-
Liczba zawartości
37610 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Ostatnie przygotowania do misji marsjańskiej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
NASA przygotowuje się do kolejnej misji marsjańskiej. W ubiegłym piątek do Kennedy Spce Center na Florydzie przybył satelita MAVEN (Mars Atmosphere and Volatile Evolution). Urządzenie umieszczono w cleanroomie, gdzie przechodzi ostatnie przygotowania. Specjaliści przeprowadzą szczegółowe testy i dostarczą paliwo do pojazdu. Później MAVEN trafi na stanowisko startowe. Dwudziestodniowe okienko startowe do misji na Marsa otworzy się 18 listopada. MAVEN to pierwszy pojazd, którego zadaniem jest zebranie szczegółowych danych na temat górnych warstw atmosfery Marsa. Naukowcy mają nadzieję, że dostarczone przez niego informacje pozwolą wyjaśnić historię klimatu Czerwonej Planety. Uczeni chcą się dowiedzieć, jak to się stało, że Mars jest obenie zimną, pustynną planetą. Jesteśmy bardzo podeksctyowani i dumni, że dostarczyliśmy pojazd zgodnie z planem. Jednak najważniejsze etapy pracy jeszcze przed nami. Mocno wierzę, że nasz zespół wywiąże się ze swoich zadań. Teraz rozpoczynamy ostatnią fazę przygotowań do startu - mówi David Mitchell z Goddard Space Flight Center, odpowiedzialny za projekt MAVEN. Eksperci przez cały weekend badali MAVENA, by w końcu stwierdzić, że jest on w doskonałym stanie. Pojazd został wyjęty z kontenera i bezpiecznie ustawiony w cleanroomie. Przez najbliższy tydzień będą doń mocowane elementy, które zdjęto na czas transportu. Później rozpoczną się testy, w czasie których sprawdzone zostanie m.in. oprogramowania i panele słoneczne. Planowana na rok misja MAVENA rozpocznie się we wrześniu 2014 roku, gdy pojazd trafi na orbitę Marsa. -
Podczas wykopalisk prowadzonych w Jerozolimie przed budową restauracji Izraelska Służba Starożytności zbadano wielki szpital z okresu wypraw krzyżowych. W swoich czasach był on największym szpitalem na Środkowym Wschodzie. Budowla znajduje się w samym sercu dzielnicy chrześcijańskiej Starego Miasta, a konkretnie w pobliżu ulicy Dawida. Archeolodzy odsłonili tylko fragment przybytku i szacują, że całość ma powierzchnię ok. 15 tys. m2. Charakterystycznymi cechami ponad 6-m konstrukcji są masywne kolumny oraz sklepienie żebrowe. Do niedawna budynek spełniał funkcje targu owocowo-warzywnego. Po jakimś czasie od opuszczenia Grand Bazaar Company zasygnalizowała, że chciałaby go odnowić i otworzyć tu restaurację. Wiedzę o szpitalu czerpano z dokumentów historycznych. Większość z nich spisano po łacinie. Wspominały one o szpitalu tak dużym i tak zorganizowanym jak jego dzisiejszy odpowiednik. Został on założony przez zakon szpitalników św. Jana z Jerozolimy - wyjaśniają dyrektorzy wykopalisk Renee Forestany i Amit Re'em. Szpital składał się z różnych skrzydeł i oddziałów. W razie potrzeby jednostka mogła przyjąć do 2 tys. pacjentów. Szpitalnicy leczyli wyznawców wszystkich religii (tak kobiety, jak i mężczyzn). Istnieją nawet wzmianki o tym, że upewniano się, że wyznawcom judaizmu podano koszerną strawę. Szpitalnicy byli jednak na bakier z zasadami medyczno-sanitarnymi. Naoczny świadek wspominał np. o amputowaniu nogi z powodu zakażenia małej rany. Pacjent, niestety, zmarł. Znaczącą rolę w zakładaniu szpitala i nauczaniu odegrali Arabowie. Przy szpitalu działał również sierociniec. Kobiety, które nie chciały dzieci, mogły przyjść z zasłoniętą głową i przekazać niemowlęta personelowi. W owych czasach, gdy urodziły się bliźnięta, jedno z dzieci często trafiało do sierocińca. Po osiągnięciu dorosłości wychowanek rozpoczynał służbę dla zakonu. Po przegranej krzyżowców Saladyn odnowił budowlę. Zgodził się, by 10 zakonników zostało i służyło społeczności Jerozolimy. W 1457 r. szpital zawalił się w wyniku trzęsienia ziemi. W średniowieczu w części konstrukcji urządzono stajnie. Podczas wykopalisk archeolodzy natrafili na kości koni i wielbłądów oraz duże ilości metalu do produkcji podków.
-
Samsung rozpoczął masową produkcję pierwszych układów 3D Vertical NAND (V-NAND). Nowe rozwiązanie pozwala na pokonanie ograniczeń skalowania pojemności obecnie wykorzystywanych NAND. Układy Samsunga pozwolą na zapisywanie do 128 gigabitów danych w pojedynczej kości. Stało się to możliwe dzięki wykorzystaniu zmodyfikowanej technologii Charge Trap Flash (CTF) oraz nowatorskiej technice pionowych połączeń poszczególnych warstw komórek pamięci. Technologia CTF została opracowana przez Samsunga już w 2006 roku. Wykorzystuje ona nieprzewodzącą warstwę azotku krzemu, w której tymczasowo przechowywany jest ładunek elektryczny. To rozwiązanie alternatywne wobec zastosowania pływającej bramki zapobiega interferencji pomiędzy sąsiadującymi ze sobą komórkami pamięci. Dostosowanie CTF do wymogów architektury 3D znacznie zwiększyło stabilność pracy i szybkość układów pamięci. Drugim niezwykle ważnym osiągnięciem jest opracowanie technologii pionowych połączeń, która pozwala na ułożenie na sobie do 24 warstw komórek pamięci. Przedstawiciele Samsunga zapowiadają, że na rozpoczęciu masowej produkcji się nie kończy. Firma będzie prowadziła dalsze badania nad 3D V-NAND, dzięki czemu w przyszłości zaoferuje jeszcze bardziej wydajne i stabilne układy pamięci. Obecnie wartość światowego rynku NAND jest szacowana na około 23,6 miliarda dolarów. Do roku 2016 ma wzrosnąć do 30,8 miliarda USD.
-
Do biblioteki Centre College w Danville w Kentucky wróciła książka, którą wyniesiono lub wypożyczono co najmniej 150 lat temu. Natrafił na nią praktykant przeprowadzający spis książek z sal wystawienniczych Muzeum Jacobsa Halla (mieści się ono w pobliskiej szkole dla niesłyszących). Książkę wydano w 1828 r. Nie ma [jednak] sposobu, żeby sprawdzić, kiedy dokładnie ją wypożyczono/zabrano. Znajdowała się poza biblioteką przez co najmniej 1,5 wieku - twierdzi Stan Campbell, dyrektor usług bibliotecznych Centre College. Pewną wskazówką co do losów drugiego tomu 8-częściowej serii Charlesa Rollina pt. "Starożytne cywilizacje" może być notatka z końca. Postanowienie "Od tego momentu nie będę jeść ani mięsa, ani sosu" opatrzono datą "sierpień 1854 r.". Centre College pomagał w założeniu w kwietniu 1823 r. Kentucky School for the Deaf (wtedy Kentucky Asylum for the Tuition of the Deaf and Dumb). Wielu pierwszych instruktorów ukończyło właśnie tę uczelnię. Niewykluczone, że jeden z nich zabrał ze sobą coś do poczytania...
-
Jeff Bezos, założyciel i dyrektor wykonawczy Amazona kupił dziennik The Washington Post. Jedna z najbardziej szanowanych amerykańskich gazet została własnością Bezosa za 250 milionów dolarów w gotówce. Transakcja nie ma nic wspólnego z Amazonem. Nowy właściciel oświadczył, że nie będzie zajmował się codziennym zarządzaniem tytułem. Uspokoił pracowników gazety twierdząc, że nadal będą zajmowali się tym, co robili dotychczas. Nie wykluczył jednak, że w ciągu najbliższych lat gazetę czekają zmiany. One nadeszłyby i tak, bez względu na to, czy doszłoby do zmiany właściciela. Internet zmienia niemal każdy aspekt przemysłu informacyjnego, skraca cykl istnienia newsa, prowadzi do erozji źródeł przychodów, powoduje pojawienie się nowych rodzajów konkurencji, z których część nie ponosi niemal żadnych kosztów zebrania newsów - mówi. Katharine Weymouth, wydawca i dyrektor wykonawczy The Washington Post, poinformowała pracowników, że zostaje na swoim stanowisku. Transakcja zostanie zamknięta jeszcze w bieżącym roku. Informacja o niej jest sporym zaskoczeniem, gdyż niewiele osób wiedziało, że The Washington Post jest na sprzedaż. Wraz z nim Bezos przejmie też dziennik Express, The Gazette Newspapers, Southern Maryland Newspapers, Fairfax County Times, El Tiempo Latino i Greater Washington Publishing.
-
Podczas prowadzonego przez władze audytu w siedzibie jednej z rosyjskich organizacji antypirackich znaleziono pirackie oprogramowanie. Pracownicy Roscomnadzora wykorzystywali nielegalne kopie programów Autodeska, Corela i Microsoftu. Wartość nielegalnego oprogramowania oceniono na wiele tysięcy dolarów. Śledczy zarekwirowali pięć komputerów. Przedstawiciele Roscomnadzora mówią, że nielegalne oprogramowanie zainstalowano przed wielu laty i podkreślają, że na komputerach kierownictwa nie znaleziono żadnych pirackich programów. Zapewnili też, że obecnie zablokowali swoim pracownikom możliwość instalowania programów na własną rękę. W ubiegłym miesiącu w Rosji, między innymi pod naciskiem Roscomnadzora, przyjęto bardziej surowe prawo autorskie. Organizacja zapowiedziała, że przyjmie każdą kraę, a ze swej strony ukarze pracowników, którzy korzystali z nielegalnego oprogramowania.
-
Przed kilkoma dniami z internetu zniknęła olbrzymia liczba witryn, z którymi można było połączyć się tylko za pośrednictwem TOR. Witryny korzystały z usług Freedom Hosting. To serwis specjalizujący się w zapewnianiu połączeń ze stronami, które chcą pozostać ukryte przed nieuprawnionymi osobami. Wyłączenie wspomnianych witryn ma najprawdopodobniej związek z aresztowaniem w Irlandii Erica Eoina Marquesa. Mężczyzna trafił w ostatni piątek przed sąd, w którym rozpatrywany jest wniosek o jego ekstradycję do USA. Zeznający tam agent FBI opisał Marquesa jako największego na Ziemi dystrybutora dziecięcej pornografii. Przedstawiciele TOR Project oświadczyli, że firma Freedom Hosting nie jest z nimi powiązana. Przypomnieli, że każdy może korzystać z TOR-a i założyć ukrytą witrynę. Nie wiadomo, w jaki sposób śledczy trafili na ślad Marquesa. Jednak od pewnego czasu napastnicy wykorzystują załataną już dziurę w Firefoksie, która umożliwia śledzenie użytkownika korzystającego z sieci TOR. Niewykluczone, że właśnie z tej dziury skorzystało FBI w śledztwie przeciwko osobom rozpowszechniającym materiały pedofilskie. Wiadomo, że witryny obsługiwane przez Freedom Hosting zostały zarażone kodem JavaScript, który wymuszał na Firefoksie wysłanie na serwer strony trzeciej unikatowego identyfikatora użytkownika, który można było powiązać z jego providerem. Analiza kodu wykazała, że został on stworzony przez profesjonalistów, którzy byli w stanie ominąć dzięki niemu zabezpieczenia Windows i zarazić komputer ofiary szkodliwym kodem wysyłającym na serwer w Virginii informacje pozwalające na zidentyfikowanie komputera ofiary.
-
The Depressed Cake Shop to projekt charytatywny agencji Cakehead Loves, który ma zwiększyć świadomość społeczną chorób psychicznych, głównie depresji. W kolejnych miastach Wielkiej Brytanii, a może i świata, będą się na chwilę pojawiać sklepiki sprzedające tylko i wyłącznie szare ciasta oraz ciastka. Odrobinę koloru klient znajdzie dopiero po wgryzieniu się w delicje. Na początku sierpnia (2-4) projekt zadebiutował w Londynie. Również 4 sierpnia stragan zagościł na Letnim Festiwalu Żywności i Rzemiosła w Derby. Miss Cakehead (naprawdę Emma Thomas), dyrektor kreatywna Cakehead Loves, uważa, że szare słodycze będą stanowić świetną platformę do dyskusji. Trwają poszukiwania cukierników, tak profesjonalistów, jak i amatorów, oraz chętnych do zorganizowania eventu. Zgłoszenia są przyjmowane za pośrednictwem strony na Facebooku lub mailowo. Poszczególne sklepiki same zadecydują, jakiej organizacji przekazać zebrane fundusze. Minimalnie dekorowane wypieki mają pokazywać klientom, jak depresja wpływa na zdolność do pracy. Szarości i inne mdłe barwy symbolizują anhedonię chorych. Sporo ciast wyjdzie z piekarnika osób, które na własnej skórze doświadczyły zaburzeń nastroju. W ich przypadku cukiernictwo będzie sposobem na wyrażenie emocji. Agencja Cakehead Loves szuka nawet sponsorów, którzy sfinansują sesje terapeutyczne z pieczeniem. Wśród dotychczasowych propozycji wyróżniają się ciasteczka nieszczęścia od Miss Insomnia Tulip (ta sama blogerka przygotowała w zeszłym roku makaroniki stylizowane na narządy wewnętrzne).
-
W miejscowości Magaluf na Balearach powstał pierwszy na świecie hotel o tematyce związanej z Twitterem. @SolWaveHouse Hotel należy do Meliá Hotels International. Sercem przedsięwzięcia jest #SocialWave. Do uczestnictwa w życiu tej społeczności dopuszczone są tylko osoby łączące się z Internetem za pośrednictwem sieci Wi-Fi hotelu. Po zarejestrowaniu twitterowych kont można już bez przeszkód komunikować się z innymi turystami. Pomysłodawcy projektu pomyśleli też o 2 twitterowych konsjerżach, którzy tylko czekają na wirtualne skinienia gości i zapoczątkowują nowe wątki dyskusyjne. Jak na hotel zakochanych w mediach społecznościowych przystało, twitterowe sugestie znajdują się praktycznie wszędzie. Na minibarkach umieszczono naklejki "Spragniony? Skorzystaj z usługi #FillMyFridge". Na lustrze w łazience przypomina się zaś, że zdjęcia własnego odbicia opatrzone poleceniem #suitecontest pozwalają wygrać dodatkowy tydzień pobytu.
-
Japońscy i niemieccy naukowcy przeprowadzili najszerzej zakrojone w historii aktywności neuronów ludzkiego mózgu. Uczeni wykorzystali japoński superkomputer K. Maszyna wyposażona w 82 944 procesory i 1 petabajt pamięci pracowała przez 40 minut i w tym czasie przeprowadziła symulację 1 sekundy pracy 1,73 miliarda komórek połączonych za pomocą 10,4 biliona synaps. Symulacja objęła zatem 1% rzeczywistych rozmiarów mózgu. Łatwo można obliczyć, że gdyby skalowanie mocy obliczeniowej odbywało się liniowo, to symulowanie pracy 1 sekundy całego mózgu zajęłoby superkomputerowi K ponad 66 godzin. Skoro komputery pracujące w petaskali, takie jak komputer K, są w stanie symulować obecnie 1% ludzkiego mózgu, to oznacza, że będziemy mogli symulować pracę całego mózgu za pomocą komputerów pracujących w eksaskali, które prawdopodobnie pojawią się w kolejnej dekadzie - mówi lider projektu Markus Diesmann. Jednak, jako że mózg jest znacznie bardziej złożonym systemem niż komputer, do jego pełnej symulacji potrzeba nie tylko olbrzymiej mocy obliczeniowej. Nie powinniśmy zatem oczekiwać, że za 10 lat pojawi się komputer zdolny dorównać ludzkiemu mózgowi.
-
Dziś (5 sierpnia) na konferencji prasowej w Londynie przygotowano i zjedzono najdroższego hamburgera świata - przekąska powstała z mięsa z probówki. Smażeniem zajmował się kornwalijski kucharz Richard McGowan. Z daniem z probówki zapoznali się krytycy Hanni Ruetzler i Josh Schonwald. Eksperyment zespołu doktora Marka Posta z Universiteit Maastricht zaczął się od biopsji krowy i wyekstrahowania z próbki mioblastów. By uzyskać formę 14-dag kotleta, wyhodowane po ok. 3 miesiącach włókna mięśniowe (20 tys.) wyciąga się z pożywki, rozcina, prostuje i ściska. Dotychczasowy koszt realizacji projektu wycenia się na 250 tys. euro. Wszystkie wydatki pokrył współzałożyciel Google'a Sergey Brin. Wydarzenie było transmitowane na żywo w Internecie. Publiczna konsumpcja miała pokazać, że jadalne mięso z laboratorium nie jest już domeną naukowego SF. Co więcej, to dobry sposób na ograniczenie wpływu masowej hodowli bydła na środowisko naturalne. Krowy są bardzo nieekonomiczne: potrzebują 100 g białka roślinnego, by wytworzyć zaledwie 15 g białka zwierzęcego. Ponieważ kontrolujemy wszystkie zmienne, z mięsem z probówki możemy zwiększyć wydajność [całego procesu]. Nie zabijamy krowy i nie musimy się przejmować emisją metanu. Holender podkreśla, że ekologiczny wpływ mięsa z laboratorium będzie oceniany na przestrzeni jego całego "cyklu życiowego". Wstępne testy pokazują jednak, że wykorzystanie gruntu i wody zmalało o 90%, a ogólne zużycie prądu o 70%. Na razie hamburger z probówki składa się wyłącznie z białka. Nie ma w nim np. tłuszczu, który odpowiada za unikatowy smak mięsa. Kolejnym krokiem Holendrów ma być zatem dodanie do protein adipocytów. Niewykluczone, że z myślą o miłośnikach steków z "wkładką" w przyszłości w hodowlach znajdą się też komórki kości. Po wszystkim Reutzler powiedziała, że spodziewała się delikatniejszej tekstury. Wg niej, <i>smak był dość intensywny</i>, a burger przypominał mniej soczyste mięso. Austriaczka wyznała również, że brakowało jej soli i pieprzu. McGowan dodał, że sztuczny kotlet był nieco bledszy od swego zwierzęcego odpowiednika, smażył się jednak tak samo. Relacjonując wydarzenie, media ujawniły, że by nadać sztucznemu burgerowi kolor mięsa, posłużono się sokiem z buraków i szafranem.
-
Amerykańska Marynarka Wojenna we współpracy z cywilnymi ekspertami opracowuje plan udostępnienia częstotliwości radarowych na potrzeby cywilnej łączności bezprzewodowej. Wojskowi wykorzystują przyznane im częstotliwości w niewielkiej tylko części, podczas gdy częstotliwości cywilne są niezwykle zatłoczone. Udostępnienie niektórych częstotliwości wojskowych mogłoby doprowadzić do pojawienia się nowych innowacyjnych usług. Na razie US Navy chce przeprowadzić testy z wykorzystaniem radaru AN/SPY 1 znajdującego się na Wallops Island u wybrzeży Wirginii. To potężne urządzenie przeznaczone do wykrywania nadlatujących rakiet i samolotów przeciwnika. Tym razem jednak radar zostanie uruchomiony po to, by odwiedzający wyspę cywilni eksperci mogli podłączyć doń swój sprzęt bezprzewodowy i sprawdzić, jak mogłoby wyglądać korzystanie z takiego sygnału. Uruchomimy sprzęt LTE i zbadamy wpływ radaru na sygnał LTE - mówi Jeff Reed, dyrektor centrum badań nad łącznością bezprzewodową na Virginia Tech. Pierwszymi beneficjentami udostępnienia wojskowych urządzeń będą szpitale i służby ratunkowe, które mogły by uruchomić sieci 4G LTE poza ofertą komercyjnych telekomów. To wielka sprawa. Większość federalnego spektrum jest używana przez jakieś radary, ale wiele tych systemów jest rzadko włączanych - mówi Vanu Bose, prezes firmy Vanu, która na zlecenie produkuje sprzęt telekomunikacyjny. Próby z częstotliwościami wojskowymi przypominają nieco pomysł z wolnymi częstotliwościami przydzielonymi telewizji. Jednak widać też i zasadnicze różnice. W zasięgu częstotliwości radarowych mieszka 60% Amerykanów i z pasm tych można by korzystać również w dużych miastach, tam, gdzie problemy z wolnymi częstotliwościami są największe. Trzeba też pamiętać, że udostępnianie pasm radarów będzie trudniejsze niż udostępnienie pasma telewizyjnego. Wiele systemów radarowych to urządzenia ruchome, znajdujące się np. na okrętach US Navy. A wojskowi niekoniecznie chcieliby na bieżąco zdradzać pozycje swoich urządzeń. Obawy uspokaja jednak Peter Stanforth z firmy Spectrum Bridge. Mówi, że istnieją sposoby na ukrycie położenia radaru udostępniającego częstotliwość. Poza tym, zauważa, już obecnie można wykorzystać specjalne czuniki wykrywające transmisję w wojskowym paśmie 3,55-3,65 GHz. Obecnie znalezienie takiego sygnału daje pewność, że jest on nadawany z urządzenia wojskowego. Jeśli pasmo zostanie udostępnione, nie będzie wiadomo, czy nadaje urządzenie wojskowe czy cywilne. Po przeprowadzniu wszystkich niezbędnych testów do pracy przystąpi Federalna Komisja Komunikacji (FCC), która będzie musiała opracować dokument opisujący warunki wykorzystywania wojskowego pasma. Wydanie takiego dokumentu zajmie co najmniej rok.
-
Psychoterapia przez Internet jest co najmniej tak samo skuteczna, jak konwencjonalna terapia prowadzona twarzą w twarz. Trzy miesiące po zakończeniu serii sesji pacjenci z grupy online'owej przejawiają nawet mniej objawów. Bazując na wcześniejszych studiach, naukowcy z Uniwersytetu w Zurychu podejrzewali, że terapia internetowa i tradycyjna dają podobne rezultaty. By sprawdzić, czy tak rzeczywiście jest, przeprowadzono eksperyment. Sześciu specjalistów leczyło 62 chorych (większość pacjentów cierpiała na umiarkowaną depresję). W wyniku losowania 32 osoby trafiły do grupy z interwencją internetową, a 30 do grupy z interwencją twarzą w twarz. W obu przypadkach terapia składała się z 8 sesji. Psycholodzy stosowali techniki typowe dla terapii poznawczo-behawioralnej, gdzie zadania można wykonywać ustnie lub pisemnie. Podczas sesji osoby leczone online realizowały pisemnie jedno wyznaczone wcześniej zadanie, np. kwestionowały negatywny obraz siebie. Pacjenci tradycyjni zajmowali się tym samym na spotkaniu z terapeutą. Efektywność leczenia oceniano głównie na podstawie wyników w Inwentarzu Depresji Becka II (BDI II). Dodatkowo brano pod uwagę wyobrażenia samobójcze, lęk, poczucie beznadziejności i automatyczne myślenie negatywne. W obu grupach wskaźniki depresji znacząco spadły - podkreśla prof. Andreas Maercker. Pod koniec eksperymentu depresji nie można było zdiagnozować u 53% grupy online'owej i 50% grupy tradycyjnej. Po 3 miesiącach od ukończenia leczenia różnica stała się jeszcze bardziej widoczna: depresji nie dało się stwierdzić u 57% grupy internetowej i 42% grupy spotykającej się z terapeutą. Przedstawiciele obu grup byli w podobnym stopniu zadowoleni z leczenia i działań terapeutów. Kontakt z psychologiem był uznawany za osobisty przez 96% grupy online'owej i 91% grupy konwencjonalnej. Pacjenci internetowi intensywnie korzystali z korespondencji z terapeutą (twierdzili, że wracali zarówno do listów od psychologów, jak i do swoich zadań).
-
Wszystko wskazuje na to, że samochody elektryczne na dobre zadomowiły się na rynku motoryzacyjnym i będą zdobywały coraz większą popularność. Pojazdy są coraz tańsze i charakteryzują się coraz lepszymi parametrami. Pierwszym masowo dostępnym samochodem elektrycznym w ciągu ostatnich dziesięcioleci był GM EV1. Pojazd zadebiutował w 1996 roku, korzystał z akumulatora kwasowo-ołowiowego o pojemności 18,7 kWh, który ważył niemal 600 kilogramów. Akumulator pozwalał na przejechanie 88-150 kilometrów bez konieczności ponownego ładowania. W przeliczeniu na dzisiejsze ceny GM EV1 kosztował 49 350 USD. W ostatnim czasie popularnym pojazdem elektrycznym jest Nissan Leaf. Jego tegoroczna wersja korzysta z akumulatorów litowo-jonowych o pojemności 24 kWh i wadze 274 kilogramów, które pozwalają na przebycie 120 kilometrów. Samochód sprzedawny jest za 28 800 USD. Największym rynkiem dla samochodów elektrycznych są Stany Zjednoczone. W ubiegłym roku sprzedano tam ponad 71 000 tego typu pojazdów. Japończycy kupili niemal 45 000 samochodów elektrycznych, Francuzi 20 000, mieszkańcy Chin nabyli ponad 11 500 takich pojazdów, a Wielkiej Brytanii - nieco ponad 8000. Ceny zamochodów elektrycznych szybko spadają. Jeszcze w 2008 roku za każdą kilowatogodzinę pojemności akumulatora trzeba było zapłaciś średnio 1000 dolarów, w roku 2012 cena ta spadła to 485 USD. Pojazdy elektryczne są znacznie bardziej przyjazne dla środowiska niż inne samochody. Średnia emisja CO2 na każdy przejechany kilometr wynosi 244 gramy dla pojazdów spalinowych, 174 gramy dla hybryd podłączanych do sieci elektrycznej, 160 gramów dla hybryd i 152 gramy dla pojazdów elektrycznych. Pierwszy samochód elektryczny powstał w 1888 roku, a jego twórcą był niemiecki inżynier Andreas Flocken. W 1897 roku po Nowym Jorku zaczęły jeździć elektryczne taksówki. Pojazdy napędzane prądem powoli zdobywały sobie popularność. W 1912 roku na całym świecie jeździło 30 000 takich samochodów. Jednak już dwadzieścia lat później, w latach 30. ubiegłego roku, samochody elektryczne stały się przestarzałe. Zostały wyparte przez tanie samochody z napędem spalinowym. Dopiero po kilkudziesięciu latach GM opracował elektryczny EV1 i zaczął go leasingować. Rok później na rynek trafiła pierwsza komercyjna hybryda, Toyota Prius. Pojazdy elektryczne potrzebowały około dekady, by zainteresować szerokie rzecze klientów. W 2011 roku na świecie było 50 000 takich samochodów. Rok później światowa flota pojazdów elektrycznych liczyła już ponad 180 000 sztuk.
-
Mówiący robot leci na Międzynarodową Stację Kosmiczną
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Japończycy wystrzelili na orbitę pierwszego mówiącego robota Kirobo. Maszyna dotrze na Międzynarodową Stację Kosmiczną 9 sierpnia. Humanoid wyruszył w podróż z Centrum Lotów Kosmicznych Tanegashima. Zapakowany w pudełko trafił na pokład bezzałogowego transportowego statku kosmicznego HTV, który przewozi m.in. wodę, pożywienie i ubrania dla 6 stałych członków załogi ISS. Japońska Agencja Eksploracji Kosmosu (JAXA) transmitowała operację w Internecie. Imię Kirobo pochodzi od 2 japońskich słów: nadzieja i robot. Maszyna waży ok. 1 kg i mierzy 34 cm. Jej twórcy inspirowali się wyglądem bohatera mangi Astro Boya. Humanoid ma stanowić wsparcie dla Kōichiego Wakaty, który podczas 39. misji będzie pierwszym japońskim komandorem Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Kiroba będzie z nim rozmawiać w ojczystym języku. Dodatkowo przechowa zapis wszystkich konwersacji. Do jego zadań będzie ponadto należeć przekazywanie człowiekowi wiadomości z centrum kontroli lotów. Pierwsze spotkanie, do którego dojdzie na przełomie listopada i grudnia, powinno przebiec gładko, bo android dysponuje modułem rozpoznawania twarzy Wakaty. "Panowie" nie mogli polecieć razem, bo w kapsule Sojuza nie ma wystarczająco dużo miejsca. Projektant robota Tomotaka Takahashi podkreśla, że najtrudniejszym etapem prac było dostosowanie maszyny do warunków kosmicznych. Kirobo przeszedł jednak pomyślnie 9-miesięczne testy. By łatwiej było rozwiązywać problemy (z) Kirobo, na Ziemi pozostał jego bliźniak Mirata. Kirobo Project to wspólne przedsięwzięcie Toyota Motor Corporation (TMC), Centrum Badawczego Zaawansowanej Nauki i Technologii Uniwersytetu Tokijskiego (RCAST) oraz Robo Garage. RCAST i Robot Garage odpowiadały za rozwój sprzętu i ruchów mechanicznych, a Toyota użyczyła najnowszego oprogramowania do rozpoznawania głosu. Za stronę PR-ową odpowiadała agencja Densu Pierwszą kosmiczną przemowę Kirobo zaplanowano na sierpień-wrzesień, zaś pierwsza rozmowa robota i Wakaty powinna się odbyć w grudniu. Jako pierwszy na Ziemię powróci komandor (nastąpi to pod koniec 1. połowy przyszłego roku). Kirobo pomieszka na orbicie do grudnia 2014 r. -
W Stanach Zjednoczonych odkryto pozostałości najstarszego osiedla założonego przez kolonizatorów w interiorze Ameryki Północnej. W 1567 roku kapitan Juan Pardo i prowadzeni przezeń ludzie założyli u podnóża Appalachów fort San Juan. Powstał on niemal 20 lat wcześniej niż "zaginiona kolonia" Roanoke Waltera Raleigha i 40 lat wcześniej niż pierwsza stała kolonia brytyjska - Jamestown. San Juan i sześć innych fortów rozciągało się od wybrzeża Południowej Karoliny do wschodniej części Tennessee. Przetrwały one mniej niż 18 miesięcy. Indianie zniszczyli je i zabili wszystkich hiszpańskich żołnierzy z wyjątkiem jednego - mówi profesor archeologii Robin Beck z Univeristy of Michigan. Beck wraz z kolegami z Tulane University i Warren Wilson College prowadzi wykopaliska w pobliżu miasta Morganton, położonego na zachodzie Północnej Karoliny, w odległości około 450 kilometrów od Oceanu Atlantyckiego. W przeszłości w miejscu wykopalisk istniało indiańskie miasto Joara, wzniesione przez przedstawicieli kultury Mississippi, która kwitła w południowo-wschodniej części USA w latach 800-1500. Kultura ta, zwana również kulturą budowniczych kopców świątynnych, to najpóźniejsza z kultur budowniczych kopców. Uczeni wiedzą, że jej przedstawiciele budowali miasta, a społeczeństwo było zorganizowane w formę pośrednią pomiędzy plemienną a państwową. Już w 2004 roku Beck i jego współpracownicy odkopali domy z Joary, które zajęli hiszpańscy żołnierze. Kapitan Pardo nazwał tę kolonię Cuenca. Dotychczas jednak nie udało się trafić na ślad wybudowanego przez Hiszpanów fortu. Dopiero niedawno, gdy archeolodzy postanowili zbadać jeden z kopców, o których sądzili, że jest tworem kultury Mississippi, natrafili na fort. Dzięki nowoczesnej technice archeologom udało się zidentyfikować fosę, narożny bastion oraz bramę wejściową. Przeprowadzone w fosie wykopaliska ujawniły, że jej przekrój miał kształt litery V, liczyła sobie 1,7 metra głębokości i 4,5 metra szerokości. W fosie znaleziono żelazne gwoździe, pinezki, hiszpańską ceramikę oraz haczyk używany przy ubraniach i do mocowania pochwy szabli u pasa. Kapitan Juan Pardo chciał skolonizować południe Ameryki Północnej. Nie był jednak pierwszym, który podjął się tego zadania. Nieco ubiegł go admirał Pedro Menéndez de Avilés, który w 1565 roku na Florydzie założył miasto St. Augustine. Przez kolejnych 200 lat było ono stolicą Florydy. W 1566 założył kolonię Santa Elena, która powstała w miejsce zdobytej przez Menéndeza pierwszej francuskiej kolonii na terenie obecnych Stanów Zjednoczonych, La Caroline. Juanowi Pardo przypadło w udziale założenie pierwszych siedzib kolonistów wewnątrz kontynentu. Fort San Juan jest pierwszą z nich. Jest to też jedyny fort Pardo, który udało się odnaleźć.
-
Administracja prezydenta Obamy zawetowała decyzję amerykańskiej Komisji Handlu Międzynarodowego (ITC), która zabroniła importu niektórych produktów Apple'a do Stanów Zjednoczonych. Komisja uznała, że produkty te naruszają patent Samsunga. Przedstawiciele amerykańskiego rządu uznali, że nałożony przez ITC zakaz jest sprzeczny z interesem publicznym. Urzędnicy stwierdzili, że podstawowe patenty opisujące standardy technologiczne mogą być używane do szkodzenia konkurencji. Dlatego też unieważnili wyrok ITC. Samsung złożył skargę do Komisji przed niemal dwoma laty. W czerwcu bieżącego roku Komisja uznała, że produkty produkty Apple'a - rozprowadzane prez AT&T telefony iPhone 4, iPhone 3GS, iPhone 3, iPad 3G oraz iPad 2 3G - naruszają jeden z patentów. Administracja oświadczyła jednak, że obali te wyroki ITC, które będą sprzeczne z polityką i interesem publicznym USA. Zaznaczyła przy tym, że Samsung może walczyć o swoje w sądzie.
-
Zespół z Uniwersytetu Stanowego Karoliny Północnej opracował nową technikę tworzenia wzorów w hydrożelach. Naukowcy nazwali ją wspomaganym elektrycznie drukowaniem jonowym. Dr Michael Dickey twierdzi, że dzięki niej mogą powstać nowe technologie z zakresu miękkiej robotyki, które pozwolą naśladować systemy biologiczne i będą działać w środowisku wodnym. W bliższej przyszłości powinna ona znaleźć zastosowanie np. w dostarczaniu leków bądź tworzeniu rusztowań tkankowych i kierowaniu wzrostem komórek w trójwymiarze - dodaje dr Orlin Velev. Podczas eksperymentów badacze wykorzystali elektrodę miedzianą. Po przyłożeniu prądu doszło do zlokalizowanego kompleksowania jonów miedzi w żelu. Kationy związały się z naładowanymi ujemnie fragmentami sieci polimerowej hydrożelu i w ten sposób powstał wzór ze sztywniejszego materiału. Amerykanie ustalili, że w wodzie utrzymywał się on nawet przez parę miesięcy. Autorzy artykułu z Nature Communications zauważyli, że drukowanie jonowe wywoływało czasem naprężenia prowadzące do szybkich ruchów. Wiązania między cząsteczkami polimeru a kationami miedzi przybliżają do siebie włókna polimerowe, przez co hydrożel się wygina. Im więcej jonów wprowadzimy do hydrożelu, przepuszczając przez elektrodę prąd, tym silniejsze wygięcie uzyskamy - wyjaśnia Velev. W kolejnym etapie akademicy wycięli z hydrożelu (pNaAc) obiekt w kształcie litery V. Podnieśli za jego pomocą 0,1-g sześcian z poli(dimetylosiloksanu). Do zaciśnięcia szczypczyków dochodziło po wprowadzeniu kationów miedzi w dolną część litery V. Po zastosowaniu pola elektrycznego o przeciwnym zwrocie uchwyt się rozluźniał. Ostatnim zadaniem było uzyskanie chwytaka. W kawałku hydrożelu o kształcie litery X tworzono wzór. Po zanurzeniu w etanolu niezadrukowana część się kurczyła. Ponieważ część ze wzorem była sztywniejsza od reszty żelu, iks zamykał się na kostce z poli(dimetylosiloksanu) jak płatki kwiatu. Zespół tłumaczy, że jonodrukowany wzór działał jak kierujący ruchami egzoszkielet. Po zanurzeniu w wodzie żel powracał do pierwotnego kształtu.
-
Grzywna za zniszczenie świętego miejsca Aborygenów
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Kompania górnicza OM Manganese została skazana na karę grzywny za zbezczeszczenie świętego miejsca ludu Kunapa. To pierwszy taki przypadek w sądownictwie australijskim. W lipcu 2011 r. firma doprowadziła do zawalenia części skały zwanej Dwiema Siedzącymi Kobietami (Two Women Sitting Down). Zniszczeniu uległa m.in. charakterystyczna wychodnia - Głowa Konia. Firmie pozwolono operować w tej okolicy, ale miała się ona trzymać z dala od świętych miejsc Aborygenów. Choć na początku 2011 r. OM Manganese informowano o pęknięciach w skałach, górnicy i tak zdecydowali się na użycie materiałów wybuchowych w pobliżu stanowiska. Jak wyjaśnia dr Ben Scamvary z Urzędu Ochrony Terenów Aborygeńskich (Aboriginal Areas Protection Authority), ze zniszczonym miejscem wiąże się legenda. Opowiada ona o walce jamraja z przypominającym szczura torbaczem. Choć dzisiaj ciemny kolor kojarzy się głównie z rudami manganu, dla Aborygenów to skutek przelewu krwi tych dwóch zwierząt. Reprezentant firmy OM Holdings, która jest właścicielem OM Manganese, przeprosił rdzennych mieszkańców Australii. Podkreślił, że kompania nigdy nie zamierzała uszkodzić, zniszczyć czy znieważyć świętego stanowiska. Zgodnie z orzeczeniem sądu magistrackiego w Darwin, spółka musi zapłacić 150 tys. AUD grzywny. -
Z artykułu w Science dowiadujemy się o niezwykle interesującym osiągnięciu uczonych pracujących pod kierunkiem profesora Dana Li z australijskiego Monash University. Specjaliści opracowali nową technikę produkcji grafenowych superkondensatorów. Tradycyjne superkondensatory produkowane są zwykle z bardzo porowatego węgla i płynnego elektrolitu. Charakteryzuje je niezwykle długi okres życia oraz możliwość ładowania w ciągu sekund. Ich olbrzymią wadą jest natomiast niska gęstość energetyczna. Przechowują bardzo mało energii - zaledwie 5-8 watogodzin - na każdy litr objętości. A to oznacza, że muszą być albo bardzo duże, albo często trzeba je ładowac. Zespół profesora Li skonstruował superkondensator o pojemności 60 Wh/litr. Dorównuje on zatem tradycyjnemu akumulatorowi kwasowo-ołowiowemu. Do budowy superkondensatora Australijczycy wykorzystali opracowany przez siebie wcześniej grafenowy żel, a płynny elektrolit został użyty do kontrolowania odległości pomiędzy płachtami grafenu. Elektrolit miał zatem podwójne zadanie do wykonania - musiał utrzymać minimalną odległość pomiędzy fragmentami grafenu i przekazywać energię. W ten sposób zwiększono gęstość superkondensatora. Stworzyliśmy makroskopowy materiał grafenowy, który jest krokiem naprzód w stosunku do tego, co osiągnięto dotychczas. Jesteśmy bardzo blisko przejścia do etapu komercyjnego rozwoju - mówi profesor Li. Superkondensatory można będzie wykorzystać zarówno w samochodach elektrycznych jak i w energetyce odnawialnej.
-
Mężczyźni, którzy przeżyli holokaust, żyją dłużej niż panowie, którzy nie mają za sobą takich doświadczeń. W PLOS One ukazały się wyniki badań przeprowadzonych przez uczonych z Uniwersytetu w Hajfie i holenderskiego Uniwersytetu Leiden. Izraelscy i holenderscy naukowcy jako pierwsi przejrzeli dostępne dane dotyczące wszystkich polskich Żydów, którzy po II wojnie światowej wyemigrowali do Izraela. Wyniki badań zaskoczyły specjalistów. Ci,którzy przeżyli holokaust przeszli nie tylko olbrzymią psychologiczną traumę, ale doświadczyli też głodu, niedożywienia, braku higieny i dostępu do pomocy medycznej, przez co sądziliśmy, że wpłynęło to niekorzystnie na ich zdrowie i skróciło życie. Niespodziewanie okazało się, że nasze badania wskazują na hart i wytrzymałość ludzkiego ducha - mówi profesor Avi Sagi-Schwartz z Uniwersytetu w Hajfie. Od dawna wiadomno, że traumatyczne doświadczenia mogą skrócić życie. Znaleziono też dowody, że takie przeżycia prowadzą do skrócenia telomeerów w DNA, a ich długość jest powiązana z długością życia. Właśnie z tego względu izraelscy i holenderscy uczeni postanowili sprawdzić, jak holokaust wpłynął na długość życia tych, którzy go przetrwali. Naukowcy dysponowali danymi z izraelskiego Narodowego Instytutu Ubezpieczeń. Dzięki nim mogli porównać informacje dotyczące dwóch grup polskich Żydów - tych, którzy przybyli do obecnego Izraela przed wojną, z tymi, którzy przybyli po wojnie. Badaniami objęto osoby, które w 1939 roku miały od 4 do 20 lat. Podzielono je na dwie grupy. Jedna składała się z osób, które do obecnego Izraela przybyły przed wybuchem II wojny światowej oraz drugą, która trafiła tam w latach 1945-1950. Uczeni dysponowali danymi 55 220 kobiet i mężczyzn. Badania wykazały, że osoby, które doświadczyły holokaustu żyły średnio o 6,5 miesiąca dłużej niż ci, których to doświadczenie ominęło. Jeszcze bardziej interesujące wyniki uzyskano po porównaniu kobiet i mężczyzn. Okazało się bowiem, że w populacji kobiet nie było istotnej różnicy w długości życia pomiędzy dwiema wspomnianymi grupami. Natomiast wśród panów była ona istotna. Mężczyźni, którzy przetrwali holokaust żyli średnio aż 14 miesięcy dłużej niż grupa, która holokaustu nie doświadczyła. Co więcej, okazało się, że im starszy był mężczyzna w momencie rozpoczęcia holokaustu, którego był świadkiem, tym dłużej żył w porównaniu ze swoim rówieśnikiem, którego holokaust ominął. Mężczyźni, którzy w czasie wojny mieli 10-15 lat żyli średnio o 10 miesięcy dłużej w porównaniu z grupą kontrolną. Ci, którzy w czasie wojny mieli 16-20 lat żyli średnio 18 miesięcy dłużej niż ich równieśnicy, którzy holokaust nie doświadczyli - mówi profesor Sagi-Schwartz.
-
Zespół z Uniwersytetu Wirginii odkrył, że za pomocą ultradźwięków można zapobiegać ostremu uszkodzeniu nerek (ang. acute kidney injury, AKI) u myszy. Wszystko wskazuje na to, że prostą i nieinwazyjną terapię można wykorzystać jako skuteczny środek zaradczy u pacjentów z grupy ryzyka. Niekiedy AKI występuje po poważnych operacjach, np. serca, ponieważ w ich trakcie nerki mogą być pozbawione normalnego przepływu krwi. Kiedy dojdzie do uszkodzenia, lekarze dysponują niewieloma opcjami postępowania. Kiedy na 24 godz. przed zaburzeniem dopływu krwi do nerek naukowcy wystawili znieczulone myszy na oddziaływanie ultradźwięków (zastosowali tradycyjny aparat do USG), to po przywróceniu prawidłowego krążenia nerki okazały się zdrowe. U gryzoni z grupy kontrolnej, u których zastosowano pozorowaną procedurę, wystąpiło poważne uszkodzenie nerek. Podczas dalszych badań Mark Okusa, Joseph Gigliotti i inni stwierdzili, że ultradźwięki stymulowały przeciwzapalną reakcję zapoczątkowywaną przez śledzionę. Zgodnie z naszą wiedzą, nigdy nie opisano takiej metody zapobiegania uszkodzeniu tkanki bądź narządu. [...] Podejrzewamy, że do uszkodzenia płuc, serca i wątroby prowadzą podobne mechanizmy jak w przypadku nerek, dlatego opisana forma terapii i tu mogłaby się sprawdzić jako środek zapobiegawczy - podkreśla dr Okusa.
-
Android bije kolejne rekordy popularności. W drugim kwartale bieżącego roku klienci kupili 182,6 miliona smartfonów z tym systemem, co oznacza, że pomiędzy początkiem kwietnia a końcem czerwca bieżącego roku do systemu Google'a należało niemal 80% rynku sprzedaży. Drugi kwartał przyniósł też dobre wieści dla Microsftu, który nieco umocnił swoją pozycję rynkową. W całym drugim kwartale 2013 roku sprzedano 229,6 miliona smartfonów. W analogicznym kwartale ubiegłego roku sprzedaż wyniosła 156,6 miliona sztuk. Można zatem zauważyć wyraźny wzrost zainteresowania tymi urządzeniami. Jeszcze w 2012 kwartalny wzrost rok do roku wyniósł 41,6%, a w roku bieżącym było to 46,7%. Lider rynku, Android, zwiększył swój udział w sprzedaży z 69,5% w roku ubiegłym do 79,5% w roku bieżącym. Drugą pozycję zajmuje iOS. Apple sprzedał 31,2 miliona smartfonów z tym systemem. To co prawda o 5,2 miliona więcej niż w roku ubiegłym, ale dla Apple'a oznacza to spadek udziałów w sprzedaży z 16,6 do 13,6%. Na trzeciej pozycji na rynku umocnił się za to Microsoft. Sprzedaż smartfonów z jego systemem wzrosła z 5,6 do 8,9 miliona sztuk, co oznacza wzrost rynkowych udziałów z 3,6 do 3,9%. System Android zdobył rekordowe 80% udziałow na światowym rynku sprzedaży w drugim kwartale 2013 roku. Konkurecyjne ceny licencjonowanie, liczni partnerzy produkujący sprzęt oraz duży sklep z aplikacjami to jedne z najważniejszych czynników sukcesu Androida. iOS Apple'a zdobył 14% rynku i jest to jego najgorszy wynik od drugiego kwartału 2010. Microsoft znajduje się na trzeciej pozycji z udziałem sięgającym 4%. To najlepszy wynik tej firmy od trzech lat - mówi Neil Mawston dyrektor Strategy Analysis. Dzięki wsparciu ze strony Nokii Microsoft robi ciągłe postępy. Uważamy jednak, że platforma WP8 musi zostać ulepszona w dwóch obszarach zanim rzeczywiście będzie mogła zdobyć rynek. Po pierwsze opłaty licencyje płacone przez producentów smartfonów muszą być bardziej konkurencyjne względem Androida. Po drugie, Microsoft musi znacznie przyspieszyć rozwój systemu, by wspierał on najbardziej zaawansowane technologie, takie jak np. układy ośmiordzeniowe, gdyż tutaj WP8 wciąż pozostaje w tyle za Androidem w kategorii najdroższych smartfonów - stwierdza Linda Sui, analityk ze Strategy Analytics.
-
Kyle Kandilian, student Michigan-Dearborn University, do tego stopnia lubi karaczany, że dzieli dom z ok. 200 tys. tych owadów. Odstąpił im nawet sypialnię... Amerykanin nie tylko kolekcjonuje, ale i rozmnaża swoich podopiecznych. Handel pozwala mu opłacić czesne. Pospolite gatunki nie zapewniają, oczywiście, dużego zarobku, ale za dożywającego 15 lat Macropanesthia rhinoceros można już zainkasować 200 dol. Klientami 20-latka, który myśli o karierze leśnika lub o zajęciu się dezynsekcją, są zarówno uniwersytety, jak i właściciele jadających karaczany gadów i płazów. Przygoda Kandiliana z karaczanami zaczęła się od syczących karaczanów madagaskarskich (Gromphadorhina portentosa), teraz młody kolekcjoner może się pochwalić ponad 130 gatunkami. Jak można się domyślić owady nie biegają samopas, tylko mieszkają w poukładanych na sobie pojemnikach. Kiedyś pasjonat nadawał niektórym osobnikom imiona, ale od jakiegoś czasu już tego nie robi. Przełomowym momentem było odkrycie, że karaczany funkcjonują jako kolonia, a nie indywidualny organizm, jak np. kot czy pies. Dzięki swojej pasji Kyle zdobywa nagrody i stypendia. Na szczęście jego rodzice wykazują się sporą tolerancją, choć w skrytości ducha ojciec ponoć trochę lęka się podopiecznych syna.
-
Komórki śródbłonka naczyń wytwarzają kwasy epoksyeikozatrienowe (ang. epoxyeicosatrienoic acids, EETs), które w reakcji na uszkodzenie tkanek stymulują angiogenezę, dlatego zespół Dipaka Panigrathy'ego z Beth Israel Deaconess Medical Center (BIDMC) zastanawiał się, czy mogą one przyspieszać inne rodzaje wzrostu. Okazało się, że tak. Amerykanie stworzyli 6 modeli mysich. Dotyczyły one regeneracji wątroby, nerki i płuc, gojenia ran, a także neowaskularyzacji rogówki i siatkówki. By manipulować poziomem EETs i pokazać, że kwasy te odgrywają krytyczną rolę w przyspieszaniu wzrostu tkanki, posłużyliśmy się narzędziami genetycznymi i farmakologicznymi - wyjaśnia Panigrathy. Podawanie syntetycznych EETs nasilało wzrost tkanek, a obniżanie stężenia kwasów - albo przez manipulację genetyczną, albo przez podanie leków - opóźniało regenerację. Naukowcy wykazali również, że inhibitory rozpuszczalnej hydrolazy epoksydowej (sEH), które podwyższają poziom EETs, sprzyjały regeneracji płuca i wątroby. Panigrathy przekonuje, że inhibitory sEH można by przetestować pod kątem zastosowania w różnych stanach chorobowych, np. niewydolności wątroby po uszkodzeniu tego narządu czy dysplazji oskrzelowo-płucnej. Po nałożeniu na skórę związki te mogłyby przyspieszać gojenie. Zespół podejrzewał, że EETs stymulują wzrost tkanki za pośrednictwem czynnika wzrostu śródbłonka naczyniowego (ang. Vascular Endothelial Growth Factor, VEGF). Potwierdziło się to, bo gdy wyeliminowano VEGF, wpływ EETs na regenerację zanikał. W przyszłości naukowcy chcą sprawdzić, czy EETs wpływają na inne czynniki poza VEGF. Zamierzają również zważyć plusy i minusy bezpośredniego podawania kwasów epoksyeikozatrienowych, ponieważ wykryto, że w modelu zwierzęcym mogą one stymulować wzrost nowotworowy. Jako że w ramach kilku testów klinicznych bada się obecnie zastosowanie inhibitorów sEH do innych celów, przy okazji specjaliści rzucą nieco światła na bezpieczeństwo podnoszenia poziomu EETs u pacjentów.