Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Stella Remington, była szefowa brytyjskiego kontrwywiadu (MI5) uważa, że to USA ponoszą winę za wyciek tajnych dokumentów do Wikileaks. Jednocześnie skrytykowała ona założyciela Wikileaks, Juliana Assange’a, za ujawnienie tych dokumentów. Uważam, że nie można tolerować sytuacji, w której olbrzymia ilość dokumentów została ot tak udostępniona publicznie przez Juliana Assange’a i Wikileaks - mówi Remington. Jej zdaniem Assange naraził ludzkie życie. Ponadto jest naiwny sądząc, że jego działanie coś zmieni. Zdaniem Remington zmieni się tylko tyle, że rządy będą działały w jeszcze większej tajemnicy. Innymi słowy Wikileaks osiągnie efekt odwrotny od zamierzonego. Jak uważa była szefowa MI5, tylko niewielka część dokumentów, tych związanych z bezpieczeństwem, powinna być naprawdę tajna. Tymczasem rządy utajniają niepotrzebnie olbrzymią ilość informacji przez co dane istotne są wymieszane z nieistotnymi i maja do nich dostęp ludzie tacy jak Bradley Manning. W rzeczywistości zaś utajnionych powinno być mniej informacji i mniej osób powinno mieć do nich dostęp. Odnosząc się do samego Assange’a, który schronił się w londyńskiej ambasadzie Ekwadoru i otrzymał azyl pani Remington powiedziała: myślę, że mój rząd będzie czekał, by zobaczyć, co się wydarzy.
  2. Wiele szympansów mieszkających w rezerwatach jest nosicielami opornego szczepu gronkowca złocistego związanego z ludzką odmianą tej bakterii. Eksperci obawiają się, że takie zwierzęta, jeśli zostałyby wypuszczone na wolność, mogłyby zarazić dzikie populacje. Badania prowadzone przez naukowców z Niemiec, USA, Ugandy i Zambii wykazały obecność gronkowca u 36 szympansów. To 58% ze wszystkich przebadanych zwierząt. U 10% gronkowiec wykazywał cechy oporności na wiele leków. Jednym z największych zagrożeń dla dzikich małp jest możliwość zarażenia się od ludzi nowym patogenem - stwierdził współautor badań, Thomas Gillespie z Emory University. Wśród dzikich małp niemal nie spotyka się osobników będących nosicielami patogenów opornych na antybiotyki. Dotychczas stwierdzono tylko jeden przypadek żyjącej wolno małpy, która była zarażona opornym gronkowcem. Naukowcy mają nadzieję, że określą drogę zarażania małp przez ludzi. Jednak wyniki badań są przerażające. O skali problemu niech świadczy fakt, że w samych tylko USA oporne gronkowce zagrażają życiu 94 000 osób rocznie, a ponad 18 000 osób umiera z powodu zakażeń tymi patogenami. Nie wiadomo, jak bardzo ucierpiałaby populacja dzikich małp, gdyby wśród nich pojawiła się taka bakteria. Badania grupy pracującej pod kierunkiem Fabiana Leendertza z Instytutu Roberta Kocha w Berlinie pokazują, jak wielka ostrożność jest potrzebna przy reintrodukcji małp z rezerwatów do ich naturalnego środowiska. Jest jeszcze dodatkowy problem. Szympansy z rezerwatu mogą stać się inkubatorem, w którym patogen wyewoluuje i, niewykluczone, jakaś jego jeszcze bardziej zjadliwa postać zarazi człowieka - mówi Gillespie.
  3. Usuwanie czaszek z pochówków, wykorzystanie ich w rytuałach i ponowne pogrzebanie w specjalnych dołach to częsta praktyka w epoce kamienia. Dotąd sądzono, że stanowiła ona formę kultu przodków, jednak ostatnie znaleziska ze stanowiska Tell Qarassa North w południowej Syrii w postaci czaszek ze zniszczoną częścią twarzową sugerują, że najwyraźniej idealizowaliśmy pierwsze neolityczne społeczeństwa. Juan José Ibañez z hiszpańskiego Narodowego Komitetu Badań Naukowych, jeden z autorów raportu, który ukazał się w American Journal of Physical Anthropology, uważa, że kultury z neolitu preceramicznego B mogły wierzyć, że zmarli młodzi mężczyźni nadal zagrażają żywym. Kiedy ludzie zaczęli razem mieszkać, potrzebowali spoiwa społecznego. Czczenie przodków doskonale się do tego celu nadawało [a klastry czaszek często tworzono w pobliżu lub wręcz pod domostwami, co tylko potwierdzało wstępną hipotezę]. Niestety, syryjskie odkrycie zaburzyło tę idylliczną wizję. Czaszki z Tell Qarassa North były czysto oddzielone od kręgosłupa, co oznacza, że operację przeprowadzano, gdy zwłoki zaczęły się już rozkładać. Ślady na kościach wskazują, że niektóre ciała leżały w ziemi dłużej niż pozostałe. Datowanie ujawniło, że czaszki pochodzą z 2. połowy dziewiątego tysiąclecia przed naszą erą. Dwie grupy czaszek ułożono na podłodze pomieszczenia w taki sposób, że utworzyły one okręgi. Poza dwiema - dziecięcą i należącą do osoby w wieku ok. 11-12 lat - wszystkie "pobrano" od 18-30-letnich mężczyzn. Dziecięcą czaszkę oszczędzono, a w pozostałych 10 na 11 celowo zniszczono część twarzową. "Zachowano puszkę mózgową i żuchwę, ale zniknęło wszystko pomiędzy". Zespół Ibañeza sądzi, że kości zmiażdżono z dużą siłą kamieniem, bo "nie ma śladów cięcia". Ibañez dywaguje, że zakopując czaszkę młodego mężczyzny pod osadą, ludzie mogli mieć nadzieję na przejęcie np. jego siły. Skąd jednak miażdżenie? Niewykluczone, że to akt zemsty, niszczenia tożsamości lub zwykła złośliwość.
  4. Inżynierowie z Rensselaer Polytechnic Institute stworzyli cienką płachtę materiału złożoną z wielu warstw grafenu. Następnie płachtę podgrzewali za pomocą lasera lub lampy błyskowej, dzięki czemu powstały w niej liczne pęknięcia, dziury i inne niedoskonałości. W ten sposób powstała grafenowa anoda, którą można ładować i rozładowywać 10-krotnie szybciej niż współczesne grafitowe anody w bateriach litowo-jonowych. Baterie litowo-jonowe są obecnie najszerzej wykorzystywanymi urządzeniami tego typu. Ich zaletami są wysoka gęstość energetyczna i zdolność do przechowywania dużej ilości energii, jednak charakteryzują niska gęstość mocy oraz niemożność szybkiego ładowania i rozładowywania. To właśnie przez ta niska gęstość mocy powoduje, że baterie litowo-jonowe ładują się powoli, co powoduje, że obecnie samochody elektryczne są wciąż niepraktyczne. Technologia baterii litowo-jonowych jest wspaniała, ale poważnym problemem jest jej ograniczona gęstość mocy i niemożność szybkiego przyjmowania i uwalniania dużych ilości energii. Dzięki naszemu grafenowemu papierowi zawierającymi celowo wprowadzone niedoskonałości możemy pokonać to ograniczenie - mówi profesor Nikhil Koratkar, szef zespołu badawczego. Naukowcy z Rensselaer stworzyli grafenowy - a konkretnie wykonany z tlenku grafenu- „papier“ o grubości standardowej kartki papieru do drukarki. Technologia jego produkcji jest dobrze opanowana, można wykonywać płachty o różnym kształcie i wielkości. Następnie część płacht poddano działaniu lasera, a część - standardowej lampy błyskowej. W obu przypadkach impulsy światła gwałtownie wypchnęły tlen z tlenku grafenu, co w efekcie dało płachty z niezliczonymi dziurami i pęknięciami. Ponadto ciśnienie wywołane przez uciekający tlen spowodowało pięciokrotne zwiększenie grubości „papieru“ i powstanie dużych przestrzeni pomiędzy poszczególnymi warstwami grafenu. Szybko okazało się, że taki materiał świetnie sprawdza się w roli anody. Jony litu powoli przemieszczają się przez standardowy grafen, jednak w tym wypadku liczne pęknięcia umożliwiły im błyskawiczne poruszanie się, zwiększając ogólną gęstość mocy baterii. Zespół Koratkara dowiódł, że anoda zbudowana z nowego materiału pracuje 10-krotnie szybciej i wytrzymuje ponad 1000 cykli ładowania/rozładowywania. Kolejnym celem naukowców jest połączenie nowego materiału anody z wysoko wydajnym materiałem katody i stworzenie w pełni działającego akumulatora.
  5. Międzynarodowy zespół naukowców odkrył, że białko wytwarzanego przez prostatę płynu nasiennego oddziałuje na żeński mózg, by wywołać owulację. Co ciekawe, ten sam związek reguluje wzrost i przeżycie neuronów (Proceedings of the National Academy of Sciences). Akademicy, którzy pracowali pod przewodnictwem prof. Gregga Adamsa z University of Saskatchewan, odkryli czynnik indukujący owulację (ang. ovulation-inducing factor, OIF) w nasieniu wszystkich badanych gatunków ssaków, m.in. lam, królików, świń, myszy, koali i ludzi. Określając "tożsamość" proteiny, porównywali ją do tysięcy innych białek, w tym do czynnika wzrostu nerwu (ang. nerve growth factor, NGF). Za pomocą różnych technik ustalono, że OIF oraz NGF mają u przedstawicieli danego gatunku identyczną wielkość i działanie. Ku naszemu zdumieniu, okazało się, że są jedną i tą samą cząsteczką. Jeszcze bardziej zaskakujące jest to, że wcześniej nie rozpoznano wpływu NGF na samice, bo czynnik ten występuje w osoczu nasienia w dużych ilościach - podkreśla Adams. Jak wyjaśnia Kanadyjczyk, OIF vel NGF pełni w żeńskim mózgu rolę sygnału hormonalnego, uruchamiającego oś podwzgórze-przysadka-jajniki. Ogólnie rzecz ujmując, dochodzi do uwolnienia hormonów, które "nakazują" jajnikom, by uwolniły jedno lub więcej jaj (zależnie od gatunku). W ramach najnowszego studium ekipa pracowała z lamami i krowami. Wybór nie był przypadkowy. Zdecydowano się na te właśnie zwierzęta, gdyż lamy jajeczkują po inseminacji, natomiast krowy (i ludzie) spontanicznie, co oznacza, że okresowe nagromadzenie hormonów stymuluje uwolnienie jaja. Podczas eksperymentów na lamach naukowcy byli w stanie wywołać owulację, zwyczajnie wstrzykując białko do krwioobiegu. Za pomocą chromatografii kolumnowej wyizolowywali frakcję, która prowadziła do uwalniania hormonu luteinizującego (LH) i jajeczkowania. W przyszłości trzeba będzie odpowiedzieć na szereg ważnych pytań, np. jaką rolę OIF/NGF pełni u poszczególnych gatunków i jak się mają ostatnie odkrycia do kwestii ludzkiej niepłodności.
  6. Apple stał się, w liczbach bezwzględnych, najdroższą firmą w historii. Cena firmowych akcji osiągnęła przed dwoma dniami poziom 665,15 USD. Biorąc pod uwagę fakt, że Apple wyemitowało 937,41 milionów akcji, można stwierdzić, że rynkowa kapitalizacja firmy wyniosła 623,5 miliarda dolarów. Dotychczas najwyżej wycenioną w historii firmą był Microsoft, który 30 grudnia 1999 roku był warty 618,89 miliarda USD. Akcje koncernu były warte wówczas 119,94 USD. Porównując rzeczywistą wycenę obu firm należy jednak porównać wartość dolara w roku 1999 i 2012. Biorąc ten czynnik pod uwagę musimy stwierdzić, że Apple’a dzieli jeszcze spory dystans od koncernu Gatesa. Licząc według dzisiejszej wartości dolara Microsoft był wyceniany na koniec 1999 roku na kwotę 850 miliardów dolarów.
  7. Zespół astronomów z Pennsylvania State University zdobył pierwszy dowód świadczący o tym, że gwiazda może zniszczyć swoją planetę. W skład międzynarodowej grupy badawczej wchodzą Aleksander Wolszczan oraz Monika Adamów, Grzegorz Nowak i Andrzej Niedzielski z Uniwersytetu Mikołaja Kopernika i Eva Villaver z Universidad Autonoma de Madrid. Uczeni zaobserwowali zniknięcie jednej z planet krążących wokół czerwonego olbrzyma BD+48 740. Dzięki szczegółowym badaniom zyskali dowody, że gwiazda pochłonęła planetę. Te dowody to szczególny skład chemiczny gwiazdy oraz niezwykła, eliptyczna orbita pozostałej planety. Nasze szczegółowe analizy spektroskopowe wykazały, że czerwony olbrzym BD+48 740 zawiera niezwykle dużą ilość litu, rzadkiego elementu, który powstał podczas Wielkiego Wybuchu przed 14 miliardami lat - mówi Adamów. Lit ulega zniszczeniu w gwiazdach, dlatego jego duża koncentracja w starych gwiazdach jest czymś niezwykłym. Teoretycy twierdzą, że - oprócz Wielkiego Wybuchu - istnieje niewiele, bardzo specyficznych okoliczności, w których lit może powstać w gwiazdach. W przypadku BD+48 740 prawdopodobne jest, że lit znalazł się tam wskutek pochłonięcia obiektu wielkości planety - stwierdził Wolszczan. Drugim dowodem jest niezwykła eliptyczna orbita niedawno odkrytej planety, która jest co najmniej 1,6 raza bardziej masywna od Jowisza. Odkryliśmy, że orbita tej planety jest w najwęższym punkcie tylko nieco szersza od orbity Marsa, ale w najdalszym punkcie jest znacznie rozciągnięta. Takie orbity są rzadko spotykane. Prawdę mówiąc planeta krążąca wokół BD+48 740 ma najbardziej eliptyczną orbitę ze wszystkich znanych planet - wyjaśnia Niedzielski. Astronomowie przypuszczają, że gdy "pożarta" przez gwiazdę planeta zaczęła opadać w kierunku gwiazdy, oddziaływanie pomiędzy nią, a pozostałą planetą spowodowały, że ta pozostała zyskała tak niezwykłą orbitę.
  8. Hiszpańska Fundacja BBVA opublikowała wyniki swojego „Międzynarodowego studium nt. kultury naukowej“ [PDF]. Na jego potrzeby przeprowadzono ankiety w 11 krajach, w każdym z nich przepytując 1500 osób. W badaniach wzięli udział mieszkańcy Włoch, Hiszpanii, Austrii, Czech, Polski, Niemiec, Holandii, Francji, Wielkiej Brytanii, Danii oraz USA. Ich celem było określenie poziomu szeroko pojętej kultury naukowej. Pytano o zainteresowania naukowe czy sposób ich zaspokajania, a konkretną wiedzę sprawdzono zadając 22 proste pytania. Polska wypadła w raporcie źle. Na niemal każdym z badanych pól plasujemy się poniżej średniej europejskiej i ciągniemy się w ogonie badanych krajów. Studium pokazuje też, jak bardzo nieprawdziwa jest opinia mówiąca o rzekomej niewiedzy Amerykanów. Co kogo interesuje Hiszpańscy naukowcy starali się dowiedzieć, czym interesują się respondenci. Wymienili zatem kilka obszarów i poprosili o przypisanie do każdego z nich punktów od 0 (zupełny brak zainteresowania) do 10 (bardzo duże zainteresowanie). Najbardziej interesujące okazały się kwestie związane ze zdrowiem. Europejczycy przyznali im średnio 7,4 pkt. Dla Polaków ich istotność wyniosła 7,1 pkt, dla Amerykanów - 7,8 pkt. Kwestie związane ze środowiskiem naturalnym zyskały 6,6 pkt od mieszkańców Europy (Polacy - 6,0 pkt) i 6,9 pkt od mieszkańców USA. Sprawy ekonomiczne są dla Europejczyków warte 6,1 pkt, dla Polaków 5,5 pkt, dla Amerykanów 6,9 pkt. Sprawom międzynarodowym Europejczycy przyznali 5,7 pkt, Amerykanie 5,6 pkt, a Polacy 5,1 pkt. Kwestie naukowe mieszkańcy Starego Kontynentu ocenili na 5,6 pkt, Amerykanie na 6,0 pkt, a Polacy na 5,4 pkt. Najistotniejsze były one dla Holendrów (6,4 pkt) i Duńczyków (6,1 pkt). Skąd czerpiemy informacje Najpopularniejszym źródłem informacji pozostaje telewizja. Aż 41% Europejczyków i 47,2% Amerykanów odpowiedziało, że „bardzo często“ lub „dość często“ oglądają programy naukowe. Dla Polaków odsetek ten wynosił 36,7%. Drugim pod względem popularności źródłem wiedzy są gazety. Informacje naukowe i technologiczne „bardzo często“ i „dość często“ czerpie stamtąd 31,7% Europejczyków, 33,7% Amerykanów i 24,7% Polaków. Z internetu jako źródła informacji „bardzo często“ lub „dość często“ korzysta 24% Europejczyków, 31,8% Amerykanów i 23,5% Polaków. Najsłabiej w zestawieniu wypada radio, z którego informacje naukowe i techniczne czerpie 16,6% Europejczyków, 15,5% Amerykanów i 16% Polaków. Kto i gdzie szuka informacji Bardzo interesująco wygląda zestawienie dotyczące aktywnego poszukiwania w internecie informacji naukowo-technicznych oraz pogłębiania wiedzy w związku z napotkaną informacją. Aktywni są na tym polu Amerykanie, wśród których do „bardzo częstego“ i „dość częstego“ wyszukiwania informacji przyznaje się 31,8% ankietowanych. W przypadku Europy odsetek ten wynosi 24%. Widoczny jest też podział według płci. W Europie aktywnie informacji szuka 30,6% mężczyzn i 18% kobiet. W USA odsetek ten wynosi, odpowiednio - 37,4% i 26,5%. Jednak tutaj podobieństwa się kończą. W krajach europejskich widzimy wyraźny spadek zainteresowania informacją naukowo-techniczną postępujący wraz z wiekiem ankietowanego. W grupie wiekowej 18-24 lata odsetek poszukujących wynosi 36,8% i stopniowo spada dla kolejnych grup wiekowych, by dla grupy powyżej 65. roku życia wynieść jedynie 10,6%. Tymczasem w USA zainteresowanie nauką utrzymuje się na wysokim poziomie przez całe życie. Dla grupy 18-24 wynosi ono 33,5%, później nieco spada, by dla grupy 35-44 znowu wzrosnąć do 34,5%. Następnie widzimy spadek, lecz w porównaniu z Europą jest on niewielki. Dla grupy powyżej 65. roku życia odsetek aktywnych „poszukiwaczy“ wynosi 27,4%. Badaczy z BBVA interesowało też korzystanie ze specjalistycznych źródeł informacji naukowo-technicznej. Ankietowanym zadano zatem pytanie czy w ciągu ostatnich 12 miesięcy oglądali wideo dotyczące nauki lub technologii. Odsetek osób, które odpowiedziały „tak“ wynosił dla Europy 44,4%, dla USA 59,2%. W tym akurat zestawieniu Polska wypadła nadspodziewanie dobrze, gdyż uzyskano aż 59,1% odpowiedzi twierdzących. Podobne pytanie zadano odnośnie czytania w ciągu 12 miesięcy specjalistycznego pisma. Do takiej czynności przyznało się 30,1% Europejczyków, 42,9% Amerykanów i tylko 22,8% Polaków. Książkę poruszającą tematy naukowe lub techniczne przeczytało w ciągu ostatniego roku 22,4% mieszkańców Europy, 30,3% Amerykanów i 17% Polaków. Na pytanie o oglądanie wideo oraz przeczytanie książki oraz czytanie magazynu twierdząco odpowiedziało 13,2% Europejczyków, 19,2% Amerykanów i 11,3% Polaków. Wszędzie większą aktywność wykazują osoby z wyższym poziomem wykształcenia niż te z niższym oraz mężczyźni niż kobiety. Ponadto w Europie czynnikiem odróżniającym był też wiek.
  9. Po raz pierwszy w historii naukowcom udało się zapłodnić słonicę mrożonym nasieniem. Dumni pracownicy wiedeńskiego Tiergarten Schönbrunn chwalili się na konferencji prasowej zdjęciem zrobionym w czasie usg. Widać na nim 5-miesięczny płód o długości 10,6 cm. Badanie ultrasonograficzne przeprowadzono 18 kwietnia, w 141. dniu ciąży, co oznacza, że teraz rozwijające się słoniątko mierzy już ok. 20 cm. Jeśli wszystko pójdzie, jak trzeba, urodzi się w okolicach sierpnia przyszłego roku. Jego mamą jest 26-letnia słonica afrykańska Tonga. Sztuczne zapłodnienie u słoni jest praktykowane od 1998 r. W Europie po raz pierwszy przeprowadzili je w 1999 r. specjaliści z Leibniz-Institut für Zoo- und Wildtierforschung (IZW) w Berlinie. Dzięki procedurze w ciągu kilkunastu lat na świat przyszło aż 40 młodych słoni afrykańskich i indyjskich. Wykorzystując mrożoną, a nie świeżą spermę, można poczekać na najbardziej płodny okres cyklu i swobodnie transportować na większe odległości plemniki, a nie żywe zwierzęta (jak wiadomo, to ogromne ułatwienie zarówno z logistycznego, jak i finansowego punktu widzenia). W przypadku Tongi dawcą był dziki samiec z RPA, a konkretnie z Phinda Resource Reserve. Trzydziestosześciolatka znieczulono, a następnie poddano elektroejakulacji. Operacja Mrożony Dumbo to wspólne przedsięwzięcie IZW oraz 3 ogrodów zoologicznych: ZooParc de Bauval we Francji, Tiergarten Schönbrunn oraz zoo w Pittsburghu. Sztuczna inseminacja spermą dzikich słoni jest szansą na wzbogacenie puli genowej i usprawnienie ochrony gatunkowej - podkreśla dyrektorka wiedeńskiego zoo dr Dagmar Schratter, dodając, że w ogrodach zoologicznych na 1 samca przypada aż 5 samic. Mrożenie ssaczych komórek stanowi wyzwanie, ponieważ nie każda wytrzyma szok termiczny w postaci temperatury minus 196 stopni Celsjusza. Poza tym może dojść do zniszczenia w wyniku utworzenia się kryształów lodu. [Z tego względu] w naszej metodzie schładzanie nie jest nagłe, lecz stopniowe - opowiada Thomas Hildebrandt z IZW.
  10. Nanocząstki, które czepiają się płytek krwi, to świetny sposób na utworzenie skrzepliny. Dzięki temu prawie podwaja się wskaźnik przeżywalności w kluczowej pierwszej godzinie po urazie wewnętrznym. Wiedzieliśmy, że zastrzyk z nanocząstek pomaga szybciej zahamować krwawienie. Teraz wykazaliśmy, że krwotok ustaje na czas, zwiększając szanse na przeżycie urazu - podkreśla dr Erin Lavik z Case Western Reserve University. Naukowcy nie zachłysnęli się początkowymi sukcesami i nadal pracują nad sztucznymi płytkami, które mogłyby się znajdować na wyposażeniu karetek czy w torbie lekarzy wojskowych. W ten sposób dałoby się ustabilizować ofiary wypadków samochodowych czy wybuchów bombowych jeszcze przed dotarciem do szpitala i operacją. Płytkopodobne nanocząstki produkuje się z biodegradowalnych polimerów. Aktywowane przez uraz naturalne płytki wydzielają związek, który wiąże zarówno naturalne, jak i syntetyczne trombocyty. Większa skrzeplina powstaje szybciej niż w sytuacji, gdy wszystko zależy od efektów działań wyłącznie naturalnych trombocytów. Testy na szczurzym modelu śmiertelnego urazu wątroby wykazały, że po wstrzyknięciu nanocząstek wskaźnik przeżywalności pierwszej godziny wynosił aż 80%. W 1. grupie kontrolnej, gdzie zamiast syntetycznych płytek podano samą sól fizjologiczną, sięgał on 47%, a w 2. grupie kontrolnej, gdzie wstrzyknięto materiały, z których powstają nanocząstki, ale w wersji niepołączonej, jedynie 40%. Jak można się domyślić, utrata krwi była najmniejsza wśród zwierząt korzystających z dobrodziejstw w pełni funkcjonalnych syntetycznych płytek. Amerykanie ustalili, że hybrydowa skrzeplina jest tak samo zwarta jak jej naturalny odpowiednik. Na razie nie zauważono, by po podaniu sztucznych trombocytów rozwijały się jakieś powikłania. Zespół kontynuuje badania na innych modelach urazów, by dzięki temu ulepszyć design i określić najlepszą dla ludzi dawkę.
  11. Ludzie pragną portretować innych i siebie, odkąd tylko zaczęli parać się sztuką. Ostatnio pojawiły się głosy, że w naszym zaawansowanym technologicznie społeczeństwie najlepszym sposobem na oddanie czyjegoś wizerunku byłoby klonowanie. Ponieważ wiążą się z tym zarówno kwestie etyczne, jak i praktyczne, wg Jonathona Keatsa, którego znamy z obserwatorium astronomicznego dla sinic, warto odwołać się do epigenetyki. Klonowanie epigenetyczne uwzględnia wpływ, jaki na ekspresję genów wywierają czynniki środowiskowe w postaci diety czy toksyn. Z pomocą pewnego modelowego organizmu, drożdży Saccharomyces cerevisiae, pionier nowej dziedziny odtwarza 5 znanych osób: Lady Gagę, Michaela Phelpsa, Baracka Obamę, Jennifer Lopez i Oprah Winfrey. Operacja jest tak nieinwazyjna, że nikogo nie proszono o pozwolenie. Wszystkie informacje pozyskano z Sieci. W przypadku każdego celebryty Keats oszacował pobór biochemiczny brutto. Później - przy wydatnej pomocy ze strony nowojorskiego AC Institute - zaczął hodować żywe komórki w dokładnie takich samych warunkach, uruchamiając m.in. kluczową dla zmian epigenetycznych metylację DNA (dołączanie grup metylowych -CH3). Mikroskopowo drożdże nie będą wyglądać jak Gagi czy Obamowie, epigenetyka podpowiada nam jednak, że powinny się do nich upodobnić na poziomie funkcjonalnym. Drożdże amerykańskiego pływaka mogą liczyć na spore dostawy witamin B12 i B1, a także fosforanów. Odzwierciedla to sportową dietę z omletami z 5 jaj, kawą i naleśnikami z czekoladowymi chipsami. Ponieważ Obama kiedyś palił, jego S. cerevisiae zapoznają się nie tylko z wyczynami kulinarnymi kucharzy z Białego Domu, ale i z nikotyną. W przypadku Lady Gagi zostaną zaś podlane alkoholem (w dużych ilościach), a później podleczone składnikami tak lubianych przez piosenkarkę warzyw i ryb. Amerykański filozof eksperymentalny przygotowuje się do kolejnego etapu eksperymentu: klonowania epigenetycznego z udziałem wyłącznie ludzi (premiera ma nastąpić 11 października w Galerii Modernizmu w San Francisco). Przez interwencje polegające na systematycznej zmianie diety, wystawieniu na oddziaływanie konkretnych zanieczyszczeń czy stresorów chętni będą się mogli stać epigenetycznymi kopiami podziwianych osób. Nieważne, żywych czy zmarłych. Keats przygląda się np. Jerzemu Waszyngtonowi, który ponoć lubił raczyć się maderą. Próbuje też odtworzyć dietę osób należących do tej samej grupy etnicznej i klasy społecznej co Chrystus. Aby rozpropagować klonowanie epigenetyczne w jak najszerszych kręgach, Keats uznał, że jego technologia musi być opensource'owa. Zaprosił też do współpracy różne instytucje, w tym UNESCO i Pirate Bay.
  12. Łazik Curiosity jeszcze na dobre nie rozpoczął badań Marsa, a NASA już ogłosiła, że w 2016 roku rozpocznie kolejną misję na Czerwonej Planecie. W ramach nowej misji - InSight - na Marsie zostaną umieszczone urządzenia, których celem będzie zbadanie, dlaczego ewolucja tej planety przebiegła tak odmiennie od ewolucji Ziemi. Urządzenia sprawdzą m.in. czy jądro Marsa jest płynne czy stałe. Eksploracja Marsa to jeden z priorytetów NASA, a wybór misji InSight pozwoli nam odkrywać kolejne tajemnice Czerwonej Planety i przygotować grunt pod misję załogową. Udane lądowanie łazika Curiosity poruszyło opinię publiczną i zwiększyło zainteresowanie eksploracją kosmosu. Dzisiaj ogłaszamy, że nadchodzą kolejne, jeszcze bardziej ekscytujące misje - stwierdził administrator NASA Charles Bolden. Za misję InSight odpowiedzialny jest W. Bruce Banerdt z Jet Propulsion Laboratory (JPL) w Pasadenie. W skład jego zespołu wejdą naukowcy z wielu amerykańskich i międzynarodowych instytucji badawczych, naukowych i rządowych. Instrumenty dla InSight przygotowują francuskie Narodowe Centrum Badań Kosmicznych (CNES) oraz niemieckie Centrum Kosmiczne. InSight wyląduje na Marsie we wrześniu 2016 roku, a jego misja ma potrwać dwa lata. To już 12. misja, która odbędzie się w ramach rozpoczętego w 1992 roku Discovery Program. Jego celem jest dokładne zbadanie Układu Słonecznego. Podczas przygotowywania InSight specjaliści wykorzystają doświadczenia zdobyte w czasie misji Phoenix, która wylądowała na Marsie w 2007 roku i dzięki której wiemy, że na Czerwonej Planecie płynęła niegdyś woda. Phoenix udowodniła, że możliwe jest przygotowanie stosunkowo niewielkim kosztem skutecznej i ważnej pod względem naukowym misji. W ramach Discovery Program bardzo ważną rolę odgrywają właśnie koszty. Propozycje zbyt drogich badań nie są akceptowane. Na misję InSight, wliczając w to cenę budowy pojazdu startowego i związanych z tym usług, przeznaczono zaledwie 425 milionów dolarów wg wartości USD z roku 2010. Na pokładzie InSight znajdą się cztery zestawy instrumentów naukowych. JPL dostarczy urządzenia pozwalające na zbadanie osi obrotu Czerwonej planety oraz ramię robota i kamery pozwalające na umieszczenie urządzeń na powierzchni Marsa. Francuskie CNES stoi na czele międzynarodowego konsorcjum budującego instrumenty do pomiaru fal sejsmicznych wędrujących wewnątrz planety, a Niemcy przygotowują próbnik pozwalający na mierzenie przepływu ciepła z wnętrza Marsa.
  13. Amerykańscy naukowcy i lekarze opracowali syntetyczny materiał do odtwarzania elastyczności strun głosowych, zniszczonych przez chorobę lub w wyniku naturalnego procesu starzenia. Ponieważ testy na zwierzętach wypadły dobrze, wynalazcy mają nadzieję, że zastrzyki ze sztucznej tkanki trafią na listę usług medycznych już w niedalekiej przyszłości. Żel [...] ma podobne właściwości jak materiał występujący w ludzkich strunach głosowych - drga w odpowiedzi na zmiany ciśnienia powietrza - tłumaczy prof. Robert Langer z MIT-u. Jeśli ktoś (np. nauczyciele czy śpiewacy) nadmiernie eksploatuje struny głosowe, rozwija się sztywna tkanka bliznowata. Dokładnie to samo dzieje się podczas starzenia, dlatego starsze osoby często mówią ciszej i mają chropowaty głos. Do uszkodzenia strun głosowych może też dojść w wyniku intubacji oraz w przebiegu nowotworów. Mimo że za przyczynę ok. 90% przypadków utraty głosu należy uznać właśnie zmniejszenie elastyczności, do tej pory nie istniały metody jej przywracania. Po przetestowaniu różnych kandydatów ekipa Langera skoncentrowała się ostatecznie na polietylenoglikolu 30 - PEG30. Żel PEG30 jest w stanie drgać z częstotliwością 200 razy na sekundę, co odpowiada częstotliwości drgań kobiecych strun głosowych podczas rozmowy. W przyszłości żel będzie wstrzykiwany do strun głosowych przez lekarza, najpewniej laryngologa. Postać sztucznej tkanki będzie zależna od sposobu wykorzystywania głosu przez pacjenta. W bardziej stabilnej, sztywniejszej wersji dla większości ludzi mielibyśmy do czynienia z polimerem usieciowanym (z silniej powiązanymi cząsteczkami PEG). W przypadku śpiewaków stosowano by luźniej powiązaną postać żelu: większa elastyczność pozwalałaby wydawać wyższe dźwięki. Ponieważ żel ulega degradacji, rocznie chorzy przechodziliby od 2 do 5 iniekcji - tłumaczy dr Steven Zeitels, współpracownik Langera. Badania na zwierzętach sugerują, że materiał jest bezpieczny. Testy kliniczne z udziałem ludzi mogłyby się więc zacząć w połowie 2013 r. Pacjenci Zeitelsa, m.in. Julie Andrews, brytyjska aktorka i piosenkarka, która po nieudanej operacji krtani w 1997 r. utraciła 4-oktawowy głos, założyli niedochodową organizację The Voice Health Institute. Finansuje ona badania obu panów.
  14. Amatorzy nie tylko odkrywają nowe gatunki. Ich wieloletnia praca może stanowić niezwykle ważne uzupełnienie badań prowadzonych przez profesjonalnych naukowców. W Nature Climate Change ukazał się artykuł autorstwa uczonych z Uniwersytetu Harvarda, którzy wykorzystali dane zbierane przez 19 lat przez Klub Miłośników Motyli z Massachusetts. W tym czasie członkowie klubu podjęli niemal 20 000 wypraw po stanie Massachusetts, w czasie których zbierali informacje na temat motyli. Analiza tych danych, przeprowadzona przez zespół pracujący pod kierunkiem doktora Grega Breeda, wykazała, że zasięg motyli zwiększa się na północ. To wyraźny dowód na ocieplanie się klimatu. W stanie zaczęły masowo pojawiać się gatunki subtropikalne oraz takie, które lubią ciepło. Jeszcze w latach 80. ubiegłego wieku w Massachusetts nie spotykano, lub spotykano bardzo rzadko, przedstawicieli np. Urbanus proteus czy Poanes zabulon. Populacja tych i podobnych gatunków rośnie, a jednocześnie członkowie Klubu odnotowali dramatyczny spadek liczebności ponad 75% gatunków właściwych dotychczas dla Massachusetts. Najszybciej spada liczba tych motyli, które przeczekują zimę w formie jajek lub larw. Dla nich susza i brak pokrywy śnieżnej są zabójcze. Dla większości gatunków motyli zmiany klimatyczne wydają się większym zagrożeniem niż utrata habitatów. Ochrona habitatów pozostaje głównym sposobem ratowania zagrożonych gatunków i może pomóc niektórym z nim. Jednak w przypadku wielu gatunków ochrona habitatów nie eliminuje zagrożenia spowodowanego ociepleniem - mówi doktor Breed. Naukowiec podaje przykład gatunku Callophrys irus, którego habitat jest chroniony przez stan. Ten występujący na południu motyl od roku 1992 zwiększył swoją liczebność ponad 10-krotnie. Częściowo właśnie dzięki ochronie habitatu. Jednocześnie odnotowano niemal 90-procentowy spadek powszechnych niegdyś Speyeria atlantis i Speyeria aphrodite. Naukowcy są bardzo wdzięczni członkom Klubu Miłośników Motyli. Mówią, że bez zebranych przez nich danych nie mogliby wykonać swojej pracy. Podkreślają, iż coraz częściej informacje zbierane przez amatorów okazują się niezastąpionym narzędziem w pracy ekspertów.
  15. Speleolodzy-amatorzy odkryli w jaskiniach Oregonu nieznaną dotychczas rodzinę pająków. Zwierzęta, znalezione w Górach Siskiyou zostały wysłane do Kalifornijskiej Akademii Nauk, która posiada największa kolekcję pająków na Zachodnim Wybrzeżu. Entomolodzy nazwali nową rodzinę Trogloraptor. Dużo czasu zajęło nam stwierdzenie, czym ten pająk nie jest. Jeszcze dłużej zastanawialiśmy się, czym on jest. Musieliśmy zbadać jego anatomię, przeprowadziliśmy badania DNA, by określić jego miejsce na drzewie ewolucji. O pomoc poprosiliśmy specjalistów z całego świata. Wszyscy zgodzili się z naszym poglądem, iż mamy do czynienia z czymś zupełnie nowym - powiedział Charles Griswold, kurator odpowiedzialny w Akademii za kolekcję pajęczaków. Norman I. Platnick, emerytowany kurator zbioru pająków z Amerykańskiego Muzeum Historii Naturalnej mówi, że dla niego i jego kolegów po fachu odkrycie Trogloraptora jest równie ekscytujące, jak dla paleontologa odkrycie nowego gatunku dinozaura. On należy do jednej z najbardziej prymitywnych grup prawdziwych pająków i dlatego może wiele zmienić w naszej wiedzy na temat wczesnej ewolucji pająków. A to odkrycie jest lepsze niż znalezienie skamieliny, bo możemy badać cały organizm, jego zachowanie i fizjologię, a nie tylko to, co przypadkiem się zachowało w skamieniałości - stwierdził uczony. Jaskinie stanowią unikatowy ekosystem, gdyż chronią mieszkające tam zwierzęta przed zmianami klimatycznymi, przez co mogą powstrzymywać ewolucję. Mieszkańcy jaskiń mogą nie zmieniać swojego stylu życia przez miliony lat. Odkryty gatunek nazwano marchingtoni, na cześć zastępcy szeryfa hrabstwa Deschutes, który prowadził w 2010 roku pierwszą ekspedycję mającą na celu opisanie pająka, a rok później był przewodnikiem grupy naukowców. Na razie naukowcy dowiedzieli się, że Trogloraptor marchingtoni buduje niewielkie sieci i wisi pod nimi. Nie wiadomo, jak i czym się żywi. Na świecie nową rodzinę pająków odkrywa się średnio raz na 20 lat. Jednak w Ameryce Północnej ostatnio opisano nowe rodziny w latach 70. XIX wieku. Po odkryciu Trogloraptora marchingtoni naukowcy z San Diego State University wybrali się do lasów Kalifornii Północnej i we wgłębieniach pod skałami i zwalonymi pniami odkryli inny gatunek z rodziny Trogloraptor.
  16. Nieśmiałe osoby lepiej od innych rozpoznają wyrazy twarzy wskazujące na smutek i strach. Laura Graves O'Haver, doktorantka z Uniwersytetu Południowego Illinois, podkreśla, że uzyskane wyniki ją zaskoczyły, bo wcześniejsze badania sugerowały, że nieśmiali mają tendencje do błędnego interpretowania min. Amerykanka zaznacza jednak, że większość tych eksperymentów prowadzono z udziałem dzieci, a przecież zdolność interpretowania wyrazów tworzy może rozwijać się z wiekiem. Graves O'Haver analizowała informacje pozyskane online od 241 studentów college'u. Ochotnikom wyświetlono 110 zdjęć i poproszono o zidentyfikowanie uwiecznionych wyrazów twarzy. Można było wybierać z 7 kategorii: 1) szczęście, 2) smutek, 3) złość, 4) strach, 5) zaskoczenie, 6) obrzydzenie i 7) brak emocji (wygląd neutralny). Aby określić natężenie nieśmiałości, badani ustosunkowywali się do szeregu stwierdzeń, np.: "Czuję się spięty(a) w towarzystwie ludzi, których dobrze nie znam" czy "Trudno mi poprosić o pomoc/zapytać o coś". Ogólna trafność rozpoznań min wynosiła aż 81%. Dodatkowo okazało się, że w porównaniu do osób z niskim natężeniem nieśmiałości, bardzo nieśmiali ochotnicy byli dokładniejsi przy identyfikowaniu wyrazów smutku i strachu. Gdy zapytano o nastrój w czasie eksperymentu, nieśmiali częściej sygnalizowali zły humor, co może częściowo wyjaśniać uzyskane wyniki, bo już wcześniej wykazano, że nasila on tendencje do postrzegania świata, a więc i innych w złym świetle - Graves O'Haver nazywa to przeciwieństwem różowych okularów. Niewykluczone też, że rozwinięta zdolność rozpoznawania smutku i strachu prowadzi do nieśmiałości. W takich okolicznościach możesz chcieć ograniczyć zakres spoglądania na twarz. Na razie badania prowadzono wyłącznie w Internecie, dlatego w kolejnym etapie eksperymenty mają przypominać sytuacje z życia wzięte, np. rozmowę twarzą w twarz. Stąd pomysł na wykorzystanie filmików zamiast statycznych zdjęć.
  17. Przed dwoma miesiącami informowaliśmy o najwyższej temperaturze uzyskanej przez człowieka zaznaczając, że rekord ustanowiony przez BNL został już prawdopodobnie pobity przez CERN. Teraz z instytucji nadzorującej Wielki Zderzacz Hadronów (LHC) nadeszły nieoficjalne informacje potwierdzające nasze wcześniejsze doniesienia. Dane wymagają jeszcze weryfikacji, ale najprawdopodobniej podczas eksperymentów mających na celu uzyskanie i badanie plazmy kwarkowo-gluonowej - to stan materii, kóry istniał bezpośrednio po Wielkim Wybuchu - uzyskano temperaturę około 5,5 bilionów (!) stopni Celsjusza. To temperatura około 350 000 razy wyższa niż wewnątrz Słońca. CERN zastrzega, że oficjalne wyniki poznamy dopiero za kilka tygodni, zatem instytut nie trafił jeszcze do Księgi rekordów Guinessa.
  18. W Stanach Zjednoczonych doszło do niespodziewanego spadku emisji dwutlenku węgla. Przyczyną tego stanu rzeczy jest coraz powszechniejsze zastępowanie węgla gazem naturalnym. Ostatnio spadek emisji CO2 odnotowano w 2009 roku, gdyż wzrost gospodarczy był wówczas niższy niż w roku 2008. Jednak w roku 2011 gospodarka USA zanotowała wzrost w porównaniu z rokiem 2010, zatem można się było spodziewać wzrostu emisji CO2. Tymczasem w całym 2011 roku amerykańska emisja węgla związana z produkcją energii spadła o 2,4%. Stało się tak pomimo braku rozwiązań prawnych, które wymuszałyby redukcję emisji. Co więcej, w bieżącym roku sytuacja jest jeszcze lepsza. Z danych Energy Information Administration wynika, że w pierwszych trzech kwartałach 2012 emisja CO2 skurczyła się o dalsze 8% i osiągnęła najniższy poziom od 1992 roku. Jeśli zaś weźmiemy pod uwagę sam węgiel, to spowodowana nim emisja była najniższa od 1983 roku. Spadek emisji związany z wykorzystaniem węgla jest powodowany głównie rezygnacją z węgla jako surowca do produkcji energii elektrycznej i zastępowaniem go tanim gazem naturalnym - czytamy w raporcie Energy Information Administration. Ceny gazu są tak niskie, że - jak informowaliśmy - zagrażają nawet energetyce atomowej, a ich spadek Amerykanie zawdzięczają popularności metody szczelinowania hydraulicznego i wydobywaniu gazu z łupków. Obecnie w USA aż 18% energii elektrycznej powstaje ze źródeł, które nie emitują dwutlenku węgla. Energy Information Administration uważa, że jeśli w Stanach Zjednoczonych nie pojawią się regulacje wymuszające redukcję emisji CO2 - z wyjątkiem już obowiązujących regulacji dotyczących samochodów - to w roku 2020 USA będą emitowały o 9% mniej tego gazu niż w roku 2005. Tymczasem w roku 2009 podczas szczytu klimatycznego w Kopenhadze prezydent Obama zapowiedział, że w roku 2020 Stany będą emitowały o 17% mniej CO2 niż w roku 2005.
  19. Młode samce muszek owocowych (Drosophila melanogaster) z czasem uczą się omijać samice, które już spółkowały. Dotąd naukowcy nie wiedzieli, jak im się to udaje. Teraz okazało się, że po spółkowaniu partner zostawia na ciele samicy trochę feromonu cVA (od ang. 11-cis-Vaccenyl acetate) i to właśnie ta substancja spełnia rolę erotycznego znaku drogowego. By sprawdzić, czy samce rzeczywiście reagują na sygnał w postaci cVA, zespół pracujący pod kierownictwem Krystyny Keleman i Barry'ego J. Dicksona zmodyfikował kilka samców, tak by nie były one w stanie wyczuć cVA. Okazało się, że nadal próbowały one uwodzić samice, które już kopulowały. Kiedy w kolejnym eksperymencie dzięki inżynierii genetycznej uzyskano samice produkujące feromon cVA, były one omijane przez wszystkie samce, które opanowały już sztukę odróżniania dziewic i niedziewic. Na dalszym etapie badań akademicy przyglądali się poziomowi dopaminy w mózgach muszek (u owadów neuroprzekaźnik ten bierze udział w uczeniu). Gdy samiec zbliża się do samicy w celach reprodukcyjnych, stężenie dopaminy fluktuuje, przez co jest on w stanie skojarzyć odrzucenie z wyczuwaniem cVA. Dzięki temu wrażliwość na feromon wzrasta. Biolodzy podkreślają, że opisywane doświadczenie można odtworzyć, sztucznie aktywując produkujące dopaminę neurony dopaminergiczne, a właściwie specyficzną ich klasę, która wysyła aksony do płatów gamma ciał grzybkowatych (MBγ). By zaszło zarówno naturalne, jak i indukowane przez człowieka uczenie zalotów, neurony MBγ muszą dysponować receptorami dopaminowymi DopR1.
  20. Nowo odkryty klaser Feniksa to jeden z najbardziej masywnych i najjaśniejszych tego typu obiektów we wszechświecie. To także jedna z najpotężniejszych „fabryk“ wszechświata - każdego roku powstaje w nim aż 740 nowych gwiazd. Obiekt nazwany oficjalnie SPT-CLJ2344-4243 został odkryty przez grupę naukowców pracującą pod kierunkiem uczonych z MIT. Klaster ma jeszcze jedną niezwykłą właściwość. Jak mówi Michael McDonald centrum większości klastrów jest czerwone. Ale w tym przypadku widzimy kolor jasnoniebieski, co wskazuje na błyskawicznie schładzający się gaz, przez co istnieją idealne warunki do powstawania gwiazd. „Centrum galaktyk jest zwykle określane jako ‚red and dead’ [czerwony i martwy - red.], gdyż znajduje się tam niewiele starych gwiazd krążących wokół masywnej czarnej dziury. Nic się tam nie dzieje. Jednak tutaj centrum w jakiś sposób obudziło się do życia i rodzi olbrzymią liczbę nowych gwiazd“ - stwierdził McDonald. Odkrycie klastra Feniksa być może pozwoli na rozwiązanie zagadki trapiącej astronomów od dziesięcioleci. Zgodnie z teorią gaz w centrum galaktyki powinien stopniowo się schładzać i tworzyć nowe gwiazdy. Dotychczas jednak nie odkryto klastra, który schładzałby się zgodnie z teoretycznymi przewidywaniami. Astronomowie zaczęli przypuszczać, że z jakichś powodów dochodzi do przerwania naturalnego procesu schładzania gazu. Być może przyczyniają się do tego czarne dziury. W klastrze Perseusza czarna dziura emituje olbrzymią ilość cząstek, które ogrzewają gaz. „W klastrze Feniksa interesujące jest to, że ochładza się on niemal zgodnie z przewidywaniami. Być może znajduje się na wczesnym etapie ewolucji, gdzie nic nie przerywa chłodzenia, dlatego tak szybko tworzą się tam gwiazdy. We wszechświecie jest niewiele miejsc, w których gwiazdy tworzą się szybciej“ - dodaje McDonald. Klaster Feniksa został odkryty w 2010 roku przez zespół używający South Pole Telscope na Alasce. Przez ostatnie dwa lata był on obserwowany przez 10 różnych teleskopów działających na Ziemi i w przestrzeni kosmicznej. Każdy z nich prowadził obserwacje na innej długości fali i dopiero połączenie danych pozwoliło na dokładne opisanie klastra. „Centralna czarna dziura jest bardzo jasna w paśmie promieni X, ale formowanie się gwiazd widać w ultrafiolecie i paśmie widzialnym. Do uzyskania pełnego obrazu potrzebne jest zatem połączenie danych“ - wyjaśnia McDonald. Dane te pozwoliły stwierdzić, że Feniks jest jednym z najbardziej masywnych klastrów we wszechświecie. A obserwowane olbrzymie tempo formowania się gwiazd może być charakterystyczne dla młodych galaktyk. „Widzimy tu etap, w których gaz się schładza, formują się gwiazdy, a supermasywna czarna dziura w centrum wydaje się uśpiona. Jednak gdy się obudzi i zacznie ogrzewać otoczenie, co może nastąpić za jakieś 100 milionów lat, zapobiegnie dalszemu schładzaniu się, a tempo formowania gwiazd spadnie do tego, jakie obserwujemy w większości aktywnych klastrów“ - mówi profesor Brian McNamara z University of Waterloo.
  21. Nowo odkryty klaser Feniksa to jeden z najbardziej masywnych i najjaśniejszych tego typu obiektów we wszechświecie. To także jedna z najpotężniejszych „fabryk“ wszechświata - każdego roku powstaje w nim aż 740 nowych gwiazd. Obiekt nazwany oficjalnie SPT-CLJ2344-4243 został odkryty przez grupę naukowców pracującą pod kierunkiem uczonych z MIT. Klaster ma jeszcze jedną niezwykłą właściwość. Jak mówi Michael McDonald centrum większości klastrów jest czerwone. Ale w tym przypadku widzimy kolor jasnoniebieski, co wskazuje na błyskawicznie schładzający się gaz, przez co istnieją idealne warunki do powstawania gwiazd. „Centrum galaktyk jest zwykle określane jako ‚red and dead’ [czerwony i martwy - red.], gdyż znajduje się tam niewiele starych gwiazd krążących wokół masywnej czarnej dziury. Nic się tam nie dzieje. Jednak tutaj centrum w jakiś sposób obudziło się do życia i rodzi olbrzymią liczbę nowych gwiazd“ - stwierdził McDonald. Odkrycie klastra Feniksa być może pozwoli na rozwiązanie zagadki trapiącej astronomów od dziesięcioleci. Zgodnie z teorią gaz w centrum galaktyki powinien stopniowo się schładzać i tworzyć nowe gwiazdy. Dotychczas jednak nie odkryto klastra, który schładzałby się zgodnie z teoretycznymi przewidywaniami. Astronomowie zaczęli przypuszczać, że z jakichś powodów dochodzi do przerwania naturalnego procesu schładzania gazu. Być może przyczyniają się do tego czarne dziury. W klastrze Perseusza czarna dziura emituje olbrzymią ilość cząstek, które ogrzewają gaz. „W klastrze Feniksa interesujące jest to, że ochładza się on niemal zgodnie z przewidywaniami. Być może znajduje się na wczesnym etapie ewolucji, gdzie nic nie przerywa chłodzenia, dlatego tak szybko tworzą się tam gwiazdy. We wszechświecie jest niewiele miejsc, w których gwiazdy tworzą się szybciej“ - dodaje McDonald. Klaster Feniksa został odkryty w 2010 roku przez zespół używający South Pole Telscope na Alasce. Przez ostatnie dwa lata był on obserwowany przez 10 różnych teleskopów działających na Ziemi i w przestrzeni kosmicznej. Każdy z nich prowadził obserwacje na innej długości fali i dopiero połączenie danych pozwoliło na dokładne opisanie klastra. „Centralna czarna dziura jest bardzo jasna w paśmie promieni X, ale formowanie się gwiazd widać w ultrafiolecie i paśmie widzialnym. Do uzyskania pełnego obrazu potrzebne jest zatem połączenie danych“ - wyjaśnia McDonald. Dane te pozwoliły stwierdzić, że Feniks jest jednym z najbardziej masywnych klastrów we wszechświecie. A obserwowane olbrzymie tempo formowania się gwiazd może być charakterystyczne dla młodych galaktyk. „Widzimy tu etap, w których gaz się schładza, formują się gwiazdy, a supermasywna czarna dziura w centrum wydaje się uśpiona. Jednak gdy się obudzi i zacznie ogrzewać otoczenie, co może nastąpić za jakieś 100 milionów lat, zapobiegnie dalszemu schładzaniu się, a tempo formowania gwiazd spadnie do tego, jakie obserwujemy w większości aktywnych klastrów“ - mówi profesor Brian McNamara z University of Waterloo.
  22. Naukowcy z University of Melbourne i RMIT University (Royal Melbourne Institute of Technology) proponują, by początku wszechświata nie upatrywać w Wielkim Wybuchu, ale w procesie podobnym do zamarzania wody. Filozofowie starożytnej Grecji zastanawiali się czy materia jest ciągła, czy też zbudowana z atomów. Dzięki potężnym mikroskopom wiemy, że składają się na nią atomy. Tysiące lat później Albert Einstein stwierdził, że przestrzeń i czas są ciągłe, ale obecnie uważamy, że może to nie być prawdą w niezwykle małej skali - mówi James Quach, jeden z twórców nowej teorii. Istnieje teoria, znana jako Quantum Graphity, która sugeruje, że przestrzeń może być zbudowana z małych, niepodzielnych części, czegoś w rodzaju atomów. Te niepodzielne cząstki możemy postrzegać jako piksele. Problem w tym, że są one tak małe, iż nie można ich zobaczyć - dodaje uczony. Dlatego też, wraz z grupą innych naukowców, zaproponował sposób na przetestowanie wspomnianej teorii. Pomyślmy o wczesnym wszechświecie jak o płynie, który ulega schłodzeniu. „Krystalizuje się“ w trzy wymiary przestrzeni i czas, które widzimy dzisiaj. Jeśli podążymy tym tokiem rozumowania, możemy stwierdzić, że podczas zamarzania powinny pojawić się pęknięcia. Podobnie, jak pojawiają się one w zamarzającej wodzie - mówi Quach. Zdaniem profesora Andrew Greentree, niektóre z tych „pęknięć“ można będzie wykryć. Światło i inne cząstki będą zaginały się lub odbijały od tych defektów. Zatem, teoretycznie, powinniśmy je wykryć - stwierdził Greentree. Naukowcy obliczyli właściwości, jakie powinny posiadać takie „pęknięcia“ i spróbują eksperymentalnie zweryfikować swoją teorię.
  23. Niektóre zbrojnikowate (Loricariidae) mają giętkie zęby. Ponieważ ryby te żywią się zeskrobywanymi ze skał i innych twardych powierzchni glonami, ogranicza to ryzyko uszkodzenia wyposażenia aparatu gębowego. Tom Geerinckx, morfolog ewolucyjny z Uniwersytetu w Gandawie, badał zęby 5 gatunków zbrojnikowatych. Określano nie tylko ich giętkość, ale i mikrostrukturę. W tym celu Belgowie posłużyli się elektronowym mikroskopem transmisyjnym, (TEM), barwieniem, tomografią komputerową oraz skaningową mikroskopią elektronową z mikroanalizą promieniowania rentgenowskiego (SEM/EDS). Okazało się, że we wszystkich przypadkach w zębinie występował giętki odcinek - "wstawka" - z większą zawartością kolagenu i obniżoną ilością wapnia, magnezu i fosforu. Kształt (zęby są długie i cienkie) i budowa wewnętrzna wydają się zoptymalizowane pod kątem zaginania w jednym kierunku, tak jak się to dzieje podczas skrobania w naturalnym środowisku. Nie wszystkie zbrojnikowate mają giętkie zęby. Sugeruje to, że cecha ewoluowała kilkakrotnie. Zespół, którego artykuł ukazał się w piśmie Physiological and Biochemical Zoology, ma nadzieję, że uzyskane wyniki pomogą lepiej zrozumieć proces formowania się dentyny oraz (hipo)mineralizację u kręgowców, w tym ludzi.
  24. Resweratrol, polifenol występujący głównie w skórkach winogron, ale także w orzeszkach ziemnych czy owocach morwy i czarnej porzeczce, był dotąd znany jako związek obniżający poziom cholesterolu, zmniejszający ryzyko chorób serca czy działający antystarzeniowo. Teraz wykazano, że poprawia mobilność oraz równowagę, co oznacza, że można by go wykorzystać u starszych osób w ramach zapobiegania zagrażającym życiu upadkom. Szefowa zespołu dr Jane E. Cavanaugh z Duquesne University podkreśla, że resweratrol zażywany w postaci suplementów lub stanowiący składnik diety eliminowałby część niedoborów motorycznych starzejącej się populacji. W ten sposób zwiększałby jakość życia seniora, a także zmniejszał ryzyko hospitalizacji związanej z pośliźnięciami i upadkami. Cavanaugh podkreśla, że upadki stają się z wiekiem częstsze. Wśród pacjentów z chorobą Parkinsona problemy z równowagą czy chodem można częściowo wyeliminować za pomocą leków, jednak dla skądinąd zdrowych starszych osób nie zaproponowano dotąd porównywalnej terapii zaburzeń równowagi lub chodu. Mając to na uwadze, Amerykanie skupili się na naturalnych składnikach. W ramach eksperymentu przez 8 tygodni myszom w wieku 2, 10 i 22 miesięcy wraz z karmą podawano resweratrol lub pinostilben. Okresowo testowano ich zdolność poruszania się po równoważni ze stalowej siatki, zliczając wszystkie omsknięcia itp. Początkowo starsze gryzonie miały problem z nawigowaniem, ale do 4. tygodnia popełniały o wiele mniej błędów i dorównywały jakością wykonania młodszym osobnikom. Choć nie wiadomo, jaki jest mechanizm działania resweratrolu w tym przypadku, naukowcy natrafili na kilka wskazówek. Podczas eksperymentów wystawiali neurony na działanie neuroprzekaźnika dopaminy, która w dużych ilościach może wywoływać śmierć komórkową. Okazało się, że neurony potraktowane resweratrolem przeżywały. Analiza zademonstrowała, że polifenol ograniczał uszkodzenia wywoływane przez powstające wskutek rozpadu dopaminy reaktywne formy tlenu (RFT), a także aktywował sprzyjające przetrwaniu komórki białkowe szlaki sygnalizacyjne. Cavanaugh podkreśla, że resweratrol jest, niestety, słabo wchłaniany. Szybkie wyliczenia wykazały, że aby uzyskać jakiekolwiek korzyści, osoba ważąca ok. 68 kg musiałaby dziennie wypijać aż 700 kieliszków czerwonego wina o pojemności 118 ml. Z tego powodu zespół bada syntetyczne związki naśladujące działanie resweratrolu, które byłyby bardziej biodostępne. Amerykanie zamierzają także ustalić, ile polifenolu dostaje się do mózgu.
  25. Wczoraj łazik Curiosity po raz pierwszy użył na Marsie lasera. Urządzenie pracujące w ramach Chemistry and Camera Instrument - ChemCam - wystrzeliło w ciągu 10 sekund 30 impulsów w jeden z marsjańskich kamieni. Skałę nazwano Coronation. Każdy z impulsów trwał pięć miliardowych części sekundy i miał moc ponad miliona watów. Wskutek oddziaływania lasera doszło do jonizacji wierzchniej części skały i jej zamiany w plazmę. ChemCam sfilmowała światło emitowane przez plazmę i za pomocą trzech spektrometrów dokonała analizy, która umożliwia określenie składu skały. Mamy wspaniałe spektrum z Coronation, olbrzymią ilość danych. Nie możemy się doczekać wyników i ciężko na nie pracujemy. Przez osiem lat budowaliśmy ten instrument. Teraz czas na zbieranie owoców naszej pracy - mówi Roger Wiens, główny naukowiec odpowiedzialny za ChemCam. Głównym celem badań Coronation była... nauka strzelania do celu. Jednak przy okazji naukowcy uzyskali osobne dane dla plazmy utworzonej po każdym z 30 impulsów. Zbadają, czy skład skały zmieniał się wraz z kolejnymi impulsami. Jeśli tak, będzie to oznaczało, że laserowi udało się przebić przez pył na Coronation i spenetrowano samą skałę. Pierwsza próba lasera była bardzo owocna. Uzyskano bowiem aż 6144 różne częstotliwości światła w zakresie ultrafioletu, podczerwieni i pasma widzialnego. Zadziwiające jest to, że jakość danych - stosunek szumu do sygnału - jest lepsza niż to, co uzyskaliśmy podczas testów na Ziemi - stwierdził Sylvestre Maurice z francuskiego Instytutu Badań Astrofizycznych i Planetologicznych (IRAP - Institut de Recherche en Astrophysique et Planetologie) w Tuluzie, który jest zastępcą Wiensa. W ciągu najbliższych dwóch lat - tyle bowiem ma trwać misja Curiosity - ChemCam zbada tysiące skał. ChemCam wykorzystuje technikę zwaną laserowo indukowaną spektroskopią emisyjną. Jest ona wykorzystywana do badania składu materii w bardzo trudnych warunkach, np. wewnątrz reaktorów atomowych czy na dnie morskim. ChemCam jest pierwszym urządzeniem, które korzysta z tej techniki podczas misji międzyplanetarnej.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...