Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36965
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W centrum dowodzenia najnowocześniejszych amerykańskich okrętów podwodnych już wkrótce zagoszczą... kontrolery od Xboksa 360. Za ich pomocą załoga będzie mogła sterować peryskopami jednostki. Okręty podwodne typu Virginia to najnowsze myśliwskie wielozadaniowe okręty podwodne. To chronologicznie drugi w USA i na świecie typ okrętu podwodnego czwartej generacji. Te wszechstronne jednostki przystosowane są zarówno do typowych działań myśliwskich, jak i uderzeń na cele na lądzie, misji jednostek specjalnych, wsparcia oddziałów lądowych, walki radioelektronicznej. Mogą wykonywać zadania zarówno na otwartym oceanie, jak i na wodach przybrzeżnych. Są też znacznie tańszą alternatywą dla klasy Seawolf. Amerykańska Marynarka Wojenna, projektując klasę Virginia, upiekła dwie pieczenie na jednym ogniu. Jako, że jednostki te dopiero wchodzą do służby, będą budowane do roku 2047 i mają służyć być może jeszcze w latach 70. tego wieku, postanowiono zapytać młodego pokolenia marynarzy, co należy zrobić, by ich życie było łatwiejsze na pokładzie okrętu podwodnego. Jednym z pomysłów był nowy sposób kontrolowania peryskopu. Tradycyjne peryskopy są niewygodne i ciężkie, mówi podporucznik Kyle Leonard z USS John Warner. W przeciwieństwie do wielu innych okrętów podwodnych jednostki klasy Virginia nie korzystają z peryskopu w kształcie tuby, przez który mógł patrzeć jeden marynarz. Zastosowano w nich dwa fotoniczne maszty obracające się w promieniu 360 stopni. Na masztach znajdują się kamery o wysokiej rozdzielczości, a ich obraz przekazywany jest do stanowiska dowodzenia, gdzie na wielkich płaskich ekranach każdy może go obejrzeć. Całość jest kontrolowana za pomocą urządzenia podobnego do joysticka, jednak nie jest ono zbyt popularne. Chcąc więc obniżyć koszty i zadowolić młodszych członków załogi US Navy i Lockheed Martin zaczęły rozglądać się za możliwością wykorzystania powszechnie dostępnych technologii, które byłyby tanie i z którymi młodzi marynarze są zaznajomieni od dzieciństwa. Ich wybór padł na kontroler od Xboksa 360. Olbrzymią zaletą tego rozwiązania jest fakt, że marynarze już znają to urządzenie. Testy wykazały, że wystarczy kilka minut treningu, by radzili sobie oni ze sterowaniem peryskopami okrętu klasy Virginia za pomocą kontrolera. Sterowanie za pomocą wspomnianego wcześniej joysticka wymaga kilkugodzinnej nauki. Ponadto kontroler jest znacznie tańszy. Cały panel kontrolny peryskopów okrętu kosztuje około 38 000 USD. Kontroler Xboksa, który spełnia te same funkcje, można kupić za mniej niż 30 dolarów. Ten joystick nie jest tani i pasuje tylko do okrętów klasy Virginia. Teraz będę mógł pójść do jednego ze sklepów na całym świecie i po prostu kupić kontroler do Xboksa. Mamy więc tani i łatwo dostępny zamiennik, stwierdził asystent nawigatora USS John Warner, chorąży Mark Eichenlaub. Kontroler Xboksa był testowany przez dwa lata i US Navy zdecydowała, że zostanie on zintegrowany z przyszłymi jednostkami klasy Virginia, poczynając od USS Colorado, na którym bandera ma zostać podniesiona w listopadzie bieżącego roku. Ponadto kontroler trafi też, w ramach standardowego procesu modernizacyjnego, na już istniejące jednostki Virginia. Eichenlaub mówi, że innowacje nie kończą się na kontrolerze. US Navy ma zamiar wprowadzać do służby inne technologie, z którymi młodzi ludzie są za pan brat. Należy więc spodziewać się ekranów dotykowych czy środowisk wirtualnych. Marynarze dostaną to, co znają ze swoich komputerów osobistych, z czym dorastali w domu i szkole, stwierdza oficer. « powrót do artykułu
  2. Amerykańscy naukowcy opracowali papierowy plaster-czujnik dla diabetyków, który pozwala mierzyć poziom glukozy w czasie ćwiczeń. Obecnie chorzy najczęściej monitorują poziom cukru za pomocą glukometrów. Konwencjonalne sposoby nie pomagają jednak w zapobieganiu hipoglikemii podczas aktywności fizycznej. Dzieje się tak, bo wykorzystywany proces bazuje na inwazyjnym i niewygodnym pobieraniu krwi, co stwarza ryzyko skażenia próbki oraz podrażnienia skóry potem zawierającym różne elektrolity i białka. Poza tym metoda wymaga, by podczas aktywności fizycznej pacjent nosił ze sobą wiele akcesoriów, w tym [...] spory glukometr. Po trzecie, potrzebne są złożona technika elektrochemicznego wykrywania i energia elektryczna, przez co całość trudno wbudować w kompaktowe, przenośne urządzenie - wyjaśnia prof. Seokheun Choi z Binghamton University. Mając to na uwadze, zespół Choia zaprojektował jednorazowe plastry z własnym zasilaniem, które pozwalają nieinwazyjnie monitorować stężenie glukozy. Enzymatyczne ogniwo paliwowe połączono ze standardowym plastrem (Band-Aid). Stworzone z wykorzystaniem papieru urządzenie przyczepia się więc bezpośrednio do skóry. Za pomocą zjawisk kapilarnych wychwytuje ono pot do zbiornika, gdzie energia chemiczna jest przekształcana w elektryczną. Unieruchomiona w jednym z "papierków" (paper tab #2) oksydaza glukozowa (GOx) katalizuje zaś reakcję utleniania glukozy. Pomiar poziomu glukozy w pocie w sam raz nadaje się do zapobiegania hipoglikemii wywołanej ćwiczeniami, bo wykonuje się go bezpośrednio po aktywności, gdy potu jest na tyle, by pozyskać odpowiednio dużą próbkę. Jak napisano w artykule opublikowanym w piśmie Micromachines, urządzenie wytwarza się w 9 etapach. Najpierw trzeba utworzyć woskowe granice modułów. Później produkuje się powietrzną katodę. W 3. kroku formuje się anodę z GOx, a w 4. wycina dziurki do absorpcji potu. Później przychodzi kolej na sprejowanie kleju czy składanie ogniwa paliwowego. Po wycięciu otworu w plastrze czujnik jest skończony. « powrót do artykułu
  3. Muzyka sprawia, że męskie twarze wydają się bardziej atrakcyjne. Naukowcy przedstawiali dotąd różne teorie, czemu ludzie poświęcają muzyce tyle energii, czasu i pieniędzy. W ramach swojej teorii ewolucji Karol Darwin twierdził np., że muzyka rozwinęła się na drodze doboru seksualnego. Zdolności ruchowe i poznawcze konieczne do muzykowania są bowiem wskaźnikiem dobrych genów i dlatego zwiększają sukces reprodukcyjny. Istnieje nieco dowodów empirycznych, które stanowią poparcie dla Darwinowskiej teorii pochodzenia muzyki. My chcieliśmy zastosować nowy paradygmat eksperymentalny, by zbadać rolę muzyki w wyborze partnera - wyjaśnia Manuela Martin. W ramach studium zespół Martin oceniał wpływ ekspozycji na muzykę na ocenę twarzy przedstawicieli płci przeciwnej. Atrakcyjność twarzy to jedna z najważniejszych cech fizycznych, które mogą wpłynąć na wybór partnera. Chcieliśmy sprawdzić, jak muzyka zmienia postrzeganie tego parametru - opowiada Helmut Leder z Uniwersytetu Wiedeńskiego. Ponieważ muzyka, zwłaszcza przed rozwojem nowoczesnych technologii, była doświadczana tu i teraz i przeważnie w kontekście społecznym, można założyć, że wpływa ona pozytywnie na postrzeganie twarzy. W literaturze psychologicznej istnieje nieco dowodów, że jeśli 2 bodźce są przetwarzane po sobie, może zachodzić tzw. transfer pobudzenia. Przetwarzanie 1. bodźca wywołuje wewnętrzne pobudzenie, np. zwiększoną aktywność psychologiczną, która jest następnie przypisywane 2. bodźcowi. Ten w dużej mierze nieświadomy mechanizm wpływa na nasze zachowanie, a więc w tym przypadku na wybór partnera - tłumaczy Martin. Podczas eksperymentu Austriacy prezentowali ochotnikom urywki muzyki o różnym wydźwięku emocjonalnym, a chwilę później pokazywali im zdjęcie przedstawiciela płci przeciwnej z neutralnym wyrazem twarzy. Atrakcyjność twarzy należało ocenić na skali. Oprócz tego badani mieli ocenić, czy poszliby na randkę z osobą z fotografii. W warunkach kontrolnych badanym pokazywano twarze bez muzyki. Autorzy publikacji z pisma PLoS ONE utworzyli 3 grupy: 1) kobiet w fazie płodnej, 2) kobiet w niepłodnej fazie cyklu i 3) mężczyzn. Grupy były do siebie podobne pod względem preferencji muzycznych i edukacji muzycznej, a także nastroju przed eksperymentem i statusu związków. Okazało się, że gdy najpierw odtwarzano muzykę, kobiety uznawały męskie twarze za bardziej atrakcyjne i bardziej chciały się umówić z mężczyzną z fotografii. Faza cyklu nie miała dużego wpływu na oceny. Generalnie wysoce stymulująca i złożona muzyka wywoływała, w porównaniu do warunków kontrolnych, największy skutek. Efektu nie zaobserwowano u mężczyzn. Naszym celem jest powtórzenie wyników na większej próbie i zmodyfikowanie niektórych aspektów eksperymentu. Chcielibyśmy np. sprawdzić, czy muzyczne zdolności i kreatywność mogą częściowo rekompensować braki w wyglądzie i formie - opowiada Bruno Gingras z Instytutu Psychologii Uniwersytetu w Innsbrucku. Nasze wyniki przywodzą na myśl eksperyment Donalda Duttona i Arthura Arona z początku lat 70. [1974 r.]. W tym przypadku mężczyźni mieli przejść albo przez most wiszący [most Capilano w Kolumbii Brytyjskiej], albo zwykły most, a następnie byli indagowani przez atrakcyjną pomocnicę eksperymentatora, która dawała im swój numer telefonu. Okazało się, że panowie pokonujący niestabilny most linowy wykazywali większą chęć skontaktowania się z nią. Planujemy podobne eksperymenty z muzyką w kontekście społecznym. « powrót do artykułu
  4. U zarania dziejów w atmosferze i oceanach naszej planety brakowało wolnego tlenu, pomimo tego, że cyjanobakterie produkowały ten gaz jako produkt uboczny fotosyntezy. Wolny tlen, to taki, który nie jest związany z innymi pierwiastkami. Jest on niezbędny do życia organizmom aerobowym. Około 3 miliardów lat temu w oceanach zaczęły pojawiać się małe regiony zawierające wolny tlen, a przed 2,4 miliardami lat rozpoczęła się katastrofa tlenowa. W ciągu zaledwie 200 milionów lat poziom tlenu w atmosferze zwiększył się 10 000 razy. Naukowcy od dawna zastanawiali się, co było przyczyną katastrofy tlenowej. Matthijs Smit z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej i Klaus Mezger z Uniwersytetu w Bernie uważają, że rozwiązali zagadkę. Uczeni przyjrzeli się ponad 48 000 próbek skał z całego świata. Okazało się, że w tym samym czasie gdy tlen zaczął gromadzić się w oceanach doszło do znaczących zmian w składzie skorupy ziemskiej – mówi Smit. Przed katastrofą tlenową kontynenty składały się ze skał bogatych w magnez, a ubogich w krzemionkę. Jednak, co najważniejsze, skały te zawierały dużo oliwinu. Gdy oliwin wchodzi w kontakt z wodą rozpoczyna się reakcja, w wyniku której zostaje użyty tlen i jest on wiązany z innymi pierwiastkami. To właśnie działo się z tlenem produkowanym przez cyjanobakterie. Skorupa ziemska przeszła jednak w pewnym momencie ewolucję i oliwin praktycznie z niej zniknął. To pozwoliło na gromadzenie się tlenu w oceanach, a gdy te zostały nasycone, tlen uwolnił się do atmosfery. Wydaje się, że właśnie to wydarzenie było początkiem różnicowania się życia do takiego, jakie znamy obecnie. Po tej zmianie Ziemia stała się bardziej przyjazna i zdolna do utrzymania złożonych form życia. Jednak potrzebny był mechanizm wyzwalający zmiany i właśnie go znaleźliśmy – mówi Smit. Obaj uczeni chcą teraz zbadać, co spowodowało zmianę składu skorupy ziemskiej. Mają już pewien trop. Smit zauważa, że mniej więcej w tym samym czasie rozpoczęły się współczesne ruchy płyt tektonicznych. « powrót do artykułu
  5. Hakerzy zainfekowali popularne oprogramowanie CCleaner i zyskali możliwość przejęcia komputerów i smartfonów używanych przez ponad 2 miliony osób. Bezpłatny CCleaner to niezwykle popularne narzędzie do zarządzania systemem. Pozwala na usunięcie plików tymczasowych, zoptymalizowanie wydajności systemu czy zarządzenia zainstalowanymi aplikacjami. Program jest pobierany nawet 5 milionów razy w ciągu tygodnia. Specjaliści ds. bezpieczeństwa z należącej do Cisco firmy Talos zauważyli, że hakerzy wykorzystali serwery firmy Avast, z których rozprowadzany był CCleaner 5.33 i przez jakiś czas wraz z instalatorem CCleanera udało im się dostarczać szkodliwego programowanie. Avast został poinformowany o problemie i firma mogła podjąć odpowiednie kroki. Firma Piriform, producent CCleanera, potwierdziła, że hakerzy zaatakowali edycje CCleaner 5.33.6162 oraz CCleaner Cloud 1.07.3191. Firma informuje, że zainfekowany CCleaner został pobrany przez 2,27 miliona użytkowników, a CCleaner Cloud przez około 5000 osób. Posiadacze wspomnianych edycji powinni zainstalować ich nowsze wersje. Piriform informuje, że we współpracy z amerykańskimi organami ścigania doprowadziła do zamknięcia serwera, do którego miał być przekierowywany ruch z zainfekowanych komputerów. « powrót do artykułu
  6. Przejście z gospodarki łowiecko-zbierackiej do rolniczej to jedno z największych i najważniejszych osiągnięć ludzkości. Jednak najnowsze badania przeprowadzone przez naukowców z nowozelandzkiego University of Otago i chilijskiego Universidad de Tarapacá dowodzą, że zmiana ta negatywnie odbiła się na zdrowiu kobiet i noworodków zamieszkujących pustynię Atacama. Rośliny uprawne są dość ubogie w wiele składników odżywczych potrzebnych matkom i ich rozwijającym się dzieciom. Kobiety i dzieci były szczególnie narażone na oddziaływanie negatywnych skutków zintensyfikowania działalności rolniczej i zubożenia zasobów, mówi główna autorka badań, doktorantka Anne Marie Snoddy. Ostatnie odkrycia archeologiczne wskazywały, że w okresie, gdy lud Chinchorro, zamieszkujący północne części pustyni Atacama, przechodził na rolnictwo, pojawiały się okresy zwiększonej śmiertelności niemowląt. Naukowcy zaczęli interesować się tym zagadnieniem. Opis badań prowadzonych przez Snoddy znajdziemy w International Journal of Paleopathology. Nasze badania rzucają nowe światło na wpływ przejścia na gospodarkę rolną na ludzi. Mamy tutaj do czynienia z rzadkimi dowodami w postaci mumii noworodków i płodów, w tym możliwą parę matka-dziecko, wykazujących patologie spowodowane niedoborami żywności. Nigdy wcześniej nie widzieliśmy takich archeologicznych dowodów na niedobory składników odżywczych. U wszystkich niemowląt znalezionych w miejscu prowadzenia wykopalisk znaleziono dowody na występowanie szkorbutu, choroby spowodowanej niedoborami witaminy C. Szkorbut pozostawia ślady w kościach. Przedłużające się okresy niedoboru witaminy C prowadzą do nieprawidłowego formowania się kości oraz przeciekających naczyń krwionośnych. Niewielkie ilości krwi gromadzą się w miejscach przyczepu mięśni, co prowadzi do nieprawidłowego formowania się kości, mówi Snoddy. Analizując rozkład takich nieprawidłowości naukowcy byli w stanie zidentyfikować osoby cierpiące na szkorbut i wysnuć z tego wnioski co do jakości diety. Pustynia Atacama to jedno z najmniej przyjaznych życiu środowisk na Ziemi. Mieszkający tu ludzie mogli pogorszyć swoją sytuację przechodząc na rolnictwo, gdyż rośliny uprawne są ubogie w wiele składników odżywczych, mówi Snoddy. Naukowcy uważają, że wspomniane okresy niedoboru witaminy C mogły mieć związek z gorszymi plonami powodowanymi występowaniem zjawiska El Nino. Uczeni mają nadzieję, że dzięki analizie chemicznej kości, zębów i mikroskamieniałości będą w stanie poznać więcej szczegółów na temat skutków przechodzenia na gospodarkę rolną oraz wpływu tego procesu na zdrowie matek i dzieci. « powrót do artykułu
  7. Zapraszamy w leśne ostępy Tennessee. Na niewielkim obszarze leżą tu ludzkie zwłoki: zakopane w ziemi lub zanurzone w wodzie, zatopione w bagnach oraz ukryte w bagażnikach samochodów. To słynna Trupia Farma, wyjątkowy projekt naukowy Billa Bassa, który bada, co dzieje się z ludzkimi ciałami po śmierci, gdy natura bierze sprawy w swoje ręce. Jak blisko trzeba być rozkładającego się ciała, żeby je poczuć? Gdzie ciało rozkłada się dłużej: w ciężarówce czy na tylnym siedzeniu samochodu? W jaki sposób ślady małych owadów przyczyniły się do wysłania na krzesło elektryczne pewnego "morderczego" staruszka? Bill Bass zabiera nas w przyprawiającą o ciarki na plecach podróż po zakątkach Trupiej Farmy, miejsca, które zrewolucjonizowało współczesną medycynę sądową. Nie tylko odkrywa przed nami fascynujące tajemnice ludzkich zwłok, ale też opowiada o swych najbardziej pasjonujących śledztwach. Książka dla miłośników seriali "CSI: Kryminalnych zagadek" oraz "Kości".
  8. Wilki lepiej rozumieją zależność przyczynowo-skutkową niż psy. Naukowcy z międzynarodowego zespołu porównywali wilki i psy żyjące w niemal takich samych środowiskach. Wyniki ich badań ukazały się w piśmie Scientific Reports. Dzieci wcześnie uczą się zasady przyczyny i skutku (że np. można się oparzyć, dotykając gorącego czajnika). Nasze studium pokazało, że wilki także rozumieją takie zależności, ale psy już nie - opowiada Michelle Lampe z Uniwersytetu im. Radbouda w Nijmegen. Wydaje się, że wilki lepiej rozpracowują różne kwestie, co sugeruje, że udomowienie zmieniło zdolności poznawcze psów. Nie można wykluczyć, że różnice da się przypisać większej uporczywości eksploracyjnej wilków. Psy są przyzwyczajone do otrzymywania pożywienia od nas, podczas gdy wilki muszą je znaleźć same. Zespół z Austrii, Niemiec, Holandii i Wielkiej Brytanii badał zdolność wnioskowania 14 psów i 12 przyzwyczajonych do ludzi wilków. Wilki i psy musiały wybierać pomiędzy 2 obiektami. W jednym znajdowało się ukryte pożywienie, drugi był pusty. Na początku naukowcy chcieli sprawdzić, czy zwierzęta potrafią wykorzystywać do znalezienia właściwego obiektu wskazówki komunikacyjne, np. kontakt wzrokowy czy wskazujące gesty. Później psy i wilki musiały polegać na wskazówkach behawioralnych. Eksperymentator wskazywał umiejscowienie jedzenia jedynie zachowaniem i nie patrzył na zwierzęta, np. sięgał do właściwego obiektu. Na końcu wilki i psy miały wnioskować o położeniu pokarmu samodzielnie, opierając się na takich wskazówkach, jak hałas podczas potrząsania pojemnikiem. Okazało się, że i wilki, i psy potrafiły wykorzystać wskazówki komunikacyjne. Bez kontaktu wzrokowego żaden z gatunków nie umiał zaś poprawnie rozwiązać zadania. Gdy jednak nie było w ogóle człowieka, który mógłby podpowiedzieć, gdzie jest schowane jedzenie, wyłącznie wilki wnioskowały o przyczynach. Eksperymenty pokazały więc, że tylko wilki rozumieją zależność przyczynowo-skutkową. Nasze badanie jest unikatowe nie tylko dlatego, że porównywaliśmy wilki i psy żyjące w identycznych środowiskach, z taką samą historią treningu. Oprócz tego porównaliśmy psy żyjące w grupach z czworonogami mieszkającymi ze swoimi ludzkimi rodzinami [w ten sposób akademicy oddzielili wpływ udomowienia od warunków wychowania i życia] - podkreśla Juliane Bräuer z Instytutu Badania Ludzkiej Historii Maxa Plancka. Wyniki psów były niezależne od warunków - dodaje Juliane Kaminski z Uniwersytetu w Portsmouth. Naukowców zainteresowała zdolność wykorzystania kontaktu wzrokowego przez wilki. Ich umiejętność zrozumienia naszych wskazówek komunikacyjnych mogła ułatwić udomowienie. [Z drugiej strony] na wyniki mogła wpłynąć praca z wilkami przyzwyczajonymi do ludzi [...] - podsumowuje Zsófia Virányi z Vetmeduni Vienna. « powrót do artykułu
  9. W ocaleniu Wielkiej Rafy Koralowej mają pomóc drapieżne ślimaki Charonia tritonis. Naukowcy tłumaczą, że choć korony cierniowe (Acanthaster planci), które żywią się polipami korali madreporowych, występują tu naturalnie, to rozmnożyły się nadmiernie wskutek zanieczyszczenia i wymywania składników z gruntów ornych. Wpływ rozgwiazd jest ogromny. Badanie w 2012 r. stanu rafy na odcinku o długości 2300 km wykazało bowiem, że okrywa koralowa zmniejszyła się w ciągu ostatnich 27 lat aż o połowę, a 42% uszkodzeń przypisano właśnie koronom. Niedawne badania naukowców z Australijskiego Instytutu Nauk Morskich (AIMS) zademonstrowały, że rozgwiazdy unikają obszarów występowania ślimaków Ch. tritonis. Trytony, które mogą osiągać długość nawet 60 cm, mają zaś świetnie rozwinięty węch i potrafią namierzać ofiary wyłącznie za jego pomocą. Okazuje się ślimaki szczególnie gustują w A. planci, ale zjadają ich tylko kilka tygodniowo. W dodatku trytony zostały niemal doszczętnie wytrzebione, bo ludzie polowali na nie ze względu na piękne muszle. Mając to wszystko na uwadze, australijski rząd poinformował o sfinansowaniu badań nad ich rozmnażaniem. Jeśli wszystko pójdzie dobrze, pozwolą one naukowcom przyjrzeć się wpływowi ślimaków na zachowanie koron cierniowych i przetestować trytony w roli biologicznego narzędzia do kontroli liczebności rozgwiazd [...] - podkreśla Warren Entsch, deputowany Izby Reprezentantów Australii. Naukowcy z AIMS zaobserwowali już liczne kapsuły jajowe trytonów. W zeszłym miesiącu wykluło się zaś ok. 100 tys. larw. Przez to, że są bardzo rzadkie, tak naprawdę nic o nich nie wiemy. Nie mamy pojęcia, co jedzą, czy są dzienne, czy nocne. To 1. próba ich rozmnożenia - opowiada ekolog Cherie Motti. Badania Motti mają się koncentrować na wspomaganiu rozwoju larw do dalszych stadiów cyklu życiowego. Poznawszy biologię ślimaków, biolodzy będą mogli je w przyszłości wykorzystać do zapobiegania zagęszczeniom koron. Dotąd do walki z koronami cierniowymi wykorzystywano drogie kwasy żółciowe, które mogły zaszkodzić także innym zwierzętom. W 2015 r. zespół Lisy Boström-Einarsson z Uniwersytetu Jamesa Cooka wykazał, że da się bezpiecznie uśmiercić rozgwiazdy za pomocą zastrzyków z 20 ml octu. Ten sposób oznaczał jednak pełne ręce roboty dla nurków - szacuje się bowiem, że na rafie żyje ok. 10 mln koron cierniowych. « powrót do artykułu
  10. Serwis The Pirate Bay umieścił na swojej witrynie kod JavaScript służący do wydobywania kryptowaluty Monero. Kod jest uruchamiany na komputerze osoby korzystającej z TPB. W ten sposób serwis, korzystając ze swojej popularności, może zaprząc komputery internautów do wydobywania dlań kryptowaluty i osiągania przychodów ze swojej działalności. Nie wszystkim użytkownikom The Pirate Bay się to jednak podoba. The Pirate Bay, podobnie jak wiele innych witryn, utrzymuje się z reklam. Internauci nie chcą jednak ich oglądać i coraz powszechniej stosują oprogramowanie blokujące reklamy. Nie chcą też, oczywiście, płacić za dostęp do treści, z których korzystają. Dlatego też TPB rozpoczął testy z wydobywaniem Monero. Afera wybuchła, gdy niektórzy użytkownicy po wejściu na The Pirate Bay zauważyli nagły skok wykorzystania ich procesora. Po bliższym przyjrzeniu się sprawie okazało się, że odpowiedzialny jest kod JavaScript umieszczony na witrynie. Kod umieszczono tyko na niektórych podstronach. Nie ma go na stronie głównej ani na stronach poszczególnych torrentów. Oczywiście można zablokować wykonywanie kodu JavaScript, jednak ograniczy to funkcjonalność serwisu. Przedstawiciele The Pirate Bay, w odpowiedzi na głosy oburzonych użytkowników, informują, że prowadzą tylko testy, a ich celem jest pozbycie się w przyszłości reklam. Jeśli testy wypadną pomyślnie, to z TPH zniknęłyby nielubiane przez internautów reklamy, ale ich komputery zostałyby zaangażowane do wydobywania kryptowaluty. Administratorzy serwisu zapewniają, że kod do wydobywania jest uruchamiany tylko w jednej karcie, nawet jeśli mamy otwartych wiele sesji z TPB oraz że zużywa on nie więcej niż 30% zasobów procesora. Chcemy pozbyć się reklam z serwisu. Ale potrzebujemy też pieniędzy, bo serwis działał, tłumaczą przedstawiciele The Pirate Bay w oświadczeniu. « powrót do artykułu
  11. Naukowcy z Tulane University opracowali lek, który okazał się skuteczny w przypadku niepowikłanej (niezagrażającej życiu) malarii. AQ-13 eliminuje zarodźce w ciągu tygodnia. Wyniki opublikowane w piśmie The Lancet Infectious Diseases są bardzo istotne, zważywszy że pasożyt odpowiedzialny za największą liczbę przypadków malarii - zarodziec sierpowy (Plasmodium falciparum) - rozwija oporność na powszechnie wykorzystywane terapie. Wyniki testów klinicznych są wysoce zachęcające - podkreśla dr Donald Krogstad. Przez dziesięciolecia do leczenia malarii stosowano chlorochinę, ale w pewnym momencie P. falciparum rozwinął na nią oporność. Później zaczęto się uciekać do zastawu 2 leków - artemeteru i lumefantryny - ale i tu w niektórych krajach pojawia się problem oporności. Amerykanie zebrali grupę 66 dorosłych Malijczyków z niepowikłaną malarią. Połowie podawano AQ-13, a reszta dostawała artemeter z lumefantryną. W obu grupach wskaźnik wyzdrowień był podobny, jednak 5 ochotników z grupy zażywającej AQ-13 nie dokończyło studium lub nie dało się śledzić ich dalszych losów, a w grupie zażywającej artemeter z lumefantryną u 2 osób doszło do późnego niepowodzenia leczenia i nawrotu pierwotnego zakażenia. Przed ewentualnym uznaniem nowej terapii za rekomendowaną naukowcy planują testy AQ-13 na większej grupie ochotników. « powrót do artykułu
  12. Wraz z Fall Creators Update do Windows 10 trafi więcej ustawień prywatności. Aktualizacja, która zadebiutuje 17 października, przyniesie zmiany w ustawieniach prywatności dla aplikacji firm trzecich. Wiele takich programów potrzebuje do działania wrażliwych danych i potrzebują w związku z tym dostępu np. do kamery czy mikrofonu. Obecnie taki dostęp uzyskują domyślnie. Po zainstalowaniu Fall Creators Update ulegnie to zmianie. Do Windows 10 trafi model podobny do tego, który znamy z platform mobilnych. Użytkownik będzie musiał świadomie dać aplikacji zgodę na dostęp do tych części komputera, które mogą zbierać wrażliwe dane. Wcześniej zainstalowane programy utrzymają swoje dotychczasowe uprawnienia, ale wszystkie nowe aplikacje będą już podlegały nowemu mechanizmowi Fall Creators Update. Dzięki aktualizacji łatwiej będzie też sprawdzić, w jaki sposób gromadzone są prywatne dane. Microsoft ograniczył też ilość informacji jakie zbiera od użytkowników Windows Enterprise korzystających z nowej usługi Windows Analytic. Usługa ta to narzędzie dla administratorów. Dzięki niej mogą oni śledzić liczne instalacja Windows i sprawdzać je pod kątem awarii, autualizacji oraz przeprowadzać wiele czynności związanych ze zdalnym administrowaniem. « powrót do artykułu
  13. Google ogłosiło, że w kolejnych wersjach przeglądarki Chrome zaimplementuje mechanizm, który będzie blokował wszystkie automatycznie uruchamiające się treści wideo z dźwiękiem. Wprowadzenie takiej funkcji do Chrome'a było zapowiadane już od pewnego czasu. Teraz stało się oficjalnym planem. Nowy mechanizm zagości w Chrome 63, który zadebiutuje w styczniu przyszłego roku. Treści, które nie zawierają dźwięku oraz takie, co do których użytkownik wyraził zainteresowanie, nie będą blokowane. Użytkownik wciąż będzie miał możliwość wyłączenia dźwięku dla całych witryn, a ustawienie to będzie obowiązywało we wszystkich sesjach przeglądarki. Przedstawiciele Google'a mówią, że niespodziewanie włączający się dźwięk na witrynach jest tym elementem, na który najczęściej skarżą się użytkownicy. Jest to tym bardziej uciążliwe, że zużywa zasoby komputera oraz dane w sposób nieprzewidziany przez jego właściciela. W przyszłym roku do Chrome'a ma trafić również mechamizm blokujący niektóre reklamy. « powrót do artykułu
  14. W porównaniu z całą populacją, u osób po udarze niemal dwa razy częściej wykrywane są nowotwory – sugerują wyniki badań zaprezentowanych podczas międzynarodowego kongresu onkologicznego ESMO w Madrycie. Ponieważ wcześniejsze prace oparte na wynikach sekcji sugerowały, że nowotwory mogą rozwijać się u osób po udarze mózgu, zespół doktora Jacobo Rogado z Hospital de La Princesa w Madrycie postanowił przeprowadzić badania obserwacyjne. Naukowcy przeanalizowali dane kliniczne wszystkich 914 pacjentów przyjmowanych z izby przyjęć na oddział udarowy Hospital de La Princesa od stycznia 2012 do grudnia 2014 roku. Łącznie 381 pacjentów spełniło kryteria włączenia do badania - ich dalsze losy śledzono przez 18 miesięcy. W trakcie tej obserwacji u 29 (7,6 proc.) chorych po udarze mózgu rozpoznano nowotwór - najczęściej okrężnicy, płuca i gruczołu krokowego. W oparciu o statystyki dla ogółu społeczeństwa przewidywano, że mogłoby to być 17 pacjentów (4,5 proc.). Od wystąpienia udaru do rozpoznania raka upływało przeciętnie sześć miesięcy, a niemal u 2/3 pacjentów (62 proc.), u których go rozpoznano, był lokalnie zaawansowany lub wystąpiły przerzuty. To sugeruje, że był już obecny w momencie wystąpienia udaru, ale nie dawał objawów. Najczęściej występował u osób po 76. roku życia, z wysokim poziomem fibrynogenu i niskim (poniżej 13 g/dl) poziomem hemoglobiny. Już wcześniej specjaliści sugerowali, że nowotwory aktywując procesy krzepnięcia, ułatwiają wystąpienie niedokrwiennych udarów mózgu. Mogłoby to tłumaczyć podwyższony poziom fibrynogenu, zaobserwowany u osób z rozpoznanym po udarze nowotworem. Zdaniem Rogado osoby po udarze powinny być uważnie obserwowane pod kątem obecności nowotworu. W szczególności dotyczy to starszych pacjentów, którzy wcześniej chorowali na nowotwory i mają podwyższony poziom fibrynogenu lub zbyt niski poziom hemoglobiny. Komentujący podczas kongresu ESMO hiszpańskie badanie dr Fausto Roila ze szpitala Santa Maria della Misericordia w Perugii (Włochy) zwrócił uwagę na brak odpowiedniej grupy kontrolnej (w całej populacji występują osoby w różnym wieku, osoby z udarem są raczej starsze) i sugerował konieczność przeprowadzenia dalszych badań « powrót do artykułu
  15. Przez ostatnich 20 lat Peter Neuenschwander z Międzynarodowego Instytutu Rolnictwa Tropikalnego, Aristide Adomou z Uniwersytetu Abomey-Clavai i pomagający im lokalni mieszkańcy walczyli o odrodzenie pierwotnego lasu, poprzecinanego licznymi polami uprawnymi i nieużytkami. Praca była ciężka i niewdzięczna. Trzeba było wycinać drzewa i krzewy, które nie występowały w miejscowym lesie, pozyskiwać nasiona z resztek dziewiczego lasu i je sadzić. W końcu jednak udało się odtworzyć las wraz z 253 gatunkami ręcznie zasadzonych roślin. Teraz z Nature Conservation, w którym opisano prace na rzecz ocalenia lasu, dowiadujemy się, że wysiłek się opłacił. Obecnie w odtworzonym lesie w Drabo znajduje się około 600 gatunków roślin i zamieszkuje go wiele zwierząt, w tym krytycznie zagrożony endemiczny podgatunek koczkodana rudobrzuchego. Odtworzenie lasy jest olbrzymim sukcesem, gdy weźmiemy pod uwagę to, co udało się osiągnąć. Przez wspomniane dwie dekady na terenie prac zaobserwowano spadek populacji bardzo rozpowszechnionych gatunków roślin, zwiększyła się za to liczebność gatunków występujących w lasach Afryki Zachodniej. Co więcej w odtworzonym lesie występują obecnie aż 52 gatunki zagrożonych zachodnioafrykańskich roślin – głownie drzew, krzewów i lian. To więcej niż w jakimkolwiek innym lesie na terenie Beninu. Niektóre z tych gatunków pozostały już tylko w ostatnich, często uznawanych za święte, fragmentach lasów Beninu. Zajmują one zaledwie 0,02% kraju, jednak znajduje się w nich 64% zagrożonych gatunków roślin. Bogactwo bioróżnorodności odrestaurowanego lasu w Drabo jest równie duże co naturalnych lasów deszczowych pozostałych w tym regionie. Las Drabo jest łatwo dostępny ze względu na bliskość dużych miast. Stał się on dzięki temu przykładowym lasem regionu i służy jako centrum edukacyjne oraz badawcze Międzynarodowego Instytutu Rolnictwa Tropikalnego. « powrót do artykułu
  16. Zjeżdżanie po ślizgawce na kolanach dorosłego może prowadzić do złamań nogi u małych dzieci. W latach 2002-15 w USA na zjeżdżalniach doszło do 352.698 urazów u dzieci w wieku poniżej 6 lat. W wielu przypadkach były to właśnie złamania nogi. Dr Charles Jennissen z Uniwersytetu Iowy zaprezentuje wyniki swoich badań nad urazami najmłodszych na placach zabaw na konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Pediatrycznego w Chicago. Jennissen zauważył, że w grupie poniżej 6 lat największy odsetek urazów występował u 12-23-miesięcznych dzieci. Najczęstszym urazem było złamanie (36%), zazwyczaj podudzia. W większości przypadków do takiego urazu dochodzi, gdy stopa dziecka zahaczy się o krawędź bądź spód ślizgawki, a potem wykręci się i wygnie do tyłu podczas siedzenia na kolanach dorosłego. Wielu rodziców i opiekunów bez zastanowienia zjeżdża z dzieckiem na kolanach. W większości przypadków nie mają oni pojęcia, że mogą w ten sposób wyrządzić dziecku dużą krzywdę. Często mówią, że gdyby wiedzieli, czym to grozi, nigdy by się tak nie zachowali. Gabaryty i waga dorosłego odgrywają tu dużą rolę. Jennissen tłumaczy, że po zaplątaniu nogi zjeżdżające samodzielnie dziecko nie odniesie raczej poważnych obrażeń, bo nie działają wtedy duże siły. Inaczej to wygląda, gdy z dzieckiem zjeżdża dorosły. « powrót do artykułu
  17. Naukowcy z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin opracowali urządzenie, które w czasie operacji błyskawicznie i trafnie rozpoznaje tkankę nowotworową. Dzięki MasSpec Pen wyniki pojawiają się już po 10 s, a więc 150-krotnie szybciej niż przy wykorzystaniu techniki histologicznej skrawków mrożonych (ang. Frozen Section Analysis, FSA). Amerykanie podkreślają, że MasSpec Pen pozwala chirurgom zdecydować, którą tkankę usunąć, a którą zostawić (wyznaczyć granice zmiany nowotworowej), wspomagając w ten sposób leczenie i zmniejszając ryzyko wznowy. FSA jest wolna i czasem nieprecyzyjna. Wypreparowanie i zinterpretowanie próbek przez patologa zajmuje ok. 30 min, co zwiększa ryzyko zakażenia i negatywnego oddziaływania znieczulenia. Poza tym niektóre typy nowotworów trudno rozpoznać na podstawie skrawków mrożonych, co sprawia, że diagnoza bywa błędna nawet w 10-20% przypadków. Testy tkanek pobranych od 253 pacjentów onkologicznych pokazały jednak, że MasSpec Pen zapewnia diagnozę już w 10 s, a jego trafność wynosi ponad 96%. Co więcej, technologia pozwala wykryć nowotwór także na marginesach między prawidłową i chorobowo zmienioną tkanką z mieszanym składem komórkowym. Zespół uważa, że śródoperacyjne testy urządzenia zaczną się już w przyszłym roku. Autorzy publikacji z pisma Science Translational Medicine podkreślają, że choć maksymalizacja stopnia usunięcia zmiany nowotworowej ma kluczowe znaczenie, nie można też wycinać zbyt dużo zdrowej tkanki. W przypadku raka piersi oznacza to bowiem wyższe ryzyko bolesnych skutków ubocznych i uszkodzenia nerwów, a raka tarczycy - utratę zdolności mowy i regulowania poziomu wapnia. Interdyscyplinarny zespół złożył już wniosek patentowy w USA i myśli o wdrożeniu analogicznej procedury w innych krajach. Opisując działanie MasSpec Pen, Amerykanie odnoszą się do unikatowego zestawu metabolitów. Rozrastając się w niekontrolowany sposób, komórki nowotworowe mają zaburzony metabolizm. Pamiętając, że metabolizm komórek nowotworowych i zdrowych jest tak różny, ekstrahujemy i badamy je za pomocą MasSpec Pen, by uzyskać molekularny profil tkanki [...]. Profil molekularny (fingerprint) jest analizowany przez specjalne oprogramowanie - klasyfikator statystyczny - które "trenowało" na bazie danych profili, zebranych przez Livię Schiavinato Eberlin podczas testów 253 próbek tkanek. W próbkach znajdowały się zarówno prawidłowe, jak i nowotworowe tkanki piersi, płuc, tarczycy i jajników. Gdy MasSpec Pen kończy badanie, na ekranie wyświetla się napis "Normal" bądź "Cancer". W przypadku niektórych nowotworów, np. płuc, może się też pojawić nazwa podtypu. W ramach testów na ludzkich próbkach uzyskano ponad 96-proc. trafność. Amerykanie wykazali także, że podczas operacji MasSpec Pen trafnie diagnozuje nowotwory u żywych myszy z guzami i nie uszkadza przy tym tkanek. Obsługa urządzenia jest prosta. Wystarczy je przyłożyć do tkanki i uruchomić pedałem automatyczną analizę. Pióro uwalania na tkankę kroplę wody, do której migrują związki drobnocząsteczkowe. Urządzenie kieruje próbkę wody do spektrometru masowego. To on wykrywa profil molekularny. Projektując MasSpec Pen, upewniliśmy się, że tkankom nic się nie dzieje, bo wchodzą w kontakt wyłącznie z wodą i końcówką pióra - podsumowuje Jialing Zhang. « powrót do artykułu
  18. Google po cichu przestało walczyć w sądach z nakazami udostępnienia danych z zagranicznych serwerów. Wygląda na to, że ostatnią wielką firmą, która się nie poddaje i stara się zachować jak największą poufność danych jest Microsoft. Informacja o tym, że Google przestał sprzeciwiać się udostępnianiu danych znalazła się w dokumentach złożonych przez Departament Sprawiedliwości przed Sądem Najwyższym USA. Google składa broń, a zbiega się to w czasie z naciskami administracji prezydenta Trumpa na Sąd Najwyższy. Urzędnicy chcą, by SN uznał, że sądowe nakazy udostępnienia danych wydawane firmom technologicznym w USA rozciągają się również na zagraniczne serwery tych firm. W lipcu ubiegłego roku Microsoft wygrał spór sądowy z rządem USA. Wtedy to Sąd Apelacyjny dla 2. Okręgu uznał, że Microsoft ma rację twierdząc, iż ustawa Stored Communication Act, na podstawie której przechowywane dane mogą być przekazywane agendom rządowym, nie ma zastosowania do danych przechowywanych na serwerach poza granicami USA. Zwycięstwo Microsoftu zachęciło innych, w tym i Google'a, do odwoływania się od nakazów udostępniania danych. Jednak w USA sądy nie są związane decyzjami sądu apelacyjnego spoza swojego okręgu, więc w wielu przypadkach nie zgadzały się ze wspomnianym orzeczeniem i odrzucały skargi firm na nakazy wydania danych. W jednym przypadku Google zostało nawet uznane winnym obrazy sądu, gdyż firma odmówiła dostosowania się do wyroku sądu federalnego wydanego w Dystrykcie Kolumbii. Dotychczas Sąd Najwyższy USA nie zdecydował, czy zajmie się odwołaniem, jakie od decyzji Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu złożył rząd USA. Zanim SN nie wyda wyroku, brak jest ogólnokrajowego precedensu. Obszar jurysdykcji Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu rozciąga się na stany Connecticut, Nowy Jork i Vermont. W USA okręgowe sądy apelacyjne są bardzo potężne dlatego, że Sąd Najwyższy zajmuje się jedynie około 2% spraw, które do niego trafiają. Zatem orzeczenia okręgowych sądów apelacyjnych ustanawiają najczęściej precedens obowiązujący na terenach zamieszkanych przez miliony obywateli. W sądowych dokumentów, z których dowiadujemy się o złożeniu broni przez Google'a, wynika też, iż Microsoft wciąż polega na wyroku Sądu Apelacyjnego dla 2. Okręgu i odmawia wydania danych, których domagają się urzędy czy organa ścigania. Przedstawiciele Departamentu Sprawiedliwości chcą, by Sąd Najwyższy ostatecznie rozstrzygnął kwestię dostępu do danych znajdujących się na zagranicznych serwerach. W swoim wniosku złożonym przed sądem argumentują, że Yahoo i Google przegrały dotychczas sprawy przed 11 różnymi sędziami z 5 różnych okręgów sądowych [w USA jest 11 okręgów sądowych – red.] i że sprawy o udostępnienie danych z zagranicznych serwerów toczą się niepomyślnie dla rządu tylko w 2. Okręgu. Departament Sprawiedliwości zauważa, że SN powinien rozstrzygnąć tę kwestię, gdyż sędziowie w całym kraju mają z tym problem, a specjaliści wyrażają różne opinie na ten temat. Przedstawiciele rządu USA twierdzą, że nie jest ważne, gdzie są przechowywane dane, istotne jest, czy firma je przechowująca ma do nich dostęp z terenu USA. Najbliższe posiedzenie Sądu Najwyższego USA zaplanowano na 2 października. Wciąż nie wiadomo, czy wówczas Sąd zajmie się opisywaną powyżej sprawą. « powrót do artykułu
  19. Naukowcy z Laboratorium Fizyki Stosowanej Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa stworzyli prototyp wodno-powietrznego drona, który jak pierwszy UAAV korzysta ze skrzydeł w kształcie delta. Taki kształt ma zwiększyć siłę wyporu przydatną, gdy Flying Fish startuje z wody. Dzięki temu możliwe stało się zastosowanie tego samego napędu pod wodą i w powietrzu. Istnieją już drony, które można wypuszczać spod wody, a one wynurzają się na powierzchnię i startują za pomocą rotorów. Nasz dron jest pierwszym wykorzystującym architekturę stałopłatu do poruszania się pod wodą i w powietrzu, mówi jeden z badaczy, Joe Moore. Naukowcy musieli pokonać kilka przeszkód inżynieryjnych. Konieczne było skonstruowanie odpowiedniego silnika elektrycznego, dzięki któremu dron może pływać powoli nosem w dół, by pozostać pod wodą, następnie szybko przyspieszyć, unieść nos i osiągnąć odpowiednią prędkość by wystartować. W powietrzu dron może poruszać się z prędkością około 50 km/h. Dodatkową zaletą drona jest fakt, że dzięki skrzydłom w kształcie delta jest on mniej widoczny dla radarów. Samodzielnie sfinansowaliśmy nasze badania, jednak myśleliśmy tutaj o zastosowaniach wojskowych i wypuszczaniu niewidzialnych dla radarów dronów zwiadowczych oraz o misjach naukowych, gdyż nasz dron mógłby np. zbierać próbki z różnych miejsc jeziora szybko przelatując pomiędzy nimi, mówi Moore. Na prototypie zamontowano liczne czujniki służące do nawigacji, czujniki głębokości czy temperatury wody i powietrza. Flying Fish korzysta z procesora Omap i płyty Atmega32u4 z rdzeniem Atmel AVR odpowiedzialnym za obsługę czujników. Twórcy drona chcą go wyposażyć w ogniwa fotowoltaiczne, dzięki którym będzie mógł ładować baterie. « powrót do artykułu
  20. Rhiannon Wallace, doktorantka z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej, odkryła, jak w niechemiczny sposób zapobiegać psuciu jabłek - wywoływanej przez Penicillium expansum sinej pleśni. Rozwiązaniem jest bakteria wyizolowana pierwotnie z gleby w kanadyjskiej prowincji Saskatchewan. Większość grzybów-patogenów działających na zebrane owoce to gatunki oportunistyczne. Jeśli owoc jest fizycznie uszkodzony, ryzyko zepsucia podczas przechowywania jest wyższe - wyjaśnia prof. Louise Nelson. P. expansum niszczy rocznie miliony magazynowanych jabłek. W krajach rozwiniętych takich jak Kanada sina pleśń może prowadzić do utraty 20% zbiorów, a w krajach rozwijających się - nawet połowy. Tradycyjnie pozbiorowe psucie kontrolowano za pomocą chemicznych fungicydów, ale jak podkreśla Wallace, patogeny rozwinęły na nie oporność, a i konsumenci protestują przeciwko takim rozwiązaniom. Doktorantka i pani profesor szukają więc bezpieczniejszych i bardziej ekologicznych alternatyw dla fungicydów. Rozwiązaniem może być bakteria Pseudomonas fluorescens, która dzięki swojemu preriowemu pochodzeniu może przetrwać w warunkach chłodniczych. Testy prowadzone w magazynach British Columbia Tree Fruits w Okanagan wykazały, że P. fluorescens zapobiega sinej pleśni odmian McIntosh i Spartan. Eksperymenty zademonstrowały, że bakteria zapewnia podobny poziom ochrony, co dostępny w handlu środek biologiczny i fungicyd. Badanie pokazało, że testowane przez nas izolaty bakterii dysponują paroma mechanizmami hamowania bądź uśmiercania P. expansum (sinej pleśni) na jabłkach, tymczasem generalnie fungicydy działają tylko w jeden sposób. To sugeruje, że rozwój oporności na bakterie glebowe jest mało prawdopodobny - podkreśla Wallace. Kanadyjka dodaje, że choć wszystkie 3 izolaty (1–112, 2–28 i 4–6) pozwalały kontrolować siną pleśń, poziom zapewnianej przez nie ochrony zależał od odmiany jabłek; o ile w przypadku McIntosha gnicie i rozmiar zmiany były po 15 tyg. przechowywania w temperaturze 1°C mniejsze w obecności izolatów 1–112 i 4–6, o tyle w przypadku odmiany Spartan znaczącą kontrolę choroby zapewniał tylko izolat 2–28. Wszystkie izolaty P. fluorescens przywierały do strzępek grzyba i kolonizowały zranione tkanki owoców, ale wyłącznie 1-112 był w stanie kolonizować konidia P. expansum. Kluczowa wydaje się zdolność bakterii do współzawodniczenia z P. expansum o składniki odżywcze i przestrzeń, a także wytwarzanie metabolitów hamujących, które obierają na cel kiełkowanie konidiów i wzrost grzybni. « powrót do artykułu
  21. Sonda Cassini po raz ostatni zbliża się do Saturna. Jutro, 15 września, wejdzie w atmosferę planety i zakończy swoją 13-letnią misję. Usunięcie sondy z okolic planety ma na celu ochronę księżyców Saturna, szczególnie Enceladusa, pod którego powierzchnią znajduje się ocean i znaleziono ślady aktywności hydrotermalnej. Cassini ma spłonąć w atmosferze Saturna, byśmy mieli pewność, że nigdy nie trafi na Enceladusa i księżyc pozostanie nietknięty na potrzeby przyszłych misji go badających. Obecny lot jest ostatnim akordem Wielkiego Finału (Grand Finale), czyli rozpoczętej w kwietniu serii 22 zbliżeń do planety. W jej ramach Cassini przelatywała pomiędzy pierścieniami a Saturnem. Nigdy wcześniej żaden pojazd nie zbliżył się tak bardzo do powierzchni Saturna. NASA przewiduje, że kontakt z sondą zostanie utracony o godzinie 13:55 naszego czasu. Cassini wejdzie w atmosferę Saturna około minuty wcześniej na wysokości 1915 kilometrów nad pokrywą chmur. Na poziomie chmur panuje ciśnienie podobne do ciśnienia ziemskiego na poziomie morza. Sonda będzie pędziła w stronę powierzchni planety z prędkością około 113 000 km/h. Ostatnia podróż Cassini odbędzie się po dziennej stronie Saturna, około miejscowego południa. Gdy sonda napotka atmosferę planety zaczną działać jej silniki kontroli wysokości. Będą one odpalane w krótkich interwałach czasowych, a ich zadaniem będzie utrzymanie takiej orientacji Cassini, by antena sondy była skierowana w stronę Ziemi. Im gęstsza będzie atmosfera, tym bardziej będą musiały pracować silniki. W ciągu około minuty ich moc zwiększy się z 10 do 100 procent. Gdy osiągną pełną moc nie będą w stanie utrzymać sondy w jednej pozycji i zacznie się ona obracać. Specjaliści z NASA wyliczają, że łączność z sondą utracimy gdy znajdzie się ona na wysokości około 1500 kilometrów nad pokrywą chmur planety. Około 30 sekund później Cassini zacznie się rozpadać, a w ciągu kolejnych kilku minut jej pozostałości spłoną w atmosferze. Jako, że sygnał z Saturna na Ziemię biegnie 83 minuty, ostatnie dane z Cassini uzyskamy na długo po tym, jak sonda przestanei istnieć. Zostaną one odebrane przez należące do NASA anteny Deep Space Network w Australii. « powrót do artykułu
  22. Gdy 28 czerwca 2016 r. przedstawiciel Księgi rekordów Guinnessa zmierzył rzęsy You Jianxii z Szanghaju, okazało się, że najpokaźniejsze z nich mają aż 12,4 cm. Jak można się domyślić, Chinka pobiła wszystkich na głowę i została oficjalnie uznana za zdobywczynię tytułu osoby z najdłuższymi rzęsami. Wydawcy edycji Księgi na 2018 r. przyznają, że kategoria "najdłuższe rzęsy na świecie" była jedną z najbardziej obleganych; zgłosiło się bowiem ponad 500 chętnych do przejęcia "korony". You Jianxia, była dyrektor funduszu inwestycyjnego, mówi, że jej rzęsy nie zawsze były takie długie. Wg niej, wpłynęła na to zmiana stylu życia (w 2013 r. zrezygnowała z biznesu na rzecz hodowli róż). Wtedy właśnie zauważyła, że rzęsy w lewym oku znacznie się rozrosły. Urodzona w 1968 r. Chinka dba, by żadna z rzęs się nie ułamała i twierdzi, że nadzwyczajna długość w niczym jej nie przeszkadza. Długie rzęsy to coś wspaniałego. Symbolizują zdrowie i długowieczność. Są częścią mnie i zawsze o nie dbałam, delikatnie myjąc twarz, by ich przypadkowo nie uszkodzić. « powrót do artykułu
  23. Jak zaspokoić rosnące zapotrzebowanie na urządzenia zapisujące i przesyłające coraz większe ilości danych? Naukowcy z Instytutu Fizyki PAN proponują, aby jako nośnik danych wykorzystać tzw. fale spinowe. O rozpoczynającym się projekcie opowiada PAP jego kierowniczka - dr Ewelina Milińska. Do przenoszenia i zapisu informacji wykorzystujemy obecnie przede wszystkim osiągnięcia elektroniki - która do przechowywania danych wykorzystuje ładunek elektronu. Z kolei w innej dziedzinie - spintronice - do wykonania tych samych zadań bada się możliwości wykorzystania spinu, czyli kolejnej fundamentalnej właściwości elektronu. Naukowcy z Instytutu Fizyki PAN proponują jeszcze inne rozwiązanie: nośnikiem danych mogą być tzw. fale spinowe. Prace nad materiałami, które pozwolą na takie ich wykorzystanie, rozpoczęła dr Ewelina Milińska z Instytutu Fizyki PAN. Czymże jest jednak tajemniczo brzmiąca fala spinowa? Jak sama nazwa wskazuje, związana jest ona ze spinem - czyli właściwością opisującą w dużym uproszczeniu ruch cząstek elementarnych (w tym elektronów) wokół własnej osi. To właśnie kierunki spinów elektronów składają się na moment magnetyczny atomów i decydują o całkowitym namagnesowaniu danego materiału. Naukowcy z IF PAN w swojej pracy wykorzystują możliwość wzbudzenia drgań spinów. Wyobraźmy sobie materiał magnetyczny, w którym wszystkie spiny są jednakowo ukierunkowane - tłumaczy w rozmowie z PAP dr Milińska. - Jeśli odchylę jeden spin, to będzie próbował on wrócić do swojego punktu równowagi. Jednak jego ruch wychwyci już spin sąsiedniego elektronu - i on również się wychyli - opowiada. Przez wzajemne oddziaływanie między spinami to wychylenie - czyli zaburzone lokalnie namagnesowanie - będzie się rozchodziło w materiale, przyjmując formę fali. To właśnie nazywamy falą spinową. Jeśli będziemy w stanie kontrolować rozchodzenie się fal spinowych w materiale - wpływać np. na ich szybkość czy amplitudę - to w parametrach fali spinowej możemy zapisać jakieś informacje - podkreśla dr Milińska. Właściwość ta czyni kontrolę nad falami spinowymi atrakcyjnym celem dla technologii informacyjno-komunikacyjnych: fale spinowe są falami krótkimi (z długością fali od kilkudziesięciu do kilkuset nanometrów) i o częstotliwości w zakresie giga- oraz teraherców, co umożliwia projektowanie zminiaturyzowanych urządzeń, których jedna operacja wykonana będzie w czasie krótszym od 1 nanosekundy. Urządzenia opierające swoje działanie na tych zjawiskach nie tylko powinny pracować szybciej i wydajniej, ale i mogą rozwiązać problem miniaturyzacji, na który napotykamy dzisiaj przy półprzewodnikach - mówi dr Milińska. - Dodatkowo, przy zjawiskach falowych nie mamy transportu ładunku, a w związku z tym eliminowany jest problem ciepła generowanego podczas pracy urządzenia. Naszym celem jest kontrolowanie tych oddziaływań wzbudzanych w materiale magnetycznym, co poza dużym potencjałem aplikacyjnym, jest też ciekawym zagadnieniem naukowym - dodaje fizyczka. Nie jesteśmy jednak w stanie bezpośrednio kontrolować poszczególnych spinów - manipulacja parametrami fali spinowej musi się więc odbywać przez dobór odpowiedniego medium, w którym będzie się ona rozchodzić. Tak więc, choć nowa dziedzina badań zajmująca się zjawiskami związanymi z falami spinowymi - magnonika - rozwija się szybko, do dalszych postępów niezbędne jest stworzenie nowych materiałów, wykorzystujących otwierane przez nią możliwości. Poszukiwaniami optymalnego materiału do kontrolowania fali spinowej zajmie się dr Milińska i jej współpracownicy w ramach projektu, na który uzyskała finansowanie w ramach konkursu grantowego POWROTY Fundacji na rzecz Nauki Polskiej. Naukowcy planują stworzyć tzw. kryształ magnoniczny - czyli materiał magnetyczny o przestrzennie, periodycznie zmieniających się właściwościach. Stworzone w warunkach laboratoryjnych kryształy, tzw. metamateriały, mogą mieć wyjątkowe właściwości, niewystępujące w przyrodzie; w praktyce stwarza to możliwość pośredniej manipulacji falami spinowymi. Jeżeli wzbudzę falę w jednorodnym materiale, to będzie się ona w nim rozchodziła z określoną częstotliwością i amplitudą - tłumaczy dr Milińska. - Jeśli jednak w tym samym materiale umieszczę barierę w postaci obszaru o zmienionych parametrach magnetycznych, to ta rozchodząca się fala będzie musiała ulec pewnej zmianie - dodaje. Periodycznie zmieniające się właściwości materiału mają pozwolić naukowcom uzyskać kontrolę nad parametrami wzbudzanej w krysztale fali spinowej. Badania skoncentrowane będą na trzech grupach materiałów. Pierwszą będą heterostruktury kobalt/platyna - czyli nałożone na siebie warstwy tych pierwiastków. Taki układ będziemy następnie bombardować jonami - opowiada dr Milińska. - Za pomocą tego naświetlania chcemy stworzyć w materiale 'paski' lokalnie zmienionych parametrów magnetycznych. Ten właśnie magnetyczny wzór będzie modyfikować propagującą w nim falę spinową. Materiały z drugiej grupy będą składały się z tych samych pierwiastków: kobaltu i platyny. Tym razem będą to jednak tzw. wielowarstwy - czyli kilkanaście lub kilkadziesiąt ultracienkich warstw, ułożonych jedna na drugiej. W wyniku różnego rodzaju oddziaływań w tych warstwach tworzy się tzw. paskowa struktura domenowa - czyli spontanicznie namagensowane obszary, w których występuje uporządkowanie momentów magnetycznych. Prace naukowców dążą do uzyskania równoległego ułożenia pasków o namagnesowaniu wzajemnie prostopadłym. Taka struktura domenowa będzie mogła być łatwo zmieniona przez przyłożenie zewnętrznego pola magnetycznego, co znajdzie wyraz we właściwościach wzbudzonej w takim układzie fali spinowej. Z kolei składnikami trzeciej grupy materiałów, którą będzie badać dr Milińska, będą kobalt oraz molibden: warstwa molibdenu będzie tutaj przedzielać dwie magnetyczne warstwy kobaltu. Za pomocą naświetlania naukowcy będą modulować oddziaływania właśnie pomiędzy warstwami magnetycznymi. Jest to zupełnie coś innego, ponieważ w tym przypadku kryształ magnoniczny, który powstaje, jest objętościowy - oddziaływania będą odbywać się między całymi warstwami magnetycznymi - mówi dr Milińska. Obecnie najczęściej bada się jedno- lub dwuwymiarowe kryształy uzyskane przez strukturyzację w płaszczyźnie. Natomiast, jeśli w takim trójwymiarowym krysztale wzbudzimy fale, to - według naszych przewidywań - powinny się one zachowywać inaczej. Jeśli udałoby się nam kontrolować takie zmiany w objętościowym krysztale magnonicznym, byłoby to coś zupełnie wyjątkowego, co do tej pory było tylko przewidywaniem teoretycznym - podkreśla. Dr Milińska chce również wykorzystać swoje badania do stworzenia sprawnego zespołu naukowego. Dzięki finansowaniu z FNP mamy dobre warunki pracy w nowej dziedzinie fizyki, w magnonice - stwierdza. W tym momencie zespół poszukuje osoby do pracy na stanowisku doktoranta. Projekt będzie realizowany w Instytucie Fizyki PAN we współpracy z prof. Andrzejem Wawro oraz grupami prof. Andrzeja Maziewskiego z Uniwersytetu w Białymstoku, prof. Macieja Krawczyka z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz dr Romana Bottgera z Helmholtz-Zentrum Dresden-Rossendorf (HZDR). « powrót do artykułu
  24. Toxoplasma gondii, pierwotniak wywołujący u zwierząt toksoplazmozę, jest prawdopodobnie znacznie bardziej niebezpieczny dla człowieka, niż się powszechnie uważa. Cykl rozwojowy pasożyta obejmuje liczne gatunki zwierząt, w tym gryzonie. U zarażonego gryzonia pierwotniak wpływa na mózg tak, by ten mniej bał się kotów. Dzięki temu gryzoń z większym prawdopodobieństwem pada ofiarą kota, który zaraża się pierwotniakiem zjadając np. upolowaną mysz. Wówczas cykl życiowy pasożyta zamyka się. Ludzie mogą zarazić się Toxoplasma gondii właśnie od kotów, czy to zjadając żywność zanieczyszczoną ich odchodami czy też opróżniając kuwetę. Możliwe jest też zarażanie poprzez zjedzenie niedogotowanego mięsa któregoś z 200 gatunków zwierząt będących nosicielami Toxoplasma gondii. Dotychczas przed kontaktem z kocimi odchodami czy surowym mięsem ostrzegano przede wszystkim ciężarne kobiety, gdyż Toxoplasma gondii powoduje poronienia. Jednak nowe badania przeprowadzone przez naukowców z 16 instytucji sugerują, że pierwotniak może mieć na człowieka znacznie gorszy wpływ niż sądzono. Niewykluczone, że wpływa on na rozwój wielu chorób neurodegeneracyjnych, w tym choroby Alzheimera, Parkinsona, epilepsji oraz niektórych form nowotworów. Uczeni przeanalizowali dane 246 noworodków zarażonych Toxoplasma gondii w łonie matki. Analizy mikroRNA i białek tych dzieci, które najbardziej ucierpiały w wyniku zakażenia wykazały związek z biomarkerami obecnymi u osób cierpiących na choroby Parkinsona i Alzheimera. Ponadto pasożyt zaburza komunikację pomiędzy neuronami GABA w sposób typowy dla zaburzeń występujących przy epilepsji. Najbardziej jednak zaskakujące było odkrycie związku pomiędzy T. gondii a 1200 ludzkimi genami powiązanymi z rozwojem różnych typów nowotworów. Należy tutaj podkreślić, że z badań nie wynika, iż T. gondii powoduje chorobę Alzheimera, epilepsję czy nowotwory. Sugerują one jednak, że ubocznym skutkiem obecności pasożyta w organizmie jest taki wpływ np. na komórki ludzkiego mózgu, że stajemy się bardziej podatni na różne choroby neurodegeneracyjne. To badanie każe nam zmienić sposób myślenia. Teraz gdy badamy choroby neurodegeneracyjne, epilepsję czy nowotwory układu nerwowego będziemy musieli brać pod uwagę również chorobę zakaźną, stwierdza współautor badań Dennis Steindler z Tufts University. Wpływ T. gondii na człowieka wymaga więc dalszych badań. Tym bardziej, że niektóre szacunki mówią o 2 miliardach ludzi zarażonych T. gondii, a część specjalistów przewiduje, że w przyszłości pierwotniak trafi do organizmów połowy ludzkiej populacji. Ciężko zarażony kot może wydalić nawet 500 milionów pasożytów, które są zdolne do rozpoczęcia infekcji nawet po roku przebywania w glebie czy wodzie. « powrót do artykułu
  25. Aktywny składnik wyizolowany z liści popularnej rośliny doniczkowej - ardizji karbowanej (Ardisia crenata) - zwalcza astmę. U myszy niemal całkowicie hamuje skurcz dróg oddechowych. Przez większość roku A. crenata nie wygląda zbyt atrakcyjnie. Zimą wszystko się zmienia, bo po przekwitnięciu zawiązują się na niej czerwone owoce wielkości grochu, które dojrzewając, stają się szkarłatne. Naukowcy z Uniwersytetów w Bonn i Nottingham zainteresowali się nią jednak nie ze względu na owoce, ale na substancję FR900359 z liści. Okazało się, że może ona zapobiegać skurczom mięśniówki gładkiej oskrzeli. Wydaje się też, że jest skuteczniejsza i działa dłużej niż salbutamol, agonista receptorów β2 najczęściej stosowany w leczeniu astmy. Na razie jednak testowaliśmy tę substancję wyłącznie na astmatycznych myszach - podkreśla dr Daniela Wenzel. FR900359 hamuje istotne cząsteczki sygnalizacyjne w naszych komórkach - białka Gq [białka Gq kontrolują m.in. napięcie dróg oddechowych] - dodaje. Zwykle zwężenie dróg oddechowych wywołuje interakcja paru szlaków sygnalizacyjnych. Różne sygnały schodzą się na białkach Gq i wywołują skurcz. Kiedy zahamujemy aktywację Gq za pomocą FR900359, osiągniemy zatem o wiele większy efekt [niż przy inhibicji pojedynczego szlaku] - wyjaśnia dr Michaela Matthey. Takie podejście świetnie sprawdziło się na astmatycznych myszach. Byliśmy w stanie zapobiec reagowaniu na alergeny, np. roztocze kurzu domowego, skurczem oskrzeli - opowiada Wenzel. Naukowcy nie stwierdzili skutków ubocznych (substancję czynną można bowiem wdychać, przez co do krążenia układowego trafiają niewielkie jej ilości). Nie wiadomo, czy badana substancja nadaje się dla ludzi. Choć naukowcy wykazali, że komórki ludzkiej mięśniówki gładkiej oskrzeli oraz wypreparowane drogi oddechowe reagują obiecująco, nim FR900359 ewentualnie trafi do użytku klinicznego, dalsze testy zajmą lata. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...