Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy
KopalniaWiedzy.pl

Znamy wyniki badań nad światowym spożyciem alkoholu i jego skutkami

Rekomendowane odpowiedzi

Alkohol jest jedną z głównych przyczyn śmierci i chorób na całym świecie. Autorzy badań Global Burden of Disease, których wyniki opublikowano właśnie na łamach The Lancet, informują, że alkohol odpowiada za niemal 10% zgonów wśród osób w wieku 15–49 lat. W ramach badań oceniono spożycie oraz skutki zdrowotne alkoholu w 195 krajach w latach 1990–2016.
Autorzy analizy doszli do wniosku, że nie istnieje bezpieczny poziom spożycia alkoholu, a wszelki jego korzystny wpływ na zdrowie jest znacznie mniejszy niż wpływ niekorzystny, szczególnie zaś szkodliwe jest ryzyko związane z wystąpieniem nowotworów.

Badania wykazały, że osoby w wieku 15–49 lat, które spożywają codziennie standardową dawkę alkoholu, są narażone, już po roku spożywania alkoholu, na 0,5% większe ryzyko wystąpienia jednego z 23 problemów zdrowotnych związanych z alkoholem.
Wcześniej prowadzone badania wykazały, że niskie dawki alkoholu mają w pewnym stopni korzystny wpływ na nasze zdrowie, jednak okazuje się, że jeśli weźmiemy pod uwagę całościowy wpływ alkoholu na organizm, ryzyko przewyższa korzyści. Szczególnie silne jest tutaj ryzyko związane z wystąpieniem nowotworów, zranień i chorób zakaźnych, co niweluje wszelkie prozdrowotne skutki, takie jak np. ochronę kobiet przed chorobą niedokrwienną serca. Co prawda ryzyko związane ze spożywaniem małych ilości alkoholu, jednej standardowej dawki dziennie, jest niewielkie, jednak gwałtownie rośnie ono w miarę zwiększania dawki, mówi główny autor badań doktor Max Griswold z Institute for Health Metrics and Evaluation z University of Washington.

Zespół Griswolda przeanalizował wyniki 694 badań, na podstawie których stwierdził, na ile powszechnie alkohol jest używany, oraz wyniki 592 badań obejmujących 28 milionów osób, które pozwoliły ocenić ryzyko związane z konsumpcją alkoholu. Za standardową dzienną dawkę przyjęto 10 gramów alkoholu.

Z badań tych dowiadujemy się, że alkohol spożywa 32,5% ludzkości, czyli około 2,4 miliarda osób. Do picia alkoholu przyznaje się 25% kobiet (900 milionów) i 39% mężczyzn (1,5 miliarda). Średnio przeciętna kobieta spożywa 0,73 dawki standardowej dziennie, a przeciętny mężczyzna – 1,7 dawki. Spożycie alkoholu znacząco różni się pomiędzy krajami. Absolutnymi rekordzistami są tutaj Duńczycy, gdzie alkohol pije 95,3% kobiet i 97,1% mężczyzn. Na drugim biegunie znajdziemy Pakistan i Bangladesz. W pierwszym z tych krajów jedynie 0,8% mężczyzn pije alkohol, a w drugim alkoholem raczy się tylko 0,3% kobiet. Najwyższe wśród mężczyzn spożycie alkoholu na głowę jest w Rumunii (8,2 dawki dziennie), a najniższe w Pakistanie (0,0008 dawki dziennie). Wśród kobiet najwięcej piją Ukrainki (4,2 dawki dziennie), a najmniej Iranki (0,003 dawki).

W 2016 roku spożycie alkoholu było siódmym głównym czynnikiem ryzyka przedwczesnych zgonów i chorób. Alkohol przyczynił się do 2,2% zgonów u kobiet i 6,8% zgonów wśród mężczyzn. Inaczej wygląda zaś sytuacja w grupie wiekowej 15–49 lat. Tutaj alkohol jest główną przyczyną przedwczesnych zgonów i w 2016 roku spowodował 3,8% zgonów wśród kobiet i 12,2% zgonów wśród mężczyzn.

Główne przyczyny zgonów spowodowanych użyciem alkoholu przez tę grupę wiekową to: gruźlica (1,4% zgonów), wypadki drogowe (1,2%) oraz samodzielne zrobienie sobie krzywy (1,1%). Wśród osób powyżej 50. roku życia główną przyczyną śmierci związaną ze spożyciem alkoholu są nowotwory, odpowiedzialne za 27,1% zgonów wśród kobiet i 18,9% zgonów wśród mężczyzn.

Problemy zdrowotne trapiące osoby po 50. roku życia a związane ze spożywaniem alkoholu różnią się w zależności od miejsca zamieszkania. W krajach bogatych ludzie umierają na nowotwory wywoływane przez alkohol, w krajach ubogich są zabijani przez gruźlicę, marskość wątroby i inne choroby wątroby. Zaś w krajach o średnich dochodach zgony spowodowane spożyciem alkoholu są powodowane głównie przez udary.

Jak już wspomnieliśmy, spożywanie jednej standardowej dawki alkoholu dziennie powoduje, że po roku jesteśmy narażeni na o 0,5% większe ryzyko zapadnięcia na chorobę związaną ze spożyciem alkoholu. Ryzyko gwałtownie rośnie w miarę zwiększania dawki. I tak przy 2 dawkach dziennie jest ono już o 7% wyższe, a przy pięciu dawkach dziennie – o 37% wyższe.

Powyższe badania są najszerzej zakrojonymi badaniami nad spożyciem alkoholu i skutkami zdrowotnymi w skali całego świata. Pomimo swoich ograniczeń, takich jak nieuwzględnienie spożycia alkoholu wśród osób poniżej 15. roku życia czy niemożność uwzględnienia produkcji i spożycia nielegalnego alkoholu, stanowią niezwykle ważne źródło wiedzy na temat tej używki. Nie szacowano też skutków okresowego picia na umór, które znacząco zwiększa ryzyko zgonów i chorób.

Autorzy zestawili też kilka interesujących statystyk. Dzięki nim wiemy, w których krajach alkohol jest najbardziej, a w których najmniej popularny oraz gdzie spożywa się go najwięcej, a gdzie najmniej. I tak, największy odsetek mężczyzn pijących alkohol mieszka w Danii (97,1%), Norwegii (94,3%), Argentynie (94,3%), Niemczech (94,3%), Polsce (93,8%), Francji (93,1%), Korei Południowej (91,3%), Szwajcarii (91,2%), Grecji (90,8%) i Islandii (90,3%). Najmniej panów pije alkohol w Pakistanie (0,9%), Bangladeszu (1,0%), Egipcie (1,1%), Mali (2,5%), Maroku (3,0%), Senegalu (3,2%), Mauretanii (3,2%), Syrii (5,0%), Indonezji (7,2%) i Pakistanie (7,9%).

Kraje o największym spożyciu alkoholu wśród kobiet to Dania (95,3%), Norwegia (91,4%), Niemcy (90,0%), Argentyna (89,9%), Nowa Zelandia (88,5%), Szwajcaria (88,4%), Słowacja (87,2%), Francja (86,9%), Szwecja (86,1%) i Islandia (84,8%). Najmniej pijących kobiet mieszka zaś w Bangladeszu (0,3%), Maroku (1,1%), Pakistanie (1,5%), Egipcie (1,5%), Nepalu (1,5%), Syrii (1,6%), Bhutanie (1,9%), Mjanmie (2,3%), Tunezji (2,3%) i Senegalu (2,6%).

Światowymi rekordzistami w liczbie spożywanych dziennych dawek alkoholu są panowie z Rumunii (8,2 dawki), Portugalii (7,3), Luksemburga (7,3), Litwy (7,0), Ukrainy (7,0), Bośni i Hercegowiny (6,5), Białorusi (6,0), Estonii (6,0), Hiszpanii (5,8) i Węgier (5,5). Najmniej piją zaś panowie z Pakistanu (0,0008 dawki dziennie), Iranu (0,004), Kuwejtu (0,02), Komorów (0,02), Libii (0,02), Bangladeszu (0,03), Palestyny (0,04), Mauretanii (0,05), Jemenu (0,05) i Arabii Saudyjskiej (0,05). Najwięcej piją zaś kobiety z takich krajów jak Ukraina (4,2 dawki dziennie), Andora (3,4), Luksemburg (3,4), Białoruś (3,4), Szwecja (3,2), Dania (3,2), Irlandia (3,1), Wielka Brytania (3,0), Niemcy (2,9) i Szwajcaria (2,8). Najmniej piją panie w Iranie (0,0003 dawki dziennie), Kuwejcie (0,01), Mauretanii (0,02), Libii (0,02), Pakistanie (0,03), Timorze Wschodnim (0,04), Palestynie (0,04), Jemenie (0,04), Tunezji (0,04) i Syrii (0,05).


« powrót do artykułu

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Bardzo ciekawe badania, chociaż rodzące wiele pytań :P Jak zwykle w badaniach na temat alkoholu - nie ma odpowiedzi na pytania dot. okazjonalnego picia większej il. dawek dziennych.

Dodatkowo - skąd wiedzą, że dany nowotwór był spowodowany piciem alk.?! To jest wyjątkowo dziwne... 

I jeszcze propozycja dla Kopalni Wiedzy, jako bardzo dobrego popularyzatora nauki. Lepiej pisać precyzyjnym językiem nauki, czyli - nie "używka" a "narkotyk", bo taka jest prawda. "Używka" zawiera w sobie nie mały pierwiastek kłamstwa i sugeruje, że jest to coś innego od narkotyków, na pewno mniej groźnego etc. a tymczasem alkohol to jeden z groźniejszych narkotyków (szczególnie społecznie). Choć są też narkotyki względnie niegroźne, a nawet zdrowe jak np. kofeina. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

No ale nie za bardzo może KW napisać naukowo że alkohol to narkotyk bo narkotyk to pojęcie nie naukowe tylko prawne.

Tzn. naukowe w dziedzinie nauki zwanej prawem :) Ale to też wyklucza pisanie naukowe że to narkotyk.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, Warai Otoko napisał:

 alkohol to jeden z groźniejszych narkotyków

Gdyby alkohol był narkotykiem, musiałby być  wymieniony w wykazie środków odurzających z ich klasyfikacją ( a nie figuruje), który jest załącznikiem do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii , a wtedy jego używanie musiałoby być  penalizowane. Wtedy doszłoby do buntu społecznego...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, thikim napisał:

No ale nie za bardzo może KW napisać naukowo że alkohol to narkotyk bo narkotyk to pojęcie nie naukowe tylko prawne.

Tzn. naukowe w dziedzinie nauki zwanej prawem :) Ale to też wyklucza pisanie naukowe że to narkotyk.

Sam nie byłem dostatecznie precyzyjny, przyznaje :) Natomiast substancja psychoaktywne i substancje uzależniające to pojęcia medyczne, już głębsza kwestia czy naukowe, ale na pewno medyczne. Potoczna nazwa "narkotyk" na substancje psychoaktywne i uzależniające można zatem uznać za pojęcie co najmniej quasi-naukowe, a już na pewno bliższe prawdzie niż używka. Zatem, nawet jeśli słowo "narkotyk" nie jest pojęciem naukowym jest ono nauce bliższe bo oddaje bardziej stan faktyczny niż słowo "używka".  Dlatego, KW jako popularyzator nauki/prawdy powinna eliminować obskurantyzm, tzn. byłoby miło :) 

11 godzin temu, 3grosze napisał:

Gdyby alkohol był narkotykiem, musiałby być  wymieniony w wykazie środków odurzających z ich klasyfikacją ( a nie figuruje), który jest załącznikiem do ustawy o przeciwdziałaniu narkomanii , a wtedy jego używanie musiałoby być  penalizowane. Wtedy doszłoby do buntu społecznego...

Przyjmując powyższe definicje ad hoc - alkohol jest narkotykiem niezależnie od definicji prawnych bo te nie mają mocy aby orzekać czy coś jest substancją psychoaktywną i uzależniającą czy nie. Nie można wnioskować o klasyfikacji naukowej lub "quasi-naukowej", lub powiedzmy filozoficznie - klasyfikacji logiczno-poznawczej na podstawie zapisów prawa. Prawo nie dysponuje metodami, które pozwalają na taką klasyfikację - prawo wymyśla swoje klasyfikacje, ponieważ ma inne cele (nie poznawcze/dążenie do prawdy, lecz dążenie do powiedzmy - porządku :P). 

A co do "buntu społeczenego". Własnie o to chodzi, że ślepota na fakty zaburza racjonalny osąd. Gdyby społeczeństwo uznało alkohol i nikotynę i nawet kawę za to czym faktycznie jest, czyli narkotykiem - to łatwo byłoby dojść, do słusznych zresztą wniosków, że niektóre narkotyki są legalne a inne nie (przed "dopalaczami" takich legalnych narkotyków była masa). Z takiego wniosku już tylko krok do wniosku, że nasze prawne klasyfikacje dot. narkotyków i ich szkodliwości są absurdalne. I wtedy można coś zmienić, a tak cały czas żyjemy w fałszu :P 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Osobiście nie lubię samego słowa "narkotyk", a gdy jest ono rozszerzane na inne substancje psychoaktywne inne niż powszechnie uznawane, to robi mi się niedobrze. Szczególnie, że leków o takim działaniu mamy chyba więcej niż znanych "narkotyków" (pomijając dopalacze).

Wyrażenie "substancja psychoaktywna" całkowicie wyczerpuje kwestię nazewnictwa. I tak, każdy narkotyk jest używką, ale nie każda używka jest narkotykiem. Też nie każda substancja psychoaktywna jest używką i nie jestem pewien czy każda używka jest psychoaktywna.

Uważam, że nazwanie alkoholu używką w literaturze popularnonaukowej jest prawidłowe, gdy służy temu, by nie powtarzać w kółko "alkohol" i "substancja psychoaktywna". Nie będę teraz drugi raz czytał artykułu, by sprawdzić, czy te przesłanki zostały spełnione. Z góry zakładam, że nie, ale o też nie jest duże uchybienie w moim odczuciu, bo już samo słowo "używka" ma negatywny wydźwięk.

Edytowane przez pogo

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
3 godziny temu, pogo napisał:

Osobiście nie lubię samego słowa "narkotyk", a gdy jest ono rozszerzane na inne substancje psychoaktywne inne niż powszechnie uznawane, to robi mi się niedobrze. Szczególnie, że leków o takim działaniu mamy chyba więcej niż znanych "narkotyków" (pomijając dopalacze).

Wyrażenie "substancja psychoaktywna" całkowicie wyczerpuje kwestię nazewnictwa. I tak, każdy narkotyk jest używką, ale nie każda używka jest narkotykiem. Też nie każda substancja psychoaktywna jest używką i nie jestem pewien czy każda używka jest psychoaktywna.

Uważam, że nazwanie alkoholu używką w literaturze popularnonaukowej jest prawidłowe, gdy służy temu, by nie powtarzać w kółko "alkohol" i "substancja psychoaktywna". Nie będę teraz drugi raz czytał artykułu, by sprawdzić, czy te przesłanki zostały spełnione. Z góry zakładam, że nie, ale o też nie jest duże uchybienie w moim odczuciu, bo już samo słowo "używka" ma negatywny wydźwięk.

Polecam spojrzeć na wykres (4 strona) w tej pracy -> http://www.ias.org.uk/uploads/pdf/News stories/dnutt-lancet-011110.pdf

Alkohol jest tam nie tylko na liście z innymi narkotykami np. marihuaną czy heroiną, ale jest tez pierwszy na liście (chodzi o społeczny wpływ, nie zdrowotny)! W takim razie nazywanie go używką, a np. marihuany lub LSD - narkotykami jest z racjonalnego punktu widzenia błędne. Musielibyśmy wtedy nazywać np. kokainę - używką. Myślę, że jest to jednak mydlenie oczu , niezależnie od prywatnych preferencji co do brzmienia/znaczenia słów. 

Chodzi o to, że niezależnie od klasyfikacji prawnej i potocznego nazewnictwa - alkohol jest w tej samej grupie co heroina i kokaina więc należałoby go TAK SAMO nazywać, czy to będzie słowo używka (o łagodnym nacechowaniu, jak herbata) czy, wg. mnie lepsze - narkotyk (lepiej oddające prawdę o tej substancji). 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Narkotyk to wd mnie określenie szczególnego zastosowania pewnej substancji i jest mało precyzyjne.

Dla mnie butapren to klej do butów, a dla jakiegoś małolata to narkotyk (ta sama substancja) tak samo salbutamol to syrop który trzymam w szufladzie dla dzieci a dla gimbazy to substytut amfetaminy

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
11 godzin temu, Warai Otoko napisał:

nasze prawne klasyfikacje dot. narkotyków i ich szkodliwości są absurdalne. I wtedy można coś zmienić, a tak cały czas żyjemy w fałszu :P

Postulujesz (to ta łatwiejsza część), ale  co  proponujesz?

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
12 godzin temu, 3grosze napisał:

Postulujesz (to ta łatwiejsza część), ale  co  proponujesz?

Moje postulaty, a w zasadzie postulat już się nie raz pojawił w moich wypowiedziach :) Chodzi mi o to, że lepiej dla społeczeństwa jest kiedy operuje się najbardziej jak to możliwe precyzyjną informacją i w związku z tym należy używać jak najlepszego języka, który nie zaciemnia stanu faktycznego. Jeżeli alkohol posiada dokładnie te same cechy co kokaina, heroina i marihuana to nazywanie go innym słowem zaciemnia prawdziwy stan rzeczy. Dobrej jakości informacja jest niezbędna dla podejmowania dobrych decyzji. 

Tobie zapewne chodzi o dalsze konsekwencje takiej, nazwijmy to - higieny języka. Tutaj już nie mogę i nie chce się wypowiadać na temat - jakie ludzie powinni podejmować decyzje. Wystarczy, że będą mieć odpowiednie dane wejściowe, że tak powiem :P 

W tej kwestii mogę jedynie napisać swoje zdanie na ten temat - jakie ja bym podjął decyzję i co wg. mnie jest logiczną konsekwencją uznania alkoholu za narkotyk. Skoro alkohol, i nikotyna to narkotyki (nie ważne w sumie jakiej nazwy użyjemy, ważne są cechy wspólne danej klasy substancji) to oznacza, że pewne narkotyki są legalne w Polsce a inne nie. Logiczne jest zatem że powinniśmy mieć jakieś kryterium wg. którego legalizujemy jeden narkotyk a inny nie. Jeśli był by nim wpływ na zdrowie to społeczeństwo nie powinno mieć problemu ze zgodą na legalizację np. marihuany, LSD i Psylocibiny. Zakładam, że ludzie mają jednak naturalny opór przed hipokryzją, a jedynie dostarczane sa im nieprawdziwe lub zaciemniające obraz informacje jak własnie ta, że alkohol to jest używka a LSD to jest narkotyk...

Okazjonalny palacz marihuany to wg. kryterium zdrowotnego mniejszy ćpun niż okazjonalnie pijący alkohol <- ta prawda wielu nie mieści się w głowie i jest to właśnie moim zdaniem konsekwencja używania innego nazewnictwa na substancje należące do tej samej klasy. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
2 godziny temu, Warai Otoko napisał:

Zakładam, że ludzie mają jednak naturalny opór przed hipokryzją, ...

Oj. Tu nie byłbym taki pewien. Inny poziom przyzwolenia u obcych, inny u siebie. Jednak w obu przypadkach, mimo wszystko, wysoki.

Jak rozszerzamy listę narkotyków to dorzućmy także cukier.

W dniu 27.08.2018 o 14:46, Warai Otoko napisał:

Lepiej pisać precyzyjnym językiem nauki, czyli - nie "używka" a "narkotyk", bo taka jest prawda.

Jaka to precyzja gdy używamy słowa bez jednoznacznej definicji? https://pl.wikipedia.org/wiki/Narkotyk

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Trollizm się udał - temat ogromnego negatywnego wpływu alkoholu został sprowadzony do dyskusji semantycznej o narkotykach. na obronę powiem, że taki temat na pewno pozostawi ciekawe spostrzeżenia i może mieć wpływ na postrzeganie alkoholu.
Mnie martwi to, że jesteśmy tak wysoko w spożyciu, choć i tutaj są pewne "ale". Generalnie w krajach gorących nie spożywa się alkoholu nie tylko dlatego że są zakazy religijne, ale te zakazy wynikają z innego działania na organizm. W gorącu praktycznie nie odczuwa się upojenia alkoholowego, nie ma "frajdy z picia", aż do czasu gdy ląduje się z ciężkim zatruciem pod stołem. W krajach o umiarkowanym klimacie jest  - jak wiemy - inaczej. Stąd wyższe spożycie, i niższe zakazy społeczne.

W Polsce pijaństwo wcale nie było rozpowszechnione przed rozbiorami. Powielany jest mit o opijstwie szlachty, jednak było to niezwykle trudne. Dawniej alkohol służył głównie do ... konserwacji wody i wyrobu leków. Wypicie 10 kufli wina czy piwa nie oznaczało tego samego co dzisiaj. Pijaństwo faktycznie zostało rozwinięte przez zaborców. Planowe procesy popularyzacji i zwyczajów trwają do dzisiaj. Przepijania, drugie nóżki, różne okazje - służyły zwiększeniu uwielbienia dla alkoholu jako czegoś wyjątkowego a stąd prosta droga do głównej przyczyny uzależnień "zrobię sobie przyjemność, na chwilę odetnę się od tego świata". Opitym narodem łatwiej jest rządzić - wiedzieli to wszyscy zaborcy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
7 godzin temu, Warai Otoko napisał:

Jeżeli alkohol posiada dokładnie te same cechy co kokaina, heroina i marihuana to nazywanie go innym słowem zaciemnia prawdziwy stan rzeczy

Może się czepiam ale alkohol i woda mają te same cechy: są płynami.

Alkohol i kokaina nie mają tych samych cech: jedno jest cieczą a drugie ciałem stałym.

 

1 godzinę temu, Ergo Sum napisał:

W Polsce pijaństwo wcale nie było rozpowszechnione przed rozbiorami

 

https://www.forbes.pl/przywodztwo/rzeczpospolita-gorzelniana-historia-produkcji-alkoholu-w-polsce/653zwcn

Cytat

Właśnie przypada 250. rocznica wprowadzenia propinacji – wyłącznego prawa szlachty, właścicieli folwarków, do produkcji piwa i wódki. Propinacja nakładała też obowiązek kupowania przez chłopów określonych ilości tych trunków.

2016-250 = 1766.

Czyli przed rozbiorami ale w sumie nie tak wiele.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 godzin temu, Warai Otoko napisał:

Skoro alkohol, i nikotyna to narkotyki (nie ważne w sumie jakiej nazwy użyjemy, ważne są cechy wspólne danej klasy substancji) to oznacza, że pewne narkotyki są legalne w Polsce a inne nie. Logiczne jest zatem że powinniśmy mieć jakieś kryterium wg. którego legalizujemy jeden narkotyk a inny nie.

Zakwalifikowanie alkoholu do środków narkotycznych (niech będzie, że skutki działania podobne), co zmieni? Liczysz, że ludzie bardziej się wystraszą  i zmniejszą konsumpcję? Bo penalizacja za jego "ćpanie" ;) z  wielu oczywistych względów jest nierealna. Ważne, że świadomość nadużywania alkoholu jest powszechna ( a nie?), masa kasy na to idzie, a skutki mizerne.

No i alkohol to nie wymienione przez Ciebie narkotyki,  ze względu na jego zalety prospołeczne :D. Ile to konfliktów zażegnano przy flaszce, w przeciwieństwie do narkotyków, gdzie "fazę" przeżywa się indywidualnie.

PS

A ile konfliktów alkohol powoduje, to już nie wymieniam, bo mi w tym poście to nie pasuje.;)

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
16 godzin temu, thikim napisał:

Może się czepiam ale alkohol i woda mają te same cechy: są płynami.

Alkohol i kokaina nie mają tych samych cech: jedno jest cieczą a drugie ciałem stałym.

Nie może a na pewno ;P 

13 godzin temu, 3grosze napisał:

Zakwalifikowanie alkoholu do środków narkotycznych (niech będzie, że skutki działania podobne), co zmieni?

Pozwól, że odpowiem nie wprost :P 

Załóżmy na potrzeby tego przykładu, że z jakiegoś absurdalnego powodu wodę ( ;P ) nazywamy używką. Wszyscy wiedzą, ze żadna z niej używka ale jakoś tak się przyjęło. 

Nagle ktoś proponuje aby nie używać w kontekście naukowym słowa "używka" w stosunku do wody bo to zafałszowuje jej faktyczny stan rzeczy i przez to np. ludzie za mało piją wody. 

Czy w tym kontekście nie wydaje ci się, że argument "co to zmieni?" jest nietrafiony? Prawda jest tak samo ważna w badaniach naukowych jak i w codziennym życiu i języku bo pozwala na lepszą jakość myśli i decyzji, a to już duża zmiana, nie sądzisz? 

Piszesz też "Zakwalifikowanie..." - mi nie chodzi o żadne prawne zakwalifikowanie tylko o używanie najlepiej pasujących słów. A gdybyśmy zaczęli nagle pisać i mówić o LSD - używka. Dlaczego nie, skoro o alkoholu tak piszemy i mówimy? Tym bardziej, że LSD jest mniej szkodliwe niż alkohol...

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

KW to portal popularnonaukowy. https://sjp.pwn.pl/slowniki/popularnonaukowy.html

Dla 'niespecjalistów' alkohol najlepiej opisuje słowo "używka". Bliższy jest im sens prawny (zażyję i dostanę karę => narkotyk, nie dostanę kary => używka).

Chcąc zmienić powszechne określenie zacznij od zmian w prawie.

Kierunek zmian: teksty naukowe (specjaliści) -> prawodawcy -> społeczeństwo (niespecjaliści).

Ciekawostka w temacie: poprawianie słów popularnej piosenki na bliższe prawdzie naukowej https://www.theguardian.com/education/2005/sep/30/highereducation.uk (ja zanotuję zmiany i pozostanę przy wersji niepoprawionej).

Edytowane przez Delor

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

 

13 godzin temu, Warai Otoko napisał:

A gdybyśmy zaczęli nagle pisać i mówić o LSD - używka. Dlaczego nie, skoro o alkoholu tak piszemy i mówimy? Tym bardziej, że LSD jest mniej szkodliwe niż alkohol...

Ostatni argument, dlaczego  alkohol nie może być narkotykiem: oprócz szkodliwego i uzależniającego działania na OUN (spełnia warunki :)), musi to być substancja nielegalna ( nie spełnia warunku :().

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z tą legalnością/nielegalnością substancji nie tak prosto: alkohol może być nielegalny (bimber, z przemytu itd.), a np. morfina i inne takie może być legalna - w lekarstwach.

W całej sprawie jest jeszcze jeden problem - alkohol jest bardzo łatwy do wykrycia u delikwenta, nawet bez techniki, "narkotyki" dużo trudniej. ma to znaczenie w przypadku kierowców, operatorów różnych maszyn itp. W tym kontekście bezpieczniejsze społecznie jest uznanie legalności alkoholu niż chociażby trawki, amfy czy LSD. Jeszcze 100 lat temu narkotyki można było bez problemu kupić w aptekach, i to bez recepty. Nie były też drogie. Z tym, że ani mody na ćpanie wtedy nie było wśród "ogółu", ani związanego z tym ryzyka (rechnika). No i oczywiście to, że "nielegalne = opłacalne", czyli takie czy inne prohibicje to duża forsa też w kieszeni tych, którzy lubią brać łapówy.

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
9 minut temu, ex nihilo napisał:

alkohol może być nielegalny (bimber, z przemytu itd.), a np. morfina i inne takie może być legalna - w lekarstwach.

Owszem, ale potrzebne są już przymiotniki aby coś zdelegalizować: nielegalny alkohol lub zalegalizować: medyczna marihuana, medyczna morfina. 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

W przypadku "legalnego" alkoholu, czy "nielegalnej" morfiny te przymiotniki też isnieją, tyle że w praktyce są one domyślne. Podobnie jak np. to, że pisząc tu "alkohol" nie trzeba dodawać, że chodzi o etylowy, a nie dowolny inny. Przymiotniki te siedzą w przepisach prawa, ale nie dotyczą one substancji jako takiej, a sposobu jej użycia czy wprowadzenia do obrotu. Czyli to nie sama substancja jest legalna/nielegalna, a jej produkcja lub zastosowanie, chociaż np. wino możesz sobie zrobić legalnie, ale przedestylować je już nie (inna sprawa, że za to już nie ganiają, chyba, że ktoś na handel by robił).

A co powiesz np. o czerwonym muchomorze? Legalny? Nielegalny? ;)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Z czerwonego muchomora narkotyk  robą czynności;): odpowiednia obróbka (i sposób zażycia) oraz (lub "i" ?) wprowadzenie do obrotu.

Edytowane przez 3grosze

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Kwestie prawne moją tutaj moim zdaniem drugorzędne znaczenie. Chodzi o posługiwanie się językiem który najlepiej oddaje prawdę. Wyodrębnienie alkoholu z grupy substancji które nazywamy narkotykami (LSD, Marihuana etc.) poprzez nazywanie go łagodnie "używką", czyli w jednym szeregu z herbatą to nadużycie w kontekście poznawczym. Ludzie wtedy myślą o sobie jako o "nie ćpających", a tak NIE JEST! Bo niczym się nie różnią (poza łamaniem lub nie prawa, co nie ma nic do rzeczy) od tzw. ćpunów. 

Scenka :P

nie pijący alkoholu i nie palący nikotyny , okazjonalny palacz marihuany pyta kolegę: - palisz? 

- nie ja nie zażywam narkotyków, jedynie alkohol i papierosy...

xD 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
20 minut temu, Warai Otoko napisał:

Chodzi o posługiwanie się językiem który najlepiej oddaje prawdę.

Trucizny.

Wszystkie spełniają jej definicję. Zadowolony?

 

 

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach
8 minut temu, Warai Otoko napisał:

Chodzi o posługiwanie się językiem który najlepiej oddaje prawdę. Wyodrębnienie alkoholu z grupy substancji które nazywamy narkotykami (LSD, Marihuana etc.) poprzez nazywanie go łagodnie "używką", czyli w jednym szeregu z herbatą to nadużycie w kontekście poznawczym.

Językowe rozróżnienie używka - narkotyk to jedynie odzwierciedlenie szacunku ryzyka nieodwracalnych zmian. Ludzie piją i palą przez wiele lat co dowodzi niskiego ryzyka.  Po gorzale rzadziej widujesz różowe słonie niż po LSD.

 

2 minuty temu, 3grosze napisał:

Trucizny.

Wszystkie spełniają jej definicję. Zadowolony?

Oczywiście! Od teraz popularne imprezowe pytanie o ulubioną truciznę, nabiera sensu :)

Udostępnij tę odpowiedź


Odnośnik do odpowiedzi
Udostępnij na innych stronach

Jeśli chcesz dodać odpowiedź, zaloguj się lub zarejestruj nowe konto

Jedynie zarejestrowani użytkownicy mogą komentować zawartość tej strony.

Zarejestruj nowe konto

Załóż nowe konto. To bardzo proste!

Zarejestruj się

Zaloguj się

Posiadasz już konto? Zaloguj się poniżej.

Zaloguj się

  • Podobna zawartość

    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Wyewoluowanie dużego mózgu wiąże się ze zwiększeniem rozmiarów czaszki. To z kolei niesie ze sobą ryzyko przy porodzie. Historia dostarcza nam wiele przykładów kobiet, które zmarły w wyniku komplikacji okołoporodowych. Do dzisiaj w krajach o słabo rozwiniętej opiece medycznej w czasie porodu umiera około 1,5% kobiet. Naukowcy z Austrii i Japonii wykazali właśnie, że samice makaków japońskich – gatunku u którego stosunek rozmiarów miednicy do czaszki jest taki sam, jak u ludzi – rodzą znacznie łatwiej niż kobiety i nie dochodzi u nich do zgonów okołoporodowych.
      Naukowcy przeanalizowali długoterminowe dane zebrane w ciągu 27 lat w półdzikiej populacji makaków japońskich żyjących w Affenberg Landskron w Austrii. W analizowanym okresie 112 samic urodziło 281 młodych. Wykazaliśmy, że w tej populacji przez 27 lat żadna samica nie zmarła z powodu urodzenia dziecka, mówi współautorka badań, antropolog ewolucyjna i położna Katharina Pink z Uniwersytetu Medycznego w Wiedniu. To pokazuje, że – mimo równie niekorzystnego stosunku wymiarów miednicy do czaszki – makaki japońskie nie są narażona na podobne ryzyko co kobiety podczas porodu.
      Naukowcy nie wiedzą, dlaczego tak się dzieje. Być może mięśnie obręczy biodrowej i przepony miednicy są bardziej elastyczne w czasie porodu w porównaniu z ludzkimi mięśniami, a różnice w morfologii miednicy powodują, że dynamika porodu u makaków jest inna niż u ludzi, zastanawia się inna z współautorek badań, Barbara Fisher.
      Nauka dysponuje pojedynczymi opisanymi obserwacjami porodów u wolno żyjących naczelnych. Porody takie zwykle odbywają się w nocy lub nad ranem, są trudne do dokumentowania. Z raportów tych wynika, że małpy podczas porodu stoją lub kucają. Być może w ten sposób idealnie wykorzystują naturalną elastyczność miednicy. Nasze obserwacje mogą zainspirować przyszłe badania, które pozwolą nam zrozumieć, jak swoboda ruchu podczas fizjologicznego poziomu może prowadzić do rozwinięcia bardziej zindywidualizowanej i mniej inwazyjnej opieki nad matkami, dodaje Katharina Pink.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niskocukrowa dieta matki w czasie ciąży oraz dziecka przez dwa lata po urodzeniu, znacząco zmniejsza ryzyko rozwoju cukrzycy i nadciśnienia u dorosłego człowieka. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley, Uniwersytetu Południowej Kalifornii (USC) w Los Angeles i kanadyjskiego McGill University w Montrealu zauważyli, że dzieci, które przez pierwszych 1000 dni od poczęcia spożywały niewiele cukru, miały o 35% mniejsze ryzyko rozwoju cukrzycy typu II i o 20% mniejsze ryzyko rozwoju nadciśnienia w dorosłym życiu.
      Już ograniczenie ekspozycji na cukier przed urodzeniem wiązało się z obniżeniem ryzyka wystąpienia tych chorób, a ograniczenie cukru po urodzeniu dodatkowo zwiększa uzyskane korzyści. Naukowcy wykorzystali w swoich badaniach niezamierzony naturalny eksperyment, jakim była II wojna światowa. Sprawdzili, jak ówczesna polityka racjonowania cukru wpłynęła długoterminowo na zdrowie obywateli.
      W Wielkiej Brytanii racjonowanie cukru rozpoczęto w 1942 roku, a zakończono je dopiero we wrześniu 1953 roku. Naukowcy wykorzystali bazę danych U.K. Biobank. Znajdują się w niej dane genetyczne, medyczne, informacje dotyczące stylu życia i innych czynników ryzyka olbrzymiej liczby obywateli. Dzięki niej mogli porównać zdrowie dorosłych mieszkańców Wielkiej Brytanii z czasów przed ograniczenia sprzedaży cukru i po niej.
      Badania długoterminowych skutków spożywania cukru dodawanego do żywności jest trudne. Ciężko jest bowiem znaleźć takie sytuacje, gdy duże grupy społeczeństwa na początkowych etapach życia mają do czynienia z różnymi składnikami odżywczymi, a potem śledzić tych losy tych ludzi przez kolejnych 50 czy 60 lat, mówi główna autorka badań, Tadeja Gracner z USC.
      Gdy cukier był racjonowany, średnie spożycie na głowę wynosiło 40 gramów dziennie. Po zakończeniu ograniczeń zwiększyło się ono do około 80 gramów dziennie. Co ważne dla badań, racjonowanie żywności w czasie wojny nie wiązało się z ekstremalnymi ograniczeniami składników odżywczych. W tym czasie dieta przeciętnego mieszkańca Wielkiej Brytanii była mniej więcej zgodna z obecnymi zaleceniami WHO czy amerykańskiego Departamentu Rolnictwa, które radzą, by dzieci do 2. roku życia nie spożywały w ogóle dodatkowego cukru, a spożycie u dorosłych nie przekraczało 50 gramów (12 łyżeczek) dziennie.
      Natychmiastowy olbrzymi wzrost spożycia cukru po zniesieniu restrykcji, który nie wiązał się ze wzrostem spożycia innych rodzajów żywności, stał się więc interesującym przypadkiem naturalnego eksperymentu. Ludzie zostali wystawieni na ekspozycję różnych ilości cukru na samym początku życia, w zależności od tego, czy zostali poczęci bądź urodzili się przed czy po wrześniu 1953 roku. To pozwoliło na porównanie tych, którzy zostali poczęci lub urodzili się w czasach, gdy cukier racjonowano, z tymi, z czasów po zniesieniu ograniczeń.
      Naukowcy porównali więc tak wyodrębnione dwie grupy osób i stwierdzili, że ci, którzy przez 1000 dni od poczęcia spożywali mniej cukru, byli narażeni na mniejsze ryzyko cukrzycy i nadciśnienia. Jednak to nie wszystko. W grupie tej, jeśli już ktoś zapadł an cukrzycę, to pojawiała się ona cztery lata później, a w przypadku nadciśnienia było to dwa lata później, niż chorowały osoby spożywające więcej cukru w ciągu pierwszych 1000 dni życia. Co ważne, już mniejsze spożycie cukru w łonie matki zapewniało korzyści zdrowotne kilkadziesiąt lat później. Wyniki badań pokazują, jak ważne jest znaczące zmniejszenia spożycia cukru przez kobietę w ciąży, gdyż ograniczenie cukru dziecku po urodzeniu jest o tyle trudne, że cukier dodawany jest bardzo wielu produktów spożywczych, a dzieci są bez przerwy bombardowane reklamami słodyczy.
      Średnie miesięczne koszty ekonomiczne cukrzycy w USA wynoszą 1000 USD na osobę. Ponadto cukrzyca skraca oczekiwany czas życia, a im wcześniej się pojawi, tym większa jest utrata lat życia. Wynosi ona 3-4 lata na każdą dekadę, zatem osoba, która zapadła na cukrzycę w wieku 30 lat może żyć o 6–8 lat krócej, niż osoba, u której choroba pojawiła się w wieku 50 lat.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Latem 2022 z powodu upałów zmarły w Europie 68 593 osoby. Badacze z Barcelońskiego Instytutu Zdrowia Globalnego poinformowali, że gdyby nie globalne ocieplenie, nie doszłoby do śmierci 38 154 z tych osób. Uczeni zauważyli też, że liczba zgonów z powodu globalnego ocieplenia była szczególnie duża wśród kobiet oraz osób w wieku 80 lat i starszych.
      Punktem wyjścia do obecnych badań, była wcześniejsza praca, w ramach której – wykorzystując dane o zgonach i temperaturze w 35 krajach Europy – eksperci stworzyli model epidemiologiczny pozwalający na określenie liczby zgonów spowodowanych wysokimi temperaturami.
      Teraz wykorzystali dane na temat średnich anomalii temperaturowych w latach 1880–2022 i oszacowali dla każdego badanego regionu wzrost temperatury spowodowany ociepleniem. Na tej podstawie określili, jakie temperatury panowałyby na badanych obszarach, gdybyśmy nie mieli do czynienia z ociepleniem klimatu. W końcu uruchomili swój model epidemiologiczny, by sprawdzić, do jakiej liczby zgonów by doszło w scenariuszu, w którym ocieplenie nie występuje.
      Badania wykazały, że – w przeliczeniu na milion mieszkańców – liczba zgonów z powodu upałów, które można przypisać ociepleniu, jest dwukrotnie wyższa na południu kontynentu niż w pozostałej części Europy. Z modelu wynika, że stres cieplny spowodowany globalnym ociepleniem w szkodzi głównie kobietom – z powodu globalnego ocieplenia zmarło ich 22 501 z 37 983 wszystkich zgonów kobiet spowodowanych upałami – osobom w wieku 80 lat i więcej (23 881 zgonów z ogólnej liczby 38 978).
      Wzrost temperatur spowodowany przez ocieplenie klimatu w mniejszym stopniu dotyka mężczyzn (14 426 z 25 385 zgonów) oraz osób w wieku 64 lat i mniej (2702 z 5565 zgonów).
      Nasze badania pokazują, do jakiego stopnia globalne ocieplenie wpływa na zdrowie publiczne. Niemal we wszystkich krajach obserwujemy wzrost liczby zgonów spowodowanych upałami. Nie wszyscy są jednak narażeni w takim samym stopniu, mówi Thessa Beck.
      Latem 2022 roku z powodu upałów najwięcej osób – 18 758 – zmarło we Włoszech. Globalne ocieplenie spowodowało śmierć 13 318 z nich, co stanowi 71% wszystkich zgonów. W Hiszpanii zmarło 11 797 osób, z czego z powodu ocieplenia 7 582 (64%). Na kolejnym miejscu znajdziemy Niemcy (9675 zgonów, 5746 (59%) z powodu ocieplenia). Następne na liście są Francja, Grecja, Wielka Brytania i Rumunia. Polska uplasowała się na 8. miejscu tabeli. W naszym kraju upały zabiły 1808 osób, z czego 1218 zgonów badacze przypisali globalnemu ociepleniu.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Niedobór mikroelementów to najpowszechniejszy na świecie rodzaj niedożywienia. Przyjmowanie zbyt małych ilości takich składników jak żelazo, cynk, selen, jod, witaminy i inne, niesie ze sobą poważne konsekwencje zdrowotne. Tymczasem, jak dowiadujemy się z pierwszej globalnej oceny przyjmowania mikroelementów, zdecydowana większość ludzi przyjmuje zbyt mało przynajmniej jednego z 15 zbadanych mikroelementów.
      Naukowcy z Harvard T.H. Chan School of Public Health, Uniwersytetu Kalifornijskiego w Santa Barbara i Global Alliance for Improved Nutrition przeanalizowali dostępne dane pod kątem przyjmowania jednego z 15 elementów niezbędnych dla zachowania zdrowia. Pod uwagę wzięli jod, żelazo, witaminę C, cynk, magnez, witaminę E, witaminy B1, B2, B6, B12, wapń, kwas foliowy,  witaminę A, selen oraz niacynę.
      Na potrzeby badań naukowcy podzielili populację według płci, a każdą z płci podzielili na 16 grup wiekowych od 0 do 80 lat oraz grupę powyżej 80. roku życia. Uzyskali w ten sposób dane dla 34 grup (2 płci x 17 grup wiekowych w każdej). Generalnie rzecz ujmując, grupą o najmniejszym niedoborze składników odżywczych są dzieci w wieku 0-4 lat. Następnie odsetek osób z niedoborami zaczyna szybko rosnąć i największy problem występuje w grupach 10-14 i 15-19 lat.
      Aż 68% ludzi przyjmuje za mało jodu, niedobory witaminy E występują u 67%, a wapnia u 66%. U 65% mieszkańców Ziemi mamy niedobory żelaza, u 55% występują niedobory B2, u 54% niedobory kwasu foliowego, a u 53% niedobory witaminy C. Jeśli weźmiemy pod uwagę ten sam kraj i te same grupy wiekowe, to – globalnie rzecz ujmując – kobiety częściej mają niedobory jodu, witaminy B12, żelaza i selenu, a mężczyźni magnezu, witaminy B6, cynku witaminy C, A, B1 i niacyny. W większości regionów panie mają też większe niedobory wapnia, kwasu foliowego, witaminy E oraz witaminy B2. Na największe niedobory mikroelementów cierpią mieszkańcy południa Azji, Ameryki Łacińskiej i Karaibów oraz Afryki saharyjskiej.
      Z załączonych do artykułu map wynika, że w Polsce największym problemem są niedobory selenu, które są widoczne u niemal 100% populacji oraz żelaza, witaminy C, E i wapnia.

      « powrót do artykułu
    • przez KopalniaWiedzy.pl
      Stres może spowodować, że zachorujemy, a naukowcy powoli odkrywają, dlaczego tak się dzieje. Od dłuższego już czasu wiadomo, że mikrobiom jelit odgrywa olbrzymią rolę w naszym stanie zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego. Wiadomo też, że jelita i mózg komunikują się ze sobą. Słabiej jednak rozumiemy szlaki komunikacyjne, łączące mózg z jelitami.
      Kwestią stresu i jego wpływu na mikrobiom postanowili zająć się naukowcy z Instytutu Cybernetyki Biologicznej im. Maxa Plancka w Tybindze. Skupili się na na słabo poznanych gruczołach Brunnera. Znajdują się one w dwunastnicy, gdzie wydzielają śluz zobojętniający treść żołądka, która do niej trafia. Ivan de Araujo i jego zespół odkryli, że myszy, którym usunięto gruczoły Brunnera są bardziej podatne na infekcje, zwiększyła się u nich też liczba markerów zapalnych. Te same zjawiska zaobserwowano u ludzi, którym z powodu nowotworu usunięto tę część dwunastnicy, w której znajdują się gruczoły.
      Okazało się, że po usunięciu gruczołów Brunnera z jelit myszy zniknęły bakterie z rodzaju Lactobacillus. W prawidłowo funkcjonującym układzie pokarmowym bakterie kwasu mlekowego stymulują wytwarzanie białek, które działają jak warstwa ochronna, utrzymująca zawartość jelit wewnątrz, a jednocześnie umożliwiając substancjom odżywczym na przenikanie do krwi. Bez bakterii i białek jelita zaczynają przeciekać i do krwi przedostają się substancje, które nie powinny tam trafiać Układ odpornościowy atakuje te substancje, wywołując stan zapalny i choroby.
      Gdy naukowcy przyjrzeli się neuronom gruczołów Brunnera odkryli, że łączą się one z nerwem błędnym, najdłuższym nerwem czaszkowym, a włókna, do którego połączone są te neurony biegną bezpośrednio do ciała migdałowatego, odpowiadającego między innymi za reakcję na stres. Eksperymenty, podczas których naukowcy wystawiali zdrowe myszy na chroniczny stres wykazały, że u zwierząt spada liczba Lactobacillus i zwiększa się stan zapalny. To zaś sugeruje, że w wyniku stresu mózg ogranicza działanie gruczołów Brunnera, co niekorzystnie wpływa na populację bakterii kwasu mlekowego, prowadzi do przeciekania jelit i chorób.
      Odkrycie może mieć duże znaczenie dla leczenia chorób związanych ze stresem, jak na przykład nieswoistych zapaleń jelit. Obecnie de Araujo i jego zespół sprawdzają, czy chroniczny stres wpływa w podobny sposób na niemowlęta, które otrzymują Lactobacillus wraz z mlekiem matki.

      « powrót do artykułu
  • Ostatnio przeglądający   0 użytkowników

    Brak zarejestrowanych użytkowników przeglądających tę stronę.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...