Skocz do zawartości
Forum Kopalni Wiedzy

KopalniaWiedzy.pl

Super Moderatorzy
  • Liczba zawartości

    36970
  • Rejestracja

  • Ostatnia wizyta

    nigdy
  • Wygrane w rankingu

    226

Zawartość dodana przez KopalniaWiedzy.pl

  1. Na zdjęciu wykonanym 19 listopada 2013 r. widać świeży krater na północnej półkuli Marsa (3°42'N 53°24'E). Zdjęcie zrobiła kamera HiRISE (High Resolution Imaging Science Experiment) sondy Mars Reconnaissance Orbiter. Krater ma ok. 30 m średnicy. Wokół w strefie wybuchu widać odłamki (ang. ejecta) wzniecone przez upadek meteorytu. Niektóre zostały wyrzucone nawet na odległość 15 km. Naukowcy zdecydowali się na użycie HiRISE, kamery o wysokiej rozdzielczości, bo Context Camera, kamera o średniej rozdzielczości, wykazała, że między obserwacjami z lipca 2010 i maja 2012 w rejonie tym zaszła zmiana. Zdjęcia pomagają ustalić przedział, w jakim na Marsie pojawiły się nowe kratery. Analizując je, naukowcy stwierdzili, że uderzenia, które prowadzą do powstania dziur o średnicy co najmniej 3,9 m, zdarzają się ponad 200 razy rocznie. Tylko kilka ma tak dramatyczny wygląd jak ta widoczna na zdjęciu. « powrót do artykułu
  2. Od kilku dni miłośnicy gier na smartfony mogą przy okazji zrobić coś dla dobra nauki. "Play to Cure: Genes in Space" to propozycja brytyjskiej organizacji charytatywnej Cancer Research UK (CRUK), która liczy, że w ten sposób uda się przyspieszyć analizę przytłaczającej ilości danych. Podróżując przez kosmos za 800 lat, gracze pilotują statek kosmiczny. Lawirują między przeszkodami, zbierając po drodze tajemniczy i bardzo cenny ładunek - element alfa. Podążając jego szlakiem, analizują nieświadomie dane genetyczne (znajdując najlepszą drogę, by zebrać jak najwięcej elementu alfa, kreśli się trasę przez prawdziwe macierze DNA; przekładaniem jednych danych na drugie zajmuje się oprogramowanie). Informacja zwrotna trafia do naukowców z CRUK. Szefowa projektu Hannah Keartland podkreśla, że zależy jej na tym, by grę ściągali wszyscy, bez względu na miejsce zamieszkania i wiek. Akademicy wykorzystają informacje zdobyte przez użytkowników "Genes in Space" do określenia, które geny są wadliwe u chorych z nowotworami. Później zajmą się opracowaniem leków. "Genes in Space" to drugi projekt obywatelski CRUK. Wcześniej we współpracy z ekipą Zooniverse stworzono CellSlider, interaktywną stronę, na której można analizować prawdziwe dane (zdjęcia próbek tkanek). Z licznika zamieszczonego na stronie można się dowiedzieć, że przejrzano już ponad 2 mln fotografii. Na początku odwiedzający przechodzi przyspieszony kurs: uczy się rozpoznawać różne typy komórek. Uczula się go na nieregularne komórki rakowe (raka sutka) i znajdujące się w nich białka. W ramach "Genes in Space" gracze przekopują się przez dane z mikromacierzy DNA (terabajty informacji genetycznej z tysięcy guzów). Technika ta jest bardzo pomocna przy wykrywaniu zmiany liczby kopii, gdzie fragmenty chromosomów są tracone lub zwielokrotniane. Naukowcy muszą wiedzieć, gdzie dokładnie zaczynają się i kończą rejony z dodatkowymi kopiami i które ze znajdujących się tam genów są onkogenami, a które zwykłymi pasażerami na gapę. Zazwyczaj żmudną pracę wykonują komputery, ale te nie zawsze się sprawdzają. Jak zaznacza onkolog prof. John Caldas, ludzkie oko jest nadal najlepszą technologią do wykrywania tych wzorców, a 'Genes in Space' wykorzystuje tę moc. Grę można ściągnąć za darmo z Apple Store lub Google Play. « powrót do artykułu
  3. Amerykańskie Lawrence Livermore National Laboratory zbuduje wyjątkowy laser na potrzeby europejskiego projektu ELI-Beamlines, który został uruchomiony w Czechach. W USA powstanie High Repetition-Rate Advanced Petawatt Laser System (HAPLS). Będzie on generował impulsy o mocy przekraczającej 1 petawat. Częstotliwość pracy lasera wyniesie 10 Hz, a każdy impuls będzie trwal krócej niż 30 femtosekund, czyli 0,00000000000003 sekundy. Instytut ELI Beamlines to ogólnoeuropejski projekt, w który Unia Europejska i rząd Republiki Czeskiej zainwestują około 350 milionów dolarów. ELI będzie pierwszym międzynarodowym laserowym instytutem badawczym, czymś w rodzaju 'CERN-u badań nad laserami'. Będą się w nim znajdowały jedne z najpotężniejszych laserów na Ziemi, które pozwolą na przeprowadzenie unikatowych badań. ELI jest dumne z faktu, że partnerami przedsięwzięcia zostały tak wyjątkowe instytucje jak LLNL i FEMTOLASERS GmbH - mówi profesor Wolfgang Sandner, dyrektor generalny ELI-Delivery Consortium International Association. Wspomniana FEMTOLASERS to austriacka firma, która została podwykonawcą LLNL. Jej zadaniem jest wykonanie początkowych modułów HAPLS. Mają one zostać dostarczone do LLNL do sierpnia bieżącego roku. Jesteśmy bardzo zadowoleni, że możemy pracować z tą firmą. Dostarczy ona jednego z najważniejszych komponentów HAPLS. Zostanie on zintegrowany z naszym systemem już na wczesnym stadium jego budowy, dzięki czemu dostaniemy kluczowe dane potrzebne do optymalizacji budowanego przez nas lasera kolejnej generacji - stwierdził Constantin Haefner, menedżer projektu HAPLS w LLNL. Firma FEMTOLASERS Produktions GmbH powstała w 1997 roku. Jest jednym z najważniejszych dostawców supernowoczesnych urządzeń fotonicznych dla przemysłu i nauki. Obecnie na całym świecie pracuje ponad 800 oscylatorów i 120 wzmacniaczy tej firmy. HAPLS gdy zostanie ukończony będzie najpotężniejszym pod względem średniej mocy petawatowym systemem laserowym na świecie. Gotowy system ma trafić do ELI Beamlines w 2016 roku. « powrót do artykułu
  4. Brązowy karzeł ULAS J222711-004547 przykuł uwagę naukowców swoją niezwykła barwą. W porównaniu z innymi brązowymi karłami jest niezwykle czerwony. Uczonym korzystającym z Very Large Telescope w Chile udało się odkryć, skąd niespotykany kolor karła. Okazało się, że w górnych partiach jego atmosfery znajduje się gruba powłoka chmur, nadająca mu czerwone zabarwienie. Federico Marocco, który stał na czele zespołu badawczego z University of Hertfordshire mówi, że to nie są takie chmury, jakie zwykle widzimy na Ziemi. Chmury tego karła składają się głównie z pyłu korundowego i enstatytowego. W skład atmosfery wspomnianego brązowego karła wchodzi prawdopodobnie też para wodna, metan i amoniak. Jednak jest ona zdominowana przez pył mineralny. Doktor Avril Day-Jones z University of Hertfordshire mówi, że dzięki temu, iż jest jednym z najbardziej czerwonych brązowych karłów ULAS J222711-004547 to idealny obiekt do prowadzenia różnego rodzaju obserwacji, które pomogą nam zrozumieć, jak kształtuje się pogoda w tak ekstremalnym środowisku. Badając skład i zmienność jasności oraz kolorów takich obiektów możemy zrozumieć pogodę na brązowych karłach oraz jej związki z pogodą na innych wielkich planetach. Brązowe karły to obiekty pośrednie pomiędzy gwiazdami a planetami. Są zbyt duże, by uznać je za planety, jednak mają na tyle małą masę, że w ich wnętrzach nie dochodzi do przemiany wodoru w hel, zatem nie przekształciły się w prawdziwe gwiazdy. Są zatem zimnymi obiektami o masie pomiędzy masami największych planet Układu Słonecznego a masą Słońca. « powrót do artykułu
  5. W ciągu ostatnich dwudziestu lat w Afryce doszło do dramatycznego spadku populacji wielkich małp. W niektórych miejscach zmniejszyła się ona o 90 procent. Tym razem specjaliści z Instytutu Antropologii Ewolucyjnej im. Maksa Plancka w Lipsku oraz z Uniwersytetu w Amsterdamie mają do przekazania dobrą wiadomość. Na północy Demokratycznej Republiki Konga znaleziono stabilną populację szympansa wschodniego (Pan troglodytes schweinfurthii). Populacja ta była badana w 2005 i w 2012 roku. Na powierzchni około 50 000 kilometrów kwadratowych żyje – jak wynika z szacunków - kilkanaście tysięcy szympansów. Naukowcy uważają, że obszar ten powinien stać się kluczowym dla ochrony gatunku. Wielkie małpy giną wskutek rozwoju rolnictwa, wycinania lasów, padają ofiarami kłusowników oraz chorób roznoszonych przez ludzi. Wspomniana populacja mieszka na południe i na północ od rzeki Uele. Badania sugerują, że zwierzęta mają ze sobą kontakt. Zdaniem uczonym może być to największa znana populacja szympansa wschodniego, a badania zdają się potwierdzać, że nie zmniejsza się ona. Niestety, obszar ten nie jest w żaden chroniony. Tymczasem uczeni znaleźli dowody, że jest ona coraz bardziej zagrożona przez kłusowników. Na pobliskich obszarach odkryto bowiem rosnącą liczbę szczątków świadczących o tym, że zwierzęta są zabijane dla mięsa. Uczeni trafiają też na coraz więcej osieroconych szympansiątek. Bez odpowiedniej ochrony szympansy te może czekać taki sam los, który spotkał populacje żyjące w innych regionach - ostrzega Christophe Boesch, dyrektor Departamentu Prymatologii Insytutu Antropologii Ewolucyjnej. Uczeni uważają, że jedynie patrole strażników przyrody pozwolą zapobiec rozszerzeniu się kłusownictwa. Obszar Bili-Gangu, na którym znaleziono szympansy, to niezwykle cenne przyrodniczo tereny, na których występują lasy i sawanny zamieszkane przez słonie, lamparty i inne wielkie ssaki, które w innych częściach Afryki zostały wytępione. « powrót do artykułu
  6. Ludzie, którzy znają wiek swojego serca, czynią większe postępy w zakresie poprawy jego stanu zdrowia. Ocenę ryzyka dla różnych chorób, np. sercowo-naczyniowych (ChSN), prezentuje się jako procent szans zapadnięcia na nie w ciągu kilku następnych lat. Jakiś czas temu stworzono jednak kalkulator wieku serca, który wykorzystuje te same dane nt. czynników ryzyka, ale przedstawia je w sposób bardziej zindywidualizowany i przemawiający do wyobraźni. Choć ChSN powodują najwięcej zgonów na świecie, lekarzom trudno przedstawić czynniki ryzyka tak, by zachęcić pacjentów do zmiany trybu życia. Wcześniejsze badanie pokazało, że wiek serca jest łatwiejszy do zrozumienia i bardziej motywujący, zwłaszcza w przypadku osób z wyższym poziomem modyfikowalnych czynników ryzyka. Teraz po raz pierwszy zademonstrowano, że zastosowanie wieku serca, by uświadomić ryzyko ChSN, sprzyja zmianom w zachowaniu, które z kolei przekładają się na spadek ryzyka choroby sercowo-naczyniowej. Zespół z Universidad de las Islas Baleares (UIB) przeprowadził badanie z udziałem 3153 osób, które na 12 miesięcy przed doroczną oceną stanu zdrowia wylosowano do jednej z trzech grup. Pierwszej ryzyko ChSN przedstawiono za pomocą procentów, drugiej jako wiek serca, a trzeciej przekazano tylko wskazówki dotyczące zdrowego trybu życia. Wyniki pokazały, że w porównaniu do grupy kontrolnej, u pacjentów, których poinformowano o indywidualnym ryzyku ChSN (zarówno procentowo, jak i za pomocą wieku serca), nastąpiły znaczące spadki wskaźników ryzyka. Największą poprawę odnotowano w grupie zapoznającej się z wiekiem serca. Co więcej, osoby znające wiek serca częściej wdrażały zdrowy styl życia, przestając np. palić. W tej grupie wskaźnik rzucania palenia był 4-krotnie wyższy niż wśród ludzi zaznajamianych z ryzykiem procentowym. Uzyskane dane mogą sugerować, że zwykły fakt zaprezentowania pacjentom łatwej do zrozumienia informacji wywiera pozytywny wpływ na angażowanie ich w działania prewencyjne - podsumowuje dr Pedro Tauler. « powrót do artykułu
  7. W przyszłym tygodniu przez sądem w Mannheim rozpocznie się proces, w którym Apple został oskarżony o naruszenie patentu firmy IPCom. Powód domaga się 1,57 miliona euro odszkodowania plus odsetki. Apple we współpracy z innymi firmami, m.in. HTC i Nokią, próbowało podważyć sporny patent przed Europejskim Biurem Patentowym. EPO podtrzymało patent, chociaż uznało, że nie obejmuje on tak szerokiego zakresu jak wcześniej. IPCom twierdzi, że opisana tym patentem technologia jest ważnym elementem standardu 3G i firmy, które korzystają z tego standardu powinny licencjonować wspomniany patent. IPCom weszła w posiadanie patentu w 2007 roku kiedy to kupiła pakiet ponad 1000 patentów od firmy Robert Bosch, która latach 90. produkowała telefony komórkowe. Od tamtej pory IPCom pozywa firmy, które naruszają należące doń patenty. W ubiegłym roku w ramach ugody otrzymała ponad 100 milionów euro od Deutsche Telecom. « powrót do artykułu
  8. Specjaliści z australijskiego Commonwealth Scientific and Industrial Research Organisation (CSIRO) próbują zaklasyfikować nowy gatunek olbrzymiej meduzy. W zeszłym miesiącu 1,5-m okaz został wymyty na plażę na Tasmanii (na południe od Hobart). Dr Lisa-Ann Gershwin z CSIRO podkreśla, że naukowcy już od jakiegoś czasu wiedzieli o gatunku. Agencja została zawiadomiona o znalezisku przez Josie Lim. Kobieta i jej dzieci zrobiły meduzie niesamowite zdjęcie, które obiegło media. Wg Gershwin, niezaklasyfikowany gatunek należy do tej samej grupy, co największa meduza na świecie - bełtwa festonowa (Cyanea capillata). Australijka podkreśla, że naukowcy z wielką chęcią dowiedzą się więcej o tym nienazwanym jeszcze gatunku. To jeden z trzech nowych gatunków z grupy bełtwy festonowej z Tasmanii, nad których klasyfikacją się obecnie pracuje. Niewyjaśnionym na razie zjawiskiem jest masowe gromadzenie się meduz w tasmańskich wodach w ostatnich latach. « powrót do artykułu
  9. Nowozelandzka agencja szpiegowska, która nielegalnie podsłuchiwała Kima Dotcoma ma poważny problem. Jej prawnicy zasugerowali, że kluczowe dowody w sprawie o odszkodowanie, jaką przeciwko GCSB wytoczył Kim Dotcom zostały zniszczone. Mowa tutaj o nagraniach z podsłuchów Dotcoma. Reprezentujący państwo prawnicy stwierdzili, że dane te zestarzały się i zostały usunięte z systemu. Sytuacja jest o tyle niejasna, że premier John Key, któremu podlega GCSB stwierdził, że to agencja szpiegowska. Nie kasujemy materiałów. Archiwizujemy je. Warto jednak zwrócić uwagę, że prawnicy występujący w imieniu GCSB zaproponowali dołączenie do materiału dowodowego tych nagrań, które można odzyskać. To sugeruje, że nie wszystkie można odzyskać, czyli dane zostały usunięte. Jeśli tak się stało, to GCSB złamała prawo niszcząc dowody w toczącym się procesie. Jeśli to prawda, to jest to wroga agencja pogardzająca prawem i sądami - stwierdził Russel Norman, jeden z liderów Partii Zielonych. « powrót do artykułu
  10. Dotąd sądzono, że to młode mózgi są na tyle elastyczne, by zmienić sieć połączeń przetwarzających informacje czuciowe (naukowcy nazywają to efektem Raya Charlesa), teraz okazało się jednak, że podobne zjawisko zachodzi w dorosłych mózgach. Podczas eksperymentów zespołu z Uniwersytetów Maryland i Johnsa Hopkinsa dojrzałe myszy kompensowały sobie czasową utratę wzroku poprawą słuchu. Autorzy artykułu z pisma Neuron sądzą, że ustalenia z ostatniego eksperymentu uda się wykorzystać w terapii utraty słuchu lub szumów usznych (łac. tinnitus auris). Ujawniliśmy pewien poziom połączenia tych 2 zmysłów w mózgu. Być może uda się to wykorzystać, próbując odtworzyć utracony zmysł. Hamując czasowo widzenie, potrafilibyśmy sprawić, że dorosły mózg zmieniłby obwód, by lepiej przetwarzać dźwięk - podkreśla prof. Patrick Kanold. Amerykanin wyjaśnia, że dla słuchu - podobnie jak dla wzroku - istnieje wczesny okres krytyczny. System słuchowy z mózgu małego dziecka szybko się uczy i staje się najbardziej wrażliwy na dźwięki, z którymi styka się najczęściej. Kiedy krytyczny okres się kończy, nie reaguje on na zmiany w indywidualnym "audiokrajobrazie". To dlatego nie słyszymy pewnych dźwięków w chińskim, jeśli nie uczymy się go w dzieciństwie. Z tego samego powodu badania przesiewowe dot. deficytów słuchowych i wzrokowych prowadzi się wcześnie. Po krytycznym okresie różnych rzeczy nie da się naprawić. Kanold (specjalista od słuchu) i Hey-Kyoung Lee (ekspert od wzroku) pomyśleli, że dorosły mózg również może się zachowywać elastycznie, jeśli zmusi się go do działania międzyzmysłowego, a nie w obrębie jednej modalności czuciowej. By zasymulować ślepotę, dorosłe myszy z prawidłowym wzrokiem i słuchem umieszczano na 6-8 dni w kompletnej ciemności. Gdy gryzonie ponownie znalazły się w warunkach nastawania po sobie światła i ciemności, ich wzrok funkcjonował jak kiedyś, zauważono jednak znaczącą poprawę słuchu. Amerykanie odtwarzali serię dźwięków i przyglądali się reakcjom pojedynczych neuronów kory słuchowej. Szczególnie interesowały ich komórki ze środkowej warstwy, do których dociera informacja ze wzgórza, części mózgu uznawanej za rodzaj tablicy rozdzielczej dla większości zmysłów. Generalnie uważano, że u dorosłych komórki tej warstwy nie są elastyczne. Okazało się jednak, że u myszy, które przebywały w ciemności, neurony te zmieniły się: wyładowywały się wcześniej i silniej, gdy odtwarzano dźwięki, potrafiły je lepiej różnicować i były wrażliwsze na dźwięki ciche. U gryzoni tych powstało także więcej synaps między wzgórzem a korą słuchową. Kanold uważa, że skoro zmiany zaszły w korze, która jest zbudowana w przybliżeniu tak samo u większości ssaków, sugeruje to, że elastyczność międzyzmysłowa stanowi fundamentalną cechą ssaczych mózgów. Roznieca to we mnie nadzieję, że identyczne zjawisko zaobserwujemy także u wyższych zwierząt, w tym ludzi. Nie wiemy, ile dni ludzie musieliby spędzić w ciemności, by wystąpił ten efekt ani czy chcieliby poddać się takiemu zabiegowi. Po kilku tygodniach życia w cyklach światła-ciemności myszy, które doświadczyły symulowanej ślepoty, wróciły do poprzedniego poziomu słyszenia. W kolejnym etapie studium Kanold i Lee chcą poszukać sposobów, by poprawa zmysłowa była trwała. Dodatkowo chcą wyjść poza procesy zachodzące w poszczególnych neuronach i przyjrzeć się zmianom w podejściu mózgu do przetwarzania dźwięku. « powrót do artykułu
  11. Niektórzy przedstawiciele plejstoceńskiej megafauny, tacy jak nosorożec włochaty czy mamut, mogli wyginąć przez... brak kwiatów. Naukowcy, którzy zbadali DNA zachowane w arktycznej wiecznej zmarzlinie oraz DNA szczątków wspomnianych zwierząt stwierdzili, że ich dieta była w dużej mierze uzależniona od bogatych w białka kwiatów, które niegdyś gęsto pokrywały Arktykę. Gdy nadeszła epoka lodowa doszło do dramatycznych zmian w szacie roślinnej. Miejsce kwiatów zajęły trawy, które miały niższą wartość odżywczą i nie mogły wyżywić wielkich roślinożerców. Z artykułu opublikowanego w Nature dowiadujemy się, że zmiany w szacie roślinnej rozpoczęły się 25 000 lat temu, a zakończyły przed 10 000 lat. W tym czasie wyginęła megafauna. Eske Willerslev, ekspert ds. DNA, który stał na czele międzynarodowego zespołu ekspertów, uważa, że ich badania dobrze wyjaśniają zagadkę masowego wymierania wielkich zwierząt. Hipoteza Willersleva i jego zespołu stoi zatem w sprzeczności z rozpowszechnionym przekonaniem, że to ludzie doprowadzili do zagłady megafauny. Sądzimy, że ludzie nie byli główną przyczyną masowego wymierania - mówi Willerlev, dodając, że nasi przodkowie mogli zadać wielkim zwierzętom ostateczny cios. W przeszłości w Arktyce żyły wielkie stada olbrzymich zwierząt. Spacerowały po niej mamuty, bizony, nosorożce włochate, tygrysy szablozębne, lwy czy niedźwiedzie. Zwierzęta te szybko wyginęły, a naukowcy spierali się o przyczyny ich zniknięcia. Grupa Willersleva zbadała 242 próbki pobrane z różnych miejsc w Arktyce. Przebadali też odchody i skamieniałe szczątki zwierząt. Dzięki temu odkryli, że podstawą diety roślinożerców nie były trawy, a inne rośliny kwitnące. Cały ekosystem arktyczny wyglądał zupełnie inaczej niż obecnie. To były olbrzymie stepy bez drzew i krzewów, zdominowane przez niewielkie kwitnące rośliny - mówi Willerslev.
  12. Ludzie, którzy czują, że kontrolują swoje życie i wierzą, że mogą osiągać cele pomimo trudności, żyją dłużej i zdrowiej; dotyczy to zwłaszcza słabiej wykształconych. Wcześniejsze badania pokazały, że ludzie, którzy zakończyli edukację na liceum lub wcześniej, umierają często młodziej niż osoby, które uzyskały tytuł licencjata bądź magistra. Okazuje się jednak, że to nie do końca prawda. Studium naukowców z Rochester University i Brandeis University zademonstrowało, że w słabiej wykształconej grupie wskaźnik śmiertelności osób z silniejszą spostrzeganą kontrolą (ang. perceived control) był 3-krotnie niższy niż w przypadku zdających się głównie na los. W przypadku śmiertelności silne poczucie kontroli niweluje różnice edukacyjne. Słabiej wykształcona osoba z wysoką spostrzeganą kontrolą praktycznie nie różni się od kogoś z lepszym wykształceniem - podkreśla Margie Lachman. Amerykanie poprosili badanych, by ustosunkowali się do serii stwierdzeń na skali od 1 do 7, gdzie 1 oznaczało zdecydowaną niezgodę, a 7 zdecydowaną zgodę. Odpowiedzi z kwestionariusza spostrzeganej kontroli zestawiano z danymi nt. długości życia w różnych rejonach Stanów (uzyskano je w ramach studium Midlife in the United States, przebadawszy ponad 6000 osób). « powrót do artykułu
  13. Chrząszcze z podrodziny trzyszczowatych są znakomitymi biegaczami. Najszybsze rozwijają prędkość nawet 5 mil na godzinę, co pozwala im w czasie sekundy pokonać aż 120 długości ciała. Niestety, puszczając się w pogoń za ofiarą lub partnerką, oślepiają się. Obraz staje się rozmazany, bo oko nie jest w stanie wychwycić ilości światła potrzebnej do uformowania obrazu. By sobie z tym jakoś poradzić, owad musi przystanąć, by jeszcze raz zerknąć, gdzie powinien biec. Później znowu bije rekordy szybkości. Choć taka strategia wydaje się raczej dziwna, chrząszcze mogą sobie pozwolić na przerwy w polowaniu, bo są naprawdę szybkie. Przystanek w niczym im nie przeszkadza... Cole Gilbert i Daniel Zurek z Uniwersytetu Cornella postanowili ostatnio sprawdzić, jak trzyszczowate radzą sobie z przeszkodami. Sprawy nie ułatwia już sama prędkość, a gdy dochodzi do tego oślepienie biegiem, zadanie staje się arcytrudne. Jak twierdzi Zurek, chrząszcze znajdują się w permanentnym trybie kolizyjnym. Obserwacje przedstawicieli gatunku Cicindela hirticollis wykazały, że kluczem do uniknięcia wypadków są czułki trzymane w ustalonej pozycji. Owad unosi je tuż nad ziemią (układają się one w literę "V") i nigdy nie porusza nimi w czasie szaleńczego biegu. Gdy czułki uderzają w przeszkodę, czubki odginają się ku tyłowi. Choć chrząszcz przemieszcza się za szybko, by zmienić kurs, może lekko unieść ciało w górę i przebiec po napotkanym obiekcie. Zurek filmował C. hirticollis, które pokonywały długą trasę z umieszczonym pośrodku kawałkiem drewna. Z nietkniętymi czułkami owady pokonywały przeszkodę w większości przypadków (nawet gdy biolog zamalował im oczy). Po usunięciu czułków często dochodziło do kolizji. Trzyszczowate mogły, oczywiście, wyewoluować oczy z dobrą rozdzielczością czasową, ale byłoby to bardziej kosztowne rozwiązanie. Poza tym później trzeba by było przetworzyć pozyskane dane, a z tym z kolei nie poradziłby sobie zapewne ich mózg. « powrót do artykułu
  14. Nowy dyrektor wykonawczy Microsoftu, Satya Nadella, może być jednym z najlepiej opłacanych menedżerów w przemyśle IT. Jego maksymalna pensja będzie wielokrotnie wyższa od pensji Steve'a Ballmera. Pensja Nadelli będzie składała się z czterech części. Pierwsza z nich to wynagrodzenie podstawowe wynoszące 1,2 miliona dolarów rocznie. Ponadto będzie mu przysługiwała premia do wysokości 3-krotnej pensji. O wysokości premii będzie decydował zarząd firmy. Ponadto poczynając od przyszłego roku Nadella będzie uprawniony do otrzymania corocznego pakietu akcji o wartości 13,2 miliona dolarów. Na czwartą część będzie składał się pakiet akcji, którego wartość będzie uzależniona od wartości akcji koncernu za rządów Nadelli. Ten dodatkowy pakiet Nadella będzie otrzymywał przez pierwsze trzy lata rządów. Jeśli Microsoftt ulokowałby się w pierwszej 100 indeksu S&P 500, to Nadella otrzymałby 900 000 akcji. Ich wartość według obecnych cen to około 37 milionów dolarów. Jeśli jednak Microsoft trafiłby do ostatniej 150 indeksu, to Nadella otrzyma maksymalnie 150 000 akcji. Jeśli nawet sprawy potoczą się dla Nadelli niekorzystnie, zarząd nie przyzna mu premii, a akcje Microsoftu utrzymają obecną cenę, to w bieżącym roku nowy CEO zarobi 6,6 miliona dolarów, a w przyszłym – nie mniej niż 19,8 miliona. W przeszłości Nadella był drugim najlepiej opłacanym menedżerem Microsoftu. W ubiegłym roku jego wynagrodzenie (pensja podstawowa, premia, pakiet akcji) wyniosło 7,7 miliona USD. Więcej zarobił jedynie Kevin Turner, sprawujący stanowisko dyrektora ds. operacyjnych. Steve Ballmer jako dyrektor wykonawczy zarabiał około 1,2 miliona dolarów. Jako drugi największy indywidualny udziałowiec koncernu nie otrzymywał już pakietów akcji. Mimo to, z majątkiem szacowanym na około 15 miliardów dolarów, jest wśród 50 najbogatszych ludzi na świecie. « powrót do artykułu
  15. W Laboratorium Mediów MIT-u powstała nakładana na czytelnika książka, która pozwala poczuć emocje bohaterów. Sensory Fiction, bo o niej mowa, jest wyposażona w czujniki i siłowniki. W okładce znajduje się 150 programowalnych diod LED. Książka "wie", do której ktoś dotarł strony i zmienia podświetlenie okładki i wibracje, by dopasować się do nastroju. Kiedy postać się boi, wokół klatki piersiowej pojawia się ucisk. Podniecenie jest oddawane za pomocą wzorców drgań, które przyspieszają tętno. W analogiczny sposób można wywołać u czytającego dreszcze. Jak wyjaśniają twórcy projektu Felix Heibeck, Alexis Hope i Julie Legault, stan emocjonalny lub fizyczny bohatera powoduje sprzężenie zwrotne, zmieniając puls czy lokalną temperaturę i ściskając za pomocą połączonych pasami poduszek powietrznych. Prototypowa historia - The Girl Who Was Plugged In - przedstawia bogatą gamę emocji i sytuacji. Główna bohaterka doświadcza równie głębokich miłości i desperacji, a także pławi się w słońcu Barcelony, by później zapuścić się do ciemnej, wilgotnej piwnicy. « powrót do artykułu
  16. Zespół z Uniwersytetu w Adelajdzie odkrył kluczowy krok, który w przyszłości powinien pomóc w zapobieganiu niewydolności wątroby po przedawkowaniu paracetamolu. Przedawkowanie paracetamolu to najczęstsza przyczyna ostrej niewydolności wątroby i wiodąca przyczyna uszkodzenia wątroby wymagającego przeszczepu w krajach rozwiniętych - wyjaśnia dr Grigori Rychkov. Od dawna wiadomo, że przedawkowanie paracetamolu wiąże się z toksycznym poziomem wapnia w komórkach wątroby, jednak dotąd nikt nie miał pojęcia, jak Ca się tam dostaje. Australijczycy stwierdzili, że przedawkowanie paracetamolu aktywuje kanał TRPM2 i to on transportuje wapń przez błonę. Hepatocyt zostaje przeładowany wapniem, co prowadzi do jego obumarcia. Jeśli proces przebiega wystarczająco długo i umrze wystarczająco dużo komórek, może dojść do niewydolności wątroby. Zespół doktoranta Ehsana Kheradpezhouha wykazał podczas eksperymentów laboratoryjnych, że kiedy TRPM2 nie ma lub jest zablokowany, hepatocyty są chronione przed uszkodzeniem przez paracetamol. Teraz dysponujemy potencjalnym celem dla farmaceutyków w ramach terapii przedawkowania paracetamolu i być może innych uszkadzających wątrobę zatruć - cieszy się Rychkov. Obecnie leczenie także jest możliwe, ale trzeba się zmieścić w oknie czasowym 18 godzin. « powrót do artykułu
  17. Analiza danych z Teleskopu Keplera, który przed miesiącami uległ poważnej awarii, pozwoliła odkryć niezwykłą planetę. Kepler-413b tak mocno odchyla się od swej osi, że prowadzi to do nieprzewidywalnych zmian pór roku. W ciągu zaledwie 11 lat różnice w nachyleniu osi planety sięgają aż 30 stopni. Planeta Kepler-413b znajduje się w gwiazdozbiorze Łabędzia w odległości 2300 lat świetlnych od Ziemi. W ciągu 66 dni obiega ona dwie gwiazdy – czerwonego i pomarańczowego karła. Jako, że jej orbita jest nachylona pod kątem 2,5 stopnia do płaszczyzny orbity jej gwiazd, z naszego punktu widzenia wydaje się, że i ona ulega ciągłym zmianom. Teleskop Keplera odnajduje planety mierząc zmiany jasności gwiazdy, do których dochodzi, gdy planeta przechodzi na jej tle. Sprawdziliśmy dane z Keplera z okresu 1500 dni. W ciągu pierwszych 180 dni zauważyliśmy trzy przejścia, każde co 66 dni. Później przez 800 dni nie było żadnego przejścia, a później widzieliśmy pięć przejść z rzędu - mówi Veselin Kostov ze Space Telescope Science Institute i Uniwersytetu Johnsa Hopkinsa. Uczony dodaje, że kolejne przejście, które będzie można zauważyć z Ziemi, nastąpi nie wcześniej niż w 2020 roku. Eksperci wciąż próbują znaleźć odpowiedź na pytanie, dlaczego Kepler-413b nie jest zsynchronizowana z gwiazdami. Niewykluczone, że w systemie znajduje się inna planeta, która na nią wpływa lub też w pobliżu znajduje się trzecia gwiazda. Prawdopodobnie istnieje więcej planet takich jak Kepler-413b, ale nie widzimy ich, gdyż znajdujemy się w punkcie, który czyni obserwacje trudnymi - stwierdził Peter McCullogh, jeden z autorów badań. Kepler-413b to gazowy olbrzym o masie 65-krotnie większej od masy Ziemi.
  18. Odrobina środka znieczulającego wstrzyknięta w pobliżu wiązki nerwów w szyi w znacznym stopniu zmniejsza uderzenia gorąca. Naukowcy uważają, że technikę tę będzie można wykorzystać u kobiet w wieku menopauzalnym, które z różnych względów nie chcą lub nie mogą skorzystać z hormonalnej terapii zastępczej (HTZ). W studium zespołu z Nortwestern University i University of Illinois w Chicago wzięło udział 40 pań z umiarkowanymi-silnymi uderzeniami gorąca. Podawano im blokadę zwoju gwiaździstego albo zastrzyk z soli fizjologicznej. Wszystkie ochotniczki prowadziły dzienniczki, w których odnotowywały częstość i nasilenie uderzeń gorąca w okresie zaczynającym się 2 tygodnie przed iniekcją, a kończącym się 6 tygodni po nim. Ponadto przez dobę na początku studium i 3 miesiące po zastrzyku kobiety nosiły monitory przewodnictwa skórnego, które zapewniały obiektywną ocenę uderzeń gorąca i pozwalały użytkowniczkom odnotowywać, kiedy się one pojawiały. Naukowcy wyliczyli, że średnio kobiety doświadczały10 uderzeń gorąca na dobę i że 2/3 z nich oceniały jako umiarkowane-silne. Zgodnie z przyjętymi definicjami, uderzenie gorąca trwające do kwadransa z poceniem, suchością w ustach, napięciem mięśni i przyspieszeniem tętna uznawano za umiarkowane, a trwające do 20 min z arytmią, osłabieniem, skrajnym poceniem czy uczuciem omdlewania za silne. Autorzy artykułu z pisma Menopause podkreślają, że 4-6 miesięcy po zastrzyku między grupami nie występowały znaczące różnice w liczbie uderzeń gorąca, lecz liczba umiarkowanych-silnych uderzeń spadła u kobiet z blokadą zwoju gwiaździstego o 52%, a u osób po zastrzyku z soli fizjologicznej jedynie o 4%. Intensywność uderzeń gorąca w grupie eksperymentalnej zmniejszyła się o 38%, a w grupie kontrolnej o 8%. « powrót do artykułu
  19. Dziennik japońskiej giełdy Nikkei doniósł, że Sony ma zamiar pozbyć się wydziału produkcji komputerów osobistych. Koncern chce go podobno sprzedać za 490 milionów dolarów. Nabywcą miałaby zostać firma utworzona przez fundusz inwestycyjny Japan Industrial Partners, w której Sony objęłoby niewielkie udziały. Z kolei telewizja NHK stwierdziła, że Sony rozmawia z chińską Lenovo na temat odsprzedania jej wydziału produkcji pecetów. Przedstawiciele Sony poinformowali, że doniesienia NHK są niedokładne, ale przyznali, iż firma rozważa różne rozwiązania dotyczące jej marki Vaio. « powrót do artykułu
  20. Dla samic pająków Paratrechalea ornata liczy się nie tylko zawartość podarunków od potencjalnych partnerów, ale i biel opakowania z jedwabiu. Szukając kochanki, samce P. ornata przechadzają się, wprawiając w drgania przednie odnóża i nogogłaszczki. W aparacie gębowym trzymają owinięty białą nicią łup - prezent dla wybranki serca. By dowiedzieć się więcej o tym zachowaniu, Mariana Trillo, Valentina Melo-González i María José Albo z Instituto de Investigaciones Biológicas Clemente Estable w Urugwaju schwytały pająki z Río Santa Lucía. Później przeprowadzili serię eksperymentów laboratoryjnych. W jednym z nich aparat gębowy części samców pomalowano na biało. Okazało się, że stykające się z nimi samice były bardziej aktywne, częściej wchodziły w kontakt fizyczny i spędzały naprzeciwko nich więcej czasu. Poza tym wcześniej i częściej akceptowały konkurentów. Panie biolog uważają, że dla samic pociągająca jest sama biel jedwabiu. To podkreśla wagę wskazówek wzrokowych podczas zalotów i wyboru partnera u P. ornata. Zespół Trillo przekonuje, że kolor wcale nie jest przypadkowy. Pająki są aktywne głównie o zachodzie i w nocy, gdy jasne/białe obiekty wyróżniają się przy większych odległościach niż czarne. Dzięki białemu opakowaniu samicy łatwiej wypatrzyć kochanka i ocenić, czy ma podarunek. Urugwajki stwierdziły, że opakowanie prezentu pozwala samicom ocenić kondycję konkurenta. Samce w kiepskiej formie wytwarzają źle skonstruowane i zawinięte prezenty, podczas gdy krzepcy panowie dodają do nich więcej jedwabiu, przez co wydają się one bielsze. « powrót do artykułu
  21. Odpowiednia strategia pozwoliła IBM-owi na zapłacenie najniższych podatków od 20 lat. Dzięki temu, że niemal cała sprzedaż z terenu Europy. Azji, Afryki, Azji oraz Bliskiego Wschodu i części Ameryki przechodzi przez holenderską firmę, IBM znacząco obniżył swoje zobowiązania podatkowe. Spadły one do najniższego poziomu od 1994 roku, podczas gdy jednocześnie przychody firmy przed opodatkowaniem zwiększyły się czterokrotnie. Koncern zapłacił 15,6% podatków, podczas gdy przewidywał, że będzie musiał oddać 25%. Dzięĸi takiej strategii firma zaoszczędziła 1,84 miliarda dolarów. Nie tylko IBM korzysta z faktu, że dzięki posiadaniu w Holandii spółek zależnych możliwe jest zapłacenie mniejszych podatków. Ze spółek takich korzystają Yahoo, Google czy Cisco. Firma IBM International Group BV została założona w Holandii w 1999 roku. Jest ona centrum holdingu skupiającego ponad 40 firm należących do IBM-a. Jeszcze w 2008 roku zatrudniała ona trzech pracowników. Obecnie zatrudnia 205 000 osób, z czego jedynie 4000 pracuje w Holandii. IBM zatrudnia na całym świecie około 430 000 osób. Z danych za koniec 2012 roku wynika, że z operacji poza granicami USA IBM osiągnął 44,4 miliarda dolarów zysku. Koncern nie zapłacił od nich podatku w USA. Pieniądze trafiły do budżetów innych państw. Profesor Ed Outslay z Michigan State University przyznaje, że IBM najlepiej ze wszystkich amerykańskich firm radzi sobie z zarządzaniem zobowiązaniami podatkowymi. Dzięki zaoszczędzonym w ten sposób pieniądzom koncern mógł wydać od 2010 roku aż 65 miliardów dolarów na odkupienie swoich własnych akcji. To spowodowało wzrost ich ceny oraz dywidendy na akcję. Jeszcze w 2007 roku efektywna stawka podatkowa, którą zapłacił IBM wynosiła 28%. Obecnie została zmniejszona do 15,6%. Tylko w latach 2010-2012 koncern zaoszczędził 6,5 miliarda USD. « powrót do artykułu
  22. Satya Nadella został trzecim w historii dyrektorem wykonawczym Microsoftu, zastępując na tym stanowisku Steve'a Ballmera. Bill Gates zrezygnował ze stanowiska przewodniczącego zarządu. Schedę po nim objął John Thompson. Nadella urodził się w 1967 roku w Hyderabadzie w Indiach. W 1992 roku rozpoczął pracę w Microsofcie, a ostatnio był wiceprezesem wykonawczym odpowiedzialnym za grupę Cloud and Enterprises. John W. Thompson dołączył do zarządu Microsoftu w lutym 2012 roku. Jest dyrektorem wykonawczym firmy Virtual Instruments. Od 2009 roku działa aktywnie jako inwestor wspomagający finansowo nowo powstałe firmy w Dolinie Krzemowej. W latach 1999-2009 był dyrektorem wykonawczym Symaneka, a do 2011 roku zasiadał w zarządzie tej firmy. Wcześniej przez lata pracował w IBM-ie, gdzie był odpowiedzialny za sprzedaż, marketing i rozwój oprogramowania. Stał na czele IBM Americas i był członkiem Worldwide Management Council IBM-a. Założyciel Microsoftu, Bill Gates, objął nowe stanowisko w zarządzie. Jego oficjalna nazwa brzmi założyciel i doradca ds. technologicznych. Będzie on wspierał Nadellę w kierowaniu rozwojem technologicznym i produktowym koncernu. « powrót do artykułu
  23. W plemnikach komarów znaleziono receptory węchowe (ang. odorant receptors, ORs). Są takie same, jak te występujące w układzie węchowym owadów na czułkach. Naukowcy z Vanderbilt University stwierdzili, że do ekspresji receptorów dochodzi wzdłuż wici, gdzie napędzają one szybki wzrost tempa jej ruchu (bicia). Odkrycie było dla nas zupełnie niespodziewane. To pierwszy raz, kiedy funkcjonujące owadzie ORs znaleziono w nieczuciowych komórkach bądź tkance. Sądzimy, że to może być zupełnie nowy paradygmat w dziedzinie sposobów regulacji reprodukcji insektów, a jeśli tak, ma szanse doprowadzić do powstania nowego podejścia do kontroli populacji owadów istotnych z medycznego i/lub ekonomicznego punktu widzenia - podkreśla L.J. Zwiebel. W naturze ewolucja często ponownie wykorzystuje raz wykształcone struktury. Niewykluczone, że receptory węchowe najpierw wyewoluowały w układzie rozrodczym, a potem zostały użyte jako podstawa złożonego układu węchowego komarów. Samice komarów spółkują tylko raz, a później przechowują spermę w zbiornikach nasiennych. By w ich jajnikach powstały jaja, muszą się odżywiać krwią zwierząt stałocieplnych. Plemniki mogą potrzebować sygnału chemicznego, by przygotować się do zapłodnienia. Istnieją raporty, że w ciągu jednego dnia po inseminacji plemniki zaczynają pływać w zbiornikach nasiennych. Musi występować jeden lub więcej sygnałów aktywujących ten ruch. Nasze odkrycia sugerują, że receptory węchowe mogą być czujnikami, do których one docierają - wyjaśnia prof. Jason Pitts. Wszystko zaczęło się kilka lat temu, gdy w ciałach samców komarów Anopheles gambiae zauważono niezwykle nasiloną ekspresję grupy receptorów węchowych. Naukowcy się tym zainteresowali, bo były to receptory wykorzystywane przez samice, więc nikt nie spodziewał się takiego odkrycia u samców. Później udało się ustalić, że źródłem receptorów są jądra, a na końcu wskazano na same plemniki. Odkrycie to jeszcze bardziej zaciekawiło Amerykanów, ponieważ w ramach pewnych badań wspominano o receptorach węchowych ludzkich plemników. Dowody na ich występowanie w ludzkiej spermie są bardzo solidne. Kontrowersyjne jest [jednak] to, czy odgrywają jakąś rolę w naszej reprodukcji - opowiada Pitts. Pracując nad nowymi i skuteczniejszymi metodami odstraszania komarów, akademicy z Vanderbilt University stworzyli narzędzia do określania funkcjonalności ORs z owadzich plemników. Znaleźli związki chemiczne, które je aktywują i takie, które aktywacji zapobiegają. Amerykanie stwierdzili, że kiedy plemniki komarów wystawiło się na oddziaływanie aktywatorów ORs oraz wskazówek chemicznych takich jak fenchon, ich wici zaczynały bić o wiele częściej. Plemniki nie reagowały na te same związki, gdy stosowano równoległą ekspozycję na czynniki blokujące receptory węchowe. Badacze zauważyli ponadto, że u pozbawionego działających ORs zmutowanego szczepu A. aegypti również nie dało się w ten sposób aktywować bicia plemników. To przekonujący dowód, że receptory węchowe są zaangażowane w proces rozmnażania - uważa Zwiebel. Testy wykazały, że cykliczny AMP, który powoduje bicie wicią w plemnikach ssaków, zwiększa także tempo ruchów u plemników komarów. Jego wpływ nie zanikał po zablokowaniu ORs, co oznacza, że jest on powiązany z innym zestawem receptorów. Naukowcy badali dodatkowo 3 inne gatunki owadów: muszki owocowe (Drosophila melanogaster), azjatyckie komary tygrysie (Aedes albopictus) oraz błonkówki Nasonia vitripennis. Odkryli, że ich plemniki także zawierają ORs. Sugeruje to, że spełniają one ogólniejszą funkcję reprodukcyjną u większości, jeśli nie u wszystkich owadów. « powrót do artykułu
  24. Od ponad 100 lat w środowisku naukowym toczą się spory o tzw. manuskrypt Voynicha. Ten niezwykły rękopis pokryty licznymi rysunkami oraz zapisany niezrozumiałym tekstem ujrzał światło dzienne w 1912 roku, kiedy to został kupiony przez Amerykanina polskiego pochodzenia Wilfrieda M. Voynicha od jezuitów z Frascati koło Rzymu. Jedni naukowcy twierdzą, że manuskrypt to autentyk, zdaniem innych jest to fałszywka, której autor chciał oszukać kolekcjonerów. Pomimo licznych prób, podejmowanych nawet przez wybitnych kryptologów, manuskryptu dotychczas nie udało się odczytać. Jednak wkrótce może się do zmienić. Botanik Arthur Tucker z Delaware State University uważa, że manuskrypt Voynicha nie pochodzi z Europy, ale z Ameryki Środkowej. Uczony zauważył bowiem, że niektóre z przedstawionych w nim roślin są podobne do ilustracji roślin znajdujących się w XVI-wiecznych księgach z Meksyku. Tucker, którego interesuje historia meksykańskiego zielarstwa, kolekcjonuje stare meksykańskie książki dotyczące botaniki. Niedawno przypadkiem wpadła mu w ręce kopia manuskryptu Voynicha i zauważył, że przedstawione tam rośliny przypominają te z XVI-wiecznych ksiąg, które powstały w Meksyku. Tucker wraz z Rexfordem Talbertem, byłym inżynierem z Pentagonu i NASA, zauważył, że w manuskrypcie Voynicha znajduje się 37 roślin, 6 zwierząt i 1 minerał, które są podobne do XVI-wiecznych przedstawień roślin, zwierząt i minerałów, które występowały na terenach pomiędzy Teksasem, Kalifornią i Nikaraguą. Obaj specjaliści uważają, że większość z tych roślin pochodziło z centralnego Meksyku. Panowie sugerują, że manuskrypt Voynicha mógł powstać właśnie w Meksyku i został spisany w wymarłym dialekcie języka nahuatl. Jeśli zatem udałoby się odczytać w tym języku nazwy przedstawionych tam roślin – a znamy te nazwy w innych językach – to możliwe będzie odczytanie całego manuskryptu. Wielu specjalistów uważa jednak, że spostrzeżenie Tuckera i Talberta niczego nie dowodzi. Jeśli bowiem mamy do czynienia z fałszywką, to fałszerz mógł opierać się na już istniejących dokumentach. Ponadto jeśli miał jakąś wiedzę na temat botaniki, to rysując prawdopodobnie wyglądające rośliny mógł całkiem przypadkiem narysować i takie, które były bardzo podobne do rzeczywiście istniejących. Tucker i Talbert przyjmują te zastrzeżenia i mówią, że nawet jeśli to fałszywka, to być może poznaliśmy właśnie pochodzenie manuskryptu. Szczególnie podkreślają rysunek, który jest niezwykle podobny do fiołka dwubarwnego. Rośnie on tylko w Ameryce Północnej i znacznie różni się od swojego europejskiego kuzyna fiołka trójbarwnego. W czasie, gdy pojawił się manuskrypt Voynicha różnica ta nie była znana specjalistom. To może wskazywać, że manuskrypt pochodzi z Ameryki.
  25. Lodowiec Jakobshavn przyspieszył do niespotykanej wcześniej prędkości. Obecnie jest on najszybciej poruszającym się lodowcem Antarktyki. Prędkość przesuwania się tego lodowca w kierunku morza jest w lecie 4-krotnie większa niż była w latach 90., kiedy to był uznawany za jeden z najszybszych, jeśli nie najszybszy, lodowców Grenlandii - mówi Ian Joughin z Polar Science Center na University of Washington. Z najnowszych badań wynika, że latem 2012 roku lodowiec przesuwał się z prędkością większą niż 17 kilometrów na rok, czyli ponad 46 metrów na dobę. Naukowcy podkreślają, że zmiany prędkości są okresowe. Latem lodowce przesuwają się szybciej, zimą wolniej. Jednak jeśli nawet weźmiemy pod uwagę średnią prędkość lodowca Jakobshavn z ostatnich lat, to zauważymy, że porusza się on 3-krotnie szybciej niż w latach 90. To oznacza, że coraz więcej lodu trafia do oceanu, co przyczynia się do podniesienia jego poziomu. Wiemy, że w latach 2000-2010 tylko ten lodowiec przyczynił się do podniesienia poziomu morza o około 1 milimetr. Jako, że porusza się szybciej, w ciągu kolejnej dekady doda nieco więcej wody - mówi Joughin. Lodowiec Jakobshavn już zapisał się w historii. Specjaliści uważają, że to właśnie od niego oderwała się góra lodowa, o którą rozbił się Titanic. « powrót do artykułu
×
×
  • Dodaj nową pozycję...