Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    37586
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    246

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. W przypadku luksusowych marek im bardziej niegrzeczna obsługa, tym lepiej idzie sprzedaż - twierdzą psycholodzy z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Szorstkie potraktowanie sprawia, że konsumenci wykazują większą chęć zakupu i noszenia drogich ubrań. Prof. Darren Dahl podkreśla, że w przypadku takich marek jak Louis Vuitton czy Gucci snobistyczne podejście do klienta to kwestia warta rozważenia, bo dzięki niemu "można by osiągnąć efekt podobny do kliki w liceum, do członkostwa w której inni aspirują". Podczas studium ochotnicy mieli sobie wyobrazić lub naprawdę wchodzili w interakcje ze sprzedawcami - bezczelnymi lub nie. Później proszono o ocenę uczuć względem marek oraz chęci ich posiadania. Po spotkaniu z nieuprzejmą obsługą ludzie, którzy chcieli być powiązani z highendową marką, wspominali o nasilonej chęci posiadania luksusowych dóbr. Kanadyjczycy zauważyli, że efekt występował tylko wtedy, gdy sprzedawca był postrzegany jako prawdziwy reprezentant marki. Niegrzeczna obsługa nie poprawiała też wrażenia dotyczącego marek z tzw. rynku masowego. Z czasem oddziaływanie bezczelnego sprzedawcy zanikało. Po 2 tygodniach chęć zakupu była już znacznie mniejsza. Dahl doradza więc, by w przypadku niegrzecznego podejścia do klienta wyjść ze sklepu i wrócić po jakimś czasie albo robić zakupy w Sieci. « powrót do artykułu
  2. Z nieoficjalnych doniesień wynika, że już w przyszłym tygodniu na półki sklepów trafi pierwszy smartfon z systemem Tizen. Ten bazujący na Linuksie system operacyjny jest rozwijany głównie przez Samsunga i Intela. Ma on być konkurencją dla Androida. Na tegorocznym Mobile World Congress Samsung zaprezentował dwa „inteligentne zegarki” Gear 2 i Gear 2 Neo napędzane Tizenem. Pokazano również smartfon z tym systemem, ale nie zdradzono, kiedy trafi na rynek. Obecnie wiadomo, że na przyszły miesiąc Samsung zaplanował wydarzenie związane z premierą nowego urządzenia. Raczej nie będzie to zegarek, gdyż jeden z wiceprezesów Samsunga zapowiedział, że takie urządzenie zadebiutuje pod koniec bieżącego kwartału. Smartfon z systemem Tizen może jednocześnie zadebiutować w kilku krajach, w tym w Rosji, Brazylii i państwach rozwijających się. Urządzenie ma mieć możliwość łączenia się z innymi gadżetami korzystającymi z Tizena. « powrót do artykułu
  3. By zwiększyć społeczną świadomość demencji, organizacja Alzheimer's Research UK zaproponowała FaceDementia, aplikację dla Facebooka, która symuluje jej objawy. By spersonalizować doświadczenie, trzeba się zalogować do serwisu społecznościowego, ale twórcy podkreślają, że aplikacja nie przechowuje ani nie wykorzystuje później danych. Bez zgody użytkownika nie zamieszcza się też na profilu żadnych postów. Aplikacja jest tylko nakładką, która niczego naprawdę nie wymazuje. Ma jedynie symulować, co dzieje z mózgiem chorej osoby. Odtwarzanie treści można zatrzymać, by obejrzeć świadectwa ludzi dotkniętych skutkami demencji (pacjentów i ich krewnych). Jak tłumaczy Rebecca Wood, dyrektor wykonawcza Alzheimer's Research UK, jej organizacja skupiła się na tym, że Facebook gromadzi w jednym miejscu wspomnienia, zainteresowania i wydarzenia z życia danej osoby. Chcieliśmy to wykorzystać, by pokazać, jak dochodzi do pomieszania, a nawet całkowitej utraty ważnych faktów [...]. Stygmatyzacja demencji jest po części skutkiem społecznej nieświadomości i braku zrozumienia, stąd pomysł na FaceDementia. « powrót do artykułu
  4. Steven Elop, były dyrektor wykonawczy Nokii, a obecnie wiceprezes Microsoftu odpowiedzialny za dział produkcji telefonów komórkowych, powiedział, że koncern z Redmond jeszcze nie zdecydował, pod jaką marką będzie sprzedawał swoje telefony. Microsoft Mobile Oy to twór prawny, powołany do życia po to, by ułatwić przeprowadzenie połączenia [przejętego wydziału Nokii z Microsoftem – red.]. Nie będzie to marka, którą klienci zobaczą na smartfonach. Microsoft ma prawo przez jakiś czas używać marki Nokia, jednak nie będzie ona używana w dłuższej perspektywie. Trwają prace nad wyborem przyszłej marki dla naszych smartfonów - stwierdził Elop. Menedżer zasugerował również, że zapoczątkowana przez Nokię linia Nokia X, która wykorzystuje system Android, nie zostanie porzucona. Microsoft kupił wydział telefonów komórkowych, w tym linię Nokia X, by podłączyć kolejny miliard ludzi do usług Microsoftu. Nokia X wykorzystuje chmurę Microsoftu, a nie Google'a. To świetna okazja by podłączyć nowych użytkowników do Skype'a, Outlook.com czy Onedrive. Już teraz widzimy, że do naszych usług zapisują się dziesiątki tysięcy nowych klientów - stwierdził Elop. « powrót do artykułu
  5. Australijski projektant Ryan Kirkpatrick stworzył Scoop Bowl - głęboki talerz ułatwiający jedzenie osobom z jedną ręką lub z chorobami układu mięśniowego. Lekko opadające dno i pionowa ścianka ułatwiają nakierowywanie pokarmu na sztućce. Gdy danie się już kończy, można postawić talerz na spłaszczonym brzegu i swobodnie wygarnąć resztki. Naczynie wyposażono w podstawę z kauczuku akrylonitrylo-butadienowego (NBR), dzięki czemu podczas posiłku nie przesuwa się ono po stole. Szeroki brzeg ułatwia przenoszenie, przesuwanie i inne czynności. Prototyp Scoop Bowl wycięto z ABS (kopolimeru akrylonitrylo-butadienowo-styrenowego) za pomocą obrabiarki CNC. Całość pomalowano.
  6. Mitsubishi Electric Corp. zapowiada, że po roku 2018 w Japonii ruszy ogólnokrajowa komercyjna sieć nawigacji satelitarnej, która pozwoli na określenie pozycji odbiornika GPS co do centymetrów. Quazi-Zenith Satellite System (QZSS) ma za zadanie korygować błędy GPS i w ten sposób dostarczać niezwykle precyzyjnych danych geolokalizacyjnych. System GPS określa położenie naziemnego odbiornika (np. smartfona) mierząc jego odległość od 3-4 satelitów. Jednak w takie pomiary wkradają się liczne błędy, przez co odchylenie zmierzonej pozycji od pozycji rzeczywistej może wynosić wiele metrów. QZSS będzie korygował te pomiary i określał położenie z dokładnością do centymetrów. Z powodu różnego rodzaju błędów niedokładności systemu GPS mogą sięgać 10 metrów. Ponadto w Japonii mamy wiele gór i drapaczy chmur, które blokują sygnał GPS, przez co określenie pozycji nie jest możliwe w niektórych punktach miast czy poza nimi - mówi Yuki Sato z należącego do Mitsubishi centrum badawczo-rozwojowego. Prace nad QZSS rozpoczęły się w 2010 roku wraz z wystrzeleniem przez Japońską Agencję Kosmiczną (JAXA) satelity QZS-1. Do roku 2017 na orbitę mają trafić 3 kolejne satelity, a później jeszcze trzy. System będzie składał się w sumie z 7 satelitów oraz 1200 naziemnych stacji referencyjnych. Z punktu widzenia osoby przebywającej w Japonii satelity będą kreśliły na niebie wielką asymetryczną ósemkę sięgającą Tasmanii. Ich drogi będą spotykały się nad Japonią w ten sposób, że w każdej chwili każdy mieszkaniec Kraju Kwitnącej Wiśni będzie miał bezpośrednio nad głową przynajmniej jednego satelitę. Dzięki temu nawet przebywając w uliczce pomiędzy wieżowcami Tokio odbierzemy sygnał korygujący pomiary GPS. Korekcja błędów przebiega w ten sposób, że główne centrum kontroli odbiera sygnały z satelitów docierające do stacji referencyjnych i porównuje je z odległościami pomiędzy stacjami oraz wyliczonym położeniem satelity. Dane są następnie bardzo mocno kopresowane, z 2 Mb/s do 2 kb/s i wysyłane do satelity, który następnie rozsyła je do odbiorników. Dzięki kompresji dane mogą być zbierane i wysyłane na bieżąco, a ich odbieranie nie wymaga dużej anteny. Wstępne testy z wykorzystaniem satelity QZS-1 wykazały, że system już działa ze średnią dokładnością do 1,3 centymetra horyzontalnie i do 2,9 cm wertykalnie. Osiągnięcie tak olbrzymiej precyzji pozwoli na wykorzystanie nawigacji satelitarnej np. w autonomicznych pojazdach czy maszynach, które będą mogły wykonywać chociażby prace polowe i omijać przeszkody. Warto tutaj wspomnieć o kosztach systemu. Na trzy pierwsze satelity rząd Japonii wyda 500 milionów dolarów, a cała naziemna infrastruktura ma kosztować 1,2 miliarda USD. Biorąc pod uwagę fakt, że europejski system nawigacji Galileo ma kosztować 6,9 miliarda dolarów, trzeba przyznać, że japońska propozycja jest bardzo interesującą alternatywą. « powrót do artykułu
  7. Naukowcy ze Szkoły Medycyny Perelmana Uniwersytetu Pensylwanii opracowali szczepionkę DNA przeciw nowotworom. Nie atakuje ona komórek nowotworowych, ale odżywiające je naczynia. Dodatkowo wywołuje ona rozprzestrzenianie się epitopów (ang. epitope spreading). Wcześniej podejmowano już próby walki z nowotworami przez hamowanie angiogenezy, ale podejście to negatywnie wpływało na normalne procesy zaangażowane w gojenie ran czy rozwój. Specjalistom z Penn udało się tego uniknąć dzięki zaprojektowaniu szczepionki DNA, która obiera na cel śródbłonkowy marker nowotworowy 1 (ang. tumor endothelial marker 1, TEM1). To białko powierzchniowe ulega nadekspresji w guzach, podczas gdy jego ekspresja w zdrowych tkankach jest słaba. Zademonstrowaliśmy, że obierając na cel TEM1, nasza szczepionka może zmniejszyć unaczynienie guza i jego wzrost, a także nasilić niedotlenienie - podkreśla dr Andrea Facciabene. Amerykanie wstrzykiwali myszom szczepionkę TEM1-TT, stworzoną przez połączenie komplementarnego DNA (cDNA) TEM1 z fragmentem anatoksyny tężcowej (TT). W mysich modelach 3 guzów (piersi, jelita grubego i szyjki macicy) po zaszczepieniu tworzenie guza zachodziło z opóźnieniem bądź w ogóle. Specjaliści zauważyli, że doszło do zahamowania wzrostu guza, ograniczenia tworzenia naczyń i zwiększenia infiltracji guzów komórkami odpornościowymi. Zespół zauważył, że po uśmierceniu komórek nabłonka, które tworzą naczynia, szczepionka doprowadzała również do rozprzestrzeniania epitopów. Oznacza to, że w wyniku hipoksji komórki odpornościowe stykały się z fragmentami martwych komórek guza i rozwijały wtórną odpowiedź immunologiczną na sam guz. Dotąd przeprowadzono wiele testów klinicznych ze szczepionkami DNA wymierzonymi w same guzy, ale wyniki były rozczarowujące. My proponujemy nowe podejście, które powinno zwiększyć optymizm odnośnie do szczepionek przeciw nowotworom. Co więcej, bazując na wynikach badań na myszach, sądzimy, że TEM1-TT nie powoduje znaczących skutków ubocznych. TEM1-TT można by stosować zapobiegawczo u osób z grup ryzyka lub równocześnie z chemio- i radioterapią. Jako że i radioterapia, i szczepionka wpływają na śródbłonek guza, radioterapia mogłaby wspomóc wywołane TEM1-TT rozprzestrzenianie epitopów. « powrót do artykułu
  8. Na Uniwersytecie Kalifornijskim w Santa Barbara (UCSB) skonstruowano niewielki komputer kwantowy, który jako pierwszy w historii umożliwia zastosowanie mechanizmów korekcji błędów. Osiągnięcie to przybliża moment praktycznego wykorzystania maszyn kwantowych. Błędy podczas obliczeń występują również we współcześnie używanych klasycznych komputerach. Stosowane mechanizmy korekcji pozwalają na ich naprawienie. Jednak, by taki mechanizm spełnił swoje zadanie algorytm, który jest poprawiany, powinien pracować z dokładnością powyżej 99%. NA UCSB powstał pierwszy kwantowy algorytm, którego dokładność przekracza wspomniane 99%. Dokonaliśmy znaczącej poprawy dokładności, przekroczyliśmy tę ważną granicę i zrobiliśmy to w taki sposób, że będziemy mogli skalować naszą technikę na coraz więcej i więcej kubitów - mówi jeden z twórców prototypu, profesor fizyki John Martinis. Martinis i jego zespół wykorzystali jeden z możliwych rodzajów obwodów kwantowych, łącze Josephsona. To dwie warstwy nadprzewodnika przedzielone izolatorem. Naukowcy stworzyli superkomputer składający się z pięciu kubitów i wykazali, że dla kwantowej bramki logicznej składającej się z jednego kubitu uzyskali dokładność obliczeń sięgającą 99,92%, natomiast dla bramki w skład której wchodziły dwa kubity dokładność wynosiła 99,4%. Pięć wspomnianych kubitów było połączonych liniowo, co umożliwia stworzenie dwuwymiarowej struktury kubitów na podobieństwo szachownicy. W takiej architekturze „białe pola” będą reprezentowały kubity dokonujące operacji logicznych, a „czarne pola” to kubity odpowiedzialne za korektę błędów. Naukowcy muszą jeszcze poradzić sobie z poważnym problemem jakim jest zakłócanie pracy kubitu przez kubity sąsiadujące, jednak eksperymenty wykazały, że tego typu architektura może sprawdzić się w praktyce. Prawa fizyki leżące u podstaw łączenia i kontroli kubitów nie ulegną zmianie. Musimy poradzić sobie z okablowaniem i kontrolą struktury 2D bez zmniejszania efektywności jej pracy. To będzie wyzwanie z inżynieryjnego punktu widzenia - mówi Rami Barends, jeden z twórców komputera. Dodatkową zaletą eksperymentów z Santa Barbara jest wykorzystanie do budowy komputera ciał stałych, takich jak aluminium i szafir. Taka architektura bardziej przypomina współczesne komputery i prawdopodobnie łatwiej będzie z nią pracować i ją skalować niż rozwiązania testowane przez wiele innych grup, które wykorzystują pułapki jonowe, w których za pomocą pól elektromagnetycznych kontrolują unoszące się w przestrzeni atomy. Teraz naukowcy z UCSB przygotowują się do przeprowadzenia serii eksperymentów z wykorzystaniem mechanizmu korekcji błędów. Eksperymenty prowadzone wcześniej przez inne zespoły wykazały, że w komputerach kwantowych można przeprowadzać korekcję poważnych, celowo wprowadzanych błędów. Uczeni z Santa Barbara chcą korygować drobne błędy, które w sposób naturalny samoistnie pojawiają się w ciągu operacji dokonywanych przez kwantową maszynę. « powrót do artykułu
  9. Microsoft poinformował, że cyberprzestępcy odkryli i wykorzystują pierwszą lukę w Windows XP od czasu, gdy zakończyło się wsparcie techniczne dla tego systemu. Krytyczna dziura została znaleziona w przeglądarce Internet Explorer. Dziura występuje w wersjach 6, 7, 8, 9, 10 i 11, a przestępcy atakują wersje 9, 10 oraz 11. Atak dokonywany jest na zmanipulowanej witrynie, do odwiedzenia której przestępcy zachęcają użytkowników. Na niebezpieczeństwo narażeni się użytkownicy Internet Explorera, jednak tylko osoby korzystające z Windows XP nie będą mogły liczyć na poprawki. Internet Explorer 6 jest wciąż wspierany na Windows Server 2003. Wsparcie dla XP zakończyło się 8 kwietnia bieżącego roku. Dodatkowe niebezpieczeństwo pojawi się w momencie, gdy Microsoft załata lukę. Cyberprzestępcy będą mogli dokonać inżynierii wstecznej łaty i dzięki temu dowiedzieć się, gdzie znajduje się dziura i jak ją wykorzystać. W ten sposób wiedzę o luce zdobędą kolejne grupy przestępcze, można więc spodziewać się ataków na Internet Explorer 6 i niezałatany Windows XP. Użytkownicy tego systemu mogą utrudnić życie przestępcom instalując Enhaced Mitigation Experience Toolkit 4.1 dostępny na witrynie Microsoftu. Koncern z Redmond radzi też, by osoby, które korzystają z Windows XP oraz Internet Explorera wyrejestrowały plik vgx.dll. Eksperci informują, że działanie dziury jest częściowo uzależnione od Adobe Flash Playera, zatem przed atakiem chroni również wyłączenie odpowiedniej wtyczki w przeglądarce. Jeśli nie musimy używać przeglądarki Microsoftu, rozwiązaniem problemu jest też w tym przypadku zainstalowanie alternatywnego oprogramowania. « powrót do artykułu
  10. Joga może pomóc kobietom z nietrzymaniem moczu - twierdzą naukowcy z Uniwersytetu Kalifornijskiego w San Francisco (UCSF). Joga jest często wymierzona w [...] zwiększenie rozluźnienia oraz usuwanie lęku i stresu. Dlatego stosuje się ją w wielu innych schorzeniach - zespole metabolicznym czy syndromach bólowych. Są jednak powody, by sądzić, że pomoże także przy nietrzymaniu moczu - podkreśla dr Alison Huang. Zespół Huang zebrał grupę 20 kobiet w wieku 40 lat i starszych, które cierpiały na nietrzymanie moczu. Po przeprowadzeniu losowania połowa wzięła udział w 6-tygodniowym programie terapeutycznym z jogą (ćwiczeniami kształtującymi zdrową miednicę). Okazało się, że u pań z grupy terapeutycznej nastąpiła 70-proc. poprawa - o tyle, w porównaniu do punktu wyjścia, zmniejszyła się częstość popuszczania. W grupie kontrolnej odnotowano zaledwie 13-proc. poprawę. W większości poprawa dot. wysiłkowego nietrzymania moczu. Amerykanie sądzą, że joga zmniejsza nietrzymanie moczu za pośrednictwem co najmniej 2 mechanizmów. Ponieważ problemowi temu towarzyszą często lęk i depresja, kobiety ćwiczące jogę mogą czerpać korzyści z nacisku kładzionego na medytację i rozluźnienie. Z drugiej strony regularne ćwiczenia pomagają we wzmocnieniu mięśni dna miednicy, które podtrzymują pęcherz. Stworzyliśmy program jogi, który będzie bezpieczny dla starszych kobiet, włącznie z paniami z drobnymi ograniczeniami mobilności - opowiada Huang, przypominając, że nie wszystkie rodzaje jogi pomogą przy nietrzymaniu moczu. W ramach projektu naukowcy współpracowali z dwiema doświadczonymi konsultantkami, Leslie Howard i Judith Hanson Lasater. Autorzy artykułu z pisma Female Pelvic Medicine & Reconstructive Surgery myślą o dłuższym 12-tygodniowym studium. « powrót do artykułu
  11. Elon Musk, założyciel i dyrektor wykonawczy SpaceX, poinformował, że jego firma wystąpi z pozwem przeciwko US Air Force. Muskowi nie podoba się fakt, że jedynymi przedsiębiorstwami, które na zlecenie USAF wystrzeliwują satelity szpiegowskie są Boeing i Lockheed Martin. SpaceX będzie dążyła do zmiany procedur przetargowych. Musk odniósł się w szczególności do nabycia przez USAF 36 pojazdów Evolved Expandable Launch Vehicle, produkowanych przez założone przez obie firmy konsorcjum United Launch Alliance. To blokuje firmom takim jak SpaceX wejście na rynek usług kosmicznych na rzecz bezpieczeństwa narodowego. Naszym zdaniem to nie jest w porządku. Rynek ten powinien być konkurencyjny a nie zmonopolizowany. United Launch Alliance to jedyna firma, która uzyskała zgodą na wynoszenie w przestrzeń pozaziemską urządzeń wojskowych. Musk twierdzi, że jego firma jest w stanie wykonać prace zlecone obecnie United Launch Alliance o miliard dolarów taniej. Co ciekawe, SpaceX nie domaga się kontraktów od wojska, ale takiej zmiany reguł, by wraz z innymi przedsiębiorstwami mogła się o nie starać. « powrót do artykułu
  12. Specjaliści medycyny sądowej rozpoczną dziś (28 kwietnia) badanie klasztoru trynitarzy bosych w Madrycie. Ich celem jest odszukanie szczątków pisarza Miguela de Cervantesa y Saavedry. Proces skanowania georadarem, ekshumacji i analizowania znalezisk ma potrwać kilka miesięcy. Koszt operacji oszacowano na 100 tys. euro. Zespół dysponuje śladowymi informacjami. Wiadomo właściwie tylko tyle, że Cervantes zmarł 22 kwietnia 1616 r. i został pochowany dzień później w klasztornym kościele. Naukowcy mają się skupić na gruncie i ścianach najstarszej części klasztoru. Georadar nie powie ci, czy to ciało pisarza, ale może wskazać miejsce pochówku - podkreśla szef ekipy Luis Avial. « powrót do artykułu
  13. Czterech gigantów Intel, Google, Apple i Adobe zawarło największą ugodę sądową w dziejach amerykańskiego przemysłu IT. Firmy zgodziły się zapłacić 324 miliony dolarów w ramach ugody z 64 000 pracowników, którzy przystąpili do pozwu zbiorowego. Pracownicy oskarżyli przedsiębiorstwa o to, że zawarły ze sobą porozumienie, iż nie będą prowadziły rekrutacji wśród swoich pracowników. W ten sposób złamały prawo, zmniejszyły konkurencję na rynku i doprowadziły do spadku zarobków. Giganci IT woleli zawrzeć ugodę, gdyż w zgodnej opinii ekspertów, sąd – który wyznaczył początek rozprawy na przyszły miesiąc – skazałby je znacznie wyższą grzywnę. Koncerny ugięły się w obliczu dowodów, jakie zebrano przeciwko nim. Twierdzą jednak, że ich porozumienie nie spowodowało spadku zarobków. Wśród dowodów znalazł się m.in. e-mail Steve'a Jobsa do ówczesnego dyrektora Google'a Erica Schmidta. Jobs skarży się, że pracownik działu HR Google'a próbował namówić jednego z pracowników Apple'a do zmiany pracy. Schmidt odpowiedział Jobsowi, że pracownik ten zostanie zwolniony. Jobs przesłał odpowiedź Schmidta do menedżera odpowiedzialnego w Apple'u za dział HR. W innym mailu Schmidt pisze do swojego dyrektora HR, że kwestie umowy o nierekrutowaniu pracowników konkurencji chciałby omówić osobiście, by nie pozostawiać śladów, które mogłyby stać się dowodem w ewentualnym procesie. Tego typu listy nie tylko potwierdzają fakt zawarcia porozumienia, ale są też dowodem, że menedżerowie wspomnianych firm doskonale wiedzieli, iż łamią prawo. « powrót do artykułu
  14. W 1982 roku na ekrany wszedł „E.T.”, z czasem jeden z największych przebojów kina science-fiction. W tym samym roku firma Atari wypuściła na rynek grę opartą na filmie. Gra, okazała się jednak wielką porażką, a Atari poniosła na niej olbrzymie straty finansowe. Sfrustrowani menedżerowie, nie wiedząc, co zrobić z zalegającymi magazyny kartridżami z grą, postanowili... zakopać je na pustyni. W pobliżu Alamogordo w Nowym Meksyku zagrzebano w piasku kartridże przywiezione w 14 ciężarówkach. Gry zostały właśnie wydobyte. W ramach projektu, finansowanego częściowo przez Microsoft odnaleziono i odkopano kartridże. Znajduje się na nich głównie „E.T.”, chociaż jest też nieco innych gier, jak np. „Centipede”. Jeszcze w bieżącym roku zostanie wyprodukowany film dokumentalny opowiadający historię zakopania i ponownego odkopania gier. Producentem filmu będzie Xbox Entertainment Studios i będą go mogli obejrzeć posiadacze microsoftowej konsoli. « powrót do artykułu
  15. Po wielu miesiącach badań i programowania kanadyjscy naukowcy zaprezentowali Charlie'ego - humanoidalnego robota, który potrafi nawiązać kontakt wzrokowy z człowiekiem. Dotąd ludzie mieli problem ze stwierdzeniem, kiedy sięgnąć po przedmiot trzymany przez maszynę. Działo się tak przez brak odpowiednich wskazówek niewerbalnych. Zakres ruchów rąk 152-cm Charlie'ego wzorowano na naszym. Robot chwyta butelkę z wodą, przelotnie na nią spogląda i wyciąga obiekt w kierunku człowieka. Podnosi przy tym oczy, by napotkać jego wzrok. Podajemy coś innym wielokrotnie w ciągu dnia i robimy to mimochodem, nie zdając sobie z tego sprawy. Jeśli chcemy, by roboty przynosiły nam różne rzeczy w domu czy pracy, doprowadzenie, by takie sytuacje miały miejsce w parach człowiek-robot, jest niezwykle istotne - podkreśla AJung Moon, doktorantka z Uniwersytetu Kolumbii Brytyjskiej. Zespół sprawdzał, co ludzie robią z głową, szyją i oczami, kiedy podają komuś butelkę z wodą. Następnie 3 warianty tej interakcji przetestowano na 102 ochotnikach. Okazało się, że przekazanie zachodziło płynniej, gdy Charlie posługiwał się spojrzeniem jako niewerbalną wskazówką. Kanadyjczycy zauważyli, że ludzie szybciej sięgali po butelkę, gdy robot obracał głowę, by spojrzeć w kierunku, gdzie dojdzie do jej przekazania. Sprawdzał się też scenariusz, przy którym robot patrzył tam, gdzie wyciągał obiekt, a później kierował wzrok do góry na człowieka. Moon podkreśla, że komunikując się, roboty powinny korzystać ze znanych już ludziom wskazówek. « powrót do artykułu
  16. Osoby, które chciałyby mieć na półce pełne wydanie Oxford English Dictionary będą musiały zdecydować się na zakup jego najnowszej edycji. Prawdopodobnie będzie to ostatnie wydanie w formie papierowej. Oxford English Dictionary to najbardziej kompletny słownik języka angielskiego. Najnowsze, trzecie, wydanie OED będzie składało się prawdopodobnie z 40 tomów. Zespół 70 filologów, leksykografów, etymologów pracuje nad nim od 20 lat. Prace nad pierwszym wydaniem OED rozpoczęto w 1858 roku i przewidywano, że potrwają one 10 lat. Słownik ukazał się dopiero po 70 latach. Jego stworzenie to gigantyczna praca, gdyż naukowcy śledzą angielszczyznę używaną na całym świecie. Najnowsza wersja, która obejmuje obecnie 800 000 wyrazów, jest opracowywana od 1994 roku. Michael Proffitt, jej redaktor naczelny, mówi, że internet ułatwia dotarcie do wielu informacji, ale z drugiej strony powoduje przeładowanie danymi. Jeszcze w roku 1989 badaliśmy użycie danego słowa na 5 lat wstecz. Obecnie mamy tak dużo materiału, że badamy jego użycie przez ostatnich 10 lat. Skupiamy się nie tylko na częstotliwości używania czy żywotności danego słowa, ale także na zakresie jego użycia, gdyż jeśli wyraz trafi do OED to już z niego nie znika. Słownik jest stałym zapisem języka. Nie myślimy o nim tylko i wyłącznie jako o dokumencie lingwistycznym, ale również o części naszej historii społecznej - mówi Proffitt. Obecnie osoby pracujące przy słowniku dodają doń 50-60 definicji miesięcznie. W przeszłości pracowano szybciej, gdyż nie było dostępu do tak olbrzymiej ilości informacji. Gdy zaczynałem w 1989 roku prace przy słowniku każdego miesiąca wprowadzałem około 80 definicji, gdyż nie mieliśmy komputerów, więc byliśmy ograniczeni co do zakresu badań. Naszym głównym źródłem wiedzy były biblioteki - wspomina Proffitt. O tym, jak żmudna to praca może opowiedzieć jeden z redaktorów, Peter Gilliver. W przeszłości spędził on 9 miesięcy sprawdzając poprawność informacji nt. wyrazu „run”, który może poszczycić się najbardziej rozbudowaną definicją w OED. W definicji zamieszczono wszelkie informacje na temat jego użycia w ciągu ostatnich 500 lat. Oxford University Press zapowiada, że OED3 ukaże się drukiem tylko wówczas, jeśli będzie nań wystarczająco duże zapotrzebowanie. Poprzednia wersja słownika, OED2, ukazała się w 1989 roku. Zawarto w niej około 300 000 definicji, które zmieściły się na 21 730 stronach. OED2 składa się z 20 tomów i kosztował 750 funtów. Obecnie na Amazonie za wydanie to trzeba zapłacić około 6000 USD. Jego elektroniczna wersja jest dostępna od 2000 roku i każdego miesiąca jest sprawdzana ponad 2 miliony razy. Wszystko wskazuje na to, że OED3 może być ostatnim drukowanym wydaniem gigantycznego słownika. Wydanie kolejne, OED4, ukaże się nie wcześniej niż w roku 2034 i będzie wydaniem elektronicznym. Powszechny dostęp do internetu powoduje, że wydawanie papierowych dzieł o tak olbrzymiej objętości mija się z celem. Z drugiej strony, jest olbrzymią szansą, gdyż pozwala na umieszczenie w wydaniach elektronicznych znacznie większej ilości informacji i połączenie ich z innymi słownikami. Redaktorzy OED nie wykluczają, że jego elektroniczna wersja będzie połączona z Historical Thesaurus, nad którym od 30 lat pracują eksperci z Glasgow. Z najnowszego wydania OED dowiemy się, że wiele współczesnych wyrażeń jest znacznie starszych, niż nam się wydaje. Na przykład popularne w internecie OMG (Oh! My God!) pojawiło się po raz pierwszy... w 1917 roku w liście admirała Fishera do Winstona Churchilla. Oxford English Dictionary nigdy nie był przedsięwzięciem przynoszącym zyski. Prace nad słownikiem pochłaniają obecnie miliony funtów rocznie, zatem wydawnictwo z góry wie, że będzie musiało do niego dokładać. Jeśli ktokolwiek zastanawia się, dlaczego praca nad słownikiem wymaga tak olbrzymiego wysiłku, musi uświadomić sobie, że jego pomysłodawcy chcieli, by znalazły się w nim wszystkie słowa używane w języku angielskim od 1150 roku wraz ze wszystkimi zmianami ich znaczeń, wymowy, użycia oraz co najmniej jednym cytatem z każdego wieku. Przy OED pracowały wielkie umysły i niezwykłe osoby. Warto wspomnieć przedstawionego na zdjęciu Jamesa Murraya, najbardziej cenionego redaktora w dziejach słownika, który pracował przy ponad połowie haseł z pierwszego wydania. Innym znanym redaktorem był amerykański inżynier i orientalista Fitzedward Hall, znawca 9 języków, w tym sanskrytu i hindi, który nad słownikiem pracował każdego dnia od kiedy tylko się nim zajął. Kolejną interesującą postacią był William Chester Minor. Ten emerytowany chirurg Armii USA zaczął pracę nad słownikiem w czasie, gdy był uwięziony w Broadmoor Criminal Lunatic Asylum, gdzie trafił za zastrzelenie niewinnego człowieka. Minor, który cierpiał na urojenia i po zwolnieniu z wojska zamieszkał w londyńskich slumsach, podczas pobytu w szpitalu psychiatrycznym zgłosił się do pomocy przy OED, stając się z czasem jednym z najważniejszych współpracowników. Jego niezwykłą historię opowiedział Simon Winchester w książce The Surgeon of Crowthorne: A Tale of Murder, Madness and the Love of Words. W USA i Kanadzie ukazała się ona pod tytułem The Professor and the Madman: A Tale of Murder, Insanity, and the Making of the Oxford English Dictionary, a wspomniany tu profesor to Murray, który poznawszy historię Minora odwiedził go w szpitalu. Warto też wspomnieć, że nad OED pracował autor „Hobbita” i „Władcy pierścieni” J. R. R. Tolkien. Skupiał się on przede wszystkim na wyrazach rozpoczynających się od litery „w” i jak później wspominał, podczas pracy nad słownikiem nauczył się więcej niż w jakimkolwiek innym okresie swojego życia. Ostatnim wyrazem, którego definicję znajdziemy w pierwszym wydaniu OED jest „zyxt”. To pochodzący z Kentu imiesłów bierny czasu przeszłego od czasownika (to) see. « powrót do artykułu
  17. By swobodnie oddychać podczas zwisania głową w dół, leniwce mają narządy wewnętrzne przytwierdzone do żeber i bioder. Gdyby nie to rozwiązanie, wypełnienie uciśniętych organami wewnętrznymi płuc wymagałoby zużywania dużych ilości energii. Taki dodatkowy wydatek byłby szczególnie obciążający dla leniwców, które nie dysponują rozbudowanymi jej zapasami. Jest to o tyle istotne, że zwierzęta te spędzają sporo czasu z głową w dół, sięgając po najmłodsze i najdelikatniejsze listki na końcu drobnych gałązek. Rebecca Cliffe ze Swansea University prowadzi badania w Kostarykańskim Rezerwacie dla Leniwców. Tutejsi pracownicy dość często wykonują sekcje zwierząt padłych z przyczyn naturalnych. Przy tej okazji zauważono, że od narządów wewnętrznych leniwców pstrych (Bradypus variegatus) odchodzą cienkie włókniste, wytrzymałe i lekko gumowate błony. Początkowo zespół założył, że to tkanka bliznowata powstała wskutek wcześniejszych urazów. Dość szybko zaczęto jednak zauważać, że błony znajdują się zawsze w tym samym miejscu i wątroba oraz żołądek są przytwierdzone do dolnych żeber, a nerki do kości biodrowych. Dane nt. częstości oddechu i ułożenia ciała zebrane od dzikich i trzymanych w niewoli leniwców wykorzystano w modelu energetycznym. W ten sposób oszacowano, że podczas zwisania głową w dół błonki pozwalają zmniejszyć wydatkowanie energii o 7-13%. W przypadku wielu zwierząt taka oszczędność niewiele by zmieniła, lecz w budżecie energetycznym leniwców nie ma praktycznie żadnego zapasu. Z pokarmu uzyskują one tyle energii, by gdy to konieczne, wykonać jakiś ruch. Na później zostaje już jednak niewiele, co oznacza, że 7-13% może sporo wnieść. Leniwce długo trawią pokarm, a mocz i kał oddają raz w tygodniu. Przez większość czasu ok. 1/3 masy ciała stanowią produkty przemiany materii (żołądek i jelita są bardzo ciężkie). Jak zaznacza Cliffe, bez wspomagania pod względem energetycznym płucom ssaków trudno, jeśli w ogóle, byłoby unieść ten dodatkowy ciężar. « powrót do artykułu
  18. Z Cisco 2014 Annual Security Report dowiadujemy się, że sieć każdej z badanych przez Cisco firm była zarażona szkodliwym oprogramowaniem. Infekcja może pozostać niezauważona przez długi czas. Okazuje się, że większość ataków jest dokonywanych przez aplikacje, którym można zaufać, a aż 91% znalezionych przez Cisco dziur występuje w Javie. Cyberprzestępcy najchętniej biorą na cel właśnie technologie wieloplatformowe, dzięki czemu mogą atakować zarówno systemy z rodziny Windows jak i Unix czy Linux. Java padła ofiarą własnej popularności. W USA jest ona obecna na 97% firmowych komputerów oraz 89% komputerów w ogóle. Jak stwierdzili autorzy raportu „jest ona zbyt popularna, by ją zignorować, zatem to ją cyberprzestępcy obierają jako pierwszy cel ataku, gdyż zapewnia najlepszy zwrot z inwestycji”. Innymi popularnymi obiektami ataków są Flash oraz PDF. Autorzy raportu zauważyli też znaczny, bo aż 14-procentowy wzrost zagrożeń dla platform mobilnych. Jego największa część przypada na najpopularniejszy system, Android. « powrót do artykułu
  19. Choć żelazna kurtyna upadła już prawie ćwierć wieku temu, jelenie szlachetne (Cervus elaphus) z Czech i Bawarii zachowują się, jakby nadal istniała. Mimo że w miejscu 3 pasm zasieków, m.in. podłączonego do prądu płotu, znajdują się obecnie las i otwarta przestrzeń, zwierzęta z obu krajów nadal nie przekraczają niewidocznej bariery. Zespół Pavla Sustra przez 7 lat prowadził badania w Parku Narodowym Szumawa. Trzystu jeleniom założono obroże GPS. Granica nadal ma dla nich znaczenie i oddziela dwie populacje, choć średnia długość życia jelenia to 15 lat i żaden z żyjących współcześnie osobników nie zetknął się z niegdysiejszą barierą. Czech przyznaje, że niesamowicie zdać sobie sprawę, że coś takiego jest w ogóle możliwe. Naukowcy tłumaczą, że w pierwszym roku życia jelonki podążają za matkami i przyswajają sobie ich wzorce przemieszczania się. W ten sposób ten sam rejon pozostaje habitatem dla kolejnego pokolenia. « powrót do artykułu
  20. Amerykańska Agencja ds. Żywności i Leków (FDA) chce regulować elektroniczne papierosy. Tradycyjne są regulowane od dziesięcioleci, nie wolno sprzedawać ich nieletnim, na opakowaniach musi znajdować się ostrzeżenie. Tymczasem na rynku papierosów elektronicznych nie obowiązują takie ograniczenia. FDA chce zakazu sprzedaży e-papierosów nieletnim oraz możliwości zatwierdzania nowych produktów. Agencja domaga się też ostrzeżeń na opakowaniach. To na razie wstępna propozycja, zatem w najbliższym czasie na pewno nie dojdzie do uregulowania rynku, jednak w przyszłości należy spodziewać się wprowadzenia całego szeregu zakazów dotyczących produkcji, reklamy i sprzedaży e-papierosów. Teraz wszyscy chętni mają 75 dni na przesłanie do FDA swojej opinii dotyczącej rozwiązań proponowanych przez Agencję. Nie wiadomo, kiedy nowe przepisy miałyby wejść w życie. « powrót do artykułu
  21. Najnowsze studium psychologów z USA wykazało, że gdy 6-10-letnie dzieci jedzą pokarmy, które trzeba gryźć przednimi zębami, np. udka kurczaka czy całe jabłka, są bardziej niegrzeczne niż wtedy, kiedy podaje im się potrawy pokrojone. Podczas letniego obozu Amerykanie obserwowali 12 uczniów szkoły podstawowej. Pierwszego dnia połowę dzieci posadzono przy stole piknikowym i podano całe udka kurczaka, które trzeba było gryźć przednimi zębami. Resztę maluchów ulokowano nieopodal i zaserwowano kurczaka pokrojonego na kawałki odpowiadające kęsom. Drugiego dnia sytuację odwrócono. Za każdym razem wychowawcy polecali, by dzieci pozostawały w kręgu o promieniu 9 stóp (ok. 2,7 m). Wszystkie sesje nagrywano i dawano do oceny wytrenowanym koderom, którzy oceniali uczniowską agresję i posłuszeństwo oraz odnotowywali ewentualne atypowe zachowania, np. stawanie na stole. Wyniki uzyskane od wychowawców i koderów pokazały, że kiedy dzieci musiały gryźć, były 2-krotnie bardziej agresywne i 2-krotnie częściej się nie słuchały. Okazało się również, że uczniowie wgryzający się w udko częściej opuszczali bez pozwolenia krąg oraz z większym prawdopodobieństwem skakali i wchodzili na stół. Jeśli chcesz się cieszyć miłym i [...] relaksującym posiłkiem z dziećmi, pokrój jedzenie - podsumowuje Brain Wansink z Uniwersytetu Cornella. « powrót do artykułu
  22. Nasi czytelnicy pamiętają z pewnością nazwisko Roberta Grosseteste, średniowiecznego uczonego, biskupa Lincoln, którego teoria kolorów była niezwykle podobna do tego, co obecnie wiemy o kolorach. Kolejne prace naukowców skupionych w projekcie Ordered Universe ujawniają niezwykłą spuściznę naukową człowieka, którego jego biograf, Richard Southern, określił mianem „największego umysłu w historii Oxford University”. Grosseteste, nazywany przez niektórych „twórcą myśli naukowej” żył na przełomie XII i XIII wieku. Był duchownym, teologiem, filozofem, naukowcem. Teraz dzięki pracom historyków i filozofów z Durham University, którzy postanowili dokładnie przyjrzeć się całej pracy naukowej Grosseteste'a i w miarę możliwości dotrzeć do oryginałów lub najwcześniejszych kopii jego dzieł, możemy być świadkami przywrócenia należytego miejsca temu niezwykłemu, nieco zapomnianemu, naukowcowi. Z odczytanych dotychczas dokumentów dowiadujemy się m.in. że jego koncepcje dotyczące początków wszechświata niezwykle przypominają... teorię Wielkiego Wybuchu. Wydaje się również, że zdawał sobie sprawę, iż wszechświat rozszerza się. Był też pierwszym naukowcem, który stwierdził, że tęcza powstaje dzięki rozszczepieniu światła. Niewykluczone, że jego idee położyły podwaliny pod rozwój współczesnej nauki. Grosseteste wiedział, że wszystko można opisać za pomocą matematyki i uznawał, że naukowiec powinien wysnuwać swoje wnioski na podstawie obserwacji, a nie własnych poglądów. W 1912 roku ukazało się znane specjalistom wydanie dzieł Grosseteste'a. Teraz wiadomo, że konieczne jest jego uzupełnienie. Przed stu laty wydawca dotarł bowiem do mniej niż połowy pism pozostawionych przez niezwykłego uczonego. A to, co obecnie w nich znaleziono może sprawić, że biskup Lincoln będzie stawiany na równi z Leonardo da Vincim, Izaakiem Newtonem czy Albertem Einstainem. Grosseteste jest bliski stwierdzenia, że do uprawiania nauki konieczne jest przeprowadzanie eksperymentów. Swoje teorie opiera na konstrukcjach matematycznych, a spektrum jego zainteresowań jest imponujące. Dość wspomnieć, że pisma Grossesteste'a badają historycy, teologowie, specjaliści z zakresu optyki, fizyki, kosmologii, filozofii średniowiecza, którzy przy sprawdzaniu konkretnych aspektów dzieł korzystają z pomocy szerokiej gamy ekspertów – od oceanografów po astronomów. Już teraz wiemy, że traktat O świetle (De Luce) jest pierwszą znaną nam próbą opisania wszechświata za pomocą zestawu praw fizyki. Grosseteste uważał, że prawa dotyczące materii i światła obserwowanych na Ziemi odnoszą się też do całego kosmosu. Uczony pisał, że geocentryczny wszechświat składa się z całego szeregu następujących po sobie sfer, a powstał z pojedynczego punktu światła, połączenia materii i formy. Pisał, że ten wszechświat będzie rozszerzał się tak długo, aż materia już nie będzie w stanie się poruszać. Wiadomo, że Grosseteste wykorzystywał najnowsze dostępne osiągnięcia matematyczne, a gdy uczeni przełożyli jego koncepcje na język dzisiejszej matematyki i zbudowali na tej podstawie model komputerowy, był on niezwykle podobny do współczesnych koncepcji wieloświata. Kolejne badania pism biskupa tylko potwierdzają, jak bardzo nowoczesną naukę uprawiał. Uczeni badający jego pisma byli w stanie, na podstawie opracowanej przezeń teorii dotyczącej tęczy, odtworzyć współczesną trójwymiarową przestrzeń barw. Z jego teorii można było wyprowadzić też system koordynat, jaki jest używany obecnie przez ekspertów zajmujących się badaniem przestrzeni barw. Prace nad poznaniem Grosseteste'a mają też znacznie szerszy cel. Dzięki współpracy specjalistów z wielu dziedzin wiedzy i nowemu podejściu do odczytywania średniowiecznych traktatów odkrywane są nieznane aspekty ludzkiej myśli, przenikania się religii, nauki i kultury, ujawniana niezwykle ważna rola, jaką od wieków odgrywa symbioza nauk humanistycznych i ścisłych. W lipcu bieżącego roku odbędzie się trzecia już międzynarodowa konferencja naukowa poświęcona Robertowi Grosseteste. Jej tematami będą nauka i religia, a swój udział zapowiedzieli uczeni z całego świata. « powrót do artykułu
  23. Naukowcy z University of Minnesota obalili rozpowszechnione w nauce przekonanie, że populacje gepardów i dzikich psów nie mogą utrzymać się na tych samych terenach, na których żyją lwy. Pogląd taki może być prawdziwy odnośnie dzikich psów, ale nie gepardów. Jego źródłem są badania wykazujące, że lwy zabijają do 57% gepardzich szczeniąt. Zdaniem University of Minnesota liczby są prawdziwe, ale odsetek zabijanych młodych nie jest na tyle duży, by zagrozić populacjom gepardów. Naukowcy przyjrzeli się danym z okresu 30 lat zebranych na terenie Parku Serengeti. Przeanalizowali też informacje pochodzące z nadajników przyczepianych w latach 1985-1990 lwom, gepardom i dzikim psom. Badania wykazały, że w latach 1966-1998 populacja lwów w Serengeti zwiększyła się trzykrotnie. W tym czasie populacja gepardów nie zmieniła się, a dzikie psy niemal wyginęły. Gepardy bardzo szybko biegają, dlatego też niezwykle rzadko zdarza się, by lew zabił dorosłego geparda. Ponadto zwierzęta te zawsze utrzymują pewną odległość od lwów. Średnio jest to 100 metrów. Wymaga to od nich ciągłej koncentracji, ale, jak widać, strategia taka zdaje egzamin. Okazało się również, że gepardy niemal zawsze wychowują swoje młode tam, gdzie żyją lwy, co przekłada się na wysoki odsetek gepardzich kociąt zabijanych przez króla zwierząt. Naukowcy nie wiedzą, dlaczego gepardy wybierają dla młodych tak niebezpieczne miejsca. Być może dzieje się tak, gdyż lwy zamieszkują najlepsze tereny. « powrót do artykułu
  24. W pobliżu Golden Gate Bridge znaleziono wrak parowca City of Chester, który zatonął po zderzeniu w gęstej mgle, do jakiego doszło 22 sierpnia 1888 r. Jednostkę wykryto za pomocą sonaru na głębokości ok. 66 m. Ponoć statek pokrywa muł. Jednostka jest w dużej mierze nietknięta - podkreśla James Delgado, archeolog morski z Narodowej Służby Oceanicznej i Meteorologicznej (NOAA). Pierwsze obrazy sonarowe City of Chester wykonano w maju zeszłego roku, jednak analiza danych i rekonstrukcja widoku zajęły specjalistom z NOAA aż 9 miesięcy. Okazało się, że wrak parowca znajduje się na skraju niewielkiej mielizny. Wrak został namierzony podczas badania innego zatopionego statku - frachtowca Fernstream, który poszedł na dno po kolizji z 1952 r. Historycy z NOAA dostarczyli 6. Nawigacyjnej Jednostce Reagowania (Navigational Response Team 6, NRT6) z Office of Coast Survey zdjęcia, dzięki którym udało się sonarem zidentyfikować cel o odpowiedniej wielkości i budowie. Na obrazach o wysokiej rozdzielczości widać m.in. szkody będące skutkiem wypadku. Duży wyłom w lewej burcie City of Chester powstał, gdy parowiec Oceanic niemal przepołowił statek zmierzający do miasta Eureka w zachodniej Kalifornii. W wypadku zginęło 16 osób. Mimo że chińska w większości załoga Oceanica uratowała gros pasażerów City of Chester i tak początkowo nie udało się uniknąć pretensji na tle etnicznym. Ponieważ wrak stał się wrakiem dla przynajmniej części ofiar, NOAA nie zamierza go wydobywać. Obecnie trwa tworzenie witryny internetowej poświęconej wypadkowi, a później w tym roku w San Francisco zostanie otwarta wystawa ze zdjęciami sonarowymi i historycznymi City of Chester. Przed NOAA wrak udało się namierzyć jej poprzedniczce U.S. Coast and Geodetic Survey. Na początku września 1888 r. załoga holownika Redmond próbowała podobno podczepić City of Chester. Ostatnią osobą, która 2 lata po wypadku widziała przecięty wrak, był nurek. « powrót do artykułu
  25. Superkondensatory zwane też ultrakondensatorami, to bardzo obiecujące urządzenia, których olbrzymimi zaletami jest wyjątkowo krótki czas ładowania i rozładowywania oraz niezwykle długa żywotność urządzenia. Problem jednak w tym, że w są w stanie przechowywać jedynie niewielką część energii, jaką możemy przechować w bateriach litowo-jonowych. Jeśli zastąpilibyśmy superkondensatorem baterię w telefonie komórkowym, nigdy nie musielibyśmy go wymieniać i moglibyśmy naładować go w kilka sekund, ale wystarczyłby nam jedynie na pół godziny pracy - mówi Joel Schindall z MIT-u. Bardzo istotne jest zatem zwiększenie pojemności superkondensatorów, co można uzyskać poprzez zwiększenie powierzchni elektrod. Amerykański Instytut Fizyki (American Institute of Physics) poinformował właśnie o pracach profesora Michaela Keidara i doktoranta Jiana Li z George Washington University. Stworzyli hybrydowy superkondensator wykorzystujący kawałki grafenu oraz węglowe nanorurki. Wielką zaletą takiej struktury jest fakt, że dzięki grafenowi uzyskujemy dobre przewodnictwo i duża powierzchnię. Natomiast rolą nanorurek o pojedynczej ścianie jest połączenie całej struktury w jedną sieć i zwiększenie wydajności superkondensatora - stwierdzili naukowcy. Już wcześniej prowadzono badania, podczas których wykorzystywano grafen i nanorurki, jednak nikt nie łączył obu materiałów. Keidara i Li są prawdopodobnie pierwszymi, którzy stworzyli taki niedrogi w produkcji superkondensator. Do stworzenia hybrydowego materiału doszło przypadkiem, gdy uczeni odkryli, że powstaje on gdy grafit uzupełniony metalicznym proszkiem pełniącym rolę katalizatora zostanie poddany działaniu łuku elektrycznego. Później wystarczyło równomiernie wymieszać taki materiał, uzyskując rodzaj atramentu, i nałożyć go na papier – materiał często używany w kondensatorach – a następnie zwinąć. Pomiary pojemności nowego kondensatora wykazały, że jest on trzykrotnie bardziej pojemny od kondensatora z samych nanorurek. Co prawda pojemność 100 F/g uzyskiwano już wcześniej, jednak Keidara i Li mówią, że ich materiał jest znacznie łatwiejszy w produkcji od konkurencyjnych rozwiązań, co pozwoli na wytwarzanie tanich superkondensatorów.
×
×
  • Dodaj nową pozycję...