Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Rosnąca popularność systemu Android ma swoją cenę. Jego użytkownicy są narażeni na coraz większe niebezpieczeństwo. Każdego dnia staje się coraz bardziej jasne, że użytkownicy chcący chronić swoje urządzenia z Androidem nie mogą polegać tylko na Google'u - mówi Graham Cluley. Znany specjalista zaleca używanie oprogramowania antywirusowego i dokładnie przyglądanie się aplikacjom, które chcemy zainstalować. Trend Micro, producent oprogramowania zabezpieczającego, ostrzega, że pomiędzy czerwcem a sierpniem liczba szkodliwych aplikacji dla Androida zwiększyła się z 30 000 do 175 000. Tymczasem jedynie 20% użytkowników tego systemu korzysta z jakichkolwiek zabezpieczeń. Niektóre z aplikacji jednoznacznie można uznać za programy popełniające przestępstwo. Są to np. programy, które bez wiedzy użytkownika dokonują zakupów drogich usług. Istnieją też i takie, w przypadku których trudno wyznaczyć linię pomiędzy działaniem legalnym a nielegalnym. Należą do nich wszelkie "adware", które zbierają dane o użytkowniku i wykorzystują je do wyświetlania reklam. Trudno tutaj wyznaczyć jednoznacznie granicę, za którą kończy się zebranie podstawowych danych, a zaczyna naruszenie prywatności.
  2. Rozwój rynku urządzeń mobilnych pozwolił ARM-owi na osiągnięcie świetnych wyników finansowych. Przedsiębiorstwo, utrzymujące się z licencjonowania swoich technologii informuje, że jego wpływy w ostatnim kwartale wzrosły o 19% rok do roku i osiągnęły poziom 144,6 miliona funtów. Analitycy przewidywali wpływy rzędu 139,4 miliona funtów. Zysk zwiększył się o 29%, do 55,3 miliona funtów. Firma zauważa rosnące zainteresowanie procesorami graficznym Mali, co oznacza jeszcze większe wpływy i zyski w przyszłości. W 3. kwartale bieżącego roku ARM sprzedał aż 5 licencji na Mali. Trzy z nich trafiły do nowych klientów. Większość dostępnych na rynku tabletów, w tym iPad, korzysta z procesorów ARM.
  3. Delfiny można wytrenować, tak by naśladowały ludzkie wokalizacje. Dotąd jednak nie zdobyto dowodów na spontaniczną mimikrę akustyczną u waleni. Pierwszym udokumentowanym przypadkiem jest samiec białuchy NOC, którego poczynania momentami przypominały grę na mirlitonie. Jako pierwsi możliwościami wokalnymi białuch zajęli się William Schevill i Barbara Lawrence. W ich opracowaniu z 1949 r. pojawia się nawet sformułowanie, że wale białe brzmią jak "słyszana z oddali grupka krzyczących dzieci". Wiele lat później opiekunowie z akwarium w Vancouver twierdzili, że ok. 15-letni samiec artykułuje swoje imię Lagosi. Inne jego wypowiedzi były ponoć niezrozumiałe. W 1979 r. R.L. Eaton opisywał je jako zniekształcony ludzki głos albo zdania po rosyjsku, ewentualnie chińsku. NOC przybył do Narodowej Fundacji Ssaków Morskich (National Marine Mammal Foundation, NMMF) w San Diego w sierpniu 1977 r. W maju 1984 r. pracownicy zaczęli słyszeć dziwne dźwięki, które przypominały ludzką mowę. Wydawało się, jakby dwie osoby ze sobą rozmawiały, ale ze względu na zbyt dużą odległość nie dało się ich zrozumieć. Początkowo nikt nie wiedział, co się dzieje, sprawa się jednak wyjaśniła przy okazji ćwiczeń nurków w pobliżu basenu NOC-a. W pewnym momencie jeden z nich wypłynął bowiem na powierzchnię, pytając, kto go wywoływał (usłyszał komunikat "out, out", czyli "z wody"). Nim waleń został zidentyfikowany jako ich źródło, tajemnicze konwersacje powtarzały się parokrotnie. Do odkrycia doszło, gdy nurek pomylił białuchę z ludzkim głosem koordynującym jego podwodne poczynania - opowiada Sam Ridgway, szef NMMF. Później NOC znalazł się na cenzurowanym. Okazało się, że wydawał "człowiekopodobne" dźwięki, kiedy był sam albo z opiekunami, ale nigdy w towarzystwie innych wali białych. Analiza nagrań wokalizacji samca wykazała, że zdecydowanie nie przypominały one zwykłych dźwięków białuchy, pasowały za to do rytmu i spektrum akustycznego ludzkiej mowy [podstawowy zakres częstotliwości wypowiedzi NOC-a to 200-300 Hz]. Czujniki ciśnienia wykazały, że żartowniś naśladował ludzi, bazując na tym samym mechanizmie, co w czasie wydawania dźwięków typowych dla własnego gatunku (powietrze wprawiało w drgania tzw. phonic lips, fałdy przypominające naszą krtań). Po ok. 4 latach NOC dojrzał i przestał naśladować ludzi. Nadal był gadatliwy, ale po swojemu, białuchowatemu. Choć od jego wyczynów minęło tyle lat, a sam NOC zmarł jakiś czas temu, autorzy artykułu z Current Biology - Ridgway, Donald Carder, Michelle Jeffries i Mark Todd - mają nadzieję, że ich doniesienia dadzą lepszy wgląd m.in. w uczenie ssaków morskich.
  4. Grupa naukowców poprawiła przepustowość łączy bezprzewodowych o cały rząd wielkości. Dokonano tego za pomocą zmiany algorytmów na takie, które eliminują z obróbki sygnału polecenia ponownego przesyłania zagubionych pakietów. Dzięki nowemu podejściu do uzupełniania utraconych danych udało się znakomicie polepszyć przepustowość. Szczegóły technologii, opracowanej przez specjalistów z MIT-u, Harvard University, California Institute of Technology, portugalskiego Universidade do Porto oraz Universytetu z Monachium, nie zostały ujawnione. Wiadomo, że nową techniką, nazwaną kodowanym TCP, zainteresowały sie już liczne firmy. Naukowcy przeprowadzili jej testy w pociągu z Nowego Jorku do Bostonu, który jest znany z problemów z łącznością. Profesor Muriel Medard z MIT-u, która stoi na czele grupy badawczej, mówi, że wraz ze swoim zespołem mogła bez najmniejszych problemów obejrzeć film z YouTube'a, podczas gdy inni pasażerowie mieli problemy z nawiązaniem jakiegokolwiek połączenia. Testy laboratoryjne, przeprowadzone na kampusie MIT-u pokazały, jak przydatna będzie nowa technologia. Na wspomnianym kampusie średni odsetek gubionych pakietów wynosi 2%. Medard i jej koledzy wykazali, że połączenie korzystające ze standardowo dostępnych technologii i osiągające na kampusie przepustowość rzędu 1 megabita na sekundę, po włączeniu kodowanego TCP zwiększa przepustowość do... 16 Mb/s. Jeszcze większe zyski osiąga się, gdy ilość traconych pakietów wzrasta do 5%, a jest to sytuacja typowa dla szybko poruszającego się pociągu. Wówczas prędkość połączenia wzrasta po włączeniu kodowanego TCP z 0,5 Mb/s do 13,5 Mb/s. Tam, gdzie nie dochodzi do utraty pakietów nowa technologia nie przynosi żadnych korzyści. Jednak połączenia bezprzewodowe bez utraty pakietów to niezwykle rzadkie zjawisko. Profesor Medard mówi, że kodowane TCP spisze się jeszcze lepiej, gdy algorytmy zostaną zaimplementowane bezpośrednio w nadajnikach i ruterach. Jej zdaniem, technologia ta może zostać użyta do połączenia danych napływających z Wi-Fi i sieci komórkowych w jeden kanał, dzięki czemu smartfony i inne urządzenia nie będą musiał bez przerwy przełączać się pomiędzy różnymi częstotliwościami. O nowej technologii wiadomo, że zmienia ona sposób przesyłania danych. Wysyła równania opisujące serie pakietów. Jeśli jakiś pakiet zostanie zgubiony, to urządzenie, zamiast prosić o jego ponowne przesłanie, rozwiązuje równania i uzupełnia brakujące informacje. Jako, że równania są bardzo proste i liniowe, dodatkowe obciążenie procesora jest tak małe, że praktycznie pomijalne. Na razie nie wiadomo, jak nowa technologia sprawdzi się na szeroką skalę. Jednak eksperci są pełni optymizmu. Sheau Ng, wiceprezes ds. badawczo-rozwojowych w NBC Universal mówi: Jeśli w laboratorium uzyskamy marginalnie lepsze wyniki, to inżynierowie będą sceptyczni [co do korzyści w warunkach rzeczywistych - red.]. Jednak patrząc na to, co oni osiągnęli w laboratorium - a mamy tu do czynienia z poprawą o cały rząd wielkości - nowa technologia jest bardzo obiecująca. Kodowane TCP może trafić pod strzechy w ciągu najbliższych 2-3 lat.
  5. Skarabeusze (Scarabaeus lamarcki) nie mają łatwego zadania, bo toczą czasem 50-krotnie cięższe od siebie kulki z gnoju po parzącym jak patelnia pustynnym podłożu. Na szczęście dysponują przenośnym klimatyzatorem - pryzmą łajna, poza tym stykające się z gruntem przednie odnóża zawsze można schłodzić wydzieliną z jamy gębowej. Wykorzystując kamerę termowizyjną, Jochen Smolka z Uniwersytetu w Lund sfilmował chrząszcze pracujące na piaszczystej arenie. Gdy była ocieniona, przez co temperatura podłoża nie przekraczała 50°C, S. lamarcki pracowały bez ustanku. Na gorętszym piasku, na którym temperatura przednich odnóży mogła wzrosnąć nawet o 10°C, owady wchodziły co jakiś czas na kulkę gnoju. Kiedy Szwed umieszczał na stykających się z gruntem odnóżach silikonowe ochraniacze, nie dochodziło do podgrzania, dlatego S. lamarcki zachowywały się podobnie jak na ocienionym piasku. Chrząszcze wspinają się na szczyt wilgotnych kul za każdym razem, gdy ich przednie odnóża i głowa się przegrzewają [...]. Jak klimatyzator, pryzma działa na zasadzie chłodzenia wyparnego [ma temperaturę ok. 32°C, jest więc o wiele zimniejsza od piasku i samego owada] - tłumaczy Smolka. Przetaczając się po piasku, kula schładza poszczególne jego ziarna. Podążający za nią rakiem S. lamarcki skrzętnie to wykorzystuje. Gdy mimo to nie jest w stanie wytrzymać gorąca, zawsze może na chwilę przysiąść. Biolodzy dokonali swojego odkrycia przez przypadek. Już od jakiegoś czasu wiedziano, że skarabeusze wykonują taniec na utoczonej z gnoju kulce, by zorientować się w terenie i odejść prostą drogą od kupki łajna, przy której konkurencja jest najsilniejsza. Zaobserwowano jednak, że w południe, gdy jest najcieplej, pląsy na kuli występują o wiele częściej. Dalsze eksperymenty pokazały, fenomen połowy dnia utrzymuje się jedynie w przypadku gorącego podłoża: na rozpalonym piasku chrząszcze wspinały się 7-krotnie częściej niż przy chłodniejszym gruncie. Gdy S. lamarcki wdrapały się już na kulkę, wydawały się przecierać "twarz". Naukowcy podejrzewają, że w ten sposób rozprowadzały na przednich odnóżach i głowie zwrócone płyny, co pomagało w dalszym obniżeniu temperatury. Zachowanie to występowało wyłącznie w okolicach południa.
  6. Firma Dominion ogłosiła, że zamknie swoją elektrownię atomową w stanie Wisconsin. Elektrownia Kewaunee padła ofiarą niskich cen energii uzyskiwanej z gazu łupkowego. To pierwsza elektrownia atomowa zamknięta w USA od końca lat 90. ubiegłego wieku. Kewaunee została wystawiona na sprzedaż w kwietniu 2011 roku. Dwa miesiące wcześniej Nuclear Regulatory Commission przedłużyła jej licencję do 2033 roku. Mimo to nie znalazł się nikt chętny na zakup siłowni. Niskie ceny gazu spowodowały, że w USA zamknięto już setki elektrowni węglowych. Teraz z rynku zniknie pierwsza elektrownia atomowa. Potwierdzają się zatem informacje o tym, że w USA energetyka jądrowa może znaleźć się w odwrocie. Na początku sierpnia informowaliśmy, że Jeffrey Immelt, dyrektor wykonawczy firmy General Electric wywołał poruszenie mówiąc, iż trudno jest usprawiedliwić inwestycje w energię jądrową. Coraz powszechniejsze wydobycie gazu łupkowego spowodowało, że pomiędzy rokiem 2008 a 2012 cena miliona BTU (British Thermal Unit) spadła z 13 do 3 dolarów. W tej sytuacji budowanie kosztownych elektrowni atomowych może stać się nieopłacalne. Zanim ceny energii zaczęły spadać różne firmy planowały budowę w USA około 30 nowych elektrowni. Obecnie planuje się, że do roku 2020 powstanie jedynie 5 elektrowni, a ich budowa będzie możliwa tylko dzięki preferencyjnym warunkom finansowym. Firma Dominon zapewnia, że decyzja o zamknięcy elektrowni Kewaunee jest związana z warunkami specyficznymi dla samej elektrowni i nie odzwierciedla sytuacji na rynku. Komentantorzy są jednak zgodni - Kewaunee to pierwsza siłownia atomowa, która przegrała konkurencję z gazem.
  7. NASA informuje o przeprowadzeniu przez firmę Blue Origin udanych testów silnika i kapsuły ratunkowej. Blue Origin to przedsiębiorstwo założone przez twórcę Amazona Jeffa Bezosa. Powstało ono z myślą o dostarczaniu astronautów na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Firma będzie konkurowała zatem ze SpaceX, które jest pierwszym prywatnym przedsiębiorstwem latającym na ISS. Na początku października w należącym do NASA Stennis Space Center uruchomiono napędzany tlenem i wodorem silnik BE-3 konstrukcji Blue Origin. Testy urządzenia o ciągu 100 000 funtów (45 395 kg) przebiegły pomyślnie. Z kolei przed 4 dniami Blue Origin przeprowadziło udane testy kapsuły ratunkowej. Uruchomiła ona własny silnik, wzbiła się na wysokość 703 metrów i bezpiecznie opadła na własnym spadochronie. Kapsuła będzie częścią pojazdu Space Vehicle. Jej zadaniem jest zapewnienie bezpieczeństwa załodze. Jeśli w czasie wynoszenia pojazdu na orbitę dojdzie do awarii, kapsuła wraz z załogą ma się od niego oddzielić i bezpiecznie wylądować. Blue Origin to jedna z kilku firm, obok wspomnianego już SpaceX czy Boeinga, które konkurują o dostarczanie ludzi i zaopatrzenie na Międzynarodową Stację Kosmiczną. Niewykluczone, że takie firmy będą również zajmowały się eksploracją najbliższych okolic Ziemi. NASA chce bowiem wycofać się z tego typu przedsięwzięć i skupić się na badaniu dalszych części przestrzeni kosmicznej. Dlatego też Agencja rozwija pojazd Orion oraz Space Launch System, które mają pozwolić na wyniesienie człowieka poza najbliższe sąsiedztwo Ziemi. NASA planuje m.in. budowę stacji kosmicznej za Księżycem w punkcie EML-2 oraz załogowy lot na Marsa.
  8. Amerykańska firma Method zaproponowała swoim klientom nowy rodzaj opakowania. Poza zwykłymi materiałami z segregacji, wykorzystano w nim śmiecie z oceanu. By zrealizować projekt, pracownicy i ochotnicy z Sustainable Coastlines Hawai'i oraz Kōkua Hawai'i Foundation przez 1,5 roku zbierali z hawajskich plaż sztywny, matowy plastik. Część limitowanej serii trafi do wspierających akcję organizacji. Koniec końców uzyskano materiał tej samej jakości, co polietylen o dużej gęstości (ang. high-density polyethylene, HDPE). Wcześniej Method bazowała na jaskrawych barwach, lecz w przypadku buteleczek na mydło, którym można również umyć naczynia, zdecydowano się zachować plastik w jego naturalnej postaci. Szary kolor to wynik rozdrabniania, mycia i mieszania w czasie recyklingu. Inspiracją dla tekstury opakowania były jeżowce, stąd wypukłości, które rozchodzą się promieniście w kierunku dna. Za sztukę detergentu w odciążającym morskie ekosystemy pojemniku trzeba zapłacić prawie 5 dol.
  9. Międzynarodowa grupa astronomów zbadała poruszający się z podświetlną prędkością strumień materii o długości ponad 2 milionów lat świetlnych od centrum swojej galaktyki. Okazało się, że strumień jest niezwykle podobny do śladów pozostawianych przez silniki odrzutowe z włączonymi dopalaczami. Na obrazach przekazanych przez Australia Telescope Compact Array widać, że olbrzymi strumień PKS 0637-752 składa się z jasnych i ciemnych regionów przypominających "diamenty Macha". Takie strumienie powstają, gdy materia opada na supermasywną czarną dziurę w centrum galaktyki. Jednak nie znamy wielu szczegółów tego zjawiska. Potężne strumienie, takie jak ten, są badane od dziesięcioleci, od początków radioastronomii, ale ciągle dokładnie nie wiemy, jak się tworzą i z czego są zbudowane - mówi doktor Leith Godfrey z International Center for Radio Astronomy Research. PKS 0637-752 należy do największych znanych nam tego typu obiektów. Strumień jest wielokrotnie większy niż cała Droga Mleczna. Jeśli chcemy zrozumieć, jak powstają i rosną galaktyki, musimy zrozumieć te strumienie. One są niesamowicie potężne i prawdopodobnie mogą zatrzymywać formowanie się gwiazd w ich galaktyce, przez co wpływają na jej wielkość oraz wygląd całego wszechświata - dodaje Godfrey.
  10. Podczas 11. spotkania Konwencji nt. biologicznej różnorodności przedstawiono dokument, z którego wynika, że wydatkowując około 80 miliardów dolarów rocznie można by zapobiec znikaniu kolejnych gatunków z powierzchni naszej planety. Takie szacunki przedstawili specjaliści z BirdLife International, Royal Society for the Protection of Birds (RSPB), Princeton University, University of Cambridge i licznych organizacji ekologicznych. Ocenili oni, że zmniejszenie ryzyka zagrożenia dla wszystkich obecnie zagrożonych gatunków koszowałoby 4 miliardy USD rocznie, a ochrona kluczowych habitatów to wydatek rzędu 76,1 miliarda dolarów rocznie. Specjaliści za punkt wyjścia obrali ptaki, a zdobyte w ten sposób doświadczenia przełożyli na cały świat zwierząt. Najpierw ocenili, że zmniejszenie ryzyka dla wszystkich zagrożonych gatunków ptaków kosztowałoby rocznie pomiędzy 880 milionów a 1,23 miliarda dolarów. Przez zmniejszenie zagrożenia rozumie się przesunięcie gatunku do niższej kategorii zagrożenia w Czerwonej Księdze. Te wyliczenia posłużyły jako baza do dalszych prac. Biorąc pod uwagę koszty ochrony poszczególnych gatunków oszacowano, że w skali globu na zmniejszenie zagrożenia wszystkich gatunków trzeba wydać pomiędzy 3,41 a 4,76 miliarda USD rocznie. Obecnie w spisie Important Bird Areas wymieniono 11 731 obszarów morskich i lądowych, które uznano za istotne dla zachowania bioróżnorodności wśród ptaków. Z wyliczeń wynika, że na efektywne zarządzanie tymi obszarami, które obecnie są chronione (stanowią one 28% ze wszystkich) trzeba wydać dodatkowo 7,2 miliarda USD. By objąć ochroną całą resztę konieczne jest wydatkowanie kolejnych 50,6 miliardów dolarów. Następnie wyniki te ekstrapolowano na wszystkie miejsca potrzebne do zachowania różnorodności. Jako, że 71% takich miejsc pokrywa się z miejscami z Important Bird Areas, wyliczenia dały kwotę około 76,1 miliarda USD, które trzeba wydatkować.
  11. Rolnicy kopiący coraz więcej coraz głębyszch studni, wywołali trzęsienie ziemi, które w maju ubiegłego roku zabiło 9 i zraniło niemal 300 osób. Trzęsienie o sile 5,1 stopnia z wyjątkowo płytko położonym epicentrum nawiedziło miasto Lorca 11 maja 2011 roku. Było to najsilniejsze trzęsienie w Hiszpanii od ponad 50 lat. Teraz naukowcy z Kanady, Włoch i Hiszpanii doszli do wniosku, że w wyniku trzęsienia pojawił się uskok w pobliżu podziemnego zbiornika wody. Okoliczne skały zostały osłabione przez studnie, które od 50 lat są wiercone przez miejscowych rolników. W ciągu tych 5 dekad poziom wody w zbiorniku obniżył się o 250 metrów. Ubytek olbrzymich mas wody oraz coraz głębsze studnie, wykorzystywane do nawadniania pól, osłabiły pokłady skał, na których stoi Lorca. Naukowcy zauważają, że nawet gdyby rolnicy nie pozyskiwali wody, to prawdobpodobnie wcześniej czy później okolicy doszłoby do trzęsienia ziemi. Jednak wiercenia i wypompowywanie wody spowodowały, że pojawiło się ono właśnie w tym konkretnym miejscu i czasie. Zdaniem Miguela de las Doblas Lavigne, geologa z hiszpańskiego Narodowego Muzeum Nauk Naturalnych, który nie był zaangażowany w badania, do trzęsienia ziemi w Lorca musiało kiedyś dojść. To się dzieje od lat w całym basenie Morza Śródziemnego, słynnego ze swojego rolnictwa i szklarnii. Wysysana jest cała woda z podziemnych zbiorników, są one osuszane. Od Lorca do Murcii wszędzie występują niedobory wody. Uczony dodaje, że nieprzypadkiem wszystkie wstrząsy wtórne były ulokowane tam, gdzie wody wybrano najwięcej. Przyczna trzęsienia jest w oczywisty sposób związana z rolnictwem. To działa jak gąbka, którą osuszysz. Waga skał powoduje, że cały region jest nisko osadzony i każda niewielka zmiana w pobliżu tak aktywnego uskoku jak Alhama de Murcia może być tym elementem, który doprowadzi do zachwiania równowagi - mówi Lavingne. Jego zdaniem nawet 80% studni jest wierconych nielegalnie i nikt nie przejmuje się konsekwencjami. Jednak nie wszyscy zgadzają się w takimi wnioskami. Profesor Jose Martinez Diaz z Universidad Complutense mówi, że do podobnych trzeęsień dochodziło w tamtym regionie w XVII, XVIII i XIX wieku, kiedy nie wydobywano nadmiernie wody. Także geolog Jean-Philippe Avouac z California Institute of Technology uważa, iż samo wypompowanie wody nie mogło spowodować trzęsienia o takiej sile. Faktem jest jednak, że zła gospodarka wodna może prowadzić do trzęsień ziemi. Zwykle są one związane z budowami wielkich tam. W 1967 roku w mieście Koynangar w Indiach w trzęsieniu ziemi spowodowanym wybudowaniem tamy zginęło ponad 150 osób. Z kolei w 2009 roku w Bazylei zrezygnowano z projektu geotermalnego, gdyż wpompowywanie zimnej wody w gorące skały wywołało serię wstrząsów, skutkując stratami sięgającymi milionów franków. Badania nad wstrząsami powodowanymi ludzką aktywnością się istotne z praktycznego punktu widzenia. Jeśli dobrze je zrozumiemy być może będziemy w przyszłości w stanie "łatać" naturalne uskoki i zapobiegać przynajmniej części naturalnych trzęsień.
  12. Gdyby nie przytomność umysłu 2 pracownic zoo w Denver, pierwszy w historii ogrodu poród tapira malajskiego zakończyłby się śmiercią młodego. Na szczęście po sztucznym oddychaniu usta-nos Dumadi ma się dobrze, a opublikowane niedawno zdjęcia pokazują, że rozwija się prawidłowo. Poród odbył się 3 września. Matka długo próbowała oswobodzić syna z worka owodniowego. Kiedy stało się oczywiste, że sama sobie nie poradzi, do akcji wkroczyły Rebecca McCloskey i Gwen Jankowski. Po kilkuminutowej resuscytacji tapir zaczął oddychać samodzielnie. Dumadi (od indonezyjskiego "stający się") jest pierwszym dzieckiem Rinny i Benny'ego. Benny urodził się w 2006 r. w zoo w Belfaście. Do Denver dotarł w 2007 r. Rinny jest o rok młodsza od swego partnera. W Denver Zoo zjawiła się przed 2 laty.
  13. Nadciśnienie, wysoki poziom cukru we krwi i wskaźnik masy ciała (a więc kryteria rozpoznawcze zespołu metabolicznego) zwiększają ryzyko zgonu z powodu raka gruczołu krokowego. Ponieważ naukowcy nie mieli wielu danych nt. związków między czynnikami metabolicznymi (rozważanymi pojedynczo oraz zbiorczo) a ryzykiem zdiagnozowania lub zgonu z powodu raka prostaty, zespół Christel Häggström i Tanji Stocks z Uniwersytetu w Umeå przeanalizował informacje dotyczące 289.866 mężczyzn biorących udział w Metabolic syndrome and Cancer project (Me-Can). Losy mężczyzn śledzono średnio przez 12 lat. W tym czasie u 6673 osób zdiagnozowano raka gruczołu krokowego; 961 zmarło wskutek choroby. Okazało się, że u panów z najwyższym wskaźnikiem masy ciała i ciśnieniem ryzyko zgonu wzrastało, odpowiednio, o 36 i 62%. Gdy naukowcy brali pod uwagę wskaźnik łączony, wyliczony dla wszystkich czynników metabolicznych, także stwierdzono, że mężczyźni z najwyższymi wynikami umierali z większym prawdopodobieństwem. Szwedzko-amerykańska ekipa nie znalazła dowodów na to, że wysokie poziomy czynników metabolicznych wpływają na ryzyko zachorowania na raka prostaty. Oznacza to, że o ile pacjenci z zespołem metabolicznym nie zapadają częściej na tę chorobę, o tyle jeśli się już u nich rozwinie, ryzyko zgonu jest wyższe. Obserwacje sugerują, że czynniki ryzyka sercowo-naczyniowego, takie jak nadwaga czy nadciśnienie, biorą udział w stymulowaniu postępów raka prostaty - podsumowuje dr Pär Stattin z Memorial Sloan-Kettering Cancer Center.
  14. Wiele osób słyszało zapewne o kopi luwak, kawie z Azji, którą wytwarza się z ziaren wydobywanych z odchodów łaskuna muzanga. Teraz media obiegła wiadomość o innej tego typu kawie, tym razem słoniowej. Jest ona sprzedawana wyłącznie w niektórych hotelach sieci Anantara. Za filiżankę Black Ivory trzeba zapłacić 50 dol. (kilogram kosztuje aż 1100 dol., a więc prawie 2 razy więcej niż analogiczna ilość "produktu" zwierzęcia z rodziny łaszowatych). Źródłem przetrawionych ziaren jest obóz słoni, zlokalizowany za ośrodkiem Golden Traingle w Chiang Rai w północnej Tajlandii. Badania wskazują, że w czasie trawienia enzymy słoni rozkładają białka kawy. Ponieważ to one są jednym z głównych czynników odpowiadających za charakterystyczną gorycz, mniejsza zawartość protein oznacza o wiele łagodniejszy napar. Szarym olbrzymom podaje się wyselekcjonowane owoce tajskiej arabiki, zebrane z plantacji rosnących na wysokości 1500 m. Ziarna z odchodów są wybierane ręcznie przez kornaków i ich żony. Później suszy się je na słońcu. Dalsza obróbka odbywa się w obozie Golden Triangle Asian Elephant Foundation (GTAEF). Dotąd fundacja uratowała 30 ulicznych słoni. Jej konto zasila 8 procent dochodu ze sprzedaży kawy.
  15. Niewielka brytyjska firma Air Fuel Synthesis produkuje paliwo... z powietrza. AFS uruchomiła w Stockton-on-Tees niewielką instalację, która od sierpnia wytworzyła pięć litrów paliwa z dwutlenku węgla i pary wodnej. Bierzemy dwutlenek węgla z powietrza oraz wodór z wody i zamieniamy je w paliwo. Instalacja, którą wybudowaliśmy, ma pokazać, że stworzony przez nas proces działa - mówi Peter Harrison, szef AFS. Prace firmy chwali Tim Fox z Institution of Mechanical Engineers w Londynie. Innowacja polega na tym, że zastosowali to w praktyce. To mała instalacja pilotażowa przechwytująca CO2 z powietrza, która opiera się na dobrze znanych zasadach. Produkt AFS wygląda i pachnie jak paliwo, ale jest bardziej przejrzyste i czystsze. Można go używać w zwykłych silnikach. W instalacji pilotażowej wykorzystywane są też komercyjne źródła CO2. AFS chce z nich zrezygnować, gdy tylko udoskonali technikę wychwytywania dwutlenku węgla z atmosfery. Firma chce też pozyskiwać konieczną do działania instalacji energię ze źródeł odnawialnych. Pomimo tego, że przed AFS jeszcze sporo pracy, kierownictwo przedsiębiorstwa chce w 2014 roku uruchomić instalację produkującą tonę paliwa dziennie. Przed miesiącem informowaliśmy, że US Navy chce produkować paliwo lotnicze z wody morskiej.
  16. Strach zniekształca postrzeganie zbliżających się obiektów, sprawiając, że nie doceniamy dystansu, jaki nas od nich dzieli (Current Biology). Nasze wyniki wskazują, że emocje i percepcja nie są w umyśle w pełni rozdzielone. Strach może zmieniać nawet podstawowe aspekty tego, jak widzimy otaczający świat. [To spostrzeżenie] ma oczywiste konsekwencje dla zrozumienia klinicznych fobii - podkreśla Stella Lourenco z Emory University. Lourenco i Mattew Longo z Birkbeck, University of London przeprowadzili eksperyment, w ramach którego prosili pracujących na komputerze ochotników, by wciskając guzik, wskazali moment, kiedy wyświetlany bodziec się z nimi zderzy. Najpierw przez sekundę obiekt się rozszerzał, a potem znikał, co przez stopniowe powiększanie obrazu na siatkówce miało symulować zbliżanie. Okazało się, że w przypadku zdjęć przerażających obiektów, np. pająków czy węży, badani zaniżali czas kolizji (czasy porównywano z reakcją na niezagrażające obiekty, np. królika lub motyla). [...] Oceniając lęk przed bodźcem, można nawet przewidzieć, jak duży błąd odnośnie do momentu zderzenia ktoś popełni. Im bardziej lęka się pająków, w tym większym stopniu będzie skracać czas, jaki pozostał do wejścia z nim w fizyczny kontakt. Ma to przystosowawczy sens. Jeśli dany obiekt jest zagrażający, lepiej zrobić unik o pół sekundy za wcześnie niż o pół sekundy za późno - zaznacza Lourenco. Na razie psycholodzy nie wiedzą, czy strach sprawia, że ludziom wydaje się, że obiekt przemieszcza się szybciej, czy dochodzi raczej do rozszerzenia przestrzeni osobistej. Kwestia ta zostanie wyjaśniona w ramach przyszłych badań.
  17. Opracowany przed 13 laty wykres, na którym widać zmiany poziomu globalnych temperatur i koncentracji gazów cieplarnianych w ciągu ostatnich 420 000 lat, stał się zachętą do dalszych badań nad zmianami klimatycznymi. Wykres do dzisiaj jest przedmiotem sporów. Zdaniem zwolenników teorii globalnego ocieplenia, pokazuje on wzrost temperatury w miarę zwiększania się koncentracji gazów. Zdaniem przeciwników - to zmiany temperatur przyczyniały się do zmian koncentracji gazów. We wspomnianym wykresie brakowało jednej niezwykle ważnej informacji - danych o poziomie węgla C14 sięgających dalej niż 12 000 lat wstecz. Prezentacja tych danych pozwoliłaby na rozwianie wielu wątpliwości. Teraz uczonym z Wielkiej Brytanii, Japonii, Holandii i Niemiec udało się odtworzyć coroczne zmiany poziomu C14 w atmosferze na przestrzeni ostatnich ponad 50 000 lat. Naukowcy, pracujący pod kierunkiem Christophera Bronk Ramseya z Uniwersytetu w Oxfordzie oraz Takeshiego Nakagawy z University of Newcastle uzyskali potrzebne im dane dzięki badaniom osadów z japońskiego jeziora Suigetsu. Przez ostatnie 52 800 lat jezioro było otoczone drzewami, których liście co roku spadały do wody, tworząc osady denne z łatwymi do rozróżnienia warstwami. Jako, że dno jeziora jest spokojne i pozbawione tlenu, osady te pozostały nienaruszone przez dziesiątki tysięcy lat. Badanie przeprowadzone za pomocą dwóch różnych metod w wiodących laboratoriach Walii i Niemiec pozwoliły na bardzo precyzyjne określenie poziomu C14 w każdym roku. Dane z Suigetsu umożliwiły nie tylko stworzenie precyzyjnej mapy zmian poziomu C14 w atmosferze, ale pozwolą również na przeprowadzenie badań, na podstawie których można będzie sprawdzić, jak wpływały na siebie zmiany klimatu w różnych częściach Ziemi.
  18. Brazylijskie gazety zrezygnowały z obecności w Google News. Wszyscy członkowie Narodowego Stowarzyszenia Prasy Codziennej (ANJ), a jest ich 154, postanowili uniemożliwić google'owskiemu agregatorowi treści przeszukiwanie ich witryn. Z Google News zniknęły zatem tytuły, do których należy łącznie 90% brazylijskiego rynku prasy. Członkowie stowarzyszenia argumentują, że Google News odciąga czytelników od ich witryn, a wyszukiwarkowy koncern nie chce się z nimi dzielić wpływami z reklam, które uzyskuje dzięki agregowaniu treści prasy. Jak powiedział prezes Stowarzyszenia Carlos Fernando Lindenberg Neto, dostarczając czytelnikom kilka pierwszych linijek tekstu serwis zmniejsza szansę, że wejdą oni na witrynę, by przeczytać resztę. W grudniu 2010 roku Google i ANJ rozpoczęły eksperyment, w ramach którego treści z brazylijskiej prasy pojawiły się w Google News. Teraz ANJ twierdzi, że nie przyniósł on oczekiwanych wyników. Dlatego też z Google News zniknęły m.in. największe brazylijskie witryny z informacjami, takie jak O Globo czy O Estado de Sao Paulo. Witryny te nadal będzie można będzie znaleźć w wyszukiwarce.
  19. Archeolodzy z Uniwersytetu Johannesa Gutenberga w Moguncji dowiedli, że fortyfikacje znajdujące się w pobliżu Hermeskeil, niewielkiego miasteczka położonego 30 kilometrów na południowy-wschód od Trieru, to pozostałości najstarszej w Niemczech fortyfikacji rzymskiej. Obóz powstał prawdopodobnie podczas wojen galijskich, prowadzonych przez Juliusza Cezara w szóstym dziesięcioleciu przed Chrystusem. Zlokalizowano go w pobliżu potężnych fortyfikacji znanych jako Hunnenring (Ringwall von Otzenhausen), które były jednym z najważniejszych siedzib miejscowego plemienia Treverów. Doktor Sabine Hornung mówi, że siedziba Celtów mogła zostać zdobyta przez oddziały, które stacjonowały w nowo odkrytych rzymskich fortyfikacjach. O istnieniu fortyfikacji o powierzchni około 260 000 metrów kwadratowych wiedziano od XIX wieku, jednak dotychczas nie było wiadomo, kto je wybudował. Doktor Hornung i jej zespół zaczęli prace w marcu 2010 roku. Bardzo szybko określili kształt fortyfikacji i stwierdzili, że główna część obozu miała powierzchnię 186 000 metrów kwadratowych, wystarczająco dużo, by mogło tam przebywać kilkanaście tysięcy żołnierzy, zarówno legionistów jak i jednostek wsparcia (auxilia). Zbudowano także podobóz o powierzchni 76 000 metrów kwadratowych, w którym znajdowało się źródło wody. Po określeniu kształtu archeolodzy mogli przystąpić do poszukiwania konkretnych obiektów. Latem 2011 roku znaleziono jedną z bram prowadzących do obozu i odkopano kamienny chodnik przecinający umocnienia. Pomiędzy kamieniami chodnika uczeni znaleźli liczne gwoździe pochodzące z sandałów rzymskich żołnierzy. Rozmiary i kształt gwoździ stały się pierwszą wskazówką sugerującą, że obóz powstał pod koniec istnienia Republiki. Przypuszczenia te zostały potwierdzone kolejnymi znaleziskami, takimi jak np. naczynia. Odkrycie rzymskiego obozu wojskowego, z którego widać znajdujący się w odległości 5 kilometrów Hunnenring, wzbogaca naszą wiedzę o kampaniach toczonych przez Rzymian na terenach dzisiejszej Szwajcarii, Francji, Niemiec i krajów Beneluksu. Juliusz Cezar, w swojej "Wojnie galijskiej" pisał, że plemię Treverów dzieliło się na frakcje pro- i antyrzymską. Ta druga, na której czele stał arystokrata Indutiomarus i jego rodzina, buntowała się przeciwko rzymskiej władzy, a Rzymianie podejmowali w latach 54/53 oraz 51 p.n.e wyprawy odwetowe. Naukowcy wiedzieli, że Hunnenring został opuszczony około połowy I wieku p.n.e. Teraz wiadomo, że bezpośrednią przyczyną były prawdopodobnie wojny galijskie, a sam Hunnenring był siedzibą frakcji wrogiej władzy Rzymu.
  20. W odległości 40 m od Ales stenar, kamiennego kompleksu pod Ystad w Szwecji, który nie bez powodu bywa nazywany szwedzkim Stonehenge, znaleziono grobowiec sprzed 5,5 tys. lat. Do odkrycia doszło w wyniku prac geofizycznych, prowadzonych w tym rejonie od 2006 r. Jako że archeologów ze Szwedzkiego Narodowego Instytutu Dziedzictwa zainteresowała okrągła struktura o średnicy ok. 50 m z prostokątnym obiektem w środku, wykopano rów sondażowy. Trudno było wykazać istnienie zewnętrznego kręgu, ale znaleźliśmy niewyraźne ślady, prawdopodobnie odciski mniejszych kamieni - opowiada Bengt Söderberg. Wewnątrz natrafiono na kilka elementów wskazujących na obecność dolmenu - prehistorycznej budowli megalitycznej o charakterze grobowca - odciski pozostawione przez duże kamienie centralnej komory, wokół których ułożono sporej wielkości głazy i wianuszek mniejszych kamieni. Annika Knarrström przypuszcza, że to grobowiec lokalnego magnata. Wg szacunków ekipy, dolmen miał prawie 20 m długości i 8 szerokości. Usytuowano go na osi północ-południe. Na stanowisku znaleziono również brzeszczot, skrobak oraz płatki krzemienia. Naukowcy spierają się o wiek Ales stenar. Niektórzy twierdzą, że powstał 2,5 tys. lat temu, jednak większość akademików uważa, że raczej 1400 lat temu, pod koniec nordyckiej epoki żelaza. Nasze ustalenia potwierdzają, że kamienne budowle stały tu na długo przed powstaniem Ales stenar. Pracując nad kompleksem, budowniczowie sięgali prawdopodobnie zarówno po starsze kamienie, jak i te z dolmenu.
  21. Guma do żucia dowodem czyjejś winy? W przypadku 63-letniego Gary'ego Rauba rzeczywiście stała się przysłowiowym gwoździem do trumny. Aranżując fałszywy test gum balonowych, śledczy z Augusty i Seattle zdobyli bowiem próbkę DNA do porównań i schwytali przestępcę, który w 1976 r. zabił 70-letnią kobietę. Raub dość wcześnie stał się podejrzanym, jednak w czasie dochodzenia prowadzonego w latach 70. wszystkiego się wyparł i uniknął kary. Stało się tak, mimo że znał zakłutą na śmierć Blanche Kimball, a nawet u niej mieszkał. Policjanci bynajmniej nie odłożyli akt do archiwum, od czasu do czasu ktoś się nimi zajmował. Ostatnio zbadano krew pokrywającą dowód z miejsca zbrodni. Udało się stwierdzić, że należała ona do mężczyzny. Stróże prawa od razu przypomnieli sobie o Raubie. Odnaleźli go w Seattle i poczęstowali gumą. Okazało się, że DNA ze śliny pasowało do materiału genetycznego z rozbryzgów. Jeśli sąd uzna dowód w sprawie, a tak powinno się stać, będzie to najstarsza zamrożona sprawa, jaką udało się zakończyć w stanie Maine.
  22. Przedstawiciele Google'a wysłali do francuskich ministerstw list, w którym ostrzegają, iż plany dotyczące pobierania opłat od wyszukiwarek mogą skończyć się tym, że Google zrezygnuje z prezentowania wyników wyszukiwania we francuskich mediach. Nad Sekwaną wydawcy prasy uważają, że sytuacja, w której tylko Google zarabia na przeszukiwaniu ich treści jest nieuczciwa. Domagają się, by koncern dzielił się z nimi zyskami z reklamy, jakie osiąga dzięki temu, że internauci mogą dotrzeć do informacji prasowych. Taki pomysł popiera minister kultury Aurelie Filippetti. Przedstawiciele Google France sprzeciwiają się wprowadzeniu opłat i argumentują, że w ubiegłym roku dzięki wyszukiwarce internauci trafili 4 miliardy razy na witryny francuskich gazet. Francuski rząd od pewnego już czasu próbuje pomóc coraz gorzej radzącym sobie mediom. Rozważano wprowadzenie specjalnego podatku od reklamy, jednak zrezygnowano z tego pomysłu, gdyż zaszkodziłby on małym lokalnym firmom. Kolejny pomysł urzędników może spowodować, że Google zrezygnuje z prezentacji wyników przeszukiwania francuskiej prasy.
  23. Zwykle żaby mają 4 palce w kończynach przednich (i 5 w tylnych). Jednym z nielicznych wyjątków od tej reguły jest zamieszkująca 2 wyspy archipelagu Amami Babina subaspera. Na przedniej kończynie znajduje się u niej pseudokciuk. Najnowsze badania wykazały, że samce wykorzystują wysuwający się z niego kolec do walk. Zastanawiając się, po co B. subaspera pseudokciuki, dr Noriko Iwai z Uniwersytetu Tokijskiego zaczaiła się na kilka dzikich okazów. Co prawda niby-palce mają i samce, i samice, ale u tych pierwszych są one dłuższe i grubsze. Znajduje się tu kostny kolec. Zwykle jest on ukryty w pochewce, ale może przebić tkanki, wyłaniając się z przodu jak sztylet. Podczas łapania trzeba się mieć na baczności, bo żaby bronią się w ten sposób, przy czym samcom zdarza się to o wiele częściej niż samicom. Kiedy Japonka trzymała żaby, wyglądały, jakby chciały kogoś kopnąć. Po podrażnieniu klatki piersiowej rozwijała się jednak zupełnie inna reakcja. Zwierzęta przyciągały do siebie kończyny i wysuwały kolce. Gdyby w środku znajdowała się jakaś istota, zostałaby zakleszczona w niezbyt przyjemnym uścisku. Ukłucie mizernego kolca samic było tak delikatne, że właściwie nie mogło wyrządzić krzywdy, lecz w przypadku lepiej wyposażonych i zaprawionych w bojach samców ukłucie w dłoń kończyło się upuszczeniem egzaminowanego okazu. Filmując żaby na wolności, Iwai nie zauważyła, by posługiwały się pseudokciukami, polując lub odstraszając drapieżniki. Samice wydawały się ich w ogóle nie używać, za to samce uczyniły z nich broń. Podczas walk o wybranki serca czy siedlisko panowie naskakiwali na siebie i rozpoczynali krwawe zapasy. Krwawe, bo pozostając w objęciach, płazy wrażały kolce w boki przeciwnika. Potyczka mogła trwać nawet kwadrans. Dalsze obserwacje ujawniły, że gdy rozpoczynał się ampleksus (objęcie samicy przednimi kończynami w okresie godowym), kolce pomagały samcom zachować pozycję; działały więc jak swego rodzaju kotwice. Samicom pozostawały po miłosnych igraszkach pamiątki w postaci ran pod pachami i na bokach. Iwai sądzi, że pierwsze samce B. subaspera angażowały się w brutalne walki, przez co "rozrosły się" w toku ewolucji. Utrudniło im to jednak kopulację, stąd pojawienie się stabilizujących pseudopalców z kolcami. W takiej sytuacji przekształcenie ich w skrytobójczą broń należałoby uznać dopiero za kolejny etap zachodzących zmian.
  24. Globalne ocieplenie pozostawi po sobie przegranych i wygranych. Jedne gatunki znikną, inne zwiększą lub zmienią swój zasięg. Badania naukowców z Chińskiego Uniwersytetu Nauk o Ziemi, University of Leeds, Uniwersytetu z Grazu i Universitat Erlangen-Nurnberg pokazują, co może się stać w przypadku skrajnego zwiększenia się temperatur. Uczeni odkryli, że we wczesnym triasie na części planety panowały śmiertelnie wysokie temperatury. Przed 250 milionami lat południe dzisiejszych Chin znajdowało się w pobliżu równika, po wschodniej stronie Pangei. Na podstawie badań izotopów tlenu w skamielinach naukowcy doszli do wniosku, że trwającemu wówczas wymieraniu permskiemu towarzyszyły niezwykle wysokie temperatury. W badanym regionie w ciągu 800 000 lat średnia temperatura wody oceanu wzrosła z 21 do 36 stopni Celsjusza. Następnie woda się ochłodziła, by z czasem ogrzać się jeszcze bardziej, do co najmniej 38 stopni. Niewykluczone, że przekraczała 40 stopni Celsjusza. Skoro tak wysokie temperatury panowały w oceanie, to na lądzie musiały być jeszcze wyższe. Zdaniem autorów badań, to wystarczyło, by zabić większość lądowych roślin. Również wiele zwierząt nie może żyć w tak wysokich temperaturach. Sytuacja morskich organizmów była jeszcze gorsza, gdyż musiały radzić sobie nie tylko z wysokimi temperaturami, ale również z mniejszą ilością tlenu rozpuszczonego w wodzie. Naukowcy odkryli, że okolice równika były wówczas niemal pozbawione życia. Nawet, gdy na większych szerokościach wymieranie się zakończyło i życie się odradzało, równik wciaż był niemal go pozbawiony. Bardzo rzadko można odnaleźć skamieniałości ryb. Pomiędzy ówczesnymi szerokościami 30°N - 40°S niemal nie spotyka się pochodzących z wczesnego triasu pozostałości czworonożnych kręgowców. Brak też dowodów na istnienie czerwonych alg, a ubogie pokłady węgla świadczą o bardzo małej ilości materii organicznej. Przetrwały za to niektóre morskie bezkręgowce, jednak niekorzystne warunki środowiskowe spowodowały ich skarłowacenie. Zjawisko to można zaobserwować tylko w pobliżu równika. Na większych szerokościach te same gatunki miały normalne rozmiary. Zdaniem autorów badań ekstremalne ocieplenie klimatu, które miało miejsce we wczesnym triasie, utrudniło odrodzenie się życia po wielkim wymieraniu. Wyniki badań wskazują, że wraz z postepującym ociepleniem warunki życiowe w pobliżu równika będą coraz bardziej niekorzystne.
  25. Ostatni raport amerykańskiego Kongresu, w którym wyrażono obawę, że firma Huawei stanowi zagrożenie dla USA, wywołał sporo zamieszania. Huawei jest dużym dostawcą sprzętu telekomunikacyjnego, a fakt, iż firma została założona przez byłego wojskowego, budził obawy o jej związki z chińską armią. Na szczęście dla Hauwei kolejny raport, tym razem Białego Domu, jest dla firmy znacznie bardziej korzystny. Jak donoszą anonimowe źródła przez ostatnie 18 miesięcy amerykańskie agencje wywiadowcze, na polecenie Białego Domu, przyglądały się działalności Huawei. Sam Biały Dom zaprzecza istnieniu raportu. Rzecznik prasowa Narodowej Rady Bezpieczeństwa oświadczyła, że Biały Dom nie prowadził żadnego tajnego śledztwa, którego wynikiem byłoby oczyszczenia z podejrzeń jakiejkolwiek firmy telekomunikacyjnej. Jednak Reuters, powołując się na dwa źródła, twierdzi, że takie działania były prowadzone. Huawei nie zostało uznane za firmę bezpieczną, która nie stwarza zagrożenia, jednak nie zarzucono firmie szpiegostwa. Agencje wywiadowcze miały podobno stwierdzić, że korzystanie z usług Huawei jako dostawcy sprzętu dla rządu jest obarczone ryzykiem, gdyż firmowe urządzenia zawierają sporo dziur. Z taką opinią zgadza się ekspert ds. bezpieczeństwa Felix Lindner, który mówi, że problemem Huawei nie jest celowe szpiegostwo, ale źle napisane oprogramowanie. Znalezienie dziury w ruterze Huawei jest pięciokrotnie łatwiejsze niż w ruterze Cisco - mówi Lindner. Chris Jonson, były pracownik CIA, który specjalizował się w analizach dotyczących Chin, mówi, że nawet jeśli nie stwierdzono, by Huawei celowo szpiegowało, podejrzenia z pewnością nie zniknęły i będą miały wpływ na przyszłe działania. Zły stan zabezpieczeń oraz wciąż istniejące podejrzenia mogą spowodować, że Huawei nie będzie otrzymywało zamówień rządowych w USA, Kanadzie i Australii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...