Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zaopatrywanie w paliwo operujących na całym świecie samolotów US Navy to zadanie skomplikowane, kosztowne i niebezpieczne. W ubiegłym roku U.S. Navy Military Sea Lift Command, która operuje flotyllą 15 specjalnych tankowców, dostarczyła niemal 600 milionów galonów paliwa. Naukowcy z U.S. Naval Research Laboratory (NRL) pracują nad technologią, która pozwoli na pozyskiwanie paliwa z... wody morskiej. Potencjalne korzyści, to uzyskanie na pełnym morzu paliwa JP-5, co pozwoli na uproszczenie procesu zaopatrywania floty oraz zwiększy bezpieczeństwo i niezależność US Navy - mówi doktor Heather Willauer z NRL. Laboratorium zaprezentowało już technologię pozyskiwania CO2 i produkcji wodoru z wody morskiej oraz konwersji dwutlenku węgla i H2 w węglowodory, które można będzie zamienić w paliwo. Dwutlenek węgla jest powszechnie występującym źródłem węgla. W wodzie morskiej jest go 140 razy więcej niż w powietrzu. Od 1 do 3 procent CO2 w wodzie morskiej występuje w formie kwasu węglowego, 1% to węglany, a pozostałe 96% jest związane w wodorowęglanach. Jeśli uda się wykorzystać ten węgiel to Marynarka Wojenna będzie mogła uniezależnić się od niepewnych źródeł dostaw paliwa z obcych krajów i/lub utrzymywania długich linii zaopatrzeniowych - dodaje Willauer. Głównym elementem systemu produkującego paliwo jest trzykomorowe ogniwo elektrochemiczne. Wykorzystuje ono elektryczność do wymiany jonów wodoru produkowanych na anodzie z jonami sodu z wody morskiej. W ten sposób zostaje zwiększona kwasowość wody. Na katodzie woda jest redukowana do H2 i powstaje NaOH. Można to połączyć z zakwaszoną wodą, przywracając jej oryginalne pH przed spuszczeniem wody do oceanu. Testy wykazały, że metoda ta pozwala na ciągłą produkcję H2 oraz pozyskanie do 92% CO2 z wody. Obecnie NRL pracuje nad optymalizacją i produkcją paliwa na większą skalę. Wstępne symulacje wykazały, że możliwe będzie produkowanie paliwa do samolotów odrzutowych w cenie 3-6 dolarów za galon.
  2. Latanie do tyłu to dla kolibrów chleb powszedni. Po zakończeniu obiadu z nektaru trzeba się w końcu jakoś wycofać. Mimo że podobną umiejętnością mogą się pochwalić także inne ptaki i sześcionogi, dotąd, nie wiedzieć czemu, nie zajmowano się biomechaniką "wstecznego biegu". Niedopatrzeniem tym zainteresowali się Nir Sapir i Robert Dudley z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley. Zmierzyli pobór tlenu (VO2) i kinematykę lotu, umieszczając koliberki żarogłowe (Calypte anna) w tunelu aerodynamicznym. Zawisającym oraz latającym w przód i w tył 5 ptakom wykonywano respirometrię, naukowcy analizowali też zapis z szybkiej kamery. By zachęcić koliberki do zademonstrowania swoich umiejętności, na końcu tunelu umieszczono udającą kwiat strzykawkę z nektarem. Utrudniając zadanie, podczas testu manipulowano jej położeniem. Okazało się, że VO2 w czasie lotu do tyłu było takie samo jak w czasie latania do przodu i o ok. 20% niższe niż w czasie zawisu. Dla ptaków poruszających się do tyłu z różnymi prędkościami (maks. 4,5 ms−1) wykres mocy przypominał krzywą wyznaczoną dla ptaka poruszającego się analogicznymi szybkościami do przodu. Oznacza to, że przemieszczając się do przodu i do tyłu, kolibry zużywają tyle samo energii. W czasie lotu do tyłu ptak utrzymuje bardziej wyprostowaną pozycję, dlatego spodziewaliśmy się, że na ciało będzie działać silniejsze tarcie i by je przezwyciężyć, C. anna będą musiały zainwestować więcej energii. Eksperymenty na modelach naturalnej wielkości pokazały jednak, że przy lataniu do tyłu tarcie jest tylko nieznacznie większe. Dr Sapir uważa, że można to wyjaśnić niewielkimi prędkościami rozwijanymi po wrzuceniu wstecznego biegu. Lecąc do tyłu, koliberki nie tylko ustawiają się niemal w pionie, ale i wyginają głowę. Ich skrzydła uderzają wtedy z większą częstotliwością. Wg Amerykanów, latanie do tyłu, łącznie z innymi anatomicznymi, fizjologicznymi, morfologicznymi i behawioralnymi adaptacjami, pozwala podtrzymać wyłącznie napowietrzną nektarożerność.
  3. W ostatnich dwóch latach w USA gwałtownie wzrosła liczba połączeń nadzorowanych przez służby państwowe. Amerykańska Unia Wolności Obywatelskich (ACLU) wymusiła na rządzie USA udostępnienie danych dotyczących liczby łatwych do założenia podsłuchów. Co prawda rząd jest prawnie zobowiązany do publikacji takich danych, jednak administracja Baracka Obamy odmawiała dotychczas ich ujawnienia. ACLU uzyskała dane dotyczące takiego rodzaju połączeń, które pozwalają służbom jedynie na sprawdzenie kto, z kim i kiedy się komunikował. Dotyczy to zarówno komunikacji telefonicznej jak i internetowej. Zgoda na taki nadzór komunikacji jest łatwiejsza do uzyskania. W przypadku tradycyjnego podsłuchu, gdy służby mają wgląd także w treść komunikacji, konieczne jest przekonanie sędziego, iż istnieje prawdopodobieństwo popełnienia przestępstwa, a podsłuch jest konieczny do dalszego prowadzenia śledztwa. Jeśli zaś służby chcą jedynie wiedzieć, kto z kim i kiedy się komunikował, wystarczy złożyć w sądzie dokument stwiedzający, że służby szukają informacji związanych z prowadzonycm śledztwem. Sąd nie rozważa wówczas zasadności prośby, spełnia tylko rolę administracyjną. ACLU alarmuje, że pomiędzy rokiem 2009 a 2011 ogólna liczba założonych urządzeń podsłuchowych tego typu zwięĸszyła się aż o 60%. Wzrosła ona z 23 535 do 37 616. W tym samym czasie liczba osób, których telefony podsłuchiwano zwiększyła się trzykrotnie. Liczba podsłuchiwanych była trzykrotnie większa niż w czasie całej poprzedniej dekady.Podsłuchy e-maili i komunikacji internetowej są znacznie rzadsze, ale ich liczba szybko rośnie. W latach 2009-2011 zwiększyła się aż o 360%. Jednocześnie, powołując się na artykuł z New York Timesa, ACLU informuje, że w 2011 roku operatorzy telefonii komórkowej otrzymali od służb 1,3 miliona próśb o informacje o użytkownikach. W związku z tak szybkim wzrostem liczby podsłuchów ACLU zapowiada walkę o wprowadzenie takich zmian prawnych, by zakładanie podsłuchów wspomnianego typu było trudniejsze niż obecnie. Aby uświadomić sobie skalę inwigilacji społeczeństwa, warto porównać dane ACLU z informacjami przekazanymi przez Fundację Panoptykon. W roku 2009 liczba wniosków o dane o abonentach, jakie złożyły u operatorów telefonicznych polskie sądy, prokuratura, policja i służby specjalne, po raz pierwszy przekroczyła milion. W roku 2011 wniosków takich było już 1.856.888. Jak czytamy na stronach Fundacji polskie prawo dość luźno reguluje sposób wykorzystywania danych zatrzymywanych przez operatorów. Policja i kilka innych służb mogą z nich korzystać nie tylko przy wykrywaniu poważnych przestępstw, ale również w bliżej niesprecyzowanych “celach prewencyjnych”. I to bez jakiejkolwiek kontroli sądu czy prokuratora. Co więcej, same sądy nadużywają tej możliwości, systematycznie sięgając po dane objęte tajemnicą telekomunikacyjną w sprawach cywilnych (np. w sprawach rozwodowych i alimentacyjnych). Problemem jest zbyt długi czas obowiązkowego przechowywania danych: w Polsce są to aż 2 lata, podczas gdy w Unii Europejskiej okres ten najczęściej wynosi zazwyczaj od 6 miesięcy do 1 roku.
  4. Meksykańska policja znalazła w lesie spalone ciało kobiety. Ofiary nie można było rozpoznać, nie udało się też pozyskać nieuszkodzonego DNA. Z pomocą przyszły jednak czerwie, które żerowały na zwłokach. W ich przewodzie pokarmowym zachował się zdatny do analizy materiał genetyczny. Uzyskane wyniki wykorzystano podczas oficjalnego dochodzenia i procesu sądowego. Stróże prawa podejrzewali, że ciało należy do porwanej przed 10 tygodniami kobiety (w pobliżu miejsca zbrodni znaleziono sygnet upamiętniający ukończenie liceum). W pozyskaniu twardych dowodów musieli im jednak pomóc patolodzy z Universidad Autónoma de Nuevo León. María de Lourdes Chávez-Briones, Marta Ortega-Martínez i inni przeprowadzili sekcję 3 czerwi. Z treści przewodu pokarmowego wyizolowali ludzkie DNA. Na tej podstawie najpierw ustalono, że ofiara była kobietą, a później przeprowadzono test na ojcostwo. Materiał wyekstrahowany z czerwi porównano z DNA ojca porwanej kobiety; analizowano polimorficzne mikrosatelitarne sekwencje typu STR (ang. short tandem repeat). Okazało się, że prawdopodobieństwo, że jest on ojcem osoby z lasu (POP, probability of paternity), wynosiło aż 99,685%. Kryminolodzy podkreślają, że opisaną procedurę można wykorzystać także w innych sytuacjach, np. do wykazania, że samochód wykorzystano do transportu ciała danej osoby.
  5. W ubiegłrym roku portugalska organizacja chroniąca prawa autorskie ACAPOR złożyła do Prokuratury Generalnej wniosek o ściganie 2000 osób podejrzewanych o nielegalne dzielenie się plikami. Teraz prokuratura stwierdziła, że nie ma podstaw do wszczęcia postępowiania. Jej zdaniem pobieranie i udostępnianie choronionych prawem autorskim treści nie jest nielegalne, a sam adres IP nie wystarczy, by kogokolwiek oskarżyć. Z prawnego punktu widzenia, biorąc pod uwagę, że użytkownicy zarówno pobierają jak i udostępniają pliki w tych sieciach, uznajemy takie działanie za zgodne z prawem, nawet wówczas gdy użytkownicy udosŧępniają pliki po ukończeniu pobierania - oświadczyła prokuratura. Jej zdaniem tam, gdzie naruszenie praw autorskich odbywa się w celach niekomercyjnych, nie należy ograniczać dostępu do edukacji, kultury oraz wolności wypowiedzi. Co więcej, prokuratura uznała, że adres IP niekoniecznie określa użytkownika, który w danym momencie korzysta z komputera czy użytkownika, który udostępnia treści chronione prawem autorskim. To raczej użytkownik, na którego jest zarejestrowana usługa, niezależnie od tego, czy on z niej korzysta, czy też nie. Prokuratorzy stwierdzili również, że nawet jeśli uznamy udostępnianie takich plików za nielegalne, to właściciele praw autorskich powinni wprost stwierdzić, że nie pozwalają na ich kopiowanie do użytku osobistego.
  6. Temnothorax longispinosus to północnoamerykańskie mrówki, które dzielą habitat z porywającym ich młode innym gatunkiem Protomognathus americanus. Taki najazd bywa prawdziwą katastrofą, bo przy okazji napastnicy uśmiercają często królową i robotnice. Okazuje się jednak, że niewolnice nie są aż tak uległe, jak mogłoby się wydawać, bo mszczą się, gdy rozwijające się potomstwo wroga wchodzi w fazę poczwarki. W zeszłym roku w piśmie Ethology ukazał się artykuł, którego autorzy - Inon Scharf i Susanne Foitzik z Uniwersytetu Jana Gutenberga w Moguncji - dowodzili, że T. longispinosus potrafią rozpoznać, kto stanowi prawdziwe zagrożenie i dostosować do tego poziom przejawianej agresji. Z gatunkiem obcym, innymi T. longispinosus i znanym przeciwnikiem (spokrewnionym gatunkiem zamieszkującym te same obszary) tylko się przepychają, lecz na widok robotnicy porywającej młode wpadają w prawdziwy szał: gryzą i próbują zabić. Teraz Foitzik i inni wykazali, że owady równie zdecydowanie zwalczają pasożytnictwo społeczne, gdy mimo oporu padną jego ofiarą. Choć po przeistoczeniu w imago robotnice wydają się traktować obcą królową jak własną matkę, to tylko pozory. W odpowiednim momencie przejawiają zachowania rebelianckie, choć właściwie lepiej byłoby mówić o niebezpośrednim oporze. Jak wyliczyli niemieccy entomolodzy, do etapu poczwarki dożywa 95% larw, jednak gdy tylko zakończy się przepoczwarczenie, zniewolone robotnice przypuszczają atak albo przestają wypełniać swoje zadania. Przez to tylko 45% potomstwa wroga staje się imago. Dla porównania, we własnych wolnych gniazdach T. longispinosus wskaźnik przeżywalności poczwarek wynosi aż 85%. Naukowcy uważają, że gdy wzrost populacji wrogiej kolonii jest ograniczony, przeprowadza ona mniej rajdów, przez co lepiej wiedzie się koloniom spokrewnionym z T. longispinosus.
  7. Komisja Europejska przygotowuje się do postawienia zarzutów Microsoftowi. Będą one dotyczyły głośnego sporu o przeglądarki i rynkową pozycję Internet Explorera. W 2009 roku Komisja Europejska ukarała Microsoft grzywną w wysokości ponad miliarda euro i zażądała, by koncern zastosował w swoich systemach operacyjnych ekran wyboru przeglądarki. Miał się on pokazywać podczas instalacji systemu i pozwalać użytkownikom na wybór innej przeglądarki niż Internet Explorer. Ekran miał być prezentowany na terenie UE do 2014 roku. Jednak w lutym 2011, po opublikowaniu Service Packa 1 dla Windows 7 ekran zniknął. Przez rok nikt nie zwrócił na to uwagi. W lipcu bieżącego roku KE rozpoczęła w tej sprawie śledztwo i poinformowała o tym fakcie Microsoft. Koncern z Redmond tłumaczy, że ekran wyboru został usunięty w wyniku błędu programistycznego w SP1. Ekran wyboru został przywrócony, a Microsoft zadeklarował, że będzie go pokazywał o 15 miesięcy dłużej, niż przewiduje umowa. Komisja Europejska postanowiła jednak oficjalnie oskarżyć koncern. Może nałożyć nań grzywnę w wysokości 10% światowych przychodów z ostatniego roku podatkowego. Oznaczałoby to, że Microsoft musiałby zapłacić 7,4 miliarda dolarów. Według danych firmy Statcounter obecnie do Internet Explorera należy 29% europejskiego rynku przeglądarek. Chrome ma w posiadaniu 29,3%, a Firefox - 30,3%.
  8. Fabio Jose Silva Coelho, prezes Google Brazil, który został na krótko zatrzymany przez policję po tym, jak Google odmówiło zdjęcia z YouTube'a jednego z filmów, oświadczył, że film zostanie usunięty. Google przegrał w sądzie apelacyjnym i musi wykonać wyrok. Sąd uznał, że wspomniany film obraża jednego z kandydatów na burmistrza miasta Campo Grande.Jeden z podobnych filmów został wycofany przez użytkownika, który go zamieścił. Pozostał jeszcze jeden sporny klip wideo. Gdy Google odmówił po raz pierwszy usunięcia filmu sąd wydał nakaz aresztowania Silvy Coelho. Po przesłuchaniu został on zwolniony, a policja oświadczyła, że nie ma zamiaru go przetrzymywać, ponieważ popełnione przestępstwo jest niskiej szkodliwości społecznej.
  9. Skąd pozyskać dzikie drożdże do fermentacji brzeczki? W browarze Rogue Ales w Newport w Oregonie ktoś wpadł na oryginalny pomysł, by pobuszować w brodzie jednego z tamtejszych mistrzów. John Maier nie goli się od 1978 r. Poszukując miejsca innego niż wszystkie, gdzie mogą żyć jakieś magiczne drożdże, szef browaru Brett Joyce zwrócił uwagę właśnie na bujne owłosienie swojego podwładnego. Specjaliści z Rogue Ales już od jakiegoś czasu próbowali wyhodować nowe szczepy grzybów na plantacji chmielu. Niestety, bezskutecznie. Trochę dla żartu poprosili laboranta, by pobrał wymazy z brody Maiera. W hodowli znaleziono drożdże, przeprowadzono testy fermentacyjne i tak narodziło się unikatowe piwo. Obecnie trwają prace nad doszlifowaniem trunku. Sam Maier twierdzi, że smakuje, jakby były w nim jakieś przyprawy. Jeśli wszystko pójdzie z planem, ale trafi na sklepowe półki już na początku przyszłego roku.
  10. Japońscy fizycy z RIKEN Institute uzyskali 113. pierwiastek układu okresowego. Tym samym Japonia włączyła się do naukowego wyścigu w poszukiwaniu superciężkich elementów. Ich odnalezienie nie jest łatwe. Nie występują one w naturze, trzeba je tworzyć w reaktorach atomowych i akceleratorach cząstek. Od kiedy w 1940 roku uzyskano pierwsze takie pierwiastki w wyścigu brały udział Stany Zjednoczone, Rosja oraz Niemcy. Amerykanie otrzymali pierwiastki od 93 do 103, Niemcy od 107 do 112, a pierwiastki 104-106 oraz 114 i 116 to wspólnie dzieło Rosjan i Amerykanów. Teraz zespół profesora Kosuke Mority korzystając z RIKEN Radioisotobe Beam Factory zaobserwował sześć kolejnych rozpadów alfa 113. elementu układu okresowego. To daje Japończykom prawo do nazwania nowego członka rodziny tablicy Mendelejewa. Japończycy szukali 113. pierwiastka od lat. W końcu 12 sierpnia bieżącego roku, gdy jony cynku poruszające się z prędkością około 30 000 km/s uderzyły w cienką powłokę bizmutu zanotowano powstanie ciężkiego jonu, a po nim nastąpiło sześć rozpadów alfa zidentyfikowanych jako produkty izotopu 113. pierwiastka. Grupa Mority już w 2004 i 2005 informowała o znalezieniu sygnałów świadczących o uzyskaniu tego pierwiastka. Jednak wówczas zanotowano jedynie cztery rozpady, po których nastąpiło spontaniczne rozszcepienie dubnu-262 (105 Db). Nie zanotowano wówczas rozpadu alfa dubnu-262. Nie uznano zatem, że Japończycy odkryli nowy pierwiastek.Podczas tegorocznych eksperymentów dubn-262 rozpadł się do lorensa-256 (103 Lr), a w końcu do mendelewa-254 (101 Md). Rozpad z dubnu-262 do lorensa-258 jest bardzo dobrze poznany i dostarczył jednoznacznych dowodów, że na początku całego łańcucha znajdował się pierwiastek 113.
  11. Podczas przeprowadzki herbarium Uniwersytetu w Cambridge do Sainsbury Laboratory odkryto wiele interesujących okazów, które nie oglądały światła dziennego od momentu zebrania kilkaset lat temu, m.in. grzyby i wodorosty zebrane przez Darwina podczas 2. wyprawy HMS Beagle. To gratka nie tylko dla biologów, ale i dla antykwariuszy, bo ładunek nadal spoczywał w zawiniątku z gazety twórcy teorii ewolucji. Przekopywałam się przez zawartość kartonu, opisanego w latach 50. hasłem "do segregacji". W środku znalazłam zapakowane w gazetę z [października] 1828 r. grzyby i wodorosty, które Darwin zebrał podczas drugiej wyprawy HMS Beagle w latach 1832-33. W torbie z papieru pakowego odkryłam też okazy pozyskane przez dr. C.G. Sligmanna, uczestnika uniwersyteckiej ekspedycji antropologicznej z 1898 r. do wysp w Cieśninie Torresa - opowiada technik Christine Bartram. Takie okazy, opatrzone notatkami sporządzonym w terenie, stanowią nieocenione źródło danych, m.in. nt. ewolucji roślin czy utraconych genów. Co więcej, tego rodzaju powroty do przyszłości dają nadzieję na stworzenie kompletniejszej farmakopei (bazy roślin leczniczych). W innym razie przekazywana z pokolenia na pokolenie wiedza mogłaby zniknąć w wyniku wymierania lokalnych języków. Zbiory herbarium gromadzono przez 300 lat, ale tylko niewielką ich część skatalogowano w cyfrowej formie (od 6 lat zajmuje się tym Bartram, jednak zadanie nie należy do łatwych, zważywszy, że trzeba uwzględnić ok. 1 mln okazów). Choć pierwotnie zielniki miały służyć celom taksonomicznym, od ok. 20 lat przeżywają renesans jako cenne źródło materiału genetycznego.
  12. Niemieccy naukowcy, którzy przed II wojną światową poszukiwali w Tybecie korzeni rasy aryjskiej, przywieźli stamtąd m.in. figurkę boga Vaiśravany. Być może zdawali sobie sprawę, że XI-wieczna rzeźba jest dziełem naprawdę wyjątkowym. Najnowsze badania chemiczne wykazały, że posążek wykonano z meteorytu. To czyni go wyjątkowym zarówno w historii sztuki religijnej jak i badań nad meteorytami. Niemców najprawdopodobniej zainteresowała swastyka wyrzeźbiona na figurce. Ten religijny symbol jest powszechny w sztuce hinduizmu i buddyzmu, jednak swastyka na posążku Vaiśravany bardzo przypomina swastykę wykorzystaną przez III Rzeszę. Zapewne ten fakt przyciągnął uwagę niemieckich naukowców. Nie wiadomo, czy uczeni pracujący w Tybecie przed ponad 70 laty zauważyli w statuetce coś niezwykłego, ale dla Elmara Buchnera z Uniwersytetu w Stuttgarcie wyjątkowy charakter rzeźby jest widoczny na pierwszy rzut oka. Gdy zobaczyłem ją po raz pierwszy, byłem pewien, że została wykonana z meteorytu żelaznego - mówi uczony. Szczegółowe analizy nie tylko potwierdziły jego przypuszczenia, ale pozwoliły powiązać zabytek z konkretnym meteorytem. Został on wyrzeźbiony z tzw. ataksytu Chinga, który 10-20 tysięcy lat temu spadł na Ziemię na granicy Syberii i Mongolii. Dotychczas znane były tylko dwa ważące ponad 10 kilogramów kawałki tego meteorytu. Posąg Vaiśravany jest trzecim. Waży 10,6 kilograma. Najbardziej znanym podobnym obiektem kultu jest Czarny Kamień z Kaaby, najświętszego miejsca islamu. Nie został on jednak nigdy dokładnie przebadany, nie ma zatem pewności, że jest to meteoryt. Figurka Vaiśravany jest z pewnością meteorytem oraz jedyną znaną rzeźbę religijną stworzoną w tak niezwykłym materiale. Wiadomo, że mieszkańcy Tybetu od dawna znali żelazo pochodzące z meteorytów i nazywali je "namchang" (żlazo z nieba). Mogli zdawać sobie sprawę, z czego została wykonana figurka. Niewykluczone też, że wiedzieli, skąd się biorą meteoryty, byli świadkami ich upadków. Nie wiadomo, jak łączyli oni upadek meteorytu ze znalezionymi skałami. Gdy rzeźbiono wspomnianą figurkę, ewentualni świadkowie upadku meteorytu nie żyli od tysięcy lat. Jednak istnieją dowody, że w jakiś zadziwiający sposób ludzie od dawna wiedzą, czym są meteoryty. Australijski krater Gosses Bluff powstał przed 142 milionami lat. Aborygeni wierzą, że został on uformowany wskutek upadku na ziemię dziecka jednej z bogiń.
  13. David Rose, doktorant z Uniwersytetu Stanowego Ohio, rozpoczyna badania nad zastosowaniem systemu informacji geograficznej (ang. geographic information system, GIS) do identyfikowania cech kości stopy, które wskazywałyby na tryb życia właściciela. Amerykanin ma nadzieję, że zdobyte w ten sposób dane pomogą w rozpoznawaniu ofiar przestępstw. Nasze kości przystosowują się do obciążeń, przy których muszą pracować. Wzorce rozciągania i ściskania zapisują się w wewnętrznej strukturze kości, a GIS pozwala nam spojrzeć na nie świeżym okiem - uważa Rose. Współautorka badania prof. Julie Field dodaje, że archeolodzy często posługują się GIS, by zwizualizować położenie obiektów znalezionych na stanowisku. Próbujemy zidentyfikować ważne skupiska obiektów, np. narzędzi używanych w domu bądź rolniczych, które mogłyby wskazać na wzorce ludzkiej aktywności. W oparciu o zadane kryteria oprogramowanie podaje miary statystyczne, informujące, czy obiekty rzeczywiście tworzą klaster. Jak wyjaśnia opiekun naukowy Rose'a prof. Sam Stout, dzięki wykorzystaniu ArcGIS można wizualizować, analizować i porównywać rozkład mikroskopijnych cech odzwierciedlających rozwój i podtrzymanie kości. Co ważne, da się je odnieść do stanu szkieletu, np. charakterystycznej dla osteoporozy łamliwości. ArcGIS przetestowano na przekroju kości śródstopia kobiety, która podarowała swoje ciało do badań medycznych. Najpierw pod mikroskopem wykonano zdjęcie w bardzo wysokiej rozdzielczości. Później oprogramowanie mapowało położenie osteonów, podstawowych składników istoty zbitej tkanki kostnej (kształt osteonów oraz układ włókien kolagenowych tworzących blaszki kostne zależą od obciążeń generowanych za życia danej osoby). Postępy w zakresie badania kości stóp są zawsze mile widziane, bo często, gdy znajduje się ludzkie szczątki, stopy nadal tam są, bo ochrania je obuwie.
  14. Od lat 80. ubiegłego wieku naukowcy podejrzewają, że indoaustralijska płyta tektoniczna może się podzielić. Teraz z trzech artykułów opublikowanych w Nature dowiadujemy się, że tegoroczne trzęsienia ziemi były najbardziej spektakularnymi dowodami na dzielenie się płyty. Do trzęsień doszło 11 kwietnia, gdy zanotowano dwa trzęsienia o sile 8,6 oraz 8,2 stopnia. Wstrząsy wtórne trwały przez kolejnych 6 dni. To najmocniejszy dowód na tworzenie się nowych granic płyt - mówi Matthias Delescluse, geofizyk z Paryża. Naukowcy uważają, że płyta indoaustralijska zaczęła deformować się około 10 milionów lat temu. Napiera ona na płytę eurazjatycką, czego widocznym dowodem jest istnienie Himalajów. Część płyty znajdująca się w okolicach Indii zwalnia, a część australijska nadal napiera, przez co sama płyta się deformuje. Delescluse i jego zespół użyli danych zgromadzonych podczas kwietniowego trzęsienia ziemi i przeprowadzili symulacje, które wykazały, że trzęsienie to zostało prawdopodobnie wywołane podobnymi wcześniejszymi wydarzeniami. Chodzi tutaj o trzęsienie z 2004 roku, które wywołało słynną falę tsunami na Oceanie Indyjskim oraz trzęsienie z 2005 roku. Oba te zjawiska spowodowały powstanie dodatkowych napięć, których wynikiem było tegoroczne trzęsienie. Z wyjaśnieniem takim zgadza się Gregory Beroza, sejsmolog z Uniwersytetu Stanforda. Jego zdaniem same trzęsienia z lat 2004 i 2005 nie mogły przyczynić się do tegorocznych trzęsień. Już wcześniej w płycie musiały istnieć napięcia, która zostały jedynie wyzwolone. Trzęsienia ziemi z 11 kwietnia były jedymi z najsilniejszych, które miały miejsce poza znanymi granicami płyt kontynentalnych. Ich charakterystyki były typowe dla trzęsień na granicach płyt. Wydarzenia z 11 kwietnia mają bardzo dużo cech unikatowych: wstrząsy wtórne były silne i miały miejsce na całym świecie, nie tylko w pobliżu miejsca pierwszego trzęsienia, zaobserwowano też liczne pęknięcia płyty i poprzesuwanie się jej w pionie nawet o 20-30 metrów. Dla naukowców takie zjawisko to unikalny, fascynujący materiał badawczy.
  15. Wszechświat składa się w większości z ciemnej materii, której nie możemy dojrzeć. Jednak wyliczenia wskazują, że i widocznej materii (barionów) brakuje. Nie ma jej w gwiazdach, planetach ani pyle wewnątrz galaktyk. Dwie najbardziej rozpowszechnione teorie wyjaśniające ten niedobór mówią o tym, że brakująca materia albo została wyrzucona do przestrzeni międzygalaktycznej albo otacza galaktyki w postaci gorących chmur. Dotychczasowe obserwacje potwierdzały prawdziwość pierwszej teorii. Jednak najnowsze badania wykonane za pomocą Chandra X-ray Obserwatory wskazują, że i druga z teorii jest prawdziwa. Grupa naukowców zbadała region znajdujący się poza gęstymi obszarami Drogi Mlecznej i uzyskała sygnały, które wskazują na obecność zjonizowanych atomów tlenu, których temperatura sięga miliona stopni Celsjusza. Uczeni zbadali grubość chmury gazu i obliczli, że zawiera ona tyle materii co 12 miliardów gwiazd wielkości Słońca. To mniej więcej tyle, ile jest materii w dysku galaktycznym. Wcześniej nie natrafiono na ślady tej materii, gdyż szukano atomów o temperaturze około 100 000 stopni Celsjusza. Tym razem uczeni postanowili poszukać w innym zakresie temperatur. Gdy temperatura sięga 1-10 milionów stopni Celsjusza atomy, takie jak tlen czy krzem, mogą stracić część elektronów. Takich atomów trzeba szukać w paśmie promieni X. Naukowcy wykorzystali zatem Chandra X-ray Observatory i skupili się na kwazarach. Obiekty te są bardzo silnym źródłem promieniowania X, zatem gorący zjonizowany gaz znajdujący się pomiędzy Ziemią a kwazarem zaabsorbuje część promieni, co pozostawi w instrumentach badawczych charakterystyczną sygnaturę. Obserwacje wykazały obecność atomów tlenu z brakującymi sześcioma lub siedmioma elektronami (O VII i O VIII). W 21 na 29 obserwowanych przypadków stwierdzono absorpcję. W większości z nich do absorpcji dochodziło w pobliżu Drogi Mlecznej. Naukowcy nie byli w stanie określić dokładnych rozmiarów chmury atomów. Gdyby były one rozłożone równomiernie chmura miałaby średnicę około 600 000 lat świetlnych. Równomierny rozkład jest jednak mało prawdopodobny, zatem kształt i rozmiary chmury nie są znane. Nie można było też dokładnie stwierdzić, czy chmura znajduje się w bezpośrednim sąsiedztwie galaktyki czy dalej od niej. Jej obecność jest jednak zgodna z teoretycznymi przewidywaniami. Dopiero jednak dokładne określenie jej kształtu i wyliczenie ilości materii wchodzącej w jej skład pozwoli jednoznacznie stwierdzić, czy mamy do czynienia z brakującymi barionami.
  16. Przedstawiciele rodzaju Acomys z rodziny myszowatych wyłażą ze skóry, by ją ocalić. Gdy zostaną schwytani, zostawiają w zębach czy łapach drapieżnika nawet do 60% jej powierzchni. Okazuje się, że głębokie rany są szybko regenerowane, w dodatku bez bliznowacenia. Biolodzy z zespołu doktora Ashleya W. Seiferta z Uniwersytetu Florydzkiego złapali w środkowej Kenii po jednej myszy kolczastej Percivala (Acomys percivali) i Kempa (Acomys kempi). Okazało się, że wystarczyło dotknięcie, by skóra odeszła. Wiedzieliśmy, że te zwierzęta odrzucają ogon, ale nikt nigdy nie wspominał o odwarstwianiu skóry - podkreśla Seifert. Zaciekawieni Amerykanie zaczęli obserwować dalszy rozwój wydarzeń. Ku ich zaskoczeniu po zaledwie 3 dniach w 5 ranach na 6 doszło do całkowitego odtworzenia naskórka (nabłonka). Co więcej, po 30 dniach odrosły włosy o oryginalnym ubarwieniu. W większości przypadków autotomia dotyczy przydatków, np. czułków. Autotomia skóry występuje u niektórych scynków lub gekonów. U ssaków opisano ją po raz pierwszy. Testy mechaniczne na Acomys wykazały tendencję skóry do odchodzenia przy niewielkim napięciu (pod nieobecność płaszczyzny tarcia). Gdy ssakom przebito uszy, odtworzyły się mieszki włosowe, gruczoły łojowe, skóra właściwa oraz tkanka chrzęstna. Biolodzy podejrzewają, że podobnie jak u salamander, regeneracja uszu u Acomys może zachodzić dzięki blastemie (zespołowi komórek tworzących zawiązek narządu). Na razie nie wiadomo, czy imponująca umiejętność zmienia jakoś odpowiedź immunologiczną. Seifert i inni planują utworzyć w USA kolonię różnych gatunków Acomys. Porównując procesy regeneracyjne, będą mogli dotrzeć do wspólnych podstaw anatomiczno-fizjologicznych.
  17. Amerykańska Federalna Komisja Handlu oskarżyła siedem firm leasingujących sprzęt komputerowy o to, że zainstalowały na nim oprogramowanie szpiegujące użytkowników. Komputery ze szkodliwym kodem trafiły do rąk 420 000 osób. Wiadomo, że program Detective Mode m.in. włączał kamerę i nagrał niekompletnie ubranych ludzi czy pary uprawiające seks. Jednak jego aktywność nie ograniczała się tylko do tego. Potrafi on bowiem zapisywać naciśnięcia klawiszy i wykonywać zrzuty ekranowe. Wśród ukradzionych danych znalazłyy się m.in. hasła i loginy do wielu witryn internetowych, numery ubezpieczenia społecznego, dane medyczne i dane kart płatniczych. Ukradzione informacje były przesyłane na serwer firmy DesignerWare, a stamtąd trafiały na serwery firm leasingujących sprzęt. FTC w ramach ugody z DesignerWare i leasingodawcami nakazała wyłączenie oprogramowania szpiegującego. Firmy będą mogły nadal je wykorzystywać, pod warunkiem poinformowania użytkownika o jego obecności na komputerze. Oprogramowanie to pozwala bowiem na zablokowanie maszyny w przypadku, gdy użytkownik nie wpłaci raty leasingowej oraz śledzi lokalizację sprzętu. Przyłapane na szpiegowaniu firmy nie zostały ukarane. Rzecznik prasowa FTC, Claudia Bourne Farrell wyjaśnia, że Komisja nie ma uprawnień do ścigania przestępstw kryminalnych. W przypadku ich stwierdzenia, informuje o tym fakcie inne agencje. Nie ujawnia jednak, kiedy to zrobiła. Co więcej, FTC nie mogła nawet nałożyć grzywien za naruszenie FTC Act, gdyż nie może karać za pierwsze złamanie ustawy.
  18. Nadciśnienie czy zawał prowadzą do przerostu serca, a w konsekwencji do jego niewydolności. Naukowcy z Hanowerskiej Szkoły Medycznej i Instytutu Chemii Biofizycznej Maxa Plancka ustalili, że blokując u myszy działanie pewnego mikroRNA (miR-132), można zapobiec zarówno przerostowi, jak i niewydolności. Niemcy zauważyli, że w kardiomiocytach pacjentów z przerostem serca występuje nadekspresja miR-212 i miR-132. By dowiedzieć się, jaką spełniają funkcję, wyhodowano zmodyfikowane genetycznie gryzonie, w których sercu powstawała anormalnie wysoka liczba tych cząsteczek. U zwierząt dochodziło do przerostu serca. W dodatku żyły one zaledwie 3-6 miesięcy [zdrowe myszy żyją kilka lat]. Dla porównania u innych osobników wybiórczo "wyłączyliśmy" oba mikroRNA [zastosowano mutację typu null; miR-212/132−/−]. Ich serce było minimalnie mniejsze niż u zdrowych myszy, ale nie wpływało to ani na zachowanie, ani na długość życia - wyjaśnia dr Kamal Chowdhury. Gdy serce poddano stresowi, zwężając tętnicę główną, u gryzoni z grupy kontrolnej rozwinął się przerost serca, a u myszy miR-212/132−/− nie. Co istotne, zespołowi udało się nie dopuścić do przerostu serca u zdrowych myszy typu dzikiego. Kiedy podali im dożylnie substancję wybiórczo wyciszającą miR-132 (antagomir), nawet po operacyjnym zwężeniu aorty nie doszło do patologicznego rozrostu. U myszy z grupy kontrolnej, którym podano antagomir o sekwencji nieistotnej, stosunek wagi serca do wagi ciała znacząco wzrósł, podobnie jak średnica kardiomiocytów. Naukowcy mają nadzieję, że wyniki uzyskane na modelu mysim uda się przełożyć na ludzi. Dywagują, że inhibitory mikroRNA - same lub w połączeniu z tradycyjnymi metodami - mogłyby pomóc wielu chorym. U myszy z nadmiarem tych dwóch mikroRNA w kardiomiocytach dochodzi do zahamowania programu recyklingu [autofagii]. [Zwykle] w ramach tego procesu komórka trawi obumarłe lub uszkodzone elementy struktury, by później ponownie wykorzystać odzyskane substancje [...] - opowiada dr Ahmet Ucar. U gryzoni miR-212/132−/− program jest bardziej aktywny niż u zwykłych zwierząt. Nie można więc wykluczyć, że za przerost serca odpowiada ograniczony recykling komórkowy.
  19. Opublikowano ostateczną wersję standardu pamięci DDR4. Zmienia on sposób odczytywania i zapisywania danych, zwiększa przepustowość i częstotliwość pracy zegara, przyspieszając dzięki temu pracę przyszłych układów pamięci ulotnej. Maksymalna prędkość przesyłania danych została określona na 3,2 gigatransferów na sekundę (dla DDR3 jest to 1,6 Gt/s). Kości DDR4 będą pracowały przy napięciu 1,2 wolta (DDR3 - 1,5 V), a częstotliwość taktowania magistrali pamięci wyniesie 2133 MHz (w DDR3 najpopularniejszymi częstotliwościami są 1333 i 1666 MHz). W związku ze spadkiem cen układów DRAM producenci tego typu kości starają się o jak najszybsze rozpowszechnienie standardu DDR4. Samsung, Micron oraz Nanya już rozpoczęły dostawy próbnych serii kości i naciskają na producentów chipsetów - takich jak Intel - by ich układy obsługiwały nowy standard. Jak zauważa Gregory Wong, analityk z firmy Forward Insights, Intela nie trzeba do tego namawiać. Koncern ciągle stara się zwiększać wydajność procesorów, a DDR4 pomogą w sprawniejszej pracy komputerów. Niewykluczone zatem, że pierwsze pecety z nowymi układami pamięci trafią do rąk klientów już na początku przyszłego roku.
  20. Wkrótce może nas czekać niezwykłe widowisko na niebie. Nowo odkryta kometa, która będzie widoczna gołym okiem z Ziemi pod koniec przyszłego roku, może być tak jasna, iż będziemy ją oglądali nawet w dzień. Kometa C/2012 S1 została odkryta przed kilkoma dniami przez Witalija Newskiego i Artioma Nowiczonoka, którzy zauważyli ją na zdjęciach wykonanych za pomocą teleskopu działającego w Kisłowodzku w ramach Międzynarodowej Naukowej Sieci Optycznej (ISON). Po raz pierwszy zauważono ją w odległości około miliarda kilometrów od Ziemi i 940 milionów kilometrów od Słońca, w gwiazdozbiorze Raka. Jej wielkość gwiazdowa wynosi 18,8, zatem blask komety jest obecnie około 100 000 razy słabszy niż blask najsłabszej gwiazdy, którą można zobaczyć gołym okiem. Jednak analiza jej trasy wykazała, że 28 listopada 2013 roku C/2012 S1 znajdzie się w odległości około 1,2 miliona kilometrów od Słońca. Może wówczas stać się tak jasna, że będzie ją widać w dzień. Najbardziej interesującą właściwością nowej komety jest fakt, iż jej orbita bardzo przypomina orbitę słynnej komety z 1680 roku (C/1680 V1, Kometa Kircha, Wielka Kometa), którą można było obserwować za dnia, a w miarę oddalania się od Słońca zyskiwała ona wielki, długi ogon. Podobieństwo orbit sugeruje, że C/2012 S1 i C/1680 V1 są spokrewnione. Niewykluczone też, że to ten sam obiekt. Oczywiście, nie ma pewności, że kometę będzie można obserwować za dnia. Jednak istnieje spora szansa, że przez kilka dni przed i po 28 listopada przyszłego roku będziemy świadkami spektakularnego pokazu na niebie.
  21. Mimo swej nazwy, wampirzyca piekielna (Vampyroteuthis infernalis) nie wysysa niczyjej krwi, lecz żywi się deszczem śmieci, opadających z wyższych warstw oceanu. Posługuje się przy tym wędkami w postaci kurczliwych filamentów. W menu głowonoga można znaleźć obumarły plankton, okrzemki, resztki skorupiaków, a nawet odchody. Gdy coś się uda schwytać, zwierzę zarzuca filamenty na połączone błoną ramiona i "obtacza" przyszły obiad w śluzie wydzielanym przez przyssawki. Następnie kulka trafia do otworu gębowego. Dzięki niezwykłemu trybowi życia i filamentom, które w okresie poza "polowaniami" leżą zwinięte w specjalnych kieszonkach, V. infernalis może zamieszkiwać środowiska niedostępne dla większości drapieżników. Aksamitnoczarny bądź bladoczerwonawy głowonóg występuje na dużych głębokościach (jego zasięg pionowy to 100-3000 m). Cały cykl życiowy mija mu w strefie o minimalnym ciśnieniu parcjalnym wody. Pozostałe głowonogi używają do przytrzymywania ofiar mocarnych ramion i macek, natomiast wampirzyca piekielna czeka, aż coś jej z nieba spadnie. W ten sposób oszczędza energię, która w innym razie musiałaby być zainwestowana w budowę muskulatury. Poza tym zwierzę to ma niezwykle wolny metabolizm, białka krwi, które trzymają przenoszony przez siebie tlen w żelaznym uchwycie oraz ciało o gęstości wody, niezezwalające ani na tonięcie, ani na bezwładne dryfowanie. Działające w trybie oszczędnościowym wampirzyca z rzadka decyduje się na zbędne ruchy. Ponieważ dieta V. infernalis od lat pozostawała owiana tajemnicą, Hendrik Hoving i Bruce Robison z Monterey Bay Aquarium Research Institute (MBARI) zajęli się analizą zdjęć 170 osobników. Wszystkie zostały wykonane przez należące do instytutu zdalnie sterowane pojazdy podwodne. Nagrania oraz eksperymenty żywieniowe z udziałem okazów żyjących w niewoli wykazały, że głowonogi wyrzucają pokryte włoskami filamenty na odległość nawet 8 razy większą od długości ciała. Co ciekawe, żywe "wędki" są wyposażone w neurony połączone ze szczególnie dużym rejonem mózgu. Amerykanie podejrzewają, że taki układ pozwala zidentyfikować, co w ogóle się schwytało.
  22. Sąd okręgowy w Brazylii wydał nakaz aresztowania szefa Google Brazil - Fabio Jose Silvy Coelho. Decyzja taka zapadła po tym, jak Google odmówił wykonania wcześniejszego wyroku sądu. Sędzia Flavio Peren, który zasiada w regionalnym sądzie wyborczym Mato Grosso do Sul uznał, że jeden z umieszczony w YouTube filmów wideo obraża kandydata na burmistrza miasta Campo Grande. Film sugeruje że Alcides Bernal popełnił przestępstwa kryminalne. Sędzia nakazał jego usunięcie. Google odmówił argumentując, że nie jest odpowiedzialny za treści umieszczane przez użytkowników. W związku z tym sędzia Peren wydał nakaz aresztowania prezesa Coelho. Google ma zamiar odwołać się od wyroku.
  23. Wszyscy wiemy, że ludzki mózg jest większy od szympansiego. Na jakim etapie rozwoju pojawia się ta różnica? Okazuje się, że jeszcze w łonie matki (Current Biology). Jak zauważył prof. Satoshi Hirata z Uniwersytetu w Kioto, początkowo mózgi obu naczelnych rosną coraz szybciej. Po 22. tygodniu ciąży u małp tempo jego wzrostu zaczyna się jednak stabilizować, podczas gdy u ludzi przyspieszanie zachodzi jeszcze przez ponad 2 miesiące (do ok. 32. tyg. ciąży). W 32. tygodniu szacowana prędkość wzrostu ludzkiego mózgu wynosi 26,1 cm3/tydz., a u naszych najbliższych krewnych zaledwie 4,1 cm3/tydz. Warto przypomnieć, że ludzka ciąża jest tylko nieco dłuższa od szympansiej (38 tyg., w porównaniu do 33-34 tyg.). Między 14. a 34. tygodniem ciąży Hirata i jego współpracownicy badali za pomocą usg. 3D dwie brzemienne szympansice. Uzyskiwane skany porównywali ze zdjęciami ludzkich płodów. Choć podejrzewano, że różnice w wielkości pojawiają się stosunkowo wcześnie, dotąd nikt nie mierzył objętości mózgu młodego rozwijającego się w łonie matki. Dzięki samozaparciu akademików z Kraju Kwitnącej Wiśni ustalono m.in., że w 16. tygodniu ciąży mózg płodu szympansiego ma objętość zaledwie połowy mózgu płodu ludzkiego. Badania obrazowe przeprowadzano w Hayashibara Great Ape Research Institute. Na zdjęciach dokumentujących ich przebieg widać, że szympansice były zrelaksowane. Ponieważ znały naukowców i im ufały, nie trzeba było podawać znieczulenia. O zażyłości szympansio-ludzkich kontaktów świadczą pojawiające się w relacji prasowej imiona - i to zarówno matek (Mizuko), jak i płodów (Iroha, Hatsuka). Opisywane badania są częścią większego projektu dotyczącego różnic w budowie i rozwoju mózgów naczelnych. W zeszłym roku także w Current Biology ukazał się np. raport, w którym porównywano mózgi ludzkie i szympansie, bazując na skanach MRI trzech szympansów. Zmiany w anatomii ich mózgu śledzono w okresie od 6. miesiąca do 6. roku życia. W przyszłości Japończycy chcieliby prześledzić rozwój płodowy poszczególnych części mózgu, w tym przodomózgowia, które odgrywa ważną rolę w podejmowaniu decyzji czy samoświadomości. Choć musimy jeszcze odpowiedzieć na wiele pytań, jedno wiadomo już na pewno: niesamowity skok gabarytów ludzkiego mózgu (encefalizacja) jest efektem nie tylko specyficznych dla naszego gatunku pourodzeniowych wzorców rozwojowych, ale również podtrzymywania dużego tempa wzrostu in utero.
  24. Już w najbliższy piątek zapraszamy na szóstą edycję Małopolskiej Nocy Naukowców. W bieżącym roku odbędzie się ona w czterech miastach: Krakowie, Tarnowie, Nowym Sączu i Niepołomicach. Główną ideą wydarzenia jest popularyzacja nauki wśród mieszkańców Małopolski, przybliżenie dzieciom i młodzieży zawodu naukowca oraz zachęcenie do wyboru kariery naukowej. To także okazja, aby poznać naukowców w zupełnie innej roli – jako zwyczajnych ludzi z wielkimi pasjami i ciekawymi zainteresowaniami. Tegoroczna impreza zostanie zorganizowana na większą skalę, niż jej poprzednie edycje. W Małopolską Noc Naukowców zaangażowały się Akademia Górniczo-Hutnicza, Akademia Sztuk Pięknych, Politechnika Krakowska, Uniwersytet Jagielloński, Uniwersytet Rolniczy, Uniwersytet Ekonomiczny, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Tarnowie, Państwowa Wyższa Szkoła Zawodowa w Nowym Sączu, Instytut Fizyki Jądrowej PAN, Instytut Nauk Geologicznych PAN, Instytut Ekspertyz Sądowych, Muzeum Inżynierii Miejskiej w Krakowie i Młodzieżowe Obserwatorium Astronomiczne w Niepołomicach. Uczestnicy w aż 47 lokalizacjach w Małopolsce, na 36 wydziałach, wezmą udział w ok 80 warsztatach, 108 pokazach i demonstracjach, ponad 50 wykładach. Pod przewodnictwem naukowców zwiedzą aż 50 laboratoriów i 19 wystaw. Dla najmłodszych uczestników przewidziano prawie 30 konkursów, gier i zabaw. Na uczestników czeka także mnóstwo wydarzeń towarzyszących – 8 przedstawień i kabaretów z naukowcami w roli głównej, koncert oraz wyjątkowe pokazy z wykorzystaniem nowoczesnych technologii multimedialnych. W tą wyjątkową naukową podróż uczestników zabierze prawie 700 naukowców, przy wsparciu ponad 300 studentów i 50 kół naukowych. Małopolska Noc Naukowców wyrasta na jedno z najważniejszych wydarzeń w regionie. W jej pierwszej edycji, z 2007 roku, wzięło udział 3,5 tysiąca osób. W ubiegłym roku impreza przyciągnęła aż 31 000 gości. Organizatorzy szacują, że w bieżącym roku Noc odwiedzi 38 000 mieszkańców Małopolski i innych regionów kraju. W bieżącym roku czeka nas jeszcze więcej atrakcji niż zwykle. W krakowskim kinie Kijów zobaczymy wystawę komputerów Atari i Amiga oraz będziemy mogli zobaczyć film z 1948 roku wyświetlony na liczącym sobie 80 lat projektorze. Uczestnicy będą mogli zobaczyć, jak powstają efekty specjalne w grach komputerowych, wysłuchać koncertu gitar klasycznych i obejrzeć film w technologii 3D. AGH zaprasza uczestników Nocy Naukowców do Laboratorium Wysokich Napięć, gdzie zobaczymy m.in. transformator Tesli, wyładowania piorunowe, iskrowe i ślizgowe. Obejrzymy lewitującą sferę, aktywne łożysko magnetyczne i wysłuchamy wykładów na temat Wielkiego Zderzacza Hadronów i świata kwazikryształów. Naukowcy pokażą też świecące cytryny, ogniotrwały papier i metale pamiętające kształt. Przygotowano też wystawę o 50 latach odkryć NASA. Widzom o mocnych nerwach Instytut Ekspertyz Sądowych pokaże miejsce zbrodni, mieszkanie podejrzanego oraz sposób przeprowadzania badań pod kątem obecności narkotyków. Zapoznamy się z analizą porównawczą pisma oraz sposobami badania łusek i pocisków. Z kolei Politechnika Krakowska pokaże, w jaki sposób bada się materiały i elementy konstrukcji budowlanych, zaprezentuje maszyny do badań wytrzymałościowych oraz wyjaśni czym są konstrukcje sprężone. Dowiemy się również o roli materiałów w procesach katalitycznych, poznamy chemię w ciemności oraz przekonamy się jak spieniają się poliuretany. Z tymi i dziesiątkami innych niezwykłości będziemy mogli zapoznać się już w najbliższy piątek, 28 września. Ze szczegółowym programem imprezy można zapoznać się na jej oficjalnej witrynie.
  25. Analiza zapisu genealogicznego (Yang-Se-Gye-Bo) eunuchów żyjących w Korei za czasów dynastii Joseon wykazała, że kastracja przed pokwitaniem wydłuża życie nawet o 19 lat. Naukowcy z Korei Południowej zdołali ustalić dokładny wiek 81 eunuchów, którzy urodzili się w latach 1556-1861. Okazało się, że średnia wieku w tej grupie wynosiła 70 lat. Doszukano się także 3 stulatków; najstarsza osoba zmarła w sędziwym wieku 109 lat. Dla porównania, mężczyźni z rodzin reprezentujących koreańską "szlachtę" - yangban - umierali wkrótce po przekroczeniu 50. r.ż. (pod uwagę wzięto panów z rodów Mok, Shin i Seo), a średnia wyliczona dla męskich członków rodziny królewskiej to zaledwie 45, a dla królów 47 lat. Jak podkreślają akademicy, prawdopodobieństwo, że koreańscy eunuchowie dożyją setki było co najmniej 130 razy wyższe niż w przypadku mieszkańców współczesnych krajów rozwiniętych. Myśleliśmy, że długość życia eunuchów można przypisać innym warunkom bytowym, ale większość z nich [...] żyła poza pałacem, wracając doń wyłącznie na czas pełnienia obowiązków - opowiada dr Kyung-Jin Min z Inha University, wg którego dane świadczą raczej o tym, że długość życia skracają męskie hormony płciowe. Ponieważ w społeczeństwach z całego świata kobiety przeżywają mężczyzn, próbowano to jakoś wyjaśnić. Jedna z teorii przypisuje testosteronowi działanie uszkadzające. Usunięcie jąder przed okresem pokwitania mogłoby zatem dodać mężczyźnie kilka-kilkanaście lat życia. Komentatorzy raportu, który ukazał się w piśmie Current Biology, zaznaczają, że choć zaprezentowane wyniki wydają się interesujące, koreański zespół nie powinien lekceważyć stylu życia. W końcu eunuchowie, którzy na dworze zajmowali się m.in. strzeżeniem bram i zarządzaniem jedzeniem, mogli się żenić i adoptowali dziewczynki lub wykastrowanych chłopców, co oznacza, że eunuchowie wychowywali kolejnych eunuchów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...