Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Liczne krzyżakowate przędą sieci z odbijającymi ultrafiolet elementami (stabilimenta). Naukowcy sprzeczają się, czemu mają one służyć. Wspominano już o kamuflażu, sygnałach dla partnerów seksualnych czy odstraszaniu ptaków. Teraz naukowcy z University of Incheon w Korei Południowej postulują, że chodzi nie tyle o straszenie, co o wabienie. Wabienie smakowitych kąsków. Ponieważ wcześniejsze badania na rodzaju Argiope dawały sprzeczne rezultaty, autorzy najnowszego raportu z Behavioral Ecology and Sociobiology pracowali zarówno w terenie, jak i w laboratorium. W pajęczynach tygrzyków paskowanych (Argiope bruennichi) ze środka wychodzą pionowe zygzaki, wykonane z białego jedwabiu, który odbija więcej promieni UV niż pozostałe nici. Chcąc ustalić, jaką funkcję spełniają stabilimenta, zespół prof. Kima Kil-Wona porównywał zbliżonej wielkości pajęczyny z takimi ozdobami (53) i bez (37). Okazało się, że istnieje związek między występowaniem zygzaków a sukcesem żywieniowym tygrzyka. Stabilimenta wydają się zwiększać przechwytywanie wrażliwych na ultrafiolet zapylaczy [w sieciach z zygzakami znaleziono motyle, muchówki, błonkówki i chrząszcze]. W sieciach ze zdobieniami średnio odkryto 6,2 ± 4,7 owada, w porównaniu do 3,2 ± 2,9 w pajęczynach bez zygzaków. Średnia liczba wrażliwych na ultrafiolet owadów to 4,4 ± 3,6 w pajęczynach ze stabilimenta i 1,8 ± 2,1 w sieciach pozbawionych odbijających UV wstawek. W obu rodzajach pajęczyn średnia liczba owadów niewrażliwych na ultrafiolet była taka sama. Co ważne, Koreańczycy zauważyli, że w pajęczyny ze zdobieniami wpadało 2-krotnie więcej dużych owadów (≥5mm). Won podkreśla, że ustalenia jego zespołu (fakt wykorzystywania przez pająki słabości zapylaczy do odbijających UV powierzchni) nie falsyfikują tez innych badaczy. Nie można np. zaprzeczyć, że stabilimenta mechanicznie stabilizują i wzmacniają sieć, przez co jest ona w stanie przytrzymać większą ofiarę. Profesor uważa, że u poszczególnych krzyżakowatych stabilimenta mogą być różnie wykorzystywane. Zamierza jednak dotrzeć do pierwotnej funkcji. Ewolucyjne pochodzenie cechy należy oddzielić od jej współczesnej roli.
  2. Od 2007 roku w kręgach naukowych trwa spór na temat dużej komety, która 12 900 lat miała się rozpaść nad Kanadą. Teorię o takim wydarzeniu wysnuł Richard Fireston z Lawrence Berkeley National Laboratory. W 10 z 12 badanych przez siebie miejsc wykopalisk archeologicznych w warstwie datowanej na 12 900 lat znalazł on miniaturowe metalowe sfery oraz nanodiamenty. Uważa się, że taka mieszanina cząstek pochodzi z obiektu pozaziemskiego, który eksplodował w atmosferze naszej planety. Wśród sprawdzonych przez Firestone’a miejsc było Topper, gdzie uczeni z University of Southern Carolina prowadzą badania nad kulturą Clovis, jedną z najstarszych kultur Ameryki, która zniknęła w niewyjaśnionych okolicznościach. Firestone wysunął wówczas bardzo śmiałą teorię. Stwierdził, że kometa przyczyniła się do wyginięcia ludzi oraz megafauny Ameryki. Jednak w 2009 roku Todd Surovell z University of Wyoming przeprowadził własne badania i nie znalazł dowodów na potwierdzenie wyników uzyskanych przez Firestone’a. Teraz teoria znowu odżywa. Zespół z University of South Carolina, pracujący pod kierunkiem Alberta Goodyeara znalazł dowody i stwierdził, że Surovell popełnił błędy w swoich badaniach. „Nie postępował zgodnie z protokołem. Początkowo tego nie zauważyliśmy. Badania wydają się proste, ale jeśli punkt po punkcie nie postępujesz tak, jak należy, nie znajdziesz tych sfer. Jest bardzo wiele czynników, które mogą to uniemożliwić. Tam, gdzie Surovell nie znalazł żadnej, my odkryliśmy tysiące“ - stwierdził Malcolm LeCompte, jeden z autorów artykułu opublikowanego w PNAS. Wspomniane sfery znaleziono w próbkach z Nowego Meksyku, Południowej Karoliny (Topper) i Maryland. Topper to ważne miejsce dla badań nad Clovis, gdyż jest to jedyny znany kamieniołom, w którym kultura ta wyrabiała narzędzia. Odkrycie Goodyeara pokazuje, gdzie i dlaczego Surovell popełnił błędy. Oraz, co ważniejsze, pokazuje, iż nie można wykluczyć wersji o eksplozji komety podczas badań nad zniknięciem kultury Clovis, megafauny oraz niespodziewanym rozpoczęciem się ostatniej epoki lodowcowej.
  3. HTC, niedawny lider rynku smartfonów, wyrasta na ważnego producenta telefonów z Windows Phone. Tajwański koncern, który przegrywa rywalizację z Apple’em i Samsungiem upatruje szansy dla siebie w urządzeniach z systemem Microsoftu. Co, oczywiście, nie oznacza, że ma zamiar porzucić Androida. Podczas wspólnej konferencji prezes HTC Peter Chou i prezes Microsoftu Steve Ballmer zaprezentowali dwa nowe telefony HTC - highendowy Windows Phone 8X oraz skierowany na średni segment rynku Windows Phone 8S. Obaj panowie chwalili nowe produkty i było jasne, że współpraca pomiędzy ich firmami układa się dobrze i zależy im na jej kontynuowaniu. Doświadczenie z korzystania z Windows Phone 8 jest wyjątkowe. HTC stworzył te telefony od podstaw, by podkreślić zalety oprogramowania - mówił Ballmer. Prezes Chou stwierdził, że modele 8X i 8S trafią na rynek w większej liczbie, niż jakikolwiek wcześniejszy telefon HTC z platformą Windows. Przypomniał, że to właśnie HTC sprzedał najwięcej telefonów z Windows Phone i że obie firmy współpracują od 15 lat. Trudno stwierdzić, które dziecko jest faworyzowane - Nokia czy HTC. Ballmer ostrożnie dobierał słowa mówiąc o HTC, ale jest oczywistym, że ściśle ze sobą współpracują... jest dumny, że słowo ‚Windows’ jest w nazwie telefonu - mówi Michael Gartenberg, analityk Gartnera. Pojawienie się Ballmera na premierze telefonów HTC nie oznacza, oczywiście, zerwania partnerstwa z Nokią. Należy się spodziewać, że Microsoft będzie wspierał wszystkich producentów wykorzystujących jego platformę. A jeśli zdobędzie ona popularność na urządzeniach jednego z nich, to i reszcie będzie łatwiej reklamować i sprzedawać telefony z Windows Phone.
  4. Zarówno analitycy jak i inwestorzy dają Stevenowi Elopowi jeszcze tylko kilka miesięcy na udowodnienie, że potrafi wyciągnąć Nokię z kłopotów. Jeśli mu się to nie uda, może stracić posadę jeszcze w pierwszej połowie przyszłego roku. Co prawda Nokia wciąż sprzedaje około miliona telefonów dziennie, jednak analitycy coraz bardziej wątpią, czy w czasie nadchodzących świąt Lumia 920 będzie w stanie przyciągnąć więcej klientów niż iPhone 5. Elop nie był dotychczas w stanie przyciągnąć klientów. A właśnie to się liczy. Można mówić, że nie miał zbyt dużo czasu, ale pracuje w Nokii już od dwóch lat - powiedział Magnus Rehle z Greenwich Consulting. Elopa może uratować dobra sprzedaż w czasie świąt, ale wielu wątpi, czy Lumia 920 przyciągnie wystarczająco dużo klientów. Sezon świąteczny jest stracony. Jeśli Nokia ma jakąś szansę, to wiosną. Początek przyszłego roku będzie decydujący. Myślę, że punktem zwrotnym będzie koniec pierwszego kwartału - mówi Juha Varis z Danske Invest Finnish Equity Fund, który ma akcje Nokii. Kłopoty Nokii rozpoczęły się na długo zanim we wrześniu 2010 roku Elop został prezesem firmy. Rynkowe udziały fińskiego przedsiębiorstwa spadły w ciągu poprzednich dwóch lat z 39 do 33 procent. Mówiono, że konieczna jest zdecydowana zmiana. Miał jej dokonać pierwszy prezes, który nie był Finem. Steven Elop przeszedł do Nokii z Microsoftu, podjął kilka radykalnych decyzji, w tym o rezygnacji z systemu Symbian oraz przejściu na platformę Windows Phone. Podjął odważne decyzje, których firmie od dawna brakowało. Startował z bardzo niskiego poziomu i trudno powiedzieć, czy ktokolwiek dałby sobie lepiej radę - stwierdza analityk Nordei Sami Sarkamies. Jednak i on uważa, że czas Elopa dobiega końca. Jego zdaniem zarząd Nokii poczeka z podjęciem ostatecznych decyzji do początku drugiej połowy przyszłego roku. Elop nie był w stanie zatrzymać spadku rynkowych udziałów Nokii, w ciągu 18 miesięcy firma zanotowała 3 miliardy euro straty operacyjnej, zamknęła wiele fabryk, w tym zakład w Salo, który w latach 90. ubiegłego wieku zapewnił jej sukces, zwolniła tysiące pracowników i dokonała zmian w zarządzie. Od czasu podpisania porozumienia o wykorzystywanie platformy Windows Phone akcje Nokii staniały o 70%. Część inwestorów wierzy w odrodzenie Nokii i nadal trzymają jej akcje, by zarobić na nich w przyszłości. Prognozy nie są jednak optymistyczne. Analitycy przewidują kolejne straty, zmniejszanie się zasobów gotówki, a agencje ratingowe już uznały długi Nokii za śmieciowe. Niektórzy analitycy uważają, że Nokię może uratować przejście na Androida i produkcja tanich smartfonów na rynki wschodzące. Tak radykalna zmiana strategii wiązałaby się najpewniej z odejściem Elopa.
  5. Naśladowanie mowy ciała występuje u ludzi w każdym wieku, a w dzieciństwie stanowi ważny mechanizm uczenia. Nadmierne wykorzystywanie smoczka może hamować rozwój emocjonalny chłopców, nie pozwalając im wypróbowywać różnych wyrazów twarzy. Odzwierciedlanie zachowania innych ludzi to sposób na zrozumienie ich uczuć - zwłaszcza gdy wyglądają na złych, a twierdzą, że się nie denerwują albo się uśmiechają, a kontekst nie sprzyja radości. Możemy mówić do niemowląt, lecz początkowo nie pojmują one znaczenia słów. Pierwotnie komunikujemy się z maluchami za pomocą tonu i wyrazów twarzy - tłumaczy prof. Paula Niedenthal z University of Wisconsin-Madison. Ze smoczkiem w ustach dziecku trudniej jest odzwierciedlać miny dorosłych, a zatem i reprezentowane przez nie emocje. Skutek przypomina zjawiska występujące u osób korzystających z zastrzyków z botoksu; badania wskazują, że zakres doświadczanych przez nie emocji ulega zawężeniu. Często pojawiają się też problemy z identyfikacją uczuć kryjących się za określonymi minami. Psycholodzy z Madison przeprowadzili serię 3 eksperymentów. Odkryli, że 6-7-letni chłopcy, którzy jako małe dzieci spędzali więcej czasu ze smoczkiem w ustach, wykazywali słabszą tendencję do odzwierciedlania wyrazów twarzy z filmu wideo. Okazało się też, że jeśli studenci college'u przypominali sobie, że jako dzieci często ssali smoczek, zdobywali mniej punktów w skalach mierzących zdolność do przyjmowania czyjejś perspektywy (ang. perspective-taking). Warto dodać, że to ważny komponent empatii. Dlaczego smoczek wpływa negatywnie tylko na chłopców? Jak wyjaśnia Niedenthal, dziewczynki rozwijają się wcześniej pod różnymi względami, możliwe więc, że czynią wystarczające rozwojowe postępy przed lub mimo zastosowania smoczka. Niewykluczone też, że chłopcy są bardziej podatni od dziewczynek i zakłócenie mimikry twarzowej silniej na nich oddziałuje. Niedenthal ma też 3. hipotezę. Podejrzewa, że rodzice mogą próbować kompensować dziewczynkom korzystanie ze smoczka, bo chcą, by były one złożone emocjonalnie. Polega to na stymulowaniu w inny sposób. Z drugiej strony, jako że chłopcy, a później mężczyźni mają trzymać emocje na wodzy, w przypadku płci brzydszej wetknięcia w usta smoczka się nie wynagradza ani rozwojowo nie obchodzi. [...] Nie robi się nic, by pomóc w nauce emocji. Amerykanie podkreślają, że konieczne są dalsze badania. Warto np. wyjaśnić, czemu dziewczynki wydają się smoczkoodporne albo w jaki sposób udaje im się skompensować ewentualne zakłócenia rozwoju. Niedenthal będzie się też przyglądać tzw. "reakcji na dawkę". Chodzi o ustalenie, co należy rozumieć po hasłem "nadmierne korzystanie" oraz wskazanie pór, kiedy można bezpiecznie wyjąć smoczek z kieszeni. Dotychczasowe wyniki sugerują, że zaopatrywanie dziecka w smoczek na noc nie wywiera żadnego [negatywnego] wpływu. Prawdopodobnie dlatego, że to nie czas, gdy prowadzi się obserwacje i naśladuje wyrazy twarzy.
  6. Grupa pracujących dla NASA astronomów odkryła pierwsze planety w gęstej gromadzie gwiazd. To dowód, że i w takich miejscach mogą się one formować. Wspomniane obiekty to gazowe giganty wielkości Jowisza. Każdy z nich obiega swoją gwiazdę w niewielkiej odległości i panują na nim wysokie temperatury. Planety znaleziono w gromadzie Ul, na który składa się około 1000 blisko położonych gwiazd. Odkrywamy coraz więcej planet, które mogą przetrwać w bardzo różnych i skrajnych warunkach, takich jakie panują w tym klastrze. Nasza galaktyka zawiera ponad 1000 takich otwartych gromad, w których może istnieć więcej takich gigantycznych planet - mówi Mario R. Perez z Origins of Solar Systems Program. Dwie nowo odkryte planety to PR0201b i Pr02011b. Odkryto je za pomocą teleskopu Tilinghast w Arizonie. Wcześniejsze poszukiwania planet w otwartych klastrach nie przyniosły żadnych rezultatów. To było zagadką dla poszukiwaczy planet. Wiemy, że większość planet formuje się w gromadach, takich jak Mgławica Oriona, zatem dopóty, dopóki klastry nie są tak gęste, by uniemożliwiać powstawanie planet, przynajmniej kilka podobnych do Słońca gwiazd z otwartych gromad powinno posiadać planety. Teraz w końcu wiemy, że rzeczywiście tam są - mówi student Sam Quinn z Georgia State University. Russel White z NASA dodaje, że młody wiek Ula wskazuje, że mamy do czynienia z jednymi z najmłodszych znanych nam planet. To bardzo ważne odkrycie, bo pozwala nam badać jak szybko gigantyczne planety migrują na obrzeża układu słonecznego, a gdy będziemy to wiedzieli, dowiemy się, jak migrują.
  7. Powstanie oferowanych przez Profilesafe usług wydaje się być naturalną konsekwencją ducha czasów w jakich żyjemy. Agresywne kampanie marketingowe telekomów, banków i firm ubezpieczeniowych, nie wspominając już o firmach wysyłkowych, musiały skutkować stworzeniem efektywnych narzędzi ochronnych. Dane osobowe Polaków – czy są faktycznie tajemnicą? Nasze dane to nie tylko PESEL, adres, telefon, ale także informacje o naszych nawykach, zakupach, znajomych, poglądach. Każdy z nas tego strzeże przez osobami niepowołanymi. A jednocześnie, często nieświadomie, dzieli się nimi i pozwala innym robić to, na co mają ochotę. Mowa tutaj o magicznej „zgodzie na przetwarzanie danych w celach marketingowych”, którą większość z nas podpisało bądź „wyklikało”, nie do końca zdając sobie sprawę z konsekwencji. Czy operator telefonii komórkowej bądź inna firma, której daliśmy zgodę, faktycznie będzie nam tylko wysyłać oferty reklamowe? Tak było wiele lat temu, dzisiaj za każdą ofertą listowną bądź telefoniczną stoją skomplikowane systemy scoringowe, przetwarzające setki informacji o nas, pozwalające we właściwym czasie i miejscu wysłać oferty. Cel oferty jest tylko jeden – zarobić na kliencie jeszcze więcej. Sprzedać dodatkową usługę, zmienić pakiet, zaproponować nowy produkt. Dlatego sieci handlowe, dzięki kartom lojalnościowym, analizują nasze koszyki zakupów, banki dokładnie analizują transakcje na koncie, bądź na rachunku kredytowych, a telekomy śledzą z kim i jak często rozmawiamy. Zastanówmy się jaki ogrom informacji im dostarczamy i co mogą z tym zrobić. Ktoś mógłby powiedzieć, że dzięki temu dostosowują się do naszych potrzeb. Poniekąd tak jest, jednak pamiętajmy, że głównym wskaźnikiem dla każdej z instytucji jest tzw. ARPU (Average revenue per user) który mówi, jakie przychody generuje klient. Cel tego działania jest oczywisty. Korzystajmy ze swoich praw. Ustawa o ochronie danych osobowych daje nam możliwość wycofania zgody na przetwarzanie danych w celach marketingowych, wysyłanie ofert reklamowych, dokonywanie segmentacji, itd. Można to zrobić osobiście kontaktując się z każdą z instytucji, bądź skorzystać z profesjonalnej usługi w ramach Profilesafe, gdzie wystarczy przez Internet złożyć prosty wniosek o wycofanie zgody dla kilku firm jednocześnie. Ile wart jest PESEL? Szacuje się, iż rekord klienta (zapis w bazie danych) wart jest dla korporacji, w zależności od zebranych danych dodatkowych, od 5 do nawet 100 złotych. Problem polega na tym, iż klient, którego dane znajdują się np. w bazie danych banku nie ma żadnych profitów z tego tytułu. Profilesafe postanowił zagospodarować tę lukę i w tym celu przygotował usługę Click&Cash, gdzie można świadomie udostępniać swoje dane oraz na nich zarabiać. Firma prowadzi pierwszą w Polsce komercyjną bazę danych, gdzie każdy jej uczestnik, który się zarejestruje, zarabia na udostępnianiu swoich danych. Jest to otwarty układ z klientem. Wypełnia on proste ankiety marketingowe i świadomie tę wiedzę udostępnia innym renomowanym organizacjom, otrzymując za każdym razem zapłatę. Oczywiście trudno z góry przewidzieć, ile można na tym zarobić. Jednak Profilsafe proponuje swoim klientom trwający bez przerwy konkurs, w którym co kwartał można wygrać bardzo atrakcyjne nagrody. Obecnie do wygrania jest iPad 3.
  8. Dziennik Korean Times twierdzi, że w najbliższy piątek, gdy sędzia Lucy Koh będzie rozpatrywała kwestię odszkodowania, jakiego Apple domaga się od Samsunga, amerykański koncern potroi żądaną kwotę. Koncern z Cupertino, zachęcony prawdopodobnie faktem, iż w poprzednim procesie uznano, że Samsung świadomie naruszył jego patenty, chce podobno zażądać 3 miliardów USD odszkodowania. Przed dwoma dniami sędzia Koh odrzuciła prośbę Samsunga o zniesienie zakazu sprzedaży tabletu Galaxy Tab 10.1 w USA. Zakaz został nałożony przez sędzię Koh w czerwcu. W wyroku zaznaczyła ona, że zakaz powinien zostać zniesiony, jeśli sąd uzna, iż Samsung nie naruszył patentu Apple’a. Wyrok w tej sprawie już zapadł i był po myśli Samsunga. Sędzia Koh odmówiła jednak zniesienia zakazu sprzedaży, gdyż sprawa jest teraz rozpatrywana przez sąd apelacyjny, zatem sędzia uznała, iż nie podlega ona jej jurysdykcji. Sędzia dodała przy tym, że Samung ma poważne podstawy do domagania się zniesienia zakazu. Takie stanowisko Koh oznacza, że sąd apelacyjny prawdopodobnie zwróci jej sprawę do rozpatrzenia. Gdy zakaz zostanie zniesiony Samsung będzie upoważniony do odbioru 2,6 miliona dolarów odszkodowania jakie w papierach wartościowych musiał złożyć Apple domagając się wydania zakazu sprzedaży urządzenia koreańskiego konkurenta. Jeśli Samsung uzna, że na zakazie stracił więcej, będzie mógł domagać się zwiększenia tej kwoty.
  9. Znana członkini niemieckiej Partii Piratów, Julia Schramm, popiera nielegalne rozpowszechnianie treści chronionych prawem autorskim. Przynajmniej tak długo, jak nie są to jej własne prawa autorskie. Schramm napisała książkę pt. „Kliknij mnie: wyznania internetowej ekshibicjonistki“, która właśnie ukazała się zarówno w formie papierowej, jak i elektronicznej. Schramm, wielokrotnie potępiająca „mafię praw autorskich“ oraz sam termin „prawa autorskie“ podpisała, oczywiście, umowę na wydanie książki z Albrecht Knaus Verlag, które należy do Random House. Otrzymała za to premię w wysokości 100 000 euro. Teraz jej wydawca ściga przypadki nielegalnego udostępniania książki. Na jego żądanie usunięto już pliki z Dropboksa oraz z wiki Partii Piratów. Schramm broni tych działań twierdząc, że zawsze jakieś moje teksty będą dostępne na moim blogu, są też dostępne urywki książki. Dodała przy tym, że za 10 lat, gdy wygaśnie umowa z wydawcą, udostępni książkę bezpłatnie. Gdy o sprawie zrobiło się głośno Schramm stwierdziła, że żałuje, iż bardziej stanowczo nie negocjowała warunków z wydawnictwem. Nie przyszło jej to jednak do głowy, gdyż była szczęśliwa, że mogła spełnić swoje marzenie i wydać książkę.
  10. Dr Adah Almutairi z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Diego wykazała, że nanocząstki można wykorzystać do nieinwazyjnego wykrywania zmian biochemicznych związanych ze stanem zapalnym (Journal of the American Chemical Society). Stan zapalny jest wskaźnikiem wielu chorób. W obrębie tkanki dochodzi wtedy do zaburzenia równowagi chemicznej, a wskutek tego do akumulacji reaktywnych form tlenu (RFT), w tym nadtlenku wodoru. RFT mogą wywoływać stres oksydacyjny i prowadzić do uszkodzenia białek, lipidów i DNA komórek. Choć RFT odgrywają ważną rolę w komunikacji komórek i mechanizmach obronnych organizmu, generalnie kojarzą się raczej ze wskaźnikami czy przyczynami chorób, np. sercowo-naczyniowych. Nic więc dziwnego, że naukowcy wytrwale poszukują nieinwazyjnych sposobów wykrywania niewielkich ilości nadtlenku wodoru. Co ważne, w ten sposób można by też wybiórczo dostarczać leki. Zespołowi Almutairi udało się uzyskać pierwszy biodegradowalny polimer, który wykazuje ekstremalną wrażliwość na niskie, ale znaczące biologicznie stężenia nadtlenku wodoru. Polimerowe kapsułki są wychwytywane przez makrofagi i neutrofile udające się do miejsca objętego stanem zapalnym. Ponieważ nanocząstki ulegają w obecności H2O2 rozpadowi, dochodzi do uwolnienia ich zawartości. Kalifornijczycy zamierzają przetestować swoją metodę na modelu miażdżycy tętnic. Kardiolodzy od dawna mówią o potrzebie nieinwazyjnego typowania przed zdarzeniem sercowo-naczyniowym, który z pacjentów jest podatny na zawał wywołany pęknięciem blaszki miażdżycowej. Jako że w najbardziej niebezpiecznych blaszkach występuje [zaawansowany] stan zapalny, nasz system mógłby się okazać bezpieczną techniką wykrywania i leczenia.
  11. W Sandia National Laboratories przeprowadzono udane testy berylowych rurek, które mają w przyszłości posłużyć do przeprowadzenia reakcji termojądrowej. Opanowanie tego typu reakcji dałoby dostęp do olbrzymiej ilości czystej energii. Wspomniane na wstępie berylowe rurki przetrwały w dobrym stanie implozję silnego pola magnetycznego, wywołaną w maszynie Z. To najpotężniejszy na świecie akcelerator impulsowy. Fakt, że rurki przeszły testy oznacza, iż naukowcy z Sandia Labs mogą kontynuować badania nad koncepcją MagLIF (Magnetized Liner Inertial Fusion), która zakłada wykorzystanie pól magnetycznych i laserów do rozpoczęcia reakcji. Jeśli rurki by się nie sprawdziły, oznaczałoby, że nie mogą zostać one wykorzystane do przechowywania deuteru i, ewentualnie, trytu, które miałyby ze sobą reagować. Wyniki eksperymentów, stopień w jakim rurki zachowały swoją integralność po implozji, zgadza się z wcześniej uzyskanymi wynikami teoretycznych symulacji - powiedział główny autor badań, Ryan McBride. Symulacje, których wyniki opublikowano w 2010 roku w piśmie Physics of Plasma dowodzą, że zamknięte w berylowej rurce deuter i tryt, podgrzane laserem i poddane działaniu olbrzymiego pola magnetycznego wygenerowanemu przez pracującą z natężeniem 25 milionów amperów maszynę Z powinny wyemitować nieco więcej energii niż otrzymały. Z kolei w styczniu bieżącego roku kolejny artykuł autorstwa naukowców z Sandia Labs. Dowiadujemy się z niego, że jeśli zostanie użyta maszyna generująca wyładowania rzędu 60 milionów amperów, to w wyniku rozpoczętej dzięki niej reakcji uzyskamy ponad 1000-krotnie więcej energii niż włożyliśmy. Do przeprowadzenia tego typu reakcji są jednak potrzebne wytrzymałe pojemniki na paliwo. Maszyna Z generuje olbrzymie pole magnetyczne, w wyniku którego prąd przechodzi przez pojemnik, zamieniając jego zewnętrzną warstwę w plazmę. Plazma sięga coraz głębiej i pojemnik zaczyna się rozpadać. Trzeba zatem znaleźć taki cylinder, który dotrwa do końca reakcji. Można co prawda zwiększać grubość ścian pojemnika, jednak im są one grubsze tym większą energię trzeba włożyć w reakcję. Uczeni z Sandia Labs szukali optymalnej konstrukcji, która połączy dobrą grubość ścian z wytrzymałością. Testy wykazały, że wierzchnia warstwa pojemnika uległa rozpuszczeniu, jednak warstwa wewnętrzna pozostała wystarczająco stabilna. Obawy o integralność cylindra były największym zmartwieniem naukowców od czasu powstania koncepcji MagLIF. W grudniu bieżącego roku rozpoczną się testy dwóch ostatnich elementów systemu. Najpierw zostaną sprawdzone lasery, które mają ogrzać paliwo wewnątrz pojemnika zanim zostanie on poddany magnetycznej kompresji. Następnie zostaną przeprowadzone testy dwóch cewek elektrycznych umieszczonych z obu stron pojemnika. Generowane przez nie pola magnetyczne mają zapobiegać ucieczce z paliwa zbyt dużej ilości naładowanych cząstek. Jeśli uciekłoby ich zbyt wiele, paliwo ulegnie schłodzeniu i reakcja samodzielnie wygaśnie. Udane testy berylowych pojemników dają nadzieję, że test pełnego systemu MagLIF będzie można przeprowadzić już w przyszłym roku.
  12. Choć często nie zdajemy sobie z tego sprawy, mapy spełniają w naszym życiu wiele różnych funkcji - pozwalają nawigować w terenie, oddają stan wiedzy nt. geomorfologii, gleby czy szaty roślinnej. Dzięki graficzce Kate McLean, która poza fotografowaniem pasjonuje się również kartografią, od teraz wspomogą dodatkowo jeden z najbardziej niedocenianych ludzkich zmysłów - węch. Brytyjka stworzyła bowiem serię zapachowych map miast z różnych stron świata, w tym Glasgow czy Paryża. Trochę jak bohater "Pachnidła" Patricka Süskinda, McLean tworzy destylaty woni metropolii. Spotyka się z mieszkańcami poszczególnych dzielnic, zwiedza, by później na ogólnym planie miasta poprzyklejać karteczki z opisami i umieścić buteleczki z substancją reprezentującą dominujący zapach. Ostateczna wersja przypomina mapę synoptyczną z izobarami. Linie łączące obszary o jednakowym zapachu są wymalowywane za pomocą naturalnych składników. Legendę uzupełnia zestaw słoiczków z woniami "opisującymi" barwy. Na opakowaniach nie ma etykiet, a większość zapachów przygotowuje sama Kate. Nauczyłam się, jak się destylować płatki róży, tworzyć perfumy a la śmierdzący ser czy pingwiny z zoo [...]. Umiem sfabrykować woń budowy i chłopięcej toalety w szkole podstawowej. Artystka podkreśla, że jej celem jest uwrażliwienie turystów na nowe miejsca. Gdy po raz pierwszy wyczuwamy jakiś zapach, pojawia się automatyczna reakcja: albo bodziec przypadł nam do gustu i rozwija się emocja pozytywna, albo nie, a wtedy konotacje mogą być tylko i wyłącznie negatywne. Co więcej, kojarzymy woń z lokalizacją, gdzie się pojawiła. Dlatego też proponuję, by wykorzystać zapach w marketingu turystycznym, aby sprzyjać tworzeniu się trwałych wspomnień różnych miejsc. Kiedy jeszcze jako dziecko McLean zauważyła, że geograficznie świat został już odkryty, postanowiła odkryć nowe terytorium. Mój krajobraz jest zapachobrazem. Jej kartograficzna przygoda rozpoczęła się w Paryżu. Potem przyszła kolej na zdominowany przez zapach słodu z browarów Edynburg. W 2011 r. powstała mapa Nowego Jorku, a rok później Glasgow. Najbardziej rozbudowany okazuje się atlas zmysłowy Edynburga. Młoda graficzka sporządziła dla niego nie tylko mapę zapachową, ale i smakową czy dotykową.
  13. W ubiegłym roku NASA powołała do życia laboratorium „Eagleworks“, w którym będą badane m.in. koncepcje napędu WARP czy plazmowego napędu korzystającego z próżni kwantowej. Podczas niedawnej konferencji Harold White, naukowiec pracujący w Johnson Space Center omawiał mechanikę napędów WARP. Napęd WARP miałby manipulować czasoprzestrzenią tak, by wykorzystujący go pojazd mógł poruszać się szybciej od prędkości światła. Koncepcję takiego napędu przedstawił w 1994 roku meksykański fizyk Miguel Alcubierre. W koncepcji Alcubierrea mamy pojazd w kształcie piłki do futbolu amerykańskiego otoczony pierścieniem z egzotycznej materii. Jednak wykorzystanie takiego napędu wymagałby ilości energii równej zamianie planety wielkości Jowisza na energię. Tymczasem White i jego koledzy z Eagleworks twierdzą, że WARP może być znacznie bardziej energooszczędny. Z ich obliczeń wynika, że jeśli pierścień wokół pojazdu miałby kształt zbliżony do wyglądu pączka, a nie byłby płaskim pierścieniem, to wystarczyłoby tyle energii ile można uzyskać z zamiany nań pojazdu Voyager 1 (waży on około 800 kg). Co więcej, naukowcy twierdzą, że jeśli zniekształcenia przestrzeni oscylowałyby w czasie, to napęd wymagałby jeszcze mniejszej ilości energii. Obliczenia White’a pokazują, że WARP jest nie tylko teoretycznie możliwy, ale może być również praktyczny i warto prowadzić badania nad rozwojem tej koncepcji. Między innymi tym ma się zajmować laboratorium Eagleworks. Uczeni rozpoczęli już pierwsze eksperymenty nad urządzeniem zwanym White-Juday Warp Field Interferometer. Chcą sprawdzić, czy są w stanie w niezwykle małej skali zagiąć czasoprzestrzeń. Jeśli udałoby się stworzyć napęd WARP pojazdy kosmiczne mogłyby osiągać prędkość nawet 10-krotnie większą od prędkości światła. Prace nad napędem są już nie tylko teoretycznymi rozważaniami grupy naukowców. Administrator NASA, Charles Bolden, powiedział na spotkaniu w National Press Club: Pewnego dnia chcemy osiągnąć prędkość warp. Chcemy poruszać się szybciej od światła, a nasze ambicje nie ograniczają się do Marsa. W sieci można zapoznać się z pracą White'a dotyczącą WARP [PDF]
  14. Google odmówiło usunięcia z serwisu YouTube klipu wideo, który obraża Mahometa. Zdjęcia filmu domagał się Biały Dom. Pojawienie się wspomnianego filmu, w którym Prorok został przedstawiony w bardzo negatywnym świetle, przyczyniło się do trwających od kilku dni protestów na Bliskim Wschodzie. W ich wyniku zamordowano już amerykańskiego ambasadora w Libii i trzech innych pracowników ambasady w Benghazi. Pomimo tych wydarzeń i nacisków ze strony administracji państwowej, Google odmawia usunięcia filmu argumentując, że nie narusza on regulaminu serwisu. Koncern postanowił jednak pójść na pewne ustępstwa i blokuje dostęp do filmu w krajach, w których jest on nielegalny lub może wywołać protesty.
  15. Dzięki współpracy zespołu prof. Shigekiego Hontsu z Kinki University oraz ekspertów z Uniwersytetu Stomatologicznego w Osace powstał ultracienki, biokompatybilny film z hydroksyapatytu, głównego materiału szkliwa. W odróżnieniu od swoich poprzedniczek, łatka jest giętka, dzięki czemu można ją będzie wykorzystać np. do zasłaniania uszkodzonej powierzchni zębów albo do natychmiastowego wybielania. Japończycy są w stanie uzyskać film o grubości zaledwie 4 mikrometrów (0,004 mm). W ramach opracowanej przez nich technologii umieszczone w próżni skompresowane bloki hydroksyapatytu są poddawane oddziaływaniu promieni lasera. W ten sposób wyłuskuje się pojedyncze cząsteczki. Spadają one na blok soli, który podgrzewa się, by uległy krystalizacji. Później sól się rozpuszcza, a film trafia na papierowy filtr i jest suszony. Gdy stwardnieje, zdejmuje się go szczypcami. Ze względu na liczne miniotworki pod nakładaną łatką nie tworzą się bąble (powietrze i ciecze bez problemu się wydostają). Prof. Hontsu podkreśla, że aby film na dobre przywarł do szkliwa, musi minąć prawie cała doba. Standardowe płatki są przezroczyste, ale na potrzeby stomatologii estetycznej da się wyprodukować także białą ich wersję. Na razie akademicy z Kraju Kwitnącej Wiśni eksperymentują na wyrwanych zębach (oraz na własnym uzębieniu), ale wkrótce mają się rozpocząć testy na zwierzętach. Szacuje się, że zanim przykrywanie odsłoniętej zębiny hydroksyapatytowymi filmami znajdzie się w ofercie gabinetów czy klinik stomatologicznych, minie co najmniej 5 lat.
  16. Motorola pokazała smartfon RAZR i, które będzie rozprowadzane na rynkach Europy i Ameryki Południowej. To pierwsze urządzenie zbudowane w ramach umowy pomiędzy Motorolą a Intelem. Umowa przewiduje powstanie wielu smartfonów korzystających z układów Intela. RAZR i korzysta z 4,3-calowego wyświetlacza Super AMOLED o rozdzielczości 540x960 i 2-gigahercowego procesora Atom z rdzeniem Medfield. Motorola zastosowała w smartfonie baterię o pojemności 2000 mAh. Pozwala to nawet na 20 godzin używania telefonu. W RAZR i zainstalowano system Android 4.0.4 (Ice Cream Sandwich), który można zaktualizować do Jelly Bean. Urządzenie wyposażono też w 8-megapikselowy aparat fotograficzny z funkcją rejestrowania obrazu wideo. Obsługuje on też technologię NFC, dzięki czemu możliwe jest bezpośrednie wysłane danych na kompatybilny telefon. Wyświetlacz telefonu, wykonany z odpornego na zarysowania Gorilla Glass firmy Corning, otoczony jest bardzo cienką aluminiową ramką. Tylną część urządzenia wykonano z kevlaru. Smartfon będzie dostępny od początku października w wybranych krajach Europy i Ameryki Południowej.
  17. Dzięki wyrzeźbionym w ścianie schodom archeolodzy zorientowali się, że to, co obecnie spełnia rolę piwnicy na wina, jest szczytową częścią etruskiej piramidy. Do odkrycia doszło w Orvieto w środkowych Włoszech. Piramidę wykuto na płaskowyżu z tufu wapiennego. W górnej części, którą we współczesnych czasach przerobiono na piwnicę na wina, zauważyliśmy serię wykutych w ścianie starożytnych schodów. Z całą pewnością była to konstrukcja etruska - opowiada David B. George z College'u Świętego Anzelma. Gdy zaczęły się wykopaliska, George i Claudio Bizzarri z Parco Archeologico Ambientale dell'Orvietano zauważyli, że ściany zbiegają się stożkowato, przypominając pokrojem piramidę. Pod piwnicą znaleziono etruskie tunele, co sugerowało, że niżej mogą się znajdować kolejne poziomy. I rzeczywiście - pod piętrem z połowy XX w. włosko-amerykańska ekipa natrafiła na poziom średniowieczny. Bezpośrednio pod nim leżała warstwa z różnymi artefaktami, m.in. attycką ceramiką reprezentującą styl czerwonofigurowy (z połowy V w. p.n.e.), ceramiką etruską z inskrypcjami z V-VI w. p.n.e. oraz obiektami, które wg datowania, mają ponad 3 tys. lat. Przebijając się przez tę warstwę, naukowcy odkryli ok. 150 cm sterylnego wypełnienia, zrzuconego przez otwór w szczycie konstrukcji. Pod tym materiałem znajdowała się następna, tym razem brązowa [a nie szara] warstwa [...]. Co ciekawe, na ścianie nadal widać kamienne schody, zastanawiamy się więc, gdzie jeszcze nas doprowadzą - podkreśla Bizzarri. Na razie archeolodzy pokonali ok. 3 m. Na tej głębokości napotkali tunel prowadzący do innej piramidy, która powstała przed V w. p.n.e. Bizzarri sądzi, że pod Orvieto znajduje się co najmniej 5 piramid. Dotąd dotarto do 3. Na pewno nie są one kamieniołomami ani cysternami. Nie minę się z prawdą, stwierdzając, że nigdzie indziej we Włoszech nie odnotowano istnienia tego typu konstrukcji. George sądzi, że piramidy spełniały jakieś funkcje religijne albo były grobowcami.
  18. Władze świątyń w indyjskim stanie Tamilnadu mają do rozwiązania masywny problem, ponieważ okazało się, że większość żyjących w nich słoni cierpi na otyłość. Zwierzęta prawie się nie ruszają, spędzając większość dnia przy bramach, w dodatku są regularnie przekarmiane. Choć trwają prace nad zmodyfikowaniem diety szarych olbrzymów, wprowadzenie zmian może nie być takie proste. Pielgrzymi wierzą bowiem, że dzięki częstowaniu zwierząt jedzeniem uśmiechnie się do nich fortuna. Dla własnego zdrowia słonie muszą naprawdę sporo schudnąć. Piętnastoletnia Parvathi ze Świątyni Minakszi w Maduraj nosi np. na sobie 500 zbędnych kilogramów. To nie ona jest jednak rekordzistką, gdyż inna samica, 48-letnia Madhuravalli ze świątyni Azhagar Kovil, przekroczyła optymalną dla swojego wieku wagę aż o 700 kg. Dzikie słonie jedzą ok. 200 różnych produktów, w tym owoce, kwiaty czy korzonki. W niewoli ich dieta staje się monotonna, w dodatku pojawiają się w niej niecodzienne składniki, takie jak ryż, proso czy nierafinowany cukier trzcinowy. Normalnie słonie dużo chodzą, muszą też konkurować z innymi zwierzętami, lecz gdy dostaną się do świątyni, spędzają czas praktycznie wyłącznie na jedzeniu. Świątynie twierdzą, że po pod wpływem sugestii weterynarzy słonie są codziennie zabierane na co najmniej 5-km spacer, to jednak niezbyt dużo, zważywszy, że zdobywając pokarm, na wolności przeszukują obszar o powierzchni ok. 20 kilometrów kwadratowych. W Tamilnadu w świątyniach żyje 45 szarych olbrzymów, w większości są to słonice. Co ciekawe, te same zwierzęta, które teraz będą odchudzane, brały na przełomie zeszłego i bieżącego roku udział w obozie "odnowy biologicznej". Wg relacji gazety Times of India, na początku pobytu w Rezerwacie Tygrysim Mudumalai Madhuravalli ważyła 4020 kg, ale przytyła(!) 150 kg, a waga Parvathi wzrosła z ok. 4 do 4,2 t. Nad słoniami czuwali weterynarze, którzy monitorowali wagę zwierząt, układali dla nich specjalny jadłospis uwzględniający suplementy ajurwedyjskie, a także dbali o odpowiednią dawkę ruchu. Skoro osobniki, które podobno wyjechały z obozu zdrowsze, wymagają teraz odchudzania, wszystko wskazuje na to, że albo opiekunowie wzięli sobie nauki za bardzo do serca, albo pielgrzymi wyjątkowo intensywne zabiegali o powodzenie...
  19. Microsoft ogłosił ceny nowej wersji pakietu Office. W najtańszej wersji możliwość korzystania przez rok z pakietu biurowego będzie kosztowała 99,99 USD. Tyle właśnie zapłacimy za dostępny w chmurze Office 365 Home Premium. Osoba, która zdecyduje się na wykupienie subskrypcji będzie mogła zainstalować pakiet na maksymalnie 5 komputerach z systemem Windows 7, Windows 8 lub Mac OS X. Z pakietu będzie mogło korzystać wiele osób, używając własnych kont. Niezbędne oprogramowanie można będzie pobrać z serwerów Microsoftu, a koncern zapewnia, że wielokrotnie w ciągu roku będzie ono wzbogacane o nowe funkcje. W ramach subskrypcji użytkownik otrzyma 20 gigabajtów przestrzeni dyskowej w chmurze SkyDrive, 60 minut telefonii Skype IP miesięcznie. Udostępniona zostanie też funkcja Office on Demand, która umożliwi jednorazowe edytowanie danego dokumentu na urządzeniu, na którym nie zainstalowano Office 365. Osoby korzystające z Home Premium będą miały dostęp do Worda, Excela, PowerPointa, OneNote, Outlooka, Accessa i Publishera. W bardzo podobny sposób ma działać wersja dla małego biznesu. Small Business Premium wyceniono na 149,99 USD rocznie na stanowisko. Z pojedynczej licencji może tutaj korzystać do 25 osób. Office 365 Small Business Premium daje dostęp do tych samych funkcji co Home Premium, a dodatkowo do Lync Online, Info Path, Exchange Online i SharePoint Online oraz do 10 gigabajtów przestrzeni dyskowej plus 500 megabajtów dla każdego użytkownika, a także narzędzi do tworzenia witryn internetowych. Koncern przygotował też różne kombinacje ofert czy jak Office Home & Student (139,99 USD), Office Home & Business (219,99 USD). Różnią się one funkcjami i dostępnym oprogramowaniem. Koncern zapowiedział też przygotowanie oferty dla wielkich firm. Na razie nie wiadomo, kiedy nowa wersja Office 365 zostanie udostępniona. Niedawno Microsoft informował, że Office w wersji dla Windows RT pojawi się pomiędzy listopadem a styczniem.
  20. Pracownicy firmy wynajętej przez Uniwersytet w Adelajdzie do przeprowadzenia prac porządkowych ścięli 141 drzew, które zasadzono 13 lat temu, by znaleźć lekarstwo na śmiertelną chorobę eukaliptusów. Ponieważ po raz pierwszy zaobserwowano ją w latach 70. ubiegłego wieku w okolicach małego miasteczka Mundulla w Australii Południowej, ukuto nazwę żółknięcie mundullańskie (ang. Mundulla Yellows, MY). Badane drzewa rosły na ogrodzonym obszarze. Władze Uniwersytetu złożyły w Sądzie Najwyższym stanu pozew przeciw wykonawcy robót, domagając się odszkodowania w wysokości ponad miliona dolarów australijskich. Jak podkreśla prof. Mike Brooks, prorektor ds. badań, niektórzy naukowcy poświęcili 13 lat temu jednemu eksperymentowi, dlatego ujrzenie takich szkód podziałało na wszystkich naprawdę druzgocząco. Robotnicy zjawili się w listopadzie zeszłego roku, by zająć się przycinaniem drzew. Zignorowali polecenie, by nie wchodzić za płot. Wskutek tego wykarczowano 141 drzew i zniszczono pnie pięciu kolejnych. Dodatkowo usunięto tabliczki z oznaczeniami stanu zdrowia eukaliptusów. Teren badań obsadzono wg naukowego wzorca, dzięki czemu możliwe było przeprowadzanie pomiarów dotyczących rozprzestrzeniania nieznanego patogenu [na witrynie rządu Australii Południowej napisano, że na razie nie wiadomo, czy MY wywołuje czynnik biotyczny, czy środowiskowy; niewykluczone też, że w grę wchodzi ich współdziałanie]. Wykonawca nie czuje się odpowiedzialny za działania podwykonawców, lecz jednocześnie podkreśla, że nic mu nie wiadomo o wydanym przez uczelnię zakazie wchodzenia na teren eksperymentu. Tymczasem zakaz obowiązuje od 2008 r., gdy bez autoryzacji wycięto pierwsze 2 drzewa. Wydano wtedy oficjalne zarządzenie, że zewnętrzni pracownicy nie mają prawa wchodzić na teren badawczy, chyba że towarzyszy im ktoś z uniwersytetu.
  21. Tajwańscy producenci urządzeń przenośnych ostrzegają, że, przynajmniej na chińskim rynku, Androidowi może wyrosnąć poważna konkurencja. Obawy te spowodowane są reakcją Google’a na pojawienie się smartfonu A800 Acera. Urządzenie korzysta z systemu Aliyun, rozwijanego przez chiński portal Alibaba. Zdaniem Google’a Aliyun to wersja Androida, jednak niekompatybilna z całym jego ekosystemem. Google ostrzegł, że nie może zapewnić użytkowników, deweloperów i producentów, iż współpraca pomiędzy Aliyunem a platformą Android będzie przebiegała niezakłócenie. W odpowiedzi Alibaba podkreśliła, że Aliyun bazuje na Linuksie - podobnie jak Android - ale nie jest częścią jego ekosystemu. Tajwańscy producenci zauważają, że Amazon czy Alibaba, które rozwijają zmodyfikowane platformy Androida są konkurentami Google’a i nie biorą udziału w pracach Open Handset Alliance (OHA). Nie muszą zatem brać pod uwagę stanowiska Google’a. Co więcej tylko nieliczni chińscy producenci smartfonów przystąpili to OHA. Jeśli rozdźwięk pomiędzy Google’em, Alibabą i producentami wykorzystującymi Aliyuna będzie się powiększał, to na niezwykle ważnym chińskim rynku może pojawić się silna konkurencyjna wobec Androida opensource’owa platforma dla urządzeń mobilnych.
  22. Aleksander Siemienow z rosyjskiej White Sea Biological Station wykonał wykonał wspaniałe zdjęcia bełtwy festonowej - największej meduzy na świecie. Przez dziesięć lat nurkowania naukowiec spotykał te zwierzęta wielokrotnie, jednak dopiero po raz drugi występowały one w tak wielkiej obfitości. Wyniki jego pracy możemy podziwiać w galerii. Średnica żyjących w Morzu Białym bełtw może dochodzić do 70 centymetrów, a długość czułków sięga 15 metrów. Mimo olbrzymich rozmiarów bełtwa nie stanowi śmiertelnego zagrożenia dla człowieka, jednak spotkanie z nią może być bardzo bolesne. Przekonał się o tym sam Siemienow. Mimo, że był w pełnym stroju do nurkowania i starał się trzymać z daleka od zwierzęcia jeden z czułków uderzył go w twarz. Sparaliżowało mi usta - mówi uczony w wywiadzie dla New Scientist. Były wielkie jak u Angeliny Jolie, ale nie tak piękne. Przez godzinę nie mogłem mówić. Bolało przez kilka dni - dodaje. White Sea Biological Station należy do moskiewskiego Uniwersytetu imienia Łomonosowa. Stacja została założona w 1938 roku na półwyspie Kindo. Jest przygotowana na przyjmowanie gości, przyciągając wielu naukowców i studentów.
  23. Ryzyko nadwagi czy otyłości jest u jedynaków o ponad 50% wyższe niż u dzieci mających braci lub siostry. Naukowcy z Sahlgrenska Academy doszli do takich wniosków po przeanalizowaniu danych 12720 mieszkańców 8 europejskich krajów, m.in. Szwecji. Studium przeprowadzono w ramach projektu IDEFICS (od ang. Identification and prevention of Dietary and lifestyle-induced health EFfects In Children and infantS). Naukowcy kontrolowali wpływ różnych czynników, w tym płci, wagi urodzeniowej, a także wagi rodziców. Określano wskaźnik masy ciała dziecka (BMI), a opiekunowie wypełniali kwestionariusz, w którym pytano np. o nawyki żywieniowe pociechy, czas spędzany przez nią na dworze oraz przed ekranem telewizora. Nasze studium pokazało, że jedynacy rzadziej bawią się na dworze, częściej pochodzą z domów z niższym [formalnym] wykształceniem i z większym prawdopodobieństwem mają telewizor w sypialni. [Co ciekawe], nawet gdy wzięliśmy poprawkę na te czynniki [oraz na ilość cukru czy tłuszczów w diecie i stosunek rodziców do nagradzania dziecka jedzeniem], związek między rodzeństwem [a właściwie jego brakiem] i otyłością się utrzymywał. W rzeczywistości wydaje się, że bycie jedynakiem stanowi samodzielny czynnik ryzyka otyłości - opowiada Monica Hunsberger. Fakt, że jedynacy są bardziej podatni na otyłość, może być wynikiem różnic w środowisku rodzinnym lub w strukturze rodziny, których nie udało nam się uchwycić z wystarczającą dokładnością. Aby lepiej zrozumieć przyczyny tego zjawiska, będziemy od przyszłego roku śledzić dalsze losy "naszych" rodzin - dodaje Lauren Lissner. Studium wykazało, że w krajach południowoeuropejskich, we Włoszech, w Hiszpanii i na Cyprze, nadwaga/otyłość występuje ponad 3-krotnie częściej niż w krajach ze środka-północy kontynentu.
  24. Naukowcy z dwóch laboratoriów nie znaleźli materiału genetycznego Juliana Assange’a na prezerwatywie dostarczonej przez jedną z kobiet, które oskarżyły go o gwałt. Taka informacja znalazła się w 100-stronicowym dokumencie, który szwedzka policja przekazała prawnikom założyciela Wikileaks. Dokument ten opisuje podstawy, na jakich policja poszukuje Assange’a. Na prezerwatywie dostarczonej przez drugą kobietę znaleziono natomiast DNA, które może należeć do ściganego Australijczyka. Sam Assange zaprzecza, jakoby doszło do gwałtu. Podkreśla, że w obu przypadkach seks odbywał się za obopólną zgodą. Jedna z oskarżających go kobiet twierdzi, że mężczyzna wielokrotnie ją molestował i celowo uszkodził prezerwatywę. To właśnie na niej nie znaleziono śladów jego DNA. Policja nie wyklucza, że kobieta dostarczyła fałszywy dowód.
  25. Międzynarodowa Unia Astronomiczna na nowo zdefiniowała jedną z najważniejszych jednostek w Systemie Słonecznym - jednostkę astronomiczną (AU). Dotychczas była ona definiowana wzorem. Teraz, podczas spotkania w Pekinie, stwierdzono, że jednostka astronomiczna to dokładnie 149.597.870.700 metrów. Odległość pomiędzy Słońcem a Ziemią, bo tym właśnie jest AU, to jedna z najdłużej obowiązujących jednostek w astronomii. Po raz pierwszy precyzyjnie zmierzył ją w 1672 roku Giovanni Cassini. Obserwował on Marsa z Paryża, a w tym samym czasie Jean Richer obserwował tę samą planetę z Gujany Francuskiej. Po uwzględnieniu paralaksy obaj astronomowie obliczyli, że odległość pomiędzy Ziemią a Słońcem wynosi 140 milionów kilometrów. Aż do końca dwudziestego wieku podobne pomiary były jedynym wiarygodnym sposobem na określenie tej odległości, dlatego AU była wyrażana w dość nieprecyzyjny i skomplikowany sposób. W definicji używano m.in. stałej Gaussa, która opiera się na masie Słońca. Tymczasem Słońce bez przerwy traci masę. Kolejny problem stwarzała ogólna teoria względności. Zgodnie z nią AU obserwowana z Ziemi i np. z Jowisza była różna. Nowa definicja likwiduje wszystkie problemy związane z AU. Jednostka przestała być zależna od masy Słońca, określa się ją w metrach, a z kolei definicja metra związana jest z prędkością światła w próżni, która jest stała we wszystkich punktach odniesienia, zatem jest niezależna od pozycji obserwatora. Starania o zmianę definicji AU trwały od lat. Pojazdy kosmiczne, radary czy lasery wykorzystują bezpośredni pomiar odległości, możliwe więc było ustalenie AU w metrach. Opór środowiska naukowego był jednak silny. Jak mówi Nicole Capitaine z Obserwatorium Paryskiego, który był jedną z osób lobbujących za zmianami, niektórzy naukowcy bali się, że nowa definicja zakłóci pracę ich programów komputerowych, inni z powodów sentymentalnych woleli używać starej definicji.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...