-
Liczba zawartości
37640 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
247
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
ARC Centre of Excellence for Coral Reef Studies potwierdziło, że w tym roku doszło do najpotężniejszego obumierania koralowców z Wielkiej Rafy Koralowej w historii. W najsilniej poszkodowanym rejonie - 700-km pasie na północy Rafy - w ciągu 8-9 miesięcy zniknęło średnio aż 67% płytkowodnych koralowców. W centrum i na południu odnotowano na szczęście mniejsze straty. Większość tegorocznych strat dotyczy północnej, najbardziej dziewiczej części Wielkiej Rafy Koralowej. Region ten wymknął się 2 pomniejszym epizodom bielenia z 1998 i 2002 r., ale tym razem bardzo ucierpiał - opowiada prof. Terry Hughes. Dobra wiadomość jest taka, że 2/3 Rafy [...] wyszły z tego obronną ręką. W 2016 r. w centrum obumarło średnio 6% wybielonych koralowców, a na południu tylko 1%. Koralowce odzyskały swoje soczyste barwy i rafy te są w dobrej kondycji - dodaje prof. Andrew Baird. Co ważne, naukowcy odkryli też, że w obrębie przybrzeżnego północnego krańca Parku Morskiego Wielkiej Rafy utarta koralowców była mniejsza niż w innych północnych rafach. Na dalekiej północy Rafy, wzdłuż wschodniego krańca szelfu kontynentalnego odkryliśmy duży pas raf bez poważnych uszkodzeń. Sądzimy, że są one częściowo chronione przed stresem cieplnym przez upwelling chłodniejszych wód z Morza Koralowego - ujawnia Hughes. Australijczycy przypuszczają, że północny region będzie potrzebować co najmniej 10-15 lat, by się odrodzić. Obawiają się jednak, że wkrótce nastąpi 4. epizod wybielania, który zaburzy ten powolny proces. « powrót do artykułu
-
Powyżej 40. r.ż. progi reakcji układu przedsionkowego, który odpowiada za czucie głębokie, równowagę i dotyk, zaczynają się podwajać co 10 lat. Wg naukowców z Massachusetts Eye and Ear, odzwierciedla to spadek zdolności odbierania informacji dot. ruchu, równowagi i orientacji w przestrzeni. Podwyższone progi reakcji silnie korelowały ze słabszymi wynikami testów na równowagę, a z wcześniejszych badań wiemy, że u takich osób ryzyko upadku jest dużo wyższe - podkreśla dr Daniel M. Merfeld. Amerykanie ujawniają, że na pewnym etapie życia ponad połowa populacji zgłosi się do lekarza z objawami związanymi z układem przedsionkowym, np. zawrotami głowy czy nieostrym widzeniem. By sprawdzić, czy płeć i wiek wpływają na działanie układu przedsionkowego, autorzy publikacji z pisma Frontiers in Neurology poddali 105 zdrowych osób w wieku od 18 do 80 lat testom ruchowym i na równowagę. Mierzyli próg reakcji, czyli określali najsłabszy ruch/bodziec postrzegany poprawnie przez ochotnika. O ile nie stwierdzono różnic między kobietami i mężczyznami, o tyle powyżej 40. r.ż. progi wzrastały dla wszystkich badanych rodzajów ruchu. Okazało się, że wzrastające progi reakcji silnie korelowały z niemożnością ukończenia standardowego testu na równowagę. Naukowcy podkreślają, że to pokazuje, jak mocno układ przedsionkowy wpływa na ryzyko upadku. Skoro gorsze funkcjonowanie przedsionkowe prowadzi do upadków, być może potrafilibyśmy opracować pomoce lub ćwiczenia terapeutyczne [...], które by je usprawniały - podsumowuje Merfeld. « powrót do artykułu
-
W ubiegłym tygodniu pojawiły się plotki, jakoby Samsung prowadził z Lenovo rozmowy w sprawie sprzedaży chińskiej firmie swojego wydziału produkującego pecety. Wedle pogłosek firmy miały od miesięcy prowadzić rozmowy w tej sprawie i nie osiągnęły porozumienia satysfakcjonującego obie strony. Przedstawiciele Samsunga, w odpowiedzi na pytanie dziennikarzy serwisu ZDNet, zaprzeczyli plotkom i stwierdzili, że firma nie ma zamiaru pozbywać się produkcji pecetów. Pomimo tego, że w 2014 roku Samsung pozbył się swojego europejskiego wydziału pecetów, koreański koncern nie jest jeszcze gotowy, by całkowicie wycofać się z rynku komputerów osobistych. W międzyczasie pojawiła się kolejna informacja, jakoby amerykańska firma Elliott Management dążyła do podziału Samsunga, w ramach którego Samsung Electronics stałby się holdingiem obejmującym wszelkie działania operacyjne. Analitycy zgadzają się, że takie działanie uprościłoby strukturę koncernu i zapewniło większe korzyści udziałowcom. Trudno jest nie zgodzić się z logiką Elliot Management. Prostsza struktura przyniosłaby z pewnością wiele korzyści - mówi David Smith z Aberdeen Asset Management Asia. Samsung zwołał spotkani, na którym zostanie omówiona propozycja zmiany struktury koncernu. Samsung Electronics to okręt flagowy Samsung Group, w skład którego wchodzą wydziały zajmujące się telewizorami, pecetami, tabletami, drukarkami, smartfonami, urządzeniami konsumenckimi, dyskami SSD oraz półprzewodnikami. « powrót do artykułu
-
Na poziomie morza woda zaczyna wrzeć w temperaturze 100 stopni Celsjusza. Nie od dzisiaj wiadomo też, że jeśli wodę umieścimy w bardzo małej przestrzeni, zmienia się jej temperatura wrzenia i zamarzania, spadając o około 10 stopni. Teraz naukowcy z MIT zaobserwowali nowe niespodziewane zachowanie się wody. Po umieszczeniu w węglowych nanorurkach woda zamarza nawet w temperaturze, w której powinna wrzeć. Odkrycie to pokazuje, że zachowanie się materiałów ulega drastycznym zmianom gdy umieścimy je w strukturach o pojemności liczonej w nanometrach. Może też doprowadzić ono do powstania nowych urządzeń, takich jak np. wypełnione lodem przewody, które będą wykorzystywały właściwości elektryczne i termiczne lodu pozostając stabilne w temperaturze pokojowej. Gdy umieścimy płyn w nanoprzestrzeniach zaburzamy jego przejścia fazowe - mówi profesor Michael Strano. Naukowcy spodziewali się takiego zachowania, jednak zaskoczyła ich wielkość zmian oraz ich kierunek. Sądzili, że nanoprzestrzeń obniży, a nie podniesie, punkt zamarzania wody. Podczas jednego z testów stwierdzono, że woda zamarzła w temperaturze pomiędzy 105 a 151 stopni Celsjusza. Zjawisko to było silniejsze, niż ktokolwiek przypuszczał - mówi Strano. Co więcej, kolosalne zmiany wynikały z niewielkich różnic w średnicy nanorurek. Różnica w punkcie zamarzania wody pomiędzy nanorurkami o średnicy 1,05 a 1,06 nanometra wynosiła dziesiątki stopni Celsjusza. Wszystkie założenia się sypią, gdy dochodzimy do naprawdę małych rozmiarów. To całkowicie niezbadany teren - stwierdza uczony. Już wcześniej różne zespoły naukowe próbowały przeprowadzić podobne eksperymenty, jednak dawały one sprzeczne wyniki. Jedną z przyczyn był fakt, że niewiele grup naukowych jest w stanie tak precyzyjnie mierzyć nanorurki, nikt nie zdawał sobie sprawy, że tak minimalne różnice w wymiarach mogą odgrywać tak wielką rolę, stąd problemy z uzyskiwanymi wynikami. Jak zauważa profesor Strano, zadziwiający jest już fakt, że do nanorurek udaje się wprowadzić wodę. Węglowe nanorurki są uważane za materiał hydrofobowy, więc nie do końca wiadomo, w jaki sposób woda trafia do ich wnętrza. Zespół Strano wykorzystał technikę zwaną spektroskopią wibracyjną, która pozwala na śledzenie molekuł wody wewnątrz nanorurek. Dzięki niej jako pierwszy był w stanie przeprowadzić precyzyjne pomiary, nie tylko potwierdzające, że woda znajduje się w nanorurkach, ale pozwalające również na określenie jej fazy. Możemy stwierdzić, czy jest tam płyn, gaz czy ciało stałe - mówi Strano. Naukowcy unikają używania w tym wypadku słowa "lód", gdyż jest ono zarezerwowane dla określonej struktury krystalicznej, a jeszcze nie udało się wykazać, że powstaje ona w nanorurkach. To niekoniecznie jest lód, ale jest to faza podobna do lodu - wyjaśnia Strano. Okazało się też, że takie ciało stałe roztapia się w temperaturze dużo wyższej od temperatury topnienia lodu, dlatego też powinno być ono niezwykle stabilne w temperaturze pokojowej. Mogą dzięki temu powstać 'lodowe kable', które będą świetnie przewodziły protony, gdyż woda przewodzi je co najmniej 10-krotnie lepiej niż typowe materiały przewodzące. W ten sposób uzyskamy bardzo stabilne wodne kable - dodaje profesor Strano. « powrót do artykułu
-
Pierwszy antarktyczny chrząszcz z rodziny biegaczowatych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Amerykańscy naukowcy odkryli na Lodowcu Beardmore'a (85°S) skamieniałe pokrywy pierwszego znanego antarktycznego reprezentanta rodziny biegaczowatych. Należały one do dwóch osobników. Owad opisany w periodyku ZooKeys to jedyny reprezentant nowego rodzaju. W hołdzie George'owi E. Ballowi, znanemu karabidologowi (badaczowi biegaczowatych), który niedawno obchodził 90. urodziny, gatunkowi nadano łacińską nazwę Antarctotrechus balli. Jego najbliższymi żyjącymi krewnymi są chrząszcze z rodzaju Trechisibus z Ameryki Południowej, Falklandów i Georgii Południowej, a także z rodzaju Tasmanorites z Tasmanii i Australii. Doktorzy Allan Ashworth z Uniwersytetu Stanowego Dakoty Północnej i Terry Erwin z Instytutu Smithsona przypominają, że współczesna owadzia fauna Antarktydy jest bardzo uboga i składa się z zaledwie 3 gatunków ochotkowatych (przy czym jeden został prawdopodobnie zawleczony z Georgii Południowej). Brak bioróżnorodności jest uznawany za skutek małej wilgotności powietrza, braku wegetacji i niskich temperatur. Amerykanie uważają, że A. balli zamieszkiwał porośnięte rzadką roślinnością brzegi strumienia przepływającego przez sandr. Ze skamieniałościami znaleziono typowe dla ekosystemów tundrowych bukany, jaskry czy rośliny poduszkowe. Nie wiadomo, czy chrząszcz umiał latać. Wszystko wskazuje na to, że plemię Trechini, do którego należy A. balli, było rozpowszechnione na Gondwanie. Wydaje się też, że A. balli oraz inne elementy biomu tundry zamieszkiwały cieplejszą Antarktykę przez długi czas po oderwaniu Tasmanii i południa Ameryki Południowej. We wnętrzu Antarktydy wymarły one dopiero ok. 14 mln lat temu, a na jej obrzeżach 10-13 mln lat temu. « powrót do artykułu -
Piksele, wektory i inne stwory. Grafika komputerowa dla dzieci
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Książki
Grafika komputerowa zazwyczaj kojarzy się z wyretuszowanymi zdjęciami modeli i modelek. W rzeczywistości daje nam o wiele większe możliwości. Książka Piksele, wektory i inne stwory jest wprowadzeniem do grafiki komputerowej dla dzieci i nie tylko. Dowiesz się, czym są tryby kolorów, na czym polega różnica między grafiką rastrową a grafiką wektorową, a także zobaczysz, na co należy zwrócić uwagę, przygotowując plik do publikacji w internecie oraz do druku. Poznasz programy do grafiki rastrowej: Photoshop Online Tools, Adobe Photoshop CC . Pierwsza z tych aplikacji jest bezpłatna i dostępna w wersji webowej. Zawiera wszystkie podstawowe i najbardziej niezbędne narzędzia, które znajdziesz też w drugim, komercyjnym, programie. Dzięki Photoshop Online Tools nauczysz się korygować fotografie, stosować różne ciekawe efekty, zmieniać ustawienia obrazu, np. balans bieli, nasycenie kolorów lub kontrast. Photoshop CC natomiast ułatwi Ci zrozumienie istoty warstw i ich stosowania. Jeśli chcesz zaprojektować ulotkę, logo, wizytówkę, powinny Cię zainteresować aplikacje do grafiki wektorowej: Inkscape (bezpłatny) i CorelDRAW X8. Nauczysz się używać linii pomocniczych, korzystać z mechanizmów pozwalających na powielanie elementów, a także ich jednoczesne przekształcanie. Zobaczysz, że grafika wektorowa może być tak samo ciekawa, jak grafika rastrowa. W publikacji przedstawiono kompletne przykłady, a każdy etap pracy został dokładnie opisany i zilustrowany, co pozwala na porównanie własnego dzieła z omawianym ćwiczeniem. Pamiętaj, że jedynym ograniczeniem w grafice komputerowej jest wyobraźnia. Projekty mogą być ciekawe już dzięki kilku narzędziom. Już dziś rusz szare komórki i stwórz coś fajnego! -
NASA pracuje nad żywnością dla załóg Oriona
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Astronauci, którzy na pokładzie pojazdu Orion będą odbywali wielotygodniowe misje w przestrzeni kosmicznej, muszą coś jeść. Nie będą oni mieli takich luksusów jak ich koledzy z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej mogący komponować swoje posiłki z około 200 różnych dań. Na Orionie jest niewiele miejsca, a w czasie trwania misji do pojazdu nie będą docierały misje zaopatrzeniowe. Dlatego też eksperci z NASA intensywnie pracują nad posiłkami dla załóg Oriona. Naukowcy opracowują specjalne batony, które muszą być lekkie ze względu na koszty ich wyniesienia w przestrzeń kosmiczną, a jednocześnie powinny zapewniać energię oraz wszystkie niezbędne substancje odżywcze. Gdy masz coś, co dostarcza 700-900 kalorii, to posiłek ten będzie miał pewną masę, niezależnie od kształtu i składu. Obecnie, opracowując nowe metody pakowania i przechowywania, staramy się jak najbardziej zmniejszyć masę posiłków śniadaniowych. Możemy zaoszczędzić wiele miejsca jeśli uda się nam opracować pojedynczy baton, który posłuży za całe śniadanie dla jednej osoby - mówi Jessica Vos, odpowiedzialna za technologie zdrowotne i medyczne misji Orion. Przyjęto założenie, że na śniadanie astronauci będą mogli spośród wielu smaków wybrać jeden baton. Wybór posiłków na obiad i kolację będzie podobny jak na ISS, a Orion zostanie wyposażony też w podgrzewacze żywności. Zaprojektowanie odpowiednich batonów nie jest prostą sprawą. Obecnie nie ma na rynku batonów, które spełniają nasze oczekiwania, musimy więc opracować coś, co się sprawdzi i co będzie można przechowywać przez wiele lat - mówi Takiyah Sirmons z Advanced Food Technology w Johnson Space Center. Naukowcy muszą brać też pod uwagę... psychikę załogi. Nie od dzisiaj wiadomo, że wygląd, smak i zapach jedzenia mają wpływ na nasze samopoczucie. Niezwykle ważnym jest więc zbadanie, jaki wpływ psychologiczny będą miały nowe batony na astronautów. Batony, opracowywane przez Advanced Food Technology we współpracy z Human Research Program, są testowane przez astronautów wewnątrz pomieszczeń HERA. To trzypiętrowy habitat znajdujący się na terenie Johnson Space Center, w którym symulowane są odizolowanie i oddalenie załogi przebywającej w przestrzeni kosmicznej. NASA pracuje też nad zapewnieniem żywności podczas jeszcze dłuższych misji, takich jak planowana podróż na Marsa. Prowadzona jest testowa hodowla roślin uprawnych, opracowywane są opakowania, które mają zapewnić odpowiednie przechowywanie żywności w warunkach zmieniających się temperatur. Pierwsza załogowa misja Oriona planowana jest na rok 2021. « powrót do artykułu -
Naukowcy uważają, że do walki z lekoopornymi bakteriami można wykorzystać żywy antybiotyk - drapieżne bakterie Bdellovibrio bacteriovorus. Badania na modelu zwierzęcymi, których wyniki ukazały się w piśmie Current Biology, nie wykazały żadnych skutków ubocznych. Zespół z Uniwersytetu Nottingham oraz Imperial College London (ICL) zasugerował się tym, że B. bacteriovorus uśmiercają w naturalnym środowisku i w warunkach in vitro wiele Gram-ujemnych patogenów. W eksperymentach wykorzystano larwy danio pręgowanego (Danio rerio), zakażone lekooopornym szczepem Shigella flexneri. S. flexneri wywołuje u ludzi zatrucia pokarmowe (czerwonkę). Brytyjczycy wstrzyknęli larwom śmiertelną dawkę szczepu M90T S. flexneri (jest on oporny na streptomycynę i karbenicylinę). Następnie do zakażonego miejsca wprowadzano B. bacteriovorus. Doprowadziło to do spadku liczby patogenów. Pod nieobecność Bdellovibrio larwy nie były w stanie kontrolować namnażania bakterii. Obrazowanie wykazało, że Bdellovibrio dostawały się do przestrzeni peryplazmatycznej ofiary, gdzie dochodziło do ich replikacji. Ostatecznie Bdellovibrio były fagocytowane przez neutrofile i makrofagi; wcześniej miały jednak wystarczająco dużo czasu, by się rozprawić z S. flexneri. Co ważne, Bdellovibrio zmniejszały obciążenie patogenami także u larw pozbawionych leukocytów. Przeżycie było jednak znacznie lepsze u rybek ze sprawnym układem immunologicznym. Wskazuje to, że maksymalna korzyść terapeutyczna z zastosowania Bdellovibrio stanowi wynik współpracy drapieżnika z układem odpornościowym gospodarza. Dr Serge Mostowy z ICL podkreśla, że Bdellovibrio prezentują naturalną synergię z układem odpornościowym i pozostają w organizmie na tyle długo, by zabić patogeny [...]. Akademicy podkreślają, że Bdellovibrio mogą uśmiercić szereg bakterii Gram-ujemnych, np. pałeczki okrężnicy (Escherichia coli) czy bakterie z rodzaju Salmonella. Wcześniejsze badania na kurach wykazały m.in., że za pomocą podawanych doustnie drapieżnych bakterii można zmniejszyć liczbę patogenów w żołądku. W obecnych czasach i okolicznościach ważniejsze pozostaje jednak znalezienie alternatywnych terapii zakażeń ran i narządów. « powrót do artykułu
-
Archeolodzy odkryli w Egipcie miasto sprzed 5 tys. lat
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Humanistyka
W Egipcie, 400 m na południe od świątyni Setiego I, odkryto miasto sprzed ponad 5 tys. lat (z ok. 3300 r. p.n.e.) z domami, kamiennymi narzędziami, ceramiką i nekropolią złożoną z dużych grobowców (mastab) z cegły mułowej. Eksperci podkreślają, że ich rozmiary sugerują, że zmarli zajmowali wysoką pozycję społeczną. Uważa się, że w mieście mieszkali starsi urzędnicy, odpowiedzialni za budowę królewskich grobów w Abydos. O odkryciu poinformował 23 listopada dr Mahmoud Afify z Ministerstwa Starożytności. Wg niego, narzędzia i ceramika z miasta wskazują, że zaopatrywało ono budowniczych grobowców w niezbędne produkty. « powrót do artykułu -
Brytyjsko-amerykański zespół odkrył, że komunikacja między dwoma białkami, z których jedno znajduje się w aparacie Golgiego, umożliwia zmianę kształtu i przerzutowanie komórek raka płuc. Naukowcy porównują to do wyjęcia śledzi i zapadnięcia namiotu, który może być w takiej postaci przeniesiony w inne miejsce. Okazuje się, że białko PAQR11 z aparatu Golgiego dostaje sygnał od innego białka - czynnika transkrypcyjnego Zeb1. Uruchamia to transport pęcherzyków, które zmieniają swoje zwykłe trasy i doprowadzają do przekształcenia obwodu komórki. Dzięki temu może się ona oderwać z ustalonej pozycji w płucach i przemieścić do innych części ciała. Dr Daniel Ungar z Wydziału Biologii Uniwersytetu Yorku proponuje, by wyobrazić sobie komórkę nowotworową jako namiot. Ma ona ustalone krawędzie, które pozwalają jej zachować kształt i pewnie zakotwiczyć się w podłożu, zabezpieczając zawartość. Bez zmiany architektury nie dałoby się jej przetransportować. By przenieść namiot, musimy zmienić jego wewnętrzny układ i złożyć boki. Wtedy da się go podnieść i rozbić w innym miejscu. Podobne zjawiska zachodzą w czasie przerzutowania - zmiana zewnętrznych krawędzi odczepia komórkę od podłoża. Ungar dodaje, że teraz można będzie opracować lek, który zaburzy komunikację między PAQR11 i Zeb1. Następnym etapem badań będzie ustalenie, jak obrać ten proces na cel, nie zaburzając funkcji komórek nienowotworowych. « powrót do artykułu
-
Odkrycie dzięki zapiskom w dziennikach podkładowych
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Dzienniki okrętowe z czasów początków eksploracji Antarktyki (tzw. Heroiczy Okres Eksploracji Antarktyki 1897-1917) potwierdzają, że antarktyczny lód morski jest znacznie bardziej odporny na zmiany klimatu niż lód morski z Arktyki. Naukowcy z University of Reading przeanalizowali zapiski z ekspedycji Scotta, Shackeltona i von Drygalskiego, dzięki czemu dowiedzieli się, jaki był zasięg lodu morskiego na przełomie XIX i XX wieku. Porównując te dane z obrazami dostarczanymi obecnie przez satelity uczeni stwierdzili, że od początku XX wieku letnia morska pokrywa lodowa w Antarktyce skurczyła się co najwyżej o 14%. Dzięki prowadzonym od 30 lat obserwacjom satelitarnym wiemy, że w ostatnich dziesięcioleciach zasięg lodu morskiego w Antarktyce nieco się zwiększył. Naukowcy próbują zrozumieć tę informację w kontekście globalnego ocieplenia, ale nasze nowe badania sugerują, że nie jest to nowe zjawisko. Jeśli rzeczywiście przed 100 laty zasięg lodu był taki, jak oceniamy na podstawie naszych badań, to być może pomiędzy początkiem a połową XX wieku doszło do podobnego wzrostu, do jakiego dochodzi obecnie. Wcześniejsze badania sugerują bowiem, że około połowy XX wieku zasięg lodu był znacznie większy - mówi Jonathan Day, główny autor badań. Analizy Daya i jego zespołu opublikowane w piśmie The Cryosphere to pierwsze badania, które rzucają nieco światła na zasięg antarktycznego lodu morskiego przed latami 30. ubiegłego wieku. Wynika z nich, że na początku XX wieku zasięg tego lodu był podobny do dzisiejszego, a pokrywa lodowa miała od 5,3 do 7,4 miliona kilometrów powierzchni. Jedyną istotną różnicą jest fakt, że wówczas Morze Weddela było w znacznym stopniu pokryte lodem. Z innych badań wiemy, że w latach 50. XX wieku pokrywa lodowa była większa niż na początku wieku oraz obecnie. Badania grupy Daya sugerują, że w XX wieku w Antarktyce dochodziło do znacznych zmian zasięgu lodu morskiego, a zmiany te zachodziły na przestrzeni dekad. Obecnie prowadzony jest duży projekt naukowy, którego celem jest odtworzenie - na podstawie analiz dzienników okrętowych - informacji o dawnym zasięgu lodu morskiego na obu biegunach. Ocean Południowy to w dużej mierze 'czarna dziura' pod względem danych dotyczących historycznych zmian zasięgu lodu. Planujemy jednak analizę kolejnych dzienników pokładowych ekspedycji naukowych i wielorybniczych, co pozwoli nam lepiej zrozumieć zmiany klimatyczne w przeszłości oraz modelować to, co może czekać nas w przyszłości, stwierdził Day. « powrót do artykułu -
Nowe przepisy zaszkodzą rynkowi środków homeopatycznych?
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Medycyna
Amerykańska Federalna Komisja Handlu (FTC) opublikowała raport, w którym czytamy, że reklamy produktów homeopatycznych powinny spełniać te same standardy odnośnie stwierdzeń padających w reklamie, co inne towary, których producenci twierdzą, że ich zażywanie jest korzystne dla zdrowia. FTC nie może zakazać sprzedaży produktów homeopatycznych - jedynie FDA (Agencja ds. Żywności i Leków) ma takie uprawnienia - jednak będzie wymagała, żeby na produktach homeopatycznych znalazła się informacja, że brak jest dowodów naukowych, iż produkty te działają oraz że homeopatia opiera się na teoriach z XVIII wieku, które nie są akceptowane przez współczesną medycynę. FTC stwierdziła również, że leki homeopatyczne powinny być regulowane przez FDA równie surowo, co inne leki. Można się w tym miejscu zastanowić, czy wobec tego producenci homeopatyków mogli kłamać w reklamach? W 1988 roku FDA zawarła z przemysłem homeopatycznym umowę, na podstawie której mógł on sam regulować zasady reklamowania się, pod warunkiem, że na środkach homeopatycznych znajdzie się informacja, iż dane dotyczące tych środków nie były weryfikowane przez FDA. Innymi słowy, producenci środków homeopatycznych zyskali prawo do kłamania. Homeopatia to potężny biznes. W 2007 roku Amerykanie wydali na środki homeopatyczne 2,9 miliarda USD. « powrót do artykułu -
Słuchanie muzyki podczas jedzenia czekolady wpływa na nasze odczucia. Przeprowadzony w laboratorium eksperyment dowiódł, że mechanizmy percepcji mózgu są bardziej złożone niż sądzono. Badacze z brukselskiego Vrije University oraz Crossmodal Research Lab na Oxford University poprosili o pomoc 116 ochotników. Każdy z nich jadł dwa kawałki belgijskiej czekolady, słuchając przy tym dwóch specjalnie skomponowanych utworów muzycznych - nagrania fletu, które miało zwiększać poczucie gładkości czekolady oraz nagranie skrzypiec mające zwiększać poczucie jej ziarnistości. Uczestnicy badań jedli dwukrotnie tę samą czekoladę. Za każdym razem słuchali jednego z dwóch nagrań i nie wiedzieli, że czekolada jest identyczna. 'Kremowe' nagranie zwiększało u nich odczucie słodkości i gładkości czekolady w porównaniu z odczuciami podczas słuchania 'szorstkiego' nagrania skrzypiec - czytamy w artykule opisującym wyniki badań. Pomimo, że uczestnicy woleli słuchać 'kremowego' nagrania, to nie wpływało to na ich ogólne zadowolenie z czekolady - dodają naukowcy. Profesor Charles Spence z Oksordu zauważa, że mamy tu do czynienia z przykładem synestezji. Trudno jest oddzielić te doświadczenia. Uczucia co do jednej rzeczy wpływają na to, co myślimy o innej, doświadczanej w tym samym momencie. Felipe Reinoso Carvalho z Vrije University, podkreśla, że eksperyment wykazał, iż dźwięk wpływa nie tylko na smak, który jest podatny na manipulacje, ale również na bardziej subtelne właściwości pokarmów. Tutaj chodzi o teksturę, nie o smak. O bardziej złożone odczucia. Gładkość jest powiązana z harmonią, legato, płynnymi przejściami, pogłosem. Szorstkość jest na drugim krańcu doświadczeń muzycznych - stwierdza. « powrót do artykułu
-
Mit śpiewającego węża obalony dzięki płazom
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Zgodnie z legendą, powszechną zarówno wśród tubylców (Szuarów czy Achuarów), jak i kolonizatorów Amazonii i Ameryki Środkowej, groźnica niema (niema, bo pozbawiona grzechotki na ogonie) potrafi śpiewać. Ponieważ naukowcy byli pewni, że to tylko mit, bo wąż nie potrafi wokalizować, postanowili rozwiązać tę zagadkę. Podczas badań terenowych w Ekwadorze i Peru okazało się, że wąż, oczywiście, nie śpiewa, a źródłem dźwięku są duże rzekotki, które ukrywają się w pustych pniach drzew. Oba gatunki należą do rodzaju Tepuihyla, a jeden - T. shushupe - stanowi dla biologów zupełną nowość. Jego łacińska nazwa nawiązuje do funkcjonującego od dawna mitu, bo shushupe to jedno z określeń, jakim posługują się Indianie w odniesieniu do groźnicy. Drugim śpiewającym gatunkiem jest T. tuberculosa. Zawołania są bardzo nietypowe jak na rzekotki, bo jako głośne gdakanie przypominają raczej wokalizacje ptaków. Do tej pory nie wiadomo, czemu Indianie przypisywali je wężom. Artykuł na temat odkrycia ukazał się w piśmie ZooKeys. « powrót do artykułu -
Facebook w tajemnicy opracował oprogramowanie, za pomocą którego cenzuruje wpisy użytkowników z Chin. Jak donosi The New York Times, wspomniane oprogramowanie powoduje, że określone treści nie są pokazywane użytkownikom znajdującym się w określonych lokalizacjach. Od dawna mówiliśmy, że jesteśmy zainteresowani Chinami i że staramy się zrozumieć ten kraj oraz dowiedzieć się o nim jak najwięcej. Nie podjęliśmy jednak jeszcze żadnej decyzji dotyczącej Chin - oświadczył rzecznik prasowy Facebooka. Chiński MSZ odmówił udzielenia komentarza, a Administracja ds. Cyberbezpieczeństwa Chin, odpowiedzialna za regulowanie krajowego internetu, nie odpowiedziała na zapytanie dziennikarzy. Facebook został zakazany w Chinach po zamieszkach w Sinciangu z lipca 2009 roku. Władze chciały w ten sposób utrudnić przepływ informacji wśród zbuntowanych Ujgurów. Wiadomo, że Facebook przygotował oprogramowanie, które pozwala stronom trzecim monitorować rozpowszechniane w serwisie treści. Operator takiego oprogramowania będzie w stanie zdecydować, czy dany post zostanie wyświetlony użytkownikom. Na razie jednak brak jest dowodów, że oprogramowanie to zostało udostępnione władzom Chin. Z raportu opracowanego przez samego Facebooka wiemy, że firma ogranicza dostęp do treści w wielu krajach. W Rosji ograniczane są treści, które - zdaniem władz - naruszają integralność Federacji Rosyjskiej oraz prawo zakazujące urządzania masowych zamieszek i promowania sprzedaży narkotyków. W Pakistanie cenzurowane są treści będące bluźnierstwem, a we Francji treści zaprzeczające Holokaustowi czy wspierające terroryzm. We Francji, na podstawie przepisów o ochronie godności ludzkiej, ocenzurowano zdjęcie z zamachów terrorystycznych w Paryżu. Jednocześnie Facebook jest oskarżany o to, że robi zbyt mało, by usuwać nieprawdziwe informacje, które mogły mieć wpływ na wynik wyborów w USA. « powrót do artykułu
-
Włamując się do telefonu, można ukraść teslę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Bezpieczeństwo IT
Wystarczy zainfekować szkodliwym kodem telefon właściciela tesli, by ukraść jego samochód, twierdzą norwescy eksperci z firmy Promon. W ubiegłym miesiącu Chińczycy z Keen Lab wykazali, że włamując się do samego komputera samochodu Tesla Model S można z odległości nawet 20 kilometrów przejąć kontrolę nad pojazdem. Norwegowie wybrali inny sposób. Zamiast dokonywać trudnego ataku na oprogramowanie samochodu, postanowili włamać się na telefon jego właściciela. Wielu posiadaczy tesli wykorzystuje smartfon do interakcji ze swoim pojazdem. Gdy właściciel tesli instaluje na swoim smartfonie aplikację do sterowania pojazdem, musi zabezpieczyć ją hasłem i nazwą użytkownika. Na tej podstawie aplikacja generuje token OAuth. Dzięki niemu nie trzeba wypisywać nazwy użytkownika i hasła za każdym razem, gdy uruchamiamy aplikację. Norwegowie odkryli,że token jest przechowywany w formie niezaszyfrowanej w osobnym folderze aplikacji. Zawartość tokena można odczytać, jeśli ma się dostęp do telefonu właściciela tesli. Eksperci z Promon mówią, że bardzo łatwo jest stworzyć działającą pod Androidem aplikację zawierającą szkodliwy kod taki jak Towelroot czy Kingroot, który pozwala na zwiększenie uprawnień aplikacji-matki i odczyt oraz kradzież danych. OAuth pozwala na różnego typu interakcje z samochodem, nie umożliwia jednak jego uruchomienia. Aby odpalić silnik tesli haker musi znać hasło użytkownika. Zdobycie hasła ułatwia fakt, że OAuth jest automatycznie usuwany po 90 dniach, a użytkownik generuje nowy token wpisując hasło. Wystarczy zatem, że haker zainfekuje telefon odpowiednim kodem, który usunie token. Wówczas użytkownik będzie musiał wpisać na telefonie swoje hasło celem utworzenia nowego tokenu, a szkodliwy kod może to hasło zapisać, przesłać hakerowi oraz odczytać zawartość nowego tokenu. Zdaniem ekspertów, gdy już się uda zainfekować telefon za pomocą aplikacji zawierającej Towelroot czy Kingroot, dalsza część ataku nie stanowi większego problemu. Haker może z łatwością modyfikować kod aplikacji tesli. To pozwala na uruchomienie silnika samochodu bez kluczyka, otwieranie drzwi czy śledzenie pojazdu. Teoretycznie możliwe są również inne działania, ale eksperci ich nie testowali. Do przeprowadzenia skutecznego ataku wystarczy wysłać na serwery Tesli odpowiednio spreparowane zapytanie HTTP zawierające token ofiary oraz, w miarę potrzeb, jej hasło. « powrót do artykułu -
Badanie na szczurach pokazało, że niewielkie ilości alkoholu nie zwiększają ogólnej liczby spożytych kalorii. Oznacza to, że gryzonie korygują ilość zjedzonych pokarmów o liczbę kalorii wypitych z alkoholem. Naukowcy z Uniwersytetu Illinois wyjaśniają, że szczury będą pić etanol, jeśli im się go udostępni. Z własnej woli nie będą się jednak upijać. Sprawdzałam, czy picie alkoholu wpłynie na ogólną liczbę spożywanych kalorii i zmiany wagi. Wyniki dotyczące dowolnego picia wskazują, że nie, przynajmniej u szczurów - twierdzi prof. Nu-Chu Liang. Kiedy jednak, by naśladować upijanie się u naszego gatunku, Amerykanie podawali zwierzętom w zastrzykach większe dawki alkoholu, wyniki były zupełnie inne. Przy stężeniach alkoholu we krwi, które odpowiadają intoksykacji u ludzi, gryzonie jadły mniej i zaczynały chudnąć. Wysokie stężenie alkoholu hamuje apetyt i przyrost wagi, ale bardziej przypomina [to] brak apetytu i chudniecie w czasie choroby. Liang podkreśla, że szczury są lepszymi modelami ludzkiego odżywiania niż myszy, bo należą do większych ssaków i łatwiej zmierzyć ich spożycie pokarmu. Poza tym wzorce ich odżywiania i odpowiadające za to sieci mózgowe także są bardziej podobne do naszych. Amerykanie mają świadomość ograniczeń swojego badania. O ile kilka badań na ludziach pokazało, że umiarkowane spożycie alkoholu stymuluje apetyt, o tyle u szczurów nie było tego widać. Powodem może być jednak to, że gryzonie codziennie jedzą to samo - standardową laboratoryjną karmę. Nie da się zatem wykluczyć, że ich zainteresowanie pokarmem jest osłabione przez przyzwyczajenie. Liang dodaje, że przyszłe badania będą lepiej odzwierciedlać warunki, w jakich ludzie spożywają alkohol. Kiedy ludzie piją, często ma to miejsce w środowisku pobudzającym apetyt, np. przy kolacji lub na spotkaniach towarzyskich. Wypija się wtedy lampkę wina. Poziom alkoholu wzrasta, ale nie następuje upojenie. Wokół jest dużo jedzenia, spośród którego można wybierać. Wyniki studium ukazały się w piśmie Pharmacology, Biochemistry and Behavior. « powrót do artykułu
-
Niewykluczone, że dojdzie do kolejnej konsolidacji na rynku pecetów. Pojawiły się bowiem nieoficjalne informacje, jakoby Samsung miał zamiar sprzedać Lenovo swój wydział produkcji komputerów osobistych. Jeśli to prawda, byłby to kolejny ruch Samsunga mający na celu pozbycie się niektórych wydziałów i skoncentrowaniu się na zasadniczej działalności firmy. We wrześniu dowiedzieliśmy się, że koreańska firma sprzedaje HP wydział drukarek i kopiarek. Lenovo to największy na świecie producent pecetów. Samsung jest na tym rynku niewielkim graczem. Przed dwoma laty Koreańczycy wycofali się z europejskiego rynku laptoptów, gdyż nie przynosił im on spodziewanych zysków. Ze zdobytych przez media informacji wynika, że rozmowy pomiędzy Samsungiem a Lenovo toczą się od wielu miesięcy. Podobno są one trudne, nie można wykluczyć, że do transakcji nie dojdzie. Samsunga ma reprezentować firma prawnicza Paul Hastings, a Lenovo zatrudniło firmę Freshfields Bruckhaus Deringer. Samsung wycenia swój wydział pecetów na 850 milionów USD. « powrót do artykułu
-
Po zaburzeniach afektywnych, takich jak depresja, u młodych ludzi pojawiają się często zapalenia stawów i choroby przewodu pokarmowego. Podobny związek istnieje między zaburzeniami lękowymi i chorobami skóry - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu w Bazylei i Ruhr-Universität Bochum. Niemiecko-szwajcarski zespół zastanawiał się, czy choroby fizyczne i psychiczne systematycznie współwystępują od wczesnego wieku. By odpowiedzieć na to pytanie, naukowcy, których badania sfinansowała Szwajcarska Narodowa Fundacja Nauki, przeanalizowali dane reprezentatywnej próby 6.483 nastolatków z USA w wieku 13-18 lat. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE zauważyli, że pewne choroby fizyczne występują częściej, jeśli dzieci cierpiały wcześniej na pewne zaburzenia psychiczne. Na podobnej zasadzie określone problemy psychiczne pojawiają się częściej po konkretnych chorobach fizycznych. I tak po zaburzeniach afektywnych, np. depresji, częściej odnotowywano zapalenia stawów i choroby żołądkowo-jelitowe, zaś po zaburzeniach lękowych - problemy ze skórą. Okazało się również, że zaburzenia lękowe były częstsze u ludzi z chorobami serca. Po raz pierwszy natrafiono też na korelację między zaburzeniami padaczkowymi a późniejszymi zaburzeniami odżywiania. Badacze podkreślają, że nowo odkryte zależności czasowe mogą wskazywać na procesy, które 1) zapoczątkowują choroby fizyczne i psychiczne i 2) mają wpływ na ich leczenie. Po raz pierwszy wykazaliśmy, że epilepsja wiąże się z podwyższonym ryzykiem zaburzeń odżywiania - wcześniej fenomen ten był opisywany tylko w pojedynczych analizach przypadku. To sugeruje, że metody stosowane w leczeniu padaczki mają również pewien potencjał w kontekście zaburzeń odżywiania - opowiada Marion Tegethoff. Z technicznego punktu widzenia uzyskane wyniki wskazują, że od wczesnych lat terapia chorób fizycznych i psychicznych powinna być ściśle powiązana. « powrót do artykułu
-
Serwery Komisji Europejskiej padły ofiarą ataku DDoS. Przedstawiciele KE potwierdzili, że przez kilka godzin dostęp do maszyn był utrudniony. Nie doszło do utraty danych. Atak udało się powstrzymać bez przerywania pracy serwerów, chociaż na jakiś czas odbiło się to na prędkości połączenia - oświadczył rzecznik prasowy. Oficjalne oświadczenia stoją jednak w sprzeczności z tym, co dziennikarzom powiedział jeden z pracowników. Nikt nie mógł pracować, bo dwukrotnie, przez kilka godzin, nie było połączenia z internetem - stwierdził. Na razie nie wiadomo, kto i dlaczego zaatakował Komisję Europejską. Do ataku doszło kilka tygodni po tym, jak Akamai ostrzegło, że rośnie liczba dużych ataków DDoS. O ile nie rośnie sama liczba ataków DDoS, to coraz więcej jest wśród nich wielkich ataków. Cyberprzestępcom jest coraz łatwiej je przeprowadzać, gdyż coraz więcej źle zabezpieczonych urządzeń IoT (Internet of Things) jest podłączanych do sieci. Z danych Akamai wynika, że pomiędzy drugim a trzecim kwartałem bieżącego roku liczba DDoS o intensywności ponad 100 Gb/s wzrosła z 12 do 19. Przed rokiem zanotowano ich jedynie 8. « powrót do artykułu
-
ESA o przyczynach katastrofy lądownika Schiparelli
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Po przeanalizowaniu danych specjaliści z Europejskiej Agencji Kosmicznej orzekli, że za katastrofę lądownika Schiparelli odpowiada błąd komputerowy. Lądownik rozbił się o powierzchnię Marsa 19 października bieżącego roku. Teraz wiemy, że komputer, który mierzył ruch obrotowy lądownika uległ przeciążeniu, co doprowadziło do pojawienia się błędów w innych obliczeniach. Wygenerowane błędne informacje wskazywały na wysokość w liczbach ujemnych, co oznacza, że według komputera lądownik znajdował się pod powierzchnią planety. W wyniku tego doszło do zbyt wczesnego odrzucenia spadochronu i osłony termicznej, uruchomienia silników hamujących na zbyt krótki czas a w końcu aktywacji systemów naziemnych tak, jakby Schiparelli już wylądował. W rzeczywistości lądownik znajdował się na wysokości około 3,7 kilometra - oświadczyła ESA. Przeprowadzenie udanego lądowania wymagało by Schiparelli wyhamował z 21 000 km/h do zera i przetrwał w międzyczasie temperaturę ponad 1500 stopni Celsjusza. W tym celu wyposażono go w osłonę termiczną, spadochron, silniki hamujące oraz specjalną ulegającą zgnieceniu strukturę, która miała zaabsorbować uderzenie o powierzchnię planety. To kolejna nieudane próba lądowania na Marsie podjęta przez ESA. Pierwsza miała miejsce w 2003, gdy łazik Beagle 2 zaginął po oddzieleniu się od orbitera Mars Express. Misja Schiparellego, który poleciał na Marsa na pokładzie Trace Gas Orbiter, odbyła się w ramach pierwszej części programu ExoMars. Głównym celem pojazdu było przetestowanie europejskich technologii lądowania na Marsie. W pewnym sensie mamy szczęście, że słabość systemu nawigacyjnego wyszła na jaw podczas testowego lądowania, przed drugą częścią misji, mówi Thierry Blancquaert, manager Schiparellego. Druga część rosyjsko-europejskiej ExoMars jest planowana na rok 2020. Wówczas na Marsa ma polecieć łazik, który będzie wiercił w powierzchni planety i badał uzyskane próbki. ESA zastrzega, że powyższe informacje to jedynie wstępne wnioski. Pełny raport na temat katastrofy zostanie zaprezentowany przez niezależnych ekspertów w pierwszych miesiącach 2017 roku. « powrót do artykułu -
Zespół z Uniwersytetu Hokkaido rozwiązał ponad 150-letnią zagadkę powierzchniowego topnienia lodu w ujemnych temperaturach. Udało się to dzięki zaawansowanej mikroskopii optycznej, opracowanej z firmą Olympus. Odkąd ponad 150 lat temu Michael Faraday wspomniał o tym zjawisku, nikt nie umiał odpowiedzieć na pytanie, czemu na powierzchni lodu znajduje się woda, która nie zamarza w środowisku z ujemnymi temperaturami. Podczas eksperymentów Japończycy obserwowali, jak cienkie warstwy wody (in. warstwy quasi-ciekłe, ang. quasi-liquid layers, QLLs) powstają i znikają przy różnych temperaturach i ciśnieniu (prężności) pary. Autorzy publikacji z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences zauważyli, że warstwy wody nie pokrywają powierzchni lodu jednorodnie i całkowicie. Brak równowagi prowadzi zaś do ich parowania. Naukowcy zauważyli także, że QLLs tworzą się, gdy sublimacja lodu zachodzi w warunkach przesycenia i nienasycenia. Oznacza to, że najprawdopodobniej QLLs są metastabilnym stanem przejściowym, powstającym na skutek gromadzenia pary i sublimacji lodu. Nasze wyniki są sprzeczne z popularnymi przekonaniami, zgodnie z którymi QLLs tworzą się w stanie równowagi. Topnienie powierzchniowe odgrywa ważną rolę w różnych zjawiskach, np. [...] powstawaniu dziury ozonowej czy generowaniu elektryczności w chmurach burzowych, dlatego najnowsze ustalenia powinny pomóc w ich lepszym zrozumieniu - podkreśla Ken-ichiro Murata. « powrót do artykułu
-
DNA stanowi tylko około połowy chromosomu. To o wiele mniej niż dotąd sądzono. Do 47% stanowi tajemnicza pochewka, która otacza materiał genetyczny. Choć jej dokładna funkcja nie jest znana, naukowcy z Uniwersytetu w Edynburgu sugerują, że może ona odizolowywać poszczególne chromosomy w czasie podziału komórki. Za pomocą zaawansowanych metod obrazowania Szkoci uzyskali szczegółowe modele 3D wszystkich 46 ludzkich chromosomów. Edynburczycy opracowali precyzyjną metodę 3D-CLEM, która stanowi połączenie mikroskopii elektronowej z obliczeniowym oprogramowaniem modelującym. Technika obrazowania, którą opracowaliśmy do badania chromosomów, jest przełomowa. Zdefiniowanie po raz pierwszy budowy wszystkich 46 ludzkich chromosomów zmusiło nas do [ponownego] rozważenia idei, że są one zbudowane niemal wyłącznie z chromatyny. A to założenie, które pozostawało w dużej mierze niezmienne od niemal 100 lat - podkreśla dr Daniel Booth. Analiza uzyskanych obrazów wykazała, że chromatyna (DNA, histony i białka niehistonowe) stanowi od 53 do 70% chromosomów. Pozostałe 30-47% to tzw. peryferia chromosomu. Ponieważ materiał genetyczny jest pokryty grubą warstwą innego materiału, musimy teraz przemyśleć budowę chromosomów i to, jak się grupują w czasie podziału komórki - podsumowuje prof. Bill Earnshaw. « powrót do artykułu
-
Toksyczne płazy bardziej zagrożone wyginięciem
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Płazy, które chronią się przed atakami drapieżników za pomocą toksycznych substancji, są bardziej zagrożone wyginięciem niż gatunki stosujące inne metody obrony. Jak wyliczył zespół dr. Kevina Arbuckle'a z Uniwersytetu w Swansea, prawdopodobieństwo, że gatunki toksyczne są zagrożone, jest aż o 60% wyższe. Płazy są najbardziej zagrożoną grupą kręgowców. Na ich bioróżnorodność wpływają negatywnie m.in. szybkie niszczenie habitatu czy zanieczyszczenie środowiska. Brytyjczycy postanowili sprawdzić, czy obrona przed drapieżnikami za pomocą toksycznych substancji wiąże się ze wskaźnikiem wymierania. Za miarę ryzyka wyginięcia uznali kategorie zagrożenia. Wyniki nowego badania sugerują, że o ile toksyczna obrona może być świetna, jeżeli chodzi o unikanie drapieżników, o tyle w długiej perspektywie nie jest zbyt dobra dla gatunku. To kolejny przykład, że ewolucja nie działa dla dobra gatunku, ale osobnika. Studium to bazuje na moich wcześniejszych ustaleniach, że w ewolucyjnej historii toksyczne płazy wymierały częściej. Kolejnym etapem będzie dojście do tego, jaki mechanizm leży u podłoża związku [metody] obrony i wymierania. Arbuckle zasugerował 3 prawdopodobne przyczyny do przetestowania: 1) obrona chemiczna jest kosztowna energetycznie; 2) umożliwia zasiedlenie środowisk marginalnych (o nieoptymalnych właściwościach); 3) wolniejsze tempo życia upośledza zdolność odrodzenia populacji toksycznych płazów. « powrót do artykułu -
Każdego roku pasaty wywiewają z Sahary olbrzymie ilości pyłu. Setki milionów ton materiału jest przenoszonych przez Afrykę Północną i Atlantyk. Pył może wędrować w ten sposób tysiące kilometrów i opadać na Florydzie czy Bahamach. Sahara to największe na Ziemi źródło atmosferycznego pyłu. Badacze z MIT, Yale University i innych uczelni zauważyli, że w okresie pomiędzy 11 a 5 tysięcy lat temu z terenu Sahary pochodziło dwukrotnie mniej pyłu niż obecnie. Naukowcy zrekonstruowali ilość Saharyjskiego pyłu na przestrzeni ostatnich 23 000 lat i zauważyli, że około 11 000 lat temu jego ilość zaczęła gwałtownie spadać. Mniejsza ilość pyłu w atmosferze spowodowała, że do powierzchni oceanu docierało więcej światła słonecznego przez co temperatura Atlantyku wzrosła o 0,15 stopnia Celsjusza. Ta pozornie niewielka zmiana ułatwiała pojawianie się monsunów nad Północną Afryką. Obszar ten był wówczas znacznie bardziej przyjazny życiu niż obecnie. W tropikalnym oceanie zmiany temperatury o ułamki stopnia mogą mieć olbrzymi wpływ na opady i rozkład wiatrów. Wydaje się, że zmiany w ilości pyły są na tyle ważne, że powinniśmy poznać ich wpływ na klimat - mówi współautor badań David McGee z MIT. Przed 11 000 lat na Ziemi kończyła się epoka lodowa. Dowody archeologiczne i geologiczne pokazują, że Sahara była wówczas znacznie bardziej wilgotna i zielona niż obecnie. Na Saharze istniało intensywne osadnictwo, które dzisiaj nie byłoby możliwe. W centrum Sahary, w miejscach nienadających się obecnie do życia, znaleziono haczyki na ryby i włócznie. Oczywistym jest, że wówczas na Saharze było więcej wody i więcej opadów niż dzisiaj - dodaje McGee. We wczesnym holocenie Sahara była wystawiona na regularne deszcze monsunowe. Ich pojawienie się było związane ze zmianami precesji Ziemi, które spowodowały zwiększenie letniego nasłonecznienia Półkuli Północnej, ogrzanie lądów i oceanów oraz pojawienie się większych ilości pary wodnej nad Afryką Północną. Swoją rolę mogła odegrać też szata roślinna Sahary, która absorbowała energię słoneczną, ogrzewała powierzchnię i powodowała pojawienie się większej ilości wilgoci. "Co interesujący, jeśli uwzględnimy wszystkie te czynniki w modelach klimatycznych dotyczących wczesnego i środkowego holocenu, to zauważymy zwiększenie się monsunów, ale nie w takim stopniu, na jaki wskazują dane paleoklimatyczne. W modelach nie uwzględniono bowiem zmian w ilości pyłu atmosferycznego" - mówi McGee. « powrót do artykułu