dotychczas RPA zainwestowała w SKA około 205 milionów dolarów. Chęć korzystania z MeerKAT zgłosiło już około 500 zespołów naukowych z 45 krajów. Rezerwacje sięgają roku 2022. « powrót do artykułu
  19. Ekspedycja do greckiego archipelagu Furni odnalazła 23 nowe wraki. Najstarsze pochodzą z VI w. p.n.e., a najmłodsze z XIX w. n.e. Wcześniej grecko-amerykańska ekipa prowadząca The Fourni Underwater Survey znalazła w tym samym rejonie 22 inne wraki. W sumie w ciągu 9 miesięcy archeolodzy natrafili więc na 45 statków. Archipelag Furni leży między wyspami Samos oraz Ikaria. Wg archeologów, może się tam znajdować jedno z największych skupisk historycznych wraków na świecie. Spodziewamy się innych sezonów [owocnych] jak te dwa pierwsze. Dane, jakie zebraliśmy, dają świetny wgląd w starożytną nawigację i handel - podkreśla Peter Campbell z amerykańskiej RPM Nautical Foundation i Uniwersytetu w Southampton. Ostatnie poszukiwania przeprowadzono w czerwcu i na początku lipca br., poprzednie we wrześniu 2015 r. Do najważniejszych odkryć ostatniej ekspedycji należą jednostka z amforami z późnego okresu archaicznego-wczesnego klasycznego ze wschodniego Morza Egejskiego, amfory helleńskie z Kos, trzy ładunki amfor synopejskich, wrak z północnoafrykańskimi amforami z III-IV w. n.e. oraz jednostka z ładunkiem rzymskiej zastawy. Wraki pochodzą z różnych czasów: od późnego okresu archaicznego (ok. 525-480 r. p.n.e.) po wczesny okres współczesny (ok. 1750-1850 r.). Poza wrakami archeolodzy dokumentują też inne znaleziska, m.in. kotwice. Odkrycia pokazują, jak ważną rolę w każdym okresie historycznym spełniały szlaki handlowe przecinające Furni. Łączyły one Morze Czarne i Egejskie z Cyprem, Lewantem i Egiptem. Niektóre jednostki przewoziły też dobra z Afryki Północnej, Hiszpanii oraz Włoch. Badanie polega głównie na nurkowaniu wzdłuż linii brzegowej do głębokości 65 m. Na razie poszukiwania objęły mniej niż połowę linii brzegowej. Dla porównania, wiele większych wysp śródziemnomorskich ma zaledwie 3-4 znane wraki. By chronić 39 wraków zlokalizowanych na obszarze 875 mil kwadratowych, Stany Zjednoczone stworzyły ostatnio na Jeziorze Michigan narodowy rezerwat morski. W przypadku Furni na ok. 17 milach kwadratowych mamy 45 znanych wraków [...]. Po zakończeniu mapowania zasobów w 2018 r. wraki o największej wartości naukowej mają zostać poddane wykopaliskom. « powrót do artykułu
  20. Przeglądarka Maxthon została przyłapana na wysyłania do swojego producenta - chińskiej firmy - informacji na temat użytkownika. Na serwery w Państwie Środka trafiają m.in. dane o historii przeglądania czy o zainstalowanych programach. Maxthon to bezpłatna przeglądarka dla Windows, Linuksa oraz OS X. Jest też dostępna na platformy mobilne - Windows Phone'a, iOS-a, Androida - jako Maxthon Mobile. Ocenia się, że należy do niej 1% światowego rynku oraz 2-3 procent rynku w Chinach. Polska firma Exatel informuje, że Maxthon regularnie wysyła do Chin pliki .ZIP. Zawierają one wszelkie dane o systemie użytkownika oraz historię korzystania z przeglądarki. Wśród danych o systemie znajdziemy takie informacje jak szczegóły procesora, układu pamięci, zainstalowane adblockery czy stronę startową przeglądarki. Na serwery Maxthona wędrują też informacje o surfowaniu po internecie, pytaniach zadawanych wyszukiwarce oraz zainstalowanych aplikacjach. Co prawda Maxthon daje użytkownikowi możliwość wysłania do producenta konkretnych informacji, jednak niezależnie od tych ustawień wspomniany plik .ZIP jest zawsze wysyłany. « powrót do artykułu
  21. Koreańska Komisja Uczciwego Handlu (KFTC) oskarża Qualcomm o nadużywanie swojej dominującej pozycji rynkowej oraz inne nieuczciwe praktyki handlowe. Qulacommowi grozi rekordowa grzywna w wysokości biliona wonów (881 milionów USD). Urzędnicy KFTC ogłosili, że wkrótce podejmą decyzję dotyczącą praktyk Qualcomma i w ciągu roku chcą zawrzeć ugodę z firmą. Qualcomm to amerykańska firma, posiadacz patentu na technologię CDMA. Południowokoreańskie firmy płacą jej za korzystanie z patentu. Jednak licencja powinna być udzielana na każdy wykorzystywany chipset, tymczasem Qualcomm oblicza ją do urządzenia, zarabiając na tym ponad bilion wonów. Spór z koreańskimi władzami to nie pierwsze problemy Qualcomma w Azji. W ubiegłym roku firma zawarła ugodę z chińskim urzędem antymonopolowym. Na jej podstawie zapłaciła grzywnę w wysokości 975 milionów dolarów. « powrót do artykułu
  22. Japońska SoftBank Group wyda 32 miliardy dolarów na zakup ARM Holdings. W tej sposób koncern będzie miał swój udział w praktycznie każdym mobilnym gadżecie produkowanym na Ziemi. Uzgodniona cena przejęcia oznacza, że posiadacze akcji ARM Holdings otrzymają za każdą z nich o 43% więcej niż ich wycena rynkowa sprzed ogłoszenia przejęcia. Akwizycję zatwierdził już zarząd SoftBanku. Teraz muszą się na nią zgodzić akcjonariusze ARM oraz brytyjski sąd. Zarząd ARM Holdings jednogłośnie zdecydował, że będzie rekomendował akcjonariuszom zaakceptowanie umowy. Obie firmy chcą jak najszybciej przeprowadzić transakcję. Mają nadzieję, że zakończy się ona do 30 września bieżącego roku. SoftBank ma nie tylko zamiar pozostawić siedzibę ARM w Cambridge oraz zatrudnić obecnych menedżerów firmy, ale zapowiada również dwukrotne zwiększenie zatrudnienia na terenie Wielkiej Brytanii. Koncern zagwarantował też duże inwestycje w ARM oraz zachowanie kultury korporacyjnej i modelu biznesowego firmy. SoftBank Group uważa ARM za jedną z wiodących firm technologicznych, o silnej pod względem własności intelektualnej pozycji w przemyśle półprzewodnikowym, która dowiodła, że jest innowacyjna - czytamy w oświadczeniu SoftBanku. Japoński koncern, który przejmie kontrolę nad całością ARM Holdings, ma też udziały w hiszpańskim operatorze łączy bezprzewodowych Sprint Corp. oraz w chińskim Alibaba Group Holding. « powrót do artykułu
  23. Jak donosi amerykańsko-filipiński zespół naukowy, największa na świecie koncentracja unikatowych gatunków ssaków występuje na filipińskiej wyspie Luzon. Prowadzone przez 15 lat badania wykazały, że mieszka tam 56 nielatających gatunków ssaków, w tym 52 gatunki endemiczne. W czasie wspomnianych badań odkryto 28 z tych 56 gatunków. Dziewiętnaście z nich już zostało formalnie opisanych w magazynach naukowych, trwają prace nad opisaniem 9 pozostałych. W 2000 roku rozpoczęliśmy prace na Luzon, bo wiedzieliśmy, że większość występujących tam ssaków to gatunki endemiczne i chcieliśmy zrozumieć, dlaczego tak się dzieje. Nie spodziewaliśmy się, że podwoimy liczbę znanych gatunków - mówi szef projektu badawczego, Lawrence Leaney z chicagowskiego The Field Museum. Luzon to największa wyspa Filipin, liczy ponad 100 000 kilometrów kwadratowych. Nigdy nie miała kontaktu z kontynentem, zwierzęta żyły tam w izolacji. Jako, że wyspa jest duża i stara, kilka gatunków które przybyły na nią z Azji miały miejsce i czas by się zróżnicować i wyewoluować. Na wyspach ewolucja często przebiega szybciej niż na kontynentach. Zwierzęta są odizolowane, konkurencja często jest niewielka, mają niewielu wrogów, dlatego szybciej dochodzi do specjalizacji i wyłaniania się nowych gatunków. Ponadto Luzon pokrywają góry, co dodatkowo różnicuje warunki biologiczne. Wszystkie 28 odkrytych przez nas gatunków to przedstawiciele dwóch gałęzi drzewa życia. Występują tylko na Filipinach. Na Luzon są pojedyncze góry, na których żyje po pięć gatunków ssaków niewystępujących nigdzie indziej. Na takiej górze miesza zatem więcej endemicznych ssaków niż w jakimkolwiek kraju Europy. Bioróżnorodność Filipin jest niezwykła - mówi Eric Rickart, z Muzeum Historii Naturalnej w Utah. Oprócz gatunków nielatających na Luzon żyje też 57 gatunków nietoperzy, w tym zagrożony Acerodon grzywiasty. To jeden z najcięższych nietoperzy. Może on ważyć ponad kilogram. Szczyci się też największą wśród nietoperzy rozpiętością skrzydeł dochodzącą do 1,7 metra. Obok niego mieszka zaś miniaturowy Tylonycteris pachypus. Zwierzę waży 3-4 gramy i jest tak małe, że ukrywa się w pustych przestrzeniach łodyg bambusa. Niezwykła przyroda Filipin jest skrajnie zagrożona. Filipiny to jeden za najbardziej wylesionych krajów tropikalnych. Oryginalne lasy zajmują tam jedynie 7% powierzchni. Część z tamtejszych gatunków jest skrajnie zagrożona przez wylesianie i polowania, na szczęście żaden jeszcze nie wyginął Ochrona tych gatunków będzie wielkim wyzwaniem. Dobra wiadomość jest taka, że pozwolono odradzać się lasom, rodzime ssaki powracają i aktywnie tępi się inwazyjne szczury - mówi Danny Balete, naukowiec z Filipin. Ochronę środowiska utrudnia fakt, że na Luzon - wyspie o powierzchni 1/3 powierzchni Polski, mieszka aż 50 milionów ludzi. « powrót do artykułu
  24. Naturalny cykl światła i ciemności jest ważny dla naszego zdrowia. Wykazaliśmy, że brak środowiskowych rytmów prowadzi do poważnych zaburzeń wielu parametrów zdrowotnych - opowiada Johanna Meijer z Centrum Medycznego Uniwersytetu w Lejdzie. Zaobserwowano np. aktywację prozapalną układu odpornościowego, zanik mięśni oraz wczesne objawy osteoporozy. Dobra wiadomość jest taka, że negatywne skutki są odwracalne i zanikają po odtworzeniu cyklu światła i ciemności. Podczas eksperymentów Holendrzy przez 24 tygodnie wystawiali myszy na oddziaływanie sztucznego oświetlenia. W tym czasie mierzyli kilka parametrów zdrowotnych. Badania aktywności mózgu pokazały, że stała ekspozycja na światło aż o 70% ograniczała rytmiczne wzorce w jądrze nadskrzyżowaniowym (ang. suprachiasmatic nuclei, SCN). Zaburzenie cyklu światła i ciemności oraz rytmu okołodobowego prowadziło do spadku funkcji mięśni szkieletowych (ustalono to za pomocą standardowych testów siły) i spadku gęstości kości, zaś układ odpornościowy wchodził w stan prozapalny, zwykle występujący tylko w obecności patogenów lub szkodliwych bodźców. Kiedy myszom przywrócono na 2 tygodnie cykl światła i ciemności, neurony centralnego zegara biologicznego odzyskały prawidłowy rytm, a problemy zdrowotne zostały zażegnane. Wyniki uzyskane przez autorów publikacji z pisma Current Biology pokazują, że powinniśmy zwracać większą uwagę na ekspozycję na sztuczne światło, zwłaszcza w przypadku osób starych czy podatnych z innego względu. Należy też pamiętać, że nocna ekspozycja na światło dotyczy aż 75% światowej populacji. Stała ekspozycja na światło to zjawisko powszechne choćby w domach opieki czy oddziałach intensywnej opieki medycznej. Poza tym wielu ludzi pracuje na nocną zmianę. Zwykliśmy myśleć o świetle i ciemności jak o bodźcach nieszkodliwych lub obojętnych dla zdrowia, dzięki badaniom z całego świata, które wskazują na to samo, zaczynamy sobie jednak zdawać sprawę, że to nieprawda. Nie jest to w zasadzie zaskakujące, gdy weźmie się pod uwagę, że życie ewoluowało pod nieustanną presją cyklu światła i ciemności. Teraz naukowcy planują m.in. pogłębione badania nad wpływem zaburzenia naturalnego cyklu światła i ciemności na układ odpornościowy. « powrót do artykułu
  25. Codzienne kroplówki z prekursorem serotoniny prowadziły do wzrostu poziomu wapnia we krwi krów rasy holsztyno-fryzyjskiej oraz w mleku krów rasy Jersey, które dopiero urodziły. W ludzkim ciele jest więcej wapnia niż jakiegokolwiek innego minerału. W diecie zachodniej głównymi jego źródłami są mleko, sery i jogurty. Wzmożone ludzkie zapotrzebowanie na Ca wpływa jednak negatywnie na bydło: ok. 5-10% populacji krów północnoamerykańskich cierpi bowiem na hipokalcemię. Ryzyko obniżonego poziomu wapnia we krwi jest szczególnie wysokie bezpośrednio przed i po porodzie. Hipokalcemia wiąże się z problemami immunologicznymi i trawiennymi, obniżonym współczynnikiem zacielania i większymi odstępami między ciążami. Naukowcy podkreślają, że choć sporo zajmowano się leczeniem hipokalcemii, niewiele badań poświęcono zapobieganiu jej. Ponieważ w studiach na gryzoniach wykazano, że serotonina, zwana hormonem szczęścia, odgrywa ważną rolę w utrzymaniu poziomu wapnia, zespół dr Laury Hernandez z Uniwersytetu Wisconsin w Madison badał potencjał serotoniny w zakresie podwyższania stężenia Ca we krwi i mleku krów. Kroplówki z prekursorem serotoniny podawano 24 zbliżającym się do porodu krowom. Połowa zwierząt należała do rasy holsztyno-fryzyjskiej, połowa do rasy Jersey. Poziom wapnia badano we krwi i mleku. Choć serotonina poprawiała ogólny stan wapnia obu ras, dochodziło do tego na różnej drodze. Poddawane terapii krowy rasy holsztyno-fryzyjskiej miały bowiem, w porównaniu do grupy kontrolnej, wyższy poziom wapnia we krwi, a mniejszy w mleku. U krów rasy Jersey było na odwrót: wyższy poziom wapnia w mleku był szczególnie widoczny w 30. dniu laktacji. Powinniśmy odnotować, że terapia serotoniną nie miała wpływu na ilość dawanego mleka, spożycie pokarmu czy poziom hormonów odpowiadających za laktację. W najbliższej przyszłości naukowcy zamierzają określić mechanizm molekularny leżący u podłoża opisanych zjawisk (i jak różni się on między krowimi rasami). « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...