Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37617
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Chcący zachować anonimowość poszukiwacz amator znalazł 16 stycznia w australijskim stanie Victoria samorodek złota o wadze 5,5 kg. Jego wartość szacuje się na co najmniej 300 tys. AUD. Mężczyzna pracował z supernowoczesnym wykrywaczem metali. Na swój skarb natrafił w pobliżu Ballart. Samorodek, który wyglądem przypomina fragment mamuciej kości, mierzy 220x140x45 mm (45 to maksymalna grubość). Usłyszawszy sygnał z wykrywacza, poszukiwacz odgarnął liście i stwierdził, że grunt w tym miejscu wygląda na nienaruszony. Po przekopaniu się przez ponad 60-cm warstwę ziemi, gliny i żwiru dotarł do leżącego płasko megasamorodka. Cordell Kent, właściciel Ballarat Mining Exchange Gold Shop, podkreśla, że mężczyzna znajdował wcześniej drobne kawałki złota, ale żaden nie był wart więcej niż 1000 dolarów. Wszystko wskazuje na to, że igrekowaty samorodek trafi do kolekcjonera lub do muzeum. Ze względu na wyjątkową wielkość, eksport za granicę wymagałby uzyskania specjalnego pozwolenia.
  2. Norweskim naukowcom udało się opisać wpływ zmian klimatycznych na cały zespół gatunków. Odkryli, że ekstremalne zjawiska prowadzą do zsychnronizowanych zmian w liczebności populacji kręgowców żyjących w dość prostym arktycznym ekosystemie Spitsbergenu. Zimą wyspę zamieszkują trzej roślinożercy - dziki renifer (Rangifer tarandus platyrhynchus), pardwa górska (Lagopus muta hyperborea) oraz nornik północny (Microtus levis). Miejscowym mięsożercą jest lis polarny (Vulpes lagopus). Występującym w regionie ekstremalnym zjawiskiem pogodowym, które powoduje wahania populacji, są zimowe opady deszczu. Powodują one zamarzanie wierzchnich warstw śniegu. To powoduje, że wymienieni wcześniej roślinożercy mają problemy z dostępem do źródeł pożywienia, co wywołuje wśród nich synchroniczne duże spadki populacji w zimie i wiosną. Spadki te nie dotykają lisów. Wręcz przeciwnie. Zimą ich głównym źródłem pożywienia są padłe renifery. Obfitość ciał tych zwierząt w zimie i następujących po niej wiośnie oraz lecie powoduje, że populacja lisów rośnie. Jednak już rok po spadku liczebności roślinożerców załamuje się też populacja lisów. Kolejnej zimy mają bowiem dostęp do znacznie mniejszej liczby ciał reniferów. Te, które przetrwały załamanie populacji są silniejsze, a że populacja się jeszcze nie odrodziła, mają do czynienia ze zmniejszoną konkurecją o żywność. Mniej reniferów pada, więc lisy mają mniej pożywienia. Nie mogą sobie spadku rekompensować pozostałymi dwoma gatunkami roślinożerców, gdyż te nie zdążą się odrodzić. Od dawna wiemy, że zjawiska klimatyczne mogą synchronizować liczebność populacji w ramach tego samego gatunku. Jednak te badania pokazują, że klimat, a szczególnie esktremalne zjawiska pogodowe, mogą też synchronizować liczebność całych społeczności - mówi główny autor badań Brage Bremset Hansen. Opisywane powyżej zjawisko występuje też zapewne na innych obszarach planety, ale jako że tamtejsze ekosystemy są znacznie bardziej złożone, trudno jest je dokładnie obserwować. Na większości obszaru Arktyki zimowe opady deszczu na śnieg są zjawiskiem niezwykle rzadkim. Łatwiej je obserwować na Spitsbergenie, gdzie panuje oceaniczny i łagodniejszy klimat. Autorzy badań ostrzegają jednak, że znany jest związek pomiędzy pojawieniem się zimowego deszczu w Arktyce a globalnym ociepleniem. Można zatem spodziewać się coraz częstszego występowania takiego zjawiska w całej Arktyce, co pociągnie za sobą gwałtowne zmiany w stabilności i funkcjonowaniu ekosystemu. Wcześniejsze badania wykazały, że opady deszczu na śnieg i zamarzanie prowadzi do zniszczenia roślin i zmniejsza populacje mikroorganizmów w glebie. Jednak, co znacznie ważniejsze, podejrzewamy, że takie zamarzanie będzie miało silny wpływ na populacje kręgowców, co pośrednio wpłynie na inne gatunki i cały łańcuch pokarmowy. Wymieranie miejscowych roślinożerców wpłynie na drapieżniki, co z kolei może mieć wpływ na gatunki migrujące, jak ptaki morskie czy bernikle białolicą, które pojawiają się w tych okolicach latem - dodaje Hansen.
  3. Niemieccy naukowcy ustalili, w jaki sposób Viagra "uodpornia" na otyłość. Zauważyli, że skutkiem ubocznym utrzymywania podwyższonego poziomu cGMP (cyklicznego monofosforanu guanozyny) jest przekształcanie komórek białej tkanki tłuszczowej w brunatną, która spala glukozę lub kwasy tłuszczowe, uzyskując w ten sposób ciepło. Badaliśmy wpływ cGMP na adipocyty już od jakiegoś czasu, dlatego sildenafil [substancja czynna Viagry] był dla nas [...] interesującym kandydatem - ujawnia dr Alexander Pfeifer z Uniwersytetu w Bonn. Eksperymenty na myszach prowadzono we współpracy z Federalnym Instytutem Leków i Urządzeń Medycznych (Bundesinstitut für Arzneimittel und Medizinprodukte - BfArM) oraz Instytutem Badań nad Płucami i Sercem Maxa Plancka. Gryzonie "zażywały" Viagrę przez tydzień. Okazało się, że preparat nasilał przekształcanie białych komórek tłuszczowych w brunatne. W zwykłych warunkach na diecie wysokotłuszczowej białe adipocyty akumulują coraz więcej lipidów (powiększa się wewnątrzkomórkowa kropla tłuszczu). Adipocyty wpływają na metabolizm, wydzielając substancje o działaniu dokrewnym - adipocytokiny. Otyłość zaburza ich ekspresję, czego skutkiem są chroniczny stan zapalny, insulinooporność, hiperglikemia i hiperlipidemia. Nietrudno się domyślić, że przez to wzrasta zagrożenie cukrzycą i chorobami sercowo-naczyniowymi. Co ciekawe, niemieckie studium zademonstrowało, że Viagra nie dopuszcza, by komórki tłuszczowe trafiły na taką równię pochyłą. Rozwój komórek białej tkanki tłuszczowej ogólnie wydaje się zdrowszy. Mimo zachęcających rezultatów, Niemcy przestrzegają, by nie zakładać, że Viagra jest dobrym sposobem na zrzucenie zbędnych kilogramów. Obecnie znajdujemy się na początkowym etapie badań i wszystkie studia przeprowadzano wyłącznie na myszach - podkreśla prof. Pfeifer.
  4. NASA podpisała z firmą Bigelow umowę na wykonanie rozkładanych pomieszczeń mieszkalnych na potrzeby Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Glen Miller, inżynier z NASA, mówi, że jeśli moduły udowodnią swoją przydatność przez dwa lata pobytu na stacji, to mogą w przyszłości posłużyć do budowy stacji na Księżycu czy Marsie. Moduły o średnicy 4 metrów będą na czas transportu umieszczane w 2-metrowych tubach. W przestrzeni kosmicznej zostaną rozłożone, zapewniając astronautom 3-krotnie więcej przestrzeni mieszkalnej niż obecnie stosowane rozwiązania. Są przy tym łatwiejsze i tańsze w budowie. Koszt wysłania ich w przestrzeń kosmiczną jest niższy niż dotychczasowych modułów. Gdy już Bigelow Expandable Activity Module (BEAM) trafi w przestrzeń kosmiczną, będzie tam testowany pod kątem odporności na temperaturę, promieniowanie czy uderzenia krążących w niej szczątków. Bigelow ma nadzieję, że uzyskanie certyfikatów NASA pozwoli firmie znaleźć klientów na moduły wielokrotnie większe niż BEAM. Firma uważa, że jej pierwszymi klientami będą takie kraje jak Brazylia, Singapur i Zjednoczone Emiraty Arabskie, które nie są w stanie samodzielnie wysłać astronautów w przestrzeń kosmiczną. Będą mogły kupić takie moduły i wynająć prywatne firmy do wysłania ich wraz z ludźmi poza Ziemię. Perspektywa taka jest tym bardziej kusząca, że moduły mogą funkcjonować jako samodzielna stacja kosmiczna. Miller zauważa, że największym wyzwaniem będzie przetransportowanie złożonego modułu w temperaturach znacznie poniżej zera i jednoczesne uniknięcie jakichkolwiek uszkodzeń. Inżynier ma nadzieję, że technologie podobne do tej opracowanej przez Bigelow umożliwią astronautom na przebywanie na orbicie przez ponad rok. BEAM ma trafić w przestrzeń kosmiczną w 2015 roku. Jeśli moduł nie zda egzaminu, Bigelow będzie musiała zwrócić NASA część otrzymanych pieniędzy.
  5. Światło podczas życia płodowego jest niezbędne do prawidłowego rozwoju oka, a konkretnie siatkówki. Odkryliśmy światłowrażliwy szlak, który kontroluje liczbę neuronów siatkówki i rozwój unaczynienia oka, a należy pamiętać, że wiele poważnych chorób oka to właśnie choroby naczyniowe - podkreśla dr Richard Lang z Centrum Medycznego Cincinnati Children's Hospital. Kilka etapów rozwoju mysich oczu zachodzi po urodzeniu, dlatego zawsze zakładaliśmy, że jeśli światło odgrywa jakąś rolę w kształtowaniu oka tych gryzoni, dzieje się to już po opuszczeniu przez młode łona matki - ujawnia dr David Copenhagen z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco. W ramach nowego studium Amerykanie zauważyli jednak, że aby powstało zdrowe oko, do aktywacji światłowrażliwego szlaku powinno dojść jeszcze w czasie ciąży. Do ok. 16. jej dnia barierę matczynego ciała musi pokonać wystarczająca liczba fotonów. Zespół zauważył, że fotony aktywują u płodów melanopsynę, pomagając w ten sposób zainicjować normalny rozwój unaczynienia i neuronów siatkówkowych. Jedną z funkcji światłowrażliwego szlaku jest kontrola liczby naczyń krwionośnych. W tym samym czasie musi dojść do regresji płodowej waskulatury (oczyszczenia szlaku wzrokowego) i uformowania unaczynienia siatkówkowego (neurony siatkówki mają duże potrzeby metaboliczne). O tym, jak ważna jest precyzyjna kontrola tego procesu, świadczy retinopatia wcześniaków, czyli uszkodzenie siatkówki wywołane rozplemem naczyń. Zespół Langa i Copenhagena przeprowadził na myszach szereg eksperymentów. Gryzonie wychowywano w kompletnych ciemnościach lub w warunkach normalnego następowania po sobie dnia i nocy. Oba scenariusze wdrożono pod koniec ciąży. W ten sposób można było sprawdzić, jak rozwijają się naczynia. Funkcję światłowrażliwego szlaku weryfikowano, wywołując mutację genu Opn4, który odpowiada za produkcję melanopsyny. Zarówno u myszy rosnących w ciemności, jak i u osobników ze zmutowanym Opn4 występował napędzany czynnikiem wzrostu śródbłonka naczyniowego (ang. vascular endothelial growth factor, VEGF) rozplem naczyń. Ósmego dnia po urodzeniu utrzymywała się jeszcze waskulatura płodowa. W zwykłych warunkach światłowrażliwy szlak "przyciąłby" liczbę neuronów siatkówki i ograniczyłby niedotlenienie, wpływając w konsekwencji na miejscową ekspresję VEGF.
  6. US Navy prowadzi program Ohio Replacement, w ramach którego ma powstać nowy typ atomowych okrętów podwodnych. Jedną z jego głównych zalet ma być niezwykle cichy silnik - najcichszy jaki dotychczas stworzono. Ponadto zostanie wyeliminowana konieczność wymiany paliwa w reaktorze, dzięki czemu przez cały 50-letni okres służby okręty będą pływały na oryginalnym paliwie. Obecnie najnowocześniejszym typem atomowych okrętów podwodnych przystosowanym do przenoszenia pocisków jądrowych w służbie US Navy jest Ohio. Jednostki napędzane są za pomocą reaktorów atomowych i ich turbin parowych, które przekazują moc silnikowi za pośrednictwem skomplikowanego systemu mechanicznych przekładni. Mechaniczne części generują dodatkowy hałas a ten, jak wiemy, może być śmiertelnym zagrożeniem dla okrętu podwodnego. Dlatego też US Navy chce zastąpić obecne silniki silnikami elektrycznymi. Będą one napędzane prądem produkowanym przez reaktor atomowy. To nie tylko wyeliminuje hałas przekładni, ale pozwoli na zaoszczędzenie sporej ilości energii. Obecnie aż 75-80 procent energii reaktora jest przeznaczane na napęd potężnego okrętu o wyporności niemal 19 000 ton. Jeśli uda się zmniejszyć zapotrzebowanie jednostki napędowej, to zaoszczędzoną energię będzie można przeznaczyć na potrzeby innych systemów, w tym ewentualnych autonomicznych pojazdów podwodnych. Amerykanie już raz eksperymetnowali z elektrycznym napędem dla atomowych okrętów podwodnych. Jednak doświadczenia z lat 60. i 70. ubiegłego wieku pokazały, że tego typu jednostki mają problem z uzyskaniem wystarczającej ilości energii i są trudne w obsłudze. Bardzo ważnym elementem projektu jest też skonstruowanie takiego reaktora, który nie będzie wymagał wymiany paliwa przez 50 lat służby. Obecnie wykorzystywane okręty przechodzą w połowie swojej służby remont, są udoskonalane i wymieniane jest paliwo w reaktorze. Oznacza to odesłanie jednostki na trzy lata do doku. Następca typu Ohio nadal będzie przechodził remont i będzie udoskonalany, jednak wyeliminowanie konieczności wymiany paliwa skróci czas pobytu w doku i obniży koszty. To z kolei pozwoli na zmniejszenie floty. Standardowo bowiem stosunek jednostek w morzu do jednostek w portach wynosi 4:1. Skrócenie czasu obsługi oznacza, że zamiast obecnych 14 USA będą potrzebowały 12 atomowych okrętów podwodnych. Kryzys ekonomiczny spowodował też, że Pentagon nakazał US Navy znacznie zmniejszenie kosztów budowy nowych okrętów. Początkowo przewidywano, że każdy z nich powstanie za 7-8 miliardów USD. Teraz Marynarka Wojenna ma się zmieścić w kwocie 4,9 miliarda dolarów. Ostatnie cięcia budżetowe spowodowały też, że program stworzenia nowego typu okrętów opóźni się o dwa lata. Budowa pierwszej jednostki rozpocznie się w 2021 roku. Na pierwszy patrol supercichy okręt podwodny wyjdzie w roku 2031.
  7. Fenotyp rozszerzony to pojęcie wprowadzone w 1982 r. przez Richarda Dawkinsa. Autor znanej książki "Samolubny gen" przekonuje, że przez ciała i zachowania różnych organizmów geny mogą zmieniać świat wokół nas. Dobrym przykładem jest budowanie tam przez bobry. Jeszcze 9 lat temu Dawkins narzekał, że nikt nie przeprowadził genetycznego studium, podchodząc do zwierzęcych artefaktów jak do fenotypu. Naukowcy z Harvardu wzięli to sobie chyba do serca, stąd ich studium nad genami budowania nor u Peromyscus polionotus. W 2005 r. Hopi Hoekstra i Jesse Weber zbudowali w garażu akwaria dla złapanych w piasku P. polionotus. Gdy zwierzęta już wykopały norki, były z nich wyrzucane, a naukowcy wypełniali tunele pianką. Z biegiem lat Amerykanie zebrali pokaźną kolekcję odlewów oraz ukuli terminy "fenonorka" i "fenopianka". Patrząc na półki laboratorium, nie mogli się oprzeć wrażeniu, że myszaki działają według schematu - wszystkie tunele były do siebie łudząco podobne. Do komory gniazdowej prowadził tunel wejściowy, a z drugiej strony gryzonie wykopywały tunel ucieczkowy, który kończył się ślepo tuż pod powierzchnią. By zbadać geny umożliwiające kopanie tak ukształtowanych nor, naukowcy zaczęli krzyżować P. polionotus z gatunkiem siostrzanym myszakiem leśnym (Peromyscus maniculatus), budującym prostsze norki z krótszym wejściem i bez drogi ewakuacyjnej. Okazało się, że hybrydy nadal drążyły bardziej rozbudowany system korytarzy, co oznacza, że allele P. polionotus dominowały nad starszymi wersjami genów. Ponieważ u pierwszego pokolenia dwie cechy norki - długość tunelu wejściowego i obecność drogi ewakuacyjnej - mogły się rozdzielać, należało podejrzewać, że to właściwości modularne. Później hybrydy jeszcze raz skrzyżowano z myszakami leśnymi. Dzięki analizie genomu 2. pokolenia akademicy ustalili, że za parametry tunelu wejściowego odpowiadają 3 regiony, przy czym każdy z nich "generuje" kolejne 3 cm długości korytarza. Zdecydowanie nie spodziewaliśmy się, że [...] działają one addytywnie i na równi przyczyniają się do realizacji celu - podkreśla Hoekstra. Co ciekawe, w budowę drogi ewakuacyjnej był zaangażowany tylko jeden locus. Jeśli gryzoń odziedziczył przynajmniej 1 dominujący region P. polionotus, 30% częściej wykopywał drogę ucieczki. Takie zachowanie występowało u ok. połowy przedstawicieli 2. pokolenia. Teraz pozostaje wyjaśnić, w jaki sposób tak niewielka grupa genów kontroluje dość złożone zachowanie. To tylko spekulacje, ale naszym ulubionym kandydatem jest gen zaangażowany w motywację lub zachowanie nałogowe. Zgodnie z naszą hipotezą, oba gatunki myszaka dysponują tym samym obwodem neuronalnym [organizującymi budowę], ale jeden jest bardziej zmotywowany, by doprowadzić wszystko do końca. Niestety, nie sądzę, by rzeczywistość była tak prosta.
  8. Intel przygotowuje się do zaimplementowania w serwerach łączy optycznych, które zastąpią połączenia elektryczne. Krzemowa fotonika miałaby trafić na płyty główne, gdzie przyszpieszy przepływ danych pomiędzy poszczególnymi podzespołami. Justin Rattner, prezes ds. technologicznych, stwierdził, że łącza optyczne znajdą się w nowej generacji serwerów, gdzie przyspieszą przesyłanie, przetwarzanie i przechowywanie danych. Intel wraz z producentem serwerów firmą Quanta Computer pokazał prototypowe rozwiązanie podczas odbywającej się właśnie konferencji Open Compute Summit. Zaprezentowany serwer współpracuje z układami Xeon oraz Atom i wykorzystuje krzemowe przełączniki optyczne. Rattner zapewnia, krzemowa fotonika pozwala na przesyłanie danych z prędkością do 100 Gb/s zużywając przy tym mniej energii niż wolniejsze łącza miedziane. Zdaniem Rattnera pojawienie się w serwerach krzemowej fotoniki może doprowadzić do znaczących zmian na rynku. Możliwe będzie np. zamknięcie modułów obliczeniowych i przechowujących dane w różnych obudowach, gdyż nowe łącza zapewnią odpowiednią komunikację pomiędzy nimi. Łącza optyczne mogą współpracować z już istniejącymi technologiami InfiniBand, Ethernet czy PCI-Express. Intel skupia się właśnie na zintegrowaniu z nimi InfiniBand. Eksperci są zgodni, że w ciągu najbliższych lat w serwerach będą musiały pojawić się łącza optyczne. Deam McCarron, główny analityk w Mercury Research, zauważa, że obecne serwery radzą sobie z obsługą sieci światłowodowych. Jednak wraz ze wzrostem ilości przesyłanych danych konieczne będzie zastosowanie światła także do przesyłania danych pomiędzy podzespołami serwerów. Będziemy świadkami ciągłego wzrostu zapotrzebowania na szybsze połączenia wewnątrz komputerów. A to oznacza, że będziemy musieli postawić na fotonikę - stwierdza McCarron. Jego zdaniem początkowo będzie to kosztowne rozwiązanie i niewykluczone, że konieczne stanie się opracowanie nowych protokołów komunikacyjnych.
  9. Orion stał się oficjalnie projektem międzynarodowym. NASA poinformowała, że w połowie grudnia podpisała z Europejską Agencją Kosmiczną (ESA) umowę na dostarczenie modułu serwisowego na potrzeby Exploration Mission-1, która odbędzie się w 2017 roku. Będzie to pierwsza próbna misja Oriona. Dostarczenie modułu ma pokryć zobowiązania finansowe ESA wynikające z utrzymywania Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Orion składa się z trzech głównym modułów. Pierwszy z nich to kapsuła załogi, która pomieści do czterech astronautów, drugi to system przerwania startu, odpowiedzialny za bezpieczne odrzucenie kapsuły z załogą w przypadku wystąpienia problemów podczas startu. Trzecim zaś będzie moduł serwisowy, na który będą składały się systemy zapewniające Orionowi energię, napęd i utrzymanie temperatury. Moduł ten jest umieszczony bezpośrednio za kapsułą załogi. Jest on odpowiedzialny za napędzanie Oriona w przestrzeni kosmicznej, kontrolę wysokości i wstępne wyhamowywanie pojazdu podczas lądowania. Przechowuje też powietrze dla astronautów i zapewnia im odpowiednią temperaturę. Moduł ten pozostaje przy Orionie przez niemal całą misję, jest odrzucany niedługo przed lądowaniem na Ziemi. Mark Geyer, menadżer programu Orion mówi: To nie jest prosty system. Wkład ESA będzie decydował o powodzeniu misji z 2017 roku. Exploration Mission-1 będzie pierwszym testem całości systemu, w skład którego wchodzą Orion i Space Launch System. Kolejny lot - Exploration Mission-2 - będzie już misją załogową. Na rok 2014 przewidziano natomiast testy samego Oriona, który zostanie wystrzelony za pomocą rakiety Delta IV Heavy i wzniesie się na wysokość 5800 kilometrów nad powierzchnię Ziemi. Od 40 lat tak daleko nie poleciał żaden pojazd przystosowany do przewożenia ludzi. Moduł serwisowy na potrzeby tej misji dostarczy Lockheed Martin. Zapraszamy do obejrzenia przygotowanej przez NASA animacji Exploration Mission-1.
  10. Wewnątrz organizmu gospodarza pasożyty wydzielają przeciwzapalny wielocukier, przez co udaje im się wymknąć układowi odpornościowemu. Międzynarodowy zespół naukowców uważa, że mechanizm ten dałoby się wykorzystać np. do zwalczania towarzyszących otyłości zaburzeń metabolicznych. Wielocukier ogranicza stan zapalny w obrębie tkanki, a ludzie doświadczają mniejszej liczby lżejszych objawów. Ponieważ otyłość jest chorobą zapalną, dywagowaliśmy, że ta substancja może jakoś wpłynąć na jej powikłania - podkreśla Donald Harn, który w czasie studium pracował w Harvardzkiej Szkole Zdrowia Publicznego, a obecnie zasila szeregi kadry naukowej Uniwersytetu Georgii. By przetestować swoją hipotezę, amerykańsko-francusko-chińska ekipa skupiła się na modelu mysim. Zwierzęta karmiono wysokotłuszczową paszą. U gryzoni z grupy kontrolnej stwierdzono m.in. insulinooporność oraz wysoki poziom trójglicerydów i cholesterolu. Myszy, którym podawano wielocukier, przybierały co prawda na wadze, ale nie towarzyszyły temu negatywne zjawiska zdrowotne z 2. grupy. Po podaniu LNFPIII wszystkie metaboliczne wskaźniki otyłości powróciły do normy. Nie udawało się zapobiec otyłości, ale znikały niektóre powiązane z nią problemy. Poprawiały się tolerancja glukozy i wrażliwość na insulinę. Akademicy tłumaczą, że częściowo stało się tak w wyniku nasilenia produkcji przeciwzapalnej interleukiny 10 (IL-10) przez aktywowane wielocukrem makrofagi i komórki dendrytyczne. Jednocześnie, wpływając na pewien receptor jądrowy, LNFPIII tłumił lipogenezę w wątrobie, nie dopuszczając do stłuszczenia tego narządu. Harn wyjaśnia, że wielocukry wydzielane przez pasożyty występują także w ludzkich płodach i mleku matki. Wg naukowca, pomagają one dostroić procesy metaboliczne. Po zakończeniu niemowlęctwa ekspresja tych związków zachodzi wyłącznie w nowych komórkach. Ponieważ pasożyty koewoluowały ze ssakami przez miliony lat, niektórzy naukowcy sądzą, że związek między ludźmi a nimi jest de facto bardziej symbiotyczny niż pasożytniczy i że niewielka parazytoza może zapewnić różne korzyści. Zauważmy, że w krajach, gdzie ludzie często mają parazytozy, częstość występowania chorób o podłożu zapalnym jest skrajnie niska, lecz tuż po rozpoczęciu leczenia pojawiają się zaburzenia autoimmunologiczne. Harn podkreśla, że naukowcom nie chodzi, oczywiście, o świadome zarażanie się pasożytami, ale o stwierdzenie, jakie związki odpowiadają za pozytywny wpływ tych organizmów na ludzi. Eksperymenty wykazały, że wielocukier pasożytów przydaje się nie tylko w terapii powikłań otyłości, ale i w leczeniu łuszczycy. Wydaje się, że działa on również jak silna substancja zapobiegająca odrzutom. Zespół, którego artykuł ukazał się w piśnie Nature Medicine, zauważył poza tym, że u myszy wielocukier zahamowuje, a nawet odwraca objawy stwardnienia rozsianego.
  11. Firma Presage Biosciences pracuje nad nowatorską technologią walki z nowotworami. Przedsiębiorstwo rozwija urządzenie, które wstrzykuje niewielkie dawki różnych leków w guza znajdującego się w organizmie pacjenta. Guz taki miałby być następnie usuwany i poddawany badaniom pozwalającym stwierdzić, który z leków najskuteczniej zwalczał komórki nowotworowe. Lek ten będzie następnie podawany pacjentowi dożylnie, w celu zwalczenia pozostałych komórek nowotworowych. Obecnie onkolodzy, podając pacjentowi lek, nie mają gwarancji że on zadziała. Często lekarstwo nie zwalcza choroby, a tylko wywołuje efekty uboczne. Założyciel Presage Bioscience, Jim Olson, pediatra-neuroonkolog z Seattle Children's Hospital, który pracuje też we Fred Hutchinson Cancer Research Center mówi: Mam już dość przepisywania dzieciom eksperymentalnych leków, w przypadku których szanse na zadziałanie wynoszą tylko 6% i które najprawdopodobniej tylko im zaszkodzą. Urządzenie Presage korzysta z licznych igieł, które wstrzykują przez skórę lekarstwo do guza. Ilość wprowadzanego środka Olson opisał jako jedną piątą kropli. Presage opublikowało już dane z wynikami testów klinicznych, a obecnie pracuje nad niewielką, przenośną wersją urządzenia. Wynalazek przyda się nie tylko przy spersonalizowanym leczeniu nowotworów. Może również wspomóc badania nad nowymi lekami czy też nad szybko rozwiającą się dziedziną onkologii - badaniem kombinacji różnych leków. Firma farmaceutyczna Millenium, która już korzysta z urządzenia Presage zauważa, że dzięki niemu testy przebiegają znacznie szybciej niż przy tradycyjnym testowaniu każdego leku z osobna.
  12. Sędzia federalna z Kalifornii nakazał Apple'owi i Amazonowi zawarcie ugody w sporze toczącym się pomiędzy obiema firmami. Spór dotyczy użycia przez Amazona nazwy "Appstore". Koncern Bezosa został pozwany przez Apple'a cztery dni przed uruchomieniem swojego "Appstore for Android". Firma z Cupertino już wcześniej domagała się, by Amazon nie używał takiej nazwy, gdyż Apple uważa ją za zbyt podobną do "App Store". Online'owy sklep Apple'a o takiej nazwie został uruchomiony w 2008 roku. Sędzia Elizabeth Laporte nakazała obu firmom, by do 11 marca dostarczyły jej wstępną propozycję ugody. Mają się w niej znaleźć roszczenia i argumenty, podsumowanie sprawy, zestawienie kosztów, opinia stron o ugodzie oraz historia wcześniejszych działań jej dotyczących. Dokumenty mają być dostarczone bezpośrednio do sędzi i nie zostaną udostępnione drugiej stronie. Jeśli wcześniej firmy nie prowadziły żadnych rozmów dotyczących ewentualnej ugody, to powód musi przedstawić też listę żądań, faktów na jakich je opiera i określić kwotę odszkodowania. List musi zostać dostarczony najpóźniej na 7 dni przed zaplanowanym spotkaniem, na którym będzie omawiana ugoda. Najpóźniej na 3 dni przed spotkaniem pozwany musi dostarczyć odpowiedź na list. Sędzia Laporte zapowiedziała, że gdy już obie strony zasiądą do stołu negocjacyjnego, to powinny się przygotować nawet na kilkunastogodzinne rozmowy, bo nikt nie będzie mógł odejść od stołu rozmów bez jej zgody. Amazon już wygrał pierwszą sądową potyczkę. Przed kilkoma dniami sąd okręgowy stwierdził, że firma nie wprowadziła konsumentów w błąd używając nazwy "Appstore".
  13. W pobliżu Ho Chi Minh, jednego z największych miast południowo-wschodniej Azji, odkryty nowy gatunek nogolotki. Latająca żaba Heleny (Rhacophorus helenae) mierzy ok. 10 cm, a między jej palcami znajdują się powiększone błony. Do wiekopomnego spotkania doszło w 2009 r., gdy doktor Jodi Rowley z Muzeum Australijskiego w Sydney wybrała się na wyprawę do lasów otaczających miasto. Wtedy nie zorientowała się jednak, że ma do czynienia z nowym gatunkiem, myląc go ze znaną wcześniej R. kio. Na szczęście w czasie późniejszej ekspedycji badaczka z antypodów zobaczyła R. kio w innej części Wietnamu. Wtedy zdała sobie sprawę z natłoku różnic. Nowy gatunek ma jasnobiały brzuch i białą twardówkę, podczas gdy gatunek, o którym pierwotnie pomyślałam, notabene najbliższy krewny, może się poszczycić cytrynowym brzuchem oraz inaczej zabarwionymi oczami. Występują też różnice w kolorze błon i ud [ich tylna część jest niebieskawo-zielona, widoczne jest też bladożółte marmurkowanie]. Co istotne, R. helenae są dużo większe od innych przedstawicieli rodzaju Rhacophorus; samce mierzą 72,3-85,5 mm, a samice 89,4-90,7 mm. Analizy molekularne potwierdziły, że Rowley rzeczywiście natrafiła na nowy gatunek. Nadana nazwa miała uhonorować matkę badaczki, u której niedawno zdiagnozowana raka jajnika. Australijka podkreśla, że aby dokonać takiego odkrycia, zazwyczaj musi się wspinać po niedostępnych górach, pokonywać wodospady i wycinać sobie przejście w gęstej, kłującej roślinności lasu deszczowego. Nie spodziewałam się więc, że spotkam przedstawiciela nowego gatunku, który będzie sobie siedział na ściętym drzewie w lesie nizinnym [mniej niż 90 km od centrum wielkiego miasta], zwłaszcza że jest on rozczłonkowany siecią ludzkich i bawolich traktów, a wokół rozciągają się pola ryżowe. Dr Rowley uważa, że dotąd płaz umykał uwadze biologów, bo większość czasu spędza poza zasięgiem ich wzroku w koronach dużych drzew; sfruwa na ziemię jak polatucha jedynie w okresie godowym. Obecnie naukowcy sprawdzają, czy R. helenae są zagrożone. W odróżnieniu od kosmopolitycznej R. kio, dotąd R. helenae widziano wyłącznie w oddalonych o ok. 30 km łatach lasów nizinnych prowincji Bình Thuận i Đồng Nai (na 1 egzemplarz natknęła się Rowley, pozostałe 4, już w drugim izolowanym drzewostanie, znaleźli jej wietnamscy koledzy). Tutejszy krajobraz został w znacznym stopniu zmodyfikowany przez rolnictwo, dlatego wg herpetologów, przyszłości płazów mogą zagrażać utrata i degradacja habitatu.
  14. Australijczykom udało się zwrócić wirusa HIV przeciwko samemu sobie. David Harrich i jego zespół z Queensland Institute of Medical Research zmodyfikowali jedno z białek wirusa tak, że zamiast mu pomagać w rozprzestrzenianiu się, stało się silnym inhibitorem. Białko zostało wprowadzone do komórek odpornościowych, które były atakowane przez HIV. Okazało się, że spowolniło ono jego reprodukcję. W niektórych komórkach zarażonych proteiną Nullbasic, bo tak nazwano zmodyfikowane białko, wirus namnażał się 8-10 razy słabiej niż zwykle. Badania zostały przeprowadzone na hodowlach komórek, nie wiadomo zatem, czy podobne rezultaty uzyska się na zwierzętach i ludziach. Nigdy nie widziałem czegoś takiego. Zmodyfikowane białko działało za każdym razem. Jeśli w trakcie kolejnych badań będziemy obserwowali podobne wyniki i uda nam się pokonać wszystkie przeszkody, to możemy stwierdzić, że wynaleźliśmy lekarsto na AIDS - entuzjazmuje się Harrich. Frank Wegman z Oxford University, który również poszukuje szczepionki przeciwko HIV, mówi, że od wynalazku Australiczyków do opracowania leku jest jeszcze bardzo długa droga. Komórki odpornościowe krwi jako pierwsze padają ofiarą HIV i jeśli chcemy, by nowe białko stało się lekarstwem, musimy znaleźć sposób, by nakłonić każdą z komórek do produkcji tego białka - mówi uczony. Niewykluczone, że jest to możliwe, jednak mówimy tutaj o potencjalnie niebezpiecznej, skomplikowanej i bardzo kosztownej terapii genowej. Oni częściowo poradzili sobie z tym problemem. Częściowo go przetestowali, ale nie na pacjentach, tylko w laboratorium - dodaje Wegman. Zdaniem Harricha Nullbasic może być dobrym rozwiązaniem zapobiegającym AIDS. Nadal będziesz nosicielem HIV. To nie usunie wirusa, ale wirus będzie uśpiony, nie obudzi się i nie spowoduje AIDS - wyjaśnia. Za rozwój AIDS uznaje się sytuację, w której u osoby zarażonej HIV liczba komórek CD4 spadnie poniżej 200 na mikrolitr krwi lub też dojdzie do jednej z kilkunastu oportunistycznych infekcji, kilku nowotworów lub zespołów chorobowych. U większości nieleczonych nosicieli HIV dochodzi do AIDS w ciągu 10-15 lat od zakażenia. Pojawienie się leku opartego na Nullbasic umożliwiłoby definitywne zakończenie epidemii AIDS. Ponadto lek stworzony na bazie pojedynczego białka były rozwiązaniem tańszym i mniej uciążliwym dla pacjentów niż obecnie stosowane liczne terapie, którym poddają się nosiciele HIV. Australijscy naukowcy chcą jeszcze w bieżącym roku rozpocząc testy na zwierzętach. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem to, zdanem Wegmanna, lekarstwo wykorzystujące Nullbasic pojawi się dopiero za około 10 lat.
  15. W 2011 roku grupa BOINC@Poland postanowiła uruchomić projekt, którego jednym z głównych celów jest stworzenie światowej mapy promieniowania gamma. Aby osiągnąć wyznaczony cel, grupa zaprojektowała czujnik promieniowania radioaktywnego, który chętne osoby z różnych części świata mogą podłączyć do swojego komputera. Obecnie z systemem Radioactive@Home współpracuje 340 wolontariuszy z Australii, Europy, USA, Kanady, Japonii czy Korei Płd. Komputery wzbogacone o taki czujnik codziennie wysyłają dane do serwera projektu. Lokalizację czujników i poziom promieniowania można zobaczyć na mapie projektu. Każdy udostępnia wykres promieniowania, który na ogół nie odbiega od normy. Projekt Rad@H nie podlega żadnym placówkom państwowym. Zarówno oprogramowanie, jak i schemat użytego detektora promieniowania korzystają z licencji GNU General Public License (GPL) i są dostępne na stronie projektu. Głównym celem jest prezentacja danych w czasie rzeczywistym, aby w sytuacji podobnej do tej w Czarnobylu lub w Fukushimie każdy zainteresowany mógł sprawdzić poziom promieniowania. Jeżeli nawet ktoś będzie chciał oszukać czujnik, przystawiając go do materiałów radioaktywnych, to po sprawdzeniu wyników pobliskich czujników będzie można stwierdzić poziom rzeczywistego promieniowania. Osoby zajmujące się rozwijaniem projektu to ludzie, których zjednoczyły zamiłowanie do nauki i techniki, a także chęć stworzenia czegoś przydatnego społeczeństwu. Samodzielnie, z powodu braków wiedzy lub pieniędzy, nie mogliby pozwolić sobie na rozwijanie podobnych projektów naukowych. Ale razem, uzupełniając się, zdolni są do rozwijania jeszcze trudniejszych przedsięwziąć.
  16. Kanadyjscy naukowcy z Uniwersytetu Laval, Szpitala Uniwersyteckiego Quebec i GlaxoSmithKline poinformowali o znalezieniu metody na stymulowanie naturalnych mechanizmów obronnych chroniących przed chorobą Alzheimera. Niewykluczone, że ich metoda przyda się też w leczeniu osób już chorych. W przebiegu choroby Alzheimera w mózgu pojawia się beta-amyloid, który tworzy tzw. płytki starcze. Naukowcy pracujący pod kierunkiem profesora Serge'a Rivesta dowiedli, że adiuwant MPL (monofosforylowy lipid A), od lat stosowana substancja podnosząca skuteczność szczepionek, pomaga w usuwaniu płytek starczych. U modelowych myszy, którym przez 3 miesiące raz w tygodniu podawano MPL, zniknęło 80% płytek. Przeprowadzone testy wykazały, że w tym samym czasie doszło do poprawy funkcji poznawczych, zatem zwierzęta np. łatwiej uczyły się nowych rzeczy. Zdaniem uczonych MPL może być podawany domięśniowo osobom już chorującym, co spowolni postępy choroby lub też stać się częścią szczepionki stymulującej produkcję przeciwciał zwalczających beta-amyloid. Taka szczepionka może być podawana osobom, u których występuje konieczność wzmocnienia naturalnej doporności. To nie muszą być osoby już chore, ale takie, u których występują czynniki ryzyka zapadnięcia na Alzheimera - mówi profesor Rivest.
  17. Na tyłach schroniska skalnego Casita de Piedra w pobliżu Boquete w Panamie archeolodzy znaleźli zestaw 12 dziwnych kamieni. Wg nich, to najstarsze dowody dokumentujące praktyki szamańskie w dolnej Ameryce Środkowej. Dr Ruth Dickau z Uniwersytetu w Exeter natrafiła na skład w 2007 r. Datowanie radiowęglowe wykazało, że kawałek węgla drzewnego, który odkryto tuż pod kamieniami, ma 4800 lat. Drugi - zlokalizowany w warstwie przykrywającej szamański skarb - oceniono na 4 tys. lat. Dickau twierdzi, że nie znaleziono śladów sugerujących, że ktoś wykopał dziurę i schował skarb w późniejszym okresie. Fakt, że kamienie tworzyły zbitą pryzmę, sugeruje, że złożono je w torbie lub koszyku (z czasem pojemnik się rozłożył). Bazując na lokalizacji i doborze kamieni, Richard Cooke ze Smithsonian Tropical Research Institute (STRI) doszedł do wniosku, że musiały one należeć do szamana (curandero). Geolog Stewart Redwood ujawnił, że w skład zestawu wchodziło m.in. cylindryczne narzędzie z dacytu. Znaleziono też płatek białawego, półprzezroczystego kwarcu, noszące ślady użytkowania grudki pirytu, zeszlifowany fragment chalcedonu, płatek z andezytu oraz kaolinit, który w wyniku naturalnej erozji z czasem upodobnił się do kwiatu. Co ciekawe, to nie są zwykłe kamienie, ale skały i kryształy towarzyszące w panamskiej Korydylierze Środkowej złożom złota [...]. W schronisku nie ma jednak złotych artefaktów ani dowodów, że kamienie zebrano w trakcie poszukiwania cennego kruszcu. [De facto] schowek jest o ponad 2 tys. lat starszy od najwcześniejszych złotych artefaktów z Panamy. Tak czy inaczej zbieracz miał oko do niezwykłych kamieni i kryształów, których specjalne znaczenie ulotniło się do naszych czasów - podkreśla Redwood. W pobliżu stanowiska żyło kilka plemion, np. Ngäbe, Buglé, Bribri czy Cabécar. Uzdrowiciele tych ludów często używają w czasie rytuałów specjalnych kamieni. Te ze strukturami krystalicznymi są powiązane z doświadczeniami przeobrażającymi. Anthony Ranere z Temple University natrafił na Casita de Piedra podczas badań archeologicznych Panamy zachodniej w latach 70. Wykazał, że schronisko skalne było zasiedlane kilkakrotnie i że wykorzystywano je do różnych celów, w tym do gotowania, wytwarzania narzędzi i prawdopodobnie ciesielstwa. Dickau wróciła tu, by prowadzić rozszerzone wykopaliska od grudnia 2006 do stycznia 2007 r. W wyniku datowania radiowęglowego najgłębszych warstw stwierdzono, że jaskinia została po raz pierwszy zasiedlona ponad 9 tys. lat temu, czyli o wiele wcześniej, niż zakładał Ranere. Ludzie, którzy najprawdopodobniej korzystali z usług domniemanego curandero, uprawiali na niewielką skalę kukurydzę, maniok i marantę. Zbierali też owoce i bulwy. Zapewne zdarzało im się też polować, ale przez wilgotną glebę nie zachowały się żadne zwierzęce kości.
  18. Naukowcy z University of Manchester poinformowali na łamach Nature Materials, że wraz z kolegami z Aix-Marseille Université opracowali urządzenie, które za pomocą prostego systemu optycznego może w badanej próbce w ciągu kilku minut odnotować obecność pojedynczej molekuły związku chemicznego i dokonać jej analizy. Wynalazek znacząco udoskonali testy antydopingowe stosowane w zawodowym sporcie. Przyda się też np. w lotniskowych systemach bezpieczeństwa, gdzie pozwoli na wykrycie śladowych ilości materiałów wybuchowych, ułatwi walkę z przemytem narkotyków czy pozwoli na szybkie sprawdzenie osoby podejrzanej o to, że jest nosicielem choroby zakaźnej. Uczeni, pracujący pod kierunkiem doktora Sashy Grigorenko, wykorzystał grafen oraz plazmonikę, dzięki której możemy określić częstotliwość drgań elektronów w różnych materiałach. Wysoką czułość uzyskano dzięki wykorzystaniu topologicznych właściwości faz światła. Urządzenie pokryto grafenem, w który następnie wprowadzono wodór i wykalibrowano je używając tego pierwiastka. Taka konstrukcja pozwala na wykrycie w ciągu kilku minut toksyn i narkotyków w próbce krwi. Twórcy urządzenia twierdzą, że jest ono o trzy rzędy wielkości bardziej czułe niż inne obecnie stosowane rozwiązania. Konstruując to urządzenie chcieliśmy przede wszystkim mieć możliwość ujrzenia pojedynczej molekuły. I rzeczywiście za pomocą prostego optycznego systemu, na przykład mikroskopu, możemy ją dojrzeć. Użycie prostej optyki, która wykorzystuje niezwykłe fazowe właściwości światła, to dynamicznie rozwijająca się dziedzina badań. My dowiedliśmy, że może mieć ona praktyczne zastosowania, przynoszące wielkie korzyści - stwierdził Grigorenko.
  19. Dotąd naukowcy pracowali nad testami wydechowymi do diagnozowania astmy i nowotworu, teraz przyszła kolej na zapalenie płuc. Po zakończeniu eksperymentów na myszach zespół z University of Vermont przekonuje, że można zidentyfikować zapach (wolatilom, od ang. volatile - związek lotny) infekujących bakterii, skracając czas postawienia diagnozy z dni do minut. Zamiast polegać na pobieraniu wymazu, hodowli i oznaczaniu wrażliwości na antybiotyki, Amerykanie określali rodzaj i poziom lotnych związków organicznych (LZO). Chodziło oczywiście o LZO poszczególnych gatunków i szczepów bakterii. Autorzy artykułu z Journal of Breath Research podkreślają, że wielu badaczy prowadziło eksperymenty dot. lotnych biomarkerów bakteryjnych in vitro, ale uzyskane przez nich wyniki trudno było przełożyć na analizy oddechu żywych organizmów. y uzupełnić lukę w wiedzy, zespół postanowił zastosować spektrometrię mas z jonizacją elektrorozpylaniem (SESI-MS) bezpośrednio w odniesieniu do wydychanego powietrza. Na początku gryzonie zainfekowano pałeczką ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa) i gronkowcem złocistym (Staphylococcus aureus). Po upływie doby zaczęły się analizy. Okazało się, że za pomocą SESI-MS można odróżnić 1) zwierzęta zdrowie i zainfekowane, 2) zakażone pałeczkami ropy błękitnej i gronkowcami złocistymi, a także 3) szczepami PAO1 i FRD1 gronkowca. Gdy Amerykanie porównali LZO wykryte w warunkach in vitro oraz in vivo, okazało się, że pokrywa się tylko 25-34% pików.
  20. LG to kolejny producent, który chce powalczyć o rynek smartfonów za pomocą urządzeń z systemem Windows Phone 8. Koreańska firma chce zwiększyć sprzedaż swoich telefonów komórkowych z obecnych 55 do 75 milionów sztuk rocznie. Koncern planuje, że 45 milionów będą stanowiły smartfony, a 30 milionów zwykłe komórki. Plan minimum to sprzedaż 10 milionów smartfonów w ciągu kwartału. Firma, aby utrzymać swoje dotychczasowe udziały na rynku nadal będzie oferowała niedrogie smartfony z rodziny Optimus wyposażone w system Android. Chce jednak podbić te segmenty rynku, które przynoszą większy zysk. Ma temu służyć zapowiadane na luty urządzenie z wyświetlaczem o przekątnej 5,5 cala i rozdzielczości full HD (1920x1080) oraz seria mainstreamowych smartfonów z WP 8. Wykorzystanie systemu z Redmond ma posłużyć LG do odróżnienia się od innych producentów. Ponadto na rynku smartfonów z Windows Phone panuje znacznie mniejsza konkurencja niż na rynku Androida, zatem wypróbowanie nowej platformy może być dobrym pomysłem. Tym bardziej, że Microsoft narzuca producentom urządzeń ze swoim systemem dość wysokie wymagania sprzętowe, co powoduje że, przynajmniej do czasu poluzowania wymagań przez koncern z Redmond, na rynek nie trafią tanie smartfony z Windows Phone 8, więc ich producenci będą mogli liczyć na wyższy margines zysku. Nową platformą Microsoftu interesuje się coraz więcej firm. Pierwsze urządzenia z WP 8 zaprezentowały w ubiegłym roku Nokia, Huawei, Samsung i HTC. W ostatnim czasie zainteresowanie tym systemem wyraziły też Lenovo, ZTE, a teraz LG.
  21. Obszerne studium z udziałem bliźniąt pozwoliło zidentyfikować sekwencję DNA związaną z tendencją do obejmowania przywództwa. Międzynarodowy zespół naukowców z Harvardu, Uniwersyteckiego College'u Londyńskiego (UCL), NYU oraz Uniwersytetu Kalifornijskiego szacuje, że ok. 1/4 zmienności w zachowaniach przywódczych można wyjaśnić właśnie genami. Zidentyfikowaliśmy genotyp rs4950, który wydaje się związany z przekazywaniem zdolności przywódczych z pokolenia na pokolenie. Tradycyjna wiedza - zgodnie z którą przywództwo jest [wyuczoną] umiejętnością - pozostaje w dużej mierze prawdą, ale trzeba przyznać, że to także po części cecha genetyczna - wyjaśnia dr Jan-Emmanuel De Neve z UCL. Naukowcy analizowali dane z 2 dużych prób, zebranych w ramach National Longitudinal Study of Adolescent Health (Add Health) i Framingham Heart Study. Próbki genetyczne ok. 4 tys. osób porównano z informacjami nt. zatrudnienia i relacji. W obu studiach na pierwszy plan wysunął się istotny statystycznie związek między rs4950 i przywództwem. Ekipa ustaliła, że choć zdobycie pozycji lidera zależy przede wszystkim od wypracowywanych zdolności, odziedziczenie przywództwa w genach także się liczy. W przyszłości naukowcy zamierzają ustalić, w jaki sposób rs4950 oddziałuje z innymi czynnikami, w tym ze środowiskiem edukacyjnym w dzieciństwie, kiedy decydują się czyjeś przywódcze losy.
  22. Jedna z amerykańskich firm poprosiła Verizon RISK Team o zbadanie niepokojących połączeń nawiązywanych z firmową siecią z Chin. Sprawa była o tyle poważna, że wspomniana firma działa na rynku oprogramowania dla krytycznej infrastruktury. Tymczasem jej administratorzy zauważyli, że do jej wirtualnej sieci prywatnej (VPN) loguje się komputer z Chin. W momencie odkrycia połączenie było aktywne. Odkrycie zdenerwowało administratorów zarówno ze względu na znaczenie, jakie mają prowadzone w firmie prace, jak i na fakt, że nie autoryzowano połączeń z Państwa Środka, a bliższe badania wykazały, że łączący się komputer używa tokenu RSA jednego z pracowników. Jako, że tokeny są jednorazowe, mogło dojść do poważnego złamania zabezpieczeń. Sytuacja była tym bardziej niepokojąca, że pracownik, którego token wykorzystano, siedział właśnie przy swoim biurku. Eksperci z Verizon RISK Team przyjrzeli się całej sytuacji i szybko odkryli alarmujący fakt - połączenie z Chin nie było jednorazowe. Dokonywano go niemal codziennie przez ostatnie pół roku. Być może łączono się też i wcześniej, ale VPN przechowywał logi z ostatnich sześciu miesięcy. Administratorzy wspomnianej firmy byli przekonani, że chińscy hakerzy znaleźli jakąś dziurę typu zero-day i od miesięcy kradną dane. Śledczy z Verizon RISK Team przyjrzeli się komputerowi pracownika, którego tokenem posługiwali się Chińczycy. Znaleźli na nim... setki faktur z Chin. Okazało się, że wyróżniający się programista, uważany za jednego z najlepszych w budynku... wynajął chińską firmę programistyczną, która za niego pracowała. Płacił jej 20% swojej pensji, dzięki czemu mógł spędzać większość czasu na oglądaniu materiałów wideo z kotami w roli głównej oraz odwiedzaniu Facebooka i eBaya. Gdy bliżej przyjrzano się historii pracy wspomnianego mężczyzny okazało się, że jego kod był zawsze świetnej jakości, projekty zawsze kończył o czasie, był od wielu lat wyróżniającycm się pracownikiem. W każdym kwartale otrzymywał pochwały jako najlepszy programista w siedzibie firmy.
  23. Amerykańskie biuro patentowe, USPTO, opublikowało swój raport dotyczący liczby patentów wydanych w ubiegłym roku. Dowiadujemy się z niego, że urząd przyznał 253 155 patentów. To o 13% więcej niż w roku 2011. W dokumencie wymieniono również 50 firm, które otrzymały najwięcej patentów. Nie ma tutaj żadnej niespodzianki. Liderem nadal jest IBM, który od 20 lat zajmuje pierwsze miejsce na liście. Błękitny Gigant zdobył 6478 patentów, a więc o 5% więcej niż rok wcześniej. IBM otrzymał swój pierwszy patent 25 lipca 1911 roku. Dokument numer 998,631 opisywał on maszynę do kart perforowanych i został uznany za pierwszy patent na nowoczesną technologię przechowywania danych.
  24. Nasiona wymierającej zostery morskiej (Zostera marina) przeżywają podróż przez przewód pokarmowy różnych zwierząt, a ponieważ przemieszczają się one i mają niejednakowe tempo trawienia, roślina może opanować nowe przyczółki. To bardzo ważne spostrzeżenie, zważywszy, że Z. marina magazynuje pokaźną ilość CO2. Sarah E. Sumoski i Robert J. Orth z Virginia Institute of Marine Science, których artykuł ukazał się w Marine Ecology Progress Series, podkreślają, że choć wiele kręgowców żeruje na łąkach podwodnej trawy, dotąd naukowcy nie analizowali biotycznych mechanizmów rozprzestrzeniania Z. marina. Biolodzy skupili się więc na 3 gatunkach ryb: 1) przydence żebrowatej (Fundulus heteroclitus), 2) rozdymce północnej (Sphoeroides maculatus) oraz 3) Lagodon rhomboides. Uwzględnili też potencjalny wkład żółwia diamentowego (Malaclemys terrapin) oraz ogorzałki małej (Aythya affinis). Każdorazowo sprawdzali, czy nasiona zostery są w stanie przetrwać pobyt w przewodzie pokarmowym zwierzęcia i zachować żywotność. Oceniali też czas retencji w jelitach, aby wyliczyć odległość, na jaką mogły one być przeniesione. Okazało się, że nasiona przeżywały w przewodzie pokarmowym wszystkich badanych gatunków. Wskaźnik wydalania był najwyższy dla przydenek żebrowatych, rozdymek północnych i żółwi diamentowych, najniższy dla ogorzałek małych, a umiarkowany dla L. rhomboides. Gdy naukowcy przyjrzeli się dystansom pokonywanym przez nasiona, okazało się, że najdalej docierały one w żołądkach ogorzałek (19500 m), a najbliżej w przewodzie pokarmowym L. rhomboides (60 m). W przypadku przydenek podróż kończyła się po 200 m, a jazda na gapę z żółwiami diamentowymi po 1500 m. Sumoski i Orth zapewniają, że żywe organizmy mogą zawlec nasiona do izolowanych rejonów, gdzie nie udałoby im się trafić z transportem abiotycznym. Orth i jego współpracownicy od 15 lat próbują odtworzyć populacje zostery morskiej w zatokach Wirginii. Wykorzystują do tego zarówno sadzonki, jak i nasiona. Teraz widać, że nie są osamotnieni, bo zwierzęta sumiennie, choć nieświadomie, realizują swoją część zadania (obstawiają rejony, do których ludzie jeszcze nie dotarli). W końcu podwodne łąki będą ich pokarmem i schronieniem...
  25. Od 2011 roku na terenie USA notowany jest wzrost infekcji kukurydzy kropidlakiem żółtym (Aspergillus flavus). Ten toksyczny grzyb jest na tyle niebezpieczny, że rząd Saddama Husseina wykorzystywał go w broni biologicznej. Rosnąca liczba zakażeń A. flavus to nie tylko poważny problem dla rolników, ale również coraz większe zagrożenie dla konsumentów. Profesor Ronnie Heininger z North Carolina State University przypomina, że obowiązuje zakaz międzystanowego importu kukurydzy, w której obecność kropidlaka żółtego przekracza 20 części na miliard. Już w tej chwili amerykańskie rolnictwo traci rocznie 190 milionów USD z powodu skażenia roślin A. flavus. Infekcje tym grzybem były wcześniej typowe dla Chin czy krajów Afryki. Jednak wraz ze wzrostem temperatur są coraz częściej spotykane w innych częściach świata. Jak informuje Missouri Grain Inspection Service w roku 2011 do października kropidlak zaraził 8% zbiorów w Missouri. W roku 2012 było to już ponad 50%. Warto w tym miejscu wspomnieć, że - jak właśnie podała NOAA (Narodowa Administracja ds. Oceanów i Atmosfery) - rok 2012 był był najcieplejszym rokiem dla kontynentalnych USA od 117 lat. W przeciwieństwie do wielu innych grzybów A. flavus bardzo lubi gorący i suchy klimat. I to właśnie coraz poważniejsze susze pozwoliły mu na rozprzestrzenienie się w USA. Toksyczny grzyb najchętniej zasiedla kukurydzę i inne zboża. Jednak znaleziono go też w nasionach roślin oleistych, orzechach, mlekku, mięsie i suszonych owocach. A. flavus pozostaje najpoważniejszym problemem w krajach rozwijających się. To tam najbardziej zagraża konsumentom, gdyż miejscowi rolnicy nie mają odpowiednich zasobów i technologii, by badać swoje produkty. Przeciętna osoba nie jest w stanie stwierdzić, czy widoczna pleśń zawiera aflatoksynę czy tez nie. Nie jest w stanie stwierdzić, czy ma do czynienia z czymś nieszkodliwym czy wysoce toksycznym. Przyzwyczaili się zatem do spożywania takich produktów i nie wiedzą, czy nie trują siebie i swoich dzieci - mówi Barbara Stinson z Meridian Institute. Toksyna produkowana przez kropidlaka żółego niszczy wątrobę, przyczynia się do rozwoju nowotworów i jest jedną z głównych przyczyn aspergilozy.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...