-
Liczba zawartości
37610 -
Rejestracja
-
Ostatnia wizyta
nigdy -
Wygrane w rankingu
246
Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl
-
Poznaliśmy pochodzenie Strumienia Magellanicznego
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Dzięki Teleskopowi Hubble'a udało się w końcu określić źródło Strumienia Magellanicznego. To odkryty przed 40 laty strumień HVC (chmura o dużej prędkości) łączący Wielki i Mały Obłok Magellana. Najnowsze badania wykazały, że większość Strumienia pochodzi z Małego Obłoku Magellana. Ta jego część powstała około 2 miliardy lat temu. Mniejsza i młodsza część Strumienia ma swoje źródło w Wielkim Obłoku Magellana. Pochodzenie Strumienia określono dzięki urządzeniu Cosmic Origins Spectrograph oraz dodatkowym badaniom przeprowadzonym przez Very Large Telescope Europejskiej Agencji Kosmicznej. Oba urządzenia pozwoliły na zbadanie obecności ciężkich pierwiastków w sześciu miejscach Strumienia. Okazało się, że w większej części Strumienia występuje niewielka ilość tlenu i siarki. Odpowiada ona poziomowi tych pierwiastków w Małym Obłoku Magellana sprzed około 2 miliardów lat, gdy uformował się Strumień. Naukowców najbardziej jednak zaskoczyła obecność znacznie większych ilości siarki w obszarach bliskich Wielkiemu Obłokowi. Skład wewnętrznego obszaru Strumienia jest bardzo podobny do składu Wielkiego Obłoku Magellana, co wskazuje,że niedawno wyłonił się on z tej galaktyki - mówi Andrew Fox ze Space Telescope Science Institute. Odkrycie jest sprzeczne z modelami komputerowymi, które sugerowały, że cały Strumień pochodzi z Małego Obłoku, gdyż grawitacja mniejszego obiektu jest mniejsza, zatem gaz łatwiej się z niego uwalnia. Wszystkie pobliskie galaktyki satelitarne Drogi Mlecznej straciły już większość swojego gazu. Obłoki Magellana to wyjątek, gdyż są bardziej masywne niż inne satelity. Jednak Obłoki poruszają się w kierunku Drogi Mlecznej i otaczającego ją gorącego gazu. Gaz ten wywiera ciśnienie na obie galaktyki i to właśnie on prawdopodobnie wypycha z Obłoków Magellana ich własny gaz, przez co powstaje Strumień Magellaniczny. Badanie Strumienia jest istotne dla astronomii, gdyż w przyszłości może on uformować własną galaktykę. To ważnay krok, w kierunku zrozumienia, w jaki sposób galaktyki uzyskują gaz i tworzą nowe gwiazdy - stwierdził Fox. -
Po raz pierwszy naukowcy bezpośrednio obserwowali wydarzenia, które prowadziły do powstania aberracji chromosomowej występującej często w komórkach nowotworowych - translokacji. Wyniki studium zespołu z National Cancer Institute (NCI) ukazały się w piśmie Science. Choć od dawna wiadomo, że translokacja, przemieszczenie fragmentu chromosomu w inne miejsce tego samego albo innego chromosomu, odgrywa istotną rolę w różnych nowotworach - jest przyczyną m.in. białaczki szpikowej - sam proces jej formowania pozostawał owiany tajemnicą. By lepiej zrozumieć przebieg wydarzeń, Amerykanie wywoływali pęknięcia DNA różnych chromosomów żywych komórek. Dzięki zaawansowanej technice obrazowania wizualizowali później w czasie rzeczywistym prawidłowe i nieprawidłowe łączenie zakończeń (pęknięcia oznaczano zielonymi bądź czerwonymi fluorescencyjnymi białkami). Wykazano, że translokacje występują w ciągu kilku godzin od uszkodzenia obu nici (ang. double-strand breaks, DSBs) i są niezależne od cyklu komórkowego. Na kolejnych etapach eksperymentu zespół z NCI hamował kluczowe elementy maszynerii naprawy DNA i sprawdzał, jak to wpływa na naprawę uszkodzeń i tworzenie translokacji. Ustalono, że inhibicja kinazy DNA-PK niemal 10-krotnie zwiększała częstość występowania translokacji.
-
Dzieci, które przychodzą na świat w wyniku cesarskiego cięcia (CC), częściej cierpią na alergie niż dzieci urodzone naturalnie. Szwedzko-szkocki zespół podejrzewa, że powodem może być mniej zróżnicowana mikroflora przewodu pokarmowego. Naukowcy do 2. r.ż. śledzili rozwój mikrobiomu 24 dzieci z szwedzkich prowincji Östergötland i Småland (w 9 przypadkach przeprowadzono cesarskie cięcie). Zespół Andersa Anderssona z KTH Royal Institute of Technology stwierdził, że w pierwszych 2 latach życia mikroflora jelitowa dzieci, które przyszły na świat w wyniku CC, była mniej różnorodna niż jej odpowiednik u dzieci urodzonych naturalnie. Szczególnie rzucała się w oczy niewielka różnorodność w grupie Bacteroidetes, a jak wynika z wcześniejszych obserwacji naukowców, odpowiada ona za ochronę przed alergiami. Niekiedy cesarskie cięcie jest konieczne. Ważne jednak, by [każdorazowo] matka i lekarze mieli świadomość, że taki poród może wpłynąć na zdrowie dziecka [poza alergiami, w grupie tej częściej stwierdza się również cukrzycę i zespół jelita drażliwego] - podkreśla prof. Maria Jenmalm z Uniwersytetu w Linköping. Wszystko wskazuje na to, że do narodzin przewód pokarmowy dziecka jest całkowicie sterylny. Kolonizacja przez różne bakterie wydaje się konieczna, by w pierwszych latach życia układ odpornościowy mógł się prawidłowo rozwijać i dojrzewać. Jeśli tak się nie stanie, istnieje ryzyko, że będzie nadmiernie reagować na nieszkodliwe antygeny, np. pokarmowe. Podczas porodu naturalnego dziecko styka się z bakteriami występującymi w kanale rodnym matki, a to dobry początek budowania własnego mikrobiomu. W przypadku maluchów urodzonych w wyniku CC konieczne wydaje się opracowanie strategii "pomocowych". Być może półroczne karmienie wyłącznie piersią nie jest w ich przypadku takie dobre. Wcześniejszy kontakt z [...] pokarmami stałymi może stymulować większą różnorodność mikrobiomu - zaznacza Jenmalm. W Portoryko testowane jest dodatkowo bardziej radykalne podejście. U kobiet przed planowanym CC wykonuje się skryning mikroflory pochwy. Po porodzie położne nasączają okład wydzieliną pochwową matki i przecierają twarz noworodka. W ten sposób ważne bakterie mają zostać przeniesione na malucha. Podobny eksperyment jest planowany w Szwecji. Poza bardziej zróżnicowaną florą jelitową w osoczu krwi dzieci urodzonych naturalnie stwierdzono wyższy poziom substancji powiązanych z limfocytami Th1. To istotne, bo mogą one hamować alergiczną reakcję odpornościową.
-
W prowadzonym przez Smithsonian Institution National Zoo w Waszyngtonie urodziły się dwa tygrysy sumatrzańskie. To wielkie wydarzenie i duży sukces ekspertów walczących o zachowanie tego krytycznie zagrożonego gatunku. Na wolności żyje mniej niż 500 tygrysów sumatrzańskich. Mogę się tylko uśmiechać, bo naszemu zespołowi udało się rozmnożyć krytycznie zagrożony gatunek tygrysa - mówi biolog Craig Saffoe. Matką młodych jest 4-letnia Damai, a ojcem 12-letni Kavi. Ostatecznie ciążę u Damai potwierdzono 21 czerwca i zaczęto przygotowywania do mającego nastąpić wkrótce porodu. Kociaki, którze przyszły na świat 5 sierpnia, spędzają teraz całe dni pod opieką matki. To jej pierwsze dzieci. Odwiedzający National Zoo będą mogli zobaczyć młode prawdopodobnie dopiero jesienią.
-
Ogniwa fotowoltaiczne stworzone z powszechnego na Ziemi materiału, mogą być równie wydajne jak ogniwa krzemowe, a przy tym dużo tańsze. Naukowcy dopiero zaczynają rozumieć potencjał nowego materiału, który daje nadzieję na przełom w pozyskiwaniu energii ze Słońca. Zdaniem amerykańskiego Departamentu Energii ogniwa fotowoltaiczne musiałyby kosztować 50 centów za wat, by móc konkurować z paliwami kopalnymi. Obecnie kosztują 75 centów/wat. Tymczasem ogniwa z perowskitów, bo o nich właśnie mowa, mogłyby kosztować 10-20 centów za wat. Jeszcze niedawno specjaliści zajmujący się ogniwami słonecznymi musieli decydować się albo na tanie i mało wydajne, albo na bardziej wydajne ale drogie urządzenia. Perowskity mogą pozwolić na stworzenie tanich wydajnych ogniw. Martin Green z australijskiego University of New South Wales to jeden z największych światowych autorytetów w dziedzinie badań nad ogniwami fotowoltaicznymi. Uczony mówi, że postęp dziedzinie badań nad wykorzystaniem perowskitów jest zdumiewający. Stworzone z nich ogniwa mogą być wykonane w bardzo prostej i potencjalnie bardzo taniej technologii, a ich wydajność dramatycznie rośnie. Znane od ponad 100 lat perowskity dopiero niedawno zwróciły na siebie uwagę uczonych zajmujących się fotowoltaiką. Nic dziwnego. Badania wykazały, że o ile konwencjonalne krzemowe ogniwo wykorzystuje warstwę materiału o grubości około 180 mikrometrów, to w przypadku perowskitów wystarczy mniej niż 1 mikrometr, by przechwycić tyle samo światła słonecznego. Eksperci pracujący pod kierunkiem Michael Grätzela, innej znanej postaci ze świata badań nad fotowoltaiką, stworzyli najbardziej wydajne jak dotychczas ogniwa perowskitowe. Zamieniają one w energię elektryczną aż 15% przechwyconego światła. Żadne inne tanie ogniwa nie mogą pochwalić się takimi osiągnięciami. Jednak grupa Grätzela nie powiedziała ostatniego słowa. Uczeni zapewniają, że łatwo zwiększą wydajność do 20-25 procent. Taką wydajność uda się uzyskać w laboratorium. W codziennych zastosowaniach będzie niższa. Jednak w przypadku perowskitów podawanie wartości laboratoryjnych ma większy sens, niż w przypadku innych materiałów. Grätzel twierdzi, że wydajność masowo produkowanych perowskitowych paneli słonecznych będzie niewiele odbiegała, dzięki prostocie produkcji, od wydajności urządzeń z laboratorium. Ogniwa słoneczne z perowskitów można będzie produkować natryskując je na szkło lub metalową folę pokryte kilkoma innymi warstwami materiałów ułatwiającymi ruch elektronów. Co prawa jest bardzo mało prawdopodobne, że kiedykolwiek będziemy mogli po prostu kupić w sklepie puszkę ze "słoneczną farbą", ale proces produkcyjny nowych paneli będzie równie banalny jak malowanie - mówi Henry Snaith z Oxford University. Badania nad perowskitami nabierają przyspieszenia. Pierwsze ogniwa słoneczne wykorzystujące te materiały powstały w 2009 roku. Ich wydajność wynosiła zaledwie 3,5%, a wytrzymałość była żałośnie niska. Elektrolit tak szybko rozpuszczał perowskity, że naukowcy ledwo nadążali z przeprowadzeniem testów ogniw. Jednak w ubiegłym roku doszło do przełomu. Powstał elektrolit w formie stałej i rozpoczął się wyścig badaczy. W latach 2009-2012 opublikowano jedną pracę naukową na temat wykorzystania perowskitów w ogniwach fotowoltaicznych. Później badania ruszyły z kopyta. Wydajność ogniw zwiększono dwukrotnie, a później znowu dwukrotnie. Wszystko w ciągu zaledwie roku. Mimo entuzjazmu naukowców przyszłość perowskitowych ogniw nie jest pewna. Będą musiały bowiem konkurować z ogniwami krzemowymi, a te ciągle tanieją. Niekŧórzy analitycy uważają, że cena krzemowych ogniw spadnie do 25 centów za wat, a to wyeliminuje główną zaletę ogniw perowskitowych i biznes będzie mniej chętny do inwestowania w nową technologię. Dotychczas od momentu opracowania nowej technologii na rynku paneli słonecznych do momentu jej rozpowszechnienia się mijało około 10 lat. Za 10 lat w dziedzinie ogniw krzemowych może dokonać się olbrzymi postęp. Naukowców to jednak nie martwi. Zdaniem Greena perwoskity mogą zwiększać możliwości krzemu. Uczony nie wyklucza, że będą one np. nakładane na tradycyjne ogniwa krzemowe, zwiększając w ten sposób ich wydajność i zmniejszając cenę za wat. To może być znacznie łatwiejsza strategia rynkowa niż próba wprowadzenia zupełnie nowych ogniw. Na razie jedyną przeszkodą rysującą się przed perowskitami jest obecność w nich niewielkich ilości ołowiu. Konieczne będzie zatem przeprowadzenie testów na toksyczność.
-
Króliczy ogon raz po raz ratuje właścicielowi życie
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Biolodzy od lat zastanawiali się, czemu króliczy ogon jest tak jasny w porównaniu do reszty ciała. Kiedyś sądzono, że jest wykorzystywany w czasie godów lub do ostrzegania innych zwierząt, ale ostatecznie Dirk Semmann z Uniwersytetu w Getyndze wykazał, że rozprasza on drapieżniki. Niemiec wyjaśnia, że polujące zwierzę koncentruje się na rzucającej się w oczy jasnej plamie, ignorując resztę potencjalnego obiadu. Kiedy jednak królik ostro skręca, biała kulka nagle znika i trzeba się skupić na zapewniającym kamuflaż futrze. Chwilę później białawy punkt pojawia się w innym miejscu, co wymaga ponownego przeniesienia uwagi. W czasie gdy drapieżnik się "przeprogramowuje", królik zwiększa dystans, a zatem i swoje szanse na przeżycie. Przypuszczenia co do wprowadzającej w błąd natury króliczego ogona zagościły w głowie biologa podczas biegania. Semmann spotkał wtedy królika, który co rusz wykonywał nagłe zwroty. By sprawdzić, jak "miganie" jasnym zadem wpływa na orientację myśliwych, naukowiec zebrał grupę 24 ochotników i zaprosił ich do udziału w grze komputerowej. Wymagała ona podążania za skręcającym to w prawo, to w lewo królikiem. Jedno z wirtualnych zwierząt miało biały ogon, drugie nie. Zadaniem graczy było wskazanie, gdzie po skręcie znajdował się królik i w jakim kierunku zmierzał. Choć w obu wersjach gry badani byli w stanie podjąć poprawną decyzję w ciągu 0,5 s, to w obecności białej plamy liczba dobrych odpowiedzi znacząco spadała. -
Przeanalizowawszy słownictwo z ponad 1,5 mln amerykańskich i brytyjskich książek z lat 1800-2000, badaczka z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Los Angeles ujawniła, jak bardzo zmieniły się wartości kulturowe. Jak tłumaczy prof. Patricia Greenfield, wybrane 200-lecie cechuje się wzrostem urbanizacji i zależności od technologii, a także upowszechnieniem dostępu do edukacji. Wzrosty lub spadki częstości użycia konkretnych słów pokazują, w jaki sposób zjawiska te wpłynęły na ludzką psychologię. Okazuje się, że w tym czasie częstotliwość posługiwania się słowami "dostać" (get) i "wybierać" (choose) znacząco wzrosła, zaś wyrazami "zobowiązany" (obliged) i "dawać" (give) znacząco spadła. Wg Greenfield, trend dotyczący wyrazów "dostać" i "wybrać" "wskazuje na indywidualizm i wartości materialistyczne, które są przystosowawcze w bogatszych warunkach miejskich", zaś słowa "zobligowany" i "dawać" "odzwierciedlają odpowiedzialność społeczną przystosowawczą w przypadku życia na wsi". Amerykanka dodaje, że częstość użycia czasownika "dostać" spadła między rokiem 1940 a latami 60., by ponownie wzrosnąć w latach 70. Pani profesor uważa, że w ten sposób zamanifestowały się spadek zainteresowania sobą podczas II wojny światowej oraz wpływ ruchu na rzecz praw obywatelskich. Greenfield zaobserwowała również stopniowy wzrost częstości użycia słowa "czuć" (feel) i spadek częstości użycia wyrazu "działać" (act). Badaczka zinterpretowała to jako zwrot ku psychice i życiu wewnętrznemu. Ponieważ w latach 1800-2000 coraz częściej posługiwano się słowami "dziecko", "unikatowy", "jednostka" i "ja", Greenfield uznała to za przejaw nasilającego się skoncentrowania na sobie. W tym samym czasie mniej istotne stawały się religia, związki społeczne i posłuszeństwo wobec autorytetu/władzy. Wniosek ten wysnuto w oparciu o spadek popularności wyrazów "posłuszeństwo", "autorytet/władza", "(przy)należeć" oraz "modlitwa". Dyskutowany ostatnio wzrost indywidualizmu nie jest świeżym zjawiskiem, ale czymś, do czego dochodziliśmy na przestrzeni stuleci [...]. Podczas studium Greenfield skorzystała zarówno z bazy książek (Google Books), jak i narzędzia analitycznego Google'a (w ciągu sekund Ngram Viewer określa częstość wykorzystania słów w milionach książek). Autorka artykułu, który niebawem ukaże się w internetowym wydaniu Psychological Science, wzięła na tapet ok. 1160000 publikacji z USA i ok. 350 tys. książek z Wielkiej Brytanii. W literaturze obu krajów wyodrębniono takie same trendy (Greenfield zreplikowała wyniki, posługując się brytyjskim synonimami amerykańskich słów kluczowych). Uzyskanie analogicznych rezultatów pokazuje, że "zmieniała się nie tyle częstość użycia wyrazów, co waga leżących u ich podłoża konceptów". W przyszłości Amerykanka zamierza się zabrać za hiszpańskie, francuskie, rosyjskie i chińskie książkowe bazy danych Google'a.
-
W ubiegłym miesiącu w Holmul, majańskim mieście z okresu klasycznego położonym w prowincji Peten w Gwatemali odkryto piramidę ozdobioną rzadkim polichromowanym fryzem. Odkrycia dokonano podczas badań tunelu odkopanego wcześniej przez złodziei. Prace prowadzone pod kierunkiem profesora Francisco Estardy-Belli z Boston University odsłoniły wielki, liczący 8x2 metry fryz pokryty czerwoną, niebieską, zieloną i żółtą polichromią. To unikatowe znalezisko. Piękne dzieło sztuki, które wiele nam mówi o funkcji i znaczeniu budynku - stwierdził Estrada-Belli. Na fryzie widzimy postaci ozdobione piórami quetzala i jadeitem, co sugeruje, że przedstawiono w ten sposób władców uznanych potem za bogów. Fryz zawiera też inskrypcję, która daje nam wgląd w sytuację polityczną z okresu powstania piramidy. Z inskrypcji dowiadujemy się, że król Ajwosaj Chan K'inich odtworzył linię królewską. I to właśnie on, władca Naranjo, potężnego krolestwa położonego na południe od Holmul, zlecił budowę piramidy. Napis informuje nas też, że Ajwosaj był wasalem króla Kanul. To pokazuje zasięg wpływów poszczególnych władców. W czasach, gdy powstała piramida, królowie Kanul byli na dobrej drodze do przejęcia całkowitej kontorli nad nizinami. Oczywiście z wyjątkiem obszarów pozostających pod kontrolą Tikal. Alex Tokovinine z Uniwersytetu Harvarda, który odcyfrował inskrypcję, mówi, że wskazuje ona, iż piramida powstała w latach 590-600 n.e. Ajwosaj był jednym z największych władców Naranjo. Ta inskrypcja to pierwszy zabytek pozwalający na ocenienie zasięgu autorytetu politycznego i religijnego Ajwosaja - dodaje naukowiec. We wczesnej epoce klasycznej (300-550 n.e.) Tikal umocniło swoje wpływy na nizinach, zawierało sojusze i wchodziło w koligacje dynastyczne. Do sukcesu miasta przyczyniły się prawdopodobnie jego związki z potężnym Teotihuacan. W 562 roku Tikal zostało pokonane przez królestwo Kanul, które przez kolejnych 180 lat zdominowało pozostałe części nizin. Jednak królowie Kanul budowali swoją pozycję już wcześniej. Z inskrypcji w Naranjo dowiadujemy się, że to król Kanul K'altuun Hix osadził Ajwosaja na tronie i że mogło to mieć miejsce już w 545 roku. Na fryzie przedstawiono trzy ludzkie postaci ozdobione piórami i jadeitem siedzące na głowie górskiego ducha witz. Każda z postaci jest podpisana, jednak udało się odczytać inskrypcję tylko pod centralną. Głosi ona Och Chan Yopaat, co znaczy Bóg Burzy wstępuje do nieba. Z głowy ducha gór, na którym siedzi centralna postać, wyłaniają się dwa pierzaste węże i tworzą łuk. W pobliżu znaleziono grobowiec i szkielet mężczyzny, ceramikę i resztki drewnianej maski. Zarówno liczba naczyń jak i ikonografia mają związek z dziewięcioma władcami świata podziemnego oraz pobytem boga słońca w podziemiu. W grobowcu złożono dwa zestawy po dziewięć misek każdy. Ozdobiono je motywami lilii wodnych. Każde z naczyń wykonał inny artysta. Ponadto znaleziono też dziewięć półmisków oraz naczynie przedstawiające boga słońca wychodzącego z muszli. Zdaniem Estrady-Belli bogate wyposażenie wskazuje, że w grobie złożono członka klasy rządzącej.
-
Czwartego września Yahoo! zaprezentuje swoje nowe logo. Do tego czasu przez miesiąc pojawiać się będą kolejne wersje znaku. Można je zobaczyć m.in. na stronie głównej internetowego giganta, na platformie mikroblogowej Tumblr czy na profilu na Facebooku. W czasie, gdy firma szybko ewoluuje, nasze logo - esencja marki - również powinno [się zmieniać] - wyjaśnia przedstawicielka menedżmentu Kathy Savitt. Uwspółcześniona wersja ma lepiej odzwierciedlać nowe doświadczenia. Savitt ujawniła, że gigant nie zrezygnuje ani z charakterystycznego fioletu, ani z wykrzyknika. Ostatecznie pewne rzeczy zawsze są stylowe. Niektórzy internauci komentują, że wg nich, Yahoo! zmieni tylko czcionkę, inni uważają, że tożsamość marki została sprowadzona wyłącznie do koloru i rebranding zmierza w złym kierunku.
-
Pismo Geophysical Research Letters zaakceptowało do publikacji artykuł opisujący badania, których autorzy odkryli, że znajdujące się w stanie Utah pola wydobycia gazu emitują do atmosfery 6,2-11,7 procenta całej swojej produkcji metanu. Wartości takie wielokrotnie przekraczają szacunki amerykańskiej Agencji Ochrony Środowiska (EPA). Jeszcze w ubiegłym roku Agencja szacowała, ze emisja metanu powodowana przez przemysł gazowniczy wynosi 1,4% produkcji. W bieżącym roku szacunki obniżono do 0,88%. Tymczasem naukowcy z University of Colorado, Cooporatiwe Institute for Research in Environmentla Sciences (CIRES) i Narodowej Administracji Oceanicznej i Atmosferycznej (NOAA) odkryli, że emisja może być nawet kilkunastokrotnie większa. To niezwykle istotne spostrzeżenie, gdyż metan jest 25-krotnie silniejszym gazem cieplarnianym niż dwutlenek węgla. Na szczęście nie utrzymuje się w atmosferze tak długo jak CO2. Uczeni podkreślają jednak, że przypadek z Utah nie może być przekładany wprost na regiony kraju. Colm Sweeney, jeden z autorów badań, przypomina, że np. przepisy dotyczące sposobu zabezpieczania odwiertów są w Utah znacznie mniej restrykcyjne niż w innych stanach. Badania Sweeneya i jego kolegów mogą pomóc w określeniu, skąd w Utah tak duża emisja i jak jej zapobiegać. Na razie źródło emisji jej nieznane, gdyż uczeni nie posługiwali się metodą, pozwalającą na jego zidentyfikowanie. Ich badania polegały na lotach na dużej wysokości nad Uinta Basin i zebraniu próbek powietrza, a następnie na obniżeniu pułapu i ponowym badaniu powietrza. To dobry sposób na szacowanie emisji, ale nie na wskazanie konkretnego jej źródła. Sweeney uważa, że najprostszym sposobem na zidentyfikowanie źródła emisji byłyby pomiary wykonane przez same firmy wydobywcze na ich instalacjach. Sądzimy, że to problem łatwy do rozwiązania. Wystarczy z odpowiednimi urządzeniami pomiarowymi podjechać do instalacji i sprawdzić, z których wycieka dużo, a z których mało - mówi uczony. Krytycy z pewnością będą chcieli podważyć badania twierdząc, że uczeni wybrali do nich tylko jeden pomiar z serii 12, jakie wykonali. Sweeney tłumaczy, że skupiono się na tych wynikach, gdyż uznano, że warunki atmosferyczne panujące podczas zbierania danych najlepiej oddawały rzeczywiste rozmiary wycieku. W czasie innych pomiarów uzykano wyniki sugerujace znacznie większy wyciek, ale badania mogły zostać zafałszowane przez pogodę.
-
Już za osiem miesięcy, 8 kwietnia 2014 roku Microsoft zakończy wsparcie dla systemu Windows XP. Jednak liczący sobie już kilkanaście lat system operacyjny wciąż pozostaje niezwykle popularny i koniec wsparcia może oznaczać początek olbrzymich problemów. Z danych Net Applications wynika, że Windows XP jest zainstalowany na 37,2% pecetów podłączonych do internetu. Jeśli Microsoft nie myli się w swoich szacunkach mówiących, iż Windows jest zainstalowany na 1,4 miliarda komputerów, to łatwo obliczymy, że z Windows XP wciąż korzysta około 570 milionów maszyn. Po zakończeniu wsparcia Microsoft przestanie udostępniać ich właścicielom poprawki bezpieczeństwa i komputery mogą stać się łatwym łupem cyberprzestępców. Sytuacja wygląda różnie w różnych krajach. Na przykład w USA z Windows XP korzysta jeszcze 16,4% pecetów. Poważny problem może jednak pojawić się w Chinach, gdzie odsetek maszyn z przestarzałym systemem wynosi aż 72,1%. Jeśli obecne tempo wymiany systemów operacyjnych się utrzyma, to do kwietnia 2014 Windows XP będzie zainstalowany na 9,1-11,1 procenta amerykańskich komputerów i aż na 65,2-65,7% chińskich pecetów. Dobrą informacją jest zwiększające się tempo porzucania Windows XP przez użytkowników. Zarówno w USA jak i w Chinach w ciągu ostatnich 6 miesięcy użytkownicy rezygnują z przestarzałego systemu w tempie o 60% szybszym niż średnia światowe. Pojawiły się nawet spekulacje, że w związku z tak olbrzymią liczbą pecetów wykorzystujących Windows XP - a w samych USA może ich być w kwietniu przyszłego roku co najmniej 28 milionów - Microsoft ugnie się po raz kolejny i znowu wydłuży okres wsparcia dla systemu. Zdaniem Johna Pescatore, analityka z firmy Gartner, tym razem koncern nie zmieni swojej decyzji. Firma z Redmond udziela wsparcia XP dłużej niż jakiemukolwiek innemu swojemu programowi i najwyższy czas, by je zakończyła.
-
W metrze w Nowym Jorku znaleziono martwego, jeszcze mokrego rekina. Ryba o długości ok. 0,5 m leżała pod siedzeniami w składzie jadącym do Queens. Ponieważ na pysku widać było krew, pasażerowie podejrzewali, że to ślad po haczyku tajemniczego wędkarza. Władze transportowe Wielkiego Jabłka opowiadają, że w przeszłości w składach odkrywano gołębie, a nawet oposa, lecz rekina tu jeszcze nie było. Rekina zauważono na stacji 14th Street. Wkrótce potem pasażerowie linii N zaczęli robić zdjęcia; niektórzy nawet pozowali z leżącym na grzbiecie zwierzęciem. Kilka stacji później - na Queensboro Plaza - przedstawiciel Metropolitan Transportation Authority (MTA) opróżnił i zamknął wagon. Gdy pociąg dojechał do końca trasy, zwierzę usunięto. Kevin Ortiz, rzecznik MTA, podkreślił, że nie udało się ustalić, skąd rekin wziął się w metrze. Nie wiadomo, do jakiego gatunku należał. W zeszłym tygodniu w Nantucket przy drzwiach Sea Dog Brew Pub także znaleziono martwego 1,5-m rekina. Niektórzy podejrzewają, że tajemnicze pojawienia się ryb mają coś wspólnego z reklamą programu "Tydzień Rekina" (Shark Week) Discovery, jednak kanał zaprzecza jakimkolwiek związkom z tymi wydarzeniami.
-
Tesla na najlepszej drodze do przejścia do historii
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Firma Tesla Motors, producent samochodów elektrycznych, ogłosiła zaskakująco dobre wyniki finansowe za ostatni kwartał. Jest teraz na najlepszej drodze, by stać się pierwszą od lat 20. ubiegłego wieku firmą, która powstała i utrzymała się na rynku motoryzacyjnym w USA. Warto przypomnieć, że w I kwartale 2013 roku Tesla niespodziewanie poinformowała o odnotowaniu zysku, a jej sukces jest tym większy, że spłaciła olbrzymią rządową pożyczkę na wiele lat przed terminem. Tym razem firma doniosła o większej sprzedaży niż zakładano, zwiększonych przychodach i... stracie netto. Jednak strata była spowodowana jednorazowymi wydarzeniami, takimi jak m.in. wypłata dywidendy. Tesla poinformowała o stracie netto w wysokości 30,5 miliona dolarów (0,26 USD na akcję). W analogicznym okresie 2012 roku strata wynosiła 105,6 miliona USD (1 USD/akcja). Jednak po uwzględnieniu wspomnianych wcześniej jednorazowych wydarzeń firma odnotowała zysk z wysokości 0,22 USD na akcję. To olbrzymi postęp w porównaniu z II kwartałem 2012, kiedy to - po uwzględnieniu nadzwyczajnych wydarzeń - Tesla donosiła o stracie rzędu 0,89 USD na akcję. Skokowo zwiększyły się przychody firmy, które osiągnęły poziom 405,1 miliona USD, podczas gdy przed rokiem wynosiły one 26,7 miliona dolarów. Dla porównania, przychody takich gigantów jak GM czy Ford wyniosły około 40 miliardów dolarów. Marża brutto Tesla Motors zwiększyła się z 17,9 do 24,8 procent. Wydatki operacyjne zwiększyły się o 1,2%, do 112,3 miliona dolarów. Tesla poinformowała, że w II kwartale bieżącego roku klienci kupili 5150 sztuk Model S, podczas gdy prognozowano sprzedaż na poziomie nieco ponad 4500 sztuk. Firma zwiększyła tygodniową produkcję samochodów z 400 do 500 sztuk. Wszystko wskazuje na to, że do końca bieżącego roku przedsiębiorstwo sprzeda około 21 000 sztuk Model S. -
W porównaniu do zdrowych rówieśnic, dziewczęta z anoreksją mają więcej cech autystycznych. Są również ponadprzeciętnie zainteresowane systemami, czyli uporządkowanymi zbiorami zasad i zachowań opisującymi oraz porządkującymi otoczenie. Wykazują też słabszą empatię. Choć na pierwszy rzut oka anoreksja i autyzm wydają się bardzo różne, można wyodrębnić co najmniej kilka wspólnych cech, np. sztywne postawy i zachowania, tendencję do silnego koncentrowania się na sobie oraz zafascynowanie szczegółami. Dodatkowo w obu jednostkach dochodzi do podobnych zmian w strukturze i funkcji rejonów mózgu odpowiedzialnych za percepcję społeczną. Zespół prof. Simona Barona-Cohena z Uniwersytetu w Cambridge badał 66 anorektyczek w wieku 12-18 lat, u których nie występował autyzm. Zebrano także ponad 1600-osobową grupę kontrolną typowych nastolatek. Dziewczęta wypełniały 3 kwestionariusze: AQ (Autism Spectrum Quotient), SQ (Systemizing Quotient) oraz EQ (Empathy Quotient). Okazało się, że w zakresie punktacji typowym dla autyków plasowało się 5-krotnie więcej anorektyczek niż zdrowych nastolatek. Gdy pod uwagę wzięto tzw. szeroki fenotyp autyzmu (ang. broader autism phenotype), można było do niego zaliczyć ponad 50% anorektyczek i tylko 15% grupy kontrolnej. Testy empatii i zamiłowania do systemów wykazały, że u chorych z jadłowstrętem występował podwyższony wynik SQ i obniżony EQ. Warto dodać, że podobny profil - empatia poniżej przeciętnej i ponadprzeciętne zainteresowanie systemami - charakteryzuje także autyków. Tradycyjnie postrzega się anoreksję jako czyste zaburzenie odżywiania. To uzasadnione, zważywszy, że najważniejsze stają się ekstremalnie niska waga i ryzyko niedożywienia, a nawet śmierci głodowej. Nasze badanie sugeruje jednak, że [...] umysł anorektyczny może być bardzo podobny do umysłu kogoś z autyzmem. W obu jednostkach chorobowych występuje silne zainteresowanie systemami. Dziewczęta z anoreksją uczepiają się systemu dotyczącego wagi, kształtów [ciała] i odżywiania - opowiada Baron-Cohen. Dr Bonnie Auyeung dodaje, że autyzm jest dużo częściej diagnozowany u mężczyzn, ale wg niej, to nieprawdziwy obraz sytuacji, bo część autyczek wymyka się systemowi z powodu przeoczeń czy złego rozpoznania. Dzieje się tak, bo chore trafiają do kliniki z powodu anoreksji.
-
Mark i Scott Kelly są wyjątkowi. To jedyne bliźnięta jednojajowe, będące jednocześnie astronautami. Ich przynależność do elitarnego klubu astronautów stwarza niepowtarzalną okazję do przeprowadzenia badań nad wpływem pobytu w przestrzeni kosmicznej na ludzkie zdrowie. W ubiegłym roku Scott Kelly został wybrany na członka pierwszej w historii całorocznej misji na Międzynarodowej Stacji Kosmicznej. Dotychczas ludzie przebywali na ISS nie dłużej niż sześć miesięcy. Partnerem Scotta będzie Rosjanin Michaił Kornienko. John Charles, naukowiec odpowiedzialny w NASA za program badań nad ludzkim zdrowiem wspomina, że bracia Kelly wpadli na niezwykły pomysł. Omawiałem plan pobytu ze Scottem, a on nagle zapytał: a co gdybyśmy wykorzystali bliźniaki?". Dla naukowca taki pomysł to strzał w dziesiątkę. Jeden z bliźniaków będzie przebywał na ISS, a drugi na Ziemi. Uczeni będą mieli dostęp do biologicznych próbek pobranych od braci przed, w czasie i po zakończeniu misji w kosmosie. Będą mogli badać wzrok, schematy snu i aktywności, działanie układu krążenia, porównają masę kostną po powrocie Scotta z orbity. Tak wyjątkowe badania pozwolą na stwierdzenie, jaki jest wpływ genów na zdrowie człowieka przebywającego w przestrzeni kosmicznej. Niestety, eksperyment nie będzie pozbawony wad. Badana próbka będzie niezwykle mała. NASA nie może sobie pozwolić na wysłanie w przestrzeń kosmiczną setek ludzi, zatem muszą wystarczyć bracia Kelly. Słabość tę zauważa Tim Spector z Wydziału Badań nad Bliźniętami King's College. Mówi on, że zmiany epigenetyczne spowodowane przebywaniem w przestrzeni kosmicznej mogą doprowadzić do różnic w ekspresji identycznych sekwencji DNA u obu braci. Przypomina, że u bliźniąt jednojajowych szansa wystąpienia tej samej choroby wynosi 33%. Potrzeba wielu takich par, by móc użyć jednego z bliźniąt jako wskaźnika dla przyszłości drugiego - mówi. Jest i drugi problem. Obaj bracia Kelly są astronautami. Idealnie byłoby, gdyby jeden z nich nigdy nie przebywał w przestrzeni kosmicznej. Ale jedyne bliźnięta, do jakich mamy dostęp, to astronauci - żałuje Charles. Faktem jest jednak, że Scott po powrocie na ISS będzie miał za sobą znacznie dłuższy pobyt na orbicie niż Mark. Drugi z braci przeszedł na emeryturę w 2011 roku by opiekować się żoną, członkinią Kongresu Gabrielle Giffords, która została postrzelona przez zamachowca w głowę. Oczywiście na myśl przychodzi natychmiast paradoks bliźniąt Alberta Einsteina. Biorąc pod uwagę prędkość ISS na orbicie można obliczyć, że przebywający na Stacji Scott zestarzeje się w ciągu roku o 10 milisekund mniej niż Mark. Nie istnieje sposób na odnotowanie tak niewielkiej różnicy.
-
Karmienie piersią obniża ryzyko choroby Alzheimera. Naukowcy z Uniwersytetu w Cambridge uważają, że wyjaśnieniem tego zjawiska może być biologiczny wpływ karmienia, np. przywrócenie wrażliwości na insulinę, która znacząco obniża się w czasie ciąży. To istotne, bo przez wzgląd na insulinooporność mózgów osób z tą postacią demencji alzheimeryzm bywa nawet nazywany cukrzycą typu 3. Choć pilotażowe studium przeprowadzono na zaledwie 81 osobach, naukowcy podkreślają, że korelacja między karmieniem piersią a zmniejszonym ryzykiem alzheimera była tak znacząca i ujawniała się tak konsekwentnie, że błąd próby wydaje się mało prawdopodobny. Warto dodać, że związek okazał się słabiej wyrażony u kobiet z rodzinną historią demencji (z chorującym rodzicem bądź rodzeństwem). Alzheimer jest najczęstszym zaburzeniem poznawczym na świecie. Już teraz choroba ta dotyczy 36,5 mln osób. Jako że spodziewamy się, że w przyszłości rozprzestrzeni się ona głównie w krajach o niskim-średnim dochodzie, bardzo istotne jest opracowanie tanich i zakrojonych na szeroką skalę strategii prewencyjnych [...] - podkreśla dr Molly Fox. W ramach wcześniejszych badań zauważono, że karmienie piersią może zmniejszyć ryzyko wystąpienia różnych chorób. Dotąd jednak nikt nie próbował oceniać wpływu długości karmienia piersią na ryzyko alzheimeryzmu. Zespół Fox zebrał grupę 81 kobiet w wieku 70-100 lat. Niektóre panie miały alzheimera, inne nie. Brytyjczycy rozmawiali zarówno z badanymi, jak i z ich krewnymi, mężami oraz opiekunami. Podczas wywiadów zebrali dane dot. statusu demencyjnego, karmienia piersią oraz historii reprodukcyjnej ochotniczek. Naukowcy interesowali się też czynnikami, które mogły się przyczynić do otępienia, np. przebytymi udarami lub guzami mózgu. Status otępienny określano za pomocą wyniku w CDR (Clinical Dementia Rating). Akademicy wyliczali też wiek, w którym prawdopodobnie kobiety zachorowały. Uwzględniano wynik skali CDR, aktualny wiek oraz znane wzorce postępowania alzheimera. Trzy wyodrębnione trendy występowały także po uwzględnieniu potencjalnie istotnych czynników, np. wykształcenia, palenia, picia czy wieku urodzenia pierwszego dziecka. Okazało się, że u kobiet, które karmiły piersią, ryzyko choroby Alzheimera było niższe niż u pań, które tego nie robiły. Dłuższa historia karmienia piersią oznaczała większy spadek zagrożenia tą postacią otępienia. U ochotniczek z wysokim stosunkiem liczby miesięcy przypadających na ciąże do liczby miesięcy karmienia ryzyko choroby Alzheimera było wyższe. Brytyjczycy proponują 2 wyjaśnienia zaobserwowanych zjawisk. Wspominają nie tylko o zasygnalizowanym na początku wzroście insulinowrażliwości oraz tolerancji glukozy, ale i o deprywacji progesteronowej w trakcie karmienia (w ciąży stężenia tego hormonu były bardzo wysokie, ale prolaktyna hamuje czynność jajników). Ma to spore znaczenie, bo skądinąd wiadomo, że progesteron odwrażliwia mózgowe receptory estrogenowe, a estrogen wydaje się odgrywać ważną rolę w zabezpieczaniu przed alzheimerem. Kobieta, która jest dłużej ciężarna i nie przechodzi kompensacyjnych faz karmienia piersią, może mieć upośledzoną tolerancję glukozy. To pozostaje w zgodzie z naszymi spostrzeżeniami, że takie panie znajdują się grupie podwyższonego ryzyka choroby Alzheimera.
-
Wkrótce dojdzie do zmian biegunów na Słońcu
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Astronomia i fizyka
Wygląda na to, że w ciągu 3-4 miesięcy dojdzie do całkowitej zmiany biegunów pola magnetycznego Słońca - mówi fizyk Todd Hoeksema z Uniwersytetu Stanforda. To będzie miało wpływ na cały Układ Słoneczny dodaje. Zmiana pola magnetycznego naszej gwiazdy ma miejsce co 11 lat. Dochodzi do niej w szczycie każdego cyklu słonecznego. Nadchodzące przebiegunowanie wyznaczy środek 24. Cyklu Słonecznego. Połowa maksium będzie wówczas za nami. Hoeksema jest dyrektorem Wilcox Solar Observetory, jednego z wielu obserwatoriów zajmujących się badaniem naszej gwiazdy. Magnetometry Wilcox Solar Observatory obserwują Słońce od 1976 roku. Dotychczas zanotowały trzy przebiegunowania. Teraz czeka nas czwarte. Pola magnetyczne na biegunach Słońca słabną, ich aktywność spada do zera, a potem znowu się pojawiają, ale mają odwrócone bieguny - wyjaśnia fizyk Phil Scherrer. Obecnie uczeni obserwują rozsychronizowanie się pól magnetycznych na obu biegunach. Biegun północny już zmienił znak na przeciwny, a południowy szybko podąża w tym kierunku. Wkrótce oba bieguny zmienią znaki i rozpocznie się druga połowa maksimum - dodaje Scherrer. -
Przed rokiem, 6 sierpnia 2012 roku, na Marsie wylądował łazik Curiosity - największe i najbardziej złożone laboratorium badawcze, jakie ludzkośc wysłała na Czerwoną Planetę. Samo lądowanie było niezwykłym pokazem możliwości technicznych NASA. Jednak stanowiło ono dopiero wstęp do rozpoczęcia misji pojazdu. Misji, której główny cel - zbadania gruntu pod kątem warunków pozwalających na istnienie życia - został osiągnięty. Podczas rocznego pobytu Curiosity przejechał ponad 1600 metrów po powierzchni Marsa, a obecnie zmierza w stronę wysokiej na około 5 kilometrów Mount Sharp, gdzie będzie badał warstwy znajdujące się u jej podnóża. Dotychczas łazik przesłał na Ziemię ponad 190 gigabitow danych, w tym ponad 70 000 zdjęć (36 700 pełnowymiarowych fotografii i 35 000 miniatur), a jego laser strzelał ponad 75 000 razy w kierunku 2000 celów. Z okazji pierwszej rocznicy pobytu łazika na Marsie NASA przygotowała krótki reportaż filmowy, przypominający, jak doszło do zakończonej sukcesem misji.
-
Szybkie kamery wykazały, że skakuny wykorzystują jedwab wiodący (ang. dragline silk) do stabilizacji i kontroli lotu, tak by wylądować na odnóżach w pozycji umożliwiającej natychmiastowy atak. Zespół dr Kai-jung Chi z National Chung Hsing University badał przedstawicieli gatunku Hasarius adansoni. Doktorant Yung-Kang Chen sfilmował skakuny z prędkością 1000 klatek na sekundę. Nagranie odtwarzano w zwolnionym tempie i porównywano wyczyny H. adansoni i skakunów niewykorzystujących jedwabiu wiodącego. Analizowaliśmy ruch i ułożenie ciała w czasie skoku - wyjaśnia Chi. Autorzy artykułu z pisma Interface zauważyli, że H. adansoni stosowały jedwab wiodący zarówno do kontrolowania ułożenia w powietrzu, jak i do wyhamowania po wylądowaniu. Pająki z grupy kontrolnej często traciły równowagę, wykonując po zetknięciu z powierzchnią fikołka. Chi wyjaśnia, że dostosowując napięcie nici, H. adansoni manipuluje nachyleniem ciała. Dzięki temu lądowanie odbywa się w przewidywalny sposób. Pogłębione badania wykazały, że siła oporu i eliminowanie luzu w nici za pomocą specjalnej zastawki w porównywalnym stopniu przyczyniają się do zwalniania i rozpraszania energii.
-
Porównując palce, turysta uszkodził XIV-wieczną rzeźbę
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Amerykański turysta przypadkowo odłamał palec od XIV-wiecznej rzeźby Marii Dziewicy. Marmurowy posąg znajduje się w Museo dell'Opera del Duomo we Florencji. Jego autorstwo przypisuje się Giovanniemu d'Ambrogio. Strażnik co prawda zauważył, że 55-latek próbuje porównać swój palec do palca Marii, jednak na interwencję było już za późno... Zażenowany mężczyzna wyraził ubolewanie z powodu tego, co się stało. Rzeczniczka muzeum Ambra Nepi ujawniła, że pechowiec uniknie zarówno procesu karnego, jak i grzywny. Mimo że Amerykanin zignorował znaki zakazujące dotykania, palec nie był oryginalny (dodano go podczas napraw), a samo zdarzenie powinno być traktowane jako nieszczęśliwy wypadek. W przeszłości Maria Dziewica była już 3-krotnie uszkadzana. Najnowsze uszczerbki zostały poddane ocenie sztabu konserwatorów. Choć nie wiadomo, jakie będą koszty tej "operacji", jesteśmy pewni, że rzeźbę uda się ostatecznie naprawić. -
Dla równowagi w przyrodzie ważna jest ochrony wszystkich gatunków, tym bardziej, że zmniejszanie się liczebności jednych i idące za tym zwiększanie drugich może być szkodliwe dla człowieka. Biolodzy z University of Maryland sugerują, że nawet gatunki, których się boimy lub postrzegamy jako niebezpieczne, mogą przynosić nam korzyści. W ostatnich latach w USA notowany jest wzrost zachorowań na boreliozę. Specjaliści łączą to ze spadkiem populacji lisów i innych drapieżników, które kontrolują populacje małych ssaków. A to właśnie małe ssaki odgrywają olbrzymią rolę w cyklu rozwojowym kleszczy. Jednym z najważniejszych leśnych drapieżników wschodniej części USA jest jadowity Crotalus horridus. To należący do grzechotnikowatych wąż, którego ukąszenie może być śmiertelne dla człowieka. Liczba osobników tego gatunku również spada, dlatego naukowcy postanowili sprawdzić rolę Crotalus horridus w kontrolowaniu boreliozy. Edward Kabay przejrzał literaturę fachową dotyczącą diety węża, co pozwoliło mu na oszacowanie liczby pożeranych przezeń małych ssaków. Później pomnożył ją przez średnią liczbę kleszczy, których nosicielem jest ofiara węża. Na tej podstawie wyliczył, że pojedynczy Crotalus horridus usuwa ze swojego otoczenia 2500-4500 kleszczy rocznie. Zmniejszająca się populacja węży, lisów i innych drapieżników oznacza zatem, że znacznie wzrośnie zagęszczenie kleszczy i związane z tym ryzyko zapadnięcia na boreliozę po ukąszenu. Crotalus horridus jest uznawany za gatunek zagrożony w sześciu stanach i za narażony w kolejnych pięciu. Utrata habitatu, śmierć na drogach oraz ludzie zabijające węże ze strachu to najpoważniejsze problemy - mówi profesor Karen Lips. Węże te nie są agresywne i rzadko gryzą jeśli nie zostaną sprowokowane lub nadepnięte - dodaje.
-
Sąd skrócił maksymalny możliwy wyrok dla Manninga
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Ciekawostki
Pułkownik Denise Lind, sędzia prowadząca sprawę Bradleya Manninga, zgodziła się z większością wniosków obrony i uznała, że część z 20 zarzutów stawianych oskarżonemu dotyczy tych samych przestepstw. Zarzuty zostały połączone, co zmniejszyło maksymalny możliwy wyrok dla żołnierza, który przekazał portalowi WikiLeaks tysiące tajnych dokumentów. Dotychczas Manningowi groziło 136 lat więzienia. Po dzisiejszej rozprawie wiemy, że może on zostać skazany na maksymalną karę 90 lat. Rząd, dzieląc działania oskarżonego na dwa różne przestępstwa spowodował, że za to, co powinno być zagrożone 10-letnim więzieniem groził wyrok w wysokości 20 lat, co niesprawiedliwie zwiększało wymiar kary - twierdzili obrońcy. Sędzia Lind zgodziła się ze wszystkimi zastrzeżeniami z wyjątkiem jednego, odnoszącego się do kradzieży dzienników wojennych z Iraku i Afganistanu. Niestety, obecni na sali reporterzy nie zdążyli zanotować, dlaczego w tym przypadku sąd nie uznał racji obrony. Jak już poprzednio obliczono, sędzia Lind czyta z prędkością 180 słów na minutę i nawet zawodowi stenografowie wynajęci przez Freedom of the Press Foundation mają kłopoty z zanotowaniem jej słów. Dzisiejsze orzeczenie to kolejna dobra wiadomość dla Manninga. Już wcześniej sędzia oddaliła 2 z 22 stawianych mu zarzutów, w tym ten najpoważniejszy - o pomaganie wrogowi. Tylko ten zarzut zagrożony był karą dożywotniego więzienia bez możliwości wcześniejszego zwolnienia. Drugi z oddalonych zarzutów dotyczył transmisji zakodowanego wideo z akcji lotniczej w Garani. Proces odbywa się bez łatwy przysięgłych, gdyż tak życzył sobie Manning. Etap wydawania wyroku, który sam w sobie jest małym procesem, potrwa około 2 tygodni. Obrona ma zamiar powołać ponad 20 świadków. -
Niespodziewany efekt ochrony warstwy ozonowej
KopalniaWiedzy.pl dodał temat w dziale Nauki przyrodnicze
Z Journal of Climate dowiadujemy się, że Protokół Montrealski, w ramach którego ograniczono wykorzystywanie niszczących warstwę ozonową chlorfluorowęglowodorów (CFC), miał nieznane dotychczas, pozytywne następstwa. Najnowsze badania wykazały bowiem, że dalsze niszczenie warstwy ozonowej mogło doprowadzić do katastrofalnych zmian w obiegu wody w atmosferze. Ponadto CFC są również gazami cieplarnianymi, ich zwiększona koncentracja przyspieszałaby zatem ocieplanie się klimatu. Gdy przygotowywano Protokół Montrealski wpływ CFC na ocieplanie klimatu był słabo rozumiany, a nikt nie podejrzewał, że substancje te mogą mieć wpływ na obieg wody. Uniknęliśmy katastrofy, o której nawet nie wiedzieliśmy, że nam groziła - mówi Richard Seager z Columbia University. Już teraz obserwujemy zmiany wzorców opadów wywołane globalnym ociepleniem. Przeprowadzone przez naukowców symulacje wykazały, że w latach 2020-2029, gdyby ludzkość nic nie zrobiła z CFC, zmiany w cyklu hydrologicznym byłyby dwukrotnie bardziej poważne niż obecnie się je projektuje. Na przykład Ameryka Północna i basen Morza Śródziemnego stałyby się znacznie bardziej suche, niż będą w nadchodzących latach. A w tropikach spadałoby więcej wody. Ozon pochłania promieniowanie ultrafioletowe, przyczyniając się do ogrzewania stratosfery. Mniej ozonu oznacza chłodniejszą stratosferę. Gdybyśmy nadal tracili ozon w górnych partiach atmosfery stratosfera stawałaby się coraz chłodnieja i doszłoby do zmiany prądów powietrza zarówno w niej jak i w niżej położonej troposferze. Rosnące stężenie CFC dodatkowo ogrzewałoby Ziemię, wiatry ze średnich szerokości zaczęłyby wiać w kierunku biegunów, poszerzając subtropikalne strefy suche i przesuwając opady w kierunku biegunów. Dodatkowo zwiększyłoby się parowanie i opady, a to uczyniłoby strefy wilgotne jeszcze bardziej wilgotnymi, a suche - bardziej suchymi. Współautorem najnowszych badań jest Lorenzo Polvani, również z Columbia University. Już wcześniej wraz ze współpracownikami odkrył on, że dziura ozonowa i efekt cieplarniany spowodowały na półkuli południowej zmianę kierunku prądów powietrza na bardziej południowy. W miarę jak dziura ozonowa będzie zanikała powinno dojść do zatrzymania zmiany kierunku. -
Agencja Contrapunto BBDO zaproponowała nietypową kampanię plakatową dla WWF-u. Zagrożone gatunki umieszczono w warsztatach samochodowych. Niedźwiedzie polarne, tygrysy czy nosorożce przestawiono z lotu ptaka. Wokół leżą narzędzia, czasem spod brzucha zwierzęcia wystają, jak spod naprawianego samochodu, czyjeś nogi. Kampania ma uświadomić odbiorcom, że podchodzą do zwierząt jak do towarów, tymczasem "Wyginięcia nie da się naprawić" (Extinction can't be fixed). Nie pomoże tu żaden lewarek. Krytycy projektu twierdzą, że choć plakaty są udane, sam pomysł wydaje się dziwny. Trafiony czy nie - na pewno prowokuje do dyskusji, a to i tak dużo.
-
Amerykańscy naukowcy zauważyli, że we wchłanianiu w obrębie jelita cienkiego bierze udział więcej komórek niż dotąd sądzono. Absorbowane mikrosfery są w dodatku na tyle duże, że pomieszczą się w nich leki oparte na białkach, np. insulina. Zespół z Brown University i Wayne State University prowadził eksperymenty na szczurach. Akademicy oceniali wchłanianie jelitowe oraz rozpropagowanie w organizmie polistyrenowych sfer o średnicy od 0,5 do 5 mikrometrów. Okazało się, że za znaczącą część absorpcji odpowiadały przeprowadzające endocytozę enterocyty. Dotąd zakładano, że cząstki tych rozmiarów są absorbowane wyłącznie przez fagocytujące komórki M, a te stanowią mniej niż 1% wyściółki jelita (występują między komórkami nabłonkowymi wyściełającymi kępki Peyera jelita cienkiego). Uzyskane dane kwestionują dotychczasowy dogmat z zakresu doustnego podawania leków - twierdzą autorzy artykułu z Proceedings of the National Academy of Sciences (PNAS). Prof. Edith Mathiowitz uważa, że gdyby wyniki dało się rozszerzyć, zreplikować i przełożyć na ludzi, w przyszłości można by pomyśleć o zawierających leki biodegradowalnych mikrosferach, które poza komórkami M obierałyby na cel także enterocyty. Mathiowitz specjalizuje się w badaniach dotyczących metod dostarczania leków opartych na białkach. Obecnie się je wstrzykuje, a Amerykance zależy na tym, by po połknięciu wytrzymały one trudne warunki panujące w żołądku, zostały w jak największym stopniu wchłonięte w jelicie i trafiły do tkanki docelowej. Naukowcy przeprowadzili serię eksperymentów. Niektórym szczurom podawano sfery via pysk. Innym wstrzykiwano je do jelita czczego lub krętego. Zespół manipulował również średnicą. Po 1 lub 5 godz. odnajdowano sfery, by sprawdzić, ile uległo wchłonięciu i do jakiej tkanki udało im się dotrzeć. Ustalono, że jelito wchłaniało od 10 do 50% sfer. Choć nie w równych ilościach, układ krwionośny rozprowadzał je po różnych tkankach: najczęściej była to wątroba, ale nie pomijano też płuc czy mózgu. Za pomocą mikroskopu Amerykanie mogli śledzić, jak fluoryzujące na czerwono sfery przechodziły przez enterocyty. Rolę tych komórek opisano dokładniej dzięki eksperymentowi, podczas którego różnymi czynnikami blokowano endocytozę. Okazało się, że wtedy w jelicie krętym, gdzie występują zarówno komórki M, jak i enterocyty, zamiast ponad 32% absorbowano 5-15% jednomikrometrowych sfer. Wchłanianie w jelicie czczym, gdzie nie ma komórek M, spadało w jeszcze większym zakresie: z ponad 45% u gryzoni z normalną endocytozą do zaledwie 3-10%. Wszystko wskazuje więc na to, że enterocyty odgrywają większą rolę niż komórki M. Mathiowitz wyjaśnia, że kolejnym krokiem będzie badanie wchłaniania u różnych gatunków zwierząt. Zdobytą wiedzę będzie można wykorzystać nie tylko do poprawy dostarczania leków, ale i przy zapobieganiu absorpcji toksycznych substancji.