Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Szef NASA uważa, że Pluton jest pełnoprawną planetą i rozpala dyskusję o jego statusie

Rekomendowane odpowiedzi

Administrator NASA, Jim Brindestine, na nowo rozpalił dyskusję o statusie Plutona. Przed 13 laty stracił on miano planety i został uznany planetą karłowatą. Szef NASA stwierdził, że powinien on być pełnoprawną planetą, gdyż posiada ocean pod powierzchnią, związki organiczne na powierzchni i własne księżyce. Dodał przy tym, że jeśli mielibyśmy na poważnie traktować wymóg, by za planety uznawać tylko te obiekty, które oczyściły swoją orbitę wokół Słońca, to powinniśmy obniżyć status wszystkich planet.

To już drugi raz w ciągu ostatnich miesięcy, gdy Brindestine dopomina się o ponowne uznanie Plutona za planetę. Jestem tutaj, by Wam powiedzieć, że jako administrator NASA, sądzę, iż Pluton powinien być planetą, mówił do bijących mu brawo uczestników Międzynarodowego Kongresu Astronautycznego. Niektórzy ludzie argumentują, że aby zostać uznanym za planetę trzeba oczyścić swoją orbitę wokół Słońca. Hm.. jeśli to jest definicja, której mamy używać, to powinniśmy obniżyć status obecnych planet. Musielibyśmy uznać je za planety karłowate, gdyż żadna z nich nie oczyściła swojej orbity, stwierdził.

W 2006 roku Międzynarodowa Unia Astronomiczna (IAU), opracowała definicję planety, zgodnie z którą za planetę można uznać obiekt, który – między innymi – oczyścił sobie orbitę, a zatem jest największą siłą grawitacyjną działającą na orbicie. Oznaczało to natychmiastowe zdegradowanie Plutona, gdyż wpływ na niego wywiera sąsiedni Neptun, ponadto Pluton dzieli orbitę z gazami i obiektami z Pasa Kuipera.

Wielu jednak nie pogodziło się ze zmianą statusu Plutona. Jedną z takich osób jest właśnie Brindestine. Już w sierpniu mówił on, że jego zdaniem Pluton jest planetą. Słowa szefa NASA znajdują potwierdzenie w ubiegłorocznych badaniach przeprowadzonych przez uczonych z University of Central Florida. Ich zdaniem niesłusznie stracił on status planety. Naukowcy ci przeanalizowali literaturę naukową z ostatnich 200 lat i zauważyli, że od roku 1802 ukazały się zaledwie 4 publikacje, których autorzy stwierdzali, że planetą może być jedynie obiekt, który oczyścił swoją orbitę. Co więcej, posługiwali się przy tym argumentami, które obecnie są uznawane za nieprawidłowe.

IAU próbuje nam powiedzieć, że podstawowy obiekt badań planetarnych, planeta, powinna być definiowana według kryteriów, których żaden naukowiec nie używa w swojej pracy. I w ten sposób poza rodzinę planet wyrzuca drugą najbardziej złożoną i interesującą planetę w Układzie Słonecznym, stwierdza Philip Metzger z University of Central Florida. Mamy ponad 100 świeżych przykładów, w których specjaliści używają słowo 'planeta' w sposób niezgodny z definicją IAU, a czynią tak, gdyż to funkcjonalnie użyteczne. Ta definicja jest naciągana. IAU nie określa, co oznacza oczyszczenie orbity. Jeśli weźmiemy to dosłownie, to planety nie istnieją, gdyż żadna z nich nie oczyściła swojej orbity.


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

A ja powiem więcej — Merkury też tak średnio jest planetarny. Argument z księżycami jest słaby, bo są inne planety karłowate, które mają księżyce. Księżyce to nie jest coś specjalnego wcale, a i planety mogą ich w ogóle nie mieć. Oceany prawdopodobnie istnieją pod powierzchnią księżyców np. Jowisza. Związki organiczne występują także w kometach. Zamiast argumentu oczyszczenia może sensowniejszym byłby ten odnośnie kąta nachylenia orbity. Nie rozumiem dlaczego wciąż jest takie ciśnienie na uznanie Plutona za istotny element US.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Masz na myśli nachylenie względem płaszczyzny pierwotnego dysku? To nie ma zastosowania dla przechwyconych planet pozaukładowych. Poza tym mamy za mało wiedzy o układach planet podwójnych i wielokrotnych oraz orbitach planet w układach gwiazd podwójnych i wielokrotnych, a takie motywy są znane z fantastyki (np. cykl książek o Świecie Pierścienia – Larry Niven, opowiadanie i powieść Nastanie nocy – Isaac Asimov i Robert Silverberg, film Pitch Black).

Naciski NASA i astronomów z USA są zwykle odbierane jako swoisty patriotyzm.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Mi osobiście najbardziej odpowiadałaby definicja według której planeta to obiekt znajdujący się w równowadze hydrostatycznej, który nie jest gwiazdą lub pozostałością gwiazdy. I tyle. Wiele księżyców i planetoid zyskałby miano planety, ale myślę że i tak miało by to więcej sensu.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
4 minuty temu, Astro napisał:

Błądzisz. Księżyc z definicji nie jest planetą.

Przecież właśnie ustalamy definicję. Właśnie decydujemy co nim jest ;) 
Gdyby Ziemia nagle zniknęła to Księżyc stałby się planetą? Nie lubię takich definicji, może lepiej żeby definicja wynikała z właściwości samego obiektu, a nie jego pozycji i otoczenia?
Jak coś jest prawie okrągłe dzięki grawitacji i nie jest gwiazdą to niech będzie planetą. Co Ci się nie podoba w tej definicji. Jaką Ty proponujesz?

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
15 minut temu, Astro napisał:

Wybacz, ale dość głupie. :)

Wszystko jest głupie. Głupie bo tak. Nic Ci się nie podoba. Swojego pomysłu nie masz. Brawo ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, Astro napisał:

Nie mam, bo wystarcza mi obecny status, ale skoro jesteś mądrzejszy, to zapodaj, o co Cię prosiłem wcześniej. Nie dasz rady? :)

Przecież moja definicja jest fragmentem obecnej definicji. Po prostu nie zawiera punktów o wyczyszczeniu orbity i krążeniu wokół Słońca.
O obecnej definicji jest mowa o równowadze hydrostatycznej, czyli względnej kulistości dzięki grawitacji.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, gooostaw napisał:

Po prostu nie zawiera punktów o wyczyszczeniu orbity

To ma znaczenie - kilkukilometrowy dosyć luźny glut drobnych paprochów kulisty (grawitacyjnie) będzie, ale orbity nie pozamiata. Raczej trudno byłoby takie kilka taczek gruzu uznać za planetę.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
10 godzin temu, Astro napisał:

Bo to jest "swoisty" patriotyzm, pozbawiony jednak jakichkolwiek podstaw merytorycznych.

Antypropaganda, jaką dalej popełniasz,  wcale nie jest lepsza.

 

10 godzin temu, Astro napisał:

Warto może w tym miejscu przypomnieć historię odkrycia Plutona, bo miała to być modelowo powtórzona historia odkrycia Neptuna, zatem od początku. Obserwacje ruchu Urana nie bardzo chciały się zgodzić z prostym potencjałem grawitacyjnym Słońca, a dość oczywistym i eleganckim wyjaśnieniem owego mogło być istnienie masywnej planety krążącej dalej niż Uran, która powodowałaby odpowiednie perturbacje. Astronomowie chętnie rzucili się ku poszukiwaniom owej, a rdzenni Amerykanie swobodnie wówczas jeszcze hasali po prerii i polowali na bizony. Szybko planetę odkryto, Neptunem nazwano, po czym niedługo okazało się, że w ruchu Neptuna również coś nie teges i tu pojawia się pan Percival Lowell, amerykański przedsiębiorca i astronom amator. To właśnie od jego inicjałów pochodzi symbol Plutona image.png.48b8704f37567b43a71f9f78a3dc0b5d.png (co już samo w sobie jest karygodne biorąc pod uwagę "delikatne" odejście od tradycji nazw planet jako spuścizny greckiej). Samego odkrycia dokonał amerykański astronom Clyde Tombaugh, a niedługo po odkryciu okazało się, że Pluton to pimpek, który w żaden sposób nie może odpowiadać za "obserwowane" anomalie.

Tak się składa, że nazwy planet są głównie pochodzenia łacińskiego, rzymskiego a nie greckiego. Greckie pochodzenie ma Uran (sprawdź, kto nadał tę nazwę i jaką formę wybrał), Pluton z kolei jest przydomkiem Hadesa spopularyzowanym jako nazwa bóstwa w czasach rzymskich (czyli też zlatynizowana greka).

Amatorem określa Lowella polska Wikipedia, ale chodzi tu o jego zamiłowanie, a nie brak podstaw teoretycznych, Lowell miał bowiem  dobre wykształcenie matematyczne z podstawami astronomii.

Jeśli chodzi o symbol Plutona, to co byś zaproponował: berło, klucze czy Cerbera? Amerykanie zapewne by odrzucili berło (w końcu nie po to walczyli o niepodległość), a znak dla trójgłowego psa byłby pewnie podobny do trójzębu Neptuna. Pozostają klucze – czyż obecny znak nie przypomina klucza? A może lepiej było wybrać róg obfitości (ale to przecież sprawka Zeusa) albo psią czapkę od cyklopów?

Co do pimpka, to jest pomieszanie z poplątaniem. Obserwacje ruchu były realne, w cudzysłowie powinny być „anomalie” wynikające z błędów obliczeniowych, które w okresie poszukiwań Plutona akurat się w części znosiły. Stwierdzenie, że Pluton jest mniejszy, wiąże się z odkryciem jego księżyca, które nastąpiło w 1978, czyli dłużej niż „niedługo po odkryciu” Plutona, choć przed obserwacjami Voyagera 2, o których wspomniałeś, a które posłużyły do ostatecznego wyjaśnienia charakteru owych „anomalii”. Dopiero dalsze obserwacje wykazały, że układ Pluton-Charon jest układem podwójnym (środek masy jest wysoko ponad powierzchnią Plutona), choć chyba nadal nie ma pewności, czy Charona można uznać za planetę karłowatą.

 

10 godzin temu, Astro napisał:

Reasumując: wszelkie tezy amerykańskich astronomów dotyczące Plutona jako pełnoprawnej planety to pic na wodę, fotomontaż i małostkowość, a odkrycie Plutona w przeciwieństwie do odkrycia Neptuna to zbieg okoliczności.

Reasumując: Hades (Pluton) był bogiem surowym i budzącym strach, ale przy tym bardzo sprawiedliwym. Tobie tutaj do sprawiedliwości daleko. Przykładowo nie wymieniłeś żadnego spośród obiektów, które miałyby się znajdować na niewyczyszczonej orbicie układu podwójnego Pluton-Charon, czyli z dala od punktów Lagrange'a.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
5 godzin temu, ex nihilo napisał:

To ma znaczenie - kilkukilometrowy dosyć luźny glut drobnych paprochów kulisty (grawitacyjnie) będzie, ale orbity nie pozamiata. Raczej trudno byłoby takie kilka taczek gruzu uznać za planetę.

Ok. Dobry argument, trudno się nie zgodzić. ( Nie to co Astro :P )
Jednak obecna definicja wciąż nie rozwiązuje problemu o którym mówisz.
Po pierwsze, kilkukilometrowy, okrągły glut samotnie krążący wokół gwiazdy, której otoczenie z jakichś powodów zostało oczyszczone z innych obiektów musielibyśmy nazwać planetą. Dlatego gdyby na przykład Ceres nie krążyła w pasie asteroid to musielibyśmy ją uznać za planetę, a nie planetę karłowatą. Tak samo gdyby jakaś planeta "zawędrowała" w pobliże orbity innej planety to obie przestałyby być planetami. Podobno Uran i Neptun kiedyś zamieniły się miejscami. To znaczy że podczas tego wydarzenia, według obecnej definicji nie były planetami.:lol:

Może zamiast tego punktu o oczyszczeniu orbity powinniśmy po prostu wyznaczyć minimalną masę albo średnicę? Skoro potrafimy zdefiniować wzgórze jako wzniesienie od 100 do 300 metrów, to powinno też działać dla obiektów astronomicznych.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 minuty temu, Astro napisał:

Potrafimy? :)

Hmmm...  może jednak nie potrafimy ^_^

Jednak z planetami będzie łatwiej. Jestem przekonany że obecna definicja długo się nie utrzyma. Kiedy poznamy szczegóły innych układów to będzie tyle problemów że pewnie pojawi się prostsza i bardziej pragmatyczna definicja. Na przykład ustalimy minimalną średnicę na 1000 km i po problemie ;) Co do tego czy duże księżyce uznać za planety, to okaże się kiedy odkryjemy planetę, której księżyc ma podobne rozmiary do niej samej. Wtedy pewnie obie uznamy za planety i przypuszczam że uznamy też za planety Księżyc i inne duże księżyce. Czas pokaże.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
35 minut temu, gooostaw napisał:

Co do tego czy duże księżyce uznać za planety, to okaże się kiedy odkryjemy planetę, której księżyc ma podobne rozmiary do niej samej

Hm, a nie wystarczy nam I prawo Keplera? 

Zastanawiam się o co idzie walka? Planujemy nowy podatek od liczby planet w US? Rodzinie odkrywcy Plutona należą się tantiemy? Niezależnie od naszej definicji ten kawałek skały niewzruszenie pomyka przez przestrzeń zupełnie obojętny na nasze o nim wyobrażenia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, Jajcenty napisał:

Hm, a nie wystarczy nam I prawo Keplera? 

Prawo Keplera nie definiuje czym jest planeta, tylko określa jak planety się zachowują. Nie mówi nam jak powinniśmy nazywać na przykład układ podwójny obiektów podobnych do Ziemi. Dwie planety? Czy może ten minimalnie mniejszy obiekt to już tylko księżyc? Co z "planetami" bez gwiazd? Myślę że najlepsza by była definicja wynikająca z właściwości fizycznych obiektu, a nie jego orbity i otoczenia.

18 minut temu, Jajcenty napisał:

Zastanawiam się o co idzie walka? Planujemy nowy podatek od liczby planet w US? Rodzinie odkrywcy Plutona należą się tantiemy? Niezależnie od naszej definicji ten kawałek skały niewzruszenie pomyka przez przestrzeń zupełnie obojętny na nasze o nim wyobrażenia.

Lubimy mieć wszystko poukładane, prawda? Uwielbiamy kategoryzować. Jak sobie wszystko zdefiniujemy i poukładamy to się nam wydaje że to rozumiemy. Na pewno łatwiej się komunikować ze sobą, kiedy ustali się pewne terminy.

Jednak walka o uznanie Plutona za planetę ponieważ kiedyś go tak nazywaliśmy jest głupia ;) 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
37 minut temu, gooostaw napisał:

Na pewno łatwiej się komunikować ze sobą, kiedy ustali się pewne terminy.

O tak, przypadek Plutona to potwierdza ;) Jeśli ustalamy definicję używających kilku własności: (orbita, wielkość, skład, itp) to jedyne co możemy podać jakieś procentowe spełnienie wszystkich wymogów. Wydaje się, że coś w rodzaju wykresu kompetencji byłoby na miejscu. Miarą spełnienia wymogów byłby stosunek powierzchni : uzyskana/oczekiwana. W tym sensie Ziemia byłaby planetą np. 0.98, a Pluton 0.71. :D Gdyby do kategorii dodać wagi (np. masa jest ważniejsza od rozmiaru) to już normalnie miut cut i orzeszki  ;P

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Brindestine ma rację, że Pluton należy uznać za planetę, ale pod warunkiem, że Planeta X nie jest planetą. Planet w US musi być 9. Planeta jest to ciało, które obiega Słońce, ale nie ma księżyców o masie/rozmiarze równym lub większym od siebie. Jeżeli Pluton spełnia ten warunek, to jest planetą i wówczas Planeta X nie jest planetą.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 16.11.2019 o 20:49, Astro napisał:

skoro nie widzimy problemu w układach podwójnych gwiazd, to i nie będzie problemu z układami podwójnymi planet

Hm, jak dla mnie w przypadku planet podwójnych (BTW niektórzy chętnie widzą układ Ziemia-Księżyc jako planetę podwójną: https://pl.wikipedia.org/wiki/Planeta_podwójna) z definicji nie może być mowy o oczyszczeniu orbity;) I co z samotną planetą (https://pl.wikipedia.org/wiki/Samotna_planeta), przestaje być planetą? Może po prostu przyjąć kryterium wielkości lub masy (Merkury ma średnicę ok. 2 razy większą od Plutona, więc gdyby było kryterium >= Merkury, to byłoby chyba OK, są małe szanse, że w pasie Kuipera znajdzie się coś tej wielkości Merkurego, przykładowo Eris jest tylko trochę większa od Plutona) plus warunek, że nie jest satelitą innej planety (lub jej satelity)?

 

P.S. Merkury ma masę rzędu 10^23 kg (dokładniej 3,3 * 10^23 kg), "drobnica" (Eris, Pluton, Ceres itd.) rzadko kiedy więcej niż 10^22 (tylko Eris i Pluton mają ok. 1,5 * 10^22 kg, reszta poniżej 10^22, https://pl.wikipedia.org/wiki/Planeta_karłowata#Lista_planet_karłowatych), jeśli chodzi o księżyce: to np. "nasz" Księżyc to 7 * 10^22 kg, jedynie największe księżyce Jowisza i Saturna dobiją do niecałej połowy masy Merkurego. Czyli IMHO kryterium, że obiekty o masie >= 2 * 10^23 kg, nie będące satelitami innych planet itd. byłoby niezłe. Bez potrzeby wprowadzania warunku na oczyszczanie orbity.

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, darekp napisał:

I co z samotną planetą

Może jeszcze asteroida to planeta? Planeta obraca się wokół gwiazdy - to podstawowy warunek.

 

9 godzin temu, darekp napisał:

Może po prostu przyjąć kryterium wielkości lub masy

Poczytaj najpierw trochę o samej definicji planety, nawet z wikipedii, to się dowiesz, że planeta US:

Cytat

 

- posiada masę mniejszą, niż masa wymagana do przeprowadzenia fuzji jądrowej deuteru (czyli ok. 13 mas Jowisza);

- spełnia wymagania minimalnej masy takie same, jak w przypadku planet Układu Słonecznego (obecnie: kryterium równowagi hydrostatycznej).

 

Powtarzam, że planet musi być 9, co ma znaczenie dla zachowania równowagi i jednocześnie chaotyczności US. Możliwe jednak, że za 9-tą "planetę" można by uznać układ planet karłowatych poza Neptunem: Pluton ,Haumea, Makemake i Eris (plus może coś jeszcze). Nie może być to jednak Charon, bo obraca się wokół Plutona, jest satelitą. Ten układ planet być można by nazwać Planetą X. Taki system jest całkiem sensowny. Układ Słoneczny nie kończy się na jednej planecie, ale "rozchodzi się", dając jakby początek czegoś nowego.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
33 minuty temu, Astro napisał:

Strzelam, że metaliczność gwiazdy ma bardzo duże znaczenie.

Też się zastanawiałem, jak to może wyglądać w innych układach planetarnych i wyobraziłem sobie, że pewnie blisko gwiazdy jest w miarę "spokój" i planety podczas formowania się w miarę szybko oczyszczają orbity (co nie do końca jest prawdą, nawet w US mamy pas planetoid między Marsem a Jowiszem), natomiast gdzieś daleko od gwiazdy materia jest bardzo  rozproszona (bo ma więcej przestrzeni do wypełnienia), więc dlatego tam nie dochodzi do powstania kilku wielkich planet, zamiast nich jest wiele drobnych ciał niebieskich. Jeśli by tak było (a to tylko moje "zgadywanie") to każdy typowy układ planetarny miałby jakiś swój "pas Kuipera" i głównym problemem byłoby umieć rozstrzygać, w jakiej odległości od gwiazdy kończy się "pas planet" a zaczyna "pas Kuipera". Więc kryterium mogłoby być dość dowolne, uznaniowe i kryterium masy nadawałoby się tak samo dobrze jak każde inne. Może w układach z dużą ilością metali byłoby więcej obiektów daleko od gwiazdy, które wg kryterium masy uznalibyśmy za planety a wg jakiegoś innego kryterium nie. Ale każda definicja ma jakieś swoje wady.

A może nawet by nie było tak źle? Planeta żelazna miałaby większą gęstość (czyli mniejszą średnicę przy tej samej masie), co skalista. Ale "na zewnątrz" w pewnej odległości od powierzchni, wytwarzałaby takie same pole grawitacyjne, jak skalista, więc może układy o większej metaliczności byłyby dość podobne do naszego? Mniej więcej takie same masy planet, tylko o mniejszej średnicy?

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Antylogik napisał:

Może jeszcze asteroida to planeta? Planeta obraca się wokół gwiazdy - to podstawowy warunek.

Jak w takim razie mamy nazywać samotne "planety?"

2 godziny temu, Antylogik napisał:

Powtarzam, że planet musi być 9, co ma znaczenie dla zachowania równowagi i jednocześnie chaotyczności US.

Skąd ten pomysł? :huh: Czekaj... co? Nie wiem co się dzieje :huh:

Godzinę temu, Astro napisał:

Nieźle. Podpowiesz po czym takie ciekawe fazy? Też bym chciał...

Dołączam się do pytania. :D

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Grunt, że można by łatwo zdyskwalifikować Plutona jako planetę, umawiając się, że wszystko, co ma przyspieszenie grawitacyjne poniżej 1 m/s^2 nie jest planetą:)

EDIT: Chociaż nie, bezpieczniej będzie przyjąć 2 lub 3 m/s^2

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
29 minut temu, Astro napisał:

No i Merkury miałby przerąbane

Eris ma 0,82, więc warto by przyjąć więcej niż 1, żeby był zapas bezpieczeństwa, na wypadek gdyby odkryto w pasie Kuipera coś trochę większego niż Eris ;) 

29 minut temu, Astro napisał:

a właściwie kto powiedział, że planeta?

Już starożytni go obserwowali, to pewnie i nazywali go planetą ;)

Edytowane przez darekp

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, darekp napisał:

 Planeta żelazna miałaby większą gęstość (czyli mniejszą średnicę przy tej samej masie), co skalista. Ale "na zewnątrz" w pewnej odległości od powierzchni, wytwarzałaby takie same pole grawitacyjne, jak skalista, więc może układy o większej metaliczności byłyby dość podobne do naszego?

Dla porządku tylko - w astronomii "metale", to wszystkie pierwiastki poza H i He.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

szczerze mówiąc myślałem, że ta dyskusja od dawna została zakończona, bo w szkołach od dawna słyszę, że pluton to jednak nie planemta

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
W dniu 17.11.2019 o 17:45, gooostaw napisał:

Jak w takim razie mamy nazywać samotne "planety?"

O brązowym karle słyszałeś?

W dniu 17.11.2019 o 17:45, gooostaw napisał:

Skąd ten pomysł?

Poczytaj pracę "Numerical Evidence that the Motion of Pluto is Chaotic" Sussmana i  Wisdoma. Tam jest sporo na temat stabilności i chaotyczności US. Przykładowo dowiedziono, że Pluton i Neptun wzajemnie wpływają na siebie, stanowią pewien system.

US musi pozostać chaotyczny, aby mógł ewoluować. De facto to żywy organizm, tak samo Ziemia.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      NASA zaprezentowała pierwsze zdjęcia pełnowymiarowego prototypu sześciu teleskopów, które w przyszłej dekadzie rozpoczną pracę w kosmicznym wykrywaczu fal grawitacyjnych. Budowane przez ekspertów z NASA teleskopy to niezwykle ważne elementy misji LISA (Laser Interferometer Space Antenna), przygotowywanej przez Europejską Agencję Kosmiczną (ESA).
      W skład misji LISA będą wchodziły trzy pojazdy kosmiczne, a na pokładzie każdego z nich znajdą się po dwa teleskopy NASA. W 2015 roku ESA wystrzeliła misję LISA Pathfinder, która przetestowała technologie potrzebne do stworzenia misji LISA. Kosmiczny wykrywacz fal grawitacyjnych ma rozpocząć pracę w 2035 roku.
      LISA będzie składała się z trzech satelitów, tworzących w przestrzeni kosmicznej trójkąt równoboczny. Każdy z jego boków będzie miał długość 2,5 miliona kilometrów. Na pokładzie każdego z pojazdów znajdą się po dwa identyczne teleskopy, przez które do sąsiednich satelitów wysyłany będzie impuls z lasera pracującego w podczerwieni. Promień będzie trafiał w swobodnie unoszące się na pokładzie każdego satelity pokryte złotem kostki ze złota i platyny o boku 46 mm. Teleskopy będą odbierały światło odbite od kostek i w ten sposób, z dokładnością do pikometrów – bilionowych części metra – określą odległość pomiędzy trzema satelitami. Pojazdy będą umieszczone w takim miejscu przestrzeni kosmicznej, że na kostki nie będzie mogło wpływać nic oprócz fal grawitacyjnych. Zatem wszelkie zmiany odległości będą świadczyły o tym, że przez pojazdy przeszła fala grawitacyjna. Każdy z pojazdów będzie miał na pokładzie dwa teleskopy, dwa lasery i dwie kostki.
      Formacja trzech pojazdów kosmicznych zostanie umieszczona na podobnej do ziemskiej orbicie wokół Słońca. Będzie podążała za naszą planetą w średniej odległości 50 milionów kilometrów. Zasada działania LISA bazuje na interferometrii laserowej, jest więc podobna do tego, jak działają ziemskie obserwatoria fal grawitacyjnych, takie jak np. opisywane przez nas LIGO. Po co więc budowanie wykrywaczy w kosmosie, skoro odpowiednie urządzenia istnieją na Ziemi?
      Im dłuższe ramiona wykrywacza, tym jest on bardziej czuły na fale grawitacyjne o długim okresie. Maksymalna czułość LIGO, którego ramiona mają długość 4 km, przypada na zakres 500 Hz. Tymczasem w przypadku LISY będzie to zakres 0,12 Hz. Kosmiczny interferometr będzie więc uzupełnienie urządzeń, które posiadamy na Ziemi, pozwoli rejestrować fale grawitacyjne, których ziemskie urządzenia nie zauważą.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Za nieco ponad tydzień wystartuje misja Psyche, która ma za zadanie zbadanie pochodzenia jąder planetarnych. Celem misji jest asteroida 16 Psyche, najbardziej masywna asteroida typu M, która w przeszłości – jak sądzą naukowcy – była jądrem protoplanety. Jej badanie to główny cel misji, jednak przy okazji NASA chce przetestować technologię, z którą eksperci nie potrafią poradzić sobie od dziesięcioleci – przesyłanie w przestrzeni kosmicznej danych za pomocą lasera.
      Ludzkość planuje wysłanie w dalsze części przestrzeni kosmicznej więcej misji niż kiedykolwiek. Misje te powinny zebrać olbrzymią ilość danych, w tym obrazy i materiały wideo o wysokiej rozdzielczości. Jak jednak przesłać te dane na Ziemię? Obecnie wykorzystuje się transmisję radiową. Fale radiowe mają częstotliwość od 3 Hz do 3 THz. Tymczasem częstotliwość lasera podczerwonego sięga 300 THz, zatem transmisja z jego użyciem byłaby nawet 100-krotnie szybsza. Dlatego też naukowcy od dawna próbują wykorzystać lasery do łączności z pojazdami znajdującymi się poza Ziemią.
      Olbrzymią zaletą komunikacji laserowej, obok olbrzymiej pojemności, jest fakt, że wszystkie potrzebne elementy są niewielkie i ulegają ciągłej miniaturyzacji. A ma to olbrzymie znaczenie zarówno przy projektowaniu pojazdów wysyłanych w przestrzeń kosmiczną, jak i stacji nadawczo-odbiorczych na Ziemi. Znacznie łatwiej jest umieścić w pojeździe kosmicznym niewielkie elementy do komunikacji laserowej, niż podzespoły do komunikacji radiowej, w tym olbrzymie anteny.
      Gdyby jednak było to tak proste, to od dawna posługiwalibyśmy się laserami odbierając i wysyłając dane do pojazdów poza Ziemią. Tymczasem inżynierowie od dziesięcioleci próbują stworzyć system skutecznej komunikacji laserowej i wciąż im się to nie udało. Już w 1965 roku astronauci z misji Gemini VII próbowali wysłać z orbity sygnał za pomocą ręcznego 3-kilogramowego lasera. Próbę podjęto na długo zanim w ogóle istniały skuteczne systemy komunikacji laserowej. Późniejsze próby były bardziej udane. W 2013 roku przesłano dane pomiędzy satelitą LADEE, znajdującym się na orbicie Księżyca, a Ziemią. Przeprowadzono udane próby pomiędzy Ziemią a pojazdami na orbicie geosynchronicznej, a w bieżącym roku planowany jest test z wykorzystanim Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Psyche będzie pierwszą misją, w przypadku której komunikacja laserowa będzie testowana za pomocą pojazdu znajdującego się w dalszych partiach przestrzeni kosmicznej.
      Psyche będzie korzystała ze standardowego systemu komunikacji radiowej. Na pokładzie ma cztery anteny, w tym 2-metrową antenę kierunkową. Na potrzeby eksperymentu pojazd wyposażono w zestaw DSOC (Deep Space Optical Communications). W jego skład wchodzi laser podczerwony, spełniający rolę nadajnika, oraz zliczająca fotony kamera podłączona do 22-centymetrowego teleskopu optycznego, działająca jak odbiornik. Całość zawiera matrycę detektora składającą się z nadprzewodzących kabli działających w temperaturach kriogenicznych. Dzięki nim możliwe jest niezwykle precyzyjne zliczanie fotonów i określanie czasu ich odbioru z dokładnością większa niż nanosekunda. To właśnie w fotonach, a konkretnie w czasie ich przybycia do odbiornika, zakodowana będzie informacja. Taki system, mimo iż skomplikowany, jest mniejszy i lżejszy niż odbiornik radiowy. A to oznacza chociażby mniejsze koszty wystrzelenia pojazdu. Również mniejsze może być instalacja naziemna. Obecnie do komunikacji z misjami kosmicznymi NASA korzysta z Deep Space Network, zestawu 70-metrowych anten, które są drogie w budowie i utrzymaniu.
      Komunikacja laserowa ma wiele zalet, ale nie jest pozbawiona wad. Promieniowanie podczerwone jest łatwo blokowane przez chmury i czy dym. Mimo tych trudności, NASA nie rezygnuje z prób. System do nadawania i odbierania laserowych sygnałów ma znaleźć się na pokładzie misji Artemis II, która zabierze ludzi poza orbitę Księżyca. Jeśli się sprawdzi, będziemy mogli na żywo obserwować to wydarzenie w kolorze i rozdzielczości 4K.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Nowo odkryta planeta wielkości Neptuna ma gęstość większą od stali. Masa TOI-1853b jest niemal dwukrotnie większa niż planet jej rozmiarów. To zaś oznacza, że musi składać się ze znacznie większego odsetka skał, niż można by się spodziewać. Dlatego naukowcy z Włoch i Wielkiej Brytanii uważają, że planeta powstała w wyniku zderzenia innych planet.
      Jak czytamy na łamach Nature, zderzenie odrzuciło lżejszy materiał, jak woda i atmosfera, pozostawiając planetę złożoną w olbrzymiej mierze ze skał. W naszym Układzie Słonecznym mamy dowody na potężne kolizje między planetami. Dowodem takim jest istnienie Księżyca. Dysponujemy też dowodami na zderzenia pomiędzy mniejszymi egzoplanetami. Wiemy, że egzoplanety są niezwykle zróżnicowane. Wiele z nich nie ma odpowiedników w Układzie Słonecznym, ale często te skaliste ciała niebieskie mają podobną masę i skład do naszych lodowych olbrzymów, Neptuna i Urana, mówi doktor Phil Carter z University of Bristol.
      Naukowcy przeprowadzili symulacje komputerowe, które miały pokazać, w jaki sposób mogła powstać planeta taka jak TOI-1853b. Stwierdzili, że planety, które dały jej początek, prawdopodobnie były bogate w wodę. Musiały zderzyć się z prędkością większą niż 75 km/s, by powstała planeta o takich parametrach jak TOI-1853b, dodaje Carter.
      Odkrycie potwierdza rolę zderzeń w powstawaniu planet. Zdobyta dzięki niemu wiedza pozwala łączyć to, co wiemy o ewolucji Układu Słonecznego z ewolucją innych systemów planetarnych. To niezwykle zaskakująca planeta. Zwykle planety zawierające tak dużo skał powinny tworzyć gazowe olbrzymy, jak Jowisz, którego gęstość jest podobna do gęstości wody. Tymczasem TOI-1853b ma rozmiary Neptuna, ale jest gęstsza niż stal. Wykazaliśmy, że taka planeta może powstać, jeśli doszło do wysokoenergetycznych zderzeń innych planet, podsumowuje Jingyao Dou z Bristolu.
      Teraz badacze chcą jeszcze dokładniej przyjrzeć się TOI-1853b, spróbować dokładnie określić jej skład i poszukać ewentualnych resztek atmosfery.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Dwóch naukowców z Japonii, Patryk Sofia Lykawka i Takashi Ito, zaprezentowali wyliczenia, które mogą wskazywać, że w Pasie Kuipera znajduje się planeta wielkości Ziemi. Dziewiąta Planeta, zwana też Planetą X, jest od wielu lat przedmiotem poszukiwań. Przynajmniej od czasu, gdy w 2016 roku dwóch profesorów z Caltechu (California Institute of Technology), zaprezentowali pracę, z której wynikało, że orbity 13 odległych obiektów z Pasa Kupiera ma nietypowe podobne orbity, a można je wyjaśnić obecnością planety.
      Od czasu opublikowania pracy uczonych z Caltechu odkryto kolejne obiekty, których orbity pasowałyby do hipotezy o obecności nieznanej planety, rozpoczęto jej poszukiwania w średniowiecznych tekstach, pojawiła się też hipoteza, że w Układzie Słonecznym krąży pierwotna czarna dziura, a nie nieznana planeta.
      Patryk Sofia Lykawka z Uniwersytetu Kindai oraz Takashi Ito z Narodowego Obserwatorium Astronomicznego Japonii i Uniwersytetu Technologii w Chiba opublikowali w The Astronomical Journal pracę, w której opisują właściwości obiektów z Pasa Kuipera, które wskazują na obecność planety.
      Wykorzystaliśmy symulację komputerową problemu wielu ciał, by zbadać wpływ hipotetycznej planety w Pasie Kuipera na strukturę orbit obiektów transneptunowych znajdujących się w odległości większej niż 50 jednostek astronomicznych. Do stworzenia naszego modelu wykorzystaliśmy dane obserwacyjne, w tym dobrej jakości dane z Outer Solar System Origins Survey. Stwierdziliśmy, że obecność podobnej do Ziemi planety (o masie od 1,5 do 3 mas Ziemi), znajdującej się na odległej (półoś wielka ok. 250–500 j.a., peryhelium ok. 200 j.a.) orbicie o nachyleniu orbity wynoszącym ok. 30 stopni może wyjaśnić trzy podstawowe właściwości odległych obiektów z Pasa Kuipera: znaczącej populacji obiektów transneptunowych o orbitach poza wpływem grawitacyjnym Neptuna, znaczącą populację obiektów o wysokim nachyleniu orbity (> 45 stopni) oraz istnienie obiektów o wyjątkowo nietypowych orbitach (np. Sedna). Ponadto obecność proponowanej planety jest zgodna ze zidentyfikowanymi długoterminowo stabilnymi obiektami transneptunowymi, pozostającymi w rezonansie 2:1, 5:2, 3:1, 4:1, 5:1 i 6:1 z Neptunem. Ta populacja stabilnych obiektów jest często pomijana w innych badaniach, czytamy w artykule.
      Pas Kuipera znajduje się za orbitą Neptuna, w odległości 30–50 jednostek astronomicznych od Ziemi. Zawiera on wiele małych obiektów. To właśnie w nim znajduje się Pluton. Mianem obiektów transneptunowych określa się okrążające Słońce planetoidy znajdujące się poza orbitą Neptuna.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Teleskop Webba zaobserwował szczegóły zawierających krzemiany chmur w atmosferze odległej planety. W jej atmosferze bez przerwy dochodzi do mieszania, wznoszenia i opadania materiału w 22-godzinym cyklu. Wynikiem tego są tak olbrzymie zmiany jasności, że wspomniana planeta jest najbardziej zmiennym znanym nam obiektem o masie planetarnej.
      Naukowcy, na czele których stoi Brittany Miles z University of Arizona, zauważyli też wyjątkowo wyraźne sygnały świadczące o obecności wody, metanu i tlenku węgla oraz dowód na występowanie w atmosferze dwutlenku węgla. Tym samym Teleskop Webba wykrył największą liczbę molekuł zauważonych jednorazowo w atmosferze egzoplanety.
      Wspomniana egzoplaneta, VHS 1256 b, znajduje się w odległości 40 lat świetlnych od Ziemi o okrąża 2 gwiazdy. Okres jej obiegu wynosi ponad 10 000 lat. VHS 1256 b znajduje się około 4-krotnie dalej od swoich gwiazd, niż Pluton od Słońca. To czyni ją idealnym celem dla obserwacji za pomocą Webba. Dobiegające z niej światło nie miesza się ze światłem z jej gwiazd macierzystych, mówi Miles. Uczona dodaje, że w górnych partiach temperatura jej atmosfery sięga 830 stopni Celsjusza.
      Webb zauważył też dwa rodzaje ziaren krzemianów w chmurach. Mniejsze mogą być wielkości cząstek dymu, większe zaś są jak bardzo gorące miniaturowe ziarenka piasku. VHS 1256 b ma bardzo słabą grawitację, dlatego też chmury występują bardzo wysoko w jej atmosferze, co pozwala na ich obserwację. Drugą przyczyną tak gwałtownych zjawisk w atmosferze jest młody wiek planety. Naukowcy szacują, że uformowała się ona zaledwie 150 milionów lat temu i przez najbliższy miliard lat będzie się schładzała i zmieniała.
      Wiele z cech, które zaobserwowano na VHS 1256 b zauważono wcześniej na innych planetach. Jednak w ich przypadku wymagało to wielu obserwacji za pomocą różnych teleskopów. Tutaj zaś Teleskop Webba dostarczył wszystkich informacji jednocześnie. A to nie wszystko. Naukowcy uważają, że przez najbliższe miesiące i lata, analizując dane dostarczone przez Webba, będą zdobywali kolejne informacje. Mamy tutaj olbrzymią ilość danych uzyskanych w niedługim czasie. Czujemy olbrzymi potencjał i mamy nadzieję na wiele odkryć w danych, zebranych w ciągu zaledwie kilku godzin obserwacji, cieszy się Beth Biller z Uniwersytetu w Edynburgu.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...