Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37636
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    247

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Los skrajnie zagrożonego kondora kalifornijskiego będzie niepewny dopóty, dopóki z użycia nie zostanie wycofana myśliwska amunicja zawierająca ołów. Walka o zachowanie kondora kalifornijskiego trwa od lat, a w pewnym momencie gatunek wymarł na wolności. Ten potężny ptak, którego rozpiętość skrzydeł może przekraczać 3 metry, znalazł się w poważnych tarapatach. Pod koniec lat 80. ubiegłego wieku żyły tylko 22 osobniki, z czego większość w niewoli. Postanowiono wówczas wyłapać żyjące ptaki i spróbować uratować gatunek. W Wielką Sobotę 1987 roku złapano AC-9, ostatniego wolno żyjącego kondora. Wdrożono najprawdopodobniej najdroższy w historii USA program uratowania gatunku. W 2007 roku roczny koszt jego prowadzenia wynosił 2 miliony USD rocznie. Zanotowano jednak spore sukcesy. W 2003 roku po raz pierwszy od 22 lat żyjące na wolności młode wzbiły się w powietrze. W 2006 roku po raz pierwszy od ponad 100 lat kondory założyły gniazdo na północy Kalifornii. W maju bieżącego roku media doniosły, że na świecie żyje 405 kondorów kalifornijskich, z czego 226 na wolności. Wszystkie ptaki są oznakowane, a specjaliści starają się przeprowadzać u nich okresowe badania. Niestety, z najnowszego numeru Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS) dowiadujemy się, że kondory nadal są zagrożone. Wiele ptaków cierpi z powodu zatrucia ołowiem. Naukowcy przeanalizowali wyniki 1100 próbek krwi pobranych w latach 1997-2010 od 150 kondorów. Przy określaniu poziomu alarmowego korzystają oni ze wskazań dotyczących dzieci. CDC zaleca, by dzieci, w których krwi koncentracja ołowiu przekroczyła 450 ng/ml przechodziły leczenie. Ten sam poziom u kondora uznaje się za kwalifikujący do leczenia. Wspomniana analiza danych wykazała, że każdego roku u około 20% populacji zanotowano przekroczoną normę ołowiu, a aż 48% dzikich ptaków miało zbyt wysoki poziom w ciągu swojego życia. W jednej z próbek poziom ołowiu wyniósł aż 6100 ng/ml. Głównym zagrożeniem dla ptaków jest amunicja zawierająca ołów. Gdy myśliwy postrzeli zwierzę, ale go nie odnajdzie, padlinożerny kondor żywiąc się na takiej ofierze, pochłania znaczną ilość ołowiu. Analiza piór wykazała, że poziom powyżej 450 ng/ml utrzymuje się u ptaków przez ponad miesiąc. Jest on od 1,4 do 14,4 raza wyższy od normy. Aby sprawdzić, jak bardzo ołów szkodzi ptakom naukowcy skupili się na zmierzeniu biomarkera działania ołowiu - kwasu delta-aminolewulinowego (ALAD), którego dehydrataza jest hamowana przez ołów. Odkryli, że przy poziomie 450 ng/ml aktywność ALAD jest aż o 90% niższa. Nawet przy stężeniu ołowiu wynoszącym 200 ng/ml aktywność wynosiła zaledwie 40% normy. O tym, że odpowiedzialna za zatrucia jest właśnie amunicja myśliwska świadczą znalezione w 79% próbek sygnatury izotopów ołowiu 207 i 206. W 2008 roku w Kalifornii wydano zakaz używania ołowianej amunicji do polowań w wielu miejscach, w których występują kondory. Badania dowiodły jednak, że nie poprawiło to sytuacji. Wystarczy bowiem, że kilka osób nie przestrzega zakazu, a pozostawione przez nie szczątki zwierząt mogą przyczynić się do zatrucia dużej liczby ptaków. Obecnie około 100 organizacji ekologicznych domaga się, by użycie ołowianej amunicji było regulowane na szczeblu ogólnokrajowym przez EPA. Agencja twierdzi, że nie ma takich uprawnień.
  2. Nowe badania znacząco zmniejszyły wcześniejsze przewidywania dotyczące emisji dwutlenku węgla spowodowanej wycinką lasów tropikalnych. W pracach prowadzonych przez niedochodową organizację ekologiczną Winrock International brali udział specjaliści z NASA, Applied GeoSolutions oraz University of Maryland. Na podstawie danych z satelitów ocenili, że w latach 2000-2005 emisja spowodowana wycinaniem lasów tropikalnych wynosiła 810 milionów ton CO2 rocznie. To trzykrotnie mniej niż mówiły wcześniejsze szacunki. Dla badanego okresu stanowi to zaledwie 10% całej emisji powodowanej przez człowieka. Największą emisję spowodowaną deforestacją zanotowano w Brazylii i Indonezji. Te dwa kraje odpowiadały za 55% całego dwutlenku węgla uwolnionego do atmosfery. Niemal 40% wyciętych lasów stanowiły lasy w regionach suchych. Jednocześnie likwidacja drzew w tamtych regionach odpowiadała za 17% emisji, co wskazuje, jak duży wpływ ma wycinanie wilgotnych lasów tropikalnych. Specjaliści uważają, że relatywny udział deforestacji w emisji CO2 będzie spadał, gdyż rośnie emisja z innych źródeł. Podkreślają przy tym, że lasów tropikalnych wciąż ubywa w zastraszającym tempie, a ich zachowanie jest konieczne dla zachowania bioróżnorodności. Lasy te pełnią też olbrzymią rolę w regulacji cyklu obiegu wody. Ich znikanie ma duży wpływ na cały klimat. Opisane wyżej badania są pierwszymi, podczas których do oceny wpływu deforestacji na emisję CO2 wykorzystano dane satelitarne.
  3. Zlikwidowanie niedoborów witaminy D łagodzi objawy u kobiet z umiarkowaną i głęboką depresją. Ponieważ badane kobiety utrzymywały dotychczasowy sposób leczenia, nie zmieniły się też powiązane z depresją czynniki środowiskowe, źródeł pozytywnych zmian należało, wg naukowców, upatrywać w witaminie D. Witamina D może mieć nieudokumentowany dotąd wpływ na nastrój, a jej niedobór pogarsza depresję - przekonuje dr Sonal Pathak, endokrynolog z Bayhealth Medical Center w Dover. Choć wyniki wydają się zachęcające, uzyskano je po analizie zaledwie 3 przypadków: kobiet w wieku od 42 do 66 lat. U wszystkich zdiagnozowano ciężkie zaburzenie depresyjne (in. depresję dużą) i przepisano leki. Poza tym pacjentki były leczone albo na cukrzycę typu 2., albo niedoczynność tarczycy. Ponieważ u chorych występowały czynniki ryzyka niedoboru witaminy D - niewielkie spożycie witaminy oraz ograniczona ekspozycja na promieniowanie ultrafioletowe - określono poziom 25-hydroksywitaminy D (25-OH-D) w surowicy krwi. Okazało się, że panie miały jej zbyt mało - od 8,9 do 14,5 ng/ml (stężenie wystarczające to ≥ 20 ng/ml). Po 3 miesiącach suplementacji witaminą D braki zostały wyrównane, poprawił się też nastrój pacjentek. Do oceny wykorzystano skalę depresji Becka (ang. Beck Depression Inventory, BDI), która składa się z 21 pytań. Badany wybiera jeden z czterech wariantów odpowiedzi, a ponieważ zakładają one zwiększoną intensywność symptomów, można za nie uzyskać od 0 do 3 punktów. Wynik 0-9 punktów oznacza minimalną depresję, 10-18 łagodną, 19-29 umiarkowaną, a 30-63 głęboką. Jedna z badanych przez Pathak kobiet przed zażywaniem witaminy D zdobyła 32 punkty, a po leczeniu tylko 12, druga "poprawiła się" z 26 do 8 punktów, a u 3. nastąpił spadek z 21 do 16 pkt.
  4. Z symulacji przeprowadzonych przez Rice University, Politechnikę w Hongkongu oraz Uniwersytet Tsinghua dowiadujemy się, że dzięki odpowiedniemu doborowi temperatury i katalizatora można wyhodować idealną węglową nanorurkę o długości 1 metra. Nanorurka taka może być 50 000 razy cieńsza od ludzkiego włosa. Naukowcy stwierdzili, że najlepszym z prostych katalizatorów jest żelazo. W jego obecności dochodzi do naprawienia wszystkich defektów topologicznych, które pojawiają się podczas wzrostu nanorurki. W odpowiedniej temperaturze w obecności żelaza atomy węgla bardzo szybko formują preferowaną pod względem energetycznym heksagonalną strukturę. To zadziwiające, że naprawa wszelkich możliwych defektów podczas wzrostu węglowych nanorurek jest tak łatwa - mówi Feng Ding, pracujący pod kierunkiem profesora Borisa Yakobsona. Uczony dodał, że odsetek błędów wynosi zaledwie jeden do 10 miliardów. Profesor Yakobson mówi, że dotychczas istniały dwie hipotezy dotyczące tworzenia się idealnych nanorurek. Jedna stwierdzała, że błędy w ogóle się nie pojawiają. Druga, że dochodzi do szybkiej ich naprawy. Symulacje przeprowadzone przez zespół Yakobsona wykazały, że właściwa jest druga hipoteza. Co więcej okazało się, że tworzenie długich nanorurek powinno być łatwiejsze niż sądzono. Dotychczas uważano, że gdy wystąpi błąd w strukturze nanorurki i zamiast 6 atomów dojdzie do połączenia 5 lub 7, może to zmienić kształt nanorurki. Obliczenia wykazały jednak, że izolowane błędy nie występują. Zawsze pojawia się para 5-7, która jest znacznie łatwiejsza do naprawy. Dochodzi bowiem do przesunięcia atomu ze struktury heptagonalnej do pengatonalnej i pojawiają się dwie prawidłowe heksagonalne. Uczeni odkryli, że nanorurki najlepiej wzrastają w temperaturze 656,6 stopnia Celsjusza. To optymalna temperatura likwidacji defektów w obecności katalizatora z żelaza. Do „uzdrowienia“ musi dojść niezwykle szybko. Gdy powstanie struktura 5/7, może ona zostać błyskawicznie włączona w ściankę nanorurki i wada pozostanie na stałe. Dzięki precyzyjnej kontroli warunków, w jakich tworzy się nanorurka możliwe jest naprawianie błędów na bieżąco. Błędy w ułożeniu atomów są wychwytywane i naprawiane w ciągu milisekund, zanim jeszcze atomy te wejdą w skład nanorurki. Naukowcy odkryli też, że im wolniejszy wzrost, tym dłuższa może być doskonała nanorurka. Struktura rosnąca z prędkością 1 milimetra na sekundę może osiągnąć długość nawet metra.
  5. Lekarze z Jackson Memorial Hospital na Florydzie przeprowadzili pionierską operację usunięcia guza z jamy ustnej płodu. Badanie usg. w 21. tygodniu ciąży ujawniło potworniaka, który wyglądał jak wydobywający się z ust bąbel. Obecność masy o wymiarach sporej śliwki (4,1 × 2,4 × 2,8 cm) potwierdzono za pomocą rezonansu magnetycznego. Chirurdzy usunęli potworniaka laserowo. Operacja trwała ponad godzinę. Bez niej 20-miesięczna dziś Leyna nie miała szans na przeżycie. Jedynym śladem tego, co przeszła jeszcze w łonie matki, jest drobna blizna nad wargą. W artykule opublikowanym na łamach American Journal of Obstetrics & Gynecology można przeczytać, że choć epignatus, czyli potworniak ustno-gardłowy, stanowi tylko 9% wszystkich potworniaków, wszystkie wcześniejsze przypadki diagnozowane przedporodowo wiązały się albo ze zgonem płodu, albo pilną operacją po porodzie. Przypadek z Jackson Memorial Hospital pokazuje, że niedrożności dróg oddechowych i licznych postnatalnych procedur medycznych można uniknąć, przeprowadzając fetoskopię. Leyna Mykaella Gonzalez urodziła się w terminie, co sugeruje, że inne dzieci również dobrze by to tolerowały.
  6. Wśród dorosłych narażonych na bierne palenie odsetek osób z otyłością i cukrzycą typu 2. jest wyższy niż wśród dorosłych, którzy nie stykają się z dymem papierosowym. Badania wykazały, że istnieje związek między paleniem a zwiększoną zapadalnością na cukrzycę typu 2., mimo że większość palaczy to ludzie szczuplejsi od niepalących, a otyłość stanowi czynnik ryzyka cukrzycy typu 2. Jak podkreśla współautor najnowszego studium dr Theodore C. Friedman z Charles R. Drew University, wcześniejsze badania, które sugerowały, że cukrzyca typu 2. łączy się także z biernym paleniem, nie weryfikowały stopnia ekspozycji na dym papierosowy za pośrednictwem stężenia kotyniny (metabolitu nikotyny) w surowicy. Jego zespół nie zamierzał powtórzyć tego błędu. Amerykanie przejrzeli dane ponad 6300 dorosłych, którzy od 2001 do 2006 r. brali udział National Health and Nutrition Examination Survey (NHANES). Za czynnych palaczy - 25% próby - uznano osoby, które przyznawały, że palą papierosy i u których poziom kotyniny w surowicy wynosił ponad 3 ng/ml. Do grupy niepalących (41%) trafiali ankietowani odżegnujący się od palenia, w przypadku których stężenie kotyniny wynosiło poniżej 0,05 ng/ml. Jeśli ktoś twierdził, że nie sięga po papierosy, ale poziom kotyniny przekraczał u niego 0,05% ng/ml, kwalifikowano go jako biernego palacza. Tacy ludzie stanowili 34% próby. Biorąc poprawkę na wiek, płeć, rasę, spożycie alkoholu i aktywność fizyczną, Friedman i inni stwierdzili, że w porównaniu do grupy niepalących, w ciągu ubiegłych 3 miesięcy bierni palacze mieli silniejszą insulinooporność, wyższe stężenie glukozy na czczo oraz wyższy poziom hemoglobiny glikowanej HbA1C (która powstaje wskutek nieenzymatycznego przyłączenia glukozy do cząsteczki hemoglobiny). Odsetek pacjentów z cukrzycą typu 2., definiowaną jako stężenie HbA1C powyżej 6,5%, również był w grupie biernych palaczy wyższy (przypominał procent chorych w grupie czynnych palaczy). Amerykanie podkreślają, że w zestawieniu z niepalącymi, bierni palacze mieli wyższy wskaźnik masy ciała. BMI czynnych palaczy było mniejsze niż osób niepalących, ale cechował ich wyższy poziom hemoglobiny glikowanej HbA1C. Kontrolując BMI, naukowcy stwierdzili, że czynni i bierni palacze nadal mają wyższe stężenie HbA1C od niepalących. Odkrycia sugerują, że związek między biernym paleniem a cukrzycą typu 2. nie ma swych źródeł w otyłości.
  7. Profesor Alan Willner z University of Southern California i jego zespół poinformowali o opracowaniu technologii, która pozwoli na przesyłanie za pomocą światła do 2,56 terabitów na sekundę. Zdaniem uczonych nową technologię można będzie zastosować w komunikacji satelitarnej, krótkodystansowej bezprzewodowej komunikacji naziemnej, a być może nawet wykorzystać ją w światłowodach. Ze światłem można zrobić rzeczy, których nie da się zrobić z elektrycznością. To właśnie w świetle jest piękne, mamy pełno fotonów poruszających się z wielką prędkością, którymi możemy manipulować na wiele różnych sposobów - mówi profesor Willner. Uczeni zastosowali „hologramy fazowe“, za pomocą których manipulowali ośmioma promieniami światła, zawijając każdy z nich na kształt DNA. Każdy z promieni ma własny niepowtarzalny skręt, w którym można kodować dane. Przypomina to jednoczesną transmisję radiową na ośmiu kanałach. Zespół Willnera przeprowadził w laboratoriium eksperyment, który miał sprawdzić przydatność nowej technologii do komunikacji z satelitami. Teraz naukowcy spróbują dostosować swoją technologię do sieci światłowodowych.
  8. W zlokalizowanym w pobliżu Kioto kurhanie z V w. n.e. znaleziono 3 szklane koraliki, które powstały w warsztacie rzymskiego rzemieślnika. Oznacza to, że wpływy Imperium sięgały aż tutaj. Narodowy Instytut Badania Dziedzictwa Kulturowego Nara poinformował, że koraliki z pozostałościami złoceń wykonano między I a V w. n.e. Analiza wykazała, że elementy o średnicy zaledwie 5 mm wyprodukowano dzięki natronowi (uwodnionemu węglanowi sodu). Rzymscy rzemieślnicy wiedzieli, że dodatek związku sodu prowadzi do obniżenia temperatury topnienia krzemionki i z powodzeniem posługiwali się tą metodą. [Koraliki z otworem w środku] są jednymi z najstarszych w Japonii przykładów wielowarstwowego szkła. Sądzimy, że wykonano je w Imperium Rzymskim i przesłano do Kraju Kwitnącej Wiśni - opowiada Tomomi Tamura.
  9. Służba Geologiczna USA (USGS) poinformowała, że poziom oceanu pomiędzy Massachussetts a Północną Karoliną rośnie szybciej niż gdziekolwiek na świecie. Asbury Sallenger i jego zespół przeanalizowali dane z lat 1950-2009 z mareografów rozmieszczonych wzdłuż wybrzeży Ameryki Północnej. Odkryli, że poziom wody pomiędzy Bostonem a Cape Hatteras rośnie trzy do czterech razy szybciej niż średnia globalna. We wspomnianym regionie od 1980 roku poziom oceanu podnosi się o 2-3,7 mm rocznie. Średnia dla całego świata to 0,6-1 mm. Informacje uzyskane przez USGS potwierdzają wcześniejsze obserwacje dotyczące spowolnienia cyrkulacji wód na Atlantyku. Osłabła ona prawdopodobnie w związku ze zmianami temperatury, zasolenia i gęstości wód na północy oceanu. Naukowcy szacują, że do końca wieku wzrost wyniesie 20-29 centymetrów powyżej wzrostu globalnego, który - zdaniem większości oceanografów - osiągnie około 1 metra. Marcia McNutt, dyrektor USGS mówi, że „większość osób błędnie uważa, że wzrost poziomu oceanów jest taki sam na całym świecie“. Tymczasem regionalne różnice w temperaturze, zasoleniu i ciśnieniu atmosferycznym powodują, że poziom wód nie podnosi się równomiernie. Tymczasem mniej niż dwa tygodnie temu Senat Północnej Karoliny zakazał stanowym agencjom używania do badań zmian poziomu morza tych modeli, które korzystają z wykładniczej ekstrapolacji danych. Zezwolono jedynie na posługiwanie się modelami liniowymi, bazującymi na ekstrapolacji liniowej. Zdaniem miejscowej prasy za takimi zmianami prawa stali lobbyści przemysłu oraz władz nadbrzeżnych hrabstw, którzy obawiają się, że podawanie do publicznej wiadomości niekorzystnych przewidywań dotyczących wzrostu poziomu wód odstraszy inwestorów.
  10. Amerykańscy naukowcy opracowali biodegradowalny elastomerowy przeszczep tętniczy, w którym nie wykorzystuje się komórek. Po 90 dniach aorta brzuszna szczura ulega regeneracji, niemal bez śladów obcego materiału. Zespół prof. Yadonga Wanga z Uniwersytetyu w Pittsburghu podkreśla, że tętnica to wspaniałe źródło komórek i dobre środowisko wzrostu. To zainspirowało nas, by całkowicie pominąć hodowlę komórkową i stworzyć bezkomórkowe syntetyczne przeszczepy. Amerykanie wykorzystali szybko resorbowany przez organizm poli(sebacynian glicerolu) - PGS. Testowali porowatość i inne cechy materiału, które umożliwiają infiltrację przez komórki. Przeszczep wyposażano w ułatwiającą wychwyt komórek włóknistą osłonkę. By ograniczyć tworzenie skrzeplin i nasilić wiązanie wielu czynników wzrostu (np. śródbłonkowego czynnika wzrostu VEGF), całość powleczono heparyną. Nowa tętnice brzuszne przypominały swoje poprzedniczki pod kilkoma względami. Zapewniały regularne, silne i synchroniczne pulsowanie, a także zlewne warstwy śródbłonkową i mięśni gładkich. Zachodziła w nich ekspresja elastyny, kolagenu i glikozaminoglikanów. Co istotne, można też było polegać na ich właściwościach mechanicznych. Zakres zmian zachodzących w ciągu zaledwie 90 dni był imponujący. Autorzy raportu, który ukazał się w piśmie Nature Medicine, przeszczepiali szczurom kawałki PGS o średnicy 1 mm. Ponieważ przeszczep był wysoce porowaty, komórki z łatwością infiltrowały jego ścianę. Po 14 dniach pojawiły się mięśnie gładkie. Po 28 dniach komórki rozłożyły się równiej na całej powierzchni przeszczepu. Po 3 miesiącach większość komórek zapalnych zniknęła, co korelowało ze zniknięciem wszczepionego materiału.
  11. Unia Europejska opowiedziała się po stronie Microsoftu w sporze o technologię Do Not Track (DNT). Pod koniec maja koncern z Redmond poinformował, że Internet Explorer 10 będzie pierwszą przeglądarką z domyślnie włączonym DNT - mechanizmem informującym witryny internetowe, że użytkownik nie życzy sobie, by przechowywały o nim jakiekolwiek informacje. Zapowiedzi Microsoftu ostro sprzeciwiło się konsorcjum W3C, które ustala standardy obowiązujące w internecie. Zdaniem tej organizacji to użytkownik ma wybierać ustawienia, a producent przeglądarki nie może za niego decydować. Takie stanowisko W3C oznacza, że Microsoft nie będzie mógł twierdzić, iż IE 10 wspiera standardy internetowe. Niektórzy z członków W3C, przede wszystkim firmy reklamowe, domagały się nawet ostrzejszych działań. Chcieli oni, by uchwalić standard, zgodnie z którym witryny internetowe ignorowałyby DNT Internet Explorera. Argumentowali, że producent IE zmusza użytkowników do korzystania z tego mechanizmu, zatem witryny powinny go ignorować. Stanowisko Microsoftu poparł Kongres i Federalna Komisja Handlu oraz indywidualnie niektórzy prawodawcy. Teraz w sprawie tej zabrał głos Robert Madelin, szef Dyrektoratu Generalnego Społeczeństwa Informacyjnego i Mediów przy Komisji Europejskiej. Madelin zaproponował, by W3C wprowadziło standard, zgodnie z którym przy instalacji przeglądarki użytkownik byłby informowany czym jest technologia DNT i mógłby zdecydować, czy chce ją włączyć.
  12. Tworzenie nowych egzotycznych połączeń różnych materiałów wcale nie będzie potrzebne do zwiększenia mobilności elektronów w krzemie. Szwajcarsko-francuski zespół naukowców wykazał, że poddanie krzemu typu p większemu naciskowi przyspiesza elektrony. Obecnie wykorzystuje się wysokie ciśnienie podczas produkcji tranzystorów n i p do zwiększenia mobilności dziur i elektronów. Jednak uczeni sądzili, że osiągnięto limit ich przyspieszania. Przewodnictwo tranzystorów n osiąga maksymalną wartość (saturację) przy takim nacisku, który zwiększa mobilność elektronów o 45%. Teraz jednak naukowcy z CNRS, Ecole Polytechnique, Institut d’Electronique de Microelectronique et de Nanotechnologie i z Uniwersytetu w Genewie odkryli, że w przypadku tranzystorów p dalsze zwiększenie nacisku przy ich wytwarzaniu prowadzi do zwiększenia mobilności elektronów. Nawet przy nacisku rzędu 3 GPa nie stwierdzono, by osiągnięto punkt maksymalnej saturacji. Dotychczasowe teoretyczne przewidywania wskazywały, że maksymalną mobilność osiągnie się przy nacisku około 1 gigapaskala. Przemysł półprzewodnikowi stosuje zatem technologię, która pozwala na poddanie krzemu takiemu ciśnieniu. Teraz okazuje się, że warto przeprowadzić tego typu badania i zastanowić się nad zmianą technologii.
  13. Dermatozy takie jak zapalenie skóry, wyprysk atopowy, trądzik różowaty czy zespół Nethertona utrudniają życie wielu osób, okazuje się jednak, że pomóc im może wyekstrahowany z nasion słonecznika inhibitor trypsyny SFTI (ang. sunflower trypsin inhibitor). Modyfikacja powierzchni wiążącej SFTI sprawiła bowiem, że peptyd ten stał się świetnym inhibitorem 3 enzymów warstwy rogowej naskórka: kalikreinowych peptydaz 5, 7 i 14 (KLK5, KLK7, KLK14), które wpływają na spójność warstwy rogowej i jej złuszczanie. Proteazy w skórze odpowiadają głównie za pozbywanie się starych komórek z powierzchni. Rozbijają połączenia, które normalnie utrzymują je w całości jako barierę ochronną [chodzi o rozkład białek w obrębie korneodesmosomów - uwypukleń błony komórkowej]. By zachować regularną strukturę skóry i odpowiednią grubość, mechanizm ten musi być zrównoważony. Zbyt duża aktywność proteaz zwiększa przenikalność skóry, przez co jest ona bardziej narażona na działanie alergenów, infekcje i utratę wody - opowiada Simon de Veer, doktorant z Queensland University of Technology (QUT). Jak tłumaczą Australijczycy, naturalny SFTI jest skutecznym inhibitorem trypsyny, proteazy przypominającej kalikreinowe peptydazy skóry. Naszym celem jest wykorzystanie wbudowanej aktywności SFTI i przeprowadzenie drobnego liftingu powierzchni wiążącej, tak by lepiej odpowiadała ona KLK. Dzięki temu skóra mogłaby się odbudować.
  14. Po 10 latach zespół naukowców pracujący w ramach programu Stonehenge Riversite Project (SRP) doszedł do wniosku, że Stonehenge powstał jako pomnik symbolizujący jedność Brytanii. Miał zakończyć długotrwałe waśnie pomiędzy wschodem a zachodem wysp. Zdaniem archeologów z uniwersytetów w Sheffield, Manchesterze, Southampton, Bournemouth i University College London, kamienie monumentu symbolizują przodków różnych społeczności zamieszkujących Brytanię. Wiadomo, że niektóre kamienie pochodzą ze wschodu, a inne z zachodu. W ramach SRP badano nie tylko sam zabytek i jego okolice, ale również kontekst społeczno-ekonomiczny, w jakim powstawał. Gdy budowane Stonehenge, na wyspie rozprzestrzeniała się podobna kultura. Takie same domy, taka sama ceramika i inne materiały były używane od Orkadów po południowe wybrzeże. To było coś odmiennego od wcześniejszej regionalizacji. Sam Stonehenge był olbrzymim przedsięwzięciem, wymagającym pracy tysięcy ludzi, którzy transportowali bloki kamienne nawet z zachodu Walii, nadawali im kształt i je ustawiali. Już sama taka praca była czymś jednoczącym - mówi profesor Mike Parker Pearson z University of Sheffield. Stonehenge nie powstał w przypadkowym miejscu. Uczeni odkryli, że jeszcze przed wzniesieniem monumentu na powierzchni gruntu istniała struktura, którą zaznaczono trasę wędrówki Słońca podczas przesilenia. Niewykluczone, że ówcześni ludzie uważali miejsce, gdzie zbudowano Stonehenge za centrum świata. Zdaniem profesora Parkera Pearsona dla ówczesnych mieszkańców Brytanii ważniejsze było przesilenie zimowe. Z badań świńskich zębów wiemy, że w pobliskiej osadzie Durrington Walls więcej świń jedzono w zimie, a większość kamieni Stonehenge jest wypozycjonowanych na wschód i zachód Słońca w czasie przesilenia zimowego. Ponadto główna oś Stonehenge wydaje się być zwrócona w przeciwnym kierunku niż wschód słońca w czacie przesilenia letniego. Naukowcy całkowicie odrzucają koncepcję, jakoby budowniczych Stonehenge mogli zainspirować starożytni Egipcjanie. Wszelkie cechy charakterystyczne stylu architektonicznego Stonehenge można znaleźć we wcześniejszych budowlach istniejących na Wyspach. Ponadto Brytania była odizolowana od kontynentu, a ówczesna ludność nie miała potrzeby przekraczania Kanału La Manche. Uczeni pracujący przy SRC, po dokonaniu najbardziej obszernej analizy archeologicznej, odrzucili też wcześniejsze teorie mówiące, że Stonehenge był obserwatorium astronomicznym, świątynią Słońca czy miejscem uzdrowień lub działalności druidów.
  15. Złożony z 46 naukowców zespół pracujący pod kierunkiem specjalistów z Uniwersytetu Harvarda oraz Uniwersytetu w Waszyngtonie odkrył dwie planety, które mijają się w tak niewielkiej odległości, jak żadne inne. Jedna z tych planet jest skalista, o 1,5 raza większa od Ziemi. Druga to planeta gazowa, 4-krotnie większa od Ziemi. „Nigdy wcześniej nie odkryliśmy takich planet. Jeśli bylibyśmy na mniejszej z nich, to tę drugą widzielibyśmy jako dwukrotnie większą niż nasz księżyc w pełni“ - mówi Sarbani Basu, astronom z Yale University. Kepler-36, bo tak nazwano wspomniany system planetarny, znajduje się 1200 lat świetlnych od nas. Krąży wokół gwiazdy podobnej do Słońca. Jest ona jednak większa i starsza. Skalista Kepler-36b okrąża gwiazdę w ciągu 14 dni i jest oddalona o niej średnio niemal o 18 milionów kilometrów. Czas obiegu gazowej Kepler-36c wynosi 16 dni, a średnia odległość od gwiazdy to ponad 19 milionów kilometrów. Co 97 dni planety ustawiają się w koniunkcji względem Ziemi. Są wówczas od siebie oddalone o niecałe 2 miliony kilometrów. To zaledwie pięciokrotnie więcej niż odległość Księżyca od Ziemi. Najmniejsza odległość między Ziemią a najbliższą nam Wenus wynosi 40 milionów kilometrów. Odkrycia obu planet dokonano dzięki teleskopowi Kepler. Teraz astronomowie starają się wyjaśnić, jak planety o tak różnym składzie i gęstości trafiły na tak bliskie orbity.
  16. Samotny George, ostatni przedstawiciel podgatunku Geochelone nigra abingdoni, nie żyje. Poinformowali o tym pracownicy Parku Narodowego Galapagos. Przyczyna zgonu ma zostać ustalona w czasie sekcji zwłok. Martwego George'a znalazł w niedzielę na wybiegu opiekun Fausto Llerena. Po 40 spędzonych wspólnie latach był to dla niego spory cios. Nie wiadomo, ile dokładnie lat miał żółw, ale naukowcy uważają, że ok. 100. Biorąc pod uwagę długość życia żółwi słoniowych, George był młodym dorosłym. Władze Parku poinformowały, że George zostanie prawdopodobnie zabalsamowany, aby podziwiać go mogły także przyszłe pokolenia. Żółw został uratowany w 1972 roku i przewieziony ze swojej rodzimej wyspy Pinta w archipelagu Galapagos do rezerwatu na centralnie położonej wyspie Santa Cruz. Do Charles Darwin Research Station (CDRS), nowego domu George'a, przywożono spokrewnione genetycznie samice, ale albo składane jaja okazywały się niezapłodnione, albo w ogóle nie dochodziło do kopulacji.
  17. Profesor Jack Copeland uważa, że Alan Turing, genialny brytyjski matematyk, jeden z ojców współczesnej informatyki, mógł zginąć wskutek wypadku, a nie samobójstwa. Dzisiaj, 23 czerwca, przypada 100. rocznica urodzin Turinga. Uczony, który specjalizuje się biografii Turinga, podaje w wątpliwość ustalenia policji z 1954 roku. Jego zdaniem zebrane dowody zostałyby dzisiaj uznane za niewystarczające, by stwierdzić samobójstwo. Turing został znaleziony martwy w swoim łóżku, a obok leżało na wpół zjedzone jabłko. Policja stwierdziła samobójstwo, a jego scenariusz mógł być inspirowany bajką o Królewnie Śnieżce. Matematyk miał targnąć się na swoje życie, gdyż był prześladowany z powodu homoseksualizmu. W 1952 roku postawiono go przed wyborem - więzienie lub chemiczna kastracja. Turing wybrał drugą opcję. Jako skazany stracił prawo dostępu do tajemnic państwowych, nie mógł pracować nad łamaniem szyfrów. Gdy dwa lata później znaleziono go martwego uznano, że przyczyną śmierci było zatrucie cyjankiem, który Turing miał umieścić w jabłku. Samego jabłka nigdy jednak nie badano pod kątem obecności trucizny. Profesor Copeland mówi, że Turing miał w zwyczaju jeść przed snem jabłko i że rzadko zjadał je do końca. Zatem sam fakt znalezienia niedokończonego jabłka nie może zostać uznany za dowód. Co więcej, w latach 50. koroner badał, jak Turing zachowywał się przed śmiercią. Dowiedział się, że był w dobrym humorze, a w piątek na biurku w pracy zostawił kartkę, na której spisał rzeczy, jakie ma do zrobienia po weekendzie. Mimo to koroner J.A.K. Ferns napisał, że „u człowieka tego typu nigdy nie wiadomo, jaki będzie kolejny proces umysłowy“. Copeland przypomina, że mimo problemów z prawem i niemożności pracy dla rządu, Turing pracował na University of Manchester i znajdował się w szczycie formy intelektualnej. Bardzo dobrze znosił też chemiczną kastrację, był w dobrym humorze. W swoich listach pisał np., że „dzień w którym stawał przed sądem nie był nieprzyjemy“. Stwierdzał również: „gdy byłem w areszcie wraz z innymi przestępcami miałem przyjemne uczucie całkowitego braku odpowiedzialności, jakbym wrócił do szkoły“. Nic w jego zachowaniu nie wskazywało, by był przygnębiony, przybity czy załamany. Także jego znajomi zeznający przed koronerem zapewniali, że był w dobrym nastroju. Sąsiadka Turinga powiedziała, że na cztery dni przed śmiercią matematyk zaprosił ją wraz z synem na herbatę i bardzo miło spędzili czas. Jego bliski przyjaciel zeznawał, że spędził z Turingiem poprzedni weekend, a Turing wydawał się wówczas „szczęśliwszy niż zwykle“. Zdaniem profesora Copelanda Turing mógł paść ofiarą własnej nieostrożności. Naukowiec eksperymentował z platerowaniem elektrolitycznym, podczas którego pokrywał złotem łyżeczki. Do prowadzenia takich prac potrzebny jest cyjanek potasu. Prąd do eksperymentów czerpał z obsadki lampy. Wiadomo, że Turing był nieostrożny. Raz podczas eksperymentów został porażony prądem. Miał też w zwyczaju próbować związków chemicznych, by je zidentyfikować. Copeland przypuszcza, że Turing mógł przez nieuwagę położyć jabłko w cyjanku lub też, co bardziej prawdopodobne, zatruć się oparami. Uczony przypomina, że w mieszkaniu Turinga czuć było ostry zapach cyjanku, a rozkład trucizny w organizmie matematyka bardziej odpowiadał jej inhalacji niż połknięciu. Jego zdaniem, żaden dowód i okoliczności nie przemawiają przeciwko teorii o wypadku. Jednak, jak zauważa uczony, śledztwo było prowadzone tak nieudolnie, że nie można nawet jednoznacznie wykluczyć morderstwa.
  18. Przez dziesięciolecia naukowcy zachodzili w głowę, jak to możliwe, że jedno z najważniejszych miast wschodniej części Imperium Rzymskiego - Palmira - istniało na środku pustyni. Jak to się stało, że licząca nawet 100 000 mieszkańców, a zatem dwukrotnie więcej niż obecnie, miejscowość, trwała i kwitła na tak niegościnnym terenie. Miasto zaczęło się bogacić jeszcze zanim znalazło się w rękach Rzymian. Imperium przejęło nad nim władzę w pierwsze połowie I wieku ne. Wówczas dla miasta położonego na szlaku handlowym pomiędzy Persją a portami wschodniego wybrzeża Morza Śródziemnego rozpoczął się okres wielkiej prosperity. Norwegowie z Uniwersytetu w Bergen i Syryjczycy z Muzeum w Palmirze przez cztery lata prowadzili badania, by dowiedzieć się, w jaki sposób wielkie miasto mogło istnieć na środku pustyni. Podeszli do problemu inaczej, niż wcześniejsi badacze. Zamiast przyglądać się samemu miastu, przeszukiwali tereny położone na północ od niego. Dzięki zdjęciom satelitarnym skatalogowali wiele nieznanych dotychczas antycznych ruin. Odkryto liczne wioski z okresu rzymskiego. Jednak tym, co pozwoliło na rozwiązanie zagadki Palmiry były znalezione obok wiosek zbiorniki na wodę. Profesor Jørgen Christian Meyer i jego zespół zdali sobie sprawę, że badany przez nich obszar nie był pustynią, a raczej suchym stepem. Rosnące na nim trawy więziły wodę z opadów w korzeniach, zapobiegając jej szybkiemu wsiąkaniu w grunt, powstawały okresowe rzeki i strumienie, co pozwalało na kierowanie wody do zbiorników. Archeolodzy odkryli, że mieszkańcy Palmiry i gromadzili wodę stosując m.in. tamy. To umożliwiało uprawę roślin, zapewniających miastu pożywienie. Okoliczni rolnicy współpracowali też z Beduinami, pozwalając im wypasać owce i kozy na swoich łąkach, a zwierzęta zapewniały im nawóz. Wykorzystanie faktu, że nawet w tak niegościnnym terenie mają miejsce obfite opady deszczu pozwoliło na utrzymanie w starożytności wielkiego miasta.
  19. Nasosznik trzęś (Pholcus phalangioides) to niewielki pająk, który okazał się pogromcą korników. Brytyjscy naukowcy zauważyli, że jada również komary, co oznacza, że dałoby się go wykorzystać jako skuteczną biobroń przeciw malarii. [Zamiłowanie do komarów] może mieć globalne znaczenie, ponieważ gdybyśmy byli w stanie okiełznać z pomocą pająków populacje komarów i zaprojektować coś, co pozwoliłoby zakwaterować pająki we właściwym miejscu, moglibyśmy opanować malarię - przekonuje Charles Hippisley-Cox z Uniwersytetu w Huddersfield, specjalista od historycznych budynków. Choć to bodaj najważniejszy z wniosków, pierwotnie badania dotyczyły technik konserwatorskich. Zespół eksperymentował w rejonie Francji, gdzie nie brakuje opuszczonych budynków po okazyjnych cenach. We Francji istnieje nakaz chemicznego likwidowania korników. Jak na ironię, spreje są nie tylko szkodliwe dla zdrowia, ale i nie dają gwarancji 100-proc. skuteczności. Po zastosowaniu środka dom wydaje się wymarły, lecz [...] dużo owadów przeżywa w rejonach, gdzie udało im się schować przed insektycydem. W takiej sytuacji "wynajęcie" P. phalangioides wydaje się o wiele lepszym rozwiązaniem. Nasosznik gniazduje w pajęczynie, ale gdy zgłodnieje, wyrusza na łowy. Spotykając ofiarę, zachowuje się jak Spiderman - zarzuca na nią jedwabną nić. Potencjalny kąsek wpada w panikę, a wtedy pająk podchodzi i ją kąsa. Gdy naukowcy zdali sobie sprawę, że P. phalangioides może stać się sojusznikiem w ich sprawie, zaczęli się baczniej przyglądać jego obyczajom. Odkryli, że populacja pająków podlega samoregulacji. Gdy pożywienia jest pod dostatkiem, populacja się rozrasta i staje się olbrzymia. Kiedy źródło pożywienia zaczyna wysychać, pająki wdrażają kanibalizm i przestają się rozmnażać. W ten sposób w pomieszczeniu zostaje zaledwie kilka par. Jeśli któryś z właścicieli domów miałby obiekcje co do 8-nożnego towarzystwa, Hippisley-Cox argumentuje, że jest ono zupełnie nieuciążliwe. P. phalangioides poruszają się ponoć wolno i z wielką gracją, miło więc na nie popatrzeć. Przy takiej różnicy temp przemieszania prawdopodobieństwo bezpośredniego kontaktu jest zaś praktycznie zerowe. W kolejnym etapie studium mają wziąć udział entomolog, projektant budek lęgowych oraz specjalista od medycyny (ten ostatni zajmie się wykorzystaniem potencjału antymalarycznego tych pająków).
  20. Profesorowie Junhong Chen i Zhen He z University of Wisconsin-Milwaukee zidentyfikowali katalizator dla mikrobiologicznych ogniw paliwowych (MFC), który jest równie wydajny jak obecnie używane katalizatory oparte na platynie, a jednocześnie jest 20-krotnie tańszy. Ponad 60% ceny MFC stanowi cena użytej platyny. Nowy katalizator może zatem pomóc w znacznym obniżeniu cen tego typu urządzeń oraz, co za tym idzie, ceny energii pozyskiwanej z MFC. Wspomnianym katalizatorem są wzbogacone azotem nanopręciki żelazno-węglowe. Prawdopodobnie taki sam katalizator można by zastosować w miejsce platyny w mikrobiologicznych ogniwach elektrolitycznych (MEC) wykorzystywanych do produkcji wodoru. Inna alternatywną dla platyny są katalizatory bazujące na grafenie, jednak, jak się okazało, wynalazek Chena i He jest bardziej wydajny. Prowadzone przez pół roku testy porównawcze nanopręcików żelazno-węglowych z azotem oraz dwóch innych alternatywnych technologii wykazały wyższość pierwszego katalizatora. Nanopręciki są stabilne i skalowalne. Jednak, jak podkreśla Chen, potrzebne są dalsza badania nad uproszczeniem metod masowej produkcji oraz nad ich długoterminową wydajnością. Mikrobiologiczne ogniwa paliwowe generują energię ze ścieków. Na anodzie umieszczone są kolonie bakterii, które żywią się materią organiczną, uwalniając elektrony. Na katodzie zachodzi niezwykle ważna reakcja redukcji tlenu. Platyna ją przyspiesza. Podobnie działają MEC, z tym, że zamiast elektryczności produkują wodór. W projekcie Chena i He użyto węglowych nanopręcików, których rdzeń wykonany jest z węgliku żelaza. Na powierzchni pręcików znajduje się azot, o którym od dawna wiadomo, że powoduje katalizę. Węglik żelaza, również znany katalizator, reaguje z węglem na powierzchni i zapewnia komunikację z rdzeniem. Dodatkowo unikatowa struktura nanopręcików jest optymalnie przystosowana do transportu elektronów, co jest z kolei niezwykle ważne dla reakcji redukcji tlenu. Nanopręciki sprawują się lepiej niż platyna tylko w MFC. W MEC są mniej wydajne, chociaż wydajniejsze od grafenu.
  21. Otaczane przez pola i ludzi, narażone na stres i nowe choroby szympansy zaczynają coraz częściej i w coraz większych ilościach sięgać po środek, który kiedyś pomagał im w walce z pasożytami - połykane w całości liście pewnych roślin. Niestety, wcale nie stają się przez to zdrowsze. Biolodzy z Oxford Brookes University badali małpy z Bulindi w Ugandzie. Monitorowali trasy szympansów oraz ich odchody. Poszukiwali w nich całych liści (np. Aneilema nyasense) oraz pasożytów, np. nicieni i tasiemców. Okazało się, że zwierzęta żyjące w otoczonych przez ludzkie osady i uprawy skrawkach lasu cierpiały na liczne parazytozy i w reakcji na to zjadały coraz więcej liści. W innych miejscach rzadko znajduje się niestrawione liście w więcej niż 1-2 próbkach odchodów na 100. W Bulindi proporcja ta wzrosła [...] do 1 przypadku na 10 - opowiada dr Matthew McLennan. W ciągu 13 miesięcy całe liście występowały w kale "szympansów wioskowych" znacznie częściej (10,4%) niż w kale szympansów z innych miejsc (0,4-4,0%). Połykanie liści utrzymywało się przez cały rok, nie zaobserwowano w tym zakresie sezonowości. Szympansy wydalały dorosłe osobniki wielu gatunków nicieni z rodzaju Oesophagostomum, w tym O. stephanostomum oraz proglotydy (człony) dwóch tasiemców: Bertiella sp. i prawdopodobnie Raillietina sp. Ten ostatni pasożytuje zwykle na drobiu, dlatego McLennan podejrzewa, że nie jest to prawdziwe zakażenie i małpa spożyła po prostu niedawno posiłek z zakażonego ptaka. W porównaniu do wcześniejszych studiów, zauważono niską korelację między konsumpcją liści a pasożytami w odchodach. O ile liście w kale zwiększały prawdopodobieństwo pozbycia się nicieni, o tyle nie stwierdzono związku między połykaniem liści a pozbywaniem się segmentów tasiemców. Antropogeniczne zmiany środowiska zmieniają zatem interakcje żywiciel-pasożyt. Częste samoleczenie w wysoce zagrażającym otoczeniu to zgeneralizowane przystosowanie do licznych parazytoz, które, niestety, odpowiadają na to zachowanie inaczej niż kiedyś. W grę wchodzą 2 wytłumaczenia niepokojącego trendu. Po pierwsze, szympansy zarażają się od ludzi i zwierząt hodowlanych (trudno też nie zacząć podejrzewać, że zakażenia mogą mieć dwukierunkowy charakter: zwierzęta zostają zainfekowane przez ludzi i na odwrót). Po drugie, zwierzęta są zestresowane tak szybką zmianą habitatu, przez co ich układ odpornościowy nie działa już tak sprawnie, stąd liczniejsze zakażenia pasożytami. Gdy małpy żyją w pofragmentowanym lesie, nie są w stanie zaspokoić w nim swoich potrzeb pokarmowych. Wyprawiają się więc na okoliczne pola, co oczywiście, nie cieszy rolników. Ludzie próbują straszyć zwierzęta, ale to tylko zaognia konflikt. Błędne koło agresji się zamyka.
  22. Zdaniem psychologów z University of Oregon, religie nie tylko dostarczają nam norm etycznych obowiązującym w społeczeństwie, ale mogą powstrzymywać przed popełnianiem przestępstw. Naukowcy odkryli, że przestępczość jest mniejsza w tych społecznościach, których religia zawiera silnie podkreślony motyw kary. Tam, gdzie religia dopuszcza bardziej swobodne zachowania, przestępczość jest wyższa. Kraj, w którym znacznie więcej ludzi wierzy w istnienie nieba niż piekła ma też znacznie wyższy odsetek przestępstw niż kraj, w którym w niebo i piekło wierzy mniej więcej tyle samo osób. Profesor Azim F. Shariff, dyrektor Laboratorium Kultury i Moralności, mówi, że główne spostrzeżenie, jakiego dokonał jego zespół jest takie, iż jeśli społeczeństwo mocno wierzy w istnienie piekła, to można przewidzieć, że występuje tam niższy odsetek przestępstw niż w społeczeństwie, które mocno wierzy w istnienie nieba. I jest to silna korelacja. Uczony dodaje: myślę, że to ważny wskaźnik wpływu, jaki wywiera koncepcja nadnaturalnej kary i nadnaturalnej łaski. Spostrzeżenia te w pełni zgadzają się z eksperymentami, które prowadziliśmy w naszym laboratorium, jednak tutaj mamy do czynienia z silnym rzeczywistym efektem występującym w świecie rzeczywistym. Shariff miał tutaj na myśli swoje ubiegłoroczne eksperymenty, w których wykazał, że studenci wierzący w Boga wybaczającego są znacznie bardziej skłonni do oszukiwania niż studenci wierzący w Boga karzącego. Najnowsze badania uczony przeprowadził porównując dane o przestępczości ze zbieranymi przez 26 lat danymi dotyczącymi 143 197 osób z 67 krajów. Zdaniem Shariffa jego badania to kolejny dowód na to, że koncepcja karzącego Boga mogła pojawić się jako bardzo efektywny sposób do nakłonienia ludzi do etycznych zachowań. Uczony przyznaje, że dokładny mechanizm oddziaływania takiej koncepcji na zachowania ludzi nie jest jasny. Nie wyklucza jednak, że osoby, które nie wierzą w kary po śmierci czują, że nie zapłacą za nieetyczne zachowanie. Naukowcy podkreślają, że ich spostrzeżenia to jedynie korelacja, zatem nie można ich uznawać za bezsprzecznie udowodnione. Jednak to nie pierwsze badania, pokazujące różnice w zachowaniach w zależności od wiary. W 2003 roku badacze z Uniwersytetu Harvarda odkryli, że PKB krajów rozwiniętych, w których więcej osób wierzy w piekło jest wyższe niż krajów, w których bardziej wierzy się w niebo.
  23. Niewykluczone, że tablet Surface nie będzie jedynym sprzętem Microsoftu, który wkrótce trafi do sprzedaży. Rick Sherlund, analityk firmy Nomura twierdzi, że koncern z Redmond prawdopodobnie pracuje nad własnym smartfonem. Nasze źródło w przemyśle informuje, że Microsoft prawdpodobnie prowadzi rozmowy z jednym z producentów. Ich celem jest opracowanie własnego smartfonu z Windows Phone 8 - napisał Sherlund w informacji dla inwestorów. Nie jest jasne, czy chodzi tutaj tylko o platformę referencyjną, czy też o urządzenie, które pod markę Microsoftu trafi do sprzedaży. Przedstawiciele Microsoftu, poproszeni o skomentowanie informacji Sherlunda stwierdzili, że firma bardzo ufa swoim partnerom produkującym sprzęt i wraz z nim skupia się na dostarczeniu jeszcze w bieżącym roku Windows Phone 8.
  24. Pacjenci ze stwardnieniem rozsianym (SR) rzadziej zapadają na choroby nowotworowe. Ponieważ układ odpornościowy odgrywa ważną rolę zarówno w nowotworach, jak i stwardnieniu rozsianym, postanowiliśmy sprawdzić, czy w przypadku tej grupy pacjentów ryzyko nowotworu jest inne [niż w populacji generalnej]. [Okazało się, że] niższe jest ogólne ryzyko wystąpienia nowotworu, a [wśród konkretnych jednostek] szczególnie ryzyko raka jelita grubego - podkreśla dr Elaine Kingwell z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Naukowcy porównywali liczbę przypadków chorób onkologicznych wśród chorych z SR z Kolumbii Brytyjskiej i w populacji generalnej. Choć ogólne ryzyko nowotworu, a szczególnie raka jelita grubego, spadało, zaobserwowano też pewne wzrosty. Dotyczyły one raka pęcherza moczowego i nowotworów mózgu (nie były jednak istotne statystycznie). W remitująco-nawracającej postaci SR stwierdzono znaczący wzrost ryzyka nieczerniakowego nowotworu skóry (ang. non-melanoma skin cancer, NMSC). Jeśli osoba z SR zapadała na nowotwór, w momencie postawienia diagnozy guz był większy. Na razie nie wiadomo, skąd to opóźnienie, ale lekarze mają pewne przypuszczenia. Ponieważ objawy SR są bardzo zróżnicowane i obejmują m.in. uczucie zmęczenia, możliwe, że symptomy nowotworu są maskowane czy przeoczane - uważa prof. Helen Tremlett. Kanadyjczycy podkreślają, że w ramach przyszłych badań trzeba będzie określić, czemu pacjenci z SR zawdzięczają obniżone ogólne ryzyko chorób nowotworowych.
  25. Jelenie wschodnie (Cervus nippon) podsłuchują makaki, zdobywając w ten sposób informacje o lokalizacji pożywienia. Biolodzy z Uniwersytetu w Kioto sprawdzali, w jaki sposób wokalizacje małp wpływają na związane z żerowaniem zachowanie jeleni z wyspy Yakushima. Wcześniejsze badania koncentrowały się na międzygatunkowym podsłuchiwaniu, które miało ułatwiać unikanie zagrożeń. Pierwszy raport wspominający o jeleniach zbierających owoce u podnóży drzew, na których biesiadowały małpy, pojawił się przed 8 laty. Dr Hiroki Koda z Instytutu Badań Prymatologicznych postanowił pójść o krok dalej i sprawdzić, jak C. nippon odnajdują miejsca żerowania makaków (Macaca fuscata yakui). W ramach eksperymentów ukrywał głośniki w roślinności i odtwarzał zawołania wymieniane przez jedzące małpy. Okazało się, że jelenie wschodnie gromadziły się przy głośnikach, z których nadawano "małpie radio". Gdy nie odtwarzano nagrań, robiły to bardzo rzadko. W niedalekiej przyszłości Koda zamierza sprawdzić, czy C. nippon odróżniają małpie zawołania pokarmowe. Małpy i jelenie mają wiele wspólnych punktów w menu, jednak, oczywiście, niektóre produkty odpowiadają tylko małpom albo tylko jeleniom. Kiedy makaki informują o "małpich owocach", jelenie mogą nie odpowiadać. Gęste populacje obu gatunków występują w dzikich lasach wyspy Yakushima. Kojarząc odgłosy często wydawane przez makaki z pożywnymi resztkami pod drzewem, jelenie przechodzą de facto warunkowanie klasyczne (po części małpi głos zaczyna na nie działać jak same owoce), dzięki któremu zwiększają efektywność żerowania.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...