Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Młodzi mężczyźni, którzy co najmniej 4 godziny tygodniowo poświęcają na uprawianie sportów siłowych, np. siatkówki czy koszykówki, zwiększają swoją masę kostną o tyle, że może ich to w przyszłości chronić przed osteoporozą (Journal of Bone and Mineral Research). Mężczyźni, którzy zwiększali swoją aktywność siłową w wieku 19-24 lat [...], mieli większe kości od mężczyzn prowadzących w tym samym okresie siedzący tryb życia - podkreśla dr Mattias Lorentzon z Uniwersytetu w Göteborgu. Osteoporoza wydaje się rozpoczynać w wieku ok. 25 lat, gdy pojawia się utrata tkanki kości. Nasze studium jest więc ważnym komunikatem dla młodych mężczyzn: im więcej się ruszasz, tym większy przyrost masy kostnej sobie zapewnisz. Ochronę przeciwosteoporozową zapewniają sporty związane ze skokami, szybkimi startami i zatrzymaniami, które zwiększając obciążenie kości, zmuszają organizm do tworzenia nowej tkanki. Na czele listy najkorzystniejszych dyscyplin uplasowały się koszykówka i siatkówka, a zaraz po nich piłka nożna i tenis. Lorentzon i inni zbadali 833 mężczyzn, którzy na początku studium mieli 18-20 lat. Zmierzono ich masę kostną, zebrano też dane nt. aktywności ruchowej. Po 5 latach ponownie wykonano densytometrię i wypytano o uprawianie sportów. Okazało się, że badani, którzy na początku studium zaczęli wykonywać ćwiczenia siłowe i zwiększali ich natężenie, mieli większe szanse na zbudowanie masy kostnej niż mężczyźni prowadzący siedzący tryb życia albo ograniczający tempo. Szwedzi ustalili, że u ochotników przeznaczających na uprawianie sportów siłowych 4 lub więcej godzin tygodniowo gęstość biodra wzrastała o 1,3%. Mężczyźni nieaktywni w ciągu 5 lat studium utracili ok. 2,1% masy kostnej tej samej okolicy.
  2. Już ponad 100 firm zarezerwowało sobie miejsce w pływającym mieście Blueseed. Miasto powstanie w przyszłym roku na wodach międzynarodowych w pobliżu Doliny Krzemowej. Jego celem jest stworzenie inkubatora przedsiębiorczości dostępnego dla wszystkich chętnych, którzy są w stanie zapłacić 1200 do 3000 dolarów miesięcznie za wynajęcie przestrzeni biurowej oraz mieszkalnej. Blueseed powstanie na pokładzie zezłomowanego luksusowego wycieczkowca. Pomysłodawcy projektu sądzą, że przystosowanie jednostki będzie kosztowało 10-25 milionów dolarów. Liczą na to, że znajdzie się około 1000 chętnych osób i przedsiębiorstw, które zamieszkają na Blueseed. Już w tej chwili spośród zgłoszonych chętnych aż 20,3% pochodzi z USA, kolejne 10,5% stanowią startupy z Indii, a 6% - z Australii. Przedstawiciele Blueseed szacują, że co roku w USA studia magisterskie i doktoranckie na wydziałach nauk komputerowych kończy około 7000 obcokrajowców, a wielu z nich nie może uzyskać prawa stałego pobytu w Stanach Zjednoczonych i są zmuszeni wracać do swoich krajów. Blueseed pozwoli im na legalne prowadzenie interesów niedaleko Krzemowej Doliny.
  3. Badacze z MIT i Georgia Institute of Technology znaleźli sposób, by zautomatyzować proces wyszukiwania i nagrywania danych z neuronów w żywym mózgu. Opracowali ramię robota, którego ruchami kieruje wykrywający komórki algorytm komputerowy. Podczas testów wykazano, że w przypadku neuronów z mysiego mózgu zautomatyzowany próbnik pracuje z większą dokładnością niż ludzki eksperymentator. Nowa metoda eliminuje konieczność wielomiesięcznego trenowania. Za jej pomocą akademicy mogą klasyfikować tysiące różnych typów komórek w mózgu, mapować, jak są ze sobą połączone i określać, czym komórki chore różnią się od zdrowych. W ramach projektu współpracowały ze sobą multidyscyplinarne zespoły prof. Eda Boydena z MIT oraz Craiga Foresta z Georgia Tech. Artykuł nt. wyników badań ukazał się w piśmie Nature Methods. Boyd przekonuje, że robot będzie szczególnie użyteczny przy badaniu schizofrenii, choroby Parkinsona, autyzmu i padaczki. We wszystkich tych przypadkach molekularny opis komórki, zintegrowany z jej właściwościami elektrycznymi i obwodowo-przewodzącymi, pozostawał nieuchwytny. Gdybyśmy potrafili opisać, jak choroby zmieniają cząsteczki w specyficznych komórkach żywego mózgu, moglibyśmy się przyczynić do znalezienia lepszych celów dla leków. Amerykanie zautomatyzowali "patch clamping" całej komórki, w ramach którego po zassaniu mikropipetą wykrywa się przepływ prądu. Kiedy byłem w tym dość dobry, uświadomiłem sobie, że mimo iż jest to forma sztuki, da się ją sprowadzić do zestawu stereotypowych zadań i decyzji, które mogłyby być wykonane przez robota - opowiada student Foresta Suhasa Kodandaramaiah. Zespół skonstruował ramię robota, które z mikrometrową dokładnością opuszcza mikropipetę na mózg znieczulonej myszy. Podczas przesuwania pipeta monitoruje impedancję, uogólnienie oporu elektrycznego. Gdy w pobliżu nie ma komórek, prąd przepływa i opór jest mały. Gdy czubek pipety natrafia na komórkę, przepływ prądu ulega zahamowaniu i rośnie impedancja. Pipeta wykonuje "kroczki" o rozpiętości 2 mikrometrów, mierząc impedancję 10 razy na sekundę. Po wykryciu komórki natychmiast się zatrzymuje. Po zassaniu elektroda przebija się przez błonę i można mierzyć wewnętrzną aktywność elektryczną komórki. Zrobotyzowane ramię wykrywa komórki z 90-proc. dokładnością i w 40% przypadków ustanawia z nimi połączenie. Naukowcy wykazali, że ich metoda nadaje się również do określania kształtu komórek. Wystarczy wstrzyknąć barwnik i gotowe. Obecnie trwają prace nad ekstrahowaniem zawartości komórek, by zbadać ich profil genetyczny (profil genów działających w danym momencie). Aby skomercjalizować rozwiązanie, panowie założyli firmę Neuromatic Devices. Teraz koncentrują się na zwiększeniu liczby elektrod, tak by monitorować wiele neuronów naraz. Dzięki temu można by badać połączenia między różnymi częściami mózgu. Ich kolejnym celem jest sklasyfikowanie komórek nerwowych mózgu nie tylko według kształtu, ale także na podstawie aktywności elektrycznej i profilu genetycznego. To dałoby bardziej całościowy obraz pracującego mózgu.
  4. Obrońcy środowiska obawiają się, że coraz większe otwarcie Myanmaru na świat zagrozi przyrodzie tego kraju. Dawna Birma uważana jest za jeden z ostatnich bastionów bioróżnorodności w Azji. Przykładem może być tutaj jeden z gatunków kurtaczek (Pitta gurneyi). W Myanmarze żyje około 40 000 tych ptaków. Natomiast za granicą, w Tajlandii zostało już tylko 5 par, które są dzień i noc strzeżone przed wężami i kłusownikami. Rządząca Myanmarem wojskowa junta na dziesięciolecia odizolowała kraj od świata. Zacofanie spowodowało, że została tam zachowana bioróżnorodność. Kraj jednak coraz bardziej się otwiera. Napływa doń coraz więcej inwestycji, a biorąc pod uwagę olbrzymią korupcję, brak praw dotyczących ochrony przyrody i zniszczone społeczeństwo można się obawiać, że zagrożony zostanie jeden z ostatnich bastionów azjatyckiej bioróżnorodności. Dlatego też zarówno obrońcy przyrody jak i osoby i organizacje o poglądach demokratycznych starają się wywierać nacisk na rządzących, by pomyśleli o chronieniu przyrody zanim będzie zbyt późno. Zagrożeniem może być zarówno budowa zakładów przemysłowych, ośrodków turystycznych jak i zakładanie plantacji i wycinka lasów. Przemysł rozprzestrzenia się bardzo szybko, a społeczeństwo obywatelskie powoli przekonuje się o jego wpływie na środowisko - mówi Pianporn Deetes ze znajdującego się w USA International Rivers Network. Przypomina, że najczęściej w takich przypadkach dochodzi nie tylko do niszczenia środowiska, ale również masowego naruszania praw tubylców. Przyroda Myanmaru jest niezwykle bogata. Jedynie trzy kraje - Brazylia, Indie i Kongo - mogą pochwalić się większymi połaciami lasu tropikalnego. W Myanmarze żyje 1099 z 1324 gatunków ptaków występujących w Azji. Jednocześnie w kraju znajdują się nieeksploatowane dotychczas złoża ropy naftowej i minerałów. Ich rabunkowe wydobycie może zdewastować niezwykle bogatą przyrodę. Niestety, nie ma powodów do optymizmu. Część zasobów Myanmaru jest eksploatowanych przez przedsiębiorstwa powiązane z wojskowymi i ich rodzinami. I prowadzą one rabunkową gospodarkę. Przed 11 laty władze Myanmaru, pod wpływem nacisków ze świata, utworzyły rezerwat przyrody w dolinie Hukaung. Nie przeszkodziło im to jednak w wydawaniu koncesji na wydobycie złota i uprawę trzciny cukrowej w rezerwacie. Nie ma zatem najmniejszych podstaw by sądzić, iż cokolwiek powstrzyma generałów przed zezwoleniem bogatym firmom na dewastowanie kolejnych przyrodniczo cennych regionów kraju. Jonathan Eames z BirdLife International mówi, że dotychczasowe próby objęcia ochroną Pitta gurneyi spełzły na niczym, gdyż generałowie chcą wyciąć las, w którym mieszkają te zagrożone ptaki, by założyć tam plantacjetrzciny cukrowej. Na razie wskutek nieudolności miejscowych przedsiębiorstw wycinanie lasu nie idzie tak sprawnie, jak zaplanowano. Eames obawia się jednak, że pojawienie się ekspertów z Malezji, Indonezji i Tajlandii spowoduje, że las zostanie szybko zniszczony. Wielkim zagrożeniem są przedsiębiorstwa z Tajlandii. W ich własnym kraju władze wprowadzają coraz bardziej surowe prawa chroniące przyrodę, dlatego też firmy przenoszą swoją działalność do Myanmaru i odgrywają tam coraz większą rolę. Pojawiają się już pierwsze protesty miejscowej ludności oraz raporty o masowych naruszeniach praw człowieka - wysiedlaniu i przymusowej pracy. Oficjalnie władze twierdzą, że mają zamiar dbać o środowisko naturalne. W ubiegłym roku powołano nawet Ministerstwo Leśnictwa i Ochrony Środowiska. Dotychczas jednak nie powstał w nim wydział ochrony środowiska. Ponadto Myanmar jest jednym z najbardziej skorumpowanych krajów na świecie. Z danych International Rivers Network wynika, że żaden z około 50 dużych projektów hydrologicznych, które są obecnie prowadzone w Myanmarze, nie spełnia żadnych międzynarodowych norm.
  5. Inżynierowie z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego symulowali trzęsienie ziemi o dużej intensywności w 5-kondygnacyjnym budynku wypełnionym sprzętem medycznym. Budynek skonstruowano na specjalnej platformie wibracyjnej, nazywanej inaczej stołem sejsmicznym. W ten sposób naukowcy chcieli sprawdzić, czy szpitale posadowione na laminowanych łożyskach gumowych są w stanie pracować po trzęsieniu ziemi. Projekt, którego realizacja kosztuje 5 mln dol., ma też pomóc w ustaleniu, czy płynność działania zostanie zachowana w innych ważnych strategicznie miejscach, np. w wyposażonych w komputery centrach bazodanowych. Łożyska odłączają budynek od ruchów ziemi w czasie trzęsienia. To tak, jakby umieścić konstrukcję na wrotkach - tłumaczy prof. Tara Hutchinson. Amerykanka podkreśla, że większość dotychczasowych badań koncentrowała się na strukturalnej integralności budynku po wstrząsach, mało uwagi poświęcono zaś zagadnieniu, jak sprawują się ważne elementy wyposażenia, np. windy czy schody. Szpital testowany przez zespół Hutchinson wyposażono w oddziały chirurgii oraz intensywnej terapii. Znalazły się tu komputery i inne urządzenia elektroniczne, schody, a także działająca winda. Podczas budowy korzystano z dwóch popularnych materiałów: betonu prefabrykowanego i tynku. Nie zapomniano też o dużej wieży ciśnień i systemie grzewczo-wentylacyjnym na dachu. Pierwsze eksperymenty przeprowadzono na początku kwietnia. Budynek poddano wstrząsom o sile jak podczas trzęsienia ziemi Northridge w Los Angeles (6,7 st. w skali Richtera) oraz w Chile (8,8 st. w skali Richtera). Okazało się, że gumowe łożyska skutecznie ochroniły windy, schody, komputery i sprzęt medyczny. Odnotowane uszkodzenia miały charakter wyłącznie kosmetyczny. Teraz łożyska zostały usunięte i przez najbliższe 3 tygodnie inżynierowie będą porównywać skutki trzęsień z zabezpieczeniem i bez.
  6. Kanadyjsko-hiszpańskie badania obrazowe ujawniły, że płody kur budzą się w jajkach, słysząc sygnał alarmowy własnego gatunku. Mózg nie reaguje jednak na równie głośne, ale pozbawione dla ptaków znaczenia dźwięki (zastosowano dźwięki zbliżone spektralnie i czasowo). Eksperymenty pokazały, że mózg płodu może funkcjonować w trybie czuwania o wiele wcześniej niż dotąd zakładano [...]. Jak dorosłe mózgi, mózgi płodów dysponują obwodami, które monitorują środowisko, by wybiórczo wybudzać je podczas ważnych wydarzeń - tłumaczy Evan Balaban z McGill University. Przez początkowe 80% życia płodowego embriony znajdują się w stanie, który nie jest ani snem, ani czuwaniem (można go porównać do śpiączki lub znieczulenia ogólnego). Potem wszystko się zmienia i przez resztę czasu w jaju (20%) obserwujemy utajony, ale możliwy do wywołania stan czuwania. Pojawiają się też wzorce snopodobne. Taka kolej rzeczy jest bardziej niż sensowna, ponieważ początkowo lepiej, by mózg pozostawał w stanie "zawieszonego ożywienia". Dzięki temu można oszczędzać tlen. Przy zbyt dużej aktywności mózg wyczerpałby zapasy O2 i doprowadził do samouszkodzenia. Naukowcy posłużyli się m.in. pozytonową tomografią emisyjną mózgu w rozdzielczości poniżej milimetra (ok. 0,7 mm) oraz tomografią szkieletu (tak oceniano etap rozwoju płodowego). Do badań wybrano kurczaki, ponieważ w odróżnieniu od myszy, w jaju są całkowicie izolowane od wpływu matczynych hormonów. Do embrionów wprowadzono znakowaną radioaktywnymi izotopami glukozę (zużywając ją, neurony uwalniały znacznik wykrywany przez PET). W ten właśnie sposób ustalono, że mózg pozostawał w zawieszeniu przez 80% czasu. Potem zaczął zużywać cukier w regularnych cyklach. Autorami nowoczesnej aparatury do obrazowania są Juan-José Vaquero i Manuel Desco z Universidad Carlos III de Madrid. Potrafi ona wykryć śladowe ilości znacznika i powiązać go z niewielkim rejonem mózgu. Akademicy próbowali budzić niewyklute kurczęta, odtwarzając im głośne dźwięki. Płody je ignorowały. Reagowały jednak natychmiast na kwokę informującą o niebezpieczeństwie (pojawiały się wtedy wzorce skorelowanej aktywności pnia mózgu i wyższych ośrodków, które przypominały te widywane u czuwających zwierząt po wylęgu). Balaban porównuje te dwie sytuacje do przejeżdżającej w pobliżu ciężarówki i wołania śpiącej osoby po imieniu czy nazwisku.
  7. Nad niezwykłymi zabytkami Timbuktu zawisło olbrzymie niebezpieczeństwo. Islamscy fanatycy zapowiedzieli zniszczenie zabytkowych grobowców oraz zgromadzonych w mieście manuskryptów. I już przystąpili do dzieła. W ostatni piątek, 4 maja, fanatycy rozpędzili wiernych i spalili mauzoleum Sidiego Amara, sufickiego świętego męża, otoczonego najwyższą czcią przez mieszkańców miasta. Timbuktu postało prawdopodobnie na przełomie XI i XII wieku, a w XVI wieku przeżywało swój Złoty Wiek. Było wówczas prężnym ośrodkiem akademickim, w którym mieszkało 25 000 studentów. W Timbuktu, zarówno w większych zbiorach jak i w rękach prywatnych, znajduje się prawdopodobnie około 150 000 manuskryptów. Niektóre z nich pochodzą z XIII wieku. Znajdziemy wśród nich dzieła matematyczne, medyczne, astronomiczne, literackie, prawne czy traktaty polityczne, korespondencję handlową czy dzieła o muzyce andaluzyjskiej. Specjaliści oceniają, że w pobliżu Timbuktu, pod piaskami pustyni znajduje się jeszcze około miliona manuskryptów. Od kilku lat RPA, Norwegia i Stany Zjednoczone próbują chronić dziedzictwo Timbuktu przed handlarzami, wandalami, złodziejami i nieubłaganym działaniem czasu. Niestety ostatnie miesiące przynoszą same złe informacje. Pod koniec marca miasto zostało zajęte przez tuareskich partyzantów, którzy proklamowali powstanie niepodległego państwa na północy Mali. Wśród partyzantów doszło do rozłamu i władze przejęli tam powiązani z Al-Kaidą islamiści. Do Timbuktu zaczęli ściągać fanatycy różnej maści - od Arabów po Nigeryjczyków z ruchu Boko Haram czy czarnoskórych islamistów, którzy chcą zrównoważyć wpływy Arabów w Al-Kaidzie. Jak dowiadujemy się z Rzeczpospolitej, mauretański wywiad donosi, iż karty w Timbuktu rozdaje niejaki Abu Jahja Hamame z Al-Kaidy Maghrebu, a tuarescy partyzanci utracili kontrolę nad miastem. Islamskim fanatykom nie podoba się, że miejscowi modlą się do świętych mężów. Zapowiadają, że zniszczą wszystkie z ponad 300 mauzoleów i spalą manuskrypty. Wojskowi, którzy przejęli w marcu władzę w Mali, nie są w stanie pokonać Tuaregów, którzy dysponują bronią ukradzioną z libijskich magazynów. Zachodnioafrykańska Wspólnota Gospodarcza chce wysłać do Mali 3000 żołnierzy, którzy mieliby zaprowadzić porządek na północy. Jednak rządzący krajem wojskowi nie zgadzają się na to, gdyż obawiają się, iż zagraniczny kontyngent odbierze im władzę.
  8. Eksperci z amerykańskiego Center for Disease Control and Prevention (CDC) podejrzewają, że zmarły w ubiegłym tygodniu 25-letni naukowiec padł ofiarą bakterii, nad którą pracował w laboratorium. Richard Din zmarł w ciągu mniej niż 24 godzin od pojawienia się pierwszych objawów choroby. Bezpośrednią przyczyną jego śmierci były zaburzenia pracy wielu narządów i wstrząs septyczny. Kilkudziesięciu osobom, z którymi miał styczność zmarły, prewencyjnie podano antybiotyki. Harry Lampiris, szef wydziału chorób zakaźnych w San Francisco Veterans Affairs Medical Centre, w którym prowadził badania Din, poinformował, że zmarły pracował z Neisseria meningitidis. To bakterie powodujące choroby meningokokowe, prowadzące do zapalenia opon mózgowych i zakażenia krwi. Dopóki nie udowodnimy czegoś innego, musimy przyjąć, że śmierć miała związek z jego pracą w laboratorium - stwierdził Lampiris. Szczepionki przeciwko niektórym meningokokom istnieją już od 50 lat. Jednak w San Francisco od 20 lat bezskutecznie próbuje się opracować szczepionkę przeciwko szczepowi B, z którym pracował Din. Młody naukowiec, którego współpracownicy opisali jako utalentowanego, pracowitego i zaangażowanego, zmarł niedługo po tym, jak pojawiła się u niego wysoka gorączka, ból głowy, sztywność karku, wymioty, wysypka, zmęczenie i utrata orientacji. W USA co roku na choroby meningokokowe cierpi około 1000 osób, a 10-15 procent z nich umiera. Nie wiadomo, ile z nich to ofiary szczepu B. Specjaliści z CDC muszą teraz wykonać biopsję i porównać znalezione u Dina bakterie z tymi w laboratorium. Dopiero wówczas będzie można jednoznacznie stwierdzić, czy to właśnie mikroorganizmy z laboratorium zabiły młodego naukowca.
  9. W ubiegłym roku uczeni z MIT-u rozpoczęli badania, których celem było lepsze zrozumienie wyników, które wcześniej uzyskali naukowcy z Uniwersytetu Harvarda. Jednak specjaliści z MIT-u zauważyli pewien niespodziewany efekt spożywania jogurtu przez myszy. Na Harvard University badano wpływ jogurtu na otyłość. Susan Erdman, która specjalizuje się w biologii nowotworów, oraz genetyk ewolucyjny Eric Alm, oboje z MIT-u, postanowili powtórzyć wyniki tych badań. Zaangażowali do nich 40 samic i 40 samców myszy. Część z nich karmili bogatą w tłuszcze, a ubogą w błonnik i składniki odżywcze dietą, symulującą „śmieciowe“ jedzenie. Druga grupa spożywała pokarmy typowe dla myszy. Później części zwierząt z każdej z grup zaczęli uzupełniać dietę jogurtem. Najpierw Alm i Erdman zauważyli, że futro zwierząt spożywających jogurt stało się niezwykle błyszczące. Bliższe badania ujawniły, że myszy te miały 10-krotnie więcej aktywnych mieszków włosowych niż zwierzęta nie spożywające jogurtu. Jednak to nie wszystkie niespodzianki, jakie sprawił jogurt. Uczeni spostrzegli, że u samców spożywających mleczny pokarm jądra stały się większe. Były o 5% cięższe niż u samców na normalnej diecie i o 15% cięższe niż u samców jedzących „śmieciowe“ pokarmy. Jądra pracowały też wydajniej. Samce z większymi jądrami zapładniały samice szybciej i miały więcej potomstwa. Z kolei samice, które jadły jogurt rodziły większe młode i lepiej potrafiły je wykarmić. Erdman i Alm przypuszczają, że obecne w jogurtach mikroorganizmy probiotyczne powodują, że zwierzęta są zdrowsze, co pozytywnie wpływa na ich funkcje seksualne. Niewykluczone, że podobny mechanizm działa też u ludzi. Epidemiolog Jorge Chavarro z Harvarda prowadzi właśnie badania, w ramach których szuka związku pomiędzy spożywaniem jogurtu a jakością nasienia u mężczyzn. Nasze wstępne wyniki są zgodne z tym, co zaobserwowano na myszach - stwierdził Chavarro.
  10. Prezydent Massachusetts Institute of Technology (MIT) Susan Hockfield oraz prezydent Harvard University Drew Faust ogłosiły rozpoczęcie współpracy obu instytucji w ramach przedsięwzięcia o nazwie edX. To inicjatywa edukacyjna dzięki której każdy internauta na świecie uzyska bezpłatny dostęp do zajęć prowadzonych na obu uczelniach. edX ma jednak służyć przede wszystkim studentom obu szkół. Prezydent Hockfield opisała program jako „wspólną wyprawę badawczą w poszukiwaniu granic cyfrowej edukacji“. To, co odkryjemy pozwoli nam robić lepiej to, co robimy - bardziej efektywnie i kreatywnie pobudzać życie intelektualne na naszych uczelniach - a w tym samym czasie dać szansę uczniom i wykładowcom na całym świecie - dodała pani prezydent. Edukacja online to nie wróg edukacji stacjonarnej, a inspirujący i dający więcej wolności sprzymierzeniec - powiedziała. Mamy przywilej ogłaszać rozpoczęcie nowego rodzaju współpracy pomiędzy dwoma spośród wspaniałych światowych uniwersytetów. Współpracy, która zmieni naukę i nauczanie oraz przyniesie korzyści naszym studentom oraz studentom na całym świecie - stwierdziła prezydent Faust. Na czele przedsięwzięcia edX stanął Anant Agarwal, dyrektor Laboratorium Nauk Komputerowych i Sztucznej Inteligencji z MIT-u, który jest też zaangażowany w pilotażowy kurs prowadzony w ramach inicjatywy MITx. W swoim przemówieniu Agarwal nawiązał do doświadczeń, które już zdobył. Poinformował, że kurs „Obwody i elektronika“ ma 120 000 zarejestrowanych słuchaczy z całego świata. Jest wśród nich co najmniej jeden 80-latek. Na ten jeden kurs prowadzony online przez najsłynniejszą uczelnię techniczną na świecie zapisało się zatem nieco mniej osób, niż jest obecnie wszystkich żyjących absolwentów MIT-u.
  11. Choć samice nartników Rheumatobates rileyi starają się jak mogą, jeśli samcowi uda się na nie wspiąć, nie unikną kopulacji. Niezbyt delikatny partner przytrzyma je bowiem za... oczy. Locke Rowe z Uniwersytetu w Toronto bada nartnikowate od prawie 20 lat. Samce wielu gatunków wyewoluowały struktury, które dawały im przewagę podczas "miłosnych" przepychanek z samicami. Cechy, które badałem wcześniej, były raczej proste - wyrostek tu lub tam. W przypadku R. rileyi o prostocie nie ma jednak mowy. Samice R. rileyi mają zwykłe czułki, a samce zostały przez naturę wyposażone w "spektakularnie zmodyfikowane urządzenia chwytające. Są duże, muskularne i uzbrojone w kolce [...]". Rowe, Abderrahman Khila i Ehab Abouheif przyglądali się spółkującym nartnikom za pomocą mikroskopu elektronowego, wykorzystali też tzw. szybką fotografię. Okazało się, że na czułkach samców znajdują się 4 struktury ułatwiające przytrzymywanie samic: 1) przez wygięcie do tyłu czułek przypomina klucz francuski dopasowany do oczu samicy, 2) na członie tuż przy głowie znajdują się włoski zespolone w kolec, 3) pokryta włoskami poduszka idealnie przylega do spodniobocznej części oka samicy, zapewniając amantowi przyczepność, 4) koniec końców czułek jest zakończony haczykiem z niewielkimi guziczkami, które wpasowują się w rowki na głowie samicy (przesuwając czułek od rowka do rowka samiec może się dobrze ustawić na grzbiecie samicy). Przez większą część rozwoju larwalnego czułki panów wyglądają jak czułki samicy. Charakterystyczne elementy wyposażenia powstają dopiero w czasie ostatniego linienia. Khila zrobił spis genów aktywowanych w czułkach, gdy samce i samice zbliżają się do fazy imago. Szczególnym zainteresowaniem badaczy cieszył się dll, który odpowiada za kontrolę wzrostu owadzich odnóży i włosków. Wyłączenie ekspresji dll przed ostatnim linieniem za pomocą interferencji RNA pozbawiło samce wielu ważnych elementów czułków. W skrajnych przypadkach czułków samczych nie dało się odróżnić od czułków samic. W innych "przytrzymywacze" były po prostu mniejsze niż zwykle. Jak łatwo się domyślić, samce z najbardziej zredukowanymi strukturami najgorzej radziły sobie z kopulacją. Nie wiadomo, w jaki sposób dll doprowadza do powstania wypustek i czemu działa tak tylko u samców. Za wskazówkę należy uznać fakt, że gen dll jest u R. rileyi o wiele krótszy niż u nartników z prostszymi czułkami. Co ważne, późno w czasie rozwoju dll zajmuje się niewieloma rzeczami lub nie robi nic poza modyfikowaniem czułków, przez co nie może wprowadzić zamieszania w innych częściach ciała powstających pod jego kontrolą.
  12. Gdy przed dwoma laty okazało się, że samochody Google’a biorące udział w wykonywaniu fotografii do Street View, zbierały dane z niezabezpieczonych urządzeń Wi-Fi, kolekcjonując przy tym prywatne informacje użytkowników, wyszukiwarkowy gigant mówił o niezamierzonym błędzie. Jednak ujawnione przez Federalną Komisją Komunikacji dokumenty dowodzą, iż koncern celowo zbierał prywatne informacje, gdyż uznano, że mogą się one przydać podczas tworzenia innych serwisów. Inżynierowie Google’a zaangażowani w tworzenie Street View zdali sobie sprawę, że samochody można wykorzystać również do określania położenia routerów Wi-Fi. Takie informacje mogą wzbogacić serwis i pomóc użytkownikom urządzeń przenośnych w łatwym znalezieniu miejsca, z którego mogą połączyć się z internetem. Samo odnotowywanie położenia routerów nie budzi zastrzeżeń. Jednak Google, w przeciwieństwie do innych firm lokalizujących na swoje potrzeby routery, nie ograniczyło się tylko do określenia ich położenia. Stworzono oprogramowanie, które zbierało dane przechodzące przez niechronione routery. W ręce Google’a wpadły hasła, nazwy użytkownika, treści listów elektronicznych, historia odwiedzanych witryn i wiele innych prywatnych danych. W samych Stanach Zjednoczonych w latach 2008-2010 Google zebrało 200 gigabajtów takich danych. Przestano je kolekcjonować dopiero wówczas, gdy sprawa wyszła na jaw. Google twierdzi, że intencją firmy nie było zbieranie takich informacji, ani szpiegowanie użytkowników. Zdaniem koncernu za wszystko odpowiada jeden człowiek, który został już zwolniony z pracy. Prasa zidentyfikowała byłego pracownika Google’a jako Mariusa Milnera, programistę, który jest autorem Network Stumblera, popularnego programu do wykrywania obecności sieci Wi-Fi. Google podkreśla, że Milner na własną rękę stworzył kod szpiegujący użytkowników, przez co samochody koncernu kolekcjonowały dane, których nie powinny. Jednak w dokumentacji stworzonego oprogramowania Milner stwierdza, że jest ono przeznaczone do zbierania prywatnych danych oraz zaznacza, iż może to budzić obawy o prywatność. Zespół odpowiedzialny w Google’u za kwestie prywatności nie przyglądał się oprogramowaniu Milnera, ale wiadomo, że jego kod badało wielu inżynierów Google’a pracujących przy Street View. Z korespondencji służbowej wynika również, że o oprogramowaniu wiedział bezpośredni przełożony Milnera. Niewykluczone zatem, że zbieranie prywatnych danych użytkowników było inicjatywą Milnera, a jego współpracownicy nie przywiązywali do tego większej wagi. Taka beztroska pracowników może jednak sporo koncern kosztować. Firma i tak znajduje się pod ostrzałem obrońców prywatności, nie potrzeba jej zatem kolejnych kłopotów. Co prawda Federalna Komisja Komunikacji uznała, że działania Google’a nie były nielegalne, gdyż koncern przechwytywał informacje z nieszyfrowanych sieci, jednak w niektórych państwach samo zbieranie prywatnych danych jest przestępstwem, więc niewykluczone, iż Google będzie musiało tłumaczyć się przed sądami. Firma, chcąc uniknąć w przyszłości podobnych sytuacji, przeszkoliła wszystkich swoich inżynierów w zakresie ochrony danych użytkowników, a menedżerowie poszczególnych zespołów są zobowiązani do ciągłego nadzorowania i raportowania o działaniach ich podwładnych dotyczących obchodzenia się z danymi użytkowników.
  13. Regularny jogging zwiększa długość życia mężczyzn o 6,2, a kobiet o 5,6 roku. Najnowsze wyniki studium Copenhagen City Heart zostały przedstawione przez Petera Schnohra na konferencji EuroPRevent2012, odbywającej się od 3 do 5 maja w Dublinie. Naukowiec przekonywał zgromadzonych, że optymalne korzyści z punktu widzenia długowieczności osiąga się, biegając 1-2,5 godz. tygodniowo w wolnym lub umiarkowanym tempie. Wyniki naszego badania pozwalają definitywnie odpowiedzieć na pytanie, czy jogging jest dobry dla zdrowia. Możemy powiedzieć z całkowitą pewnością, że bieganie zwiększa długość życia. Pocieszające jest to, że by osiągnąć korzyści, nie trzeba robić zbyt wiele. Dyskusja dotycząca joggingu rozpoczęła się jeszcze w latach 70., gdy kilku mężczyzn w średnim wieku zmarło w czasie biegania. Zaczęto wtedy sugerować, że jogging może być zbyt wyczerpujący dla zwykłych ludzi z tej grupy wiekowej. Prospektywne badanie populacyjne Copenhagen City Heart rozpoczęło się w 1976 r. Objęło ok. 20 tys. kobiet i mężczyzn w wieku od 20 do 93 lat. W ramach podstudium dotyczącego joggingu śmiertelność 1116 biegających mężczyzn i 762 biegających kobiet porównano ze śmiertelnością niebiegających osób z głównej populacji. Pytano o czas przeznaczany tygodniowo na bieganie oraz ocenę tempa. Przy uczestnikach o takiej rozpiętości wieku uznaliśmy, że subiektywna skala intensywności będzie najwłaściwszym podejściem. Dane zbierano 4-krotnie: między 1976 a 1978 r., a także w latach 1981-1983, 1991-1994 i 2001-2003. Maksymalny okres śledzenia losów badanych wynosił 35 lat. Wśród niebiegających odnotowano 10.158 zgonów, a w grupie biegaczy tylko 122. Optymalne okazało się bieganie 1-2,5 godz. tygodniowo w 2 lub 3 sesjach. Najlepiej w wolnym lub umiarkowanym tempie. Związek przypomina zależność wyznaczoną dla spożycia alkoholu. Śmiertelność wśród osób wspominających o umiarkowanym natężeniu biegania jest mniejsza niż w grupach niebiegającej lub ćwiczącej bardzo intensywnie. Idealne tempo można osiągnąć, wprowadzając się w stan lekkiej zadyszki.
  14. Analitycy od dłuższego już czasu przewidują, że dyski SSD zyskają masową popularność, gdy cena za gigabajt pojemności spadnie do 1 USD. OCZ Tehnology ogłosiło, że dzięki spadkowi cen pamięci NAND oraz ulepszeniu kontrolera, obniży ceny gigabajta SSD do 0,65 USD. Co więcej, firma zapowiedziała, że wykorzystanie kości NAND TLC (triple-level cell) produkowany w technologii 10 nanometrów pozwoli w przyszłości na dalsze obniżanie cen. „Dzięki obniżce cen pamięci NAND byliśmy w stanie zaoferować produkty w cenie około 0,65 USD za gigabajt bez szkody dla naszego marginesu zysku“- powiedział Ryan Petersen, prezes OCZ. Decyzja o obniżeniu cen to jeden z efektów wojny cenowej, jaką giganci wypowiedzieli małym producentom SSD.
  15. W oficjalnym życiorysie prezesa Yahoo!, Scotta Thompsona, umieszczono nieprawdziwe informacje na temat jego wykształcenia. Sprawę ujawnił fundusz hedgingowy Third Point, który posiada 5,8% akcji Yahoo! i chce, by w zarządzie internetowego koncernu zasiadali jego przedstawiciele. Fundusz domaga się dla siebie 4 miejsc w zarządzie. Ostatnio zaoferowano mu 2, z zastrzeżeniem, iż w zarządzie Yahoo! nie może zasiadać Daniel Loeb, szef Third Point, gdyż nie ma odpowiednich umiejętności i wykształcenia. W odpowiedzi na to Loeb napisał do zarządu Yahoo! list, w którym informuje, że Scott Thompson uzyskał tytuł magistra księgowości, a nie, jak twierdzi oficjalna strona Yahoo!, księgowości i informatyki. Co więcej, okazało się, że w czasie gdy Thompson kończył Stonehill College uczelnia ta w ogóle nie oferowała dyplomów z informatyki. Zarząd Yahoo! stwierdził, że informacje o wykształceniu Thompsona, umieszczone na witrynie, to „nieumyślny błąd“ i obiecał wyjaśnić sprawę.
  16. Za niechęć niektórych ludzi do wieprzowiny mogą odpowiadać geny, które zwiększają ich wrażliwość na zapach tego mięsa. Ok. 70% ludzi ma 2 działające kopie genu receptora androstenonu (OR7D4), steroidu będącego produktem utleniania androstenolu. Androstenon występuje w pocie i moczu ssaków, a w szczególnie wysokich stężeniach w ślinie knura. U pewnego odsetka świń w okresie dojrzałości płciowej w mięsie akumulują się wysokie stężenia androstenonu. Podczas podgrzewania mięsa niekastrowanych samców może się więc pojawiać tzw. zapach knura. Osobom z jedną lub pozbawionym funkcjonalnych kopii OR7D4 on nie przeszkadza, lecz właściciele 2 mogą już mieć problem natury kulinarno-smakowej. Autorami najnowszego badania są dr Hiroaki Matsunami z Duke University oraz specjaliści z Norweskiego Uniwersytetu Nauk o Życiu (Universitetet for miljø- og biovitenskap). Ci ostatni zainteresowali się zagadnieniem z powodów praktycznych. Obecnie na Starym Kontynencie sprzedaje się mięso loch i kastrowanych samców świń, co jednak mogłoby się stać, gdyby kastracja została zakazana? Poziom androstenonu u niekastrowanych świń wynosi do 6,4 ppm, u osobników kastrowanych za pomocą hormonów 0,1-0,2, a u zwierząt wykastrowanych chirurgicznie ok. 0. Wyniki amerykańsko-norweskiego zespołu sugerują, że jeśli kastracja zostanie zakazana, odsetek osób nietolerujących wieprzowiny zapewne wzrośnie. W eksperymentach wzięły udział 23 osoby: 13 konsumentów i 10 ekspertów od zapachu, smaku itp. W oparciu o wcześniej opracowany test wrażliwości zapachowej badanych podzielono na dwie grupy: wrażliwych i niewrażliwych na woń knura. Okazało się, że przedstawiciele pierwszej grupy mieli dwie funkcjonalne kopie receptora zapachowego. Ludzie z 2 wariantami tego genu sądzili, że po dodaniu większych ilości androstenonu mięso pachniało gorzej. W ramach badań stosowano jedynie biologiczne poziomy androstenonu, do granicy wyznaczonej dla dzikich wieprzów. Matsunami opowiada, że ciekawie byłoby przeprowadzić badania na populacjach muzułmańskich i judaistycznych z Bliskiego Wschodu, gdzie jedzenie wieprzowiny jest od stuleci zabronione. "Chciałbym także dowiedzieć się czegoś o wariantach receptora [...] ludów z okolic koła podbiegunowego, które nigdy nie jadły tego mięsa. Jaki jest ich genotyp? Badacz z Duke dodaje, że wegetarianie mogą mieć genetyczne predyspozycje do silniejszego wyczuwania woni androstenonu, ale hipotezę tę trzeba będzie dopiero sprawdzić.
  17. Dzięki metodom stosowanym do badania nowotworów i proteomice naukowcy z Centrum Medycznego Uniwersytetu Chicagowskiego stwierdzili, w jaki sposób składnik propolisu - ester fenyloetylowy kwasu kawowego (ang. caffeic acid phenethyl ester, CAPE) - zahamowuje rozwój raka prostaty na wczesnym etapie. Okazuje się, że wyłącza system komórkowy odpowiedzialny za wykrywanie źródeł pożywienia. Jeśli myszom będzie się codziennie podawać CAPE, ich guzy przestaną rosnąć. Gdy wstrzyma się terapię, po kilku tygodniach guzy znów zaczną rosnąć w swoim początkowym tempie. Wygląda więc na to, że ester nie zabija raka, ale na czas nieokreślony wstrzymuje namnażanie jego komórek - wyjaśnia dr Richard B. Jones. Chih-Pin Chuu, obecnie z tajwańskich Narodowych Instytutów Badania Zdrowia, testował CAPE na różnych liniach komórek nowotworowych. Okazało się, że nawet przy niskich stężeniach, jakie zapewne towarzyszą doustnemu aplikowaniu, CAPE skutecznie hamował namnażanie komórek wyizolowanych z ludzkiego raka gruczołu krokowego. Akademicy zauważyli, że ester fenyloetylowy kwasu kawowego spowalniał też wzrost przeszczepionych myszom ludzkich guzów prostaty. Wystarczyło 6 tygodni, by o połowę zmniejszyć tempo powiększania guza, lecz gdy terapię wstrzymywano, po jakimś czasie guz zaczynał rosnąć z oryginalną prędkością. Aby określić, jakie zmiany komórkowe odpowiadają za zaobserwowane zjawisko, zespół zastosował metodę proteomiczną wynalezioną przez Jonesa i innych: macierz mikro-Western. Western blot to metoda wykorzystywana w biologii molekularnej. Za jej pomocą mierzy się zachodzące w różnych warunkach zmiany w stężeniu białek lub w ich aktywności. Jak tłumaczą autorzy raportu z Cancer Prevention Research, Western blot pozwala śledzić zaledwie kilka białek naraz, natomiast system mikromacierzy daje możliwość analizowania kilkuset protein z wielu próbek. To ogromna oszczędność czasu, pracy i pieniędzy. Przyglądając się wpływowi CAPE na białka ze szlaków sygnałowych związanych ze wzrostem komórki, ekipa ustaliła, że terapia estrem przy stężeniach blokujących wzrost guza hamuje aktywność białek z 2 szlaków (S6K1 i Akt). Są one czujnikami wystarczającego odżywienia, które mogą uruchomić namnażanie, stąd "niewiedza" nowotworów, że w rzeczywistości warunki sprzyjają wzrostowi.
  18. Google zachęca do powolnego odchodzenia od protokołu HTTP na rzecz SPDY. Koncern informuje, że nowy protokół pozwala na znacznie szybsze ładowanie witryn internetowych. SPDY to eksperymentalny protokół autorstwa m.in. Google’a. Pracujące nad nim firmy chcą, by w przyszłości stał się on standardem. SPDY nie zastępuje HTTP, a modyfikuje sposób przesyłania treści, wykorzystując przy tym m.in. kompresję czy multipleksowanie. By wykorzystać zalety SPDY wystarczy do protokołu komunikacyjnego dodać kolejną warstwę, dzięki czemu nie trzeba modyfikować aplikacji pod stronie serwera. SPDY zostało już zaimplementowane w przeglądarkach Chrome i Firefox. Wyszukiwarkowy gigant przeprowadził testy, z których wynika, że na smartfonie Galaxy Nexus można dzięki SPDY przyspieszyć ładowanie witryn aż o 23%. Koncern twierdzi, że w przyszłości, po optymalizacji, zyski będą jeszcze większe. Google proponuje dodanie do Apache’a 2.2 modułu mod_spdy, który pozwoli serwerom na korzystanie z zalet SPDY.
  19. Międzynarodowy zespół naukowców opublikował w piśmie Nature Communications artykuł, z którego wynika, że niektóre grupy dinozaurów przechodziły długotrwały proces wymierania, zanim ich los został przypieczętowany ok. 65,5 mln lat temu. Steve Brusatte z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej (AMNH) opowiada, że liczebność olbrzymich, spożywających duże ilości pokarmu roślinożernych dinozaurów spadała w ciągu ostatnich 12 mln lat kredy. Wśród dinozaurów mięsożernych i średnich roślinożernych nie odnotowano takiego zjawiska. Poza Brusatte'em losami dinozaurów zajęli się Mark Norell, szef Wydziału Paleontologii AMNH, Richard Butler z Uniwersytetu Ludwiga Maximiliana w Monachium oraz Albert Prieto-Márquez z Bavarian State Collection for Palaeontology. Panowie chwalą się, że jako pierwsi przyjrzeli się wyginięciu dinozaurów z perspektywy zróżnicowania morfologicznego w obrębie poszczególnych grup tych gadów. Patrząc po prostu na trendy w różnorodności taksonomicznej, otrzymuje się sprzeczne odpowiedzi dotyczące kondycji dinozaurów przed wymieraniem kredowym. Dzieje się tak, ponieważ wyniki mogą ulegać odchyleniu przez nierównomierne próbkowanie zapisu kopalnego. W miejscach, gdzie powstało więcej skał i skamieniałości, np. na Wielkich Równinach USA, znajdzie się więcej gatunków. Chcieliśmy wyjść poza proste zliczanie gatunków - wyjaśnia Brusatte. Analizując zmienność różnorodności danej grupy w czasie, naukowcy mogą wnioskować o jej ogólnym dobrostanie: większa różnorodność to szansa na powstawanie nowych gatunków, a mniejsza może w dłuższej perspektywie zwiastować wyginięcie. Amerykanie i Niemcy analizowali bioróżnorodność, bazując na wielu cechach szkieletu 7 głównych grup dinozaurów, w sumie ok. 150 gatunków. Stwierdzili, że hadrozaury i ceratopsy - duże roślinożerne dinozaury hołdujące żywieniu objętościowemu - mogły doświadczać spadku bioróżnorodności przez 12 mln lat przed wymieraniem kredowym. Dla odmiany u małych roślinożernych gadów (ankylozaurów i pachycefalozaurów), dinozaurów mięsożernych (tyranozaurów i celurozaurów) oraz zauropodów (roślinożerców bez zaawansowanych zdolności przeżuwania) bioróżnorodność utrzymywała się co najmniej na tym samym poziomie. Sprawa okazała się bardziej złożona w przypadku hadrozaurów, których bioróżnorodność w późnej kredzie w Ameryce Północnej spadała, a w Azji rosła. Jak zauważa Norell, by mieć właściwy ogląd sprawy, należy pamiętać, że nawet jeśli różnorodność niektórych kladów dinozaurów lub miejscowej fauny spadała, nie oznacza to automatycznie, że dinozaury były skazane na zagładę. Bioróżnorodność dinozaurów falowała w czasie mezozoiku i niewielkie wzrosty czy spadki między 2 lub 3 interwałami mogą niewiele znaczyć w kontekście obejmującej 150 mln lat historii tej grupy.
  20. Stosowany w wyszukiwarce mechanizm autouzupełniania sprowadził na Google’a kolejne kłopoty. Tym razem koncern został oskarżony o... antysemityzm. Francuska organizacja antyrasistowska SOS Racisme pozwała firmę o to, że autouzupełnianie dodaje do nazwisk wielu znanych osób, jak np. Rupert Murdoch, słowo „żyd“. Wiele osób korzystających z najpopularniejszej we Francji i na całym świecie wyszukiwarki codziennie widzi skojarzenia słowa ‚żyd’ z nazwiskami znanych osób ze świata polityki, mediów i biznesu - czytamy w pozwie. Przed rokiem koncern przegrał przed włoskim sądem w sprawie, w której pozwał go mężczyzna skarżący się, iż mechanizm autouzupełniania kojarzy jego nazwisko ze słowem „defraudacja“ i „oszust“ przez co nie może znaleźć pracy. Z kolei w ubiegłym miesiącu pewien Japończyk wystąpił do sądu przeciwko Google’owi, ponieważ jego nazwisko zostało skojarzone z serią przestępstw. Google broni się twierdząc, że autouzupełnianie kojarzy ze sobą terminy wyszukiwania tak, jak wpisują je użytkownicy przeglądarki.
  21. W Physical Review Letters ukazał się artykuł, z którego dowiadujemy się o opracowaniu kolejnego materiału konkurencyjnego dla grafenu. Tym razem mowa jest o dwuwymiarowej warstwie atomów krzemu. Uczeni z Niemiec, Włoch i Francji uzyskali jednoatomową warstwę krzemu metodą epitaksjalnego wzrostu na srebrnym podłożu. Swój nowy materiał nazwali silicenem. Istnienie takiego materiału zostało teoretycznie przewidziane w 2010 roku, jednak dotychczas nie udało się go pozyskać. Badania stworzonych fragmentów silicenu pokazują, że w przeciwieństwie do grafenu, ma on pofałdowaną strukturę, jednak elektroniczne właściwości silicenowych nanowstążek i płacht są podobne do właściwości grafenu. W najbliższym czasie powinniśmy spodziewać się kolejnych doniesień o materiałach mogących konkurować z grafenem. Przed rokiem informowaliśmy o pracach uczonych z Oxford University i Trinity College, którzy wynaleźli metodę tworzenia dwuwymiarowych płacht różnych materiałów. Pisaliśmy też o takich obiecujących materiałach jak molibdenit czy grafyn.
  22. Działania Google’a, który wytoczył sprawę sądową Departamentowi Spraw Wewnętrznych (DoI), nie poszły na marne. Koncern, a konkretnie jego partner Onix Networking, podpisał właśnie z Departamentem siedmioletni kontrakt o wartości 35 milionów dolarów. W 2010 roku Google pozwał DoI twierdząc, że wymagania rozpisanego przetargu preferują Microsoftowy Office 365. We wrześniu ubiegłego roku Google wycofał pozew, a teraz otrzymał kontrakt. Przez najbliższych 7 lat 90 000 pracowników DoI będzie korzystało z Google Docs, narzędzi audio i wideo, z usług Calendar i Sites. Przedstawiciele DoI stwierdzili, że rezygnacja z obecnie wykorzystywanych rozwiązań pozwoli na zaoszczędzenie 200 milionów dolarów w ciągu 7 lat. Departament nie zdradził, jakie są to rozwiązania. Wiadomo jedynie, że urząd wykorzystuje wiele różnych produktów. Teraz Onix ma 60 dni na udowodnienie, że jest w stanie spełnić wszystkie wymagania DoI. Później będzie mógł przystąpić do wdrażania swojej oferty w biurach Departamentu.
  23. Delfiny z okolic Laguny w stanie Santa Catarina w Brazylii, które pomagają ludziom w łowieniu kiełbi, tworzą ściślejsze sieci społeczne. Delfiny butlonose naganiają ryby ludziom, którzy stoją przy brzegu z sieciami. Rybacy ich nie widzą, bo woda jest mętna. Gdy pojawia się ofiara, zwierzęta dają znaki: prześlizgują się po powierzchni wody albo uderzają w nią głową czy ogonem. Kiełbie wpadają w sieć, a te, które wymkną się ludziom, nie cieszą się zbyt długo wolnością, bo po rozerwaniu szyków są łatwym łupem dla delfinów. Wg lokalnych zapisków, współpraca obu gatunków ssaków rozpoczęła się w 1847 r. Obecnie w okolicy żyje ok. 55 delfinów i ok. 45% pomaga rybakom. Fabio Daura-Jorge z Universidade Federal de Santa Catarina (UFSC) postanowił sprawdzić, jak kontakty z ludźmi wpłynęły na więzi społeczne delfinów. Przez 2 lata fotografował delfiny z Laguny, odnotowywał trasy ich podróży oraz kontakty. Delfiny regularnie tworzyły 2 podgrupy: współpracującą i obojętną na ludzi. Jeden z osobników wyłamywał się, spędzając czas zarówno ze zwierzętami pomagającymi, jak i niepomagającymi rybakom. Delfiny polujące z Homo sapiens łączyły silniejsze związki. Nie wiadomo, czy działając z ludźmi, siłą rzeczy muszą ze sobą więcej przebywać, czy zależność ma odwrotny kierunek i większe uspołecznienie wewnątrz własnego gatunku skłania do pomagania innym ssakom. Bliskie więzi zwiększają w każdym razie prawdopodobieństwo, że delfiny nauczą się od towarzyszy niezwykłej metody polowania. W przyszłości biolog chce ustalić, czemu tylko niektóre delfiny polują z ludźmi, skoro można z tego odnieść wymierne korzyści i wszystkie osobniki mają po temu okazję. Analizując DNA, Brazylijczyk chce odtworzyć drzewa genealogiczne delfinów i sprawdzić, czy matki przekazują umiejętność łowienia z ludźmi swoim młodym.
  24. Naukowcy z Karolinska Institutet opisali na poziomie molekularnym budowę i funkcje najbardziej zewnętrznej warstwy skóry - warstwy zrogowaciałej naskórka (łac. stratum corneum). Pozwala to lepiej zrozumieć choroby naszego największego narządu, a w przyszłości ułatwi dostarczanie leków przez skórę na dużą skalę. Rezygnacja z tabletek i zastrzyków i wykorzystanie skóry to szansa na aplikowanie leków w trybie stałym, a nie w postaci dawek oraz na ominięcie efektu pierwszego przejścia, w ramach którego substancja podana doustnie dostaje się do krwioobiegu przez układ krążenia wrotnego, przez co cała dawka przechodzi najpierw przez wątrobę. "Możemy teraz sporządzić modele komputerowe, które pomogą nam odkryć, jakie substancje powinno się uwzględnić w różnych lekach, by otworzyć skórę [normalnie warstwa zrogowaciała jest wodoszczelna]. Mamy nadzieję, że pewnego dnia będziemy w stanie podawać w ten sposób leki, np. insulinę i antybiotyki" - opowiada szef zespołu prof. Lars Norlén. Podczas eksperymentów Szwedzi szybko zamrażali drobne próbki skóry i badali je pod niskotemperaturowym elektronowym mikroskopem skaningowym (LTSEM). To dało nam niepowtarzalną szansę na określenie struktury molekularnej i funkcji [...] komórek i tkanek in situ, bez zaciemniania danych przed dodatki w postaci barwników, rozpuszczalników czy polimerów. Norlén wyjaśnia, że większość chorób skóry manifestuje się jako zaburzenie funkcjonalne bariery ochronnej. Nową metodę Szwedów można by wykorzystać do określania tych zmian na poziomie molekularnym. Akademicy z Karolinska Institutet pobrali próbki skóry z przedramienia 5 ochotników. Skorzystali z urządzenia mrożącego, które błyskawicznie schłodziło je do temperatury minus 140 stopni Celsjusza. Dzięki zastosowaniu tej metody każdy atom został utrwalony w swej pierwotnej pozycji. Następnie za pomocą schłodzonego noża diamentowego tkankę pocięto na "plastry" o grubości 25-50 nanometrów. Badano je pod mikroskopem oziębionym do temperatury minus 180 stopni Celsjusza. Normalnie lipidy mają hydrofilową głowę i hydrofobowy ogon z dwóch łańcuchów kwasu tłuszczowego, które są zwrócone w tym samym kierunku, co nadaje cząsteczce kształt szpilki. Lipidy w błonie zorganizowane są w dwuwarstwy, gdzie ogon kontaktuje się z ogonem. W stratum corneum łańcuchy kwasów ogona są skierowane w przeciwnych kierunkach. Takie cząsteczki lipidów są ułożone na sobie, tworząc strukturę bardziej zwartą i nieprzepuszczalną od zwykłej dwuwarstwy. Warstwa zapobiega przechodzeniu wody w jakimkolwiek kierunku poza miejscami, gdzie znajdują się pory. Nie ma wody w przestrzeni pozakomórkowej - podkreśla Norlén.
  25. Naukowcy potwierdzili, że wokół rany Ötzi, człowieka lodu z Alp, znaleziono czerwone krwinki. Są to najstarsze znane erytrocyty. Krwinki szybko ulegają degradacji, dlatego wcześniejsze poszukiwania krwi w ciele Ötzi spełzły na niczym. Najnowsze doniesienia opublikowano w piśmie Journal of the Royal Society Interface. Morfologię i skład chemiczny krwinek weryfikowano za pomocą mikroskopu sił atomowych i spektroskopii Ramana. Rozmiar i kształt komórek odpowiadały rozmiarom i kształtom wysuszonych zdrowych (świeżych) erytrocytów. Widma ramanowskie prehistorycznej krwinki ujawniły pasma charakterystyczne dla hemoglobiny. Akademicy wpadli też na ślad drgań prawdopodobnie fibryny, co sugeruje, że zaczął tworzyć się skrzep. Intensywność pasm widma była o ok. rząd wielkości słabsza niż w przypadku świeżych erytrocytów. Wskazuje to na spadek zawartości hemoglobiny, a więc rozkład. Zespół profesora Alberta Zinka z Instytutu Badań Mumii i Człowieka Lodu EURAC współpracował z ekspertami z Centrum Inteligentnych Interfejsów na Uniwersytecie w Darmstadt. Pod mikroskopem sił atomowych badano cienkie próbki tkanek z okolic uszkodzonych przez strzałę. Zidentyfikowano okrągłe, dwuwklęsłe kształty i by uzyskać pewność, że to czerwone krwinki, a nie zanieczyszczenia, zastosowano spektroskopię Ramana. Stwierdzono obecność hemoglobiny i fibryny, jednak tej ostatniej było o wiele mniej niż w świeżej ranie. Ponieważ fibryna jest obecna w świeżej ranie, a potem ulega rozkładowi, teorii, że Ötzi zmarł wkrótce po zranieniu przez strzałę, [...] nie da się dłużej utrzymać. W 2003 r. w The Lancet ukazał się artykuł (jednym z jego współautorów był Zink), w którym wspominano o wykryciu śladów hemosyderyny - białka powstającego z rozpadłych erytrocytów. Nie znaleziono wtedy jednak nietkniętych czerwonych krwinek.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...