Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Na polskim rynku jest wiele suplementów o składzie innym niż deklarowany

Rekomendowane odpowiedzi

Polski Narodowy Instytut Leków (NIL) informuje, że aż 25% przebadanych przezeń suplementów diety ma skład inny niż deklarują producenci. Dobra wiadomość jest taka, że w żadnym z 50 popularnych suplementów nie odkryto zanieczyszczeń ani szkodliwych związków.

Jak powiedziała „Gazecie Prawnej” Anna Kowalczyk, dyrektor NIL, standardy wymagają, by zawartość składników aktywnych w produkcie była nie mniejsza niż 90%. Tymczasem okazało się, że w jednym z preparatów zawierających ostryż długi, który ma pomagać na problemy z wątrobą, środka tego jest zaledwie 3%. Niektóre suplementy z witaminami B2 i B6 zawierały ich 30% ilości zadeklarowanych na ulotce, preparaty reklamowane jako pomagające w walce z objawami menopauzy miały w sobie 18% deklarowanej ilości izoflawonów soi i 38% obiecywanych izoflawonów koniczyny czerwonej. W preparatach stwierdzono też mniej niż deklarowana ilość witaminy D. Ulotki suplementów podawały natomiast prawdziwe dane odnośnie zawartości składników mineralnych jak żelazo czy wapń.

Rynek suplementów rozwija się w Polsce bardzo dynamicznie. Do końca listopada ubiegłego roku klienci wydali na te preparaty 3,4 miliarda PLN. To o 200 milionów więcej, niż w analogicznym okresie roku poprzedniego. Szacuje się, że suplementy przyjmuje 20% Polaków. Większość z nich nie dostrzega różnicy pomiędzy lekami bez recepty a suplementami, uznaje je za środki całkowicie bezpieczne. Znaczna część sądzi też, że suplementy można przyjmować bez ograniczeń.

Suplementy od dawna budzą liczne kontrowersje. Niejednokrotnie informowaliśmy, że – w przeciwieństwie do prawidłowej diety – nie przyczyniają się one na zmniejszenie ryzyka zgonu, o pojawiających się coraz częściej ostrzeżeniach przed suplementami czy o szkodliwych skutkach ich nadmiernego spożywania. Mogą jednak pomagać osobom chorym, a być może również przynosić korzyści zdrowym.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Nie jestem prawnikiem, ale wydaje mi się, że producenci nie mogą bezkarnie kłamać na ulotkach a NIL musiałby w takim wypadku zgłosić do prokuratury które firmy oszukują konsumentów, lub prokuratura powinna ścigać ich z urzędu i zgłosić się/przesłuchać pracowników NIL. 

Odnośnie samych suplementów - nic do nich nie mam, ale zastanawiam się czy powinno być dozwolone "reklamowanie ich jako pomagające w walce z objawami menopauzy" czy objawami innych chorób. Jak już, to producent powinien podawać, że np. istnieje tyle i tyle badań potwierdzających skuteczność tego a tego suplementu w takiej a takiej dawce w tym i w tym schorzeniu i podać na ulotce lub opakowaniu bibliografię. I oczywiście należałoby karać producentów za dezinformowanie czyli np. interpretowanie badań naukowych. Nawet wnioskami autorów nie powinni sie kierować a jedynie surowymi wynikami. Natomiast to czy suplement pomaga faktycznie czy nie, to same pojedyncze badania nie mogą raczej przesądzić. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mniejsza o jakieś marne suple. Mi się marzy żebym codziennie w sklepie mógł sprawdzić dokładny skład partii chleba i jakie zanieczyszczenia posiada. Mógłbym świadomie decydować czy dzisiaj wezmę rakotwórczy glifosat i w jakiej dawce czy dla odmiany jakiś inny pestycyd. Ale do tego jest potrzebna armia ludzi.

Mimo wszystko na taką armię z chęcią bym płacił podatki.!!!!

Niestety nie ma takich luksusów w Europie, tym bardziej w Ameryce to i w Polsce nie ma szans żeby ktoś ogarną wolną amerykankę producentów...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 minut temu, Astro napisał:

Polsce do Europy ciągle jednak daleko; bywa

Ostatnio tanie bilety są, a właściwie to były, więc pozwoliłem sobie trochę chemtrail rozpylić nad waszymi głowami i przy okazji organoleptycznie sprawdziłem że w Europie jedzą taki sam a nawet większy syf niż my. Wydaje mi się że jedynie Niemcy jakoś panują nad kontrolą jakości, chociaż to też mogą być tylko pozory...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
1 godzinę temu, Astro napisał:

Magda Gesler polskiego śledzia nie ruszy (nie dziwię się - syf), a kupuje niemieckie

Polski i niemiecki śledź, czyli bałtycki to ten sam syf. Ja lubię, ale kupuję zdrowszy atlantycki

 

1 godzinę temu, Astro napisał:

Widzisz, nie lubię podróżować w wagonach bydlęcych

Mnie to nie przeszkadza, luksusów nie lubię, a każdy lot to zawsze tylko odliczanie do lądowania.

I bydło nie lubi wagonów bydlęcych i raczej lgnie do klasy 1 i business tak jak gatunek pokrewny z Australii do wody z klimatyzatorów :D więc polecam, nie ma co przepłacać :)

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Wy tu pitu pitu :) a nas i tak dalej w konia robią i robić będą. Nawet sanepid, który powinien działać wyrywkowo i niespodziewanie, musi się zapowiedzieć. To o czym my tu mówimy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
17 godzin temu, tempik napisał:

Mniejsza o jakieś marne suple. Mi się marzy żebym codziennie w sklepie mógł sprawdzić dokładny skład partii chleba i jakie zanieczyszczenia posiada. Mógłbym świadomie decydować czy dzisiaj wezmę rakotwórczy glifosat i w jakiej dawce czy dla odmiany jakiś inny pestycyd. Ale do tego jest potrzebna armia ludzi.

Mimo wszystko na taką armię z chęcią bym płacił podatki.!!!!

Niestety nie ma takich luksusów w Europie, tym bardziej w Ameryce to i w Polsce nie ma szans żeby ktoś ogarną wolną amerykankę producentów...

Ponoć w sklepie powinno być coś takiego jak karta produktu z dokładnym wyszczególnieniem składu.
A jeśliś z Wrocławia, to chleb z pl. Bema polecam.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Przeczytałem kilka miesięcy temu ciekawy artykuł na blogu odnośnie środków ochrony roślin w jedzeniu i wygląda na to, że nie jest tak źle, jak się przyjęło w społeczeństwie sądzić.

https://www.damianparol.com/pestycydy-w-zywnosci/
https://www.damianparol.com/pestycydy-wizyta-sanepidzie/

Przeczytałem więcej wpisów na tym blogu i polecam, bo autor publikuje konkretne materiały z odnośnikami do źródeł.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

wygląda na to, że nie jest tak źle, jak się przyjęło w społeczeństwie sądzić

 

pierwsze z brzegu:

https://zywienie.abczdrowie.pl/zwieksza-ryzyko-chorob-nowotworowych-jest-obecny-w-kaszy-gryczanej-nowy-raport

już nie będę nawet wnikał w to jak wyznacza się te "normy". A o ilości SOR w np. owocach można się przekonać obserwując jak się je zbiera, nawet gdzieś w Azji gdzie nikt się nie przejmuje BHP. Obowiązkowy strój to nakrycie głowy, gumowe rękawice, osłonięta twarz i ramiona,maseczka, długie rękawy i nogawki, i to niezależnie od temperatury.

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Być może glifosat powinien być wycofany, jeżeli są podejrzenia, że zwiększa ryzyko nowotworów. Tak jak zabronili jego stosowania Niemcy. Nie jestem ekspertem, ale "dosuszanie" gryki nie wygląda jak typowe zastosowanie dla tego środka. Zwłaszcza, że pewnie odbywa się to stosunkowo krótko przed zbiorem, więc jest ryzyko pozostałości w końcowym produkcie. Jak producent nie przestrzega norm, to powinien być odpowiednio ukarany. Wiem, że to trochę naiwne, bo zawsze znajdzie się ktoś, kto nie przestrzega zasad. Pracownicy pracują w strojach ochronnych, bo są wystawieni regularnie na znacznie większe dawki.

Ja w tym roku posadziłem rzodkiewkę w ogrodzie i praktycznie wszystko zostało zżarte. Nie znalazłem ani jednego(!) warzywa nienadgryzionego. Fakt, że mogłem zebrać wcześniej i w ogóle nie mam doświadczenia w ogrodnictwie, ale nie dziwi mnie to, że bez herbicydów/pestycydów zbiory byłyby o wiele niższe i gorszej jakości, a na pewno droższe. Zresztą, poobserwuj ludzi, jak robią zakupy w markecie i jakie produkty wybierają jeżeli chodzi o cenę. Ile osób kupuje eko? Swoją drogą, eko nie oznacza, że nie są pryskane. Są pryskane SOR dopuszczonymi do upraw eko. Już nie wspominając o banałach, jak unikanie bananów z brązowymi plamami albo owoców z defektami wizualnymi.

Parol podaje, że 77% SOR jest o toksyczności porównywalnej z solą kuchenną i etanolem, 20% o toksyczności teobrominy z kakao, 1.2% na poziomie kofeiny, 0.5% na poziomie nikotyny i witaminy D, a pozostałe 0.7% jest dość toksyczne, bo na poziomie strychniny. Więc większość SOR nie jest taka groźna, jak się wydaje.

Edytowane przez cyjanobakteria

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 godziny temu, cyjanobakteria napisał:

Już nie wspominając o banałach, jak unikanie bananów z brązowymi plamami

A co jest złego w takich bananach?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, cyjanobakteria napisał:

"dosuszanie" gryki nie wygląda jak typowe zastosowanie dla tego środka.

Rzepak praktycznie 100%.

  • Pozytyw (+1) 1

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 hours ago, peceed said:

A co jest złego w takich bananach?

Nic nie jest z nimi złego. Są nawet lepsze, szczególnie lepsze niż niedojrzałe, które też się zdarzają w sklepach. Ale praktycznie nigdy nie mam problemu, żeby kupić w markecie siatkę albo dwie dojrzałych bananów za grosze. Wygląda na to, że nie cieszą się popularnością. Wolę przejrzałe banany, bo wychodzą z nich bardzo dobre szejki owocowe.

6 hours ago, ex nihilo said:

Rzepak praktycznie 100%.

Dzięki za ten komentarz. Znajomy, który mieszkał na wsi i widział nie jedno, powiedział mi dokładnie to samo. Od tego czasu glifosat chodzi mi trochę po głowie. Używam w większości oliwy, ale ostatnio też rzepakowego, bo ma trochę lepsze proporcje kwasów omega 3 i 6, a przynajmniej w niczym oliwie nie ustępuje. Ale mieszkam za granicą i muszę się zorientować jak jest tutaj.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
14 minut temu, cyjanobakteria napisał:

ale ostatnio też rzepakowego

W zasadzie glifosatu w oleju rzepakowym nie powinno być, przynajmniej w ilościach mających jakieś znaczenie dla zdrowia. Z tego, co czytałem, dotychczas nie stwierdzono śladów glifosatu w oleju.

A tu ciekawostka związana z GMO, glifosatem i Monsanto:
https://wolnemedia.net/bayer-odkryl-oddzial-monsanto-do-zadan-specjalnych/

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A mnie zastanawia, czemu taki NIL nie podaje konkretych wyników badań, tylko same nic nie znaczące wartości. Chciałbym wiedzieć, jakie konkretnie suplementy mają inny skład od deklarowanego. A z przekazanych informacji nic nie wynika. Oczywiście można sobie dopowiadać, ale to chyba nie o to chodzi. 

Edytowane przez M61

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 11.01.2020 o 03:10, cyjanobakteria napisał:

Nic nie jest z nimi złego. Są nawet lepsze, szczególnie lepsze niż niedojrzałe, które też się zdarzają w sklepach.

Czyli wnioskując z kontekstu unikanie owoców z defektami wizualnymi nie ma sensu?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki spływające do środkowej Odry i Wisły. Wysychające warstwy gleby spowodują dalsze pustynnienie obszarów na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce i na Lubelszczyźnie. To wynik braku opadów i wyższych temperatur – poinformował hydrolog i rzecznik IMGW Grzegorz Walijewski.
      Od 2015 r. z krótką przerwą na zeszły rok, mieliśmy do czynienia z permanentną suszą. W tym roku po dosyć wilgotnym lutym, kiedy spadło łącznie 113 proc. normy w całym kraju, wydawało się, że problem suszy może być mniejszy, ale od 25 lutego jest bezwietrza i bezdeszczowa, słoneczna pogoda. W większej części kraju, oprócz Polski południowej, południowo-wschodniej i częściowo wschodniej, nie było deszczu. Dodatkowo stosunkowo wysokie temperatury w dzień powodowały większe parowanie, co spowodowało, że sytuacja staje się z dnia na dzień coraz gorsza – powiedział Walijewski.
      W ocenie hydrologa już mamy do czynienia z pierwszymi symptomami suszy meteorologicznej. O zjawisku tym mówimy wówczas, kiedy przez przynajmniej 20 dni występuje brak opadów, bądź jest ich niedobór – wyjaśnił.
      To przekłada się na coraz mniejszą wilgotność gleby. We wschodnich województwach – w lubelskim, częściowo podkarpackim, ale także w centrum, czyli w woj. mazowieckim, oraz na zachodzie lubuskiego, Wielkopolski i zachodniopomorskiego, w wierzchniej warstwie gleby (do 7 cm) wilgotność spada poniżej 45 proc. To pierwsza oznaka problemów dla rolników, bo przesusza się wierzchnia warstwa gleby – wskazał Walijewski.
      We wschodniej części kraju, w głębszej warstwie gleby (od 8 do 28 cm) wilgotność jest poniżej 50-45 proc. Sytuacja się pogorszy, bo w następnych dniach wyż sprawi, że niedobór opadów będzie przynajmniej do 24 marca. Później ok. 25-26 marca mogą pojawić się niewielkie deszcze, jednak nie zmieni to faktu, że marzec będzie w całym kraju z opadami poniżej normy – oznajmił.
      Obecnie stan wód na rzekach osiąga przeważnie poziom średni, ale pojawia się coraz więcej rzek z niskim poziomem. Do tego brak wody z topniejących śniegów sprawia, że przed nami tendencja spadkowa – dodał.
      Najbardziej zagrożone suszą są rzeki na Niżu Polskim i dorzecza Odry, szczególnie zlewnia Warty i środkowej Odry, a także wszystkie rzeki, które spływają do środkowej Wisły.
      Wody w Polsce będzie coraz mniej. Są takie prognozy, że do 2040 r. w niektórych miejscach naszego dostępność wody pitnej może się zmniejszyć nawet o ok. 30 proc. – powiedział rzecznik IMGW.
      Zwrócił uwagę, że w centralnej części kraju, np. w Płocku roczny niedobór opadów notowany jest od 2010 r. Co roku było mniej opadów i w sumie ich deficyt wynosi ok. 600 mm. To tak, jakby przez cały rok w ogóle nie padało – wyjaśnił.
      W innych rejonach Polski, na Kujawach, Pomorzu, w Wielkopolsce, na Lubelszczyźnie, a nawet w niektórych miejscach na Mazurach są również są niedobory wody. Te obszary pustynnieją. W ostatnich 4–5 latach coraz częściej obserwowane są burze pyłowe. Dwa lata temu w Lubelskiem czarnoziemy zostały bardzo mocno przesuszone, a następnie silny wiatr spowodował burze piaskowe. Unoszący się pył było widać wyraźnie nawet na zdjęciach satelitarnych – powiedział Walijewski. Podkreślił, że to zjawisko będzie się pogłębiało.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Europa ma prawdopodobnie jedne z najbardziej rozdrobnionych rzek na świecie. W samej Polsce jest 77 tys. sztucznych barier – średnio jedna na km rzeki czy strumyka – wynika z badań opublikowanych w Nature. Naukowcy komentują, że konstrukcje te szkodzą bioróżnorodności, a istnienie wielu z nich nie ma ekonomicznego sensu.
      W ramach projektu AMBER koordynowanego przez walijski Uniwersytet Swansea oszacowano, że w 36 europejskich krajach jest co najmniej 1,2 mln barier w nurcie wodnym rzeki. A to oznacza, że na 4 kilometry rzeki przypadają średnio 3 bariery zbudowane przez człowieka (0,74 bariery na 1 km). Polska jest powyżej europejskiej średniej: na 1 km strumyka przypada u nas 1 bariera. Rekordzistką jest jednak Holandia, gdzie na kilometr rzeki przypada prawie 20 barier.
      To zaskakująco wysokie liczby w stosunku do tego, co wiadomo było wcześniej. Ponad 60 proc. konstrukcji jest bowiem na tyle niewielkich (mają np. poniżej 2 m wysokości), że były dotąd pomijane w statystykach. W zakrojonych na dużą skalę badaniach opracowano Atlas Zapór AMBER – pierwszą kompleksową ogólnoeuropejską inwentaryzację zapór. Zarejestrowano tam tysiące dużych zapór, ale i znacznie większą liczbę niższych struktur, takich jak jazy, przepusty, brody, śluzy i rampy, które były dotąd niewidoczne w statystykach, a są głównymi sprawcami fragmentacji rzek. Wyniki badań – koordynowanych przez Barbarę Belletti – opublikowano w Nature. W ramach projektu powstała też aplikacja AMBER, w której każdy może pomóc dokumentować brakujące dotąd w statystykach bariery.
      Ponieważ policzenie wszystkich barier nie było fizycznie możliwe, naukowcy w badaniach terenowych przewędrowali wzdłuż 147 rzek (2,7 tys. km) i odnotowywali wszelkie sztuczne bariery w ich nurtach. Na tej podstawie oszacowano, ile barier może być w Europie.
      Jeden ze współautorów badania prof. Piotr Parasiewicz, kierownik Zakładu Rybactwa Rzecznego w Instytucie Rybactwa Śródlądowego im. S. Sakowicza zaznacza, że bariery te są ogromnym utrudnieniem w migracji ryb rzecznych nie tylko takich jak łososie, pstrągi, jesiotry, węgorze, ale także płotki czy leszcze. Za sprawą konstrukcji rzecznych gatunki te mają coraz trudniejsze warunki do przeżycia.
      To jednak nie jedyny minus. Jeśli na rzekach mamy tysiące barier, to zamieniamy nasze rzeki w stawy - mówi naukowiec. Powyżej bariery tworzy się bowiem często zalew, w którym woda płynie bardzo powoli, a lepiej radzą sobie tam organizmy charakterystycznie nie dla rzek, ale właśnie stawów. Z ryb są to choćby karpie czy leszcze. A to zwykle gatunki mniej wyspecjalizowane i bardziej pospolite.
      Bariery zmieniają też temperaturę wody (powyżej bariery jest często ona cieplejsza niż poniżej). A w dodatku blokują przepływ osadów i materii. A w poprzegradzanej rzece wolniej zachodzą procesy samooczyszczania.
      Ponadto z danych dostarczonych przez wolontariuszy w ramach aplikacji AMBER wynikło, że ponad 10 proc. europejskich barier jest nieużytecznych. Gdyby więc je usunąć, nie miałoby to żadnego ekonomicznego znaczenia. A to by oznaczało, że w Europie można by było rozebrać ok. 150 tys. barier bez żadnych strat ekonomicznych. Za to z zyskiem dla środowiska i dla ludzi – ocenia prof. Parasiewicz.
      Jednym z praktycznych wyników naszego projektu jest to, że Unia Europejska zadeklarowała w swoim Programie Bioróżnorodności do 2030 r., że udrożni 25 tys. km rzek – komentuje prof. Parasiewicz.
      AMBER otrzymał finansowanie z unijnego programu badań naukowych i innowacji "Horyzont 2020". Celem tego projektu jest zastosowanie zarządzania adaptacyjnego do eksploatacji zapór i innych barier w celu osiągnięcia bardziej zrównoważonego wykorzystania zasobów wodnych i skuteczniejszego przywrócenia ciągłości ekosystemów rzecznych. W ramach projektu opracowano narzędzia i symulacje, które mają pomóc przedsiębiorstwom wodociągowym i zarządcom rzek zmaksymalizować korzyści płynące z barier i zminimalizować ich wpływ na środowisko.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Od wielu lat naukowcy próbują wyjaśnić, czy poziom witaminy D w organizmie może przyczyniać się do zmniejszenia ryzyka rozwoju niektórych nowotworów. Taką korelację widać w danych epidemiologicznych, które pokazują, że ludzie żyjący bliżej równika rzadziej chorują i umierają na niektóre nowotwory. Również w badaniach na hodowlach komórkowych i na myszach widać, że witamina D spowalnia rozwój nowotworów. Jednak randomizowane badania kliniczne nie wykazały jednoznacznie istnienia takiego zjawiska.
      W 2018 roku zakończyły się badania o nazwie Vitamin D and Ometa-3 Trial (VITAL). Po analizie wyników ich autorzy doszli do wniosku, że witamina D nie zmniejsza ryzyko zachorowania na nowotwory, ale może zmniejszać ryzyko zgonów z powodu nowotworów.
      Teraz naukowcy z Brigham and Women's Hospital ponownie przeanalizowali wyniki VITAL, skupiając się przy tym na związku pomiędzy suplementacją witaminą D a ryzykiem rozwoju metastatycznego lub śmiertelnego nowotworu.
      Autorzy nowej analizy informują na łamach JAMA Network Open, że przyjmowanie witaminy D było powiązane z 17-procentowym spadkiem ryzyka pojawienia się zaawansowanego nowotworu. Gdy zaś przyjrzeli się tylko osobom o prawidłowym BMI odkryli, że w ich przypadku ryzyko jest mniejsze aż o 38%. To zaś sugeruje, że masa ciała może wpływać na związek pomiędzy witaminą D a ryzykiem rozwoju zaawansowanego nowotworu.
      Nasze badania wskazują, że witamina D może zmniejszać ryzyko rozwoju zaawansowanych form nowotworów. Witamina D jest łatwo dostępnym i tanim suplementem, który jest używany i badany od dziesięcioleci. Uzyskane przez nas wyniki, szczególnie zaś duży spadek ryzyka u osób z prawidłową wagą, dostarczają nowych informacji na temat związku witaminy D ze stopniem zaawansowania nowotworu, mówi jeden z autorów analizy, Paulette Chandler z Brigham and Women's Hospital.
      Badania VITAL trwały przez ponad 5 lat. Brali w nich udział mężczyźni w wieku co najmniej 50 lat oraz kobiety w wieku co najmniej 55 lat, którzy w momencie rozpoczęcia badań nie chorowali na nowotwory. VITAL zaprojektowano tak, by zbadać niezależnie od siebie wpływ suplementów witaminy D oraz kwasów omega-3 oraz łączny wpływ suplementacji na nowotwory.
      Pacjentów podzielono na cztery grupy. Jedna przyjmowała witaminę D (2000 IU/dzień) oraz omega-3, druga witaminę D i placebo, trzecia omega-3 i placebo, a czwarta wyłącznie placebo. Punktami końcowymi badania, czyli tym, co chciano zmierzyć, były wpływ takiej suplementacji na pojawienie się poważnych incydentów ze strony układu naczyniowego oraz zachorowalność na nowotwory. Autorzy VITAL poinformowali, że pomiędzy grupami nie zauważono różnicy w częstotliwości występowania nowotworów, jednak zauważono różnice w odsetku zgonów spowodowanych nowotworami.
      Podczas drugiej analizy Chandler i jej zespół przyjrzeli się zaawansowanym przypadkom nowotworów u osób, które brały lub nie brały suplementów witaminy D. Sprawdzono też ewentualny wpływ BMI.
      Wśród ponad 25 000 uczestników VITAL w ciągu 5 lat zdiagnozowano 1617 przypadków inwazyjnego nowotworu. Wśród niemal 13 000 osób, które otrzymywały witaminę D zanotowano 226 zachorowań, a wśród tych, którzy otrzymywali placebo zachorowań było 274. Wśród 7843 osób o prawidłowym BMI, które brały witaminę D tylko u 58 doszło do rozwoju zaawansowanego nowotworu, gdy tymczasem nowotwór taki pojawił się u 96 osób wśród biorących placebo.
      Z wcześniejszych badań wiadomo, że otyłość może wpływać na sposób działania witaminy D. Powiązany z nią stan zapalny może zmniejszać efektywność witaminy D poprzez zmniejszenie czułości jej receptorów lub zmianę szlaku sygnałowego. Badania witaminy D na osobach z cukrzycą typu 2. wykazały, że większe korzyści z zażywania witaminy odnoszą ludzie z prawidłową masą ciała, a osoby otyłe w ogóle nie odczuwają korzyści.
      Wiemy też że u osób cierpiących na nowotwory niedobory witaminy D są czymś powszechnym oraz że większy odsetek tłuszczu w organizmie jest powiązany z większym ryzykiem niektórych nowotworów.
      Uzyskane przez nas wyniki w połączeniu z wynikami wcześniejszych badań wspierają hipotezę mówiącą, że witamina D chroni przed rozwojem zaawansowanych nowotworów, mówi Chandler.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Ludzie zamieszkujący południe Polski w neolicie byli blisko spokrewnieni z populacją z okresu epoki brązu. Doktor Anna Juras wraz z zespołem z Uniwersytetu Adama Mickiewicza przeprowadziła analizy genetyczne 150 kości 80 osób żyjących w epoce brązu.
      Badani zmarli byli przedstawicielami kultur mierzanowickiej, strzyżowskiej oraz trzcinieckiej. Naukowcy skupili się na genomie mitochondrialnym, dziedziczonym po matce.
      Jak czytamy na łamach American Journal of Physical Anthropology, wyniki analizy genetycznej wykazały bliskie pokrewieństwo po linii matki społeczności kultury mierzanowickiej i trzcinieckiej ze społecznościami kultury ceramiki sznurowej. Bardziej odległa od nich społeczność kultury strzyżowskiej wykazywała bliższe podobieństwo genetyczne do populacji stepu powiązanej z wcześniejszymi kulturami grobów jamowych i kultury grobów katakumbowych oraz z późniejszymi Scytami.
      Autorzy pracy zauważają, że istnieje ciągłość genetyczna pomiędzy kulturą sznurową późnego neolitu a kulturami mierzanowicką i trzciniecką reprezentującymi kultury brązu. Ponadto pod koniec III tysiąclecia przed Chrystusem ludy stepu mogły wnieść swój wkład w rozwój kultury strzyżowskiej.
      Jak już wiemy z poprzednich badań, tereny dzisiejszej zachodniej Polski we wczesnej epoce brązu zostały zasiedlone przez przedstawicieli kultury unietyckiej, a południowo-wschodnie tereny kraju zamieszkali najpierw przedstawiciele kultury mierzanowickiej, a po nich pojawili się ludzie reprezentujący kulturę strzyżowską, którzy zamieszkali niewielki region w południowo-wschodniej Polsce i zachodniej Ukrainie. Kultury strzyżowska i mierzanowicka rozwijały się niemal równocześnie do mniej więcej 1600 roku przed naszą erą. Później ustąpiły one kulturze trzcinieckiej, która przetrwała do około 1100 roku przed Chrystusem.
      EDIT: w poprzedniej wersji umieściliśmy nieuprawniony wniosek o ciągłości genetycznej od neolitu po czasy współczesne. Chodziło o ciągłość genetyczną neolit-epoka brązu

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Im politykowi bliżej do myślistwa, tym gorsze jego nastawienie do wilków. Wskazują na to analizy wypowiedzi parlamentarzystów zawarte w sejmowych stenogramach.
      Niewiele jest gatunków dzikich zwierząt, które by tak rozpalałyby dyskutantów, jak wilk. Polskie organizacje pozarządowe już od początku lat 90. XX wieku prowadziły kampanie na rzecz jego ochrony. Dzięki temu, po wiekach eksterminacji, a następnie dekadach intensywnej eksploatacji łowieckiej, wilk jest ściśle chroniony w całym kraju od 1998 r. Jednak nieustannie trwa ożywiona debata na temat jego statusu prawnego.
      Nastawienie polityków do ochrony wilka nie jest zależne od ich politycznych barw, lecz od związku z łowiectwem. Im polityk był bliższy myślistwu, tym bardziej negatywnie wypowiadał się na temat samego drapieżnika
      Literatura politologiczna wskazywała, że zagadnienia ochrony przyrody są bliższe partiom lewicowym, podczas gdy partie prawicowe mają do przyrody bardziej utylitarne podejście. Naukowców intrygowało więc, czy podobnie jest w kwestii ochrony wilka. Aby to sprawdzić, przeanalizowali wypowiedzi polityków od 1989 r., zawarte m.in. w stenogramach sejmowych. Wyniki badań ukazały się w najnowszym numerze czasopisma Zoophilologica. Polish Journal of Animal Studies.
      Rezultaty naszych analiz nie potwierdziły przewidywań wynikających z wcześniejszych badań na temat nastawienia polityków do ochrony przyrody – wyjaśnia główny autor badań, Michał Figura, absolwent politologii na Akademii Humanistyczno-Ekonomicznej w Łodzi, cytowany w materiale przesłanym PAP. Okazało się, że nastawienie polityków do ochrony wilka nie jest zależne od ich politycznych barw, lecz od związku z łowiectwem. Im polityk był bliższy myślistwu, tym bardziej negatywnie wypowiadał się na temat samego drapieżnika.
      Eksperci w swoim artykule podkreślili także rolę, jaką w ochronie dzikich zwierząt pełnią organizacje społeczne. Zaraz po przemianach demokratycznych w 1989 r. w Polsce zaczęły powstawać oddolne ruchy społeczne, skupiające się na zachowaniu resztek dzikiej przyrody – podkreśla współautor badań dr hab. Robert Mysłajek z Instytutu Genetyki i Biotechnologii Wydziału Biologii Uniwersytetu Warszawskiego. I to właśnie im zawdzięczamy ochronę wielu cennych gatunków, w tym wilka i rysia.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...