Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37615
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Uczeni z University of British Columbia i Université Paris Descartes dowodzą, że dzieci już w wieku siedmiu miesięcy są w stanie zauważyć różnice i zacząć się uczyć dwóch języków o różnych strukturach gramatycznych. W Nature Communications ukazał się artykuł, który został też zaprezentowany podczas 2013 Annual Meeting of the American Association for the Advancement of Science. Dowiadujemy się z niego, że dzieci wychowywane w dwujęzycznym środowisku wykorzystują różnice w akcencie tonicznym do odróżnienia języków. Na przykład w języku angielskim wyraz funkcyjny poprzedza wyraz samodzielny (his hat, with friends itp.), a czas trwania wyrazu samodzielnego jest dłuższy od funkcyjnego. W japońskim czy hindi porządek jest odwrócony, a wyraz samodzielny jest wyżej akcentowany. Kilkumiesięczne dzieci na tej podstawie są w stanie odróżnić języki. Już wcześniej psycholog Janet Werker z UBC i lingwistka Judit Gervain z Université Paris Descartes wykazały, że dzieci korzystają z częstotliwości pojawiania się wyrazu w mowie w celu określenia jego ważności. Na przykład w angielskim wyrazy 'the' i 'with' występują znacznie częściej niż inne słowa. Dzieci uczą się na podstawie ich częstotliwości. Jednak dzieci wychowywane w środowisku dwujęzycznym potrzebują więcej informacji, więc opracowują nowe strategie, których dzieci ze środowisk jednojęzycznych nie muszą używać - mówi Gervain. A Werker uspokaja: Jeśli w domu mówi się dwoma językami, to nie ma się co martwić. To nie jest gra o sumie zerowej. Twoje dziecko jest dobrze wyposażone w mechanizmy pozwalające mu na oddzielenie obu języków i robi to w nadzwyczajny sposób.
  2. Opera rezygnuje z własnego silnika Presto i w bieżącym roku będzie stopniowo przechodziła na wykorzystywany w Chrome i Safari silnik WebKit. Bruce Lawson z Opery poinformował na firmowym blogu, że użytkownicy przeglądarki natychmiast zauważą różnicę. Konsumenci najpierw odnotują lepszą kombatybilność z witrynami. Szczególnie z mobilnymi wersjami, z których wiele było testowanych tylko pod kątem zgodności z WebKitem. Dzięki zmianie silnika Opera chce, by jej produkt był wiodącą przeglądarką dla iOS-a i Androida. Prezes Opery ds. technicznych, Hakon WIum Lie stwierdził, że więcej sensu ma współpraca naszych ekspertów z opensource'owymi środowiskami w celu dalszego udoskonalania WebKita i Chromium niż dalsze prace nad własnym silnikiem renderującym. Rozczarowanie decyzją Opery wyraził Robert O'Callahan, jeden z developerów Mozilli. Jego zdaniem decyzja o korzystaniu z WebKita może być dobra dla norweskiej firmy, ale nie jest dobra dla internetu. Coraz więcej developerów nie tworzy stron i aplikacji pod kątem zgodności ze standardami, ale pod kątem zgodności z WebKitem - stwierdza.
  3. Zespół z Uniwersytetu Technologicznego w Sydney zbadał wpływ miodów z manuki (Leptospermum scoparium), kanuki (Kunzea ericoides) i koniczyny na dynamikę wzrostu i morfologię komórkową laseczki siennej (Bacillus subtilis), pałeczki okrężnicy (Escherichia coli), gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) i pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Australijczycy podkreślają, że w ramach wcześniejszych badań ustalono, że miód działa na szerokie spektrum bakterii już w stężeniach charakterystycznych dla sosów. Co istotne, w laboratorium nigdy nie doprowadzono do wykształcenia oporności na miód. Ponieważ nie wszystkie miody są takie same i w niewielu studiach wykorzystywano miody o zdefiniowanych właściwościach geograficznych oraz chemicznych, badacze z antypodów postanowili zapełnić tę lukę. Zastosowali różne stężenia miodów koniczynowego, manuka i kanuka ze znanych lokalizacji i oznaczyli poziomy metyloglioksalu (MGO) oraz nadtlenku wodoru. Zespołowi prof. Liz Harry zależało na znalezieniu miodu, który najskuteczniej hamowałby wzrost 4 popularnych gatunków bakterii z chronicznych ran. Chociaż ogólny trend w skuteczności hamowania wzrostu prezentował się następująco - manuka>mieszanka manuki i kanuki>kanuka>koniczyna - profil reakcji poszczególnych gatunków bakterii był de facto bardzo zróżnicowany. Po potraktowaniu prawie hamującymi stężeniami gronkowiec złocisty okazał się równie wrażliwy na wszystkie miody. Jednocześnie, w porównaniu do 3 pozostałych organizmów, były najmniej wrażliwe na działanie miodu. Co ciekawe, kluczem do skuteczności miodu jest chemiczna złożoność. Zawiera on kilka związków hamujących wzrost bakterii, nie tylko MGO. Niekiedy miody sztucznie wzbogaca się MGO, a następnie sprzedaje jako oryginalny produkt z L. scoparium. Chcąc optymalnie wpłynąć na gojenie, klinicyści i pacjenci powinni jednak, wg Harry, korzystać z naturalnych, jak najmniej przetworzonych miodów, dopuszczonych do użytku przez urzędy regulacyjne.
  4. Zespół z Uniwersytetu Technologicznego w Sydney zbadał wpływ miodów z manuki (Leptospermum scoparium), kanuki (Kunzea ericoides) i koniczyny na dynamikę wzrostu i morfologię komórkową laseczki siennej (Bacillus subtilis), pałeczki okrężnicy (Escherichia coli), gronkowca złocistego (Staphylococcus aureus) i pałeczki ropy błękitnej (Pseudomonas aeruginosa). Australijczycy podkreślają, że w ramach wcześniejszych badań ustalono, że miód działa na szerokie spektrum bakterii już w stężeniach charakterystycznych dla sosów. Co istotne, w laboratorium nigdy nie doprowadzono do wykształcenia oporności na miód. Ponieważ nie wszystkie miody są takie same i w niewielu studiach wykorzystywano miody o zdefiniowanych właściwościach geograficznych oraz chemicznych, badacze z antypodów postanowili zapełnić tę lukę. Zastosowali różne stężenia miodów koniczynowego, manuka i kanuka ze znanych lokalizacji i oznaczyli poziomy metyloglioksalu (MGO) oraz nadtlenku wodoru. Zespołowi prof. Liz Harry zależało na znalezieniu miodu, który najskuteczniej hamowałby wzrost 4 popularnych gatunków bakterii z chronicznych ran. Chociaż ogólny trend w skuteczności hamowania wzrostu prezentował się następująco - manuka>mieszanka manuki i kanuki>kanuka>koniczyna - profil reakcji poszczególnych gatunków bakterii był de facto bardzo zróżnicowany. Po potraktowaniu prawie hamującymi stężeniami gronkowiec złocisty okazał się równie wrażliwy na wszystkie miody. Jednocześnie, w porównaniu do 3 pozostałych organizmów, były najmniej wrażliwy na działanie miodu. Co ciekawe, kluczem do skuteczności miodu jest chemiczna złożoność. Zawiera on kilka związków hamujących wzrost bakterii, nie tylko MGO. Niekiedy miody sztucznie wzbogaca się MGO, a następnie sprzedaje jako oryginalny produkt z L. scoparium. Chcąc optymalnie wpłynąć na gojenie, klinicyści i pacjenci powinni jednak, wg Harry, korzystać z naturalnych, jak najmniej przetworzonych miodów, dopuszczonych do użytku przez urzędy regulacyjne.
  5. Połowa wszystkich hodowanych na świecie świń żyje w Chinach, a ponad połowa z nich jest karmiona paszami z antybiotykowymi promotorami wzrostu. Tego typu środki przynoszą korzyści hodowcom. W zatłoczonych chlewniach bardzo łatwo o infekcje, a co za tym idzie, straty w hodowli. Jednak dodawanie do paszy antybiotyków może ułatwiać powstawanie antybiotykoopornych szczepów bakterii. Bakterie, które przeżyły działanie antybiotyków, mogą zyskać gen oporności na antybiotyki (ARG). Później takie bakterie mogą zarażać ludzi. W obawie przed tego typu infekcjami Unia Europejska zabroniła w 2006 roku stosowania antybiotykowych promotorów wzrostu. Są one jednak dopuszczalne m.in. w USA. O tym, że obawy o ludzkie zdrowie są uzasadnione może świadczyć fakt, że ostatnio wykazano, iż w znajdującym się w amerykańskich sklepach mięsie drobiowym, w którym znaleziono salmonellę, w około połowie zarażonych próbek bakteria była oporna na co najmniej trzy antybiotyki. Tymczasem dotychczas nie było wiadomo, jaki jest wpływ antybiotykowych promotorów wzrostu na chińskie hodowle. To o tyle istotne pytanie, że Chiny są nie tylko największym producentem wieprzowiny na świecie, ale także największym producentem antybiotyków, z których niemal połowa jest podawana zwierzątom. Teraz Yong-Guan Zu z Chińskiej Akademii Nauki i James Tiedje z Michigan State University wraz ze swoim zespołem zbadali glebę ze świeżymi oraz kompostowanymi odchodami pochodzącą z trzech wielkich hodowli z różnych prowincji Chin. Dla porównania przeprowadzili też testy odchodów z hodowli, gdzie nie podaje się antybiotykowych promotorów wzrostu i glebę z odległych lasów. Naukowcy najpierw zidentyfikowali 244 geny oporności na antybiotyki w swoich próbkach, następnie na podstawie analizy genetycznej zidentyfikowali obecne w nich szczepy bakterii i policzyli, ile ARG przypadało na określoną liczbę komórek bakterii. Takie badania dają lepszy obraz rzeczywistości niż metoda tradycyjna, podczas której bakterie z próbek są hodowane w laboratorium, a później badana jest ich antybiotykooporność. Wiele szczepów bakterii jest trudnych do hodowania w laboratoriach, zatem tradycyjne podejście może dać niepełny obraz. W próbkach z farm znaleziono 149 ARG, wśród nich takie, które mogą wywołać oporność na wszystkie rodzaje antybiotyków. W niektórych przypadkach poziom ARG był o 28 000 razy większy niż w glebie z lasów. Kompostowanie odchodów i ich rozrzucanie powoduje obniżenie poziomu niektórych, ale nie wszystkich, rodzajów ARG - mówi Tiedje. Naukowcy odkryli też niepokojące fakty. W próbkach znaleziono enzymy ułatwiające migrację ARG pomiędzy bakteriami oraz same antybiotyki. A to oznacza, że nawet poza organizmem świni antybiotyki wywołują presję na bakterie, prowadząc do ich dalszej selekcji. Ogólne wnioski są takie, że w przeliczeniu na jedno zwierzę chińscy hodowcy używają mniej więcej tyle samo antybiotków, co hodowcy w USA, jednak, jako że w Państwie Środka żyje 6-krotnie więcej świń, problem jest wielokrotnie większy. Powodem do zmartwień jest koncentracja i duża liczba genów oporności - mówi Tiedje. Problem jest większy, niż wcześniej przypuszczano. Rośnie też ryzyko, że AGR trafią do bakterii zarażających ludzi. Co gorsza, w Chinach użycie antybiotyków w hodowlach nie jest monitorowane, niewykluczone zatem, że niektóre z nich są prawdziwymi bombami zegarowymi.
  6. Naukowcy z University of Manchester odkryli, że umieszczając warstwę grafenu pomiędzy dwoma warstwami azotku boru otrzymamy wysokiej jakości kondensator. Taka struktura ma unikatowe właściwości i może w przyszłości pozwolić na produkcję wysokiej jakości elastyczej elektroniki. Kondensatory produkowane w ten sposób mogą być tańsze i łatwiejsze w produkcji od tradycyjnych tranzystorów. Brytyjscy uczeni wykorzystali technikę kwantowej spektroskopii pojemnościowej, za pomocą której zbadano właściwości kondensatora. University of Manchester, gdzie powstał grafen, to wiodące na świecie centrum badań nad tym materiałem.
  7. Pistolet skałkowy kapitana Jamesa Cooka znalazł nowego właściciela. Mimo dużego zainteresowania ze strony Nowozelandczyków, nabywcą okazał się mieszkaniec australijskiej Wiktorii. Przed licytacją zorganizowaną przez dom Leski Auctions szacowano, że broń podróżnika osiągnie cenę rzędu 100-200 tys. dolarów australijskich, dlatego wszystkich zaskoczyła końcowa stawka 219.600 AUD (227.100 USD). Pistolet z lufą o długości 31 cm powstał w Danii w pracowni Gotfryda Corbau Le Jeune'a (na zamku widnieje napis "Corbau-A-Maastrich"). Przez ponad 200 lat broń należała do rodziny Cooka. W 2003 r. kupił ją Ronald Joseph Walker, były lord mayor Melbourne. Teraz cenną pamiątką będzie się mogła nacieszyć kolejna osoba.
  8. Archeolodzy z peruwiańskiego Ministerstwa Kultury odkryli w miejsu archeologicznym El Paraiso świątynię liczącą sobie 4-5 tysięcy lat. W prawym skrzydle głównej piramidy odkopano palenisko związane z większą strukturą, którą zidentyfikowano jako miejsce kultu. Dotychczas budowle o podobnych cechach charakterystycznych znajdowano na wybrzeżu i w górach w północnej części kraju. Nie napotkano ich natomiast w okolicach Limy, gdzie znajduje się El Paraiso. Odkrycia dokonano po usunięciu stosu piasku i kamieni. Pod nimi odkryto kwadratową strukturę, zorientowaną na północny-zachód. Jej wymiary to 6,82x8,02 metra. Do świątyni prowadzi jedno niewielkie wejście, tak jakby we wnętrzu świątyni mogła przebywać tylko jedna osoba. Wewnątrz na środku znajduje się obniżona podłoga, położona 45 centymetrów poniżej reszty pomieszczenia. W centrum umieszczono ceremonialne palenisko, gdzie składano ofiary. Mury świątyni wybudowano z cegieł wykończonych żółtą gliną. Na niej widać resztki czerwonej farby. Archeolodzy ocenili, że powstała około 3000 lat przed naszą erą. Zostanie to zweryfikowane za pomocą badań radiowęglowych.
  9. Zgodnie z wynikami najnowszego studium, wyrostek robaczkowy (łac. appendix vermiformis) ewoluował u ssaków aż 32 razy. Międzynarodowy zespół przekonuje, że to kolejny argument, który przemawia za hipotezą o ochronnej funkcji wyrostka. Miałby on zabezpieczać korzystne bakterie jelitowe w czasie poważnej infekcji. Pomysł, że wyrostek robaczkowy jest narządem szczątkowym, wypłynął po raz pierwszy w XIX w., gdy jego istnienie potwierdzono jedynie u człowieka i innych hominidów. Karol Darwin uważał, że wszystko potoczyło się wg następującego scenariusza. Odlegli przodkowie hominidów zaczęli jeść liście, dlatego potrzebowali dużego jelita ślepego z bakteriami rozkładającymi tkankę roślinną. Później grupa ta zmieniła dietę na łatwiej strawne owoce, dlatego jelito ślepe stało się niepotrzebne. Podczas kurczenia się jeden z fałdów utworzył cienkie uwypuklenie - wyrostek robaczkowy. Naukowcy szybko zaczęli jednak wątpić w bezużyteczność appendix vermiformis. Od dawna wiadomo, że znajdują się tu skupiska tkanki limfatycznej w postaci grudek chłonnych, a w ostatnim dziesięcioleciu zademonstrowano, że tkanka ta sprzyja wzrostowi różnych korzystnych bakterii jelitowych. Dodatkowo badacze wykazali, że charakterystyczne uwypuklenie, zlokalizowane w przewodzie pokarmowym dokładnie w tym samym miejscu, co u nas, występuje u wielu ssaków, m.in. koali czy bobrów. W ramach wspomnianego na początku studium zespół naukowców sporządził zestawienie dotyczące diety 361 ssaków, w tym 50, u których podejrzewa się istnienie wyrostka. Dane rozmieszczono na drzewie filogenetycznym. Okazało się, że "rozrzut" 50 wytypowanych gatunków był tak duży, że struktura musiała wyewoluować co najmniej 32 razy, a niewykluczone, że nawet 38 razy. Przyglądając się drzewu rodowemu, akademicy mogli sprawdzić, czy pojawienie się appendix vermiformis wiązało się ze zmianą diety danej grupy zwierząt. W większości przypadków tak nie było, ale wygląda na to, że Darwin nie mylił się odnośnie do małp. U nich wyrostek rzeczywiście wyewoluował po zmianie sposobu odżywiania na owocowy. Komentatorzy generalnie chwalą ustalenia ekipy, ale niektórzy mają zastrzeżenia odnośnie do podawanych liczb. Ponieważ istnienie wyrostka to czasem kwestia domysłów, to gdyby wyeliminować niepewne przypadki, okazałoby się, że appendix vermiformis wykształcił się tylko 18-krotnie. Skoro już wiadomo, że wyrostek czemuś służył i służy, teraz pozostaje "jedynie" opisać tę funkcję lub funkcje. Bardzo prawdopodobna wydaje się hipoteza mówiąca o bezpiecznym schronieniu, do którego podczas poważnego zakażenia wycofują się pożyteczne bakterie flory jelitowej. Tutaj pojawia się jednak pytanie: jeśli to takie dobre rozwiązanie, czemu miałoby występować tylko u 1/7 analizowanych gatunków ssaków? Jak widać, naukowcy muszą jeszcze popracować, ale przyspieszenie tempa dochodzenia dobrze wróży na przyszłość...
  10. W najbliższą sobotę, 16 lutego, Wielki Zderzacz Hadronów zostanie wyłączony i przez kolejnych 18 miesięcy będzie udoskonalany. Zostanie zwiększona energia, z którą pracuje urządzenie, dzięki temu naukowcy będą mogli ostatecznie potwierdzić istnienie bozonu Higgsa. Obecnie świat nauki uznaje istnienie bozonu Higgsa. Uzyskane dane pozwalają stwierdzić, że prawdopodobieństwo iż on nie istnieje wynosi 1:550 000 000. Naukowcom to jednak najwyraźniej nie wystarcza. Chcą udoskonalić LHC by zyskać jeszcze większą pewność. Zwiększenie energii LHC posłuży jednak przede wszystkim zwiększeniu możliwości samego urządzenia. CERN chce zająć się badaniami związanymi z teorią supersymetrii i ciemną materią. Naszym celem jest dokonywanie kolejnych odkryć. Odkryliśmy coś, o czym sądzimy, że jest bozonem Higgsa, mamy do zbadania teorie o supersymetrii i inne. Potrzebujemy zwiększenia energii, by dokonywać dalszych badań fizycznych. Chodzi o wejście na terra incognita - powiedział Frederic Bordry, szef departamentu technologicznego CERN-u. Mamy za sobą pełne trzy lata działalności - 2010, 2011 i 2012. Początkowo planowaliśmy długotrwałe zamknięcie LHC na 2012 rok, ale w 2011 uzyskaliśmy dobre wyniki i w perspektywie mieliśmy odkrycie bozonu, więc przesunęliśmy o rok zamknięcie akceleratora. Ale w 2013 musimy to zrobić - dodaje uczony. Od początku swojej działalności LHC wykonał ponad 6 biliardów zderzeń. Tylko podczas pięciu miliardów uzyskano dane warte dalszego badania, a do odkrycia bozonu Higgsa przyczyniły się dane z jedynie 400 zderzeń. Pomimo zamknięcia akceleratora badania nadal będą trwały. Uczeni muszą przeanalizować olbrzymie ilości informacji, których dostarczyło urządzenie. Niewykluczone, że jedyny wniosek z tych analiz będzie taki, że... potrzebujemy więcej danych - mówi Bordry. W ubiegłym roku LHC osiągnął energię zderzenia 8 TeV (teraelektronowoltów). Po rozbudowie ma pracować z energią 13-14 TeV. Będzie działał przez trzy lub cztery lata, a później czeka go kolejne wielomiesięczne wyłączenie.
  11. Dwunastego lutego w Muzeum Izraela w Jerozolimie otwarto pierwszą na świecie wystawę, poświęconą życiu i spuściźnie Heroda Wielkiego. Jej centralnym elementem jest odtworzona komora grobowa władcy (pokuszono się m.in. o zrekonstruowanie sarkofagu). Kurator David Mevorah podkreśla, że Herod był wspaniałym budowniczym, ale zapamiętano go głównie jako inicjatora rzezi niewiniątek czy mordercę żony i kilkorga dzieci. Ponieważ do wystawy przygotowywano się aż 3 lata, konserwatorzy mieli kiedy zapoznać się z upamiętnianym człowiekiem. Okazało się, że był nie tylko okrutny, ale i interesujący. Kolejne informacje sprawiały, że dało się go nawet lubić. Odtwarzając grobowiec miłośnika sztuki i architektury, muzeum musiało wzmocnić fundamenty i stworzyć nowe pomieszczenia. Tylko w ten sposób dało się wesprzeć ciężkie bloki. Pochówek władcy znaleziono 7 maja 2007 r. w fortecy Herodion. Ze stanowiska wydobyto ponad 30 t kamiennych elementów. W niektórych przypadkach aż trudno było się domyślić, że kiedyś tworzyły one mozaiki czy freski. "Herod Wielki - ostatnia podróż króla" to jak dotąd największa i najdroższa wystawa Muzeum Izraela. Na pomysł jej zorganizowania wpadł Ehud Necer, który poszukiwaniu grobowca poświęcił 35 lat kariery. Archeologowi zależało na zaprezentowaniu artefaktów dokumentujących dzieło życia, lecz, niestety, nie zobaczył imponującego końca, bo zmarł w 2010 r. w wyniku urazów odniesionych w czasie upadku. Herodion przyniósł mu chwałę i doprowadził do zguby. W 2011 r. za pomocą dźwigu muzeum usunęło dziesiątki kolumn i sklepienie ostatniego poziomu grobowca. Po przewiezieniu do Jerozolimy chipy miały ułatwić połączenie wszystkiego w całość. Wewnątrz odkryto 3 sarkofagi. Wg archeologów, jeden musiał należeć do Heroda. Co prawda nie było na nim inskrypcji, ale wyróżniał go czerwony kamień. Dodatkowo został rozbity na kawałki, prawdopodobnie w czasie powstania. Mevorah wyjaśnia, że Herod był kulturowym łącznikiem między Rzymem a Judeą. Swoje siedziby zdobił, wzorując się na najnowszych rzymskich trendach. Zwiedzający będą się mogli o tym przekonać, podziwiając choćby salę tronową z pałacu w Jerychu. Władze Palestyny twierdzą, że wydobywanie obiektów archeologicznych na Zachodnim Brzegu bez ich pozwolenia jest pogwałceniem międzynarodowej konwencji, która reguluje postępowanie ze starożytnościami na terenach okupowanych. Muzeum odparowuje, że obiekty zostaną zwrócone za 8 miesięcy po zakończeniu wystawy. Dyrektor placówki James Snyder podkreśla, że nie dostał żadnego zażalenia z Autonomii Palestyńskiej. Wg niego, na mocy Porozumienia z Oslo to Izrael odpowiada za opiekę i nadzór archeologiczny na Zachodnim Brzegu. Herodium znajduje się na obszarze C Zachodniego Brzegu i ponoć muzeum koordynowało swoje działania z izraelską administracją cywilną.
  12. Prezes Yahoo! Marissa Mayer powiedziała, że podpisana z Microsoftem umowa, w ramach której wyszukiwarka Yahoo! korzysta z bazy Binga, nie przyniosła portalowi spodziewanych korzyści. Yahoo! nie tylko miał stracić udziały w rynku, ale odebrał mu je... Bing. Nasz sojusz opiera się m.in. na założeniu, że razem zwiększamy swoje rynkowe udziały, a nie wymieniamy się nimi - powiedziała Mayer podczas Goldman Sachs Technology and Internet Conference. Musimy lepiej na tym zarabiać, bo wiemy, że to możliwe, a konkurencja pokazuje, jak dobrze to działa - dodała Mayer. Microsoft i Yahoo! podpisały w 2009 roku 10-letnią umowę o partnerstwie. Jej głównym celem jest zwiększenie udziału obu firm w rynku internetowych wyszukiwarek. Dotychczas nie udało im się jednak osłabić pozycji dominującego Google'a. Wagi słowom pani Mayer dodaje fakt, że swoją karierę zawodową rozpoczynała ona w Google'u i przez wiele lat - aż do objęcia fotela prezesa Yahoo! - była jednym z najważniejszych menedżerów tej firmy. Ostatnio zawarła ze swoją byłą firmą umowę na wyświetlanie reklam Google'a w serwisach Yahoo!.
  13. Po wyjściu z przyjęcia można się spodziewać różnych rzeczy, ale raczej nie tysięcy pająków nad głową. Łatwo więc zrozumieć zachowanie zaskoczonego Ericka Reisa, mieszkańca Santo Antônio da Platina w południowej Brazylii, który sfilmował sieci rozpięte między kablami i słupami sieci energetycznej. Początkowo sądzono, że mamiące wzrok konstrukcje (wydawało się, że pająki zaraz spadną) zostały utkane przez społeczne Anelosimus eximius. Później jednak entomolodzy stwierdzili, że A. eximius są mniejsze i nie występują tak daleko na południu, możliwe zatem, że to Parawixia bistriata z rodziny krzyżakowatych. Potwierdzałaby to konstrukcja sieci; zamiast jednego gniazda widać bowiem połączone indywidualne pajęczyny. Pora, kiedy Reis ujrzał pająki nad głową, także potwierdza hipotezę z P. bistriata (ew. gatunkami pokrewnymi). W nocy kolonia gromadzi się np. na drzewie, a o poranku tworzy zarys sieci. Potem powstają indywidualne konstrukcje. Po zakończeniu prac można zacząć polować. By ostatecznie potwierdzić, z jakim gatunkiem mamy do czynienia, trzeba zrobić zbliżenie albo pająka, albo pajęczyny.
  14. Leon Bekker z Prowincji Przylądkowej Zachodniej został skazany za znęcanie się nad żarłaczem białym (Carcharodon carcharias). Mężczyzna może zapłacić grzywnę w wysokości 120 tys. randów lub przesiedzieć rok w więzieniu. Obywatel RPA naruszył kilka zapisów Aktu dot. Żywych Zasobów Morskich (Marine Living Resources Act). W zeszłym roku w Mossel Bay po godzinnej walce na oczach świadków złapał na przynętę rekina białego. Później przy pomocy dwóch osób wyciągnął go na brzeg. Podczas transportu rybę wleczono na haku i za skrzela. Zwierzę leżało na skałach 16 minut, a dumny z siebie Bekker pozował przy nim do zdjęć. Zaniepokojeni świadkowie zadzwonili po miejscowego biologa morskiego Ryana Johnsona. Gdy ten przybył na miejsce, ostrzegł rybaka, że łamie prawo. Żarłacz trafił do oceanu, ale specjalista sądzi, że wkrótce potem zdechł wskutek odniesionych obrażeń i długiego przebywania poza wodą. Żarłacze białe są w RPA chronione od 1991 r.
  15. Dawne języki są skarbnicą informacji o ludzkiej kulturze i historii. Jednak ich odtwarzanie wymaga niejednokrotnie dziesięcioleci żmudnej wytężonej pracy. Naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Berkeley stworzyli oprogramowanie komputerowe, które znakomicie przyspiesza prace nad rekonstrukcją przodków obecnych języków. Najbardziej ekscytujące w tym systemie jest wykorzystanie wielu pomysłów lingwistów na rekonstrukcję historyczną i zautomatyzowanie ich tak, że rozwiązujemy problemy w większej skali. Więcej danych, więcej wyrazów, więcej języków, ale w krótszym czasie - mówi profesor informatyki Dan Klein. Oprogramowanie korzysta z wnioskowania probabilistycznego. Było ono w stanie zrekonstruować drzewo genealogiczne ponad 600 języków austronezyjskich na podstawie bazy danych 140 000 wyrazów. Dokładność rekonstrukcji wyniosła 85% w porówananiu z rekonstrukcję wykonaną przez lingwistów. Proces ręcznej rekonstrukcji może trwać latami. Automatyczny system wykonuje go w ciągu dni lub nawet godzin. Co więcej, jak zapewnia profesor psychologii Tom Griffiths z Computational Cognitive Science Lab, nasz model statystyczny może zostać wykorzystany nie tylko do wykonania odniesień do przeszłości, ale również przewidywania zmian w przyszłości. Historia pisma liczy sobie zaledwie 6000 lat. Powstało ono zatem długo po pojawieniu się protojęzyków. Lingwiści, chcąc się dowiedzieć jak wyglądały, muszą dokonywać żmudnych porównań języków, poszukiwania związków pomiędzy nimi i na tej podstawie mogą stwierdzić, czy mają one wspólnych przodków oraz określić, jak ci przodkowie wyglądali. Zrozumienie, w jaki sposób zmienia się język, które dźwięki z większym prawdopodobieństwem ulegną zmianie i jak będą brzmiały, wymaga zrekonstruowania i analizowania olbrzymich ilości dawnych form. To właśnie tam przydaje się automatyczna rekonstrukcja - wyjaśnia profesor statystyki Alexandre Bouchard-Cote. Wspomniane oprogramownie korzysta z metody Monte Carlo opartej na łańcuchach Markowa. Bada ono wyrazy pokrewne, czyli takie, które występują w różnych językach, ale mają podobne brzmienie, historię i pochodzenie. Na tej podstawie oblicza prawdopodobieństwo ich pochodzenia od konkretnego protojęzyka. Na każdym etapie próbuje przewidzieć zmiany jakie zaszły w danym wyrazie, co ułatwia rekonstrukcję. Po określeniu wcześniejszej formy zapamiętuje ją i ponownie sprawdza, poprawiając w razie potrzeby.
  16. Obupłciowe ślimaki nagoskrzelne Chromodoris reticulata odrzucają po każdej kopulacji penisy, lecz dobę później są znów zdolne do spółkowania. Jak to robią? Okazuje się, że spora część prącia jest skompresowana i spiralnie zwinięta wewnątrz ciała. Zapasów starcza na 3 tête-à-tête. Japończycy obserwowali mięczaki złowione na płytkich rafach koralowych. W sumie prześledzili 31 kopulacji. Trwały one od kilku sekund do kilku minut. Później następowała autotomia penisów. Zaskoczeni biolodzy stwierdzili, że zaledwie dobę później nagoskrzelne mogły znowu odbyć akt płciowy. Ayami Sekizawa z Uniwersytetu w Osace patrzyła na ustawiające się do siebie prawym bokiem mięczaki. Bezpośrednio po kopulacji penisy nadal wystawały, lecz 20 min później odpadały. Na szczęście nie kończyło to życia erotycznego Ch. reticulata, bo choć na zewnątrz widać centymetrowy fragment prącia, w środku kryją się kolejne 2 cm. Komórki w skręconej części różnią się od komórek wyprostowanego fragmentu, co w dużej mierze wyjaśnia, czemu przed ponownym użyciem narządu mija doba: najpierw musi zajść transformacja. Gdy Japończycy tworzyli pary z osobników tuż po autotomii i wcześniej izolowanych, kopulacja była jednostronna. Badając jednorazowe penisy pod mikroskopem, naukowcy stwierdzili, że na zwróconych ku tyłowi licznych haczykach znajdują się masy plemników. Sugeruje to, że spółkując po raz pierwszy, Ch. reticulata usuwają spermę poprzednika. Przy drugim podejściu mogą już spokojnie przekazać własne geny. Po wykorzystaniu wszystkich 3 segmentów penis zapewne odrasta, ale Sekizawa nie wie, ile czasu to zajmuje.
  17. Vertu, założony przez Nokię producent luksusowych telefonów komórkowych, który od kilku miesięcy należy do funduszu inwestycyjnego EQT VI, zaprezentował smartfon z systemem Android. W ramach rodziny "Ti" powstały cztery różne modele. Pierwszy, wykonany z polerowanego tytanu, czarnej ceramiki i czarnej skóry wyceniono na 10 625 dolarów. W drugim modelu zastosowano skórę aligatora. Model trzeci, który będzie sprzedawany w cenie 12 780 USD, ma obudowę z niezwykle twardego tytanu osadzanego z warstwy gazowej. W najdroższym modelu zastosowano zaś 18-karatowe czerwone złoto, czarny tytan osadzany z warstwy gazowej, czarną ceramikę i czarną skórę. Wszystkie modele korzystają z procesora Snapdragon S4 1,70 GHz, mają 3,7-calowy wyświetlacz WVGA, dwa aparaty o rozdzielczości 8 i 1,3 megapikseli, 64 gigabajty pamięci, kompas, GPS, akcelerometr i żyroskop. Wszystkie wyposażono w system Android 4.0.
  18. Podczas budowy metra w Salonikach znaleziono złoty wieniec, zdobiony liśćmi wzorowanymi na oliwnych. Prace konstrukcyjne rozpoczęły się w 2006 r., a od tej pory znaleziono już 8 podobnych egzemplarzy. Ozdoba sprzed ok. 2300 lat tkwiła na głowie osoby pochowanej w grobie skrzynkowym. W przyszłości w tym miejscu ma się znajdować stacja. Jak tłumaczy Vasiliki Misailidou-Despotidou z Generalnej Dyrekcji Starożytności, w starożytnej Grecji mężczyźni nosili wieńce przy okazji różnych ceremonii. Z jej wypowiedzi wynika, że i w tym przypadku wieniec znajdował się na głowie mężczyzny. To pierwsze tego typu odkrycie na Cmentarzu Zachodnim. Poprzednio 8 wieńców znaleziono przy ciałach z Cmentarza Wschodniego. Ze względu na koszt na wieńce mogli sobie pozwolić ludzie dobrze sytuowani, a więc np. arystokraci. Ponieważ były one bardzo delikatne, często przygotowywano je z myślą o pogrzebaniu. Najnowsze znalezisko trafiło do pracowni Generalnej Dyrekcji Starożytności. Tutaj zostanie oczyszczone i dokładnie zbadane. Saloniki założył w 315 r. p.n.e. Kassander, jeden z diadochów Aleksandra III Wielkiego, który ogłosił się królem Macedonii. Nazwa nadana miastu miała uhonorować jego żonę Tessalonikę.
  19. Z okazji 25. rocznicy rozpoczęcia produkcji drukarek atramentowych HP zaprezentowało najszybsze urządzenie tego typu. Kolorowa HP Officejet Pro X drukuje z prędkością 70 stron na minutę. Wysoką prędkość i jakość wydruku osiągnięto dzięki zastosowaniu HP PageWide Technology. Głowica drukarki pozostaje nieruchoma i jednocześnie pokrywa poruszający się papier wszystkimi czterema atramentami. Urządzenie wyposażono w standardowy pojemnik, w którym mieści się 500 kartek papieru, co pozwala na drukowanie dużej liczby dokumentów bez niepotrzebnych przerw. HP zapewnia, że koszt druku jednej strony jest o połowę niższy niż w przypadku drukarek laserowych. Firma zapowiada, że już wiosną do sklepów trafią HP Officejet Pro 251dw i wielofunkcyjna HP Officejet Pro 276dw. Pierwsza drukarka atramentowa HP trafiła na rynek w lutym 1988 roku. Kosztowała wówczas 995 dolarów i drukowała 2 strony na minutę.
  20. Im większy podpis, tym większe szanse, że prezes jest narcyzem. Prof. Charles Ham, Nicholas Seybert i Sean Wang z Uniwersytetu Karoliny Północnej (UNC) ustalili także, że szefowie z pokaźniejszymi podpisami z większym prawdopodobieństwem doprowadzają firmy do ruiny i mimo kiepskich wyników są często świetnie opłacani. Choć już wcześniej naukowcy badali ego dyrektorów poznawczych, oceniając np. wielkość ich fotografii w raportach rocznych, zespół z UNC jako pierwszy skoncentrował się na podpisach. Ustalono, że prezesi z największymi podpisami wydają się najbardziej skłonni do nadmiernego inwestowania w prace badawczo-rozwojowe lub kupowania dóbr. Amerykanie przeanalizowali 605 podpisów. W większości przypadków pozyskano je z raportów rocznych i prognoz firm z indeksu S&P 500. Za pomocą specjalnego oprogramowania generowano zakrywający je prostokąt i wyliczano powierzchnię. Standaryzowaliśmy miarę, dzieląc pole przez liczbę liter w podpisie - tłumaczy Wang. Zespół UNC bazował na wynikach wcześniejszych badań, które sugerowały, że przeważnie większy podpis oznacza bardziej rozbuchane ego. Naukowcy zastrzegali się jednak, że na rozmiar parafki mogą wpływać także inne czynniki. Zgodzili się z nimi specjaliści od narcyzmu, którzy podkreślili, że należy uwzględnić m.in. wysoką samoocenę i ekstrawersję, a te niejednokrotnie korzystnie wpływają na zarządzanie firmą. Właścicielem największego podpisu okazał się Timothy Koogle, pierwszy dyrektor wykonawczy Yahoo. Wg Wanga, idealnie pasuje on do modelu. Od 1997 do 2001 r. Yahoo nie wypłacało dywidendy i wysoko inwestowało, a jednocześnie Koogle był jednym z najlepiej opłacanych szefów w Dolinie Krzemowej. Mimo nie najlepszych wyników, "wielkoformatowcy" zarabiają o wiele lepiej od prezesów o małych podpisach. Ham, Seybert i Wang spekulują, że może to być wynik doprowadzonej do perfekcji ingracjacji albo wręcz przeciwnie - zawstydzania rad nadzorczych.
  21. Naukowcy z Rice University chcą zastosować w medycynie znane z boksu markowanie ciosu. Jedną z najstarszych sztuczek w walce jest markowanie ciosu, rozpraszasz przeciwnika jednym ciosem i zadajesz decydujące uderzenie z drugiej strony - mówi profesor José Onuchic z Center for Theoretical Biological Physics. Kombinowane terapie medyczne wykorzystują tę strategię na poziomie komórkowym - dodaje. Uczony ma na myśli pewien lek, który skutecznie zabija komórki nowotworowe i lekooporne bakterie. Okazało się bowiem, że działa on jeszcze skuteczniej w połączeniu z lekami wytwarzanymi z naturalnych toksyn. Łącząc leki, szczególnie te, które atakują różne części komórki, mamy nadzieję na zabicie komórek nowotworowych lub bakterii, a jednocześnie uniemożliwienie im nabycia oporności na leki - wyjaśnie Onuchic. Naukowiec wraz z Eshel Ben-Jacob i Patricią Jennings przeanalizował wyniki badań nad peptydami drobnoustrojowymi (AMP). Są one wytwarzane w organizmach wielu zwierząt i zwalczają bakterie. Mają kształt korkociągu i nie robią krzywdy komórkom gospodarza. Potrafią za to przebić i rozerwać ściany komórkowe bakterii Gram-ujemnych. Wśród tego typu patogenów znajdują się i takie mikroorganizmy, które są lekooporne, wywołują sepsę, zapalenie płuc i inne śmiertelne choroby. Już wcześniej wykazano, że AMP można oznaczyć molekułą, dzięki której peptyd rozpozna i zabije komórkę nowotworową. Uczeni obawiają się jednak, że komórki nowotworowe mogłyby zyskać oporność na działanie AMP. Obawa jest o tyle uzasadniona, że AMP są szeroko rozpowszechnione i wiadomo, iż część organizmów zawiera mutacje genetyczne pozwalające na uniknięcie ataku ze strony peptydów drobnoustrojowych. Już wcześniej badacze z MD Anderson stworzyli zmodyfikowane wersje AMP, KLAKLAK-2, a później, by jeszcze utrudnić obronę przed nimi, stworzyli D-KLAKLAK-2, czyli syntetyczną prawoskrętną wersję naturalnie lewoskrętnej AMP. Dowiedli, że syntetyk zabija bakterie Gram-ujemne, w tym i te oporne na działanie leków. Teraz zespół z Rice University sugeruje dodawanie D-KLAKLAK-2 do tradycyjnych lekarstw. Zdaniem naukowców, taki koktajl będzie znacznie bardziej skuteczny. Bakterie czy komórki nowotworowe zostaną "zmylone" różnymi metodami ataku i trudniej będzie im wypracować mechanizmy obronne. Natura jest mądrzejsza od nas. Wielokrotnie obserwowaliśmy, jak pozornie proste bakterie czy komórki nowotworowe wypracowywały metody obrony przed nowymi tworzonymi przez człowieka lekami. Czas, byśmy uznali je za zaawansowanych przeciwników. Powinniśmy zrobić to, co robi dobry bokser lub dowódca wojskowy w walce z poważnym przeciwnikiem - zaatakować wieloma skoordynowanymi uderzeniami różnego rodzaju - stwierdza Ben-Jacob.
  22. Japońscy naukowcy potwierdzili, że strzalik japoński (Todarodes pacificus) rzeczywiście wzbija się w powietrze. Jun Yamamoto z Hokkaido University ujawnia, że uciekając przed drapieżnikami, kałamarnica potrafi przelecieć w powietrzu ponad 30 m z prędkością 11,2 m/s. Przygotowując się do lotu, mięczak otwiera płaszcz, by nabrać wody, a następnie wypuszcza strumień pod wysokim ciśnieniem i rozkłada płetwy oraz błonę między ramionami. Przed zanurzeniem wszystkie rozczapierzone części ciała są składane. Yamamoto podkreśla, że anegdoty o latających kałamarnicach powtarzano od dawien dawna, ale nikt nie stwierdził, na jakiej zasadzie miałoby się to odbywać. Biolodzy z Kraju Kwitnącej Wiśni opisali mechanizm tego zachowania. W lipcu 2011 r. na północno-zachodnim Pacyfiku zespół podążał śladem ławicy ok. 100 strzalików. Gdy łódź badaczy się zbliżyła, zwierzęta poderwały się do lotu. Płetwy i błony między ramionami wytwarzają siłę nośną i stabilizują kałamarnice. Nasze odkrycia oznaczają, że nie powinniśmy dłużej uznawać, że strzaliki są wyłącznie istotami wodnymi. Jest wysoce prawdopodobne, że funkcjonują jako źródło pokarmu dla ptaków morskich.
  23. American Express wprowadza usługę umożliwiającą dokonywanie zakupów na Twitterze. Wybrany towar można będzie zamówić pozostawając odpowiedni wpis. Technologia Amex Sync pozwala użytkownikom kart American Express na zsynchronizowanie ich z Twitterem. Można to zrobić łącząc się z sync.americanexpress.com/twitter i dodając tam dane o swojej karcie. Później wystarczy np. wpisać #BuyAmexGiftCard25, by nabyć za 15 USD kartę pozwalającą na dokonanie zakupów o wartości 25 dolarów. W ciągu 15 minut na koncie użytkownika w zakładce @Connect pojawi się prośba o potwierdzenie i jeśli użytkownik odpisze, transakcja zostanie zrealizowana. Od jutra na koncie @AmericanExpress w zakładce "ulubione" będą pojawiały się produkty, które można zakupić za pośrednictwem Twittera. Znajdą się wśród nich np. Kindle Fire HD za 150 dolarów czy konsola Xbox 360 4GB z trzymiesięczną subskrypcją usługi Xbox Live za 180 dolarów. Z czasem będzie dodawanych coraz więcej produktów. Amex Sync to odmiana usługi Card Sync, która wystartowała w ubiegłym roku. American Express informuje, że w przyszłości podobna technologia może trafić też do innych serwisów społecznościowych.
  24. SETI Institute zachęca internautów do wzięcia udziału w głosowaniu na nazwy dla dwóch księżyców Plutona. Odkryte w 2011 i 2012 r. przez Teleskop Hubble'a, na razie funkcjonują jako P4 i P5. Wcześniej wszystkie księżyce Plutona otrzymywały mitologiczne imiona, w dodatku związane z Hadesem i podziemnym światem umarłych (Charon, Hydra i Nyks), dlatego teraz świeckiej tradycji ma się stać zadość. Twórcy witryny Pluto Rocks proponują 12 własnych typów, ale są też otwarci na dobrze uzasadnione propozycje uczestników wydarzenia. Głosowanie trwa do 25 lutego. Na początku ułożonej alfabetycznie listy naukowców znalazł się Acheron - uosobienie rzeki w Hadesie. Na drugiej pozycji umieszczono erynię Alekto, a dalej Cerbera (3-głowego psa strzegącego wejścia do świata zmarłych), uosabiającego ciemność podziemną Ereba, Eurydykę, Herkulesa i Hypnosa. W drugiej połowie zestawienia umieszczono dwie z pięciu rzek Hadesu - Lete oraz Styks. Ponieważ ktoś powinien dotrzymywać towarzystwa Eurydyce i Hadesowi, pomyślano o Orfeuszu i Persefonie. Dopełnieniem zestawienia jest "waluta" podziemia - obol. Ostatecznego wyboru nazw (w poniedziałek rano prowadził ponoć Styks) dokona zespół Marka Showaltera, który odkrył 2 miniksiężyce. Później powinny one zostać zatwierdzone przez Międzynarodową Unię Astronomiczną.
  25. Firma Raytheon opracowała oprogramowanie analityczne o nazwie Rapid Information Overlay Technology (RIOT). Jego zadaniem jest zbieranie i analizowanie informacji znajdujących się na Facebooku, Twitterze i ForuSquare. Dzięki RIOT można dowiedzieć się, gdzie i kiedy dana osoba przebywała, zebrać fotografie, na których się znajduje, określić jej powiązania społeczne, a nawet - co najważniejsze - spróbować przewidzieć jej przyszłe działania. RIOT-owi w pracy bardzo pomaga rosnąca liczba połączeń z internetem wykonywanych za pomocą urządzeń przenośnych. Zdobycie informacji o lokalizacji takiego urządzenia jest jednoznaczne ze zdobyciem informacji o miejscu pobytu jego właściciela. Na dostępnym w sieci materiale wideo pracownik Raytheona, Brian Urch, pokazuje, w jaki sposób działa RIOT. Prezentuje jego możliwości na przykładzie jednego z pracowników firmy. Najbardziej interesująca jest ostatnia część prezentacji, gdy próbuje się dowiedzieć, co w przyszłości będzie robił wspomniany pracownik. Na podstawie zebranych danych RIOT stwierdza, że za kilka miesięcy zacznie regularnie odwiedzać siłownię. Wskazuje na dni tygodnia i godziny, kiedy to z największym prawdopodobieństwem będzie można tam zastać obserwowanego. Jeśli więc chcemy zatrzymać Nicka lub zdobyć jego laptopa, to najlepiej wybrać się na siłownię o 6 rano w poniedziałek - mówi Urch. Raytheon twierdzi, że RIOT to jedynie oprogramowanie prototypowe. Firma nikomu go nie sprzedała. Prawdopodobnie w kwietniu ubiegłego roku zostało ono zaprezentowane rządowi USA. Zdaniem Guardiana, który opublikował wideo prezentujące możliwości RIOT-a, Raytheon ma prawo, bez rządowej autoryzacji, sprzedać swój program większości klientów. Administracja prezydenta Obamy chce przeznaczyć 200 milionów dolarów na projekty związane ze zbieraniem i analizą dużych ilości danych. Film z prezentacją RIOT-a można obejrzeć w serwisie YouTube.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...