Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2099
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Odpowiedzi dodane przez ex nihilo


  1. Tylko na szybko wrzucę, bo przespać się trzeba :D
    Może nie tyle rezonans, co superpozycja wszystkich możliwych "orbit" przy danej energii, też w t+ i t-. W sumie taki "ruch w bezruchu".

    Opisałem model bardzo uproszczony - pojedynczy atom H w stanie podstawowym w czystej próżni. W strukturach konfiguracja pola EM jest mocno skomplikowana i tam cuda się dzieją ;)


  2. No nie pasuje :D
    Nie wiem, jak jest, i obawiam się, że nie tylko ja nie wiem, bo to w zasadniczym stopniu zależy od przyjętego modelu.
    Ale zacznijmy od końca:

    6 godzin temu, thikim napisał:

    Dlaczego miałby zwolnić z tych 0,01c przy opuszczaniu atomu?

    Też nie wiem, dlaczego miałby zwolnić, bo to raczej powinna być jego prędkość początkowa ucieczki, podobnie jak w przypadku kamienia pizgniętego z procy ;)

    I wróćmy do początku. Czy istnienie momentu orbitalnego musi świadczyć o fizycznym zapieprzaniu cząstki czy paczki falowej po jakiejś orbicie? Raczej niekonieczne, bo np. spin nie oznacza, że jest jakiś fizyczny obrót - to raczej rodzaj wewnętrznego naprężenia pola, bez fizycznego obrotu. Podobnie z momentem orbitalnym, tym bardziej, że orbital jest sferą 3D (swobodny wodór w stanie podstawowym), a określenie jednej przestrzennej składowej momentu powoduje utratę informacji o dwóch pozostałych. No i to "krążenie" wokół protonu w mojej kieszeni (zakładając, że atom jest swobodny) by musiało dotyczyć też przestrzeni w okolicach Księżyca, a obawiam się, że tam prędkość orbitalna odpowiedniego kawałka paczki falowej (chmury pdp) by była kapkę większa od c, co zresztą bardzo boleć nie musi, ale trochę boleć może.
    A skąd 0,01 c? Nie sprawdzałem, ale pewnie jak przeliczy się energię, to tyle wyjdzie.

    A dlaczego "krążenie", "prędkość orbitalna" i inne takie? Bo to wygodne, chociaż raczej niezbyt prawdziwe.

    Czy tak? Hmm...

    • Pozytyw (+1) 2

  3. O dzięki Ci Najmondżejszy, Najfspanialszy (etc., etc., etc.) z Oślej Łaski Naóczycielu i Pszewodniku (etc.), żeś w łaskawości swojej niezmiernej sraczył nas - bakterię najprymitywniejszą i nicość całkowitą - mondrościom swojom nieskończnom obświecić (nie pierwszy już raz), a nasze słownictwo prymitywne rozszerzyć, a pewnie też pogłębić, podwyższyć i wydłużyć nowym znaczeniem i odmianą odkrywczą słowa "humbug" (a może to "humbak" miało być?): https://pl.wiktionary.org/wiki/humbug

    I dzięki Ci Fszechwiedzoncy i Nafskroświdzoncy (etc., etc., etc.) żeś  pszejżał mnie nafsrkroś, wzdłusz i fpoprzek i uśfiadomił mi, tępakowi z otchłani nieistnienia, co zrobić musiałem, chciałem i nie chciałem, zreflektowałem (etc.), bo żem tego nixuja nie wiedział.

    I tak dalej.

    Zadowolony i dowartościowany?

    Spoiler

    To zmień pampersa, wysmarkaj nosek i pa, pa.

    Bez odbioru.


  4. Nie wiem czy to foliowanie może mieć sens, ale z tym:

    W dniu 21.11.2021 o 14:04, cyjanobakteria napisał:

    Przyszedłeś tu oznaczyć teren? Na wątku o oleju palmowym dopiero co mi nawymyślałeś i nikt inny nie chce z tobą kontynuować dyskusji. Teraz zaczynasz grzebać przy zaworach kanału gównoburzowego na tym, niezwykle ciekawym wątku, samemu nie mają nic do powiedzenia w temacie. Zaszłe animozje nakazują ci za wszelką cenę napier* się cyfrowym odpowiednikiem plastikowej łopatki, jak jakiś dzieciak w piaskownicy?

    cyjanobakteria ma/miał 100% racji.


  5. 17 godzin temu, rura napisał:

    czy ten stan jest stabilny, czy to zwykłe fluktuacj?

    Chyba najlepiej sprawę wyjaśni cytat z Wiki (en):
    W Modelu Standardowym, EDM elektronu powstaje z naruszających CP składników macierzy CKM. Moment ten jest bardzo mały, ponieważ naruszenie CP dotyczy kwarków, a nie bezpośrednio elektronów, więc może powstać tylko w procesach kwantowych, gdzie wirtualne kwarki są tworzone, oddziałują z elektronem, a następnie są anihilowane. (DeepL)
    https://en.wikipedia.org/wiki/Electron_electric_dipole_moment

     


  6. 15 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Mówisz o smaku.

    No tak, bo się tego słodu czepiłeś, chociaż od początku konsekwentnie pisałem o zacierze (jak do) bimbru, czyli ze smakiem byle jakim, ale z procentami uczciwymi, które pozwolą łatwo dogadać się z bogami, wszystkimi naraz (i diabłami też).
    Ale może i dobrze, że się czepiłeś, bo mi się Gloger (historyk, archeolog i właściciel dużego browaru) przypomniał:
    Prażmo. Odwieczna potrawa rolniczych Polan, którą były niedojrzałe kłosy żyta lub pszenicy uprażone i wykruszone. Syrenjusz w XVI w. powiada o życie i pszenicy: „Krupy żytne z prażma t. j. z ziarna niedoskonale dojrzałego, w kłosiu zerzniętego i na słońcu albo w piecu suszonego” (str. 914). „Prażmo z pszenicy, póki jeszcze ziarno ma w sobie nieco mleka, w kłosiu nad ogniem uparzone, albo w piecu pieczone, albo na słońcu ususzone i między rękoma wytarte” (str. 928). Łukasz Gołębiowski powiada, że na Polesiu groch prażony dotąd „prażmem” zowią.
    Prażucha, czyli lemieszka — potrawa starodawna z mąki pszennej a najczęściej z hreczanej, która praży się sucho na patelni lub w rądlu a potem sypie na okraszony wrzątek, miesza i podaje na gęsto lub na sypko z dodaniem skwarek.

    I tymi tropami idąc, z kiełkującymi ziarnami w gębie (no jeszcze nie, bo dopiero dzisiaj zamoczyłem), doszedłem (potykając się o Idiotki, które wirtualne kiełki z gęby rzeczywistej zabrać mi chciały) do wniosku, że słód mógł być nawet przed piwem (o jakiś tydzień lub dwa), a tym bardziej winem jakimkolwiek (o tysiąclecia).
    Nie pomylę się chyba zbytnio twierdząc, że rozmaczanie ziarna (z kiełkowaniem lub bez), prażenie go na gorącym kamieniu, tłuczenie (zimnym kamieniem), ewentualne powtórne rozmaczanie (słodka paciaja), to były (w różnych kombinacjach) najbardziej pierwotne sposoby przystosowywania ziarna do zżerania go, może już nawet przez jakieś małpoludy stosowane. A dopiero później (o miesiąc albo dwa) zaczęło się gotowanie. Czyli słód był, woda bez problemu. Zostawienie (ech, ta skleroza) w jakiejś tykwie słodowej paciai na tydzień = piwo, i to całkiem niezłe, słodowe.
    Czyli są już dwie drogi powstania piwa, niekonkurencyjne zresztą. No nieźle...
     

    15 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Łatwiej go otrzymać z gotowego cukru w owocach. De facto nie jest konieczna znajomość ognia czy garncarstwa by delektować się produktem fermentacji alkoholowej

    Ogień to jakieś pół miliona lat, garncarstwo tak z 15 tys. Ale do piwa garncarstwo niepotrzebne (z winem gorzej) - wystarczą tykwy i inne takie, a jak ktoś by chciał trochę (tfuu!) pracy włożyć, może w drewnie wydłubać lub wypalić nieckę - technologia znana od czasów dinozaurów pewnie. I - wbrew pozorom - w czymś takim gotować też można: wystarczy wrzucić rozgrzany w ognisku kamień (survival Panie, poziom podstawowy).
    A z tym delektowaniem się w przypadku wina... Hmm:
    http://www.winologia.pl/teksty_wadywina.htm
    Wino jest dużo bardziej kapryśne niż zacier, obojętnie ze słodem, czy bez. I to nie takie do delektowania się nawet, a do zwykłego nażłopania się procentów. Nie przypominam sobie teraz żadnej grupy pierwotnej, która by wino robiła (może jacyś Indianie i fermentowany sok z agawy). A zaciery miały chyba wszystkie 9poza zimnoludkami pewnie, bo tam raczej nie bardzo fermentować by chciało.
     

    15 godzin temu, Jajcenty napisał:

    A jak było naprawdę? Nie wiem czy to aż tak ważne :D 

    Zgadzam się z Tobą, że nieważne co było pierwsze, ważne że jest... ale ciekawość bywa silniejsza od procentów ;)


  7. Jest to dawka enzymów przyspieszająca proces,, ale te enzymy powstaną też bez dodatku słodu, w wyniku procesów związanych z kiełkowaniem. Równie dobrze by można dodać (lub nie) enzymy z butelki (np. to: https://destylacja.com/enzym-gorzelniczy-uplynniajacy-50ml.html) albo napluć.
    W przypadku piwa słód dodaje się przede wszystkim dla smaku, dlatego piwo co do zasady robi się ze słodu, a nie tylko z niewielkim dodatkiem słodu. Chociaż... nie tak dawno UE dopuściła produkcje piwa prawie bez słodu, o co była zresztą wielka awantura.
    W przypadku destylatów słód (ewentualnie) dodawany do zacieru ma niewielkie znaczenie, nawet w przypadku whisky, która smak uzyskuje przede wszystkim w czasie leżakowania w beczkach.

    A można z dżemu zrobić wino, to przecież owoce i cukier, chociaż teraz cholera wie z czego tak naprawdę dżemy są robione. Ja tą (akurat) cholerą nie jestem, bo od kilkunastu lat nie jadłem fabrycznego dżemu :D


  8. 5 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Słód - nie, jest bardzo istotny dla chemii procesu.

    No nie całkiem. Dla chemii procesu istotne są przemiany zachodzące w czasie kiełkowania ziarna (m.in. depolimeryzacja skrobi), a nie słodowanie. Wbrew pozorom - słoduje się dla smaku piwa i dla możliwości przechowywania słodu, a nie "dla chemii procesu".
    Potocznie jako słodowanie określa się całość przygotowania ziarna - od namoczenia do zmielenia słodu. Natomiast ściśle, słodowanie to przerwanie kiełkowania i oddzielenie kiełków od kiełkujących ziaren. Dla chemii procesu słodowanie nie ma praktycznie znaczenia - podstawowe przemiany związane z kiełkowaniem już zaszły. Słodowanie przerywa dalsze, m.in. "karmienie" kiełka, który w procesie produkcyjnym do niczego nie jest potrzebny, kiełki się odrzuca. Czy ziarno zostanie zesłodowane, czy nie, a np. tylko rozgniecione lub zmielone, fermentacja będzie zachodzić praktycznie tak samo, tyle że smak fermentującego zacieru będzie inny. I to wszystko.
    Do piwa ziarna zwykle się słoduje (smak i przechowywanie/handel), do destylatów różne - do whisky niemal zawsze jest słodowane (malt) i mieszane w różnych proporcjach z niesłodowanym, do bimbru czy wódek raczej rzadko.

    Ziarna zaczynają kiełkowanie praktycznie natychmiast po namoczeniu. W optymalnych warunkach (temperatura, ilość wody) już po dwóch dniach ziarna np. pszenicy mają kiełki ok. 1 cm. U mnie dostają je Idiotki*, ale by można je (ziarna, nie Idiotki ;)) zesłodować i zrobić zacier - do piwa lub bimbru. Albo tylko rozgnieść - w dokładnie takim samym celu. Można też je zjeść (całkiem niezłe).

    Co do mąki lub śruty - tego nie sprawdzałem, ale wszystko mi wskazuje na to, że po namoczeniu zachodzą te same przemiany co w kiełkującym ziarnie (mąka/śruta ma wszystkie składniki ziarna), tyle że wolniej i oczywiście nie powstaje kiełek. Świadczy o tym m.in. fermentacja ciasta drożdżowego. Przygotowane ciasto (namoczona mąka) jest po prostu bardzo gęstym zacierem. Po dodaniu drożdży, w odpowiedniej temperaturze zaczyna fermentować. Może z ciekawości w wolnej chwili sprawdzę dokładniej, jak to wszystko przebiega - japcowy sąsiad ma zestaw do testowania zawartości skrobi.
    Inaczej jest w przypadku mąki/skrobi z bulw. Jest to praktycznie czysta skrobia, dlatego konieczne jest dodanie enzymów z zewnątrz, np. z paszczy (ślina).

    * - Idiotki to moje kury, mam ich kilka. Są to bardzo niegłupie zwierzaki (w ogóle, a nie dlatego, że moje), ale one uważają się za idiotki - kiedy wrzasnę Iidioootkiii! natentychmiast przybiegają i przylatują wszystkie, mało sobie łap i skrzydeł nie połamią :D W zimie często daję im skiełkowane ziarno. W lecie wygrzebują sobie to, co samo wykiełkuje.
    Przy okazji - od kiedy stałem się wieśniakiem (to już 15 lat), robię eksperymenty z fermentacją naturalną lub wspomaganą. Ogólnie fermentacja owoców i soków owocowych jest dosyć kapryśna (winogron też). Łatwo startuje fermentacja octowa - nawet przy dodatku cukru i drożdży. I to jest dla mnie jeden z argumentów przeciwko pierwszeństwu wina (z winogron lub innych owoców). Ogólnie - chociaż to nie moje bezpośrednie doświadczenia - zacier fermentuje szybciej i bardziej stabilnie. Z ciekawości spróbuję zrobić najprymitywniejsze piwo, czyli sfermentowany zacier na śrucie pszenicznej :D

     

    @3grosze

    Pa, pa.


     


  9. W dniu 23.10.2021 o 07:42, 3grosze napisał:

    I to jest ta falandyzacja nauki, skoro Nichilo nawet zacier do bimbru do piwa zalicza.

    W dniu 23.10.2021 o 10:30, 3grosze napisał:

    I przełkniesz taki kwas chlebowy czy zacier jako piwo?

    To, że dla Ciebie piwo to płyn sprzedawany u robala w amelinowych puszkach z napisem "Piwo" nie oznacza, że Toje odczucia definiują "piwo" ("wino" zresztą też) w kontekście historycznym, a tym bardziej prehistorycznym. Niby o tym wiesz, bo piszesz:

    18 godzin temu, 3grosze napisał:

    Teraz faktycznie nie rozumiem argumentu z klimatem i Finlandią: spór jest o początki piwowarstwa i winiarstwa.

    ale zaraz pakujesz to:

    18 godzin temu, 3grosze napisał:

    A gdzie ten "szeroki zakres" https://sjp.pl/piwo   napój z niewielką zawartością alkoholu, otrzymany ze słodu jęczmiennego, chmielu, drożdży i wody,

    Czyli po pierwsze definicję piw współczesnych (nie wszystkich!), a po drugie, ze słownika językowego, ogólnego, a nie np. specjalistycznego słownika encyklopedycznego. Czyli jak zwykle używasz argumentów takich, jakie w danym momencie uznajesz za wygodne, w dvpie mając ich związek z tematem dyskusji.
     

    18 godzin temu, 3grosze napisał:

    Szczególną ignorancją w temacie popisał się Nihilo (nagrodzony za "wiedzę":blink: przez Venatora dwoma pozytywami) dla którego zacier to piwo. Nihilo, zacier bimbrowy może być z ziemniaków, więc co mamy p i w o ziemniaczane? Zacier może być też zrobiony wg formuły grunwaldzkiej i nihilowe p i w o robią buraki cukrowe.

    Tak, piwo ziemniaczane jak najbardziej by mogło być, podobnie jak jest piwo z manioku. Co więcej, by mogło być zgodne z normami UE.
    1410 nie jest zacierem. Poczytaj sobie co to jest zacier, czym różnią się zaciery do piwa i do bimbru (często niczym). I tak dalej. Może tylu pierdół nie będziesz wypisywał.

    18 godzin temu, 3grosze napisał:

    Ukuł też definicją wina, wg której wino może być z roztworu miodu, czy syntetyków glukozowo-fruktozowych. Tenże syrop Nihilo wyrabiany jest głównie z kukurydzy, więc już mamy wino ze zboża. Tak mieszać podstawowe pojęcia, to sobie mogą "koneserzy" pod budką z p i w e m.

    "Wino kwiatowe – grupa win uzyskanych z ekstraktu ze świeżych lub suszonych kwiatów lub jedynie płatków z dodatkiem syropu cukrowego, soku z cytryny lub kwasu cytrynowego, drożdży i soli mineralnych – tzw. pożywki dla drożdży. Do produkcji tego typu win używa się kwiatów: mniszka lekarskiego, bławatka, akacji, czarnego bzu, lipy, jasnoty, pierwiosnka i koniczyny.
    Charakterystyczną cechą surowca jest znikoma zawartość kwasu i cukru. Proces produkcji opiera się na maceracji kwiatów, czyli ekstrahowaniu ich w osłodzonej wodzie podczas fermentacji. Zabieg maceracji wykonuje się zazwyczaj w ciągu kilku dni, po czym odcedza się ciecz i poddaje dalszej fermentacji. W przypadku wina uzyskanego z mniszka lekarskiego nie stosuje się maceracji lecz długotrwałe gotowanie płatków kwiatowych."
    (Wiki)
    Z mniszka sam robię, trochę inaczej niż w tym opisie. Bardzo dobre jest.
     

    6 godzin temu, 3grosze napisał:

    Pewne to jest 2 + 2 = 4 w arytmetyce.

    Niekoniecznie, bo może być też 2 + 2 = 10
     

    6 godzin temu, 3grosze napisał:

    https://pl.wikipedia.org/wiki/Piwo#Historia_piwa_na_świecie   

    Choć najprawdopodobniej ludzie korzystali z fermentowanych produktów już w czasach paleolitu, to aby uwarzyć piwo, nieodzowna była dostępność[2]:
    odpowiednich zbóż,
    kontrolowanego źródła energii (np. paleniska),
    odpowiednich naczyń do warzenia[2].
    Zapewne warzenie fermentowanego napoju wymagało także uprzedniego opanowania pewnej wiedzy związanej z przechowywaniem i przerobem zbóż (jak kontrolowane kiełkowanie, rozdrabnianie). Powyższe warunki na szeroką skalę spełnione mogły być nie wcześniej niż ok. 5000 lat p.n.e.[2]

    No cóż... fragment, w którym jest "na szeroką skalę" wyboldowałeś, ale mam duże wątpliwości, czy zrozumiałeś.

    I to tyle @3grosze. W skrócie, bo szkoda mi czasu na bardziej szczegółowe grzebanie się w Twojej pierdołologii. Połączenie niewiedzy z przekonaniem o własnej nieomylności, a do tego - i to chyba najgorsze - z jakąś przedszkolną nibyerystyką. Pa, pa.

     

    6 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Jestem prawie pewien, że bez enzymów, czy katalizatora jak np. kwas solny, taki samoistny proces jest zbyt wolny. IMHO konieczna jest obserwacja, że zboże musi być skiełkowane, albo trzeba żuć i pluć.

    Możesz zrobić prosty eksperyment z zacierem z mąki, np. takim (podświetlony na żółto):
    https://alkohole-domowe.com/forum/zacier-z-maki-zytniej-chlebowej-t791.html
     

    7 godzin temu, Jajcenty napisał:

    Tymczasem owoce o wiele łatwiej, nawet przypadkowo, sfermentować. Obstawiam pierwszeństwo win owocowych nad piwem podpłomykowym

    No ale prawie wszystkie "pierwotne" alkohole, to sfermentowane zaciery. :D 

     

    Powtórzę swoje (korzystając oczywiście z literatury tematu):
    piwo - technologicznie, bo tylko tak można je definiować w kontekście prehistorycznych początków wytwarzania - to sfermentowany (fermentacja alkoholowa) zacier z surowców zawierających skrobię (ziarna, bulwy). I to wszystko. To (i tylko to) jest niezmienne od początku historii piwa aż do teraz.
    Natomiast cała reszta (włącznie ze słodem i chmielem) to tylko zmienna w czasie i przestrzeni "kosmetyka" mająca poprawić smak, zapach, moc itd., itp. piwa.
    Czy się to komuś podoba, czy nie, nie ma możliwości stworzenia innej ogólnej definicji piwa w kontekście historycznym.                               


  10. Dla porządku dodam jeszcze z Wiki:
    "Do piwa w szerokim znaczeniu można zaliczyć podpiwek, jak również kwas chlebowy z Europy Wschodniej (wytwarzany poprzez fermentację chleba), tak zwane wina ryżowe (np. japońskie sake, chińskie huangjiu, koreańskie cheongju), mętne, fermentujące piwa afrykańskie z prosa, sorga, kukurydzy określane jako opaque beer, wiele fermentowanych napojów z Ameryki Środkowej i Południowej jak chicha z kukurydzy." (R. Barth: The Chemistry of Beer. The Science in the Suds. Wiley, 2013. ISBN 978-1-118-67497-0.)

    Podstawową różnicą technologiczną między piwem a winem jest to, że piwo produkowane jest ze skrobi (głównie ziarna zbóż), a wino z cukrów prostych (owoce).

     

    • Pozytyw (+1) 1

  11. Stawiam 10:1 na piwo :D

    W dniu 21.10.2021 o 01:36, venator napisał:

    Do powstania  najbardziej prostego piwa wystarczy chleb i woda.

    Raczej skrobia (ziarna lub bulwy) + woda. A do tego temperatura, no i drożdże. W sumie daje to zwykły zacier do bimbru, i tym prawdopodobnie było pierwotne piwo.

    Ziarna zbóż, dzikich lub z pierwotnych upraw, podobnie jak zawierające skrobię bulwy, były znacznie bardziej rozpowszechnionym składnikiem papu niż winogrona. Poza tym ziarna były dostępne przez cały rok (łatwe do przechowywania).
    Podgrzewanie zmieszanych z wodą rozkruszonych ziaren do temp. ok. 70oC powoduje rozkład skrobi na cukry proste. Jeśli takiej rzadkiej kaszki-paciai nie zje się od razu, a zostawi ją na kilka dni w ciepłym miejscu gdzie jest trochę naturalnych drożdży, sfermentuje. I to wszystko, najprymitywniejsze piwo (zacier) jest gotowe.

    Jeśli chodzi o wino - przypuszczam, że zaczęło się nie od winogron, a od czegoś takiego :D

     

    • Pozytyw (+1) 1

  12. 13 minut temu, peceed napisał:

    Ludzie nie narzekali na 3-4 wymiary a nagle przeszkadza im 10-12.

    Mi to nie przeszkadza, przeciwnie - to jedna z niewielu spraw, które w TS mi się podobają. Co więcej, uważam, że wymiarów jest skolko ugodno, tyle że w postaci mikroskalowych fluktuacji dowolnie wymiarowej czasoprzestrzeni, które można traktować sposób podobny co "cząstki" wirtualne.
    Przeszkadza mi to,  że TS działa w przestrzeni danej, a nie przez siebie tworzonej.
     

    28 minut temu, peceed napisał:

    w ten sposób powstało pasożytnicze kółko wzajemnej adoracji,

    To chyba raczej TS dotyczy. No chyba że strunowców uznamy za sektę, a takie często miałem wrażenie w jej najlepszych latach.
     

    32 minuty temu, peceed napisał:

    Przecież już zostało to zrobione w ramach teorii strun: TS jest kwantową teorią grawitacji. I to jest niezbywalny fakt o pewności matematycznej.

    Ja jednak poczekam na jakieś konkretne, sprawdzalne wyniki.
    Matma to tylko matma. Fizyka/natura robi swoje. A że niektóre elementy matmy można wykorzystać do opisu natury, to świadczy tylko o tym, że można je wykorzystać. I tyle. Innych, których jest 99+% całości, wykorzystać nie można.
     

    35 minut temu, peceed napisał:

    Jak na razie to jedyna teoria kwantowej grawitacji jaką mamy.

    Hmm... jedyna dziewczyna we wsi może być paskudna jak krzyżówka diabła z hipopotamem. A poza tym może się okazać, że... no dobra, nie mam nic przeciwko LGBTQ+++ ;)


  13. 10 godzin temu, Jajcenty napisał:

    No wiem

    :D Toć wiem, że wiesz, ale ja nie wiedziałem, coś Ty tam z 2D nakombinował (3D było ok)... Mogło się okazać, że jeden wymiar zwinąłeś, ładunek jakiś paskudny w niego wsadziłeś, no i wtedy (-> unitarny powrót zdarzeń ->) babcię by przy ćmakaniu nitki w język popieściło, i ja w roku 1965 bym musiał w rozdartych gaciach łazić ;)
     

    10 godzin temu, Jajcenty napisał:

    się we mnie burzy, dlaczego jak nakulać trochę zerowymiarowych wzdłuż,  to nagle mamy wymiar, a w poprzek to dalej zero. 

    We mnie też, dlatego lubię matmę intuicjonistyczną (https://pl.wikipedia.org/wiki/Intuicjonizm_(matematyka)), która nieźle sobie z tego typu wrzodami na na matdupie radzi.
     

    W dniu 28.06.2021 o 11:13, peceed napisał:

    Dlatego Pętlowa Kwantowa Grawitacja jest teoretycznym śmieciem który zamiast trafić do kosza wyszedł na salony - przypadek stary jak świat, opisywany na przykład przez Dołęgę-Mostowicza.

    Jedną z podstawowych wad strun, jest to, że nie tworzą one przestrzeni, wszystkie swoje 875 wymiarów muszą dostać w prezencie od jakiejś Bozi albo diabli wiedzą czego. A bez skonstruowania/zrozumienia przestrzeni fizycznej - nawet gdyby miało się okazać, że tam nie  ma niczego do rozumienia czy konstruowania - raczej nie uda się uzgodnić QM z OTW. Pętlowa próbuje przestrzeń zrobić w sposób, który być może znaleźć drogę innym próbom. I to jest jej przepustka na salony.
     


  14. W dniu 26.06.2021 o 09:15, Jajcenty napisał:

    Model matematyczny przewiduje nić dwuwymiarową dyskretną w poprzek i ciągłą wzdłuż. Nic nie poradzisz.

    Może ja nie poradzę, ale moja babcia wiedziała, że w drugim przybliżeniu ciągła nitka składa się z dyskretnych w obu kierunkach włókien, i zanim zaczynała zszywać moje rozdarte nie wiadomo który raz na jakimś płocie spodnie, końcówkę tej ciągłej/nieciągłej nitki ćmakała w paszczy swojej, żeby nitka do dziurki w igle bez protestów wlazła ;) Czyli ciągłość niekoniecznie musi być prosta i jednoznaczna.

×
×
  • Dodaj nową pozycję...