Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

ex nihilo

Użytkownicy
  • Liczba zawartości

    2095
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

  • Wygrane w rankingu

    100

Zawartość dodana przez ex nihilo

  1. Tekst z 05:56: Symetria podobna do binarnej (chociaż nie identyczna, bo nie jest to [1vs-1], a [1vs(/1+\1)] czyli [1vs↓1] itd.) jest konieczna, bo musimy sumę sprowadzić do 0, zresztą taka kombinowana symetria jest konsekwencją Ia+/a+\a=0, tego raczej uniknąć się nie da. Tutaj są po prostu też dodatkowe symetrie, których w liniowym ukladzie nie ma. Zauważ jeszcze jedną fajną rzecz - jeśli dobrze to widzę, to mamy tutaj sytuację trochę podobną do kul Banacha z dodatkiem superpozycji Odbicie jest czymś w rodzaju jednej z dwóch "potomnych" kul Banacha, ale "niewykończonych" (nie wiem jak to inaczej nazwać), i ze zmianą znaku ("półminusy"). Jest tu pełna symetria wokół zera: Ia, /a i \a są sobie równoważne, czyli każde z nich jest jednocześnie sobą i "półsobą z półminusem" dla innych, a czym w danym momencie faktycznie jest, zależy od jej pozycji w tej symetrii pseudobinarnej (kombinowanej binarnej) - czy jest po stronie równania, gdzie siedzi samotnie, czy po stronie dwóch odbić Ufff... może nie pochrzaniłem... Może dla wygody opiszę te symetrie tak: Ia, /a i \a wzajemnie parami są dla siebie odbiciami (pełna symetria I / \ wokół 0), a dowolna para przeciw jednemu - przeciwieństwami (kombinowana symetria binarna + - względem 0) Tak, takie dziwolągi powinny się pojawić, wynika to z tego, co wyżej naklepałem. To naturalna konsekwencja tej symetrii. Wcale mnie to nie przeraża, bo mogą tu pojawić się jeszcze dziwniejsze układy W którymś momencie miałem skojarzenia z kwarkami i chciałem wsadzić niektóre elementy modelu kwarkowego, ale odpuściłem, bo komplikowałoby to opis i powodowało nie całkiem odpowiednie skojarzenia. Co do innych działań niż dodawanie i odejmowanie - nie ruszałem tego, bo na razie wygodniej grzebać się w jednym wymiarze, i tak cholernie dziwnym Dwa takie wymiary, a już (Hospody pomyłuj!) trzy, to powinna być pełna zgroza. Jednostka urojona jak najbardziej, ale zespolone mogą wychodzić w sposób trudny do opanowania. W każdym razie - wszystko, co siedzi na tych trzech tercosiach (? , bo pół tu nie pasuje) powinno być rzeczywiste przy dowolnych działaniach z wyjątkiem mnożenia przez i lub "półi", które zajmą własną oś. Nie ma pewności swojej racji, ale tak mi to wychodzi. Raczej tak, wynika to z koniecznej symetrii pseudobinarnej. Kiedyś (mam nadzieję, że nikt mnie za to "kiedyś" nie ochrzani ) bardzo lubilem podobne zabawy... szczególnie jak nudziłem się w szkole, a (powiększony!) limit bumelek miałem już wykorzystany Za zabawę fraktalami (jeszcze nie wiedziałem, że tak to będzie nazwane, to było w '64) dosyć prostymi zresztą, bo dopiero mi pomysł na to przyszedł, dostałem haka z matmy za zajmowanie się pierdołami na lekcji zamiast nabożnego słuchania belfra, który od pół godziny mielił temat na 30 sekund Nielegalna edycja ~ 14:30: Dla zresetowania zabawny wariant: "włochata" przestrzeń 1(3*) wymiarowa z (nieco!)kwarkopodobnymi punktami: mamy zwykłą jednowymiarową przestrzeń (np. oś rzeczywistych), ze zwykłą matematyką, ale jak przyjrzymy się jej w dużym powiększeniu, to okaże się, że z każdego punktu ("x", coby nie mylić z tamtą) wystają trzy kłaki, na których siedzą Ix, /x i \x. Przestrzeń jednowymiarowa ma zwykłą symetrię osi liczbowej, a kłaki mają symetrię trójkową, taką jak wcześniej opisana. W tej symetrii trójkowej obowiązują dwie reguły dodawania: wewnętrzna, jak poprzednio: Ix + /x + \x = 0 i zewnętrzna: Ix + /x + \x= x Wewnętrzna, to to jak widzą się wzajemnie Ix, /x i \x (to samo, co poprzednio, czyli dwa są antytrzecim), a zewnętrzna, to jak widziane są z zewnątrz, z osi liczbowej (pozycja na tej osi). * - można się spierać, czy to są trzy wymiary, ale tak wygodnie to zapisać
  2. Obawiam się, że anty jest konieczne, żeby to wystartowało (też do ichniego i). A ze złośliwości wrodzonej Ci przypomnę, że w Twoich pierwotnych warunkach były aż dwa anty Zacinało się to jak cholera, dlatego zmieniłem. Zrobiłeś już z mojej kapusty bigos, a teraz próbujesz przerobić to na kapuściany budyń Ale Cię trochę zmartwię - w jednej z wersji, którymi się zabawiałem, każdy odcinek ma 2(6), dwa rzeczywiste i 6 wirtualnych, i też nie ma rozgałęzień, a w innej nieskończoną ilość :D Być może wyszłoby nawet więcej ipodobnych tworów: pierwiastki z anty1 (↓1), /1 i \1, czyli ↓i, /i i \i Zmiana zapisu: "gołe"a=Ia, czyli: Ia+/a+\a=0 itd., anty=↓, antyanty=↓↑=Ia
  3. Chyba fajne upraszczające rozwiązanie mi się pod czerepem ukisiło: Jeśli założymy, że "anty" czyli cały minus jest równoważny obrotowi wokól zera o 180o (po drugiej stronie zera stoi identyczny z nami osobnik, tyle że "anty"), to odbicie ("odb") może być obrotem o 90o, z regułą taką, że drugi obrót o 90o musi z pierwszym dać 180o, nie może pierwszego wyzerować. Wyzerowanie jest tylko w sytuacji "powrotu" do a (np. a = odb\a). Dostajemy (chyba) spójny komplet równań definiujących reguły podstawowych działań na tym diabelstwie: a + /a + \a = 0 a = odb/a a = odb\a /a = odb\a a = anty(/a+\a) ... ... W tym układzie "odb" to coś w rodzaju 'półminusa' z określoną regułą złożenia do "anty" (całego minusa) i "powrotu". Dalej może być jeszcze ciekawiej, oczywiście, jeśli trzyma się to kupy (???) Astro, o i myślałem na początku, ale wychodziło mi, że kombinacje z i nie dadzą takiej symetrii, jaka tu jest potrzebna. Może się mylę... Edycja (nielegalna ) : Uzupełnienie: "anty" to suma dwóch różnych odbić, dwa takie same to "powrót" (takie same się kasują)
  4. To fajny i ciekawy pomysł, nawet gdyby nie udało się niczego działającego z tego zmontować. Przy okazji przychodzą do łba różne jeszcze dziwniejsze rozwinięcia tego, np. przestrzeń fraktalna z nieskończonymi odbiciami i inne takie. Pewnie dlatego to zdanie Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞) całkiem popieprzyłem, co dopiero teraz widzę Powinno być: Punkt "0" jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (0→∞, 0→/∞, 0→\∞) Gdyby udało się zmontować z tego jakiś w miarę udany rzut na naszą geometrię, to dla "nich" by to musiała być przeszkolna zabawka... Może dla uproszczenia zabawy by można założyć, że "/" to zwykłe lustro, a "\" zamiana lewa/prawa, wtedy złożenie /+\ by dawało efekt dwóch luster pod kątem 90o. Fajne to, ale robi mi straszny kipisz pod kopułą Może przejdzie po przyzwyczajeniu się do tego dziwoląga. Edycja Trzeba tu chyba wprowadzić "anty", czyli nasz minus, który byłby znakiem sumy dwóch dowolnych odbić. a = anty(/a+\a) czyli a = anty(antya) itd. Cholera... wygląda na to, że mi już całkiem z tym odbija
  5. Eco_PL I poprawka tego: a + /a + \a = 0 a = /a + \a /a = a + \a \a = a + /a Powinno chyba być tak: a + /a + \a = 0 a = anty/a a = anty\a /a = anty\a chciaż też nie wiem, czy to będzie działać... minusa nie chcę używać, bo powoduje dodatkowe zmyłki. Niby to powinno być dosyć proste, ale... Obawiam się, że z tą "przeciwstawnością" jednak nie wyjdzie - to pojęcie wynika z symetrii "- 0 +" i tutaj chyba się nie sprawdzi. Kombinuję czy da się zmontować jakąś trójwartościową logikę, która przeciwstawność ominie. Być może kiedy zastąpi się to przez neutralne "odbicie", to jakoś się uda. Wtedy by to wygladało mniej więcej tak: a + /a + \a = 0 a = odb/a a = odb\a /a = odb\a ale dalej już nie na teraz W pierwszym (01:40), w: Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞) wypadło mi "0", miało być Punkt "0" jest...
  6. Chodzi Ci o coś mniej więcej takiego?: a + /a + \a = 0 a = /a + \a /a = a + \a \a = a + /a Hmm... może coś takiego by się dało zmontować. Coś mi nawet pod kopułą próbuje się pokazać, ale okrutnie się pętli, kiedy staram się jechać po szczegółach. Wymiar ma składowe, które są z sobą splecione (trochę podobnie jak zamek błyskawiczny, ale tylko trochę). Punkt jest początkiem trzech odcinków w nim się zaczynających (a→∞, a→/∞,a→\∞). Coś takiego. Kurcze - nie wiem jak to opisać, ani czy to w ogóle by miało ochotę działać Nie chciało mi się jechać na sylwa (nie lubię zabawy na rozkaz) i jestem trzeźwy jak nowonarodzone prosię... może po pijaku byłoby łatwiej
  7. Całkiem wystarczające jest, żeby NIC był bytem wirtualnym, więcej nie trzeba
  8. Jak się pewnie domyślasz, to wszystko bez znaczenia - "0" to tylko ilustracja: ma się do wszystkich możliwych liczb i funkcji mniej więcej tak, jak NIC do wszystkich możliwych COŚiów
  9. ex nihilo

    Noworoczna prośba

    POPIERAM! Dotyczy to też kiciorów, ptaszysk i wszelkiego innego gadziolstwa.
  10. O to właśnie chodzi... Jeśli "any", to i nasz, inaczej są znane od paru tysięcy lat problemy Odnosiło się to do konkretnego przypadku (i ew. podobnych) fluktuacji w naszym Wszechświecie, czyli to "coś tam" to była nasza przestrzeń i nasze prawa (niekoniecznie wszystkie). Mamy tu sytuację "niczego" w "czymś", czyli to "coś" może oddziaływać zanim "coś z niczego (z fluktuacji)" się oddzieli. Można tu wsadzić stożek trajektorii. W przestrzeni ciągłej zwężenie będzie punktem, w nieciągłej kwantem lub glutkiem. Ta nicowa fluktuacja z artykułu to nie całkiem to samo, co "fluktuacja NIC", którą by sobie można wyobrazić jako rozerwanie przestrzeni (pełne wyzerowanie wszystkiego), całkowitą utratę kontaktu z otoczeniem. Zresztą zabawka nie wyklucza różnych innych sposobów powstawania wszechświatów - jakiegoś pączkowania, superinflacji, rozpadów, ograniczonej cykliczności itd. Dziedziczenie tylko w przypadku "nic w czymś". W "NIC" taki czy inny rozpad na "coś" lub "cosie" (dowolne byty z puli znacznie bardziej prawdopodobnych). Zero jako "0" jest tylko jedno, ale jako f(x) znajdzie się w dowolnej ilości Pewnie zaraz będziesz chciał napisać, że to samo dotyczy 5, 7 i 3175, ale tu wchodzi sprawa symetrii, która chociaż nie jest absolutnie konieczna (anything is possible) to jednak może się przydać. Hmm... ryzykowne - grozi to czasoprzestrzennym monopolem w całym multiświecie Wolę glutowatą nieciągłość i włączenie losowości
  11. Chodzi mi o wynik, a nie kto i co. Nie wymusza ścisłego determinizmu, ale ogranicza możliwości do dozwolonych przez WPPiEW. "Nie wiemy" to fakt (na ogół) bezsporny. Ale to "nie wiemy" jest po to (), żeby odpalić wyobraźnię. Na tym polega zabawa. W sprawach estetycznych nie musimy się dogadać Jedna estetyka dla wszystkich, to jakiś socrealizm Nie jestem PPP, dlatego dla mnie jednak odpowiedź na "co daje kura" jest najważniejsza. Reszta może być fajna, ale nie jest konieczna. A poza tym nieopisywalność jest też ciekawa sama w sobie - wyznacza jakąś granicę naszych pojęć. Tak, zgoda, ale z braku kitu i guma do żucia bywa dobra. Ten przeskok od "nic" do "jednak coś tam" moim zdaniem da się w tym przypadku usprawiedliwić faktem, że to "nic" jest fluktuacją "czegoś tam", czyli ma prawo odziedziczyć jakieś własności tego czegoś. Lepszy pewnie byłby tytuł "... z fluktuacji próżni", ale... Poza tym, jeśli to "nic" ma ewoluować, a takie jest założenie, to jakaś przestrzeń mu się przyda. W t0 nie musi jej mieć, ale w t0+ już może.
  12. Sorki, moja wina, ale zwalę trochę na okoliczności - kiedy ten post paluchami wklepywałem, gębą wkłapywałem do telefonu dwie długaśne rozmowy, "koniecznie na teraz" (to rozmówczynie nie ja)... no i zapomniałem o linku (można wydłubać z obrazka, pewnie tak właśnie zrobiłeś). Dla wyjaśnienia: rozmówczynie wiedzą, że rozmawiając przez telefon robię też różne inne rzeczy, więc... gdbyby ktoś kiedyś miał ochotę zakablować, to nic z tego A wracając do sprawy - stronę tylko przeleciałem (trafiłem przez i po rysunek), ale faktycznie wygląda na fajną i warto inne jego przejrzeć. "Spontaneous creation of the universe from nothing" na pewno przeczytam, pomimo że do tego zniechęcasz Natomiast z tym "nie ma podstaw" w sumie się zgadzam, chociaż całkowicie nie zgadzam się z oceną "brzydki" w tym kontekście - IMO jest bardzo fajny właśnie dlatego, że nie ma (też IMO) jakiegokolwiek WUPPiEWa ani Zegarmistrza Coś z niczego i to bez instrukcji, to coś więcej niż przerobienie czegoś na coś innego, w dodatku mając instrukcję lub (z niczego) plan... Być może coś takiego udaje się - w skali porównywalnej z naszym Wszechświatem - w jednym przypadku na miliard, a może i mniej. I powstać mogą takie, do których nawet Zegarmistrzowi by mogło zabraknąć wyobraźni Edycja: Zajrzałem do arXiva. Założenie, że w bublu będą obowiązywać te same prawa, co i na zewnątrz, jest oczywiście bardzo ryzykowne, ale i nie takie złe Jeśli na tej podstawie uda się udowodnić, że coś takiego jest możliwe (czy trajektorie Bohma, czy nie, to w tym momencie bez znaczenia), to już coś, bo oznacza, że możliwe jest w ogóle, chociaż nie rozwiązuje sprawy w sytuacji, kiedy w t0 ani praw, ani przestrzeni jeszcze nie ma. Zresztą w tym przypadku ścisła matematyka raczej się nie sprawdzi. Można nasmarować jakieś najbardziej ogólne równania stanu i nimi się bawić, fajnie to będzie wyglądać, ale właściwie nic z tego nie wyniknie.
  13. Moim zdaniem samo założenie dualizmu grawitacji (nie wchodziłem w szczegóły) zbrodnią jeszcze nie jest - przyjmuje się możliwość istnienia antygrawitacji, czyli... Astro, teraz dopiero zauważyłem, odpowiem trochę później, bo teraz muszę odpaść od kompa Dopisane 31.12, 01:40 Najprościej, żeby wszystkie możliwości za jednym zamachem odstrzelić: obojętnie z czego i w jaki sposób Jeśli do tego dojdzie, to ok., jeśli nie, to drugie ok. W pierwszym przypadku do jakiejś ewolucji może dość, w drugim raczej nie, ale też nie jest to przesądzone, bo każdy układ sam dla siebie ustala reguły gry i niekoniecznie my musimy je rozumieć, a nawet mogą dla nas być absurdalne. Czy w każdym układzie musi obowiązywać ta sama matematyka (logika)? Pewnie nie. Wszystkich możliwości nie znamy i możliwe, że nie poznamy, z wielu powodów. Czyli znowu wchodzimy w maksymalne uproszczenie: jeśli do jakiejś ewolucji dojdzie, to ok., jeśli nie dojdzie, drugie ok. A że dojść może, mamy dowód w postaci naszego Wszechświata i różnych jego podukładów, które ewoluują (kosmos jako całość, galaktyki, gwiazdy, planety, biologia...). Oczywiście założyłem, że te ewoluujące układy nie są wynikiem działania woli takiego czy innego Zegarmistrza. A jeśli nie jego, to skąd się wzięły? Jeśli założymy istnienie Wielkiego Uniwersalnego Prawa Powstawania i Ewolucji Wszechświatów, będzie to założenie równie magiczne, jak założenie istnienia Wielkiego Zegarmistrza. Czyli pozostaje nam zdać się na bezmyślny los, który do tej ewolucji doprowadzi (albo nie). A w jaki sposób? To jego problem, nie nasz. W naszym przypadku jakoś to wyszło, chociaż efekt może nie zawsze jest taki, jakbyśmy chcieli Z doświadczeniem to prawda, ale zazdrościć właściwie nie ma czego W praktyce i w tak zmiennym świecie to doświadczenie niewiele daje. Przeliczając na jednostke czasu, np. rok, teraz uczę się więcej, niż kiedy miałem kilkanaście lat. Są dużo większe możliwości - to, co kiedyś trzeba było wydlubywać po kawałku, cholera wie skąd, teraz jest dostępne na kilka kliknięć. A głupot na jednostkę czasu robi się mniej więcej tyle samo, to raczej cecha osobnika, a nie jego wieku. I chyba właśnie ta wiedza jest najważniejszym doświadczeniem, tyle że trudnym do wykorzystania w praktyce
  14. Podawane w linkowanym tekście oszacowanie (1053 kg = 1056 g) pewnie można uznać za równie dobre jak inne takie, czyli po podstawieniu do R = 2GM/c2 wyjdzie coś tam, czego nie chce mi się liczyć, bo... ... nie ma po co Sprawa nie jest taka prosta - czarna dziura i wszechświat zamknięty (gęstość równa gęstości odpowiadającej jego masie czarnej dziury) to dwa różne twory. Chodzi o rozkład mas albo inaczej mówiąc o rozkład zakrzywienia przestrzeni. W czarnej dziurze krzywizna przestrzeni zmienia się - jest najmniejsza bezpośrednio pod horyzontem, a największa przy samej "osobliwości". To trochę jak zakrzywienie powierzchni Ziemi i zakrzywienie powierzchni piłeczki pingpongowej. Natomiast w zamkniętym wszechświecie zakrzywienie jest takie samo w każdym jego punkcie, pomijając lokalne niejednorodności. Taki wszechświat w czarną dziurę (jedną) się nie zapadnie, przynajmniej nie bezpośrednio, jednym strzałem. Dodatkową komplikację powoduje fakt, że grawitacja jest tylko jedną z sił powodujących powstanie czarnej dziury. Ona jest tylko "zapalnikiem" - zakrzywia przestrzeń (czasoprzestrzeń) w taki sposób, że każdy ruch "w górę", od środka, byłby podróżą w przeszłość, czyli dowolna przyszłość (dozwolona trajektoria ruchu) jest tylko "w dół", do środka. W tym układzie wszystkie istniejące wewnątrz siły mogą działać tylko "do środka" (w granicach stożka dozwolonych trajektorii), ściskając to, co wewnątrz jest. Albo inaczej - nie istnieją wektory skierowane "od środka", bo byłyby to wektory w przeszłość. Tu jest rysunek, który fajnie to pokazuje: Dla większej jasności warto by dorysować jeszcze jedną taką "klepsydrę" wewnątrz, mającą nachylenie pośrednie między tą na horyzoncie, a tymi przy osobliwości. Jak się sobie wyobrazi to jako kulę, efekt jest jeszcze lepszy, tylko trzeba trochę zmienić kształt stożków wewnątrz - te przy osobliwości zmienią się w skierowane do niej igiełki W przypadku zamkniętego wszechświata stożki będą mieć dowolne nachylenie - w każdym jego punkcie krzywizna jest taka sama, środek i horyzont wyznacza tylko pozycja obserwatora (jego układ odniesienia, niezależnie gdzie ten obserwator będzie). I tak dalej, bo różnic jest więcej. Jeśli zacznie się toto ściskać, to nie zrobi się z tego jedna czarna dziura... bedą one się robić w tych niejednorodnościach, gdzie jest największa gestość materii. Będzie to praktycznie aż do końca wszechświat, a nie jedna czarna dziura. Dopiero pod sam koniec wszystko pizgnie w jedną "osobliwość" - już bez horyzontu, bo nie będzie ani przestrzeni "wewnętrznej", ani "zewnętrznej". Zostanie tylko goła osobliwość. Ufff... mam nadzieję, że udało mi się nie popierniczyć niczego istotnego w tym Co do linku... hmm... może i momentami ciekawe, ale w innym artykule z tej serii trafiłem na coś takiego: "Uwzględnienie dualności, zgodne z moimi propozycjami, od razu czyni fale grawitacyjne realnością fizyczną. Jeśli grawitacja jest wyłącznie przyciąganiem, to na odkrycie fal grawitacyjnych należałoby czekać Ad Kalendas Graecas. Zatem ich odkrycie, wbrew entuzjazmowi zainteresowanych, świadczy o tym, że grawitacja ma charakter dualny. Przecież (to już na chłopski rozum) nie można oczekiwać drgań, oscylacji, jeśli istnieje tylko przyciąganie. Zatem odkrycie dokonane ostatnio stanowi potwierdzenie mojej teorii." Zwróć uwagę na to, co boldem podkreśliłem, i wcale nie o ten "chłopski rozum chodzi"... Jeśli podobnie wygląda argumentacja w innych miejscach, to raczej całość można sobie odpuścić. Nie przeglądałem reszty, nie miałem czasu.
  15. ??? O co Ci chodzi? Masz jakieś problemy ze swoim wiekiem? A może inne jakieś? Hmm? Dotychczas raczej na rozumnego mi wyglądałeś, ale zaczynam w to wątpić... Korzystacie??? Ostro pojechane... masz dowody? A jak Cię to tak bardzo interesuje - wrzesień '54, tylko co to ma do rzeczy. Imię i nazwisko było w jednym z pierwszych postów (fałszywe pewnie ) Ktoś na tym forum ma dokładne namiary geograficzne. Co Ci jeszcze jest potrzebne? Numer buta? 42. Wystarczy? Jeśli traktujesz KW jako portal randkowy, to nic z tego - faceci mne nie interesują. P.S. - zrób może porządnego baranka w ścianę... zawsze jest jakaś szansa, że trochę pomoże....
  16. Tak, ale chodziło raczej o jakieś powolne przekraczanie masy krytycznej, a nie walnięcie supernowej. Genotyp to raczej broń w wojnie z entropią, informacja umożliwiająca restart układu przez entropię poobgryzanego. Nie w każdej ewolucji jest konieczny. Prawa traktuję jako istniejące rozkłady statystyczne, a nie jakieś narzucone z zewnątrz (nawet "z natury") obowiązujące zasady. Jeśli układ ma jakąkolwiek wewnętrzną dynamikę, automatycznie pojawią się takie czy inne rozkłady prawdopodobieństw zdarzeń, czyli "prawa". Jeśli dany układ nie będzie miał tej dynamiki (→ praw), to po prostu nie będzie jej miał. Ale taka sytuacja jest bardzo mało prawdopodobna, znacznie bardziej prawdopodobne jest istnienie jakiejś - dowolnej - dynamiki (to samo, co z NIC ). Tym ekofizycznym środowiskiem selekcjonującym jest cały układ, struktury, które pod działaniem tych praw się tworzą. Zajmują one jakieś nisze, teź wzajemnie z sobą oddziałują. Jedne zginą, inne mogą przejąć wszystkie dostępne zasoby - w sumie zwykły kociołek ewolucyjny, w którym taki czy inny gulasz albo bigos (mogą być wegetariańskie, też dobre ) wcześniej czy później się ugotuje A jak nie w tym kociołku, to w innym, niekoniecznie przecież musi być tylko jeden. Z całą sympatią do Capry i jego mistyczno-fizycznych poszukiwań, to jak z tego co tu piszę jednoznacznie chyba wynika, od wszelkiej mistyki trzymam się daleko - co najmniej na odległość porządnego kija, szczególnie w sprawach ściślackich, ale nie tylko. Nawet nie z jakichś powodów ideologicznych - łeb mi po prostu mistyki nie przyjmuje. Dlatego ani Capra, ani Bohm itp., itd., chociaż holizm w jakiejś części "tak" - tej niemistycznej i nieprowadzącej do determinizmu. A tak w ogóle, to przypomniałeś mi bardzo dawne czasy... niemal dokładnie pół wieku temu Czwarta klasa podstawówki. Skończyły mi się już całkiem ostatnie pozostałości i tak wcześniej bardzo słabej wiary w aniołki, diabełki i ich szefów, ale świat dalej na głowie stał. Jedną sprawą była klasyczna logika, która w żąden sposób nie chciała mi pasować do rzeczywistości. Rzeczywistość nie miała zamiaru być zero-jedynkowa, niezależnie od tego, jak by się ją zaklinało. No to zmontowałem swoją, "naturalną", która po latach okazała się być niemal identyczna z logiką rozmytą Lotfi Zadeha w tym samym czasie przez niego opublikowaną. Różnica polegała na tym, że do swojej pakowałem dodatkowo prawdopodobieństwa. Drugą sprawą był determinizm jako podstawa działania świata, który ni cholery mi się nie podobał, bo do działania potrzebował Zegarmistrza, a nim już się pożegnałem... I tu niedługo później dostałem pomoc z zewnątrz, od Schroedingera & co. Cholernie mi się to spodobało, właśnie dlatego, że nie wymagało do działania żadnych mistycyzmów, Zegarmistrzów itd. Np. coś takiego jak superpozycja było dla mnie całkowicie naturalne (mieściło się zresztą w "mojej" logice), i długo łbem w ścianę tłukłem, że sobie sam tego w odniesieniu do cząstek nie wykombinowałem I podobnie z niektórymi innymi "kwantowymi" pomysłami. Chodziło oczywiście o idee, a nie matematyczną ścisłość, bo do robali miałem dopiero zamiar się zabrać (byłem wtedy niezły w tych sprawach, np. mając dokładnie zero wiedzy o rachunku prawdopodobieństwa, nawet pojęcia 'silnia' nie znałem, w jedną noc od zera wyliczyłem jakie dziadek ma szanse wygrać milion w Toto-Lotka ). Później bardziej poskręcane robale mi pouciekały z powodu takich czy innych zdarzeń (chociaż nie tak całkiem do końca, coś tam z tego łapię), i zostały idee. Do tematu wracając - uważam, że prawa są wynikiem tej samej ewolucji co i cała reszta. Nie są niczym nadrzędnym, raczej tylko nakładką - statystyczną abstrakcją z rzeczywistości. W sumie natura nie potrzebuje praw. To nam są potrzebne do prób opisu rzeczywistości. A nas natura ma... no właśnie tam
  17. Może nie tyle "powstania", co "wyciągnięcia z szuflad" Do dziury (czarnej) wskoczę później, bo teraz mordy zwierzaków (tez dziury i to na wylot ) muszę ponapychać. Pesymista! I trochę masochista - przecież tak nie lubisz MS
  18. Prawa takie, jakie wyewoluują W próżni też , ale ogólnie we wzajemnych oddziaływaniach. A co do modeli - to tylko narzędzia. Jak wiesz, ich związek z rzeczywitością może być dowolny, byle działały. Zaczynają krzywić gwoździe zamiast wbijać, to na złomowisko. I następny model. Tak na marginesie: złomowiska to jedne z moich ulubionych miejsc na świecie... ile cudów ze złomowisk nawyciągałem... Edycja: Niekoniecznie w cholerę - czarnej dysk do zeżarcia się przyda
  19. To by musiała być gwiazda neutronowa na granicy kolapsu (w zasadzie już lekko przerośnięta), bo nic innego takich warunków spełnić nie może, przynajmniej spośród obiektów dotychczas znanych lub wyobrażanych. Zakładając, że z jakichś powodów się nie zapadła, to pewnie będzie się zachowywać jak każda inna gwiazda neutronowa, tyle że z jej powierzchni nie będzie ucieczki. W którym momencie "nie wyrobi" i plasknie w dziurę. W moim wyobrażeniu jest to połączone z całkowitą zmianą struktury - zamiast kwarkowo-gluonowej zupy powstanie jednolity glut (jedna "supercząstka", bez możliwych do wyróżnienia składników), który w najkrótszym możliwym czasie zapadnie się do bardzo małego, ale niepunktowego rozmiaru. Acha, jeszcze jedno, o co pytałeś na początku: o tą zerową grawitację w środku gwiazdy - ale jest tam ciśnienie, które w zamykającej się przestrzeni działa zgodnie z grawitacją (sumuje sie z nią), czyli przestaje całość rozpychać, a zaczyna ściskać, tak jak grawitacja. Tak przynajmniej twierdzą robale i ich treserzy
  20. Tak, głównie o "osobliwość" (cudzysłów celowo) chodzi i możliwość jej powstania (m.in. rozkład sił w momencie kolapsu), m.in. dlatego pomysły z gravastarami: https://en.wikipedia.org/wiki/Gravastar i inne. Jest - wszystko co wlazło pod horyzont lub na nim siedzi... niezależnie od modelu to nie znika grawitacyjnie (zakrzywienie), nawet jeśli jest to np. drugą stroną dziury (biała dziura) wypluwane w ... Też bym chciał wiedzieć Chociaż tą "chwilę przed" może być trochę trudno zdefiniować. A dlaczego bym miał pyska drzeć? Czarne mi nie przeszkadzają pod warunkiem, że nie wsadza się tam punktów i nieskończoności (realnych, a nie jako granica) Co do Modelu Standardowego (cząstek, nie kosmologicznego) - te ręcznie, a właściwie doświadczalnie wsadzane parametry nawet mi się podobają: mogą świadczyć o tym, że całym tym bajzlem nie rządzi jakieś z góry nadane święte i niewzruszalne deterministyczne prawo, a jest to wynik swobodnej ewolucji ("samouzgodnienia")
  21. Czy nieskończone? Jeśli w ogóle istnieją jakieś realne nieskończoności, to może i tak. Co do tej zmiany - jest to jeden z głównych argumentów przeciwników czarnych dziursk. Gdzieś przed rokiem pisał o tym tutaj Jarek Duda, ale wyszukiwarka mi tego nie pokazuje. Tak czy inaczej - potrzebny byłby robal wliczający wszystkie działające siły z ich dokładnym czasoprzestrzennym rozkładem. O ile (g.) wiem ( ), to takiego robala nie ma i chyba długo jeszcze nie będzie, bo jedno, że jest to proces cholernie nieliniowy, czyli potrzebne byłyby idealne dane wejściowe, a po drugie - pojęcia nie mamy, co dzieje się w tym momencie z "materią" (czymkolwiek ona jest), np. czy zachowuje jakąś strukturę, czy może staje się jednym glutem (co mi się bardziej podoba ). W tym drugim przypadku zachodzą takie możliwości, że po pierwsze: nie istnieje coś takiego jak "środek", a po drugie i częściowo z pierwszego wynikające: nie istnieje wewnątrz gluta rozkład sił, glut zapada się jako bezstrukturalna i nierozerwalna całość... Coś w rodzaju superkwantu sumy pól. Cholera wie. Hmm... Znam trochę pomysłów intelektualnie bardziej ohydnych (subiektywne), które jednak mają na świecie parę miliardów zwolenników, nierzadko fanatycznych. A niezależnie od tego czy model standardowy okaże się ostatecznym, czy tylko przejściowym, bez niego trzebaby macać na ślepo, a to jest w praktyce niewykonalne z powodów technicznych. Być może traci się przez ten model jakieś ważne informacje, które lądują w śmieniku z błędami pomiarowymi itd., ale wcześniej czy później powinno to wyjść w praniu (teoretycznym i praktycznym), a do tego czasu... Pamiętam jaki był bajzel w połowie lat 60. (początek mojego zainteresowania tymi zabawkami), kiedy akceleratory i Kosmos pluły masą dziwolągów nieukładających się w żaden w miarę sensowny schemat.
  22. Z tym torusem, to dotyczyło tylko centralnej części - "osobliwości", która w tym modelu nie jest całkiem osobliwością, bo ma określoną objętość. Nie ma natomiast podstaw ani teoretycznych, ani obserwacyjnych, żeby przyjmować, że w całości czarna dziura ma dla zewnętrznego obserwatora kształt inny niż kuli albo czegoś do kuli bardzo zbliżonego. Astro, w zasadzie do każdego "wiemy" powinien być dopisywany czynnik (g.), czyli prawidłowy zapis byłby "jak (g.) wiemy", ale że "do każdego", to można (g.) pomijać uznając, że mieści się on już w samym "wiemy"
  23. Siła odpychania EM w tych obłokach musiałaby być mniejsza niż przyciągania grawitacyjnego, bo inaczej te obłoki przestaną być obłokami - EM rozwali je w p.... (no przestrzeń). Czyli w sumie raczej nic szczególnego z tego wyniknąć nie powinno. Próbujesz zrobić czarną z 'gazu muchowego'. W tym przypadku jednak chyba musi być konkretna mucha, bo w gazie muchowym, obojętnie jaki obłok będzie wielki, krzywizna przestrzeni (x,y,z,t) będzie praktycznie taka sama w każdym punkcie obłoku, czyli coś w rodzaju horyzontu będzie mogło się utworzyć tylko kiedy gęstość będzie wystarczająca, żeby krzywizna przestrzeni zamknęła obłok "w sobie" (pierwotne rozwiązanie Einsteina dla gęstości większej od krytycznej). Ale nie bedzie to sensu stricte czarna dziura, bo nie będzie istniało żadne "zewnątrz", a ten "horyzont" będzie w każdym miejscu przestrzeni - nie będzie wyróżnionych obszarów, ani środka, ani jakiejś zewnętrznej granicy. W przypadku czarnej takie "zewnątrz" istnieje. Do zrobienia czarnej potrzebna jest mucha - czarna ma zmienną krzywiznę: największą wokół muchy i coraz mniejszą dalej od środka, aż poza horyzontem przestrzeń się "otwiera", robi na tyle płaska, że można od dziury uciec. To chyba mniej więcej tak w maksymalnym uproszczeniu... czyli takim, jakie mogło zmieścić się pod moim deklem
  24. Są wyliczenia, że w szybko wirującej może być toroidalny. Nieskończoność raczej nie ma tu sensu fizycznego - max. to całkowita masa wszechświata "obserwowalnego" dla czarnej, a ta zawsze jest skończona. Jeśli się nie mylę, takie rozwiązanie byłoby zbliżone (chodzi o promień) do pierwotnego stacjonarnego modelu Einsteina.
  25. Słowa to nie ściśle zdefiniowane pojęcia matematyczne, ich znaczenie zależy od kontekstu. Rzeczywistość nie ma zamiaru być zerojedynkowa, żebyśmy nie wiem jak próbowali ją na taką przerobić: 1. Strzelają, legalnie (wojna, pościg, itp.). Świadomie wychodzę na linię strzału. Samobójstwo? Zbójstwo? A może połączenie jednego z drugim, ze wskazaniem na samobójstwo (decyzja!)? Chyba to trzecie, w każdym razie tak podobne sytuacje oceniają sądy. 2. Wybieram na wykonawcę niepełnosprawnego psychicznie. Przypadek autentyczny - ktoś, kto jest w stanie wykonać takie zadanie, ale nie wiadomo (!) czy jest w stanie ocenić to co zrobił zgodnie z ogólnie (krzywa Gaussa) przyjętymi normami. "Zabiłem go, bo tego chciał" może być (bo do końca tego nie wiadomo) dla niego tym samym, co "Przyniosłem mu piwo, bo tego chciał" 3. Daję odpowiednie instrukcje orangutanowi, szympansowi, albo np. kapucynce (często są opiekunami niepełnosprawnych). Samobójstwo czy zabójstwo? 4. I tak dalej... Oczywiście w każdym z tych przypadków albo nie ma świadomości czynu u "zabójcy", albo jest on niemożliwy do ustalenia. To teraz włączmy świadomość: Takie sytuacje są na wojnie, też w różnych krytycznych sytuacja częste. Kumpel z oddziału oberwał, flaki na wierzchu, rękami nie może ruszać. Nie ma żadnych szans na pomoc, a jak dorwą go wrogowie, to pokroją na platerki (b. częste w przypadku żołnierzy oddziałów specjalnych). Prosi "dobij". Co zrobisz? Dobijesz, czy pozwolisz, żeby go pokroili? Albo nawet nie prosi, bo nie ma jak, ale widzisz co się dzieje (w praktyce zwykle takie rzeczy uzganiane są wcześniej). Podobnie może być z wrogiem - rozwaliłeś go granatem, ale parę godzin mu jeszcze zostało. Szans na pomoc zero. Prosi żebyś dobił. Dobijesz? No wróg, ale to, co mu się należało, już od Ciebie dostał. Ma się męczyć bez sensu? Do obu przypadków: jeśli nie dobijesz, to dlaczego; a jeśli dobijesz, to czy będziesz czuł się zabójcą? Jeśli odmawiasz tego prawa komuś, to powinieneś odmówić też sobie. Zagranie bardzo ryzykowne - oczywiście nie życzę Ci jakichś "takich" sytuacji, ale życie bywa bardzo dziwne, a przede wszystkim jest nieprzewidywalne i nie wiesz w jakiej sytuacji się znajdziesz. Może być taka, że jedyne czego będziesz chciał, to to, żeby ktoś Cię odstrzelił, bo sam tego nie będziesz mógł zrobić. Powiedz to żołnieżom, antyterrorystom, policjantom itd. I taki ktoś nie staje się właścicielem czyjegoś życia. Jest wiele stanów prawnych, w których ma się prawo do dysponowania czymś nie będąc tego czegoś właścicielem. Tym bardziej jest to istotne w przypadku decyzji dobrowolnej. Różne przypadki mnie interesują. Tutaj też nie ma pełnej jednoznaczności. W przypadku dorosłych na ogół wiadomo, jakie ten ktoś miał przekonania. Z dużym prawdopodobieństwem, często na granicy prewności można określić jego wolę w danej sytuacji. Trudniejsza jest sprawa w przypadku dzieci, szczególnie tych najmłodszych. Ale jest tu pytanie - jaki sens mogłoby mieć ich cierpienie w sytuacji, kiedy szanse na chociażby trochę normalne życie są w praktyce zerowe. I tu w każdym przypadku powinna być oceniana całość sytuacji. W praktyce tak właśnie się robi, jeśli nie zgodnie z prawem, to na granicy prawa lub bezprawnie. I co ciekawe, zwykle prawo takimi przypadkami się nie zajmuje, bo praktycznie zawsze można je podciągnąć pod zakaz uporczywej terapii. I jeszcze jedno - zgodzimy się chyba w tym, że granice własnej wolności wyznacza wolność innych. Powiedz mi w takm razie, w jaki sposób np. moja dobrowolna eutanazja naruszy wolność innych?
×
×
  • Dodaj nową pozycję...