Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na University of Florida powstał program, który skutecznie chroni przed złośliwym kodem typu ransomware. Podczas testów CryptoDrop, bo tak nazwano nowe oprogramowanie, wykrył i powstrzymał 100% ataków przeprowadzonych za pomocą 492 fragmentów złośliwego kodu. CryptoDrop monitoruje przypadki szyfrowania plików. Gdy zauważy, że jedna aplikacja zaszyfrowała określoną liczbę plików, uznaje ją za ransomware i powstrzymuje ją. Nowe oprogramowanie nie zapobiega infekcji ransomware'em. Jego celem jest ograniczenie zniszczeń. W czasie testów CryptoDrop przystępował do działania, gdy złośliwy kod zaszyfrował średnio 10 z 5100 plików na testowym komputerze. Program działa odmiennie od oprogramowania wykrywającego zagrożenie. Nie szuka on podejrzanie zachowujących się aplikacji. Monitoruje pliki obecne na komputerze i przystępuje do działania, gdy zauważy, że dzieje się z nimi coś podejrzanego. Jego czujność wzbudzają takie działania jak nadpisywanie, przesuwanie i zastępowanie plików. Tak bowiem działa typowe ransomware. Twórcy nowego oprogramowania mają nadzieję, że dzięki ich progamowi większość użytkowników uniknie płacenia przestępcą okupu za odszyfrowanie plików, co spowoduje, że tworzenie ransomware stanie się mniej atrakcyjne finansowo i zmniejszy się jego popularność. « powrót do artykułu
  2. Z okazji 10. rocznicy powstania Intelligence Advanced Research Projects Activity (IARPA) ogłosiła konkurs dla programistów. Nagroda - 100 000 USD - przypadnie temu, kto opracuje metodę zamiany dwuwymiarowych zdjęć satelitarnych na zdjęcia 3D. W ramach Multi-View Stereo 3D Mapping Challenge IARPA poszukuje rozwiązania, dzięki któremu będzie w stanie określać rozmiary obiektów widocznych na zdjęciach i mierzyć odległości pomiędzy dwoma dowolnymi punktami. Zwycięzca konkursu nie tylko otrzyma nagrodę, ale również zostanie zaproszony do współpracy z agencjami wywiadowczymi przy opracowywaniu podobnych projektów oraz rozwiązań specyficznych problemów. Twórcy najbardziej innowacyjnych rozwiązań będą mieli też szansę współpracować przy cywilnych projektach prowadzonych w ramach Strategy for Americna Innovation Białego Domu. Multi-View Stereo 3D Mapping Challenge oficjalnie rozpoczyna się we wrześniu, jednak już teraz warto zapoznać się zasadami konkursu, gdyż przystąpienie do niego wymaga odpowiednich przygotowań. « powrót do artykułu
  3. Niemiecka firma Kaffeeform łączy wysuszone fusy z kawy z biopolimerem, uzyskując filiżanki i spodeczki. Są wytrzymałe, można je nawet myć w zmywarce. Ponoć pachną trochę kawą, co nie powinno dziwić, zważywszy na surowiec, z jakiego powstają. Po parzeniu 1 kawy zostaje ok. 2 łyżek fusów. Jeśli przeliczy się to na miliony kaw wypijanych dziennie na całym świecie, statystyki prezentują się imponująco. Część fusów wykorzystuje się ponownie w formie nawozu lub w produktach kosmetycznych, np. maseczkach, ale większość ląduje na wysypisku. Stąd propozycja Juliana Lechnera, by przetworzyć te odpady na zastawę stołową. Lechner doznał oświecenia na Uniwersytecie w Bolzano. Zawsze piliśmy na uniwersytecie dużo kawy. Przed zajęciami, po zajęciach, na spotkaniach z przyjaciółmi, kręcąc się po barach espresso. Słowem - ciągle. W głowie zaświtała mi myśl: co się dzieje z całą tą kawą? Po prostu trafiała do śmieci. Wtedy Niemiec zaczął się konsultować ze swoimi wykładowcami, w jaki sposób można by wykorzystać fusy, by uzyskać ciało stałe. Dojście do użytecznego rozwiązania zajęło jednak wiele lat. Wynalazca opowiada, że próbowano łączenia ze wszystkim, także z cukrem. Było blisko, ale w ten sposób produkowaliśmy cukierkowe filiżanki. Po 3-krotnym użyciu naczynia się rozpuszczały. Po wielu eksperymentach Lechner i koledzy z niemieckiego instytutu badawczego zaproponowali połączenie fusów kawy, włókien drzewnych i biopolimeru z celulozy, ligniny oraz naturalnych żywic. Filiżanki i spodeczki Kaffeeformu można obecnie kupić w 10 sklepach w Europie. Zainteresowanie jest tak duże, że firma ledwo nadąża z wykonaniem. Cały asortyment jest regularnie wyprzedawany. Zadziałał, oczywiście, marketing szeptany. Niesamowicie jest myśleć, skąd przychodzą zamówienia. Poza klientami indywidualnymi trafiają się również kawiarnie z Arabii Saudyjskiej i Scotia Plaza w Toronto. Warto też wspomnieć o sklepie z pamiątkami Muzeum Pokojowej Nagrody Nobla w Oslo. Kaffeeform odbiera fusy z 3 palarni w Berlinie i dostarcza je do siedziby organizacji Mosaik, która pomaga małym biznesom nawiązać współpracę z osobami niepełnosprawnymi fizycznie oraz intelektualnie. Fusy są suszone w specjalnym piecu, prasowane i pakowane w 400-kg paczki. Później jadą do fabryki w Badenii-Wirtembergii, gdzie są mieszane z naturalnymi włóknami, m.in. drzewnymi, i biopolimerami. W Kolonii zachodzi ostatni etap produkcyjny: topienie i formowanie. Mosaik zajmuje się ładowaniem naczyń do zużytych opakowań po kawie i dostawą do klientów. W ramach krótkoterminowych planów Lechner chce stworzyć np. kubki podróżne z fusów. W dalszej perspektywie myśli o prześcieradłach czy meblach do kawiarń i restauracji. « powrót do artykułu
  4. Badanie szkieletów odkrytych w 2013 r. podczas wykopalisk w Aszkelonie może ostatecznie rozwiązać zagadkę pochodzenia Filistynów. Na cmentarzu odsłonięto szczątki 160 osób (głównie kobiet i mężczyzn, ale także kilkorga dzieci). Pochodzą one z ok. VIII-XI w. p.n.e. Filistyni pozostawili po sobie dużo ceramiki, jednak do 2013 r. archeolodzy nie dysponowali materiałem, z którego można by pobrać DNA. O odkryciu poinformowano w niedzielę (10 lipca), na zakończenie prawie 31 lat prac Ekspedycji Leona Levy'ego. Obecnie zespół prowadzi badanie DNA, datowanie radiowęglowe oraz inne testy. Po dziesięcioleciach badania tego, co Filistyni zostawili po sobie, wreszcie zetknęliśmy się z samymi ludźmi - podkreśla prof. Daniel M. Master z Wheaton College. Wcześniej na stanowiskach filistyńskich odkrywano nieliczne szczątki, więc próbka była za mała, by wyciągnąć jakieś wnioski. Archeolodzy trzymali znalezisko w tajemnicy, póki nie zakończono wykopalisk. W Biblii Filistynów przedstawiano jako zaciekłych wrogów Żydów, przybyszów, którzy zamieszkiwali południowe wybrzeża Kanaanu, położone na zachód od Judei. Najsłynniejszym Filistynem był Goliat. Od nazwy tego ludu pochodzi nazwa Palestyna. W oparciu o badania ceramiki ze stanowisk archeolodzy i biblioznawcy uważali, że Filistyni pochodzili z regionu egejskiego. Problemem pozostawało jednak, z której jego części: kontynentalnej Grecji, Krety lub Cypru czy też Anatolii? Wykopaliska cmentarza mogą rzucić nieco światła nie tylko na pochodzenie Filistynów, ale i na ich praktyki pochówkowe. Grzebali oni zmarłych z umieszczonymi blisko twarzy naczyniami z perfumami. W nogach znajdowały się zaś słoje z oliwą, winem lub pokarmem. W niektórych przypadkach zmarłych chowano w naszyjnikach, bransoletach, kolczykach lub pierścionkach na palcach stóp. Czasem wyposażano ich też w broń. Wzorce pochówków są zupełnie inne od tego, co znamy z kultury kananejskiej, egipskiej czy izraelskiej - opowiada Lawrence E. Stager, emerytowany profesor z Uniwersytetu Harvarda oraz współdyrektor ekspedycji. Zmarłych grzebano przeważnie w prostych dołach. Niekiedy były to wyłożone kamieniem komory. Zdarzały się przypadki kremacji. Do odkrycia doszło pod koniec sezonu w 2013 r. Adam Aja z Harvardu kopał niestrudzenie i nie zrażał się wcześniejszymi porażkami. Było gorąco, za chwilę miały zapaść ciemności. Ważne wydawało się jednak tylko to, co powiedział emerytowany pracownik Izraelskiej Służby Starożytności, który twierdził, że prawie 20 lat wcześniej w pobliżu północnych granic miasta ok. 60 cm pod powierzchnią gruntu znalazł on ludzkie szczątki. Sukces nadszedł, gdy Aja kazał kopać głębiej, niż sugerował informator. Na głębokość ramienia sprzętu. Wtedy w przesiewanej ziemi znaleziono kość i nie była to kość zwierzęca. Aja został opuszczony do dołu i znalazł tam jeszcze więcej kości. Tak wszystko się zaczęło... Od niedzieli artefakty można oglądać na wystawie muzealnej. « powrót do artykułu
  5. Firma Juno Therapeutics poinformowała, że wstrzymuje prace nad obiecującą terapią przeciwnowotworową. Specjaliści wciąż wiążą wielkie nadzieje z tzw. immunoterapią CAR-T. Tymczasem podczas eksperymentalnego leczenie zmarło troje pacjentów, wszyscy w wieku poniżej 25 lat. Przyczyną ich śmierci była nadmierna akumulacja płynu w mózgu. Juno Therapeutics pracuje nad techniką o nazwie JCAR015. Polega ona na pobraniu komórek odpornościowych pacjenta i zmodyfikowaniu ich tak, by atakowały komórki nowotworowe w krwi. W maju zmarł pierwszy pacjent biorący udział w I fazie testów klinicznych. Poinformowano o tym FDA. Zarówno firma farmaceutyczna jak i FDA doszły do wniosku, że nie jest jasne, co spowodowało zgon pacjenta. Kontynuowano terapię. W ubiegłym tygodniu zmarły jednak kolejne dwie osoby. FDA zdecydowała o wstrzymaniu testów. Oznacza to, że nie mogą do nich przystąpić kolejni pacjenci. Początkowo zakładano, że wstępna faza testów obejmie 90 osób z zaawansowaną ostrą białaczką limfoblastyczną. Dotychczas lek podano 20 osobom, z których każda otrzymała pojedynczą dawkę JCAR015. Przyczyny porażki nie zostały jeszcze poznane. Przedstawiciele Juno przypuszczają, że może mieć to związek z niedawno podjętą decyzją o dodaniu do chemioterapeutyków, podawanych przez zaaplikowaniem JCAR015, środka o nazwie fludarabina. Wzbogacając chemioterapię o nowy środek naukowcy chcieli całkowicie zniszczyć układ odpornościowy pacjentów by zmodyfikowane komórki odpornościowe w JCAR015 napotykały jak najmniej przeszkód. We wczesnych etapach badań Juno używało pojedynczego środka. O dodaniu fludarabiny zdecydowano m.in. dlatego, że we wcześniejszych badaniach lek ten polepszał wyniki chemioterapii nie niosąc za sobą dodatkowego ryzyka. Juno Therapeutics chciałaby kontynuować eksperymenty z użyciem JCAR015 już bez użycia fludarabiny. Firma ma zamiar zwrócić się z odpowiednim wnioskiem do FDA. Dopóki urząd nie wyda zezwoleń, testy kliniczne JCAR015 pozostają w zawieszeniu. Zwykle FDA wydaje odpowiednią decyzję w ciągu 30 dni. Jeśli nawet agencja zgodzi się na kontynuowanie testów, opóźnienie może oznaczać, że JCAR015 nie trafi na rynek, jak planowano, w przyszłym roku. Juno pracuje jednocześnie nad kilkoma terapiami CAR-T. Mają one zwalczać różne nowotwory krwi. Firma ma nadzieję, że w 2018 roku uzyska pierwszą na terenie USA zgodę na wykorzystywanie techniki CAR-T w leczeniu chorych. Informacje o śmierci pacjentów mają też dla firmy, i nie tylko dla niej, wymiar finansowy. Akcje Juno spadły o 30%, a papiery konkurencyjnej Kite Pharma, która pracuje nad podobnymi technologiami, staniały o 14%. Obie firmy modyfikują limfocyty T i obie informowały o obiecujących wynikach badań laboratoryjnych. « powrót do artykułu
  6. Dzieci, które ssą kciuki lub obgryzają paznokcie, w późniejszym życiu rzadziej zapadają na pewne choroby alergiczne - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Otago. Wniosek to pokłosie Dunedin Multidisciplinary Study, w ramach którego od narodzin w 1973-72 r. do dorosłości śledzono losy 1037 osób. Wydaje się, że ekspozycja na mikroorganizmy wskutek ssania kciuka bądź obgryzania paznokci w dzieciństwie zmniejsza ryzyko rozwoju alergii. Prof. Bob Hancox podejrzewa, że może to zmieniać działanie układu odpornościowego. Autorzy raportu z pisma Pediatrics wyjaśniają, że rodzice badanych opisywali zwyczaje dot. ssania kciuka i obgryzania paznokci, gdy dzieci miały 5, 7, 9 i 11 lat. Później w wieku 13 i 32 lat badanych oceniano pod kątem sensytyzacji atopowej, definiowanej jako dodatni test skórny na co najmniej 1 alergen. W wieku 13 lat uwrażliwienie było rzadsze wśród dzieci, które ssały kciuki lub obgryzały paznokcie (38%); w grupie, która tego nie robiła, występowało ono aż u 49% nastolatków. Hancox dodaje, że w przypadku dzieci ssących kciuki i obgryzających paznokcie ryzyko alergii spadało jeszcze bardziej i wynosiło 31%. Związek był nadal widoczny w wieku 32 lat. Utrzymywał się nawet po wzięciu poprawki na inne potencjalnie istotne czynniki, takie jak płeć, historia alergii u rodziców, posiadanie zwierząt, karmienie piersią czy palenie przez rodziców. Choć szanse, że dzieci ssące kciuk/obgryzające paznokcie będą miały alergię na roztocze lub psa czy kota, były o ok. 1/3 mniejsze niż przypadku dzieci niemających takich nawyków, w żadnym wieku nie stwierdzono związków między opisanymi nawykami a astmą bądź katarem siennym. « powrót do artykułu
  7. Psycholodzy z Wielkiej Brytanii i Australii wykazali, że jedzenie większych ilości warzyw i owoców znacząco zwiększa poziom szczęśliwości. Korzyści wykrywano dla każdej dodatkowej porcji owoców i warzyw do 8 porcji dziennie. Brytyjczycy ustalili, że osoby, które przeszły od niemal niejedzenia owoców i warzyw do spożywania 8 porcji dziennie doświadczały takiego wzrostu satysfakcji jak przy przejściu od bezrobocia do zatrudnienia. Do poprawy dobrostanu dochodziło w ciągu 24 miesięcy utrzymywania lepszej diety. Naukowcy z Uniwersytetów w Warwick i Queensland analizowali dane podłużne z dzienniczków żywieniowych 12.385 dorosłych z Household, Income, and Labour Dynamics in Australia Survey (HILDA); przyglądano się latom 2007, 2009 i 2013. Naukowcy wzięli poprawkę na zmiany w szczęśliwości i zadowoleniu z życia, wynikające ze zmian dochodu i zdarzeń osobistych. Jedzenie warzyw i owoców zwiększa szczęście o wiele szybciej, niż wpływa na poprawę zdrowia. Motywację, by zdrowo się odżywiać, zmniejsza fakt, że korzyści dotyczące zdrowia fizycznego, np. ochrona przed nowotworami, ujawnią się [dopiero] po kilkudziesięciu latach. Poprawa dobrostanu wskutek zwiększonego spożycia owoców i warzyw ma zaś charakter bardziej natychmiastowy - podkreśla prof. Andrew Oswald. Naukowcy mają nadzieję, że uzyskane wyniki pomogą w wywieraniu wpływu na ludzi, zwłaszcza z krajów rozwiniętych, by lepiej się odżywiali. Być może nasze wyniki będą skuteczniejsze niż tradycyjne komunikaty w przekonywaniu ludzi, by trzymali się zdrowej diety. Istnieje bowiem natychmiastowa nagroda psychologiczna, a nie tylko niższe ryzyko jakiejś choroby kilkadziesiąt lat później - dodaje dr Redzo Mujic. Psycholodzy odkryli, że zmiany w spożyciu owoców i warzyw pozwalają przewidzieć późniejsze zmiany w szczęściu i satysfakcji życiowej. Jedną z części studium była także analiza danych z australijskiej kampanii Go for 2&5, w ramach której promuje się zjadanie 2 porcji owoców i 5 porcji warzyw dziennie. Brytyjczycy i Australijczycy sądzą, że ostatecznie uda się połączyć ich wyniki z badaniami nad przeciwutleniaczami, które sugerują korelację między optymizmem a poziomem karotenoidów we krwi. Najpierw trzeba jednak przeprowadzić kolejne badania. « powrót do artykułu
  8. Polsko-amerykański zespół naukowy stwierdził, że gdy w 2020 roku LIGO (Laser Interferometer Gravitational wave Observatory) osiągnie pełną czułość powinien on wykrywać około 1000 fal grawitacyjnych rocznie. LIGO jako pierwszy i jedyny dotychczas instrument zarejestrował fale grawitacyjne. Specjaliści z LIGO oparli swoje przypuszczenia na podstawowym modelu wszechświata. Na jego podstawie wyliczyli liczbę gwiazd podwójnych o takiej masie i składzie, by w końcu zapadły się one do czarnych dziur i utworzyły ich układy podwójne o właściwościach powodujących, że dziury w końcu się połączą i dojdzie do emisji fal grawitacyjnych. Autorami najnowszych badań są Krzysztof Bełczyński i Tomasz Bulik z Uniwersytetu Warszawskiego, Daniel Holz z University of Chicago oraz Richard O'Shaughnessy z Rochester Institute of Technology. Obecnie oba obserwatoria LIGO, znajdujące się w Hanford w stanie Waszyngton i Livingston w stanie Luizjana, są rozbudowywane. Zwiększana jest przede wszystkim moc wykorzystywanych laserów. Ponownie pracę podejmą we wrześniu bieżącego roku. Czarne dziury powstają z gwiazd o masie większej niż 25 mas Słońca. Gwiazdy takie mają tendencję do zapadania się w sobie i tworzenia dziur o masie około 5 mas Słońca. Prawdopodobnie istnieje bardzo dużo takich niewielkich czarnych dziur w układach podwójnych. LIGO jest jednak zbyt mało czuły, by wykryć ich połączenie, odnajduje tylko te, które znajdują się blisko Ziemi. Szczęśliwie dla nas prawdopodobnie istnieje też wiele układów podwójnych, w skład których wchodzą czarne dziury o masie 20-60 mas Słońca. Podczas ich łączenia powstają fale grawitacyjne o częstotliwościach, na które wyczulony jest LIGO. Instrument potrafi wykrywać je z odległości tysięcy megaparseków. Na drugim końcu skali znajduje się niewiele supermasywnych czarnych dziur. Są one rzadkie, a podczas ich połączenia powstają fale grawitacyjne o częstotliwości zbyt niskiej, by LIGO je zarejestrował. Co ciekawe, LIGO był projektowany do rejestrowania fal grawitacyjnych z podwójnych gwiazd neutronowych. W tym czasie jedynie teoretyzowano o istnieniu podwójnych czarnych dziur. Pierwsze podwójne gwiazdy neutronowe odkryto w 1974 roku. Obecnie w naszej galaktyce znamy sześć takich par. Już w latach 70. wykorzystano je do niebezpośredniego potwierdzenia istnienia fal grawitacyjnych. Obserwacje wykazały, że orbity takich gwiazd zmieniają się tak, jak przewiduje teoria dotycząca istnienia fal grawitacyjnych. LIGO projektowano więc na potrzeby obserwacji fal z łączenia się gwiazd neutronowych. Paradoksalnie okazało się, że par takich jest niewiele, ponadto, jako że fale grawitacyjne z ich połączenia są słabsze, LIGO może zarejestrować tylko te, które miały miejsce w mniejszej odległości od Ziemi niż w przypadku łączenia się czarnych dziur. « powrót do artykułu
  9. Samsung jako pierwszy rozpocznie sprzedaż kart UFS. To karta korzystająca z nowego standardu, który jest następcą microSD. UFS (Universal Flash Storage) ma zastąpić karty eMMC oraz SD. Nowy standard oferuje nawet 5-krotnie szybszy transfer danych niż jego poprzednicy. UFS jest wspierany przez duże firmy technologiczne, jednak dotychczas żadna z nich nie zdecydowała się na rozpoczęcie sprzedaży swoich produktów w tym standardzie. Samsung jest pierwszy. Karty UFS wyglądają bardzo podobnie do kart microSD, jednak mają złącza na środku, a nie na dole. Największa i najważniejsza różnica pomiędzy oboma standardami tkwi w prędkości transferu danych. W przypadku kart USF Samsunga odczyt danych odbywa się z prędkością do 530 MB/s a zapis do 170 MB/s. Obie wartości są znacznie większe od transferów oferowanych przez karty microSD. Odczytywanie losowo rozmieszczonych danych również przebiega szybciej. Samsung informuje, że jego 256-gigabajtowa karta UFS pracuje z prędkością odczytu do 40 000 IOPS, podczas gdy przeciętna karta microSD oferuje około 1800 IOPS. Jeszcze większa różnica istnieje pomiędzy prędkościami zapisu. W przypadku UFS jest to 35 000 IOPS, w przypadku typowej karty microSD - 100 IOPS. Użycie karty UFS wymaga wykorzystania kompatybilnych czytników. Obecnie Samsung wykorzystuje format USF w telefonach Galaxy S6 i S6 Edge, które mają wbudowaną pamięć UFS. Samsung będzie sprzedawał karty UFS o pojemnościach 32, 64, 128 i 256 gigabajtów. Firma nie zdradza, kiedy będą dostępne, ani ile będą kosztowały. « powrót do artykułu
  10. W całych Tatrach żyją 1232 kozice – stwierdzili przyrodnicy podczas letniej akcji liczenia tych chronionych zwierząt. Podczas ubiegłorocznego, letniego liczenia kozic przyrodnicy zaobserwowali w Tatrach 1107 kozic. Akcja liczenia kozic odbyła się w ostatnich dniach czerwca równocześnie po polskiej i słowackiej stronie gór. Tydzień później przyrodnicy z obu stron Tatr spotkali się, aby podsumować akcję. Takie wspólne liczenie kozic odbywa się dwa razy w roku: jesienią i u progu lata. Tylko w polskiej części Tatr naliczono 385 kozic, z czego 78 młodych. Dla przyrodników istotny jest jednak wynik po obu stronach Tatr, ponieważ zwierzęta nie znają granic i bytują po obu stronach granicznej grani. Właśnie dlatego liczenie kozic odbywa się równocześnie w całych Tatrach. Grupy przyrodników poruszają się w wyznaczonych terenach od górnej granicy lasu, w kierunku grani szczytowych Tatr, obserwując i fotografując zwierzęta. Podczas letniego liczenia kozic dowiadujemy się, ile młodych przyszło na świat oraz ile kozic przetrwało najtrudniejszą dla nich porę, czyli zimę. Szczególnie cieszy przychówek, bo naliczyliśmy 165 tegorocznych koźląt, co stanowi ponad 13 proc. całej populacji tatrzańskich kozic – poinformował Jozef Hybler, zoolog Lasów Państwowych słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego (TANAP). Zdaniem przyrodników, wpływ na niewielki wzrost liczby kozic i duży przychówek miała stosunkowo łagodna tatrzańska zima. W ubiegłym roku w Tatrach narodziły się 104 młode kozice. Liczenie kozic w Tatrach organizowane jest od 1954 r., a wspólnie ze Słowakami od 1957 roku. Na przestrzeni lat przyrodnicy zaobserwowali, że liczebność kozic podlega dużym wahaniom. W 1999 r. zanotowano najniższe w historii pogłowie kozic - tylko 241 sztuk, ale kilka lat później liczba tych zwierząt zaczęła gwałtownie wzrastać. Rekordową liczbę kozic przyrodnicy zaobserwowali w 2014 r. Wówczas jesienią w Tatrach było 1389 kozic. Kozica jest symbolem zarówno polskiego, jak i słowackiego Tatrzańskiego Parku Narodowego. W Polsce, poza Tatrami, kozice żyją w Sudetach, jednak jest to gatunek alpejski sprowadzony w te góry przez Czechów na początku XX wieku. Niewielki kierdel kozic przeszedł przez granicę do Polski w latach 70. ub. wieku i zadomowił się na zboczach Śnieżnika. Kozica jest gatunkiem chronionym. Zwierzęta te żyją w niewielkich stadach, a na ich czele stoi zawsze doświadczona samica z młodym, tzw. licówka. Samce zwane capami żyją najczęściej samotnie lub tworzą grupy kawalerskie, dołączając do stad jesienią, na czas godów. « powrót do artykułu
  11. Zoo Jeans to dżinsy "zaprojektowane" przez zwierzęta z japońskich ogrodów zoologicznych. Ostatnio lwy wydrapały/wydarły dziury i nitki w materiale na 10 par spodni. Pierwsze pary oryginalnych dżinsów powstały 2 lata temu, gdy z inicjatywy organizacji non-profit Mineko Club oraz Kamine Zoo w Hitachi lwom, tygrysom i niedźwiedziom dano do zabawy owinięte w dżins ulubione zabawki: stare opony i piłki. Później przekazano go producentom odzieży, którzy upewnili się, że rozdarcia i inne elementy dizajnu znajdą się tam, gdzie trzeba. Ponieważ mimo wysokiej ceny damskie i męskie modele Zoo Jeans cieszyły się na Yahoo Auctions dużą popularnością (dochód ze sprzedaży przekazano Kamine Zoo i WWF-owi), Japończycy przymierzają się do online'owej aukcji kolejnych 10 par. Tym razem projektantami mają być wyłącznie lwy: 19-letni samiec Curtis i 16-letnia samica O'Neal z Yagiyama Zoological Park w Sendai. Dwudziestego piątego czerwca materiał trafił na wybieg kotów (także jako pokrowiec na ulubionych zabawkach, tym razem kłodach drewna). Następnie topowi producenci dżinsów, firmy Momotaro i Japan Blue, mieli z niego stworzyć 10 par spodni. Sprzedaż tegorocznej edycji zacznie się 1 sierpnia. Cena wywoławcza to 98 tys. jenów (ok. 957,5 dol.) netto. Dochód zostanie przekazany parkowi z Sendai. W ramach projektu rewitalizacji regionu Tōhoku sklep Loft z Sendai oddaje jedno ze swoich pięter do dyspozycji miejscowych studentów, którzy mogą tu promować nowe towary i usługi. W tym roku zaprezentowano właśnie Zoo Jeans, inicjatywę Tohoku Gakuin University, która tym razem ma się przysłużyć wspomnianemu wcześniej Yagiyama Zoological Park. Niżej znajduje się relacja z przygotowania dżinsów w 2014 r. « powrót do artykułu
  12. Choć wcześniejsze badania sugerowały, że czerwień prowadzi do bardziej podporządkowanego i związanego z unikaniem ryzyka zachowania (co uzasadniałoby np. wygląd znaków stopu), okazuje się, że na pewne typy osobowości kolor ten działa jak przysłowiowa płachta na byka. Zespół prof. Raviego Mehty z Uniwersytetu Illinois przeprowadził badania na prośbę holenderskiej linii zaufania dla dzieci w wieku od 8 do 18 lat, która zmagała się z plagą dowcipów. Mając na uwadze wyniki poprzednich badań nad wpływem czerwieni, autorzy publikacji z Journal of Consumer Psychology zaplanowali eksperyment, podczas którego oczekującym na połączenie z konsultantem wyświetlano ekran w jednym z trzech kolorów: czerwonym, białym lub niebieskim. Psycholodzy spodziewali się, że czerwień w tle zmniejszy liczbę fałszywych rozmów. Ku naszemu zaskoczeniu z czerwienią w tle liczba takich przypadków była [jednak] wyższa niż po zastosowaniu bieli lub błękitu; częstość ich występowania wynosiła, odpowiednio, 22 i 15%. Naukowcy zaczęli sobie zdawać sprawę, że czerwień może nasilać niezgodne z normami zachowania u osobowości nastawionych na poszukiwanie doznań. By sprawdzić, czy typ osobowości rzeczywiście wpływa na reakcję na czerwień, przeprowadzili kolejne badanie, podczas którego studenci college'u wypełniali online'owy test mierzący ich tendencję do poszukiwania doznań. Później odpowiadali oni na pytania dot. stosunku do podporządkowania. Pytania wyświetlano albo na białym, albo na czerwonym ekranie. Okazało się, że kiedy osoby z wysoką punktacją w zakresie poszukiwania doznań widziały pytania na czerwonym tle, wolały twierdzenia świadczące o oporze w stosunku do zachowań podporządkowujących. Zjawisko to nie występowało przy pytaniach na białym tle. Odkrycia Amerykanów sugerują, że założenia dotyczące czerwieni mogą się nie odnosić do wszystkich i że należy to uwzględnić np. w kampaniach przeciwko paleniu czy promujących bezpieczny seks. Potrzeba dalszych badań, by ustalić, czy odnosi się to także do zdrowego odżywiania. Jeśli tak, pewnych ludzi czerwień może zachęcać do stosowania zasad zdrowej diety, ale w przypadku osób poszukujących doznań nie będzie to dobry wybór kolorystyczny. « powrót do artykułu
  13. Badacze z Uniwersytetu we Fryburgu Bryzgowijskim przekonują, że cechy owocni palmy kokosowej można wykorzystać do projektowania budynków odporniejszych na trzęsienia ziemi. Skoro nie szkodzi im upadek z wysokości 30 m, oznacza to, że ich ściany zostały przez naturę naprawdę dobrze zaprojektowane. Owocnia składa się z 3 warstw: 1) dość cienkiego egzokarpu (skórki), 2) mezokarpu, czyli grubej warstwy brązowych włókien (koiry) i 3) tworzącego pestkę zdrewniałego endokarpu (tzw. orzecha kokosowego), w którym znajduje się nasiono. W ramach projektu naukowcy z uniwersyteckiej Grupy Biomechaniki Roślin współpracowali z inżynierami i materiałoznawcami. Próbowali określić, jak opisaną wyżej wyspecjalizowaną strukturę wdrożyć w architekturze. By ustalić, jak owocnia rozprasza energię, akademicy posłużyli się maszyną ciśnieniową i wahadłem. Analizując pękanie próbek i łącząc to z wiedzą o anatomii zdobytą dzięki mikroskopowi i tomografii, chcieliśmy zidentyfikować struktury związane [...] z pochłanianiem energii - wyjaśnia biomechanik roślin Stefanie Schmier. Okazało się, że w endokarpie, który składa się głównie z komórek kamiennych (sklereidów) z silnie zdrewniałymi ścianami, naczynia mają drabinopodobny układ, co wg naukowców, pomaga oprzeć się działaniu sił gnących. Każda komórka jest otoczona kilkoma zdrewniałymi pierścieniami, połączonymi równoległymi mostkami. Endokarp wydaje się rozpraszać energię na drodze skręcania płaszczyzny pękania. To oznacza, że żadne z nowo powstałych pęknięć [...] nie przebiega bezpośrednio przez twardą skorupę - podkreśla Schmier. Unikatowy kąt wiązek przewodzących endokarpu można by przełożyć na układ włókien tekstylnych w betonie (naukowcy wspominają o materiale FGM - od ang. functionally graded material - którego cechą charakterystyczną jest gładka, funkcyjna zmienność parametrów). W ten sposób uzyskiwano by skręcenie płaszczyzny pękania. To połączenie ultralekkiej struktury z dużą zdolnością do rozpraszania energii coraz bardziej interesuje specjalistów, którzy chcieliby w ten sposób zabezpieczać budynki przed trzęsieniami ziemi, obrywami skalnymi oraz innymi naturalnymi i spowodowanymi przez człowieka katastrofami. « powrót do artykułu
  14. Zespół astronomów z University of Arizona informuje o odkryciu planety posiadającej trzy słońca. Planeta HD 131399Ab ma najszerszą orbitę ze wszystkich znanych planet w układach składających się z więcej niż jednej gwiazdy. Wspomniana planeta znajduje się w odległości około 340 lat świetlnych od Ziemi w gwiazdozbiorze Centaura, a jej wiek oceniono na 16 milionów lat, co czyni ją jedną z najmłodszych znanych egzoplanet. Jest też jedną z niewielu, którą udało się bezpośrednio zobrazować. Specjaliści informują, że temperatura na jej powierzchni sięga 580 stopni Celsjusza, a masa samej planety jest czterokrotnie większa od masy Jowisza. HD 131399Ab jest zatem jedną z najchłodniejszych i najmniej masywnych zobrazowanych egzoplanet. HD 131399Ab to jedna z niewielu egozplanet, którą udało się bezpośrednio zobrazować. Jest też pierwszą o tak dynamicznej konfiguracji - mówi profesor Daniel Apai, szef grupy odpowiedzialnej na University of Arizona za wyszukiwanie planet. Przez około połowę okresu orbitalnego, który trwa 550 ziemskich lat, z powierzchni planety widać trzy gwiazdy. Dwie z nich, słabiej świecące, wydajś się blisko siebie i zmieniają swoje położenie względem najjaśniejszej z gwiazd. Przez znaczną część roku planety gwiazdy te znajdują się niedaleko siebie i każdego dnia planeta doświadcza trzech zachodów i trzech wschodów. Jako, że planeta jest w ruchu, a każdego dnia wydaje się, że gwiazdy oddalają się od siebie, w pewnym momencie dochodzi do sytuacji, w której wschód jednej jest skorelowany z zachodem drugiej. Wskutek tego przez około 140 ziemskich lat na planecie panuje ciągły dzień - mówi doktorant Kevin Wagner, który odkrył HD 131399Ab. Planetę zauważono po raz pierwszy za pomocą jednego z najbardziej zaawansowanych instrumentów do odnajdowania tego typu obiektów - SPHERE. Spectro-Polarimetric High-Contrast Exoplanet Research Instrument jest niezwykle czuły na podczerwień, przez co może wykryć sygnatury cieplne młodych planet. Instrument radzi sobie z zaburzeniami powodowanymi przez ziemską atmosferę i potrafi blokować światło gwiazd znalezionych planet. Jest on częścią Very Large Telescope znajdującego się w European Southern Observatory na Cerro Paranal w Chile. Wstępne obserwacje wskazują, że centralną częścią całego układu jest gwiazda HD131399A o masie o 8% procent większej od masy Słońca. Wokół niej, w odległości około 300 jednostek astronomicznych, krążą dwie pozostałe gwiazdy B i C. Jakby tego było mało B i C wirują wokół siebie, a odległość między nimi jest taka, jak między Słońcem a Saturnem. Planeta HD 131399Ab krąży wokół gwiazdy centralnej po orbicie dwukrotnie dłuższej od orbity Plutona. Naukowcy na razie wstrzymują się z oceną stabilności całego systemu. Konieczne są bowiem dalsze badania. Jeśli planeta byłaby jeszcze dalej od najbardziej masywnej gwiazdy w systemie, zostałaby z niego wyrzucona. Nasze symulacje komputerowe pokazują jednak, że jej orbita może być stabilna. Wystarczy jednak nieznacznie zmienić parametry, a całość bardzo szybko się destabilizuje - mówi Apai. « powrót do artykułu
  15. Naturalnie słone glony morskie (brunatnice) mogą zastąpić sól. Oprócz sodu zawierają też potas i magnez oraz pierwiastki śladowe. Sól działa jak naturalny wzmacniacz smaku, konserwant i ma duże znaczenie dla ludzkiego organizmu - podkreśla Dominic Wimmer z Instytutu Fraunhofera ds. Inżynierii Procesowej i Opakowań. Niestety, pozytywny wpływ zanika przy nadmiernym spożyciu. Wg danych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO), Europejczycy spożywają od 8 do 12 g soli dziennie, podczas gdy zalecana dawka to tylko 5 g dziennie. Problemem nie jest solenie przy stole, ale zawartość soli w produktach przetworzonych. Listę pozycji z największą ilością NaCl otwierają chleb, sery, przekąski, gotowe posiłki i wędliny. Największymi problemami związanymi z nadużywaniem sodu są nadciśnienie i choroby serca, ale warto wspomnieć także o chorobach nerek, osteoporozie czy nowotworach żołądka. By sprawdzić, czy wodorosty są dobrym zastępnikiem dla soli, naukowcy z Instytutu Fraunhofera współpracowali z kolegami z Islandii, Irlandii, Francji, Hiszpanii czy Słowenii. Projekt TASTE sfinansowała Unia Europejska. Poza zbadaniem smaku i zapachu udało się rozwinąć zasadnicze elementy łańcucha produkcyjnego. Niemcy testowali też chleb ze składnikiem pozyskanym z glonów. W ramach TASTE skupiono się na 3 gatunkach brunatnic: morszczynie pęcherzykowatym (Fucus vesiculosus), Saccharina latissima i Ascophyllum nodosum. Pochodzą one z Europy. Można je uprawiać w rejonach przybrzeżnych albo zbierać dziko rosnące. Naukowcy sprawdzili też, jakie zastępniki soli są obecnie dostępne na rynku. Potrzebowaliśmy punktu odniesienia, który pomagałby nam zdecydować, jak przetwarzać glony - wyjaśnia Wimmer. Częścią prac przygotowawczych było uzgodnienie terminów do opisu smaków. Smak w różnych krajach jest inny. To, co postrzega się jako rybne w Bawarii, może smakować zupełnie inaczej w Islandii, dlatego w języku smaków określenie rybny powiązano z konkretnym związkiem - trimetyloaminą. Wspólnie z partnerami badacze z Instytutu Fraunhofera określili, jakie związki wchodzą w skład glonów. Później na podstawie danych opracowaliśmy inżynierię procesowa. Celem było uzyskanie produktu z glonów, który można by przetwarzać przemysłowo jako zastępnik soli. Wyzwaniem było takie zmielenie glonów, by jednocześnie zachować ich minerały i usunąć substancje o intensywnym zapachu. Podczas gdy Niemcy zajmowali się mieleniem, gotowaniem, blanszowaniem i suszeniem, współpracownicy poddawali algi działaniu enzymów. W rezultacie uzyskano zielono-brązowy proszek, który może w przyszłości stanowić substytut soli. Pokłosiem naszej pracy są 2 metody do stosowania na S. latissima i A. nodosum, które w skali pilotażowej dają do 400 l produktu. Po pieczeniu chleb z dodatkiem glonopochodnego produktu zachowywał zielono-brązowy kolor, a słony smak nie był tak silny jak po użyciu soli. Testy nad wpływem nowego składnika na konsystencję oraz wygląd kiełbasy, przekąsek, zup i sosów nadal trwają. « powrót do artykułu
  16. Firma antywirusowa Avast kupiła swojego konkurenta, firmę AVG. Wartość transakcji to 1,3 miliarda dolarów. Oba przedsiębiorstwa powstały w Czechach i oba oferują bezpłatne oprogramowanie antywirusowe. Avast zapłacił 25 dolarów za akcję AVG. "Dokonaliśmy przejęcia w celu zwiększenia swojego zasięgu, umocnienia podstaw technologicznych i zyskania klientów w kolejnych częściach świata. Wykorzystamy ten moment do przyspieszenia wzrostu na rynku bezpieczeństwa internetowego oraz poprawienia efektywności naszego przedsiębiorstwa" - czytamy w oświadczeniu Avasta. Firma ma także nadzieję na zdobycie rynku Internet of Thing. Obecnie produkty Avasta i AVG są zainstalowane na około 400 milionach urządzeń, z czego 160 milionów to urządzenia mobilne. « powrót do artykułu
  17. Inżynierowie z Microsfotu i University of Washington poinformowali o zapisaniu 200 megabajtów danych w syntetycznym łańcuchu DNA. Medium, w którym zapisano informacje, było mniejsze niż czubek ołówka. To pokazuje, jak wielkie możliwości oferuje przechowywanie danych w DNA. Jak twierdzi Microsoft, w nośniku DNA wielkości pudełka od butów można by przechować wszystkie dane, które są obecnie publicznie dostępne w internecie. Inżynierowie Microsoftu informują, że DNA jako medium do zapisywania danych ma liczne zalety. Oferuje olbrzymią gęstość zapisu, jest niezwykle trwałe, a technologia taka nigdy się nie zestarzeje. "Tak długo jak na planecie istnieje życie oparte na DNA, zawsze będziemy zainteresowani, by dane te odczytywać. Taki sposób przechowywania danych zawsze będzie aktualny" - mówi Karin Strauss, główna badaczka Microsoftu w projekcie zapisywania danych w DNA. We wspomnianym na wstępie łańcuchu DNA specjaliści z Microsoftu i UW zapisali m.in. cyfrowe wersje dzieł sztuki, Powszechną Deklarację Praw Człowieka w ponad 100 językach, 100 najpopularniejszych książek z Project Guttengerb oraz bazę danych DNA roślin z organizacji Crop Trust. Eksperci przyznają, że do upowszechnienia się DNA jako nośnika danych jest jeszcze długa droga. Optymizmem napawa jednak fakt, że w ostatnich latach przemysł biotechnologiczny poczynił kolosalne postępy zarówno w syntetyzowaniu (kodowaniu) i sekwencjonowaniu (dekodowaniu) DNA. Niedawno informowaliśmy o zakupieniu przez Microsoft 10 000 000 długich oligonukleotydów of firmy Twist Bioscence. « powrót do artykułu
  18. Podczas prac konserwacyjnych ustalono, że paginy Codex purpureus Rossanensis (Ewangelii z Rossano), jednego z purpurowych kodeksów uncjalnych, zabarwiono mieszaniną moczu i wyciągu z porostu - orselki barwierskiej (Roccella tinctoria). Dotąd sądzono, że charakterystyczna barwa to efekt zastosowania purpury tyryjskiej, wyekstrahowanej ze ślimaków z rodzaju Murex. Orselka to podstawowe źródło orceiny. Jeden z przepisów stosowanych kiedyś w Europie Zachodniej zakładał użycie w procesie produkcyjnym fermentowanej uryny (z porostów ekstrahowano orcynol, który dzięki amoniakowi i powietrzu przekształcał się w orceinę; w owych czasach uryna była zaś jedynym źródłem amoniaku). Uważa się, że zwyczaj ten został wypleniony po upadku Cesarstwa Rzymskiego. Arabowie, którzy najechali Hiszpanię, uważali bowiem wykorzystanie moczu za nieczyste. Najprawdopodobniej to, czym dysponujemy dzisiaj, stanowi połowę oryginalnej księgi [pozostała część została zniszczona w pożarze w XVII lub XVIII w.]. Specjaliści z Centralnego Instytutu Odnowy i Konserwacji Dziedzictwa Archiwalnego i Bibliotecznego (Icrcpal) z zespołu Marii Luisy Riccardi musieli sobie poradzić ze skutkami poprzedniej konserwacji, przeprowadzonej w latach 1917-19. Uwzględniając kruchość manuskryptu, który w 2015 r. został wpisany na listę UNESCO Pamięć Świata, konserwatorzy zrezygnowali z inwazyjnych procedur. Ograniczyli się do naprawy rozcięć czy przetarć i zajęli się analizą składu iluminacji. Wczesne iluminowane średniowieczne manuskrypty były dogłębnie badane z historycznego punktu widzenia, ale rzadko w pełni opisywano ich skład [...] - podkreśla Marina Bicchieri, dyrektor laboratorium chemicznego Icrcpal. Ponieważ fluorescencja rentgenowska (ang. X-ray fluorescence, XRF) nie wykazała obecności bromu, wykluczyło to wykorzystanie w kodeksie purpury tyryjskiej. Bicchieri przystąpiła więc do eksperymentów. Przygotowywała naturalne barwniki, stosując receptury opisane w Papirusie Sztokholmskim (Papyrus Graecus Holmiensis). Badanie spektrów odbicia wskazało na idealne dopasowanie purpurowego barwnika kodeksu i barwnika uzyskiwanego z orselki z dodatkiem węglanu sodu. Bicchieri uznała, że źródłem węglanu sodu był prawdopodobnie natron. Spektroskopia Ramana wykazała zaś, że fioletowe odcienie w miniaturach uzyskano, wykorzystując pigment lakowy z jagód czarnego bzu. Analizy wykazały, że tę samą paletę stosowano konsekwentnie w całym kodeksie; w ten sposób obalono twierdzenia, jakoby jaskrawe miniatury nie pochodziły z oryginalnego dzieła z VI w., ale z XII w. « powrót do artykułu
  19. Z danych ONZ wynika, że po raz pierwszy w historii średnia roczna konsumpcja ryb w przeliczeniu na mieszkańca Ziemi przekroczyła 20 kilogramów. Z raportu FAO (Food and Agriculture Organization) dowiadujemy się, że tak duża konsumpcja ryb to wynik udoskonalonej akwakultury oraz zmniejszonego marnotrawstwa. Po raz pierwszy ludzie jedzą też więcej ryb hodowlanych niż schwytanych na wolności. Jednocześnie jednak autorzy raportu ostrzegają, że naturalne zasoby morskie są tak bardzo eksploatowane, że cały system nie jest w stanie się podtrzymywać. Powyższe informacje znalazły się w publikowanym co dwa lata raporcie State of the Wolrd's Fisheries and Aquaculture. Manuel Barange, odpowiedzialny w FAO za dział Fisheries and Aquaculture Policy and Resources, cieszy się ze wzrostu konsumpcji ryb na głowę mieszkańca. Sądzę, że to dobra wiadomość, gdyż pokazuje, iż w ciągu ostatnich pięciu dekad wzrost podaży produktów, zarówno z akwakultury, połowów śródlądowych jak i morskich, znacząco przewyższył wzrost liczby ludzkości. To bardzo znaczące zjawisko, gdyż rybołówstwo jest mniej szkodliwe dla środowiska niż inne główne źródła białka zwierzęcego. Uzyskanie mięsa rybiego pochłania sześciokrotnie mniej zasobów niż pozyskanie wołowiny i czterokrotnie mniej niż wyhodowanie wieprzowiny. Zwiększenie konsumpcji ryb jest zatem dobre dla zabezpieczania ludzkości źródła pożywienia - stwierdza Barange. Obecnie globalny przemysł akwakultury zapewnia 74 miliony ton produktów rybich rocznie. Połowa z nich pochodzi od gatunków, które nie potrzebują dodatkowego dokarmiania. To bardzo ważne, gdyż wcześniej obawiano się, że rozwój akwakultury będzie wymagał dokarmiania ryb hodowlanych rybami morskimi. To z kolei wpłynęłoby negatywnie na gospodarkę morską. Okazało się jednak, że połowę z pozyskiwanych produktów można uzyskać w ogóle bez dokarmiania - mówi Barange. Innym powodem znaczącego wzrostu konsumpcji ryb jest fakt, że coraz większy odsetek jest spożywany przez ludzi. W latach 60. ludzie jedli około 67% ryb hodowlanych i złowionych w środowisku naturalnym. Obecnie jedzą około 87%. Pozostałe 13% jest przerabianych na pokarm dla zwierząt. Obok dobrych wiadomości, są też i złe. Ludzie coraz bardziej dewastują naturalne środowisko morskie. Jeszcze w roku 1974 agencja FAO oceniała, że 90% zasobów ryb jest w stanie utrzymać swoją liczebność. W 2013 odsetek ten spadł do 68,6%. A to oznacza, że 31,4% zasobów zostało tak mocno wyeksploatowanych, iż zagroziliśmy ich biologicznej egzystencji. To pokazuje, jak ważna jest skoordynowana na poziomie ogólnoświatowym polityka zapobiegająca nadmiernym połowom. Nadmierne połowy to nie tylko problem ekologiczny, ale również społeczny i ekonomiczny. Rybołówstwo jest głównym źródłem utrzymania około 57 milionów ludzi na świecie. Aż 80% z nich mieszka w Azji. Jeśli zdewastują oni swoje łowiska, stracą źródła dochodów. Problem nie dotyczy zaś wyłącznie osób bezpośrednio łowiących ryby. Cały przemysł rybołówstwa, przetwórstwa czy handlu rybami zatrudnia 12% światowej populacji. Większość z nich to mieszkańcy krajów rozwijających się. « powrót do artykułu
  20. Porzucone przez goryle górskie przeżute liście, owoce czy liście zapewniają prosty sposób na zbadanie krytycznie zagrożonych zwierząt pod kątem zakażenia wirusami. Nie trzeba ich więc niepokoić. Autorami badania są naukowcy z One Health Institute na Uniwersytecie Kalifornijskim w Davis i z Gorilla Doctors, programu prowadzonego wspólnie przez organizację non-profit Mountain Gorilla Veterinary Project oraz UC Davis. To pierwszy przypadek, kiedy wykryto wirusy w roślinach przeżutych przez naczelne. Mamy więc technikę, którą można wykorzystywać, nie zaburzając naturalnych zachowań zwierząt - podkreśla Tierra Evans, studentka z One Health Institute. W Virunga Conservation Range, rozciągającym się na terenie Rwandy, Ugandy i Demokratycznej Republiki Konga, a także Nieprzeniknionym Lesie Bwindi pozostało ok. 880 goryli górskich. Ok. 60% zwierząt jest przyzwyczajonych do obecności ludzi ze względu na ekoturystykę. Niestety, naraża je to na zarażenie się ludzkimi patogenami. By szukając wirusów, zdobyć próbki krwi czy wykonać wymazy z jamy ustnej lub odbytu, naczelne trzeba znieczulić. Ponieważ zagrożone goryle górskie premedykuje się tylko wtedy, gdy są chore lub doznały urazu z przyczyn powiązanych z ludźmi, by monitorować stan ich zdrowia, potrzeba prostych, nieinwazyjnych metod. W ramach najnowszego studium biolodzy podążali więc za zwierzętami, trzymając się od nich w pewnej odległości. Zebrali próbki roślin przeżutych przez 383 goryle górskie i 18 koczkodanów złotych (Cercopithecus kandti). Później badano je pod kątem obecności wirusów. Okazało się, że metoda pozwala wykryć zarówno wirusy DNA, jak i RNA. To ważne, gdyż wirusy RNA z większym prawdopodobieństwem są transmitowane z ludzi na dzikie zwierzęta i na odwrót. Nieinwazyjną metodę można stosować w połączeniu z próbkowaniem moczu i kału, monitorując w ten sposób najistotniejsze drogi wydzielania wirusów u dzikich naczelnych. Praca Evans z gorylami to kontynuacja wcześniejszych badań naczelnych w Nepalu i Ugandzie, gdzie pokrywała ona liny dżemem lub sokiem z mango. Małpy traktowały je jak zabawki do żucia, dlatego naukowcy mogli później pobrać ze sznura próbki śliny. « powrót do artykułu
  21. Przykład zagrożonych żółwi zielonych (Chelonia mydas) z Raine Island pokazuje, że nie zawsze w dużej liczbie siła. Okazało się bowiem, że wskaźnik wylęgowości jest ograniczony właśnie przez zbyt dużą liczbę sąsiadujących gniazd. Raine Island to nieduża wyspa leżąca między Australią a Papuą-Nową Gwineą. Wszystko wskazuje na to, że powinna ona być rajem dla rozmnażających się żółwi zielonych, ale mimo szerokiej piaszczystej plaży czy braku drapieżników lądowych, wskaźnik wylęgowości jest tu niższy niż 30% nawet w gniazdach nieniepokojonych przez kolejne żółwie (wiele embrionów obumiera na wczesnych etapach inkubacji). Początkowo sądzono, że odpowiada za to zalewanie gniazd podczas wysokich pływów. Zauważyliśmy, że przy bardzo wysokich falach pływowych w obniżeniach terenu w rejonach wybieranych przez żółwie mogą się pojawiać kałuże - opowiada dr David Booth z Uniwersytetu Queensland. Dlatego 2 lata temu zdecydowano się podnieść część plaży o 1-1,5 m. Okazało się jednak, że choć woda nie mogła już niczego zalać, wskaźnik wylęgowości był w tym roku skrajnie niski. Rok później wskaźnik wylęgowości niepodziewanie niemal się podwoił. Dr Booth wyjaśnia, że zmieniła się jedna rzecz: mniej żółwi złożyło jaja na wyspie, co sugeruje, że na wskaźnik wylęgowości w gniazdach nieniszczonych w czasie inkubacji wpływało raczej zagęszczenie, a nie czynniki środowiskowe. Australijczyk dodaje, że skoro gniazda pozostają w dużej mierze nietknięte przez inne żółwie, najbardziej prawdopodobne wyjaśnienie jest takie, że mamy do czynienia z niskim poziomem tlenu, wysokim stężeniem dwutlenku węgla albo chorobotwórczymi mikroorganizmami. Większa liczba gniazd może powodować, że tlen pod poziomem gruntu jest szybciej zużywany, skutkując uduszeniem. Gdy zbadano przenikanie tlenu w piasku z plaży na Raine Island, okazało się, że jest ono podobne jak w odnoszących sukcesy koloniach. Oznacza to, ze właściwości samego piasku nie ograniczają ilości dostępnego tlenu. Z drugiej strony duże zagęszczenie gniazd może powodować, że bakterie albo grzyby szybko się namnażają i osiągnąwszy wyższy poziom, penetrują skorupki jaj i zabijają embriony. Dr Booth zamierza przeprowadzić eksperyment i sprawdzić, czy zastosowanie napowietrzacza z akwarium zwiększy wskaźnik wylęgowości. « powrót do artykułu
  22. Każdego roku największe koncerny wydają olbrzymie kwoty na wyszukiwanie i naprawianie błędów w swoich programach. Używają w tym celu zautomatyzowanych narzędzi analizujących kod źródłowy oprogramowania. Problem jednak w tym, że nikt nie wie, ile dziur umyka uwadze takich narzędzi, nie można zatem stwierdzić, na ile są one skuteczne. Naukowcy z New York University, MIT oraz Northeastern University postanowili podejść do problemu wydajności narzędzi debugujących w nietypowy sposób. Celowo dodają do kodu źródłowego tysiące błędów i sprawdzają, jak z ich wyszukiwaniem radzą sobie popularne narzędzia. W tym celu stworzyli oprogramowanie LAVA (Large-Scale Automated Vulnerability Addition), które masowo wprowadza błędy do kodu. Przeprowadzone przez uczonych eksperymenty nie napawają optymizmem. Okazuje się, że wiele popularnych narzędzi do wyszukiwania błędów zauważa zaledwie 2% dziur w oprogramowaniu. Profesor Brendan Dolan-Gavitt z NYU wyjaśnia, że efektywność debuggerów opiera się na dwóch wskaźnikach - liczbie fałszywie negatywnych oraz fałszywie pozytywnych alarmów. Jednak bez znajomości całkowitej liczby prawdziwych błędów nie można tak naprawdę stwierdzić, na ile dane narzędzie jest efektywne. Jedynym sposobem na ocenienie efektywności narzędzia debugującego jest kontrolowanie liczby błędów w kodzie. Właśnie to próbujemy robić za pomocą LAVA - wyjaśnia Dolan-Gavitt. Błędy wprowadzane przez LAVA mają podobne cechy, co prawdziwe błędy znajdowane w programach komputerowych. LAVA została jednak przystosowana też do wprowadzania nowych rodzajów błędów po to, by sprawdzić, jak debuggery poradzą sobie z problemami, z którymi dotychczas nie spotykały się lub na które natrafiały rzadko. Naukowcy obiecują, że publicznie udostępnią wyniki swoich badań. Co więcej, w ciągu najbliższych tygodni chcą rozpocząć projekt, w ramach którego twórcy oprogramowania będą mogli otrzymać kod z wprowadzonymi błędami, za pomocą używanych przez siebie narzędzi spróbują znaleźć te błędy i na tej podstawie otrzymają informację, na ile skuteczne są ich narzędzia. « powrót do artykułu
  23. Brązowy karzeł WISE 0855 został odkryty przed dwoma laty i od razu wzbudził zainteresowanie astronomów. Znajduje się on w odległości zaledwie 7,2 roku świetlnego od Ziemi i jest najchłodniejszym tego typu obiektem. Trudno go dostrzec nawet za pomocą największych teleskopów pracujących w podczerwieni. Naukowcom z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Cruz udało się właśnie uzyskać spektrum podczerwone WISE 08555, dzięki czemu poznali szczegóły dotyczące składu obiektu. Jednym z najważniejszych odkryć jest obecność chmur zawierających parę wodną lub zamrożoną wodę. Można było się spodziewać, że tak chłodny obiekt będzie posiadał chmury zawierające wodę. Teraz mamy na to mocne dowody - mówi profesor Andrew Skemer. WISE 0855 ma temperaturę 250 kelvinów (-23 stopnie Celsjusza). WISE 0855 to pierwsza okazja, by zbadać pozasłoneczny obiekt o masie podobnej do masy planet, który jest tak chłodny, jak nasze gazowe olbrzymy - stwierdził Skemer. Brązowe karły, takie jak WISE 0855, to obiekty klasyfikowane jako gwiazdy, które nie zapłonęły. Są samodzielne, nie krążą wokół innych gwiazd, mają masę większa ond największych planet, ale mniejszą od Słońca. Na tyle małą, że nie dochodzi w nich do przemiany wodoru w hel i z tego powodu nie są uznawane za gwiazdy. WISE 0855 jest zbyt słabo widoczny, by badać go za pomocą konwencjonalnej spektroskopii. Naukowcom udało się wykorzystać teleskop Gemini-North w połączeniu z Gemini Near Infrared Spectograph do obserwacji obiektu w zakresie około 5 mikronów. Badania prowadzone w sumie przez 14 godzin pozwoliły na odkrycie wody. Jest on pięciokrotnie słabiej widoczny niż jakikolwiek inny obiekt obserwowany z Ziemi na tej długości fali. Teraz, gdy znamy jego spektrum, możemy obserwować, co naprawdę dzieje się na obiekcie. Nasze badania wykazały, że WISE 0855 jest zdominowany przez chmury i parę wodną, wygląda bardzo podobnie do Jowisza - dodaje profesor Skemer. « powrót do artykułu
  24. Trwająca od marca br. erupcja wulkanu Mt Curry na subantarktycznej Zavodovski Island zagraża największej na świecie kolonii pingwinów maskowych (Pygoscelis antarcticus). Wyspa jest domem ponad miliona pingwinów maskowych. British Antarctic Survey (BAS) prowadziła ostatnio ponowne mapowanie Georgii Południowej i Sachwicha Południowego. Naukowców zaalarmowało trzęsienie ziemi o sile 7,2 st. w skali Richtera, które zarejestrowano w pobliżu. Analiza zdjęć satelitarnych wykazała, że to erupcja dwóch wulkanów: Mt Curry na Zavodovski Island (wysuniętej najdalej na północ wyspie Sandwicha Południowego) oraz Mt Sourabaya na Bristol Island (wyspie z południa tego archipelagu). Po trzęsieniu ziemi załogi łodzi rybackich sfotografowały wybuch na Zavodovski Island. Zdjęcia pokazują, że główny komin znajduje się co prawda po zachodniej stronie wyspy, ale dominujące wiatry transportują dym i popiół na jej wschodnią część, odkładając większą ich część na niżej położonych częściach stoku. Niestety, tam właśnie mieszkają pingwiny maskowe oraz ok. 180 tys. pingwinów złotoczubych (Eudyptes chrysolophus). Zdjęcia satelitarne wykazały, że dotąd popiół pokrył od 1/3 do 1/2 Zavodovski Island. W czasie, kiedy je zrobiono, dorosłe pingwiny pierzyły się, nie mogły się więc ratować ucieczką. Nie wiemy, jak popiół wpłynie na pingwiny. Jeśli jest ciężki i wszędobylski, może silnie oddziaływać na populację. Przygotowywane są 2 ekspedycje naukowe, by później w tym roku odwiedzić ten rejon i spróbować ocenić skutki erupcji - wyjaśnia dr Peter Fretwell. Ponieważ zdjęcia zrobiono w czasie pierzenia pingwinów maskowych, konsekwencje mogą być bardzo poważne. Gdy ptaki wrócą na rozród, ciekawie będzie zobaczyć wpływ erupcji na ich liczebność - podsumowuje ekolog pingwinów Mike Dunn. « powrót do artykułu
  25. Chiny zakończyły budowę największego radioteleskopu na świecie. FAST - Five-hundred-meter Aperture Spherical Telescope - ma, jak sama nazwa wskazuje, średnicę 500 metrów. Wkrótce rozpoczną się wstępne testy teleskopu. Następnie urządzenie będzie wykorzystywane do "wczesnych badań". Za dwa lub trzy lata FAST zostanie udostępniony naukowcom z całego świata. FAST jest znacznie większy od dotychczasowego rekordzisty, 300-metrowego radioteleskopu w Arecibo w Puerto Rico. Chiński teleskop powstał w prowincji Guizhou, w odległości 2000 kilometrów na południowy-zachód od Pekinu. Jego budowa pochłonęła 180 milionów dolarów. Naukowcy chcą za jego pomocą zajrzeć do początków wszechświata, wykryć fale grawitacyjne o niskiej częstotliwości oraz szukać sygnałów świadczących o istnieniu w kosmosie innej cywilizacji niż nasza. Peng Bo, dyrektor Laboratorium Technologii Radioteleskopowej, które budowało FAST, powiedział, że nowy teleskop ma od 5 do 10 razy większą szansę na odkrycie obcej cywilizacji, niż dotychczas używane urządzenia. W miejscu gdzie zbudowano radioteleskop znajdowała się w przeszłości wioska zamieszkała przez 65 osób. Zostały one przeniesione. Chiński rząd planuje relokację 9110 kolejnych osób mieszkających w promieniu 5 kilometrów od teleskopu. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...