Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    227

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Zdaniem analityków Microsoft może świetnie zarabiać na... iOS-ie i Androidzie. Gerry Purdy z Mobile Trax uważa, że MS Office dla obu tych systemów przyniósłby koncernowi z Redmond już w pierwszym roku około 1,25 miliarda dolarów przychodu. Biorąc zaś pod uwagę dynamicznie rozwijający się rynek tabletów, to przychody te szybko zwiększyłyby się do 6 miliardów USD. Purdy przyznaje, że jego szacunki są obarczone dużym marginesem błędu. Zdecydował się jednak na ich wykonanie, gdyż rynek iPadów i tabletów z Androidem rośnie tak szybko, iż Microsoft nie może go dłużej ignorować. Purdy uznał, że w pierwszym roku przychody MS z Office'a sięgną 1,25 miliarda USD, jeśli cena pojedynczej licencji wyniesie 50 dolarów, a na zakup zdecyduje się 25% użytkowników tabletów z iOS-em i Androidem. Analityk założył przy tym, że roczna światowa sprzedaż tabletów wynosi obecnie 100 milionów sztuk. Tymczasem zdaniem IDC już w ubiegłym roku sprzedano 128 milionów tabletów. IDC uważa, że w roku 2017 klienci kupią 352 miliony tabletów.
  2. Do Międzynarodowej Stacji Kosmicznej zadokował pojazd Sojuz TMA-08M, na którego pokładzie znajdowało się trzech członków Ekspedycji 35 - dwóch Rosjan i Amerykanin. Loty na ISS stały się niemal codziennością, ale o tej misji warto wspomnieć chociażby z jednego powodu. W jej ramach wykonano najkrócej trwający załogowy lot pomiędzy miejscem startu a ISS. Zwykle od momentu wystrzelenia pojazdu do jego zadokowania do Stacji mijały dwa dni. Tym razem podróż trwała mniej niż sześć godzin. Było to możliwe dzięki nowej technice opracowanej przez Rosjan i przetestowanej podczas trzech ostatnich misji pojazdu towarowego Progres. Z punktu widzenia załogi Sojuza szybki przelot na ISS wygląda podobnie jak dwudniowa podróż. Załoga musi jedynie w krótszym czasie wykonać zadania, na które wcześniej miała 48 godzin. Skrócenie czasu podróży jest szczególnie ważne w przypadku pojazdów Sojuz, które samodzielnie mogą przebywać na orbicie zaledwie 4 dni. Zatem im szybciej Sojuz zadokuje do ISS, tym więcej pozostanie mu paliwa, tlenu i innych zasobów, które mogą zostać wykorzystane w sytuacji awaryjnej w drodze powrotnej. Według dotychczasowych procedur po 9 minutach od wystrzelenia Sojuz oddzielał się od rakiety nośnej. W pierwszym dniu lotu, podczas 3. okrążania Ziemi Sojuz odpalał silniki manewrowe, zmieniając nieco swoją prędkość. Przy 4. okrążeniu miało miejsce drugie odpalenie silników. W drugim dniu, podczas 17. okrążania planety silniki uruchamiano po raz trzeci. W końcu, 3. dnia, podczas 34. okrążenia wykonywano ostatnie manewry i dokowano do ISS. Według nowej procedury, Sojuz oddziela się od rakiety nośnej w tym samym momencie, co wcześniej. Następnie wykonuje całą serię manewrów przy użyciu silników. W końcu, podczas 4. okrążania Ziemi, po upływie 5 godzin i 49 minut od startu, dokuje do ISS. W skład Ekspedycji 35 wchodzą dowódca Sojuza Paweł Winogradow oraz Aleksander Misurkin i Chris Cassidy. Zastąpią oni obecną załogę ISS - dowódcę Chrisa Hadfielda z Kanadyjskiej Agencji Kosmicznej, Toma Marshburna z NASA i Romana Romanenko z Roskosmosu. W maju Hadfield, Marshburn i Romanenko powrócą na Ziemię na pokładzie swojego Sojuza TMA-07M i oficjalnie rozpocznie się Ekspedycja 35. Dwóch członków błyskawicznego lotu na ISS ma już doświadczenie w przestrzeni kosmicznej. Winogradow, były inżynier, w latach 1997-1998 spędził 197 dni na stacji Mir, a w 2006 roku przez 182 dni przebywał na ISS. Cassidy, komandor porucznik US Navy, był w lipcu 2009 roku członkiem misji STS-127. Odbył trzy spacery w przestrzeni kosmicznej, przebywając w niej sumie przez ponad 18 godzin. Dla emerytowanego podpułkownika lotnictwa Misurkina jest to pierwsza misja. Trzeba w tym miejscu podkreślić, że mieliśmy do czynienia z najszybszym dokowaniem do ISS. Jednak już w przeszłości dochodziło do jeszcze szybszych kosmicznych spotkań. Podczas programu Gemini Amerykanie ćwiczyli manewry dokowania i używali w tym celu orbitalnego modułu Agena. Misja Gemini 11 wystartowała 12 września 1966 roku o godzinie 14:42:26. Dokowanie do Ageny odbyło się tego samego dnia o godzinie 16:16:00
  3. Oglądając brutalne filmy z rozlewem krwi, widzowie wczuwają się w sytuację ofiar i w bardziej świadomy sposób odnoszą się do własnych agresywnych impulsów. Zespół z Uniwersytetu w Augsburgu i University of Wisconsin-Madison uważa, że miłośnikami krwawych horrorów nie muszą być jednostki o agresywnych ciągotach. Gatunek ten oddziałuje bowiem także na ludzi dostrzegających sens w konfrontowaniu się z przemocą w codziennym życiu. Psycholodzy wspominają o odbiorcach poszukujących prawdy o naturze naszego gatunku. Patrząc na morderstwa i zadawanie ran, kinomani stawiają się w sytuacji prześladowanych bohaterów. Czasem inspirują się też kimś, komu starczyło odwagi, by walczyć z oprawcą. Choć może trudno w to uwierzyć, horror pomaga zapanować nad własnymi agresywnymi impulsami. Anne Bartsch i Louise Mares zebrały grupę 482 ochotników w wieku od 18 do 82 lat. Badani pochodzili z Niemiec oraz USA. Podczas eksperymentu wyświetlano im zwiastuny o zróżnicowanym poziomie krwawości i sensowności. Ludzie mieli określić prawdopodobieństwo, z jakim ewentualnie zobaczyliby cały film oraz opisać swoje wrażenia (czy, a jeśli tak, to w jakim stopniu ujęcia były, wg nich, brutalne, trzymające w napięciu lub prowokujące do myślenia). Wcześniejsze badania sugerowały, że widzów pociąga nie tyle sama agresja, co wywoływany przez nią dreszcz emocji. Opisywane studium wskazuje, że przedstawienia przemocy, które są postrzegane jako sensowne, poruszające i prowokujące do myślenia, mogą wyzwalać empatię w stosunku do ofiar i podziw dla odwagi oraz moralnego piękna bohaterów niepoddających się brutalnej sile albo skłaniać do przewartościowania własnych agresywnych impulsów. Zbadanie częstości takich [...] reakcji, a także warunków, w jakich one występują, jest teoretycznie intrygującym i społecznie cennym kierunkiem dalszych prac - podsumowuje Bartsch.
  4. Serwis DigiTimes, powołując się na anonimowe źródła wśród partnerów Microsoftu twierdzi, że koncern Ballmera ma zamiar zrezygnować ze sprzedaży Windows RT jako osobnego produktu. Podobno wersja Windows dla platformy ARM ma zostać zintegrowana z Windows Blue. Nazwa Windows RT jest podobno myląca dla większości klientów, którzy sądzą, że system ten pozwala na uruchamianie wszystkich programów dla platformy Windows. Stąd początkowo duże zainteresowanie produktami z Windows RT. Nie wiadomo ile jest prawdy w powyższych doniesieniach. Być może przekonamy się o tym już wkrótce. Niewykluczone, że Windows Blue zostanie zaprezentowany podczas Microsoft Build Developer Conference 2013, która odbędzie się pod koniec czerwca w San Francisco.
  5. Astronomowie przygotowują się na przyszłoroczne spotkanie komety z Marsem. Jej przelot, a tym bardziej - co jednak mało prawdopodobne - uderzenie w Marsa, będzie niezwykłą okazją do przeprowadzenia unikatowych badań. Obecnie wokół Marsa krążą trzy satelity, a na powierzchni planety znajdują się dwa łaziki. Już w przyszłym roku urządzenia te mogą doświadczyć zupełnie innych warunków niż obecnie. Istnieje niewielkie prawdopodobieństwo, że kometa 2013 A1 uderzy w Marsa w październiku 2014 roku. Obecnie obliczamy je na 1:2000 - mówi Don Yeomans z NASA, odpowiedzialny za Near-Earth Object Program. Zdaniem uczonego jądro komety ma średnicę 1-3 kilometra i porusza się z prędkością 56 km/s. Jeśli dojdzie do zderzenia z Czerwoną Planetą, wyzwoli się energia nawet 35 000 000 megaton TNT. To tylko trzykrotnie mniej niż podczas uderzenia asteroidy, która zabiła ziemskie dinozaury. Zdaniem NASA ewentualne uderzenie nie musi oznaczać zniszczenia urządzeń badających Marsa, jednak zmieni zarówno planetę jak i przyczyni się do zmian programu badawczego. Myślę o tym, jak o wielkim eksperymencie klimatycznym. Uderzenie wyrzuciłoby do atmosfery Marsa olbrzymią ilość materiału - pyłu, piasku, wody i innych szczątków. Może ono oznaczać, że Mars będzie cieplejszy i wilgotniejszy niż jest dzisiaj - mówi Michael Meyer, główny naukowiec Mars Exploration Program. Duże ilości pyłu w atmosferze mogą zaszkodzić zasilanemu energią słoneczną łazikowi Opportunity. Ponadto krążące wokół Marsa satelity mogłyby mieć, przynajmniej czasowe, problemy z obserwacją powierzchni planety. Jednak, jak już wspomniano, uderzenie jest mało prawdopodobne, a uczeni spodziewają się, że kolejne wyliczenia wykluczą je całkowicie. Jeśli nawet do niego nie dojdzie, to i tak przelot komety stanie się wielką gratką dla naukowców. Z obliczeń wynika, że najprawdopodobniej kometa minie Marsa w odległości nie większej niż 300 000 kilometrów. To oznacza, że planeta może w pewnym momencie znaleźć się wewnątrz ogona komety. Wszystkie urządzenia na Marsie powinny być w stanie obserwować przelot. Specjaliści z NASA muszą jedynie zastanowić się, czy możliwe jest, by obserwację prowadziły też Mars Odyssey i Mars Reconnaissance Orbiter. Ich kamery są zwrócone w dół, w stronę planety. Obecnie nie wiadomo, czy uda się je skierować na kometę. Naukowców najbardziej będzie interesowała interakcja pomiędzy ogonem komety a atmosferą Marsa. Możliwe jest też pojawienie się deszczu meteorytów. Obserwacja sposobu, w jaki będą się spalały, dostarczy wielu cennych danych na temat składu chemicznego górnych warstw marsjańskiej atmosfery. Niewykluczone, że przelot komety będzie badany przez jeszcze jedno urządzenie. NASA przygotowuje bowiem misję MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile Evolution), nad którą zaczęto pracować jeszcze zanim zauważono kometę 2013 A1. Celem misji jest badanie zmian w atmosferze Czerwonej Planety. Początek misji zaplanowano na październik bieżącego roku. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem, to sonda MAVEN powinna trafić na orbitę kilka tygodni przed przelotem komety. Jednak specjaliści wykluczają, by była ona w pełni gotowa do obserwacji. Włączanie, testy i kalibracja urządzeń potrwają wiele tygodni. MAVEN rozpocznie prace pełną parą dwa tygodnie po przelocie komety. Jednak niektóre skutki jej obecności będą odczuwalne przez długi czas, więc i nowa sonda będzie mogła przeprowadzić badania.
  6. Dwudziestego czwartego kwietnia dom Christie's zlicytuje fragment kości udowej ptaka dodo (Raphus cucullatus). Specjaliści ujawniają, że poprzednią tego typu aukcję zorganizowano 79 lat temu. Choć nie ma 100-proc. pewności, warta 10-15 tys. funtów kość udowa została najprawdopodobniej znaleziona w 1865 r. na bagnach Mare aux Songes na Mauritiusie. Jeśli to prawda, szczęśliwcem, który się na nią natknął, był nauczyciel George Clark. W tym roku wyprzedaż Travel, Science and Natural History obejmie aż 260 obiektów, np. sfosylizowane jajo mamutaka (Aepyornis maximus). W roli ikony wymarcia nic i nikt nie dorówna dodo. Ptak, który pojawia się zarówno w "Alicji w Krainie Czarów", jak i w [brytyjskim] powiedzeniu "Martwy jak dodo", stanowi istotną część dziedzictwa kulturowego - podkreśla odpowiedzialny za odbywającą się co 2 lata tematyczną aukcję James Hyslop. Wg Hyslopa, w rękach prywatnych kolekcjonerów znajduje się kilka fragmentów szkieletu dodo. To wielki przywilej i zaszczyt, że ktoś zdecydował się nam powierzyć taki skarb.
  7. Wydawcy prasy z kolejnych europejskich krajów domagają się od Google'a opłat za umieszczanie w Google News odnośników do ich artykułów. Z żądaniem takim występiły obecnie media z Portugalii. Wiadomo, że Google wstępnie odrzuciło te żądania, jednak koncern zgodził się kontynuować negocjacje. Niedawno Google zawarł z rządem Francji umowę, na podstawie której zgodził się przekazać 60 milionów euro na specjalny fundusz, który ma wspomóc lokalne media w tworzeniu serwisów internetowych. Podobną umowę podpisano pod koniec ubiegłego roku w Belgii. Ciągle trwają spory z niemieckimi wydawcami. Co prawda wyszukiwarkowy koncern zastrzegał, że tego typu umowy nie będą standardem, ale nie wiadomo, czy nie będzie musiał ugiąć się pod kolejnymi naciskami. Wydawcy argumentują, że Google powinien dzielić się zyskami, jaki odnosi dzięki ich pracy. Koncernowi trudno będzie uzasadnić odmowę podpisania umów z jednymi wydawcami, skoro zawarł je z innymi.
  8. Podczas wykopalisk prowadzonych przez Izraelską Służbę Starożytności przed zbudowaniem linii kolejowej do miasta Karmiel w Dolnej Galilei znaleziono falliczną figurkę, zwęglone nasiona bobu oraz liczne groty i topory kamienne. Ich wiek oszacowano na 7-9 tys. lat. Na obszarze ponad 1800 m2 odkopano konstrukcje i artefakty z neolitu przedceramicznego i wczesnego okresu chalkolitycznego. Doktorzy Yitzhak Paz i Ya'akov Vardi podkreślają, że po raz pierwszy w historii ich państwa odsłonięto całe budynki i strefy habitacyjne z tak wczesnego okresu. [Co istotne], odkryto tam liczne przykłady kultury materialnej mieszkańców. Ponieważ wiele obiektów wykonano z obsydianu, czyli materiału niewystępującego w Izraelu, wskazuje to na kontakty handlowe z Turcją, Gruzją i innymi regionami. Archeolodzy natrafili na osadę z neolitu przedceramicznego oraz dół z tysiącami zwęglonych nasion bobu. To jeden z najwcześniejszych przykładów prawidłowej uprawy warzyw na Środkowym Wschodzie. W budynkach wioski z wczesnego chalkolitu (5. tysiąclecia p.n.e.) wydzielono prostokątne pomieszczenia. Grube ściany wypełniono kamieniami i gliną, niektóre otynkowano. W środku i pomiędzy domami odkryto szereg obiektów reprezentujących kulturę Wadi Rabah: ceramikę, krzemienne narzędzia oraz dzieła sztuki, np. falliczną figurkę i tabliczkę z wyrytym schematem żeńskich genitaliów. Analiza zwierzęcych kości ze stanowiska ujawniła, że mieszkańcy żywili się głównie świniami.
  9. Skolonizowanie przez ludzi wysp na Pacyfiku przyczyniło się do zagłady niemal 1000 gatunków nielotnych ptaków. Badania przeprowadzone na 41 wyspach wykazały, że pomiędzy początkiem ludzkiej kolonizacji, a przybyciem Europejczyków (czyli 3500-700 lat temu) wyginęło 2/3 gatunków tych zwierząt. Głównymi przyczynami ich zagłady były polowania i wycinanie lasów. Do najszybszego wymierania dochodziło na mniejszych wyspach oraz na tych, gdzie były mniejsze opady. Ludzie szybciej wybijali tam zwierzęta i wycinali lasy. Większe wyspy były w stanie utrzymać większe populacje ptaków, ponadto miały bardziej zróżnicowną topografię i występowały na nich trudno dostępne obszary. Najbardziej na wyginięcie narażone były duże ptaki. Z jednej strony ich populacje były mniej liczebne niż ptaków mniejszych, ponadto bardziej opłacało się na nie polować. W obecnie prowadzonych badaniach nie brano pod uwagę Nowej Zelandii, gdyż jest to najlepiej zbadany przypadek ludzkiej kolonizacji wysp i związanego z tym zanikania gatunków. Podczas kolonizacji Nowa Zelandia straciła 30% gatunków nielotów. Ze względu na rozmiary, topografię i obfite opady deszczu tempo znikania gatunków było tutaj znacznie wolniejsze niż na pozostałych wyspach. Dlatego tez niektóre z nich, jak kiwi czy kakapo, ciągle istnieją. Kolonizacja wysp Pacyfiku przyczyniła się też to zanikania gatunków ptaków morskich i śpiewających. Uczeni oceniają, że w sumie utracono ponad 10% gatunków. To największe wymieranie ptaków w ciągu ostatnich 11 700 lat.
  10. Madagaskar potrzebuje ok. 41 mln dolarów, by poradzić sobie z plagą szarańczy. Owady zagrażają plonom, przez co nad ponad połową 22-mln populacji (60%) zawisło widmo głodu. Jak szacuje Organizacja Narodów Zjednoczonych do spraw Wyżywienia i Rolnictwa (ang. Food and Agriculture Organization of the United Nations, FAO), do czerwca należy wydać 22 mln dol. na zakrojone na szeroką skalę opryski samolotowe. Dziewiętnaście milionów przeznaczono by zaś na wdrożenie 3-letniej strategii wychodzenia z kryzysu. Z doświadczenia wiemy, że taka plaga wymaga 3 lat zorganizowanych działań przeciw szarańczy. Już teraz potrzebujemy funduszy, by zabezpieczyć dostawy i móc o czasie przeprowadzać napowietrzne kontrole i operacje - podkreśla Annie Monard, koordynator akcji z ramienia FAO. W 1. roku akcji zajęto by się 1,5 mln ha, w 2. - 500 tys. ha, a w 3. - 150 tys. ha. W listopadzie minister rolnictwa Madagaskaru ogłosił stan klęski narodowej. W grudniu sytuacja na tyle się pogorszyła, że władze państwa zwróciły się do FAO z prośbą o pomoc techniczną i finansową. Obecnie niedojrzałe postaci szarańczy i latające roje można napotkać nad połową wyspy. Specjaliści ONZ-etu uważają, że bez przedsięwzięcia odpowiednich działań do września owady opanują 2/3 powierzchni państwa. Szarańcze pochłaniają pokarm bydła, w dodatku zagrażają ok. 60% upraw ryżu (zboże to jest podstawą wyżywienia tutejszej ludności). Odkąd w październiku rozpoczęła się pora deszczowa, rząd opryskał 30 tys. ha ziem uprawnych, ale ze względu na ograniczone środki nie zajęto się kolejnymi 100 tysiącami ha. W lutym sytuacja pogorszyła się za sprawą cyklonu Haruna, który stworzył optymalne warunki do rozmnażania szarańczy, niszcząc przy okazji pokaźną część plonów.
  11. W Egipcie aresztowano trzech mężczyzn podejrzewanych o przecięcie ważnego podmorskiego światłowodu. Kabel SEA-ME-WE 4 (South East Asia-Middle East-West Europe 4) biegnie pomiędzy Francją a Singapurem. Jego odnogi łączą się m.in,. z Włochami, Egiptem, Tunezją, Indiami, Pakistanem czy Tajlandią. Władze Egiptu opublikowały zdjęcia z zatrzymania podejrzanych. Widzimy ich na łodzi wypełnionej sprzętem do nurkowania. Łódź znajduje się blisko lądu, w miejscu, w którym SEA-ME-WE 4 jest wpuszczony do wody. Zwykle podmorskie kable zostają przerwane wskutek trzęsień ziemi lub przez kotwice statków. Na świecie istnieje mniej niż 10 jednostek pływających zdolnych do naprawienia uszkodzonego na pełnym morzu kabla. Specjaliści mówią jednak, że kabel w pobliżu Egiptu został przecięty blisko lądu, zatem usunięcie awarii powinno być stosunkowo proste. Przecięcie SEA-ME-WE 4 było odczuwalne od Egiptu po Pakistan. Setki sieci zniknęły z internetu. Najpoważniejsze problemy mają ci najmniejsi. Oni najczęściej korzystają z usług jednego dostawcy, zatem niektórzy z nich odzyskają łączność dopiero po naprawieniu kabla.
  12. Firma analityczna IDC poinformowała, że na niektórych rynkach Windows Phone pokonał... iPhone'a w wielkości sprzedaży. System Microsoftu spisał się lepiej w kilku regionach. To niewątpliwie dobra wiadomość dla koncernu z Redmond, jednak trudno mówić o wielkim sukcesie, gdyż wspomniane regiony to przeważnie niewielkie rynki. Badania IDC wykazały, że WP był popularniejszy od iPhone'a w Argentynie, Indiach, Polsce, Rosji, RPA, na Ukrainie i w reszcie centralnej i wschodniej Europy. Dla Microsoftu szczególnie interesujący jest sukces w Indiach, gdyż jest to potencjalnie wielki rynek. W pozostałych wymienionych regionach rocznie sprzedaje się nie więcej niż 100 000 smartfonów. W wielu krajach udział Windows Phone w rynku smartfonów sięgnął 10%. W 26 krajach sprzedaż urządzeń z Windows Phone była większa, niż sprzedaż BlackBerry. Rynek smartfonów wciąż pozostaje niezwykle dynamiczny i jeszcze mogą zajść na nim spore zmiany. Windows Phone powoli rośnie w siłę, BlackBerry się nie poddaje i ma szansę na wyjście z kłopotów, a Samsung, największy producent smartfonów na świecie, pracuje nad własnym systemem operacyjnym Tizen.
  13. Wyższa temperatura ciała zabezpiecza płazy przed śmiertelną grzybicą chytrydiomykozą (łac. chytridiomycosis). Doktorzy Ross Alford z Uniwersytetu Jamesa Cooka i Jodi Rowley z Muzeum Australijskiego badali gatunki z lasów deszczowych na antypodach. Naukowcy odkryli, że im więcej czasu zwierzęta spędzały w temperaturze 25°C, np. by wspomóc trawienie, tym rzadziej zakażały się Batrachochytrium dendrobatidis. Choć grzyb przetrzebił populacje z całego świata, w najgorszej sytuacji znaleźli się mieszkańcy północnego Queensland i Ameryki Środkowej. Jakiś czas temu biolodzy stwierdzili, że w jednym i tym samym środowisku pewne gatunki ucierpiały bardziej, a inne mniej. Dość szybko zaczęli podejrzewać, że rozwiązaniem zagadki może być temperatura. Kiedy hoduje się grzyby w laboratorium, rosną najlepiej przy 17-25°C. Jeśli umieści się żabę w terrarium i podniesie temperaturę, można ją w ten sposób wyleczyć - wyjaśnia Rowley. Szczyt zachorowań na chytrydiomykozę przypada na chłodne miesiące, w dodatku bardziej zagrożone są gatunki żyjące na większych wysokościach. Wzorce te korelują z temperaturą, ale nie wiedzieliśmy, czy temperatura ma jakieś znaczenie z punktu widzenia pojedynczych dzikich osobników. Okazało się, że tak... Australijczycy zajęli się 3 gatunkami rzekotkowatych: 1) zarażającą się, ale niezdziesiątkowaną Litoria lesueurii, 2) Litoria serrata, która najgorsze ma już za sobą, a obecnie się odradza oraz 3) zagrożoną Litoria nannotis, która występuje już tylko do wysokości 400 m. Sprawdzano, jak żaby sobie radzą podczas letniej pory deszczowej i zimowej pory suchej w 4 różnych lokalizacjach. Indywidualne temperatury ciała monitorowano nocą i dniem co 24 godziny. Okazało się, że spędzające czas w wyższych temperaturach L. lesueurii zarażały się rzadziej od siedzących w wodzie L. nannotis. Przedstawiciele wszystkich badanych gatunków z mniejszym prawdopodobieństwem zapadli na chytrydiomykozę, gdy przez 75% czasu przebywali w temperaturze powyżej 25°C - tłumaczy Rowley, dodając, że w przyszłości będzie można pomóc zagrożonym płazom za pomocą prostych modyfikacji habitatu. Temperaturę da się w końcu podnieść, wycinając np. niewielki otwór w koronach drzew.
  14. W najnowszym numerze Journal of Geophysical Research zamieszczono artykuł, którego autorzy opisują to, co - ich zdaniem - działo się na Ziemi, gdy przed 65 milionami lat w planetę uderzył meteoryt, niosący zagładę dinozaurów,. Jeśli opis uczonych jest zgodny z rzeczywistością, można z czystym sumieniem stwierdzić, że Ziemia przeżyła prawdziwe piekło. Douglas S. Robertson, William M. Lewis, Peter M. Sheehan i Owen B. Toon zarysowali dość przerażający rozwój wydarzeń. Energia uderzenia była tak wielka, że do atmosfery przedostały się olbrzymie ilości materiału, z którego część miała prędkość bliską ucieczki z pola grawitacyjnego Ziemi. To spowodowało, że materiał ten rozprzestrzenił się na całej planecie, a dowodem tego wydarzenia jest obecna warstwa irydu. Jednak poważne problemy miały dopiero nadejść, wraz z powracaniem wyrzuconego materiału na Ziemię. Uczeni oceniają, że każdy metr kwadratowy powierzchni spadło aż 10 kilogramów szczątków. Te odłamki, które miały największą prędkość i spadały z największej wysokości, wysłały w kierunku powierzchni olbrzymi globalny impuls podczerwony. Naukowcy obliczyli, że musiał on być tak olbrzymi, iż zapaliłby całą roślinność na Ziemi. Nie przeżyłby żaden lądowy kręgowiec większy od wiewiórki - napisali autorzy artykułu. A i to pod warunkiem, że schowałby się pod ziemią. Na szczęście wspomiany impuls najpierw trafił na wyrzucony uderzeniem materiał, który znajdował się na niższych wysokościach. To w olbrzymim stopniu osłabiło falę promieniowania. Po uwzględnieniu takiego scenariusza, symulacje wykazały, że ciepło, które dotarło do Ziemi mogłoby zapalić jedynie opadłe gałęzie czy igły z drzew. Jednak to i tak powinno wystarczyć do wywołania ogólnoświatowego pożaru. Symulacje symulacjami, ale naukowcy mają też dowody na poparcie swojej tezy. Z obliczeń wynika bowiem, że znajdująca się na Ziemi warstwa sadzy jest na tyle obfita, iż może to wskazywać na spłonięcie całej biosfery. W tym miejscu należy wziąć poprawkę na fakt, że część z tej sadzy pochodzi od zapalenia się materiału organicznego z miejsca uderzenia meteorytu i z jego okolic. Autorzy artykułu zwracają też uwagę, że w wielu miejscach występuje mało węgla drzewnego. Ich zdaniem, są to te obszary, na których pożary były tak intensywne, iż wypaliły obecny tam węgiel. Z kolei w innych miejscach znajdujemy niespalony materiał organiczny. To, jak twierdzą uczeni, dawne tereny bagienne, na których do pożarów nie doszło lub były one ograniczone. Naukowcy skupili się też na samej sadzy. Musiała być jej w atmosferze kolosalna ilość. Na tyle duża, że współczesne modele klimatyczne nie są przystosowane do jej symulowania. Uczeni wykonali jednak obliczenia, w których przyjęli, że ilość sadzy w atmosferze wynosiła 0,2% tej ilości, jaka rzeczywiście mogła się tam znaleźć. Model klimatyczny wykazał, że przy takim scenariuszu temperatury na Ziemi szybko spadłyby do wartości bliskich epoce lodowcowej i utrzymywałyby się na niskim poziomie przez ponad dekadę. Niewykluczone zatem, że - przynajmniej przez jakiś czas po upadku meteorytu - na Ziemię w ogóle nie docierały promienie słoneczne. Oczywiście trudno sobie wyobrazić jednoczesne pożary na całej planecie. Jednak Robertson, Lewis, Sheehan i Toon twierdzą, że są one najbardziej prawdopodobnym następstwem upadku.
  15. Jedni wykorzystują analizę aktywności mózgu do określenia treści czyichś myśli czy snów, inni uważają, że to dobry sposób na oszacowanie prawdopodobieństwa, czy skazany ponownie wejdzie w konflikt z prawem. Zespół Kenta Kiehla z Sieci Badań Umysłu (Mind Research Network) w Albuquerque zbadał 96 więźniów tuż przed wyjściem na wolność. Pracując na komputerze, mężczyźni musieli podejmować szybkie decyzje i hamować impulsywne reakcje. W tym czasie wykonywano im funkcjonalny rezonans magnetyczny (fMRI). Naukowcy skupiali się na fragmencie przedniej kory zakrętu obręczy (ang. anterior cingulate cortex, ACC), który odpowiada m.in. za funkcje wykonawcze, czyli zdolność sterowania przebiegiem procesów poznawczych. Gdy później przez 4 lata przyglądano się losom byłych skazańców, okazało się, że mężczyźni z niższą aktywnością ACC podczas podejmowania decyzji byli częściej aresztowani. Związek utrzymywał się nawet wtedy, gdy wzięto poprawkę na czynniki ryzyka, w tym wiek, cechy psychopatyczne, a także nadużywanie alkoholu i narkotyków. U mężczyzn, którzy znaleźli się w dolnej połowie wartości aktywności ACC, ryzyko ponownego aresztowania za jakiekolwiek przestępstwo wzrastało 2,6 razy, a w przypadku przestępstw bez użycia przemocy aż 4,3 razy. Autorzy artykułu z pisma Proceedings of the National Academy of Sciences przestrzegają przed huraoptymizmem. Wg nich, najpierw trzeba sprawdzić, czy ich technika daje rzetelne i powtarzalne rezultaty.
  16. Udało się potwierdzić antynowotworowe właściwości witaminy E. Liczne badania na zwierzętach sugerowały, że witamina E zapobiega rozwojowi nowotworów, jednak nie uzyskano takich samych wyników w przypadku ludzi. Teraz naukowcy z Ohio State University (OSU) opisali mechanizm dobroczynnego działania witaminy. Odkryli bowiem, że witamina E powstrzymuje aktywację enzymu Akt, który jest potrzebny wielu rodzajom komórek nowotowrowych do przeżycia. Utrata tego enzymu prowadziła do śmierci komórek. Co ważne, nie cierpiały na tym zdrowe komórki. Profesor Ching-Shih Chen powiedział, że to pierwszy pokaz istnienia unikatowego mechanizmu, dzięki któremu witamina E może pomóc w zapobieganiu i leczeniu nowotworów. Niestety, przyjmowanie suplementów witaminowych nie przyniesie pozytywnych rezultatów. Po pierwsze dlatego, że większość suplementów bazuje na takich formach witaminy E, które nie działają tak efektywnie na enzym Akt. Po drugie - ludzki organizm nie jest w stanie zaabsorbować wystarczająco dużych dawek, by mniej efektywne formy witaminy E odniosły pożądany skutek. Witamina E występuje w postaci ośmiu kongenerów, czyli spokrewnionych ze sobą postaci chemicznych. To tokoferole i tokorienole. W każdej z tych dwóch grup występują cztery formy - alfa, beta, gamma oraz delta. Uczeni z OSU przebadali je i odkryli, że najskuteczniejszą formą jest gamma tokoferol. Uczeni manipulowali następnie tą molekułą i stwierdzili, że stworzona przez nich forma jest 20-krotnie bardziej efektywna w zwalczaniu Akt niż witamina obecna w komórkach. Podczas eksperymentów na myszach udało się za jej pomocą zmniejszyć guzy nowotworu prostaty, nie zanotowano też toksycznych efektów działania eksperymentalnej molekuły. Wyniki te sugerują, że molekuła bazująca na strukturze chemicznej gamma tokoferolu może skutecznie zapobiegać i zwalczać nowotwory, szczególnie te, związane z mutacją genu PTEN. Wspomniana forma witaminy E powstrzymuje aktywację Akt poprzez przyciąganiu Akt i proteiny PHLPP1 do tego regionu komórki, w którym została zaabsorbowana witamina. Wówczas PHLPP1 rozpoczyna reakcję chemiczną, która dezaktywuje Akt, co uniemożliwia komórce nowotworowej przeżycie. Naszym celem jest opracowanie bezpieczniej tabletki, która będzie zawierała właściwą dawkę substancji, tak, by ludzie mogli przyjmować ją codziennie w celu zapobieżenia rozwojowi nowotworu. Opracowanie optymalnej formuły i dawki zajmie nam nieco czasu - mówi profesor Chen.
  17. Życie naukowca może być najeżone pułapkami i niebezpieczeństwami. Rok temu przekonali się o tym ornitolodzy z Ohio, którzy próbowali oznakować pisklęta sokoła wędrownego (Falco peregrinus). Uzbrojeni wyłącznie w kaski i drewniane płyty badacze, wspięli się na szczyt wieży zegarowej Uniwersytetu w Toledo. Wyjęli młode z gniazda, by je zważyć, pobrać krew i założyć obrączki. Nie spodobało się to jednak rodzicom, którzy przybyli pisklętom z odsieczą. Dzięki kamerze z hełmu widać, że atak znacznie przyspieszył prace. Na odchodnym jednemu z badaczy się oberwało. Ponieważ człowiek się ruszał, pazury trafiły w hełm, a nie w odsłonięte części ciała.
  18. Odkrycie dokonane na University of Georgia daje nadzieję na zamianę atmosferycznego dwutlenku węgla w biopaliwo. Takie rozwiązanie pozwoliłoby na zredukowanie ilości CO2 w atmosferze i jednoczesne uzyskanie nośnika energii. Mówiąc wprost, stworzyliśmy mikroorganizm, który robi z dwutlenkiem węgla to, co robią rośliny - absorbuje go i tworzy coś użytecznego - stwierdził profesor Michael Adams. Rośliny wykorzystują CO2 w procesie fotosyntezy. Wraz z wodą służy on im do wytwarzania energii. Powstające w procesie fotosyntezy cukry są już wykorzystywane do produkcji biopaliw. Jednak proces ich pozyskania jest trudny i energochłonny. Nasze odkrycie oznacza, że możemy pominąć pośrednika, jakim są rośliny - informuje Adams. Możemy pobrać dwutlenek węgla z atmosfery i zamienić go w paliwo czy inne użyteczne chemikalia, bez konieczności wykorzystywania nieefektywnego procesu hodowli roślin i pozyskiwania cukru z biomasy - wyjaśnia uczony. Adams i jego zespół wykorzystali ekstremofila Pyrococcus furiosus, który żyje w pobliżu kominów hydrotermalnych na dnie oceanów i wykorzystuje węglowodory jako źródło energii. Mikroorganizm ten najlepiej rozwija się w temperaturze około 100 stopni Celsjusza. Jednak Adams wraz z kolegami tak zmanipulowani jego materiał genetyczny, by w znacznie niższej temperaturze żywił się dwutlenkiem węgla. Po wystawieniu zmodyfikowanych mikroorganizmów na działanie wodoru dochodzi do reakcji chemicznej, w wyniku której powstaje kwas 3-hydroksypropionowy, szeroko stosowany we współczesnym przemyśle chemicznym. Kolejne manipulacje genetyczne pozwoliły na uzyskanie szczepów P. furiosus, które produkowały inne związki chemiczne, w tym paliwo. Naukowcy zbadali uzyskane paliwo i stwierdzili, że podczas spalania dochodzi do emisji części CO2, z którego zostało wyprodukowane. Paliwo nie przyczynia się zatem do zwiększenia ilości dwutlenku węgla w atmosferze, jest też znacznie czystsze niż benzyna, węgiel czy ropa naftowa. To ważny pierwszy krok na drodze do opracowania efektywnej i opłacalnej metody produkcji paliwa. W przyszłości udoskonalimy nasz proces i przetestujemy go na większą skalę - zapewnia Adams.
  19. Starożytny Egipt kojarzy się z przepychem i tak też bywa przedstawiany w filmach fabularnych czy na rycinach. Najnowsze badania szkieletów ze stanowiska Qubbet el-Hawa wykazały jednak, że sielankowy obraz ma się nijak do rzeczywistości, bo Egipcjanom doskwierało niedożywienie. Problemem były też liczne choroby zakaźne oraz wysoka śmiertelność niemowląt. Specjaliści z Uniwersytetów w Jaén i Grenadzie oraz z Najwyższej Rady Starożytności Egiptu przeprowadzili wykopaliska m.in. grobowca 33. (znajduje się on dokładnie naprzeciwko dzisiejszego Asuanu). Skonstruowano go za czasów XII dynastii dla jednego z tutejszych dygnitarzy (na razie naukowcy nie znają jego imienia), a później wykorzystano jeszcze co najmniej 3-krotnie: za panowania XVIII, XXII i XXVII dynastii. Badacze zgodnie podkreślają, że grobowiec 33. ma duży archeologiczny potencjał, bo mieści się w nim przynajmniej jedna nienaruszona komora. Już teraz wiadomo, że znajdują się w niej 3 drewniane sarkofagi. Z relacji prasowej Uniwersytetu w Grenadzie wynika, że w grobowcu nr 33 znaleziono ponad 200 szkieletów i mumii. Choć kultura stała wtedy na wysokim poziomie, antropologiczna analiza ludzkich szczątków ujawniła, że społeczeństwo, w tym reprezentujący najwyższą klasę zarządcy, żyło w zagrażających zdrowiu warunkach [...]. Jak szacuje prof. Miguel Botella, przez niedożywienie czy choroby żołądkowo-jelitowe związane z piciem zanieczyszczonej wody z Nilu długość życia sięgała zaledwie 30 lat. Podczas wykopalisk natrafiono na dużą liczbę mumii osób w wieku 17-25 lat. Botella opowiada, że w grobowcach z nekropolii Qubbet el-Hawa znaleziono ważne inskrypcje. Te z pochówku gubernatora Herjufa (2200 r. p.n.e.) opisywały np. 3 wyprawy do środkowej Afryki. Z jednej z nich dygnitarz powrócił z Pigmejem. Wydaje się, że to najstarsza wzmianka o tej grupie etnicznej. Warto dodać, że autorzy innych inskrypcji udokumentowali prawie 1000-letnią historię stosunków Egiptu z sąsiednią Nubią.
  20. David Aptone, cierpiący na nieuleczalną formę białaczki, odzyskał zdrowie po ośmiu dniach od rozpoczęcia nowatorskiej terapii genowej. Choroba cofnęła się też u czterech innych pacjentów. Jeden z nich zmarł później z powodu zakrzepu niezwiązanego z leczeniem, a drugi - gdy choroba powróciła. Cała pozostała przy życiu trójka cierpiała na ostrą białaczkę limfoblastyczną. Remisja trwa u nich od 2 miesięcy do 5 lat. Specjaliści z Memorial Sloan-Kettering Cancer Center, którzy opracowali nową terapię, przygotowują się teraz do przeprowadzenia testów na 50-osobowej grupie pacjentów. Chcą też wykorzystywać swoją technikę do leczenia innych typów nowotworów. Kluczem do sukcesu było zidentyfikowanie molekuły unikatowej dla komórek nowotworowych i ich zaatakowanie. W ostrej białaczce limfoblastycznej pojawiają się nieprawidłowe limfocyty B. Naukowcom udało się zaatakować obecną na ich powierzchni, unikatową dla tych komórek molekułę CD19. Najpierw pobrali od pacjentów limfocyty T, następnie wprowadzili weń nieszkodliwego wirusa, który zawierał gen wywołujący atak na komórki zawierające CD19. Po wprowadzeniu limfocytów T do organizmów pacjentów, zabiły one wszystkie limfocyty B. To niezwykłe zjawisko zauważyliśmy u wszystkich pięciu pacjentów - mówi Michael Sadelain, współautor badań. Dodaje, że organizm w ciągu kilku miesięcy powinien wyprodukować normalne limfocyty T oraz zdrowe limfocyty B. Kierowanie limfocytami T tak, by atakowały nowotwory to coraz bardziej obiecująca technika. W ubiegłym roku zastosowała ją firma Adaptimmune. Na 13 osób cierpiących na szpiczaka mnogiego u 10 doszło do remisji.
  21. The Astrophysical Journal zaakceptował do publikacji artykuł opisujący nowy nieznany dotychczas typ supernowych. Badacze z Havard-Smithsonian Center for Astrophysics oznaczyli supernową jako Iax. Podobnie jak Ia tworzy się ona w wyniku eksplozji białego karła, ale nie zawsze niszczy go całkowicie. Typ Iax to po prostu mini supernowa - wyjaśnia Ryan Foley, główny autor badań. Nowa supernowa jest ciemniejsza i mniej energetyczna niż Ia. Zespół Foleya znalazł dotychczas 25 supernowych Iax. Żadna z nich nie występuje w galaktyce eliptycznej, co sugeruje, że ten typ supernowych powstaje w systemach młodych gwiazd. Na podstawie dotyczasowych informacji stwierdzono, że Iax pochodzi z systemów gwiazd podwójnych składających się z białego karła i gwiazdy towarzyszącej, która utraciła zewnętrzną powłokę wodorową i w większości składa się z helu. Biały karzeł wysysa hel z towarzyszącej gwiazdy. Naukowcy nie są pewni, w jaki sposób dochodzi do powstania supernowej. Możliwe, że najpierw rozpala się jej towarzysz i wysyła falę uderzeniową w stronę białego karła. Możliwe też, że dodatkowy hel powoduje eksplozję białego karła. Niezależnie jednak od przyczyn, w przypadku supernowej Iax często biały karzeł nie jest niszczony w czasie eksplozji. Naukowcy szacują, że supernowych Iax jest tylko trzykrotnie mniej niż supernowych Ia. Dotychczas ich jednak nie odkryto, gdyż są około 100-razy ciemniejsze niż Ia.
  22. W 2011 r. w Zatoce Meksykańskiej znaleziono dwugłowego rekina tępogłowego (Carcharhinus leucas). Dotąd z dwiema głowami spotykano się wyłącznie u innych gatunków rekinów, np. żarłaczy błękitnych czy szarych, a i to bardzo rzadko (naukowcy wspominają o ok. 6 raportach na ten temat). To jeden z tych interesujących i rzadko wykrywanych fenomenów. Dobrze, że go udokumentowaliśmy [...], ale przed wyciągnięciem wniosków dotyczących przyczyny trzeba by zgromadzić więcej danych - wyjaśnia prof. Michael Wagner z Uniwersytetu Stanowego Michigan (MSU). Zwykle osobniki z takim wadami rozwojowymi umierają wkrótce po urodzeniu, co wyjaśnia, czemu prawie się ich nie widuje. Tutaj naukowcy zyskali materiał do badań dzięki rybakowi, który 7 kwietnia 2011 r. natknął się na dwugłowy płód, patrosząc złowioną samicę (w macicy znajdował się też jeszcze jeden, tym razem prawidłowo zbudowany osobnik). Najpierw młode trafiło do biologów morskich z Florida Keys Community College. Później zajęli się nim specjaliści z MSU. Zespół Wagnera przeprowadził rezonans magnetyczny. Na zdjęciach widać było dwie głowy, dwa serca i dwa żołądki. Z tyłu (za obręczą piersiową) znajdował się pojedynczy ogon. Spotykamy się z o wiele większą liczbą dwugłowych jaszczurek, żółwi oraz węży. Dzieje się tak, bo gady te są często rozmnażane w niewoli [...] i jest na nie popyt. Naszemu C. leucas trudno by było przeżyć, bo przy jego anatomii nie ma mowy o skoordynowanej ucieczce przed drapieżnikami czy poszukiwaniu pokarmu. Poza tym osobnik był mały, bo rozwój 2 głów pochłonął większość dostępnej energii. Wagner ma nadzieję, że opisanie tego typu zniekształceń u rekinów pozwoli lepiej zrozumieć ludzkie wady rozwojowe.
  23. Ziemniaki, zielona papryka, pomidory czy tymianek to tylko niektóre z warzyw i ziół, które są coraz częściej uprawiane.. na Grenlandii. Inuici mówią, że renifery są coraz tłustsze, co wynika z większej ilości dostępnych roślin. W poszukiwaniu ziół nie muszą zaś wybierać się tak daleko, jak kiedyś. Kim Ernst, który prowadzi na Grenlandii restaurację, mówił reporterom Reutera, że wyhodował nawet własne truskawki. Gdy po raz pierwszy tu przyjechałem w 1999 roku,nikt nawetnie marzył o takich rzeczach. Teraz jednak lato jest coraz cieplejsze i dłuższe - stwierdził. Latem w stolicy Nuuk sprzedawane są lokalne warzywa, na południu Grenlandii farmy owiec rozszerzają swoje tereny, a rząd powołał specjalną komisję, która ma pomóc lokalnym rolnikom w zwiększeniu plonów. Zmiany widoczne są gołym okiem. W 2012 roku na Grenlandii wyprodukowano ponad 100 ton ziemniaków. To dwukrotnie więcej niż w roku 2008. Eksperci spodziewają się, że w roku 2013 produkcja warzyw będzie dwukrotnie większa niż w roku ubiegłym. Globalne ocieplenie może tez, zdaniem lokalnych polityków, doprowadzić do znaczących zmian politycznych. Zwiększanie się produkcji rolnej Grenlandii oznacza zmniejszanie zależności od Danii. Obecnie wyspa, której powierzchnia wynosi 2,16 miliona kilometrów kwadratowych, jest uzależniona od pieniędzy z Kopenhagi. Rocznie otrzymuje stamtąd równowartość 600 milionów USD, co stanowi połowę budżetu wyspy. Jednak dzięki ociepleniu zwiększa się produkcja rolna, spodziewany jest też boom na wydobycie surowców. To może tylko wzmonić partie domagające się niepodległości. Na południu Grenlandii są teraz olbrzymie obszary, na których można uprawiać rośliny. Najbardziej skorzystały na tym ziemniaki, ale również kabaczki bardzo dobrze się udają - mówi Josephine Nymand z Greenland Institute of Natural Resources. O zachodzących zmianach może też świadczyć historia Stena Erika Lanstrupa Pedersena. Pierwsze ziemianki wyhodował on w pobliżu Nuuk w 1976 roku. Przez ostatnich kilkadziesiąt lat obserwował, co dzieje się w przyrodzie. Mówi, że teraz może siać i sadzić o dwa tygodnie wcześniej, a zbierać o trzy tygodnie później niż jeszcze dekadę temu. Obecnie Langstrup Pedersen uprawia 23 różne warzywa, w tym fasolkę, groszek, zioła i truskawki. Przed dziesięcioma laty mógł uprawiać tylko 15. Jednak nie wszystkie zmiany są korzystne dla Grenlandii. Od kilku lat na wyspie notuje się coraz mniejsze opady. Niewykluczone, że w niedalekiej przyszłości konieczne będzie podjęcie prac irygacyjnych. Z kolei w ubiegłym roku nagła powódź - być może spowodowana przez szybko topniejący lodowiec - zniszczyła jedyny most łączący restaurację Ernsta z lotniskiem. Jako, że miało to miejsce w szczycie sezonu turystycznego, restaurator poniósł duże straty. To pokazuje mieszkańcom Grenlandii, że zmiana klimatu nie wiąże się tylko i wyłącznie z korzyściami.
  24. Zamieszczanie w Sieci gniewnych czy negatywnych postów przynosi chwilową ulgę, ale na dłuższą metę tylko nasila frustrację i sprzyja nieprzystosowawczemu wyrażaniu złości. Warto to mieć na uwadze, zważywszy, że inne badanie tej samej ekipy wykazało, że zarówno pisanie własnych, jak i czytanie czyichś utyskiwań prowadzi do pogorszenia nastroju. Prof. Ryan Martin z University of Wisconsin-Green Bay, główny autor artykułu z pisma Cyberpsychology, Behavior, and Social Networking, podkreśla, że wyrzucanie z siebie uczuć online przypomina gaszenie pożaru benzyną, bo "Internet uwydatnia agresję bardziej niż cokolwiek innego". Choć Martin przyglądał się wyłącznie witrynom do narzekania (tzw. rant websites), uważa, że jego spostrzeżenia odnoszą się również do serwisów społecznościowych, informacyjnych czy blogów. Połączenie anonimowości i dystansu społecznego eliminuje zahamowania. Strony działające na zasadzie "worka bokserskiego" wzmacniają szkodliwe zachowania, przekonując, że natychmiastowe wyrzucanie wszystkiego z siebie (venting) jest zdrową i przystosowawczą metodą radzenia sobie z gniewem. Niestety, prawda wygląda nieco inaczej... W ramach pierwszego studium psycholodzy wybrali 4 popularne witryny do krytykowania, a następnie zamieścili na nich ankietę, obiecując wylosowanie wśród uczestników bonu o wartości 50 dolarów. Sondaż miał pomóc w ocenie nasilenia odczuwanego przez internautów gniewu. Analizowano także, jak badani go wyrażają i jakie są tego ewentualne konsekwencje. Uczestnicy eksperymentu mieli od 14 do 54 lat. Dwudziestojednoosobową większość stanowili mężczyźni, akademikom udało się też jednak dotrzeć do 11 kobiet. Średnio badani odwiedzali ulubioną stronę 1-3 razy w miesiącu, a przeciętna wizyta kończyła się po 11-15 min. Dociekliwi naukowcy pytali o motywy odwiedzin i o emocje pojawiające się po utyskiwaniu. Ok. 78% ochotników kierowało się ciekawością. Okazało się też, że po wyrażeniu opinii 75% ankietowanych odczuwało ulgę. Większości zależało na potwierdzeniu słuszności przekonań w komentarzach pod postem. Do uczestnictwa w 2. studium zwerbowano studentów. Średnia wieku wyniosła 19 lat. Po wypełnieniu kwestionariusza dot. emocji (nasilenia szczęścia, smutku, złości i strachu) ochotnicy mieli przez 5 min czytać wpisy z witryn do narzekania. Później dawano im 5 min na sporządzenie własnego anonimowego posta. Na końcu powracano do kwestionariusza z początku eksperymentu. Wyjaśniając, czemu ludzie uciekają się do opisywanych zachowań, Amerykanin powołał się na 3. studium. Wg niego, siłą napędową online'owego narzekania bywa bezsilność. Ludzie chcą czuć, że coś robią i sądzą, że pisanie o tym, co komu leży na sercu, może pomóc. Martin zaznacza, że nie ma niczego złego w byciu złym, ale lepiej skupić się na rozwiązaniu problemu.
  25. Herodot wspominał, że mumifikatorzy ze starożytnego Egiptu inaczej traktowali przedstawicieli różnych klas. Narządy bogatszych miały być usuwane przez otwór w powłokach brzusznych, podczas gdy u biedniejszych optowano ponoć za trawieniem za pomocą olejku cedrowego. Starożytny historyk sugerował też, że serce zawsze pozostawiano w klatce piersiowej. Najnowsze badanie duetu z Uniwersytetu Zachodniego Ontario zadaje kłam tym twierdzeniom. Okazuje się bowiem, że w mumiach często nie ma serca, a zmarłych cięto bez względu na pozycję i majętność. Andrew Wade i Andrew Nelson postanowili podejść do twórczości starożytnych historyków Herodota i Diodora Sycylijskiego jak do relacji współczesnych turystów (trudno bowiem założyć, że pilnie strzegący tajemnic fachu balsamiści nagle otworzyli się przed kimś obcym). Niedowiarkowie przejrzeli literaturę i zdobyli dane nt. 150 mumii z różnych czasów: od okresu predynastycznego po bizantyjsko-koptyjski. Dodatkowo 7 mumii zrekonstruowano na podstawie zdjęć z tomografii komputerowej. Okazało się, że u biednych i bogatych najczęściej wykonywano nacięcie przezbrzuszne. Naukowcy znaleźli też jedną różnicę: u przedstawicieli elity uciekano się czasem do usuwania organów przez otwór w odbycie. Co istotne, nie wydaje się, by balsamiści w ogóle korzystali z olejku cedrowego. Tylko u 1/4 mumii znaleziono serce. Ponieważ w pewnym momencie klasa średnia uzyskała dostęp do mumifikacji, zostawiając serce, można było próbować odróżnić rządzących od rządzonych. Choć Herodot sugerował, że mózgi usuwano i wyrzucano, nadal znajdowały się one w czaszkach ok. 1/5 mumii.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...