Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36971
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Niewykluczone, że wybitny matematyk, pionier informatyki Alan Turing trafi na banknot 10-funtowy. Petycję w tej sprawie podpisało już 6000 osób. Jeśli tak by się stało Turing zastąpiłby Darwina. Thomas Thurman, autor petycji, napisał w niej, że Turing jest „bohaterem narodowym“. Jego wkład w nauki komputerowe, a zatem w życie naszego narodu i świata jest nie do przecenienia. Jego teorie mają wciąż wpływ na dzisiejsze życie i wpływ ten nigdy nie ustanie. John Graham-Cummings, informatyk, który w 2009 roku rozpoczął udaną kampanię na rzecz wystosowania przez rząd w Londynie oficjalnych przeprosin pod adresem Turinga, zgadza się, że geniusz powinien być pamiętany jako bohater narodowy. Jego zdaniem trudno jednak wybierać pomiędzy Darwinem a Turingiem. Graham-Cummings proponuje postawienie Turingowi narodowego pomnika. Mógłby on zająć pusty czwarty cokół na Trafalgar Square. Na tym najsławniejszym placu Londynu oprócz kolumny Nelsona stoją też pomniki króla Jerzego IV oraz generałów Haveloka i Napiera. Wzniesiono też czwarty cokół, jednak na postawienie na nim pomnika zabrakło pieniędzy. Od kilku lat co roku jest tam stawiane inne dzieło. Zdaniem Cummingsa, stałe miejsce na cokole mógłby zająć Turing. Decyzję o tym, czy Turing zagości na banknotach podejmie Gubernator Banku Anglii. W Wielkiej Brytanii od 1970 roku uwiecznia się na banknotach znaczące postaci. Turing mógłby trafić na 10-funtowy banknot serii F. Druk tej serii rozpoczął się w 2007 roku, wraz z pojawieniem się 20-funtowego banknotu, na którego rewersie umieszczono portret Adama Smitha, ojca współczesnej ekonomii politycznej i koncepcji wolnego rynku.
  2. W modelu mysim immunosupresja związana z zakażeniem pierwotniakami Toxoplasma gondii zmniejsza liczbę blaszek amyloidowych, a także poprawia wyniki osiągane w testach behawioralnych, np. labiryncie wodnym. Eun-Hee Shin ze College'u Medycznego Narodowego Uniwersytetu Seulskiego, główna autorka artykułu opublikowanego w PLoS ONE, postanowiła sprawdzić, w jaki sposób hamowanie procesu wytwarzania przeciwciał i komórek odpornościowych przez T. gondii wpłynie na patogenezę i postępy choroby Alzheimera. Do badań wybrano szczep myszy Tg2576. Gryzonie zainfekowano tworzącym cysty szczepem ME49. Badano poziom mediatorów zapalnych (tlenku azotu(II) i interferonu gamma) oraz cytokin przeciwzapalnych (interleukiny 10 oraz transformującego czynnika wzrostu beta). Oceniano też uszkodzenia neuronów i odkładanie złogów beta-amyloidu w tkankach mózgu. Poza tym Koreańczycy przeprowadzili testy behawioralne, w których brały udział zarówno myszy Tg2576 zakażone T. gondii, jak i wolne od zakażenia (grupa kontrolna). Zwierzęta musiały pokonywać labirynt wodny Morrisa (gdzie w dużym okrągłym basenie pod powierzchnią wody ukryta jest platforma) oraz lądowy w kształcie litery Y. Okazało się, że po zakażeniu pierwotniakiem poziom interferonu gamma nie ulegał zmianie, za to stężenia cytokin przeciwzapalnych były o wiele wyższe u myszy z grupy eksperymentalnej. W korze i hipokampie gryzoni zainfekowanych T. gondii znacznie zmniejszało się odkładanie beta-amyloidu.
  3. Trzymając w rękach broń, częściej zakładamy, że inni też ją mają. Prof. James Brockmole z University of Notre Dame przeprowadził z kolegą z Purdue University 5 eksperymentów. Ochotnikom pokazywano na komputerze serię zdjęć. Mieli oni określić, czy osoba na zdjęciu trzyma broń, czy neutralny obiekt, np. telefon komórkowy. Badani wykonywali zadanie, dzierżąc w dłoniach zabawkową broń albo coś neutralnego, np. piłeczkę. Naukowcy różnicowali przebieg poszczególnych eksperymentów. Czasem ludzie ze zdjęć nosili kominiarki; zmieniano też ich rasę oraz wymagany sposób reagowania, gdy badanym wydawało się, że mają oni ze sobą broń. Bez względu na scenariusz, ochotnicy częściej widzieli na fotografiach broń, gdy trzymali broń, a nie piłkę. Na zdolność obserwatora do wykrycia i skategoryzowania obiektu jako broni wpływają przekonania, oczekiwania i emocje. Teraz wiemy, że jego zdolność do zachowania się w określony sposób [możliwość skorzystania z broni] także bardzo zmienia rozpoznanie obiektu. Wydaje się, że ludzie mają spory problem z oddzieleniem tego, co postrzegają, od własnych myśli o tym, co mogliby [...] zrobić. Psycholodzy udowodnili, że u podłoża zaobserwowanego zjawiska leży możność działania. Okazało się bowiem, że sam widok leżącej obok broni w ogóle nie wpływał na ochotników. By coś się stało, trzeba było ją trzymać. Wyniki poprzednich badań wskazują, że ludzie postrzegają właściwości przestrzenne otoczenia w kategoriach zdolności do wykonania w nim zamierzonego działania. Brockmole wyjaśnia, że na takiej zasadzie osoby z szerszymi ramionami postrzegają drzwi jako węższe. Jak widać, w przypadku broni dzieje się coś podobnego...
  4. Przed tygodniem w National Ignition Facility (NIF) uzyskano rekordowo silny impuls lasera. W ramach badań nad nowymi źródłami energii 192 lasery wysłały jednocześnie ultrafioletowe impulsy świetlne w kierunku centralnej komory, w której uzyskano 1,875 megadżula. Każdy z impulsów trwał 23 miliardowe części sekundy i w sumie wygenerowały one moc 411 biliardów watów (TW) czyli 1000 razy większą niż potrzebna jest do zasilenia całych Stanów Zjednoczonych. To ważny krok w kierunku rozpoczęcia fuzji. Podczas przygotowań do uruchomienia NIF dokonywaliśmy wielu podobnych prób, podczas których uruchamiany był jeden laser czy też zestawy po cztery. Tym razem jednak jednocześnie wystrzeliły 192 lasery - mówi Edward Moses, dyrektor NIF. Moc laserów NIF wynosi w sumie 2,03 MJ, jednak zanim promienie dosięgną centralnej komory ich moc nieco spada ona podczas przechodzenia przez instrumenty diagnostyczne i optykę. NIF jest zatem pierwszym ośrodkiem, w którym lasery ultrafioletowe osiągnęły moc 2 MJ. To niemal 100-krotnie więcej niż możliwości innych podobnych ośrodków. Podczas testu osiągnięto też bardzo dużą precyzję produkcji energii. Odchylenie nie przekraczało 1,3%. Precyzja jest niezwykle ważna, gdyż to rozkład energii pomiędzy poszczególnymi promieniami będzie decydował o symetrii implozji w kapsułach zawierających paliwo niezbędne do rozpoczęcia fuzji. National Ignition Facility pracuje w ramach Lawrence Livermore National Laboratory. O otwarciu zakładu oraz jego zadaniach informowaliśmy w 2009 roku.
  5. Globalne ocieplenie i wywołane nim wycofywanie się lodu w Arktyce umożliwiły łatwiejszy dostęp do tamtej części globu. W połowie sierpnia ma rozpocząć się układanie pierwszego podmorskiego kabla telekomunikacyjnego w Oceanie Arktycznym. Połączy on Tokio i Londyn, a dzięki niemu czas oczekiwania na sygnał komunikacyjny pomiędzy oboma miastami skróci się z obecnych 230 do 168 milisekund. Obecnie planowane jest ułożenie trzech kabli. Dwa będą podążały Przejściem Północno-Zachodnim, a jeden wzdłuż wybrzeży Rosji. Najdłuższy z nich będzie jednocześnie najdłuższym pojedynczym włóknem optycznym. Kładzenie kabla w Arktyce będzie trudnym i niebezpiecznym zadaniem, ponadto prace będzie można prowadzić tylko przez kilka miesięcy w roku. Jednak, jak mówi Dennis Cezarenko, dyrektor Polarnet Project, ma to tę zaletę, że kablowi nie będą zagrażały trawlery i kotwice, które kilka razy w roku przerywają kable w cieplejszych wodach. W kablach biegnących na północ od Ameryki Północnej sygnał będzie wzmacniany co 50-100 kilometrów za pomocą optycznych wzmacniaczy. Planowane jest też wydrążenie tunelu w przesmyku Boothia, dzięki czemu nie trzeba będzie prowadzić kabla wokół półwyspu Boothia. Z kabla skorzystają też izolowane, lokalne społeczności w kanadyjskiej Arktyce.
  6. Specjaliści odkryli niezwykle rzadki, możliwe że jedyny w swoim rodzaju, szkodliwy kod, który nie pozostawia na zarażonym komputerze żadnych plików. Odkrycia dokonali eksperci z Kaspersky Lab, którzy zauważyli na rosyjskich witrynach kod atakujący dziurę w Javie. Kod ładuje się bezpośrednio do pamięci komputera i nie pozostawia na dysku twardym żadnych plików. Szkodliwy kod JavaScript korzysta z elementu iFrame i wstrzykuje szyfrowaną bibliotekę (.dll) bezpośrednio do procesu Javaw.exe. Wydaje się, że kod ma na celu wyłączenie mechanizmu User Account Control (UAC) oraz umożliwienie komunikowania się serwera cyberprzestępców z komputerem ofiary i ewentualnie wgranie nań trojana Lurk, wyspecjalizowanego w kradzieży danych. Z naszych analiz protokołu komunikacyjnego używanego przez Lurk wynika, że w ciągu ostatnich miesięcy serwery przestępców przetworzyły do 300 000 zapytań od zainfekowanych komputerów - stwierdził Siergiej Gołowanow z Kaspersky Lab.
  7. Widłonogi z rodzaju Pontella wyskakują z wody, by uciec drapieżnikom. W powietrzu lecą dalej niż w wodzie, poza tym czyhającym na nie rybom trudno oszacować, gdzie wylądują. Pierwsze doniesienia o latających widłonogach pochodzą już z końca XIX w., wtedy jednak sądzono, że wyskakiwanie z wody pomaga w linieniu. Później także wspominano o tym zjawisku, jednak nie przeprowadzano eksperymentów czy badań, które miałyby potwierdzić, że "skok wzwyż" to metoda na przechytrzenie drapieżników. Dr Brad Gemmell z Uniwersytetu Teksańskiego w Austin przypomina, że kontaktom drapieżnik-ofiara w kilkumilimetrowej warstwie tuż pod powierzchnią wody (neustonie) poświęcano dotąd niewiele uwagi, a szkoda, "bo to unikatowy i ważny habitat". Amerykanin stwierdził, że to dziwne, że Pontella są tak rozpowszechnione w miejscu, gdzie powinny być łatwym łupem dla ryb. W odróżnieniu od reszty swoich pobratymców nie migrują bowiem w czasie dnia na większe głębokości, by w ciemności ukryć się przed czyimiś głodnymi oczami. Zamiast się chować, pozostają blisko powierzchni wody, w dodatku są stosunkowo duże i nierzadko jaskrawozielone lub niebieskie, co zapewnia ochronę przed szkodliwym promieniowaniem ultrafioletowym. Skoro ktoś wygląda i zachowuje się, jakby chciał powiedzieć "halo, tu jestem", jak udaje mu się przetrwać? Odpowiedzią jest niezwykłe zacięcie widłonogów do skakania. Okazuje się, że w powietrzu potrafią one pokonać dystans stanowiący nawet 40-krotność długości ich ciała, która oscyluje wokół kilku milimetrów. Gemmel i inni wyliczyli, że na pokonanie napięcia powierzchniowego widłonogi zużywają 88% początkowej energii kinetycznej. Ze względu na niższą gęstość powietrza, w tym środowisku podróżują dalej niż pod wodą. Frunąc, skorupiaki wirują: wykonują 7500 obrotów na minutę. Ryby latające tracą mniej energii na przebicie się przez wodę, bo więcej ważą. W artykule opublikowanym na łamach Proceedings of the Royal Society B naukowcy wyjaśniają, że Pontella muszą balansować między (wzrastającym) ryzykiem pożarcia przez rybę a unikaniem niepotrzebnego wydatkowania energii. Decydując się na skok, mały skorupiak musi wziąć pod uwagę dodatkowe czynniki, w tym logistyczne. By nie wpaść z deszczu pod rynnę, trzeba w końcu sprawdzić, czy wydostając się z zasięgu jednych szczęk, nie natknie się na inne. Jak zwykle w takich przypadkach bywa, odkrycie możliwości widłonogów to w dużej mierze dzieło przypadku. Po lunchu Gemmell lubi bowiem przechadzać się przy uniwersyteckiej marinie. Pewnego razu zobaczył dziwny wzór na wodzie. Przypominał krople deszczu rozbijające się na powierzchni. Zafascynowany biolog wrócił do laboratorium i chwycił za zlewkę, by pobrać próbkę wody. Znalazł w niej widłonogi, które trafiły do akwarium z żywiącymi się planktonem rybami. Maleństwa unikały jednak ataków, skacząc nad wodą jak pchły. W kolejnym etapie badań zespół wybrał się do mariny z kamerą. Dzięki nagraniu zidentyfikowano dwa gatunki widłonogów: 1) Anomalocera ornata (to one znajdowały się w próbce pobranej po lunchu) oraz spokrewnione z nimi 2) Labidocera aestiva. Zarejestrowano wyczyny 89 A. ornata (metoda "skokowa" była bardzo skuteczna, bo na 89 zjedzono tylko 1 osobnika). Okazało się, że zwierzęta osiągają prędkość ok. 0,66 m/s i mogą wylądować po pokonaniu 17 cm. Po zakończeniu prac w terenie Amerykanie rozpoczęli eksperymenty w laboratorium. Za pomocą szybkiej kamery filmowali pod wodą moment wybicia L. aestiva. Okazało się, że widłonogi wprawiały się w ruch za pomocą pojedynczego sukcesywnego uderzenia odnóżami. Amerykanie podejrzewają, że niektóre gatunki widłonogów mogły sobie wypracować przystosowania ułatwiające wyskakiwanie. Wspominają m.in. o wstrzykiwaniu substancji 3-6-krotnie zmniejszających napięcie powierzchniowe wody.
  8. Amerykański Sąd Najwyższy jednogłośnie oświadczył, że nie wolno patentować testów medycznych, które polegają na badaniu zależności pomiędzy dawkami leków a ich efektami terapeutycznymi. Sędzia Stephen Breyer, który napisał uzasadnienie wyroku stwierdził, że prawa natury nie mogą być patentowane same w sobie lub w połączeniu z procesami składającymi się z dobrze rozumianych, standardowych, konwencjonalnych działań. Sporna sprawa dotyczyła interakcji pomiędzy tiopurynami a metabolitami z krwi pacjenta. Firma Prometheus Laboratories opracowała metodę, pozwalającą lekarzom na określenie bezpiecznej skuteczniej dawki tiopuryn. Po jakimś czasie nieco inną metodę opracowali lekarze z Mayo Clinic. Wówczas Prometheus pozwała klinikę o naruszenie dwóch patentów. Spór dotarł aż do Sądu Najwyższego. Sędzia Breyer stwierdził, że podstawą wynalazku Prometheusa są prawa natury, a konkretnie „związek pomiędzy koncentracją pewnych metabolitów we krwi, a prawdopodobieństwem, iż dawka tiopuryn będzie nieskuteczna bądź szkodliwa“. Sędzia zauważył, że Einstein nie mógłby opatentować swojego słynnego twierdzenia, opracowując proces, który polegałby na poinformowaniu operatorów akceleratorów cząstek, by brali pod uwagę prawo dotyczące produkcji energii z masy. Zdaniem sędziego Prometheus robi dokładnie to samo, po prostu mówi lekarzom, by zebrali dane, na podstawie których mogą określić prawdopodobieństwo pojawienia się interferencji pomiędzy metabolitami a tiopurynami. Sąd Najwyższy odrzucił też sugestię rządu federalnego, by wstępnie zezwolić na przyznawanie podobnych patentów, a które mogłyby być obalane jeśli udowodni się ich oczywistość.
  9. Ibuprofen znacząco zmniejsza częstość występowania choroby wysokościowej (Annals of Emergency Medicine). Nierozpoznana lub nieleczona ostra choroba wysokościowa może prowadzić do często śmiertelnego wysokogórskiego obrzęku mózgu (ang. high-altitude cerebral edema, HACE). W ramach studium prof. Granta Lipmana ze Szkoły Medycznej Uniwersytetu Stanforda 58 mężczyzn i 28 kobiet wybrało się w Góry Białe w Kalifornii. Spędzili noc na wysokości 4100 stóp, czyli ok. 1250 m. O ósmej rano przed rozpoczęciem wspinaczki do punktu etapowego na wysokości 11700 stóp (3566 m) podano im 600 mg ibuprofenu albo placebo. Po dotarciu do bazy o 14 zaaplikowano im kolejną dozę, ostatnią połknęli na wysokości 12570 stóp (3831 m) o 20, a więc niedługo przed położeniem się na spoczynek na szczycie góry. W grupie 44 ochotników, którzy dostali ibuprofen (ponieważ próba była podwójnie ślepa, ani sami ochotnicy, ani badacze nie wiedzieli, kto co zażył), 19 (43%) miało objawy choroby wysokościowej. Dla porównania: w 42-osobowej grupie placebo odnotowano je u 29 członków (69%). Oznacza to, że ibuprofen zmniejszył częstość występowania choroby wysokościowej aż o 26%. Amerykanie podkreślają, że objawy, które wystąpiły u badanych zażywających ibuprofen, były lżejsze, choć różnica pomiędzy grupami nie osiągnęła poziomu istotności statystycznej. Profil bezpieczeństwa ibuprofenu sprawia, że jest on atrakcyjniejszą alternatywą niż deksametazon [syntetyczny glikokortykosteroid o silnym i długotrwałym działaniu przeciwzapalnym, przeciwalergicznym], który powiązano z hiperglikemią, supresją nadnerczy, majaczeniem, depresją, bezsennością i manią. Efekty uboczne [drugiego z leków stosowanych w zapobieganiu chorobie górskiej] acetazolamidu - mdłości, zawroty głowy i zmęczenie - są zazwyczaj dobrze tolerowane, ale zdarza się, że upośledzają działanie w takim samym stopniu jak ostra choroba wysokościowa. Badacze z Uniwersytetu Stanforda przekonują, że sama dostępność ibuprofenu jest jego dużym plusem. Dodatkowo można go zażyć na 6 godzin przed wyjściem w góry, podczas gdy o połknięciu acetazolamidu trzeba pomyśleć dzień przed wyprawą. Autorzy artykułu dodają, że choć 600 mg ibuprofenu zapewni najlepszą ochronę, należy wziąć pod uwagę możliwość problemów żołądkowo-jelitowych i nerkowych u odwodnionych przez wysiłek turystów.
  10. Amazon kupi firmę Kiva Systems, producenta robotów obsługujących magazyny. Transakcja warta 775 milionów dolarów to największe przejęcie dokonane przez Amazona od 2009 roku, kiedy to koncern Bezosa kupił Zappos. Istniejąca od 10 lat Kiva produkuje roboty, które krążą po magazynie i przewożą niewielkie przenośne regały, transportując towary, które zostały zamówione przez klientów. Roboty podjeżdżają z nimi do stanowiska, w którym pracuje człowiek realizujący zamówienie. Pracownik zdejmuje z półki towar, skanuje go, by się upewnić, że zamówienie zostanie prawidłowo zrealizowane i pakuje. Roboty czekają zaś cierpliwe w kolejce z kolejnymi regałami. Roboty Kiva nie są tanie. Startowy zestaw kosztuje 1-2 milionów dolarów, a wyposażenie dużego magazynu, w którym zatrudnionych jest 1000 robotów to wydatek rzędu 15-20 milionów dolarów. Przygotowanie takiego magazynu trwa około 6 miesięcy. Tyle czasu potrzeba na jego zaplanowanie, przeprowadzenie symulacji i testów. Później konieczne jest odpowiednie przeszkolenie załogi. Jednak taki zautomatyzowany magazyn oznacza znaczne oszczędności czasu i pieniędzy, więc inwestycja szybko się zwraca.
  11. Prof. Ehud Grossman z Uniwersytetu w Tel Awiwie uważa, że wiele leków przeciwbólowych bez recepty i na receptę przyczynia się do wzrostu ciśnienia, a jak wiadomo, nadciśnienie to czynnik ryzyka zawałów czy udaru. Składniki leków mogą podwyższać ciśnienie albo interferować z działaniem leków na nadciśnienie. Diagnozując przyczyny nadciśnienia, często przeocza się leki bez recepty takie jak ibuprofen. W swoim przeglądzie medykamentów związanych z podnoszeniem ciśnienia, który ukazał się w piśmie American Journal of Medicine, prof. Grossman podkreśla, że wiele z nich znajduje się w powszechnym użyciu. Z długiej listy warto wymienić choćby pigułki antykoncepcyjne, antydepresanty, antybiotyki czy niesteroidowe leki przeciwzapalne. Choć podnoszenie ciśnienia jest znanym efektem ubocznym wielu preparatów, lekarze nie zawsze uwzględniają to w planie terapii i nie informują pacjentów o potencjalnym ryzyku. W konkretnych przypadkach można zaś przecież zmniejszyć dawkę albo dodać lek przeciwnadciśnieniowy. Izraelczyk podkreśla, że świadomość działania leków powinna wzrosnąć zarówno po stronie lekarza, jak i pacjenta. W niektórych przypadkach wzrost ciśnienia można uznać za tolerowalny efekt uboczny działania leków bardzo skutecznych w kontrolowaniu przebiegu innych chorób. W swoim wywodzie profesor wspomniał m.in. o lekach blokujących miejscowe działanie angiogenetycznych czynników wzrostu (anty-VEGF), które hamują rozwój unaczynienia guzów litych.
  12. Jeśli kobiety jedzą mniej czerwonego mięsa, niż zalecają normy, częściej diagnozuje się u nich zaburzenia depresyjne i lękowe (Psychotherapy Psychosomatics). Prof. Felice Jacka z Deakin University badała związek między spożyciem wołowiny i jagnięciny a obecnością zaburzeń depresyjnych oraz lękowych w ponadtysięcznej grupie kobiet z australijskiego regionu Geeleong. Pierwotnie myśleliśmy, że czerwone mięso może nie być dobre dla zdrowia psychicznego, bo badania z innych państw pokazały, że jego konsumpcja wiąże z czynnikami ryzyka dla zdrowia fizycznego. Okazuje się jednak, że jedzenie czerwonego mięsa jest dość istotne dla dobrostanu psychicznego. Kiedy przyglądaliśmy się paniom, w przypadku których spożycie czerwonego mięsa plasowało się poniżej normy, okazało się, że zaburzenia depresyjne i lękowe są u nich stwierdzane 2-krotnie częściej niż w grupie spożywającej zalecane ilości. Nawet jeśli wzięto pod uwagę ogólną wartość diety [czy jest zdrowa, czy nie], a także czynniki takie jak status socjoekonomiczny, poziom aktywności fizycznej, palenie, waga i wiek, związek między konsumpcją czerwonego mięsa a zdrowiem psychicznym nadal występował. Co ciekawe, w przypadku innych form białka, np. białek roślinnych, rybnych, wieprzowych czy drobiowych, nie zaobserwowano analogicznej korelacji. Tylko 19 badanych kobiet było wegetariankami i wyniki pozostały takie same po ich wykluczeniu z analizy. Jedzenie większych ilości czerwonego mięsa, niż zalecają normy, także nie jest dobre, bo okazuje się, że wpływa tak samo, jak za małe ilości: pojawiają się depresja i stany lękowe. Wiemy już, że ogólna jakość diety jest ważna dla zdrowia psychicznego. Wydaje się jednak, że jedzenie umiarkowanych ilości czerwonego mięsa, ok. 3-4 porcji wielkości dłoni, także może mieć znaczenie. Australijka podkreśla, że warto polegać na mięsie z wolnego wypasu, bo w odróżnieniu od mięs zwierząt karmionych paszą zbożową, zawiera więcej kwasów tłuszczowych typu omega-3 i mniej tłuszczów nasyconych.
  13. Windows 8 będzie miał wersję dla procesorów ARM, jednak wraz z przewidzianym na jesień bieżącego roku debiutem systemu, na rynku może pojawić się mniej niż pięć urządzeń korzystających z tej wersji systemu z Redmond. Jednocześnie zadebiutuje ponad 40 urządzeń z Windows 8 dla procesorów x86. Przyczyną tak małego zainteresowania producentów urządzeń z ARM systemem Windows są wysokie wymagania, jakie Microsoft stawia przed tego typu gadżetami. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że Asus i Nokia już pracują nad windowsowymi tabletami z układem ARM. Niewykluczone, że takie urządzenie pokaże też HP, ale firma skupi się przede wszystkim na platformie x86. Z kolei Dell, Lenovo i Samsung najprawdopodobniej, przynajmniej na początku, będą produkowały urządzenia tylko z procesorami x86.
  14. Żółw skórzasty (Dermochelys coriacea) nie należy do ułomków: jako dorosłe zwierzę ma średnio 1-2 m długości i waży do 700 kg. Choć trudno w to uwierzyć, żywi się wyłącznie niskokalorycznymi galaretowatymi stworami: krążkopławami. Gad jest krytycznie zagrożony wyginięciem, ale niewiele wiadomo o jego strategiach żerowania i opłacalności podróży w poszukiwaniu pokarmu, bo plaże, na których się rozmnaża i okolice na dużych szerokościach geograficznych, gdzie się stołuje, dzieli nawet 9 tys. km. Teraz, dzięki kamerom przymocowanym do karapaksów 19 osobników, udało się zdobyć nieco więcej informacji na ten temat. Susan Heaslip z Dalhousie University śledziła żółwie w wodach szelfowych u wybrzeży Cape Breton, gdzie latem tworzą duże grupy. Gdy wychynęły na powierzchnię, by zaczerpnąć powietrza, pani biolog szybko przyczepiała kamery do ich grzbietu. Za pomocą GPS-u i nagrań wideo ustalano, jak podczas dziennego żerowania zachowują się gady i jak się to ma do różnych cech ofiar, np. ich rozmiarów, typu oraz częstości napotykania. Filmowano metodą ciągłą (średnia długość nagrania to 1:53 h, ale w przypadku poszczególnych osobników wahała się ona od 0:08 do 3:38 h). W sumie udokumentowano 601 zakończonych sukcesem polowań. Dominującą częścią menu były bełtwy festonowe (83-100%), ale D. coriacea nie gardziły też chełbiami modrymi. Nic dziwnego, że żółwie skórzaste stawiają właśnie na bełtwy, bo to największe meduzy na świecie. Poza gabarytami jest jeszcze jeden powód. O ile w przypadku innych drapieżników wskaźnik udanych polowań jest daleki od 100%, o tyle D. coriacea nigdy nie chybia. Jedyne, co musi zrobić, to znaleźć ofiarę. Chociaż mówienie o "znajdowaniu" jest i tak nadużyciem, bo latem w wodach kanadyjskich bełtwy tworzą spore stada. Podczas jednego zanurzenia gad wpada na kilka meduz. Heaslip zauważyła, że żółwie atakowały większość meduz w zasięgu "oka" kamery. Wydaje się, że konsumowały ofiary w całości i to w zaledwie minutę. Ze względu na różnicę osiąganych prędkości, gady doganiały meduzę w ok. 22 s. Kanadyjczycy wyliczyli, że gad ważący średnio 455 kg zjadał dziennie 73% masy swojego ciała, co stanowiło równowartość 3-7-krotności dobowego zapotrzebowania metabolicznego. Spożywając 16 tys. kalorii, można ze spokojem myśleć o wyczerpującej wyprawie do miejsca, gdzie odbywają się gody.
  15. Czaszka sprzed 130 mln lat należy do nieznanego dotąd gatunku krokodyla. Na cześć pisarza Rudyarda Kipilinga, którego fascynowały nauki przyrodnicze, staremu nowemu członkowi królestwa zwierząt nadano nazwę Goniopholis kiplini. Przed 3 laty na okaz natrafił Richard Edmonds. Zajmował się wtedy rutynowym badaniem okolic Swanage we wschodniej części hrabstwa Dorset (to tutaj znajduje się kraniec Wybrzeża Jurajskiego, miejsca wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO). Po uzyskaniu niezbędnych pozwoleń od Natural England oraz miejscowego Ratusza, Edmonds wydobył czaszkę przy pomocy Steve'a Etchesa i Chrisa Moore'a. Po wstępnej obróbce Edmonds i jego syn Alex zorientowali się, że obiekt może mieć większe znaczenie naukowe, dlatego wysłano go do zbadania na Uniwersytet Bristolski. Mimo 200 lat zbieractwa wzdłuż naznaczonego erozją wybrzeża nadal są znajdowane okazy nieznane nauce. Zapisowi kopalnemu daleko do kompletności, lecz szanse na sfosylizowanie istoty tak dużej jak ten krokodyl są bardzo małe - podkreśla Edmonds, który prorokuje, że na Wybrzeżu Jurajskim w ciągu najbliższych lat nadal będzie dochodzić do większych i mniejszych odkryć. Czaszka została podarowana Muzeum Hrabstwa Dorset. O G. kiplini wiadomo na razie niewiele. Naukowcy podają, że olbrzymi krokodyl z wczesnej jury dzielił habitat, płytką lagunę, m.in. z rybami czy żółwiami. Pływał sobie i od czasu do czasu kłapał zębami na chodzące po brzegu dinozaury.
  16. Uniwersytet Hebrajski w Jerozolimie udostępni całe archiwum Alberta Einsteina. Dzięki internetowi będziemy mogli zapoznać się zarówno z listami miłosnymi uczonego, jak i z jego notatkami, które tworzył pracując nad swoimi teoriami. Od 2003 roku w sieci dostępnych jest około 900 zdjęć manuskryptów oraz niekompletny spis obejmujący około połowy archiwum. Teraz, dzięki pieniądzom z Polonsky Foundation, która wcześniej pomogła zdigitalizować prace Izaaka Newtona, zapoznamy się z 80 000 dokumentów i innych przedmiotów, które zostawił Einstein. Projekt digitalizacji całości archiwów rozpoczęto 19 marca 2012 roku. Uruchomiono witrynę alberteinstein.info, na której można będzie zapoznawać się ze spuścizną fizyka. Obecnie można na niej oglądać 2000 dokumentów, na które składa się 7000 stron.
  17. The New York Times obniżył o połowę miesięczną liczbę artykułów, które użytkownik może przeczytać bezpłatnie. Od kwietnia nie trzeba będzie płacić za 10 pierwszych czytanych tekstów w miesiącu. W ten sposób wydawca NYT chce skłonić więcej osób do płacenia za treści. Obecnie z NYT oraz International Herald Tribune mają 454 000 subskrybentów. New York Times oferuje kilka rodzajów subskrypcji. Najtańsza, kosztująca 15 dolarów miesięcznie, pozwala na dostęp do witryny oraz korzystanie z aplikacji dla smartfona. Za 20 dolarów możemy skorzystać z dostępu na pececie i tablecie. Jeśli zaś chcemy czytać New York Timesa na komputerze, smartfonie i tablecie musimy zapłacić 35 dolarów miesięcznie. W ubiegłym roku, gdy New York Times zaczął wprowadzać płatności za elektroniczną wersję, wielu nie wierzyło w powodzenie przedsięwzięcia. Wciąż nie wiadomo, na ile jest ono opłacalne. Przez pierwsze cztery tygodnie za pełny dostęp obowiązuje cena 0,99 USD. Nie wiadomo, ile osób pozostaje subskrybentami po okresie promocyjnym. Z badań profesora Marka Perry’ego z University of Michigan wynika, że w 2011 roku rynek amerykańskiej reklamy prasowej był warty 20,7 miliarda USD. Równie zły wynik zanotowano ostatnio w 1951 roku, gdy, po uwzględnieniu spadku wartości pieniądza, rynek reklamowy wart był 19,5 miliarda dolarów. Tymczasem liczba subskrybentów New York Timesa rośnie. Gdy wprowadzano płatny dostęp po trzech miesiącach korzystało z niego 281 000 osób. Obecnie jest ich o 170 000 więcej.
  18. Pasożytnicze osy (parazytoidy) składają jaja wewnątrz różnych organizmów, m.in. mszycy burakowej (Aphis fabae). Okazuje się jednak, że wprowadzając do środka jaja, mogą też nieświadomie zaszczepić ofiarę na swój własny gatunek. Nakłuwając powłoki ciała różnych pluskwiaków, przenoszą bowiem między nimi bakterie symbiotyczne, które zabijają larwy os. Korzystne dla mszyc bakterie Hamiltonella defensa czy Regiella insecticola są najczęściej przekazywane z matki na potomstwo, możliwe jest jednak rozpowszechnianie wśród niespokrewnionych osobników. Jedna z dróg to transfer między partnerami seksualnymi. Teraz szwajcarscy naukowcy Lukas Gehrer i Christoph Vorburger wykazali, że nakłuwając najpierw nosiciela bakterii, a potem mszycę pozbawioną fakultatywnych endosymbiontów, pasożytnicze osy rozprowadzają pożyteczne mikroorganizmy również w pokoleniach pluskwiaków, które rozmnażają się przez dzieworództwo. Gehrer i Vorburger pozwolili dwóm gatunkom parazytoidów zaatakować najpierw A. fabae z endosymbiontami, a później grupę niewyposażoną w mikrosojuszników. Osy nakłuwały wiele mszyc. Przeżyło tylko 38%; 9% przejęło przenoszone przez osy bakterie. Panowie tłumaczą, że pokładełko samicy (narząd do składania jaj) wydaje się działać jak brudna igła. Z wiadomych względów transfer endosymbiontów jest niekorzystny z punktu widzenia os, niewykluczone więc, że wykształciły one jakieś mechanizmy zabezpieczające przed tym mechanizmem. Pozwoliłoby to wyjaśnić, czemu zachodzi on tak rzadko. Szwajcarzy testowali też ektopasożytnicze roztocze, ale nie zauważyli, by w jakikolwiek sposób przyczyniały się one do poziomej transmisji endosymbiotycznych bakterii, których obecność stwierdzano za pomocą reakcji łańcuchowej polimerazy (PCR). Podczas eksperymentów osy wylęgające się z mszyc zainfekowanych bakteryjnymi endosymbiontami nie przenosiły ich na żywicieli swojego potomstwa.
  19. Grupa naukowców położyła fundamenty pod skonstruowanie niezwykle dokładnego zegara atomowego. Zegara, który może pomylić się o 1/10 sekundy w ciągu 14 miliardów lat. Takie urządzenie byłoby przydatne do nawiązywania bezpiecznej łączności oraz posłużyłoby do zbadania postaw fizyki. Obecnie najdokładniejszy zegar atomowy świata - brytyjski CsF2 - może wykazać odchylenie o 1 sekundę na 138 milionów lat. Obecnie używane zegary atomowe są wystarczająco dokładne do większości zastosowań. Są jednak takie dziedziny, w których posiadanie dokładniejszego zegara jest bardzo pożądane - mówi profesor Alex Kuzmich z Georgia Institute of Technology. Oprócz fizyków z Georgii w pracach zespołu brali udział naukowcy z australijskiego University of New South Wales oraz University of Nevada. Zegary atomowe do pomiaru czasu wykorzystują drgania elektronów w atomach wywoływane przez działanie laserów. Jednak elektrony są podatne na oddziaływanie pola elektrycznego i magnetycznego, co zaburza ich dokładność. Naukowcy z USA i Australii wpadli na pomysł, by zamiast elektronów wykorzystać neutrony, które są cięższe i gęściej upakowane, zatem mniej podatne na wpływy zewnętrzne. Zegar neutronowy powinien być zatem dokładniejszy od opartego na elektronach. W naszym artykule pokazaliśmy, że za pomocą lasera można tak wpłynąć na orientację elektronów, że będziemy mogli wykorzystać neutrony w roli wahadła odmierzającego czas. Jako, że neutrony są gęsto upakowane, czynniki zewnętrzne nie będą miały niemal żadnego wpływu na ich drgania - mówi Corey Campbell, główny autor artykułu. Uczeni proponują wykorzystać petahercowy (1015) laser do wzbudzenia jonu toru 229. Taki zegar będzie pracował tylko w bardzo niskich temperaturach, rzędu ułamków kelwina. Zwykle takie temperatury uzyskuje się za pomocą lasera, jednak tutaj będzie to stanowiło problem, gdyż laser jest wykorzystywany do wzbudzenia jonów. Naukowcy zaproponowali użycie jonu toru 232 obok toru 229. Tor 232 reaguje na inną częstotliwość światła lasera niż tor 229. Cięższy jon miałby zostać schłodzony i schłodzić cały system, bez wpływania na oscylacje toru 229.
  20. Jak dowiadujemy się z listu polskiej europarlamentarzystki Lidii Geringer de Oedenberg, w głosowaniu nad zmianami w europejskich przepisach dotyczących praw autorskich wzięło udział... 113% obecnych. Pierwszego marca bieżącego roku Komisja Prawna (JURI) UE głosowała nad wniesioną przez Geringer de Oedenberg poprawką dotyczącą dzieł osieroconych. Są to dzieła, co do których nie można ustalić właściciela praw autorskich, w związku z czym nie wiadomo, do kogo należy wystąpić z prośbą o zgodę na ich ponowną publikację. Polska europarlamentarzystka proponowała, by dzieła takie można było publikować. Z oficjalnego protokołu, który otrzymała pani poseł wynika, że obecnych było 23 z 24 członków Komisji. Jednak, jak stwierdzono w protokole, za poprawką poseł Geringer de Oedenberg głosowało 12 osób, a przeciwko - 14. W liście pani poseł zwraca uwagę, że podobna sytuacja miała miejsce też podczas głosowań nad innymi poprawkami, nad którymi głosowało od 24 do 25 osób, mimo iż obecnych było 23 członków Komitetu. Biuro pani poseł poinfromowało nas, że Lidia Geringer de Oedenberg otrzymała odpowiedź na swój list, jednak jest ona niesatysfakcjonująca, w związku z czym europarlamentarzystka nadal będzie domagała się wyjaśnień.
  21. Przed 2,5 miliardami lat, zanim w atmosferze Ziemi pojawił się tlen, jej skład wielokrotnie się zmieniał, przechodząc pomiędzy stanem atmosfery bogatej w węglowodory i pozbawionej tych związków. Zdaniem uczonych z Newcastle University, taka huśtawka składu jest podobna do procesów zachodzących obecnie na Tytanie, księżycu Saturna, a jej przyczyną była działalność mikroorganizmów. Używane dotychczas modele wskazywały, że wczesna atmosfera Ziemi mogła zostać ogrzana przez rodzaj organicznej mgły. Przeprowadziliśmy geochemiczne analizy osadów, które dowiodły istnienia takiego zjawiska. Jednak zamiast długotrwałego ‚mglistego’ okresu znaleźliśmy sygnały wskazujące, że dochodziło raczej do huśtawki zmian w składzie, spowodowanej działalnością mikroorganizmów - mówi doktor Aubrey Zerkle. To daje nam wgląd we wczesną atmosferę Ziemi, jeszcze sprzed okresu wzbogacenia jej w tlen, i pokazuje, jak ważną rolę odgrywał wówczas metan - dodaje. Naukowcy przeanalizowali liczące sobie 2,65-2,5 miliarda lat osady z południa Afryki. Znaleźli dowody, że mikroorganizmy żyjące w oceanach produkowały tlen, jednak izotopy węgla i siarki wskazują, iż niewiele z tego tlenu przedostawało się do atmosfery. Z badań wynika również, że ciągłe wahania składu skończyły się, gdy do atmosfery przedostała się wystarczająca ilość tlenu. Najbardziej zdumiewającym odkryciem jest fakt, że te zmiany były nieciągłe. Atmosfera przechodziła od jednego stabilnego stanu, w drugi stan stabilny. To przypomina procesy klimatyczne, które zachodzą obecnie, i pokazuje, jak bardzo delikatna równowaga może istnieć pomiędzy różnymi stanami atmosfery - dodaje współautor badań, doktor James Farquhar z University of Maryland.
  22. Natężenie tendencji do błądzenia myślami zależy od pojemności pamięci roboczej. Daniel Levinson i Richard Davidson z University of Wisconsin-Madison oraz Jonathan Smallwood z Max Planck Institute for Human Cognitive and Brain Science prosili ochotników o wykonywanie jednej z prostych czynności. Należało naciskać klawisz, gdy na ekranie wyświetlała się dana litera albo naciskać guzik w tempie odpowiadającym oddechowi. Później psycholodzy porównywali natężenie błądzenia myślami. Celowo posłużyliśmy się zadaniami, które nie pochłaniają całej naszej uwagi. Zastanawialiśmy się przy tym, co ludzie robią z wolnymi zasobami - wyjaśnia Smallwood. Naukowcy co pewien czas pytali badanych, czy koncentrują się na zadaniu, czy myślą o czymś innym. Na końcu zmierzono pojemność pamięci roboczej. Należało zapamiętywać serie liter, które poprzeplatano łatwymi pytaniami matematycznymi. Ludzie z większą pojemnością pamięci roboczej częściej przyznawali się do błądzenia myślami w czasie wykonywania prostych zadań, przy czym poziom wykonania nie ulegał wcale obniżeniu. Studium wydaje się sugerować, że kiedy pozwalają na to okoliczności realizacji zadań, ludzie z dodatkowymi zasobami pamięci roboczej wykorzystują je do myślenia o czymś innym niż aktualnie wykonywana czynność - podkreśla Smallwood. Co ciekawe, gdy ludziom da się równie łatwe, ale wypełnione "rozpraszczami" (podobnie ukształtowanymi literami) zadanie, związek między pamięcią roboczą a błądzeniem myślami zanika. Skupienie całej uwagi na doświadczeniu wzrokowym zrównuje ludzi i eliminuje błądzenie myślami [...] - podkreśla Levinson. Psycholodzy sądzą, że mózg stara się po prostu alokować zasoby, by zająć się najbardziej palącymi problemami. Zdarza się jednak, że daje się on sprowadzić na manowce. Kiedy podczas czytania orientujemy się, że dziwnym trafem nie zrozumieliśmy ani jednego słowa z kilku stron książki, jest trochę tak, jakby uwaga została tak mocno wciągnięta w bujanie w obłokach, że zabrakło zasobów, by zapamiętać, że to czytanie jest celem - wspomina Levinson. Osoby z dużą pamięcią roboczą nie są wcale skazane na błądzenie myślami. Stanowi ona pewien zasób i należy go po prostu dobrze wykorzystać. Jeśli twoim priorytetem jest utrzymanie uwagi na zadaniu, możesz do tego wykorzystać pamięć roboczą.
  23. Dyrektor CIA David Petraeus stwierdził, że powstający na naszych oczach Internet of Things będzie nieocenionym źródłem informacji dla agencji wywiadowczych. Komunikujące się z internetem samochody, lodówki czy telewizory ułatwią zdobycie wielu danych na temat osób, którymi interesuje się np. CIA. Co prawda agencja ma bardzo ograniczoną możliwość działania na terenie USA, jednak np. kwestie zbierania danych o lokalizacji osób nie są ostatecznie rozstrzygnięte i istnieje tutaj spore pole do interpretacji. Coraz więcej urządzeń codziennego użytku będzie podłączonych do sieci i będą przekazywały o sobie informacje do zewnętrznych serwerów. Petraeus zauważa, że w takiej sytuacji trzeba będzie przedefiniować takie pojęcia jak „prywatność“ czy „sekret“. O ile podłączona do internetu lodówka może co najwyżej wysłać na zewnątrz informacje o tym, że ktoś z niej skorzystał, a zatem jest w domu, to już telefon lub konsola do gier mogą służyć do bardzo szerokiej inwigilacji. Z kolei zawartość domowego serwera multimediów zdradzi nasze zainteresowania. Agendy rządowe będą zatem mogły z olbrzymią łatwością zbierać informacje o naszych zwyczajach, rozkładzie dnia czy preferencjach dotyczących muzyki, filmu i literatury. Petraeus zwrócił też uwagę, że CIA będzie musiała nauczyć się tworzenia cyfrowej tożsamości dla swoich oficerów operacyjnych oraz jej błyskawicznego usuwania z sieci w razie potrzeby.
  24. Zespół z Mayo Clinic nauczył układ immunologiczny myszy zwalczania czerniaka złośliwego. Do spokrewnionego z wirusem wścieklizny wirusa pęcherzykowatego zapalenia jamy ustnej wprowadzono DNA pobrane z ludzkich komórek czerniaka. Dzięki temu szereg genów można było wprowadzić bezpośrednio do guza. Na wczesnym etapie badań w mniej niż 3 miesiące z minimalnymi skutkami ubocznymi wyleczono 60% gryzoni. Sądzimy, że ta technika pozwoli nam zidentyfikować całkowicie nowy zestaw genów, które kodują antygeny ważne dla stymulowania układu odpornościowego, tak aby odrzucił on nowotwór. [...] Zauważyliśmy, że by odrzucenie guza było najskuteczniejsze, u myszy kilka białek musi ulegać jednoczesnej ekspresji - tłumaczy dr Richard Vile. Wierzę, że uda nam się stworzyć eksperymentalne szczepionki, dzięki którym po kolei wyeliminujemy wszystkie nowotwory. Szczepiąc przeciwko wielu białkom naraz, mamy nadzieję leczyć guzy pierwotne i chronić przed wznową. Szczepionki powstające w ramach nurtu immunoterapii nowotworowej bazują na spostrzeżeniu, że guzy przystosowują się do powtarzalnych ataków układu odpornościowego, zmniejszając liczbę antygenów na powierzchni komórek. Przez to układowi odpornościowemu trudniej jest je rozpoznać. O ile jednak nowotwory mogą się nauczyć ukrywać przed zwykłym układem odpornościowym, o tyle nie są w stanie uciec przed układem immunologicznym wytrenowanym przez zmodyfikowany genetycznie wirus pęcherzykowatego zapalenia jamy ustnej. Nikt nie wie, ile antygenów układ odpornościowy widzi na powierzchni komórek nowotworowych. Doprowadzając do ekspresji wszystkich białek w wysoce immunogennych wirusach, zwiększamy ich widoczność dla systemu odpornościowego - wyjaśnia dr Vile.
  25. Naukowcy z Jackson Laboratory prowadzili badania na młodych myszach z genetyczną podatnością na jaskrę. Zauważyli, że jednorazowe potraktowanie pojedynczego oka promieniami rentgena zapewnia przeważnie całkowitą ochronę przed chorobą prowadząca do postępującego i nieodwracalnego uszkodzenia nerwu wzrokowego i komórek zwojowych siatkówki. W dodatku ochronę na całe życie... Doktorzy Gareth Howell i Simon John posłużyli się też metodami genomicznymi, które miały pozwolić określić, jakie szlaki ulegają zmianie na samym początku choroby. Około 10 lat temu laboratorium Johna wykazało, że przygotowujące do przeszczepu szpiku kostnego napromienianie całego ciała zapewnia ochronę przed jaskrą. Rok później jaskry nie wykryto w 97% napromienianych oczu, w porównaniu do 20% oczu w grupie kontrolnej. Niecodzienne spostrzeżenie pokrywa się z obserwacjami epidemiologów śledzących losy osób, które przeżyły zrzucenie bomb atomowych na Nagasaki i Hiroszimę. O ile ekspozycja na promieniowanie zwiększała zapadalność na raka tarczycy i inne nowotwory, o tyle wydawała się chronić przed jaskrą. Ostatnie badanie laboratorium Johna demonstruje, że zabezpieczająco działa również napromienianie pojedynczego oka. W dodatku sprawdzają się dawki niższe niż zastosowane poprzednio. Zanim jednak przejdziemy do działań na ludziach, trzeba przeprowadzić badania na innych modelach zwierzęcych. Pozwolą one na ocenę skuteczności oraz bezpieczeństwa tego typu zabiegów. Studium wykazało, że w odpowiedzi na wczesny stres tkankowy do nerwu wzrokowego i siatkówki migrują monocyty, które wydzielają substancje uszkadzające nerw wzrokowy. Wnikanie monocytów, największych z leukocytów, wydaje się częściowo kontrolowane przez komórki śródbłonka, a więc wysoce wyspecjalizowaną wyściółkę naczyń. Radioterapia zmienia reakcję komórek endothelium na stres. Choć potrzeba dalszych badań, by zrozumieć, w jaki sposób napromienianie zapewnia długoterminową ochronę, wydaje się, że utrudnia ono przyleganie i migrację monocytów w rejony oka podatne na uszkodzenie nerwu - podsumowuje Howell.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...