Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37640
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Psy pamiętają czyjeś skomplikowane działania nawet wtedy, gdy nie spodziewają się, że ich pamięć zostanie poddana próbie. Wyniki naszego badania można interpretować jako kolejny krok w kierunku obalenia sztucznie wzniesionej bariery między nieczłowiekowatymi i ludźmi. Psy należą do nielicznych gatunków uznawanych przez człowieka za mądre, a mimo to za każdym razem jesteśmy zaskoczeni, gdy jakieś badanie ujawnia, że mimo odległych związków ewolucyjnych, psy i ich właściciele dzielą pewne zdolności poznawcze - podkreśla Claudia Fugazza z Grupy Badawczej Etologii Porównawczej MTA-ELTE z Budapesztu. Naukowcy wykorzystali metodę treningową "Zrób to, co ja" (Do as I DO), w ramach której uczy się psy, by oglądały, co ktoś robi, a potem na komendę to powtarzały. Fakt, że psy można nauczyć czegoś takiego, nie jest jednak dowodem na istnienie pamięci epizodycznej (pamięci zdarzeń). By dowieść jej istnienia u psów, należało pokazać, że czworonogi zapamiętują, co się dzieje, także wtedy, kiedy nie spodziewają się, że ktoś o to poprosi. Podczas eksperymentu autorzy publikacji z pisma Current Biology najpierw trenowali 17 psów za pomocą metody "Zrób to, co ja". W kolejnej rundzie szkolenia bez względu na to, co robił człowiek, psy miały się po prostu położyć. W pewnym momencie zaskakiwano je jednak komendą "zrób to". Okazało się, że potrafiły ją wykonać. W ten sposób zdobyto niezbity dowód na pamięć epizodyczną. Węgrzy testowali psy po minucie i po godzinie. Wyniki pokazały, że były one w stanie przypomnieć sobie demonstrowane działania zarówno po krótkim, jak i długim okresie. Etolodzy zauważyli natomiast, że wykonanie pogarszało się z czasem w większym stopniu niż w warunkach, gdy zwierzęta były nastawione na naśladowanie. Z szerokiej perspektywy ewolucyjnej oznacza to, że pamięć epizodyczna nie jest unikatowa i nie wyewoluowała wyłącznie u naczelnych, lecz jest rozpowszechnioną zdolnością w królestwie zwierząt. Sugerujemy, że psy mogą stanowić dobry model do badania zawiłości pamięci epizodycznej w naturalnych warunkach [...]. « powrót do artykułu
  2. Shin-ichiro Oka z Okinawa Churashima Foundation i jego koledzy zmierzyli siłę szczypców 29 dzikich krabów palmowych z Okinawy. Krab palmowy to największy lądowy stawonóg na świecie. Długość jego ciała wraz z odnóżami może dochodzić do 1 metra. Gatunek znany jest ze swych mocnych szczypiec, którymi rozłupuje orzechy kokosowe i których używa do walki oraz obrony. Kraby kokosowe są niezwykle silne. Mogą podnieść ciężar o masie dochodzącej do 28 kilogramów. Dotychczas jedna nie było wiadomo, z jaką siłą operują szczypce kraba. Naukowcy z Okinawy przeprowadzili odpowiednie pomiary i zauważyli, że siła uścisku szczypców zwiększa się wraz z masą ciała danego osobnika. Biorąc pod uwagę masę nacięższego zważonego kraba palmowego uczeni obliczyli, że maksymalna siła, z jaką oddziałują szczypce tych zwierząt wynosi 3300 niutonów. To nie tylko więcej od siły szczypców innych stawonogów. Uścisk kraba palmowego jest potężniejszy niż siła szczęk jakiegokolwiek zwierzęcia lądowego, z wyjątkiem aligatorów. Potężne szczypce pozwoliły krabom palmowym na zmonopolizowanie źródła pożywienia w postaci orzechów kokosowych. Inne zwierzęta nie są w stanie do nich dostać. Naukowcy nie wykluczają też, że dzięki szczypcom, które pozwalają na zadanie poważnych ran innym opancerzonym zwierzętom, krab palmowy mógł sobie pozwolić na rozwinięcie dużych rozmiarów. « powrót do artykułu
  3. Na klawiaturach bankomatów znajdują się mikroorganizmy z ludzkiej skóry, domowych powierzchni, a także ślady pokarmów. Naukowcy z Uniwersytetu Nowojorskiego uważają, że za ich pomocą można odtwarzać wzorce DNA (mikrobiomy) miast. DNA pozyskane z klawiatur bankomatów może stanowić zapis zarówno ludzkiego zachowania, jak i środowiskowych źródeł mikrobów - twierdzi prof. Jane Carlton. W ramach badania w czerwcu i lipcu 2014 r. naukowcy pobrali wymazy z klawiatur 66 bankomatów z 8 stanowisk na terenie 3 dzielnic Nowego Jorku: Manhattanu (5), Queens (2) i Brooklynu (1). Sześćdziesiąt dwa bankomaty znajdowały się w budynku lub w korytarzu, a tylko 4 na zewnątrz. Choć dzięki sekwencjonowaniu akademicy ujawnili szereg mikroorganizmów z ludzkiej skóry, najczęstszymi źródłami mikrobów z klawiatur okazały się powietrze oraz powierzchnie/pomieszczenia domowe: telewizory, salony, kuchnie i poduszki. W różnych rejonach dominowały też inne ślady pokarmowe; o ile na klawiaturach okolic zamieszkanych głównie przez Azjatów (chodzi o Flushing, które jest największą i najszybciej rozwijającą się chińską enklawą poza Azją) występowało np. więcej śladów ryb kostnoszkieletowych i mięczaków, o tyle w rejonach wybieranych przez Afroamerykanów (Central Harlem South) wykrywano "molekularne echo" kurcząt (Gallus gallus). Naukowcy z NYU uważają, że stanowi to odzwierciedlenie skupisk restauracji wyspecjalizowanych w specyficznych kuchniach. Autorzy publikacji z pisma mSphere podkreślają, że na klawiaturach bankomatów z pralni i sklepów występowało najwięcej taksonów biomarkerowych (głównie pałeczki kwasu mlekowego). W próbkach z Manhattanu wykryto pleśń Xeromyces bisporus, która zwykle rośnie na pieczywie. Generalnie próbki miały niską różnorodność i nie wykazywały oczywistego klastrowania (grupowania) geograficznego. Badacze przypisują to okresowemu czyszczeniu, które usuwa część organizmów, a także wykorzystaniu przez turystów czy osoby dojeżdżające z innych rejonów. « powrót do artykułu
  4. Sól drogowa zmienia proporcję płci w populacjach żyjących w pobliżu żab leśnych (Lithobates sylvaticus). Naukowcy z Uniwersytetu Yale i Rensselaer Polytechnic Institute zauważyli, że pod wpływem ekspozycji na chlorek sodu (sól drogową) odsetek samic w populacji kijanek spadał o 10%. To sugeruje, że sól działa maskulinizująco. Oprócz tego Amerykanie zauważyli, że na proporcję płci i rozmiary niektórych samic oddziałuje także ekspozycja na opadłe liście dębu. W przypadku liści klonu nie zaobserwowano żadnego wpływu. Wielu naukowców badało podobne oddziaływania farmaceutyków i pestycydów, a teraz widzimy to w przypadku związków występujących w soli drogowej i opadłych liściach. Zdrowie i liczebność samic są, oczywiście, krytyczne dla trwałości wszystkich populacji [...]. Jeśli więc mamy populację, w której zaczynają dominować samce, może ona być zagrożona - opowiada Max Lambert, doktorant z Yale. W ramach eksperymentu do 500-l akwariów dodawano różne ilości soli drogowej i liści dębu oraz klonu. W pewnych przypadkach w zbiorniku, tak jak w typowym leśnym bajorku, znajdowały się trzy warstwy liści. Okazało się, że wśród żab hodowanych w zbiornikach z liśćmi dębu bez soli w strukturze płci (struktura płciowa to proporcje samców do samic albo inaczej rzecz ujmując, udział procentowy jednej płci) dominowały samice - stanowiły one 63%. Kiedy dodano sól, proporcja samic spadła o 10%. W populacjach wystawionych na oddziaływanie liści dębu kijanki płci żeńskiej były zawsze większe od kijanek płci męskiej (to typowe dla gatunków składających skrzek). Gdy dodano sól, wielkość kijanek płci żeńskiej spadła. Mamy więc nie tylko mniej samic, ale i mniejsze samice, które mogą nie być zdolne do wyprodukowania odpowiedniej liczby jaj. W dodatku wpłynie to zapewne negatywnie na ich jakość. Biolodzy uważają, że maskulinizacja to efekt działania mechanizmu zwanego odwróceniem (rewersją) płci. Wcześniejsze badania wykazały bowiem, że m.in. sód wiąże się z receptorami, naśladując działanie testosteronu lub estrogenu. Testosteronopodobny wpływ jednej cząsteczki soli jest niewielki. Jeśli jednak każdej zimy na drogę zrzuca się wiele funtów soli, a ta jest zmywana do zbiorników, skutki mogą być poważne. Rick Relyea z Rensselaer Polytechnic Institute dodaje, że uzyskane wyniki wskazują na możliwość, że sól drogowa wpływa nie tylko na żaby, ale i na inne wodne gatunki. Nie chodzi wyłącznie o proporcję płci, ale także o wiele innych cech. « powrót do artykułu
  5. W wiosce Deir el-Medina, znajdującej się na terenie współczesnego Luksoru, mieszkali w przeszłości rzemieślnicy, którzy pracowali przy grobowcach w Dolinie Królów. O ich życiu wiele wiemy głównie dzięki znalezionym na terenie wioski licznym zapiskom. Dotychczas jednak mało uwagi przywiązywano do badania samych kości mieszkańców wsi. Zajęła się tym Anne Austin, osteolog i egiptolog z Uniwersytetu Stanforda. Na początku swej pracy pani Austin posegregowała wymieszane kości, określiła wiek i płeć osób, do których należały i przyjrzała się ich stawom, poszukując śladów choroby zwyrodnieniowej stawów. Porównywała też kości z Deir el-Medina z kośćmi znalezionymi w innych stanowiskach archeologicznych starożytnego Egiptu. Teraz na łamach International Journal of Osteoarcheology pani Austin informuje, że mężczyźni z Deir el-Medina znacznie częściej niż kobiety cierpieli na chorobę zwyrodnieniową stawów. Fakt ten oraz lokalizacja choroby zdumiały uczoną. Co prawda praca rzemieślnika w Dolinie Królów nie była łatwa, wymagała kopania w ziemi, kucia w kamieniu czy malowania. Jednak prace te powinny dotknąć przede wszystkim stawy w górnej połowie ciała. Tymczasem większość zwyrodnień miała miejsce w kolanach i stawach skokowych. Austin zajęła się więc analizą zapisków dotyczących pracy rzemieślników. Okazało się, że o ile kobiety pozostawały w domach, to mężczyźni wychodzili do pracy w Dolinie Królów. Przez kilka dni roboczych pozostawali na miejscu, mieszkając w zbudowanych przez siebie chatkach. Każdego dnia wychodzili z nich do pracy i wracali, a pod koniec tygodnia wracali do Deir el-Medina. Droga, którą przebywali, nie była długa, jednak bardzo stroma. Pomiędzy Deir el-Medina a chatkami musieli pokonać różnicę wysokości sięgającą 151 metrów, a pomiędzy chatkami a Doliną Królów różnica ta wynosiła 93 metry. Średnio każdy robotnik pracował przez 161 dni w roku, a czas jego aktywności zawodowej to 25-35 lat. Biorąc pod uwagę te dane Anne Austin stwierdziła, że sama droga z pracy i do pracy wystarczyła, by przez lata pojawiła się choroba zwyrodnieniowa stawów. Uczona zwraca uwagę, że z powodu wymieszania kości trudno jest określić, w jakim wieku zmarli poszczególni mieszkańcy Deir al-Medina oraz kiedy zaczęła się u nich rozwijać choroba. « powrót do artykułu
  6. Blokując aktywność enzymu jelitowego, słodzik aspartam może utrudniać, a nie ułatwiać odchudzanie. Naukowcy z Massachusetts General Hospital (MGH) wykazali, że metabolit aspartamu - fenyloalanina - wpływa na aktywność enzymu zapobiegającego zespołowi metabolicznemu. Amerykanie zademonstrowali także, że myszy, którym podawano wodę z aspartamem, bardziej tyły. Zastępniki cukru takie jak aspartam mają sprzyjać utracie wagi i zmniejszać częstość występowania zespołu metabolicznego, ale badania kliniczne i epidemiologiczne sugerują, że te produkty wcale nie działają tak dobrze i w rzeczywistości mogą pogarszać sytuację. Odkryliśmy, że aspartam blokuje jelitową fosfatazą alkaliczną (IAP), enzym zapobiegający otyłości, cukrzycy i zespołowi metabolicznemu. Uważamy zatem, że aspartam nie działa, ponieważ choć zastępuje cukier, eliminuje [też] korzystne aspekty IAP - opowiada dr Richard Hodin. W studium z 2013 r. zespół Hodina wykazał, że przy wysokotłuszczowej diecie podawanie myszom IAP zarówno zapobiega rozwojowi zespołu metabolicznego, jak i łagodzi jego objawy. Wiedząc, że fenyloalanina hamuje IAP i że powstaje ona w wyniku metabolizowania aspartamu, Amerykanie postanowili sprawdzić, czy hamujące właściwości fenyloalaniny mogą wyjaśnić brak odchudzających skutków działania słodzika. W serii eksperymentów ekipa wykazała, że gdy IAP dodawano do roztworu zawierającego napój słodzony aspartamem, jego aktywność spadała. Pozostawała zaś niezmieniona, gdy enzym wprowadzono do roztworu napoju słodzonego cukrem. Biorąc pod uwagę, że IAP jest wytwarzany głównie w jelicie cienkim, naukowcy wstrzykiwali roztwór aspartamu do różnych odcinków jelita cienkiego myszy i stwierdzili znacząco redukuje on aktywność enzymu. Powtórzenie zabiegu z roztworem soli fizjologicznej nie zmieniało działania IAP. Aby lepiej oddać wpływ spożycia napojów i innych produktów z aspartamem, Amerykanie przez 18 tygodni śledzili losy 4 grup myszy. Dwóm podawano normalną karmę, przy czym jedna miała do dyspozycji wodę słodzoną aspartamem, a druga czystą. W przypadku 2 pozostałych grup zastosowano dietę wysokotłuszczową i ponownie wodę z aspartamem bądź czystą. Zwierzęta z grupy z normalną dietą i wodą ze słodzikiem stanowiły odpowiednik dorosłego wypijającego 3,5 puszki dietetycznego napoju dziennie. W grupie wysokotłuszczowej gryzonie spożywały odpowiednik prawie 2 puszek dietetycznego napoju dziennie. Pod koniec studium zauważono, że o ile waga 2 grup na normalnej diecie nie różniła się znacząco, o tyle myszy na diecie wysokotłuszczowej i aspartamie ważyły więcej niż osobniki na tej samej diecie i czystej wodzie. Spożywające aspartam zwierzęta z obu planów dietetycznych miały wyższy poziom cukru we krwi, co świadczy o nietolerancji glukozy, a także wyższe stężenie czynnika martwicy nowotworu TNF-α. To z kolei wskazuje na układowy stan zapalny związany z zespołem metabolicznym. Choć nie możemy wykluczyć innych przyczyniających się [do braku skuteczności] mechanizmów, nasze eksperymenty jasno pokazują, że niezależnie od innych zjawisk, aspartam blokuje aktywność IAP - podsumowuje Hodin. « powrót do artykułu
  7. Światowa produkcja cementu jest tak duża, że odpowiada ona aż za 5% antropogenicznej emisji gazów cieplarnianych. Jednak budowle wzniesione z cementu pochłaniają dwutlenek węgla z powietrza. Naukowcy z Chin, USA i Europy postanowili zbadać, jaki jest rzeczywisty budżet gazów cieplarnianych związany z produkcją i używaniem cementu. W tym celu zebrali dane dotyczące używania cementu, w tym dane o grubości ścian, jakości materiału, długości wykorzystywania budynków oraz sposobach utylizacji cementu po rozebraniu budynku. Uczeni odwiedzili liczne place budowy w Chinach, gdzie produkuje się najwięcej cementu. Tam skorygowali dane dotyczące czynników wpływających na ilość CO2 absorbowanego przez cement. Badali wszystko co możliwe - od wielkości składowisk gruzu i czasu ich przebywania na otwartym powietrzu po stosunek ilości użytego cementu do wykorzystanego tynku. Pobrali próbki i w laboratoriach badali tempo pochłaniania dwutlenku węgla przez różne elementy budynku, zarówno te zakopane w ziemi, wystawione na zewnątrz jak i zamknięte w samym budynku. Na podstawie zdobytych informacji stworzyli model komputerowy i przeprowadzili 100 000 symulacji, by sprawdzić, jak zmieniają się wyniki w zależności od wprowadzonych zmiennych. Symulacje wykazały,że w latach 1930-2013 cement pochłonął do 4,5 gigatony węgla, czyli ponad 16 gigaton CO2. To około 43% węgla emitowanego podczas jego produkcji. Powyższe badania nie zmieniają faktu, że człowiek emituje olbrzymie ilości dwutlenku węgla, ani nie zmieniają ilości tego gazu obecnego w atmosferze. Stanowią jednak niezwykle cenne uzupełnienie wiedzy dotyczącej pochłaniania CO2 na lądach. To bardzo ważne dla modeli obiegu węgla w przyrodzie, gdyż nasza wiedza na temat pochłaniania dwutlenku węgla jest obarczona dużym marginesem błędu. W przyszłych modelach naukowcy będą więc mogli uwzględnić cement nie tylko jako element przyczyniający się do zwiększenia emisji, ale również jako materiał pochłaniający węgiel z atmosfery. Co więcej, jeśli stanęlibyśmy przed alternatywą czy należy zmniejszyć emisję ze spalania paliw kopalnych czy z produkcji cementu, wybór powinien paść na paliwa kopalne. Jeśli bylibyśmy w stanie produkować cement bez użycia paliw kopalnych i przechwytywać gazy powstające podczas jego produkcji, to cementowe budowle mogłyby pochłaniać więcej CO2 niż powstaje przy ich wznoszeniu, a wówczas oczyszczałyby atmosferę ze szkodliwego gazu cieplarnianego. « powrót do artykułu
  8. Popularny probiotyk z jogurtów i suplementów zmniejsza poziom stresu i łagodzi lęk. Naukowcy z Uniwersytetu Missouri podkreślają, że badanie zachowania danio pręgowanych (Danio rerio) może pozwolić lepiej zrozumieć, jak probiotyki wpływają na ośrodkowy układ nerwowy ludzi. Wyniki ich analiz ukazały się w pismach Scientific Reports i Nature. Danio pręgowany to nowy gatunek modelowy w badaniach neurobehawioralnych. Dotąd był powszechnie wykorzystywany w skryningu leków. Nasze studium pokazało, że proste probiotyki, zwykle używane do poprawy działania przewodu pokarmowego, mogą pomóc także w zmniejszeniu poziomu stresu - opowiada prof. Aaron Ericsson. W ramach serii eksperymentów akademicy sprawdzali, jak ryby zachowują się po podaniu Lactobacillus plantarum. W ramach pierwszego badania Amerykanie dodali bakterie do części akwariów (w innych, kontrolnych, ich nie było). Później w obu grupach wprowadzono stresory środowiskowe; wypuszczano np. część wody czy doprowadzano do nadmiernego zagęszczenia. Każdego dnia wprowadzaliśmy inny czynnik [...]. Ponieważ w grę wchodzą wspólne wzorce stresu środowiskowego, takie jak stres z powodu izolacji czy zmiany temperatury, wyniki odnoszą się również do ludzi - wyjaśnia prof. Elizabeth Bryda. Analizując szlaki genetyczne ryb z różnych akwariów, naukowcy zauważyli, że u danio na suplementach wyciszone zostały szlaki związane ze stresem. Zasadniczo bakterie z jelit ryb zmieniły ekspresję genów związanych ze szlakami regulującymi stres i lęk, nasilając sygnalizację za pomocą konkretnych neuroprzekaźników - tłumaczy Daniel Davis. Za redukcją poziomu stresu przemawia jeszcze jedno zjawisko. O ile bowiem wcześniejsze badania wykazały, że zestresowane ryby spędzają więcej czasu przy dnie akwarium, o tyle te podaniu probiotyku częściej przebywały w górnej części zbiornika. « powrót do artykułu
  9. Izraelska firma Cellebrite jest w stanie w ciągu kilku sekund zdobyć dane przechowywane na zablokowanym smartfonie. Przedsiębiorstwo ma obecnie klientów w 115 krajach świata, wielu z nich to agendy rządowe. O Cellebrite stało się głośno, gdy w marcu bieżącego roku jedna z izraelskich gazet poinformowała, że pomogła ona FBI w uzyskaniu dostępu do danych przechowywanych na smartfonie zamachowca z San Bernardino. Później pojawiły się informacje, że Cellebrite nie miało z tym nic wspólnego, a sama firma odmówiła komentarza. Niezależnie jednak od tego, jak było w tym konkretnym przypadku, Cellebrite jest uznawana za światowego lidera w dziedzinie informatyki śledczej. Nieoficjalnie wiadomo, że Izraelczycy są w stanie odczytać z urządzeń olbrzymią liczbę informacji, od SMS-ów po dane wskazujące na lokalizację urządzenia w danym momencie. Podobno może również odczytać treści, które usunięto wiele lat wcześniej. Istnieje wiele urządzeń, które tylko my potrafimy odblokować - mówi Leeor Ben-Peretz, jeden z wysokich rangą menadżerów Cellebrite. Warto tutaj zauważyć, że firma nie dokonuje zdalnych włamań. Jest w stanie odczytać dane tylko wówczas, jeśli ma fizyczny dostęp do urządzenia. Podczas pokazu dla dziennikarzy eksperci Cellebrite błyskawicznie dostali się do telefonu LG G4 z Androidem i pobrali z niego ostatnio wykonane zdjęcia, wraz z informacjami o czasie i lokalizacji, w których je wykonano. Jak mówi Ben-Peretz, prawdziwym wyzwaniem dla jego firmy jest pozostawanie w światowej czołówce w sytuacji, gdy producenci smartfonów wciąż wypuszczają nowe modele telefonów i udoskonalają zabezpieczenia. Obecnie w firmowym laboratorium znajduje się 15 000 telefonów, a każdego miesiąca dodawanych jest 150-200 nowym modeli. Gdy tylko na rynku pojawi się nowy model, firma kupuje go, a jej zespół ekspertów stara się przełamać zabezpieczenia. Może trwać to od kilku dni do kilku miesięcy. Obecnie przedsiębiorstwo zatrudnia 250 osób. Profesor Yong Wang z Dakota State University mówi, że najpoważniejszym wyzwaniem dla firm takich jest Cellebrite jest iPhone, gdyż Apple projektuje go od początku do końca, zarówno sprzęt jak i oprogramowanie. Jednak Ben-Peretz jest pewien, że jego firma jest w stanie przełamać zabezpieczenia najnowszych iPhone'ów. Jego zdaniem nie ma obecnie na rynku smartfonu, którego nie udałoby się złamać. Jest to coraz trudniejsze i coraz bardziej skomplikowane. Wciąż jednak jesteśmy w stanie to zrobić, nawet w przypadku najnowszych urządzeń i systemów operacyjnych - mówi. Co więcej, możliwe jest też odzyskanie informacji skasowanych całe lata wcześniej. Na niektórych urządzeniach, nawet jeśli zostały one sformatowane, wciąż pozostaje znacząca ilość danych - stwierdza Ben-Peretz. Cellebrite współpracuje głównie z organami ścigania na całym świecie, ale coraz jej klientami zostają prywatne firmy prowadzące własne śledztwa. Szczególnie dużo z nich pochodzi z Azji. « powrót do artykułu
  10. Zanieczyszczone miejskie powietrze zidentyfikowano to jeden z wektorów transmisji lekoopornych bakterii. Naukowcy z Uniwersytetu w Göteborgu wykazali bowiem, że próbki powietrza z Pekinu zawierają DNA genów, które sprawiają, że bakterie są oporne na najsilniejsze antybiotyki. To może być ważniejszy sposób transmisji, niż się wcześniej wydawało - uważa prof. Joakim Larsson. W ramach najnowszego badania Szwedzi szukali genów lekooporności w 864 próbkach DNA (pobrano je od ludzi, zwierząt i z różnych środowisk na świecie). Analizowaliśmy małą liczbę próbek powietrza, więc by móc generalizować [wyniki], trzeba by zbadać powietrze z kolejnych miejsc. W próbkach, którymi dysponowaliśmy, występowała [jednak] mieszanina różnych genów oporności. Szczególnie problematyczne jest to, że znaleźliśmy serię genów zapewniających oporność na karbapenemy - antybiotyki będące ostatnią deską ratunku w leczeniu trudnych zakażeń. Wyniki nie pokazują, czy bakterie z powietrza są żywe, ale gdy weźmie się pod uwagę wyniki innych badań powietrza, uzasadnione jest przekonanie, że mamy do czynienia z mieszaniną żywych i martwych mikroorganizmów. Kolejnym etapem szwedzkich badań będzie ustalenie, czy oporność rozprzestrzenia się przez powietrze z europejskich oczyszczalni ścieków. Chcielibyśmy, by pracownicy oczyszczalni mieli ze sobą sprzęt do pobierania próbek powietrza. Myślimy też o badaniu flory bakteryjnej tych osób oraz mieszkańców terenów znajdujących się w pobliżu i dalej od takich zakładów [...] - podsumowuje Larsson. « powrót do artykułu
  11. Microsoft coraz bardziej intensywnie pracuje nad kwantowym komputerem. Koncern bada koncepcje takiej maszyny od ponad dekady. Teraz jego władze uznały, że nadszedł czas na przekucie teorii w praktykę i stworzenie odpowiedniego sprzętu i oprogramowania. Gigant z Redmond utworzył specjalny zespół, na którego czele stanął Todd Holmdahl. Był on zaangażowany w stworzenie Kinecta, HoloLens oraz Xboksa. Zatrudniono też czterech znanych naukowców, którzy wspomogą wysiłki firmy na rzecz budowy sprzętu i oprogramowania dla kwantowych komputerów. Dla koncernu z Redmond będą pracowali Leo Kouwenhoven z Uniwersytetu Technologicznego w Delft, Charles Marcus z Uniwersytetu w Kopenhadze, Matthias Troyer z ETH Zurich oraz David Reilly z Uniwersytetu w Sydney. Każdy z nich pozostał jednak na swojej macierzystej uczelni. Nie wiadomo, kiedy Microsoft pochwali się pierwszym kwantowym sprzętem. Podobnie jak inni pracujący nad tym zagadnieniem, koncern będzie musiał stworzyć kwantowe obwody,na których będzie testował programy, opracowywał systemy kontroli błędów itp. itd. Badacze z Microsoftu pracują nad nowym typem topologicznego komputera kwantowego, który wykorzystuje egzotyczne materiały do korekcji błędów. Wciąż istnieje wiele wątpliwości dotyczących tej techniki oraz samej dostępności odpowiednich materiałów, mogą więc minąć lata, zanim Microsoft stworzy działające obwody kwantowe. Nad stworzeniem kwantowych komputerów pracują m.in. Google, IBM i D-Wave. Eksperci z IBM-a twierdzą, że pierwszy uniwersalny kwantowy komputer powstanie dopiero za kilkadziesiąt lat. « powrót do artykułu
  12. Chińsko-amerykański zespół odkrył keratynę i melanosomy zachowane w skamieniałości wczesnego ptaka Eoconfuciusornis sprzed ok. 130 mln lat. To poszerza zakres czasu, na jaki oryginalne cząsteczki mogą zostać zachowane. Eoconfuciusornis są najwcześniejszymi ptakami wyposażonymi w keratynowy dziób i pozbawionymi zębów. Wcześniejsze badania sugerowały, że kuliste struktury, które zachowały się w piórach tych i innych prehistorycznych ptaków oraz dinozaurów, to melanosomy. Bez dodatkowych danych nie dało się jednak wyeliminować innej możliwości: że są to mikroorganizmy pokrywające pióra w czasie rozkładu i fosylizacji. By ustalić przebieg zdarzeń, Yanhong Pan z Chińskiej Akademii Nauk i Mary Schweitzer z Uniwersytetu Stanowego Północnej Karoliny analizowali pióra okazu Eoconfuciusornis ze stanowiska Jehol Biota w północnych Chinach. Jeśli te drobne ciałka są rzeczywiście melanosomami, powinny być zakotwiczone w keratynowej macierzy, bo pióra zawierają beta-keratynę. Jeśli nie dałoby się jej znaleźć, oznaczałoby to, że mamy do czynienia z mikrobami albo z mieszaniną mikroorganizmów i melanosomów - w każdym z tych przypadków przewidywania odnośnie do ubarwienia zwierzęcia byłyby niedokładne - podkreśla Schweitzer. Chcąc zbadać szczegóły powierzchni i wnętrza piór, naukowcy posłużyli się skaningowym i transmisyjnym mikroskopem elektronowym. By wykazać, że filamenty w piórach są keratyną, autorzy publikacji z Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) wykorzystali technikę immunozłota (cząstki złota są tu łączone z przeciwciałami, które wiążą się z określonymi białkami; w ten sposób stają się one widoczne dla mikroskopu). Mapowanie miedzi i siarki w wysokiej rozdzielczości pokazało, że ta ostatnia była bardzo rozpowszechniona (w piórach współczesnych ptaków występuje zarówno w keratynie, jak i cząsteczkach melaniny). Miedź, którą dziś można znaleźć w melanosomach, ale nie w keratynie, wykrywano zaś wyłącznie w sfosylizowanych melanosomach. Ustalenia te pozwalają nie tylko zidentyfikować tożsamość skamieniałych struktur, ale i wnioskować, że w czasie rozkładu i fosylizacji nie doszło do mieszania czy wypłukiwania. « powrót do artykułu
  13. Uprawa ryżu w cywilizacji doliny Indusu rozpoczęła się znacznie wcześniej niż dotychczas sądzono. Roślinę tę prawdopodobnie udomowiano w tym samym czasie, co w Chinach. Najnowsze badania potwierdzają też, że przedstawiciele kultury harappańskiej byli pierwszymi ludźmi, którzy wykorzystywali złożone strategie uprawy różnych roślin podczas obu sezonów uprawnych. Latem uprawiali ryż, kaszę jaglaną i fasolę, a zimą pszenicę, jęczmień i rośliny strączkowe. Do niedawna uważano, że ryż dotarł z Chin do Południowej Azji około roku 2000 przed naszą erą. Najnowsze badania na stanowisku Lahuradewa dowodzą jednak, że udomowiony ryż pojawił się tam nawet 430 lat wcześniej. Znaleźliśmy dowody na niezależne udomowienie ryżu w Azji Południowej. Prawdopodobnie udomowiono gatunek Oryza nivara. To doprowadziło do pojawienia się mieszanej mokrej i suchej uprawy lokalnej odmiany Oryza staiva indica jeszcze zanim uprawiany na mokro chiński ryż Oryza sativa japonica przybył na te tereny około roku 2000" - mów współautor badań, doktor Jennifer Bates. "Mokra uprawa jest bardziej wydajna i po wprowadzeniu jej z Chin bardzo się rozprzestrzeniła. Nasze badania dowodzą jednak, że istniała tutaj niezależna samowystarczalna kultura uprawy ryżu" - dodaje uczona. Doktor Cameron Petrie zauważa, że w dolinie Indusu deszcze padają zarówno latem jak i zimą, co mogło zachęcić rolników do zmian roślin uprawnych pomiędzy różniącymi się ilością opadów sezonami. Proces ten zaszedł tutaj szybciej niż w innych wielkich starożytnych cywilizacjach, Egipcie czy Chinach. Większość cywilizacji korzystała albo z praw zimowych - jak Mezopotamia, gdzie uprawiano pszenicę i jęczmień - albo upraw letnich - tutaj przykładem mogą być Chiny uprawiające ryż i kaszę jaglaną. Produkowano nadwyżkę roślin, by tworzyć zapasy żywności na okres poza sezonem uprawy. Jednak obszar zajmowany przez cywilizację Indusu znajduje się na meteorologicznym skrzyżowaniu dróg i znaleźliśmy tutaj dowody na całoroczne uprawy, które rozwinęły się wcześniej niż w innych starożytnych cywilizacjach powstałych w dolinach rzecznych - mówi Petrie. Archeolodzy poszukiwali śladów roślin uprawnych w wielu starożytnych wioskach położonych w promieniu kilku kilometrów od miasta Rakhigari. To niedawno odkryte miasto cywilizacji doliny Indusu, które mogło liczyć nawet 40 000 mieszkańców. Uczeni znaleźli zimowe pszenicę, jęczeń, rośliny strączkowe i wykę oraz letnie ryż, kaszę jaglaną, fasolę mungo i gahat (Macrotyloma uniflorum). Datowanie znalezionych roślin wskazało, że kasza jaglana i zimowe strączkowe były uprawiane w latach 2890-2630 p.n.e., gahat uprawiano w latach 2580-2460 przed Chrystusem, a ryż w latach 2430-2140. Znaleziska sugerują też, że rośliny z upraw letnich cieszyły się znacznie większą popularnością niż te z upraw zimowych. Nie wykluczają też, że połączenie całorocznych upraw z lokalnie występującymi sezonowymi powodziami i różnymi wzorcami opadów doprowadziło do zwiększenia dywersyfikacji upraw i pojawienia się lokalnych kultur kulinarnych. Jeśli do tego dodamy istnienie regionalnego handlu i możliwość całorocznej wymiany różnych roślin, możemy przypuszczać, że tak zróżnicowany system mógł chronić przed ryzykami związanymi ze zmianami klimatu. Dzisiejsze wielkie monokultury uprawowe mogłyby się uczyć o różnorodności od ludzi mieszkających przed 4000 lat w dolinie Indusu, stwierdza Petrie. « powrót do artykułu
  14. Badania na muszkach owocowych (Drosophila melanogaster) wykazały, że wyższa zawartość soli i białka w posiłku, a także jego większa objętość prowadzą do silniejszej senności i dłuższych drzemek. Naukowcy z Instytutu Badawczego Ellen Scripps stworzyli system Activity Recording CAFE (ARC), dzięki któremu można badać sen i żerowanie poszczególnych muszek. W ten sposób Amerykanie odkryli, że tak jak ludzie, owady te śpią dłużej po obfitszych posiłkach. Dalsze badania ujawniły, że pewne produkty sprzyjają poposiłkowym drzemkom. Jak tłumaczy prof. William Ja, wiadomo, że głodne Drosophila zwiększają swoją aktywność. Dotąd, głównie z powodu braku odpowiedniego systemu, nie testowano jednak ostrego wpływu spożycia pokarmu na sen. Dane z ARC pokazały, że po posiłku muszki spały dłużej, nim osiągnęły stan normalnej czujności. Okresy uśpienia trwały ok. 20-40 min, przy czym owady, które zjadły większe porcje, spały przeważnie więcej. Chcąc ustalić, w jaki sposób wpływają różne składniki odżywcze, autorzy publikacji z pisma eLife, podawali D. melanogaster posiłki złożone z białka, soli lub węglowodanu (sacharozy). W dalszym etapie studium akademicy szukali mechanizmów neuronalnych odpowiedzialnych za opisywane zjawisko. Wcześniejsze badanie pokazało, że za regulację wielkości posiłku odpowiadają neurony leukokininowe (Lk). Teraz Amerykanie pokazali, że system Lk bierze również udział w poposiłkowym śnie. Podzbiór neuronów Lk był niezbędny do zapoczątkowania snu po posiłku w obecności białka. Choć spodziewaliśmy się, że muszki niemogące wyczuć białka będą doświadczać poposiłkowego snu podobnie jak muszki karmione wyłącznie sacharozą, okazało się, że zamiast tego występowała u nich reakcja wybudzenia. Nasze analizy sugerują zatem, że spożycie białka może wywoływać zarówno sen, jak i czuwanie i że za senność odpowiada aktywność neuronów Lk - wyjaśnia Keith Murphy. Zespół z Instytutu Scripps zidentyfikował też obwody neuronalne, które przez związki z zegarem biologicznym zmniejszały poposiłkową senność wyłącznie o zmroku. « powrót do artykułu
  15. Jeszcze do niedawna sądzono, że wchodzenie w wiek starczy amerykańskiego pokolenia baby boomu (1946-1964) spowoduje, że do roku 2050 odsetek osób cierpiących na chorobę Alzheimera ulegnie potrojeniu. Tymczasem, jak dowiadujemy się z najnowszego raportu, odsetek ten spada. W USA w latach 2000-2012 odsetek starszych dorosłych osób z demencją, w tym z chorobą Alzheimera, zmniejszył się z 11,6 do 8,8 procenta. To spadek aż o 25% i oznacza on nie tylko mniejsze koszty dla systemu opieki zdrowotnej, ale wskazuje również, że istnieją czynniki pozwalające uniknąć chorób kojarzonych z wiekiem senioralnym. Obecnie około 5 milionów Amerykanów w wieku 65 lat i starszym cierpi na jakąś formę demencji. Gdyby ich odsetek był taki jak w roku 2000 to osób taki byłoby ponad 6 milionów. Zespół doktora Kennetha Langa z University of Michigan przyjrzał się 10 500 osób w wieku 65 lat i starszym, które w roku 2000 i 2012 wzięły udział w Health and Retirement Study. Naukowcy nie tylko zauważyli znaczący spadek pomiędzy rokiem 2000 a 2012, ale okazało się również, że w grupie osób liczących sobie ponad 85 lat spadek ten był jeszcze większy. Tam odsetek osób z demencją wyniósł 8,6%. Jednym z możliwych wyjaśnień tego fenomenu jest wyższy poziom wykształcenia. Osoby, które miały co najmniej 65 lat w roku 2012 uczyły się średnio o rok dłużej niż osoby z roku 2000. Jeśli więcej się uczymy, w naszym mózgu powstaje więcej synaps i neuronów, a więc mamy większą rezerwę chroniącą nas przed demencją. Jednak samo wykształcenie nie wyjaśnia całego spadku zachorowań. Zaskakującym odkryciem był fakt, że nadwaga i otyłość wiązały się... z mniejszym ryzykiem demencji. Niewykluczone, że zwiększona waga w jakiś sposób chroni przed demencją, a że coraz lepiej potrafimy leczyć choroby związane z nadwagą to i coraz więcej osób z nadwagą dożywa sędziwego wieku. Już przed kilkoma miesiącami pojawiły się pierwsze sygnały, że odsetek osób cierpiących na demencję ulega zmniejszeniu. Długoterminowe badania wykazały bowiem, że w latach 1977-2008 ryzyko demencji u osób starszych zmniejsza się o 20% co dekadę. Badań tych nie można było jednak przełożyć na całą populację, gdyż ograniczały się one do niewielkiego obszaru geograficznego w okolicach Bostonu i obejmowały dobrze sytuowanych Białych. Natomiast badania zespołu Langa są reprezentatywne dla całej populacji USA. « powrót do artykułu
  16. Zespół naukowców z University of Central Florida (UCF) stworzył nowy proces budowania superkondensatorów, które przechowują więcej energii i wytrzymują ponad 30 000 cykli ładowania/rozładowywania. Osiągnięcie to może zrewolucjonizować wiele wiele elementów naszego życia, od samochodów po smartfony. Jeśli zastąpilibyśmy baterie tymi superkondensatorami, moglibyśmy naładować smartfon w ciągu kilku sekund i wystarczyłoby to na ponad tydzień jego używania - mówi Nitin Choudhary, jeden z członków zespołu badawczego. Naukowcy od dawna wykorzystują nanomateriały do udoskonalenia superkondensatorów, które mogłyby wspomagać bądź zastępować baterie i akumulatory. Problem jednak w tym, że superkondensator o pojemności współczesnej baterii litowo-jonowej musiałby być od niej znacznie większy. Uczeni z UCF prowadzi eksperymenty z nowo odkrytymi dwuwymiarowymi materiałami, których używa w superkondensatorach. Opracowaliśmy prosty chemiczny proces, za pomocą którego bardzo łatwo można zintegrować materiały dwuwymiarowe z tradycyjnymi - mówi główny autor badań, profesor Yeonwoong Jung. Jego zespół tworzy superkondensatory z milionów kabli o niewielkiej średnicy, które pokryte są dwuwymiarowym materiałem. Rdzenie kabli świetnie przewodzą prąd, zapewniając szybkie ładowanie i rozładowywanie kondensatora, a pokrywający je dwuwymiarowy materiał pozwala na przechowywanie dużej ilości energii. Pod względem gęstości energii, gęstości mocy i stabilności nasz nowy materiał przewyższa wszystko, co jest obecnie stosowane w niewielkich urządzeniach elektronicznych - mówi Choudhary. Stabilność to bardzo ważna cecha takich urządzeń. Współczesny akumulator litowo-jonowy może być ładowany około 1500 razy zanim jego pojemność zacznie znacząco spadać. Najnowsze superkondensatory wykorzystujące dwuwymiarowe materiały wytrzymują kilka tysięcy cykli ładowania/rozładowania. Tymczasem nowy superkondensator z UCF może być ładowany ponad 30 000 razy. Niestety nie jest on jeszcze gotowy do komercjalizacji. Jednak jest to działający prototyp, a nasze badania mogą mieć olbrzymi wpływ na wiele technologii - dodaje Jung. « powrót do artykułu
  17. Zaparcia zwiększają ryzyko chorób nerek. Naukowcy z Uniwersytetu Tennessee przewertowali dokumentację medyczną 3,5 mln amerykańskich weteranów, którzy na początku analizowanego okresu nie mieli żadnych chorób nerek. Niektórzy cierpieli na zatwardzenia, a ich dotkliwość określano na podstawie częstości zażywania środków przeczyszczających. Średnio losy badanych śledzono przez 7 lat. W sumie odnotowano 360.541 przypadków choroby nerek i 7.677 przypadków niewydolności nerek. Dla osób z zaparciami ryzyko chorób nerek było wyższe średnio o 13%, a niewydolności nerek o 9%. Dodatkowo autorzy raportu z The Journal of the American Society of Nephrology zauważyli, że u pacjentów z cięższymi zaparciami funkcja nerek pogarszała się szybciej. Nie wiadomo, jaki dokładnie mechanizm wchodzi w grę, ale dr Csaba Kovesdy podejrzewa, że zaparcie może być wskazówką zmian w mikrobiomie. [Na razie] nie możemy jednak wskazać związku przyczynowo-skutkowego. « powrót do artykułu
  18. USA i Chiny idą łeb w łeb na liście 500 najpotężniejszych superkomputerów na świecie. Oba kraje umieściły na najnowszej liście po 171 systemów. Państwo Środka zdominowało jednak początek listy. Na pierwszym i drugim miejscu znajdują się superkomputery z tego właśnie kraju. Najpotężniejszą maszyną obliczeniową świata jest Sunway TaihuLight, którego wydajność wynosi 93 petaflopów. Na drugim miejscu znajduje się Tianhe-2 o wydajności 34 Pflop/s. Poza tymi dwoma komputerami w pierwszej setce Chiny mają zaledwie 6 innych maszyn. Na odległym trzecim miejscu uplasował się amerykański Titan z maksymalną wydajnością rzędu 17,5 Pflop/s. Pomiędzy USA i Chinami a resztą świata istnieje gigantyczna przepaść. Następne na liście, Niemcy, mają 31 systemów wymienionych na TOP500, kolejna jest Japonia z 27 superkomputerami, Francja z 20 maszynami i Wielka Brytania z 13. Jeszcze przed rokiem 200 najpotężniejszych superkomputerów stało w USA< 108 w Chinach, w Japonii było ich 37, w Niemczech 33, a we Francji i Wielkiej Brytanii po 18. Chiny i USA notują praktycznie identyczne osiągi pod względem ogólnej wydajności systemów. Łączna wydajność wspomnianych 171 amerykańskich superkomputerów stanowi 33,9% wydajności wszystkich 500 maszych. Chińskie superkomputery to 33,3% wydajności całej listy. Pięćset najpotężniejszych superkomputerów na świecie ma łączną wydajność sięgającą 672 petaflopów. To o 60% więcej niż przed rokiem. Coraz więcej systemów może pochwalić się wydajnością przekraczającą 1 Pflop/s. Obecnie takich komputerów jest na liście aż 117. Przed rokiem było ich 104. Spada popularność systemów z koprocesorami. W ubiegłym roku było ich 104, obecnie jest to 96. Ciekawostką jest tu 10 pierwszych systemów korzystających wyłącznie z kości Xenon Phi "Knights Landing" Intela. To pierwsze na TOP500 systemy korzystające wyłącznie z tego typu rozwiązania, które jest połączeniem w jednej kości procesora i koprocesora. Wśród pozostałych 86 rozwiązań korzystających z koprocesora 60 używa procesorów graficznych Nvidii, w 21 zastosowano karty z Xenonem Phi, w jednym użyto AMD FirePro, w jednym znajdziemy technologię PEZY, a w trzech - połączenie procesorów graficznych Nvidii i Xenona Phi. Głównym dostawcą procesorów dla superkomputerów pozostaje Intel, którego kości znajdziemy w 462 maszynach. Z IBM Power korzystają 22 superkomputery, a z rozwiązań AMD - zaledwie 7. Największym na świecie producentem superkomputerów jest HP. Amerykański koncern zbudował 140 takich maszyn obecnych na TOP500. W tym policzono 28 systemów autorstwa SGI, które zostało kupione przez HP. Na drugim miejscu jest Lenovo z 92 systemami, a na trzecim Cray, który stworzył 56 superkomputerów. Pomimo niewielkiej ich liczby maszyny Craya to najbardziej wydajne jednostki. Ich łączna wydajność to 21,3% całkowitej wydajności wszystkich wymienionych komputerów, co daje Crayowi status lidera. Na piątym miejscu wśród producentów znajdziemy IBM-a z 33 superkomputerami. Najpotężniejsze maszyny na świecie korzystają niemal wyłącznie z Linuksa. System ten zainstalowano na 498 superkomputerach. Na dwóch pozostałych komputerach, bliźniaczych maszynach należących do Chińskiej Administracji Meteorologicznej, znajdziemy Uniksa. Na najnowszej TOP500 znajduje się 7 superkomputerów z Polski. Najpotężniejszy z nich to należący do Cyfronetu Prometheus o wydajności 1,67 Pflop/s. Zajął on 59. pozycję. Kolejne polskie maszyny to HETMAN (PCSS Poznań, 1,013 Pflop/s, 110. pozycja), Tryton (Akademickie Centrum Komputerowe w Gdańsku, 1,010 Pflop/s, 114. miejsce), OKEANOS (Uniwersytet Warszawski, 909,6 Tflop/s, 131. pozycja), BEM (Politechnika Wrocławska, 695,6 Tflop/s, 205. miejsce), RH1288 (Uniwersytet Warszawski, 439,1 Tflop/s, 382. pozycja) oraz Supermicro Twin Blade z Narodowego Centrum Badań Jądrowych w Świerku (423,2 Tflop/s, pozycja 400.). « powrót do artykułu
  19. Holenderscy naukowcy przybliżyli się do stworzenia działającej biosztucznej nerki. Urządzenie wymaga stworzenia ciasno upakowanej warstwy komórek nerek na sztucznej błonie (powinna ona transportować cząsteczki w obie strony). Udało się to zespołom Dimitriosa Stamatialisa z Uniwersytetu Twente i Roos Masereeuw z Uniwersytetu w Utrechcie. Naukowcy zastosowali monowarstwę warunkowo nieśmiertelnych ludzkich komórek proksymalnych nerki (ang. conditionally immortalized human renal proximal tubular epithelial cells, ciPTECs) oraz membranę rurkową na bazie polisulfonu. Strategie i metody wykorzystane podczas tych badań mogą się nadawać do stworzenia innych biosztucznych narządów, np. wątroby czy trzustki, oraz tzw. organów na chipach [...] - opowiada Stamatialis. Wyniki badań Holendrów zostały zaprezentowane na tegorocznym Tygodniu Nerek Amerykańskiego Stowarzyszenia Nefrologicznego. « powrót do artykułu
  20. Analizując mechanizm oddychania w rodzinie gadów ssakokształtnych Caseidae, niemieccy naukowcy odkryli, że przepona, główny mięsień oddechowy występujący u ssaków, wyewoluowała o ok. 50 mln lat wcześniej niż dotąd sądzono. Dr Markus Lambertz, zoolog z Uniwersytetu w Bonn, opowiada, że Caseidae to ssakokształtne gady, które żyły ok. 250-300 mln lat temu. Uwagę naukowca przyciągał szczególnie ich baryłkowaty tułów. Dotąd wiadomo było, że specyficzna budowa stawów upośledzała ruchomość żeber. Wyliczenia ujawniły, że choć układ oddechowy nie był zbyt wydajny, to wystarczał prowadzącemu osiadły tryb życia przeżuwaczowi. Wszystko wydawało się zgadzać, bo od odkrycia w 1910 r. te duże zwierzęta roślinożerne uznawano za krowy paleozoiku. W pewnym momencie dr Christen Shelton z Instytutu Geologii, Mineralogii i Paleontologii Steinmanna dokonała jednak ważnego odkrycia. Struktura kości totalnie mnie zaskoczyła. Była gąbczasta jak u staruszków. Co istotne, ta sama architektura kości występowała także u młodych osobników. W takich okolicznościach nasuwał się tylko jeden wniosek: Caseidae były zwierzętami morskimi. Warto przypomnieć, że analogiczną osteoporotyczną strukturę znajdziemy także u waleni. Nagle baryłkowaty tułów i krótka szyja nabrały sensu. Na podstawie funkcjonalnego modelowania morfologicznego i fizjologicznego naukowcy doszli do wniosku, że by wspomóc oddychanie żebrowe i napełnianie płuc, Caseidae musiały dysponować jakąś zapasową strukturą oddechową. U kręgowców istnieje cała gama mechanizmów, które spełniają taką rolę, ale w przypadku badanych gadów wykluczono wszystkie poza przeponą. Jako że ssaki są najbliższymi żyjącymi krewnymi Caseidae, Niemcy stwierdzili, że wspólny przodek jednych i drugich miał przeponę już ponad 300 mln lat temu (a to cofa początki przepony o ok. 50 mln lat). Prof. Steven Perry podkreśla, że przez trudności z zachowaniem pewnie nigdy nie uda się znaleźć sfosylizowanej przepony. Trzeba zatem polegać na przybliżeniach/wyliczeniach funkcjonalnych. « powrót do artykułu
  21. Naukowcy z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia, który działa na Wydziale Inżynierii Produkcji, pracują nad nowymi typami amunicji. Ich osiągnięcia cenione są w Polsce i wyróżniają się na tle zagranicznej konkurencji. Zakład Mechaniki i Technik Uzbrojenia, który powstał w 2005 roku z połączenia Zakładu Mechaniki oraz Zakładu Technik Uzbrojenia, kontynuuje wieloletnie tradycje współpracy naszej Uczelni z przemysłem obronnym. Specjalistów od techniki wojskowej zaczęto na Politechnice Warszawskiej kształcić po zakończeniu I wojny światowej i odzyskaniu przez Polskę niepodległości. Przez lata wykonywali oni wiele prac dla wojska. Jak armia czegoś potrzebowała, to się tym zajmowaliśmy – przypomina dr hab. inż. Marek Radomski, prof. PW. Nasi inżynierowie opracowali m.in. armatę balistyczną (kaliber 120 mm) i technologię autofretażu (przeprężania) luf. Pracowali też przy wdrażaniu licencji na przeciwpancerny pocisk rakietowy Spike (opracowali wówczas stanowisko laboratoryjne) i przygotowali do wdrożenia karabin UTIOS na amunicję NATO (kaliber 12,7 mm), Pociski opracowane na PW w polskiej armii? Obecnie naukowcy z PW zajmują się przede wszystkim amunicją podkalibrową. Pocisk takiej amunicji jest zbudowany z rdzenia i sabotu. W stronę celu przemieszcza się tylko rdzeń – wyjaśnia prof. dr hab. inż. Mieczysław Kaczorowski. Sabot ma zapewnić rozpędzenie rdzenia w lufie do wymaganej prędkości, która w niektórych przypadkach dochodzi do 1800 m/s. Badacze z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia opracowali technologię wykorzystywaną do wytwarzania rdzeni do broni o trzech kalibrach: 23 mm, 30 mm i 35 mm. Rdzenie produkowane są ze stopu wolframu. Stosuje się do tego metodę metalurgii proszków, która polega na wytwarzaniu przedmiotów z proszków metali, bez topienia ich. Proszki łączą się w jednolitą masę podczas procesu spiekania w atmosferze, którą w tym przypadku jest wodór. Produkty uzyskane dzięki tej metodzie mają szczególne właściwości mechaniczne, np. mogą być bardzo odporne na zużycie. Skład mieszanki proszków jest bardzo podobny dla rdzeni do wszystkich kalibrów broni – mówi dr inż. Olgierd Goroch. Rdzenie mogą charakteryzować się jednak różnymi wymaganiami dotyczącymi właściwości mechanicznych, co wynika z ich przeznaczenia (pociski przeciwpancerne lub fragmentujące). Z tego powodu skład stopu i parametry jego spiekania odgrywają zasadniczą rolę w opracowaniu procesu technologicznego. Należy podkreślić, że naukowcy z PW opracowali technologię – nie zajmują się produkcją broni i amunicji. Ich rozwiązania wdraża firma MESKO, której głównym zadaniem jest dostarczanie nowoczesnej i wysokiej jakości amunicji i rakiet polskim Siłom Zbrojnym oraz innym podmiotom odpowiedzialnych za bezpieczeństwo państwa. A to oznacza, że nowo opracowane pociski, nad którymi pracowali badacze z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia, już wkrótce mogą trafić do polskiej armii. Nasi specjaliści od uzbrojenia nadzorują proces wdrażania swojej technologii. Będziemy ją jeszcze dopracowywać, rozwijać i unowocześniać – zaznacza prof. Kaczorowski. Nic nie jest tak dobre, żeby nie mogło być lepsze. Sukcesy Inżynierowie z Wydziału Inżynierii Produkcji już teraz mają się czym pochwalić. Koledzy, którzy ostatnio byli na poligonie i obserwowali testy amunicji, stwierdzili, że nasze rdzenie mają lepsze właściwości niż niemieckie i francuskie – mówi prof. Kaczorowski. Wcale nie jesteśmy gorsi od potentatów. Nasi naukowcy mają duże doświadczenie w opracowywaniu technologii wytwarzania rdzeni do pocisków. Zaczęło się w 1990 roku od amunicji do broni kaliber 125 mm – opowiada dr Radomski. Naszą technologię wdrażaliśmy wtedy w Hucie Metali Wysokotopliwych POLAM, która specjalizowała się w produkcji drutu wolframowego do żarówek. Jak POLAM upadł, przejęliśmy wyposażenie laboratorium i kontynuowaliśmy prace na Politechnice. Inżynierowie opracowali potem m.in. materiały, które firma MESKO wykorzystała w produkcji rdzeni fragmentujących, stosowanych w amunicji do przeciwlotniczego zestawu artyleryjskiego LOARA. Nowe wyzwania Naukowcy z Zakładu Mechaniki i Technik Uzbrojenia pracują obecnie nad rdzeniami do kolejnych pocisków. Politechnika Warszawska jest bowiem członkiem konsorcjum, które bierze udział w konkursie na opracowanie i wykonanie demonstratorów technologii krytycznych elementów do nowej generacji amunicji czołgowej kaliber 120 mm. To konkurs, który na zlecenie Ministerstwa Obrony Narodowej przeprowadza Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Liderem konsorcjum jest firma MESKO, a jej członkami – poza naszą Uczelnią – także Polska Grupa Zbrojeniowa, Wojskowa Akademia Techniczna i Wojskowy Instytut Techniczny Uzbrojenia. Po negocjacjach przeszliśmy do fazy formułowania umowy na wykonanie projektu – mówi prof. Kaczorowski. To ważny projekt z punktu widzenia obronności państwa. Strategiczne elementy uzbrojenia powinny być produkowane w kraju – zwraca uwagę dr Radomski. Jeśli kiedykolwiek znajdziemy się w sytuacji kryzysowej, nie będziemy musieli kupować amunicji od innych. Stajemy się w tym względzie samowystarczalni. Pewnej zależności i tak jednak nie unikniemy: rudę wolframu – tak jak wszyscy – sprowadzamy z Chin. « powrót do artykułu
  22. O tym, że u starszych osób rany goją się wolniej, wiadomo już od dawna. Zagadką pozostawało jednak, czemu się tak dzieje. Ostatnio jednak zespół z Rockefeller University zauważył, że powodem jest zaburzona komunikacja między komórkami skóry i komórkami odpornościowymi. Po urazie komórki skóry migrują do rany i ją zamykają. Proces ten wymaga koordynacji z pobliskimi komórkami odpornościowymi [dendrytycznymi epidermalnymi limfocytami T]. Nasze eksperymenty [na myszach] wykazały, że w przebiegu starzenia zaburzenia komunikacji między nimi spowalniają ten etap - wyjaśnia prof. Elaine Fuchs. Dr Brice Keyes dodaje, że gojenie ran to jeden z najbardziej złożonych procesów w ludzkim ciele. Liczne typy komórek, szlaki molekularne i szlaki sygnałowe uruchamiają się na czas zróżnicowany od sekund po miesiące. Zmiany związane ze starzeniem występują na wszystkich etapach [...]. Gojenie zaczyna się od utworzenia strupa. Później keratynocyty migrują pod strup, by wypełnić ranę. Amerykanie skupili się na drugim z tych zjawisk, analizując je u 2- i 24-miesięcznych myszy (to odpowiednik ok. 20 i 70 lat u ludzi). Okazało się, że u starszych gryzoni keratynocyty znacznie wolniej migrowały do pustej przestrzeni pod strupem, przez co zamknięcie rany trwało niekiedy parę dni dłużej. Autorzy publikacji z pisma Cell wykazali, że po urazie keratynocyty z krawędzi rany komunikują się rezydującymi w pobliżu komórkami odpornościowymi, wykorzystując do tego białka Skints. "Mówią" one komórkom odpornościowym, by zostały w pobliżu i asystowały przy wypełnianiu luki. U starszych myszy keratynocytom nie udawało się wytworzyć tych sygnałów immunologicznych. By zobaczyć, czy da się w jakiś sposób wzmocnić sygnalizację Skint, naukowcy zwrócili się ku pewnemu białku. Jest ono uwalnianie przez rezydentne komórki odpornościowe po urazie. Gdy w warunkach in vitro dodano je do młodej i starej mysiej tkanki, migracja keratynocytów nasiliła się (zjawisko to było silniej zaakcentowane w starszej skórze). Nasze badania pokazują, że możliwe jest opracowanie leków do aktywacji szlaków, które pomogą starzejącym się komórkom skóry w lepszej komunikacji z komórkami odpornościowymi z sąsiedztwa. W ten sposób wzmocniłyby się by sygnały, których siła spada z wiekiem - podsumowuje Fuchs. « powrót do artykułu
  23. Panasonic opracował urządzenie o nazwie "Megahonyaku", która została stworzona z połączenia dwóch japońskich słów oznaczających 'megafon' i 'tłumaczenie'. Megahonyaku to bowiem nic innego, jak megafon tłumaczący to, co powiedział jego japoński użytkownik na język angielski, chiński lub koreański. Wystarczy wypowiedzieć zdanie, a następnie wybrać, na który język ma zostać ono przetłumaczone, by zgromadzeni wokół obcokrajowcy mogli je zrozumieć. Megahonyaku wyposażono też w około 300 predefiniowanych zdań, które możemy wybrać na ekranie dotykowym. To zdania takie jak "Proszę ustawić się w kolejce" czy "Pociąg będzie opóźniony". Użytkownik megafonu może zdefiniować też własne zdania lub pobrać gotowe z sieci. Megahonyaku powstał z myślą o wykorzystaniu go na lotniskach, dworcach kolejowych czy innych miejscach często odwiedzanych przez turystów przebywających w Kraju Kwitnącej Wiśni. Jeszcze w bieżącym roku urządzenie ma trafić do sprzedaży, a korzystanie z jego wszystkich funkcji będzie wymagało wykupienia subskrypcji kosztującej 200 USD miesięcznie. « powrót do artykułu
  24. Badacze z Anubis Networks ostrzegają przed problematycznym systemem aktualizacji niektórych urządzeń z systemem Android. Podczas aktualizacji dane nie są szyfrowane, co daje napastnikowi możliwość przeprowadzenia ataku typu man-in-the-middle i całkowitego przejęcia kontroli nad urządzeniem. Problem dotyczy telefonów z oprogramowaniem chińskiej firmy Ragentek. Jest ono obecne na tańszych urządzeniach takich producentów jak np. BLU, DOOGEE, LEAGOO i XOLO, popularnych szczególnie w Australii. Na atak narażonych jest około 3 milionów smartfonów. Eksperci z Anubis Networks byli w stanie podszyć się pod serwery Ragneteka i, między innymi, monitorować ruch pomiędzy serwerem a urządzeniem użytkownika. Samo oprogramowanie Ragentek budzi kontrowersje. Próbuje się ono bowiem ukrywać przed systemem operacyjnym, dlatego też część ekspertów uznaje je za rootkita. « powrót do artykułu
  25. Nokia i HP przygotowują się do przyszłorocznych premier swoich nowych smartfonów. W 2016 roku HP rozpoczęło sprzedaż urządzenia Elite x3, które jednak nie odniosło sukcesu. Niezrażona tym firma ma zamiar zaprezentować kolejne urządzenie korzystające z systemu Windows Phone. Jego premiera będzie miała miejsce prawdopodobnie w lutym. Do powrotu na rynek smartfonów przygotowuje się też Nokia. Fińska firma zapowiedziała to 15 października. Ponownym wprowadzeniem marki na rynek smartfonów zajmie się fińska firma HMD Global Oy, a produkcją samych urządzeń - tajwański Foxconn. Pierwszym nowym smarfonem Nokii ma być model D1C, który ma zostać wyposażony w Androida 7, procesor Snapdragon 430, wyświetlacz o rozdzielczości 1080p oraz 3 gigabajty pamięci RAM. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...