Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Naukowcy z University of Leicester mają dobrą wiadomość dla osób cierpiących na białaczkę włochatokomórkową (HCL). To rzadki typ nowotworu, stanowiący około 2% wszystkich białaczek. Corocznie w Ameryce Północnej i Zachodniej Europie zapada nanią mniej niż 2000 osób. W New England Journal of Medicine opublikowano artykuł, z którego dowiadujemy się, że Vemurafenib, inhibitor BRAF, lek zatwierdzony do leczenia zaawansowanego czerniaka, jest skuteczny w leczeniu wspominanego typu białaczki. Badania wykazały, że przyjmowany doustnie lek całkowicie usuwa komórki nowotworowe z organizmu pacjenta. Badania genetyczne nad komórkami krwi pacjenta cierpiącego na białaczkę włochatokomórkową pozwoliły nam zidentyfikować w jego organizmie mutację genu BRAF, która jest często spotykana w nowotworach skóry. Dzięki tej wiedzy mogliśmy zwalczać komórki rakowe za pomocą Vemurafenibu, który dowiódł swojej skuteczności jako inhibitor BRF w czerniakach. Podobny efekt uzyskaliśmy u pacjenta z białaczką, w przypadku którego wyczerpały się wszelkie inne rodzaje leczenia - mówi doktor Salvador Macip. Wspomniany pacjent był leczony w Leicester Royal Infirmary. Tym co najbardziej nas zaskoczyło był fakt, że lek nie działał tak, jak się spodziewaliśmy. Mimo iż skutecznie zablokował BRAF i zabił komórki nowotworowe, to nie miał możliwości zablokowania przekazywania sygnałów. Dlatego też konieczne są dalsze badania, które pozwolą nam zrozumieć w jaki sposób ten lek działa. Będziemy mogli dzięki temu używać go w optymalny sposób. To jeden z pierwszych przypadków wyleczenia HCL, a my jesteśmy pierwszymi naukowcami, którzy dokonali biochemicznych badań próbek i odkryli, że lek nie działa tak, jak się spodziewaliśmy - mówi Macip. « powrót do artykułu
  2. Jedne z najwyższych fal powstających na oceanach są niewidoczne dla przeciętnego człowieka. W przeciwieństwie do innych nie widać ich na powierzchni. Są to bowiem tzw. fale wewnętrzne, które mogą osiągać wysokość do 500 metrów. Ich wykrycie jest możliwe dzięki obserwacjom satelitanym lub skomplikowanemu sprzętowi monitorującemu. Fale wewnętrzne, a długość ich liczona jest niejednokrotnie w setkach kilometrów, mają kolosalne znacznie dla wymiany ciepła w oceanach, a co za tym idzie, dla klimatu. Jako, że fale wewnętrzne są słabo zbadane, większość modeli klimatycznych ich nie uwzględnia. Jeśli chcemy mieć coraz bardziej precyzyjne modele klimatyczne, musimy nauczyć się, w jaki sposób powstają fale wewnętrzne i z jakimi procesami są związane - mówi Tom Peacock z Massachusetts Institute of Technology (MIT). Peacock wraz z kolegami postanowili skupić się na falach wewnętrznych powstających w liczącej 250 kilometrów szerokości Cieśninie Luzon, która oddziela Tajwan i Filipiny. To właśnie w niej powstają najprawdopodobniej najwyższe, sięgające 500 metrów, fale wewnętrzne. Peacock i współpracujący z nim uczeni z Woods Hole Oceanographic Institution zwrócili się o pomoc do francuskiego Narodowego Centrum Badań Nakowych, które dysponuje urządzeniem zwanym Platformą Coriolisa. To mierząca 15 metrów średnicy platforma, która obraca się z różną prędkością i symuluje ruch obrotowy Ziemi. Platforma wyposażona jest w ściany, dzięki czemu można napełnić ją wodą i symulować zjawiska zachodzące w oceanach. Amerykańscy uczeni najpierw zbudowali z włókna węglowego precyzyjny model Cieśniny Luzon. Uwzględniał on zarówno znajdujące się w niej wyspy jak i topografię dna. Następnie wypełniono platformę wodą o różnym zasoleniu, co odpowiadało wodzie różnej gęstości, jaka wstępuje w Cieśninie. Gęstsza, bardziej zasolona woda znajduje się niżej, lżejsza, z mniejszą ilością soli, wyżej. Do wody dodano specjalne cząsteczki, które były podświetlane od dołu i pozwalały śledzić ruch cieczy. Następnie zasymulowano ruch wody i obserwowano, w jaki sposób powstają fale wewnętrzne. Z symulacji wynika, że za powstawanie fal wewnętrznych odpowiedzialna jest sama topografia Cieśniny. Powoduje ona, że zimna, bardziej zasolona woda jest wypychana do góry. Faluje sama, wywołując falowanie lżejszych warstw wody. W miarę zbliżania się do wybrzeża fale stają się coraz bardziej strome, aż załamują się po dotarciu do szelfu kontynentalnego. To wskutek uderzeń fal w szelf kontynentalny dochodzi do mieszania się wody, kiedy to zimna woda wypływa na powierzchnię, a ciepła trafia w głąb oceanu. Zjawisko to prowadzi nie tylko do wymiany ciepła i mieszania się wód o różnym zasoleniu, ale także dostarcza składniki odżywcze żyjącym w okolicy organizmom. Naukowcy opracowali model matematyczny opisujący fale wewnętrzne. Jest on co prawda specyficzny dla Cieśniny Luzon, jednak pozwoli zrozumieć, jak powstają one w innych częściach planety. Takie dane można będzie też włączyć do modeli klimatycznych, zwiększając tym samym ich skuteczność. « powrót do artykułu
  3. Gigantopithecus blacki, największa małpa człekokształtna, jaka kiedykolwiek żyła na Ziemi, wyginęła najpewniej przez zmianę diety. Wskazuje na to m.in. próchnica odkrytych przez naukowców zębów. Zespół, którego pracami kierował Yingqi Zhang z Chińskiej Akademii Nauk, zajął się szczątkami małpy, odkrytymi w jaskini krasowej Hejiang. Z tego samego stanowiska wydobyto skamieniałości ssaków: nosorożców, tapirów, tygrysów, hien, gerez czy pand. Wszystkie one znajdowały się w jednostce osadowej, której wiek oszacowano na mniej niż 400 tys. lat. Mając to na uwadze, naukowcy stwierdzili, że to jedne z najmłodszych pozostałości gigantopiteka. Chińczycy porównali wymiary 17 zębów z jaskini Hejiang, ponad 400 izolowanych zębów z różnych lokalizacji ze środkowego plejstocenu oraz ponad 90 izolowanych zębów z miejscowych aptek. Okazało się, że zęby z Hejiang były nieco większe w wymiarze policzkowo-językowym. Dodatkowo korony 3 zatrzymanych górnych zębów przedtrzonowych cechowały się bardziej złożonym karbowaniem. Różnice w budowie stanowią najprawdopodobniej odzwierciedlenie zmiany diety w odpowiedzi na zmiany środowiskowe. Pierwotnie gigantopiteki żywiły się bambusem, ale później wskutek wypiętrzania Wyżyny Tybetańskiej klimat się ochłodził i małpy musiały się zadowolić mniej odżywczymi owocami, które zawierały powodujące erozję szkliwa kwasy. « powrót do artykułu
  4. Teoretyczne modele, za pomocą których próbowano wyjaśnić, dlaczego migrujące gatunki latają w formacji V sugerowały, że ptaki oszczędzają w ten sposób energię. Jednak wyliczenia pokazywały, że osiągnięcie tego celu wymaga niezwykle precyzyjnej koordynacji. Ptak może osiągnąć największe korzyści z lotu w formacji, gdy jego skrzydła znajdują się w poruszającej się do góry części wiru powietrza wywoływanego przez końcówki skrzydeł ptaka lecącego przed nim. Wir ten porusza się w górę i w dół, gdyż poprzedzający ptak macha skrzydłami. Wykorzystanie zalet formacji V wymaga zatem nie tylko precyzyjnego ustawienia się za poprzedzającym ptakiem, ale także odpowiedniego skoordynowania ruchów skrzydeł, które zależy od odległości pomiędzy ptakami. Tak wysoki stopień komplikacji powodował, że wielu ekspertów wątpiło, czy formacja V służy oszczędzaniu energii. Sugerowali, że może ona lepiej chronić przed drapieżnikami bądź też pozwala na wysunięcie na czoło stada ptaków o lepszych zdolnościach nawigacyjnych. Fizjolog Steven Portugal z brytyjskiego Royal Veterinary College postanowił sprawdzić hipotezę o formacji V i oszczędności energii. W 2011 roku w ramach reintrodukcji ibisów przeprowadzono eksperyment z udziałem wychowanych w niewoli ptaków. Zwierzęta wypuszczono na wolność mocując im wcześniej do grzbietów urządzenia precyzyjnie mierzące pozycję skrzydeł. Za ptakami leciał niewielki dron, który filmował cały eksperyment. W badaniu wzięło udział 14 młodych ptaków, które śledzono przez 3 dni lotu. Z uzyskanych danych wybrano do szczegółowej analizy 7-minutowy fragment z najmniejszą liczbą zakłóceń. Wyniki zaskoczyły naukowca. Ustawiały się w najlepszym miejscu i poruszały skrzydłami w najlepszym możliwym momencie - mówi Portugal. Uczeni zauważyli coś jeszcze bardziej zadziwiającego. Zwierzęta co jakiś czas zmieniały pozycję na - jak się wydaje - gorszą. Ustawiały się bezpośrednio za poprzedzającym je ptakiem i odpowiednio dostosowywały ruchy skrzydłami. Eksperci nie wiedzą, dlaczego tak się zachowywały. Być może zagadkę uda się wyjaśnić w przyszłości, dzięki udoskonaleniu technologii GPS i dokładniejszym pomiarom pozycji ptaków. Tak czy inaczej zwierzęta zaskoczyły naukowców swoimi możliwościami. Naukowcy zauważają, że znacznie więcej wiemy o właściwościach motorycznych ptaków podczas lotu niż o działaniu ich zmysłów.
  5. Jad węży sprzed 80 lat jest nadal toksyczny. Zawiera dokładnie tę samą mieszaninę białek, co jad świeżo zebrany. Gdy w 2008 r. Bryan Fry, zastępca dyrektora Australijskiej Jednostki Badania Jadów przy Uniwersytecie w Melbourne (Australian Venom Research Unit, AVRU), przeglądał zakurzone pudła z nieskatalogowanej części kolekcji swego zmarłego przed 6 laty szefa Strauna Sutherlanda, legendy herpetologii i założyciela AVRU, natrafił na prawdziwy skarb. Stare próbki z fiolek zostały zebrane przez tzw. wężowych mężczyzn (Snake men), którzy od lat 30. XX w. przemierzali centrum Australii (Outback) w poszukiwaniu węży tygrysich czy tajpanów. Dostarczony przez nich jad miał posłużyć do uzyskania antytoksyn. To było jak otworzenie kapsuły czasu - podkreśla Fry. Pomijając wartość historyczną i emocjonalną, próbki miały jeszcze jedną istotną właściwość - mimo zaawansowanego wieku nadal pozostawały toksyczne. Gwoli wyjaśnienia, nie były skrupulatnie przygotowane. Wręcz przeciwnie, wysuszono je dość niedbale i zamknięto w fiolkach zabezpieczonych gumowym korkiem. Później nikt nie przejmował się ich przechowywaniem - leżały w temperaturze pokojowej, a nie w zamrażarce. Mimo to Australijczycy stwierdzili, że zawierały identyczną mieszaninę białek i wywierały ten sam toksyczny efekt, co zebrany niedawno jad współczesnych przedstawicieli tych samych gatunków. Jad zdradnicy śmiercionośnej z lat 60. wciąż zaburzał komunikację neuronów z mięśniami, a jady tajpana i węża tygrysiego z lat 50. prowadziły do krzepnięcia krwi. Nie działał tylko jad z probówki ze sparciałym korkiem. Teraz, gdy wykazaliśmy, że są stabilne, zamierzamy z nimi popracować. Większe zróżnicowanie jadu zwiększa prawdopodobieństwo znalezienia potencjalnych leków. Zwłaszcza że w kolekcji Sutherlanda znalazły się próbki od węży, których później już nikt nie próbował doić, w tym od węży tygrysich z 4 australijskich wysp (a te, jak wiadomo, ewoluują inaczej od swoich kuzynów ze stałego lądu). Inne próbki pobrano z kolei od wymarłych dziś populacji. Ponieważ co najmniej 12% węży zagraża wyginięcie, wg Fry'ego powinno się zintensyfikować prace nad pobieraniem jadu. Jak widać, można go potem przechowywać i prowadzić eksperymenty przez kilkadziesiąt lat.
  6. Microsoft poinformował, że grupa hakerska znana jako Syryjska Armia Elektroniczna (SEA) włamała się do wewnętrznej poczty koncernu. Podczas ostatniego weekendu SEA przejęła konto Microsoftu na Twitterze oraz oficjalnego bloga firmy. Teraz koncern z Redmond poinformował, że hakerzy dostali się też do firmowej poczty. Hakerzy wykorzystali technikę inżynierii społecznej, phishing, dzięki czemu włamali się na konta niewielkiej liczby pracowników Microsoftu. Konta te zostały zlikwidowane i żadne informacje o klientach Microsoftu nie trafiły do rąk hakerów - zapewnia Microsoft. To już drugi w ciągu ostatnich dwóch tygodni atak SEA na Microsoft. Wcześniej hakerzy atakowali konta w serwisach społecznościowych należące do wielkich firm czy mediów. SEA zapowiada, że nadal będzie atakowała Microsoft. Ma być to zemsta za domniemane przekazywanie rządowi USA danych użytkowników. « powrót do artykułu
  7. Góra Cooka (po maorysku Aoraki), największe wzniesienie Nowej Zelandii, się zmniejszyła. Nowe studium wykazało, że szczyt znajduje się na wysokości 3724 m, czyli 30 m niżej niż dotąd sądzono. Autorzy raportu przypisują to erozji okolicy szczytu, odsłoniętej w grudniu 1991 r. po osunięciu się skał i lodu. Podczas dokładnego studiowania zdjęć wykonanych po osunięciu widać, że czapa lodowa nadal była stosunkowo gruba. Najprawdopodobniej nie pasowała ona do nowego kształtu krawędzi szczytu. Przez to w ciągu ostatnich 20 lat podlegała erozji. Choć do głowy jako wyjaśnienie przychodzi [od razu] zmiana klimatu, mamy prawdopodobnie do czynienia ze zwykłą zmianą geomorfologii góry - wyjaśnia dr Pascal Pascal Sirguey z Otago National School of Surveying. Dane GPS zebrano w listopadzie 2013 r. podczas ekspedycji ekipy z Uniwersytetu Otago. Potwierdziły one wyliczenia bazujące na aerofotografii. Nowy pomiar GPS to dopiero 6. dokładne (nielotnicze) badanie wysokości Aoraki w historii; wcześniej pomiary trygonometryczne przeprowadzano w 1851, 1879, 1881, 1883 i 1889 r. <a href="http://kopalniawiedzy.pl/Gora-Cooka-Nowa-Zelandia-wysokosc-erozja-czapa-lodowa-osuniecie-dr-Pascal-Pascal,19520">« powrót do artykułu</a>
  8. IFI Claims Patent Services opublikowała coroczną listę firm, które otrzymały w USA najwięcej patentów. Już po raz 21. z rzędu na szczycie listy znalazł się IBM, który w 2013 roku otrzymał 6809 patentów. Drugie miejsce należy do Samsunga (4675 patentów), a trzecie do Canona (3825). Na kolejnych pozycjach znajdziemy Sony (3098 patentów) i Microsoft (2660). Po raz pierwszy w czołowej dziesiątce znalazł się Qualcomm, który otrzymał 2103 patenty, czyli o 62% więcej niż rok wcześniej. W czołowej dziesiątce zaszły niewielkie zmiany. Znacznie bardziej interesujące przetasowania mają miejsce pomiędzy 10. a 20. pozycją. Po raz pierwszy znalazły się tam Google i Apple. Wyszukiwarkowy koncern z 1851 przyznanymi patentami znalazł się na 11. pozycji, a Apple, któremu przyznano 1775 patentów - na 13. Google i Apple awansowały na liście, gdyż kwestia patentów jest dla nich ważna. Czy nam się to podoba czy nie, jeśli chcesz brać udział w światowej gospodarce, to musisz uczestniczyć w systemie patentowym - mówi Jeffery Frazier, adwokat specjalizujący się w prawie patentowym. W całym ubiegłym roku Biuro Patentu i Znaku Handlowego Stanów Zjednoczonych (USPTO) przyznało 303 651 patentów. W 2013 roku 60 000 podmiotów złożyło 347 142 wnioski patentowe. Z analizy podmiotów wynika, że pojawia się wśród nich coraz więcej posiadaczy małych portfolio patentów, co wskazuje na zwiększającą się innowacyjność małych nowo założonych firm. Zdaniem Fraziera do takiego rozwoju sytuacji przyczynił się fakt, że USPTO zmniejszyło opłaty za złożenie wniosku patentowego i zwiększyło zatrudnienie. To ułatwia małym firmom składanie wniosków. Adwokat zauważa też, że opublikowanane przez IFI dane liczą sobie trzy lata. Tyle bowiem trwa średnio rozpatrywanie wniosku patentowego. Biorąc pod uwagę, że od pewnego czasu amerykańska gospodarka ma się coraz lepiej, można się spodziewać, że składanych będzie coraz więcej wniosków patentowych. Analitycy nie wykluczają, że do czołówki najwięcej patentujących przedsiębiorstw dołączą Amazon, Verizon czy Huawei. « powrót do artykułu
  9. Dzieci z zaburzeniami ze spektrum autyzmu mają problem z integrowaniem napływających symultanicznie danych z oczu i uszu. Naukowcy z Vanderbilt University porównują to do źle zdubbingowanego filmu. Dr Mark Wallace uważa, że wyżej wymienione deficyty stanowią ostateczną przyczynę upośledzenia zdolności społecznych i komunikacyjnych autyków (w takiej sytuacji trudno się np. posługiwać językiem). Amerykanie dodają, że uzyskane przez nich wyniki mogą mieć szersze zastosowanie, bo funkcjonowanie sensoryczne jest zmienione także w dysleksji czy schizofrenii. W ramach studium 32 prawidłowo rozwijających się 6-18-latków porównano z równoliczną grupą wysoko funkcjonujących autyków (grupy dopasowywano pod każdym możliwym względem, w tym pod kątem ilorazu inteligencji). Badani wykonywali zestaw zadań (w dużym stopniu były one generowane komputerowo). Naukowcy posługiwali się różnymi rodzajami bodźców audiowizualnych, w tym prostymi błyśnięciami i brzęczeniem, a także bardziej złożonymi bodźcami środowiskowymi, takimi jak uderzanie młotkiem w gwóźdź. Ochotników pytano, czy zdarzenia wzrokowe i słuchowe miały miejsce w tym samym czasie. Okazało się, że u autyków następowało wydłużenie okna czasowego wiązania (ang. temporal binding window, TBW), co oznacza, że mózg miał kłopot ze skojarzeniem zdarzeń wizualnych i słuchowych, które miały miejsce w określonym okresie. Dzieci z autyzmem mają problem z przetwarzaniem symultanicznych wejść z kanałów słuchowego i wzrokowego. Przypomina to oglądanie źle zdubbingowanego filmu, bo w ich mózgach fonia i obraz się ze sobą nie zgadzają - wyjaśnia dr Stephen Camarata. Analogiczne deficyty odnotowano także w przypadku odbioru audiowizualnych aspektów mowy. Camarata mówi, że w świadomości społecznej funkcjonuje obraz autyka zasłaniającego dłońmi uszy. Sądzimy, że jedną z przyczyn takiego zachowania może być próba kompensowania zaburzeń funkcjonowania czuciowego przez koncentrowanie się na jednym zmyśle naraz. Taka strategia może minimalizować niezgodności między kanałami. « powrót do artykułu
  10. Robert Nemiroff i Teresa Wilson z Wydziału Fizyki Uniwersytetu Technologicznego Michigan szukają podróżników w czasie, przeglądając Internet pod kątem "proroczych" wzmianek o ludziach i zdarzeniach, które pojawiły się, zanim ktokolwiek mógł się o nich dowiedzieć. Duet szukał np. odniesień do komety C/2012 S1 (ISON), opublikowanych przed jej odkryciem we wrześniu 2012 r. czy też wpisów dotyczących "papieża Franciszka", które pojawiłyby się przed marcem 2013 roku. Nemiroff i Wilson liczą na to, że ewentualni podróżnicy w czasie będą na tyle nieostrożni, że zdradzą się ze znajomością pewnych faktów, zanim jeszcze dowiedziała się o nich ludzkość. Biorąc pod uwagę stopień rozpowszechnienia internetu można uznać, że przeszukiwanie sieci pod kątem obecności podróżników w czasie może być najdoskonalszą z dostępnych dotychczas metod. Technicznie rzecz biorąc nie szukamy samych podróżników, ale informacji, które pozostawili - stwierdzili uczeni w artykule opublikowanym na witrynie Cornell University. Poszukiwania podróżników w czasie nie przyniosły jednak żadnych rezultatów. Uczeni nie uważają jednak tego za dowód, iż podróże w czasie są niemożliwe. Brak śladów może wynikać z wielu powodów. Po pierwsze może być fizycznie niemożliwe, by podróżujący w czasie pozostawiali w przeszłości jakieś ślady, nawet niematerialne. Po drugie, może być fizycznie niemożliwe odnalezienie takich śladow, gdy może to naruszać nieznane jeszcze prawa fizyki. W końcu, podróżujący w czasie mogą nie chcieć być znalezieni. « powrót do artykułu
  11. Dzięki europejskiemu teleskopowi HARPS (High Accuracy Radial velocity Planet Searcher) wspomaganemu przez teleskopy z całego świata udało się odkryć trzy planety w gromadzie gwiazd Messier 67. To niezwykłe wydarzenie, tym bardziej, że jedna z planet krąży wokół gwiazdy bliźniaczo podobnej do Słońca. Mimo, że znamy już ponad tysiąc pozasłonecznych planet, jedynie niewielka ich część została znaleziona w gromadach gwiazd. To dziwne, gdyż gromady takie zawierają wiele gwiazd, zatem można by się spodziewać, że planety będą odkrywane tam często. Anna Brucalassi wraz z zespołem z Instytutu Fizyki Pozaziemskiej im. Maksa Plancka z Garching w Niemczech, postanowiła zbadać fenomen gromad gwiazd. Niewykluczone bowiem, że istnieje jakiś nieznany mechanizm, który zapobiega powstawaniu planet w gromadach lub też powstają one w odmienny sposób niż w innych miejsach. Naukowcy przez sześć lat przyglądali się 86 gwiazdom z Messier 67. Gromada zawiera około 500 gwiazd i znajduje się w odległości 2500 lat świetlnych od Ziemi, w gwiazdozbiorze Raka. Uczonym udało się odkryć 3 planety. Dwie z nich, o masach około 30% masy Jowisza, krążą wokół gwiazd podobnych do Słońca. Pierwszej z nich przebycie całej orbity zajmuje 7 dni, a drugiej - 5 dni. Trzecia z planet, bardziej masywna od Jowisza, w ciągu 122 dni obiega czerwonego olbrzyma. Najbardziej interesująca jest gwiazda, którą obiega pierwsza ze wspomnianych planet. Gwiazda ta jest bowiem jedną z najbardziej podobnych do Słońca i jest pierwszym znajdującym się w gromadzie bliźniakiem Słońca, który posiada planetę. Nasze badania pokazują, że planety w otwartych gromadach gwiazd są spotykane równie często jak w przypadku odizolowanych gwiazd. Jednak trudniej jest je odkryć - mówi Luca Pasquini. Będziemy nadal badali tę gromadę, gdyż chcemy się dowiedzieć, jakie są różnice w masie i składzie chemicznym pomiędzy gwiazdami, które mają planety i ich nie mają.
  12. Zespół z Centrum Medycznego Uniwersytetu Chicagowskiego zaobserwował, że szczury uwalniają z pułapki swoich pobratymców. Zachowanie to obejmuje także obcych, ale wymaga wcześniejszych pozytywnych kontaktów z typem (szczepem) nieznanego osobnika. Odkrycia sugerują, że na to, czy gryzoń zareaguje empatycznie, wpływają nie genetyka czy dobór krewniaczy, ale właśnie doświadczenie. Przemawia za tym m.in. fakt, że szczury wychowane ze szczepem innym niż własny nie pomogą obcym z własnego typu. Zachowanie prospołeczne wydaje się determinowane wyłącznie doświadczeniem społecznym. Potrzeba zróżnicowanych interakcji podczas dorastania czy dorosłości, by rozszerzyć pomocne zachowania na więcej grup nieznanych osobników. Nawet u ludzi badania pokazały, że wystawienie na oddziaływanie zróżnicowanych środowisk zmniejsza uprzedzenia i nasila zachowanie prospołeczne - podkreśla dr Inbal Bartal. W 2011 r. zespół Bartala i dr Peggy Mason zauważył, że szczury stale uwalniały pobratymców unieruchomionych w przezroczystych tubach. Wg nich, zachowanie to było napędzane szczurzą wersją empatii. By ustalić, czy gryzonie zachowają się podobnie w stosunku do obcych, naukowcy prowadzili eksperymenty z 2 szczepami: albinosami i zwierzętami z czarnymi "kapturami" na głowie. Wolne szczury, które zawsze były albinosami, najpierw przez 12 dni raz na dobę stykały się z uwięzionymi obcymi albinosami (wcześniej nie zetknęły się nawet z zapachem nieszczęśników; każdego dnia do pułapki trafiał inny osobnik). Albinosy pozostające na swobodzie szybko stały się oswobodzicielami nieznajomych. Kiedy jednak spotykały one unieruchomionego gryzonia z czarnym wzorem na futrze, większość nie otwierała zapadki. Dla odmiany albinosy hodowane razem z "zakapturzonymi" szczurami stale pomagały inaczej umaszczonym kolegom. By sprawdzić, czy szczura da się zmotywować do udzielenia pomocy obcemu z innego szczepu, albinosy trzymano przez 2 tygodnie ze szczurem z czarnym wzorem, a potem przed testem z uwięzionym czarnym osobnikiem ponownie umieszczano w terrarium z albinosem. Albinosy, które spotkały tylko jednego zakapturzonego osobnika w życiu, oswobadzały uwięzionych czarno umaszczonych obcych. Uzyskane wyniki sugerują, że szczur nie musi znać jakiegoś osobnika, by wykazywać empatyczne zachowania pomocowe. Wystarczy znajomość danego szczepu. Na ostatnim etapie studium Amerykanie postanowili sprawdzić, czy znajomość szczepu jest potrzebna także w przypadku własnego rodzaju. Nowo narodzone albinosy trafiały do grupy zwierząt z czarnym umaszczeniem. Podczas testów pomagały czarnym, lecz nie białym obcym. Szczury najwyraźniej potrafią dzielić innych na kategorie i modyfikować swoje zachowanie społeczne w zależności od czyjejś przynależności grupowej. Genetyczne podobieństwo lub pokrewieństwo naprawdę nie ma tu nic do rzeczy - opowiada Bartal. Szczury nie przychodzą na świat z wrodzoną tożsamością czy motywacją, by pomagać własnemu rodzajowi - dodaje Mason. Autorzy artykułu z pisma eLife mają nadzieję, że ustalenie wzorców behawioralnych w modelu szczurzym pomoże odkryć mechanizmy biologiczne leżące u podłoża pomagania i dzielenia na grupy u innych gatunków społecznych, w tym u ludzi. « powrót do artykułu
  13. Federalny Sąd Apelacyjny dla Dystryktu Kolumbii przyznał rację firme Verizon w sporze z Federalną Komisją Komunikacji (FCC). Spór dotyczył zasady "neutralności sieci", która przewiduje, że dostawca internetu ma obowiązek identycznie traktować cały ruch przechodzący przez jego infrastrukturę. Nie może zatem nadawać priorytetu czy to ruchowi wykorzystującymi konkretne protokoły, czy też pochodzącemu z konkretnych witryn. FCC wprowadziła zasadę "neutralności sieci" w 2010 roku. Teraz sąd uznał, że FCC nie posiada uprawnień, które umożliwiałyby narzuenie ISP tego typu zasad. Jednocześnie sędziowe stwierdzili, że dostawcy internetu mają obowiązek informowania o blokowaniu, spowalnianiu czy jakimkolwiek rozróżnianiu ruchu internetowego. Wiele osób twierdzi, że decyzja sądu może znacząco wpłynąć na kształt internetu w przyszłości. Sytuacja, w której "neutralność sieci" nie będzie odgórnie narzucana, może spowodować, że dostawcy niektórych treści - np. materiałów wideo - będą musieli płacić ISP za bezproblemowe przekazywanie ich do klientów. Podobnych opłat będą mogli zażądać ISP od witryn, które będą chciały szybciej ładować się na komputery odbiorców. Obawy takie nie są bezpodstawne. AT&T ujawnił w ubiegłym tygodniu, że ma zamiar wprowadzić tzw. dane sponsorowane. W ich ramach tacy dostawcy treści jak ESPN wnosiliby opłaty za przekazywanie materiałów wideo na urządzenia mobilne użytkowników. W zamian za to opłacone treści nie byłyby liczone przez dostawcę do ilości danych, jakie klient może wykorzystać w ramach comiesięcznego abonamentu. To z kolei spowoduje, że posiadacze smartfonów będą chętniej korzystali z zapewnianych przez ESPN relacji sportowych, gdyż nie będą obawiali się, iż oglądając je przekroczą miesięczny limit danych. Z kolei firmy takie jak Akamai i Ericsson już mają technologie, które pozwalają na szybsze przekazywanie wybranych danych. Dzięki temu te treści, których właściciele wniosą odpowiednie opłaty, szybciej trafią do klientów. Verizon twierdzi, że konsumenci nie będą odczuwali żadnych negatywnych skutków braku "neutralności sieci". Wręcz przeciwnie, będą mieli większy wybór sposobu, w jaki mają dostęp do treści. Krytycy takiego rozwiązania twierdzą jednak, że bez "neutralności sieci" internet może wyewoluować w takim kierunku, w którym małe serwisy nie będą miały racji bytu, gdyż nie będzie ich stać na opłacenie dostarczania treści do odbiorców. FCC już drugi raz przegrała walkę o "neutralność sieci". Przewodniczący Komisji twierdzi, że nie wyklucza odwołania. FCC może spróbować narzucić tę zasadę klasyfikując dostawców internetu nie jako "dostawców usług informacyjnych", a jako "dostawców usług telekomunikacyjnych". « powrót do artykułu
  14. Posągi z parku archeologicznego San Agustín w Kolumbii zostały zastąpione kartonowymi replikami. Znak informuje turystów, że rzeźby zostały przeniesione do Muzeum Narodowego w Bogocie, jednak gdy telewizja NTN 24 doniosła, że w rzeczywistości znajdują się one w lokalnym muzeum, urzędnik z parku powiedział w ramach sprostowania, że kolekcja trafi do stolicy nieco później. Tak czy siak zwiedzający czują się oszukani, zwłaszcza że wybierając się na wycieczkę do miejsca wpisanego na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO, liczą na zobaczenie największej grupy zabytków religijnych i rzeźb megalitycznych w Ameryce Południowej. W San Agustín zachowały się liczne kurhany ziemne, usypane nad prostokątnymi konstrukcjami z kamienia (miejscami kultu i grobowcami). Podmienione figury wykonano ze skał wulkanicznych. Mają one wystające kły, a na ich głowach często znajdują się wizerunki innych postaci. « powrót do artykułu
  15. Wysokie stężenie długołańcuchowych kwasów tłuszczowych omega-3 w surowicy zmniejsza ryzyko cukrzycy typu 2. Do ryb bogatych w nie należą łosoś, pstrąg tęczowy, sielawa, śledź, leszcz, sardynka, makrela i sardela. Najważniejszym czynnikiem ryzyka cukrzycy typu 2. jest nadwaga, co oznacza, że tryb życia i dieta odgrywają ważną rolę w rozwoju tego schorzenia. Wcześniejsze badania pokazały, że m.in. dbanie o wagę, ćwiczenia i wysoki poziom kwasu linolowego w surowicy wiążą się z obniżonym ryzykiem cukrzycy. Ponieważ studia dotyczące tego, jak spożycie ryb lub długołańcuchowych kwasów tłuszczowych omega-3 wpływa na ryzyko cukrzycy, dawały sprzeczne rezultaty (w populacjach azjatyckich obserwowano ochronny wpływ, a w europejskich czy amerykańskich już nie; co więcej, niektóre badania łączyły nasiloną konsumpcję ryb ze zwiększonym zagrożeniem cukrzycą), zespół z Uniwersytetu Wschodniej Finlandii postanowili przeanalizować dane uzyskane w ramach Kuopio Ischaemic Heart Disease Risk Factor Study (KIHD). Na potrzeby KIHD określono stężenie kwasów omega-3 w surowicy 2212 mężczyzn, którzy na początku badania (w latach 1984-89) mieli 42-60 lat. Losy panów śledzono przez 19,3 roku. W tym czasie cukrzycę typu 2. zdiagnozowano u 422 osób. Finowie wykorzystali stężenie długołańcuchowych kwasów tłuszczowych w surowicy, by podzielić mężczyzn na 4 grupy. Okazało się, że u osób z najwyższymi stężeniami omega-3 ryzyko zachorowania na cukrzycę typu 2. było aż o 33% mniejsze niż panów z najniższymi poziomami tych związków. « powrót do artykułu
  16. The New York Times informuje, że NSA uzyskała bezpośredni dostęp do niemal 100 000 komputerów na całym świecie. Dzięki temu agencja jest w stanie podsłuchiwać te maszyny i dokonywać za ich pośrednictwem ataków na kolejne cele. Zdecydowana większość ze wspomnianych komputerów została zainfekowana oprogramowaniem szpiegującym za pośrednictwem sieci . Jednak NSA uzyskała też dostęp do komputerów, które nie są podłączone do sieci. Tajna technologia wykorzystująca fale radiowe jest używana przez Agencję od co najmniej 2008 roku. Wykorzystuje ona ukryte kanały radiowe oraz niewielkie obwody zaimplementowane w komputerze lub urządzeniach USB. Ta technologia pozwoliła rozwiązać jeden z najpoważniejszych problemów, z jakim od lat zmagały się amerykańskie agencje wywiadowcze. Problem polegał na dostaniu się do komputerów, które są niedostępne dla cyberataków. W większości przypadków urządzenie nadawcze musi zostać fizycznie umieszczone w komputerze przez szpiega, producenta lub nieświadomego użytkownika - czytamy w The New York Times. Dziennikarze informują, że wśród komputerów, do których NSA ma dostęp, znajdują się maszyny chińskich jednostek wojskowych dokonujących cyberataków na cele w USA, maszyny podłączone do rosyjskich sieci wojskowych, komputery wykorzystywane przez meksykańskie kartele narkotykowe i zwalczającą ich policję, maszyny rządów Arabii Saudyjskiej, Indii czy Pakistanu oraz pecety należące do instytucji handlowych Unii Europejskiej. Gazeta zaznacza, że nie ma dowodów, by NSA zaraziła bądź zaimplementowała obwody radiowe w komputerach znajdujących się na terenie USA. « powrót do artykułu
  17. Intel zrezygnował z otwarcia supernowoczesnego zakładu Fab 42 w Chandler w Arizonie. W obliczu spadającego popytu na pecety koncern zdecydował, że fabryka nie rozpocznie produkcji. Rzecznik prasowy firmy Chuck Mulloy poinformował, że zakład, w którym pod koniec ubiegłego roku miała rozpocząć się produkcja najbardziej zaawansowanych procesorów, pozostanie zamknięty. Intel wykorzysta go w bliżej nieokreślonej przyszłości na potrzeby przyszłych technologii. Mulloy poinformował, że nowa fabryka nie została wyposażona w najważniejsze urządzenia. Zainstalowano ogrzewanie i klimatyzację, ale nie ma w niej najdroższego elementu, urządzeń do produkcji układów scalonych. Początkowo koncern planował, że w Chandler zostanie zainstalowany sprzęt pracujący w technologii 14 nanometrów. Firma zrezygnowała z tych zamierzeń. Do 14-nanometrowego procesu produkcyjnego zostaną przystosowane inne fabryki z Chandler, które produkują obecnie 22-nanometrowe układy. W ubiegłym roku światowa sprzedaż pecetów spadła aż o 10%. To największy spadek od czasu, gdy firma analityczna Gartner przygląda się rynkowi pecetów. « powrót do artykułu
  18. W ramach zalotów i zwracania nie siebie uwagi samice kapucynek Sapajus libidinosus rzucają w kierunku samców kamieniami. Zachowanie to zostało sfilmowane w Parku Narodowym Serra da Capivara podczas pracy nad koprodukcją BBC i Discovery pt. "Dzika Brazylia" (Wild Brazil). Camila Galheigo Coelho z Uniwersytetów w Durham i Sao Paulo od 2 lat na potrzeby pracy doktorskiej bada zachowania społeczne kapucynek, z chęcią służyła więc filmowcom radą. Jej koledzy z uczelni, Tiago Falótico i Eduardo B. Ottoni, opublikowali zresztą w listopadzie zeszłego roku w PLoS ONE artykuł dotyczący pokazów seksualnych u dzikich samic S. libidinosus. W okresie proceptywnym (wykazywania zainteresowania) samice robią miny, wokalizują, przybierają stereotypowe postawy ciała i przejawiają zachowania typu "dotknij i uciekaj". W raporcie opisano też przypadki 3 samic, które celowały w potencjalnych partnerów kamieniami. Po zakończeniu okresu proceptywnego identyczne zachowanie wystąpiło u 3 innych samic z tej samej grupy. Choć może to być skutek niezależnych innowacji, brak podobnych działań w innych grupach sugeruje, że naukowcom udało się udokumentować rozprzestrzenianie się nowej cechy behawioralnej lub tradycji w danej społeczności. Rzucanie kamieniem to, wg Brazylijczyków, rodzaj komplementu. Zachowaniu trudno byłoby się przenieść na inne populacje. Samice kapucynek zostają w swojej grupie do końca życia, to samce migrują - podkreśla Galheigo Coelho, która chce teraz popracować nad mapą powiązań społecznych. Później można by na nią nanieść szlak szerzenia się nowego zwyczaju. « powrót do artykułu
  19. Analiza przeprowadzona przez New America Foundation potwierdza przypuszczenia, że inwigilacja prowadzona na masową skalę przez NSA ma niewielkie znaczenie w zwalczaniu aktów terroryzmu. Autorzy raportu przeanalizowali 225 śledztw związanych z działalnością terrorystyczną. Wyniki analizy wykazały, że tradycyjne metody śledcze, takie jak użycie informatorów, powiadomienia od lokalnej społeczności oraz działania wywiadowcze skierowane przeciwko konkretnym celom pozwoliły w większości wypadków na rozpoczęcie śledztwa w sprawach o terroryzm. Spośród 225 analizowanych przypadków jedynie w 7,5% śledztwo zostało rozpoczęte dzięki działaniom NSA. Kontrowersyjna metoda szeroko zakrojonej inwigilacji odegrała rolę co najwyżej w 1,8% spraw. Kolejne 4,4% śledztw rozpoczęto dzięki podsłuchowi skierowanemu przeciwko konkretnemu podmiotowi przebywającemu za granicą, a kolejne 1,3% dotyczy inwigilacji na podstawie nieokreślonych przepisów. Spośród 225 osób, przeciwko którym prowadzono śledztwo, w aż 59,6% przypadków dane zdobyto dzięki tradycyjnym metodom. W 5,3% nie udało się zapobiec aktowi terroru, a w 26,6% przypadków nie udało się określić, co było przyczyną rozpoczęcia śledztwa. Aż 40 śledztw rozpoczęto i zakończono sukcesem dzięki informacjom od społeczności lokalnej bądź rodziny. Kolejne 36 śledztw zainicjowano dzięki informatorom. Działania CIA, FBI i innych służb stały się początkiem 18 śledztw, z kolei rutynowe działania policyjne pozwoliły na zatrzymanie 12 potencjalnych terrorystów. W 9 przypadkach niedoszły terrorysta sam zdradził swoje zamiary, a w 19 atak udało się powstrzymać dzięki informacji o podejrzanie zachowujących się osobach. W 62 przypadkach pracownikom New America Foundation nie udało sie ustalić, jak doszło do zatrzymania, a 12 atakom nie udało się zapobiec. Pozostałym 17 atakom zapobiegła NSA, z czego jedynie 4 powstrzymano dzięki programowi masowych podsłuchów. « powrót do artykułu
  20. Analiza przeprowadzona przez New America Foundation potwierdza przypuszczenia, że inwigilacja prowadzona na masową skalę przez NSA ma niewielkie znaczenie w zwalczaniu aktów terroryzmu. Autorzy raportu przeanalizowali 225 śledztw związanych z działalnością terrorystyczną. Wyniki analizy wykazały, że tradycyjne metody śledcze, takie jak użycie informatorów, powiadomienia od lokalnej społeczności oraz działania wywiadowcze skierowane przeciwko konkretnym celom pozwoliły w większości wypadków na rozpoczęcie śledztwa w sprawach o terroryzm. Spośród 225 analizowanych przypadków jedynie w 7,5% śledztwo zostało rozpoczęte dzięki działaniom NSA. Kontrowersyjna metoda szeroko zakrojonej inwigilacji odegrała rolę co najwyżej w 1,8% spraw. Kolejne 4,4% śledztw rozpoczęto dzięki podsłuchowi skierowanemu przeciwko konkretnemu podmiotowi przebywającemu za granicą, a kolejne 1,3% dotyczy inwigilacji na podstawie nieokreślonych przepisów. Spośród 225 osób, przeciwko którym prowadzono śledztwo, w aż 59,6% przypadków dane zdobyto dzięki tradycyjnym metodom. W 5,3% nie udało się zapobiec aktowi terroru, a w 26,6% przypadków nie udało się określić, co było przyczyną rozpoczęcia śledztwa. Aż 40 śledztw rozpoczęto i zakończono sukcesem dzięki informacjom od społeczności lokalnej bądź rodziny. Kolejne 36 śledztw zainicjowano dzięki informatorom. Działania CIA, FBI i innych służb stały się początkiem 18 śledztw, z kolei rutynowe działania policyjne pozwoliły na zatrzymanie 12 potencjalnych terrorystów. W 9 przypadkach niedoszły terrorysta sam zdradził swoje zamiary, a w 19 atak udało się powstrzymać dzięki informacji o podejrzanie zachowujących się osobach. W 62 przypadkach pracownikom New America Foundation nie udało sie ustalić, jak doszło do zatrzymania, a 12 atakom nie udało się zapobiec. Pozostałym 17 atakom zapobiegła NSA, z czego jedynie 4 powstrzymano dzięki programowi masowych podsłuchów. « powrót do artykułu
  21. Pierwsi rolnicy i pasterze malowali za pomocą tych samych barwników, co ich przodkowie - wędrowni myśliwi-zbieracze, którzy zamieszkiwali Półwysep Iberyjski ok. 10 tys. lat temu. Hiszpańscy naukowcy analizowali 2 rysunki z zespołu archeologicznego Minateda w Hellín. Pierwszy, reprezentujący kulturę lewantyńską nomadów, przedstawiał pustorożca i był bardzo naturalistyczny. Drugi, mający postać czworonoga, cechował schematyczny i niekiedy abstrakcyjny styl (wypracowali go rolnicy/pasterze, zamieszkujący te tereny 6500-3500 lat temu). Artyści z obu okresów wykorzystywali jako pigmenty tlenki żelaza oraz skały terygeniczne. Były one łatwo dostępne w badanych schroniskach Abrigo Grande de Minateda i Abrigo del Barranco de la Mortaja. Składy pigmentów wykorzystanych w obu stylach [...] są identyczne [...] - zaznacza Alberto Jorge z Narodowego Muzeum Nauk Naturalnych. Obecność szczawianu wapnia wskazuje, że pigment i nośnik połączyły się z czasem z zewnętrzną warstwą. Te wyniki kwestionują przeprowadzone dotąd studia, bazujące na wyróżnianiu 3 warstw stratygraficznych - powierzchni, pigmentu i patyny [...]. [Z oczywistych względów] wprowadza to do datowania czynnik losowości - wyjaśnia Jorge. Naukowcy natrafili także na ślady określonych kwasów tłuszczowych, co sugeruje, że w czasie przetwarzania, nakładania lub przechowywania barwniki mogły wchodzić w kontakt ze skórami zwierzęcymi. Od teraz musimy zachować ostrożność, wspominając o rytuałach podczas przygotowywania pigmentów, ponieważ wnioski te wypłynęły, gdy zakładaliśmy, że związki takie jak fosforan wapnia pochodziły ze zwęglonych i sproszkowanych kości. Ekstrapolacje nie są poprawne, gdyż znaleźliśmy te same substancje w substracie skalnym. Zespół po raz pierwszy skorzystał z połączenia 4 metod: mikrofotografii, skaningowej mikroskopii elektronowej z dyspersją energii promieniowania rentgenowskiego (ang. Scanning Electron Microscopy-Energy Dispersive X-Ray Spectroscopy, SEM-EDX), spektroskopii Ramana (ang. Raman Spectroscopy) oraz chromatografii gazowej sprzężonej ze spektrometrią mas (ang. Gas Chromatography–Mass Spectroscopy, GC–MS). « powrót do artykułu
  22. Mikroorganizm, który nie ewoluował wraz z gospodarzem, jest dlań znacznie bardziej niebezpieczny, uznali naukowcy, którzy badali fenomen dwóch kolumbijskich miejscowości. W pierwszej z nich, położonym wysoko w Andach mieście Tuquerres notuje się jeden z największych na świecie odsetków zachorowań na raka żołądka - 150 przypadków na 100 000 osób. Tymczasem w nadbrzeżnym Tumaco, znajdującym się zaledwie 200 kilometrów dalej, odsetek ten wynosi 6 przypadków na 100 000. Główną przyczyną raka żołądka jest zarażenie Helicobacter pylori. Bakterią tą jest zainfekowana połowa ludzi na świecie. Zwykle jest ona nieszkodliwa, ale czasem prowadzi do rozwoju nowotworu. H. pylori pochodzi z Afryki. Tam powstała, ewoluowała i rozprzestrzeniła się po całym świecie wraz z ludźmi. W Ameryce Południowej jej rozwój został zaburzony przybyciem Europejczyków. Miejscowa ludność zetknęła się z H. pylori, z którą nie ewoluowała. Pelay Correa i Scott Williams wraz z kolegami z Vanderbilt University Medical Center wykazali, że zetknięcie z obcą H. pylori znacznie zwiększa ryzyko zachorowania. Uczeni zauważyli, że jeśli przeanalizujemy genom bakterii wraz z genomem jej gospodarza, to otrzymamy znacznie lepszą prognozę ryzyka zachorowania, niż jeśli genomy będziemy analizowali oddzielnie. Amerykańscy badacze najpierw dowiedli, że większość mieszkańców Tumaco (58%) to osoby, których przodkowie pochodzili z Afryki. Są oni też nosicielami afrykańskich szczepów H. pylori. Tumaco jest zasiedlone przez potomków niewolników. Z kolei w Tuquerres 61% mieszkańców to Indianie, a 31% to Europejczycy. W większości są oni nosicielami europejskich szczepów H. pylori, które z jakichś powodów wyparły szczepy rodzime. Uczeni dowiedli też, że szczepy zachowują się różnie w zależności od organizmu gospodarza. Jeśli gospodarzem afrykańskiego szczepu jest osoba o przewadze afrykańskich korzeni, to H. pylori zwykle nie szkodzi takiemu organizmowi. Jednak ten sam szczep znacznie częściej wywołuje problemy u osób, których przodkowie byli Indianami. Naukowców niezwykle zdumiał fakt, że różne pochodzenie bakterii i gospodarza ma znacznie większe znaczenie dla rozwoju choroby niż występowanie genu cagA, który w dużym stopniu decyduje o zjadliwości H. pylori. Znaczenie pochodzenia było tak wielkie, że tylko i wyłącznie mim można był wyjaśnić różnice pomiędzy odsetkiem zachorowań w Tumaco i Tuquerres. Eksperci przyznają, że odkrycie uczonych z Vanderbilt jest czymś nowym, a wytłumaczenie wydaje się bardzo prawdopodobne. Pdkreslają jednak, że konieczne jest przeprowadzenie dodatkowych badań, które pozwolą na wyeliminowanie takich czynników jak dieta czy przebywanie na określonej wysokości nad poziomem morza. Naukowcy z Vanderbilt chcą przeprowadzić badania w Azji i Afryce, by sprawdzić, czy otrzymają tam podobne wyniki. « powrót do artykułu
  23. Niewielka firma Amprius zdobyła kolejne 30 milionów dolarów na rozwój swoich baterii litowo-jonowych. To dobra wiadomość dla rynku, na którym widoczny jest wyraźny zastój. Amprius dysponuje technologią, która zwiększa pojemność baterii Li-Ion o 50%. Przedsiębiorstwo zostało założone w 2008 roku przez profesora Yi Cui z Uniwersytetu Stanforda. Informowaliśmy wówczas, o tym, że rozwiązał on problem związany z wykorzystaniem krzemowych elektrod w bateriach. Naukowcy od dawna wiedzą, że krzem ma olbrzymią pojemność elektryczną, jednak krzemowe anody ulegają bardzo szybkiej degradacji. Dopiero profesor Yi Cui rozwiązał ten problem. Wraz z zespołem z Wydziału Wiedzy Materiałowej i Inżynierii zbudował anodę z krzemowych nanokabli. Jedna ich wersja składa się z nanocząsteczek zawierających krzem otoczony węglem. Takie rozwiązanie jest mniej wydajne niż nanokable z krzemu, jednak może być produkowane w już istniejących fabrykach. Co więcej nawet takie baterie mają nieco większą pojemność od tradycyjnych rozwiązań. Są bowiem w stanie przechowywać 650 watogodzin na litr pojemności, czyli 280 Wh/kg. Tymczasem nowoczesne wysokowydajne baterie Li-Ion przechowują do 620 Wh/litr. Typowy akumulator samochodu elektrycznego ma pojemność do 240 Wh/kg. Jeszcze lepszą pojemność mają baterie z ogniwami krzemowymi. Stworzone przez Amprius prototypy przechowują 750 Wh/litr czyli 350 Wh/kg. Kang Sun, dyrektor wykonawczy Ampriusa mówi, że obecnie firma potrafi produkwać akumulatory, które po 500 cyklach ładowania/rozładowania zachowują 80% oryginalej pojemności. To wystarczający do zastosowań w elektronice, dlatego też niektórzy chińscy producenci już korzystają z produktów Apriusa. Jednak obecna wytrzymałość akumulatorów Apriusa to zbyt mało, by stosować je w samochodach elektrycznych. Jednak dzięki zdobytym właśnie funduszom, które dwukrotnie zwiększyły finansowanie przedsiębiorstwa, powstaną akumulatory, które, jak zapewnia Sun, wytrzymają 700-1000 cykli ładowania/rozładowania. To oznacza, że będę mogły trafić do samochodów z tak dużymi akumulatorami, że nie trzeba ładować ich codziennie. Jeśli weźmiemy pod uwagę samochód z akumulatorami o pojemności pozwalającej przejechać 300 mil (ok. 482 km), to typowy amerykański kierowca będzie ładował akumulator raz w tygodniu. Takie akumulatory powinny przetrwać co najmniej 10 lat. « powrót do artykułu
  24. Ludzie i inne naczelne spalają dziennie o 50% mniej kalorii od reszty ssaków. Wyniki uzyskane przez zespół Hermana Pontzera, antropologa z Hunter College, sugerują, że wolny metabolizm wyjaśnia wolny wzrost i długie życie tej grupy zwierząt. Ponieważ okazało się, że wydatkowanie energii u naczelnych z zoo i zwierząt żyjących na wolności jest takie samo, wydaje się, że aktywność fizyczna ma na nie mniejszy wpływ niż dotąd sądzono. Mając to wszystko na uwadze, akademicy uważają, że dynamicznie akredytowane ogrody zoologiczne i rezerwaty stanowią alternatywę dla tradycyjnych badań laboratoryjnych. Dzięki temu można by śledzić poczynania zwierząt w bardziej naturalnych warunkach. Autorzy raportu z pisma PNAS przyglądali się dziennym wydatkom energetycznym 17 gatunków naczelnych (od goryli po lemurki myszowate) z ogrodów zoologicznych, rezerwatów i żyjących na wolności. Sprawdzali, czy wolne tempo życia to skutek wolnego metabolizmu. Podczas eksperymentu posłużono się metodą podwójnie znakowanej wody. Polega ona na znakowaniu cząsteczek wody z płynów ustrojowych podanymi doustnie izotopami 18O i 2H. Później mierzy się szybkość ich usuwania z organizmu (znakowany tlen znajdzie się w wydzielanej wodzie i dwutlenku węgla, a deuter tylko w wodzie; różnica w tempie zaniku obu izotopów pozwala określić, ile CO2 wydzieliło się w wyniku przemian metabolicznych i jaki był w związku z tym wydatek energetyczny danego osobnika w jakimś okresie, tu w ciągu 10 dni). Zestawiając pomiary z danymi z innych studiów, naukowcy porównali wydatki energetyczne naczelnych i innych ssaków. Wyniki były zaskakujące. Ludzie, szympansy, pawiany i inne naczelne zużywają tylko połowę kalorii z wartości, jakiej można by się spodziewać dla ssaka. Przedstawiając to obrazowo, ludzie - nawet prowadzący bardzo aktywny tryb życia - musieliby codziennie przebiegać maraton, by choć przybliżyć się do średniego wydatku energetycznego ssaka ich rozmiarów. Zmniejszenie szybkości przemiany materii naczelnych wyjaśnia wolne tempo życia (wzrostu, rozmnażania i starzenia). Warunki środowiskowe faworyzujące zredukowane wydatkowanie energii mogą stanowić klucz do ustalenia, czemu naczelne, w tym ludzie, wyewoluowały wolniejsze tempo życia - podkreśla David Raichlen z Uniwersytetu Arizony. Połączenie tempa wzrostu, reprodukcji i starzenia z dziennym wydatkiem energetycznym może rzucić nieco światła na procesy leżące u podłoża tych zjawisk. Ujawnienie złożonych relacji aktywności fizycznej i wydatku energetycznego powinno z kolei poprawić rozumienie otyłości i pozostałych chorób metabolicznych. « powrót do artykułu
  25. Kawa pozwala nam obudzić się lub powtrzymuje przed zaśnięciem. Właśnie dowiedzieliśmy się, że poprawia też pamięć długoterminową. Badacze od dłuższego już czasu podejrzewali, że kofeina wykazuje takie właśnie działanie, jednak przeprowadzone dotychczas badania nie pozwalały jednoznacznie tego potwierdzić. Nie można było bowiem wykluczyć, że dobroczynne działanie kawy nie wiąże się z bezpośrednim oddziaływaniem kofeiny, a z powodowanym przez nią wzmożeniem uwagi. Tymczasem badania na pszczołach czy szczurach wykazywały, że kofeina poprawia konsolidację pamięci, czyli wzmacnia pamięć pomiędzy momentem nabycia jakiejś informacji a skorzystaniem z niej. To z kolei wpływa na pamięć długoterminową. Neurolog Michael Yassa z Uniwersytetu Kalifornijskiego w Irvine zaangażował do swoich badań 160 dorosłych osób, które zwykle piły niewielkie ilości kawy. Badanym najpierw pokazywano serię obrazków, a następnie podawano pigułkę zawierającą albo 200 miligramów kofeiny [odpowiednik 2 espresso - red.], albo placebo. Uczestnicy eksperymentu wracali do laboratorium 24 godziny później i rozwiązywali test pamięci, podczas którego oglądali serię obrazków. Były wśród nich obrazki nowe, obrazki, które pokazywano im poprzednio oraz obrazki podobne do pokazywanych poprzednio. Badani mieli podzielić je na grupy "nowe", "stare" i "podobne". Grupowanie obrazków "nowych" i "starych" przebiegło tak, jak się naukowcy spodziewali. Nie jest to trudne zadanie, zatem nie zauważono różnicy pomiędzy grupą, która przyjęła kofeinę, a grupą, która zażyła placebo. Okazało się jednak, że grupa, której podano kofeinę znacznie lepiej identyfikowała obrazki "podobne". Yassa uważa, że dowodzi to, iż kofeina polepsza pamięć długoterminową poprzez lepszą konsolidację pamięci. Zdaniem uczonego kofeina powinna pomagać też wówczas, gdy się uczymy, gdyż konsolidacja pamięci rozpoczyna się już w momencie nabywania nowych informacji. Jednak, jak wykazał drugi eksperyment, gdy konsolidacja się zakończy, kofeina nie pomaga. Podczas drugiej tury badań tabletki z kofeiną podano dopiero na godzinę przed testem pamięci, zatem dobę po tym, jak badani oglądali obrazki. Okazało się, że tak późno podana kofeina nie poprawia pamięci. Jeśli uczyłeś się bez kofeiny i zażyłeś ją dopiero przed egzaminem, to ci nie pomoże - mówi Yassa. Pracę Yassy pochwaliła Geraldine Wright z brytyjskiego Newcastle University. To właśnie jest zespół wykazał w ubiegłym roku, że u pszczół, którym podano kofeinę, poprawiła się pamięć długoterminowa. Zawsze nas pytano, jakie są tego skutki dla ludzi. Dobrze więc, że ktoś przeprowadził eksperymenty i wykazał, że kofeina ma bezpośredni wpływ na konsolidację pamięci - mówi Wright. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...